Translate

sobota, 7 września 2013

Demony przeszłości I



  Ten rozdział okazał się nieco za długi, dlatego musiałam podzielić go na dwie części. Mam nadzieję, że nie będzie Wam to przeszkadzało.

    Siedział na górnym holu biblioteki uniwersyteckiej i czytał książkę potrzebną mu na następne zajęcia. Tak z reguły wykorzystywał czas, tak zwanych, okienek.


- Kogo to moje oczy widzą – usłyszał za sobą znajomy, choć dawno nie słyszany głos – Wcale się nie zmieniłeś przez ten rok.


- Co?! – Zdziwiony Piotrek odwrócił się by zobaczyć mówiącą do niego osobę. – Paweł?


- No, szczęście dla ciebie, że mnie pamiętasz – zaśmiał się brunet o szarych oczach – Widzę, że nadal pilnie studiujesz molu książkowy.


- Kiedy wróciłeś? – Dopytywał Piotr nie wierząc, że widzi kolegę. – I…


- Wróciłem dwa dni temu – odparł chłopak uważnie przyglądając się Piotrowi – Ale to nie jest ważne w odróżnieniu od imprezki w domu Kaśki w ten weekend. Oczywiście jedziesz z naszą paczką. Szkoda tylko, że nie ma Jolki. Bez niej ciężko będzie cię rozruszać, ale z pomocą reszty jakoś damy radę.


- Dopiero wróciłeś ze Stanów, a już impreza?! – Zszokował się Piotrek. – A co z oswojeniem się z otoczeniem i z…


- Czarny, nie bój żaby, wszystko jest dobrze – przerwał mu Paweł – Bez gadania jedziesz z nami na tę imprezę. Rok beze mnie i stałeś się sztywniakiem. Czas cię trochę wyluzować przyjacielu.


- Może jednak wracaj z powrotem do Stanów – jęknął Piotrek wracając do lektury – Jak widzisz, jestem zajęty.


- Decyzja już dawno zapadła – zaśmiał się brunet wyrywając z dłoni Piotra książkę – Jedziesz. Już moja w tym głowa. Obiecałem naszej uroczej ognistowłosej amazonce, że nie dam ci spokoju.


- Dobra – zgodził się przyparty do muru Piotrek dla świętego spokoju – oddaj mi książkę.


- To widzimy się za dwa dni – Paweł klepnął go w ramię, po czym ruszył w kierunku schodów – Przyjadę po ciebie z samego rana, więc bądź gotów.


- Skąd ty?! – Zdziwił się, że brunet zna jego adres, przecież nikomu go nie podawał. – Jolka.


Westchnął z rezygnacją i ponownie usadowił się w fotelu. Niestety nie był już w stanie skupić się na lekturze, myślał jedynie o powrocie Pawła.

             
* * * * *

  
Był ciepły piątkowy poranek, kiedy wyjeżdżali z Olsztyna. Piotrek przysypiał na tylnym siedzeniu samochodu Pawła, który jak zwykle był pełen energii.


- Gdzie ci się to mieści? – Spytał od niechcenia ziewając. – Jak możesz tak tryskać energią o szóstej rano?


- Zawsze byłem pełny energii – zaśmiał się brunet kierując pojazdem – Do tego od paru dni jestem nabuzowany tą imprezą. Pomyśleć, że cała nasza paczka ponownie się spotka.


- No, nie do końca – wtrącił Piotrek znowu ziewając i dodając szeptem – Ja nie należałem do żadnej z twoich paczek.


- Co nie do końca? – Spytał zbity z tropu Paweł. – Mógłbyś podzielić mój entuzjazm.


- Chodzi mi o to, że Jolki z nami nie ma – odparł kasztanowłosy opierając głowę o szybę okna – Tylko ona wiedziała jak…dobrze się...bawić.


- Co ty tam mamroczesz? Nie słyszę co mówisz, Piotrek? – Dopytywał się Paweł, ale Piotr już drzemał wygodnie ułożony na tylnym siedzeniu. – Ach, zasnął. Samolub jeden, pomyślałbyś czasem o mnie.


Do celu podróży dotarli po dwóch godzinach jazdy. Piotrek prawie cały czas spał, więc Paweł drogę pokonał w milczeniu przerywanym cichym pochrapywaniem drzemiącego na tylnym siedzeniu kolegi. Kiedy zajechali pod dość spory dom w lesie, przywitała ich blond włosa piękność w obstawie dwóch innych dziewcząt i trzech chłopaków. Paweł dziarsko przywitał się z każdym z osobna, a Piotrek nadal spał w samochodzie. Nagle drzwi, o które opierał się pogrążony we śnie chłopak otworzyły się, a ten jak długi runął na ziemię.


- Czas wstawać książę – zaśmiał się Paweł stojąc nad leżącym na ziemi śpiochem – Jesteśmy na miejscu.


- Odbiło ci! – Wrzasnął wściekły Piotrek. – Mogłem coś sobie zrobić!


- Ale nic się złego nie stało – podał mu rękę brunet by pomóc wstać – Chodź już do reszty.


Piotrek wstał i się otrzepał z kurzu. Jego wzrok padł na dom, który zdawał mu się być jakimś pałacem.


- Niezła chałupa – odparł witając się z Kaśką – ogromna.


- Dzięki – sapnęła zniecierpliwiona blondynka – Chodźcie. Pokażę wam wasze pokoje.

  
 * * * * *

  
Wieczorem wszyscy zebrali się w salonie. Znajdował się tam mini bar i stół bilardowy. Chłopaki od razu oblegli oba. Piotrek wziął do ręki jedną z bil i poturlał ją w kierunku Pawła, który właśnie nalewał sobie wódki do drinka.


- Wyzywasz mnie Piotruś? – Spytał lekko już wstawiony brunet. Odstawił szklankę z napojem na bar i złapał posuwającą się ku niemu czarną bilę. – Zgoda, ale wiedz, że cię zmiażdżę. Nie będzie litości.


- Poprawiłem się od ostatniego razu – obruszył się Piotrek nacierając kredą koniec kija – Nie dam się pokonać tak łatwo.


- Zobaczymy – zaśmiał się Paweł pewny swojego zwycięstwa – Kiedy wygram, to napijesz się z nami wódki i mam tu na myśli wszystkie dni naszego pobytu.


- Dobra – zgodził się kasztanowłosy – Ale kiedy ja wygram, to jutro nie tkniesz ani grama alkoholu.


- Ciężkie stawiasz warunki, ale zgoda – przystał na wyzwanie brunet – Zaczynasz. Moje są połówki.


Piotrek rozbił bile wbijając do łuz trzy z nich. Niestety kolejny ruch chybił o kilka milimetrów i pałeczkę w grze przejął Paweł, który po kolei pozbywał się kolorowych kul. Robił to z taką łatwością i precyzją, ale kiedy zerknął na minę Piotrka specjalnie spudłował.


- Twoja kolej – uśmiechnął się robiąc miejsce koledze – tylko się postaraj.


- Mam taki zamiar – rzucił chłopak uderzając białą bilą jedynkę, która obijając się od bandy wbiła do łuzy dwójkę. – Zaraz cię dogonię.


- No, nie kłamałeś mówiąc, że się poprawiłeś – pochwalił go Paweł – Ostatnim razem nie potrafiłeś nawet poprawnie uderzyć bili.


- Mam zamiar wygrać – mruknął Piotrek uderzając czwórkę, która po chwili zniknęła w bocznej łuzie – Wiesz, że nie jestem dobry w piciu.


- Wiem – zaśmiał się brunet upijając łyk swojego drinka – Dlatego myślę, że to dobra kara.


- Cholera – syknął Piotrek, kiedy kij ześliznął mu się z bili i nie trafił w obrany cel. Biała bila zmieniła tor ruchu i uderzając przedostatnią połówkę wbiła ją do łuzy. Wściekły usunął się na bok ustępując miejsca Pawłowi.


- Dzięki – odparł brunet, po czym wbił piętnastkę do łuzy – Deklaruję, że dwoma odbiciami od bandy wbiję ósemkę do przeciwległej, prawej, narożnej łuzy, tym samym kończąc grę.


Jak powiedział tak zrobił i jednym zdecydowanym uderzeniem skończył partię bilardu.


- Jak tyś to zrobił? – Spytała się Kaśka nie wierząc w to, co widziała. – Jesteś w tym naprawdę dobry.


- Bilard to nic innego jak zasady geometrii – wyjaśniał Paweł blondynce – Wystarczy tylko dobrze wymierzyć odległość, natężenie uderzenia, jak i wiedzieć gdzie celować kijem.


- Aha – Dziewczyny wpatrywały się w bruneta, jak w obrazek, ale ten od razu doskoczył do przegranego, kończąc tym wyjaśnienia.


- No Piotruś – powiedział obejmując ramieniem szyję kolegi – czas na karę. Zaraz dostaniesz swojego drinka.


- Naprawdę muszę? – Spytał z nadzieją w głosie Piotrek. – Jakoś nie…


- Żadnych wykrętów i zero litości – westchnął Paweł zrezygnowanym głosem – Taka była nasza umowa, więc teraz ją wypełnij.


- Dobra – jęknął chłopak, a jego kasztanowe włosy zostały rozczochrane przez kolegę – Mądra decyzja.


Paweł zaserwował Piotrkowi sporego drinka. Kasztanowłosy chłopak powoli upijał coraz to kolejne łyki, a z każdym następnym pogarszała się jego równowaga. Gdy opróżnił szklankę, całkowicie odleciał do krainy snów.


- Ty, on naprawdę ma słabą głowę – zaśmiał się jeden z chłopaków z długimi, czarnymi włosami – Nie ściemniał.


- Mam pomysł – wtrącił kolejny z trójki – Ja, Marcin i Tomek przykleimy go taśmą do ściany.


- Uspokójcie się – odparł spokojnie Paweł – Fakt, że kiedy jest w takim stanie to można z nim robić wszystko, nie uprawnia was do tak dziecinnych żartów. Zaniosę go do pokoju, ty Rafał weź lepiej zajmij się Tomkiem, bo po jego minie mniemam, że ma zamiar pobrudzić podłogę.


Brunet chwycił pod ramię Piotrka i ciągnął go w stronę schodów. Nagle poczuł, że jakby niesiony kolega zelżał.


- Pozwól, że ci pomogę – rzuciła Kaśka chwytając drugie ramię Piotrka – co miałeś na myśli mówiąc, że można z nim zrobić wszystko?


- To, co mówiłem – odparł zmęczony Paweł – Kiedy straci przytomność po wypiciu alkoholu, nic go nie zbudzi do rana. Po co ci ta wiedza?


- Widzisz – westchnęła blondynka – Zasnął jako pierwszy, a reguły każdej imprezki nocnej nakazują by takiej osobie zrobić małego psikusa.


- Dobra, ale nie przesadźcie – zgodził się niechętnie brunet – W razie co, to ja o niczym nie wiedziałem.


- Umowa stoi – zaśmiała się Kaśka, po czym jednym skinieniem przywołała do siebie dziewczyny – Teraz zostaw go nam.


Paweł z ociąganiem oddał kolegę w ręce dziewczyn i ruszył z powrotem do salonu.


* * * * *

   
Piotrek obudził się z potwornym bólem głowy. Zdezorientowany rozejrzał się wokoło i natrafił na stojący przy oknie balkonowym fortepian. Leżał w przydzielonym mu pokoju, ale nie miał zielonego pojęcia jak się tu znalazł. Powoli wstał i niespiesznym krokiem ruszył w stronę łazienki, by wziąć letni prysznic. Kiedy przechodził obok umywalki, kątem oka zerknął na wiszące tam lustro, niestety coś było nie tak w jego odbiciu.


- Co jest do cholery?! – Zdziwił się nie wierząc własnemu wzrokowi. Przetarł zaspane oczy i spojrzał jeszcze raz, ale widok się nie zmienił. – Dlaczego mam zielone włosy?!


Jak oparzony wskoczył do kabiny prysznicowej i desperacko zaczął szorować głowę. Powtórzył tę czynność z dziesięć razy, ale kolor zbladł minimalnie. Nie miał pojęcia, kto mógłby mu to zrobić. Zgaszony wyszedł z łazienki i usiadł w samym ręczniku na łóżku myśląc, jak zakryć zielone włosy. Jedyne co mu przyszło do głowy, to nałożenie czapki albo nie opuszczanie pokoju. Wybrał tę drugą opcję. Nałożył czarną koszulkę i szorty, po czym podszedł do fortepianu. Usiadł na stołku i otworzył zatrzask klawiatury. Przejechał palcami otwartej dłoni po klawiszach i o dziwo, okazało się że instrument jest nastrojony. Westchnął cicho zamykając oczy, a dłonie same zaczęły naciskać poszczególne klawisze. Łączące się ze sobą dźwięki stworzyły Sonatę księżycową Beethovena. Muzyka pozwoliła mu się uspokoić i wyciszyć, niestety wciągnął się w grę na tyle mocno, że stracił poczucie czasu.        

Paweł lekko skacowany dreptał bezcelowo po korytarzu domu, w którym się zatrzymali. Spał w pokoju z Tomkiem, Rafałem i Marcinem, triem chłopaków z pustką do kwadratu w głowach. Jedynie Piotrek odmówił spania z – jak to ujął  „bandą baranów na wypasie” i przeniósł się do pokoju muzycznego, który znajdował się na samym końcu korytarza i przez dłuższy czas był nie używany.


- Ciekawe co teraz porabia? – Zastanawiał się idąc w kierunku pokoju kolegi. – Mam nadzieję, że dziewczyny nie odwaliły czegoś głupiego. Czasem strach pomyśleć, co się kryje w umysłach kobiet.


W pewnym momencie do uszu bruneta doszedł dźwięk fortepianu, a z każdym krokiem muzyka stawała się coraz to głośniejsza. Kiedy dotarł na miejsce, wyraźnie słyszał smutną melodię. Przy ścianie naprzeciw pokoju Piotra siedziała oparta Kaśka, a z jej oczu płynęły łzy.


- Czemu beczysz?! – Zdziwił się patrząc na dziewczynę, która obrzuciła go czujnym spojrzeniem. – To trochę dziwne. Siedzisz tu sama i do tego w takim stanie.


- Chciałam tylko sprawdzić, jak zareaguje na nasz mały kawał – westchnęła blondynka podnosząc się z podłogi – ale usłyszałam tę muzykę i jakoś tak wyszło, że nie miałam odwagi zajrzeć do środka, a potem już sam widzisz.


- W sumie, kiedy się wsłuchasz, to bije z tej melodii przygnębienie – przyznał Paweł, po czym powoli zajrzał do pokoju i szybko przymknął drzwi – Ty nie uwierzysz.


- W co? – Zdziwiła się Kaśka. – No, mów.


Nagle do tej dwójki doszła reszta imprezowiczów zwabiona muzyką.


- Kto tak ładnie gra? – Spytała brunetka z włosami do pasa. – I czemu to takie smutne?


- Matko, Monika ciszej trochę, bo cię usłyszy – zganiła ją szeptem Kaśka – Ogarnij się wreszcie.


- Sorry – sapnęła brunetka z dąsem – Ale chcę wiedzieć.


- Nie uwierzycie – zaśmiał się Paweł ściszonym głosem – Tę melodię gra nasz Piotruś.


- Co?! – Zdziwiła się cała grupa – Zalewasz.


- Nie – odparł szeptem brunet – Zresztą sami zobaczcie.


Po tych słowach uchylił drzwi, a w powstałej szparze pojawiło się sześć głów. Widok, który zobaczyli sprawił, że opadły im szczęki z wrażenia. Przy fortepianie siedział zielonowłosy chłopak, a spod zamkniętych powiek spływały mu po policzkach łzy. Grał oddany całkowicie temu co robił. Grupa gapiów powoli zamknęła drzwi i zgodnie ruszyła do salonu.


- Wow – odparł długowłosy Tomek – Nie wiedziałem, że można tak grać.


- No – przyznał Rafał – Ale przyznacie, że wygląda jak kosmita w tych zielonych włosach.


- Teraz już wiem co robiły dziewczyny do końca imprezy – zaśmiał się Marcin – Kawał pierwsza klasa.


- Nie wydało wam się dziwne, że grał bez nut? – Spytał zaintrygowany Paweł. – Znam go od dwóch lat i nigdy nie słyszałem jak gra. Choć Jolka coś wspominała, że ma talent.


- Ostatnio grał na koncercie organizowanym przez uczelnię – poinformowała Kaśka – Nie robił tego z własnej woli, ale dlatego, że Duch go zmusił. Wtedy grał też na skrzypcach. Był niesamowity.


Schodzili właśnie po schodach, a Paweł kątem oka zauważył przyglądającego się im jasnowłosego mężczyznę. Gestem dał do zrozumienia kolegom, by się uciszyli. Kaśka zdziwiona powędrowała wzrokiem za spojrzeniem bruneta i zobaczyła swojego ojca w towarzystwie dwóch innych gości.


- Tato?! – Zdumiała się na jego widok. – Myślałam, że wrócisz dopiero za dwa dni?


- Widzę, że moja nieobecność była ci na rękę – zrugał ją postawny mężczyzna oprószony siwizną – Twoi znajomi muszą się stąd wynieść, bo jak widzisz, mamy gości.


- Dobrze – zgodziła się blondynka – Będziemy nocować w lesie, przy jeziorku.


- Tylko nie hałasujcie – nakazał ojciec Kaśki – I nie śmiećcie.


- Obiecujemy – odparła Monika, po czym odwróciła się do reszty z pytaniem – Kto zawoła Piotrka? Szkoda przerywać jego grę, ale musimy się stąd zmyć jak najszybciej.


- Myślę, że Paweł powinien to zrobić – poradził Tomek – Przywiózł go, więc niech się nim zajmie.


- To nie fair – westchnął Paweł – Czemu akurat ja?


- Bo w odróżnieniu od nas ty znasz go aż dwa lata – odparła zirytowana Kaśka – Idź po niego.


- Po prostu boisz się spojrzeć mu w oczy, po tym jak przemalowałaś jego kasztanowe włosy na odcień trawy – prychnął Paweł człapiąc na górę. Spojrzał jeszcze w dół i tym samym napotkał wzrok mężczyzny perfidnie patrzącego w jego stronę. Odwrócił się do znajomych i pokazując środkowy palec ruszył dalej. – Za dziesięć minut sprowadzę go do salonu.

             
Nadal pochłonięty był grą, gdy rozległ się nagły trzask drzwi. Wystraszony odwrócił się w ich stronę i zobaczył wściekłe spojrzenie Pawła.


- Co jest? – Spytał speszony Piotrek – I przed wejściem do czyjegoś pokoju powinno się pukać.


- Co ty nie powiesz trawiasto-głowy muzykancie – posłał ciętą ripostę Paweł rzucając się na kanapę – Zbieraj manatki. Przenosimy się pod namiot.


- Jak to?! – Zdziwił się zielonowłosy. – A z tymi włosami, czyja to sprawka? Twoja?


- Ja cię tylko upiłem – bronił się brunet – Swoją drogą włosy pasują ci teraz do oczu.


- Szukasz guza? – Wrzasnął rozdrażniony Piotrek gwałtownie wstając ze stołka. – Bo wiesz, mam ochotę komuś przylać.


- Aha? Bo uwierzę komuś kto jeszcze parę sekund temu ryczał jak baba – burknął Paweł podnosząc się z kanapy – Zbieraj się, czekamy tylko na ciebie.


Piotrek zawstydzony w milczeniu spakował plecak i przerzucił go sobie przez ramię. W ostatniej chwili założył na głowę czarną czapkę z daszkiem zakrywając tym zielone włosy.


Zeszli do salonu, gdzie czekali na nich kompani. Kiedy Piotrek pojawił się w czapeczce wszyscy jak jeden mąż wybuchli śmiechem. Tomek ukradkiem ściągnął mu ją z głowy.


- Oddawaj! – Ryknął poirytowany Piotrek wyrywając czapkę długowłosemu chłopakowi. – Czyja to sprawka! No, czyja pytam!


Nikt mu nie odpowiedział, a jedynie słyszał śmiechy.


- To nie jest śmieszne! – Darł się zdenerwowany chłopak. – Jak niby mam się pokazać publicznie z takimi włosami? To jakiś obłęd!


- Wyluzuj Czarny – poklepał go po plecach Paweł – Na twoim miejscu cieszyłbym się, że dziewczyny oszczędziły ci różu. Myślę, że ten kolor ci pasuje.


- Na ich miejscu ubrałbym cię w babskie ciuszki – zachichotał Marcin – Do tego makijaż.


- Chcesz się bić? – Krzyknął Piotrek rzucając się na chłopaka z pięściami. – No, dawaj pustaku!


- Kogo nazywasz pustakiem, młotku? – Ożywił się Marcin. – Grając tam na górze mazałeś się jak baba, a teraz się wywyższasz?


- Spokojnie chłopaki – wszedł między nich Paweł – To nie czas i miejsce na burdy.


- Właśnie – usłyszeli zimny męski głos zza pleców. Kiedy spojrzeli w tym kierunku, zobaczyli trzech mężczyzn, w tym ojca Kaśki. – Miałaś wyprowadzić stąd swoich znajomych, nieprawdaż?


- Tak – jęknęła Kaśka – Już idziemy.


- Przepraszamy za sprawianie problemów – przeprosił Piotrek z czapką na głowie, a jej daszek zasłaniał jego oczy – Proszę nam wybaczyć.


- Poczekaj – zatrzymał go jeden z pozostałych mężczyzn – Czy ładnie to tak przepraszać z czapką na głowie? To pokazuje, że nie masz szacunku do przepraszanej osoby.


- Znam etykietę – westchnął Piotrek skruszonym głosem – ale w obecnym stanie myślę, że będzie lepiej jeśli nie zdejmę tej czapki. Mój wygląd jest nieodpowiedni do przeprosin.


- Jezu! Piotrek zdejmij tę czapkę i tak wszyscy cię widzieli – odparł Paweł zrywając z głowy kolegi czapkę – Przeprosiłeś, a teraz idziemy.


- Proszę nam wybaczyć – rzucił Piotrek ciągnięty przez kolegę. Na widok jego zielonych włosów ojciec Kaśki ledwie powstrzymywał się od śmiechu. – Do widzenia.


- Chciałbym poznać bliżej znajomych twojej córki Grzegorzu – oznajmił wysoki blondyn z poważną miną – a w szczególności ten duet.


- Będą tu do poniedziałku – rzucił ojciec Kaśki z uśmiechem na twarzy – Dziś nocują w lesie.


- Szkoda – wtrącił blondyn – Mam nadzieję, że pogoda zmusi ich do powrotu.


- Aż tak bardzo chcesz ich poznać?! – Zdziwił się stojący obok szatyn. – Masz dziwne zachcianki Edwardzie.


* * * * *

  
Był późny wieczór, gdy złapała ich ulewa z gwałtowną burzą. W pośpiechu uciekali z lasu. Przemoknięci do suchej nitki zjawili się pod domem Kaśki. Dziewczyna sama weszła do domu, a po krótkiej rozmowie z ojcem wpuściła ich do środka.


- Mamy nie fart – westchnął Tomek wycierając włosy ręcznikiem – W pogodzie nic nie wspominali o burzach w tych rejonach.


- Zdarza się – prychnął Piotrek wychodząc spod prysznica w samym ręczniku – Prognoza to tylko przypuszczenia, nie są czymś pewnym.


- Wiem, ale liczyłem na słoneczny weekend – obruszył się Tomek – Mam nadzieję, że do jutra przejdzie i się rozjaśni.


- Z pewnością – pocieszał go Rafał – Rano będzie normalnie.


Przebrali się w suche ubrania i zeszli do salonu. Piotrek zawiązał sobie na głowie czarną Bandamę, w celu zakrycia zielonych włosów. Jakoś nie miał ochoty ich pokazywać. Prawie wszyscy usiedli na kanapach. Jedynie Piotrek z Pawłem postanawiając rozegrać mecz, oblegli stół do bilardu.


- Tym razem gramy bez zakładu – rzucił Piotrek – Mam dość wygłupów.


- Dobrze – zgodził się Paweł – Ale pod warunkiem, że weźmiesz to na poważnie.


- Zgoda – przybił piątkę z Pawłem, po czym chwycił za kij – Biorę całe, a ty połówki.


- Ok. – Zaśmiał się brunet – Dublujemy ostatni mecz?


- Może – mruknął Piotrek ustawiając bile w trójkąt – Tym razem ty zaczynasz.


- Jak chcesz – odparł Paweł rozbijając bile po stole. Grali niecały kwadrans, bo niestety Piotrek przypadkowo trącił ósemkę, która wpadła zbyt wcześnie kończąc tym samym grę.


- Następnym razem na pewno cię pokonam – uśmiechnął się podając dłoń Pawłowi – Dzięki za poświęcony czas.


- Nie ma sprawy – odparł brunet zadowolony ze zwycięstwa – Ale czas wrócić do reszty.


- Chyba – wzruszył ramionami Piotrek. Z reguły wolał siedzieć sam, ale obecność Pawła dodawała mu nieco odwagi w przebywaniu wśród innych. Głównie to dzięki niemu zrobił tyle postępów w relacjach z ludźmi.


Kiedy wrócili, usiedli na kanapie zajmowanej przez dziewczyny. Po pewnym czasie każdy wypił po jednym browarze i zaczęli schodzić na luźną gadkę na różne tematy. Piotrek był nieco oszołomiony piwem, ale nie aż tak bardzo by tracić przytomność. Bawił się jak nigdy dotąd i musiał przyznać, że jednak nie jest tak źle jak sobie wyobrażał. W pewnym momencie dołączył do nich jeden z gości ojca Kaśki – blondyn. Usadowił się w fotelu pomiędzy obiema kanapami i co i rusz badał wzrokiem Piotrka, który nawet nie zwracał na niego uwagi. Chłopak śmiał się i żartował z innymi, dopiero kiedy rozmowa zeszła na jego temat, starał się wycofać.


- Jak to jest być magistrem w wieku dwudziestu jeden lat? – Spytał Tomek już nieźle wstawiony. – Masz już magistra i ciągniesz weterynarię. Jesteś cyborgiem, czy czymś w ten deseń?


- Poza tym, że dostajesz jeden papierek więcej do życiorysu, to nic się nie zmienia – odparł zmęczony Piotrek – I nie, nie jestem cyborgiem. Jestem przeciętniakiem jak wy.


- No, nie wiem – zastanawiał się Rafał – Wcześniej grałeś bez nut na tamtym fortepianie. Nie wiem co to było


- To była Sonata księżycowa Beethovena – wtrąciła Kaśka biorąc łyk piwa – Wiem, bo kiedyś byłam na takim koncercie i tam to grali.


- No, gościu – poklepał go po plecach Marcin – Szacun.


- To nic takiego – starał się zakończyć temat zielonowłosy – Kiedy byłem mały, chodziłem na lekcje gry na pianinie. Lubiłem muzykę, ale tych lekcji nie mogłem znieść.


- A co ze skrzypcami? – Dopytywała Kaśka. – Pamiętam, że wtedy na koncercie na nich grałeś, jak profesjonalista.


- Zdawało ci się – starał się ją uciszyć – Zejdźcie już ze mnie.


- Spoko. Czarny ma rację – zgodził się Paweł – To nie jest wieczór poświęcony osobie Piotra Czarneckiego, tylko impra na cześć mojego powrotu.


- Sorka – odparli wszyscy jednogłośnie, po czym uniwśli butelki z piwem do góry wznosząc toast. – Za powrót Pawła do Polski.


- A skoro mowa o toastach – zaśmiał się brunet – Czy Piotrusiu zapomniałeś już nasz wczorajszy zakład?


- Miałem taką nadzieję – jęknął zielonowłosy z kwaśną miną – Wypiję, ale masz mieć mnie na oku i nie pozwolić na kawały ze strony dziewczyn i reszty. Jakoś nie mam ochoty obudzić się jutro z Bóg wie czym na twarzy, czy gdzieś tam.


- Spoko, wyluzuj, carpe diem i do przodu – zaśmiał się Paweł podając Piotrowi drinka – Gdy doświadczysz nirwany, od razu zaniosę cię do twej komnaty książę.


- Ej, bez takich żartów – zwrócił mu uwagę Piotrek – bo zaczynam powoli się ciebie bać.


- Koledze nie ufasz? – Zapytał w śmiechu brunet. – Wiesz, że dopełniam obietnicy, więc się nie bój.


Po tych słowach Piotrowi zrobiło się głupio i wypił duszkiem zawartość podanej mu szklanki. Nie minęła chwila, jak opadł straciwszy równowagę na oparcie kanapy.


- Oho, czas cię zabrać do łóżka – westchnął Paweł biorąc pod ramię kolegę – Wrócę za jakiś czas, więc nie skończcie zbyt wcześnie zabawy.


- Masz to jak w banku – zaśmiał się Tomek – Machając na pożegnanie Piotrkowi, który ledwo powłóczył nogami – Słodkich snów, Czarny.


Paweł powoli posuwał się w stronę schodów, ale gdy do nich dotarł Piotrek zaczynał powoli odlatywać. Nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu, przez co się wzdrygnął. Spojrzał zezem w tył i napotkał wzrok jasnowłosego mężczyzny.


- Czego pan chce? – Spytał Paweł z nieufnością w oczach. Nie wiedzieć czemu, ale coś mu mówiło by trzymać się od tego mężczyzny na dystans. – Nie sprawiamy chyba problemu? Nie jesteśmy zbyt głośno, ani nic z tych rzeczy.


- Spokojnie – uspokajał go blondyn w średnim wieku – Chciałem tylko ci pomóc. Nie miałem nic złego na myśli, słowo.


- Sam sobie poradzę, więc niech się pan nie wtrąca – zbył mężczyznę Paweł wspinając się z nieprzytomnym już kolegą na schody – Życzę miłej nocy.


- Mimo to i tak wam potowarzyszę  odparł mężczyzna ruszając za chłopakami – Mam pokój naprzeciw waszego.


- Przykro mi pana rozczarować, ale mój przyjaciel sypia w pokoju muzycznym na końcu korytarza w nieużywanej części domu – rzucił półgębkiem brunet wciągając Piotra na ostatni stopień schodów – To w przeciwną stronę.


- To znajduje się tu coś takiego, jak pokój muzyczny?! – Zdziwił się blondyn nadal podążając za Pawłem. – Chciałbym go zobaczyć. A tak w ogóle, to nazywam się Edward Murdoch.


- Co za natręt – pomyślał Paweł zmęczony ciągłym odmawianiem mężczyźnie, w ostateczności postanowił spuścić gardę – Jestem Paweł Pruszek, a ten nie umiejący pić to Piotr Czarnecki.


- Miło mi poznać – uśmiechnął się blondyn bez pytania chwytając ramię nieprzytomnego Piotrka – Pomogę ci skoro zmierzamy w to samo miejsce.


- Jest pan strasznie uparty – westchną zrezygnowany Paweł – Ale droga wolna.


Kiedy dotarli na miejsce, Paweł ostrożnie ułożył Piotra na kanapie. Zdjął mu koszulkę, buty i Bandamę, po czym przykrył go kocem. Jednak nagle chłopak zerwał się, jak oparzony łapiąc rękaw bruneta.


- Sorry, ale będę rzygał – jęknął zielonowłosy powoli się podnosząc – Pomożesz?


- No, w tym ci nie pomogę – zaśmiał się Paweł biorąc pod ramiona kolegę – jedynie mogę cię zaprowadzić do kibelka.


Murdoch wszystkiemu się przyglądał głównie wbijając wzrok w Piotrka, a szczególnie w jego prawą stopę. Starał się dojrzeć czegoś na jej spodzie, ale nie było mu to dane, bo chłopak miał ją obwiniętą szczelnie bandażem. Mężczyzna po chwili jednak pomógł brunetowi zaprowadzić zielonowłosego do łazienki, gdzie ten od razu przywarł do muszli klozetowej. Zostawili go tam, a sami czekali w pokoju. Paweł oparł się o zamknięte drzwi, zaś Murdoch usiadł na stołku przy fortepianie.


- Cholera, Paweł – z łazienki dobiegał stłumiony głos Piotrka – Czemu zmuszasz mnie do picia skoro wiesz, jak to się skończy. Nie chciałem tu przyjeżdżać, ale nalegałeś i znów mnie upiłeś.


- Widzę, że już trzeźwiejesz – westchnął Paweł opierając głowę o drzwi – Dziś wlałem ci o wiele mniej wódki niż wczoraj, więc daj na luz.


- Dzięki – sapnął Piotrek z ironią – Ale dzięki temu trochę lepiej się czuję.


- Słyszałem, że Duch cię nachodzi – stwierdził Paweł – Wtedy w bibliotece wyglądałeś niemrawo, dlatego chciałem cię trochę rozruszać.


- Duch, jak zwykle, zawraca mi gitarę – mruknął zielonowłosy – zmusza mnie do rzeczy, których nie chcę robić. Ucieka się nawet do szantażu.


- Stary drań – rzucił brunet półgębkiem – Jak zwykle stara się być przebiegłym lisem. Ponoć byłeś niezły na tym koncercie rektora, Kaśka nie mogła się ciebie nachwalić.


- Może – jęknął Piotrek – Nie lubię grać dla publiki, ale przez ultimatum Ducha musiałem wziąć udział w tym koncercie. To jakiś obłęd! Do tej pory jedynie Jolka i Tobiasz wiedzieli, że gram na skrzypcach, a teraz wie o tym niemal cały Olsztyn.


- Czego się boisz? – Zdziwił się Paweł. – Racja, kiedyś Jolka wspominała mi po pijaku, jak brakuje jej twojej gry na skrzypcach, ale myślałem, że to taki jej pijacki wymysł. Jednak dziś widziałem jak grałeś na tym fortepianie z zamkniętymi oczami, do tego płakałeś. To pewne, że czujesz muzykę i sądzę, że nie powinieneś zaprzestawać grania. Kolo, masz talent i szkoda byłoby go marnować.


- Kiedy wracasz? – Spytał nagle zielonowłosy. – Po twoim zachowaniu mniemam, że nie przyjechałeś do Polski na stałe.


- Jak zwykle trafnie czytasz między wierszami – zaśmiał się Paweł – Przyjechałem na miesiąc. Muszę pozamykać kilka spraw i na stałe wracam do Stanów. Może chciałbyś jechać ze mną?


- Może – mruknął Piotrek – też mam zamiar wyjechać do Stanów, ale najpierw chcę skończyć studia.


- Rozumiem – uśmiechnął się Paweł – Mam u ciebie dług, którego nie dam rady spłacić. Dlatego kiedy przybędziesz do Stanów, możesz zamieszkać ze mną.


- Zastanowię się – zaśmiał się zielonowłosy, po czym wstał i wypłukał usta. Następnie chwiejnym, ale pewniejszym krokiem ruszył do drzwi. Wyszedł z łazienki z o wiele lepszym nastrojem, lecz gdy natrafił wzrokiem na siedzącego przy fortepianie mężczyznę, osłupiał w zdziwieniu.


- A ten to kto? – Spytał szeptem kolegi. – Czemu tu jest?


- Przypałętał się i przykleił do nas – odpowiedział Paweł, nagle przypominając sobie o obecności Murdocha w pokoju. – Jakoś nie mogłem się go pozbyć.


- Jest pan jednym z gości ojca naszej koleżanki, nieprawdaż? – Zapytał Piotrek mężczyznę. – Dlaczego, więc zadaje się pan z nami, a nie zajmuje swoimi sprawami?


- Tak, jestem gościem pana Vegi – przyznał mężczyzna – Miałem chwilę wolnego czasu i chciałem zobaczyć, jak bawią się studenci. To tyle.


- Ma pan dziwne rozrywki – zaśmiał się Paweł – Jak widać, nic się nie zmieniło i nadal bawimy się przy alkoholu i dobrej muzyce.


- Najwidoczniej – zaśmiał się cicho blondyn, a w pewnym momencie patrząc na Piotra rzekł – Nazywam się Edward Murdoch.


Piotrek w jednej chwili zbladł, ale na szczęście był zwrócony bokiem do mężczyzny. Plusem też było to, że przez stan nieważkości, w którym się właśnie znajdował, jego twarz miała niemrawy wyraz i odcień.


- Cholera! Nie może być. Jak on? I dlaczego go nie poznałem? – Główkował w myślach w przerażeniu i panice. – On chce mnie sprowokować?! Nie mogę dać po sobie poznać, że znam to nazwisko, a co gorsza, kim jestem. – Natychmiastowo przykleił do twarzy sztuczny uśmiech i z udawanym spokojem starał się ukryć swój strach. – Jestem Piotr Czarnecki, miło mi pana poznać.


- Mnie również – odparł Murdoch z podejrzliwością w oczach. Spojrzał w dół na prawą stopę chłopaka – Bandaż ci się poluzował. Pozwól, że ci go zwiążę.


- Nie trzeba – wycofał się Piotrek chowając prawą stopę – Sam sobie poradzę


- Jeśli można spytać, co ci się w nią stało? – Dociekał blondyn. – Tak naprawdę, to przydałoby się założyć nowy, czystszy opatrunek.


- To tylko małe zwichnięcie – tłumaczył Piotrek w panice na świeżo wymyślając powód noszenia bandażu – To nic ważnego, więc nie trzeba poświęcać temu więcej uwagi.


Kiedy myślał, że udało mu się wykręcić od pomocy, zaczepił jednym z końców bandaża o wystający gwoździk z deski podłogi. Zatoczył się i upadł na kanapę, a resztki bandaża niedbale owijały się wokół jego stopy.


- Teraz to już na pewno musisz zmienić opatrunek – podsumował Murdoch zbierając leżący bandaż z podłogi, ale kiedy doszedł do chłopaka ten szybko podkulił nogi ukrywając spody stóp – Może obejrzę twoją stopę, czy bardziej jej nie nadwerężyłeś?


- Nie trzeba – bronił się chłopak – Wszystko gra. Moglibyście zostawić mnie samego? Niezbyt dobrze się czuję i chciałbym trochę odpocząć.


- Spoko – westchnął Paweł rozbawiony odegraną wcześniej szopką – Wracam do reszty. Zajrzę do ciebie po imprezce. Pan też powinien iść.


Kiedy plecy Murdoch zniknęły za drzwiami, Piotrek z ulgą opadł na oparcie kanapy.


- Było blisko – pomyślał roztrzęsiony – Pewnie i tak się już domyślił, ale nie ma się na czym oprzeć, by mnie zdemaskować. Jego wygląd się zmienił, dlatego go nie poznałem. Tobiasz mówił, że prędzej czy później natrafię na któregoś z braci, ale nie myślałem, że nastąpi to tak wcześnie. Na bank Edward mnie szuka, a akcja z bandażem potwierdza tylko, że mnie podejrzewa i że nie odpuści. Zastanawia mnie jedno, czemu tak bardzo stara się mnie znaleźć. Może chce się mnie pozbyć, jak reszty rodziny? Przecież zrzekłem się nazwiska i nie oczekuję niczego od braci, więc czemu?


Pogrążony w myślach niepostrzeżenie zasnął, a krążący w jego żyłach alkohol nieco mu w tym pomógł.


* * * * *


Dochodziła dziewiąta, kiedy pokój muzyczny wypełnił dźwięk dzwonka komórki Piotrka. Po omacku natrafił dłonią na telefon i niespiesznie odebrał.


- Co tam? – Spytał zaspanym głosem. – Tu się jeszcze śpi.


- To ja – usłyszał w odpowiedzi chłopak – Stoję na zewnątrz domu, w którym jesteś. Zbieraj się i wracamy do domu.


- Zaraz, zaraz – zastopował rozmówcę zdziwiony chłopak – Jak to jesteś przed domem?!


- Normalnie – zaśmiał się mężczyzna po drugiej stronie słuchawki – Zostawiłeś mi przecież kartkę z informacją gdzie jedziesz i na ile.


- Ale jak… Skąd wiedziałeś jaki to adres? Jacek? – Dopytywał Piotrek. – Przecież nie podawałem adresu Kaśki. Napisałem jej nazwisko i ilość dni, więc jak…?


- Mam swoje sposoby – westchnął Wieczorek do telefonu – Skończ te pytania i złaź na dół, albo sam wejdę i cię zabiorę. Wybieraj.


- Przestań za mnie decydować! – Rzucił z dąsem chłopak. – Sam tu przyjechałem, więc sam mogę wrócić!


- Piotrek! – Usłyszał podniesiony głos Jacka. – Nie widziałem cię cały tydzień, a wiesz czym to grozi.


- Cholera, już schodzę. Daj mi dziesięć minut! – Błyskawicznie się odświeżył pod prysznicem i założył czyste ubranie, po czym wrzucił wszystkie swoje rzeczy do plecaka, a następnie opuścił pokój. Po drodze wstąpił do sypialni, gdzie spał Paweł i cicho budząc kolegę powiadomił go o tym, że już wraca. Paweł zaspany przyjął to do wiadomości i z powrotem runął na posłanie. Piotrek prawie, że na palcach starał się przemierzyć korytarz, nie chcąc budzić gości ojca Kaśki, a w szczególności Edwarda. Pech niestety chciał, że przez chwilę zamyślony zielonowłosy nie patrząc przed siebie zderzył się z kimś na zakręcie. – Przepraszam. To przez to, że trzymam głowę w chmurach i nie patrzę jak idę. – Zmieszany spojrzał na osobę, od której się odbił i stanął jak wryty, bo stał przed nim Edward, który obdarzył go przeszywającym i czujnym spojrzeniem. Tym samym, które Piotrek pamiętał z przeszłości.


- Już nas opuszczasz? – Spytał z nonszalancją w głosie. – Myślałem, że zabawisz tu jeszcze jeden dzień.


- Z początku tak miało być, ale najwyższy czas bym opuścił to miejsce – odparł Piotrek starając się wyminąć mężczyznę. Niestety ten zagrodził mu drogę ręką. – Hę?


- Co cię skłoniło do wcześniejszego powrotu Piotrze? – Dociekał Edward zimnym głosem. – Czyżby coś cię wystraszyło?


- Skądże znowu – prawie, że pisnął chłopak – Po prostu znajomy po mnie przyjechał o jeden dzień za wcześnie. To tyle.


- Rozumiem – sapnął Murdoch z rezygnacją zwalniając drogę chłopakowi – Mniemam, że się jeszcze spotkamy.


- Na jakiej podstawie? – Zdziwił się wystraszony zielonowłosy. – Wątpię w to jednak, ale pożyjemy zobaczymy.


- Trafnie to ująłeś – zaśmiał się Edward ruszając w stronę swojego pokoju – Pożyjemy zobaczymy, Piotrze.


Zdębiały Piotrek przez chwilę wpatrywał się w podłogę z ciarkami biegnącymi mu po plecach, ale wyrwał go z tego stanu telefon Jacka. Szybko zbiegł po schodach i wyszedł na zewnątrz, gdzie czekał na niego jego współlokator.


- Spóźniłeś się pięć minut – zarzucił mu Jacek, kiedy wsiadał do samochodu – Jeszcze chwila, a poszedłbym po ciebie.


- Wyluzuj – westchnął chłopak poprawiając Bandamę i czapkę na głowie – Przepraszam za spóźnienie.


- Czemu nosisz tę chustę i czapkę na głowie? Nie jest ci w tym za gorąco? – Pytał ciekawy Jacek. – Zdejmij ją, kiedy jesteś w samochodzie.


- Lepiej nie – mruknął Piotrek w odpowiedzi – Mam mokre włosy, a w ten sposób się nie przeziębię.


- Dobra, ale w domu ją ściągniesz, prawda? – Naciskał Wieczorek. – Tam nie ma przeciągów.


- Zgoda – jęknął chłopak kończąc temat rozmowy – Jedźmy.

* * * * *
  
Szybkim krokiem przemknął przez próg mieszkania i niemalże biegiem wszedł na górę kierując się w stronę swojego pokoju. Miał złe przeczucia co do nastroju Wieczorka, który przez całą drogę nie zamienił z nim ani jednego słowa. Był w trakcie zatrzaskiwania drzwi, kiedy natrafiły one na pewną przeszkodę w postaci nogi Jacka. Mężczyzna wbił wzrok w chłopaka i wchodząc do pokoju zamkną go od środka na klucz.

- Czemu zamknąłeś drzwi na klucz? – Spytał w szoku Piotrek, a zwisający z jego ramienia plecak opadł z hukiem na podłogę. – Otwórz je.

- Zamknąłem je byś mi nie uciekł – odparł mężczyzna z dzikim spojrzeniem – Zdejmij czapkę i chustę. Co tak bardzo chcesz ukryć?

- To nic ważnego – wymamrotał chłopak cofając się o krok – to tylko żart ze strony koleżanek.

- Żart powiadasz – powtórzył Jacek – więc pokaż wynik tego żartu.

- To nie ma z tobą nic wspólnego, więc po co mam ci to pokazywać? – Obruszył się Piotrek. Nie chciał by ktokolwiek oglądał go w tym stanie, a szczególnie jego współlokator.  Daj mi spokój.

- Nie ma ze mną nic wspólnego? – Wycedził przez zęby Jacek, po czym ze wściekłością w oczach pchnął chłopaka na podłogę i siadł na nim okrakiem. – Wszystko co dotyczy ciebie, dotyczy i mnie. Rozumiesz?

- Nie bardzo – mruknął Piotrek wijąc się pod mężczyzną starając w ten sposób uwolnić. Miał świadomość, że znalazł się w niebezpiecznej sytuacji i desperacko chciał uciec. – Puść mnie, proszę. No, puszczaj!

- Nie mam takiego zamiaru – szepnął mu do ucha Wieczorek – Postaram się pokazać ci, że jesteś mój.

- Nie, przestań – panikował chłopak jeszcze bardziej się szamocząc – Ja rozumiem, więc przestań!

Jacek spojrzał na drżącego Piotra i szybkim ruchem zerwał z jego głowy chustę z czapką. Jego oczom ukazała się bujna zielona czupryna. Skrępowany tym chłopak zakrył twarz przedramieniem.

- Nie patrz – jęknął w zmieszaniu Piotrek – To jest zawstydzające.

- I to chciałeś przede mną ukryć? – Spytał mężczyzna nie dowierzając – Zielone włosy? Czy jeszcze coś?

Reakcja Piotra była jednoznaczna. Obfity rumieniec na jego twarzy mówił sam za siebie, że żart nie skończył się jedynie na kolorze włosów. Wieczorek zszedł z chłopaka, po czym zmierzył go długim, badawczym i przenikliwym spojrzeniem.

- Rozbieraj się – nakazał po chwili – No, już.

- Co proszę?! – Piotrek zdębiał słysząc polecenie współlokatora. – Nie chcę. A bynajmniej nie przy tobie.

- Rozbieraj się – powtórzył zirytowany mężczyzna – albo zrobię to sam.

- D-dobra – zgodził się chłopak łamiącym głosem. Po wyrazie twarzy Wieczorka wiedział, że ten nie żartuje. Zdjął koszulkę i szorty, pozostając jedynie w bokserkach. – Już.

Jacek podszedł do chłopaka i rzucił go na łóżko. W oczach miał coś na podobieństwo furii.

- Kto ci zrobił te malinki! – Spytał podniesionym głosem. – No, kto!

- Ja nie pamiętam – tłumaczył się wystraszony Piotrek – Upiłem się i straciłem przytomność, a rano obudziłem się z zielonymi włosami i tymi malinkami. Więcej grzechów nie pamiętam, więc daj mi spokój.

- Jesteś mój i nikt nie ma prawa cię tknąć – odparł władczym tonem Jacek – Widocznie za mało cię naznaczyłem, bo inne robactwo lgnie do ciebie jak do lepu.

- Do niczego nie doszło – bronił się chłopak – To jedynie żart i nic więcej.

- Możesz to potwierdzić? – Żądał odpowiedzi mężczyzna. – Jesteś tego pewien?

- No, tak na sto procent to nie – wyjaśniał gorączkowo Piotr – ale byłem wtedy nieprzytomny, więc nie mogło nic zajść.

- Właśnie – rzucił już spokojniej Wieczorek – Nie możesz tego potwierdzić, bo byłeś nieprzytomny. Naiwny jesteś, albo raczej głupi.

- Hej! – Warknął Piotrek, kiedy mężczyzna zaczął bawić się jego sutkami. – Nie dotykaj mnie w ten sposób, bo…

- Bo co? – Zaśmiał się Jacek nie urywając czynności. – Wyraźnie czuję, że dolnej partii twojego ciała się to podoba. Mnie nie oszukasz. Mam zamiar wymazać z ciebie plamy pozostawione przez te kobiety. Potraktuj to, jako małą karę za zabawianie się po pijanemu pod moją nieobecność.

- Jakie plamy?! Jakie zabawianie?! – Zdziwił się chłopak. – Ja nic złego nie zrobiłem, więc czemu? Obiecałeś, że nic mi nie zrobisz, kiedy wrócimy do domu.

- I uwierzyłeś? – Zakpił mężczyzna. – Twoja naiwność rozbraja.

Na chwilę zmniejszył swój uścisk, co wykorzystał Piotrek szybko się oswobadzając. W mig zeskoczył z łóżka i wbiegł do łazienki zamykając na klucz drzwi. Zaskoczony Wieczorek gapił się w przestrzeń przez dłuższy czas, po czym podszedł do drzwi łazienki i zapukał.

- Ile masz zamiar tam siedzieć? – Spytał nieco rozbawiony zachowaniem chłopaka. – Bo chyba nie przez resztę życia.

- Sam zdecyduję kiedy wyjdę – odpowiedział Piotrek niewiele spokojniejszy – Bynajmniej nie wtedy kiedy ty tu jesteś.

- Przekonamy się – zaśmiał się Wieczorek, po czym wyszedł z pokoju – Ciekawe ile wytrzymasz?

Kiedy Piotrek usłyszał, że współlokator opuścił pokój, odczekał kilka minut i ostrożnie przekręcił klucz w drzwiach. Był w samych bokserkach, a chłód kafelków i nawiew klimatyzacji dawały mu się we znaki. Oględnie wyjrzał przez szparę uchylonych drzwi sprawdzając czy teren aby na pewno jest bezpieczny, po czym pomału na palcach wszedł do sypialni zabrać z podłogi swoje ciuchy. Niestety to był błąd, bo Jacek tylko czekał na ten moment. Upozorował jedynie swoje wyjście, by sprowokować tym chłopaka. Sam niczym wilk ukrył się w cieniu wyglądając swojej zdobyczy. Piotrek sięgał właśnie pod łóżko wyjmując stamtąd swoje szorty, gdy poczuł zacisk wokół pasa. Chciał się wyprostować, ale uderzył tyłem głowy w spód łóżka, co sprawiło, że na moment zrobiło mu się ciemno przed oczami. W mig znalazł się na posłaniu leżąc twarzą do materaca, przyciskany przez ciężar ciała Jacka, który wywijając mu ręce do tyłu skuł je kajdankami. Piotrek w szoku szamotał się sprawiając tym sobie ból.

-  Nie chcę! Puść mnie – mówił podniesionym tonem – Proszę, puść mnie.

- Spokojnie – uspokajał go Jacek głaszcząc delikatnie włosy wystraszonego chłopaka – Będę naprawdę delikatny. Postaram się nie sprawić ci wielkiego bólu.

- Proszę cię – błagał Piotrek już nieco ciszej – To takie…

- Czy czujesz się zakłopotany? – Zapytał mężczyzna przejeżdżając językiem wzdłuż kręgosłupa zielonowłosego, jednocześnie zdejmując mu bokserki, na co ten się wzdrygnął. – No, powiedz Piotruś. Pokaż mi tę zawstydzoną, słodką twarz.

- Nie – sapnął chłopak wciskając twarz w pościel – Nie patrz.

Tymi słowami jedynie zachęcił współlokatora do działań. Mężczyzna odwrócił Piotra na bok i zaczął bawić się jego członkiem. Po chwili rozchylił jego pośladki i przejechał językiem wokół wylotu odbytu. Wsunął najpierw jeden potem trzy palce i powoli rozciągał wejście. Chłopak jęknął cicho, a jego oddech robił się coraz płytszy. To z kolei pobudzało Wieczorka.

- Wiem, że miałem się nie spieszyć – szepnął do ucha Piotrka lekko przygryzając jego wierzch – Ale twoje pojękiwanie jest tak cholernie podniecające, że chcę już go włożyć. Czy mogę?

- Po co się pytasz, skoro i tak to zrobisz – wydyszał chłopak z rumieńcem na twarzy – Rób co chcesz.

- Jeśli będzie cię boleć mocno się przytul – powiedział Jacek ściągając kajdanki chłopakowi, który od razu zakrył swoją twarz – Naprawdę słodko ci z tą miną. Proszę nie pokazuj jej nikomu innemu.

- Przecież robię to tylko z tobą – mruknął Piotrek wzdrygając się w momencie, gdy mężczyzna rozszerzył jego pośladki i wciskał w niego swojego członka. 

- Spokojnie – uspokajał go Jacek – Spróbuj się zrelaksować.

- Łatwo ci mówić – załkał Piotrek mocno przytulając się do mężczyzny – Kiedy to tak piekielnie boli.

- Zaraz się przyzwyczaisz – pocieszał go współlokator, po czym namiętnie pocałował jego usta – Spróbuj powoli ruszać biodrami.

Piotrek wykonał polecenie Jacka, a po chwili sam oddał się rozkoszy zapominając o bólu. W pewnym momencie Wieczorek posadził chłopaka na sobie, a on zawstydzony nieśmiało się poruszał według zaleceń mężczyzny. Doszli niemal w tym samym czasie, jednakże Jacek w chwili ejakulacji pociągnął zielonowłosego za ręce do dołu powodując tym głębszy wytrysk. Chłopak jęknął głośno, po czym wyczerpany z sił opadł na tors współlokatora, jednak ten się jeszcze nie nasycił. Na nowo zaczął pobudzać Piotrka, który ze zmęczenia nie miał siły się opierać. W ostateczności chłopak całkowicie stracił świadomość po trzecim razie, a usatysfakcjonowany Wieczorek przyglądał mu się z zafascynowaniem. Dodatkowo pieszczotliwie głaskał opuszkami palców jego lekko rozchylone usta, aż w końcu nie wytrzymując ucałował je namiętnie sprawiając tym, że otworzył oczy. Ku zaskoczeniu mężczyzny Piotrek odwzajemnił pocałunek.

- Kocham cię – wyszeptał do Piotra mocno go ściskając – Naprawdę cię kocham.

- Ta – uśmiechnął się sennie chłopak wtulając się w Jacka – więc mnie nie zostawiaj.

Po tych słowach zasnął wyczerpany długim stosunkiem. Wieczorek zmył z niego nasienie i założył mu pidżamę, po czym sam poszedł wziąć prysznic. Kiedy skończył, położył się obok Piotrka i natychmiastowo zasnął.       

Piotrek obudził się cały obolały. Nie miał siły nawet się podnieść z łóżka. Bolało go wszystko od pasa w dół, a tyłek piekł niemiłosiernie w środku. Powoli się rozejrzał i napotkał ciepłe spojrzenie Jacka.

- Dzień dobry – szepnął mężczyzna z uśmiechem na twarzy – Jak się czujesz?

- Bezsilny i obolały – westchnął chłopak opadając na poduszki – Czuję się gorzej niż po pierwszym razie.

- Nic dziwnego – zachichotał Jacek – Mieliśmy trzy godziny ostrego seksu i może trwałoby to dłużej, gdybyś nie zasnął.

- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że masz ochotę na więcej? – Wystraszył się Piotrek rozszerzając zielone źrenice. – Ja nie dam rady. Ledwo się ruszam.

- Spokojnie – pogłaskał jego policzek mężczyzna – Są inne sposoby.

- Co masz na myśli? – Spytał chłopak drżącym głosem – Nie wiem o co ci chodzi.

- Wystarczy, że użyjesz ręki – oświadczył Wieczorek – To nic trudnego.

- Ale ja nie wiem jak – bał się zielonowłosy – Nigdy tego nie robiłem.

- Pamiętasz jak ja to robiłem tobie? – Zadał pytanie Jacek. – Wystarczy, że to powtórzysz.

 - D-dobrze – uległ chłopak przełykając głośno ślinę, po czym ostrożnie dotknął prącia mężczyzny. Delikatnie uchwycił i masował sprawiając, że członek robił się twardszy i większy. – Tak?

- Właśnie tak – zamruczał z rozkoszy Wieczorek – Teraz trochę przyspiesz ruchy i mocniej ściśnij.

Piotrek posłusznie wykonał polecenie Jacka, aż ten w końcu wytrysnął na niego. Niestety przyrodzenie mężczyzny wcale nie zmalało, a chłopak sam czuł się nieco pobudzony.

- Ciężko mnie nasycić – odparł Wieczorek w odpowiedzi na zszokowaną minę chłopaka – Byłem na głodzie długi czas i ciężko będzie nam to nadrobić. To jak? Wytrzymasz ból i pozwolisz mi się wziąć, czy wolisz nadal jechać na ręcznym?

- Sam nie wiem, czy wytrzymam – jęknął Piotrek coraz bardziej podniecony, a jednocześnie pełen obawy przed jeszcze większym bólem – Nie wiem.

- To może się przekonamy? – Zaproponował Jacek delikatnie głaszcząc pośladki chłopaka, kiedy nie usłyszał protestu powoli zsunął mu spodnie pidżamy. Zielonowłosy sapnął, gdy dotknął jego członka w wzwodzie. – Widzę, że też ci się udzieliło.

- To dlatego, że mnie tak dotykasz – poskarżył się chłopak naciągając na głowę poduszkę – To nie fair.

- Co znowu? – Westchnął Wieczorek lekko zniecierpliwiony. – Przestań odwlekać nieuniknione.

- Łatwo ci mówić – mruknął Piotrek rzucając w mężczyznę poduszką – Kiedy jestem w takim stanie, możesz ze mną robić co ci się żywnie podoba. Przez ten ból nie mogę się prawie ruszać.

- Przestań marudzić jak stara panna – rzucił Jacek przewracając chłopaka na brzuch, na co ten jęknął z bólu – Choć raz mi nie uciekniesz.

- Bo nie mogę się ruszyć i nie mam sił – sapnął Piotrek, a łzy bólu napłynęły mu do oczu – Przestań to boli!

- Może wydawać ci się to nie ludzkie, ale wytrzymaj – pocieszał go mężczyzna, po czym od razu wszedł w chłopaka, który krzyknął piskliwie w cierpieniu. – Po wszystkim należycie się tobą zajmę.

Piotrek nie odpowiedział tylko cicho łkał w poduszkę, która tłumiła jego jęki bólu. Kiedy Wieczorek skończył, chłopak skulił się i cicho płakał odreagowując tym swoje cierpienie. Czuł się tak jakby ktoś rozerwał go od środka.

- Dzielny chłopiec – pocieszał go Jacek kładąc rękę na jego głowie – Naprawdę dzielnie to zniosłeś.

- Nie dotykaj mnie – warknął chłopak odtrącając jego dłoń – Zrobiłeś co chciałeś, więc teraz mnie zostaw.

- Nie zrobię tego – odparł spokojnie Wieczorek – obiecałem w nocy, że cię nie zostawię. Nie rób takiej miny niedowiarku i chodź tu do mnie.

- Nie – załkał Piotrek nie ruszając się z miejsca – Nie mam siły się ruszyć.

- Rozumiem – uśmiechnął się mężczyzna, a po chwili chłopak poczuł jak ten go bierze na ręce – No, już.

- Co ty odwalasz? – Spytał prawie, że piszcząc z bólu zielonowłosy. – Nie ruszaj mnie! To boli!

- No już, uspokój się – Jacek przytulił do siebie Piotra niczym małe dziecko – Będzie dobrze, więc przestań już płakać.

- Kiedy płaczę nie umiem tego powstrzymać – wyjąkał przecierając wierzchem dłoni swoje zielone oczy – Łzy same lecą mi z oczu.

Nagle Wieczorek pocałował namiętnie chłopaka, którego źrenice w szoku się poszerzyły strącając tym samym ostatnie łzy.

- Widzisz, przestałeś – uśmiechnął się Jacek wycierając mu z twarzy resztki płaczu – A teraz pójdziemy do łazienki cię wykąpać.

- Nie jestem małym dzieckiem – westchnął Piotrek ze zmęczenia – Sam mogę się wykąpać.

- Wiem, że możesz, ale ci nie pozwolę – oświadczył nie podlegającym dyskusji tonem mężczyzna – Trochę przesadziłem i osobiście cię podleczę.

Piotrek naprawdę był wyczerpany po nocy i poranku. Starał się walczyć z opadającymi powiekami, które trzymały się na przysłowiowych zapałkach, ale w ostateczności z tym przegrał zasypiając.
Jacek korzystając z głębokiego snu chłopaka dokładnie go umył i opatrzył powstałe podczas stosunku rany. Po wszystkim, dał śpiącemu zastrzyk z antybiotykiem i zaniósł do swojej sypialni, bo łóżko Piotra było w całkowitym nieładzie. Sam sprzątnął pościel i wrzucił ją do pralki, po czym zjadł małe śniadanko i wrócił do sypialni by położyć się obok nieprzytomnego, zielonowłosego chłopaka. Przez chwilę czuwał nad Piotrem, który cicho pochrapywał. Wpatrzony w jego spokojną, śpiącą twarz gładził jego zielone włosy, aż w końcu sam pogrążył się we śnie.


6 komentarzy:

  1. Co rozdział to lepszy i bardziej szokujący, no ale nie jestem dzieckiem. Bez problemu jestem w stanie czytać, chociaż za pierwszym razem mnie zszokowało tak, że siedziałam czerwona jak burak z szeroko otawrtymi oczami :)
    Brawo =), oby tak dalej.
    Irmina

    OdpowiedzUsuń
  2. - Kiedy płaczę nie umiem tego powstrzymać – wyjąkał przecierając wierzchem dłoni swoje zielone oczy – Łzy same lecą mi z oczu.

    Nagle Wieczorek pocałował namiętnie chłopaka, którego źrenice w szoku się poszerzyły strącając tym samym ostatnie łzy.

    - Widzisz, przestałeś.

    Tak bardzo Usagi i Misaki z Junjou Romantica XDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię tę scenę w tej mandze, więc niejako ją uczciłam tym fragmentem. To opowiadanie jest moim pierwszym o tematyce yaoi, co widać w początkowych rozdziałach.

      Usuń
  3. Hej,
    ok, psikus może i zabawny, ale nie do końca, jak pojawił się ojciec Kaski z dwoma gosćmi, to pd razu pomyślałam o braciach Piotrka, później jak padlo imię Edward, to jeszcze bardziej się upewniałam, a na końcu jak się przedstawił to pobladłam, Edward już się domyśla, ale czego od niego chce, a Jacek jak zwykle napalony...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    psikus może i był zabawny, ale nie do końca, jak pojawił się ojciec Kaśki z dwoma gośćmi, wtedy moja pierwsza myśl l bracia Piotrka, a później jak padło imię Edward, to jż byłam pewna, że to oni, a na końcu jak się przedstawił to pobladłam, Edward już się domyśla, ale czego od niego chce, a Jacek jak zwykle napalony...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    piękne, ten psikus może i był zabawny, ale jednak nie do końca, pojawienie się ojca Kaśki w towarzystwie dwóch gości, wtedy moja pierwsza myśl to, to że to bracia Piotrka, a później jak padło imię Edward, to już byłam pewna, że to jednak oni, a na końcu jak się przedstawił to całkowicie pobladłam, Edward już się domyśla, ale czego od niego chce, a Jacek to jak zwykle napalony...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń