Translate

wtorek, 31 grudnia 2013

Przesłuchanie, nerwy i pożegnanie

Ten króciutki rozdzialik jest niejako dokończeniem wcześniejszego, który wrzuciłam tuż przed świętami. Mam nadzieję, że się spodoba i podzielicie się ze mną swoimi spostrzeżeniami w komentarzach. Pozdrawiam :)


Przeogromny ból głowy towarzyszył Piotrkowi podczas pobudki. Chłopak nie miał zamiaru otwierać oczu wiedząc, że to spotęguje jego cierpienie.

- Cholerne środki uspokajające – jęknął masując skronie i poprawiając wrzynającą mu się w szyję obrożę –  Pieprzone ustrojstwo na szyi.

Poruszył się słysząc dźwięk dzwonka z obroży, któremu towarzyszył jeszcze inny odgłos. Pomachał prawą ręką i usłyszał odpowiedź w postaci lekkiego szurnięcia na poduszce.

- Co jest? – Raptownie otworzył oczy zapominając o bólu, który niemal od razu dał o sobie znać. – Aua!

Wokół nadgarstka miał kolejną obręcz przymocowaną łańcuszkiem do wezgłowia łóżka. Nagłe poruszenie wywołało u niego mdłości i z ledwością się powstrzymywał zaciskając dłonią usta i zamykając oczy. Jedyna dobra rzecz w tym wszystkim była taka, że nie miał już gorączki i wróciła mu jasność umysłu.

- O, dzisiaj kucyki – zaśmiał się wchodząc do pokoju Orestes – widzę, że moja siostra się przy tobie nie hamuje.

- Ta – westchnął blady na twarzy chłopak przymrużając z bólu oczy – przy najbliższej okazji spalę jej szafę i wyrzucę wszystkie ulubione buty.

- Pamiętasz wczorajszy dzień? – Zapytał go Sicarius mierząc czujnym spojrzeniem – Będziesz grzeczny i powiesz mi wszystko, czy chcesz nieco pocierpieć?

- Na to jest trochę za późno – jęknął Piotrek dotykając skroni – Pana rodzeństwo już mi zapewniło opiekę z piekła rodem.

- Mów – naciskał na chłopaka surowym tonem głosu – nie przeciągaj.

- Obudziłem się bez siły – przypominał sobie kasztanowłosy zamykając oczy – jakoś udało mi się zebrać i oswobodzić z pęt Aarona. Człapałam ślimaczym tempem do wyjścia, gdy natrafiłem na trolla i bum. Urywa mi się film.

- Rozumiem – Orestes posłał chłopakowi złośliwy uśmieszek, czego ten nie zauważył przez zamknięte oczy – A pamiętasz, jak ten troll wyglądał?

- O co panu chodzi? – Piotrkowi zapaliła się czerwona lampka. Powoli starał się sobie przypomnieć wygląd ostatniej osoby, którą zobaczył przed utratą świadomości. – Wysoki mięśniak o groźnym stalowym spojrzeniu. O w mordę. Nie, jednak nie pamiętam jego wyglądu.

- Pinokio – mruknął Orestes widząc lekkie wahanie w mimice kasztanowłosego – Przypomniałeś sobie, prawda?

- Nie bardzo? – Kluczył kasztanowłosy ostrożnie dobierając słowa – Powiedzmy, że to nie był troll a człowiek. Na tym bym poprzestał.

- Bawisz się w dyplomatę – wyśmiał go mężczyzna łapiąc za jego prawą nogę w kostce. Chciał się przez to upewnić, czy informacje usłyszane od Rose są prawdziwe. Siostra nieraz dla żartu wprowadzała go w błąd. Miał ułatwioną sprawę, bo tym razem pidżama chłopaka składała się z koszulki i szortów.

- Nie! – Warknął Piotrek wyrywając nogę z uścisku mężczyzny i podkulając ją pod siebie. – Tu nie ma nic do oglądania.

- Czyżby?! – Sicarius nonszalancko się zaśmiał – A to „M” na stopie?

- Relikt przeszłości, do którego nie lubię wracać – szepnął smutnie chłopak próbując się podnieść do siadu. Niestety powalił go zawrót głowy i nawrót mdłości. Zakrył usta ręką desperacko szukając jakiegoś wiadra w pobliżu.

- Oho – Orestes od razu zrozumiał co się dzieje. Ruszył do łazienki i przyniósł z niej wiadro, które postawił po prawej stronie łóżka. Piotrek zawisł nad nim wymiotując jedynie wodą zmieszaną z żółcią. – Wyrzuć to z siebie. – Poklepał chłopaka po plecach przy okazji przytrzymując go by nie runął z posłania. – Widzę, że kiepsko znosisz mieszankę nasenną Rose. Nie dziwię się temu, bo podali ci wczoraj końską dawkę.

- Czego pan tak naprawdę ode mnie chce? – Stęknął zielonooki z powrotem kładąc się na poduszki – Jak widać, nie jestem w dobrej formie do szczerej rozmowy.

- Błąd – odparł mężczyzna przykrywając go kocem – Jesteś wręcz w idealnej formie do takiej rozmowy.

- No tak – sarknął Piotrek wbijając wzrok w baldachim nad nim – Przesłuchanie jest tym lepsze, im ofiara jest na przegranej linii, a do tego osłabiona.

- Zaiste – pochwalił go Orestes widząc, że jego nauki nie poszły w las – Pilny z ciebie uczeń.

- Niestety – fuknął kasztanowłosy zezując na siedzącego przy nim mężczyznę – Chodzi o Allena? O jego związek z Thanathosem?

- Bystry jesteś – uśmiechnął się Sicarius z groźnym spojrzeniem – Wcześniej ci mówiłem, że prędzej czy później wyciągnę z ciebie informacje o nim.

- Tak, mówił mi pan – przytaknął chłopak w zamyśleniu – Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że Hubert jest w rzeczywistości moim bratem Allenem. Dopiero niedawno postanowili mnie z Nicole uświadomić o tym fakcie.

- A co wiesz w kwestii wtargnięcia ludzi organizacji na teren Akademii? – Dociekał mężczyzna nie spuszczając czujnego wzroku z przesłuchiwanego.

- W sumie, to i tak nie mam nic do stracenia. – Piotrek przymknął zmęczone oczy – Allen poprztykał się z ojcem i to są tego skutki. Mój brat po prostu nie chce jeszcze wracać do organizacji, co drażni ojca. Teraz najpewniej Albert osobiście przybędzie po mojego brata.

- Aha – Orestes chwilę myślał w milczeniu. Dowiedział się wielu ciekawych rzeczy. Hubert okazał się być prawą ręką szefa Thanathosa, a do tego bratem Piotrka. – Allen jest od ciebie starszy?

- Kilka minut – mruknął już nieco sennie kasztanowłosy – Jesteśmy bliźniakami, ale dwujajowymi.

- Rozumiem – Sicarius szybko połączył fakty – Jesteś drugim synem Alberta? Interesujące.

- Może – jęknął Piotrek na samą myśl, że istnieje prawdopodobieństwo spotkania z ojcem w AT. – Jakoś ciężko mi zaakceptować tego człowieka jako ojca. Jedna osoba zasługuje na to miano i nie jest nią ten ktoś. – Posłał rozmówcy wymowne spojrzenie, mówiące o braku chęci kontynuowania konwersacji. – Aha, wczoraj pewnie palnąłem jakieś głupstwa w półśnie, dlatego przepraszam.

- Tymi przeprosinami przyznajesz, że pamiętasz tego trolla – zarzucił mu Orestes – A przypominasz sobie co powiedziałeś w dniu gry? Coś o tym, że masz gdzieś mnie i moje zdanie?

- Możliwe – sapnął Piotrek w odpowiedzi – Byłem wściekły, a w złości czasem mówi się niegrzeczne i niepotrzebne rzeczy. Jeśli doda się do tego niewyspanie, zmoknięcie, zimno, walkę z jakimś rudym McBrzydalem i nawiedzonego twardziela z blizną na oku, można lekko wyprowadzić się z równowagi. – Zaśmiał się z nutą ironii w głosie. – Beznadzieja.

- Spotkałeś Ravena? – Sicarius chwycił mocno ramię chłopaka świdrując go zimnym spojrzeniem – Odpowiadaj!

- Aua! – Miauknął z bólu kasztanowłosy – Ten z blizną na oku tak się nazywał. Nie rozumiem gościa. Powiedział tylko, że mnie polubił i obiecał nie pisnąć Albertowi słowa o mojej obecności w AT. Nic już więcej nie powiem!

- W takim razie śpij! – Ryknął na niego mężczyzna ogłuszając mocnym uderzeniem w złości. Następnie klnąc pod nosem opuścił pokój.

* * * * *

Dante wyswobodził się z kajdanek i tym samym nic nie mogło już go zatrzymać przed opuszczeniem izolatki. Był wściekły na starsze rodzeństwo za uwięzienie go i przymusowe leczenie, jednak z drugiej strony dzięki temu zagraniu wypoczął i teraz czuł się o wiele lepiej.

- Priorytet – spojrzał na swoje ubranie niemal warcząc ze złości – zmienić ciuchy. Następnie odebrać mój skarb i zabić wiedźmę.

Tunelami dostał się do swojego pokoju w dormitorium, odświeżył się i założył świeże ubranie. Na myśl, że niedługo weźmie w ramiona swojego zielonookiego złośnika wrócił mu dobry humor. Pogwizdując opuścił pokój.

* * * * *

Piotrek jeszcze spał, kiedy Orestes ponownie wparował do pomieszczeń Aarona. Usiadł na skraju łóżka i w zamyśleniu wpatrywał się w nieprzytomnego chłopaka. Po kwadransie kasztanowłosy otworzył zaspane oczy i zdziwiony patrzył na mężczyznę.

- Czego pan znowu chce? – Ziewnął przeciągając się leniwie na łóżku. – Jeżeli ma pan zamiar ponownie mnie przesłuchiwać i na koniec ogłuszać, to ostrzegam, że nie powiem już ani słowa na temat dnia gry. Oberwałem za prawdę i więcej już jej nie odsłonię przed panem.

- Rozumiem – Orestes groźnie spojrzał na zielonookiego wyczytując z jego postawy, że ten nie żartuje. – Wtedy mnie poniosło, ale mam swoje powody.

- Powody czy nie, jednak przegiął pan tym razem – mruknął Piotrek z przekąsem – Nie ukrywam faktu, że za panem nie przepadam, bo mam ku temu powody. To jednak nie staje mi na drodze by nie zwracać się do pana z szacunkiem. Jest pan zięciem mojej babci, a do tego starszym bratem Dantego.

- Chcesz poznać moje powody? – Sicarius zmierzył chłopaka badawczym wzrokiem. Był mu winien to wyjaśnienie, po odreagowaniu na nim złości. – Tak czy nie?

- Myśli pan, że należy mi się wyjaśnienie za to ogłuszenie, prawda? – Westchnął kasztanowłosy z rezygnacją. – Nie uważam, że to konieczne. Jeśli nie chce pan o tym mówić, to nie trzeba. Z doświadczenia wiem, że takie rzeczy lepiej trzymać na dystans od siebie. Sam nie lubię wspominać kiepskich chwil, dlatego nie zmuszam do tego innych.

- Wyrozumiały jesteś, jak na swój wiek, wiesz? – Mężczyzna posłał mu niemrawy uśmiech. – Powód mojego wybuchu był taki, że w AT był Raven. Bliznę, którą nosi na oku sam mu zadałem i żałuję, że nie zabiłem tego drania od razu.

- Aha, czyli porachunki – sapnął zielonooki słuchając – Co takiego zrobił?

- Zabił moją córkę – odparł smutnie mężczyzna w zamyśleniu zaciskając pięści – Była rok młodsza od ciebie i miała jeszcze tyle życia przed sobą, a ten drań go jej pozbawił.

- Po części rozumiem pański ból – szepnął Piotrek z melancholijnym spojrzeniem – Sara była dla mnie wszystkim. Moim światełkiem, które utrzymywało mnie jeszcze przy życiu. Pan mi ją odebrał, po części zabijając też mnie. Mam świadomość, jak wielką stratę pan poniósł, jednak nie jestem w stanie zmusić się do współczucia. Nie dla pana.

- Rozumiem – Orestes chwilę patrzył w smutne oczy chłopaka dostrzegając w nich ogrom bólu. To go uderzyło. Co ten dzieciak musiał przeżyć by zgromadzić w sobie tyle żalu i cierpienia. – Boisz się śmierci?

- Szczerze? – Kasztanowłosy zamknął na moment oczy. – Swojej nie, czyjejś tak.

- Czemu dążysz do śmierci? – Dalej drążył ten temat. Chciał rozgryźć chłopaka, a przynajmniej natrafić na tok jego myślenia.

- Nie zasługuję na życie – Piotrek wzruszył ramionami – Nie ma sensu. Nie potrafię już żyć, jako prawdziwy ja.

- Aha - mruknął pogrążony w myślach Orestes.

- Chce mnie pan rozgryźć? – Zaśmiał się gorzko chłopak – To bez znaczenia, bo schemat mojego myślenia w kwestii śmierci przypomina enigmę.

- Enigma została złamana – zauważył mężczyzna spokojnym tonem – także twój tok myślenia również można rozszyfrować.

- Możliwe – Mruknął zielonooki pogrążony w myślach – Jednak jeśli nie zechcę, to nikt niczego nie rozszyfruje. Wyjątek stanowi Dante, który niemal na wstępie rozgryzł schemat. W nagrodę powierzyłem mu swoje życie, skazując się na jego łaskę. Czasem żałuję tej decyzji, ale nie łamię danego słowa.

- Czyżby? – Sicarius wyczuł nutkę wahania w głosie chłopaka przy ostatnim zdaniu. – Kręcisz.

- Ok. – westchnął Piotrek – Sam nie targnę się na swoje życie, ale nie unikam czynników zewnętrznych.

- A czemu mnie nie zabiłeś? – Mężczyzna z ciekawością spojrzał na kasztanowłosego. – Wiesz już, że zabiłem twoją kuzynkę, więc dlaczego nie próbujesz się zemścić?

- To proste – fuknął chłopak – Jest pan jedynie narzędziem, które wykonało zlecenie mózgu operacji, czyli mojego stryja. Poza tym jest pan ojcem, a nie chcę by Pierre stał się półsierotą. Zabijanie w zemście nie przynosi ulgi, bynajmniej dla mnie. To tyle wyjaśnień z mojej strony.

- Szczery jesteś – Orestes wstał z łóżka i ruszył w stronę wyjścia. Nie wiedzieć czemu, rozmowa z Piotrkiem ukoiła jego nerwy i dała do myślenia. Dzieciak nie był głupi i miał sporo oleju w głowie, czego nie pokazywał na co dzień, a to mocno myliło w jego ocenie.  – Może jednak zmienię o tobie zdanie.

- Nie trzeba! – Zawołał za nim kasztanowłosy zmęczonym głosem. – Nie zależy mi na pozytywnym wizerunku.

Orestes zaśmiał się tylko, po czym opuścił pomieszczenie. Piotrek za to ponownie pogrążył się we śnie. Na szczęście działanie leków Rose powoli ustępowało, ale zmęczenie nadal dawało o sobie znać. Sen pomagał, dlatego się nie powstrzymywał całkowicie się mu poddając.

* * * * *

Był już środek nocy, kiedy Dante przyszedł po Piotrka. Chłopak spał twardym snem i uroczo wyglądał w kociej obróżce i tęczowej pidżamce.

- Jest jeszcze pod działaniem mieszanki Rose – poinformował brata Aaron stając w progu drzwi. – Trochę przeholowaliśmy z dawką i biedaczek ciężko to znosi.

- On w ogóle ciężko znosi wszelkie używki – westchnął Dante odpinając łańcuchy – Zwykłe piwo potrafi nieźle dać mu w kość, dlatego unika alkoholu.

- Orestes coś wspominał, że nieźle haftował z rana – zamyślił się Aaron – No cóż, Rose tworzy dość dziwne mieszanki.

- Wiesz może gdzie podziała się nasza żartownisia? – Dante posłał bratu przesłodki uśmiech, który symbolizował ukrytą furię. – Mam z nią do pomówienia.

- Kiedy dowiedziała się, że zwiałeś z izolatki, wzięła dzieciaki i wyjechała – zaśmiał się starszy z mężczyzn – Jako powód podała sezon na kupowanie prezentów i wyprzedaże przedświąteczne.

- Najzwyczajniej stchórzyła – mruknął Dante zdejmując obrożę z szyi śpiącego Piotrka – Kiedyś też się z nią tak zabawię, jak ona z nami.

- Chętnie pomogę – zaoferował się Aaron w śmiechu raptownie poważniejąc – Nigdy nie zapomnę, jak wykorzystując moją niedyspozycję przebrała mnie za krowę.

- Pamiętam te rogi – zachichotał Dante biorąc na ręce partnera – To wtedy nadano ci przezwisko „byczek”.

- Nie przypominaj mi misiu – zadrwił starszy Sicarius – Lepiej będzie, jak się stąd zabierzecie z Piotrkiem.

- Nie musisz mi mówić – Dante powoli ruszył w stronę wyjścia – Dzięki, że się nim zająłeś.

- Nie ma sprawy – Aaron posłał bratu ciepły uśmiech – Nawet polubiłem tego dzieciaka.

Dante w milczeniu opuścił pokój brata i w zamyśleniu przemierzał tunele z Piotrkiem na rękach. Chłopak wydał mu się nieco lżejszy niż zazwyczaj, co go zaniepokoiło. Jolka coś ostatnio wspominała żeby miał na niego oko w okresie świąt, bo zazwyczaj wpada wtedy w depresję i się izoluje.

- Zwolnij mnie z obietnicy – wymamrotał przez sen Piotrek wtulając się w jego tors – życie jest trudne.

- A jednak – sapnął zmartwiony Dante – miałaś rację rudzielcu.

Zaniósł chłopaka do pokoju za biblioteczką i tam delikatnie położył go na łóżku. Następnie rozpalił w kominku i w milczeniu obserwował igrający w nim ogień.

- Tym razem spędzimy te święta wspólnie – szepnął zerkając na śpiącego partnera – Choćby nie wiem co, będę przy tobie w twoje urodziny. Z obietnicy cię nie zwolnię, bo miałbyś wolną rękę do popełnienia głupstwa.

Po godzinie chłopak otworzył oczy. Chwilę rozglądał się wokoło zdziwiony, ale kiedy natrafił wzrokiem na siedzącego przy kominku partnera mimowolnie się uśmiechnął. Cicho zsunął się z łóżka i na palcach zakradł się do drzemiącego mężczyzny. Nachylił się by skraść mu całusa, gdy silne ramiona złapały go w pasie i pociągnęły ku dołowi.

- Mam cię mały złodziejaszku – zamruczał Sicarius przytulając skołowanego chłopaka – Zasada numer jeden, spodziewaj się niespodziewanego.

- Dałbyś mi choć raz się podejść – sapnął Piotrek udając dąsy – Ty ciągle kradniesz mi całusy.

- Bo kocham smak twoich ust – szepnął mu do ucha ciemnowłosy – Tęskniłem, wiesz?

- Ja też – Piotrek wygodniej usadowił się na udach partnera i wtulił w jego tors – Twoja siostra chciała mnie zakatować psychicznie przebierając w różne dziecięce pidżamki. Za to Aaron traktował mnie jak kota i przykuł do łóżka.

- Mnie też przykuli do łóżka – westchnął mężczyzna łącząc się w bólu z chłopakiem – Rose także nie oszczędziła mi przebieranek. Niestety każdy w naszej rodzinie musiał przez to przejść. Kiedyś nawet przebrała dziadka za smoka, a to nie lada wyczyn, bo jest on głową rodu.

- Zalewasz – zaśmiał się zielonooki – Chciałbym to zobaczyć, choć nie znam twojego dziadka.

- Kiedyś go poznasz – zapewnił go Dante w śmiechu – Jestem przecież dziedzicem jego tytułu.

- Aha – Piotrek wsunął dłoń pod koszulkę partnera – Lider rodu Sicarius.

- Widzę, że naprawdę tęskniłeś – zachichotał ciemnowłosy czując, jak palce chłopaka powoli skradają się ku górze – A chcesz bym pokazał ci siłę mojej tęsknoty?

- Yhm – Zielone oczy iskrzyły się z pożądania – Zobaczmy, który z nas tęsknił bardziej.

- Osz ty – Dante zerwał się z chłopakiem z fotela czując, jak ten zaczyna niebezpiecznie drażnić jego męskość – Znowu obudziłeś w sobie tego psotnego chochlika.

- Spodziewaj się niespodziewanego – kasztanowłosy posłał mu figlarny uśmieszek – Zaskoczony?

- Ostatnio zbyt często – westchnął Sicarius rzucając psotnika na łóżko i błyskawicznie ściągając mu spodnie od pidżamy – Ta tęcza kryje naprawdę jakiś skarb.

- Nie jakiś – bąknął Piotrek zdejmując z siebie koszulkę i z obrzydzeniem wyrzucając ją za siebie – tylko twój.

- Nareszcie to przyznałeś – Pocałował namiętnie zielonookiego, który zaczął odpinać pasek jego spodni – Tak  ci spieszno? Daj mi się nieco zabawić nim dojdziemy do dania głównego.

- Spieszno mi, bo wiem, że chcesz mnie podręczyć – jęknął chłopak czując język partnera w swoim uchu – a to doprowadza mnie do szału. Tracę kontrolę.

- O to właśnie w tym chodzi kochanie – zachichota ciemnowłosy podrażniając palcem jego sutek – Kiedy tracisz kontrolę, jesteś taki uległy.

- To dlatego, że każdy twój dotyk osłabia mój opór – sapnął kasztanowłosy niespokojnie poruszając się na prześcieradle – Przez ciebie tracę rozum.

- To cię najbardziej boli – stwierdził mężczyzna ściskając pośladki zielonookiego – Racjonalista zatracający się w cielesności.

- Może – przyznał chłopak dobierając się do męskości partnera, który w odpowiedzi na to wsunął w niego jeden palec – Lubię znać swoją sytuację, a twoje działania sprawiają, że nie potrafię trzeźwo myśleć.

- Seks na tym polega – zaśmiał się Dante – Zatracasz się w tym całkowicie i dajesz ponieść instynktowi i zmysłom.

- Eh – Piotrek sapnął w rezygnacji – Ciebie chyba nigdy nie przegadam w tej kwestii.

- I owszem – Ciemnowłosy przewrócił go na plecy i mocniej rozszerzył jego nogi. Następnie mocnym pchnięciem całkowicie wszedł w partnera, który zawył z rozkoszy, gdy celnie trafił w jego czuły punkt. – Tak otwarcie mnie przyjąłeś.

- Zamknij się i zacznij się ruszać – jęknął kasztanowłosy wijąc się na posłaniu w pożądaniu – Błagam cię nie torturuj mnie w ten sposób.

- Skarbie, ale kiedy tak ładnie mnie prosisz, jesteś uroczy i słodki – odparł ochryple Sicarius zaczynając się poruszać – Jesteś taki piękny.

- Proszę, oszczędź mi tych komentarzy – stęknął chłopak czując gorąco w ciele – To mnie zawstydza.

- Dlatego ci to mówię – szepnął zielonookiemu do ucha przyspieszając ruch bioder – wtedy wiem, że do mnie należysz.

- A ty do mnie – Piotrek coraz szybciej oddychał co zwiastowało jego spełnienie, jednak powstrzymywał się przed tym. – Dojdźmy razem.

- Dobrze – Dante wbił się w jego usta drapieżnie je zdobywając. Był gwałtowny, a jednocześnie delikatny sprawiając, że partner zadrżał w reakcji na pocałunek. – Dojdziemy razem.

Moment spełnienia nadszedł zaraz po tym i obaj dysząc opadli na łóżko. Piotrek jakby obawiając się zniknięcia partnera oplótł wokół jego ciała ręce i nogi. Dante rozbawiony tym działaniem przytulił go mocniej, na co ten uspokojony pogrążył się we śnie.

- Moja ośmiorniczka – szepnął mężczyzna przykrywając siebie i chłopaka kołdrą – Naprawdę tęskniłeś równie mocno, jak ja.

Pocałował czubek głowy zielonookiego, po czym sam zasnął ze zmęczenia.

* * * * *

Szóstego grudnia dziedziniec przed szkołą zaczęły zapełniać samochody przedstawicieli rodzin kadetów. Zbliżały się święta i związana z nimi przerwa w nauce. Piotrek siedział w oknie pokoju brata i z zaciekawieniem przyglądał się, jak opiekunowie odbierają swoich podopiecznych.

- Nie patrz na to, bo coraz bardziej się dobijasz – Allen narzucił bratu na głowę kaptur bluzy przysłaniając mu widok zza okna – Katujesz się tym tylko.

- Ty też dziś wyjeżdżasz – sapnął Piotrek jeżdżąc palcem po szybie okna – Veneni zabrał już Nicki. Dante pojechał na misję, a Rose zabrała Suliki na rajd po wyprzedażach.

- Gdybym mógł to bym został – westchnął Allen kładąc rękę na ramieniu brata – Nawet ci nie proponuję byś jechał ze mną. Ojciec mi już nie odpuści.

- Wiem – szepnął smutnie zielonooki – Nie pierwszy raz spędzę sam święta. Normalka.

- Ach, zapomniałbym – Allen przytulił kasztanowłosego od tyłu opierając brodę o jego głowę. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.

- Co to? – Piotrek w szoku wpatrywał się w ładnie wyprofilowany pistolet, który brat wcisnął mu w ręce – Broń?

- Prezent – zaśmiał się brązowowłosy mierzwiąc mu kasztanową czuprynę – To dla ochrony.

- Ale ja nic dla ciebie nie mam – Zielonooki zeskoczył z parapetu i zdezorientowany patrzył na brata. – Zupełnie nic. Nawet nie pomyślałem. Kiepski ze mnie brat.

- Ty jesteś dla mnie najlepszym prezentem – oświadczył spokojnie starszy z chłopaków – Pobyt w AT potraktuję jako prezent od ciebie.

- No nie wiem – zastanawiał się Piotrek – to nie było by w porządku.

- Piotrek, czas spędzony w twoim towarzystwie pozwolił mi całkowicie odpocząć od codzienności – poinformował go Allen poważnym głosem – Dzięki tobie i Nicole choć na chwilę mogłem zapomnieć o swojej pozycji w Thanathosie. Czułem się jakbym śnił. Niestety nadeszła pora bym się z niego przebudził i wrócił do codzienności w organizacji.

- Rozumiem – Piotrka nieco zaskoczyły słowa brata, a jednocześnie zawstydziły – ale spotkamy się jeszcze?

- No pewnie, że się spotkamy dzieciaku – zaśmiał się Allen widząc minę zielonookiego – Nie ma opcji, że teraz gdy cię odnalazłem, pozwolę ci ponownie zniknąć.

- A jakbym chciał się z tobą skontaktować? – Kasztanowłosy z desperacją spojrzał na brata – co wtedy?

- Dałem ci przecież mój numer mały idioto – zrugał go brązowowłosy w rozbawieniu – Nie czaj się i dzwoń kiedy będziesz chciał. Jeśli nie odbiorę od razu, to oddzwonię.

- Aha – Soczysty rumieniec wstydu wypłynął na policzki Piotrka – Zapomniałem o tym.

- Muszę już schodzić – mruknął Allen wyglądając przez okno. – Ojciec przyjechał.

- Odprowadzę cię – zaproponował Piotrek łapiąc za jeden z bagaży brata – Ciężkie.

- Trzymam tu broń – odparł brązowowłosy zabierając mu walizkę, a dając lżejszy plecak – Nie boisz się, że ojciec cię zauważy?

- Zarzucę na głowę kaptur – oświadczył zadowolony z siebie kasztanowłosy – I odprowadzę cię jedynie za drzwi. Nie jestem jeszcze gotów by spotkać ojca.

- Rozumiem – Allen uśmiechnął się ciepło – Dzięki.

Obaj wyszli z pokoju i w milczeniu pokonali korytarze dormitorium. Kiedy dotarli do frontowych drzwi i opuścili budynek, Piotrek nieoczekiwanie przytulił brata.

- Dbaj o siebie – szepnął smutnie – i nie daj się zabić.

- I vice verso malutki – Allen odwzajemnił uścisk zielonookiego – Z naszej trójki tylko ty pakujesz się w tarapaty.

- Nic nie poradzę, że wisi nade mną jakieś fatum – jęknął zasępiony kasztanowłosy – Problemy non stop się mnie trzymają, ale obiecuję, że będę na siebie uważał.

- Łapię cię za słowo – brązowowłosy poczuł na sobie wzrok ojca, dlatego odciągnął Piotrka od siebie – Czekam na telefon od ciebie.

- W razie potrzeby zadzwonię – Piotrek podał bratu plecak – Jednak nie nastąpi to zbyt szybko.

- Wiem – Allen machnął mu na pożegnanie, po czym ruszył w stronę samochodu ojca – Ale i tak będę czekał.

- Spoko! – Zawołał zielonooki na chwilę krzyżując wzrok z ojcem. Zaskoczony cofnął się do drzwi i za nimi ukrył. – Nicki pierwsza się z tobą skontaktuje!

Po tych słowach uciekł do dormitorium znikając z zasięgu oczu Alberta. Miał rację, jeszcze nie był gotowy na spotkanie z tym mężczyzną. Z emocji aż się trząsł, dlatego szybkim krokiem skierował się do swojego pokoju, gdzie zamykając drzwi na klucz, rzucił się na tapczan. Rubi niemal od razu zainterweniowała i wskoczyła mu na brzuch.


- I znowu sami – mruknął głaszcząc kotkę po główce – To już nasza tradycja.

6 komentarzy:

  1. Ale mi brakowało akcji Dante x Piotrek ^^
    Nie działo się za wiele, ale ten rozdział był bardzo odprężający. Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Piotrek, został sam na Święta, podobnie jak ja w tym roku :( Ale świetny rozdział ;)
    Irmina.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    rozdział wspaniały, mam wielką nadzieję, że po tej rozmowie Orest zmieni swoje nastawienie do Piotrka... ale się z stęsknił, Albert mam nadzieję, że nie poznał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    rozdział wspaniały, mam nadzieję, że po tej rozmowie Orestes w końcu zmieni swoje nastawienie co do Piotrka... ale się z stęsknił.... och Albert mam nadzieję, że nie poznał jednak...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, mam nadzieję, że po tej rozmowie w końcu Orestes zmieni swoje nastawienie do Piotrka... Albert mam nadzieję, że nie poznał jednak...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń