Witam nowych czytelników :)
To będzie już XIII rozdział Involutio. Sorry, że tak dzielę te rozdziały, ale są zbyt obszerne by wrzucać je w jednej części. Ostatnio mam też małe problemy z moim humorzastym laptopem, który uwielbia mnie dręczyć często się zawieszając :) Dziękuję moim stałym komentatorom za ich oceny i słowa otuchy. To bardzo pomaga przy tworzeniu :) tym bardziej w chwilach zawieszenia :)
Miesiąc w Assassini Tirocinium minął Piotrkowi dość szybko, ponieważ nie
miał czasu się w tym miejscu nudzić. Zbliżał się termin kolejnej misji i
wszyscy zastanawiali się jaki będzie miała ona charakter. Była pora obiadu,
kiedy Rose wystąpiła na środek jadalni i ogłosiła, że po posiłku wszyscy mają
się udać do głównej auli. Tak też się stało. Piotrek tym razem usiadł na samym
końcu pomieszczenia, opierając się o ścianę. W planie miał tylko wysłuchać
szczegółów najbliższej misji, jak zwykł robić, ale tym razem było inaczej.
- Dobra kandydaci
– zaczął Teodor mierząc wszystkich czujnym spojrzeniem – Celem tej misji jest
infiltracja. Jednak tym razem będzie inaczej niż dotychczas. Będziemy oceniać
wybiórcze osoby z grup, a będzie to zależeć od roli jaką spełnią.
- Miejscem misji
będzie sala bankietowa pewnej firmy, która zrzesza organizacje kulturalne na
całym świecie – tłumaczyła Rose – To prawdziwe przyjęcie. Znajdą się na nim
ważne osobistości, jak sam prezydent Stanów Zjednoczonych i wielu innych
polityków. Tematem bankietu jest muzyka, dlatego musimy wziąć ten aspekt pod
uwagę. Tym razem stworzymy grupę z przedstawicieli waszych klas, którzy według
zdolności będą się do misji nadawać. Podzielimy was na kilka sekcji ról jakie
będziecie odgrywać. Zacznijmy najpierw od pytania, kto z was potrafi grać na
jakimś instrumencie, śpiewać lub tańczyć? Chodzi nam tu o najwyższy poziom
znajomości muzyki, tańca i śpiewu.
- Ja gram na
saksofonie – zgłosiła się Nicole – Nie wiem jaki jest mój poziom, ale
dotychczas wygrywałam wszystkie festiwale międzyszkolne.
- Śpiewam i gram
na gitarze klasycznej – zgłosił się chłopak z dredami na głowie imieniem Erick
– Śpiewam głównie ballady.
- Gram na
fortepianie – przyznała się rudowłosa piękność imieniem Izabella.
Zgłosiło się około
dziesięciu osób, oprócz Piotrka oczywiście, który nie lubił publicznych
występów.
- Osoby, które się
zgłosiły niech zostaną – nakazał Wiktor w uśmiechu – Reszta może już wracać do
swoich pokoi.
Piotrek wstał i
ruszył w kierunku drzwi, ale ktoś chwycił go od tyłu za kaptur bluzy.
- A ty gdzie się
wybierasz? – Spytał Dante ze złością w oczach, bardziej go unieruchamiając – He?
- Do swojego
pokoju? – Odpowiedział niepewnym głosem, widząc irytację w oczach mężczyzny –
Nie zgłosiłem się, więc mogę iść, prawda?
- To, że się nie
zgłosiłeś o niczym nie decyduje – zrugał chłopaka opiekun, po czym rzucił go w
stronę Nicole – Pilnuj go Nicole, bo może chcieć zwiać po drodze.
- Ale czemu? –
Pytał zdezorientowany chłopak – przecież się nie zgłosiłem.
- O wszystkim
zadecyduje przesłuchanie – rzucił Dante stając przy drzwiach i zamykając tym
samym drogę ucieczki – Aby je rozpocząć musimy udać się w pewne miejsce. Rose otwórz
przejście.
Kobieta zgodnie z
poleceniem otworzyła przejście, które znajdowało się tuż za tablicą. Ściana się
rozsunęła ukazując zebranym kamienne schody prowadzące w dół. Teodor wszedł tam
jako pierwszy i zapalił podniesioną wcześniej z podłogi lampę naftową.
Wszyscy powoli ruszyli za nim. Nicole została zwolniona z funkcji strażnika
Piotrka, bo zastąpił ją Wiktor. Schodami zeszli do podziemi, a stamtąd
krętymi korytarzami udali się do innego budynku. Był to nieuczęszczany domek na
obrzeżach szkoły, a znajdował się w nim pokój muzyczny. Piotrek był w szoku,
widząc jego zawartość. W osłupieniu wpatrywał się w stojący w oddali fortepian
i leżące na nim skrzypce. W pokoju znajdowało się wiele instrumentów
muzycznych, jak i ksiąg z nutami.
- Niech każdy weźmie
interesujący go instrument i zaczynamy – ogłosiła Rose podnosząc swój ton –
Idziemy według listy. Zaczyna Nicole.
Nicole wzięła
saksofon i w jednej z ksiąg znalazła znany jej utwór. Po głębokim wdechu
zaczęła grać. Była świetna w tym co robiła, aż Piotrek poczuł ciarki na skórze.
Niestety nie wszyscy okazali się tak świetni, jak ona. Erick też posiadał
ciekawy talent muzyczny, podobnie Izabella. Reszta była przeciętna, albo do
kitu. Piotrek przez cały czas przeglądał będącą w jego zasięgu księgę z nutami,
akurat natrafił na swój ulubiony utwór „Sonata In G minor Devil’s Trill”, przez co zamyślił się wspominając, jak często
grywał go w dzieciństwie.
- Piotrek! –
Wrzasnął Dante wyrywając go z myśli. – Teraz twoja kolej.
- Moja kolej? –
Zdziwił się chłopak podnosząc głowę znad nut – Na co?
- Nie przyszedłeś
tu oglądać nut – westchnął Dante biorąc z fortepianu skrzypce i podając je
zielonookiemu – Myślę, że powinieneś zacząć na tym.
- Dobra – mruknął
poddając się chłopak, łapiąc za instrument – Zagram dla świętego spokoju.
Wszyscy wbili
swoje oczy w kasztanowłosego, który delikatnie pogłaskał skrzypce i zamykając
oczy zaczął grać Sonatę Larghetto ma non
troppo Diabelskiego Trelu, Tartiniego. To tę sonatę z reguły grywał w ogrodzie
jako mały chłopiec, ponieważ odzwierciedlała jego smutek. Następnie płynnie
przeszedł do ostatniej części utworu przyspieszając trochę tempa. Kiedy
skończył, zebrani w pokoju nadal milczeli z podziwu, jedynie Dante do niego
podszedł i na siłę posadził przy fortepianie.
- Zagraj jeszcze
coś na fortepianie – polecił mężczyzna władczym tonem – No, już.
- Ale to nie fair
– rzucił chłopak w proteście – Inni zagrali na jednym instrumencie, dlaczego ja
mam być wyjątkiem?
- Zagraj –
poprosiła Nicole wstając z podłogi – Chcę usłyszeć, jak grasz też na fortepianie.
- Graj Czarnecki –
nakazał Teodor – Koleżanka tak ładnie cię prosi.
- Dajesz młody –
włączył się Wiktor – No!
- Może mam cię
zachęcić? – Spytała Rose z powagą w głosie – Znam bolesne środki motywujące.
- Ten argument
wystarcza – przełknął ślinę rozumiejąc aluzję kobiety – Tyle że nie wiem co
zagrać.
- Zagraj pierwsze
co ci przyjdzie do głowy – zaproponował Erick zachęcając zielonookiego do gry –
Może masz piosenkę, którą lubisz, albo którą lubi ktoś z twojej rodziny?
- Ktoś z rodziny?
– Zastanowił się chwilę – To piosenka zespołu, który lubi mój… powiedzmy, że
brat.
Zwrócił się w
stronę klawiszy, po czym zaczął grać The
Day That Never Comes Metallicy. Jak zawsze zbyt wczuł się w grę, ale tym
razem nie zapomniał o bożym świecie i w pewnym momencie przestał.
- Skończyłem –
westchnął wstając z krzesła, po czym w milczeniu wrócił do pozostawionej
książki z nutami – Hm. Będę mógł tu zostać odrobinę dłużej? Wiem, jak
wrócić stąd do swojego pokoju, więc jak?
- Możesz zostać –
zezwoliła Rose widząc, jak wciągnął się w studiowanie nut – ale niczego stąd
nie wynoś.
- Dobra –
uśmiechnął się przystając na warunek – obiecuję.
- Reszta wraca z
nami – oznajmił Wiktor popędzając resztę grupy – Jazda mi stąd.
Piotrek chwilę
odczekał, po tym jak został sam, po czym od razu zasiadł do fortepianu i zaczął
grać Sonatę Księżycową, ponieważ do
pomieszczenia wpadało światło księżyca przez świetlik w dachu. Grana przez
niego melodia dotarła do uszu wracających do swoich pokoi, po odprowadzeniu
uczniów, opiekunów. Dante odłączył się od towarzyszy i ruszył w kierunku salki
muzycznej. Wiedział, że jak Piotrek wczuje się w muzykę, to nie widzi nic poza
nią. Postanowił wykorzystać ten moment nieuwagi chłopaka i go porwać. Do misji
mieli półtora tygodnia, a planem do niej tym razem zajęła się Rose. Miał wolny
wieczór i chciał go dobrze wykorzystać. Bezszelestnie wśliznął się do pokoju i
ostrożnie zaszedł chłopaka od tyłu, odurzając środkiem usypiającym. Piotrek z
początku walczył, ale po chwili bezsiły opadł na mężczyznę, straciwszy
przytomność. Wziął kasztanowłosego na ręce i wyniósł z salki. Po godzinie
dotarli do podziemnego mieszkania mężczyzny, Dante położył chłopaka na łóżku i usiadł
obok wpatrując się w jego miarowo unoszącą się pierś i lekko uchylone usta. Po
upływie kwadransa Piotrek zaczął się powoli wybudzać. Otworzył zaspane oczy i
utkwił je w ciemnowłosego.
- Hej – ziewnął
witając się z mężczyzną – Długo spałem?
- Dwie godziny –
odpowiedział Dante nieco zdziwiony jego spokojnym tonem – Nie jesteś zły?
- Za co? – Zdumiał
się zielonooki podnosząc się do siadu – Jedynie fundnąłeś mi dodatkowe dwie
godziny snu. Tym razem nawet nie związałeś i nadal jestem ubrany. Nie mam się
za co gniewać. – Na chwilę zamilkł, coś sobie uzmysłowiając – Choć wcześniej,
kiedy na siłę musiałem wziąć udział w przesłuchaniu, wrzałem ze złości na
ciebie za to, że nie pozwoliłeś mi odejść. Jednak po tym, jak zostałem sam w
otoczeniu instrumentów i nut, pomyślałem, że uratowałeś mnie przed popełnieniem
kolejnego błędu. Znowu chciałem uciec od tego kim jestem, lecz mnie
powstrzymałeś. Dziękuję za to.
- Zrozumiałeś moje
motywy? – Sapnął opadają na łóżko ciemnowłosy – Sam mówiłeś, że kochasz grać na
skrzypcach i fortepianie, dlatego nie mogłem dopuścić do tego byś popełnił tę
głupotę. A poza tym, zgłoszenie cię do przesłuchania było jedyną szansą, by
pokazać ci ten pokój i byś zdobył uprawnienia do przebywania w nim.
- Czemu? –
Zaciekawił się Piotrek wbijając wzrok w mężczyznę – Mógłbyś mówić trochę
jaśniej?
- Widzisz, ta
szkoła należy do mojej rodziny – zaczął wykładać Dante w zamyśleniu – Każdy jej
członek, ma przypisany tu pokój, który odzwierciedla hobby właściciela. Sala
muzyczna należy do mojego najstarszego brata Orestesa. On nie cierpi intruzów i
jedynie wybrani mogą wchodzić do jego pokoju.
- Czyli, że ty też
masz taki pokój? – Dociekał chłopak zaabsorbowany opowieścią mężczyzny – Jaki
on jest? Pokażesz mi go?
- Tak, mam taki
pokój – zaśmiał się ciemnowłosy rozbawiony jego zapałem – Jednak jeszcze nie czas na jego ujawnienie.
- Aha, rozumiem –
przygasł na chwilę analizując odpowiedź partnera – wszystko w swoim czasie.
- Zgadza się –
przytaknął Sicarius – Nie poznaję cię. Jesteś jakiś cichy niż zazwyczaj, gdy
jesteśmy sami.
- Po prostu wiem,
że przy tobie jestem bezpieczny – uśmiechnął się Piotrek, kładąc się przy
mężczyźnie, opierając głowę o jego ramię. – Może ten spokój wynika z faktu, że
wreszcie jako tako uporządkowałem swoje uczucia względem ciebie? Myślę, że cię
ko… że lubię cię bardziej… to znaczy… ym um.
Twarz Piotrka
automatycznie zrobiła się czerwona w zmieszaniu. Chciał powiedzieć słowo
„kocham”, ale nie potrafił go z siebie wykrztusić. Załamał się tym faktem i
przez to zamilkł w konsternacji.
- Nie przejmuj się
– pocieszał go Dante, szczęśliwy z podjętej przez chłopaka próby wyznania –
Z czasem ci się uda.
- Ale czuję się
nie fair w stosunku do ciebie – mruknął Piotrek z frustracją w głosie – Czemu
nie potrafię wypowiedzieć tego słowa na głos? Jestem beznadziejny we wszystkim
co dotyczy ciebie. Zobacz co ze mną zrobiłeś. Przez ciebie brak mi
zdecydowania, a w głowie mam pustkę.
- Wezmę za to
pełną odpowiedzialność – uśmiechnął się Dante przytulając chłopaka – Czy to cię
zadowala?
- Wiesz, czasem
boję się, że to tylko sen – szepnął w roztargnieniu zielonooki wtulając się
w ciemnowłosego – Boję się tego, że w końcu przyjdzie czas przebudzenia i
znikniesz wraz z nim.
- Głuptas z ciebie
– zmierzwił mu kasztanowe włosy – Nigdzie się nie wybieram.
- Wiesz, zbliża
się czas kolacji – zauważył Piotrek zmieniając temat – Leo będzie zły, jak nie
przyjdę. A ty jako opiekun też powinieneś na niej być.
- Na dzisiejszej
kolacji nie będzie większości opiekunów – poinformował go Dante – A Leo wie, że
dziś cię nie będzie, dlatego nie musisz się tym przejmować.
- A niby skąd on o
tym wie? – Zerwał się Piotrek w szoku do siadu – Jak się dowiedział?
- Oj przestań. Leo
wie tylko, że cię nie będzie – wyjaśniał mężczyzna – Widział, jak niosłem cię
nieprzytomnego i nawet dał ci coś na ząb.
- No, co ty? – Uspokoił
się chłopak – Leo dał mi coś na wynos? To do niego raczej niepodobne.
- Minął już
miesiąc szkoły – zmienił temat Dante – Jak ci się tu podoba?
- Nie wliczając
epizodu z karą i braku wspólnego języka z kilkoma osobami z grupy to jest tu
dość ciekawie – Piotrek siedział po turecku i w zastanowieniu odchylił się do
tyłu podpierając na rękach – Ale wiesz, naprawdę nie daje mi spokoju ten
bezsensowny zatarg z Kacprem i jego świtą. Niezależnie co zrobię w kierunku
zgody, on odbiera to jako atak. Wszystko co pójdzie nie tak we wspólnych
zadaniach to według niego moja wina. Już naprawdę nie wiem co robić, dlatego
dałem sobie na luz.
- I dobrze
zrobiłeś – pochwalił go Dante – On nie potrafi grać zespołowo. Traktuje
wszystkich jak swoich poddanych. Niedługo przekona się, że jego postępowanie
jest błędne. System grup to jedynie pierwsza faza szkoły, faza bezpieczeństwa.
Za dwa tygodnie grupy przestaną istnieć.
- Jak to przestaną
istnieć? – Zdziwił się zielonooki – A co z opiekunami?
- Nic – wzruszył
ramionami mężczyzna – Dalej będziemy was pilnować z tym, że teraz będziemy
nauczycielami z prawdziwego zdarzenia na miarę tej szkoły.
- Chcesz
powiedzieć, że teraz zaczną się lekcje? – Dopytywał Piotrek, chcąc się upewnić –
Mam się bać?
- Na twoim miejscu
bym się bał – przyznał Dante patrząc w sufit – Każdy z opiekunów wykłada po
trzy przedmioty. Łącznie będzie ich dwanaście. Lekcje będziecie zaczynać
wczesnym rankiem, a kończyć późną nocą.
- To niezła
harówka mnie czeka – westchnął chłopak opadając na łóżko – Ciekawe, czy dam
radę z moją słabą kondycją.
- Jeśli się
postarasz – zachęcał go Dante – powinieneś dobrze to znieść.
Piotrek spojrzał
na niego w milczeniu analizując zdobyte informacje. Chwilę tak jeszcze
siedzieli w ciszy, aż wreszcie Dante zaproponował wspólną kąpiel. Weszli
razem do wanny i spędzili w niej godzinę. Po wszystkim zgłodnieli, więc Piotrek
coś upitrasił z prowiantu otrzymanego od Leo. Po kolacji położyli się spać.
* * * * *
Wszyscy uczniowie na polecenie opiekunów
grup zgromadzili się w auli głównej. Piotrek tym razem miał złe przeczucie,
więc przezornie usiadł jak najbliżej drzwi. Misja miała się odbyć za trzy dni i
nikt jeszcze nie wiedział, kto został do niej przydzielony. Kiedy Rose i reszta
opiekunów weszła do sali, nastała cisza.
- Stworzyłam
szczegółowy plan misji i wytypowałam pięcioro z was do pomocy. – Zaczęła
wyjaśniać Rose mierząc wszystkich czujnym wzrokiem. – Wyczytam teraz nazwiska i
ich funkcje. Veneni, Czarnecki i Giotto zadbają o krycie misji, a Murdoch i
Flint zajmą się obserwacją. Reszta sprawdzi się innym razem, dlatego teraz
możecie już iść, oczywiście oprócz wymienionej piątki.
Sala szybko
opustoszała, pozostało w niej jedynie dziewięć osób. Nicole usiadła obok
Piotrka, podczas gdy opiekunowie rozmawiali między sobą. Nagle Dante wyszedł
bez słowa z auli w dużym pośpiechu.
- Co tam? – Spytała
szeptem kładąc mu rękę na ramieniu – Jakoś niemrawo wyglądasz.
- To nic –
wyszeptał, próbując odpędzić niemiłe przeczucie – Po prostu nie widzę sensu
wytypowania właśnie mnie do tej misji. Nie nadaję się do takich rzeczy.
- Dasz radę –
uśmiechnęła się dziewczyna – Nawet jeszcze nie wiemy co tak naprawdę mamy
zrobić.
- Dobra młodziaki
– zaczął Teo spokojnym tonem – Teraz wytłumaczymy wam wasze role w misji.
- Murdoch i Flint
– wtrąciła Rose – Waszym zadaniem będzie wniknąć do obsługi i inwigilacja osób
ze zdjęć, które otrzymacie tuż przed rozpoczęciem misji. Za to pozostała trójka
wcieli się w uczniów szkoły muzycznej Świętej Róży i zagra na bankiecie.
- Ale czy to
przypadkiem nie jest szkoła żeńska? – Spytał Erick w zdziwieniu – Piotrek jest
chłopakiem.
- To chyba jakieś
nieporozumienie – włączył się do rozmowy Piotrek – Mogliście wziąć, którąś
z dziewczyn, a nie mnie.
- To żadne
nieporozumienie – zachichotał Wiktor w odpowiedzi – Nawet nie wiesz, jak bardzo
pasuje ci ta rola. Wystarczy cię odpowiednio przebrać i będziesz laska jak ta
lala.
- Co? – W Piotrku
wezbrała złość, bo właśnie przekroczono granicę jego tolerancji na uwagi
o wyglądzie. Wstał i chciał ruszyć ku drzwiom, ale zagrodziła je Rose.
Mocno silił się na spokojny ton. – Sorry, ale nie będę brał w tym udziału.
- Stawiasz się? –
Syknęła Rose z mrożącym krew w żyłach spojrzeniem – Sprzeciwiasz?
- Tak, bo co? –
Odpowiedział bezczelnie chłopak z aroganckim spojrzeniem. Nawet nie wiedzieli,
że przebudzili jego ciemną stronę osobowości. – Prędzej umrę niż założę
sukienkę, ale przed tym was opuszczę.
Mówiąc te słowa
biegiem ruszył na tył sali i wyskoczył bez wahania przez otwarte okno. Aby
odciążyć stawy kolan przed dużym wstrząsem po lądowaniu, przewrócił się, robiąc
przewrót na prawy bark. Szybko wstał i popędził w stronę zachodu. Wszyscy w
szoku wyglądali przez okno.
- Czy to nie jest
drugie piętro? – Spytała Izabella nie dowierzając – A on wyskoczył jakby nigdy
nic i się nawet nie połamał.
- Ten gnojek
naprawdę ma jaja – zaśmiał się Wiktor widząc, jak chłopak znika w oddali – A
nie wygląda.
- Nie zostawia po
sobie śladów – zauważył Holmes – Specjalnie pobiegł po kamiennej powierzchni.
Nie jest głupi.
- Zamiast go
podziwiać powinniście iść i go złapać – odparła słodko Rose rozsiewając przy
tym aurę mordu – On śmiał nas wyzwać?
- Wiesz, że nie
należymy do dobrych tropicieli – rzucił Teodor łypiąc na kobietę ostrzegawczo –
Specjalizujemy się w innych działkach tego fachu.
- Gdzie do cholery
jest Dante, kiedy go potrzeba? – Spytała Rose nie ukrywając złości – Ile można
karmić kota.
- Wołałaś
siostrzyczko? – Dante pojawił się w wejściu do auli – Co jest?
- Nie uwierzysz,
ale ktoś nam stąd uciekł – odpowiedział w śmiechu Wiktor – A co
najśmieszniejsze, rzucił nam wyzwanie i wyskoczył tamtym oknem.
- Żarty się ciebie
trzymają? – Nie dowierzał czarnowłosy blondynowi – I że to niby Piotrek?
- We własnej
osobie – przytaknął Teo – Jest niezły w ucieczce. Potrafi zacierać ślady.
- Jeśli się już
nagadaliście, to może ktoś pójdzie go złapać? – Wtrąciła Rose siląc się na
spokój. – Ty to zrobisz, braciszku. Jesteś najlepszym tropicielem w tym gronie.
Weź ze sobą Moona, bo i tak zaczyna działać mi na nerwy.
- Auć – westchnął
już normalnym tonem Wiktor – To bolało.
- Powiedziałam
jedynie prawdę – zbyła go kobieta – Pogódź się z tym.
Dante z Wiktorem
poszli w ślad za uciekinierem. Piotrek w tym czasie skierował się do sadu.
Zmęczył go trochę nieustanny bieg przez półtora kilometra, dlatego wdrapał się
na jedną ze śliw, która miała najgęstsze gałęzie, jednocześnie upewniając, że
jest niewidoczny. Usiadł na pokaźnym konarze i zerwał wiszącą na wyciągnięcie
ręki śliwkę. Drzewo było wiekowe, bo liczyło około ośmiu metrów, ale ilość
liści na nim stwarzała świetną kryjówkę. Oparł się o pień i wygodnie usadowił
oglądając gwieździste niebo. Nie wiedzieć czemu od dziecka uciekał i krył się
na wysokich drzewach. W ten sposób wykiwał niejednego Murdocha, ale z zabójcami
nie pójdzie tak łatwo. Takim działaniem opóźni jedynie nieuniknione.
Dante, jak na
świetnego tropiciela przystało, znalazł ślady pozostawione przez Piotrka. Po
godzinie znaleźli z Wiktorem miejsce przebywania chłopaka. Pytanie tylko, gdzie
się ukrył. Mężczyźni przechadzali się pomiędzy drzewami owocowymi, aż
ciemnowłosy natrafił na trop, którym okazały się leżące wokół jednego z pnia
świeże liście. Zadarli do góry głowy i zobaczyli wpatrującego się w niebo
chłopaka, wcinającego śliwki.
- Ty! Młody! –
Zawołał Wiktor rozbawiony tym widokiem – Długa jeszcze mamy na ciebie tu
czekać?
- Sądząc po tym,
że tu jesteście – Zielonooki dedukował na głos nie zwracając na nich wzroku –
nie zmieniliście zdania. Ja także tego nie zrobiłem, więc mamy zgrzyt.
Piotrek spojrzał w
dół widząc swoich hycli. Jego oczy nadal miały arogancki wyraz, a do tego dodał
bezczelny uśmieszek. Dante nie poznał go w tym momencie.
- Wiecie, ja wcale
nie zamierzam wam ułatwiać tego zadania – rzucił chłopak zeskakując z drzewa
i błyskawicznie znikając w mroku. – Złapcie mnie jeśli potraficie.
- Skurczybyk jeden
– westchnął Wiktor, ale uciszył się na widok uśmieszku Dantego – Dobrze się
czujesz?
- Wyśmienicie –
zaśmiał się ciemnowłosy w odpowiedzi – Powiedz mi, czemu uciekł?
- Wściekł się po
usłyszeniu, że Rose planuje przebrać go za dziewczynę – odparł Wiktor
wzruszając ramionami – Dziwny gość.
- A więc o to w
tym wszystkim chodzi? – Dante roześmiał się bardziej – On ma kompleks na
punkcie swojego wyglądu. Powiedział, że szczerze go nienawidzi, bo inni
wyzywają go od bab. Rola jaką ma grać w tej misji mocno nacisnęła mu na odcisk.
- Czyli
przekroczyliśmy wyznaczoną przez niego granicę? – Zdziwił się Moon – No, co ty?
- Lepiej go
poszukajmy – ruszył w pogoń Dante – Teo się nie mylił, mówiąc, że jest dobry w
ucieczce, ale ja jestem mistrzem w zabawie w kotka i myszkę.
Piotrek wśliznął
się do dziury przy jednym z drzew, tym samym wkraczając do podziemia. Z torby
wyciągnął latarkę i podążył zapamiętanym przez niego korytarzem prowadzącym
wprost do jego sypialni. Tam nikt nie będzie go szukał. Kiedy dobrnął do celu,
pchnął mocniej ścianę przed sobą i tym sposobem był już w łazience swojego
pokoju. Nicole jeszcze nie wróciła. Podszedł do drzwi i przekręcił klucz
w zamku. Dziewczyna zapomniała swojego klucza, więc będzie pewnie myślała,
że zamknął drzwi wcześniej. Odetchnął z ulgą i zmęczony opadł na łóżko. Dłuższą
chwilę wsłuchiwał się w dźwięki panujące w skrzydle, po czym znużony zasnął
kamiennym snem.
W tym czasie Dante
znalazł dziurę prowadzącą do podziemi. W stu procentach był pewien, że chłopak
się tam wśliznął.
- No nie gadaj, że
tam wlazł – narzekał Wiktor znudzony tą całą gonitwą – Żaden z nas nie zmieści
się w tej szczelinie.
- To prawda –
potwierdził spokojny Dante – nie zmieścimy się. Zdolna z niego bestia.
- Możliwe –
ziewnął blondyn w odpowiedzi – Masz jakiś pomysł, gdzie go powiało?
- Mam pewne podejrzenia
– mruknął w zamyśleniu ciemnowłosy – Jest realistą i logicznie myśli.
- Czyli? –
Dociekał zniecierpliwiony Wiktor – Gdzie na jego miejscu byś się schował?
- Na jego miejscu
schowałbym się tam, gdzie z logicznego punktu widzenia jest najmniejsze prawdopodobieństwo
by się schować – zastanawiał się Sicarius – czyli w jego sypialni.
- Na serio,
spryciarz – przyznał w zastanowieniu blondyn – Ma to sens.
- Skoro tak, to
chodźmy to sprawdzić – zaproponował Dante ruszając w stronę budynków szkoły.
Mężczyźni dość
szybko znaleźli się w skrzydle sypialnianym. Kiedy dotarli do celu, pod
drzwiami pokoju spotkali Nicole. Dziewczyna skulona siedziała na podłodze z
sennym wzrokiem.
- Czemu nie jesteś
w swoim pokoju? – Spytał Wiktor patrząc na dziewczynę z góry – Spać należy
w łóżku, nie uważasz?
- Tak, to prawda –
zgodziła się z tym szatynka podnosząc na mężczyznę swój wzrok – Ale zapomniałam
klucza, a Piotrek wcześniej zamknął drzwi. Nie mogę wejść do środka.
- Ta dzisiejsza
młodzież – narzekał blondyn grzebiąc w kieszeni spodni – Za grosz wyobraźni.
Mężczyzna wyjął z
kieszeni kawałek drutu i umodelował z niego wytrych. Po chwili drzwi stały
przed nimi otworem. Bezszelestnie wśliznęli się do pokoju i stanęli jak wryci
na zastany widok. Piotrek jakby nigdy nic spał sobie w swoim łóżku skulony w
kłębek. Dante powoli usiadł na skraju łóżka i delikatnie potrząsnął
chłopakiem sprawiając tym jego pobudkę.
- Wyspałeś się? –
Spytał spokojnym głosem z lekkim uśmiechem – Skoro tak, to jesteś zatrzymany.
- O cholera –
wyszeptał w odpowiedzi zielonooki zrywając się do siadu – Skąd ty tu?
- Dobrze cię znam
– oświadczył mężczyzna chwytając go za ramię – Wszedłem w twój tok myślenia
i zaprowadziło mnie to do ciebie. Opuściłeś gardę Piotruś.
- Dobra –
westchnął kasztanowłosy się poddając – Macie mnie i co dalej?
- Na twoim miejscu
bym się bał – wtrącił Wiktor rozbawionym głosem – Rozwścieczyłeś Rose, a to
poważny błąd.
- Ok. – Zaczął
ostrożnie chłopak – Może mnie nawet zabić, lepsze to niż paradowanie w kiecce.
- Są gorsze rzeczy
od śmierci – poinformował go Dante prztykając w czoło – Co w ciebie wstąpiło?
- Ostatnimi czasy
dość często słyszę te słowa – zaśmiał się zielonooki wspominając Edwarda – Taki
już mój los.
- Znasz moje
zdanie na ten temat – rzucił Dante raptownie ogłuszając chłopaka – A to na
wypadek, gdybyś ponownie chciał uciec.
Mężczyzna zarzucił
sobie chłopak na ramię i w asyście Wiktora wyszli z sypialni, pozostawiając
w niej jedynie zszokowaną Nicole. Zanieśli nieprzytomnego Piotrka do Rose,
która nie kryła zachwytu z widoku swojej przyszłej ofiary. Kazała bratu pójść
za nią, a Wiktorowi wracać do siebie. Dante w obawie o swojego partnera
niepewnie podążał za siostrą, która ewidentnie prowadziła go do swojego
gabinetu tortur.
- Połóż go tutaj –
nakazała kobieta, kiedy dotarli na miejsce – Resztą zajmę się sama.
- Tylko za bardzo
go nie skrzywdź – uprzedził z groźbą w oczach Dante – Bo jeśli to zrobisz, to
ci nie wybaczę.
- Nie martw się
Dante – uśmiechnęła się do brata – Wiem, że jest dla ciebie kimś ważnym. Mam z
nim trochę rzeczy do obgadania. Opuścił spotkanie organizacyjne dotyczące
misji, dlatego muszę wyjaśnić z nim jej szczegóły.
Dante zmierzył
siostrę czujnym wzrokiem, po czym bez słowa wyszedł z jej gabinetu. Drzwi za
nim się zamknęły, odcinając go od Piotrka i Rose, więc pogrążony w myślach
ruszył do swojego pokoju.
Piotrek obudził
się na gąbkowym materacu z lekkim bólem
głowy. Powoli usiadł masując miejsce, w które uderzył go Dante ogłuszając.
Rozejrzał się dokoła z jeszcze zamglonym wzrokiem, ale pomimo tego widok mroził
mu krew w żyłach. Wszędzie łańcuchy, kajdany i dziwne ustrojstwa do tortur.
Podkulił pod siebie nogi i dopiero teraz zauważył przypięty łańcuch do lewej
kostki. Głęboko odetchnął w celu uspokojenia i włączenia jasnego myślenia, po
czym zaczął badać swoją sytuację.
- Ok. Siedzę w ciemnym pokoju z przypiętym do
lewej nogi łańcuchem – zaczął oceniać stan rzeczy – Jest mi zimno, bo mam na sobie jedynie szorty. Boli mnie głowa i muszę
do toalety. Podsumowując, znalazłem się w niezłym bagnie.
Usłyszał szczęk
zamka w drzwiach, więc spojrzał w ich stronę. Do środka weszła Rose z szerokim
uśmiechem na twarzy.
- Widzę, że już
wstałeś – oznajmiła zamykając z trzaskiem drzwi – Czyli, że możemy zaczynać.
- Zaczynać –
powtórzył śledząc ją czujnym wzrokiem – Niby co?
- Twoją karę,
głuptasie – uśmiechnęła się kobieta powoli do niego podchodząc – Przy okazji
osobiście przygotuję cię do misji.
- Czemu akurat ja?
– Narzekał chłopak nie spuszczając wzroku z Rose – Myślę, że są osoby
odpowiedniejsze do tej misji. Uwzięliście się na mnie, czy jak? Ok. może
przegiąłem z tą mapą wcześniej. Przyznaję, że zasłużyłem na karę, ale nie
przypuszczałem, że do czegokolwiek wam się przydam. Przeze mnie możecie nawet
zawalić misję.
- Straszny z
ciebie pesymista – stwierdziła ciemnowłosa zatrzymując się tuż przed chłopakiem
na wprost – Dlaczego chcesz się wyrzec prawdziwego siebie? Chcesz żyć w
kłamstwie?
- Żyć w kłamstwie
– westchnął z żalem – Nawet nie wiesz, jak długo tkwię w obłudzie. Twój brat
powoli stara się mnie z tego wyrwać. Z początku z tym walczyłem, ale w końcu
postanowiłem poczekać i zobaczyć co z tego wyjdzie. W sumie to i tak nie może
być gorzej, bo najwyżej spotka mnie śmierć. To chyba lepsza alternatywa niż
moje dotychczasowe życie.
- No, to już wiem
czemu Dante świata poza tobą nie widzi – zaśmiała się Rose mierzwiąc włosy
chłopakowi na głowie – Ciebie nie da się nie lubić.
- Co? – Zdziwił
się jej reakcją – Wasza rodzina jest dziwna.
- Czemu tak
uważasz? – Nie rozumiała go Rose – Podaj sensowny argument.
- Nie miałem nic
złego na myśli – usprawiedliwiał się zielonooki lekko wystraszony, że strzelił
gafę – Chodziło mi o to, że bez wahania akceptujecie kogoś takiego jak ja.
Nawet ja sam mam z tym problemy.
- Głupiś? –
Wyśmiała go kobieta – Wstawaj i przygotuj się na karę.
- A co jeśli
odmówię – sprawdzał grunt na którym stał – Co wtedy?
- Jeśli chcesz, to
ci pokażę – uśmiechnęła się Rose, po czym potraktowała go paralizatorem.
Chłopak bezwładnie opadł na materac, a kobieta odpięła łańcuch i przeciągnęła
go do znajdującego się obok stołu. Zdjęła mu szorty, pozostawiając jedynie
bokserki. Położyła Piotrka na stole, po czym starannie przypięła pasami
przytwierdzając do drewnianego blatu. Po przebudzeniu chłopak nie mógł ruszyć
żadną częścią ciała, co go w pewnym stopniu przerażało.
- Widzę, że sam
fakt unieruchomienia twojego ciała powoduje u ciebie strach – stwierdziła
ciemnowłosa jeżdżąc palcem po blacie stołu. – I jak mam ciebie nie lubić, kiedy
dostarczasz mi tyle rozrywki.
- Co ty chcesz ze
mną zrobić? – Spytał cicho w strachu – Nie poddam się tak łatwo.
- Na to liczę –
uśmiechnęła się śląc mu oczko – Zamierzam przygotować cię do misji. Zobaczysz,
jak czuje się kobieta, gdy postanawia być piękną.
- Ale ja jestem
facetem! – Rzucił wściekle Piotrek – I dobrze mi z tym.
- Zabójca musi
poświęcać się dla misji – Odparła Rose głaszcząc go po głowie – Po wszystkim
będziesz to wiedział. Kamuflaż to przydatna rzecz, bo dzięki niemu zabójca może
wtopić się w tłum. Dante mówił, że nie grasz publiczne ze strachu przed ludźmi,
którzy cię ścigają. A to źle. Dlatego pomyślałam, że przebranie będzie
najlepszym wyjściem w tym przypadku. Szukają mężczyzny, a nie kobiety.
- Nie wierzę, że
to mówię, ale to ma sens – Przyznał Piotrek w zamyśleniu – Ale nadal to uwłacza
mojej dumie.
- Są momenty,
kiedy dumę należy schować do kieszeni mój drogi – Rose nachyliła się nad twarzą
kasztanowłosego i spojrzała mu w oczy – Naucz się, że w tym fachu priorytetem
jest wykonanie misji. Rozumiesz?
- Rozumiem –
przyznał chłopak – Ale nadal trudno mi się z tym zgodzić.
- Wiesz, w tej
chwili nie masz zbyt wiele do gadania – zbyła go kobieta wpychając knebel do
jego ust – Rozmowa skończona.
Rose podeszła do
palnika laboratoryjnego, na którym umieszczony był metalowy pojemnik z jakąś
bulgocząca mazią. Wzięła naczynie do ręki i przyniosła je do swojej ofiary. Bez
żadnych oporów wylała jego zawartość na ciało chłopaka, który w odpowiedzi
zawył z bólu. Niestety knebel stłumił jego krzyk, a Rose kontynuowała
zadowolona reakcją Piotrka. Maź szybko stygła, a kiedy nabrała odpowiedniej
konsystencji, ciemnowłosa szybkim i sprawnym ruchem zrywała ją z ciała
chłopaka, który wił się z cierpienia.
- Gdybym była
złośliwa zrobiłabym to bardzo wolno – oświadczyła widząc wyrzut w oczach
Piotrka – Wiesz, dzięki temu będziesz gładziutki. Teraz chociaż masz
świadomość, jak czują się kobiety podczas depilacji.
Piotrek czuł się
jakby ktoś polał jego skórę wrzątkiem. Nieznośny ból, którego doświadcza się
pracując w kuchni i z reguły poparzeniu ulegają głównie ręce. Niestety teraz
nie skończyło się na rękach. Rose nie oszczędziła prawie żadnego skrawka jego
obnażonego ciała. Mimowolnie z oczu pociekły mu łzy. Męczyła go tak kilka
godzin.
- No – oświadczyła
kończąc torturę – Zrobione. Nawet dobrze to zniosłeś, jak na faceta.
Zaśmiała się
wycierając łzę z jego policzka i wyjmując knebel z ust.
- Niedługo
staniesz się śliczną dziewczynką – dodała drocząc się z obolałym chłopakiem –
jutro zajmiemy się twoimi włosami.
- Co by było
gdybym od razu się zgodził? – Spytał krzywiąc się z bólu – Też bym musiał
przechodzić przez takie męczarnie?
- Nie,
przeszedłbyś bezbolesną metamorfozę – poinformowała go przejeżdżając dłonią po
jego spoconym czole – Ale wtedy nie byłoby tak zabawnie, nie uważasz?
- Może dla ciebie
– mruknął naburmuszony – Ja nie widzę w tym nic zabawnego.
- Są gusta i
guściki – zaświergotała zadowolona z efektów swojego dzieła Rose – To nas od
siebie odróżnia. Pobawiłabym się z tobą jeszcze trochę, ale czas na sen.
Piotrek nie zdążył
nawet zaprotestować, bo Rose zaaplikowała mu środek nasenny. Kiedy stracił
przytomność odwiązała go od stołu i z powrotem przykuła do wcześniejszego
łańcucha, kładąc na gąbkowym materacu. Na koniec przykryła go kocem i opuściła
swój gabinet. Kasztanowłosy leżał skulony w kłębek śpiąc pustym snem.
* * * * *
Rankiem,
po śniadaniu, Nicole z Izabellą spotkały się potajemnie w jadalni, która poza
posiłkami z reguły pozostawała pustą salą. Dziewczyny miały świetne humory
razem spiskując przeciwko osobie, której postanowiły dać nauczkę.
- To jak? –
Spytała rudowłosa Izabella szatynkę – Zgadzasz się na pomysł z szamponem
farbującym?
- To świetny
pomysł, przy jego fiole na punkcie koloru włosów. – Zgodziła się Nicole w
śmiechu – Problem stanowi dostanie się do jego sypialni.
- Swoją drogą, to
skąd wiesz o tym fiole Murdocha? – Dociekała Izabella – Nikt o tym nie wie, bo
Kacper nie pokazuje tego po sobie.
- Kiedyś coś
wymknęło się Piotrkowi przed snem – zachichotała czternastolatka – Czasem,
kiedy jest bardzo senny to można wyciągnąć z niego ciekawe rzeczy.
- A on skąd o tym
wie? – Zdziwiła się rudowłosa – Na ogół są do siebie wrogo nastawieni. No
wiesz, nie pałają do siebie miłością.
- Czasem mam
wrażenia jakby znał rodzinę Kacpra i to z tej złej strony – oświadczyła Nicole
wzdychając – dlatego tym bardziej chcę dać nauczkę temu blond bufonowi.
- Tak – przyznała
Izabella – Nazwał mnie rudzielcem z motłochu.
- Za bardzo się
panoszy – rzuciła Nicole rozumiejąc uczucia koleżanki – Zemścimy się też za
Piotrka.
- Już niedługo
Kacper przefarbuje się na czarno – zachichotała Izabella przybijając piątkę
Nicole – Ciekawe, jak się z tym poczuje.
- Ile bym dała za
zobaczenie jego pierwszej miny – rozmarzyła się szatynka – Pewnie by się
rozdarł na całą szkołę w furii za zniszczenie jego dostojeństwa.
- No, pewnie tak –
zaśmiała się rudowłosa wyobrażając sobie minę Murdocha – Pewnie nie wyszedłby z
pokoju.
- A co tu tak
wesoło? – Usłyszały za sobą kobiecy głos. Stała za nimi Rose, która wcześniej
przysłuchiwała się rozmowie dziewczyn. – Spiskujemy?
- Pani Rose? –
Pisnęła Nicole w strachu – My nic takiego złego nie planowałyśmy.
- Tak – wtórowała
koleżance Izabella – chciałyśmy się tylko odegrać takiemu jednemu za brak
manier.
- Czyżby? – Nie dowierzała
Rose. Chwilę przyglądała się dziewczynom, po czym wpadła na pewien pomysł. –
Pomożecie mi przy pewnej rzeczy. Wtedy przymknę oko na wasz mały spisek
przeciwko Murdochowi. Chodźcie za mną.
- Dobrze –
zgodziły się pokornie dziewczyny podążając za kobietą.
Rose
przyprowadziła dziewczyny do swojego gabinetu tortur, gdzie zastały śpiącego
Piotrka. Już sam wystrój je przerażał, a widok nieprzytomnego kolegi wcale nie
uspokajał.
- Rozgośćcie się
moje panie – poleciła Rose wpychając je do środka – Nie ma się czego bać.
- Co z nim? –
Spytała Nicole wskazując na współlokatora – Wszystko z nim ok.?
- Tylko śpi –
uspokoiła ją kobieta – Ale zaraz powinien wstać.
- Aha – szepnęła
czternastolatka wbijając wzrok w ślad na stopie chłopaka – Czy to litera „M”?
- Bez wątpienia –
zgodziła się Rose idąc w ślady dziewczyny i zwracając uwagę na bliznę chłopaka
– Ktoś go oznakował jak bydło.
- Ciekawe, kto
mógłby być do tego zdolny – zastanawiała się Izabella – „M” to inicjał
właściciela?
- Możliwe –
przytaknęła Nicole smutnym głosem – To chore.
- Chore to jest
gapienie się na kogoś kiedy śpi – mruknął Piotrek szybko chowając nogę pod
kocem – Po co je tu przyprowadziłaś Rose?
- Oj, chłopiec
zbudził się ze złym humorem – zachichotała Rose zrywając z niego koc – Wstawaj.
Nie ma czasu, a metamorfozę trzeba dokończyć. Pozostało nam niecałe sześć
godzin do wyjazdu na misję.
- A kto
powiedział, że się na to zgodzę – syknął zielonooki marudząc obolały jeszcze po
nocnych torturach – Nigdy nie stanę się dziewczyną, więc daj sobie z tym
spokój.
- Nie tobie o tym
decydować – uśmiechnęła się złośliwie Rose podnosząc chłopaka do góry –
Potraktuj to jako dalszy ciąg swojej kary. Zawołałam nawet Dantego do pomocy.
Dziewczyny też pomogą.
- Niby w czym? –
Wystraszył się chłopak, słysząc ile osób wzięła do pomocy Rose – Mało już mnie
upokorzyłaś? Do końca chcesz zdeptać moją godność?
- Przestań
rozwodzić się nad błahostkami – pogłaskała chłopaka pieszczotliwie po włosach,
jakby był małym dzieckiem – pogódź się z tym i daj nam działać.
- Dobra –
westchnął świadomy, że przegrał tę rundę – ale to pierwszy i ostatni raz, kiedy
przebiorę się za dziewczynę. Zapamiętajcie to wszystkie, a w szczególności ty
Dante!
Wszystkie w
zdziwieniu popatrzyły na drzwi wejściowe, przez które wszedł dopiero co
ciemnowłosy mężczyzna. Sicarius uśmiechnął się tylko w odpowiedzi na słowa
sfrustrowanego chłopaka.
- Zapamiętam –
odparł zamykając za sobą drzwi mężczyzna – czym mam się zająć?
- Jego włosami
oczywiście – oznajmiła Rose rozbawiona miną Piotrka – Z początku myślałam
o peruce, ale zmieniłam zdanie. Przedłużymy mu włosy i przefarbujemy na
czarno.
- Co ci się znowu
uroiło w tej twojej głowie? – Sapnął Dante siadając na jednym z krzeseł – Czyli
musimy odwiedzić pokój Aarona?
- Jakbyś czytał w
moich myślach – uśmiechnęła się kobieta chwaląc brata – W młodości często tam
się wymykałeś.
- Stare dzieje –
mruknął mężczyzna chcąc zmienić temat – A co robi tu ta dwójka dziewcząt?
- Wzięłam je do
pomocy – oświadczyła Rose rzucając ciuchy Piotrkowi – Ty zajmiesz się włosami,
a my resztą.
- Nie wnikam w to
głębiej – zamknął temat Dante, po czym zwrócił się do narzucającego na siebie
koszulkę chłopaka – Jak tam?
- Bywało lepiej –
burknął Piotrek po polsku, czując pieczenie skóry na ciele – Po powrocie do
domu nie licz na ciepłe posiłki przez co najmniej miesiąc. Postanowiłem pójść
do pracy, więc nie będę miał na to czasu. Muszę zmyć z siebie tę hańbę.
- Hej, to nie fair
– zarzucił mu mężczyzna – Chcesz się w ten sposób na mnie zemścić? Za co?
- Już ty wiesz za
co – mruknął chłopak zapinając pasek spodni – Temat skończony.
Rose odpięła
łańcuch z nogi chłopaka i poleciła Dantemu wziąć go na ręce. Piotrek bronił się
przed tym, bo każdy najmniejszy dotyk wywoływał pieczenie podrażnionej skóry,
ale niestety przegrał. Mężczyzna zarzucił go sobie jak worek ziemniaków i
wyszedł kierując się podziemnym korytarzem na północ. Za nim podążały
dziewczyny i Rose. Na miejsce dotarli po dwudziestu minutach. Znaleźli się w
pokoju przypominającym mały salon fryzjerski. Dante posadził chłopaka w jednym
z foteli, a sam zajął się przygotowywaniem odpowiedniego sprzętu. Na tacce
położył czarne pasemka włosów zakończone łuskami keratynowymi tej samej barwy i
urządzenie wyglądem przypominające kombinerki na prąd. Dziewczyny w tym czasie
na polecenie Rose trzykrotnie umyły chłopakowi włosy farbującym na czarno
szamponem. Piotrek znosił wszystko bez słowa. Kiedy wysuszono mu włosy,
pałeczkę przejął Dante.
- Co to za obcęgi?
– Spytał zainteresowany Piotrek chcąc dotknąć urządzenie – Do czego służą?
- To zgrzewarka do
włosów, za której pomocą przymocuję leżące na tacy pasemka włosów. – Odparł
spokojnie mężczyzna, dając chłopakowi po rękach, ostrzegając w ten sposób by
tego nie dotykał – Siedź teraz spokojnie i niczego nie ruszaj.
Mężczyzna sprawnie
i z precyzją oplatał łuskami kreatyny włosy Piotrka i łączył je za pomocą
zgrzewarki. Zajęło mu to pięć godzin, ale efekt był zadowalający. Wszyscy w
szoku patrzyli na Piotrka, podziwiając dzieło Dantego.
- No, co? – Jęknął
zniecierpliwiony chłopak – Aż tak źle wyglądam?
- Wręcz przeciwnie
– wyjąkała Izabella – wyglądasz pięknie.
- Co? – Piotrek
zawstydził się słowami koleżanki, przez co się odwrócił. Nie był przyzwyczajony
do komplementów. – Wydaje ci się. Wyglądam, jak dziwoląg.
- Wiesz, teraz
wyglądasz jak starsza siostra Nicole – zachichotała Rose – Świetnie wyglądasz,
może powinieneś rozważyć pozostanie w tej formie.
- W twoich snach –
wycedził przez zęby Piotrek wstydząc się swojego wyglądu. – Po misji od razu
powracam do oryginalnego stanu, ok.?
- Ta, ta –
machnęła ręką Rose – Teraz nie ma czasu, bo za kwadrans musimy wyjechać ze
szkoły. Resztę przemiany, czyli strój i dodatki dokończymy w hotelu. Idźcie się
spakować i widzimy się dokładnie za dziesięć minut na dziedzińcu. Oczywiście
Piotruś zostajesz ze mną i Dante.
Dziewczyny
posłusznie opuściły pomieszczenie i pędem ruszyły z powrotem do gabinetu Rose.
- A ja nie muszę
się spakować? – Spytał zdziwiony chłopak – Bo może zabrzmi to dość
pretensjonalnie, ale nie mam co na siebie włożyć.
- Matko, jakiś ty
słodki w tym wyglądzie! – Wykrzyknęła kobieta przytulając do siebie
zszokowanego chłopaka – Może zostaniesz moją maskotką?
- Łapy od niego,
Rose! – Ostrzegł Dante z furią w oczach, wyrywając chłopaka z uścisku kobiety
i przyciskając do siebie. – On należy do mnie.
Piotrek czerwony
na twarzy ze wstydu zarzucił na głowę kaptur bluzy, chowając w ten sposób
większość włosów i swoje zażenowanie. Dante bez ostrzeżenia złapał go i wziął
na ręce, jak księżniczkę.
- Co ty? –
Zająknął się z zaskoczenia – Postaw mnie! Nie noś mnie, jak księżniczkę.
- Teraz grasz
dziewczynę, więc będę cię tak niósł – odparł Dante stanowczym tonem,
uspakajając chłopaka – Choć ten jeden raz bądź grzeczny i się mnie posłuchaj.
Piotrek spojrzał
badawczo na ciemnowłosego stwierdzając, że ten jest poważny. Poddał się
wiedząc, że nie wygra. Spuścił wzrok i bez słowa wtulił się w tors mężczyzny,
kryjąc w ten sposób rumieńce wstydu na twarzy.
- Naprawdę
ślicznie wyglądasz – szepnął Dante, sprawiając, że ten jeszcze bardziej się
zarumienił – W zestawie z tym zawstydzonym wyrazem na twojej twarzy jesteś
piękny.
- Zamknij się –
jęknął skonsternowany Piotrek, chwytając koszulę na piersi mężczyzny – To nie
fair mówić tak zawstydzające rzeczy.
- Możliwe –
zaśmiał się Dante całując go w czubek głowy – Pierwsza noc po misji będzie
należeć tylko do mnie. Przygotuj się na to, że nie dam ci długo zasnąć.
- Czy to w
porządku, jak teraz zasnę? – Spytał chłopak nieśmiałym, cichym głosem. W jego
krwi nadal krążyły pozostałości podanego przez Rose środka nasennego. – Niezbyt
dobrze się czuję.
- Będę nad tobą
czuwał – zapewnił go Dante, obdarzając ciepłym spojrzeniem – dlatego śmiało
możesz spać.
Powieki Piotrka
powoli opadały, aż w końcu pogrążył się we śnie puszczając koszulę niosącego go
Dantego. Mężczyzna zaniósł go wprost do samochodu, w którym czekała już na nich
Rose. Usadowił chłopaka na jednym z tylnych siedzeń, a sam usiadł za
kierownicą, obok siostry. Po chwili doszły Izabella z Nicole i zajęły miejsca
obok Piotrka. Reszta ekipy wypełniła drugi samochód. Kiedy wszyscy już się
zebrali, wyjechali spod dziedzińca na misję.
Droga do
Waszyngtonu strasznie się dłużyła młodzieży, ale w końcu po sześciu godzinach
jazdy dotarli na miejsce. Zaparkowali przed wejściem głównym
Monaco DC A Kimpton Hotel. Piotrka, Nicole i Izabellę zatkało na widok budynku,
który miał wbudowane kolumny przypominając świątynię żywcem wyjętą z mitologii
greckiej.
- Wow – usłyszeli głos Erica wysiadającego z drugiego samochodu. Od razu
podszedł do dziewczyn, mając dość towarzystwa Kacpra. – Ale odjazd.
Piotrek miał
zarzucony kaptur na głowę, dzięki czemu chwilowo ukrył swoją przemianę przed
resztą drużyny. Widok fasady hotelu mocno go poraził, bo nie mógł oderwać od
niego wzroku. Jedynie Kacper był niewzruszony.
- No, no – zaśmiał
się Dante, widząc miny czwórki uczniów – Widać, że im się podoba.
- Ten hotel jest
ogromny – wymamrotał z podziwem Piotrek, po czym zwrócił się szeptem do Nicole
– Znając moje szczęście, to przy pierwszej okazji się tu zgubię.
- Nie bój żaby –
zaśmiała się szatynka klepiąc go po plecach – Nie pozwolę na to.
- Dobra, koniec
tych podziwów dzieciaki – przywołał ich do rzeczywistości Wiktor – Każdy bierze
swoje rzeczy i ustawi się za przydzielonym mu opiekunem. Kto kogo bierze do
niańczenia?
- Ja wezmę Nicole
i Piotrka – zgłosił się pierwszy Dante – czyli cudowne siostry Testudo.
- To ja biorę
Izabellę – wyraziła swoje zdanie Rose – Lepiej żeby dziewczyny trzymały się
razem.
- Dobra. To ja
biorę Erica, a Moon Murdocha – rzucił pospiesznie Teodor – Pasują do siebie
włosami.
Kiedy każdy
otrzymał swój pakunek, wszyscy ruszyli do wejścia hotelu. Wnętrze także okazało
się być niebywale wielkie. W recepcji rozdzielono im pokoje tak, że Piotrek
znalazł się w jedynce, łączącej się z pokojem dziewczyn, Teo z Wiktorem w
dwójce połączonej z pokojem Erica i Kacpra, a Dante miał wspólną sypialnię
z Rose. Zmęczeni podróżą położyli się szybko spać. Następnego dnia miał się
odbyć bankiet.
Izabella z Nicole
nie mogły zasnąć w tak obszernym miejscu, jaki był ich pokój. Szatynka
zastukała cicho do drzwi oddzielających ich sypialnię z pokojem Piotrka.
Okazało się, że jeszcze nie spał.
- Co tam? –
Spytał, kiedy przekroczyła próg – Nie możesz spać?
- Obie nie możemy
– westchnęła zmęczona dziewczyna – Posiedzisz trochę z nami?
- Spoko – zgodził
się od razu – Ale czy Izabella nie będzie miała nic przeciwko?
- Nie – usłyszeli
zza drzwi głos rudowłosej – Chodźcie tu oboje.
- Ok. – Uśmiechnął
się chłopak biorąc leżące na łóżku skrzypce – Postaram się was uśpić.
Po cichu przeszedł
do pokoju dziewczyn i usiadł na skraju jednego z łóżek. Nicole przykryła się
kocem, jak mała dziewczynka pod samą szyję. Piotrek widząc to lekko się
uśmiechnął wspominając bliźniaki.
- Co się tak
szczerzysz? – Spytała ruda z zaciekawieniem – Coś cię w nas śmieszy?
- Nie.
Przypomniała mi się tylko dwójka niesfornych siedmiolatków. – Usprawiedliwiał
się zielonooki – Zagram wam coś na sen, ale musicie być cicho, ok.?
- Dobra – zgodziły
się obie.
Piotrek wziął
lekki wdech, po czym zaczął delikatnie grać melodię, którą pamiętał z
dzieciństwa, a o której praktycznie nie wiedział nic. Po prostu ją
znał.
- Ta kołysanka –
Nicole w szoku spojrzała na chłopaka – Skąd ją znasz?
- Nie wiedziałem,
że to kołysanka – odparł spokojnie Piotrek – Ta melodia zawsze dźwięczała mi
w głowie. Pewnie usłyszałem ją gdzieś i tak mocno wbiła się w mój umysł,
że zacząłem najpierw ją nucić, a potem grać. Nie podoba ci się?
- Nie, przeciwnie
– uspokoiła się szatynka – proszę graj dalej.
Piotrek wykonał
jej prośbę i grał dopóki nie zasnęła, po wszystkim poprawił na nich koce i
wrócił do swojego pokoju. Zasnął bez oporów uspokojony graną wcześniej melodią.
Pobudka była o
siódmej, dlatego pospali trochę dłużej niż zazwyczaj w szkole. Piotrek wstał
najwcześniej ze wszystkich i jak miał to w zwyczaju od razu poszedł się
wykąpać. Miał swoją własną łazienkę, dlatego nie musiał się obawiać, że ktoś
wejdzie. Rozebrał się i poczuł, jak końcówki włosów łaskoczą odcinek lędźwiowy
jego pleców. Westchnął godząc się z długimi włosami, po czym wszedł do wanny.
Oczywiście pierwsze co zrobił, to fale Dunaju zalewając nieco posadzkę obok
wanny. Komicznie to wyglądało, ale chciał mieć coś od życia, a to najlepiej
wspominał z dzieciństwa. Dość długo siedział w wodzie, dzięki czemu zdołał się
odprężyć. Wyszedł po półgodzinie z obwiązanym wokół bioder ręcznikiem i
ociekającymi, mokrymi włosami. Wchodząc do pokoju prawie zszedł na zawał, bo
czekali tam na niego Dante z Rose.
- Co tu robicie? –
Spytał w szoku – Do pobudki zostało jeszcze półgodziny.
- Skoro nie śpisz,
to chyba nie problem – odparła Rose w śmiechu – A tak swoją drogą, to czy nie
jesteś trochę za duży na takie figle w wannie?
- Skąd?
Podglądaliście?! – Zbladł chłopak skołowany, jednak po chwili zdołał się
uspokoić. – To moja sprawa, jak wykorzystuję swój wolny czas.
- Urocze – sapnęła
kobieta nie spuszczając z niego wzroku – Jak długo masz zamiar jeszcze tak
stać?
Piotrek dopiero
teraz sobie przypomniał, że stoi przed kobietą jedynie przepasany ręcznikiem.
Automatycznie się zarumienił, po czym szybko chwycił uszykowane wcześniej
ciuchy i uciekł ubrać się do łazienki. Po jakichś dwóch minutach wrócił odziany
w koszulkę polo i szorty.
- To teraz mi
powiecie, czemu tu jesteście? – Dociekał siadając na łóżku obok Dantego – W
mojej sypialni?
- Zabieramy cię na
zakupy – oświadczyła słodko Rose, szczerze ciesząc się z tego faktu – Zawsze
chciałam wyjść z młodszą siostrą na zakupy, a teraz mam ku temu okazję.
- Czekaj, czekaj –
zatrzymał ją chłopak – Nie zagalopowałaś się trochę? Nie jestem dziewczyną, a
co najważniejsze, nie jestem twoją młodszą siostrą.
- Nie psuj mi
lepiej humoru Florence – rzuciła złośliwie Rose – Bądź grzeczną dziewczynką i
słuchaj swojej starszej siostry.
- Na mózg jej
padło? – Zwrócił się szeptem do Dantego – Może uderzyła się w głowę przed snem?
- Słyszałam to –
syknęła kobieta – A ty Dante, też się rusz.
Chwyciła Piotrka
za rękę i pociągnęła za sobą. Zakupy zajęły im dwie godziny. Prze cały ten czas
Rose szukała odpowiedniej sukienki dla Piotrka, który na czas misji nazywał się
Florence Testudo. Odwiedzili dziesiątki sklepów, aż wreszcie natrafili na coś
co zadowoliło Rose. Była to czarna sukienka na ramiączka z wszytą w pasek
kokardą i zakończona bombką. Długością sięgała Piotrkowi do kolan, przez co
czuł się mocno odkryty. Na koniec kupiła jeszcze odpowiednie obuwie, delikatne
czarne baletki. Kiedy wrócili do hotelu zielonooki zmęczony opadł na łóżko, podobnie
uczynił Dante.
- Kobiety i zakupy
– westchną Piotrek patrząc w sufit – Co za różnica, jaką kieckę włożę. Nie robi
mi to różnicy.
- Narzekasz, a
kupiliśmy to dla ciebie – napomniał go Dante – I szczerze dobrze w tym
wyglądałeś.
- Jeszcze słowo, a
zabiję – wycedził przez zęby chłopak – To tylko ta jedna noc. Wykonamy misję
i będę miał to za sobą.
Zbliżała się szesnasta, kiedy
dziewczyny i Piotrek miały wyjść w przebraniu. Drzwi sypialni się otworzyły i
najpierw wyszła Izabella w karmelowej sukience sięgającej jej do połowy ud,
zaraz po niej pokazała się Nicole w prostej sukni do kolan w kolorze bordo, a
ciągnęła za sobą ubranego w czarną kieckę Piotrka.
- Naprawdę
wyglądacie jak rodzone siostry – stwierdził Erick w szoku – Wszystkie
wyglądacie prześlicznie.
- Zachowaj dla
siebie te komplementy – zbył go wściekły Piotrek – Skup się na misji i znajdź
tych trzech gości ze zdjęcia.
Każdy dostał swój
egzemplarz fotografii z ich celami. Byli to trzej mężczyźni w wieku od
trzydziestu do pięćdziesięciu lat. Cechą charakterystyczną każdego z nich były
tatuaże, które mieli w innych miejscach. Tatuaż przedstawiał trójkąt z gwiazdą
czteroramienną w środku.
- Macie znaleźć
tych gości i ich obserwować – polecił Wiktor dość poważnie – Nie działać na
własną rękę i w razie czegoś podejrzanego w ich pobliżu, natychmiast zgłosić to
nam. Rozumiecie dzieciaki?
- Nie jesteśmy
dzieciakami – rzucił Kacper urażony słowami mężczyzny – Bynajmniej ja nim nie
jestem.
- Najgroźniejszy z
nich to ten rudy z tatuażem na karku – kontynuował Moon lekceważąc Murdocha –
Potem ten Azjata, a na końcu najmłodszy. Nie lekceważcie ich i miejcie się na
baczności, w szczególności zwracam się tu do was dziewczyny.
- Wiktor ma rację
– wtrącił Teodor – Oni polują na młode utalentowane dziewczyny, dlatego mogą
obrać sobie którąś z was za cel.
- A można chociaż
wiedzieć, czym oni się zajmują? – Spytała Nicole zaciekawiona.
- Można – odparł
Dante w uśmiechu – Są czyścicielami Yakuzy. Usuwają niewygodny dla ich grupy
element.
- Nie wiemy czego
tu szukają – dodała Rose – dlatego naszym zadaniem jest się tego dowiedzieć.
- Najwyższy czas
zająć pozycje – ogłosił Holmes zerkając na zegarek – Powodzenia.
- Powodzenia –
odpowiedziała reszta grupy.
Wszyscy
prócz Rose, dziewczyn i Piotrka wyszli z pokoju i zajęli swoje stanowiska. Po
kwadransie zeszły do sali bankietowej. Rose świetnie udawała nauczycielkę ze
szkoły Świętej Róży, a dziewczyny także dobrze wczuły się w rolę jej
uczennic. Jedynie Piotrek czuł się niepewnie w swoim przebraniu i, co i
rusz zerkając na tył sukienki, sprawdzał czy się nie zadarła. W końcu Nicole i
Izabella chwyciły go za ręce i pociągnęły do jednego ze stolików dla gości.
- Rose
powiedziała, że możemy robić co nam się żywnie podoba – wyjaśniła Izabella –
Mamy jedynie uważać na tych trzech gości.
- Jeżeli
zauważymy, że coś jest nie tak, mamy jakoś dać znać reszcie – wtrąciła
zadowolona z wolności Nicole – Ach, i mamy używać nowych imion.
- Kumam siostra –
westchnął Piotrek w znudzeniu – Alessia i ty powinnyście uważać na niektórych
gości, a zwłaszcza na tych bogatych bubków, chcących zabawić się czyimś
kosztem.
- Przestrzegasz
nas przed czymś jakbyś znała takie zabawy, Florence – zwróciła uwagę Izabella –
Ja i Lilianne damy sobie świetnie radę. Na twoim miejscu martwiłabym się o
samą siebie.
- Mocne słowa
Alessia – mruknął Piotrek udając żeński głos – Wiem o czym mówię, bo raz
natknęłam się na podobną sytuację w dzieciństwie. Oni atakują stadnie, w
momencie kiedy pozostajesz sama.
- Dobra,
przestańcie już ciągnąć tę nieciekawą konwersację moje panie – przerwała im
Nicole – Zaraz zacznie się programowy występ uczniów ze szkoły Świętego Krzyża.
Patrzcie jakie tam ciacha.
- Możliwe –
mruknął Piotrek posyłając dziewczynom znudzone spojrzenie – ale jakoś mnie to
nie interesuje. Ciekawe czy tworzą porządną muzykę. Z tego co widzę w
broszurce, to zaraz po nich ma zagrać Alessia.
- Czyli, że gramy
w kratkę? – Spytała Nicole zaglądając w zdziwieniu do broszurki, którą trzymał
Piotrek – Ja gram jako ostatnia?
- Jak chcesz to
możemy się zamienić – zaproponował Piotrek od niechcenia – Nie robi mi różnicy,
kiedy zagram.
- Nie, zagrasz w
swoim czasie, a ja w swoim – odmówiła Nicole w lekkim uśmiechu – Trochę
pomarudzę i mi przejdzie.
- Widzę jeden z
celi – szepnął Piotrek, widząc Azjatę ze zdjęcia – Nie wiem czemu, ale patrzy w
naszą stronę.
- Może zauważył,
że mu się przyglądasz? – Przestraszyła się Izabella – I gdzie on jest, bo go
nie widzę.
- Siedzi trzy
stoliki za nami – poinformował cicho Piotrek – I nie, nie zauważył mojego
wzroku. Patrzył się tu od samego początku, dlatego go zauważyłem.
Rozmowę ich
przerwało ogłoszenie zapowiadające występ panny Alessie Delacroix, czyli
Izabelli. Dziewczyna wstała i z wolna ruszyła w stronę fortepianu. Wzrok prawie
wszystkich w sali zwrócił się w jej stronę, co wzmogło jej stres, ale jakoś
sobie z nim poradziła i zaczęła swój koncert. Piotrek był z niej dumny,
wsłuchując się w czyste dźwięki instrumentu. Jednak nadal czuł na sobie wzrok Azjaty,
a to go niepokoiło.
- Lilianne –
zaczepił Nicole – On non stop się tu patrzy. Nie wydaje ci się to trochę
dziwne?
- Nie – zaśmiała
się trochę go tym uspokajając – może, któreś z nas wpadło mu w oko.
- Nie żartuj sobie
w ten sposób – zmartwił się Piotrek – Teo mówił, że są niebezpieczni.
Powinniśmy trzymać się razem dla bezpieczeństwa, coś mi mówi, że tak będzie
najlepiej.
- Jak chcesz –
Nicole wzruszyła ramionami machając do jednego z chłopaków ze szkoły Świętego
Krzyża. – On jest naprawdę fajny. Pójdę z nim pogadać.
- Czekaj – Zawołał
za nią, ale ta już zdążyła odejść zbyt daleko. Został sam przy stoliku i z
nerwów bawił się zawartością szklanki z wodą. – Mówiłem, żeby trzymać się
razem. W ogóle mnie nie słuchała.
Siedział sam z
pochmurną miną i złym przeczuciem. Włoski na karku cały czas dawały o sobie
znać, co wskazywało na to, że nadal jest obserwowany. Na domiar tego wracały
złe wspomnienia z dzieciństwa, kiedy bywał na imprezach tego typu.
- Nic się nie
zmieniło – westchnął, biorąc łyk wody – Nadal bankiety wieją taką samą nudą,
jak kiedyś. I do tego znowu zostałem sam.
Wbił wzrok w
szklankę, patrząc na pływające wewnątrz kostki lodu. Nagle ktoś go zaczepił, na
nowo włączając jego mózg.
- Czy mogę tu
przez chwilkę spocząć, młoda damo? – Spytała staruszka z lazurowymi oczyma –
Trochę się zmęczyłam rozmową, a widzę, że siedzisz tu sama w ciszy, dlatego
postanowiłam cię rozweselić.
- Słucham gry
mojej koleżanki – skłamał udając damski głos – Nie jestem smutna. Nie musiała
się pani fatygować do mnie.
- Nie kłam –
zwróciła mu uwagę kobieta – Coś innego pochłonęło twoją uwagę.
- Możliwe, ale to
stare dzieje – westchnął cicho – Tak szczerze, to nie lubię imprez o takim
charakterze. Są nudne i wyczerpujące.
- Tu się z tobą
nie zgodzę – odparła staruszka w lekkim śmiechu – Bankiety potrafią być
pouczające.
- Niby w czym? –
Zdziwił się chłopak – Czyżby chodziło o
wiedzę z kim się lepiej nie zadawać, by mieć święty spokój?
- To też – śmiała
się kobieta z jego konkluzji – Uczysz się kontaktu z innymi ludźmi i jeśli
bankiet jest tematyczny, uczysz się czegoś pożytecznego. Na przykład dzisiaj, uczymy
się o muzyce.
- W sumie, to ma
pani rację – uśmiechnął się w zgodzie – Dziękuję, za poprawienie nastroju.
- Nie ma za co
dziecko – kobieta położyła dłoń na ręku Piotrka – A jak ty się nazywasz?
- Ja? – Spytał
zaskoczony nagłym pytaniem – Florence Testudo, a pani?
- Sofia
Laverno - odpowiedziała staruszka
wpatrując się w Piotrka – Masz śliczne imię.
- Pani też. A czy laverno nie znaczy przypadkiem oszustwa?
– Odwzajemnił jej komplement – Znam pewną rzecz, która nosi takie imię.
- Czemu ktoś
miałby coś tak nazwać? – Dopytywała staruszka, obserwując go czujnym wzrokiem –
Co tak nazwałaś?
- Skrzypce –
uśmiechnął się Piotrek – Nazwała je tak moja siostra, bo jak twierdziła, muzyka
z nich płynąca oszukuje słuchacza swym pięknem, przenosząc w stan w jaki grajek
chce wprowadzić odbiorców. Ale w rękach odpowiedniej osoby wydobywają z siebie
czyste brzmienie, które odzwierciedla emocje płynące z jej serca.
- Pięknie
powiedziane – stwierdziła kobieta z zamyślonym wzrokiem – twoja siostra wie co
mówi.
- Wiem – przytaknął
wspominając Sarę – dlatego wierzę tym słowom.
- To dobrze –
uśmiechnęła się kobieta. – To świadczy, że ją szanujesz.
- Tak – przyznał
cicho. Rozmowa tak go wciągnęła, że zapomniał o swoim występie. Dopiero Nicole
mu to uświadomiła zjawiając się przed nim ni stąd ni z owąd. – Muszę iść, miło
się z panią rozmawiało.
- Mnie również –
odparła kobieta – Mnie również.
Piotrek wstał z
miejsca i ruszył w stronę swego rodzaju sceny. Wziął skrzypce i ostrożnie
przyłożył je do podbródka. Cicho odetchnął, po czym zaczął grać utwór Adele
zatytułowany Set Fire to The Rain.
Kątem oka obserwował widoczną przed nim, jak na dłoni, całą salę. W ten sposób
dostrzegł dwóch pozostałych mężczyzn, którzy, jak cała reszta gości, wbijali w
niego wzrok. Kiedy skończył grę, poproszono o bis, ale tym razem miał zagrać
coś z klasyki. Westchnął chwilę się zastanawiając co zagrać, po czym zaczął od
Bacha Toccata and Fugue In D minor, a
skończył na Vivaldim Jesienią. Po
wszystkim zszedł ze sceny cały w nerwach i z udawanym spokojem przeszedł całą
salę, znikając w holu. Tam usiadł na jednej z kanap i starał się ochłonąć.
Nie cierpiał występów przed publicznością. Widok tych wszystkich oczu
wpatrzonych jedynie w niego sprawiał, że jego ciało zaczynało drżeć ze strachu.
Zamknął oczy i policzył do dziesięciu, co pomogło zapanować nad nerwami. Nagle
poczuł na sobie czyjś wzrok, więc natychmiast otworzył oczy. Tuż przed nim stał
jeden z celów misji, Azjata.
- Dobrze się
czujesz? – Spytał miłym głosem, podając szklankę z jakimś napojem – Może chcesz
się czegoś napić?
- Nie, dziękuję –
odmówił ostrożnie odtrącając szklankę – Chciałam jedynie zaczerpnąć powietrza i
już wracam do reszty grupy.
- Po co się
spieszyć – mężczyzna nalegał wciskając mu szklankę do rąk. Chłopak od razu
zauważył jego tatuaż na wewnętrznej stronie ręki, przy dłoni. To go uświadomiło,
że nie powinien być sam z tym człowiekiem. – Napij się ze mną.
- Nie chce mi się
wcale pić – Piotrek odstawił szklankę na pobliską ławę i wstał – Przepraszam,
ale nie wolno mi rozmawiać z obcymi ludźmi, a w szczególności brać od nich
czegokolwiek. Proszę mi wybaczyć, ale zaraz będzie grać moja siostra i chcę ją
wesprzeć swoją obecnością. Życzę miłego wieczoru.
- Z pewnością taki
będzie malutka – uśmiechnął się Azjata odprowadzając chłopaka wzrokiem, a kiedy
cel zniknął z pola widzenia, dodał zadowolony cicho. – Jak dla mnie.
Piotrek po części nie skłamał, bo
naprawdę chciał posłuchać saksofonu Nicole. Oczywiście, kiedy wrócił do stolika,
nie zastał tam nikogo, bo Izabella idąc w ślady szatynki przysiadła się do
chłopców ze szkoły Świętego Krzyża. Pozostał sam i nie miał zamiaru dołączyć
się do dziewcząt. Kątem oka dostrzegł rozmawiającą z nim wcześniej staruszkę,
która dość blada wychodziła właśnie z bankietu. Oczywiście jego empatyczna
część wzięła górę i automatycznie zerwał się z krzesła i ruszył w jej
stronę. Dogonił ją w holu, gdzie usiadła na jednej z kanap dla gości. Wyglądała
jakby miała zaraz zemdleć, co trochę zmartwiło chłopaka.
- Dobrze się pani
czuje? – Spytał z troską w głosie – Zobaczyłam, że jest pani blada i wychodzi,
dlatego pomyślałam, że coś jest nie tak.
- Ach, to tylko –
zaczęła łapiąc oddech kobieta – miewam czasem momenty zasłabnięć, dlatego biorę
odpowiednie leki. Niestety tym razem zostawiłam tabletki w pokoju.
- Jakie to leki? –
Dociekał Piotrek, widząc że kobieta jest coraz słabsza – Powie pani?
- To tylko potas –
odpowiedziała z uśmiechem – Mam jego niedobór.
- Zaczeka pani
chwilę – polecił, po czym szybko wrócił do sali bankietowej. Podszedł do
szwedzkiego stołu i nałożył na talerz banana, pomidora, morelę i kilka kostek
gorzkiej czekolady. Na swoje nieszczęście próbując wyjść niepostrzeżenie z
jedzeniem, zderzył się z rudym mężczyzną ze zdjęcia. – Przepraszam pana.
Po tych słowach
skłonił się grzecznie i wybiegł z sali. Nie chciał nawet myśleć, co pomyślał
mężczyzna. Grunt, że nic podejrzanego w tym czasie nie robił. Staruszka nadal
siedziała tak, jak ją zostawił. Kucnął naprzeciw niej i podsunął jej pod nos
talerz z jedzeniem.
- Nie wiem, jaką
dawkę potasu powinna pani zażyć w ciągu dnia, ale to powinno pomóc – uśmiechnął
się ciepło – To produkty zawierające w jakimś stopniu potas. Musi pani je tylko
zjeść, a jak to nastąpi, to wrócimy do pokoju. Odprowadzę tam panią.
- Naprawdę miłe z
ciebie dziecko – pochwaliła go staruszka, biorąc jedną z kostek czekolady –
I w dodatku mądre.
- Wie pani –
mruknął spokojnie chłopak tym razem zapominając o zmianie głosu – może wyglądam
na dzieciaka, ale nim nie jestem.
- No, damą także
nie jesteś – uśmiechnęła się kobieta puszczając mu oczko – Nie jestem
zdziwiona, bo odkryłam to po naszej rozmowie.
- Ale skąd… -
zaczął jąkać się w szoku, że ktoś odkrył jego przebranie – Jak?
- Z moim długim
stażem życiowym potrafię odróżnić chłopca od dziewczynki – poinformowała go
stanowczym głosem – Twoja postawa, sposób chodzenia i siadania są ewidentnie
chłopięce. Na pierwszy rzut oka twój wygląd jest dosyć mylący i myślę, że
reszta gości nawet się nie zorientowała. Mógłbyś mi wytłumaczyć czemu
przebrałeś się za dziewczynę?
- Ja nie mogę zbyt
wiele powiedzieć o sobie – westchnął smutnie spuszczając zawstydzony wzrok – Przegrałem
w pewnej rywalizacji i to jest tego konsekwencją.
Nagle poczuł, że
jest obserwowany. Szybko rozejrzał się wokoło, ale nikogo nie zobaczył, jednak
po głowie krążyły niepokojące myśli. Dostrzegł za to, że kobieta opróżniła
talerz.
- Lepiej się pani
czuje? – Spytał zaniepokojonym głosem – Twarz odzyskała już kolory, ale jak
z samopoczuciem?
- O niebo lepiej –
odpowiedziała staruszka uspokajając chłopaka – Możesz nazywać mnie babcią,
jeśli chcesz.
- Babcią? –
Piotrek był zaskoczony – Czy to nie będzie dziwne, jak ktoś taki jak ja będzie
tak na panią wołał?
- Co w tym
dziwnego? – Zdziwiła się kobieta – Zachowałeś się tak, jakbyś był moim
wnuczkiem, dlatego chcę byś tak się do mnie zwracał. No, spróbuj.
- Ba-babciu –
wymamrotał Piotrek w nerwach. Jak dotąd nigdy nie miał okazji nikogo tak
nazywać. W głębi był naprawdę szczęśliwy, że teraz znalazł kogoś takiego. –
Nazywam się Piotrek, ale niech to zostanie między nami, dobrze?
- To będzie nasz
mały sekret – zaśmiała się staruszka, wykonując gest zamykania ust – cieszę
się, że zyskałam takiego miłego wnuczka.
- A ja cieszę się,
że się spotkaliśmy – potwierdził Piotrek – Szkoda, że już więcej się nie
zobaczymy.
- Wypluj te słowa
– nakazała kobiecina ze srogim spojrzeniem – Chodźmy do mojego pokoju, gdzie
podasz mi namiary na kontakt z tobą.
- Nie mogę podać
swoich namiarów, bo w najbliższym czasie sam nie wiem, gdzie się znajdę –
rzucił zakłopotany zielonooki – Ale podam ci ba-babciu kontakt do mojej przyjaciółki.
Zrobimy z niej łącznika, dobrze?
- Dobrze –
zgodziła się staruszka – Niech tak będzie.
Oboje powoli
ruszyli w stronę windy. Piotrek nadal czuł, że ktoś się im przyglądał i w
ułamku sekundy dostrzegł nawet znikający za rogiem cień. Wmawiał sobie w duchu,
że to jedynie jego wyobraźnia, starając się przy tym nie dać po sobie poznać
zdenerwowania. Kiedy drzwi windy się za nimi zamknęły, z ukrycia wyszedł ich
obserwator. Był to Azjata z fotografii i na nieszczęście Piotrka podsłuchał
większą część rozmowy.
- Więc panienka
okazała się być chłopcem – zaśmiał się pod nosem mężczyzna – do tego nawiązał
kontakt z żoną głowy rodu Umbra, Sofii Laverno. Robi się ciekawie.
- Co ci tak wesoło
Roy? – Rzucił rudowłosy mężczyzna podchodząc do kolegi – Czyżbyś znalazł naszą
Umbra?
- Rozluźnij się
Lorenzo – polecił Azjata w zadowoleniu – Znajdź lepiej Ramona, bo niedługo czas
spotkania. Właśnie wróciła do pokoju, a skoro już wszyscy przedstawiciele tego
rodu znaleźli się w jednym miejscu, należy rozpocząć spotkanie.
- Masz rację –
uśmiechnął się w zrozumieniu rudowłosy – Znajdę młodego i ruszamy. Coś się
jednak musiało dobrego wydarzyć, bo poprawił ci się humor.
- Możliwe, że coś
przyciągnęło moją uwagę – przyznał Roy – ale to nie twój interes dryblasie.
- Mnie to nie
obchodzi, jedynie spytałem – westchnął Lorenzo się wycofując – Po prostu rzadko
bywasz w tak dobrym nastroju, a rano miałeś nawet mordercze intencje na samo
wspomnienie o robocie.
- Nie wypominaj mi
moich humorów – uciszył go Azjata posyłając ostrzegawcze spojrzenie – Mamy ze
sobą jedynie współpracować i wykonać instrukcje szefa. Musimy to dobrze
rozegrać, bo od wyniku rozmowy zależeć będzie siła wpływów naszej rodziny.
- Tak, tak –
machnął ręką rudowłosy – wiem o tym. Idę poszukać Ramona.
- Czekam w naszym
pokoju, więc się pospiesz – poinformował Azjata, kierując się w stronę wind.
Piotrek w
zamyśleniu jechał windą ze staruszką, na ostatnie piętro. Był zaniepokojony
widzianym wcześniej cieniem.
- Piotr? – Wyrwała
go z myśli kobieta – Będziesz musiał zmienić ubranie.
- Co? – Zdziwił
się zwracając na nią wzrok – Czemu?
- Cały tył masz w
czymś utytłany – poinformowała staruszka – To jakiś sos, czy coś w tym stylu.
- To musiało się
stać, kiedy zderzyłem się z tym rudym gościem – tłumaczył sobie chłopak – Nie
mogę się już tak pokazać publicznie.
- Jednego jestem pewna
– uśmiechnęła się kobieta by pocieszyć Piotrka – Musisz się przebrać i chyba
wykąpać. Nie obraź się, ale ta plama śmierdzi rybą.
- Z miłą chęcią
bym to zrobił, ale nie mam klucza do swojego pokoju – odparł przygnębiony
chłopak – W sumie to i tak nie mam nic na przebranie, bo nie dano mi się nawet
spakować.
- Nie powinieneś
się tym martwić – uspokajała go staruszka – Od czego są babcie?
- Nie wiem, nigdy
nie miałem babci – usprawiedliwiał się Piotrek – No, pewnie miałem, ale żadnej
nie poznałem.
- Błąd – dała mu
prztyczka w nos – teraz masz jedną przed sobą.
- Ale nie jest
pani moją prawdziwą babcią – mamrotał cicho skołowany chłopak – nie musi być
pani dla mnie taka miła, a poza tym nie jestem już dzieckiem i sam muszę sobie
radzić. Udało mi się to przez ostatnie dziesięć lat, więc teraz też powinno.
- Przypomnij mi,
ile ty masz lat? – Spytała kobieta mierząc go wzrokiem – Tylko mów prawdę.
- Skończone
dwadzieścia dwa – odpowiedział grzecznie – Myślę, że powinienem jednak panią
opuścić. Nie chcę sprawiać kolejnych problemów, dlatego odprowadzę panią do
pokoju i się zmywam.
Winda wjechała na
ostatnie piętro hotelu, a kiedy otworzyły się drzwi, przywitała ich piątka
potężnych, uzbrojonych w spluwy mężczyzn. Piotrek na ich widok zamarł.
- Wróciłam chłopcy
– przywitała mężczyzn staruszka w serdecznym uśmiechu – To jest mój gość, więc
dobrze się nim zajmijcie.
- Co? – Wyjąkał w
szoku Piotrek – Nie trzeba. Odprowadziłem panią, więc powinienem już wracać.
- Kazałam ci mówić
do mnie babciu – oznajmiła uśmiechając się kobieta – W chwili, kiedy wjechałeś
na to piętro, stałeś się moim gościem, dlatego szybko stąd nie wyjdziesz.
Należycie się tobą zajmę wnusiu.
- Ja chyba raczej
spasuję – starał się odmówić zielonooki wystraszony gabarytami ochroniarzy
kobiety, a w szczególności bronią wystającą spod ich marynarek. – Nie róbcie
sobie mną kolejnego kłopotu. Zwyczajnie wrócę do swoich zajęć na dole, a pani
niech zażyje lekarstwo i odpocznie. Mną nie trzeba się przejmować.
- Głuptas z ciebie
– zaśmiała się staruszka kiwając na jednego z mężczyzn – Emilio, zabierz
chłopca do jednego z pokoi i dopilnuj, by się porządnie wykąpał. Luigi skoczysz
zaś po ubranie dla kogoś jego postury.
- Dobrze szefowo –
skłonili się mężczyźni i od razu zabrali się do wykonania poleceń.
Szatyn z piwnymi
oczyma chwycił Piotrka w pasie i bez problemu zarzucił go sobie na ramię. –
Hej! No, nie wygłupiajcie się – szamotał się w szoku zielonooki – Nie jestem
dzieckiem. To nie fair mnie tak traktować.
- Ależ oczywiście,
że jesteś dzieckiem – sprostowała staruszka – Z mojej perspektywy czasu,
niezależnie ile będziesz miał lat zawsze nim zostaniesz.
Zdębiały Piotrek
wpatrywał się w milczeniu w oddalającą sylwetkę kobiety. Nie miał zielonego
pojęcia co ma robić, a tym bardziej w co się znowu wplątał. Ochroniarz zaniósł
go do jednego z pokoi i wrzucił do łazienki, po czym zatrzasnął drzwi. Chłopak
w szoku patrzył na nie, aż postanowił spróbować wyjść z łazienki. Niestety mu
na to nie pozwolono.
- Wyjdziesz stąd
dopiero wtedy, jak porządnie się wykąpiesz – oznajmił mężczyzna zza drzwi –
Wykonaj grzecznie polecenie szefowej.
- Jakiej znowu
szefowej? – Spytał zgłupiały z tego wszystkiego chłopak – Nic już nie rozumiem.
Ja tylko pomogłem tej pani, dlaczego to obrało taki bieg?
- Nie myśl nad
tym, tylko zacznij się lepiej myć – polecił ochroniarz – Myślenie nad tym nic
ci nie da, a jedynie sprawi, że rozboli cię głowa.
Piotrek
zrezygnowany westchnął i poddając się ruszył w stronę kabiny prysznicowej.
Zrzucił brudne ciuchy i wszedł do kabiny. Strumień ciepłej wody wylał się na
ciało chłopaka pod dużym ciśnieniem. Zamknął oczy i stanął w pozycji, dzięki
której gorący potok obmywał jego plecy. Po kilkunastu minutach wyszedł spod
prysznica i obwinął się ręcznikiem w pasie. Szukał swoich ciuchów, ale nigdzie
ich nie było. Ostrożnie chwycił za klamkę drzwi wyjściowych z łazienki, która
bez oporu puściła. Wyjrzał przez powstałą szparę, po czym stwierdzając, że jest
czysto wstąpił na gruby dywan w pokoju. Nie minęła chwila, kiedy zjawił się
Emilio w towarzystwie staruszki. Piotrek stanął jak wryty nie wiedząc jak ma
się zachować. Ze wstydu zakrył jedną ręką bok, gdzie widniała blizna po nożu i
spuścił wzrok.
- Wykąpałem się,
więc czy teraz mogę już pójść? – Spytał niepewnym głosem – Moi towarzysze
pewnie mnie szukają.
- Chcesz wyjść w
takim stanie? – Zdziwiła się staruszka mierząc go wzrokiem – Nie masz na sobie
ani krzty ubrania, jedynie co ręcznik wokół pasa. Nie bój się, nic złego ci tu
nie grozi. Sprawdziliśmy i nikt cię nie szuka, więc możesz zostać trochę
dłużej. Poznasz mojego syna Fabrizia Vincenza Laverno i jego ojca Maurizia
Oliviera Umbra.
- Niby czemu
miałbym ich poznawać? – Spytał zaskoczony chłopak – I czemu nie pozwalacie mi
stąd wyjść?
- Po pierwsze –
zaczęła wyjaśniać kobieta – jesteś praktycznie nagi, po drugie, sam mówiłeś, że
nie masz klucza do swojego pokoju, a po trzecie, chcemy cię bliżej poznać i
mieliśmy małą umowę, nieprawdaż?
- No, tak – jąkał
się Piotrek na bieżąco próbując wymyślić jakiś wykręt – ale ja nie…
- Nie kombinuj z
wymyślaniem wymówek, bo i tak to ci nic nie da – zaśmiała się kobieta powoli
się zbliżając – Straszna z ciebie chudzina, mój drogi. Może jesteś głodny?
- Nie, nie jestem
– odpowiedział drżącym głosem – po prostu tak mam.
- Rozumiem –
stwierdziła staruszka – Luigi! Przynieś ubrania!
Blondyn z
brązowymi oczami wszedł do pokoju z kilkoma torbami. Podszedł do łóżka i
położył je na nim, po czym wyszedł. Kobieta z uśmiechem chwyciła jedną z rąk
Piotrka i pociągnęła go w tamtym kierunku.
- Zostawimy cię –
oznajmiła – a ty się w spokoju ubierz. Kiedy będziesz gotów, to wyjdź, a ktoś
z ochrony przyprowadzi cię do mnie, zrozumiałeś?
- Tak – westchnął
potwierdzająco chłopak – Zrozumiałem.
Drzwi do pokoju
się zatrzasnęły, a Piotrek odetchnął z ulgą. Usiadł na łóżku i zajrzał do
jednej z toreb, które przyniósł jeden z ochroniarzy. Znalazł tam czarne jeansy
i tego samego koloru sztruksową marynarkę. Do tego elegancka, bordowa i
przylegająca mocno do ciała koszula. Dostał nawet buty na zmianę, czarne
tenisówki. Wszystko pasowało jak ulał i nawet dobrze się w tym czuł. Westchnął
ciężko, po czym związał włosy znalezioną w łazience gumką recepturką. Spojrzał
w wiszące nad umywalką lustro i w ostatniej chwili zahamował rękę by w nie
uderzyć. Nie cierpiał widoku swojej twarzy, bo wyglądała nazbyt dziecinnie, jak
na kogoś w jego wieku. Przymknął na kilka sekund oczy i głęboko odetchnął
w celu złagodzenia swojej złości. W ten sposób nabrał też trochę więcej sił na
czekające go spotkanie. Ostrożnie otworzył drzwi pokoju i od razu ujrzał dwóch
stojących naprzeciw mężczyzn w czarnych garniturach. Jeden z nich podszedł do
chłopaka i skinięciem głowy nakazał mu iść za sobą. Piotrek posłusznie wykonał
polecenie i podążył za nim. Po chwili stanęli przed drzwiami jednego z pokoi.
Mężczyzna zapukał i wpuścił do niego zielonookiego. Piotrek nie wierzył własnym
oczom, bo znalazł się w obszernym penthousie, a mianowicie w jego salonie.
Zdębiały stał w miejscu się rozglądając.
- Widzę, że
czujesz się już lepiej – usłyszał głos staruszki z prawej strony – To chyba
sprawka tych ubrań.
- Ach, dziękuję za
to, że poświęciła mi pani tyle swojej uwagi – skłonił się okazując jej
wdzięczność – Jestem naprawdę wdzięczny za udostępnienie łazienki i podarowanie
nowych ubrań. Pewnego razu spłacę ten dług względem pani.
- Jeszcze raz
zwrócisz się do mnie per pani, a osobiście złoję ci skórę – zwróciła mu uwagę
kobieta – Piotrze, jak się miałeś do mnie zwracać?
- Ale ja… -
zająknął się w szoku chłopak – Ja raczej nie powinienem…
- Chodź tu do mnie
– nakazała stanowczo staruszka, pokazując miejsce obok siebie na kanapie.
Piotrek powoli wykonał jej polecenie i usiadł na wskazane miejsce. – A teraz
powiedz to. Odpowiednio się do mnie zwróć.
- Czemu pani tak
na tym zależy? – Spytał nie rozumiejąc uporu staruszki – Czy to aż tak ważne
bym to powiedział?
- Przestań z tym
zwlekać i to powiedz – niecierpliwiła się kobieta, dając mu prztyczka w nos –
Chcę usłyszeć, jak mnie tak nazywasz. No dalej, tak jak wtedy na dole.
- Ba-babciu? –
Wyjąkał ostrożnie – Tak dobrze?
- Tak –
uśmiechnęła się i przytuliła zaskoczonego Piotrka do siebie – Tak wnuk nazywa
swoją babcię.
- Ale ja nie
jestem prawdziwym wnukiem – mamrotał w szoku chłopak – W ogóle powinno mnie tu
nie być. Ja nie jestem nikim ważnym, nie powinno się zwracać na mnie uwagi.
- Kto ci tak
powiedział? – Zbeształa go staruszka – Nigdy nie stawiaj siebie w takim
świetle. Każdy na swój sposób jest ważny.
- Przepraszam – w
tym momencie poczuł się jak dziecko – Nie chciałem.
- Nie doprowadź go
tylko do płaczu – wtrącił się mężczyzna w średnim wieku, który właśnie wszedł
do salonu – Ja przez ciebie nieraz płakałem w dzieciństwie.
- Fabrizio, chyba
nie byłam aż tak złą matką? – Dogryzła mężczyźnie o popielatych włosach – Twoja
siostra jakoś nie narzekała.
- Nie twierdzę, że
byłaś złą matką, a jedynie przestrzegam chłopaka przed twoją furią – bronił się
Fabrizio w śmiechu – Ja nazbyt doświadczałem twojego gniewu, ale wiem, że nie
był on nieuzasadniony.
- Stare dzieje –
dodał wchodzący do salonu staruszek – Ty już nie jesteś tym niesfornym
dzieckiem, a twoja matka nie ma powodów do złości.
- Co racja to
racja – przyznał mężczyzna siadając naprzeciw kanapy – przeszłość lepiej
pozostawić za nami.
- A więc to jest
ten twój anioł stróż, Sofii? – Spytał staruszek siadając w drugim fotelu, obok
syna – Nazywam się Maurizio Oliviero Umbra, a siedząca obok ciebie kobieta to
moja urocza żona.
- Ja jestem Piotr
Czarnecki – przedstawił się zielonooki nieśmiałym głosem – Poznałem pana żonę
na bankiecie.
- Ach rozumiem –
zaśmiał się Fabrizio – To ty byłeś tą skrzypaczką na dole. Naprawdę świetnie
zagrałeś.
- Możliwe –
mruknął niepewnie chłopak. Głowa mocno zaczęła go boleć. – Nie zasługuję na
uznanie. Inni z pewnością zagrali lepiej.
- Dobrze się
czujesz? Spytała staruszka mierząc go czujnym wzrokiem – Trochę pobladłeś.
- To nic –
usprawiedliwiał się Piotrek – to tylko zmęczenie. Ostatnio nie miałem czasu na
odpoczynek. Z pewnością zaraz mi przejdzie. Chyba powinienem już pójść.
- Ani mi się waż
wstać z kanapy – ostrzegła go kobieta z furią w oczach i w tym momencie zaczęła
mu lecieć krew z nosa – No, właśnie widzę, jak ci przechodzi.
Staruszka
przyłożyła Piotrkowi chusteczkę do nosa i wskazała łazienkę. Zmieszany chłopak
posłusznie ruszył obmyć nos. Ona naprawdę traktowała go jak małolata, co
potęgowało jego zawstydzenie. Po kilku minutach wyszedł z łazienki, ale przed
drzwiami czekał na niego Emilio i bez słowa zaciągnął chłopaka do jednej z
sypialni w apartamencie. Rzucił zdezorientowanego Piotrka na łóżko, mówiąc, że
ma takie rozkazy. Po chwili odwiedziła go staruszka i nakazała odpoczywać, ale
on nie chciał. Owszem był zmęczony, jednak świadomość, że jest w trakcie misji,
nie pozwalała mu na odpoczynek. Jak najszybciej chciał opuścić pokój i wrócić
na dół. Sam nie wierzył, że taka myśl przeszła mu przez głowę.
- Zostajesz tu i
nie masz nic do gadania! – Wrzasnęła kobieta przyciskając go do łóżka – Masz
się przespać i odpocząć. Przyjaciółmi się nie martw. Wiedzą, że jesteś
bezpieczny.
- Skąd? – Zszokował
się lekko przerażony słowami staruszki – kogo zawiadomiliście?
- Dziewczynę
wyglądem przypominającą ciebie – wtrącił wchodzący do pokoju Fabrizio – Nie
wiem o co chodzi, ale powiedziała, że będzie cię kryć.
- Naprawdę muszę
stąd iść – mruknął Piotrek spokojnie – Jeżeli tu zostanę, to zostanę ukarany za
niesubordynację, a ostatnimi czasy dość często mi się to zdarza.
- Odpocznij chwilę
– polecił mężczyzna spokojnie, ale zarazem stanowczo – Poleż spokojnie przez
półgodziny, dobrze?
- Ok. – Zgodził
się na to chłopak wiedząc, że nie wygra – ale tylko półgodziny. Po upływie tego
czasu wyjdę stąd niezatrzymany?
- Czyli zawarliśmy
układ – uśmiechnął się popielatowłosy – nie wcześniej niż po upływie półgodziny
możesz opuścić ten pokój.
- Zgoda –
przytaknął zielonooki – umowa stoi. Zostanę tutaj jeszcze półgodziny.
Mężczyzna opuścił
pokój, pozostawiając Piotrka ze staruszką. Chłopak położył się na łóżku na
polecenie kobiety, która usiadła obok.
- Nazywaj mnie
babcią – usłyszał w pewnym momencie jej prośbę – Kiedy to robisz, naprawdę mnie
uszczęśliwiasz.
- Ja – Piotrek
zaczął niepewnie. Nie wiedział, że wypowiedzenie jednego słowa może kogoś
uszczęśliwić. W pewnym momencie uśmiechnął się ciepło do staruszki. – Będę
nazywał cię babcią.
- Powiedz, gdzie
tak naprawdę mieszkasz? – Spytała kobieta z troską – Chciałabym wiedzieć, gdzie
mogłabym cię szukać.
- Przez najbliższe
pół roku, sam nie wiem – westchnął w zamyśleniu Piotrek – Ale na stałe mieszkam
w Polsce. To tam się wychowałem.
- W Polsce?! –
Zdziwiła się staruszka – Więc jakim cudem znalazłeś się tak daleko od swojego
domu?
- To długa
historia, o której nie wolno mi mówić – odpowiedział ostrożnie dobierając słowa
– Jest mi ciężko, ale jeśli chcę stać się choć trochę silniejszy, muszę to
przetrwać. Mam swojego anioła stróża, który powstrzymuje mnie przed każdą próbą
ucieczki. Gdyby nie on, już dawno sięgnąłbym dna.
- Powiedz, jeśli
wolno spytać, czemu jesteś tak mocno poraniony na plecach? – Dociekała kobieta
kontynuując lawinę pytań – Masz tam nawet ślady po szyciu.
- To nic takiego –
tłumaczył się zielonooki – Zasłużyłem na to. Te rany są konsekwencją źle
podjętej decyzji. Chciałem udawać kogoś kim nie jestem i się przeliczyłem. Karą
za to była chłosta, ale to nic w porównaniu z tym, co przechodziłem w
dzieciństwie. Ból fizyczny dość szybko mija. Rany pobolą i przestaną, taka
jest kolej rzeczy. Nie musisz się tym martwić babciu. Powoli staję się
silniejszy.
- Strasznie dziwny
z ciebie chłopiec – odparła kobieta głaszcząc go po czole – Odpocznij sobie
w spokoju, ja nie będę ci w tym przeszkadzać.
- Dziękuję za
twoją pomoc babciu – podziękował cicho – to wiele dla mnie znaczy.
- Nie musisz
dziękować – uśmiechnęła się staruszka kierując kroki w stronę drzwi – Wróć tu z
rana, dobrze?
- Nie wiem, czy
dam radę – zastanawiał się chłopak – znając moich opiekunów, to zerwą nas do
wyjazdu wczesnym rankiem, a nie chcę was wszystkich pobudzić o świcie.
- Nie krępuj się i
przyjdź – poleciła mu kobieta – Będę czekać.
- Ok. – Zgodził
się zielonooki – Wrócę.
Kobieta opuściła
pokój pozostawiając go samego. Chwilę poleżał w spokoju, co pomogło trochę
złagodzić ból głowy. Po upływie czasu wstał z łóżka i wyszedł ostrożnie z
pokoju. Kiedy otworzył drzwi i wszedł do salonu apartamentu, stanął jak wryty
zaskoczony zastanym widokiem. Na kanapie siedziało trzech gości z Yakuzy,
których miał obserwować podczas misji, a naprzeciw nich znajdował się Fabrizio
wraz z ojcem.
- Już wychodzisz?
– Spytał popielatowłosy wstając z fotela – Na pewno nie chcesz zostać dłużej?
- Nawet gdybym
chciał zostać, to i tak jest pan zajęty, a poza tym muszę wracać do reszty
moich towarzyszy – odrzekł Piotrek lekko rozkojarzony – Jestem wdzięczny za
pomoc, jaką mi udzieliliście. Proszę pożegnać ode mnie babcię, to znaczy pańską
matkę.
- Po co te
grzeczności – zaśmiał się staruszek siedzący w oddali – Moja żona uznała cię za
członka naszej rodziny, więc nim jesteś. Wśród nas możesz czuć się jak w domu.
- Dom, rodzina –
wymienił w zamyśleniu chłopak – proszę mi wybaczyć, ale tak naprawdę nie wiem,
jak się zachowywać w takich sytuacjach. Może kiedyś dzięki babci się tego
nauczę.
- Jesteś szczerym
dzieciakiem – roześmiał się Fabrizio klepiąc go po ramieniu – To godne
poszanowania.
- Szczerość nie
zawsze jest mile widziana, a ja jestem realistą – westchnął Piotrek lekko smutniejąc
– Muszę już iść, więc proszę nie przerywać waszego spotkania.
- To spotkanie już
dawno się skończyło – oświadczył staruszek wstając z fotela – Ci panowie po
prostu nie potrafią pogodzić się z odmową.
- Rozumiem –
mruknął chłopak chwytając co się właśnie stało – to nie jest moja sprawa,
dlatego lepiej żebym opuścił ten penthouse. Jeszcze raz dziękuję za wszystko i
do widzenia.
Piotrek szybkim
krokiem opuścił pokój i bez wahania ruszył do windy. Chciał jak najszybciej
opuścić to miejsce, bo coś mu mówiło, że może stać się gorąco.
Fabrizio
odprowadził Piotrka spojrzeniem, po czym zwrócił się do ojca.
- To naprawdę miły
chłopak – uśmiechnął się porozumiewawczo – naprawdę go polubiłem.
- Twoja matka jest
prawie pewna, że to właśnie jego szukała przez te wszystkie lata – poinformował
go staruszek – Jeśli to naprawdę on, to nie pogardziłbym takim wnukiem. Geniusz
niemal w każdym calu. Domyślił się w jakim celu jest to spotkanie i nie chciał
nam przeszkadzać, a co najśmieszniejsze nie chciał się mieszać w nasze sprawy.
Mądry chłopak.
- Myślę, że
naprawdę zyskaliśmy nowego członka rodziny – zaśmiał się Fabrizio do ojca –
Matka go już nie wypuści ze swoich rąk. Ciekawi mnie tylko kim są ci jego
towarzysze, na których wspomnienie cały zbladł.
- Przepraszam, że
się wtrącam – przerwał ich rozmowę Azjata – Ale chciałbym wiedzieć, jaka jest
ostateczna decyzja rodziny Umbra w przedstawionej sprawie?
- Myślałem, że
wyraziłem się jasno – odparł Maurizio Oliviero pełen powagi – Nie oddamy
naszych kanałów handlowych i punktów przerzutu broni Yakuzie, a jedynie możemy
was wesprzeć w nadchodzącej wojnie. To będzie jedynie pomoc przy
zaopatrzeniu, bo do walk nie będziemy się wtrącać. Możecie już odejść.
- Dziękujemy za
wysłuchanie – pożegnał się w imieniu całej trójki Azjata – Przekażę pańskie
zdanie mojemu szefowi.
- Ach, i jeszcze
jedno – przypomniał sobie tym razem Fabrizio zatrzymując trio mężczyzn – znam
wasze hobby, dlatego proszę nie oddawać się mu na tym bankiecie. Całe przyjęcie
jest pod protekcją naszej rodziny, a wtyki wśród ludzi prezydenta nie ocalą was
przed naszym gniewem w razie rozróby.
- Będziemy mieć to
na uwadze – odparł Azjata wychodząc z pokoju – Żegnam.
Emilio wraz z
Luigim odprowadzili gości do windy i upewnili się, że zjechali nią na dół.
Piotrek w tym czasie znajdował się na trzecim piętrze, gdzie znajdowały
się wynajmowane przez jego grupę sypialnie. Z nerwów powrócił ból głowy, a
świadomość, że został nakryty przez cele nie pozwalała mu zejść na dół. Usiadł
pod drzwiami pokoju i podkulając pod siebie kolana, oparł na nich czoło. Długie
włosy koniuszkami muskały podłogę. Miał nadzieję, że prędzej, czy później
któraś z dziewcząt zajdzie na chwilę do pokoju na przysłowiowe przypudrowanie
noska. Czekał i czekał, aż wreszcie zasnął z nudów.
Minął kwadrans od
zaśnięcia Piotrka, ale nikt z jego grupy nie zapuścił się na piętro z pokojami.
Na nieszczęście dla niego zrobili to obserwowani członkowie Yakuzy.
- No proszę, jakie
mamy szczęście na niego wpadać – zaśmiał się pod nosem Azjata – Musiał być
mocno znudzony, że zasnął w takim miejscu.
- To on naprawdę
jest chłopakiem? – Zdziwił się rudowłosy – Jak raz się ze mną zderzył to
wyglądał jak dziewczyna.
- Jak widzisz
pozory mogą mylić – westchnął najmłodszy z nich – Może powinniśmy sprawdzić kim
tak naprawdę jest?
- To brzmi
ciekawie Ramon – zaśmiał się Azjata – Lorenzo, weź tego śpiocha.
- Najśmieszniejsze
jest w tym wszystkim to, że przydzielono mu pokój naprzeciwko naszego –
podsumował Ramon rozbawiony całą sytuacją – Lorenzo długo go nie ponosi.
Rudowłosy wziął na
ręce śpiącego chłopaka i wraz z kolegami wszedł do pokoju. Miał on taki sam
układ co ten, który Piotrek zajmował wraz z dziewczynami. Zostawili
nieprzytomnego w części jednoosobowej, a sami rozłożyli się w pokoju obok.
Piotrek po
niecałej godzinie otworzył zmęczone oczy i ze zdziwieniem stwierdził, że leży
na łóżku. Zerwał się jak lany wrzątkiem i rozejrzał wokół. Wystrój pokoju był
taki sam, jak w sypialni jego pokoju hotelowego z tym, że ten miał inny układ
mebli. Odetchnął głęboko, by się uspokoić i powoli uchylił drzwi łączne z
drugim pokojem. Wcześniej próbował otworzyć te wyjściowe, ale były zamknięte na
klucz. Zobaczył czyścicieli Yakuzy, grających w karty. W szoku szybko zamknął
drzwi.
- No, pięknie –
wyszeptał przymykając oczy – czemu takie sytuacje muszą spotykać tylko mnie?
Wziął następną
dawkę głębokich oddechów i pomału ponownie otworzył drzwi. Ostrożnie wszedł do
drugiego pokoju i przyjrzał się siedzącym do niego tyłem mężczyznom.
- Przepraszam, że
panom przerywam grę – zaczął siląc się na spokój w głosie, ale jakoś mu to nie
wychodziło – ale chciałbym o coś spytać.
- No, to pytaj –
rzucił nie odwracając się do niego rudowłosy – myślałem, że dłużej pośpisz.
- Pamiętam, że
przysypiałem czekając na moją siostrę pod naszym pokojem – wyjaśniał powoli
chłopak – więc czemu budzę się tutaj? Czemu mnie tu zabraliście?
- Patrz Lorenzo –
westchnął Azjata – mamy tu małego niewdzięcznika.
- To nie tak, że
nie jestem panom wdzięczny – usprawiedliwiał się chłopak powoli kierując się do
wyjścia – ale mogliście sobie oszczędzić kłopotu i zostawić mnie w cholerę, tam
gdzie spałem.
- Ale wiesz,
pomogliśmy ci – wtrącił się Ramon wstając z krzesła – mógłbyś się nam jakoś
odwdzięczyć.
- Niby jak? –
Zdziwił się Piotrek – Od razu mówię, że nie mam kasy.
- Chcieliśmy sprawdzić,
czy jesteś chłopakiem czy dziewczyną – poinformował w złośliwym uśmieszku Ramon
– Więc mógłbyś zrobić nam tę uprzejmość i się rozebrać.
- Co? – Piotrek
nie dowierzał w to, co usłyszał – Nigdy w życiu! Jestem facetem i nie trzeba
tego sprawdzać. Jedyne co mogę, to podziękować za pomoc i tyle.
- Wiesz co młody –
odparł Azjata zbliżając się do zielonookiego, a w pewnym momencie przyparł go
do ściany – zaczynasz mnie irytować.
- Jeśli to robię,
to może lepiej będzie, jak zniknę wam z oczu – stwierdził bezczelnie chłopak –
wtedy irytacja zniknie, nieprawdaż?
- Wyszczekany
jesteś, jak na kogoś w swojej sytuacji – syknął Roy powoli tracąc cierpliwość –
Powinieneś okazać trochę szacunku.
- Dla kogo? –
Prychnął w złości Piotrek – Dla trójki zboczeńców?
- Masz jaja –
warknął Azjata i chwytając chłopaka za kołnierz koszuli przeciągnął go do łóżka
– a do tego niewyparzoną buzię. Czy ty w ogóle wiesz z kim masz do czynienia?
- Nie, a nawet
gdybym wiedział, to by nic nie zmieniło, bo nadal zostalibyście zbokami –
wydyszał zielonooki łapiąc przy tym oddech – Puszczaj mnie.
- Dobra – odparł
spokojnie mężczyzna i puścił chłopaka, który odzyskując równowagę stanął
pewniej na podłodze – Masz coś jeszcze do dodania?
- Tak – mruknął
Piotrek jednocześnie oceniając szanse na ucieczkę. Broń leżała przy oknie, więc
żaden z mężczyzn nie posiadał ani jednej przy sobie. Ramon wyszedł na razie do
drugiego pokoju, a Lorenzo stał dość daleko od drzwi wyjściowych. Jedyną
poważną przeszkodą był Roy, stojący naprzeciw. – Kiedy pierwszy raz cię
spotkałem od razu wiedziałem, że nie chcę mieć z tobą do czynienia. Dlatego i
tym razem spasuję i nie rozpocznę głębszej znajomości.
Po tych słowach
Piotrek szybko z całej siły nadepnął Azjacie na stopę i zręcznie wymijając
rzucił się do drzwi. Szarpnął za klamkę i już miał wychodzić, kiedy poczuł, jak
ktoś silnym chwytem za ramię go odwraca, a następnie zobaczył pięść. Uderzenie
w twarz, a potem w brzuch powaliło go na podłogę, Leżał zwinięty w kłębek
trzymając się za bolące miejsca.
- Mówiłeś, że się
irytujesz moim widokiem – wysapał z arogancją w oczach – chciałem cię od tego
uwolnić, więc czemu mnie zatrzymałeś?
- Nadal jesteś
taki niemożliwy – westchnął Azjata podnosząc na siłę chłopaka z podłogi – gdzie
się podział ten grzeczny chłopiec z bankietu?
- Zrobił sobie
wolne – odgryzł Piotrek, próbując się uwolnić – więc dajcie mi spokój.
- Chcesz spokoju?
– Zaśmiał się Roy – A co zrobisz by go dostać?
- O nie, jeśli
myślisz, że zacznę się przed wami korzyć i błagać o łaskę – rzucił chłopak z
protestem – to się grubo mylisz. Nie mam zamiaru się zniżać do takiego poziomu
i może na to nie wyglądam, ale jestem facetem. Pobij mnie, zabij, ale na nic
więcej nie licz z mojej strony.
- On tak na
poważnie, Roy? – Spytał Ramon zaskoczony postawą Piotrka – Jego osobowość
diametralnie się zmieniła.
- Doprawdy –
sapnął Azjata z rozbawieniem – kiedy ujrzałem cię pierwszy raz, coś mi mówiło,
że nie będę się przy tobie nudzić. Intuicja jednak mnie nie myliła.
- Co ty tak nagle?
– Zszokował się zielonooki nagłą zmianą Azjaty – Masz huśtawki nastrojów, czy
jak?
- Lorenzo, co
powiesz na mały zakładzik? – Zwrócił się Roy do rudowłosego mężczyzny – Taki
w twoim stylu?
- Myślę, że byłoby
to dość interesujące z takim chuchrem – zastanawiał się na głos Lorenzo – Po
trzy ciosy?
- Zgoda – przystał
na to Azjata, po czym wskazał palcem na Piotrka – Jeśli wytrzymasz po trzy
ciosy od naszej trójki, będziesz mógł stąd wyjść.
- Co masz na myśli
przez wytrzymam ciosy? – Dociekał zielonooki z ciekawości – i co się stanie jeśli
nie wytrzymam?
- Musisz jedynie
zatrzymać przytomność – oświadczył Ramon ze złośliwym uśmieszkiem – na tyle by
móc samodzielnie chodzić.
- Jeśli stracisz
przytomność zostaniesz z nami – kontynuował wyjaśnienia Roy – i spełnisz każde
polecenie jakie ci wydamy.
- Niech tak będzie
– przystał na to chłopak – ale nie bijcie mnie po twarzy, bo jeśli dowie się o
tym mój opiekun to nie tylko ja będę miał problemy.
- Dobra – zaśmiał
się Lorenzo – Mądrze pomyślane.
- Ciekawy z ciebie
osobnik – pochwalił go Roy – Pomimo tego, że będziesz odgrywał rolę worka
treningowego, nie chcesz sprawić nam problemu?
- Nie wam, a sobie
– westchnął Piotrek przewracając oczami – wiecie jak ciężko wyjaśnić przed kimś
siniaki? A jutro mam się jeszcze spotkać z babcią.
- Kogo on ma na
myśli, mówiąc babcia? – Zdziwił się Lorenzo – Chyba nie chodzi mu o …
- Tak, ma na myśli
żonę bossa Umbra – potwierdził Roy – Lepiej tego nie przeciągać. Ramon
zaczynasz.
Młody mężczyzna
podszedł do Piotrka i oddał precyzyjnie odmierzone ciosy w brzuch. Chłopak
ugiął się po nich, ale nadal stał na nogach. Lorenzo uderzał ze zdwojoną siłą w
boki i plecy, a Roy podciął zielonookiemu nogi i silnymi kopnięciami prawie
wbił go w podłogę. Po wszystkim Piotrek z ledwością wstał na drżące nogi i
jak było w umowie bez słowa opuścił pokój mężczyzn. Kiedy wyszedł na korytarz,
zdziwił się, że jego pokój jest naprzeciwko. Oparł się o ścianę, bo powoli
tracił równowagę. Nagle ktoś złapał go za ramię.
- Wszystko w
porządku? – Usłyszał głos Nicole – Kiepsko wyglądasz.
- Bo tak się czuję
– odparł szczerze Piotrek krzywiąc się z bólu – Boli mnie brzuch i tyle.
- Na pewno? –
Upewniała się dziewczyna – Ty się ledwo trzymasz na nogach.
- To nic, poboli i
przejdzie – starał się uśmiechnąć, ale wyszło to dość nieudolnie – Skombinowałabyś
mi coś uśmierzającego ból?
- Jasne –
uśmiechnęła się Nicole – Dla brata wszystko i nawet zaprowadzę cię do łóżka.
- Dzięki – jęknął
z bólu, po czym wspierając się o ramię dziewczyny wszedł do pokoju i zatrzasnął
drzwi – Uda ci się ukryć ten mały fakt przed resztą? Raczej nie jestem już tam
potrzebny, a ci trzej ze zdjęcia nie wyjdą ze swojego pokoju do jutra rana.
- A ty skąd możesz
wiedzieć takie rzeczy? – Zdziwiła się Nicole sadowiąc go na łóżku – Ty mi
czegoś nie mówisz.
- Naprawdę
chciałbym dłużej z tobą pogawędzić, ale nie czuję się w tej chwili na siłach –
westchnął Piotrek przed napadem kaszlu. Poczuł przy tym palący ból i metaliczny
posmak w ustach. Nagle zrobiło mu się niedobrze i pobiegł do łazienki
zwymiotować. – Przynieś mi coś od bólu, proszę.
- Piotrek? –
Zmartwiła się Nicole – Co ci jest? Czemu wymiotujesz krwią?
- Idź po leki,
proszę – błagał wijąc się z bólu – Nicole, proszę cię, idź.
Dziewczyna
niezwłocznie wybiegła z pokoju, a Piotrek końcówką sił, trzęsąc się z bólu
wdrapał się na łóżko. Męczył się z bólu i leżał półprzytomny nie mając na nic
siły. Po chwili wróciła zziajana Nicole z małym pakunkiem w ręku.
- Na szczęście
niedaleko stąd jest apteka – wysapała siadając na łóżku – Kupiłam ci kilka
różnych proszków.
- Dzięki – Piotrek
drżącą dłonią chwycił pakunek z lekami – Nikt cię nie widział?
- Nie wiem –
westchnęła zaniepokojona dziewczyna – Nie myślałam o tym, że ktoś może mnie
zobaczyć. Głównie to martwiłam się tobą.
- Nie musisz się o
mnie martwić – mruknął chcąc ją pocieszyć. Wziął kilka tabletek przeciwbólowych
naraz. – Widzisz, wziąłem już leki, więc będzie dobrze. Wystarczy, że się
prześpię. Wracaj na bankiet. Widziałem, że dobrze się bawiłaś z tymi chłopakami
ze Świętego Krzyża. Mną się nie przejmuj, będę grzecznie leżeć w łóżku. Idź.
- Na pewno? – Dopytywała
nie dowierzając – Ty naprawdę źle wyglądasz. Może powinnam kogoś wezwać do
pomocy?
- Nie ma takiej
potrzeby – zarzekał się chłopak – Idź się bawić, bo nie będziesz miała takiej
okazji w najbliższym czasie. Jeśli ktoś o mnie spyta powiedz, że źle się
poczułem i wcześniej poszedłem spać, ok.?
- Dobrze –
zgodziła się Nicole – ale będę tu co jakiś czas wpadać i sprawdzać twój stan,
ok.?
- Rób jak uważasz
– machnął na nią ręką – A teraz idź.
Nicole wyszła, a
gdy zamknęła drzwi do pokoju i znalazła się na korytarzu, zaczęła cicho płakać.
- Cholera!
Piotrek, czemu mi nie ufasz i nie powiesz jak było? – Wyłkała do kolan – Ty
wielki kretynie!
Po tych słowach doprowadziła
się do porządku i zeszła na dół. Przez większość czasu nie mogła się skupić, aż
w końcu postanowiła sprawdzić co z nim. Ostrożnie wymknęła się z bankietu i
ukradkiem ruszyła do wind. W momencie zamykania się drzwi windy i gdy miała
odetchnął z ulgą, że nie została przyłapana, do środka wdarł się Dante. Przez
chwilę w milczeniu wpatrywał się w dziewczynę, sprawiając tym jej
zdenerwowanie.
- No, dobra –
sapnęła zniecierpliwiona – czemu mi się tak przyglądasz?
- Bo od jakiejś
godziny dziwnie się zachowujesz – stwierdził Dante z czujnym wzrokiem – Wiesz
może gdzie jest Piotrek? Zniknął mi z oczu kilka godzin temu.
- Jest w pokoju –
odpowiedziała siląc się na spokojny ton głosu Nicole – źle się poczuł i poszedł
wcześniej spać.
- Tak ci kazał
powiedzieć, a tak naprawdę? – Pytał nie spuszczając z niej wzroku – Mów prawdę.
- Ja nie wiem –
rzuciła smutnie – Idę sprawdzić jak się czuje, bo ostatnio było z nim źle.
- Jak źle? – Nie
odpuszczał mężczyzna – No, mów.
- Wymiotował krwią
i słaniał się na nogach – wyjaśniała zmartwiona dziewczyna – Do tego wił się
z bólu. Coś mu się stało, ale nie chciał mi nic powiedzieć. Jedynie
oświadczył, że mogę się bezpiecznie bawić na przyjęciu, bo nasze cele nie wyjdą
do jutra z pokoju.
- Rozumiem –
westchnął zrezygnowany Dante – Jak zwykle nie chce nikogo martwić i chce uciec.
- Jak to? – Zszokowała
się szatynka. Winda się zatrzymała i z niej wyszli. Podążała za Dante w stronę
pokoju – Co miałeś na myśli, że chce uciec? Jak?
- Dzielisz z nim
pokój i nie zauważyłaś w nim nic dziwnego? – Spytał Dante nagle się zatrzymując
przed drzwiami ich pokoju. Dziewczyna przecząco pokręciła głowa w odpowiedzi na
jego pytanie. – On nie boi się śmierci, a jedynie do niej dąży. Od dziecka
doświadczał wiele bólu, dlatego śmierć wydaje mu się wyjściem.
- Czy on się
niczego nie boi? – Zdumiała się dziewczyna – Dążyć do śmierci?
- W tym sęk, że
boi się wielu rzeczy – zaśmiał się Dante – A w dodatku ma bardzo niski próg
bólu i łatwo doprowadzić go do płaczu.
- No, tak – Nicole
też zachichotała – on ostatnio nawet płakał po tym jak podrapała go Rubi.
- Otwieraj – nakazał
dziewczynie przerywając śmiech – Muszę go obejrzeć, a ty wracaj na dół. Teraz
jest pod moją opieką, więc się nie bój o niego.
- Ok. – Uśmiechnęła
się Nicole nieco uspokojona – Wracam.
Dante wszedł do
pokoju i od razu skierował się do sypialni chłopaka. Kiedy tam wszedł, ujrzał
skulonego i nieprzytomnego Piotrka. Podszedł do niego i spróbował obudzić, ale
ani drgnął. Chłopak spał kamiennym snem. Dante usiadł obok i po pierwszym
rzucie oka wiedział, że ktoś go pobił. Powoli rozebrał Piotrka, a to co zobaczył
wywołało w nim złość.
- W coś ty się
znowu wmieszał – szepnął widząc sine ślady na ciele chłopaka – Nic dziwnego, że
wymiotowałeś krwią, po doznaniu takich obrażeń w tak osłabionym stanie.
Zadzwonił po Rose,
która przyniosła ze sobą jego apteczkę. Po kilku zastrzykach i godzinie,
chłopak zaczął się wybudzać. Pierwsze co zobaczył po otworzeniu oczu, były
wściekłe twarze rodzeństwa Sicarius.
- Cześć? –
Przywitał się nieśmiało, wiedząc co go czeka. Jednak nagle zebrało mu się na
wymioty i szybko pobiegł do łazienki. – Cholera!
- Coś ty sobie
myślał? – Zaczęła blef Rose, kiedy wrócił do łóżka – Miałeś nie działać na
własną rękę.
- Co? – Zdziwił
się Piotrek – Ale ja nie działałem na własną rękę.
- To jak
wytłumaczysz fakt zetknięcia się w pojedynkę z celami? – Spytał Dante
kontynuując blef Rose. Tylko w ten sposób mogli wyciągnąć z chłopaka
informacje, blefując, że o wszystkim wiedzą – Konsekwencją jest twój stan.
- To nie tak! – Zarzekał
się zielonooki w panice – To oni pierwsi nawiązali ze mną kontakt. Starałem się
ich unikać, bo nie chciałem problemów.
- Więc jak to
było? – Naciskał Dante – Opowiedz nam.
- Ja tylko
pomogłem pewnej staruszce, która źle się poczuła. Postanowiłem zaprowadzić ją
do jej pokoju, ale kiedy wjechaliśmy na piętro ona nie chciała mnie tak od razu
wypuścić – wyjaśniał powoli Piotrek – Kazała mi siebie nazywać babcią i
zapoznała ze swoim mężem i synem. No, i później trochę źle się poczułem, więc
na siłę zamknęli mnie w jednym z ich pokoi. Na koniec, gdy opuszczałem
apartament natknąłem się na spotkanie pana Umbra z celami. Szybko się zmyłem
nie chcąc się w to wplątywać. Zszedłem tutaj, ale że nie miałem klucza czekałem
na którąś z dziewczyn. One nie przychodziły i w końcu zasnąłem z nudów.
Obudziłem się w jakimś pokoju i okazało się, że kiedy spałem, ci goście ze
zdjęcia zabrali mnie do siebie. Ci zboczeńcy założyli się o to czy jestem
chłopakiem, czy dziewczyną. – Piotrek przerwał na chwilę – Wkurzyłem się i
trochę powiedziałem za dużo na temat co o tym myślę. Potem Lorenzo, ten rudy
wymyślił kolejny zakład. Powiedzieli, że pozwolą mi odejść, jeśli po trzech
uderzeniach każdego z nich nie stracę przytomności. Zgodziłem się na to i tak
przez to wyglądam.
- Ty naprawdę masz
talent do pakowania się w kłopoty – podsumowała Rose – A teraz raportuj co
zaobserwowałeś.
- Cele
skontaktowały się z bossem Umbra w sprawie pomocy przy wojnie między Yakuzą a
Triadą w Osace. Fabrizio z ojcem zgodzili się jedynie na jednorazowe
zaopatrzenie w broń i odmówili większej współpracy. Do tego zabronili dla tria
na rozróby podczas bankietu, bo Umbra jest jego protektorem. Tylko tyle wiem, a
i dostali się tu dzięki wtyczce pośród ludzi prezydenta.
- Całkiem nieźle,
jak na początkującego – stwierdziła Rose w zamyśleniu – Jedyne co pozostało, to
znaleźć łącznika z Yakuzą wśród ludzi prezydenta. Misja przedłuży się o jakieś
dwa dni.
- I wykonają ją
Wiktor, Teo i ty siostro – wszedł jej w słowo Dante – Nie mieszamy w to
uczniów, bo nie są doświadczeni i szybko mogą nas zdekonspirować. Damy im dwa
dni wolnego.
- Dobra – zgodziła
się Rose – ale sami muszą zadbać o siebie w każdym calu. Nocleg, wyżywienie
i reszta. To będzie swego rodzaju test.
- Macie
świadomość, że ustalacie sposób działania przy jednym z uczniów? – Wtrącił
Piotrek sennym głosem – Chcecie powiedzieć, że jak jutro wykopią nas z hotelu
to przez dwa dni mamy żyć na własną odpowiedzialność, nie licząc na waszą
pomoc?
- Właśnie tak –
potwierdził Dante – Wyznaczymy tylko miejsce i czas spotkania na powrót.
- Mamy sobie
radzić niezależnie w jaki sposób? – Dociekał nadal się upewniając chłopak – I
pójść, i robić to co chcemy?
- Zgadza się –
odparła Rose – Czyżbyś miał już coś w planach?
- Miałem, ale
miejsce, które chciałbym odwiedzić jest zbyt daleko i dwa dni to za mało –
westchnął Piotrek – A poza tym w moim stanie dłuższa podróż stałaby się
męczarnią.
- Myślałeś o Los
Angeles? – Zdziwił się Dante – Chcesz ją odwiedzić?
- Może po szkole –
stwierdził Piotrek w zadumie – Obiecałem, że jak będę mógł, to ją odwiedzę.
Teraz jestem w Stanach, więc mam ku temu sposobność.
Dante westchnął
jedynie w odpowiedzi, po czym razem z Rose opuścili sypialnię pozostawiając
chłopaka samego. Piotrek położył się na plecach i w milczeniu wpatrywał się w
sufit. Dość długo rozmyślał, analizując informacje jakie przekazało mu rodzeństwo
Sicarius, aż do momentu zaśnięcia.
C.D.N.
No ciekawy rozdział, obfitujący w ciekawe akcje. A Piotruś jak zawsze bez problemu umie się wpakować w kłopoty, albo to kłopoty ciągle znajdują jego :D.
OdpowiedzUsuńWięcej Dantego!
Pozdrawiam.
Śmieszne było jak go przebrali za dziewczynkę :) Jak to możliwe, że Piotrek zawsze się w coś wpakuje czy tego chce czy nie chce? Niech wróci Jolka :)I.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńbrak słów pozytywnie, tak bez dobierania się tym razem, ucieczka Piotrka bo ma być dziewczyną, Dante naprawdę jest dobrym tropicielem, och bankiet, czyżby to naprawdę była jego rodzina, i tak ma wiele informacji o celech...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńoch wspaniale, tym razem bez dobierania się było, haha ucieczka Piotrka bo ma być dziewczyną ;) a Dante naprawdę jest dobrym tropicielem, bankiet... czyżby to naprawdę była jego rodzina? i tak zdobył wiele informacji o ich celech...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, tym razem obyło się bez dobierania, haha ta ucieczka Piotrka bo ma być dziewczyną ;) a jak się okazuje Dante jest naprawdę dobrym tropicielem, no i nasz bankiet... czyżby to naprawdę była jego rodzina? i tak, tak zdobył wiele informacji o ich celech...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga