Translate

sobota, 21 grudnia 2013

Zwierzyna

Sorry za długą zwłokę, ale nareszcie wrzucam kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba :) Miał być nieco dłuższy, ale jutro wyjeżdżam i nie jestem pewna, czy udałoby mi się go w najbliższym czasie oddać. To, co nie dopisałam zostanie po prostu później dodane, jako kolejny rozdział. Z góry przepraszam Was za błędy, które z pewnością są i obiecuję w wolnej chwili je poprawić - bynajmniej te, które dostrzegę. No cóż, ślepa jestem :)
Aaaaa!!!! Proszę Was komentujcie !!!!!



Bladym świtem wszystkich uczniów AT brutalnie wywleczono z dormitorium na dziedziniec szkoły. Zaspany Piotrek oparł się czołem o ramię równie sennej Nicole starając się chwilowo zdrzemnąć. Niestety nie było mu to dane, bo dostał lekkiego klapsa w wypięty tyłek od Allena.

- Nie spać mi na tym mrozie – mruknął z politowaniem przyglądając się rodzeństwu – Małe śpiochy.

- To kiedy wreszcie stąd wyjeżdżasz braciszku? – Zapytała z przekąsem Nicole wspominając lanie, jakie jej fundnął dwa dni temu brązowowłosy. – Mam dość tego nadzoru.

- Za trzy dni – mężczyzna posłał jej serdeczny uśmiech, za którym krył się niecny plan dania jej nauczki – Mam nadzieję, że należycie mnie pożegnacie.

- Masz to jak w banku – ziewnął Piotrek masując obolały tyłek – Może tak na początek zasadzę ci kopa w zadek?

- Cisza! – Ryk Teodora rozniósł się po dziedzińcu przerywając rozmowy uczniów. – Dziś dzień próby grupowej. Połączycie się w dziesięcioosobowe drużyny i wytypujecie w nich kapitanów, którzy wylosują numer kolejności.

- Na wstępie informuję, że nie wszystkie grupy będą liczyć dziesięć osób. – Wtrącił się Orestes mierząc wszystkich czujnym wzrokiem. – Trzy z nich będą mieć po jedenaście osób.

- Jest jeszcze jedno rozwiązanie! – Krzyknął z tłumu Allen – Jedna grupa może liczyć trzy osoby, a reszta zgodnie z planem po dziesięć.

- A znajdą się osoby, które podejmą się takiego ryzyka? – Orestes z zaciekawieniem patrzył w stronę pomysłodawcy – To jak? Są chętni?

- Oczywiście – Allen złapał za ręce oniemiałe rodzeństwo i pociągnął je za sobą wychodząc z tłumu. – To moja grupa.

- Ciekawe – zaśmiała się Rose widząc zdziwione miny Piotrka i Nicole – Doprawdy.

- Ustalone – Holmes odznaczył na liście tę trójkę z figlarnym uśmieszkiem – Rozumiem, że ty Hubercie będziesz kapitanem.

- W rzeczy samej – Allen wylosował kartkę z numerem i podał ją Orestesowi – I co?

- Startujecie pierwsi – oświadczył Sicarius nie kryjąc zdumienia. Po chwili podał dla Piotrka zalakowaną, szarą kopertę. – Tu macie instrukcje i czas startu.

- Rozumiem – Allen wyjął z rąk brata kopertę i pociągnął go i siostrę za sobą, by w odosobnieniu odczytać instrukcje. Weszli do stołówki i usiedli przy jednym ze stolików.

- Co to miało do cholery być? – Piotrek nie wytrzymał i łypnął groźnie na brata – Trzyosobowa drużyna?

- Tak – odparł spokojnie Allen – we trójkę damy sobie świetnie radę, tym bardziej, że misja to zabawa w zwierzynę i myśliwego.

- Niech zgadnę – Piotrek westchnął nieco spokojniejszy – jesteśmy zwierzyną.

- Bingo – pochwalił go brat – Na starcie otrzymamy proporczyki z odpowiadającym nam numerem. Mamy zatknąć go na szczycie oddalonym jakieś pięć kilometrów stąd.

- Rozumiem – sapnął zielonooki kładąc głowę na stole – W skrócie bieg przez las, sad i wzdłuż strumienia do pagórka za koszarami.

- Jesteś nieźle zorientowany w terenie – zdziwił się brązowowłosy – Masz GPS-a w głowie?

- Nie, po prostu w zeszłym roku sporządziłem mapę okolicy i samego AT – wyjaśniał sennie kasztanowłosy – A od niedawna nieco poszerzałem jej zasięg, dzięki treningom z Dante. Dysponuję danymi na temat terenu o średnicy dziesięciu kilometrów wokół akademii.

- Dobrze wiedzieć – uśmiechnął się Allen na widok drzemiącego rodzeństwa – Dam wam chwilę, ale nie więcej.

* * * * *

Trójka rodzeństwa stanęła na skraju lasku nieopodal budynków szkoły. Mieli jeszcze kwadrans do wyznaczonej godziny startu, dlatego Allen instruował brata i siostrę, jak mają zachowywać się podczas ucieczki.

- Czegoś nam nie mówisz – przerwał mu w pewnym momencie Piotrek czujnie mierząc go wzrokiem – Fakt, jesteśmy zwierzyną w tej grze, jednak nie potrzebna nam do tego broń.

- Właśnie – Nicole wtórowała bratu – też mi to nie pasowało do schematu gry, w której mamy jedynie uciekać.

- Ok. – Westchnął zmęczony zarzutami Allen – Poprztykałem się z ojcem jakieś dwa dni temu. Podejrzewam, że do zabawy mogą włączyć się osoby niepożądane.

- Twierdzisz, że ludzie Thanathosa mogą się tu zjawić? – Piotrek zdziwił się przypuszczeniami brata – Wszyscy cię znają w organizacji?

- Nie wszyscy – odparł brązowowłosy masując bolące go ze zmęczenia skronie – Starsze pokolenie mnie kojarzy, jednak ci młodsi już nie. Wiedzą tylko, że noszę tatuaż na prawym ręku.

- Rozumiem – Piotrek uśmiechnął się tylko, po czym wyjął z kieszeni spodni czarny marker i łapiąc zaskoczonego brata za prawą rękę, zaczął zamalowywać tatuaż organizacji. Kosę ze skrzydłami i księżyc zastąpił oplatający przegub dłoni ziejący ogniem chiński smok. – Gotowe. Masz tatuaż, jednak nie ten, którego będą szukać.

- Sprytne – pochwalił go Allen podziwiając dzieło młodszego brata – Masz talent, wiesz?

- Kiedyś chciałem rysować komiksy i z tego się utrzymywać – oznajmił Piotrek psotnie się uśmiechając – Graffiti też nieźle mi wychodziło, choć kłopotliwe było umykanie policji na czas.

- Wielu jeszcze rzeczy o tobie nie wiemy braciszku – zaśmiała się Nicki z podziwem patrząc na młodszego z chłopaków – Ciekawie się zabawiałeś w dzieciństwie.

- Po prostu byłem głupi i tyle – sapnął kasztanowłosy wspominając swoje wyczyny w Nowym Jorku – Dawałem się ponieść chwili w zabawie marząc farbą co nadawało się do roli płótna. Jeśli dobrze sobie przypomnę, to kiedyś nawet pomalowałem jakiś wóz. Był czarny i postanowiłem nadać mu nieco koloru.

- Co namalowałeś? – Dociekała Nicole zaabsorbowana opowieścią brata – No powiedz! Złapali cię?

- Jednorożca – zachichotał Piotrek na samo wspomnienie swojego rysunku – Moja współlokatorka uwielbiała ten motyw, a że samochód znajdował się na terenie La-Muerte i chciałem dopiec L-Diablo. Eh, stare, dobre czasy. Nigdy nie zostałem złapany na gorącym uczynku.

- Pfff – Wybuchł śmiechem Allen – Jednorożec? Taki różowy z czerwonymi oczami i żółtym rogiem?

- Nom – Piotrek zdziwiony spojrzał na brązowowłosego, który niemal popłakał się ze śmiechu – Skąd wiesz?

- Wiesz, ten samochód należy do naszego ojca – wyjaśniał w śmiechu mężczyzna – Jego mina, jak zobaczył swoje cacko ozdobione jednorożcem niepowtarzalna.

- Serio? – Zielonooki zbladł – Ale chyba mu nie powiesz, że to ja?

- No nieźle – odparł już uspokojony Allen – oczywiście, że mu nie powiem. Nie wkopałbym mojego małego braciszka.

- Allen? – Nicole raptem złapała brata za bluzę z zamyśloną miną – Co się stanie, jeśli cię złapią ci z organizacji?

- Nie martw się tym maleńka – potargał włosy siostry w pieszczotliwy sposób – Zaciągną mnie do siedziby organizacji, a jeśli im się to nie uda, to ojciec osobiście po mnie przyjdzie. W każdym bądź razie, jakoś sobie poradzę.

- Czas ruszać – sapnął Piotrek zerkając na zegarek – Mamy dziesięć minut sprintu przed sobą, aż dotrzemy do strumienia. Później będziemy posuwać się wzdłuż niego do koszar.

- Ok. – Przytaknęła reszta, po czym puścili się biegiem przez las.

* * * * *

Holmes stał na dachu dormitorium z lornetką przy twarzy.

- Ruszyli zgodnie z planem – zakomunikował przez nadajnik przy uchu – Za dziesięć minut możecie zacząć ich gonić.

- Zrozumieliśmy – Wiktor posłał szyderczy uśmieszek w przestrzeń przed sobą – Pobawię się nieco z tym zielonookim gówniarzem.

- Tylko spróbuj – Dante klepnął blondyna w ramię – wtedy ja zabawię się z tobą brachu.

- Ciekawe co ty byś zrobił w moim przypadku? – Wycedził przez zęby Moon – Ten cholernik dosypał mi środka na przeczyszczenie do piwa.

- Nie masz na to dowodu, prawda? – Odparł Sicarius w lekkim uśmiechu – To cię naprawdę wkurza królu.

- Nie wkurwiaj mnie Dante! – Wiktor złapał kurtkę ciemnowłosego – Przestań kryć tego gówniarza do cholery! Dobrze wiem, że to on.

- Władca tronu został wyprowadzony z równowagi – Rose zakpiła z blondyna podchodząc do mężczyzn – Znowu poszło wam o Piotrka?

- Twój brat perfidnie chroni tego dzieciaka – upierał się przy swoim Moon – A ty nie jesteś lepsza!

- Czyżby?! – Rose posłała oskarżycielowi groźne spojrzenie – Dobrze znam swojego brata i wiem, że nie chroni winnych. Wkurzałeś Piotrka, ale ktoś go wyręczył w tej małej zemście. Zanim wycelujesz w kogoś palec, sprawdź wszelkie motywy i źródła.

- Skończyliście?! – Usłyszeli głos Teo z nadajnika – Dorośli, a zachowują się jak gówniarze. Za minutę ruszacie.

- Nie przesadzasz? – Wiktor starał się jakoś przypodobać Holmesowi.

- Teo ma rację – Dante uśmiechnął się cynicznie, po czym przeciągnął się szykując do biegu – więc daj sobie na wstrzymanie, bo tylko to potwierdzasz.

- Jak myślicie, czemu Hubert zaproponował utworzenie trzyosobowej grupy? – Zapytała Rose bardziej zwracając się do Dantego niż do blondyna. – Ty coś wiesz braciszku, nieprawdaż?

- Może – Ciemnowłosy wyjął z ucha nadajnik i posłał siostrze wymowne spojrzenie potwierdzając jej przypuszczenie – Będziemy mieć niezapowiedzianych gości, jednak ta trójka doskonale sobie z nimi poradzi, chyba że tatuś się o kogoś upomni osobiście.

- Poważna sprawa – Rose przyjęła do wiadomości aluzję brata – W tej sytuacji przydałby się Aaron lub Orestes zamiast tego dupka.

- Wtrącimy się jedynie w ostateczności – Oświadczył Dante ponownie wkładając nadajnik – Ruszamy!

* * * * *

Woda w strumieniu była lodowata, ale trójka młodych uciekinierów brnęła w niej posuwając się pod prąd.

- Deszcz?! – Nicole w złości spojrzała w niebo mrużąc oczy przez strugi deszczu – To jakiś żart?!

- Nie narzekaj siostrzyczko – zaśmiał się w równie pochmurnym nastroju Piotrek. Ta zabawa coraz mniej mu się podobała. – Jesteśmy już prawie przy koszarach.

- W zabudowaniach możemy zostać osaczeni – poinformował ich Allen raptownie zatrzymując się na brzegu strumienia i pomagając rodzeństwu wygramolić się z wody – Musimy jakoś je ominąć.

- Znam przejście podziemne, które przeprowadzi nas bezpiecznie pod terenem koszar – sapnął zielonooki starając się złapać oddech – Jednak po wyjściu będziemy niepokojąco blisko granicy AT, co również będzie czynić okazję dla ludzi Thanathosa.

- Słyszeliście? – Nicole wyostrzyła słuch, po czym wskazała oczami na najbliższe zarośla. – Ktoś nas podsłuchuje.

- To z pewnością nie instruktorzy akademii – mruknął Piotrek zerkając na zegarek, a następnie złapał za leżący przy jego nodze kamień i figlarnie się uśmiechnął – Umiecie puszczać kaczki na wodzie?

Kasztanowłosy teatralnie ustawił się przodem do strumienia, jednak w końcowej fazie rzutu błyskawicznie zmienił pozycję i z całej siły cisnął kamieniem w zarośla. Po chwili usłyszeli jęk bólu i odgłos upadku na ziemię.

- Piękny rzut braciszku – pochwaliła go Nicole w śmiechu – Dobrze wyliczyłeś trajektoria.

- To nie było trudne, bo gościu był dość głośny, jak na szpiega pierwszej linii – westchnął Piotrek szczękając zębami z zimna – Czasem się opłaca mieć muzyków w drużynie.

- Nie zaprzeczę – uśmiechnął się Allen z politowaniem patrząc na drżącego brata. W pewnym momencie zniknął w zaroślach, a krzyk szpiega zwiastował jego powrót. – Grupa organizacji liczy dziesięć osób. Teraz już dziewięć.

- Po trzech na łepka – stęknęła Nicki związując mokre od deszczu włosy – Ta gra rujnuje mi fryzurę.

- A złe wieści? – Piotrek od razu wyczuł niepokój w tonie głosu brata. – Nie będzie tak łatwo, jak przypuszczaliśmy, prawda?

- Ta – Allen spojrzał w niebo wzdychając – Cholerny staruch wysłał trzech najlepszych ludzi organizacji. Co najgorsze, tych którzy mnie znają.

- Kumam – Kasztanowłosy zagryzł w zastanowieniu dolną wargę układając nowy plan działania – Musimy się cofnąć do przejścia oddalonego od tego miejsca jakieś pół kilometra. Prowadzi prosto do wzgórza i omija całkowicie koszary. Szybko skończymy grę i w razie ataku pokonamy przeciwników. Problemem będzie Dante, który pewnie przewidzi mój plan.

- W kwestii drogi zdaję się na ciebie – brązowowłosy poklepał plecy brata – Ruszamy!

* * * * *

Rose zeskoczyła z drzewa przy zakolu strumienia nieopodal koszar z niemrawą miną.
- Koszary obstawione – oświadczyła w skupieniu przyglądając się bratu – A co ty znalazłeś?

- Trupa z tatuażem czarnego księżyca na karku – mruknął Dante w zamyśleniu – Wiadomo, że zajął się nim Hubert, bo Piotrek i Nicki raczej nie byli by zdolni do takiego okrucieństwa.

- O kurwa – usłyszeli z zarośli zdumienie Wiktora – Ktoś przeciął mu struny głosowe i pozwolił się wykrwawić.

- Błąd – Rose zerknęła na nieżywego mężczyznę doznając szoku – Okazał mu łaskę. Widzisz, ma ranę w piersi.

- Ilu naliczyłaś w koszarach? – Zapytał ciemnowłosy przyglądając się śladom na ziemi.

- Około siedmiu – Odparła kobieta z niepokojem w głosie – Nadal uważasz, że sobie poradzą?

- Widziałaś co Hubert zrobił z tamtym żółtodziobem – Dante spojrzał na siostrę pewnym wzrokiem – Jeśli powiedzie się plan Piotrka, to bez problemu dotrą do wzgórza. Cofnęli się do tuneli w bunkrach. – Zaniepokojenie siostry nieco go wyczuliło – Co jest?

- Wśród tych w koszarach był Raven – rzuciła patrząc w niebo Rose – Sam dobrze wiesz, jaki niebezpieczny to gość.

- Wiem – ciemnowłosy wyminął siostrę przeskakując strumień – Wiem też, że Hubert nie pozwoli skrzywdzić tej dwójki.

- Skąd ta pewność Dante? – Usłyszeli głos Holmesa w nadajniku – Słucham, oświeć nas.

- Chyba nie mam wyjścia – sapnął Sicarius, po czym lekko się uśmiechnął. – Hubert, a raczej Allen, nie da skrzywdzić młodszego rodzeństwa.

* * * * *

Piotrek stanął u wlotu do ukrytego tunelu i z wahaniem patrzył w ciemną otchłań przed sobą.

- Macie może latarkę? – Zapytał rodzeństwa z nadzieją w głosie – Ja swojej zapomniałem.

- Nie martw się – Allen poklepał ramię brata i pieszczotliwie potargał mu włosy, jak dla dziecka – Z nami nie potrzebujesz światełka.

- Tu jest pochodnia – zauważyła Nicole wskazując wystającą ze ściany tunelu pochodnię – Mam zapalniczkę.

Dziewczyna zapaliła materiał nasączony naftą rozświetlając wejście do tunelu. Piotrek wziął od siostry pochodnię i ruszył przed siebie ostrożnym krokiem. Z tego co pamiętał, to ten tunel był mało uczęszczany i niewiele osób o nim wiedziało. Musieli nim przejść około półtora kilometra i miał co do tego niepokojące uczucie. Coś mu mówiło, że na końcu tej drogi spotka ich niemiła niespodzianka.

- Co się dzieje? – Nicole delikatnie dotknęła ramienia brata widząc jego lęk. – Boisz się tej drogi?

- Coś mi mówi, że lepiej będzie jak w ogóle nie pójdziemy na wzgórze – mruknął Piotrek trzęsąc się z zimna. Mokre ubrania jedynie potęgowały doskwierający chłód. – Ale z drugiej strony to najbezpieczniejsza opcja z trzech możliwych.

- Rozumiem – dziewczyna sapnęła, po czym odeszła do drugiego z braci – Może uda nam się uniknąć konfrontacji z wrogiem, jak sądzisz?

- Raczej w to wątpię – odparł w zamyśleniu Allen również przeczuwając coś złego – Lepiej przygotuj się do walki malutka. Piotrek ty również.

- Wiem – stęknął zielonooki niezadowolony z takiego obrotu spraw.

Po półgodzinnym marszu nareszcie dotarli do wylotu tunelu. Piotrek ostrożnie rozejrzał się wokoło, jednak pomimo wolnej drogi coś mu nie pasowało.

- Nicki – zwrócił się do siostry posyłając jej czujne spojrzenie – Pobawimy się w teatrzyk, co ty na to?

- Może być księżniczka i niedorozwój? – Dziewczyna jedynie się uśmiechnęła – A co z Allenem?

- Allen zostanie tutaj i w razie problemów nam pomoże – oświadczył spokojnie porozumiewając się zdecydowanym wzrokiem z bratem – Oni ciebie znają bracie, a nas nie. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że nas zignorują.

- Czaję – Allen uniósł kciuk na znak porozumienia – Nie lekceważcie ich tylko.

- To raczej niech oni nie lekceważą nas – szepnęła Nicole wybiegając z udawanym dziecięcym śmiechem na zewnątrz. Po niej tunel opuścił Piotrek z równie głupawą miną.

- Para oszołomów – zaśmiał się Allen w reakcji na wygłupy rodzeństwa. Zamilkł, kiedy zobaczył, jak zmierza do nich dwóch najgorszych ludzi Thanathosa – Cholera, że też musieli to być akurat ci dwaj. McCraft  i Thunder, to zły duet w zestawie. Instynkt jednak nie mylił Piotrka, ani mnie.

Nicole biegła przed siebie teatralnie się wywracając przy jednym z drzew. Automatycznie udała płacz trzymając prawą kostkę.

- Starasz się złapać zająca? – Zapytał Piotrek z głupawym uśmieszkiem – Takim królewnom jak ty, to raczej nie zdarza się upadać w tak spektakularny sposób. Więcej dumy panienko.

- Zamiast się ze mnie nabijać, pomógłbyś głąbie – Nicole wyniośle podniosła rękę pokazując tym by chłopak ją podniósł. – Prawdziwy gentelman zaniósłby mnie do skrzydła szpitalnego.

- Tak? – Piotrek udał zdziwienie. Musiał przyznać, że siostra idealnie udawała niektóre zachowania Kacpra. – Ja nie będę twoim rycerzem w lśniącej zbroi dziewczynko.

- Imbecyl taki jak ty z pewnością gentelmanem nie będzie – syknęła jadowicie nastolatka wytykając go palcem – Parobek i wieśniak.

- Nie wymachuj tak tym palcem, bo to nie ładnie – pouczył ją zielonooki z ironicznym uśmieszkiem – Wstawaj szybciej, bo czas nas nagli i przegramy tę grę. Że też wylosowałem ciebie jako partnera. Diwę niewartą złamanego centa.

- Zważaj na słowa palancie! – Wrzasnęła dziewczyna podnosząc się na nogi i uderzając go w policzek – Niewychowany przygłup.

- O co te kłótnie dzieciaczki – usłyszeli za sobą gruby bas należący do rudego mężczyzny o szerokich barach – Chłopczyku, nie dokuczaj tej ładnej panience.

- Kim pan jest, że się wtrąca do naszej rozmowy? – Piotrek z udawaną złością spojrzał na mężczyznę za nim. Nieco się przestraszył poharatanej bliznami jego twarzy, jednak zdołał to zakamuflować. – Co pan tu robi?

- Pytania, to my będziemy maleństwa zadawać – Z drugiej strony podszedł do nich czarnowłosy jegomość odziany w ciemny, dobrze dopasowany płaszcz. Zbliżył się do Piotrka i zmierzył go bacznym spojrzeniem. To wystarczyło by chłopak zrozumiał, że zostali przejrzani. – Nadal chcecie ciągnąć to przedstawienie?

- Cholera, Nicki wiej! – Ryknął kasztanowłosy błyskawicznie powalając stojącego przed nim mężczyznę na plecy i puszczając się pędem za siostrą. – Nie są tacy głupi, jak myślałem. Biegnij na szczyt wzgórza i zostaw tam swój proporczyk, pięć metrów od stojącego tam pomnika jest dziura do podziemi. Przeciśniesz się tam.

- Nie zostawię cię z tymi facetami! – Nicole uparcie sprzeciwiała się woli brata. – To pewnie ci, których obawiał się braciszek. Jeśli dowiedzą się kim jesteś, to z pewnością zabiorą cię do Alberta.

- No dobra – Piotrek zmiękł, jednak dalej biegli wspinając się na szczyt wzgórza. – Bronimy się na szczycie. Takim sposobem nie przegramy misji.

- Jak zwykle o wszystkim pomyślałeś – Dogonił ich Allen i wspólnie znaleźli się na wierzchołku wzgórza. – Ok., gra zaliczona. Pozostało tylko uporać się z intruzami.

- Ten w płaszczu wydał mi się dość znajomy – zauważyła Nicki starając się złapać oddech po wyczerpującym sprincie pod górkę – Allen, to chyba nie…

- W Thanathosie nazywają go Thunder – oświadczył brązowowłosy z niepokojem w oczach patrząc na brata – To brat matki, który cię najwidoczniej rozpoznał.

- Że co proszę? – Piotrek był w szoku po usłyszeniu takiej informacji – To był niby mój wujek? A ja go… cholera!

Zielonooki zdesperowany usiadł na pomniku. Teraz miał motywację by walczyć, bo nie miał zamiaru jeszcze spotykać się z ojcem.

- Nie łam się braciszku – pocieszała go Nicole siadając obok – Wspólnie odeprzemy ich atak. Mamy po swojej stronie Allena.

- Czyli ta dwójka jest odpowiedzialna za twoją zwłokę Al. – Zaśmiał się mężczyzna z bliznami na twarzy, po czym zwrócił się do Piotrka. – Ile masz lat zniewieściały chłopczyku? Piętnaście?

- Nie twój interes brzydalu – wycedził przez zęby wściekły kasztanowłosy – Masz z tym jakiś problem?

- Uspokój się braciszku – szepnęła dziewczyna nieco go przytrzymując – On specjalnie chce cię sprowokować.

- Dobrze wiesz, że jest w moim wieku McCraft – Odparł Allen wzdychając – Może na to nie wygląda, ale jest dorosły.

- Widzę, że ma temperament Blanki – zaśmiał się Thunder nie spuszczając wzroku z kipiącego ze złości zielonookiego – Ta, to z pewnością mój siostrzeniec, bo replikuje zachowanie tej małej "narwanicy".

- Kopę lat wujku Kaspianie – przywitała się Nicole niemrawo się uśmiechając – Nie pozwolę zabrać żadnego z moich braci.

- Eh, dzieci – sapnął czarnowłosy mężczyzna w szerokim uśmiechu – W świetle naszego prawa nie macie głosu, jak ryby w stawie.

- Chyba go nie lubię – szepnął obrażony Piotrek wstając z pomnika – Nie jestem już dzieckiem, a wszyscy mnie tak traktują.

- To pokaż jakim mężczyzną jesteś – zaproponował mu McCraft z szyderczym uśmieszkiem – Umiesz się bić?

- Umiem – mruknął Piotrek podwijając rękawy bluzy – Dawaj brzydalu!

- W gadce jesteś mocny – zarechotał przeciwnik chłopaka z niebezpiecznym błyskiem w oczach – Ciekawe, czy w pięściach również.

Allen usiadł przy Nicole i z zaciekawieniem przyglądał się bratu, który nieświadomie zaczął emanować morderczą aurą. Thunder również usunął się w bok. McCraft niespodziewanie wyjął z kieszeni nóż myśliwski i wymierzył jego ostrze w stronę kasztanowłosego, który nawet się nie poruszył na ten ruch. To trochę zbiło z tropu mężczyznę, tym bardziej, że spodziewał się lekkiego wahania ze strony chłopaka. Piotrek w odpowiedzi posłał przeciwnikowi serię ciosów zwinnie unikając głowni noża. W głowie miał jedynie chęć zatłuczenia tego gościa na śmierć. Nikt bezkarnie nie będzie się z niego naśmiewał, a szczególnie jeśli chodzi o jego wiek i wygląd.

- Jest źle – szepnęła Nicki nerwowo łapiąc bluzę brązowowłosego – Piotrek jest naprawdę wkurzony i nie myśli racjonalnie. Trzeba coś zrobić braciszku.

- Nie będziemy się w to wtrącać – orzekł stanowczo Allen – To walka Piotrka, a nie nasza i to on poniesie konsekwencje swoich czynów.

- Rozumiem – Dziewczyna ze smutkiem wpatrywała się w walczącego brata – Nawet jeśli wygra, będzie tego żałował.

Piotrek szybkim kopnięciem wytrącił nóż z ręki przeciwnika i trafnym uderzeniem pięścią rozkwasił jego nos. Lata praktyki w bójkach ulicznych wiele go nauczyły podczas pobytu w Nowym Jorku. Silny cios w brzuch nieco przywrócił mu rozum. Krzywiąc się z bólu spojrzał na triumfującego mężczyznę, jednocześnie obmyślając kolejne posunięcie. Jednego był pewien, za wszelką cenę musiał unikać trafień ze strony przeciwnika, bo miał ciężką rękę. Wziął głęboki oddech i ruszył z kontratakiem ledwie parując przy tym ciosy mężczyzny. Błyskawicznie obrócił się w rozpędzie i z całej siły kopnął w pokrytą bliznami twarz. Dla wzmocnienia efektu zwinnie powtórzył uderzenie, powodując głośny upadek rudowłosego. Walka została skończona.

- I pomyśleć, że takie chucherko ma w sobie tyle siły – usłyszeli śmiech Rose, która zeskoczyła z najbliższego drzewa – Jednak nie musieliśmy tu interweniować, tak jak mówił Dante.

- Nie przeginaj Rose! – Ryknął z dołu Dante wspinając się na wzgórze. – Wiesz, że tego nie lubi!

- Oj podrażnić się mi nie dacie z Piotrusiem – westchnęła kobieta w lekkim dąsie – A jak sytuacja w koszarach?

- Orestes z Aaronem szybko się uporali z tym problemem – nadał do mikrofonu w słuchawce Holmes – Niestety Raven uciekł.

- Raven zwiał – powtórzyła w zastanowieniu ciemnowłosa – to wróży złym humorem Orestesa. Nie chciałabym być w waszej skórze chłopcy – zwróciła się do Allena i Piotrka. – Jesteście w jego grupie i zatailiście przed nim fakt, że ktoś należy do Thanathosa. Nicole jest w mojej grupie, a protekcja Dantego w tym przypadku nie pomoże ci Piotruś.

- Mam gdzieś Orestesa i jego zdanie – odparł Piotrek nadal wrząc z gniewu. Dopiero widok Dantego nieco go uspokoił. – Przez tę jego głupią grę nie dano mi się wyspać. Zmarzłem, zmokłem, a na deser pobiłem jakiegoś brzydala z frustracji spowodowanej brakiem snu.

- Wiesz, że teraz brzmisz jak rozwydrzona mała dziewczynka? – Zaśmiał się Dante mierzwiąc mu włosy.

- A w dupie mam co o mnie teraz myślicie i jak brzmię czy wyglądam – Piotrek musiał dać upust swojej złości, a narzekanie było najłagodniejszym jej przejawem. – Skończyłem grę przynosząc na to wzgórze te pieprzone proporczyki, a teraz z łaski swojej chciałbym wrócić do łóżka i się przespać.

- Tak, to z pewnością jest syn mojej siostry – roześmiał się Thunder w reakcji na zrzędzenie chłopaka – Idealna replika jej zachowań. Albert ucieszy się, że wreszcie się odnalazłeś.

- Zgodnie z kodeksem organizacja nie ma wstępu do Akademii – Oświadczył Dante z poważną miną zwracając się do czarnowłosego – Od kiedy Thanathos łamie ustanowione przez siebie zasady?

- Przybyliśmy tylko odebrać naszą własność – usłyszeli czyjś głos, a następnie z pobliskich zarośli wyszedł mężczyzna w średnim wieku z blizną na lewym oku. – Allenie?

- Nigdzie na razie się stąd nie ruszam – oznajmił spokojnie Allen z morderczym spojrzeniem – Przekażcie ojcu, że należą mi się jakieś wakacje i on dobrze o tym wie. Ty również Ravenie.

- Rozumiem – uśmiechnął się Raven nadzwyczaj łagodnie – Przekażę szefowi twoją wiadomość.

- Wujku, mógłbyś nie mówić Albertowi o Piotrku? – Poprosiła czarnowłosego Nicole z błagalnym spojrzeniem. – Spotkają się w swoim czasie.

- Eh, księżniczko – westchnął Thunder wpatrując się w niebo myśląc – Dobrze, ze względu na pamięć Blanki.

Czarnowłosy skinął na Piotrka nakazując mu podejść. Chłopak z wahaniem wykonał polecenie zachowując jednak bezpieczny dystans.

- Nie bój się mnie chłopcze – zaśmiał się mężczyzna widząc niepokój na twarzy chłopaka – Nie gryzę.

Kasztanowłosy podszedł bliżej. Niepewnie się czuł oddzielony od sprzyjających mu ludzi, do których drogę zagradzał mu Raven.

- To kopnięcie, którym pokonałeś McCrafta, skąd je znasz? – Zapytał go Thunder bacznie się mu przyglądając – Z tego ciosu zasłynął pewien dzieciak z Red Scorpions, niejaki Death.

- Nauczyłem się – mruknął Piotrek spuszczając wzrok na ziemię. Nie chciał opowiadać o RS, bo przypominały mu się bolesne wspomnienia. – A Death zakończył swoją egzystencję i liderem RS jest teraz Li-Dok.

- Masz na myśli Akirę Lee? – Dopytywał go Thunder – Czego nie chcesz mi powiedzieć?

- Niczego – sapnął Piotrek odwracając się plecami do rozmówcy i kierując kroki w stronę rodzeństwa – Brzytwa Ockhama[1] się kłania.

- Proste założenia powiadasz – zaśmiał się czarnowłosy – Chyba będziesz moim ulubionym siostrzeńcem narwańcu.

- Masz ciekawego brata Allenie – oznajmił Raven rozumiejąc tok myślenia kasztanowłosego – Ja również nie wspomnę o nim Albertowi i jakoś przekonam McCrafta do tego samego.

- Dzięki – Allen posłał mężczyznom wymowne spojrzenie, które tylko oni mogli odczytać – Do świąt wrócę.

- Rozumiem – Raven dźwignął na nogi jeszcze oszołomionego McCrafta i ruszył z nim w stronę granicy AT. – Spodziewaj się, że osobiście po ciebie przyjdzie.

- Mam tego świadomość – Allen przymknął zmęczone oczy i odetchnął z ulgą widząc, że mężczyźni odchodzą. – Dzień pełen wrażeń.

- Co nie? – Ziewnęła Nicole wtulając się w bok brata – Nareszcie sobie poszli.

- Wracamy? – Piotrek posyłając uśmiech rodzeństwu wyminął ich i bez słowa wskoczył do znajdującej się za pomnikiem dziury. Był już tak zmęczony i zmarznięty, że było mu wszystko jedno, czy jest tam ciemno, czy nie. Po prostu zamknął oczy i posuwał się w odpowiednim kierunku. Wszyscy zebrani na wzgórzu ze zdziwieniem wpatrywali się w miejsce, gdzie zniknął chłopak. Ciszę przerwał Dante rozbawiony całą sytuacją.

- No, proszę do czego jest zdolny, kiedy skrajnie się wkurzy – zaśmiał się Sicarius idąc w ślady chłopaka i wskakując do tunelu. Podejrzewał, jak musi się teraz czuć, dlatego nie chciał zostawiać go samego. Dość szybko go dogonił i przytulił. – Mam cię mój marudny złośniku. Trzeba cię ukryć przed furią Orestesa. Rose zapewni kryjówkę, dla Allena i Nicole.

- To dobrze – szepnął chłopak wczepiając się w tors mężczyzny – W złości powiedziałem kilka niepotrzebnych zdań. Brak snu powoduje, że byle pierdoła wyprowadza mnie z równowagi.

- Jesteś przemoczony do suchej nitki – zauważył Sicarius wykręcając tył bluzy chłopaka z wody – Musisz się rozgrzać, bo inaczej znowu mi zachorujesz.

- Uciekaliśmy strumieniem, a później lunął deszcz. To normalne, że jestem mokry – ziewnął chłopak kryjąc twarz w piersi mężczyzny – Jeśli dam ci buziaka, to zaniesiesz mnie do pokoju?

- Rozleniwiasz mi się skarbie – zachichotał Dante biorąc zielonookiego na ręce – Czasem myślę, że za dużo ci pobłażam.

- Czyżby? – Szepnął Piotrek patrząc nieprzytomnie na partnera – Nie będę wytykał palcami tego, kto obudził  mnie w środku nocy i błagał o usmażenie mu omleta, bo niby umierał z głodu. Gdyby nie te nocne zabawy w Master chiefa, pewnie lepiej bym dziś funkcjonował.

- Nic nie poradzę, że uzależniłem się między innymi od twojej kuchni – odparł ciemnowłosy czule całując skroń przysypiającego chłopaka – Świetnie się spisałeś pokonując w walce tego rudego osiłka.

- Nie miałem wyboru, bo gdybym przegrał, to pewnie zabraliby mnie do siedziby Thanathosa – sapnął kasztanowłosy zerkając przymkniętymi oczami na twarz Dantego – Na razie nie chcę widzieć się z tym gościem, który uważa się za mojego ojca.

- Rozumiem – Sicarius uśmiechnął się kojąco do drżącego z zimna chłopaka – Dziś prześpisz się w ukrytym pokoju Aarona. Wcześniej z nim to uzgodniłem, dlatego możesz czuć się tam bezpieczny. Orestes nie będzie podejrzewał, że akurat on cię będzie ukrywał.

- Aha – zamruczał prawie śpiąc zielonooki. – Skoro tak mówisz.

- Jest tylko mały warunek – szepnął cicho mężczyzna w lekkim uśmieszku – Musisz podporządkować się jego zasadom.

- Jeśli nie będą głupie – Piotrek kichnął z wyziębienia – zobaczymy.

- Aaron jest surowy w przestrzeganiu zasad – ostrzegł go Dante podchodząc do ukrytego przejścia w tunelu, który prowadził wprost do specjalnego pokoju jego brata – Kiedy tam wejdziesz, skażesz się na jego łaskę. Nie pozwoli ci uciec.

- Czyżby twój brat miał jakiś fetysz, o którym mi nie mówisz? – Piotrek raptownie oprzytomniał i czujnie patrzył na partnera. – Wyczuwam tu podstęp kochanie.

- Skąd – Ciemnowłosy spokojnie zniósł lustrację chłopaka. Aaron miał nieco sadystyczne podejście do niesubordynacji, ale miał całkowite zaufanie do niego i wiedział, że brat nie wyrządzi krzywdy Piotrkowi. – Jakoś się dogadacie.

- O nie, teraz na pewno tam nie idę – Zielonooki niespokojnie poruszył się w ramionach partnera, a następnie zaczął się wyrywać – Puszczaj mnie! Wolę już spać na tamtym wzgórzu i marznąć!

- Nie wygłupiaj się Piotruś – Dante starał się jakoś uspokoić chłopaka. – Aaron dobrze się tobą zajmie.

- Nie jestem już dzieckiem i sam potrafię o siebie zadbać do cholery! – Piotrek prychał jak rozszalały kociak od czasu do czasu kichając. – Dante Sicariusie, puść mnie natychmiast!

- No, dzieciak ma temperament – zaśmiał się Aaron wyłaniając z jakiejś wnęki, po czym bez słowa podszedł do brata i niespodziewanie ogłuszył szamoczącego się chłopaka. – Zaopiekuję się twoim kociakiem.

- Nie musiałeś go tak od razu ogłuszać – zarzucił mu zaniepokojony Dante – Jest trochę niewyspany, a przez to drażliwy.

- Był nieco za głośny – wzruszył ramionami starszy Sicarius – musiałem jakoś go uciszyć, skoro sam nie dawałeś z nim rady.

- Ale… – Dante chciał rzucić złośliwą ripostę, jednak brat mu to uniemożliwił.

- Dalej nie wejdziesz – oświadczył poważnie Aaron wyrywając nieprzytomnego chłopaka z rąk brata – Idź lepiej udobruchać Oriego i przebierz się w suchy ciuch.

- Nie traktuj mnie, jak dziecka – Dante posłał bratu groźne spojrzenie – bo już dawno nim nie jestem.

- Wiem – Aaron zaśmiał się ciepło patrząc na Dantego – po prostu ciężko jest się pogodzić z faktem, że mój mały braciszek tak szybko dorósł.

Dante westchnął tylko, po czym odszedł pozostawiając Piotrka na łasce starszego brata.

* * * * *

Piotrek obudził się późną nocą. Zdezorientowany masował obolałą szyję ostrożnie rozglądając się po nieznanym mu pomieszczeniu. Leżał na sporym łóżku z baldachimem o krwisto-czerwonej barwie. Nagle poczuł, że coś jest nie tak. Jego szyję okalał dość gruby rzemień z metalowym okuciem. Kiedy gwałtownie poruszył głową, usłyszał cichy dźwięk charakterystyczny dla dzwonka.

- Co jest do cholery? – Mruknął szarpiąc za denerwującą ozdobę, jednak ta nie chciała się odczepić. – To jakiś głupi żart, czy jak?

- Widzę, że kociak się obudził – do pokoju weszła starsza wersja Dantego, jednak o stalowych, szarych oczach – Nie szarp się z tym, bo i tak sam nie dasz rady tego ściągnąć.

- Co?! – Piotrek ogłupiały patrzył na mężczyznę, a po chwili zerwał się z łóżka z chęcią skatowania żartownisia, jednak z łoskotem upadł na podłogę kilka metrów od niego. Na nodze miał skórzaną obręcz, która łączyła się ze ścianą srebrnym łańcuszkiem. – Co znowu?

- Myślałeś, że nie zabezpieczyłbym się przed atakiem z twojej strony? – Aaron przykucnął przy chłopaku zachowując odpowiedni dystans – Taki rozjuszony, dziki Kocurek potrafi dotkliwie podrapać.

- Podejdź bliżej – wysyczał wściekły zielonooki zaciskając pięści i zęby – to powiem ci co myślę o twoich metodach.

- Wiem co właśnie chodzi ci po głowie – zaśmiał się mężczyzna mierzwiąc chłopakowi włosy i wstając – Nie ściskaj tak tych łapek, bo jeszcze dostaniesz skurczu.

- Nie jestem kotem! – Wrzasnął Piotrek lekko zachrypniętym głosem, jednocześnie siadając na dywanie. Teraz spojrzał na ubranie, które miał na sobie i zaniemówił z doznanego szoku. Minutę później odzyskał głos. – Co to kurwa ma być!

- Twoja pidżama na tę noc – oświadczył spokojnie Aaron z rozbawieniem przyglądając się reakcjom kasztanowłosego. – Idealnie na tobie leży.

- To – Piotrkowi brakowało słów do określenia tego co miał na sobie, a mianowicie czarną koszulkę z nadrukiem Hello Kitti i krótkie spodenki  do niej w komplecie. – To dla dziewczynki.

- Ładnie ci w tym, wiesz? – Zachichotał Aaron widząc rumieńce zażenowania na twarzy chłopaka – Nawet zrobiłem ci kilka fotek, kiedy spałeś. Myślę, że Dantemu powinny się spodobać.

- Zabij mnie przed tym – jęknął zmieszany zielonooki maszerując z powrotem do łóżka i chowając się pod kołdrą – albo daj mi nóż, to popełnię seppuku[2].

- Zabawny jesteś – mężczyzna roześmiał się już na poważnie – Nic dziwnego, że mały Dan tak cię lubi.

Aaron usiadł przy chłopaku i zerwał z niego kołdrę, a następnie złapał lewą rękę i przyciągnął ją do siebie.

- Ta blizna mówi dosadnie, że szukałeś już śmierci – oznajmił łagodnie, ale stanowczo – Zabójca jest idealną maszyną, kiedy wyzbędzie się strachu przed śmiercią. Jesteś świetnym materiałem na skrytobójcę, jednak ty nim nie chcesz zostać.

- Nie chcę nieść śmierci, ani z nią współgrać – odparł cicho Piotrek ze smutnym wzrokiem – Chciałbym po prostu normalnie żyć.

- Rozumiem – Aaron pieszczotliwie roztrzepał grzywkę chłopaka – Rose nieco mi o tobie opowiedziała. Dobry z ciebie dzieciak i dziękuję ci za ocalenie Dantego.

- Nie masz mi za co dziękować – ziewnął zielonooki nie za bardzo rozumiejąc zamysł mężczyzny – To on ocalił mnie przed kolejnym głupstwem.

- Kochasz go chociaż? – Zapytał nagle z badawczym spojrzeniem Sicarius. – Odpowiedz szczerze.

- Kocham – Piotrek zarumienił się odpowiadając na pytanie, jednak w oczach pokazał swoją determinację – Choć sam tego nie rozumiem.

- To lepiej dla ciebie – Aaron pacnął delikatnie policzek chłopaka – Gdybyś chciał zabawić się jedynie uczuciami mojego brata, zabiłbym cię bezzwłocznie.

- Za kogo mnie masz?! – Warknął Piotrek zrywając się do siadu. – Nie jestem hipokrytą, ani tanią dziwką, która bawi się ludźmi! Prędzej zginę niż stanę się kimś takim!

- Dobrze mi to słyszeć – mężczyzna uśmiechnął się tylko wstając z łóżka – Wiesz, że teraz nie dam ci od niego uciec?

- Jak to? – Kasztanowłosy zdębiał – Jak będę chciał od niego odpocząć i zwiać, to nie omieszkam zrobić sobie maleńkich wakacji.

- Chyba się nie zrozumieliśmy – odparł spokojnie Sicarius z zimnym spojrzeniem, które zmroziło chłopaka – Będę cię chronił, bo jesteś ważny dla mojego brata, ale jak przegniesz pałę, to odpowiednio cię ukarzę.

- Cofam to, co powiedziałem – jęknął wystraszony zielonooki – Nie kocham go i nigdy nie kochałem.

- Za późno – zaśmiał się Aaron wychodząc z pokoju – Radzę ci być cicho, bo Ori ma z rana do mnie wpaść. Raczej nie chcesz spotkać go wściekłego. Miłych snów.

- Hej! – Piotrek z desperacją spojrzał na plecy mężczyzny – Odepnij ten łańcuch i zdejmij mi tę obrożę! Ten dzwonek jest wkurzający!

- Nie – pożegnał go Sicarius z cynicznym uśmieszkiem na twarzy – Tak mam przynajmniej pewność, że stąd nie wyjdziesz, a obroża dodaje ci uroku kocie. Wiem, że obawiasz się ciemności, dlatego nie gaszę bocznej lampy.

Po tych słowach zostawił chłopaka samego w pokoju. Piotrek skulił się i palcem dźgał niewielką kłódeczkę zwisającą z zapięcia obręczy na jego kostce. Aaron potraktował go, jak niesfornego zwierzaka i to go denerwowało. Tym bardziej, że cały czas uważał go za niedojrzałego gówniarza.

- Co za syf – stęknął widząc nadruk białej, rysunkowej kotki z różową kokardką na koszulce – to chore by ubierać faceta w pidżamki dla nastolatki.

Westchnął ciężko ze zmęczenia kładąc się na poduszce i szczelnie okrywając pościelą. Chwilę jeszcze klął w myślach wkurzony całą tą sytuacją, po czym po prostu zasnął.

* * * * *

Wczesnym rankiem Orestes wparował do pokoju Aarona nadal wściekły jak osa. Zastał brata siedzącego w jednym z foteli z książką w ręku.

- Widziałeś Rose i Dantego? – Od razu zapytał łypiąc groźnie na pogrążonego w lekturze młodszego brata. – Ewidentnie ta dwójka mnie unika, a do tego niegdzie nie mogę znaleźć Piotrka i jego rodzeństwa.

- Czyli Dan wybrał tę drogę – zachichotał Aaron zamykając książkę – Nie widziałem dziś ani Dantego, ani Rose, ale przyszedłeś tu z inną sprawą.

- Podobno natrafiłeś na ślad Talishy – oświadczył Orestes w gniewnym tonie głosu – Nic mi o tym nie wspominałeś, ale Dantemu już tak.

- Ponieważ to sprawa Dantego, a nie twoja bracie – Odparł spokojnie aczkolwiek stanowczo młodszy Sicarius – Talisha zraniła jego, a nie nas i to on ma prawo do zemsty.

- Co to było? – Orestes nagle nadstawił uszu słysząc dźwięk dzwoneczka obróżki Piotrka, który przez sen gwałtownie poruszył głową. Zamknięte drzwi, jednak wystarczająco tłumiły odgłosy z pokoju. – Kto tam jest?

- Znalazłem niesfornego kociaka – oznajmił niewzruszony niczym Aaron wstając z fotela i nalewając sobie i bratu świeżo zaparzonej kawy z ekspresu – błąkał się po tunelach mocno wyziębiony i zmoknięty, więc postanowiłem się nim zająć. Niestety jest dość dziki i ma ostre pazurki.

- Rozumiem – Orestes z wdzięcznością przyjął od brata kubek z kawą – To prawda, że widziałeś ją w Wenezueli?

- Tak – odparł młodszy z mężczyzn wracając na swój fotel – Wykonywała zlecenie dla Mossadu[3].

- Tym razem działa dla Izraelczyków – westchnął Orestes w zamyśleniu – To nieco utrudnia sprawę, jednak nie ma rzeczy niewykonalnych.

- Ori – Aaron posłał bratu ostrzegawcze spojrzenie – Nie waż się w to wtrącać. Ostatnim razem nazbyt namieszałeś i to Dan musiał się tłumaczyć. Na twoim miejscu chroniłbym naszego brata i osobę dla niego ważną. Jeśli Talisha dowie się o tym chłopcu, z pewnością będzie chciała zabawić się jego kosztem.

- Masz na myśli Piotrka? – Orestes zaśmiał się tylko – To tylko chwilowe uczucie.

- W ogóle się nie zmieniłeś – sapnął Aaron kręcąc z politowaniem głową – Ten chłopiec nie jest chwilowym zauroczeniem, czy ty niczego nie zauważyłeś? Dante całkowicie się w to zaangażował.

- To nie ma sensu – mruknął Orestes dopijając kawę – Dante nie jest zdolny do długotrwałego uczucia, a do tego jest kobieciarzem.

- Jednak niczego nie zauważyłeś – Aaron warknął w rezygnacji – Ludzie się zmieniają, tym bardziej po spotkaniu swojej drugiej połowy. Powinieneś znać to uczucie. Ja je znam i wiem jak cholernie boli, gdy ktoś ci to brutalnie odbierze. Nie skazuj naszego brata na te tortury opierając się jedynie na swoich przekonaniach. Otwórz wreszcie oczy i spójrz, jak dojrzały się stał.

- Chyba naprawdę jest ze mną źle – Starszy Sicarius ruszył w stronę wyjścia z pomieszczenia – Zastanowię się nad tym.

- Zawsze to coś – pożegnał go Aaron wracając do lektury książki – Lepszy jeden, pewny krok w dobrym kierunku, niż tysiące nieprzemyślanych w złą stronę.

* * * * *

Spadał w mrok oddalając się od światła. Nagle wpadł do wody, która nią nie była. Poczuł charakterystyczny smród krwi i jej smak w ustach. Topił się.

- Krew nakreśla twoją egzystencję – usłyszał prześmiewczy głos Wilhelma – Jesteś Murdochem czy tego chcesz, czy nie.

- Nie mogłeś wybrać rodziny – Raptem znalazł się na łące, a tuż przed nim w oddali stała uśmiechnięta Sara. Jej złociste włosy rozwiewał wiatr zakrywając jej twarz. – Wybacz, że cię opuściłam maleńki. Teraz mogę już całkowicie odejść. Masz już swojego anioła stróża, który będzie czuwał nad twoim bezpieczeństwem. Żegnaj mój mały skrzacie.

- Nie, nie zostawiaj mnie! – Krzyczał zrozpaczony – Proszę cię!

- Nie jestem ci już potrzebna – uśmiechnęła się ciepło powoli znikając – Opiekuj się Tobiaszem.

- Błagam cię, nie odchodź. Sara! – Piotrek gwałtownie zerwał się ze snu płacząc. Podkulił pod siebie kolana i cicho w nie łkał odreagowując koszmar. – Pieprzony grudzień się zaczął.

- Zły sen? – Usłyszał pytanie od strony drzwi do pokoju. W progu stał Aaron czujnie przypatrując się skulonemu chłopakowi, który w reakcji na jego głos od razu się wyprostował i odwrócił wzrok. – Przyniosłem ci leki.

- Co się tak gapisz? – Piotrek rzucił zachrypniętym głosem. Gardło go pobolewało i miał lekką gorączkę. – Nie ma na co.

- Konsekwencje wczorajszej gry w deszczu – zaśmiał się mężczyzna wyjmując z apteczki jakąś fiolkę i strzykawkę – Dzięki tobie mam okazję zabawić się w doktora.

- Traktujesz mnie jak dzieciaka – zauważył Piotrek wzdychając – Zresztą wszyscy mnie tak traktują.

- Jesteś jeszcze dzieciakiem – oświadczył Sicarius bez ostrzeżenia wbijając igłę w ramię chłopaka, na co ten się wzdrygnął – Stwierdziliśmy z Rose, że nadajesz się na pupilka. Dante jest już na to za duży.

- Pupilka?! – Kasztanowłosy zaskoczony spojrzał zaczerwionymi oczami na mężczyznę – Powaliło was do reszty? Niedługo skończę dwadzieścia trzy lata.

- Płakałeś – Aaron potwierdził swoje wcześniejsze spostrzeżenia – Kim jest Sara?

- Nie twoja sprawa – Piotrek schował twarz w kolana – Odepnij ten łańcuch. Muszę do łazienki.

- Chcesz się wypłakać – Stwierdził Sicarius mierzwiąc mu włosy.

- Zejdź ze mnie – mruknął chłopak odsuwając się od mężczyzny. Nie miał sił na potyczki słowne. – Kiedy Dante po mnie przyjdzie?

- Pojutrze – uśmiechnął się Aaron wpychając zielonookiemu termometr do ust – Do tego czasu nie opuścisz tego pokoju.

- Miała być jedna noc! – Krzyknął chłopak wypluwając termometr – Taka była umowa.

- Nic się na to nie poradzi tygrysie – odparł mężczyzna odpinając kłódeczkę – Dorośli ustanawiają zasady i mają prawo je czasem zmienić.

- Też jestem dorosły! – Obruszył się Piotrek wstając z łóżka i ruszając do łazienki. Rzucił okiem na swoją garderobę i tylko prychnął. – Przez tę cholerną pidżamkę w ogóle nie wyglądam poważnie.

- Masz mniej więcej pięć minut – poinformował go Aaron w śmiechu – jeśli chcesz samodzielnie wrócić do łóżka.

- Że co? – Chłopak posłał mu wściekłe spojrzenie – Coś ty mi wstrzyknął?

- Witaminki oczywiście – odpowiedział mężczyzna tonem głosu, jakby zwracał się do dziecka – Podrasowane odrobinką środka nasennego.

- Jesteś nienormalny! – Piotrek zatrzasnął za sobą drzwi łazienki – Ta rodzina zaczyna mnie coraz bardziej przerażać. Dante wydaje się być tu najnormalniejszy, a myślałem, że to on jest dziwakiem.

Nalał sobie lodowatej wody do umywalki i zanurzył w niej twarz. To pomogło mu nieco złagodzić nerwy i dało ulgę piekącym z gorączki policzkom. W łazience spędził około trzech minut, a kiedy miał już wychodzić, zakręciło mu się w głowie i powoli zaczął tracić przytomność. Doczłapał się do drzwi i nawet udało mu się je otworzyć. Oparł się o framugę ledwo utrzymując się na nogach.

- Miało być mniej więcej pięć minut – szepnął z pretensjami nieprzytomnie łypiąc na uśmiechającego się złośliwie Aarona.

- Dante wytrzymał pięć minut i dwadzieścia trzy sekundy – Odparła Rose wchodząc do pokoju z torbą ubrań w ręku – Przyniosłam ci Piotruś świeżą pidżamkę. Jest równie śliczna, jak ta, którą masz właśnie na sobie. Dodam, że też ci ją wybrałam.

- Czemu mnie to nie dziwi – sapnął kasztanowłosy w ironiczny sposób pomału zsuwając się na podłogę – Od czasu tej pieprzonej misji w Waszyngtonie non stop mnie napastujesz.

- Nie podobała ci się noc w moich lochach? – Udała zdziwienie kobieta podchodząc do chłopaka – Byłeś słodki tak krzycząc z bólu i płacząc.

- Psycholka – warknął Piotrek z przygaszonym wzrokiem – Jak się mają Nicki i Al?

- Są bezpiecznie ukryci przed Orestesem – odpowiedziała Rose dając mu prztyczka w nos – Ori jest naprawdę wkurzony.

- Nie obchodzi mnie Orestes – mruknął ledwie słyszalnie zielonooki – Co z Dante?

- Grzecznie śpi w łóżeczku – oznajmiła kobieta dając znać bratu – Obaj jesteście siebie warci w kwestii dbania o zdrowie, ale my już was postawimy na nogi.

Aaron zaniósł Piotrka na łóżko i przebrał w czystą pidżamę. Wcześniej Rose natarła go maścią rozgrzewającą i zrobiła kolejny zastrzyk. Okryli go szczelnie kołdrą, po czym wyszli z pokoju.

* * * * *

Dante zmęczony otworzył zaspane oczy. Miał zamiar wstać, jednak napotkał na opór. Jego prawa ręka była przykuta do barierki tkwiącej w ścianie obok łóżka, kajdankami z wydłużonym łańcuchem. Rozejrzał się wokoło od razu rozpoznając izolatkę skrzydła szpitalnego.

- Przebiegła wiedźma – jęknął masując wolną ręką bolącą skroń – Rozgrzewająca herbatka, że też znowu dałem się na to nabrać.

Usłyszał trzask zamka drzwi, a po chwili do pomieszczenia wszedł Orestes z apteczką w ręku. Uśmiechnął się tylko na gniewny wzrok młodszego brata.

- Jesteś udupiony Junior – oświadczył stając tuż przed bratem na bezpieczną odległość i stawiając apteczkę na szafce. – Widzę, że Rose jak zwykle nie próżnowała, kiedy byłeś nieprzytomny.

- Weź mi lepiej nic nie mów – Dante wściekły teatralnie poszarpał łańcuch kajdanek – Zapomniałem, jak niebezpieczny jest duet Rose i Aarona obniżając czujność, jak jakiś żółtodziób.

- Z tego co słyszałem od naszej siostrzyczki szarżowałeś ze zdrowiem – stwierdził Orestes poważniejąc na twarzy – Szukałeś tej kobiety, prawda?

- Nie twój interes – sapnął Dante opierając się o ścianę – Nie musisz wiedzieć co robię po godzinach Ori, tym bardziej, jeśli chodzi o moje prywatne sprawy.

- Nadal masz do mnie żal o Piotrka – zauważył starszy z mężczyzny czujnie przyglądając się bladej twarzy brata – Rozpuszczony bachor i tyle. Nie powinieneś brać go na poważnie.

- Nic o nim nie wiesz, a już go osądziłeś – zarzucił mu Dante spokojnym głosem – Rozpuszczony?! On jest zagubiony i zamknięty w sobie. Zbyt długo żył będąc kimś, kim tak naprawdę nie jest. – Załamał mu się głos. – Dzięki Bogu wtedy tylko uciekł, a nie popełnił żadnej głupoty. Dotrzymał obietnicy.

- Dante? – Orestes pierwszy raz widział tak duże zaangażowanie młodszego brata. Zazwyczaj z dystansem podchodził do życie i innych ludzi nie licząc się z konsekwencjami. Teraz w ogóle nie przypominał tego aroganckiego dzieciaka o chłodnym usposobieniu. Czyżby Aaron z Rose mieli rację, że coś ważnego mu umknęło? – Co to za obietnica?

- Tylko ja mogę go zabić – szepnął Dante przymykając zmęczone oczy – Tak bardzo chce umrzeć, ale pomimo tego pragnienia powierzył swoje życie w moje ręce. Kumasz? Oddał życie w ręce mordercy.

- Ryzykowne zagranie – westchnął Orestes przygważdżając brata do posłania i przykrywając go kocem. Następnie wstrzyknął mu mieszankę witaminową Rose i poczekał aż zaśnie. – Odpoczywaj Dan. Obiecuję już cię nie martwić.

Po tych słowach opuścił izolatkę z zamiarem odwiedzenia pokoju Aarona. Wersja z przygarnięciem kota przez niego nagle wydała mu się dziwna, zważywszy na to, że wolał psy.

* * * * *

Piotrek obudził się beż żadnej siły. Leżał na łóżku i bezmyślnie wpatrywał się w czerwony baldachim. Nie miał dziś ani jednego snu, co mu dało do zrozumienia, że nafaszerowano go środkiem nasennym i uspokajającym.

- Chcieli mnie unieruchomić – szepnął słabo przymykając oczy – czyli musieli gdzieś wyjść.

To była jego jedyna szansa. Ze skrajną desperacją jakoś udało mu się usiąść. Odkrył się i zamarł. Miał na sobie pidżamę ze stopkami w kaczuszki.

- Jezu, Rose chce mnie chyba wykończyć psychicznie – stęknął w szoku podciągając pod siebie nogę z obręczą. Na szafce obok łóżka leżała apteczka. Z ledwością wstał i podszedł do niej szukając czegoś co mogłoby posłużyć mu za wytrych. Igła do strzykawki nadawała się do tego idealnie. Rozpakował ją i chwilę gmerał w zamku niewielkiej kłódeczki przytwierdzonej do obręczy na jego kostce.

- Sukces – uśmiechnął się słabo na widok ustępującego zapięcia. Ściągnął obręcz i słaniając się na nogach ruszył w stronę wyjścia. Niestety nie udało mu się zdjąć obroży na szyi i teraz z każdym ruchem dzwonek dawał o sobie znać. – Irytujący dźwięk.

Doczłapał do drzwi i miał je zamiar otworzyć, kiedy te raptownie się uchyliły. Naprzeciw zielonookiego stał wściekły Orestes. Chłopak z zaskoczenia przewrócił się siadając boleśnie na podłodze.

- Z deszczu po rynnę – jęknął kasztanowłosy próbując się jakoś podnieść, co w jego stanie było nie małym wyzwaniem – Matko, jak udało mi się wreszcie uwolnić z tego ustrojstwa na nodze,  to teraz jeszcze musiałem trafić na wściekłego trolla.

- Jestem trollem kaczuszko? – Orestes jadowicie się uśmiechnął, po czym złapał za obrożę i pociągnął chłopaka w stronę łóżka – Intuicja jednak mnie nie myliła, że przygarniętym kotem będziesz ty.

Rzucił duszącego się Piotrka na łóżko, który bez ruchu leżał łapczywie łapiąc oddech. Spojrzał na mężczyznę załzawionymi oczami z pustym wyrazem.

- Czego chcesz? – Spytał beznamiętnie ledwie słyszalnym głosem. Sicariusowi wydał się w tym momencie lalką. Coś było nie tak. Zerknął na pustą fiolkę obok apteczki i wszystko zrozumiał. Chłopak był po prostu nafaszerowany lekami i nie kontaktował z rzeczywistością. W pewnym momencie zwrócił głowę w stronę mężczyzny. – Zabij mnie wreszcie. Nie torturuj mnie życiem i po prostu zabij. Jeśli chcesz sprawię, że mnie znienawidzisz. Wtedy przyjdzie ci to łatwiej i mniej będziesz cierpiał Dante? To w ogóle nie ma sensu, bo jestem nic nie wartym śmieciem. Osłabiam cię tylko, nie widzisz?

- Cholera – Orestes nie wierzył w to, co słyszy. Oszołomiony lekami chłopak pomylił go z Dante, jednak ten monolog coś mu uzmysłowił. On naprawdę źle go oceniał. – Myśl o rodzinie dzieciaku.

- Coś takiego jak rodzina nie istnieje – mruknął nieprzytomnie Piotrek powoli poddając się sile leków – To jeden, wielki pozór. Więzienie o zaostrzonym rygorze, gdzie katują cię dzień i noc więzami krwi. Oznakowują, jak bydło. – Załkał już przez sen majacząc niezrozumiale. – Sara, nie opuszczaj mnie proszę.

- Straszne, co nie? – Usłyszał Rose, która stała w progu – Ten dzieciak w ogóle nie wie co to rodzina. Nie dano mu takiego przywileju. Tą krótką definicją streścił niejako swoje dzieciństwo.

- Co masz na myśli? – Orestes badawczo spojrzał na siostrę. – Jak oznakowanie bydła…

- Piotruś ma wypalony znak Murdochów na stopie – wtrąciła bratu w pół zdania kobieta – Zrobił mu to jego kuzyn, którego uważał za starszego brata. On panicznie boi się powrotu do tego rodu, a ty go chciałeś tam odesłać.

- Co tu robisz Ori? – Do pokoju wszedł Aaron z bojowym wzrokiem – Przejrzałeś nas.

- Tak – westchnął spokojnie Orestes – Złapałem tego uciekiniera w progu drzwi. Nie powinniście go zostawiać samego w takim stanie. Był, jak lalka bez rozumu. Gdybym tu nie przyszedł, to pewnie błądziłby po tunelach i przemarzł na kość.

- Rozumiem – zaśmiała się Rose – Trzeba będzie unieruchomić niegrzecznej kaczusi także łapki.

- Tu kaczuszka, w izolatce niedźwiadek – Orestes sapnął w lekkim rozbawieniu – Jak dojdą do siebie, to cię chyba zabiją za te dziecięce ubranka. Jutro nie faszerujcie go niczym, bo chcę z nim poważnie porozmawiać. Nawet mi na rękę, że go unieruchomicie.

- Byłeś u Dana? – Zapytał Aaron przyjmując do wiadomości prośbę brata. – Co z nim?

- Ten uparciuch śpi – odparł Orestes kierując się w stronę wyjścia – Musieliście dać mu końską dawkę leków, bo wydawał się spokojniejszy niż zazwyczaj. Jak pozostała dwójka uciekinierów?

- Nicole choruje, ale brat się nią zajmuje – odpowiedziała Rose zgodnie z prawdą – Nie powiem ci ich lokalizacji.

- Aha – Starszy z mężczyzn opuścił pomieszczenie w lekkim uśmiechu. – Jutro z rana się tu zjawię i lepiej żeby was tu nie było.

* * * * *

Allen w milczeniu przyglądał się śpiącej siostrze. Dziewczyna co jakiś czas majaczyła z gorączki wzywając matkę i imiona braci. W pewnym momencie zmorzył go sen. Obudził się po kilku godzinach czując na głowie delikatne muskanie drobnej dłoni.

- Jak się czujesz? – Zapytał nie otwierając oczu siedzącą na łóżku nastolatkę – Wyspałaś się chociaż?

- Czuję się o niebo lepiej – odparła spokojnie Nicole zabierając rękę – Czuwałeś przy mnie tak całą noc?

- Tak – ziewnął mężczyzna wracając do pionu – Jednak kiepsko mi to wyszło, bo sam zasnąłem.

- Jesteś zmęczony – posłała mu ciepły uśmiech. Wyglądała o wiele lepiej niż dzień wcześniej. – Powinieneś sam odpoczywać, a nie martwić się o mnie. Nie forsuj swojego organizmu.

- Zastanawiałem się, co porabia nasz brat – westchnął Allen masując zbolałe skronie – Nie widzieliśmy go od czasu tej gry. Sicariusa też od tego czasu nie widziałem.

- Jesteś dobry w zwiadzie i nie dziwię się, że nikt cię nie złapał – oświadczyła Nicole lekko się przeciągając na łóżku – ale wiesz, przez te nocne wypady okradasz swoje ciało ze snu.

- Możliwe – mruknął mężczyzna przymykając oczy – niestety nie wyplenię z siebie wpojonych nawyków.

- Po prostu przyznaj, że szukałeś braciszka – zaśmiała się dziewczyna celnie trafiając w sedno – Tak łatwo cię rozgryźć.

- Cholera! – Ryknął sfrustrowany Allen – Wkurza mnie fakt, że nic o nim nie wiem. Gdzie jest? Co robi? Jak się czuje? On jest cholernie kruchy!

- No tak – przyznała mu siostra – Jest wrażliwym chłopakiem, ale potrafi o siebie zadbać. Świadczą o tym te wszystkie lata, które przeżył.

- Martwicie się o brata? – Do pomieszczenia wszedł Leonard z tacą jedzenia i apteczką w rękach. – I powinniście. Nawet sobie nie wyobrażacie przez co on teraz przechodzi. Dante też nie jest w dobrej sytuacji.

- Co z nimi? – Zapytała Nicki uprzedzając brata. – Co się dzieje?

- Piotrek jest u Aarona, a Dante został zamknięty w izolatce – wyjaśnił blondyn stawiając tacę i apteczkę na stole przy łóżku dziewczyny – Dziś dostałem zdjęcia od Rose z dopiskiem: „Czyż nie wyglądają uroczo?”

Mężczyzna wyjął z kieszeni telefon i podał go dziewczynie. Nicole zaczęła przeglądać zdjęcia Piotrka w pidżamie z Hello Kitty z kocią obróżką na szyi, a następnie nieprzytomnego Dantego ubranego w strój niedźwiedzia.

- O cholercia – szepnęła kończąc przeglądanie zdjęć – To powinno się łapać pod tortury psychiczne. Ta Rose to jakaś psychiczna jest. Nie oszczędziła nawet Dantego.

- Gdyby twój brat się tobą nie opiekował, to dopadłaby i ciebie malutka – sapnął Leo szykując jej leki – Orestes dowiedział się o lokalizacji Piotrka i niedługo zrobi mu pogadankę.

- Pokaż mi to! – Allen wyrwał telefon siostrze i zaczął oglądać zdjęcia. Musiał przyznać, że jego brat naprawdę uroczo wyglądał z tymi wypiekami na policzkach, a szczególnie w pidżamie z kaczuszkami. W pewnej chwili po prostu wybuchł śmiechem. – Dante Sicarius przebrany za misia.

- Ty się tak z niego nie śmiej młody – warknął Leonard zabierając mu swój telefon – Orestes się kiedyś śmiał i skończył w przebraniu żaby. Gdybyś zachorował po tej grze jak inni, to… zresztą nieważne.

- Zacząłeś mówić, to dokończ – ponaglał go Allen w nerwach. Jego też chciała ta wiedźma przebrać? Był ciekaw za co. – No gadaj!

- Nicole miała być świnką, a ty tygrysem – rzucił blondyn od razu wychodząc z pomieszczenia. Czuł, że zaraz wybuchnie śmiechem, bo chłopak na informację o tygrysie zrobił się czerwony jak burak. – Żegnam.
* * * * *



[1] Brzytwa Ockhama – Zgodnie z tym ujęciem nie należy wprowadzać nowych pojęć i założeń, jeśli nie ma się ku temu mocnych podstaw, a najprostsze rozwiązania teoretyczne, przyjmujące najmniejszą liczbę założeń, uważane są za najlepsze.


[2] Seppuku – japoński rytuał samobójstwa poprzez rozpłatanie mieczem wnętrzności, nazywany również harakiri.


[3] Mossad – izraelskie tajne służby wywiadowcze.

6 komentarzy:

  1. Aj, aj ciesze się, że w końcu wstawiłaś rozdział. Notka bardzo mi się podobała. Piotruś z dzwoneckie, mrrr(>w<)-ta wizja bardzo przypadła mi do gustu. Plus te piżamki-najpierw Hello Kitty późnie kaczuszki-bajecznie=.= A reakcja zielonookiego była boska x>
    Podoba mi się w Piotrku to że umíe się stawiać i lać no i że jest taki niewinny<---to dodaje mu uroku*,<
    Natomiast Dante(Jacka XD) uwielbiam za to że jest prawdziwym męSZczyznom. Jest uparty, zaborczy, troche władczy, (czasem jednak mógłby pochamować złość). No i ma spoko rodzeństwo(pomijając Orestesa[sorry pewnie źle napisałam] on jest jakiś dziwny-,-). Gdybym miała się wcielić w jakąś postać pewnie byłaby to Rose^^
    Z okazji świąt, które niebawem będą życzę Ci zdrowia, DUŻŻŻO szczęścia i radości, sukcesów w każdej kategori oraz tego, żebyś umiała się schować bo jak się okaże, że zechcesz opuścić opko to ja cię znajdę zabiję i zjem;___;
    Weny i chęci!
    Pozdrawiam
    Mira

    OdpowiedzUsuń
  2. Oł je! W końcu rozdział! Wiesz, jak na niego czekałam? Ty mnie psychicznie wykończysz. Miałam tak wielki niedosyt Dantego, że to głowa mała.
    A tak w ogóle, to rozdział świetny tak jak zawsze i dużo się działo, a ta Rose i jej przebieranki nieco mnie przerażają.
    No cóż. Czekam na więcej i trzymam kciuki za wenę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje opowiadanie jest fantastyczne aż milo się siada do czytania problemy z jakimi się boryka Piotrek są ciekawe i zaskakujace życzę ci weny do dalszego pisania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    piękne, poznał wujka, szkoda, że nie przyznał się, że to on jest Death... jak się okazuje to tego jednorożca namalował na samochodzie ojca, Orestes poznał prawdę, mam nadzieję, że ta rozmowa będzie miła i nie będzie tak jak zawsze... Dante wiedział, że to jest brat Piotrka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, piękne, poznał wujka, wielka szkoda, że nie przyznał się, że to on jest Death... super jak się okazuje to Piotrek tego jednorożca namalował na samochodzie ojca ;) Orestes poznał prawdę, mam nadzieję, że ta rozmowa będzie miła i nie będzie tak jak zawsze... Dante od początku wiedział, że to jest brat Piotrka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, piękne, ocho Piotr poznał wujka, ale wielka, wielka szkoda, że nie przyznał się, że to on jest tym Death... no i jeszcze  jedno super jak się okazuje to Piotrek tego jednorożca namalował na samochodzie ojca ;) ;) no w końcu Orestes poznał prawdę, ale mam nadzieję, że ta rozmowa będzie miła i nie będzie tak jak zawsze... no i jak się okazuje Dante od początku wiedział, że to jest brat Piotrka...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń