Translate

wtorek, 25 lutego 2014

… i wyrok?

Wreszcie skończyłam ten rozdział. Trochę Was przetrzymałam, ale miałam ostatnio zbyt wiele na głowie, co odbiło się na pisaniu. Mam nadzieję, że się spodoba. Sorry też za błędy, ale na czas bieżący nie dostrzegam prawie żadnego. Poprawię je za kilka dni. 
P.S. Chciałabym Was tylko powiadomić, że następny rozdział może również pojawić się z opóźnieniem. Kiepski okres mam ostatnio i muszę skupić się na palących sprawach codziennego życia. Nie musicie się jednak martwić, bo będę pisać - niestety nieco wolniej niż zazwyczaj. Mam nadzieję, że uzbroicie się w cierpliwość i nie będziecie za to źli (^-^;). Pozdrawiam...


Wściekły Dante na siłę ciągnął Piotrka do pokoju. Chłopak starał się opierać, ale zaślepiony furią mężczyzna brutalnie dał mu do zrozumienia, że ma być grzeczny. Z pomocą przyszli Orestes z Aaronem i Rose. Złapali brata i oddzielili go od zielonookiego.
- Dan – Rose przytuliła prychającego mężczyznę – Uspokój się.

- Jak oni mogli się zgodzić na jej żądania? – Dante nieco ochłonął, ale nadal tkwił w złości. – Czy zdają sobie sprawę, jak niebezpieczna jest ta psychopatka?

- Dobrze wiesz, że nie mieli wyboru. – Odparł Orestes. – Ona reprezentuje Kronosa, który jest częścią Rady.

- Gówno mnie to obchodzi – warknął Dante ponownie próbując złapać Piotrka, ale Aaron zasłonił go sobą. – Nie pozwolę, by go zabrała.

- Będzie bezpieczny – Uspokajała brata Rose. – Jeszcze nic nie zostało postanowione. Dopiero jutro zapadnie wyrok.

- Eh – Piotrek wyłonił się zza pleców Aarona i błyskawicznie zbliżył się do partnera. Teraz nie przypominał tego dumnego mężczyzny, którego pokochał. Jego piwne oczy przedstawiały rozpacz, jak wtedy, gdy spotkał go po raz pierwszy. To go wkurzyło. – Jeśli ja mam się nie użalać, to ty też nie będziesz! – Ryknął, po czym przywalił ciemnowłosemu w twarz. – Co widzisz?

- Przywaliłeś mi?! – Dante w szoku patrzył w rozzłoszczone, zielone oczy partnera. To go zaskoczyło, ale i dało do zrozumienia, jak żałośnie musiał wyglądać, że chłopak zdobył się na takie działanie. – Widzę ciebie.

- Właśnie. – Piotrek uśmiechnął się zadowolony z odpowiedzi. – Nie daj się zaślepić złości, bo kiepsko na tym wyjdziesz. Mam w tym małe doświadczenie. W amoku można popełnić spory błąd, którego nie dasz rady naprawić. – Zrobiło się trochę zbyt poważnie, dlatego zaśmiał się dla rozładowania atmosfery. – Hej! To ty miałeś być moją niańką, a nie na odwrót.

- Niańką?! – Dante zdębiał na takie stwierdzenie. – A myślałem, że nie lubisz być dzieckiem.

- Spójrzmy prawdzie w oczy – westchnął zielonooki – jestem dużym dzieckiem i sprawiam wiele problemów.

- To fakt – odparli chórem wszyscy z zebranych.

- Ej, myślałem, że któreś z was zaprzeczy – Piotrek udał focha, po czym ruszył w stronę pokoju. – Nie odzywam się do was. Dobranoc.

- Mówił, że się nie odzywa – zaśmiała się Rose patrząc w stronę odchodzącego kasztanowłosego – Naprawdę jeszcze dzieciak z niego.

- Przywalić potrafi – Dante masował bolący policzek. Cios chłopaka przywrócił go do normalności. – Wredny chochlik.

- Wiesz, miał dziś naprawdę zły dzień. – Odparł Orestes w zamyśleniu. – Z waszej dwójki, to on powinien być wściekły. Zdaję sobie sprawę, że pałasz zemstą do tej kobiety, ale ten dzieciak usłyszał sporo rzeczy na swój temat. Od dziadka dowiedział się o Talishy i tobie.

- Nie dał tego po sobie poznać – zauważył Aaron w zdumieniu – Dowiedział się o tym, że miałeś już kogoś i nic nie powiedział? Ciekawe, czy ma jakieś wątpliwości?

- Wątpliwości? – Dante zmarszczył brwi. – Niby czemu?

- Pomyślmy... – Rose zbliżyła się do młodszego brata i szepnęła. – Czy aby na pewno go kochasz? Coś w tym stylu.

- To jakieś bzdury! – Dante warknął, po czym ruszył w stronę pokoju. – Zajmijcie się lepiej swoim życiem.

- Jak łatwo wyprowadzić go z równowagi – zaśmiał się Aaron odprowadzając brata wzrokiem – Nie zmienił się pod tym względem.

- Wy również nie dorośliście w tej kwestii – Orestes westchnął w rezygnacji. – Bawicie się jego złym humorem. Zawsze przez to robił jakieś głupstwa.

- A ty, jak zwykle, jesteś snobem – zarzuciła bratu Rose powoli odchodząc z Aaronem – Nie masz za grosz poczucia humoru.

- Mam poczucie humoru – mruknął Orestes w odpowiedzi – Po prostu nie bawią mnie wasze dziecinne zagrania.

- Takie kazania kieruj do swoich dzieci – rzucił mu Aaron z przekąsem – Snob.

W niemrawych nastrojach wrócili do swoich pokoi.

* * * * *

Piotrek od razu skierował się do łazienki. Po dniu pełnym niemiłych wrażeń, marzył tylko o odprężającym prysznicu i cieplutkim łóżku. Kiedy gorąca woda uderzyła o jego ciało, westchnął tylko z dość pochmurnym wzrokiem.

- Żeby to wszystko mogło tak po prostu ze mnie spłynąć – mruknął wystawiając twarz na strumień wody. W głowie kłębiło mu się tyle myśli i pytań, że miał ochotę całkowicie się wyłączyć, do tego jeszcze ta sprawa z Talishą i Dante. Zastanawiało go, jak wyglądała pierwsza miłość Sicariusa. Coś w nim pękło, ale nie miał odwagi się do tego przyznać. Była w nim świadomość tego, że nie jest pierwszym kochankiem tego mężczyzny, ale pomimo tej wiedzy, zabolała go informacja o tym fakcie. – O czym ja w ogóle myślę? Są przecież ważniejsze sprawy. I dlaczego aż tak boli?

- Co cię boli? – Usłyszał głos Dantego, kiedy wychodził z kabiny prysznicowej. Przetarł ręcznikiem oczy i zobaczył go stojącego w progu łazienki. – Powiesz?

- A, to nic takiego – westchnął zielonooki owijając się ręcznikiem – Jedna z ran dała o sobie znać i tyle.

-  Która? – Ciemnowłosy lustrował chłopaka czujnym wzrokiem. – Pokaż, to ją obejrzę.

- Nie trzeba – Piotrek minął go i ruszył prosto do łóżka. Tam ubrał się w pidżamę i całkowicie ukrył się pod kołdrą. To był sygnał, że jednak coś jest nie tak. – Dobranoc.

- Zaśniesz? – Dante zacisnął wściekły zęby. Czyżby Rose miała rację? – Jakieś wątpliwości?

- Tego to zawsze mam sporo – szepnął chłopak nie rozumiejąc myśli partnera – a dziś trochę tego się urodziło, podnosząc poziom trudności.

- Czyżby? – Sicarius zamknął drzwi do pokoju, po czym ruszył w stronę łóżka. – Może rozwiać kilka z nich?

- Raczej nie zdołasz – sapnął kasztanowłosy w ogóle nie spodziewając się ataku ze strony partnera. W tej chwili intensywnie myślał o wszystkich problemach. – Hej, kiedy mnie wreszcie zabijesz? Wolę żebyś to ty, niż ona.

Tymi słowami jedynie przepełnił czarę. Dante zerwał z niego okrycie, niszcząc bezpieczną kryjówkę. Piotrek skulony odwrócił głowę w jego stronę i zamarł w strachu. Gorejące gniewem oczy mężczyzny hipnotyzowały pięknem aczkolwiek przerażały.

- Czy dałem ci kiedykolwiek jakiś powód do wątpliwości? – Ciemnowłosy złapał ramiona chłopaka i mocno nim potrząsnął. – Odpowiadaj.

- O co ci chodzi do cholery? – Piotrek nie rozumiał zachowania Sicariusa. Od czasu zjawienia się Talishy był zaskakująco wybuchowy. – Puść! To boli!

- Udowodnię ci, że nie masz powodu do wątpliwości co do mnie – Dante ściągnął dół pidżamy chłopaka i przewrócił go na brzuch.

- Czekaj! – Zielonooki próbował się uwolnić, jednak nie zdołał. Z doświadczenia wiedział, że nie ma szans z rozjuszonym partnerem i jego siłą mięśni. – Proszę cię, Dante. Wytłumacz mi, o co ci chodzi, bo nie rozumiem.

Prośby jednak nie docierały do Sicariusa, za bardzo zaślepiła go złość. W końcu Piotrek pogodził się z tym, co miało go spotkać i całkowicie się poddał.

- Jeśli to pomoże ci rozładować te potężne napięcie – jęknął w momencie, gdy mężczyzna gwałtownie w niego wszedł – wyżyj się.

Łzy pociekły po twarzy chłopaka z bólu, ale nie fizycznego. Powstałe rano pęknięcie nieco się powiększyło. Wiedział, że Dante go kocha, ale takie traktowanie sprawiało, że czuł się jak zwyczajna szmata. Jutro będzie miał problemy z chodzeniem, ale to już go nie obchodziło. Czuł frustrację partnera, dlatego nie miał mu tego za złe, jednak to tak cholernie bolało. Miał naprawdę kiepski dzień, a zakończenie było najgorsze.

- Skończyłeś? – Zaszlochał pytając, kiedy ciemnowłosy w nim doszedł. – Jeśli tak, to idź lepiej spać i się zastanów nad sobą.

Piotrek odepchnął od siebie mężczyznę, po czym wstając z łóżka, mocno kuśtykając. podreptał w stronę łazienki. Po udach spływała różowa stróżka, która uprzytomniła Sicariusowi, co właśnie uczynił.

- Piotrek, ja – zaczął zakrywając dłońmi twarz – znowu to zrobiłem.

- Przywykłem, że czasem jestem dla ciebie jedynie szmatą – zielonooki załkał znikając za drzwiami łazienki, które od razu trzasnęły. Chłopak osunął się na podłogę i zaczął płakać w kolana. Ukrywając się przed partnerem, chciał zachować szczątki swojej dumy. Nie chciał też by Dante cierpiał bardziej niż było to konieczne. – Czemu to tak cholernie boli?

Drzwi się otworzyły i do środka wsunął się Dante. Na widok zanoszącego się płaczem chłopaka wymierzył sobie mocnego, mentalnego policzka. Znowu go zranił w sposób, w który miał już tego nie robić. Podszedł do zielonookiego i pogłaskał delikatnie jego włosy.

- Przepraszam – szepnął w skrusze mężczyzna – Zignorowałem twoje ostrzeżenie o tym, by nie dać się zaślepić złości i wyszedłem…

- Na głupka? – Wtrącił cicho Piotrek z ukosa zerkając zapłakanymi oczami na partnera. – Zerżnąłeś mnie jak jakąś tanią dziwkę. Pomogło ci to? Co chciałeś mi udowodnić?

- Rose powiedziała, że masz wątpliwości co do nas – usprawiedliwiał się ciemnowłosy w zawstydzeniu. Zachował się, jak gówniarz i to go wkurzało. – Nie myśląc…

- Właśnie, nie myślałeś – stęknął z bólu chłopak dźwigając się na nogi i ruszając w stronę prysznica – Nigdy w ciebie nie zwątpiłem, ale ty we mnie już tak. Wystarczyły słowa Rose.

- Wybacz – Dante objął Piotrka w talii opierając swoje czoło o jego tył głowy. – To, co zrobiłem… nie można tego wytłumaczyć. To niewybaczalne.

- Eh – sapnął kasztanowłosy; nie potrafił gniewać się na tego mężczyznę. Sam się sobie dziwił, jak bardzo musiał go kochać, by wybaczyć kolejny gwałt. – Kocham cię jak wariat, a ty widocznie tego nie dostrzegasz. To mnie najbardziej zabolało. No cóż, jestem beznadziejny we wszystkim co robię, więc ci się nie dziwię, że mi nie ufasz.

- Nie mów tak – Dante odwrócił go do siebie przodem i mocno przytulił. Nauczył się, że chłopaka to uspokaja. – Jesteś najlepszym co mnie spotkało, a myśl, że ponownie mogę stracić ukochaną osobę, jest nie do zniesienia.

- Dante? – Piotrek mruknął wtulony w pierś partnera. – Jak nazywała się twoja pierwsza miłość?

- Maya – odparł łagodnie mężczyzna jeszcze mocniej przytulając do siebie chłopaka – Poznałem ją w liceum i razem poszliśmy na studia. Talisha zabiła ją, torturując na moich oczach. Nie chcę by to samo spotkało ciebie. Jesteś dla mnie najważniejszy, a Maya to tylko bolesna przeszłość.

- Mamy jakąś maść przeciwbólową? – Jęknął zielonooki łkając. Coraz bardziej odczuwał dyskomfort w swoich tyłach. – Tyłek cholernie mnie boli.

- Zaraz coś znajdę – Dante wziął chłopaka na ręce i zaniósł do wanny, gdzie ostrożnie go posadził i nalał ciepłej wody. – Umyj się, a ja poszukam antybiotyku i czegoś na ból.

Piotrek ułożył się wygodniej w wannie, po czym powoli się wyczyścił. Następnie nieudolnie wygramolił się z wody, upadając na niewielki dywanik. Stęknął tylko, po czym obwinął się ręcznikiem. Chwilę stał w zamyśleniu wspominając urywki minionego dnia. Najbardziej martwiła go sprawa Kamila. Sumienie dawało o sobie znać w tej kwestii, bo po prostu wyładował na chłopcu swoją frustrację.

- Naprawdę nie nadaję się na jego opiekuna – westchnął cicho z przymkniętymi oczami, za którymi widział wymalowany ból na twarzy nastolatka – Zachowałam się, jak kretyn.

Miał już iść do pokoju, kiedy Dante złapał go i tam zaniósł.

- Mam nogi, wiesz? – Zarzucił mu chłopak dość smutnym głosem. – Eh, dziś okazałem się jeszcze większym dzieciakiem niż jestem na co dzień. Muszę jutro koniecznie pogadać z Kamilem.

- Jutro do posiedzenia Zgromadzenia nie opuścisz tego pokoju. – Odparł stanowczo mężczyzna kładąc chłopaka na łóżku. – Przyślę ci go z rana ze śniadaniem.

- Tak szczerze, chodzi ci o to, co się stało przed chwilą? – Piotrek przyglądał się z uwagą partnerowi. – A może przyczyną mojego niejako szlabanu jest Talisha?

- Obie opcje – rzucił Dante poważnym tonem – Koniec tego tematu.

- Mógłbyś mieć jutro nieco oko na Li? – Poprosił zielonooki z niepokojem w głosie. – Ta kobieta wymordowała mu rodzinę. W sumie, powinienem poprosić jeszcze kogoś o pomoc przy tobie. Też masz z nią rachunki do wyrównania.

- O to nie musisz się martwić – westchnął Dante odwracając chłopaka na brzuch – Orestes i spółka czuwają.

- Co cię naprawdę wkurza? – Piotrek mruknął, kiedy partner nanosił na rany maść. – Przeszłość, czy fakt, że szukałeś jej przez tyle lat, a ona zjawia się w twoim rodzinnym domu jakby nigdy nic?

- Wkurza mnie to, że się tu zjawiła i jeszcze ma czelność rościć sobie do czegokolwiek prawo! – Warknął ciemnowłosy z mordem w oczach. Następnie nachylił się nad kasztanowłosym i zaczął składać delikatne pocałunki wzdłuż jego kręgosłupa. – Jesteś moim nieznośnym chochlikiem, którego kocham nad życie.

- Czasem dziwnie to okazujesz – stęknął zielonooki czując przyjemne mrowienie – Wiesz, że rozdzielą nas na bardzo długo? Trochę się tego obawiam.

- Poradzisz sobie – zapewniał partnera Dante całując w czubek głowy – Nie jesteś już dzieckiem.

- Wiem – mruknął zmęczony chłopak – jednak i tak martwi mnie pobyt u Murdochów.

- A ojciec? – Zapytał zdziwiony mężczyzna. – Wcześniej obawiałeś się w równym stopniu pobytu u ojca.

- Hm... – Piotrek chwilę milczał w zamyśleniu. – Postanowiłem dać mu szansę. Ponoć każdy na nią zasługuje, a ja go w ogóle nie znam. Może odkryję coś ciekawego.

- Co zrobił, że zmieniłeś zdanie? – Dante nie wierzył w tak diametralną zmianę postawy chłopaka. – No powiedz, czym cię przekonał?

- Nakarmił mnie – odparł sennie zielonooki – Dał mi jabłko, banana i batonik.

- No tak – zaśmiał się mężczyzna – batonik przesądził o wszystkim. Przekupna z ciebie bestyjka.

- Kocham czekoladę – usprawiedliwiał się Piotrek zezując na partnera – to moja słabość.

- A myślałem, że kochasz mnie – udał zdumienie ciemnowłosy – a teraz dowiaduję się, że cenisz bardziej czekoladę.

- Masz włosy koloru ciemnej czekolady – mruknął rozmarzony chłopak – jeśli wymazałbyś się czekoladą, to byłbyś ideałem.

- To przejaw czekolado-holizmu – zarzucił mu Dante – Czyli jestem tylko dodatkiem?

- Nie – odparł spokojnie kasztanowłosy – ty jesteś w niej tym, co najlepsze; nadzieniem.

- Uzależniłeś się od czekolady – zauważył Dante podnosząc jedną brew.

- Błąd – zachichotał Piotrek szybko przewracając się na plecy – jestem uzależniony od niejakiego Dantego Sicariusa.

- Tak? – Ciemnowłosy zdumiony patrzył na zielonookiego.

- Nie udawaj, bo dobrze zdajesz sobie z tego sprawę – obruszył się chłopak nadymając policzki – a może się mylę?

- Nie – Dante ułożył się obok partnera podpierając głowę na łokciu. Z uwagą wpatrywał się w zadąsaną buzię, która wydała mu się wręcz urocza. – Po prostu trochę się z tobą droczę.

- Ty naprawdę jesteś wredny – zarzucił mu kasztanowłosy – Irytujesz mnie tym, wiesz?

- Wiem – westchnął mężczyzna bawiąc się włosami chłopaka – Wiem, że dużo tym ryzykuję, ale twoje oczy nabierają takiego blasku, kiedy się złościsz. Zazwyczaj mają taki melancholijny wyraz, a w gniewie zyskują ożywiony wyraz. Rzadko się śmiejesz, ale za to często wściekasz.

- No tak – Piotrek z politowaniem spojrzał na partnera – I kto tu teraz jest większym dzieckiem? Nie pomyślałeś, że moglibyśmy to przedyskutować? Niestety twoja narwana strona wzięła górę, zaraz po męskiej dumie.

- Fakt, przesadziłem – przyznał Dante dość nieporadnie, jak na samca alfa, za którego na co dzień uchodził. – Mam wredną naturę choleryka, ale wiesz już, że nie ma opcji bym się zmienił.

- Wiem o tym – mruknął zmęczony zielonooki wtulając się w bok mężczyzny – Nie chcę byś się zmieniał. Wilków nie powinno się oswajać, a tym bardziej zmieniać ich natury.

Po tych słowach Piotrek pogrążył się w spokojnym śnie. Pomimo krzywdy, jaką wyrządził mu partner, nadal czuł się bezpieczny w jego ramionach. Spokojny sen całkowicie to udowadniał.

* * * * *

Około godziny dziesiątej rano Kamil niepewnie wkroczył do sypialni Dantego, gdzie przebywał Piotrek. Czuł się nieswojo i miał wyrzutu sumienia za ostatni wieczór. Wyładował swoją frustrację na koledze, którego traktował jak starszego brata. Bał się tego spotkania, jednak gdy zielone oczy ciepło go przywitały, nabrał nieco więcej śmiałości.

- Dante kazał mi przynieść ci śniadanie – nastolatek powoli podszedł do łóżka, na którym leżał kolega – Jesteś chory?

- Powiedzmy – sapnął Piotrek spuszczając nagle swój wzrok – Przepraszam za wczoraj.

- Niby czemu? – Kamil nie za bardzo rozumiał intencji zielonookiego. – To raczej ja powinienem cię przeprosić. Złamałem obietnicę i wyładowałem na tobie nagromadzoną frustrację.

- Czyli zrobiliśmy to samo – westchnął kasztanowłosy z winą wymalowaną na twarzy – Za to cię właśnie przepraszam. Wyżyłem się na tobie. Wszyscy na mnie nastawali przez cały dzień, a kiedy zobaczyłem ciebie i Pierra w stanie nietrzeźwości, do tego jeszcze zakrwawionego Jacka, coś we mnie pękło i się stało.

- Nie tłumacz się – Kamil postawił tacę z jedzeniem na nocnej szafce i usiadł na skraju łóżka. Cały czas patrzył w podłogę. Nie miał odwagi spojrzeć w oczy załamanego mężczyzny. – Wtedy niejako powiedziałem ci część tego, co naprawdę czuję. Nie obwiniam cię, ale czasem jest mi cholernie ciężko pogodzić się z tym całym gównem. Chciałem z tobą pogadać, ale non stop ktoś mi cię zabierał. Może dlatego skierowałem na ciebie swój gniew.

- Rozumiem – Piotrek ukrył twarz w dłonie. – To mi uświadomiło, jak kiepskim opiekunem jestem. Nie chcę was porzucać, ale nie jesteście przy mnie bezpieczni. Wczoraj dobrze to ująłeś. Przeze mnie zginęli wasi rodzice… cholera, nie chcę was stracić, a wszystko wskazuje, że tak się stanie.

- Jak to? – Sulik w szoku doskoczył do kolegi i łapiąc jego ręce lekko nim potrząsnął. – Niby czemu masz nas stracić?

- Dziś zapadnie wyrok Zgromadzenia – odparł smętnie kasztanowłosy. Po jego oczach widać było wysoki poziom bólu i bezradności. – Będę niczym zwierzątko trafiał z rąk do rąk i nie chcę wciągać waszej trójki w to bagno. Do tego, wczoraj zjawiła się Talisha. Dante szaleje wściekły, a ja coraz bardziej się martwię. Jeśli ona dowie się, jak ważni dla mnie jesteście, nie zawaha się was skrzywdzić, a nawet i zabić.

- Odsuwasz nas od siebie, by nas chronić? – Kamil nie wiedział co myśleć, a emocje coraz bardziej zaczęły się mieszać. – To tylko pieprzone wymówki! Jak ty to sobie wyobrażasz?

- Nic jeszcze sobie nie wyobraziłem – stęknął pochmurny Piotrek – Ja po prostu nie widzę innego wyjścia, by na czas tej wkurzającej sytuacji, którą jest problem mojej przynależności, wysłać was w bezpieczne miejsce. Nie chcę ciągać was po tych wszystkich rodach, bo sam nie wiem czego się spodziewać. Boję się tego jak cholera…

- Wyjaśnij mi to bardziej obrazowo. – Sulik z ledwością powstrzymywał drżenie rąk z nagromadzonych emocji. – Proszę, bo teraz nic nie rozumiem.

- Nie wiem jeszcze jaki będzie wyrok Zgromadzenia – tłumaczył Piotrek w skupieniu – jednak najprawdopodobniej skaże mnie na tułaczkę po rodach, z którymi wiąże mnie krew. Są to: Murdochowie, babcia Laverno, Veneni, Thanathos i Kronos. Ściągnęli tu nawet Tobiasza, Jolkę i Pawła na przesłuchanie. Jak widzisz, kiepsko to wygląda.

- Tułaczka po rodach? – Kamil zdumiony wpatrywał się w kolegę. – Na czym ona polega?

- Zgromadzenie wyznaczy terminy i długość czasu mieszkania u każdego ubiegających się o mnie rodu – oznajmił zielonooki wzdychając – Kiedy zakończę swoją poniewierkę, wówczas przed obliczem Zgromadzenia będę musiał podjąć decyzję, do którego z rodów chcę należeć.

- A co jeśli nie będziesz chciał należeć do żadnego z nich? – Nastolatek z zaciekawieniem patrzył na rozmówcę. – Co wtedy?

- Nie wiem – Piotrek opadł na poduszki. – Szukam jakiegoś wyjścia, ale to nie jest takie proste. Sądzę jednak, że w przypadku braku jakiejkolwiek decyzji z mojej strony, Zgromadzenie podejmie ją za mnie. Czuję się w tym wszystkim, jak jakieś trofeum w rywalizacji pomiędzy rodami.

- To nieciekawie – Sulik w rezygnacji rzucił się do tyłu na łóżko. – Rozumiem teraz niejako twoje rozterki.

- Wiesz, rozważałem chwilę co z wami zrobić do czasu zakończenia tego wszystkiego – mruknął Piotrek patrząc w sufit niewidzącym wzrokiem – Uszanuję twoją prośbę, by nie zostawiać was Dantemu i Rose. Myślałem nad tym, czy nie oddać was w opiekę Tobiaszowi albo babci Sofii. Miałbym gwarancję, że będziecie z nimi bezpieczni i w miarę normalnie żyli. Co ty na to? Oczywiście po powrocie z mojej tułaczki, od razu bym was zabrał do siebie.

- Nie wiem – Kamil odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie miał zielonego pojęcia co myśleć, a tym bardziej nie potrafił podjąć żadnej decyzji w tej kwestii na bieżąco. – Musiałbym to przemyśleć.

- Rozumiem. – Piotrek posłał mu smutny uśmiech, co wskazywało jak bardzo to wszystko go gryzie. – Zaczekam na twoją decyzję. Rozważ to na spokojnie. Pamiętaj tylko, że chcę waszego dobra.

- Wiem o tym pacanie – Sulik ponownie usiadł na łóżku. – Postaram się ci odpowiedzieć do wieczora.

- Zaczekam – Zielonooki delikatnie zmierzwił chłopcu włosy – Cieszę się, że to obgadaliśmy.

- Ok. – Kamil uśmiechnął się słysząc burczenie brzucha kolegi. – My tu gadu, gadu, a ty nic jeszcze nie jadłeś. Dante wyraźnie dał mi do zrozumienia, że mam nie wychodzić, póki wszystkiego nie zjesz.

- Super niania się znalazła – kasztanowłosy jęknął wstając z łóżka i kuśtykając ruszył w stronę łazienki – Na razie mam nieco pilniejszą sprawę.

- Widzę, że ostro się wczoraj z tobą obszedł – zauważył Sulik z niepokojem patrząc na chwiejny krok mężczyzny – Co ci zrobił?

- To, co my względem siebie! – Zawołał z łazienki zielonooki. – Wyładował na mnie swoją frustrację. Z tym wyjątkiem, że zrobił to w dość brutalny i bolesny sposób.

- Jak ty możesz mu na to pozwalać? – Dziwił się Kamil ze zmartwionym wyrazem twarzy. – I nawet mu wybaczyłeś.

- Po prostu go kocham i nie wierzę, że ci to mówię. – Zawstydził się Piotrek wychodząc z łazienki. – Miłość zaślepia i zmiękcza człowieka, a co gorsza, skłania do wybaczenia nawet tych najpodlejszych czynów. Kiedy się zakochasz, wówczas zrozumiesz.

- Matko nie – Kamil wystraszony patrzył na obolałego kolegę. – Jeśli miłość ma mnie tak zmienić, to się na nią nie piszę.

- Pogadamy, kiedy dorośniesz na tyle, by się zakochać – zaśmiał się Piotrek zaczynając jeść przyniesione śniadanie – A jeśli chcesz smalić cholewki na Nicole, to radziłbym ci zważać na Allena. Choć jej pikantny charakterek także brałbym pod uwagę.

- Dobrze wiedzieć – Nastolatek zmieszany wbił wzrok w podłogę. – Aż tak widać, że mi się podoba?

- Na razie Allen wie tyle, że Nicki ma na ciebie oko – zachichotał Piotrek kończąc jedzenie – Ja szybciej zauważam takie rzeczy w odróżnieniu od niego, więc się nie martw. W razie co, Allen wie, że krzywdząc ciebie, zadarłby ze mną.

- Aha – Kamil wziął pustą tacę z niemrawą miną – Powinienem już iść. Ojciec Pierra wyznaczył nam na dziś karę. Mamy umyć wszystkie kible w domu, a trochę tego jest.

- Tu nie musicie przychodzić – Piotrek puścił oczko do pochmurnego nastolatka – Możecie odhaczyć ten kibelek.

- Dzięki. – Chłopiec wzdychając ruszył w stronę wyjścia. – Jedyny plus w tym jest taki, że będzie nas czterech.

- Dacie radę – pocieszał go zielonooki na pożegnanie – Miłej pracy.

Kamil niemrawo się uśmiechając opuścił pokój, zatrzaskując za sobą drzwi. Pozostawiony sam sobie Piotrek w milczeniu patrzył na bliznę naznaczającą jego stopę.

- To dopiero początek tego wszystkiego – sapnął kładąc się na łóżku – Mam nadzieję, że jakoś temu podołam.

* * * * *

W porze obiadu, Piotrka odwiedził Allen. Zmartwił go fakt, że brat nie zjawił się na żaden posiłek w jadalni. Kiedy wszedł do pokoju, zobaczył pogrążonego we śnie chłopaka. Mimowolnie się zaśmiał widząc jego komiczną pozycję. Kasztanowłosy spał na brzuchu w poprzek łóżka, nieznacznie zwisając z niego głową w dół. Na jego plecach leżał zwinięty w kłębek kot, który umiejętnie ułożył się w powstałym zagłębieniu przy zakończeniu odcinka lędźwiowego. Podszedł do śpiącego brata i przykucając przy nim, delikatnie potrząsnął jego ramieniem.

- Pobudka – szepnął zganiając kotkę z pleców śpiącego jeszcze brata – Jest już pora obiadu.

- Jeszcze tylko pięć minutek – sapnął Piotrek przekręcając się na lewy bok – psujesz mi sen.

- Eh, śpiochu – westchnął Allen siadając na skraju łóżka. Połaskotał palcami odkryty skrawek pleców brata. – Wstawaj już i pogadaj ze mną.

- Jak mnie przytulisz – mruknął przez sen jeszcze zielonooki w ogóle nie kontaktując z otoczeniem.

- Mam cię przytulić? – Brązowowłosy uśmiechnął się tylko widząc niewinną minę śpiącego brata. Nigdy nie wiedział, jak ma z nim postępować, bo pierwszy raz spotkał tak delikatną osobę. W Thanathosie, każdy wyzbywał się emocji, by jak najlepiej wykonywać powierzane misje zabójstw. Nikt nigdy nikogo nie przytulał, ani nie okazywał uczuć, co weszło mu w krew. Dzięki takiemu życiu, stał się bezlitosnym i zimnym mordercą, który nie okazywał nigdy litości. Teraz jednak po spotkaniu Piotrka, zaczął się gubić we własnych odczuciach. Kochał brata, ale nie potrafił tego okazać. Kiedy już próbował jakoś dowieść swojej czułej strony, zostawał mylnie odczytywany. – Wstawaj! – Uszczypnął śpiocha w wypięty tyłek, na co ten z piskiem poderwał się do siadu.

- Aua! – Zawył Piotrek masując bolące miejsce. – Za co?

- Za chęć do życia i miłość do ojczyzny – odparł Allen przytulając zdezorientowanego brata – Sorry, ale inaczej byś się nie obudził.

- To kara za brak czujności – jęknął zielonooki odzyskując w pełni przytomność, a jednocześnie dziwiąc się na gest brata – Ty mnie przytulasz?

- No, bo powiedziałeś, że wtedy ze mną porozmawiasz – usprawiedliwiał się brązowowłosy w lekkim zakłopotaniu – Sorry.

- To miłe – Piotrek wtulił się w brata czując lekką nostalgię, bądź co bądź byli bliźniakami i w pewnym stopniu coś ich do siebie przyciągało. – Coś się stało, że przyszedłeś?

- Zmartwiło mnie, że nie było cię ani na śniadaniu, ani na obiedzie – wyjaśniał Allen odrywając od siebie rozmarzonego brata – Czemu w ogóle nie opuszczasz pokoju?

- No bo… – Piotrek kluczył w odpowiedzi, co zaalarmowało brązowowłosego – troszeczkę źle się czuję.

- Troszeczkę, tak? – Allen klepnął chłopaka w tyłek, na co ten stęknął z bólu. – Wiedziałem.

- To nie tak, jak myślisz – jęknął Piotrek zeskakując z łóżka i kuśtykając umknął do łazienki – Nie masz powodów do złości.

- Eh, spójrz na siebie. – Allen ze zrezygnowaniem patrzył na tego głuptasa, który rozbrajał go swoją naiwnością. – Ledwo chodzisz, a o siedzeniu nie wspomnę.

- Dlatego się nie nadwerężam – odparł Piotrek wracając z łazienki – Dante kazał mi nie opuszczać pokoju i przeprosił za to, co zrobił.

- Ja cię chyba nigdy nie zrozumiem – westchnął brązowowłosy z politowaniem w oczach. Żal mu było patrzeć na cierpienie brata, ale nic nie mógł na to poradzić. Matka też pozwalała na wiele ojcu, w tak zwane imię miłości, czego nie potrafił zrozumieć. – Ta miłość cię kiedyś zabije.

- Możliwe – Piotrek położył się na łóżku przodem do brata. – Nie martw się o mnie i tak masz zbyt dużo na głowie.

- Jesteś ważniejszy – Allen w zamyśleniu rzucił swoją odpowiedź, którą zdziwił brata – Jesteś moim młodszym braciszkiem, na którego, jak widać, powinienem mieć oko. Zacznij wreszcie o siebie dbać.

- Allen? – Zielonooki wbił w brata swój melancholijny wzrok. – Przeszkadza ci fakt, że jesteśmy braćmi?

- A tobie? – Niebiesko-zielone oczy utkwiły w kasztanowłosym lustrując go swoją wnikliwością. – Tak szczerze.

- Mi to nie przeszkadza – odpowiedział nieśmiało chłopak – Ja po prostu czasem mam wrażenie, że ci przeszkadzam.

- To masz złe wrażenie – Allen obdarzył brata ciepłym uśmiechem. Jak ten głuptas mógł pomyśleć, że mu przeszkadza. – Nigdy mi nie przeszkadzałeś. Przyznaję, czasem mnie irytujesz, ale wiem, że ja tobie również działam na nerwy. Tak bywa wśród rodzeństwa. Możemy wieszać na sobie psy, ale pomimo tego, nadal będziemy się lubić. Zapamiętaj lepiej te słowa, bo nie będziesz za często ich słyszał. Nie jestem wylewny w uczuciach i wiedz, że na swój własny sposób cię kocham.

- Kumam – Piotrek posłał bratu szczery i ciepły uśmiech. Nie wiedzieć czemu, ale kiedy uśmiechał się w ten sposób, poprawiał wszystkim nastrój. – Wiem, że kochasz mnie na swój sposób i cieszę się, że jesteś moim bratem.

- Za sentymentalnie się tu zrobiło – zaśmiał się Allen rozładowując powstałą dziwną atmosferę – Jesteś nazbyt emocjonalny.

- Nadrabiam za nas dwóch – odgryzł się mu Piotrek dając mięśniaka w ramię – pouczysz mnie czasem jakichś nowych chwytów w walce? Lekki sparing też by się przydał.

- No, nie wiem – zastanawiał się Allen – Boję się, że zrobię ci krzywdę. Czasem zatracam się w walce. Kiedyś prawie zabiłem jednego z moich podopiecznych w Thanathosie.

- Nie martw się tym – Piotrek wyszczerzył się pocieszając brata – Wiem, że nie zrobisz mi nic złego. Potrafię się jeszcze obronić.

- Może kiedyś – zgodził się brązowowłosy wstając z łóżka. Zbliżała się pora umówionego spotkania z Nicole i nie chciał się spóźnić. Dzięki tej rozmowie mógł wywnioskować, że z Piotrkiem jest wszystko w porządku. – Z pewnością do tego czasu musisz całkowicie wyzdrowieć.

- Łapię cię za słowo – Zielonooki nie krył swojej radości. – Już idziesz?

- Muszę – Allen pożegnał się z bratem posyłając mu pogodny uśmiech. Rzadko komu go pokazywał, ponieważ był przeznaczony tylko dla wybranych, a Piotrek zaliczał się do tego grona. – Czeka na mnie niecierpliwa diablica.

- Aha – Kasztanowłosy odwzajemnił uśmiech brata. – Pozdrów ode mnie Nicole.

- Ok. – Po tych słowach Allen opuścił pokój, ruszając na spotkanie z siostrą.

* * * * *

Tak godzinę po upłynięciu pory obiadowej, Piotrek odczuł głód. Nikt mu nie przyniósł niczego do jedzenia.

- Eh, zapomnieli o mnie – westchnął ubierając się w nieco luźniejsze spodnie i czarną koszulkę – No nic, czas stąd wyjść i samemu coś skombinować.

Wyszedł z pokoju i wolnym krokiem ruszył korytarzem w stronę schodów. Nadal czuł lekki dyskomfort w tyłku, ale w znacznie mniejszym stopniu niż z samego rana. Zakradł się do kuchni, gdzie na szczęście, nie zastał Pabla. Chwilę myszkował w spiżarce, po czym zaopatrzony w suchy prowiant, na który składały się: jabłko, banan, dwa batoniki zbożowe, jeden czekoladowy i puszka koli; ruszył w drogę powrotną. Wolał nie ryzykować spotkaniem z cholerycznym kucharzem Sicariusów. W połowie schodów otworzył jeden z batoników i bezceremonialnie wepchnął go sobie do buzi. Od razu poczuł szczęście z tego powodu. Czekolada zawsze poprawiała mu humor.

- No proszę – usłyszał za sobą poznany na Zgromadzeniu kobiecy głos – Kogóż to moje piękne oczy widzą?

- Coś nie tak? – Piotrek odetkał się batonem oblizując usta z czekolady. – Już schodzę z oczu, by nie psuć widoku.

- Uroczy chłopczyk z ciebie – Kobieta zaczęła iść w jego stronę w ogóle nie spuszczając z niego oczu. Miała włosy tego samego koloru co on i przerażające spojrzenie, które mroziło krew w żyłach. – Masz przyjemny głos.

- Aha – Piotrek nadal szedł przed siebie, nie chciał by ta kobieta zanadto się do niego zbliżyła. Plany pokrzyżował mu jeden z batoników, który upadł na podłogę, a że nie chciał tracić swojej zdobyczy, musiał się na chwilę zatrzymać by go podnieść.

- Mam cię słodziutki – Objęła go ramieniem, gdy się tylko wyprostował. Było od niego wyższa i miała większą posturę niż on. – Chucherko z ciebie.

- Nie pani pierwsza mi to mówi – sapnął w rezygnacji – Coś jeszcze?

- Och, uderzyłam w czuły punkt? – Zaśmiała się widząc niemrawą minę chłopaka. – Dziubasku, pogadaj ze swoją ciocią. Czyżbyś się mnie bał?

- Może – Odparł Piotrek dość spokojnie – ktoś mi powiedział, że pani to nie moja liga. I tak mam już sporo problemów na głowie, dlatego wolę nie robić sobie kolejnego.

- Jesteś szczerym chłopczykiem – dała mu prztyczka w nos. Traktowała go jak dzieciaka, co zaczynało go już irytować. – Chciałabym posłuchać twojego krzyku, gdy cierpisz, wiesz?

- Zdaję sobie z tego sprawę – mruknął chcąc się wyrwać spod jej ramienia, ale poczuł jedynie wbijające się w jego ramię paznokcie – Aua, może mnie pani już puścić?

- Słodkie to aua – wyszeptała mu do ucha dając całusa w policzek – Już cię polubiłam Pio-tru-siu.

- Czyli mam przerąbane, tak? – Przeczytał między wierszami Piotrek wzdrygając się na sposób wymówienia jego imienia. – Po cholerę wychodziłem z tego pokoju.

- Malusi pesymista – zmierzwiła mu pieszczotliwie włosy – Ciocia zadba o ciebie maleńki.

- Zostaw go! – Usłyszeli za sobą głos Alberta, który migiem oddzielił syna od kobiety. – Nie masz do niego żadnych praw Talisho, jak również do Allena czy Nicole. Blanka jasno powiedziała, że nie chce mieć nic wspólnego z Kronosem.

- Może ona nie chciała mieć z nami nic wspólnego, ale niestety Kronos nigdy z niej nie zrezygnował. – Odparła jadowicie Talisha nie kryjąc swojej nienawiści do przyrodniej siostry. – Czy tego chcesz, czy nie, w żyłach dzieci Blanki płynie krew rodu Sforza, a tym samym są z automatu kandydatami na członków Kronosa.

- Wracaj do pokoju – nakazał Piotrkowi Albert popychając go w stronę korytarza prowadzącego do pokoju Dantego – Dorośli muszą poważnie pogadać.

- Też jestem dorosły – prychnął Piotrek, jednak stanowcze spojrzenie ojca zmusiło go do wykonania polecenia – Zresztą nieważne.

- Grzeczny chłopiec – pochwalił go Albert odprowadzając czujnym wzrokiem – Tylko nie zbocz z kursu.

- Nie mów mi co mam robić! – Piotrek warknął zirytowany słowami mężczyzny. – Nie jestem już dzieckiem!

- On naprawdę jest uroczy – zaświergotała Talisha chcąc iść za chłopakiem, jednak Albert zagrodził jej drogę. – Aż mam ochotę trochę się na nim poznęcać.

- Ani mi się waż – wycedził przez zęby mężczyzna – tknij któreś z tej trójki, a zabiję.

Piotrek biegiem puścił się przez korytarz. Trochę nadwerężył tym swoje tyły, ale wolał uniknąć ponownego spotkania z Talishą i jej dziwnym okazywaniem sympatii. Niejako był wdzięczny Albertowi za uwolnienie go z jej szponów, które pozostawiły krwawą rysę na jego ramieniu. Zatrzasnął za sobą drzwi do sypialni, po czym z ulgą wylądował na mięciutkim łóżku.

- Nigdy więcej – sapnął do siebie wpychając do ust kolejny batonik – to jakaś wariatka.

Teraz chociaż rozumiał, co Albert miał na myśli mówiąc, że Talisha to nie jego liga. Skoro Dante zamieniał się przy niej w wulkan furii, a Li kulił, jak mały szczeniaczek, to on ze swoimi dziecinnymi zachowaniami był spalony na samym wstępie. Te kilka minut w jej towarzystwie uzmysłowiło mu, że nie ma z nią szans.

- Jestem za bardzo emocjonalny – stęknął wzdychając – żeby się z nią zmierzyć, musiałbym wyzbyć się emocji, jak Allen, czy Dante czasami. Eh, nierealne.

* * * * *

Dante był właśnie w drodze do pokoju, by sprawdzić stan swojego chochlika, gdy natrafił na kłótnię pomiędzy Albertem i tą piekielną kobietą. Kiedy tak na nią patrzył, nóż otwierał mu się w kieszeni. Nadal ciężko było mu uwierzyć, że jego anioł był spokrewniony z takim potworem. Schował się za rogiem i wsłuchał w dialog kłótni.

- Blanka nie życzyła sobie by jej dzieci miały cokolwiek wspólnego z Kronosem – prawił lekko podniesionym głosem Albert – Przekaż ojcu, że wraz z wydziedziczeniem Blanki utracił jakikolwiek prawa do bliźniaków i Nicole.

- Faktem jednak jest to, że obaj chłopcy, jak również ich mała siostrzyczka mają w sobie krew Sforza – zaświergotała Talisha swoim przesłodzonym głosem – Ten młodszy najbardziej przypomina Sforzę. Ma taki przyjemny głosik i piękne, smutne oczka, aż chciałoby się to maleństwo zmasakrować.

- Ani mi się waż go tykać jędzo – warknął blondyn łapiąc kobietę za bluzkę pod szyją – Allena już nieraz skrzywdziłaś, ale Piotrka obaj nie damy ci skrzywdzić.

- Och, czyżbym słyszała ojcowską troskę?! – Zadrwiła z mężczyzny jadowitym tonem. – Nie uważasz, że trochę na to za późno? Zostawiłeś go na ponad dwadzieścia lat. Myślałeś, że nie wiedziałam? Obserwowałam go od twojej lipnej śmierci. Znam jego wzloty i upadki. Wiem o nim więcej niż ty, jego ojciec. Łyso ci teraz twardzielu?

- Może i nie byłem przy nim przez te wszystkie lata, ale to nie znaczy, że o nim zapomniałem – syknął wściekły Albert – Na jakiej podstawie go obserwowałaś? Nie miałaś do tego prawa.

- Och, bawimy się w przestrzeganie zasad? – Talisha przechyliła w bok głowę z przesłodkim uśmieszkiem. – Trzeba poznać swój cel, by później mieć lepszy ubaw przy jego likwidowaniu. Polubiłam tego chłopca i już wiem, że dostarczy mi sporo rozrywki przy torturach. A może powinnam zrobić z niego swojego zwierzaczka? Taki Azorek.

- Przeginasz – Albert wycedził przez zęby bliski furii – To, że jest synem Blanki nie daje ci prawa by przelewać na niego swoją nienawiść do niej. Twoja przyrodnia siostra nie żyje, pogódź się z tym!

- Fakt, ta prostaczka nie żyje – przyznała lakonicznie, jednocześnie w jej oczach mężczyzna mógł dostrzec mrok przepełniony zawiścią – jednak to nie ja ją zabiłam. Miała czelność zdechnąć na raka, zamiast dać mi się zarżnąć jak świnię, którą dla mnie od zawsze była.

- Dziwię się, że Gustaw cię jeszcze w kaftan nie wsadził – odparł Albert z politowaniem w głosie – Po prostu żal patrzeć na to, jak zatracasz się w tym bezsensownym chaosie szaleństwa, które stwarzasz. Zaraziłaś nim nawet mojego bliźniaczego brata. Jeśli się nie opamiętasz, to skończysz jak on.

- Zdradziłeś swój ród Albercie – zarzuciła mu Talisha jadowitym syknięciem – Ja tylko podrzuciłam Wilhelmowi pomysł na zemstę. Myślisz, że kto porwał twojego trzyletniego synka? Miałam wtedy nadzieję, że w tym wypadku zginie ta prostaczka, ale zdzira przeżyła. Wtedy wpadłam na pomysł, by zabrać tego małego berbecia. Tak bardzo płakał za swoimi mamusią i tatusiem. – Zadrwiła wspominając porwanie. – Myślałam, że Wilhelm zamęczy go na śmierć w tej piwnicy, ale niestety mocno się na nim zawiodłam. Pocieszałam się jednak tym, że Blanka cierpi z utraty swojego dziecka. Jak widzę, ciebie również uderzyła ta strata.

- To było bezbronne dziecko, które w niczym nie zawiniło – Albert z nienawiścią spojrzał na zanoszącą się śmiechem kobietę – Gustaw o tym wie?

- Dzieci przejmują grzechy rodziców – odparła Talisha z pustym wzrokiem – To coś jak grzech pierworodny, zmyć może go jedynie przelana krew.

- Złamałaś świętą zasadę własnego rodu – Albert nie miał już siły do tej upartej i szalonej kobiety. Blanka miała rację twierdząc, że jej siostra jest jak wybuch atomowy. Zaślepiona swoimi ideałami i obłędem, niszczy wszystko na swojej drodze. – Pamiętaj, że płomień gaśnie, gdy zabraknie tlenu.

Mężczyzna odepchnął od siebie kobietę i ruszył w sobie znanym kierunku. Nigdy by nie pomyślał, że Talisha stoi za porwaniem Piotrka, a cały czas za wszystko obwiniał brata. Jednak nie miał zamiaru żadnemu z nich współczuć. Zbyt dużo zamętu wprowadzili w życie jego rodziny, a najbardziej ucierpiał na tym jego młodszy syn. Był wściekły na siebie, bo po części ponosił za to odpowiedzialność.

- Grzechy rodziców, tak? – Warknął pod nosem niemal wypluwając każde słowo.

Dante poczekał na odejście Talishy, a następnie przemknął bezszelestnie do swojego pokoju. Jednak opłacało się podsłuchać tę kłótnię, bo sporo się przez to dowiedział. Piotrek swój kulawy los zawdzięczał tej jędzy.

- I to ja się nad sobą użalam twierdząc, że wszystko mi odebrała – wymierzył sobie kilka mentalnych policzków – a tymczasem Piotrek stracił o wiele więcej przez jej intrygi. I kto tu jest żałosny?

Kiedy wszedł do pokoju, zastał opatrującego ramię Piotrka. Chłopak w skupieniu starał się dość równo przykleić plastrem gazę, jednak niezbyt mu to wychodziło.

- Pomóc? – Zaproponował Dante podchodząc do zielonookiego. – Przy okazji wyjaśnij skąd ta rana.

- Zgłodniałem i wyszedłem do kuchni po coś do jedzenia – kasztanowłosy wskazał na opakowania po batonikach i resztki owoców, które leżały na szafce obok – w drodze powrotnej natknąłem się na upiorną strzygę. Zostałem jednak uratowany przez ojca.

- Strzyga – zastanawiał się ciemnowłosy w lekkim uśmiechu – dobre określenie na tę kobietę.

- Rany, Dante – Piotrek głośno jęknął – Zdajesz sobie sprawę, że ta baba mnie polubiła? Mam przesrane, jak nie wiem co.

- Nie gorączkuj się tak – pocieszał go mężczyzna – nie może nic ci zrobić, kiedy jesteś pod protekcją Rady.

- Wiesz, ją raczej nie ruszają konsekwencje złamania jakiejkolwiek zasady – mruknął chłopak w rezygnacji – Już po reakcji ojca na nasze spotkania mogłem to wywnioskować. Sam przecież wiesz, że nagminnie łamie wszelkie reguły.

- Wiem – szepnął Dante skupiając się na opatrunku partnera – na taką to tylko zaczaić się w jakimś ciemnym zaułku i palnąć kulkę w łeb.

- Zabawne masz pomysły – zachichotał Piotrek dając mu całusa w policzek – A tak zmieniając temat, to chyba zejdę na kolację. Trochę tu nudno samemu.

- Rozumiem – Dante obdarzył chłopaka ciepłym spojrzeniem – To dopiero za dwie godziny, więc co do tej pory masz zamiar robić?

- Nie mam zielonego pojęcia – chwiał się zielonooki wzruszając ramionami – Czuję się już nieco lepiej i chciałbym się przejść. Porwijmy bliźniaki z Kamilem i chodźmy na krótki spacer.

- Jesteś tego pewien? – Upewniał się Dante niezbyt chętny do wyjścia z dzieciakami. Osobiście wolał małe sam na sam z Piotrkiem bez trzech dodatkowych kół, które nieraz działały mu na nerwy. – A nie chciałbyś posiedzieć ze mną w bibliotece, czy gdzieś indziej?

- Siedzieć na dupie to będę na Zgromadzeniu. – Bąknął Piotrek wstając z łóżka, aż ciarki przebiegły mu po plecach na samą myśl, że będzie musiał ponownie usiąść w tym przeklętym fotelu. – Nie rób takiej miny. Wiem, że nie lubisz zbyt długo przebywać z Sulikami, ale to ostatni moment bym mógł pobyć razem z waszą czwórką. Jesteśmy rodziną, prawda?

- Tak, jesteśmy – Dante przyciągnął do siebie kasztanowłosego i namiętnie pocałował. Rozumiał jego obawy, bo sam ciężko znosił myśl, że zostaną rozdzieleni. Nie przepadał za dzieciakami, ale też nie wyobrażał już sobie bez nich życia. Przywykł do ich towarzystwa, choć wkurzał go fakt, że zabierały mu czas z Piotrkiem. – Zgarnę burczymuchę, a ty idź po te psotne krasnale.

- Kochany jesteś, gdy robisz tę swoją niezadowoloną minę – zaśmiał się Piotrek muskając usta partnera – Zobaczymy się za pięć minut przy frontowych drzwiach.

- Ok. – Dante westchnął, po czym wraz z zielonookim ruszył w stronę wyjścia. – Widzimy się za pięć minut.

* * * * *

Była naprawdę ładna pogoda, jak na styczeń. Powoli już się ściemniało, ale pomimo tego Piotrek z Dante i Sulikami wyszli z domu na spacer. Mężczyzna podejrzewał po co partner zorganizował tę małą wyprawę, dlatego zgodził się na jego pomysł. Przeszli kilkadziesiąt metrów wkraczając w las, gdzie panował już większy półmrok, ale trzymali się jego obrzeży. Dzieci bały się ciemności.

- Chcesz coś z nami przedyskutować, prawda? – Wtrącił Kamil czujnie patrząc na Piotrka. – Chcesz poznać moją decyzję, tak?

- Też – Piotrek wymownie spojrzał na starszego Sulika – A podjąłeś tę decyzję?

- Tak – Chłopiec spuścił na chwilę speszony wzrok. Głupio mu było rozmawiać o swojej decyzji przy Dante, ale wiedział też, że nie ma sensu niczego przed nim ukrywać. – Myślę, że twoja sugestia z Tobiaszem i babcią Sofii jest interesująca.

- Mogę wiedzieć co to była za sugestia? – Sicarius z zaciekawieniem zmierzył obu spiskowców. – Który mi to wyjaśni?

- Sugestia wyszła ode mnie, więc ja powinienem to zrobić – odezwał się zielonooki patrząc w ciemniejące niebo – Obaj wiemy co mnie czeka, więc pomyślałem, że na ten czas podeślę dzieciaki Tobiaszowi i babci. Ty teraz będziesz zajęty sprawami rodu, a Rose? Sam wiesz, jaka ona jest. Nie chcę cię obciążać opieką nad bliźniakami i Kamilem, bo dobrze wiem, że nie masz do nich cierpliwości. Myślę, że to lepsza alternatywa, niż ciąganie ich za sobą.

- Rozumiem – Dante westchnął tylko przeciągle. Podziwiał partnera, że potrafił nie skupiać się jedynie na swoich problemach, a być ponadto. Pomyślał o wszystkich mu bliskich starając się jak najlepiej im pomóc. – Co zatem postanawiacie?

- Jeszcze nie wiem – Odparł Piotrek zwracając się teraz do bliźniaków. – Jacusiu, Agatko, a wy co myślicie o zamieszkaniu z wujkiem Tobiaszem lub z babcią Sofii?

- A nie możemy zostać z tobą? – Zapytała Agatka z maślanymi oczkami. – Kocham cię braciszku i nie chcę byś odchodził.

- Wiem maleńka, ale muszę na trochę wyjechać – wyjaśniał Piotrek łagodnym głosem – Nie mogę was ze sobą zabrać, bo to jest dość niebezpieczne, a poza tym, musicie chodzić do szkoły. Nie chcę mieć głuptasów w rodzinie.

- Nie będziemy głuptasami – Jacek z powagą spojrzał na zielonookiego. – Zaopiekuję się Agatką do czasu twojego powrotu.

- A kim jest wujek Tobiasz? – Zapytała dziewczynka bliska płaczu. – Jest miły, jak ciocia Rose?

- To pan, który mnie wychował – poinformował ją Piotrek z ciepłym uśmiechem na twarzy – Jest naprawdę bardzo miły i wiem, że dobrze się wami zajmie.

- A babcia Sofii? – Dociekał blondynek. – Jest potwornie poważna i strasznie się patrzy.

- Myślę, że też będzie wam z nią dobrze – zaśmiał się Piotrek. Nie ma to jak szczere dziecko. – Mieszka z nią wujek Fabrizio.

- Tak?! – Jacek się tylko wyszczerzył. – Lubię go, bo ma fajne pomysły podczas zabawy.

- To postanowione – westchnął kasztanowłosy z ulgą w głosie – Pozostaje mi tylko powiadomić o tym pomyśle niewtajemniczonych, przyszłych opiekunów.

- Wiele ryzykujesz knując za ich plecami – zauważył Dante chichocząc. Chciał zobaczyć minę głowy rodu Laverno, kiedy dowie się, że wnuk podeśle jej trzy bezdomne owieczki. – Co zrobisz, jeśli się nie zgodzą?

- Więcej optymizmu Dante – Piotrek poklepał ramię partnera. – Nadzieja matką głupich, ale szczęście właśnie takich lubi.

- Wiesz, że nie jesteś głupi – Sicarius posłał chłopakowi wymowne spojrzenie – Ponoć geniusze są mądralami.

- Och Dante – Kasztanowłosy uśmiechnął się z lekkim przekąsem – jestem największym głupcem, jakiego zrodziła ta ziemia.

- A na ile wyjedziesz? – Zapytała Agatka ciągnąc zielonookiego za dół kurtki. – Na długo?

- Jeszcze nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą Piotrek – Jutro wam powiem, dobrze?

- Yhm – dziewczynka spuściła tylko smutny wzrok – Poczekam.

- Cieszę się – Piotrek poprawił jej czapkę – Myślę, że najwyższy czas wracać do domu. Robi się coraz zimniej i jeszcze mi się pochorujecie.

- Mówi to gość, który non stop choruje – zarzucił mu Kamil pochmurnym głosem – Ty lepiej skup się na sobie i zacznij o siebie dbać.

- Spróbuję – Kasztanowłosy posłał mu ciepły uśmiech, a następnie puścił mu oczko. – Nie zginę.

- Ja myślę – bąknął Kamil – jeśli stanie się inaczej, to zamienię się w nekromantę[1] i cię wskrzeszę, a później własnoręcznie zakatrupię.

- Za dużo grasz na konsoli – wyśmiał go Piotrek ruszając w stronę domu z bliźniakami, które trzymały jego obie ręce – Poczytałbyś jakąś książkę, zamiast wyżywać się w grach o dużym poziomie agresji.

- Lepiej wyżyć się w grach niż na żywo – odgryzł mu się Kamil w wzburzeniu – Nie mam zamiaru być molem książkowym, jak ty.

- Wolę być molem książkowym niż bez-mózgiem, który rypie godzinami w przyciski konsoli – odbił piłeczkę Piotrek, kiedy wchodzili już do domu – Później nie dziwota, że pan pogromca zombi nie zalicza prostej kartkówki z biologii, czy historii.

- Łatwo ci mówić panie magistrze historii – warknął Kamil trzaskając drzwiami. Dante jedynie przyglądał się w milczeniu tej kłótni w duchu śmiejąc się, jak dziecko. – Histeryk pieprzony i tyle!

- Jaki znowu histeryk? – Piotrek zdziwiony spojrzał na nastolatka. – Niby kiedy ci histeryzowałem do cholery?

- W ogóle nie znasz się na żartach snobie jeden! – Zarzucił mu Kamil w irytacji. – Ten histeryk to był żart literówka. Zamiast historyk mówi się histeryk.

- Jak niby miałem załapać ten żart, kiedy prawie mi go wykrzyczałeś? – Kasztanowłosy był zdumiony, a jednocześnie zły. – Nie jestem guru i nie wiem co ci się w tej pustej głowie roi.

- Pustej głowie? – Kamil wściekły podszedł do Piotrka. – To, że gram w gry na konsoli nie znaczy, że jestem pustakiem! Udowodnię ci, że się mylisz! Jeszcze odszczekasz tę zniewagę!

- Odszczekam, jak mi to udowodnisz przynosząc świadectwo z czerwonym paskiem – zadrwił Piotrek z diabelskim uśmieszkiem. Jego plan motywacji nastolatka do nauki odnosił skutki. – Na razie jesteś dla mnie dzieciakiem z pustką do kwadratu.

- Niewybaczalne! – Wrzasnął Kamil w złości, po czym biegiem ruszył w stronę schodów. – Jak mamę kocham, odszczekasz to jeszcze!

- Oho – zachichotał Piotrek rozbierając z kurtek bliźniaki – Chyba wziął to na serio.

- Czemu rozgniewałeś Kamila? – Zapytał Jacuś podejrzliwie patrząc na chłopaka. – Był naprawdę zły.

- Był wściekły – dorzuciła się ze swoimi spostrzeżeniami Agatka – powiedział, „jak mamę kocham”, a to oznacza, że jest na ciebie bardzo, ale to bardzo zły.

- Przejdzie mu – pocałował czółko dziewczynki – czasem trzeba przekroczyć pewną granicę, by zobaczyć światło. Kiedyś to zrozumiecie, a teraz lećcie do pokojów umyć ręce i buzie. Niedługo będzie kolacja.

- Tak jest! – Krzyknęły chórem maluchy biegiem kierując się do schodów.

- Sprytnie to rozegrałeś – pochwalił go Dante delektując się powstałą ciszą – Chłopak weźmie się teraz do nauki.

- Już miałem dosyć narzekań Rose – jęknął Piotrek na samo wspomnienie kobiety – Ciągle tylko przychodziła i mi truła: „powiedz coś temu tłumokowi, bo w ogóle się nie uczy”, „ten bachor mnie nie słucha i tylko gra”, i wiele takich.

- Ta – zachichotał ciemnowłosy, kiedy kierowali się ku schodom – Rose jest mistrzynią w zrzędzeniu.

- Wypomnę jej to w akademii – zaśmiał się Piotrek w odpowiedzi na stwierdzenie partnera – chyba są jakieś granice jędzowatości, a ona potrafi je wszystkie przekroczyć. W prezencie dam jej chyba miotłę i tiarę wiedźmy.

- Wkurzysz ją – Dante starał się spoważnieć, ale niestety wyobraził sobie siostrę w tiarze wiedźmy z miotłą w ręku i nie potrafił powstrzymać śmiechu. – Zapowiada się ciekawa połowa szkolenia w akademii. Z tobą nie można się tam nudzić.

- Jakoś trzeba się jej odpłacić za te pidżamki i końskie dawki leków – sapnął Piotrek wspominając pidżamkę z Hello Kitty – Aaronowi też powinienem się jakoś odwdzięczyć.

- Jego zostawiłbym w spokoju – ciemnowłosy ostrzegł chłopaka – Lepiej go nie wkurzać.

- A tak z ciekawości – Zielonooki spojrzał na mężczyznę zatrzymując się w połowie schodów – Kim w normalnym życiu jest Aaron?

- Aaron jest dyrektorem jednej z prestiżowych szkół w Seulu – Odparł Dante już nieco spokojniejszym tonem. – Prowadzi też sieć salonów piękności, jak również dorabia sobie jako trener tak zwanych zwierzaczków.

- Zwierzaczków? – Piotrek zmarszczył w skupieniu brwi. – Co to jest?

- Są tacy jegomoście, którzy czasem upatrzą sobie na ulicy jakiegoś człowieczka i zlecają jego porwanie – wyjaśniał ciemnowłosy – Ten porwany staje się wówczas ich zwierzakiem.

- Chcesz mi powiedzieć, że on zajmuje się tresurą ludzi? – Kasztanowłosy aż zdębiał. Nie przypuszczał, że coś takiego jest możliwe. – Teraz wszystko jest jasne, skąd te łańcuchy i obroże.

- Pomyśl, że w przeszłości starał się trenować na mnie – przypomniał sobie Dante – Kiepsko jest być najmłodszym w rodzinie, bo rodzeństwo obiera sobie ciebie na cel.

- Współczuję – Piotrek wznowił marsz – I tak zrobię mu kawał w AT. Niech sobie nie myśli, że jest bezpieczny. Może taki standardzik w stylu niedojrzałym, jak swędzący proszek, czy farba do włosów zamiast szamponu. Jemu to chyba jakiś rozjaśniacz bym wlał. Wyobrażasz sobie brata jako blondyna?

- Masz szalone pomysły – zachichotał ciemnowłosy wyobrażając sobie brata i jego minę na jasne włosy – Żart z rozjaśniaczem chyba by uderzył w jego fryzjerski honor.

- Z pewnością – zastanawiał się Piotrek – ciekaw jestem jego miny. Cholera, chyba jednak zrobię mu ten kawał z samej ciekawości.

Z poprawionymi humorami wrócili do pokoju, gdzie nadal umierali ze śmiechu na szalone pomysły kasztanowłosego. W taki właśnie sposób spędzili swój wspólny czas.

Wieczorem zeszli na kolację. Piotrek w milczeniu usiadł na swoim miejscu przy stole starając się unikać natarczywych spojrzeń Talishy. Nie rozumiał, dlaczego uwzięła się akurat na nim, ale postanowił ją najzwyczajniej olać. I tak miał zbyt dużo na głowie, by brać sobie jeszcze do niej dziwne zachowania tej kobiety.

- Jak się czujesz? – Z wyłączenia wyrwała go zatroskana Nicole. – Przez cały czas siedziałeś w sypialni? Allen coś mówił o tym.

- Tak – posłał siostrze udawany, beztroski uśmiech – Trochę kiepsko się czułem i wolałem nie wychodzić z pokoju.

- Rozumiem – dziewczyna westchnęła tylko widząc napięcie w oczach brata – czyli miałeś szlaban. Nie byłeś jednak odosobniony, bo na mnie również nałożono areszt domowy w pokoju. Tata niechętnie zgodził się na spacer z Allenem.

- Wiecie może co z Li? – Zapytał Piotrek zwracając się do rodzeństwa. – Ma z nią porachunki.

- L-Diablo nie wypuszczał go dzisiaj z pokoju – poinformował go Albert łagodnym głosem – Pozostała trójka też jest bezpieczna, więc się o nich nie martw.

- Dziękuję za pomoc wcześniej – Kasztanowłosy posłał ojcu ciepłe spojrzenie. – Przepraszam też za kłopot, jaki sprawiłem.

- Nie masz za co przepraszać – Albert zmierzwił mu włosy dla podkreślenia swoich słów. Pierwszy raz syn był dla niego taki miły i otwarty. Miał spojrzenie matki, co zdwoiło odczucia mężczyzny. – Spełniłem jedynie swój obowiązek.

- Rozumiem – Piotrek dostrzegł tę minimalną zmianę w blondynie, dlatego się uśmiechnął słysząc jego obojętny ton, bo oczy mówiły zupełnie co innego. – Powiedzmy, że jesteśmy kwita.

Puścił oczko mężczyźnie przejeżdżając palcem wzdłuż cieniutkiej blizny zdobiącej jego szyję, na co ten w reakcji spojrzał na niego w szoku i niemal nie zadławił się powietrzem. Piotrek jakby nigdy nic wrócił do jedzenia kolacji udając, że niczego nie zauważył. Kiedy skończył, wstał z krzesła i z wolna ruszył w stronę wyjścia z jadalni. W nocy przypomniał sobie całe zdarzenie sprzed szesnastu lat, a do tego miał cały dzień na uporządkowanie staro-nowego wspomnienia. Teraz już wie, czemu tak bardzo bał się wchodzić do gabinetu Wilhelma w dzieciństwie. Blokada zrodziła się w nim po urazie i szoku doznanym tamtego wieczoru.

- Amnezja była tylko systemem obronnym – szepnął w zamyśleniu automatycznie kierując się w stronę biblioteczki. Nogi same go tam poniosły, kiedy on coraz bardziej zagłębiał się we własnym umyśle. Usiadł w fotelu i przymykając oczy wspominał świeżo odkryte obrazy przeszłości. Nagle ktoś klepnął go w ramię, co pozwoliło mu wrócić do rzeczywistości. Spojrzał w górę i zobaczył zmartwioną twarz Sofii Laverno. – Och, babcia.

- Znowu bujasz w obłokach – zarzuciła mu kobieta z politowaniem w oczach – Myślisz o czymś bolesnym, bo to właśnie maluje się na twojej twarzy.

- Jak to możliwe, że zawsze trafnie odgadujesz moje prawdziwe emocje? – Zaśmiał się w zakłopotaniu. – Przypomniałem sobie o czymś i teraz nie mogę tego wyrzucić z myśli.

- Rozumiem – babcia zajęła sąsiedni fotel – wyrzuć to z siebie, a zobaczysz, że ci ulży.

- Nie chcę cię zamęczać swoimi problemami – starał się wykręcać, ale poważna mina babci utwierdziła go w przekonaniu, że nie ma na to szans – Kiedy miałem siedem lat zostałem postrzelony przez Wilhelma. Wyparłem z pamięci to zdarzenie, jednak Albert mi o nim przypomniał. Na wczorajszym Zgromadzeniu wszystko do mnie wróciło, przynosząc ze sobą potworny ból głowy i mnóstwo pytań.

- Które z tych pytań najbardziej cię męczy? – Zapytała kobieta kątem oka dostrzegając czającego się w ukryciu Alberta. – I czemu?

- Wiesz babciu – sapnął smętnie chłopak odgarniając z oczu przydługą grzywkę – zbyt wiele tego wszystkiego, ale męczy mnie jedno wkurzające pytanie: dlaczego, mnie wtedy ze sobą nie zabrał? Miał przecież okazję. Mógł zniknąć razem ze mną, ale tego nie zrobił. W sumie, miał Allena, więc po co mu byłem ja, taki słabiak. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy kim tak naprawdę jest, bo go nie pamiętałem. Wiedziałem tylko… nie, ja czułem, że jest dla mnie kimś ważnym. Kiedy zobaczyłem wypalającą broń Wilhelma, nie myśląc pobiegłem go ratować. Złapał mnie i przez to obaj zostaliśmy trafieni. – Uśmiechnął się pod nosem z przekąsem. – Głupek. Gdyby mnie wtedy nie złapał, miałby jeden problem z głowy i o jedną bliznę mniej.

- Może powinieneś z nim o tym porozmawiać? – Zaproponowała mu babcia ze zrozumieniem patrząc w jego oczy. – Wyjaśnilibyście sobie co nieco.

- Nie, nie chcę… to znaczy… nie wiem. Boże, sam siebie nie rozumiem! – W nerwach roztrzepał swoją fryzurę. – Sama wiesz, że ciężko mi się zbliżać do ludzi. Pamiętasz, jak było gdy cię poznałem? Gdybyś tak bardzo nie wzięła mnie w obroty, to pewnie bym cię olał i unikał.

- Cenię sobie twoją szczerość Piotrze – zaśmiała się kobieta rozbawiona stwierdzeniem wnuka – Jednak nie chcesz żeby Albert wziął cię w obroty. Ma po mnie piekielną zawziętość i charakterek. Pamiętam, jak mnie wtedy w hotelu o niego wypytywałeś.

- Tak, byłem wtedy jak dziecko spragnione dobrej bajki przed snem – zaśmiał się Piotrek wspominając okres sprzed roku – nigdy nie znałem rodziców i chciałem się czegoś o nich dowiedzieć, a ty jesteś istną skarbnicą wiedzy w tym temacie.

- A jak dogadujesz się z bratem? – Dopytywała go babcia z nieukrywaną ciekawością. – No, powiedz babci.

- Jest świetny, choć irytuje mnie czasem tym, że traktuje mnie jak dzieciaka – odpowiedział Piotrek – no, przecież mamy po tyle samo lat. To co, że urodził się kilka minut wcześniej. – Wziął głęboki oddech na uspokojenie, po czym się szeroko uśmiechnął. – Jestem szczęśliwy, że mam takiego brata, ale nikomu o tym nie mów co ci zaraz powiem, ok?

- Dobrze – zaśmiała się kobieta widząc szczerą radość w oczach wnuka – Będę milczeć, jak grób.

- Jest fajny i cool, i bardzo go podziwiam – mówił w ożywieniu. Przy babci zawsze czuł się nieswojo, jednak wiedział, że może jej o wszystkim powiedzieć, bo była niesamowicie dobrym słuchaczem. Kiedy odwiedził ją w Wenecji, po ucieczce z akademii, bardzo mu pomogła i wspierała. – Wiem też, że nigdy nie będę taki jak on, ale nie przeszkadza mi to. Jesteśmy różni i to jest w tym wszystkim najlepsze. Razem z Nicole tworzymy jedną całość, ale nie potrafię tego jasno określić. Po prostu to czuję.

- A co sądzisz o ojcu? – Wtrąciła kobieta wykorzystując chwilowe zawieszenie wnuka.

- Tak naprawdę, to sam nie wiem, co o nim myślę – westchnął dość ciężko w zmęczeniu – kilka razy z nim rozmawiałem i coraz bardziej się waham. Wiesz, poprosił mnie raz bym nazwał go tatą. Normalnie mnie tym zaskoczył, bo nigdy nie było mi dane używać tego słowa, ale może powinienem spróbować? Sam nie wiem.

- Tak, masz dość abstrakcyjne pojęcie rodziny – tym razem to babcia ciężko westchnęła – wiedz, że rodzina jest synonimem wsparcia, a nie wyzysku i pogardy.

- Już to rozumiem – uśmiechnął się ciepło wspominając Suliki i Dantego – niejako stworzyłem własną rodzinę.

- Matkujesz tym dzieciom – zauważyła kobieta dość łagodnie, jak na nią – są nieco strachliwe.

- Miałbym do ciebie prośbę – Piotrek ze zdecydowaniem zwrócił się do babci – Zajęłabyś się bliźniakami i Kamilem podczas mojego pobytu u Murdochów? Poproszę również Tobiasza o pomoc w tej sprawie. Wiem, że dobrze się nimi zaopiekujecie i będą z wami bezpieczne.

- Pomogę ci – zgodziła się babcia z ciepłym spojrzeniem – porozmawiam również z panem Weissem w tej kwestii, dlatego już nie kłopocz się tą sprawą.

- Dziękuję – Piotrkowi kamień spadł z serca na te słowa. Zobaczył w oczach babci pytanie, którego mu nie zadała, ale była ciekawa odpowiedzi. On też był dobry w rozszyfrowywaniu ludzi. – Dane jest dość wybuchowy i raczej nie wytrzymałby z tymi diabełkami sam na sam. Prędzej by je pozabijał, a w szczególności Kamila, który non stop się z nim kłóci.

- Ja mu się nie dziwię – oświadczyła spokojnie kobieta – Od opuszczenia domu rodzinnego mieszkał sam, a później znalazł swojego anioła, którym raptem musi dzielić się z trójką dzieci.

- No tak, coś w tym jest – zachichotał zielonooki – Wiesz może co u Joli?

- Jest bezpieczna i również o ciebie pytała – odpowiedziała babcia – martwi się o ciebie.

- Ona zawsze się o mnie martwi – Piotrek mruknął w zamyśleniu. – Już kiedy byliśmy dziećmi nieraz pomagała mi w ciężkich chwilach. Najgorsze były wigilie, kiedy siedziałem zamknięty w ciemniej i zimnej piwnicy. Wtedy przychodziła do mnie w nocy z barszczem w termosie i różnymi pysznościami od cioci Klary. Gdyby nie ona, pewnie już dawno bym nie żył.

- Oboje jesteście jak rodzeństwo – podsumowała jego wypowiedź kobieta. Pogrzebała chwilę w kieszeni torebki, po czym wyjęła z niej czekoladkę z nadzieniem nugatowym. – Musze już iść wnusiu, to na osłodę przed Zgromadzeniem.

- Dziękuję – Piotrek wyszczerzył się na widok czekoladki – a masz może więcej?

- W swoim pokoju – zaśmiała się w odpowiedzi – słodki z ciebie chłopiec i nie musisz się dosładzać.

- Kocham czekoladę – usprawiedliwiał się chłopak rozwijając ze sreberka słodkości – a te twoje są najlepsze.

- Czasem myślę, że dla czekolady zrobisz niemal wszystko – pożegnała się z nim babcia znikając za jednym z regałów. Rozmowy z wnukiem uważała za ważne i nigdy ich nie unikała. Dzięki nim mogła bardziej go poznać i przy okazji zwiększyć więź pomiędzy nimi. Przed wyjściem z biblioteki skinęła wymownie na syna, by za nią poszedł.

- Eh – Piotrek rzucił się do tyłu na fotelu głębiej się w nim sadowiąc – miała rację, że nieco lepiej się poczuję. Nie wiem, jak to robi, ale zawsze się przed nią otwieram. Czary babci.

Do Zgromadzenia miał jeszcze ponad półgodziny, dlatego postanowił wrócić do pokoju, gdzie miał pewność, że nie napatoczy się na żadną strzygę. Tam mógł liczyć na święty spokój i prywatność.

* * * * *

Sofii Laverno zaprowadziła syna do gabinetu swojego brata. Wiedziała, że to pomieszczenie będzie puste o tej porze, tym bardziej, że trwała jeszcze kolacja. Wygodnie usadowiła się w fotelu przy części dla gości. Albert zrobił to samo wybierając jednak stojącą prostopadle do niej sofę.

- Chciałeś ze mną mówić – zaczęła spokojnie kobieta uważnie patrząc na syna – chodzi o Piotrka, prawda?

- Tak – Albert westchnął nadal przetwarzając informacje usłyszane w bibliotece – Specjalnie zaczęłaś mój temat z tym chłopcem.

- Nie wiem o czym ty do mnie mówisz – wyparła się wszystkiego kobieta – po prostu rozmawiałam z moim wnukiem.

- Dobrze wiem mamo, że sprowokowałaś Piotrka do mówienia o mnie i Allenie – zarzucił jej blondyn grzecznym tonem głosu. Od dziecka miał opory przed rozmowami z matką, bo nic nie dawało się przed nią ukryć. Najgorsze w tym wszystkim było to, że znała go jak nikt inny. – Zostawmy to. Chciałem żebyś przy głosowaniu odrzuciła prośbę Kronosa.

- Na Zgromadzeniu rozpatrzymy wszystkie prośby – odparła Sofii dość poważnie. Dobrze wiedziała o co chodzi Albertowi i miała podobne zdanie w tej kwestii, jednak nie mogła z góry wyciągnąć wniosków ze sprawy, której do końca nie znała. – Wszyscy zostaną przesłuchani i tak poznamy prawdę.

- Ta suka będzie łgać – syknął zniecierpliwiony Albert – Jeśli oddamy dzieci Gustawowi, to tym samym damy wolną rękę tej czarownicy.

- Jesteś wzburzony – zauważyła Sofii widząc płonące gniewem oczy syna – co ci tak bardzo nie daje spokoju?

- Wiesz kto tak naprawdę porwał mojego syna? – Zapytał siląc się na spokój w głosie mężczyzna. – Wiesz, kto jest odpowiedzialny za zniszczenie naszego szczęścia? Kto zrujnował naszą rodzinę?

- Po części ty sam – odpowiedziała Sofii z troską patrząc na sfrustrowanego blondyna. Przypominał właśnie tego zagubionego i wiecznie zbuntowanego chłopca, którym zawsze był w przeszłości. – Murdochowie także maczali w tym palce.

- Największą winę ponosi ta jędza Talisha – warknął Albert w gniewie – Całą winą obarczałem Wilhelma, ale to był jej pomysł. Chciała zabić Blankę, a że jej się to nie udało, to porwała Piotra.

- To wszystko wyjaśnia – zamyśliła się Sofii – coś mi tu nie pasowało, że Wilhelm samodzielnie wpadł na pomysł porwania twojego potomka. Nie grzeszył inteligencją, ale nadrabiał wyrachowaną przemocą. Miał pociąg do psychopatek, dlatego poślubił Marię. Nie dziwota, że z łatwością dogadał się z tą Talishą.

- Kronos nie ma żadnych praw do dzieci Blanki – oświadczył Albert zdecydowanym tonem – Gustaw Sforza wydziedziczył Blankę, kiedy dowiedział się o jej ciąży. Talisha nienawidziła swojej siostry i wszystkich z nią związanych. Dzieci są w niebezpieczeństwie, bo ta psychopatka dybie na ich życia.

- I mówi to człowiek, który z zimną krwią wymordował niemal wszystkich członków dawnego Thanathosa – Sofii wymownie podniosła jedną brew – Jesteś socjopatą o morderczych skłonnościach, ale wiem też, że nie zabijasz bez sensownego powodu. Egzekwujesz prawo w naszym świecie i twardo utrzymujesz porządek.

- Jestem hipokrytą, wiem – sapnął Albert wściekły na samego siebie – porzuciłem syna na szesnaście lat. Ma rację, że mogłem po niego wrócić. Mogłem go też wtedy zabrać ze sobą i odwieźć do Blanki, jednak tego nie zrobiłem. Uznałem, że najpierw uporządkuję ten świat. Nie chciałem by moje dzieci żyły w wiecznym strachu przed innymi skrytobójcami.

- Piotrek żył w strachu przez te szesnaście lat – zarzuciła mu kobieta – a co gorsza, żył w nieświadomości, przez co był łatwym celem. Na szczęście, jego los przeciął się z losem Dantego Sicariusa, który wziął go pod protekcję. A wcześniej, gdyby nie Sara i Jola, twój syn już dawno by nie żył. Wziąłeś na warsztat większą sprawę, ale umknęła ci przez to jedna ważna kwestia. Porzuciłeś własne dziecko dla czegoś, co mogło zaczekać. Ratując ten ciemny świat, utraciłeś ten swój i Blanki. Zrujnowałeś wasze wspólne szczęście, które miałeś na wyciągnięcie ręki.

- Wiedziałem, że udzielisz mi rady połączonej z reprymendą – Albert zakrył twarz w dłoniach ze zmęczenia – W tej kwestii zawsze byłaś niezawodna. Wiem, że jest już zbyt późno, ale i tak staram się odzyskać to szczęście, które utraciłem z własnej głupoty. Jestem cierpliwy i jakoś posklejam do kupy mój świat rodzinny. Poznając Piotrka jestem tego pewny, że to on jest tym niezbędnym spoiwem.

- Mam nadzieję, że nie chcesz go wykorzystać – Sofii srogo spojrzała na syna. – Jeśli chcesz to uczynić, wówczas zabiorę Piotra i ukryję w takim miejscu, gdzie go nie znajdziesz.

- Nie, nawet bym nie mógł – mruknął zdruzgotany blondyn – On tak bardzo przypomina Blankę. Jego uśmiech, bystre oczy i zachowanie są nią przesiąknięte. Kiedy na niego patrzę, mam ochotę porwać go do domu i zamknąć w najbezpieczniejszym miejscu. Wydaje się być tak kruchy, jak jego matka aczkolwiek ma w sobie spore pokłady energii i siły.

- Szczerze kochałeś Blankę – zauważyła kobieta patrząc w oczy syna – wiem, że nie ożeniłeś się z nią tylko dlatego, by Murdochowie nie mogli ubiegać się o prawa do dzieci.

- Mariaż ułatwiłby im sprawę, a tego nie chciałem – przyznał mężczyzna – jeśli Piotrek uzna mnie za swojego ojca, wówczas Zygfryd straci do niego jakiekolwiek prawo.

- No tak – zaśmiała się Sofii – ciebie również wydziedziczono. Wraz z Blanką stanowiliście parę wyrzutków, a teraz ci co się was wyrzekli roszczą sobie prawo do waszych potomków.

- Powiedziałem o tym Zygfrydowi, ale mnie olał – sapnął Albert w frustracji – Stwierdził, że Wilhelm w chwili podejmowania tej decyzji był osobą niepoczytalną.

- Sprytne – szepnęła kobieta w zadumie – Odwrócił kota ogonem wykorzystując chorobliwą nienawiść Wilhelma do ciebie i Blanki.

- Ten lis zawsze działał mi na nerwy – westchnął Albert wstając z sofy – Pora iść.

- Tak – Sofii zerknęła na zegar ścienny, według którego mieli dziesięć minut do posiedzenia Zgromadzenia. – Pamiętaj, że Zgromadzenie wydaje sprawiedliwe wyroki, zresztą sam jesteś w jego radzie.

Po tych słowach udali się do sali obrad Zgromadzenia.

* * * * *

Piotrek z duszą na ramieniu opuścił pokój i ruszył w kierunku korytarza, gdzie znajdowała się sala obrad Zgromadzenia. Niestety Dante został zabrany wcześniej przez dziadka, dlatego chłopak musiał na zebranie udać się sam. I znów z każdym krokiem miał ochotę zrobić tył zwrot i uciec, jednak uniemożliwili mu to Albert z babcią, którzy o dziwo szli w stronę auli razem.

- Czemu jesteś sam? – Zapytał Albert lustrując syna czujnym wzrokiem. Od razu zauważył wahanie w jego oczach, jak i strach. – Chodź z nami.

- Hej – Przywitał się niepewnie chłopak. – mogę dzisiaj usiąść przy Allenie i Nicole?

- Niestety nie – Sofii rozwiała wszystkie nadzieje wnuka – zasady są jasne. Osądzany musi zajmować fotel.

- Ale babciu – jęknął Piotrek na odpowiedź babci – ten fotel jest straszny.

- Rozumiem twoje obawy – kobieta odgarnęła z troską w oczach grzywkę z czoła wnuka – Jola wszystko mi wyjaśniała, ale musimy trzymać się zasad. Wiem, że wytrzymasz jeszcze ten jeden raz.

- To nie fair – stęknął zielonooki jednocześnie walcząc z niepokojem odnośnie zabudowanego fotela – wszyscy siedzą na normalnych krzesłach, a ja muszę tkwić w klatce, jak jakiś zwierz.

- Wiem, że wywołuje to nieprzyjemne wspomnienia – uspokajała wnuka – ale wiem też, że dasz sobie radę.

- Eh, niepotrzebnie zaczynałem ten temat – Piotrek niemrawo się uśmiechnął – Z tobą chyba nigdy nie wygram w dyskusji. Jak to jest, że nawet kiedy nie masz racji, to wygrywasz?

- Siłą perswazji wnusiu – zaśmiała się kobieta łapiąc wnuka za łokieć – To najlepsza broń w dyskusji, ale tylko pod warunkiem, że umiejętnie się nią posługujesz.

- Nauczysz mnie tego, jak przyjadę do ciebie w wakacje odpocząć od Dantego i dzieci – zachichotał chłopak – Może dzięki tobie wreszcie pokonam pewnego uparciucha, który zagina mnie jedną i tą samą odpowiedzią.

- Z przyjemnością udzielę ci tej lekcji – uśmiechnęła się do kasztanowłosego – ale ty w zamian zagrasz mi na Errorze, dobrze?

- Dla ciebie zawsze – odwzajemnił uśmiech babci – Będę musiał odebrać skrzypce od Nicole.

- Skoro się już umówiliście – Albert otworzył drzwi prowadząc do auli obrad – w takim razie czas na obowiązki.

Weszli do środka, a Piotrek z lekkim oporem zajął wyznaczone mu miejsce. Albert jednak go nie przykuł do krzesła łańcuchem, jak zrobił to poprzednio Edward, tylko zamknął obudowę. Kasztanowłosy rozejrzał się po auli natrafiając na zmarkotniałego Li i równie zmartwioną Jolkę. Pawła nigdzie nie było, co go zaniepokoiło. Usiadł głębiej w fotelu i cierpliwie czekał, aż członkowie Rady Zgromadzenia zajmą swoje miejsca. Ostatni zjawił się Dante z dziadkiem.

- Skoro wszystkie pożądane osoby się zjawiły – zaczął Teo omiatając salę czujnym wzrokiem – możemy rozpocząć obrady.

- Dziś mieliśmy wydać jedynie wyrok – oznajmił dziadek Sicarius stanowczym głosem – jednakże nastąpiły pewne komplikacje, które trzeba wyjaśnić.

- Chciałabym przesłuchać Kaspiana Sforzę, który przybył dzisiejszego popołudnia na Zgromadzenie – odezwała się Sofii Laverno – Orestesie, mógłbyś go przyprowadzić?

- Dobrze – Orestes zniknął na kilka minut za drzwiami sali. Po chwili na środek wyszedł brat Talishy, którego Piotrek pamiętał z ataku na Akademię.

- Przedstaw się – nakazał Zygfryd lustrując mężczyznę zimnym wzrokiem – podaj swoje stanowisko w tej sprawie.

- Kaspian Sforza – przedstawił się mężczyzna spokojnym głosem nie wykazując ani krzty zdenerwowania – jestem bratem Talishy, jak również Blanki. Przybyłem tu wyjaśnić pewne nieścisłości względem dzieci tej drugiej.

- A bardziej jaśniej? – Nacisnęła na brata Talisha z jadem w głosie. – Jakie nieścisłości?

- Eh – westchnął Kaspian w reakcji na bijącą do niego nienawiść siostry – Bianka, jak również i ja, zostaliśmy wydziedziczeni i wygnani z rodu przez ojca. Ona za ciążę, a ja za sprzeciwienie się woli głowy rodu. To chyba wiele mówi, że Kronos nie ma praw do dzieci Blanki. Lider grupy sam się ich wyrzekł wyganiając ich matkę.

- To wiele wnosi do sprawy – rzucił Teo ze zrozumieniem – Coś jeszcze?

- Taki mały szczególik – uśmiechnął się mężczyzna z przekąsem widząc gniewne spojrzenie siostry – w chwili, kiedy zezwolicie zabrać dzieci Kronosowi już ich nie zobaczycie. Talisha przy pierwszej okazji je pozabija przez swoją chorą nienawiść do Blanki.

- Rozumiem – przerwał mu Zygfryd – W takim razie co proponujesz w kwestii Piotra?

- Ja bym dał dzieciakowi święty spokój i pozwolił samemu decydować o swoim losie – odparł Kaspian pewnym głosem – Ewentualnie oddałbym go ojcu. Widziałem, jak bardzo zżył się z bratem i siostrą i myślę, że nie powinno się rozdzielać tej trójki.  

- Wiesz, że także możesz ubiegać się o opiekę nad tym chłopcem? – Zapytał długowłosy mężczyzna z Averro Subtraxi. – Także możesz powołać się na krew.

- Wiem – Kaspian zaśmiał się tylko w odpowiedzi na zadane pytanie – Nie nadaję się na opiekuna, ale muszę przyznać, że to dość kusząca propozycja. Widziałem jak walczy i muszę przyznać, że cicha woda brzegi rwie. Nie chcę jednak go ograniczać sobą, dlatego nie ubiegam się o prawa do niego.

- Dziękujemy za informacje – Sofii zakończyła tymi słowami jego przesłuchanie – Chciałabym by Talisha Night wyszła na środek.

- Jestem w Radzie – zaparła się kobieta – nie możecie.

- Jeśli jest powód, wówczas można przesłuchać członka Rady – zauważył dziadek obojętnym tonem – Nie tylko ty dziś będziesz przesłuchiwana, więc z tym nie walcz.

- Niech wam będzie – Talisha wyskoczyła zza stołu lądując tuż przy mównicy na środku – Nazywam się Talisha Night i ubiegam się o prawa do dzieci Blanki.

- Czy to prawda, że masz coś wspólnego z porwaniem młodszego syna Blanki? – Zapytał senior Sicarius dość chłodnym głosem. – Odpowiedz.

- Czy mam coś z tym wspólnego? – Zakpiła kobieta w śmiechu. – Oczywiście, że mam. Nie udało mi się zabić jego matki, dlatego zabrałam sobie małą pamiątkę. Uroczo się mazał, kiedy wyciągałam go z wraku samochodu, którym jechała ta prostaczka. Mogłam ją dobić, ale niestety nadjeżdżał jakiś radiowóz. Wilhelm miał ukatrupić bachora, jednak tego nie zrobił. Gdyby nie ta wścibska smarkula, jego córunia, to pewnie by się udało zabić tego chłopczyka.

- Czemu chcesz zabić tę trójkę? – Wtrącił się Charles Veneni.

- Są jej dziećmi, a to mi wystarcza – oznajmiła Talisha niczym niewzruszona – Tatulek obawia się o córeczkę?

- Rozumiem – Dziadek Sicarius odnotował coś w swoich notatkach. – Teraz chciałbym porozmawiać z Albertem Laverno-Murdochem.

Talisha wróciła na podest zaś Albert zajął jej miejsce na środku auli.

- Albert Laverno-Murdoch – przedstawił się blondyn – Jestem ojcem Piotra i Allena.

- Chciałeś coś powiedzieć – mruknął Teo notując coś w protokole – Mów.

- Zostałem wydziedziczony i wygnany z rodu Murdoch – oświadczył Albert spokojnym głosem – dlatego uważam, że ten ród nie ma żadnych praw do mojego syna. Może i płynie w nim ich krew, ale wyparli się mnie, a tym samym i jego.

- Nie zgodziłbym się z tym – odezwał się Zygfryd – Wilhelm w chwili podejmowania tej decyzji postradał już rozum, dlatego nie powinno się brać jej na poważnie.

- Faktem jest, że się nas wyrzekł w imieniu rodu – Albert szedł w zaparte. – Skoro ród wyparł się nas, to  my możemy postąpić analogicznie.

- Ty porzuciłeś syna na szesnaście lat – zarzucił bratu Zygfryd z irytacją wymalowaną na twarzy – jakoś wtedy ci nie przeszkadzało, że chłopiec był na łasce twojego brata bliźniaka.

- Każdy kij ma dwa końce – sapnął Albert czując, jak wali mu pod stopami grunt – Popełniłem błąd pozostawiając syna w tamtym domu. Z tego co wiem, Wilhelm wyrzekł się go i wysłał do poprawczaka w cztery lata po tym, jak go postrzelił.

- Panowie – uspokajał ich senior Sicarius – To nie plac zabaw.

- Wypowiedziałem swoje zdanie w sprawie syna – rzucił Albert wracając na miejsce.

- Chciałbym zapytać jeszcze o pewną rzecz Jolantę Avis – oznajmił Chcarles Veneni. Kiedy Orestes wyprowadził dziewczynę na środek, mężczyzna zmierzył ją badawczym spojrzeniem. – Z informacji, jakie uzyskaliśmy wczorajszego dnia wynika, że byłaś niemal cały czas przy Piotrze, kiedy przebywał w domu Wilhelma Murdocha.

- To prawda – potwierdziła rudowłosa.

- Powiedz mi co zauważyłaś przez ten okres – nalegał Veneni.

- Piotrka katowano za byle co i trzymano w piwnicy, jak jakieś zwierzę – odpowiedziała Jolka ze zdecydowaniem w oczach – Kiedy miał dziewięć lat, Edward oznakował go niczym bydło, wypalając znak rodu na stopie. Czy tak traktuje się młodszego brata? Piotrek miał i nadal ma powody by nie czuć więzi do Murdochów. Popieram go w stu procentach.

- Wiesz, że po części w twoich żyłach płynie krew Murdochów? – Zapytał ją Zygfryd z karcącym spojrzeniem.

- Piąta woda po kisielu – zadrwiła dziewczyna – Mój dziadek zrzekł się swojego dziedzictwa i żył, jak zwykły człowiek.

- To, że on się zrzekł, nie znaczy, że ród o nim zapomniał – oznajmił Murdoch dość chłodno. Dziewczyna miała potencjał. Już dawno to zauważył. – Ród zawsze może się o ciebie upomnieć.

- Niby czemu miałby się o mnie upominać? – Jolka zdębiała na takie oświadczenie. – Nie noszę waszego nazwiska, jak również nie przypominam z wyglądu Murdocha.

- Piotr również z wyglądu Murdocha nie przypomina – zakpiła Talisha gasząc pewność rudowłosej – Co ty na to ryża?

- Prędzej zginę niż wstąpię w szeregi Murdochów – odpowiedziała zdecydowanie dziewczyna.

- Od razu widać, że się razem chowali – skomentował Albert czując coraz większą sympatię do przyjaciółki syna – Mają identyczne zdanie w kwestii Murdochów.

- Możesz usiąść dziecko – polecił jej Sicarius widząc jej wahanie – Ktoś jeszcze chce zabrać głos?

Zapadła cisza, co było równoznaczne z końcem przesłuchań i dyskusji. Dziadek Sicarius zebrał notatki wszystkich członków Rady, po czym w ciszy je studiował. Po około godzinie wstał i odczytał werdykt.

- Prawem nadanym mi przez status przewodniczącego Rady Zgromadzenia oświadczam co następuje.Zaczął łagodnie aczkolwiek stanowczo senior Sicariusów. – „Piotr Gustawo Albert Laverno-Murdoch w celu odkrycia swojej przynależności ma obowiązek poznać każdy ubiegający się o niego ród. Postanowiono, że wejdzie pod opiekę:
Murdochów – pięć miesięcy;
Alberta Laverno-Murdoch – sześć miesięcy;
Sofii Laverno – cztery miesiące;
Venenich – trzy miesiące.
Wyrok wchodzi w życie w trybie natychmiastowym dwa dni po obradach Zgromadzenia."

- A co z Kronosem? – Dociekała Talisha. – Pominąłeś Kronosa staruchu!

- Żądanie Kronosa zostało oddalone – oznajmił Sicarius zimnym głosem – Możesz opuścić ten dom.

Talisha wściekła wyszła z auli. Ciskała przy tym najgorszymi wulgaryzmami, jakie zrodziły się na świecie grożąc zemstą na potomkach siostry.

- Jak to w trybie natychmiastowym?! – Piotrek w szoku aż wstał z fotela. – A co ze szkołą? Trwa jeszcze szkolenie w akademii.

- Właśnie – wtórował mu Dante.

- Dobrze wiemy, że ukończyłeś szkolenie już rok temu – odparł staruszek spokojnym głosem – Za dwa dni wyjeżdżasz z Murdochami.

- A nie mogę zacząć od Nicole? – Desperacko chwytał się każdej szansy na odwleczenie wyjazdu do Murdochów. – Albo chociaż od babci.

- Kolejność twojej podróży jest zgodne z listą – odparł Sicarius tonem nie podlegającym dyskusji – Radzę ci się zacząć pakować chłopcze.

* * * * *

Piotrek zdruzgotany leżał na łóżku w pokoju Dantego. Za dwa dni miał zostać rozdzielony z ciemnowłosym na prawie pół roku. Pomiędzy każdym z pobytów miał uwzględnioną tygodniową przerwę, co nieco go pocieszało.

- Cholera! – Ryknął rzucając poduszką w najbliższy kąt. – Pieprzony tryb natychmiastowy!

Decyzja Zgromadzenia pokrzyżowała mu plany. Miał nadzieję, że spędzi z Dante jeszcze trochę czasu w szkole, a tu spotyka go wielkie rozczarowanie.

Ciemnowłosy też był w ciężkim szoku po usłyszeniu odczytanego wyroku. Ciskając gromami z oczu wszedł do sypialni, gdzie zastał w równie burzliwym humorze partnera.

- Wiedziałeś o tym? – Piotrek zadał mu pytanie, kiedy zamknął zamki w drzwiach.

- Nie – Dante podszedł do łóżka opadając na nie obok chłopaka. – Dziadek dobrze to sobie obmyślił. Wiedział, że tak nas osłabi.

- Co teraz zrobimy? – Zielonooki wtulił się w bok mężczyzny. – Myślałem, że pozwolą mi chociaż skończyć ten turnus szkolenia.

- Też na to liczyłem – sapnął Sicarius smętnym głosem – Nie chcę cię tak szybko stracić.

- A ja nie chcę jechać do Murdochów – jęknął Piotrek w przygnębieniu – ja tam chyba oszaleję bez Rubi i ciebie. Wiesz, że zostawiam ci kotkę?

- Wiem – Szepnął ciemnowłosy całując chłopaka w usta. – Mamy tylko dwa dni.

- Będziesz do mnie dzwonił? – Zapytał kasztanowłosy zezując na partnera. – Bo ja będę.

- Oczywiście, że będę do ciebie dzwonił – uspokajał go Dante – Jak nie wytrzymam, to cię nawet odwiedzę.

- Jak ja nie wytrzymam, to wówczas zwieję i tylko tobie zdradzę gdzie – oświadczył zielonooki już sennie. Rytm serca mężczyzny działał kojąco na jego nerwy, a jednocześnie go usypiał. – Spędźmy ten pozostały czas razem. W ogóle nie wychodźmy z pokoju.

- Zgoda – Dante przykrył ich kocem widząc, że Piotrek przysypia. – Spędzimy go tylko we dwoje.






[1] Nekromancja - dziedzina magii polegająca na ożywianiu zwłok lub szczątków ludzkich (nieumarli), jak również  forma praktyk magicznych, w której czarujący (nekromanta) przyzywa cienie zmarłych w celu poznania prawdopodobnych wersji przyszłości lub celach własnych (np. usług). Słowo nekromancja pochodzi od greckiego νεκρός nekrós  martwy oraz μαντεία - wróżyć. [Wikipedia].

10 komentarzy:

  1. Cuuuudoooowneeeee~~~!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na więcej. ;D Bardzo mi się podobał ten rozdział i nie mogę się doczekać następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No czas wypomnieć kilka błędów ^.^. Poza małymi literówkami znalazłam kilka innych błędów.
    A mianowicie nie używa się za bardzo słowa samego "bliźniak" bo to nie brzmi zbyt ciekawie. Jak już to lepiej brzmi "brat bliźniak" lub po prostu "brat". Wiem, że w języku potocznym używa się słowa "bliźniak" ale twój styl pisania nie jest potoczny, więc to słowo się tutaj gryzie. Innym, może nie błędem, ale ciekawym zdaniem jest "piąta woda po kisielu", mnie ojciec uczył że tam jest "siódma woda", lecz z tego co udało mi się wyczytać, ilość tych "wód po kisielu" może się zmieniać w zależności od fantazji autora.
    Więc tyle z narzekania.
    Rozdział był naprawdę długi i trochę ciężko mi było przebrnąć przez niego. Cieszę się, że wszystko działo się jak działo, akcja była, ale cóż... może marudzę, wybacz :).
    Przedstawię moją całkiem zabawną wizję w jednej ze scen, a mianowicie kiedy Piotrek wtulił się w Allena to mi automatycznie na tyłeczku Piotrusia dorobił się koci ogon! Sama nie wiem dlaczego, ale jak chciałam sobie wyobrazić ich przytulaska to ten ogon po prostu tam był! xD
    Inną rzeczą było to, że Dante nieładnie się zachował, a Piotra w tamtym momencie podziwiałam, ale wiem jaka jest miłość - potrafi wybaczyć wszystko.
    Dziękuje za rozdział i pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za te spostrzeżenia i poprawiłam ten błąd z "bliźniakiem" dodając słowo "brat" tuż przed.
      W kwestii ilości wód po kisielu, no cóż... mnie nauczono, że było ich pięć, ale liczbę można zmieniać w zależności od stopnia pokrewieństwa, bynajmniej coś na genealogii kiedyś miałam o tym powiedzeniu.
      No wiem, rozdział był dość długi, ale szczerze mówiąc, nie chciało mi się go dzielić i wyszło jak wyszło. Następny razem będę starać się pisać krócej (^-^;)
      Pozdrawiam ^^

      Usuń

  4. Cześć! Jestem Ethan i prezentuję na blogu historię mojego barwnego ero-życia. Preferuję panów więc tylko takie relacje będą się przewijać. Jeśli jesteś ciekaw moich perypetii to zapraszam i sugeruję zaopatrzenie się w pudełko chusteczek, bo będzie ostro!
    Zapraszam na http://poziomm2.blogspot.com/
    Sorry za spam, ale reklama dzwignią handlu ;) Oferuje wymianę adresami blogów. Zainteresowani proszę o info w komentarzu.

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu znalazłam czas żeby dodać komentarz. Tak czekałam na ten rozdział i się doczekałam i nie zawiodłam się:):):):) Myślałam, że jednak do Murdochów Piotrek nie trafi, a tu takie zaskoczenie. Poza tym do końca myślałam że Dante będzie miał dobre serce i postanowi, że jednak zajmie się Kamilem, Jackiem i Agatką, albo że Kamil będzie chciał z nim jednak zostać.... Szkoda trochę, no ale trudno. Co do długości rozdziałów. BŁAGAM, NIE PISZ KRÓCEJ!!!!! Jak komuś przeszkadza to niech czytają partiami, a nie wszystko od razu :] Jak dla mnie i dla wielu rozdziały mogłyby być dłuższe, bo historia jest tak zaje..... ale tak jak teraz jest dobrze :):):):) Oczywiście czekam niecierpliwie na kolejną część. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Ło boziu, ten rozdział jest naprawde dobry:)
    Właśnie o to mi chodziło-sceny Piotrek i Allen oraz Piotrek i Albert. Teraz bardziej wiadomo na czym oni stoją. Nie musisz oczywiście co rozdział z nimi pisać jak nie chcesz, ale miło jest od czasu do czasu widzieć takie sceny. Albert i Allen są jego (jeśli chodzi o geny itp) najbliższą rodziną (no i jeszcze Nikole, ale tu jest ładnie wykreowana relacja), więc powinni jakoś nauczyć Piotrka czym jest cieplo rodzinne, w pewnym sensie go wychować itd. No, ale to moim zdaniem. Jeśli chodzi o tą część to ode mnie wielki plus:)
    Myślę, że Kamil z rodzenstwem będa miali dobrze u babci. Babcia jak to babcia na swój trochę nadopiekunczy sposób się nimi zajmie. Będą może mieli z jej strony trochę uwagi:)
    Talisha jest po prostu niesamowitaXD
    Wiem, to psychopatka, ale podoba mi się to jak stworzyłas ten jej charakterek. Pełna nienawiści, chcąca zemsty, bosko. Nic dodać nic ująć.
    Łoł, jeśli chodzi o tą przynależność do danego rodu, tu przyznam nieźle mnie zaskoczyłas-oczywiście pozytywnie^^ ale jednak szkoda że tak długo musi się tułac. Piotruś biedzactwo ty moje, jak wytrzymasz tą mękę u Murdochow? Bądź silny, trzymam kciuki;)
    Podsumowując, jak widać nie mam zastrzeżeń. Rozdział był bardzo dobry i przyjemnie długi^^
    Pozdrawiam cieplutko
    ...
    P.S. Mam pytanko: kiedy nowa notka? Nie mogę się już doczekać następnego tomu;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    i już się wyjaśniło, stanął w obronie i o całą trójkę się martwi... batonik od Alberta przesądził... czemu pięć miesięcy u Murdochów? zmotywowanie Kamila boskie, Piotrek powinien otrzymać taki tatuaż, ukończył szkolenie to przez Orestesa zwiał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    rozdział jest wspaniały, wyjaśniło się wszystko, stanął w obronie i o całą naszą trójkę się martwi... ach o tak... batonik od Alberta przesądził... ale czemu pięć miesięcy u Murdochów? a to zmotywowanie Kamila było boskie, ale Piotrek powinien jednak otrzymać taki tatuaż, ukończył szkolenie to przez Orestesa przecież zwiał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, no i wyjaśniło się nam tutaj wszystko, stanął w obronie i o całą naszą trójkę się martwi... wszystkiemu winien batonik... batonik od Alberta przesądził... ale czemu pięć miesięcy u Murdochów? (on to przeżyje?) zmotywowanie Kamila boskie, ale Piotrek powinien jednak otrzymać taki tatuaż, ukończył szkolenie, no... to przez Orestesa przecież zwiał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń