I nadeszła pora na kolejny rozdział :)
Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Trochę się nim denerwuję, bo nie wiem, jakie wywoła reakcje. Proszę byście się nimi ze mną podzielili w komentarzach...
Zbliżały
się święta Bożego Narodzenia, a humor Piotra przygasał z każdą chwilą. To był
pierwszy raz, kiedy w pobliżu nie miał przy sobie Jolki, która zawsze podnosiła
go w tym okresie na duchu. Był zdruzgotany tym faktem na tyle mocno, że nie
mógł się skupić ani na szkole, ani na pracy. Do tego wszystkiego dochodził
jeszcze problem związany z niepokojącym go uczuciem wobec Wieczorka.
Efektem tego było jego ciągłe bujanie w obłokach i usilne unikanie swojego
współlokatora. Siedział właśnie w swoim pokoju i próbował skupić się na
lekturze pewnego artykułu potrzebnego na następne zajęcia z mikrobiologii. Aby zagłuszyć swoje dziwne myśli, włączył cicho muzykę rosyjskiego zespołu Distemper. Czytał tekst, ale jego treść nie
docierała do jego rozumu. Zamknął na chwilę oczy próbując w ten sposób
wyczyścić swój umysł z niepotrzebnych myśli. Westchnął przy tym cicho i przeciągle, a kiedy był już na dobrej drodze, zadzwonił telefon niszcząc jego spokój.
- Halo? – Odebrał
komórkę. – Słucham.
- Czy to ty Piotrusiu? – Usłyszał w słuchawce
łamiący się kobiecy głos. – Mówi Luiza z domu Państwa Weiss.
- Lizi?! – Zdziwił
się chłopak, a jednocześnie zaniepokoił. – Czy coś się stało?
- Nie, bynajmniej
– zapewniła go dziewczyna – Dzwonię do ciebie z polecenia pana Tobiasza.
Chciałby się z tobą spotkać.
- Spotkać?! –
Piotrka zamurowało z wrażenia. – To trochę dziwne, że akurat teraz.
- Pan chciałby byś
te święta spędził w domu – ciągnęła dziewczyna ożywionym głosem – To już cztery
lata, kiedy opuściłeś dom, dlatego nalega byś przybył. Ach, kazał tobie
przekazać, że „zapach róż nigdy się nie ulotni z naszych wspomnień”.
- Co?! – Osłupiał
Piotrek na te słowa. To było ich porozumiewawcze zawołanie w razie czegoś
ważnego, co było związanie z przeszłością. – Lizi…
- Powiedział, że
zrozumiesz te słowa – kontynuowała dziewczyna – Pan ostatnio jest jakiś nie
swój. Ciągle chodzi podenerwowany i skryty, a przecież na ogół jest miłą i
otwartą osobą.
- Lizi! – Przerwał
jej Piotrek nieco zniecierpliwiony jej gadaniem – Powiedz Tobiaszowi, że
przyjadę dwudziestego drugiego.
- Dobrze –
ucieszyła się dziewczyna, po czym odłożyła słuchawkę.
- Jak zwykle buzia się jej nie zamyka – westchnął
w duchu Piotrek – Ciekawe co skłoniło
Tobiasza do tej decyzji. Czyżby odkrył coś na tyle strasznego, że nie może tego
przemilczeć?! Czy powinienem poznać powód zmiany jego postawy? Matko! Czemu
wszystko nakłada się akurat na ten czas?
Z rozmyślań wybił
go Jacek pukając do drzwi. Piotrek jak rażony piorunem zerwał się do pionu,
a jednocześnie starał się nie patrzeć na mężczyznę.
- Czego chcesz? –
Spytał udając, że skupia się na lekturze artykułu. – Właśnie się uczę.
- Właśnie widzę –
zaśmiał się Wieczorek wchodząc do pokoju. Widział, że Piotra głowę zaprząta coś
innego niż nauka, ale nie chciał drążyć tego tematu. – Zrobiłbyś może jakiś
obiad?
- Co?! Już tak
późno? – Piotrek zerwał się z łóżka w szoku patrząc na zegarek. Obiecał
zajmować się posiłkami i pracami domowymi w zamian za tymczasowe niepłacenie
swojej części czynszu. Pub, w którym pracował miał małe cięcia w budżecie,
co z kolei prowadziło do zwolnień. Fakt, że studiował dziennie i był najpóźniej
zatrudnionym w personelu, stawiało go na pierwszym miejscu do odstrzału. –
Sorry, trochę się zamyśliłem i nie zauważyłem, że to ta godzina. Już idę do
kuchni i coś upichcę.
- Nie spiesz się –
Wieczorek złapał chłopaka za rękę i przycisnął do ściany. – Ostatnio jesteś
jakiś nieobecny, a do tego unikasz mnie jak ogień wody.
- Wydaje ci się –
pisnął zdenerwowany Piotrek. Serce prawie wylatywało mu z piersi i cały oblał
się rumieńcem. – Proszę, puść mnie. Muszę zrobić posiłek.
- Heee?! Pokaż mi
swoją twarz – nakazał Jacek widząc jak chłopak stara się ukryć twarz – No już.
- Nie ma czego
pokazywać – panikował Piotrek próbując wyrwać rękę z uścisku mężczyzny –
Chcesz ten obiad, czy nie?
- To może poczekać
– odrzekł Wieczorek, po czym szybkim ruchem odwrócił chłopaka twarzą do siebie.
Widok nieco go zaskoczył, bo policzki Piotra zlane były rumieńcami wstydu –
Spiekłeś raka?!
- Ja… – Piotrek w popłochu wyrwał się z uścisku mężczyzny, po czym wybiegł z pokoju.
Wieczorek w szoku
stał i przez jakąś chwilę patrzył w miejsce, gdzie przed momentem zniknął
chłopak. Widok zawstydzonej twarzy Piotra poruszył nim dość mocno.
- Słodziak z
niego – szepnął do siebie w uśmiechu – Czyżbym powinien już działać i kuć
żelazo póki gorące?
W tym samym czasie
speszony Piotrek opadł na podłogę w kuchni starając się uspokoić swoje emocje. Serce
kołatało mu w piersi jak szalone.
- Jestem facetem, jestem facetem – powtarzał
w duchu kołysząc się to w przód to w tył – i
on też jest facetem. Tak nie powinno być. To chore.
Minęła dłuższa
chwila, kiedy doszedł do siebie i mógł zrobić obiad. Zajęcie w kuchni dodatkowo
pomogło mu ochłonąć i uspokoić myśli. Powoli zbierał siły na ponowne spotkanie
z Jackiem. Kiedy posiłek był już gotowy, obaj zasiedli do stołu i w ciszy
zaczęli konsumpcję, lecz w pewnej chwili przerwał ją Piotrek.
- Muszę wyjechać
na parę dni w okresie świąt – oznajmił spokojnym głosem chłopak – Ugotuję ci
coś i zamrożę pojedyncze porcje, które będziesz mógł odgrzać sobie w mikrofali.
- Gdzie się
wybierasz? – Spytał równie spokojnie Wieczorek. – I na jak długo?
- Mam sprawę w
domu – odpowiedział Piotrek lekko podenerwowany atmosferą – Myślę, że wrócę jakoś
po wigilii.
- Sprecyzuj to
„jakoś po wigilii” – nakazał mężczyzna nadal spokojnym tonem – Zawiozę cię
i odwiozę.
- Nie jestem
dzieckiem – obruszył się Piotrek – Umiem o siebie zadbać, jak trzeba.
- Powiedziałem, że
cię zawiozę – podniósł o półtonu swój głos Jacek – To nie podlega dyskusji.
- Skończyłem
posiłek – wycedził przez zęby Piotrek wstając od stołu – Kiedy skończysz, włóż
naczynia do zlewu. Pozmywam po kolacji.
- Dobrze –
odpowiedział Wieczorek nadal jedząc – Kiedy skończę, dokończymy naszą rozmowę.
- Nie ma czego
kończyć – rzucił wściekle Piotrek wychodząc z kuchni.
- Tylko ty tak
uważasz – zawołał za nim mężczyzna – Lepiej się przygotuj.
- Nie ma do czego
– upierał się chłopak wbiegając po schodach na górę, a potem do pokoju
i zatrzaskując za sobą drzwi rzucił się na łóżko – Czemu traktujecie mnie
jak nieporadne dziecko. Przez to zaczynam tak się czuć – nieporadnie.
Po upływie półgodziny Wieczorek
stawił się w pokoju Piotrka. Chłopak leżał skulony na łóżku pogrążony w
myślach, nawet nie zauważył obecności Jacka. Mężczyzna ostrożnie usiadł na
skraju łóżka i powoli przyłożył swoją dłoń do czoła Piotra, który w szoku
spojrzał na niego przerażonymi oczyma.
- Hej?! – Krzyknął
ze strachu chłopak. – Czemu?
- Sprawdzam, czy
nie masz gorączki – oznajmił Wieczorek zabierając swoją dłoń z czoła chłopaka –
Ostatnio dziwnie się zachowujesz i jak zwykle nie dbasz o zdrowie.
- Co ty… –
obruszył się Piotrek podnosząc się do siadu – …moja matka?
- Nie –
odpowiedział krótko Jacek – ale martwię się o ciebie.
- Ty… – serce
Piotra zaczęło bić szybciej, a twarz oblała się soczystym rumieńcem. Szybkim
ruchem schował ją w kolana – … takie słowa tylko…
- Takie słowa
tylko co? – Ciągnął go za język mężczyzna. – Pokaż mi swoją twarz.
- Nic, nieważne –
panikował chłopak – i nie.
- Czemu nie? – Drążył
dalej Wieczorek. – Czemu ukrywasz swoją twarz?
- Skończ już z
tymi pytaniami – wybuchł chłopak – i wyjdź.
- Nie wyjdę,
dopóki nie skończymy naszej rozmowy – upierał się mężczyzna – A poza tym, robi
się całkiem interesująco.
- Co?! – Piotrek
osłupiał słysząc te słowa. – Ale…
- To może zadam ci
jedno zasadnicze pytanie – zaczął dosadnie Jacek – Czy zacząłeś wreszcie coś
czuć?
- Hm? – Chłopakowi
odebrało na chwilę mowę. – Zwariowałeś? Niby co miałbym czuć?
- Ach tak? –
Wieczorek szybkom ruchem powalił chłopaka na łóżko unieruchamiając przy tym
jego ręce. – To wytłumacz mi te dziwne reakcje na mój widok.
- To ni… – wybąkał
zawstydzony Piotrek, jednocześnie odwracając swój wzrok – … nic takiego
- Czyżby? – Spytał
lekko poirytowany Wieczorek. – To dlaczego odwracasz swój wzrok? Pinokio z ciebie.
- To naprawdę nic.
Ja… – Próbował tłumaczyć się w panice Piotrek, jednak nie
dane było mu skończyć, bo Jacek zaczął go całować. Fala gorąca przeszyła ciało
chłopaka sprawiając chwilowe zatracenie i nieświadomie odwzajemnił pocałunek,
lecz po uzmysłowieniu sobie co właśnie zrobił, szybko odepchnął od siebie
mężczyznę. – Tak nie może być. Ja nie…
- A jednak
zacząłeś coś czuć – zaśmiał się Wieczorek wstając z łóżka – Naszą rozmowę
skończymy jutro, więc nie ucieknij.
Jacek wyszedł z
pokoju zostawiając skołowanego Piotra samego z sobą. Przerażony chłopak nadal
nie wierzył w to, co zrobił.
- To nie mogło się
stać – powtarzał cicho – Co ze mną nie tak? Jak ja mogłem…
Bezradny skulił
się na łóżku i zaczął cicho płakać. Czuł się tak bezbronny, niczym lalka
w rękach dziecka. Na szczęście, Jacek odpuścił, ale chłopak miał tę
świadomość, że nie będzie tak następnym razem. W końcu zmęczony natłokiem
emocji zasnął.
* * *
*
*
Minęły dwa dni od zaistniałej sytuacji z Jackiem. Piotrek próbując zapomnieć o tym wydarzeniu całą uwagę skupiał na szkole i pracach w domu. Wieczorka unikał wszelkimi możliwymi sposobami, ale wiedział, że nie da rady tak dłużej ciągnąć tej dziecinady. Odwzajemnił pocałunek innego mężczyzny i to wprawiało go w zakłopotanie i dezorientację. Wszystko tłumił w sobie, bo wstydził się tego co zrobił, a sprawa była dość delikatna na zwierzenie się Jolce. Do tego zbliżał się dzień wyjazdu do Tobiasza i Jacek uparcie dążył do tego, by odwieźć Piotrka na miejsce. Właśnie kroił warzywa do obiadu, a myśli w jego głowie nie dawały mu spokoju. W pewnym momencie poczuł pieczenie na jednym z palców i kiedy spojrzał w dół zobaczył zakrwawioną dłoń.
- Jasna cholera! –
Krzyknął wściekły na siebie za brak czujności przy krojeniu, tym bardziej, że
nie gotował pierwszy raz. – Kretyn. Idiota. Skup się na tym co robisz.
Zwabiony
poruszeniem w kuchni Jacek wbiegł do pomieszczenia zastając tam Piotrka
próbującego zatamować krwotok z palca.
- Co się stało? –
Spytał powoli podchodząc do chłopaka. – Pokaż mi to.
Mężczyzna chwycił
zranioną dłoń wokół nadgarstka i pociągną ku sobie. Piotrek lekko się opierał,
ale po wymownym spojrzeniu Jacka zaprzestał walki.
- To boli – syknął
z bólu chłopak próbując cofnąć rękę, ale Jacek był nie ustępliwy. Włożył
zakrwawiony palec do swoich ust, czym zaskoczył Piotrka. – Co ty?! Au!
- Boli? – Spytał
Jacek zlizując krew sączącą się z ranki na palcu chłopaka. – Dość głęboka rana,
ale chyba jest już w porządku.
Piotrek oniemiały
w osłupieniu patrzył na zatamowaną rankę. Rumieńce powoli napływały na jego
policzki.
- Dlaczego? –
Zapytał zdezorientowany reakcją współlokatora. – Jak… mogłeś… wziąć do…
- Normalnie –
zaśmiał się Wieczorek rozbawiony miną chłopaka – Tak najszybciej zatamować
krwotok z rany, a poza tym jesteś kimś wyjątkowym.
- Wyjątkowym?! – Zszokował
się Piotrek. – W jakim sensie? Nie rozumiem.
- Żeby ci to
wyjaśnić – Jacek powili wstał z zajmowanego krzesła – będę musiał pokazać.
- Co?! – Piotrek
wystraszony zaczął się cofać od mężczyzny.
Wieczorek szybkim
ruchem przygwoździł chłopaka do ściany i zmusił do pocałunku.
- Przestań! –
Piotrek w panice odpychał od siebie mężczyznę. – Nie jestem dziewczyną.
- Wiem to –
uśmiechnął się Jacek, po czym skierował jedną z dłoni w kierunku krocza
chłopaka – To tutaj jest tego dowodem.
- Ale ja nie
jestem taki – mamrotał Piotrek, a łzy cisnęły mu się do oczu – Nie jestem taki
jak ty.
- Ja też nie
jestem gejem – oświadczył Wieczorek patrząc w oczy przerażonemu chłopakowi –
Jak dotąd miałem na pęczki kobiet, ale nie wiem czemu chcę tylko ciebie. Proszę, nie uciekaj, bo jeśli mam cię na oku, mogę się jeszcze kontrolować, ale te
unikanie wzmaga tylko mój niedosyt twoją osobą.
- Ja nie
wiedziałem – zawstydził się Piotrek. W tej chwili miał ochotę zapaść się pod
ziemię. – Puść mnie już, proszę. Obiecuję cię nie unikać i nie prowokować, ale
przestań.
Jacek zmierzył
chłopaka wymownym i czujnym spojrzeniem, po czym muskając jego usta swoimi
wyszeptał. – Biorę cię za słowo. – Puścił Piotra i wyszedł z kuchni. Chłopak
powoli osunął się na podłogę i cicho chlipał skulony odreagowując tym samym
przechodzące przez niego emocje. W tej chwili czuł się tak bezbronnie targany
uczuciami dotąd mu nieznanymi. Po jakimś kwadransie nieco się uspokoił, ale nie
był w stanie nic zrobić. Pomału wszedł do salonu, gdzie siedział Jacek.
- Przepraszam, ale
czy zadowoliłbyś się dzisiaj jakimś Fast foodem? – Spytał nieco podenerwowany. – Ja nie jestem dziś w stanie zrobić obiadu, więc przepraszam.
- Rozumiem –
westchnął Wieczorek widząc, jak Piotrek próbuje powstrzymać drżenie swojego
ciała – Dam sobie radę, więc się nie przejmuj.
- Pójdę do siebie
– zawiadomił chłopak kierując się na górę – I przepraszam.
- Chyba przesadziłem – pomyślał Jacek
odprowadzając wzrokiem swojego współlokatora. Cały się trząsł z nerwów. – Ale inaczej to by do niego nie dotarło. Tym
bardziej, że zaczął odwzajemniać to, co do niego czuję.
* * *
*
*
Był dwudziesty drugi grudnia. Śnieg gęsto sypał, kiedy wyjeżdżali z Olsztyna, co utrudniało poruszanie się ulicami miasta. Piotrek skulony siedział na miejscu obok kierowcy i wtulał się w miękkie futerko swojej kotki.
- Zajmiesz się
Rubi? – Spytał nieoczekiwanie Jacka. – Pani Weiss ma alergię na kocią sierść i nie
mogę jej ze sobą zabrać.
- W porządku – zgodził
się Wieczorek – Ale jest jeden warunek.
- Warunek?! – Zdziwił
się chłopak – Jaki?
- Zadzwonisz do
mnie, jak będziesz miał zamiar wracać – oznajmił Jacek – Chcę cię odebrać.
- Nie jestem
dzieckiem, wiesz? – Powiedział spokojnie Piotrek. – Ale jak już chcesz wiedzieć, to wracam w pierwszy dzień świąt. Wróciłbym w wigilię, ale muszę odwiedzić
pewne miejsce.
- Jakie miejsce
miałbyś odwiedzać w dzień swoich urodzin? – Zdziwił się Wieczorek. – Do tego
jeszcze w wigilię?
- Grób moich
rodziców, mojej siostry – westchnął chłopak wtykając nos w futro kota – i mój.
- Jak to i twój? –
Jacek zdębiał. – Jolka coś wspominała, ale…
- Gaduła z niej –
uśmiechnął się smutno Piotrek – To długa historia, do której nie chcę wracać, a
która mnie prześladuje.
- Rozumiem –
rzucił ciepło mężczyzna – Opowiesz mi w swoim czasie. Pamiętaj, że zawsze będę
po twojej stronie. Wystarczy mi tylko zaufać.
- Wiem – odparł
chłopak kończąc tym samym rozmowę. Reszta drogi przebiegła w ciszy zagłuszonej
muzyką z radia.
Na miejsce
dojechali wczesnym popołudniem. Dojazd do domu Weissów nie należał do
przyjemnych. Drogi były wyszczerbione i dziurawe, na szczęście, śnieg wypełnił
większość ubytków.
- Ciekawa
miejscowość, Podągi – zaśmiał się Wieczorek – Mieszkałeś na peryferiach?
- Można tak to
ująć – przyznał Piotrek – Z początku mieszkałem na obrzeżach niedużego
miasteczka, niedaleko stąd.
- Którego? –
Spytał Jacek zaciekawiony wyznaniem chłopaka. – Podaj jego nazwę.
- Przejeżdżaliśmy
przez nie – zaśmiał się Piotrek – No wiesz, w drodze tutaj.
- Zabawne –
obruszył się kierowca – Przejeżdżaliśmy przez wiele miasteczek.
- Pogłówkuj Sherlocku
– dodał złośliwie chłopak nieco zmęczonym głosem – Podpowiem, że kiedyś nosiło
nazwę Wormditt.
- Nie powinno się
tak żartować ze starszych – napomniał Piotra Jacek – Ale odpuszczę tym razem,
bo widzę, że coś niemrawo się czujesz.
- Po prostu nie
chciałem tu wracać – westchnął zamyślony chłopak wbijając swój wzrok
w widok za oknem – Nie zrozum mnie źle, ja dobrze wspominam tych ludzi.
- Przecież cię nie
oceniam – bronił się Jacek – Zawsze mogę cię wysłuchać.
- Ta, dzięki –
Piotrek jeździł palcem po bocznej szybie – Nie rozmawiałem z nimi ponad cztery
lata. Teraz boję się spojrzeć im w twarz. Miałem powód, by się od nich odciąć,
ale to długa historia, której nie mam ochoty opowiadać.
- Każdy ma takie
historie – pocieszał go Wieczorek – więc się nie przejmuj.
- Może i masz
rację – zgodził się chłopak – ale coś mi mówi, że pożałuję tej wizyty… że to, co
usłyszę od Tobiasza, znowu wrzuci mnie na niebezpieczny tor mojej przeszłości
niwecząc wszelkie starania odcięcia od niej i poświęcenia przy tym poniesione.
Eh, bagaż mojego życia jest naprawdę ciężki, a i tak nie znam
większości prawdy, tylko jej fragmenty. To takie frustrujące. – Piotrek pacnął
się w policzki, by się otrząsnąć. – I to tyle. Czas bym wreszcie wyszedł.
Niedługo się ściemni, a droga jest nieciekawa.
- Czyżbyś się o
mnie martwił? – Spytał w śmiechu Wieczorek.
- Pewnie, że się
martwię – odparł obrażony Piotrek – Kto się zajmie Rubi, jeśli wylądujesz
w szpitalu?
- Wiesz, to było
wredne – Odciął się Jacek, ale wiedział, że tak naprawdę chłopak próbował
sarkazmem ukryć swoją troskę i obawę. – No, idź już.
Mężczyzna lekko wypchnął go z samochodu. Chłopak delikatnie ułożył dotychczas trzymanego kota na zajmowanym wcześniej siedzeniu, po czym zamknął za sobą drzwi. Rubi mrucząc z zadowolenia zwinęła się w ciasny kłębek nie przerywając swojego snu. Wieczorek uchylił okno po swojej stronie chcąc pożegnać swojego współlokatora, który właśnie narzucał na plecy niewielką torbę z rzeczami i z zaniepokojonym spojrzeniem odwrócił się do kierowcy.
- Jedź ostrożnie –
polecił z wymuszonym uśmiechem, po czym spojrzał w niebo – Coraz bardziej się
chmurzy, więc uważaj.
- Nie bój żaby i
wyluzuj młody – zaśmiał się Wieczorek – I nie zamartwiaj się zbytnio. Jesteś
trochę przewrażliwiony na punkcie swojej przeszłości.
- Może – westchnął
chłopak nadal patrząc na zachmurzone niebo – No cóż, spróbuję.
- Grzeczny
chłopiec – pochwalił go mężczyzna. Nagle jego uwagę przykuł błysk z pobliskich
zarośli. – Idź i wejdź do środka. Robi się zimno. Ja będę już uciekał.
- Ta – przyznał
zamyślony chłopak – Chyba najwyższy już czas. To cześć.
Piotrek ruszył
przez zaspy do głównego wejścia przez bramę na podwórze domu Weissów. Wieczorek
przez krótką chwilę śledził go wzrokiem, jednak ponownie zwrócił spojrzenie
w kierunku miejsca, gdzie dostrzegł błysk.
- Na bank, ktoś robił mu zdjęcia – pomyślał
wracając wzrokiem na Piotra, który już prawie dotarł do schodów werandy domu.
Zapalił silnik i ruszył w drogę powrotną. Zerknął na śpiącą kotkę. – Zostaliśmy
sami kiciu, ale widzę, że nie masz nic przeciwko.
* * *
*
*
Rozległo się pukanie do drzwi zamkniętego gabinetu. Siedzący w środku ciemnowłosy mężczyzna skierował swoje piwne oczy w ich kierunku. Ostrożnie poprawił się w zajmowanym przez siebie fotelu i zamknął czytaną jeszcze przed chwilą książkę.
- Wejść – polecił
głębokim melodyjnym głosem, po czym odłożył książkę na pobliski sekretarzyk.
Do środka weszła blond włosa dziewczyna z szerokim uśmiechem na twarzy. Mężczyzna obdarzył ją ciepłym, a jednocześnie zmęczonym spojrzeniem.
- Tak, Luizo? –
Spytał dziewczynę, na co ta poszerzyła swój uśmiech. – Z czym przychodzisz?
- Chciałam tylko
obwieścić, że panicz Piotr właśnie przybył do domu – zameldowała dziewczyna
z zadowoleniem – Kazał spytać, czy chce się pan z nim zobaczyć teraz, czy
może najpierw się rozpakować.
- Cały on –
uśmiechnął się pod nosem Tobiasz – Zaprowadź go do jego pokoju. Sam do niego
przyjdę, więc niech się nie krępuje.
- Dobrze –
przyjęła polecenie dziewczyna – Przekażę mu pańską odpowiedź.
Luiza w pośpiechu
opuściła gabinet Tobiasza zostawiając go samego z myślami.
- Jak zwykle niepewny – wspomniał w duchu
mężczyzna śmiejąc się na głos – Nawet po
upływie tylu lat nie widzi się członkiem tego domu. Nadal z niego taki
dzieciak?
* * *
*
*
Szedł korytarzem prowadzony przez Luizę co i rusz mijając jakieś drzwi. To nie tak, że nie pamiętał drogi, dobrze wiedział jak ma iść. Po prostu mimo spędzeniu wielu lat w tym domu, nadal nie czuł się jego mieszkańcem. Do tego dochodziło poczucie winy za nie dawanie znaku życia Weissom przez cztery ostatnie lata i szczerze bał się spotkania z Tobiaszem. Dlatego w zamyśleniu podążał za nazbyt pełną energii blondynką, prowadzącą go do jego pokoju. Buzia jej się nie zamykała, ale nie był w stanie jej słuchać, po prostu od czasu do czasu przytakiwał dla świętego spokoju. Kiedy dziewczyna otworzyła drzwi, chłopak nie wierzył własnym oczom. Pokój wyglądał tak, jak go zostawił przed opuszczeniem domu – pomijając porządek – wszystkie plakaty i nawet gitara nie zmieniły swoich miejsc.
- Niebywałe –
powiedział w osłupieniu – Jest tak jak…
- Zdziwiony? –
Usłyszał za plecami głęboki męski głos – To nadal twój pokój. Niestety ktoś
postanowił się odciąć i tym kimś nie byłem ja.
- Ja – zaczął
niepewnie winny chłopak – Ja myślałem, że w ten sposób nie będę sprawiał ci
więcej problemów.
- Tak myślałeś?! –
Oburzył się Tobiasz skinieniem nakazując Luizie zostawić ich samych. – To źle
myślałeś. Swoim odcięciem sprawiłeś nam więcej problemów i zmartwień. Niby
jesteś mądry, a podjąłeś tak głupią decyzję. Nie rozumiem tego, dlaczego
wybrałeś samotność?
- Przepraszam –
Piotrek z nerwów przestępował z nogi na nogę – Przepraszam za sprawianie tobie
i twojej rodzinie tyle kłopotów.
- Dalej jesteś
takim dzieciakiem. – Odparł zirytowany Tobiasz. Szybkim krokiem podszedł do
chłopaki i mocno przytulił go do siebie. – To też i twoja rodzina, głuptasie.
Wiesz, jak tęskniłem?
- Przepraszam –
Piotrek ze wzruszenia nie wytrzymał i zaczął płakać – Przepraszam.
- Jesteś drugą
najważniejszą dla mnie osobą po Sarze i ośmieliłeś się mnie opuścić. To takie
niewybaczalne, a do tego wrócił Edward – zaczął mamrotać w nerwach mężczyzna –
I jeszcze pamiętnik Sary. Mam tyle bolesnych rzeczy ci do powiedzenia.
- Edward?! – Powtórzył
z przerażeniem w oczach Piotrek. – Wrócił?!
- Już dobrze –
uspokajał go Tobiasz głaszcząc po głowie – Wiesz, że nie dam cię skrzywdzić.
Od początku mieliśmy tę świadomość, że prędzej czy później dowie się prawdy.
- Wie, że żyję? –
W szoku chłopak opadł na łóżko. Jakoś strach odebrał mu władzę w nogach i
nagle opadł z sił. Tobiasz usiadł obok niego na łóżku i położył głowę Piotrka
sobie na kolanach. Zaczął głaskać go po włosach, tym samym uspokajając jego
nerwy.
- Uspokój się. Nie
jesteś już dzieckiem, więc nie może nic ci zrobić – pocieszał chłopaka – Kiedy
byłeś młodszy, istniało ryzyko, że może cię zabrać jako prawny opiekun, ale na
szczęście, trochę mu zajęło dojście do prawdy. – Tobiasz mówiąc nie przestawał
głaskać po głowie Piotrka. Wiedział, że tym sposobem chłopak się uspokoi. Ten
zabieg działał odkąd był dzieckiem i nigdy nie zawodził. Piotrek powoli
zaczynał się rozluźniać, a po pewnym czasie zasnął .– Jutro dokończymy rozmowę.
Mężczyzna powoli
przebrał Piotra w pidżamę i ułożył na łóżku. Miał w tym wprawę, bo nie raz
zajmował się nim po wyjściu z poprawczaka. Wtedy chłopak był rozbity
emocjonalnie, tym bardziej, że nie miał już do czego wracać. Kiedy zakrywał go
kocem jego wzrok padł na lewą rękę z zegarkiem. Ostrożnie odpiął zapięcie i
ściągnął pasek z nadgarstka chłopaka. Delikatnie przejechał palcami po
poszarpanej bliźnie na nadgarstku Piotra.
- Tamtej nocy chciałeś ze sobą skończyć.
Dokładnie w dniu swoich szesnastych urodzin, a zarazem w trzecią
rocznicę śmierci Sary. – Wspominał w duchu Tobiasz. – Że też ktoś tak wrażliwy i kruchy musiał trafić do tak bezdusznej
rodziny jak Murdochowie. Sara też tego nie potrafiła zrozumieć. Jednak okazałeś
się o wiele silniejszy, bo przetrwałeś aż do teraz. Chcieliśmy z Sarą stworzyć
ci dom, w którym mógłbyś czuć się bezpieczny, niestety zginęła zostawiając mnie
z tym samego. Starałem się być ci ojcem, ale chyba zawiodłem, bo uciekłeś ode
mnie postanawiając żyć samotnie. Mam nadzieję, że opowiesz mi co do tej pory
porabiałeś.
* * *
*
*
Wstał obudzony stłumionym przez zamknięte okna pianiem koguta. Powoli otwierał zaspane oczy, a z każdą chwilą obraz jego pokoju stawał się coraz bardziej wyraźniejszy. Przez dłuższą chwilę rozglądał się po sypialni odczuwając przy tym w pewien sposób nostalgię. Chciał sprawdzić godzinę i w tym celu wyciągną przed siebie lewą rękę, ale zamiast zegarka ujrzał bliznę wokół nadgarstka. Posmutniał oplatając go palcami drugiej dłoni. Zwykle nie zdejmował zegarka nawet do kąpieli chcąc tym samym zapomnieć o tej chwili słabości. Westchnął smutno, po czym podciągnął prawą nogę w taki sposób, by widzieć spód stopy. Kiedy tak zrobił, jego oczom ukazała się blizna w kształcie litery „M”, niegdyś symbol rodu Murdoch znaczący przynależność. Na ogół widniał on na biżuterii członków tej rodziny, ale Edward postanowił napiętnować Piotra wypalając ten symbol na jego stopie. Miał wtedy dziewięć lat i przez prawie miesiąc nie mógł normalnie chodzić. Pomimo tego, że był katowany przez rodziców, najbardziej bał się właśnie Edwarda, który miał go jako swoją zdobycz i własność. Te jego nieludzkie zabawy, po których Piotrek był na granicy wytrzymałości psychicznej i fizycznej.
- Cholera –
zaśmiał się w nerwach chłopak, ale po chwili śmiech przerodził się w ciche
łkanie – Po cholerę wspominam te rzeczy.
Wstał z łóżka i
pomaszerował do łazienki, a tam wziął długi prysznic. Z początku zimny, by ochłonąć,
następnie stopniowo ocieplał temperaturę wody, aż doszedł do odpowiedniej,
która go satysfakcjonowała. Po odświeżeniu zwabiony zapachami z kuchni zszedł
na dół, ale ku jego trwodze zastał tam pichcącego Tobiasza, co nie zapowiadało
nic dobrego.
- O, już wstałeś –
powitał go rozpromieniony mężczyzna mieszając coś na patelni – Właśnie robię
śniadanie.
- A gdzie pani
Stasia? – Spytał zaniepokojony Piotrek. – Czy nie jest przypadkiem twoją
kucharką?
- Ach, ona –
wspomniał mężczyzna – Dałem jej wolne na okres świąt. W sumie, będziemy sami.
- Co masz na myśli
przez sami? – Zdziwił się chłopak siadając przy stole – Gdzie reszta rodziny?
- Moja matka
mieszka teraz w Wiedniu wraz z Amelią i jej mężem – odparł Tobiasz energicznie
mieszając zawartość patelni – Ten dom zwykle jest opuszczony. Tak się złożyło,
że przyjechałem tu w te święta. Z reguły przesiaduję w Austrii, gdzie mieści
się siedziba naszej korporacji. Staram się wracać przynajmniej raz w roku, by
cię zobaczyć, ale dopiero po czterech latach udało mi się zdobyć twoje namiary.
- Przepraszam –
posmutniał Piotrek w poczuciu winy – Ja nie myślałem…
- Właśnie, nie
myślałeś – wtrącił Tobiasz surowym głosem, niczym ojciec napominający swoje
dziecko – Mam nadzieję, że wyciągniesz z tego wnioski.
- Poniekąd już
zacząłem – przyznał zawstydzony chłopak – Ostatnio dużo myślę i szczerze
chciałbym na chwilę przestać i odpocząć od tego bałaganu.
- Czasem ciężko
jest pozbierać wszystko samemu – poradził Tobiasz – Dlatego trzeba czasami
zaufać komuś ze świeżym spojrzeniem, kto pomoże posprzątać ten bałagan.
Niestety ty należysz do grona osób, które wszystko tłamszą w sobie starając
się liczyć tylko na siebie.
- Ja to wszystko
wiem – Piotrek chwycił się za głowę. – Jestem świadomy tego wszystkiego, więc co
ze mną nie tak? Czemu zamiast iść do przodu wciąż stoję w miejscu, a co
najgorsze niekiedy też się cofam?
- Według mnie
znacznie się poprawiłeś – zaśmiał się mężczyzna – Kiedyś nie chciałeś
z nikim rozmawiać i stroniłeś od innych ludzi. Pamiętam, że z początku sam
musiałem cię uczyć w domu, bo nie chciałeś spotykać się z rówieśnikami. Teraz
jednak kończysz studia i pracowałeś w zatłoczonym barze. Powinieneś być
dumny z tych postępów.
- Może – westchnął
chłopak kładąc się na stół – Czasem zwyczajnie nie wiem co mam robić.
- Czasem trzeba
iść po prostu na żywioł – polecił Tobiasz stawiając przed Piotrem talerz
z przypaloną jajecznicą. – A teraz wcinaj, bo wystygnie.
Piotrek zmrużył
oczy dźgając widelcem maź na talerzu. Nie chcąc zrobić przykrości Tobiaszowi
wziął jeden kęs, ale jajecznica okazała się być niezjadliwą. Była przypalona
i przesolona.
- I jak? – Spytał
mężczyzna wyczekując odpowiedzi. – Smakuje?
- Bardzo – skłamał
chłopak próbując stłumić w sobie odruch wymiotny – Zapytam tylko
z ciekawości, próbowałeś tego przed podaniem?
- Nie – odparł bez
ogródek Tobiasz.
- Tak myślałem –
westchnął Piotrek starając się przełknąć kolejny kęs – Jestem już pełny.
- Już?! – Zdziwił
się mężczyzna. – Ale zjadłeś tak niewiele.
- Bo to bardzo
syte danie – bronił się Piotrek wstając od stołu – Dziękuję za posiłek.
- Oj, coś mi tu
kręcisz – podejrzewał coś Tobiasz i wziął jeden kęs, ale po chwili go wypluł – Matko,
czemu mi nie powiedziałeś, że jest tak okropne?! Mogłeś się zatruć.
- To nic –
pocieszał go chłopak – Uwierz, jadłem gorsze rzeczy. Następnym razem ja coś
ugotuję.
- Dobrze – zgodził
się nadal w szoku Tobiasz – Ale musimy jechać do miasta zrobić jakieś zakupy.
- Dobra –
przytaknął Piotrek – Ale jedziemy teraz póki jest jasno.
- Zgoda –
uśmiechnął się Tobiasz widząc zmianę w chłopaku – Daj mi tylko kwadrans.
* * *
*
*
Znudzony Piotrek siedział w swojej sypialni i w zamyśleniu szarpał struny gitary. Nie rozumiał decyzji Tobiasza, by rozmowę w sprawie której się spotkali, odbyć dopiero w wigilię. Z tego stanu wyciągnęła go swoim trajkotaniem Luiza wchodząc do jego pokoju.
- Puka się, wiesz
– rzucił złośliwie do blondynki – i mogłabyś choć na chwilę przestać gadać.
- Oho, ktoś tu
wstał dziś lewą nogą – odgryzła się dziewczyna z szerokim uśmiechem na ustach –
Jutro wigilia, a ty siedzisz w melancholijnym nastroju.
- Ująłbym to
raczej, że czuję się nonszalancko z nutką melancholii, po twoim wejściu –
odparł z sarkazmem wzdychając – Co się stało, że zaszczycasz mnie swoją
obecnością, czyżby twój chłopak popełnił niewybaczalny błąd zapominając kupić
ci prezent?
- Wredny jesteś,
wiesz? – Odpowiedziała z dąsem Luiza. – Dziś nocuję w tym domu, więc się mną
zaopiekuj.
- Niby czemu? Sam
jestem tu gościem i nie mam zamiaru się tobą zajmować – burknął chłopak w nerwach
mocniej szarpiąc jedną ze strun gitary. Jednak po zobaczeniu smutnej miny
dziewczyny odpuścił, a jedynie westchnął. – Dobra zapomnij. Wal.
- Co? – Zdziwiła
się blondynka nagłą zmianą postawy chłopaka – Ale…
- Chciałaś się
wygadać, więc słucham – ciągnął spokojnym tonem Piotrek – Odkąd pamiętam,
zawsze przybiegałaś do mnie z płaczem, zmuszając tym samym do wysłuchiwana
twoich rozterek.
- Pamiętam –
zaśmiała się dziewczyna – Raz nawet wydarłeś się na mnie krzycząc coś w stylu:
„Czy wyglądam na twoją psiapsiółkę?” Wiesz, wtedy byłeś moim jedynym prawdziwym
przyjacielem. Zaczęłam tu pracować z powodu tego, że ty tu mieszkałeś. Chciałam
być blisko mojego przyjaciela, ale ty się wyprowadziłeś i odciąłeś od nas. Mimo
tego, że miałam tylu znajomych, czułam się samotnie bez twojego wsparcia.
- To w tej sprawie
przyszłaś? – Spytał nieco zdziwiony Piotrek. – Jeśli chcesz się poczuć lepiej, musisz wyrzucić z siebie to wszystko, co ci leży na wątrobie.
- Martwiłam się o
ciebie – rzuciła ze łzami w oczach przywołując tym samym chłopakowi
wspomnienia z czasów dziecięcych – Zawsze siedziałeś w odosobnieniu z tym swoim
smutnym spojrzeniem. Kiedy zniknąłeś, ciągle myślałam jak żyjesz, czy nikt ci nie
dokucza i czy nie płaczesz w poduszkę.
- Teraz to
przegięłaś – wycedził przez zęby Piotrek. Wściekły był raczej na siebie, bo
dziewczyna po części rozgryzła jego naturę użalania się nad sobą. – Czy
wyglądam ci na kogoś kto nocami beczy w poduszkę? Wyglądam ci na babę?
- Nie, ale… – zaczęła nieśmiało.
- Ale? – Osłupiał
chłopak w załamaniu. – A jednak widzisz mnie jako swoją psiapsiółkę.
- Może w jakimś
stopniu – zastanawiała się Luiza – Ale…
- Wiesz, skończmy
ten temat, bo wypadam tu w niezbyt dobrym świetle – wtrącił Piotrek – A wracając
do twoich wyrzutów, to przepraszam. Tobiasz już mi nagadał powiększając moje
poczucie winy, dlatego proszę oszczędź mi tego.
- Dobrze, ale
zagraj mi coś i zaśpiewaj – podała swój warunek blondynka w szerokim uśmiechu –
Pamiętam, że jak miałam zły humor, to zawsze pocieszałeś mnie nucąc jakąś
melodię.
- Ach to? – Wspomniał
chłopak tamte dni. – Ale będziesz cicho?
- Obiecuję – na
twarzy dziewczyny zagościł uśmiech – A mogę usiąść przy tobie, tak jak kiedyś.
Naprawdę mi tego brakuje. I sprostowując wcześniejszą dyskusję, jesteś dla mnie
jak starszy brat, a nie psiapsiółka.
Piotrek
odwzajemnił uśmiech dziewczyny wskazując miejsce obok siebie, ale ta usiadła
za nim opierając się o jego plecy. Westchnął cicho, po czym zaczął grać na
gitarze, a po krótkiej chwili dołączył i wokal:
- “Cultivate your hunger
before you idealize.
Motivate your anger to make them all realize.
Climbing the mountain,
Never coming down.
Break into the contents,
Never falling down.
My knee is still shaking,
Like I was twelve,
Sneaking out of the classroom,
By the back door.
A man railed at me twice though,
But I didn't care.
Waiting is wasting
For people like me.
Don't try to live so wise.
Don't cry cause you're so right.
Don't dry with fakes or fears,
Cause you will hate yourself in the end.”[1]
Motivate your anger to make them all realize.
Climbing the mountain,
Never coming down.
Break into the contents,
Never falling down.
My knee is still shaking,
Like I was twelve,
Sneaking out of the classroom,
By the back door.
A man railed at me twice though,
But I didn't care.
Waiting is wasting
For people like me.
Don't try to live so wise.
Don't cry cause you're so right.
Don't dry with fakes or fears,
Cause you will hate yourself in the end.”[1]
- Powinieneś założyć jakiś zespół
– mruknęła rozmarzona Luiza – Na bank podbilibyście serca wszystkich Polek.
- Śnij dalej –
zaśmiał się chłopak przygrywając teraz wstęp z Nothing else matters[2].
– Nie lubię publicznych występów, więc zapomnij.
- Proszę zaśpiewaj
mi coś jeszcze – błagała dziewczyna mocniej wtulając się w plecy Piotra –
Proszę.
- No dobra –
zgodził się chłopak – ale to już ostatnia.
Dziewczyna przystała na warunek Piotra, a ten zaczął śpiewać Como Estais Amigo[3] cichym głosem.
* * *
*
*
Obudził się cały obolały i nieco zmarznięty. Zaspanym wzrokiem spojrzał na zegarek i dochodziła ósma. Luiza smacznie pochrapywała na jego łóżku wtulona w ciepłą pościel. Kiedy zasnęła wieczorem, nie miał sumienia jej budzić i postanowił spać na podłodze pod kocem, ale konsekwencją jego decyzji były zesztywniałe mięśnie i bolący kark. Powoli dźwignął się na nogi i podreptał do łazienki wziąć rozgrzewający prysznic. Gdy wrócił, dziewczyny już nie było. Leniwie ubrał się w dżinsy i ciepłą bluzę z kapturem, po czym zszedł na dół do kuchni zrobić jakieś śniadanie. Po jakimś kwadransie w domu czuć było aromat cynamonu, który wydobywał się z francuskich tostów.
- Nieźle pachnie –
przywitał go Tobiasz wchodząc do kuchni, a tuż za nim nieśmiało kroczyła Luiza
– Mógłbym jeszcze liczyć na filiżankę kawusi?
- Kawa – pstryknął
palcami Piotrek, po czym podał mężczyźnie filiżankę dopiero co zaparzonego
ciemnego napoju – Mówisz i masz.
- Hm – westchnął
Tobiasz nabierając w nozdrza zapachy z kuchni – Już dawno nie czułem tak
wyśmienitych aromatów w tym domu. Co dziś serwuje nasz mistrz?
- Bardzo śmieszne
– odparł spokojnie Piotrek lekko dotknięty żartem Tobiasza, ale ochłonął szybko
wiedząc, że mężczyzna nie wie o jego zdolnościach kulinarnych. Zazwyczaj
gotował w domu rodziców Jolki pod czujnym okiem jej matki, dlatego nikt z
Weissów nie miał o tym zielonego pojęcia. – Tosty francuskie.
- Naprawdę?! – Ucieszyła
się Luiza. – To moje ulubione danie, oczywiście zaraz po zapiekance
ziemniaczanej mojej mamy.
- Tak, mam nikt
nie prześcignie w gotowaniu – zaśmiał się chłopak wspominając ciocię Klarę –
Ich uczuć wkładanych w potrawy nie da się podrobić.
- Jesteś jakiś
inny w kuchni – stwierdził Tobiasz nakładając sobie na talerz jeden tost –
Mmm, to jest naprawdę wyśmienite.
- Tak, przepyszne!
– Dodała blondynka dołączając się do pochwał mężczyzny. – Jak to możliwe, że
mimo chrupkości rozpływają się w buzi?
- To zwykłe tosty
– zawstydził się chłopak w odpowiedzi na pochlebstwa – nic poza tym.
Kiedy skończyli jeść, Piotrek posprzątał kuchnię i zmył naczynia. To uczucie gotowania dla innych zawsze podnosiło go trochę na duchu, a teraz pozwoliło mu trochę zapomnieć o nerwach związanych z przeszłością.
- Wiesz, nawet do
twarzy ci w tym różowym fartuszku pani Stasi – zaśmiała się Luiza wchodząc do
kuchni – Chciałam ci pomóc, ale widzę, że już skończyłeś.
- Nie wygaduj
głupot! – Burknął Piotrek dosadnie trafiony uwagą dziewczyny. – Jestem chłopakiem
i róż zdecydowanie nie jest moim kolorem. To jedyny jaki znalazłem, a
musiałem jakiś założyć, by uchronić ubranie przed chlapiącym olejem.
- Oj, tak tylko
zażartowałam – zaśmiała się blondynka – Nie musisz się tak gorączkowo
tłumaczyć. Dzięki za pyszne śniadanie. A przyszłam ci tylko przekazać, że za
półgodziny jedziemy do miasta.
- Rozumiem –
odparł zgaszony chłopak przypominając sobie cel podróży – Będę gotowy.
* * *
*
*
Brnęli przez zaspy śniegu przechodząc pomiędzy nagrobkami w drodze do grobu rodziny Murdoch. Piotrek w zamyśleniu ściskał w jednej z dłoni bukiet białych frezji – ulubionych kwiatów Sary – a w drugiej przezroczysty znicz. W pewnej chwili potknął się o korzeń drzewa zakryty grubą warstwą śniegu i ledwo odzyskał równowagę z powrotem stając równo na nogach.
- Przez ten śnieg
nie widać przeszkód na drodze – zaśmiał się Tobiasz klepiąc ciepło ramię
chłopaka – Następnym razem uważaj jak idziesz, zamiast pogrążać się w myślach.
- Tak – zawstydził
się swoim gapiostwem Piotrek – Postaram się.
Po dziesięciu
minutach doszli do celu. Piotrek starannie strzepał śnieg z części nagrobka,
odkrywając napis na tablicy. W pewnej chwili dostrzegł niewielki wzgórek
pośrodku grobu. Pomału zrzucił śnieg z reszty nagrobka i ku jego zdumieniu
odkrył bukiet zmarzniętych czarnych róż.
- Tobiasz –
wyszeptał w przerażeniu chłopak – te kwiaty. Edward tu był.
- Na to wygląda –
zgodził się Tobiasz zamyślonym głosem – Ale po stanie kwiatów można stwierdzić,
że na pewno nie był tu dzisiaj. Nie denerwuj się niepotrzebnie.
- Masz rację –
próbował otrząsnąć się z szoku chłopak chowając twarz pod szalikiem
i poprawiając kaptur na głowie – Tylko się wygłupiłem.
- Nie przejmuj się
i zapal znicza – polecił mężczyzna, po czym zrobił to samo – Spoczywaj
w pokoju, Saro.
- To będzie już dziewiąty rok – myślał
Piotrek kładąc frezje na grobie i stawiając znicz – Widzisz siostro? Mam już dwadzieścia dwa lata, ale nadal nie mam takiej
pewności siebie jak ty, czy Tobiasz. Do tego w moim życiu pojawiła się
nowa osoba, która mnie zaakceptowała. Nazywa się Jacek Wieczorek i mieszkam
u niego. To straszny zboczeniec, ale w trudnych chwilach mogę na niego liczyć,
co jak wiesz, jest nie lada wyczynem z mojej strony. Brakuje mi ciebie. Czasem
nawet myślę, że byłoby lepiej gdybym rzeczywiście leżał tu obok ciebie, zamiast
zmagać się z życiem. Mam świadomość, że to tylko tchórzliwe wymówki
usprawiedliwiające próbę ucieczki. Raz tego próbowałem i żałowałem. Gdyby nie
Tobiasz, pewnie zamknięto by mnie w jakimś oddziale zamkniętym. Ale on nie
dość, że mnie odratował, to jeszcze się mną zajął. Kiedy umarłaś, zabrałaś ze
sobą większość światła. Dziękuję, że zostawiłaś mi Tobiasza. To dzięki niemu jeszcze tu stoję. Dziękuję.
Spoczywaj w pokoju siostrzyczko.
Po dłuższej chwili
zadumy, obaj wrócili do rzeczywistości. Postali jeszcze w milczeniu tak
z dwie minuty, po czym ruszyli z powrotem do samochodu, w którym czekała
Luiza. Nie zauważyli, że przez cały czas byli obserwowani z ukrycia. Ktoś po
kryjomu pstrykał im zdjęcia.
- Cholera, przez
ten kaptur i szalik nie widać twarzy tego dzieciaka – klął ciemnoskóry
mężczyzna przeglądając zrobione zdjęcia w ekraniku lustrzanki – Że też szef
się uparł na zdjęcia tego chłopaka. Dobrze, że zrobiłem kilka parę dni temu,
jak przyjechał do domu. Teraz tylko trzeba pokazać je szefowi.
* * *
*
*
Był wieczór i siedzieli w gabinecie Tobiasza. Piotrek zatopił się w wiekowym fotelu przy oknie i z uwagą przeglądał gruby zeszyt oprawiony w skórę. Z każdą przerzuconą kartką czuł co raz to większy ucisk w piersi.
- Co to jest? –
Spytał mężczyznę nie wierząc co widzi – Jak?
- To pamiętnik
Sary – odpowiedział Tobiasz cichym głosem. Myślami błądził gdzieś daleko. –
Przeczytaj go. Jak skończysz, to przystąpimy do rozmowy.
Piotrek posłusznie wrócił do lektury, a z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej bladł na twarzy.
6 VI 1991
Dziś ojciec przywiózł ze sobą
trzyletnie dziecko i oświadczył całej rodzinie, że od tego dnia będzie ono jej
członkiem. Matka jest niezadowolona z tego faktu podejrzewając ojca
o zdradę. Osobiście myślę, że chłopiec ten jest dość słodki. Ma kasztanowe
włosy i zielone oczy, niczym dziecko skrzata leśnego z bajki…
9 III 1999
Od trzech lat prowadzę po kryjomu
śledztwo w sprawie prawdziwej tożsamości Piotrusia. Martwię się o niego. Z
każdą wizytą Edwarda staje się bardziej zamknięty w sobie. […] Odkryłam, że
Piotr jest synem bliźniaczego brata naszego ojca, Alberta i Blanki wywodzącej
się z głównej linii włoskiego rodu arystokratycznego Sforza. Wuj Albert
uciekł do Włoch i zrzekł się praw do majątku Murdochów, pozostawiając syndykat
na głowie mego ojca. On przez te wszystkie lata nie mógł wybaczyć wujowi.
W zemście postanowił odebrać mu jedynego potomka – synka. Upozorował
wypadek, w którym niejako dziecko miało zginąć. Historia jak z filmu. Byłam w
szoku odkrywając prawdę i coraz bardziej znienawidziłam swoją rodzinę. Przez
tyle lat wmawiano nam, że Piotruś jest owocem skoku w bok ojca z jakąś służącą.
Maluch nigdy nie przypominał z wyglądu Murdocha. Ma za delikatne rysy, drobne
ciało i ciemne włosy, kiedy wszyscy z nas to blondyni. W żyłach Piotra
płynie błękitna krew, co oznacza, że jest małym królem…
2 XI 2002
Zaduszki, jak zwykle, zmuszają mnie
do przemyśleń. Ostatnio Edward dość często odwiedzał dom. Żądał od ojca, by ten
zdradził mu okoliczności zniknięcia Piotra. Niestety, jak zwykle, ich rozmowa
skończyła się na kłótni. W szale ojciec wykrzyczał, że „ktoś taki jak Piotr
Murdoch nie żyje!” Kiedy Edward wychodził, miał nienawistne spojrzenie, aż boję
się myśleć co knuje.
22 XII 2002
[…] Robert zadzwonił dziś do
mnie prosząc bym wyjechała gdzieś na święta. Twierdził, że grozi mi prawdziwe
niebezpieczeństwo. Prosiłam, by powiedział coś więcej, ale tylko mnie zbył.
Boję się. Myślę, że opuszczę dom w wigilię…
Piotrek z mieszanymi uczuciami
zamknął pamiętnik siostry. Miał mętlik w głowie. Martwił go fakt, że jest nad
wyraz spokojny, pomimo poznania czegoś na swój temat. Ostatni wpis był dwa dni
przed pożarem i mocno intrygował chłopaka.
- Skończyłeś? –
Spytał Tobiasz podnosząc się znad biurka. – Co cię najbardziej uderzyło?
- Ostatni wpis –
stwierdził pogrążony w myślach Piotrek – Z tego co napisała Sara, to Robert
wiedział o wszystkim. Jak cień podąża za Edwardem, więc czy to może znaczyć
jego plan odwetu na ojcu?
- Nie gdybaj, bo
dojdziesz do błędnych wniosków – polecił mu Tobiasz – Staraj się myśleć trzeźwo.
Choć zdziwiła mnie twoja spokojna postawa.
- Sam tego nie
rozumiem – odparł cicho chłopak – ale czuję, że to jedynie cisza przed burzą.
Nie wiadomo, w którym momencie wybuchnę. A w ogóle, to skąd masz ten pamiętnik?
- Dała mi go moja
matka – odpowiedział Tobiasz – Sara poleciła jej by dała go mnie w razie jakby
coś jej się miało stać, ale nie od razu, tylko po upływie czterech lat. Nie
rozumiem do końca jej intencji, ale myślę, że czegoś się obawiała.
- Z pewnością tak
było – przyznał Piotrek – Siostra zazwyczaj wyprzedzała innych o dwa ruchy
naprzód. Jak na kobietę, odznaczała się dobrym instynktem stratega.
- Tak – zamyślił
się Tobiasz – Muszę ci jeszcze coś powiedzieć.
- Co? – Zmartwił
się chłopak nagłym poważnym tonem mężczyzny.
- Prowadziłem ciche
śledztwo na własną rękę w sprawie tego pożaru i to, co odkryłem mocno mną
wstrząsnęło.
- Nie strasz mnie
– prosił Piotrek podnosząc się z fotela – tylko mów.
- To nie był
zwykły pożar. – Tobiasz nerwowo chodził wokół biurka. – Oficjalnie mieszkańcy
domu spłonęli we śnie, ale tak naprawdę, w momencie wybuchu pożaru już nie żyli.
Ktoś ich zastrzelił, a w celu zatarcia śladów podłożył ogień.
- Czyli ktoś
wynajął mordercę? – Piotrek w szoku opadł z powrotem na fotel. – Ale czemu? Komu
się tak narazili?
- Tego nie wiem –
odpowiedział smutnym głosem Tobiasz – Trochę ze strachu bałem się wkraczać
w kręgi najemników. Już za te wiadomości mocno się naraziłem ich zasadom.
Są pewne granice, których nie można przekroczyć. Jeśli to zrobisz, zarobisz
kulkę.
- Straszne –
wyszeptał w szoku chłopak – To naprawdę straszne.
- Kończąc tę
rozmowę, chciałem cię tylko zawiadomić, że jutro muszę wrócić do Wiednia –
oświadczył mężczyzna – Mam nadzieję, że tym razem dasz czasem o sobie znać.
- Postaram się –
rzucił Piotr błądząc myślami gdzie indziej – A propos, też jutro wracam.
- Dużo dziś
wysłuchałeś – zaczął Tobiasz zmieniając temat. Widział, że chłopakowi coś nie
daje spokoju. – Lepiej przespać się z tym wszystkim. Może coś się ułoży.
- Ta – westchnął
Piotrek powoli ruszając w stronę drzwi – To miłych snów.
- Dobranoc.
* * *
*
*
Brał poranny prysznic. Noc minęła mu na rozmyślaniu i nadal dumał wspominając pamiętnik Sary. W pewnym momencie oparł się o ścianę kabiny i osunął w dół siadając w brodziku. Ciepła woda spływała po jego ciele, a on sam nieprzytomnie patrzył w odpływ. Po dłuższej chwili wyszedł z łazienki owinięty tylko w ręcznik. W pokoju zastał nieoczekiwanego gościa.
- Co?! – Osłupiał
na widok mężczyzny. – Co ty tu robisz?
- Przyjechałem po
ciebie – odpowiedział spokojnie Jacek nie spuszczając wzroku z chłopaka,
z którego włosów nadal ściekały kropelki wody. – Wpuściła mnie dość
gadatliwa blondynka.
Piotrek w szoku
nadal stał w osłupieniu. Nie spodziewał się nikogo w swojej sypialni, a tym
bardziej Wieczorka. Zadrżał, gdy ochłodzone kropelki wody ściekały z włosów na
jego skórę i dopiero wtedy uświadomił sobie, że stoi przed mężczyzną
przepasany w biodrach jedynie ręcznikiem. Ze wstydu miał ochotę zapaść się pod
ziemię, odwrócił się na pięcie, by uciec do łazienki, ale Jacek był szybszy.
Wziął leżący na łóżku ręcznik i zarzuciwszy go chłopakowi na głowę, zaczął
wycierać mu włosy.
- Doprawdy –
westchnął mężczyzna – Nauczyłbyś się wreszcie porządnie wycierać głowę. Twoje
włosy nadal ociekają wodą.
- Jak? – Zająknął
się Piotrek w szoku. Nagle Wieczorek przyciągnął chłopaka do siebie tak, że ten
przywarł do niego. – Co ty wyprawiasz?
- Mam niedosyt
Czarneckiego – zaśmiał się Jacek mocno przytulając Piotrka – Przywiozłem też
Rubi. Czeka w samochodzie.
- Zapach Jacka. Dym papierosowy wymieszany z
markową wodą toaletową – rozmarzył się na chwilę chłopak, jednak po pewnym
czasie uzmysłowił sobie co właśnie robi i zawstydzony odepchnął mężczyznę od
siebie, ale ten nie odpuszczał. – Puść mnie i daj się ubrać.
W rekordowym
tempie narzucił na siebie przygotowane wcześniej ciuchy, a Wieczorek zaśmiał
się pod nosem.
- Co się tak
szczerzysz? – Spytał podejrzliwie chłopak.
- Cieszę się –
odparł Jacek – Cieszę się, że cię widzę oraz, że załapię się na śniadanie
twojej roboty.
- Czy ty w ogóle
coś jadłeś? – Zaniepokoił się Piotrek. – Jesteś trochę blady.
- Czyżbyś się o
mnie martwił? – Zaśmiał się Wieczorek.
- A gdyby tak, to
co? – Odparł z lekka skrępowany chłopak. – Czy coś w tym dziwnego?
- Ależ skąd –
ucieszył się mężczyzna – Jestem szczęśliwy
* * *
*
*
Po śniadaniu, kiedy miał już wychodzić, Tobiasz zatrzymał go wciskając w ręce pamiętnik Sary.
- Myślę, że
powinieneś go zabrać – powiedział Tobiasz smutnym głosem – Należał do twojej
siostry.
- Nie chcę go –
Piotrek oddał książkę mężczyźnie – Wystarczy mi, że przeczytałem go ten jeden
raz. Zostaw go w tym domu, przecież to tu miała zamieszkać.
- Zgoda – Tobiasz
przystał na propozycję Piotrka i zwracając się w stronę Jacka poprosił: – Zaopiekuj się Piotrem. Jest bardzo wrażliwą osobą, choć na co dzień tego nie
pokazuje.
- Tobiasz! –
Krzyknął lekko zły Piotrek. – No, wiesz?
- Zaopiekuję się
nim – odpowiedział Wieczorek w śmiechu – jak nikt inny.
- Będę trzymał cię
za słowo – ucieszył się Tobiasz – Bądźmy w kontakcie.
Wymienili się
numerami telefonów, po czym pożegnali i wyszli.
W drodze powrotnej nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. Piotrek ukradkiem zerkał na Jacka wtulony w Rubi. Nagle poczuł się śpiący.
- Dlaczego będąc z tym mężczyzną czuję się
bezpieczny? – Myślał chłopak, a powieki powoli zaczęły opadać w dół. – Czemu czuję, że przy nim mogę spokojnie spać
mimo, że robił mi te zboczone rzeczy? Czy to znaczy, że… Nie! To na pewno nie
to!
Jeszcze przez chwilę walczył z myślami, a po kilku minutach zasnął.
Jacek spojrzał na
śpiącego obok chłopaka i z trudem powstrzymywał się przed pocałowaniem go.
- Tęskniłem, kotek
– wyszeptał, po czym podkręcił trochę radio – Mam nadzieję, że ty też.
* * *
*
*
Do domu przybyli późnym wieczorem. Po drodze zajechali jeszcze do domu rodziców Jolki, gdzie poczęstowano ich ciastem i oczywiście ciocia Klara przygotowała Piotrkowi porządną wałówkę. Jak zwykle, czuć było święta w tej rodzinie, pomimo tego, że nie było tam Jolki.
Zmęczony człapał
po schodach na czwarte piętro, bo winda była w remoncie. W duchu przeklinał
swój brak kondycji. Obładowany Jacek minął go już jakiś czas temu, a on nadal
wlókł się żółwim tempem. Oczy strasznie mu się kleiły, bo przez kilka ostatnich
nocy nie spał zbyt dobrze. Wreszcie po długiej wędrówce w górę, dotarł do drzwi
mieszkania. Wszedł do środka, zdjął buty i kurtkę, po czym oklapł na kanapę w
salonie.
- Jeśli chcesz
spać, to idź do swojego pokoju – rzucił Jacek siedzący w fotelu – Tu zmarzniesz
i nabawisz się bólu w karku.
- Nie mam siły
zdobywać kolejnego szczytu – ziewnął chłopak zezując na Wieczorka – Chyba
zaryzykuję i tu zostanę.
- Nie pozwolę na
to – Jacek wstał z fotela – Będziesz spał na górze.
- Ale
powiedziałem, że nie dam rady wejść po schodach – upierał się przy swoim
Piotrek. Przymknął na chwilę oczy, a po pewnym czasie poczuł, jak unosi się w
powietrzu niesiony przez Wieczorka. Doznany szok wykrzesał w nim jeszcze nieco
energii, więc zaczął się wyrywać. – Czemu nie zostawisz mnie w spokoju? Zostaw
mnie!
Chłopak szarpał
się niemiłosiernie, jednak nie zdawało to egzaminu w porównaniu z żelaznym
uściskiem Wieczorka. Piotrek nawet nie zauważył, że znaleźli się już na
piętrze, nadal starając się uwolnić z objęć mężczyzny. Ostatecznie Jacek rzucił
go na łóżko, a w momencie uderzenia o materac chłopak otworzył szeroko oczy
stwierdzając, że znajdują się w sypialni mężczyzny.
- Hej! – Zwrócił
uwagę współlokatorowi. – To nie jest mój pokój, tylko twój.
- Wiem – odparł
Jacek przygważdżając Piotra do łóżka – Wybacz, ale nie mogę się już
kontrolować.
- Zaraz! – Wrzasnął
osłupiały chłopak. – O czym ty do mnie mówisz?!
Kasztanowłosy
spojrzał na Jacka spanikowanym wzrokiem, jednocześnie starając się uwolnić. W
pewnym momencie ich twarze zanadto się do siebie zbliżyły, co wywołało u
chłopaka soczysty rumieniec wstydu.
- Jesteś taki słodki
z tą miną – szepnął mu do ucha Jacek, jednocześnie zdejmując krawat z szyi,
który po chwili był już wokół nadgarstków Piotra. Drugi koniec przywiązał do
wezgłowia łóżka unieruchamiając w ten sposób chłopaka. – Mam ochotę cię
całego pożreć.
- Ty chyba
żartujesz – panikował Piotrek próbując uwolnić ręce, jednak więzy okazały się
nie do zdarcia – Proszę puść mnie. Ja… ja się boję.
- Nie ma się czego
bać – uspokajał chłopaka Wieczorek – Nie chcę cię skrzywdzić.
Jacek powoli zdjął
bluzkę chłopakowi i namiętnie całując zaczął bawić się jego sutkami, ten
wzdrygając się wygiął do tyłu. Następnie przejechał językiem po szyi Piotra i
delikatnie ugryzł w ucho. Jedna z jego dłoni powędrowała w dół i zaczęła
rozpinać sprzączkę od paska.
- Nie! – Jęknął w
proteście chłopak. – Proszę, przestań. Tak nie można.
- Nie bój się,
kotek – mężczyzna pocałował Piotra, by w ten sposób odwrócić jego uwagę –
Kocham cię.
- Nie… – działanie
Jacka zszokowały i wystraszyły chłopaka, tym bardziej, że zmęczenie nie
pozwalało mu się przeciwstawić mężczyźnie. – Błagam.
- O co mnie
błagasz? – Spytał mężczyzna wsuwając rękę w spodnie chłopaka powoli je
zdejmując. To samo uczynił z bielizną kasztanowłosego.
- Przestań –
prosił Jacka – Nie rób tego.
- Na pewno chcesz,
bym przestał? – Spytał mężczyzna liżąc przyrodzenie chłopaka. – Przecież widzę,
że ci dobrze.
- To… – jęknął
Piotrek, kiedy mężczyzna zaczął mu obciągać. Dreszcze przeszyły jego ciało
i przeniknęła go fala gorąca. Towarzyszyły temu jego spazmatyczne oddechy i
z rozkoszy jaką czuł w tej chwili do oczu napłynęły mu łzy – Ja zaraz…
- Wiem –
powiedział Wieczorek widząc, że chłopak zaraz dojdzie – Nie krępuj się.
Jacek sięgnął do
szafki nocnej i wyjął z szuflady małą buteleczkę. Wylał jej zawartość sobie na
dłoń, którą powędrował do pośladków chłopaka. Ten jednak wystraszył się i
próbował odsunąć, ale mężczyzna zręcznie go przytrzymał i dla odwrócenia jego
uwagi zaczął całować. W tym samym czasie wsunął jeden palec chłopakowi między
pośladki powoli rozciągając wejście do odbytu.
- Nie – sapnął
chłopak, na to początkowo nieprzyjemne uczucie. Jacek natomiast zaczął ssać
jego sutki i zjeżdżać językiem coraz bardziej w dół zatrzymując się na
podbrzuszu. Piotrek drgnął, gdy wsunął drugi palec.
- Co ty mi robisz
– wysapał mocno pobudzony, a jego zielone oczy błyszczały od łez.
- Przygotowuję cię
– odparł mężczyzna masując palcami wnętrze odbytu chłopaka. Szukał w ten
sposób jego czułego punktu. Kiedy na niego natrafił, Piotrek głośno jęknął. – Tu
cię mam.
- Co? – Piotrek
ledwo mógł myśleć, był mocno pobudzony i napalony.
- Wybacz, ale już
nie wytrzymam – sapnął Jacek rozpinając spodnie – Wezmę cię tu i teraz.
Przejechał czubkiem członka wokół dziurki, po czym rozsuwając pośladki chłopaka wszedł w niego pomału. Nie chciał sprawić mu większego bólu, niż był potrzebny.
- Mimo
przygotowania nadal jesteś dość ciasny – rzucił Wieczorek pomału zaczynając się
ruszać – Ale tak mi w tobie dobrze. Jesteś taki ciepły i miękki w środku.
- To boli –
zaszlochał Piotrek próbując się odsunąć od mężczyzny – boli.
- Zaraz przestanie
– wyszeptał mu do ucha Wieczorek, po czym dotknął swoim językiem języka
chłopaka, powoli zachęcając go do pocałunku – Właśnie tak.
Kiedy udało mu się
wejść całkowicie, zaczął serię mocnych pchnięć napierając w ten sposób na
prostatę chłopaka, który w pewnym momencie poddając się całkowicie
współlokatorowi zaczął ruszać biodrami. Jacek w odpowiedzi na to przekręcił go
w dogodniejszą pozycję, by uzyskać lepszy dostęp. Jednocześnie masował jego
członka i przygryzał od czasu do czasu ucho i miejsce między szyją a obojczykiem.
Ciche pojękiwanie Piotrka dodatkowo pobudzało mężczyznę sprawiając, że poruszał
się szybciej. W momencie, gdy chłopak dochodził, jego mięśnie zacisnęły się na
członku Jacka powodując tym jego ejakulację[4].
Przez chwilę pozostał jeszcze wewnątrz, a zmęczony Piotrek opadł na poduszki i
zasnął.
Ułożył się obok
śpiącego chłopaka i przejechał palcami po jego spoconych włosach.
- Byłeś naprawdę
wspaniały – szepnął całując Piotra w czoło – Miłych snów.
Nakrył siebie i
chłopaka kocem, po czym także pogrążył się we śnie.
* * *
*
*
Było późne południe, kiedy otworzył oczy. Pomimo długiego snu nadal odczuwał zmęczenie. Leżał sam w łóżku i na wspomnienie nocy mocno się zawstydził. Powoli usiadł i poczuł pieczenie w tyłku. Syknął z bólu lekko pocierając swoje cztery litery. Spuścił nogi na podłogę i wstał, jednak eksplozja bólu w biodrach sprawiła, że runął na nią jak długi. Nie mógł ustać na nogach, a tym bardziej wstać.
- Cholera –
powiedział leżąc twarzą do podłogi. Łzy zażenowania spłynęły po jego policzku.
Ten mężczyzna zrobił mu coś takiego, a po wszystkim zostawił go samego. – Jak
on mógł.
Próbował się
przekręcić na plecy, ale po pewnym czasie stwierdził, że leżąc na brzuchu nie
odczuwa bólu.
- Piotrek? – Usłyszał
głos Jacka wchodzącego do pokoju. Na widok leżącego na podłodze chłopaka szybko
do niego podszedł. – Jeny, same z tobą problemy. Nie możesz jeszcze wstawać.
Mężczyzna wziął
chłopaka na ręce i zaniósł do łóżka. Na chwilę ich spojrzenia się spotkały, ale
Piotrek ze wstydu go spuścił, natomiast Jacek patrzył na współlokatora wzrokiem
pełnym pasji.
- Coś nie tak? –
Spytał widząc Piotra w niemrawym nastroju. – Czy coś się stało?
- I jeszcze się
pytasz? – Fuknął chłopak łypiąc na niego wściekłym spojrzeniem. – Wykorzystałeś
mnie i zostawiłeś! Nie jestem substytutem kobiety. Do cholery, jestem facetem!
- Uspokój się –
Jacek próbował dotknąć chłopaka, ale ten odtrącił jego dłoń. – Co jest?
- Zostaw mnie! –
Wrzasnął z wyrzutem Piotrek. – Zabrałeś mi mój pierwszy, prawdziwy pocałunek, a teraz
i mój pierwszy raz. Jeszcze z nikim tego nie robiłem, a ty tak łatwo…
W frustracji
chłopak zasłonił dłońmi twarz. Jacek wykorzystując tę chwilę nieuwagi szybko
przytulił chłopaka.
- Tak się cieszę –
odparł mężczyzna całując chłopaka w czoło – Jestem twoim pierwszym. Jesteś mój,
tylko mój.
- Co ty? – Spytał
oniemiały Piotrek próbując się wyrwać z żelaznego uścisku. – Nie tak mocno.
Wszystko mnie boli.
- Wybacz –
zawstydził się Jacek. Chłopak pierwszy raz widział taki wyraz twarzy
u mężczyzny. – Nie chciałem cię skrzywdzić, a
jednak to zrobiłem. Po tej nocy potwierdziły się moje uczucia względem ciebie.
- Co ty próbujesz
mi powiedzieć? – Spytał skołowany chłopak. – Jesteś jakiś dziwny.
- Chcę ci powiedzieć,
że cię kocham – wyznał mężczyzna patrząc intensywnie w oczy Piotra – Jesteś
pierwszą osobą, do której to czuję. Pożądam cię całego. Twojego uśmiechu, łez
i ciała. Dla mnie jesteś kimś wyjątkowym.
- Przestań! –
Piotrek zakrył dłońmi Jacka usta. – To takie zawstydzające.
- Dobra, ja ci
powiedziałem co czuję – zaczął mężczyzna – Teraz twoja kolej.
- Ja nie jestem
pewien – mamrotał chłopak z wymalowanym na twarzy rumieńcem wstydu – Nie jestem
dobry w te klocki. Tak naprawdę, to jestem typem odludka. Zawsze izolowałem się
od innych ludzi. Nigdy nie miałem dziewczyny, bo wolałem skupić się na nauce sądząc, że to jest ważniejsze. Odebrałeś mi moje pierwsze razy siłą, ale pomimo
tego cię nie nienawidzę. Raczej skłaniam się do stwierdzenia, że cię lubię.
- Naprawdę jesteś
uroczy robiąc zawstydzoną minę – Wieczorek delikatnie przytulił do siebie
Piotra – Tak się cieszę, że jesteś ze mną.
Po chwili
ostrożnie podniósł chłopaka i wyniósł z sypialni. Piotrek w odruchu
zarzucił ręce na jego szyi bojąc się, że spadnie.
- Nie bój się! Nie
upuszczę mojego skarbu – wyszeptał mu do ucha Jacek sprawiając tymi słowami
następną falę zawstydzenia u chłopaka – Zrobiłem ci śniadanie.
- Co? – Zdziwił
się Piotrek. – Ty?
- Wiem, nie jestem
dobry w gotowaniu, ale zrobić kawę i grzanki to jeszcze umiem – zaśmiał się
Wieczorek widząc zdziwioną minę chłopaka – Jeśli nie chcesz, to możesz nie
jeść.
- Nie, zjem –
uśmiechnął się Piotrek – To coś, co zrobiłeś dla mnie, dlatego to zjem.
Piotrek w ciszy
chrupał grzanki. Nie wiedział, że był tak bardzo głodny, bo smakowały, jak coś
najlepszego co dotąd jadł.
Po śniadaniu Jacek
zabrał chłopaka do łazienki, by ten mógł się umyć. Jednak jego stan nie
pozwalał mu usiąść w wannie.
- Umyję cię –
zaproponował widząc, że chłopak sobie nie radzi – Nawet nie protestuj, bo widzę, że ci ciężko.
Wziął gąbkę i
delikatnie przemywał ciało Piotra. Na koniec, prysznicem dokładnie spłukał mydliny
i otuliwszy w ręcznik wyjął z wanny i zaniósł do łóżka. Tam go ubrał w
czysty podkoszulek i bokserki, po czym szczelnie przykrył kocem. Chłopak
zmęczony uśmiechnął się do niego i dość szybko zasnął osłabiony jeszcze
ostatnią nocą. Kiedy upewnił się, że współlokator mocno śpi, sam poszedł wziąć
prysznic.
[1] Słowa piosenki
artysty Akeboshi pt. Wind.
[2] Metalica, Nothing
Else Matters.
[3] Iron Maiden, Como
Estais Amigo
[4] Ejakulacja (łac. eiaculatio –
wytrysk) – wytrysk nasienia (spermy) z prącia. Porcja nasienia
wydzielana w trakcie ejakulacji to ejakulat.
Ejakulacja następuje w czasie stosunku płciowego, masturbacji bądź polucji (zmaza
nocna).[wikipedia]
Awwwwwww!!! To było mega! Wiesz... lubię twój styl pisania (bo wiem, że każdy ma inny). Piotrek jest taki słodki, a Jacek? On jest świetny! Prawdziwy dominujący męski mężczyzna, choć czasem przerażający, ale dający się lubić :).
OdpowiedzUsuńWiesz, że mnie tym kupiłaś jak nikogo innego! Dziękuję za ten rozdział, był cudny i obfitujący w wiadomości i ciekawe wydarzenia ^.^.
Pozdrawiam i czekam na więcej! Weny także życzę! :)
Dziękuję za Twoje komentarze :) i ciesze się, że podoba Ci się ta historia.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńbosko, Jacek wyznał uczucia, Tobiasz cały czas mówi, że to jego dom, a Piotrek wciąż uwarza się za gościa, i o co chodzi z tymi zdjęciami? czy to Edward zlecił? może później Jacek dostanie zlecenie aby zabić Piotrka... został oznaczony tak jak się oznacza w zasadzie bydło, płynie w nim błękitna krew, no i co Wieczorek dobrał się do niego i to było morderstwo...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział boski, Jacek wyznał swoje uczucia Piotrka, Tobiasz cały czas powtarza, że to też dom Piotrka, a ten wciąż uwarza się tutaj za gościa, o co chodzi z tymi zdjęciami? czy to Edward to zlecił? może Jacek dostanie zlecenie, aby zabić Piotrka... oby nie... kiepsko został oznaczony tak jak się oznacza bydło, płynie w nim błękitna krew, no i co Wieczorek dobrał się do niego :) i to jak sięnokazało było morderstwo...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział jest boski, Jacek wyznał swoje uczucia Piotrkowi, Tobiasz często powtarza Piotrkowi, że ten dom to też i jego dom, a ten wciąż uwarza inaczej, myśli o sobie jako gościu, o co chodzi z tymi zdjęciami? czy to Edward zlecił? może Jacek dostanie zlecenie na zabicie Piotrka... oby jednak nie... został oznaczony w zasadzie tak jak oznacza się bydło, a tak naprawdę płynie w nim błękitna krew... no i co? Wieczorek dobrał się do Piotrka... i to okazało się morderstwem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza