Dla zniecierpliwionych wrzucam część rozdziału drugiego, którą zdążyłam do tej pory napisać. Wiem, że długo mi to zajmuje, ale niestety mam ostatnio sporo spraw na głowie i do tego jeszcze przyczepiło się do mnie przeziębienie, które jak rzep nie chce się odczepić. Może uda mi się dokończyć ten rozdział w tydzień i wówczas wrzucę resztę po tym okresie.
Mam nadzieję, że się rozdział ten spodoba, bo jakoś opornie mi szło jego pisanie. Nie wiem, może dlatego, że tematyka była dość smętna? Życzę Wam miłej lektury ^^.
Słońce ogrzewało kiełkujące rośliny w
przydomowym ogródku, osuszając grządki namoknięte nocnym deszczem. W jednej z
rabat pracowała dość żywiołowa kobieta w średnim wieku. Jej spięte w kok włosy
naznaczone były licznymi srebrnymi pasemkami. W pewnej chwili wyprostowała się
i głośno wypuściła powietrze z płuc.
- Spodziewałam się, że kiedyś to nastąpi
– wypowiedziała swoje przypuszczenia nazbyt spokojnym głosem – czystki doszły i
do mnie.
- Widzę, że oczekiwałaś tej chwili –
odparł mężczyzna, maskujący swą twarz przydużym kapturem, spod którego
wystawało kilka niesfornych kosmyków złocistych włosów – jesteś nadzwyczaj
spokojna.
- To jedynie złudne wrażenie – zaśmiała
się kobieta, odwracając głowę w stronę swojego przyszłego kata – w rzeczywistości
obawiam się nieuniknionej śmierci.
- Mam rozkaz cię zabić – odparł
zamaskowany łagodnym głosem – Nie martw się o córkę. Ród się nią zajmie.
- Moja córka nie przyjmie oferty
przynależności do rodu – zakomunikowała kobieta ze stoickim spokojem –
Zmuszanie jej też nie ma sensu, bo już dawno was znienawidziła.
- Skąd ta pewność? – Spytał zdumiony
mężczyzna.
- Jestem jej matką i wiem takie rzeczy –
odpowiedziała zwracając zmęczony wzrok w niebo – Jestem niewygodnym ogniwem dla
waszego rodu, bo daję schronienie tym, którzy przed wami uciekają. Nie kryj
twarzy, bo dobrze wiem kim jesteś. Własny ojciec wysłał cię z tak ważną misją.
- Łżesz! – Oskarżył ją zakapturzony w
nerwach. – Niby skąd możesz wiedzieć, kim jestem?
- Przerwijmy tę dziecinadę Kacprze, bo
sytuacja na to nie pozwala – napomniała mężczyznę surowym głosem – Masz mnie
zabić, więc stań się mężczyzną i spójrz w oczy swojej pierwszej ofierze.
- Czemu mam patrzeć ci w oczy? – Blondyn
ściągnął kaptur, ukazując swoją jasną czuprynę. – Jesteś jedynie śmieciem,
który stoi na drodze mego ojca.
- Och, tak uważasz? – Kobieta spojrzała
na gniewną twarz młodego mężczyzny. – Jesteś niewiele starszy od Piotrusia i
Joli. Wiesz w ogóle kim jestem, że masz o mnie takie zdanie?
- Nazywasz się Klara Chodrum –
oświadczył z pogardą w głosie chłopak – Mącisz wodę w interesach ojca.
- Czyżby?! – Pokiwała w rezygnacji
głową. – Pomyśli dziecko, to w ogóle nie boli.
- Nie mam nad czym się zastanawiać –
zakpił celując w jej stronę z broni – mam cię jedynie wyeliminować.
- Tak – przyznała mu rację – masz się
mnie pozbyć. Jednak kiedy już mnie zabijesz, zważ na konsekwencje swego czynu.
- Zamknij się wreszcie! – Strzelił w
pierś kobiety, która z bólem wymalowanym na twarzy upadła na ziemię. – Jesteś
nikim ważnym, a tacy w ogóle nie mają prawa głosu.
- Zapoczątkowałeś właśnie coś, co zwą
efektem motyla – zakrztusiła się krwią – Może nie jestem nikim ważnym dla
ciebie, ale są osoby, dla których się liczę. On nienawidzi zabijać, ale moja
śmierć obudzi w nim skrywany mrok.
- O kim ty mówisz? – Kacper zdziwiony
patrzył w powoli gasnące oczy kobiety. – Gadaj!
- Niewinny kociak przemieni się w
strasznego tygrysa – szepnęła już ostatkiem sił – mój...
* * * * *
Piotrek z Jolką właśnie siedzieli na
tarasie domu Murdochów, gdy poczuli narastającą w nich falę smutku i ciepła.
- Coś się stało – Zielonooki poczuł, jak
po policzku spływa mu łza. – Ten dreszcz był przerażający.
- Też to poczułam – Rudowłosa złapała
się za pierś, czując ukłucie w sercu. – To tak, jakbym coś ważnego straciła.
Nagle zadzwonił telefon dziewczyny.
Kiedy spojrzała na wyświetlacz, zdziwiła się widząc imię jej kuzyna.
- To Tomek – Poinformowała przyjaciela
dość niepewnie patrząc na telefon.
- No, odbierz – ponaglał ją Piotrek
przeczuwając, że coś jest nie tak. – Skoro to on…
- Boję się – odparła cicho – On nigdy
nie dzwoni bez powodu.
- Daj mi to – Kasztanowłosy wyrwał
przyjaciółce telefon, po czym go odebrał – Tak?
- To ty Piotrek – usłyszał w słuchawce
łamiący się głos chłopaka – Bała się odebrać, tak?
- Tak – Zielonooki przytaknął rzucając
czujne spojrzenie na roztrzęsioną rudowłosą. – Co się stało, że dzwonisz?
- Ciocia – Tomek po prostu już załkał –
Ona, ona nie żyje. Znalazłem ją, kiedy wróciłem ze szkoły. Rano mówiła, że
będzie robić wiosenne porządki w ogródku i tam ją znalazłem. Tam było tyle
krwi. Ktoś ją zastrzelił, rozumiesz to?! Jak mógł? Ona nikomu nie zawiniła,
więc czemu?
- Uspokój się – Piotrek zaczął łagodnie
przemawiać do zrozpaczonego chłopaka. W sumie, sam nie rozumiał, dlaczego jest
tak spokojny. Właśnie dowiedział się, że bliska mu osoba nie żyje. Coś mu
jednak mówiło, że to zaledwie cisza przed burzą. – Ktoś jest tam oprócz ciebie?
- Jest Łukasz – zaszlochał Tomek – Dam
ci go.
- To była jakaś pieprzona egzekucja –
poinformował go Łukasz wściekłym głosem – Kto do kurwy nędzy mógłby wydać na
moją matkę wyrok śmierci?
- Nic ci nie świta? – Piotrek potarł
bolące skronie, które nieoczekiwanie dały o sobie znać. – Pomyśl.
- Murdochowie?! – Zdziwił się rudowłosy.
– Niby czemu? Matka nigdy nie wtrącała się do ich spraw.
- Jej neutralność była kłopotliwa dla
głowy rodu – oświadczył kasztanowłosy dość słabym głosem – Kiedy pogrzeb?
- Za tydzień – odparł Łukasz lekko
przygaszony – Prokurator nakazał sekcję dla zbadania okoliczności jej śmierci.
- Rozumiem – Piotrek przymknął na chwilę
oczy. – Przywiozę Jolkę, więc się o nic nie martw.
- Łapię cię za słowo Skrzacie –
Rudowłosy westchnął ciężko do słuchawki. – Wiesz, to jak cios nożem w plecy.
Jeśli dowiem się, który z tych drani wycelował broń i strzelił…
- Ja się tym zajmę – uspokajał go
kasztanowłosy nazbyt łagodnie – ty nie musisz brudzić sobie rąk. Lepiej zajmij
się Tomkiem. Zaopiekuję się Jolą.
Po tych słowach Piotrek się rozłączył i
oddał telefon przyjaciółce.
- Już wiesz, prawda? – Spytał widząc
rozpacz w jej oczach. – Pomszczę ją, rozumiesz?
- Czemu? – Jolka wtuliła się w tors
zielonookiego i głośno załkała. – Nie rozumiem?
- Spokojnie – Piotrek mocno przytulił do
siebie przyjaciółkę. Sam walczył z wewnętrznym bólem utraty kogoś ważnego w
jego życiu, a jednocześnie górę zaczęło brać nad nim jego drugie „ja”.
Delikatnie gładził włosy przyjaciółki, czując jak przemaka mu koszula na
piersi. – Ten czyn nie ujdzie im płazem.
* * * * *
Kacper wrócił z misji prosto do
Akademii. Był dumny z wykonanego zadania, choć ostatnie słowa tej kobiety nadal
tkwiły w jego głowie.
- Stary babsztyl i tyle – westchnął
rzucając broń na tapczan – bezużyteczny śmieć.
- Szanuj swoją broń – usłyszał za sobą
głos Dantego – Pierwszą rzeczą po powrocie z misji jest zaraportowanie o tym
opiekunowi, Murdoch.
- Wiem – jęknął blondyn siadając na
krześle – Wróciłem, zadowolony?
- Nie bardzo – Sicarius podszedł do
biurka, na którym zobaczył akta dobrze znanej mu kobiety. Nie wierzył własnym
oczom. – Rozpoczęliście czystki w rodzie?!
- Co?! – Kacper niemal spadł z krzesła w
reakcji na pytanie mężczyzny. – Jakie czystki?
- Ta kobieta – Dante wskazał zdjęcie
pani Klary – Po części jest Murdochem.
- I co z tego – Blondyn wzruszył
ramionami. – Ojciec wydał taki, a nie inny rozkaz, więc go wykonałem.
- Rozumiem – Sicarius ruszył w stronę drzwi,
przy których się na chwilę zatrzymał. – Właśnie wzbogaciłeś się o kilku
poważnych wrogów. Jeden z pewnością zabije cię własnoręcznie nie zważając na
twoje pochodzenie, czy więzy krwi.
- Kto? – Kacper wystraszony spojrzał na
plecy mężczyzny. – Kim on jest?
- Dowiesz się w swoim czasie – zaśmiał
się ciemnowłosy opuszczając pokój – Nawet nie wiesz, że zadarłeś z mroczną
stroną jego osobowości.
* * * * *
- Witaj Dymitrze – Talisha przywitała
siedzącego w zamyśleniu mężczyznę. – Właśnie wracam z małej wycieczki po
Wschodzie.
- I coś ciekawego przywiozłaś? –
Spojrzał na kobietę z cynicznym uśmieszkiem. Zawsze świetnie się dogadywali i
tym razem nie było inaczej. W jej oczach wyczytał coś niepokojącego. – Co tym
razem?
- Twoja cizia z Polski gryzie już piach
– poinformowała go kasztanowłosa ze współczuciem w głosie. Może i była
psychopatką, ale posiadała uczucia, a Avis był jej najlepszymi i najdroższym
przyjacielem, który jeszcze nigdy jej nie zdradził. – To sprawka Murdochów.
- Co z małą? – Dymitr obdarzył kobietę
zimnym spojrzeniem. Wezbrała w nim wściekłość, która wzrastała z każdą sekundą.
– Poznałaś ją, prawda?
- Poznałam – posłała przyjacielowi
ciepłe spojrzenie – to przyjaciółka mojego siostrzeńca.
- Więc? – Ponaglał ją, starając się
panować nad złością. – Mów.
- Ten srebrny lis trzyma ją u siebie –
odparła z jadem w słowach – Na siłę chce z niej zrobić Murdocha.
- Niedoczekanie jego! – Ryknął Avis
zrywając się z fotela i od razu ruszając w stronę wyjścia. – Dzięki za cynk.
- W razie jatki, gorąco się polecam! –
Zawołała za nim w śmiechu. Wreszcie szykowało się coś ciekawego. – Wiem, że
zabierając swoją latorośl zwiniesz też i tego smyka przyjacielu.
Jej szaleńczy śmiech wypełnił niemal
cały dom. Na szczęście, wszyscy jego mieszkańcy byli do niego przyzwyczajeni.
* * * * *
Piotrek bezceremonialnie wparował do
gabinetu stryja i rzucił na jego biurko szarą kopertę.
- Co to ma być chłopcze? – Zapytał
mężczyzna lustrując zimnym wzrokiem bratanka. – Zero manier.
- Wyjeżdżam na góra dwa tygodnie i
zabieram ze sobą Jolę – Piotrek siląc się na spokój w głosie wypowiedział swoją
wiadomość. – Za tydzień jest pogrzeb jej matki i nie mam zamiaru go opuścić.
- Rozumiem – Zygfryd nie spuszczał
wzroku z bratanka. – Skąd ta pewność, że was puszczę?
- Nawet jeśli tego nie zrobisz i tak się
tam udamy – warknął chłopak z furią w oczach – Ciocia Klara była dla mnie, jak
prawdziwa matka, a ty ot tak wydałeś na nią wyrok śmierci. Nawet nie wiesz, co
tym zapoczątkowałeś.
- Może mnie oświecisz? – Murdoch wbił w
kasztanowłosego lodowate spojrzenie. Chłopak wiedział, że to wyraz złości, ale
miał to w nosie. – No, Piotrze?
- Niby czemu miałbym to robić? –
Zielonooki zadrwił z cynicznym uśmieszkiem na twarzy. – Powinieneś znać skutki,
skoro tworzysz przyczynę. To prosta implikacja.
- Czy ty chcesz mnie na serio
rozwścieczyć? – Zygfryd spytał z mordem w oczach. – Igrasz z siłą tobie nie
znaną.
- Czyżby? – Zakpił Piotrek. – A może na
mnie też wydasz wyrok śmierci i naślesz egzekutora?
- Chciałbyś – syknął mężczyzna wstając z
fotela – śmierć to zbyt łagodna kara, jak dla ciebie smarkaczu!
- No, co ty nie powiesz! – Piotrkowi już
też brakowało nerwów i stracił kontrolę. Miał dość dyrygowania sobą. – Nie
jestem pieprzoną marionetką! Pionkiem też być nie zamierzam! Mam dosyć
odgrywania roli nieporadnego gnojka! Wydając wyrok na ciocię Klarę, utraciłeś
resztki szacunku jakie jeszcze do ciebie miałem.
- Niewychowany bachor! – Ryknął Zygfryd
zamachując się na bratanka, jednak ten złapał jego rękę, uniemożliwiając tym
samym cios.
- Nie będę już więcej nadstawiał
policzka – odparł poważnie kasztanowłosy odrzucając od siebie rękę stryja – Nie
pozwolę się więcej mieszać z błotem. Następnym razem oddam ze zdwojoną siłą.
Skończyło się miłosierdzie. Wiedz, że zabiję mordercę cioci.
- O czym ty mówisz? – Murdoch nie
wierzył w tak diametralną przemianę bratanka. Czyżby pomylił się w ocenie jego
charakteru? – Chcesz przelewać krew własnego rodu?
- Nie bądź hipokrytą – Piotrek obdarzył
stryja pogardliwym spojrzeniem. Emanowała z niego mordercza aura i dotąd
skrywany mrok. – Sam udowodniłeś, że bezkarnie można przelewać krew rodu.
Czystki? Też mi coś! Mord zawsze jest mordem, a zabójca, zabójcą.
* * * * *
Jolka stała na początku korytarza
prowadzącego do gabinetu lidera rodu Murdoch. Piotrek kazał jej spakować plecak
i tam na niego czekać. Oparła się o ścianę i smutnie patrzyła na podłogę.
- Co jest? – Usłyszała głos Chrisa,
który właśnie przechodził obok. – Czemu jesteś w takim kiepskim nastroju?
- Moja matka nie żyje – Jolka spojrzała
na blondyna zrozpaczonym wzrokiem. – Twój stryj maczał w tym palce.
- O kurwa – mruknął chłopak, opierając
się o przeciwległą ścianę korytarza – Skrzat wie?
- Wie – przytaknęła lekko zaniepokojonym
głosem – Poszedł rozmówić się z Zygfrydem.
- Że co proszę?! – Chris aż pobladł. –
Czy on stracił do końca rozum?
- Nie wiem – rudowłosa westchnęła ciężko
– Coś się w nim zmieniło po usłyszeniu wieści o śmierci mojej matki.
- Na dobre, czy na złe? – Blondyn
spoważniał.
- Nie potrafię tego określić – wahała
się w swojej ocenie – stał się chłodny.
- Cholera – sapnął Murdoch słysząc
dobiegającą z gabinetu ostrą wymianę zdań. Z tego co udało się mu wyłapać,
Piotrek wygrywał to starcie. – Wrócił mroczny skrzat.
- To chyba dobrze? – Dopytywała
dziewczyna dość niepewnym głosem.
- Zajebiście dobrze – uśmiechnął się do
niej blondyn – Piotrek od dziecka tolerował poczynania Murdochów, ale miarka
się przebrała. Już dłużej nie zamierza udawać. Wreszcie przestał grać i zaczął
być sobą. To mnie cieszy.
Nagle drzwi od gabinetu Zygfryda się
otworzyły i z trzaskiem zamknęły. Na korytarzu pojawił się Piotrek ze
spojrzeniem pełnym determinacji.
- Siema Chris – Przywitał kuzyna dość
radośnie – Dobrze, że cię widzę.
- Chcesz pożyczyć moje małe gniazdko? –
Chris puścił mu oczko w żartach, po czym rzucił w jego stronę klucze do swojego
mieszkania w Polsce. – Trochę tam brudno, więc ostrzegam.
- Spoko – Piotrek uśmiechnął się ciepło
do blondyna – Ostatni miesiąc spędzę na wizytach rodzinnych.
- Dziwiło mnie, że od razu tego nie
zrobiłeś – Chris poklepał ramię kuzyna. – W ogóle to szacun, że wytrzymałeś
tyle czasu w tym domu. Ja po miesiącu dostaję świra.
- Nie dziwię ci się – Zielonooki ze
zrozumieniem spojrzał na blondyna – To jak zesłanie na katorgę. Ja wytrzymałem
jedynie dlatego, bo opracowywałem strategię przyszłych działań.
- Kumam – Chris serdecznie się zaśmiał –
Nigdy nie mogłem wygrać z tobą w szachach, bo zawsze byłeś przede mną o kilka
kroków do przodu.
- Dobrze zbudowana taktyka zawsze
prowadzi do zwycięstwa – Piotrek narzucił na siebie plecak z rzeczami. –
Przyjedź na pogrzeb cioci. Dam ci cynk co, gdzie i jak.
- Dzięki – Chris przytulił kuzyna na
pożegnanie. – Bądź ostrożny.
- Będę – uśmiechnął się łagodnie – zbyt
wiele osób czyha na jakiś błąd z mojej strony.
Po tych słowach kasztanowłosy ruszył wspólnie
z Jolką w stronę wyjścia. Wraz z opuszczeniem domu głównego rodu Murdoch
odczuli niejaką ulgę. Piotrek świetnie zdawał sobie sprawę, że to zaledwie
początek burzy, którą wywołał. Wolał jednak wreszcie zmierzyć się z
prześladującymi go demonami przeszłości, jako on, a nie jako któreś z jego
fałszywych wcieleń. Zerwał z siebie ostatnią maskę i wreszcie był sobą.
* * * * *
Kamil szedł właśnie poboczem drogi
prowadzącej do Waszyngtonu. Stamtąd miał nadzieję dotrzeć jakimś stopem do
Nowego Jorku. Tam miał spotkać się z Li- Dokiem. Oczywiście musiał
niepostrzeżenie wymknąć się z AT, co
było dość trudne, będąc współlokatorem Dantego Sicariusa.
- Wreszcie
poznam prawdę – pomyślał machając na mijający go samochód – Mamo, tato, dowiem się co się tak naprawdę z
wami stało.
Kolejny kierowca go zignorował, więc
ciężko wzdychając wznowił swój samotny marsz. Te kilka miesięcy izolacji od
bliźniaków i Piotrka dało mu nieźle w kość. Dante okazał się surowym nauczycielem
i co było zadziwiające dla chłopca, troskliwym opiekunem. Piotrek jednak co
nieco Sicariusa nauczył, ale wyczuł w tym również i pomoc Orestesa – głównie
przy karaniu. Chłopiec tęsknił za rodzeństwem, nawet za tymi ich wygłupami,
które zwykle grały mu na nerwach. Do tego Nicole stała się dla niego jakaś
oziębła. Nie wiedział tylko dlaczego, albo czym zawinił, że tak się
zachowywała.
- Do bani – sapnął, gdy kolejny wóz
przejechał obok na pełnym gazie. Miał wrażenie, jakby specjalnie przyspieszały
w momencie jego mijania. – Mam nie fart.
Szedł już godzinę i plecak zaczynał mu
ciążyć, na domiar złego, zaczął siąpić deszcz i zrobiło się nieprzyjemnie zimno
na pustkowiu, które właśnie przemierzał. Pewny był jednego – przeziębienia.
Usłyszał silnik nadjeżdżającego samochodu, więc z nadzieją machnął na niego
ręką. Przez wpadające mu do oczu krople deszczu, który z czasem się wzmógł, nie
widział dokładnie swojego otoczenia. Potknął się o kamień i jak długi
przejechał po poboczu na brzuchu. Samochód się zatrzymał, a po chwili chłopak
poczuł silny chwyt wokół pasa. Następnie został wrzucony na tylne siedzenia i z
trzaskiem zamknęły się za nim drzwi wozu.
- Przebierz się i wytrzyj – usłyszał
nazbyt znajomy mu głos opiekuna – ręczniki masz w torbie na podłodze za moim
siedzeniem.
- Skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać? –
Kamil kichnął wycierając mokrą głowę. – Jesteś zły?
- Może – Dante specjalnie wziął ostry
zakręt na wślizgu w rezultacie czego nastolatek odbił się od ścianek samochodu.
– Może niedługo mi przejdzie.
- Kiedy? – Sarknął chłopak, pocierając
obolałe boki. – Kiedy mnie zatłuczesz w tym samochodzie na kwaśne jabłko?
- Jedziemy do Polski – Dante zmienił
temat rozmowy. – Chochlik i Lisica nas potrzebują.
- A co ze szkołą? – Kamil nie rozumiał
decyzji mężczyzny. – Jeszcze miesiąc.
- Jakoś nie przejmowałeś się szkołą
uciekając – zakpił Sicarius biorąc kolejny zakręt na wślizgu, jednak tym razem
nastolatek zapiął pasy. – Matka Jolki padła ofiarą czystki Murdochów.
- Co?! – Sulik momentalnie pobladł z
doznanego szoku. – Jak to? Czemu?
- Zapomniałeś już czego cię uczyłem
przez te kilka miesięcy? – Dante łagodnie przemawiał do chłopca. Widział
zdruzgotanie wymalowane na jego twarzy. – Opanowanie, pamiętasz?
- Yhm – Kamil skulił się na siedzeniu.
Pamiętał nauki Sicariusa, ale nie miał pojęcia, że opanowanie emocji będzie aż
tak trudne.
- Będzie dobrze – Dante starał się
pocieszyć chłopca, a raczej siebie. Wahał się nad tym, czy ma powiedzieć
Piotrkowi tożsamość zabójcy matki Jolki. Konsekwencje były łatwe do
przewidzenia, ale nie chciał by kasztanowłosy ponownie splamił swoje ręce cudzą
krwią. – Spokojnie.
Po kilkugodzinnej jeździe dotarli na
lotnisko w Nowym Jorku. Stamtąd mieli polecieć do Londynu, a następnie do
Gdańska. Mieli przed sobą dość długą drogę.
* * * * *
Piotrek siedział niedbale na bujanej
ławie, wiszącej na werandzie domu rodziny Jolki. Wiosenny, rześki wiatr
rozwiewał jego, sięgające już do połowy pleców, kasztanowe włosy. Grzywka
wpadała mu do oczu, dlatego przymknął powieki, odgarniając do tyłu niesforne
kosmyki, które nieznośnie tańczyły z każdym chłodnym powiewem. Od tygodnia
zmagali się z Jolką, Tomkiem i Łukaszem z uporządkowaniem rzeczy cioci Klary.
To było dość ciężkie zadanie, zważywszy na ciągłe wspomnienia cisnące się do
ich głów. Pomału jednak jakoś temu podołali, ale bez urojenia łez się nie
obeszło. Płakał nawet Łukasz.
- Czemu siedzisz tu w taki ziąb? –
Usłyszał cichy głos Tomka przed sobą. Jego podkrążone oczy mówiły same za
siebie, że od kilku dni prawie w ogóle nie spał. – Wejdź do domu, to zrobię ci
herbatę lipową z miodem i cytryną.
- Nie kłopocz się – Piotrek posłał mu
ciepłe spojrzenie – Wiesz, ten chłód pomaga mi ostudzić chęć niszczenia.
- Rozumiem – Tomek przeczesał
pokaleczoną dłonią swoje czekoladowe włosy. Był synem siostry cioci Klary,
która już wcześniej zmarła z powodu tętniaka. – Mam jednak nadzieję, że nie
zrobisz niczego głupiego. Ciocia by tego nie chciała.
- Nie wiesz, czego chciałaby ciocia –
Piotrek westchnął smutnie. – W sumie, to nikt tego nie wie.
- Masz rację, nie wiem – przyznał Tomek
– ale czuję, że taka właśnie była jej wola. Nigdy nie przepadała za przemocą, a
wręcz nią gardziła.
- Tu masz słuszność – zielonooki
wyprostował się na ławie – nienawidziła przemocy, choć sama jej używała lejąc
nas ścierą za głupie przewinienia.
- To prawda – zaśmiał się cicho Tomek, wspominając ile razy oberwał ścierą od tej kobiety – Wszystkich traktowała na
równi i nikogo nie faworyzowała.
- I pomyśleć, że już jutro jej prochy
spoczną w ziemi – Piotrek poczuł ukłucie w sercu i zapiekły go oczy od
cisnących się do nich łez – Nawet nie zdołałem się z nią pożegnać. Znowu
ściągnąłem na bliskich kataklizm zwany Murdochami. Jestem jak widmo śmierci
kroczące tuż przed nią.
- Nawet tak nie myśl! – Jolka raptem
wyłoniła się z domu i podbiegając do przyjaciela, mocno go przytuliła. – Nie
jesteś żadnym widmem śmierci. Jesteś moim Piotrusiem, młodszym braciszkiem,
którego kocham nad życie.
- Zrobiłaś się nazbyt emocjonalna –
Piotrek odwzajemnił jej uścisk czując, jak mocno drży. – Nie martw się. Tak łatwo
się mnie nie pozbędziesz.
- Ładne scenki ja u zastaję – usłyszeli
za sobą znajomy głos. Serce Piotrka zabiło mocniej, ale bał się spojrzeć za
siebie. – Raptem kilka miesięcy jesteście skazani na siebie, a tu proszę, jak
mocno się zżyliście.
- Dante?! – Jolka przeskoczyła poręcz
werandy i rzuciła się na mężczyznę, czym go w pierwszej chwili przeraziła i
zaskoczyła, bo nie wiedział czy chce go zaatakować, czy może przytulić. Na
szczęście, to była ta druga opcja. – Tęskniłam za tobą, ty chłodny złodzieju Piotrusiów.
- Oho – Łukasz wyjrzał przez okno
zwabiony piskami siostry. – Widzę, że mamy więcej gości. Gdzie ja was ludzie
poupycham?
- Mogę dzielić łóżko z Piotrkiem! –
Zawołał Dante z zadziornym uśmieszkiem, co rudowłosy od razu prawidłowo
odczytał. – Najlepiej w jakimś odosobnieniu.
- Ty! – Piotrek czerwony na twarzy
odwrócił się do Sicariusa. Targały nim takie emocje, że ledwie nad sobą
panował. – Czyś ty do końca zbaraniał?! Jakie odosobnienie? Jakie wspólne
łóżko? Tylko jedno ci w głowie?
- Nom – Dante wyszczerzył się zadowolony
z widoku swojego chochlika. Tak bardzo za nim tęsknił. – W głowie mam tylko
ciebie kochanie.
- O w mordę – Piotrek jeszcze bardziej
się zarumienił. Pod wpływem ciepłego spojrzenia piwnych oczu partnera niemal doświadczył
nirwany. Jakoś jednak udało mu się ustać na zmiękłych nogach, ale by nie
zatracić się całkowicie w targających nim emocjach po prostu zwiał. – Cholera.
- Chyba spotkanie po tak długiej
przerwie go przerosło – Stwierdziła Jolka, uspokajająco klepiąc mężczyznę po ramieniu.
– Jest w pokoju nad garażem. To dość dogodna miejscówka dla waszej dwójki i
idealnie oddalona od reszty domu.
- Rozumiem – Dante z wdzięcznością
pocałował dziewczynę w policzek, po czym pognał za swoim, niesfornym
chochlikiem.
Piotrek wdrapał się po stromych schodach
w garażu, do zajmowanego pokoiku tuż nad nim. Z rezygnacją rzucił się na łóżko, wtulając piekące policzki w chłodną poduszkę. Był na siebie wściekły, że uciekł
wystraszony nadmiarem uczuć, które wypełzły wraz z ujrzeniem dawno niewidzianego
partnera. W pierwszej chwili chciał mu się rzucić na szyję i ponownie
posmakować jego twardych ust, jednak powstrzymał się w ostatniej chwili. To
było raczej zachowanie godne napalonej nastolatki, a nie dorosłego mężczyzny.
- Złapałem uciekającego chochlika –
poczuł silne ramiona wokół talii i ciepły oddech na karku. Od razu rozpoznał
ten charakterystyczny zapach, za którym tęsknił od miesięcy. – Tęskniłem kotek.
- Ja też tęskniłem – szepnął nieśmiało
chłopak, odwracając się twarzą do mężczyzny – Tyle się wydarzyło, wiesz?
- Dlatego przyjechałem – Dante wbił się
w lekko rozchylone usta zielonookiego. Z czułością i dokładnością badał ich
wnętrze, jakby sprawdzając, czy aby nic nie uległo zmianie. Chłopak nie był mu
dłużny i również pogłębiał pocałunek zakładając ręce na jego szyi. – Mój
Piotruś.
Przycisnął do siebie chłopaka, jakby
bojąc się, że zaraz się rozpłynie, jak dotychczas w jego snach. Jednak nic
takiego się nie zdarzyło i mógł poczuć bliskość tego ciepłego, drobnego ciała.
- Chcesz mnie udusić? – Spytał w śmiechu
kasztanowłosy, czując siłę ścisku. – Rubi jest cała?
- Też ją przywiozłem – oznajmił
ciemnowłosy rozpinając koszulę partnera, jednocześnie bawiąc się jego długimi
włosami – Włosy sporo urosły od naszego ostatniego spotkania.
- Tylko ty możesz je obciąć – mruknął
Piotrek ciepło patrząc na mężczyznę – Jestem twój, a ty mój.
- Tak – Dante zerwał z zielonookiego
koszulę odsłaniając jego nagi tors. – Mój piękny.
- Łaskoczesz – zachichotał chłopak,
kiedy dłoń partnera delikatnie muskała blizny na jego boku – Pojutrze jest
pogrzeb, więc nici z seksu ogierze.
- Ok, zero seksu – Sicarius zaczął bawić
się sutkami partnera z premedytacją patrząc mu w oczy – ale małe macanko jest
dozwolone, tak?
- Małe – jęknął z podniecenia Piotrek,
kiedy mężczyzna zacisnął dłoń na jego kroczu – Ty chcesz mnie po prostu
doprowadzić do ostateczności.
- Stęskniłem się za całym tobą kochanie
– odparł ciemnowłosy muskając wargami szyję chłopaka – teraz, gdy ponownie cię
trzymam w ramionach, nie mam zamiaru dać ci odejść. Te kilka miesięcy rozłąki, dało mi do myślenia.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że czeka
mnie jeszcze miesiąc katorgi z Murdochami, a później muszę jechać do ojca –
Piotrek przez pieszczoty partnera nie miał siły zebrać myśli. Każdy dotyk
sprawiał, że przeszywały go dreszcze.
- Znając ciebie podejrzewam, że już
wynalazłeś złoty środek na ten najbliższy miesiąc – stwierdził łagodnie
ciemnowłosy, ściągając z chłopaka dolną garderobę – Nie mylę się, prawda?
- Może – sapnął zielonooki w reakcji na
zabiegi mężczyzny – znalazłem.
- Mój niezawodny chochlik – mruknął
Sicarius atakując usta partnera – rozumiem, że nie wracasz do Zygfryda.
- A w życiu! – Pisnął chłopak, kiedy
ciemnowłosy wziął jego męskość do ust. – Dante, przestań. Ja też chcę cię zadowolić.
- Nie dziś – Mężczyzna posłał
zielonookiemu spokojne spojrzenie, które mówiło, że ma być grzeczny. – Dziś to
ja ciebie zadowolę.
- Ale to nie fair – jęknął kasztanowłosy
czując, że zbliża się jego moment spełnienia – Ty nic z tego nie masz.
- Przeciwnie – zaśmiał się Sicarius
widząc, jak partner ostatkiem sił próbuje opóźnić wytrysk – mam bardzo
interesujące widoki.
Kiedy Piotrek doszedł do siebie po
doznanym orgazmie, wtulił się w tors Dantego i wsłuchiwał się w jego spokojny
rytm serca, jak i miarowy oddech. Tak bardzo tęsknił za dotykiem, zapachem i
czułymi pocałunkami tego mężczyzny. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że w aż tak
wielkim stopniu.
* * * * *
Łukasz z niezadowoloną miną czekał przed
sklepem spożywczym na Kamila i Tomka. Musieli dokupić trochę jedzenia na
kolację i śniadanie. Obiadem miał zająć się następnego dnia Piotrek.
- Ok. – Tomek wychodząc ze sklepu wykreślił ze sporządzonej przez Jolkę listy zakupów kilka pozycji. – Musimy
jeszcze iść do warzywniaka i piekarni.
- Hej! – Zawołał Kamil, wyłaniając się ze
sklepu z naręczem ciężkich toreb. – Może by mi któryś z was pomógł? Kupujemy
prowiant dla wojska, czy jak?
- Jola napisała, że to mamy kupić, więc
to robimy – wyjaśniał Tomek, biorąc kilka toreb od młodszego chłopaka. – Nie
narzekaj i ciesz się, że mamy ze sobą Łukasza i jego furę.
- Nie rozumiem tylko, dlaczego musiałem
z wami jechać? – Marudził Sulik zmęczony długotrwałą podróżą ze Stanów. –
Mogliście wziąć ze sobą kogoś innego.
- Matko, jaki z ciebie pieprzony
jęczy-dupa – warknął zniecierpliwiony Łukasz – Że też kurwa przydzielili mi
rolę niańki bachorów od siedmiu boleści.
- Co się tak kurwa unosisz! – Sarknął
Tomek zmęczony narzekaniami Kamila i Łukasza. – Weźcie się w garść i skupcie na
zadaniu, zamiast ciągle gderać i biadolić.
- A tak w ogóle, to kto dziś gotuje? –
Dopytywał Kamil z nadzieją, że wreszcie posmakuje kuchni Piotrka.
- Jola – odpowiedział spokojnie Tomek w
skupieniu studiując listę zakupów – to chyba proste, skoro sporządziła listę.
- Orzesz kurwa – Łukasz w szoku spojrzał
na kuzyna – Żartujesz chyba?!
- Nie – Tomek skierował pewny wzrok na
krewnego. – Sama mi powiedziała, że nie zapomnimy tego posiłku.
- Z pewnością – zakpił rudowłosy –
wszyscy skończymy na intensywnej terapii po jej wyrobach kulinarnych. Jolka jest
moją siostrą i wiem co mówię. Ona zupełnie nie ma smykałki do gotowania.
- No, to klops – jęknął Kamil pochmurniejąc,
że jednak nie spróbuje kuchni Piotrka – szkoda, że nie gotuje Piotrek.
- Patrzcie, wykwintniś się znalazł –
zadrwił Łukasz szturchając ramię Sulika – masz delikatny brzuszek dzieciaczku,
tak?
- Odwal się kurwa ode mnie zbolu, bo ci
dokopię! – Syknął Kamil z mordem w oczach. – Sam przed chwilą mówiłeś, że twoja
siostra nie potrafi gotować, więc teraz z łaski swojej się zamknij.
- Ewidentnie tu widzę wychowanie Skrzata
– zaśmiał się Tomek, rozdzielając walczących ze sobą towarzyszy zakupów – Nie
skaczcie sobie do gardeł, bo tracimy przez to czas na zakupy, a za godzinę
zamykają sklepy.
- A ty co? – Łukasz roztrzepał idealną
fryzurę kuzyna. – Jolka zrobiła z ciebie swojego wafla, czy jak?
- Jeszcze jedno słowo, a wyleję twój
cały zapas Jacka Danielsa[1],
jaki chowasz w swoim pokoju – oświadczył zirytowany Tomek, poprawiając swoje
włosy – Fajki wrzucę do kominka razem z kolekcją CKM-u[2] i
zjaram jak czarownice z wyroku inkwizycji.
- Tylko spróbuj, a zabiję – Łukasz
zmierzył kuzyna groźnym spojrzeniem, po czym wrzucił torby z dotychczasowymi
zakupami do bagażnika swojego wozu. – Jazda do tego warzywniaka i piekarni, bo
mam dość waszego towarzystwa.
- Podzielam twoje zdanie – sapnął Kamil
idąc za Tomkiem, jednak przed tym nie omieszkał pokazać mężczyźnie środkowego
palca – im szybciej zrobimy te zakupy, tym wcześniej się rozstaniemy.
- W cuda wierzysz? – Tomek wyśmiał
młodszego kolegę. – Po powrocie do domu, Jola z pewnością wynajdzie nam jakąś
robotę. W tych sprawach do złudzenia przypomina ciocię.
- Jezu, mam nadzieję, że nie
odziedziczyła po niej talentu do lania mokrą ścierą – Kamil zrównał się z
kuzynem Jolki. Nawet polubił tego chłopaka. – Pamiętam, jak zostałem zlany
przez panią Klarę po raz pierwszy. Nawet nie wiedziałem, że uderzenie ścierką
może być aż tak bolesne.
- Jolka prędzej zleje cię miotłą niż
ścierą – wtrącił się Łukasz z petem w ustach – ewentualnie mopem. Hardcore to
widły.
- Wideł użyła tylko raz – zabrał głos
Tomek, wspominając ten moment – i to na ciebie, bo po pijaku przejechałeś
traktorem jej nowiutki rower.
- Oj tam, oj tam – zarechotał Łukasz w
już lepszym nastroju – stare dzieje, ale siostrunia ma niestety temperament
mamusi.
- Kto jak kto, ale ty o tym wiesz
najlepiej – zakpił z kuzyna Tomek – Ciocia co ranek robiła ci wykład o zasadach
domu za pomocą ścierki i lodowatego prysznica.
- Raz użyła śrutówki ojca – wspomniał
Łukasz z bólem malującym się na twarzy – Jej metody wychowawcze nie należały do
delikatnych.
- Z takim synem, to ja się jej nie
dziwię – Kamil kaszlnął, kiedy mężczyzna dmuchnął mu w twarz dymem z papierosa
– Śmierdziel.
- Trochę szacunku dla starszych gnojku –
Łukasz przydusił Sulika przedramieniem. – No, co się mówi?
- Zostaw mnie psycholu! – Wołał wściekły
Kamil, szarpiąc się z rudowłosym. – Puszczaj!
- Jakbym Skrzata słyszał – zaśmiał się
Łukasz puszczając nastolatka – idź lepiej pomóc Tomkowi.
Popchnął Sulika w stronę warzywniaka,
gdzie znajdował się już jego kuzyn. Kątem oka dostrzegł przyglądającego się im
mężczyznę. Czuł od niego rządzę mordu, więc wolał szybciej skończyć tę zabawę w
zakupy. Matka kiedyś spotykała się z kimś o podobnej rządzy, albo i takiej
samej. Wtedy był jeszcze ośmioletnim dzieciakiem i nie za bardzo kojarzył takie
rzeczy, ale teraz ewidentnie czuł chęć zabijania płynącą od tego nieznajomego.
- Już wszystko! – Zawołał zadowolony
Tomek, opuszczając warzywniak z workiem ziemniaków i reklamówką innych warzyw. –
Kamila wysłałem po pieczywo, więc zakupy uważam za zakończoną zabawę.
- Nareszcie – sapnął Łukasz gasząc
niedopałek papierosa – Jolka wie, jak mi dokopać bez przemocy. Wystarczy, że
wyśle mnie na zakupy z dwójką bachorów.
- Sam zachowujesz się, jak bachor – wytknął mu Tomek, wrzucając worek z ziemniakami do bagażnika – Jak ty przeżyłeś
na poligonie w wojsku?
- Poligon to nic – Łukasz chwilę się
zamyślił. – Fala w wojsku, to dopiero przejście.
- Spróbuj przetrwać w szkole Dantego –
mruknął pod nosem Kamil, wsiadając do samochodu z torbą pieczywa – tyran do
kwadratu podniesiony do potęgi szóstej.
- Mówisz o tym gostku, którego ściskała
ze szczęścia Jola? – Tomek zdumiony spojrzał na Sulika – Wydawał się być miłym
facetem.
- Prywatnie zły nie jest – odparł
spokojnie Kamil, wspominając swojego opiekuna – jednak w roli belfra jest
okropny.
- Skrzat chyba się zżył z tym mężczyzną
– zauważył Tomek w rozbawieniu – Widziałem to w jego zachowaniu.
- Jak cholera się zżył – westchnął Kamil
zmęczonym głosem – ja chciałbym się tak zżyć z Ni…
- Z ni co? – Ciągnął chłopaka za język
Łukasz zaciekawiony jego rozmarzeniem.
- Nie wasz zakichany interes – Sulik
posłał mężczyźnie rozdrażnione spojrzenie. – a poza tym, Allen zabiłby mnie,
gdyby odkrył moje myśli względem siostry.
- Świat zwariował – jęknął Tomek, smutniejąc
raptownie – wszyscy nagle chcą się wzajemnie zabijać.
- Nie myśl o tym – polecił kuzynowi
Łukasz, skręcając w drogę prowadząca do domu – Jutro pogrzeb i lepiej żebyś był
zdatny do życia.
- I vice verso – Tomek dał mięśniaka
rudowłosemu – Nie chlej wódy po kolacji, bo pogrzeb będzie rano, a na kacu
lepiej żebyś się na nim nie stawiał.
- Rozumiem – Łukasz zaparkował wóz na
podwórku, a po chwili wszyscy weszli z zakupami do domu.
- No, wreszcie – Jolka od razu wyrwała
Kamilowi torbę z pieczywem – Dłużej tych zakupów robić nie mogliście?
- Nie poruszaj tego tematu – jęknął
Tomek ostrzegawczym tonem – czułem się tak, jakbym się znalazł między młotem a
kowadłem.
- Widzę, że Łukasz wreszcie doczekał się
godnego przeciwnika w jęczeniu – zaśmiał się Piotrek, widząc niemrawe miny
Kamila i brata Jolki. Posłał Tomkowi wyrozumiałe spojrzenie, co nie umknęło
uwadze reszcie znajdującej się w kuchni. – Współczuję ci chłopie, że musiałeś
ich słuchać.
- Ty się Skrzacie nie udzielaj – Łukasz
groźnie łypnął na kasztanowłosego – bo przypomnę ci szczenięce lata w tym
domu.
- Co dziś na kolację? – Piotrek
zignorował uwagę Łukasza. – I kto ją tak w ogóle robi?
- Jajecznica – oświadczyła Jolka, na co
wszyscy zamilkli – Oj przestańcie, umiem zrobić prostą jajecznicę.
- Ja bym lepiej dmuchał na zimne –
Łukasz starał się wypchnąć siostrę z kuchni – Jeszcze dzisiaj odczuwam skutki twoich
eksperymentów kulinarnych. Ta twoja zupa powaliłaby armię wroga.
- Pomogę ci – Zaoferował się Piotrek
również pamiętając zupę przyjaciółki. Wtedy zjedli ją z grzeczności, ale przez
tydzień od niej chorowali z Łukaszem. – Tak będzie szybciej. Mamy tu teraz aż
pięć osób, a w tym czterech facetów.
- Widzicie, Piotruś we mnie wierzy! –
Zarzuciła reszcie dziewczyna. – Jako jedyny.
- Bo to naiwniak – zakpił Łukasz
wychodząc z kuchni – spadam stąd. Nie mam zamiaru być królikiem doświadczalnym.
- Ty to możesz być jedynie szczurem
braciszku – zasyczała Jolka z mordem w oczach – Won!
- Człowiek użera się ze smarkaczami na
zakupach – Łukasz zaczął biadolić powili wychodząc z kuchni – a zamiast
podziękowania, zostaje nazwany szczurem i potraktowany jak intruz. Co jak co,
ale charakterek masz po mamusi.
- I dobrze! – Wrzasnęła wściekła
rudowłosa. Ostatnio z nerwów miała lekkie wybuchy nastroju, do których
większość obecnych zdążyła się przyzwyczaić.
- Spokojnie – westchnął Tomek wypychając
z kuchni oszołomionego Kamila – To norma.
Po chwili w kuchni zostali jedynie Jolka
z Piotrkiem. Dante na szczęście spał w pokoju nad garażem i tylko dzięki temu
ominęło go to widowisko. Zielonooki był jednak pewny, że niedługo zwabią go na
dół zapachy kolacji. Przejął inicjatywę w gotowaniu, a tkwiąca w rozsypce
emocjonalnej Jolka jedynie mu pomagała. Tak po około trzydziestu minutach
wszystko było już gotowe. Piotrek jednak stracił apetyt, więc podczas gdy
reszta jadła kolację, on wymknął się do swojego pokoju. Położył się na łóżku i
ciężko westchnął.
- Jutro pochowam kolejną cząstkę mnie –
szepnął przymykając oczy. Nagle poczuł się strasznie zmęczony. – Ciekawe, czy
będę potrafił cię pomścić ciociu?
Z takimi myślami pogrążył się we śnie.
Kiedy Dante wrócił po kolacji do pokoju, z lekkim uśmiechem przykrył śpiącego
partnera kocem. Chwilę przy nim czuwał wraz z kotką, aż w końcu i jego zmorzył
sen.
* * * * *
Na cmentarzu nie było zbyt wiele osób.
Pogrzeb miał być cichy i nieformalny. Ceremonię odprawił znajomy ksiądz, który
dość długo znał ciocię Klarę. Piotrek z Jolką zdumieni patrzyli na obecne
osoby. Zjawił się Chris z Edwardem i Robertem oraz ojciec rudowłosej.
Przyjechali także Allen z Albertem i Nicole. Na koniec ceremonii pogrzebowej,
kiedy ksiądz zdążył odjechać, głos zabrał Avis.
- No, moi drodzy znajomi z grona
zabójców – mówił wyciągając z kabury pistolet – czas oddać drogiej Klarze
pożegnalną salwę. Ze wszystkich kobiet jakie znałem, ona na nią zasłużyła.
- Extremum vale![3] –
Wykrzyknęli wszyscy, którzy wycelowali w niebo swoją broń. – Ave!
- Ja już nie mogę – załkała Jolka
wtulając się w Piotrka. Widok grabarzy zasypujących trumnę jej matki był dla
niej wstrząsający. Uświadomił ją, że utraciła najważniejszą dla niej osobę,
bezpowrotnie. – Czemu to tak piekielnie boli?
- Bo straciłaś cząstkę siebie – Piotrek
mocno przytulił przyjaciółkę. Też było mu ciężko zachować spokój. W środku czuł
bolesną pustkę i chłód. Emocje chciały usilnie z niego wypłynąć, ale resztkami
sił je powstrzymywał. – Ten ból z czasem będzie przygasał, ale nigdy całkowicie
nie minie.
- Chodź do mnie – Dante przygarnął do
siebie szlochającego cicho Kamila. Podejrzewał co musi czuć nastolatek. Całkiem
niedawno stracił swoich rodziców, a dodatkowo nie mógł być na ich pogrzebie. Z
matką Jolki nie znał się zbyt długo, jednak kilka dni pod jej opieką sprawiły,
że zdążył się do niej nieco przywiązać.
- Tylko później mi tego nie wypomnij –
Chłopiec wtulił się w bok mężczyzny i płakał. – Tak naprawdę nie płaczę, ok?
- Nie ma sprawy – Sicarius westchnął
cicho w odpowiedzi. – Prawdziwy mężczyzna nie wstydzi się łez, które są dowodem
jego wewnętrznego bólu po stracie kogoś bliskiego. Pamiętaj, że łzy nie zawsze
oznaczają słabości.
- Yhm – Kamil zaszlochał cichutko.
- Myślę, że najwyższy czas wracać –
sapnął skacowany Łukasz, kiedy grabarze skończyli formować kopiec ziemi
tworzącej niewielką mogiłę. Pomimo zakazu Tomka pił do późnej nocy. Po prostu
nie mógł zasnąć trapiony myślą zemsty na mordercy jego matki. – Nawet pogoda
nam nie sprzyja.
Cały dzień był pochmurny, a teraz lunął
rzęsisty deszcz. Wszyscy zaczęli przed nim uciekać, oprócz Piotrka. Chłopak
stał wpatrzony w grób, z którego spływała ziemia z każdym uderzeniem kropli
wody. Łzy samoistnie zaczęły płynąć po jego policzkach, a pięści ścisnął do
takiego stopnia, że pobielały mu knykcie. Krople deszczu zlewały się z jego
płaczem niejako kamuflując każdą łzę. W pewnym momencie zadarł głowę do góry i
mrużąc oczy, spojrzał w pochmurne niebo. Deszcz zmywał z jego twarzy ślady
płaczu, który dotąd w sobie tłumił. Nie mógł jednak tego robić przy Joli, bo
wiedział, że wówczas było by jej jeszcze trudniej oswoić się ze śmiercią matki.
- Piotrek? – Jolka zdezorientowana
dopiero teraz zauważyła, że nie ma przy niej przyjaciela. Odwróciła się w
stronę grobu matki i tam go ujrzała. Stał w deszczu, który obmywał jego twarz.
Chciała do niego wrócić, ale ktoś ją zatrzymał. Spojrzała na osobę trzymającą
jej rękę. Był to brązowowłosy mężczyzna o oczach różnej barwy. Ten sam, który
porwał ją do domu Sicariusów. – Allen, tak? Puść mnie. Muszę iść do Piotrka.
- Nie musisz – odparł spokojnie zaborczo
ją do siebie przyciągając – On potrzebuje chwili samotności. Każdy cierpi na
swój własny sposób, rozumiesz?
- Rozumiem – Rudowłosa była
zahipnotyzowana oczami Allena. Ten błękit i zieleń przypominały jej łąkę
oddzieloną od nieba linią horyzontu. – Może masz rację.
- Z pewnością – Allen uśmiechnął się
widząc reakcję dziewczyny. Kiedy spotkał ją po raz pierwszy, wydała mu się
ciekawą osobą. Fakt, że była najlepszą przyjaciółką jego brata, działał na jej
korzyść. W sumie, była też niczego sobie. – Mam nadzieję, że będziemy mogli
przeczekać tę zwiastującą burzę ulewę w twoim domu?
- Tak – Jolka zauroczona mężczyzną
wsiadła do jego wozu nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Jej umysł ostatnio
nie działał na odpowiednim poziomie.
- Cieszę się! – Usłyszała z boku głos
Nicole, który pomógł jej oprzytomnieć z chwilowego stanu nieważkości. – Fajnie
było by, gdybyśmy mogli u ciebie przekimać.
- Moja mama udzielała noclegu dla
każdego, kto o niego poprosił – oznajmiła spokojnie rudowłosa – Jakoś się was
ulokuje. Ewentualnie, Piotrek ma klucze do domu pana Weissa w Podągach.
- Masz na myśli opiekuna Piotrka? – Zapytała
Nicki patrząc na Jolkę ciekawskim wzrokiem. – To tam mieszkał po wyjściu z
poprawczaka?
- Tak – Jolka smutnie spojrzała w
zielone oczy dziewczyny. – Tam właśnie mieszkał.
Samochód ruszył, kierując się do domu
rudowłosej.
Piotrek samotnie stał przy grobie matki
Joli powoli dochodząc do siebie. Nagle poczuł wokół siebie silne ramiona. Po
zapachu rozpoznał swojego partnera, dlatego wtulił się plecami w jego tors i
lekko odchyliwszy w tył głowę, musnął delikatnie ustami dolną wargę mężczyzny.
- Wiesz, była dla mnie jak matka, której
zawsze mi brakowało – zaszlochał cicho chłopak – Nigdy mnie nie odtrąciła i
zawsze wspierała w trudnych chwilach.
- Wiem – Dante potarł swoim jednodniowym
zarostem gładki policzek partnera na potwierdzenie swoich słów. – Trochę ją
poznałem dzięki tobie. Była jak ruch oporu w naszym ciemnym świecie. Dawała
schronienie każdemu, kto o to poprosił. Jej polityka neutralności świetnie
zdawała egzamin, bo nie naruszała żadnych praw.
- Jej śmierć dowodzi, że była
niewygodnym ogniwem – Piotrek odwrócił się twarzą do Sicariusa. – Nikomu nie
wadziła, a jednak wydano na nią niesprawiedliwy wyrok. Czy to z mojej winy? Czy
to dlatego, że nie chciałem być Murdochem? Mam już mętlik w głowie i sam nie
rozumiem dlaczego to musiało skończyć się jej śmiercią.
- Spokojnie – Ciemnowłosy przygarnął do
siebie załamanego chłopaka. – To nie z twojej winy. Nie obarczaj się tym w
pojedynkę. Śmierć Klary jest skutkiem czystek w rodzie.
- Tego też nie potrafię ogarnąć – jęknął
zielonooki upadając na kolana, targany poczuciem winy – Z jednej strony powołują
się na więzy krwi rodu, a z drugiej przeprowadzają bezsensowne czystki,
mordując tych, w których żyłach ona płynie. To jest alogiczne i śmierdzi
hipokryzją.
- Niestety każdy ród rządzi się własnymi
prawami – Dante powoli podniósł chłopaka na nogi, a następnie ruszył z nim w
stronę samochodu, gdzie czekał na nich Kamil. – Murdochowie są dość
specyficznym rodem i ciężko zrozumieć ich działania. Funkcjonują raczej jak
jakaś organizacja, a nie rodzina.
- Tak, coś w tym jest – mruknął
kasztanowłosy wsiadając do auta – każdy musi sobą coś wnieść do rodu, by
podnieść jej status. Kiedy się czasem nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku,
że Murdochowie starają się wychowywać dzieci w systemie agoge[4].
Silni i utalentowani są ważni, a słabi i nieprzydatni skazani na potępienie i
śmierć.
- Masz naprawdę ciekawe spojrzenie –
Dante zatrzasnął drzwi od strony pasażera, po czym sam wsiadł za kierownicę. –
To daje do myślenia, bo nigdy dotąd się nie zastanawiałem nad tym problemem w
taki sposób. Świat zabójców nieco różni się od tego normalnego. Tu non stop
musisz być czujny i z reguły nikomu nie ufać.
- Umiesz liczyć, licz na siebie – sapnął
Kamil smętnym głosem – Naiwność i ufność są zgubne w tym świecie.
- A jednak czegoś ciebie nauczyłem –
zaśmiał się Sicarius odpalając silnik wozu – Niestety tę zasadę trzeba zawsze
mieć na uwadze. Nieraz się przejechałem ją lekceważąc.
- Masz na myśli Talishę? – Piotrek
spojrzał na partnera smutnym wzrokiem. – Ona jest jak wąż. Oplata się wokół
ciebie i powoli truje swoim jadem, jednocześnie dusząc cię swoim długim
cielskiem.
- Spotkałeś ją tylko raz, a wyciągnąłeś
już takie wnioski? – Dante zdumiony patrzył na partnera. – Masz rację, ta
kobieta jest jak żmija i boa dusiciel w jednym.
- A tak! – Piotrek przypomniał sobie
pewną rzecz, odwracając się do Kamila. – Dzwonił Li i mówił, że prosiłeś go o
zdobycie informacji na temat śmierci rodziców. Na pewno tego chcesz? Prawda
może okazać się boleśniejsza niż myślisz.
- Nie obchodzi mnie to – Kamil był
markotny. Pogrzeb pani Klary nasilił w nim chęć poznania prawdy. – Chcę
wiedzieć, jak zginęli i dlaczego.
- Rozumiem – Zielonooki ciężko
westchnął. – L-Diablo jest w Polsce, co oznacza, że Li również. Zadzwonię do
niego z prośbą, czy nie mógłby zahaczyć o Ornetę w drodze powrotnej.
- Mógłbyś to zrobić? – Nastolatek z
nadzieją patrzył na Piotrka. – Nie gniewasz się na mnie za to, że poprosiłem o
pomoc Li?
- Niby czemu miałbym to robić? –
Kasztanowłosy lekko zadrżał z zimna, które potęgowało mokre ubranie. – Chciałeś
poznać prawdę o śmierci rodziców. Masz do tego pełne prawo. Choć nie musiałeś
tego przede mną kryć.
- Wiem – Kamil spuścił zmieszany wzrok.
– Bałem się, że cię tym zranię. Obwiniałeś się za ich śmierć.
- Nic z tych rzeczy – Zielonooki zaszczękał
zębami. – Ja po prostu jestem już tym wszystkim zmęczony. Zbyt długo ukrywałem
się pod płaszczykiem fałszywych tożsamości, że zatraciłem tę prawdziwą. Pobyt w
domu stryja otworzył mi oczy. Moje tchórzostwo przyczyniło się do śmierci
sporej ilości ludzi. Gdybym od razu zmierzył się z demonami przeszłości, może
uniknąłbym większości z nich.
- To jedynie spekulacje – zarzucił mu
Dante, skręcając w drogę prowadzącą do domu Jolki – Nie wiesz, ile w tym
wszystkim jest twojej winy. Istnieje takie prawdopodobieństwo, że w ogóle w
niczym nie zawiniłeś.
- Masz na myśli serię niefortunnych
zdarzeń? – Piotrek zaśmiał się w reakcji na słowa partnera. – Coś takiego nie
istnieje, podobnie jak starożytne fatum. Każdy uczestnicząc w jakimś zdarzeniu
po części przyczynia się do skutków jakie ono wywoła na innych. Może zarzekać
się, że nie maczał w tym palców, ale prawda jest taka, że zanurzył w tym
chociażby opuszek.
- Twój problem jest taki, że we
wszystkim widzisz swoją winę – odrzekł Kamil z wyrzutem – Zawsze się o coś
obwiniasz, choć nie powinieneś, bo stopień twojej winy jest nikły w porównaniu
do innych.
- Młody o dziwo ma rację – Dante
zaparkował pod domem rodziny Jolki. – Powinieneś to przemyśleć.
- Kumam wasze aluzje – Piotrek odpiął
pas, a następnie otwierając drzwi wozu wysiadł. – Obiecuję to zrobić.
- To mnie cieszy – Sicarius posłał
łagodny uśmiech partnerowi. – Idź się lepiej przebrać w suche ubranie, bo się
przeziębisz.
- Toż przecież to wiem – Kasztanowłosy
pokazał mężczyźnie język, po czym pobiegł do garażu.
- Niepoprawny chochlik – zaśmiał się
ciemnowłosy patrząc, jak ten znika za drzwiami garażu. Dopiero teraz spostrzegł
zaparkowane dalej inne samochody. – Coś sporo tych autek.
- Też tak uważam – Kamil wyłonił się z
samochodu – Jest wóz ojca Piotrka.
- Co, boisz się konfrontacji z Nicole? –
Dante z rozbawieniem patrzył w zaniepokojoną twarz nastolatka. – Nie martw się
tym. Na pogrzebie zobaczyła twoją wrażliwszą stronę.
- Chyba raczej żałosną – Sulik westchnął
w rezygnacji. – Nawet nie wiem, czemu przestała się do mnie odzywać.
- Zamiast się czaić i bazować na
domysłach – Dante lekko poklepał ramię chłopca. – Poszedłbym do niej i po
prostu zapytał w czym rzecz.
- I myślisz, że to zadziała? – Kamil
zdumiony spojrzał w oczy opiekuna.
- Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz –
odparł Sicarius w śmiechu – Najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze. Nie rozumiem,
czemu utrudniasz sobie sprawę kombinując, jak jakiś osioł.
- Jestem Polakiem – oświadczył Sulik z nutką
ironii w głosie – ten typ tak ma.
- To jedynie stereotyp – Dante ruszył w stronę
domu. – Polak nie Polak, ale egzystujesz jako człowiek.
- Ta, ta – mruknął nastolatek idąc za ciemnowłosym
– zastanowię się nad twoim rozwiązaniem.
- Jak chcesz – mężczyzna machnął tylko ręką
pozostawiając sprawę chłopcu. W sumie, to nie był jego problem, a z doświadczenia
wiedział, że lepiej nie wtrącać się w uczucia dzieciaków. – Powodzenia.
* * * * *
Łukasz wściekły zaciągnął siostrę do jej
pokoju. Kac nadal nie dawał mu żyć, a ona sprowadziła do domu tylu gości.
- Porypało cię do reszty?! – Ryknął, gdy
tylko zamknęły się drzwi pokoju. – Po cholerę sprowadziłaś tu tyle ludu? Chcesz
poupychać ich jak sardynki w puszce? Ten dom jest zbyt mały, rozumiesz?
- Ok, rozumiem – westchnęła przyznając
się do porażki. Łukasz miał rację, ich rodzinny dom nie pomieści aż tylu ludzi
naraz. – Pogadam z Piotrkiem i jakoś rozwiążemy problem braku miejsc.
- Skoro wszystko jest jasne, to spadam
do siebie – odparł ziewając – muszę się przekimać.
- Mam nadzieję, że nie zamierzasz bawić
się w klina walcząc z tym kacem? – Podniosła jedną z brwi patrząc na brata
oskarżycielsko. – Przesadzasz z tym piciem.
- Wydaje ci się – dał jej prztyczka w
nos, po czym opuścił jej pokój – I nie wtrącaj się w moje życie siostra.
- Będę się wtrącać, bo jesteś moim
bratem idioto! – Krzyknęła za nim w złości. Martwiła się o jego zdrowie, bo od
śmierci matki coraz więcej pił i balansował na granicy pomiędzy normalnością a
alkoholizmem. – I masz się przekimać, a nie ponownie chlać wódę, jasne?
- Przemyślę tę opcję – mruknął machając
na nią ręką – wyluzuj.
Po tych słowach zniknął za drzwiami
swojego pokoju. Jolka tylko spuściła zrezygnowana głowę. Nie potrafiła do niego
dotrzeć.
- Nie martw się – nagle z pokoju obok
wyłonił się Tomek – wie, że od teraz stał się głową rodziny. Będzie dobrze.
- Głową rodziny będę ja dzieciaki –
usłyszeli od strony schodów męski głos. Jolka od razu poznała jego właściciela.
– Zadbam o was szczeniaki.
- Miałeś trzymać się ode mnie z daleka –
syknęła rudowłosa ze złością patrząc na ojca – Po co w ogóle tu przyjechałeś?
- Tal powiedziała mi o śmierci Klary,
więc jestem – odpowiedział nadal się zbliżając do córki, która zasłoniła sobą
stojącego obok nastolatka – Nie zrobię żadnemu z was krzywdy. No może Luce za pociąg
do alkoholu.
- Ma na imię Łukasz, proszę pana –
poprawił go cicho Tomek. Ten mężczyzna go przerażał.
- A drugie dno twojej wizyty? – Jolka
nie ustępowała. Przez skórę czuła, że to nie wszystko. – Nie mydl mi oczu, że
nagle poczułeś rodzinny zew.
- Masz mnie – uśmiechnął się patrząc w
płonące oczy córki. To z pewnością była jego krew. – Tal prosiła bym wracając
zabrał mały upominek.
- Upominek? – Jolka węszyła w tym coś
śmierdzącego. – Co ma nim być?
- Kim jest ta Tal? – Wtrącił pytanie
Tomek.
- To ciotka Piotrusia, która chce go
zabić w zemście na jego matce – poinformowała dziewczyna swojego kuzyna –
Talisha.
- Z tego co wiem, to matka Skrzata już
od dawna nie żyje – Tomek niezbyt rozumiał sytuację. – Jak więc można się mścić
na trupie?
- Trafne pytanie – pochwalił chłopaka
Avis – Tal ma nieco inny punkt widzenia, więc lepiej do niej kieruj takie
pytania. W sumie, lubi takie ciekawskie podrostki.
- Niech zgadnę, upominkiem ma być
Piotrek – Rudowłosa spojrzała w oczy ojca, które niejako potwierdziły jej
obawy. – Ani mi się waż!
- Senior chce go poznać, a Tal nie ma
wyjścia, jak go sprowadzić do Kronosa – usprawiedliwiał przyjaciółkę Avis – Nie
zabije chłopaka, bo dostała stanowczy zakaz. Dlatego uspokój się wreszcie i
przestań widzieć we mnie zło wcielone.
- Cicho tam! Ludzie próbują tu spać! –
Ryknął zza drzwi swojego pokoju Łukasz.
- Czego się wydzierasz – Jolka wywróciła
w złości oczami. – Śpij i nie wnikaj!
- Ja chyba nie w porę – Kamil stanął jak
wryty za Avisem ze zmieszaniem patrząc na wściekłą rudowłosą. – Chciałem tylko
powiedzieć, że już jesteśmy. Piotrek się przebierze i zejdzie ci pomóc.
- Aha – Jolka przymknęła oczy, chcąc się
nieco uspokoić. Skacowany brat i uzurpujący sobie do niej prawa ojciec, to zbyt
wiele na jej podminowane nerwy. – Zaraz do niego pójdę i mu pomogę.
- Może lepiej nie – zatrzymał ją Tomek –
jeszcze coś w nerwach dosypiesz do zupy.
- Nie będę gotować – westchnęła
zirytowana kierując się do schodów – Muszę coś przedyskutować z Piotrusiem.
Jeśli nie zauważyłeś, to mamy tu mało miejsca, a sporo ludu.
- No tak – zawstydził się Tomek –
Piotrek ma klucze do domu Tobiasza.
- Idę spytać, czy nie udostępni tej
hacjendy kilku gościom – Rudowłosa szybko zbiegła po schodach. Chęć
porozmawiania z Piotrkiem była niejako ucieczką przed dalszą dyskusją z ojcem.
Nie potrafiła go rozgryźć i to doprowadzało ją do białej gorączki. Chciała go
poznać bliżej, ale jednocześnie obawiała się jego ciemnej strony. Kiedy wbiegła
do garażu, Piotrek akurat schodził na dół z pokoju.
- Co jest? – Spytał zdumiony jej małą
zadyszką.
- Mam sprawę – sapnęła łapiąc się za
brzuch. Rok pracy za biurkiem pozbawił jej kondycji i teraz odczuwała tego
bolesne skutki. – Mógłbyś przenocować kilku gości w domu Tobiasza? Niestety
tutaj jest zbyt mało miejsca.
- Rozumiem – Piotrek posłał jej łagodne
spojrzenie. – Wezmę Black Shadow i przygotuję kilka pokojów. Niestety obiadem
będziesz musiała zająć się sama.
- Dobrze – odparła dość niepewnie – Coś
wymyślę.
- A tak na serio? – Przyjaciel podniósł
otwartą dłonią jej podbródek tak, by spojrzała mu w oczy. – Co cię męczy?
- Uważaj na mojego ojca – na widok jego
smutnych, zielonych oczu zaczęła płakać. Wtuliła się w niego i po prostu łkała.
– On chce cię do niej zabrać.
- Do niej? – Piotrek zmarszczył brwi
niezbyt rozumiejąc słowa dziewczyny. – Spróbuj się uspokoić, ok?
- Ok. – Na chwilę zamknęła oczy i wzięła
głęboki oddech. To pomogło jej nieco ochłonąć. – Mój ojciec jest przyjacielem
twojej ciotki Talishy.
- Eh – westchnął spuszczając wzrok.
Nagle poczuł, że się tym wszystkim dusi i musi wyjść z tego domu. – Muszę coś
zrobić.
Podszedł do czarnego Benelli[1] i
bez słowa wyjechał z garażu na pełnym gazie. Musiał natychmiast zmienić
otoczenie, bo dom wypełniony zabójcami zaczął go przytłaczać. Jolka tylko
prychnęła wystraszona hałasem silnika motocykla, po czym wróciła do głównej
części domu, gdzie spotkała większość gości. Szybko przemknęła się do kuchni,
nie mając ochoty na pogaduchy.
- Słyszałem silnik Black Shadow'a –
zauważył Tomek lekko zaniepokojony zaczerwienionymi oczami kuzynki – Skrzat?
- Tak – mruknęła wzdychając – lepiej
pomóż mi zrobić obiad.
- Rozumiem – Tomek uśmiechnął się na
samą myśl, że Piotrek wreszcie dosiadł swojego Benelli. Kiedyś byli
nierozłączni. – Myślisz, że gdzie pojechał?
- Pewnie do Podąg – oznajmiła grzebiąc w
lodówce – obiecał, że przygotuje kilka pokoi gościnnych w domu Tobiasza.
- Aha – Tomek przymknął drzwi do kuchni,
by uzyskać nieco prywatności. – Powiedziałaś mu o swoim ojcu?
- Powiedziałam – szepnęła stawiając na
stole gar jednodniowej zupy pomidorowej, którą ugotował Piotrek. – To chyba
może służyć za pierwsze i drugie danie.
- Dogotujemy tylko makaronu i ryżu –
potwierdził Tomek zadowolony z faktu, że kuzynka nie będzie nic sama gotować –
Myślę, że tyle im starczy.
- Bynajmniej
nie zarzucą mi, że ich nie nakarmiłam – pomyślała dziewczyna stawiając na
gazówce pomidorówkę – Niech mnie ktoś
ewakuuje z tego gówna!
* * * * *
Piotrek jechał po płytach lotniska z
dość szybką prędkością. Wspomnienia wracały, gdy odświeżał trasy dawnych
wyścigów. Wiatr we włosach i poczucie wolności, to właśnie tego mu brakowało od
dłuższego czasu. Musiał przemyśleć jedną ważną kwestię, a w domu przyjaciółki
nie mógł tego zrobić. Było tam zbyt wiele osób, a zwłaszcza Dante, przy którym
nie potrafił się skupić. Ostatnio emocje za bardzo brały nad nim górę i
wypowiadał deklaracje bez pokrycia. Sam nie miał pojęcia, czy zdoła pociągnąć
za spust w momencie spotkania mordercy cioci Klary. Pewna część jego umysłu
krzyczała by obrał drogę mściciela, ale nie do końca był pewny takiej decyzji.
To by diametralnie zmieniło jego życie.
- Do
kitu – pomyślał zwiększając obroty motoru. Nagle przypomniał sobie słowa
Dantego, które padły podczas którejś z kolei wieczornej rozmowy. To wywołało
figlarny uśmieszek na jego ustach. – Nie
dowiesz się, jeśli nie spróbujesz, co?
Wjechał na skrót prowadzący do Podąg i z
nostalgią zwiedzał okolicę. Tak dawno tu nie był. W nastoletnim życiu tyle razy
jeździł tą polną drogą, że stracił rachubę. Fakt, ubyło kilka drzew i niektóre
łąki zamieniły się w pola uprawne lub dzikie wysypiska, ale wspomnienie
pozostało. Do domu Weissów zajechał od strony ogrodu. Zsiadł ze swojego Benelli
i ruszył żwirową drogą do wejścia. Kiedy otworzył drzwi, poczuł się tak, jak
dawniej. Poczuł, że wrócił do domu. Wszedł do środka i od razu skierował się na
piętro, gdzie mieściły się pokoje gościnne. Powoli zdejmował z mebli chroniące
przed kurzem prześcieradła, po czym przyszykował czystą pościel i ręczniki.
Nawet po upłynięciu tylu lat, nic się nie zmieniło w tym domu. Znalazł nawet na
futrynie drzwi frontowych metrykę swojego wzrostu. Ostatnia była sprzed siedmiu
lat, jeszcze przed jego ucieczką.
- Matko,
ale ze mnie był knypek – pomyślał przejeżdżając palcami po krzywych
kreskach i liczbach symbolizujących jego wzrost i wiek. – Pamiętam, jak Sara mnie tu przyprowadzała. To ona zapoczątkowała ten
pomiar. Pomiar Skrzata.
Westchnął ciężko i wrócił do pracy. Po
około godzinie skończył małe porządki i przygotowania na przyjęcie gości.
Musiał jeszcze zadbać o wyżywienie, ale po namyśle zadzwonił do Dantego, by coś
kupił po drodze. Zrobiłby to sam, ale trochę głupio by to wyglądało, gdyby
jechał na ścigaczu obładowany torbami pełnymi zakupów.
- Zbezcześciłbym Black Shadow'a – mruknął
patrząc na swój motocykl, z którego był dumny. Dostał go w dniu wyjścia z
poprawczaka i dobrze o niego dbał. Wiele razem przeszli podczas nocnych
wyścigów, a czasem i małych wywrotek. – Nie zrobię ci tego stary.
Poszedł do swojego pokoju, gdzie znalazł
kilka czystych ciuchów. Musiał się przebrać i umyć, bo cały pokryty był kurzem.
Wziął szybki prysznic, po czym wcisnął się w obcisły podkoszulek i szorty.
Niestety nie znalazł nic lepszego i trochę bał się reakcji niewyżytego Dantego,
który od przyjazdu pożerał go wzrokiem.
- No i wywołałem wilka z lasu – sapnął
wyglądając przez okno, bo pod dom podjechało auto Sicariusa – Oczywiście
przyjechał sam.
Piotrek w gorączce zarzucił na siebie
koszulę roboczą ogrodnika, która zasłoniła w większości jego przymały strój.
Chwilę stał przy lustrze, starannie zapinając koszulę pod samą szyję, po czym
ruszył do frontowego wejścia. Dante widząc niecodzienną garderobę chłopaka omal
nie wybuchł ze śmiechu.
- Coś ty na siebie włożył? – Parsknął w
śmiechu odkładając torby z zakupami i ich rzeczami na stół w kuchni.
- Musiałem się przebrać i znalazłem
tylko to – odparł nadąsany Piotrek pokazując mu język. Wziął torbę ze swoimi
ubraniami i chciał uciec z nią na górę, ale niestety został schwytany. Dante
niefortunnie złapał za koszulę, a siła szarpnięcia była na tyle duża, by zerwać
z niej wszystkie guziki.
- Ten strój podoba mi się o wiele
bardziej kochanie – przyciągnął do siebie uciekiniera i mocno objął go w talii.
– Po co ten pośpiech?
- Wiedziałem, że to powiesz – Piotrek
westchnął w rezygnacji. – Puść mnie, bo muszę się przebrać. To ubranie jest
zbyt ciasne i niewygodne.
- Pomogę się go pozbyć – Dante wziął
chłopaka na ręce i ruszył z nim w stronę pokoju. W tym obcisłym wdzianku, jego
chochlik prezentował się naprawdę smakowicie. – Zbyt długo żyłem w celibacie,
by przepuścić taką okazję.
- Ty tylko o jednym – zaśmiał się
Piotrek wtulając się w tors mężczyzny – Nie mamy zbyt wiele czasu, więc się
lepiej pospiesz.
- Kotku, drażnisz głodnego wilka –
ostrzegł go ciemnowłosy – na twoim miejscu lepiej bym uważał.
- Po coś go chyba z tego lasu
wywoływałem – zachichotał kasztanowłosy jeżdżąc dłonią po torsie partnera i z
premedytacją zahaczając o jego sutki – nie sądzisz?
- No to się doigrałeś – Dante rzucił
nieznośnego chłopaka na łóżko i zdarł z niego przyciasny podkoszulek i szorty –
Tak lepiej.
- Jak dla kogo? – Piotrek nadął policzki
w niezadowoleniu. – Czemu tylko ja mam być na waleta? Też się rozbierz.
- Jestem zajęty – Sicarius przyssał się
do szyi chłopaka delikatnie go pieszcząc – Jeśli tak ci przeszkadza fakt, że
jestem w ubraniu, to sam mnie rozbierz.
Piotrek od razu wziął się do roboty, ale
pozycja leżąca nieco utrudniała mu sprawę. Po dłuższej chwili szarpaniny z
guzikami udało mu się dobrać do nagiego torsu partnera. Chciał też pozbyć się
dolnej garderoby ciemnowłosego, ale uniemożliwiały mu to jego pocałunki.
- Przyssałeś się do mnie, jak glonojad
do szyby akwarium – prychnął nadal starając się sięgnąć rozporka partnera – daj
mi skończyć cię rozbierać.
- Nie, bo zaczniesz mnie rozpraszać
swoimi nieczystymi figlami chochliku – Dante zmysłowo szepnął w przerwie
pomiędzy pocałunkami – Leż spokojnie i daj się pożreć.
- Ani myślę – stęknął chłopak czując
pierwszy palec w swoim wnętrzu – do diabła. I kto tu stosuje nieczyste sztuczki
niewyżyty wilczku?
- Drapieżnik zawsze musi podejść swoją
ofiarę – mruknął ciemnowłosy dodając kolejny palec – Muszę całkowicie
wykorzystać ten krótki pobyt przy twoim boku, bo niedługo znowu zmienisz
położenie i tyle cię zobaczę przez następne kilka miesięcy.
- Dramatyzujesz – Piotrek wbił palce w
ramię partnera, gdy ten powoli się w nim zagłębiał. – O cholera.
Fala dreszczy przeszyła ciało chłopaka,
gdy organ ciemnowłosego ocierał się o wrażliwy splot mięśni i uderzał w
prostatę. Dłuższa rozłąka sprawiła, że wszystko odczuwał jakby ze zdwojoną
siłą. Stęsknione ciała połączyły się wreszcie ze sobą, a przyspieszone oddechy
mężczyzn wypełniły cichą sypialnię. W chwili spełnienia Piotrek mocno wtulił
się w Dantego, który dołączył do niego kilka sekund później. Obaj zmęczeni
opadli na poduszki łącząc swoje usta w czułym pocałunku.
- Weźmy razem prysznic – zaproponował
Sicarius widząc, że chłopak zaczyna przysypiać – To pomoże ci się odświeżyć i
nieco ożywić.
- Muszę jeszcze zrobić kolację dla gości
– westchnął Piotrek podnosząc się do siadu. Czuł lekki dyskomfort, ale nie było
jeszcze tak tragicznie i mógł normalnie funkcjonować. – A umyjesz mi plecki?
- Z miłą chęcią kochanie – Dante objął w
talii chłopaka, który odchyliwszy głowę w tył lekko musnął jego usta swoimi,
miękkimi wargami. – Wieczorkiem nawet porządnie cię wymasuję na zewnątrz i od
środka.
- Mam nadzieję, że dasz mi się wyspać –
zaśmiał się chłopak wstając z łóżka i kierując się do łazienki – Jestem tu kimś
w rodzaju gospodarza, więc będę musiał zająć się gośćmi.
- Nie przesadzę – Ciemnowłosy wszedł do
łazienki zaraz za zielonookim. Nie chciał się ponownie rozdzielać z tym
chochlikiem, ale wiedział, że jest to nieuniknione. Dla ich wspólnego dobra
musieli jakoś to wytrzymać. – Obiecuję.
* * * * *
Avis siedział w salonie i bacznie
obserwował wszystkich tam zebranych. Najbardziej irytowała go obecność
Murdochów, a w szczególności ich czterookiego kreta. To właśnie on zinfilrtował
jego jednostkę specjalną w Czeczenii, przez co uniemożliwił atak na podziemną
komórkę Kruków w Belgradzie. Gdyby mógł, to ukatrupiłby tego tlenionego
okularnika gołymi rękami. Niestety priorytetem były sprawy rodzinne, a w tym
przypadku musiał przekonać do siebie Jolantę. Z obserwacji wyrwała go wibracja
telefonu. Automatycznie wstał i opuścił zaludniony obszar, wybierając ustronne
miejsce w domu, jakim była łazienka. Dopiero po zamknięciu drzwi odebrał połączenie.
- Wal – polecił znudzonym głosem,
opierając się o umywalkę – tylko się streszczaj, bo to nie miejsce na długie
pogaduchy.
- O widzę, że nie bawisz się przednie –
zaświergotała Talisha nie ukrywając rozbawienia – nudno tu bez ciebie. Stary
żyć mi nie daje.
- Przywiozę ci dzieciaka, więc się nie
piekl – westchnął wywracając oczami – Po co dzwonisz?
- Mówię przecież, że się nudzę – jęknęła
kobieta w słuchawkę – a tak poza tym to jestem w drodze do Polski.
- Niecierpliwa, jak zawsze – zaśmiał się
zyskując nieco lepszy nastrój – Tylko nie ujawnij się zbyt szybko. Zrobimy
małemu niespodziankę.
- Nie mogę się doczekać jego miny –
odparła zadowolona Talisha – Zbadaj jego dokładne położenie.
- Chcesz urządzić mu wakacje? – Avis
uśmiechnął się pod nosem dobrze wiedząc, co planuje jego przyjaciółka –
Przygotuję ci grunt.
Po tych słowach się rozłączył i wyszedł
z domu zapalić papierosa. Stał na werandzie i powoli układał plan działania. Musiał
to rozegrać tak, by jego mała go do reszty nie znienawidziła.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mi utrudniasz
robotę maleńka – mruknął pod nosem wypuszczając dym papierosowy z płuc.
[1] Jack Daniel's – amerykańska Tennessee whiskey produkowana od 1866 roku. Filtrowanie przez ponad 3-metrową warstwę klonowego węgla drzewnego przez okres około 10 dni nadaje jej charakterystyczny łagodny smak, który sprawia, że Jack Daniel's jest typowym przedstawicielem swego gatunku.
[2] CKM (Czasopismo Każdego Mężczyzny) – ilustrowany magazyn rozrywkowy dla mężczyzn, zamieszczający zdjęcia i artykuły o tematyce przygodowej, motoryzacyjnej, militarnej, sportowej, muzycznej, erotycznej, a także związanej z modą.
[3] Extremum vale – ostatnie pożegnanie umierającemu.
[4] Agoge - System wychowawczy starożytnych Spartan.
[5] Benelli TnT 899 Century Racer – włoski motocykl wyścigowy.
[5] Benelli TnT 899 Century Racer – włoski motocykl wyścigowy.