No cześć :D Kolejny rozdział składam w Wasze ręce. Trochę trwało jego pisanie, ale jakoś zebrałam się w sobie i go skończyłam. Kiedy pomyślę, że niedługo zakończę tę historię, to jakoś uciekam przed przelewaniem losów bohaterów na papier, a później na lapka. No cóż, co się odwlecze, to nie uciecze...
Dziękuję moim wiernym czytelnikom, że wytrwale mnie wspierają. Komentarze mnie motywują i dzięki nim cokolwiek wstawiam. Miałam chwilowy zastój i myślałam nawet o porzuceniu bloga. Doszłam jednak do wniosku, że Wam tego nie zrobię. Ok, koniec smęcenia. Zachęcam do wyrażania opinii pod rozdziałami.
Miłej lektury!
Pozdrawiam :D
Dante pełen obaw jechał do domu Alberta.
Z jednej strony cieszył się, że spotka Piotrka, ale z drugiej instynkt
podpowiadał mu, że ojciec chłopaka coś szykuje. Czuł się jak przed jakąś misją
i to go niepokoiło. Bądź co bądź zmierzał do jaskini lwa, którym był szef
Thanathosa. Najgorsze jednak było zmęczenie, które ostatnimi czasy mocno dawało mu w kość. Z nerwów nie mógł spać wciąż rozmyślając o Mai, Piotrku i Talishy.
- Coś mi mówi, że zostanę przemaglowany. – Westchnął widząc w oddali cel swojej podróży. Wzrok miał osłabiony, dlatego zwolnił nieco na dość wyboistej drodze. – Miejsce naprawdę odizolowane
od świata.
Musiał jednak przyznać, że dom znajdował
się w strategicznym miejscu. Na niewielkim wzniesieniu z dwóch stron otoczony
jeziorem i stepem. Było go widać dopiero po przejechaniu lasu.
- To jak więzienie – mruknął oceniając
sytuację, po czym zaparkował w wyznaczonym miejscu – życie zaczyna się dopiero
kilkaset mil za mną. Istne Alcatraz jeśli weźmie się pod uwagę ludzi strzegących to miejsce.
Przed opuszczeniem wozu wziął kilka
głębszych oddechów. Powietrze tu było czyste i świeże, co od razu zauważył. Ostoja spokoju odgrodzona od zgiełku życia wielkomiejskiego i spalin. Kiedy wysiadł, z domu wybiegł Piotrek i rzucił się na jego szyję.
- Boże, wreszcie – cieszył się
przytulając zaskoczonego mężczyznę – Nawet nie wiesz, jak tęskniłem.
- Jesteś sam? – Spytał ściskając
chłopaka, który kiwnięciem głowy przytaknął. – Tak zupełnie sam?
- Yhm – przyznał dość smętnie – ojciec z
Allenem pojechali coś załatwić w Thanathosie i przy okazji zabrali wuja
Kaspiana, który robi za moją niańkę.
- Nic dziwnego, że powitałeś mnie w tak
wylewny sposób – zaśmiał się Sicarius niejako odczuwając ulgę – Też tęskniłem
skarbie.
Dla zaakcentowania swoich słów wpił się
w usta chłopaka namiętnie je całując. Nie był mu dłużny, walcząc z nim o
dominację na koniec przegrywając westchnięciem. Tak bardzo brakowało mu tego
delikatnego dotyku i zapachu.
- Przywiozłem Rubi – szepnął mu do ucha
nadal trzymając go w ramionach. Jakby w odpowiedzi na to z samochodu zaczęło wydobywać
się przeraźliwe miauczenie. – Tęskni za tobą.
- Rubi! – Piotrek migiem otworzył drzwi
auta i wyciągnął z niego domagającą się uwagi kotkę. Zwierzę wtuliło się w
niego i głośno mruczało machając ogonem. – Tyle cię nie widziałem futrzaku.
Jesteś na mnie zła? Wynagrodzę ci wszystko, jak skończę tę tułaczkę.
- Nie zapominaj o mnie – objął
zielonookiego od tyłu, nie ryzykując tym sposobem podrapania przez kota –
Zaczynam zazdrościć Rubi.
- Tobą też się zajmę, ale nie tutaj –
pocałował go w policzek – wolę nie igrać z ojcowskim obowiązkiem Alberta.
Obchodzi się ze mną jak z jajkiem, a to wkurzające.
- Coś mi mówi, że chce mnie sprawdzić –
odparł Dante – niejako jestem kimś w rodzaju przyszłego zięcia.
- Wiesz coś o Tal? – Spytał nagle
zmieniając temat. Czasem czuł się jak córka, a nie syn Alberta, bo na nic mu
nie pozwalano jak słabej dziewczynie. – Ojciec zabrania mi nawet zrobić mały
rekonesans okolicy. Ciągle porównuje mnie do matki i uważa, że jestem narażony
na wiele niebezpieczeństw. Allenowi za to pozwala na wszystko. Tak jakbym
był z kruchej porcelany, a reszta świata z betonu i żelaza.
- Na jego miejscu obwinąłbym cię w grubą
warstwę folii bąbelkowej – zachichotał w reakcji na wyznanie kasztanowłosego. W
sumie, z tymi długimi włosami wyglądał jak dziewczyna, ale nie próbował mu tego
mówić, bo skończyłoby się na sprzeczce. Tego chciał uniknąć. – A tej jędzy nigdzie nie widać,
dlatego dobrze, że ojciec ukrył cię na takim odludziu.
- Jak dla kogo – sarknął w irytacji –
chcecie chyba zanudzić mnie na śmierć.
- Dramatyzujesz kochanie – pocałował go,
by zamknąć mu usta – Musisz być bezpieczny, inaczej zwariuję.
- A ja oszaleję z tej bezczynności –
jęknął wtulając twarz w futerko kotki – wiesz, jakie to frustrujące?
- Rozumiem, jednak spróbuj wytrzymać –
pocieszał go siadając w cieniu drzewa. Ostatnio mało sypiał, dlatego czuł się
wyczerpany – Staram się jak mogę, by znaleźć tę babę.
- Wiem – Zmierzył ciemnowłosego
badawczym spojrzeniem, dostrzegając symptomy potężnego zmęczenia. Usiadł przy
nim, by następnie położyć głowę na jego udach. – Odpocznij trochę. Reszta
ferajny pewnie wróci wieczorem. Ewentualnie Kaspian zjawi się wcześniej.
- A wiesz, że skorzystam – westchnął
opierając się o pień drzewa. Jakoś bliskość Piotrka działała na niego kojąco. –
Zdrzemnę się chwilkę.
- Yhm – mruknął cicho w odpowiedzi –
Śpij, a ja z Rubi cię popilnujemy.
* * *
Nawet nie otwierając oczu wiedział, że
jest obserwowany. Sygnalizowało to jego ciało, a w szczególności nos i uszy.
- Długo macie zamiar tak na nas patrzeć?
– Spytał łagodnie, nie chcąc budzić kasztanowłosego. – To trochę niegrzeczne.
- Śpicie w miejscu, którego nie da się
przeoczyć – zaśmiał się w odpowiedzi Kaspian – Mój siostrzeniec czuje się przy
tobie bezpiecznie, bo nadal smacznie chrapie.
- Ja was kurna słyszę – mruknął sennie
Piotrek jeszcze z zamkniętymi oczami – Nawet pospać nie dadzą w spokoju.
- To twój kotek? – Usłyszeli zza
Kaspiana dziecięcy głosik. – Mogę pogłaskać?
- Jasne – podniósł się do siadu i
przytrzymał Rubi – Lubi gdy drapie się ją za lewym uchem.
- Tak? – Ciemnowłosa dziewczynka
przykucnęła przy chłopaku i ostrożnie dotknęła sierści kotki. – Jaka mięciutka.
- Wabi się Rubi – poinformował ją Dante
z uwagą przyglądając się małej – wygląda zupełnie jak…
- To moja córka – zza drzewa wyłonił się
Raven – Nazywa się Ivi Ginewra.
- Rozumiem – Sicarius uśmiechnął się pod
nosem – Zaczynam czuć się staro.
- Przesadzasz – zachichotał Piotrek w
rozbawieniu – Pomyśl co poczuje Rose.
- Tego nawet nie zamierzam robić – wzdrygnął
się na myśląc o siostrze – Jak wkroczy w kryzys wieku średniego to urywam z nią
kontakt.
- Myślę, że to dobry pomysł – westchnął
zielonooki – Nadal wiszę jej odwet za te przebieranki. Allen trzyma fotki w
zaszyfrowanym pliku i szantażuje mnie, że zrobi z nich ładną prezentację na
YouTube.
- Uroczo wtedy wyglądałeś – parsknął
Sicarius widząc minę partnera – Szczególnie przebrany za kaczuszkę.
- Tak misiu? – Odgryzł się jadowicie z
przesłodkim uśmiechem – Twoje fotki również są w posiadaniu Alla.
- Tak, to stanowi problem –
automatycznie zbladł – Co ty jej szykowałeś? Z chęcią cię wesprę.
- No chłopcy widzę, że dobrana z was
para – zachichotał Kaspian od razu odczytując ich relacje – Ostrzegam cię tylko
Dante Sicariusie, że jeśli skrzywdzisz mojego uroczego siostrzeńca, pożałujesz.
- Coś mi mówi, że jeszcze nie jeden raz
usłyszę podobne słowa w tym domu – mruknął pod nosem przeczesując swoje
czekoladowe włosy – Porozmawiamy Ravenie?
- Z chęcią Raptorze – mężczyzna z blizną
na oku przyjacielsko skinął na Sicariusa – Wydoroślałeś, ale nadal podobnie się
nosisz.
- Nie przepadam za zmianami – odparł
Dante podnosząc się z ziemi – Myślę, że mały spacer dobrze mi zrobi. Chochlika
zostawiam w dobrych rękach.
- Ale nie zamierzasz mścić się za
Orestesa? – Upewniał się Piotrek.
- Nic z tych rzeczy – zmierzwił
partnerowi włosy jak niemądremu dziecku – Po prostu sobie powspominamy stare,
dobre czasy.
* * *
Edward siedział w ciemnym gabinecie i
rozmyślał. Nie mógł się jeszcze przyzwyczaić do roli, jaką przyszło mu odgrywać.
Jako głowa rodu musiał decydować o wielu sprawach, a jedną z nich był Piotr.
Około tygodnia temu odbył się pogrzeb Kacpra, a liścik dołączony do ciała
godził w dobre imię Murdochów.
- Nad czym tak rozmyślasz? – Do gabinetu
wszedł Robert i badawczo przyglądał się starszemu bratu. – Rozumiem.
- Nie mamy stu procent pewności, czy ten
liścik załączył właśnie on – westchnął odchylając się na fotelu – Stryj
rozpoczął tę partię, a Kacper był jedynie nic nie znaczącym pionkiem.
- To nie w stylu Skrzata – odparł
okularnik ze zdecydowanym wzrokiem – On nie byłby w stanie…
- Nic o nim nie wiesz – zarzucił mu
Edward z nutą kpiny w głosie – Ja zresztą też wiem niewiele więcej.
- Najlepiej zna go Jolanta – oświadczył
Robert spokojnie – Zawsze trwała przy jego boku. Zajęła nasze miejsce i stała
się jego rodziną.
- Myślę, że powinienem złożyć jej wizytę
– wstał z fotela i podchodząc do brata klepnął go lekko w ramię – Chcesz mi
towarzyszyć?
- Jasne – uśmiechnął się i ruszył za nim
– Weźmy jeszcze Chrisa.
- Też o nim pomyślałem – Edward skinął
porozumiewawczo – Spotkamy się w holu za kwadrans.
* * *
Dante szedł ramię w ramię z Ravenem.
Dawno z nim nie rozmawiał i trochę obawiał się zacząć.
- Nieco się zmieniłeś – wyręczył go
rudzielec – Jesteś już mniej introwertyczny.
- Ostatnio dość często słyszę te słowa –
posłał mężczyźnie wymowne spojrzenie – Masz do mnie żal?
- Nie – odpowiedział spokojnie – A ty do
mnie?
- Nie – rzucił podobnym tonem – Czemu
powiedziałeś Oriemu, że Gwen zginęła przez ciebie?
- Bo tak było – Raven przystanął i
spojrzał w niebo – Zabito ją w zemście za egzekucję, którą mi zlecono w
Thanathosie.
- To ryzyko każdego z nas – oznajmił
Dante uzmysławiając sobie, że Ori popełnił straszliwy błąd – Ivi to wykapana
Gwen.
- Ginewra zginęła chroniąc Ivi –
wyjaśniał rudowłosy dotykając blizny na oku – Orestes wszedł w chwili, gdy sam
ją znalazłem. Nie dał mi dojść do słowa, a oczy wyrażały tylko jedno.
- Nigdy za tobą nie przepadał – Sicarius
westchnął ciężko wspominając młodzieńcze czasy – zawsze uważał cię za diabła.
- Pamiętam, że zabraniał mi się z tobą
kontaktować, o Gwen nie wspomnę. – Rudowłosy lekko się uśmiechnął – Byliście
jego oczkami w głowie.
- Nie przypominaj mi o tym – jęknął
ciemnowłosy – Nadal próbuje mi ojcować. Prawie straciłem przez niego Chochlika.
- To dobry dzieciak – Raven spojrzał na
dawnego przyjaciela szczerym wzrokiem – Przez wzgląd na jego matkę nie dam go
skrzywdzić.
- Piotrek nawet nie wie jakich ma
sprzymierzeńców – zaśmiał się Dante – ale to dobrze. Cieszę się, że będziesz go
chronił.
- Dzięki Blance nadal mam córkę –
odrzekł rudowłosy poważnym tonem – Zajęła się nią, gdy ja nie mogłem tego
zrobić. Nauczyła mnie wszystkiego od podstaw w kwestii rodzicielstwa.
Widziałem, jak tęskni za zaginionym synkiem i nikomu nie życzę takiej straty.
- Rozumiem – Dante sapnął podejrzewając
co czuła matka Piotra – Kiedy Orestes sprawił, że Chochlik mnie zostawił,
niemal umarłem. Piotrek jest jedyną istotą trzymającą mnie przy życiu.
- Ivi jest tym samym dla mnie – klepnął
ciemnowłosego w plecy – gdyby coś jej się stało, rozniósłbym wszystkich
winowajców z powierzchni ziemi, tak jak zrobiłem to z mordercami Gwen.
- Muszę dorwać Talishę i ukatrupić jędzę
– stwierdził Sicarius z mrocznym spojrzeniem – Nie pozwolę by ponownie odebrała
mi najbliższą osobę.
- Na taką zdobycz trzeba cierpliwości –
uspokajał go Raven – Kaspian zna siostrę i jest wprawionym wędkarzem. Wystarczy
jedynie zaczekać aż rybka wystawi łeb.
- Tyle że to czekanie mnie zabija –
warknął Dante zaciskając zęby – Do tego jeszcze postanowienia Zgromadzenia.
Czuję się jakbym ślubował celibat, a tego nie zniosę.
- Młodego też nosi – zachichotał
rudzielec widząc frustrację przyjaciela – Akurat w tym mogę wam pomóc.
* * *
Jolka w zamyśleniu mieszała zupę w
garnku. Martwiła się sprawą Piotra. Do tego jeszcze Dante zostawił u niej
Kamila.
- Czy oni mnie mają za jakąś niańkę? –
Mamrotała pod nosem z trzaskiem kładąc pokrywkę na garnku. Kątem oka zauważyła,
że ze stołu zniknął jej telefon. – Co do cholery?
Kamila też nigdzie nie było, co powoli
zaczynało układać się do kupy. Bachor zabrał jej komórkę, tylko dlaczego?
Wyszła na zewnątrz sprawdzając, czy nie
ukrył się na werandzie. Dostrzegła go siedzącego na ławie. Rozmawiał przez
telefon. Skryła się za ścianą i wytężyła słuch.
- Nie boję się ciebie ćwoku – wypalił
nastolatek z niezadowoloną miną – Jak to zmienię niedługo zdanie? W twoich
snach.
- Z kim gadałeś? – Zapytała gdy się
rozłączył. – I z jakiej paki wziąłeś mój telefon?
- Chciałem tylko spytać o stan Piotrka –
westchnął z przygnębioną miną – A ten jego brat mnie po prostu chciał zbyć i
olać.
- I mu zwymyślałeś? – Spojrzała na niego
pobłażliwym wzrokiem. – Też się martwię o Piotrusia, jednak musimy cierpliwie
czekać na powrót Dantego. Allen nigdy nie wyjawi nic konkretnego, a zwłaszcza przez telefon.
- A kiedy mówi, że niedługo się zjawi? –
Wtrącił patrząc w jej stronę. – Co wtedy ma na myśli?
- To, że niedługo się zjawi –
odpowiedziała nagle coś sobie uzmysławiając – On nigdy nie żartuje.
Złapała nastolatka za ramię i pociągnęła
go w stronę garażu. Musiała gdzieś ukryć tego głuptaka, inaczej Al zrobi z
niego jatkę. Kiedy mieli już wejść do środka, na podwórze wjechał elegancji
wóz. Za kierownicą dostrzegła Roberta.
- Boże, tylko nie oni – jęknęła
wpychając Kamila do garażu. W duchu przeklinała swój los. – Schowaj się w pokoju na górze i nie wystawiaj
stamtąd nosa.
- Czemu?
- Jak Allen cię znajdzie – wyjaśniała
ignorując fakt, że przygląda im się Edward – To fakt, że jesteś podopiecznym
Piotrusia nic nie wskóra. Mogłeś ugryźć się w język nim zmieszałaś go z błotem.
- Kurwa, ja się martwię! – Ryknął Kamil
z desperacją w oczach. – Kiedy Dante wrócił po jego odbiciu, wyglądał jak kawał
gówna! Nie widziałaś w jakim był ponurym nastroju. Ta jędza coś zrobiła
Piotrkowi, a Allen wie o tym najlepiej. Ten skurwiel nic mi nie chce powiedzieć.
Odizolowali Piotrka od reszty świata. Nawet Dante miał obawy wyjeżdżając na te
zadupie!
- Uspokój się – uderzyła chłopaka w
twarz, na co zdębiał – Lepiej?
- Ta – sapnął, po czym zwrócił się w
stronę schodów do pokoju – Dzięki.
- Nie ma za co – sapnęła zaniepokojona.
Miał rację, nie widziała Sicariusa po przyjeździe z odbicia Piotra. Allen też
milczał na ten temat. Nie dziwiła się dzieciakowi, że wybuchł, bo sama była na skraju. Wzięła głęboki
wdech, po czym zwróciła się do Murdochów. – Co skłoniło was by zaszczycić mnie
swoim nawiedzeniem?
- Po co ta ironia? – Robert skinął jej
przyjaźnie głową, a Chris obdarzył ją zmartwionym spojrzeniem. To uzmysłowiło
jej, że chcą informacji o kuzynie. – Porozmawiajmy w cywilizowany sposób.
- Nie wiem za wiele – skierowała te
słowa do najmłodszego z mężczyzn – Nikt nic mi nie mówi. Chcą mi zaoszczędzić
nerwów, ale jakoś to nie działa.
- Rozumiem – Edward zmierzył ją
chłodnymi oczami. – Napiłbym się kawy.
- Niech będzie – westchnęła prowadząc
ich do domu i otwierając drzwi – Ostrzegam, że w środku pałęta się irytujący
gość.
- No wiesz córka? – Usłyszeli z góry
głos Avisa, który wyłapał sarkazm dziewczyny. – Kiedy wreszcie zaakceptujesz
fakt, że chcę cię chronić?
- Sprzedałeś Talishy mojego najlepszego
przyjaciela, niemal brata – warknęła na mężczyznę z nieukrywaną złością – Niby
za co mam być wdzięczna?
- Gdybym go nie wydał, przyszłaby tu po niego i skrzywdziła ciebie – odparł schodząc na dół – Wychowywałem się z Tal i jej rodzeństwem. A
Piotrek miał szansę poznać rodzinę od strony matki.
- I prawie zginął – do domu wszedł Allen
z mordem w oczach – On nie dojrzał do spotkania z dziadkiem i ciotką. Dobrze wiedziałeś,
że w Kronosie czeka go bolesna śmierć.
- Twój brat nie jest bezpieczny, jak również ty, czy Sicarius –
stwierdził Avis w śmiechu – ten spokój jest pozorny. Cisza przed burzą.
- Zdajemy sobie z tego sprawę – Allen
omiótł całe towarzystwo wściekłym spojrzeniem – Cioteczka zadbała by cierpiał,
wbijając swoje trujące pazury w jego najczulszy punkt.
- Dlatego nie chciałeś mi tego
powiedzieć? – Wtrąciła się patrząc na brata przyjaciela. – Zabił.
- Nie z własnej woli – unikał jej
spojrzenia – Ma poczucie winy, które zżera go od środka. Przekonałem ojca, że
tylko Sicarius coś wskóra.
- Na twoim miejscu miałbym oko na tego
Sicariusa – rzucił Avis poważnym tonem – Tal wie, że dzieciak zrobi dla niego
wszystko. Łączy ich przysięga śmierci, nieprawdaż
- Skąd ty to wiesz? – Jolka zwróciła
wzrok na ojca. – Skąd?
- Wystarczył jeden rzut oka na tę dwójkę
– oświadczył łagodnie patrząc na córkę – Al też to uchwycił. Dante jest tym,
który ma zabić.
- Tak – potwierdził widząc pytanie w oczach
dziewczyny – wkurwia mnie, że nie mogę nic z tym zrobić. Ten dureń sam pcha się
w objęcia kostuchy.
- Czyli to prawda, że Piotr zabił
Kacpra? – Upewniał się Edward. – Ten liścik…
- Liścik jest od Tal – zachichotał Avis
wracając na górę – To jej stary numer. Znieczula ciało ofiary specyfikiem, a
później bawi się nim jak lalką. Na koniec wysyła rodzinie ciała z
pozdrowieniami.
- I to cię śmieszy? – Ryknęła trzęsąc
się ze złości. – Boże to moja wina, że puściłam go wtedy samego.
- Nawet o tym nie myśl – Allen podszedł
do rudowłosej i mocno ją przytulił. – Jesteś silna, ale nie aż tak. Pilnujemy
Piotrka, by nie popełnił błędu próbując się odegrać. O Sicariusa też zadbamy.
- On nie jest taki głupi – chwilowo
patrzyła w oczy trzymającego ją mężczyzny – Czemu mu nie ufasz? Nie jest
dzieckiem i umie o siebie zadbać.
- Przyciął kocioł garnkowi – zadrwił
Chris w śmiechu – Skrzat się piekli, bo ciągle macie go za dziecko.
- Chcesz jeszcze coś dodać? – Allen
zwrócił się do blondyna. – To o tobie
Piotrek ciągle gada. Chris to, Chris tamto aż rzygać mi się chce.
- Chciałbym się spotkać z Piotrem –
oświadczył w końcu Edward – Musimy przedyskutować pewną kwestię.
- To, że przejąłeś pałeczkę? –
Brązowowłosy nie brał na poważnie głowy rodu Murdoch. – A może chcesz jeszcze
bardziej pojechać po jego psychice? Murdochowie mieli swój czas i to od Piotrka
zależy czy będzie chciał z tobą gadać.
- Widzę, że nadal żywisz nienawiść do
rodu, którego krew w połowie płynie w twoich żyłach – sarknął Edward
niewzruszony groźbą płynącą z postawy Allena – Denerwuje cię fakt, że twój brat
zgodzi się na tę rozmowę, nieprawdaż? Czuje w obowiązku to uczynić.
- Jest cholernie przyzwoity – wycedził
przez zęby przymykając swoje różnej barwy oczy – To sprawia, że nie przypomina
żadnego z nas.
- Zamknijcie się wreszcie – Jolka miała
już dość tej napiętej atmosfery – albo przestaniecie, albo won!
- Rozumiem twoje zniecierpliwienie –
Chris podszedł do dziewczyny również chcąc uwolnić się z zaistniałej sytuacji.
– Zaparzę kawę. Mam ochotę na solidną dawkę kofeiny.
- Dla tych jegomości proponowałbym po
kubeczku melisy z walerianą! – Krzyknął z góry Avis. – Te ich ego i wyścig
zbrojeń rozsadzą zaraz dom!
- Przyzna pan, że świetnie się bawi tym
przedstawieniem – odezwał się Kamil, który nudząc się przeszedł dachem do
pokoju Tomka. Z uwagą wsłuchiwał się w kłótnię mężczyzn próbując wyłapać co
ciekawsze wątki. – Ja bym chciał szatana.
- Za młody jesteś na takie przywileje –
zaśmiał się rudowłosy prztykając nastolatka w nos – Nie miałeś przypadkiem się
ukrywać?
- Nie boję się tego bufona – odparł chłopiec
z pochmurną miną – Może lepiej, że nie znałem całej prawdy? Teraz martwię się
bardziej.
- Wiedza to potężna broń – oświadczył
Avis mierzwiąc mu włosy – jednakże bywa mieczem obosiecznym.
- Ta – westchnął siląc się na uśmiech –
Podejrzewam co musi czuć Allen względem brata, ale wkurza mnie, że jestem dla
niego nic niewartym śmieciem. Piotrek jest jak rodzina. Zaopiekował się mną i
bliźniakami, po tym jak Murdochowie zamordowali rodziców…
- Spokojnie mały – mężczyzna posłał
nastolatkowi spojrzenie pełne współczucia – Myślę, że nikt nie ma ciebie za śmiecia poza
tobą samym.
- Spadam – raptownie się odwrócił i
ruszył do pokoju Tomka – Zapomnij pan o tym co powiedziałem. Nie będę się już
nikomu narzucał.
- Gdzie się wybierasz? – Od razu wyczuł,
że coś nie gra w zachowaniu dzieciaka.
- Gdzieś – rzucił znikając za drzwiami
pokoju.
- Cholera – Avis próbował otworzyć
drzwi, ale Kamil zamknął je od środka. Spiesznie zszedł na dół zwracając tym
uwagę zgromadzonych. – Kontynuujcie proszę.
- Czym się tak zaaferowałeś? – Allen
natychmiast dostrzegł niepokój mężczyzny. – Gdzie idziesz?
- Nie twój interes – mruknął wychodząc z
domu. Oczywiście tym wzbudził podejrzenia córki.
- Kamil – przypomniała sobie w strachu –
Dante mnie zabije, jak dowie się, że gnojek nawiał, o Piotrku nie wspomnę.
- Zostań tu – pierwszy zareagował Chris.
Dobrze wiedział, że Suliki są ważne dla kuzyna. – Musiał podsłuchać tę wymianę
zdań. Jest podobny do Skrzata, dlatego wiem gdzie będzie chciał pójść.
Wybiegł z domu kierując się w stronę
lasu. Wiedział, że Piotr pokazał chłopcu pewną skrytkę, gdzie mieli zapisywać
wiadomości.
- Jeśli
się nie mylę, to z pewnością zechce zostawić mu ślad – głowił się
gorączkowo myśląc – Czyżbyś czuł się
ciężarem dzieciaku? To tak jak Skrzat.
Znalazł go pod drzewem. Tym samym, gdzie
przed laty ukrywał się Piotrek i zostawiał mu wiadomości. To był ich tajny
pakt, o którym nie wiedział nikt poza nimi. Teraz doszedł do tego Kamil.
- Skąd wiedziałeś? – Nastolatek schodził
właśnie z drzewa. – Myślałem, że nikt nie…
- Ten system opracowałem wspólnie ze
Skrzatem – odpowiedział Chris. Dzieciak miał podobny wyraz oczu do tego, którym
ostatnio obdarzał go kasztanowłosy. – Nie jesteś ciężarem.
- Nieprawda – pokręcił głową w smutku –
Narażam Piotrka, bo stanowię jego słaby punkt. Muszę zniknąć, inaczej mogę go
narazić.
- A co z twoim rodzeństwem? – Drążył
temat chcąc przekonać nastolatka. – Opuścisz ich?
- To nie tak – stęknął zdenerwowany.
Widać było, że ma mętlik w głowie. – Oni są bezpieczni u pani Laverno. Będzie
lepiej, gdy… nie jestem dobrym, starszym bratem.
- Tęsknisz – Chris posłał mu zrozumiałe
spojrzenie. – Zabrać cię na ich grób?
- Mógłbyś? – Był niepewny i potwornie
smutny. – Nie chcę być problemem.
- Nie jesteś – uśmiechnął się i
przygarnął do siebie chłopca – Seryjnie go przypominasz. Myślisz, że dlaczego
Skrzat tak się o ciebie martwi? Kazał Sicariusowi mieć cię na oku, bo wiedział,
że przy nim będziesz bezpieczny.
- Dante zostawił cię u Jolki – dodał
Avis wyłaniając się z zarośli – przed wyjazdem nakazał mi cię strzec jak oka w
głowie.
- Ale czy to nie ty wydałeś Piotrka
Talishy? – Zapytał Kamil nie do końca rozumiejąc sytuacji.
- Owszem – przyznał się rudowłosy –
Piotr prosił mnie o to. Chciał się zmierzyć z potęgą Kronosa. Ostrzegałem go,
że polegnie niemal na początku, ale chciał zaryzykować.
- Przecież on nie jest typem hazardzisty
– zdumiał się nastolatek – ostatnim razem pożałował powziętego ryzyka
przegrywając starcie ze starszym Sicariusem.
- Do trzech razy sztuka – rzucił Avis w
śmiechu – To powiedział tuż po naszej rozmowie. Moja córka ma dobrego
przyjaciela.
- Piotrek sam to zaplanował?! – Kamil
był w szoku. – Skąd Dante…
- Sicarius jest geniuszem i jako jeden z
nielicznych zdołał wdrożyć się w myślenie tego dzieciaka – Odparł mężczyzna
zadziwiając obu słuchaczy – Na serio, Piotr zyskał moje uznanie. Gdybym nie
znał jego rodowodu, pomyślałbym, że jest synem Tal. Oczywiście chłopak nie ma w
sobie krzty okrucieństwa i głodu krwi. Szkoda, że związał się z Sicariusem, a
nie z moją córą.
- Co ja słyszę – usłyszeli rozbawiony
głos Allena – Mój brat jest lepszą partią niż ja?
- Gumowe ucho się znalazło – prychnął
ojciec Joli udając niezadowolenie – Oczywiście córa uwielbia robić mi na złość
i zakochała się w tobie.
- Powiadają, że serce nie sługa –
zachichotał brązowowłosy kątem oka obserwując zamyślonego nastolatka. Odniósł
wrażenie deja vu, jakby widział brata po spotkaniu w Akademii. – Mam do
pogadania z młodym.
- Najpierw pojadę z nim na grób rodziców
– Chris zasłonił sobą chłopca. – To jest pilniejsze.
- Po prostu chcesz uwolnić się od braci –
zarzucił mu Allen ze złośliwym uśmieszkiem – Zawiozę go, a przy okazji pogadamy
w drodze.
- A może zostawcie mnie w cholerę –
sarknął Kamil ciężko wzdychając – Jestem na tyle duży, by samodzielnie dotrzeć
na miejsce. Nie potrzebuję niańki jak sądzi Piotrek czy Dante.
- Dobrze znam tę śpiewkę – Allen złapał
nastolatka za rękę i pociągnął za sobą – Idziemy.
- Rany – jęknął próbując się wyrwać –
Zostawcie mnie w spokoju. Nudzi się wam, że postanowiliście zwracać na mnie
uwagę?
- Ciesz się – objął go ramieniem
pozostawiając w tyle Chrisa i Avisa – Robię ci dzień dziecka.
- Jakiś ty wspaniałomyślny – zakpił w
dąsach – Nie potrzebuję tej łaski.
- Nawet cię lubię – przygarnął go do
siebie i w żartach potarł jego czubek głowy pięścią – Reagujesz podobnie jak
mój niemądry braciszek.
- Aż takim masochistą nie jestem –
skrzywił się z bólu nastolatek – weź się łaskawie odwal.
- Wiesz młody – posłał chłopcu
przebiegłe spojrzenie – skoro Piotrek uważa się za kogoś w rodzaju twojego
opiekuna, to ja automatycznie staję się przyszywanym wujaszkiem.
- Ty sobie za dużo nie wyobrażaj gościu
– Kamil aż się wzdrygnął na samą myśl o tym – A Piotrka traktuję jak starszego
brata.
- To nawet i lepiej – zaśmiał się
mężczyzna – w takim razie będę traktował cię jak młodszego brata.
- O nie – zaprotestował wspominając czas
spędzony w AT – nie mam zamiaru skończyć jak Nicki i Piotrek.
- Ty na serio się mnie nie boisz –
zauważył Allen w szoku – To dla mnie nowość.
- Amerykę odkryłeś, że się tak cieszysz?
– Szydził patrząc na uśmiech mężczyzny. – Kolumb się znalazł.
- Ile nauczyłeś się w AT? – Zapytał
raptem zmieniając temat. – Byłeś tam pierwszy turnus.
- Trochę strzelania i podszkoliłem walki
wręcz – odpowiedział ciemnowłosy nie rozumiejąc pytania – A na co ci ta wiedza?
- Może zrobię ci mały egzamin –
zaproponował nie kryjąc zadowolenia – Mam małą robótkę w Braniewie.
- Nie zamierzam nigdzie z tobą jechać –
zaparł się uświadamiając sobie w czym rzecz – Nie będę zabójcą, więc nie
potrzebuję egzaminów tego typu.
- Nie będziesz musiał nikogo zabijać –
wyjaśniał mu Allen spokojnie – wystarczy, że unieszkodliwisz przeciwnika. Nawet
Piotrek to potrafi.
- Nie ma takiej opcji – warknął
nastolatek – mam inne plany. Wyjeżdżam z kumplami na zawody karate.
- Kiedy i gdzie? – Dociekał zerkając na chłopca.
- Za dwa dni w Sopocie – rzucił i od
razu pożałował – Nie ma mowy!
- To po drodze – wyszczerzył się
zadowolony z niefortunnego dla dzieciaka zbiegu okoliczności – Jutro
przejdziesz egzamin, a pojutrze odstawię cię na te zawody i nawet pokibicuję.
- Jak grochem o ścianę – wydyszał
wściekły chłopiec – Powiedziałem, że nie ma mowy!
- Dzieci nie mają prawa głosu – wyśmiał
go Allen wpychając na tylne siedzenie samochodu – Już zdecydowałem.
- Ty po prostu odgrywasz się za nazwanie
cię ćwokiem – stwierdził taksując go gniewnym wzrokiem – Nie odszczekam tego.
- Już szczekasz psiaku – warknął
wsiadając do wozu i odpalając silnik – Obiecuję, że spędzisz ze mną sporo
czasu.
- Nie byłbym tego taki pewny – mruknął
pod nosem nastolatek, planując ucieczkę przy najbliższej okazji.
* * *
Piotrek szedł wzdłuż brzegu jeziora,
mocząc stopy w chłodnej wodzie. Dante przepadł z Ravenem i zaczął się nudzić,
tym bardziej, gdy Kaspian zabrał Ivi do domu na podwieczorek. Nagle zakręciło
go w nosie i zaczął kichać.
- Albo się przeziębiłem – bąknął
zdziwiony – albo ktoś postanowił sobie o mnie pogadać.
Spojrzał na zachodzące słońce i ciężko
westchnął. Tęsknił za dzieciakami i w miarę normalnym życiem. Los jednak
postanowił się w jego przypadku zasupłać i tworzyć trudne do przejścia
sytuacje. Ledwie zdołał rozwiązać jeden problem, a rodził się kolejny i tak bez
ustanku.
- Co za kanał – sapnął przeciągając się
skąpany w pomarańczowym świetle chowającego się za horyzontem słońca – To jak
perpetuum mobile.
Pragnął normalnego życia, a w zamian
przydzielono mu rolę rekonstruktora wymarłego rodu. Popełniał błędy, dużo
błędów. Przez niektóre niemal pożegnał się z żywotem. W sumie, nie miałby nic
przeciwko, jednak wszyscy wokoło już tak. Ciągle go besztano za takie podejście
do własnej egzystencji, ale cóż mógł na to poradzić. Odkąd pamiętał, zawsze
czuł się czyimś odciskiem na przysłowiowym palcu. Bezwiednie dotknął świeżych
jeszcze blizn na bokach. Przeszył go delikatny prąd bólu, który przypominał
wydarzenia ze spotkania z Talishą.
- To
był poważny błąd – przyznał sobie w myślach zamykając na chwilę oczy – Choć z drugiej strony dane mi było
przekonać się o sporej różnicy sił. Jestem słaby emocjonalnie i niedojrzały
psychicznie. Tak łatwo mnie rozgryzła. Wciąż jestem tym samym, bezbronnym i
lękliwym dzieckiem, zamykanym za karę w piwnicy.
- O czym tak rozmyślasz? – Poczuł wokół
talii silne ramiona Dantego i wtulił się plecami w jego tors. – Wyglądałeś jak
smutny elf, którego pragnieniem było dać się porwać wiatrowi i głębi jeziora.
- Być może – szepnął wdychając zapach
partnera – Ostatnio wiele rzeczy zaprząta mi głowę. To z kolei sprawia, że
zaczynam się bać zrobić jakikolwiek ruch, a muszę ich wiele poczynić niejako z
wyprzedzeniem.
- Życie to nie szachownica, a ludzie nie
są pionkami i figurami – zganił go Sicarius surowym tonem – Życie jest
nieprzewidywalne i trzeba czerpać z niego garściami nim nam umknie.
- Ciągle pouczasz mnie bym kurczowo
trzymał się spódnicy życia – zarzucił mu w złośliwym uśmiechu – Ten co odbiera
życie, każe mi je szanować. To jakiś paradoks.
- Racja – przyznał mu całując go w szyję
– Odbieram życia ludziom, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę z ich wartości.
Mój fach jest niewybaczalny i ryzykowny, bo pewnego dnia ktoś przyjdzie i po
mnie.
- Tego się właśnie obawiam – westchnął
odwracając się twarzą do mężczyzny. W jego oczach dostrzec można było skąpaną w
zieleni melancholię i niepokój. – Boję się, że przeżyję, ale ty poniesiesz za
to cenę i umrzesz.
- Tak się nie stanie – zapewnił go
spokojnym tonem – Jesteś moim aniołem i żyję tylko dzięki tobie. Jeśli
zginiesz, ja tak samo.
- To trochę dramatycznie brzmi –
zachichotał chcąc rozładować powstałą smętną atmosferę – wręcz tragicznie.
- Ta – zgodził się z nim Dante – może
zrobimy z tego mały romans?
- Ci tylko jedno w głowie – wziął się
pod boki i udał złość, by po chwili zawisnąć na szyi ciemnowłosego – zresztą mi
też.
* * *
Kamil stanął przy grobie rodziców z
mieszanymi uczuciami. Do oczu cisnęły się łzy, które usilnie próbował
powstrzymać. Nie chciał pokazywać Allenowi płaczu.
- Jeśli masz taką potrzebę, to rycz –
mężczyzna klepnął go w ramię – To zrozumiałe, gdy tęsknisz za kimś ważnym.
- Tak?! – Wahał się, jednak wyryte na
tablicy nagrobnej imię matki przesądziło. Po policzkach pociekły ciepłe krople
uwalniając tłumiony przez dłuższy czas smutek i żal. – Mógłbyś mnie tu chwilę
zostawić?
- Zaczekam w wozie – zmierzył chłopca
badawczym spojrzeniem, po czym odszedł.
Kamil zaczekał aż brat Piotrka zniknie z
zasięgu wzroku, po czym przykucnął przy grobie i delikatnie zgarnął ze strony
matki piach nagromadzony na płycie.
- Ciężko znoszę twoje odejście –
oznajmił cicho łykając słone łzy – Jakoś sobie radzę, ale tylko dlatego, że
ktoś mi pomaga. Sam nigdy bym… Mamo… Bliźniaki są pod dobrą opieką, więc się
nie martw. Piotrek zadbał o naszą trójkę. Dobrze go oceniłaś, jednak myliłaś
się co do mnie. Nie potrafię podołać roli starszego brata. To takie trudne. –
Rozpłakał się, czując ogarniającą go bezradność. – Nawet nie wiesz do jakiego
świata wciągnęła nas twoja i ojca śmierć. Boję się tego. Kiedy pomyślę, że
Jacek i Agata w przyszłości mieliby stać się kimś takim… Nie rozumiem, czemu nie
potrafię się temu sprzeciwić? Porażka przy pierwszej próbie pokazała jak
żałosnego urodziłaś syna. Uciekłem, pozostawiając na pastwę losu młodsze
rodzeństwo. Sama widzisz, że nie nadaję się na ich opiekuna. Jestem
beznadziejny.
- Przestań się użalać – usłyszał za sobą
głos Allena, który tknięty przeczuciem postanowił zawrócić w połowie drogi do wozu. – Zbyt długo tu tkwisz.
Powiedz pa, pa mamusi.
- Jeszcze nie skończyłem – obrzucił
mężczyznę wściekłym spojrzeniem – Sam sobie idź.
- Rozumiem – Złapał nastolatka i
przerzucił go sobie przez ramię. Z doświadczenia wiedział, że takie użalanie
się nad sobą jedynie wprowadza w depresję i chciał tego oszczędzić smarkaczowi.
– Pani dzieci są w dobrych rękach, więc proszę się nie martwić. Mój brat dba o
nie jak nikt inny. Żegnam.
- Co ty robisz! – Kamil walił pięściami
w jego plecy, wijąc się jak węgorz. – Postaw mnie na ziemi! Natychmiast!
- Jeszcze słowo, a spędzisz trasę do
Braniewa w bagażniku – ostrzegł go zbliżając się do samochodu – Nie licz na
litość z mojej strony.
- Na nic nie liczę – załkał sfrustrowany
przestając się wiercić – Zostaw mnie.
- Jesteś jeszcze młody i możesz zmienić
życie – oznajmił sadowiąc go na tylne siedzenie – Twoje rodzeństwo również ma
wybór. Piotrek z pewnością nie będzie chciał was ograniczać, a tym bardziej nie
zmusi was do bycia zabójcami. Nie on.
- Wiem – mruknął smętnie – boję się, że
on też kiedyś zniknie.
- Trochę wiary smarku – pacnął go w
czoło – Zaufaj mojemu głupiutkiemu bratu i przestań się w końcu martwić błahymi
sprawami. A teraz wytrzyj nos i przestań się mazać.
- Hej – jęknął masując czoło, jednak
pomimo tego poczuł się nieco lepiej – Dzięki.
- Nic za darmo – uśmiechnął się
łobuzersko – w zamian za pocieszenie pomożesz mi w robótce.
- To nie fair – stęknął w myślach
cofając dobre wrażenie jakie przed chwilą zrobił na nim ten mężczyzna –
Przebiegły lis.
* * *
Stała w łazience i oglądała w nim nie do
końca zasklepioną ranę postrzałową na boku. Piekielnie bolała, ale to dobrze.
To była pamiątka i obietnica. Z pewnością rozprawi się z właścicielem broni, do
której należała kula wyjęta z jej ciała. Ważniejszy był jednak ktoś inny.
Chłopak wciąż kroczący po cienkim lodzie.
- Sprawię, że będziesz krzyczał z bólu
słodziutki Piotrusiu – zanuciła pod nosem zadowolona z tego co osiągnęła
ostatnim razem. Pokazał jej skrywany w sobie mrok. Ten słodki i pociągający
odór zła zdołał zalęgnąć się w jego czyściutkiej duszy. – Sprawię, że sam do
mnie przyjdziesz.
- Nim postąpisz według własnego
widzimisię sprowadź do mnie tych dwóch urwisów – usłyszała za sobą ojca. Jego
pusty, pozbawiony emocji wzrok utkwił na ranie córki. Jej szaleństwo okazało
się być dobrą bronią i narzędziem. – Chcę dać im ostatnią szansę.
- Dobrze – zgodziła się po dłuższym
milczeniu – Sprowadzę ich, jednak nie licz na to, że pozostawię ich przy życiu.
- Nie liczę na to – odparł beznamiętnie
– Chcę doprowadzić ich do ostateczności.
- Chcesz ich ukarać – zauważyła w
śmiechu – Gardzą tobą i Kronosem, a to zniewaga.
- Właśnie – uśmiechnął się widząc, że go
zrozumiała – Wiesz co robić.
- Tak – założyła na siebie ciemny
podkoszulek – Bardzo dobrze wiem.
* * *
Przy stole w niewielkiej jadalni
siedziało czterech mężczyzn i jedna dziewczynka. W pewnym momencie do
pomieszczenia weszła czarna kotka i bezceremonialnie wskoczyła na kolana
swojego właściciela.
- Nie róbcie takich min – odezwał się
Kaspian ojcowskim tonem – Będziecie mogli się migdalić, ale nie na mojej
zmianie. Od razu wyczułem podstęp, gdy Raven zaoferował mi pomoc w kuchni.
- Co ci zależy – rzucił w lekkim
poczuciu winy wymieniony mężczyzna – Chłopcy długo się nie widzieli.
- Tyle, że ja musiałbym świecić oczami
przed Albertem, gdyby ich przyłapał – warknął posyłając przyjacielowi pełne
wyrzutu spojrzenie – Dzieciaki są pod moją opieką i nie chcę by cokolwiek im
się stało.
- Nie takie znowu dzieciaki – wtrącił
ostrożnie Dante. Miał za złe Sforzy, że przerwał mu dobieranie się do Chochlika,
jednocześnie było mu trochę wstyd, bo zastał ich w dość krępującej sytuacji. –
Obaj jesteśmy dorośli.
- Tak? – Kaspian taksował go morderczym
wzrokiem – Tam na plaży zachowywaliście się jak napalone nastolatki i tak będę
was traktować.
- Nie przesadzasz trochę? – Tym razem
wpadł mu w słowo Piotrek. – Nic by się nie stało.
- Czyżby? – Wuj zmrużył oczy lustrując
go na wskroś. – Aż tak naiwny jesteś?
- To nie był pierwszy raz – chrząknął
zawstydzony Sicarius nie śmiejąc spojrzeć na Kaspiana. Kątem oka dostrzegł, że
Raven bawi się wręcz świetnie jego skrępowaniem. – I może nie rozmawiajmy o tych rzeczach przy
dziecku.
- Co tu taka grobowa atmosfera? – Do
domu wszedł Albert błyskawicznie omiatając wnętrze czujnym wzrokiem. Kiedy
zobaczył zawstydzonego syna i siedzącego obok Sicariusa w podobnej formie, od
razu zrozumiał w czym rzecz. – Jak widzę, mój synek nie trzymał się zasad.
- Oj, zaraz tam się nie trzymał – sapnął
wywracając oczami – Na nic mi nie pozwalacie! Co ja cnotka niewydymka?
- Uspokój się – Dante pociągnął chłopaka
za skrawek bluzki. Coś mu mówiło, że lepiej nie wyprowadzać jego ojca z
równowagi. – Siedź spokojnie.
- Chyba czeka nas dość długa rozmowa
chłopcy – Albert stanął za dwójką winowajców i zacisnął palce dłoni na ich ramionach,
na co się wzdrygnęli. – Moje niewyżyte gołąbeczki.
- To ja może już sobie pojadę – mruknął
Sicarius próbując się z tego wymigać – Zasiedziałem się.
- Tchórz – szepnął Piotrek pokazując mu
język.
- Tak, znam te wymówki – zaśmiał się
Albert przyciskając mężczyznę do krzesła – Allen również woli unikać wszelkich
rozmów. Bardzo go przypominasz Raptorze.
- Nie jestem przekonany – westchnął
ciemnowłosy czując narastające napięcie skołatanych myśli. Co się z nim działo?
Czemu ogarniał go strach przed tym mężczyzną? Nie, nie przed nim, a przed
czekającą ich rozmową. Czyżby obawiał się, że okaże się niegodny Chochlika? Ta
myśl przeszyła go na wskroś boleśnie się odznaczając. – Allen też miałby
wątpliwości w tej sprawie.
- To was do siebie upodabnia – blondyn
poklepał jego ramię – Chcę poznać bliżej wybranka mojego syna, a jednocześnie
osobiście sprawdzić kim tak naprawdę jest Dante Sicarius.
- Zwykłym i skromnym zabójcą –
odpowiedział uprzejmie nie chcąc wchodzić w szczegóły. Nie lubił o sobie mówić.
– Oraz nudnym biznesmenem.
- Cholera tato! – Krzyknął Piotrek
widząc nerwy partnera. Wiedział, że Dante nie cierpi o sobie opowiadać. Tylko jemu było dane poznać arkany osobowości partnera i
nie zamierzał dzielić się tą wiedzą z nikim innym. – Dante jest mój i wara od
niego!
Zwalił rękę ojca z pleców Dantego, która
niebezpiecznie zbliżała się do blizny wywołującej złe wspomnienia o Mai.
Zauważył w piwnych oczach rozszerzone źrenice, dlatego pociągnął go za ramię i
wyprowadził na zewnątrz by się uspokoił.
- Już w porządku – Pocieszał go patrząc
ciepło na jego twarz. – Oddychaj głęboko i pomyśl o czymś miłym, na przykład o
mnie.
- Jestem żałosny – oparł czoło o ramię
kasztanowłosego – Chciałbym o tym zapomnieć, ale ta blizna wciąż przypomina
widok Mai gdy ona ją…
- Zobaczysz, że z czasem to odejdzie –
przytulił drżącego mężczyznę. Oprócz rodziny Sicariusów, tylko on znał tę słabą
stronę Dantego. Czasem zrywał się z koszmarów, dlatego to odkrył. W pewnym
sensie to było pocieszające, że nie tylko on przechodzi jakiś horror. Szybko
jednak odganiał od siebie tę myśl, bo była egoistyczna i nieetyczna. – Z
pewnością.
- To odejdzie, gdy umieszczę nabój
pomiędzy jej oczami – wycedził przez zęby rozgoryczonym głosem – Chcę żeby
cierpiała… żeby zdychała w męczarniach.
- To nie jest wyjście! – Ryknął na niego
próbując dotrzeć do jego zamroczonego zemstą umysłu. – Nie zatracaj się w tym i
wróć do normalności!
- Normalności? – Zakpił siadając na
stopniach werandy. – Moje życie nigdy nie będzie normalne. Wszyscy czegoś chcą.
Nie pytają czy tego chcę. Nie pytają czego w ogóle chcę.
- Znam ten ból – uśmiechnął się lekko –
Dante, kocham cię i to jedyna rzecz, która trzyma mnie przy życiu.
- Jesteś moim aniołem – odwzajemnił
uśmiech, choć w oczach dostrzec można było smutek – Wyciągnąłeś moją duszę z
otchłani piekieł. Jeśli cię stracę, to tak jakbym tam wrócił.
- Ciągle powtarzasz, że żyjesz dzięki
mnie – Piotrek sapnął siadając obok niego. – Pamiętasz jak cię wtedy nazwałem?
- Mars – wybąkał lekko się krzywiąc – I
to na cześć cholernego batonika.
- Powinieneś się cieszyć, bo to mój
ulubiony – zaśmiał się dźgając go w bok łokciem – Uszy do góry. Ojciec cię nie
zje, a jak będzie próbował, to cię ochronię.
- No wiesz? – Poczuł się dotknięty. –
Nie boję się twojego ojca. Po prostu jestem zmęczony. Sprawy Sicariusów,
humorki Rose, telefony twojej babci i Jolki, poszukiwania tej jędzy, a wisienką
na tym torcie jest wychowywanie buntowniczego nastolatka. Boże, nigdy w życiu
nie myślałem, że zajmowanie się dziećmi to taka harówka.
- No, wreszcie to przyznałeś – roześmiał
się szczerze delikatnie klepiąc go po plecach – Dzieci wymagają sporo uwagi.
- Nie rozumiem czemu tak bardzo się
buntuje – westchnął szukając niejako pomocy u chłopaka, który potrafił
okiełznać sporą gromadkę dzieci w krótkim czasie – Staram się go chronić i uczę
samoobrony, a on ciągle robi swoje.
- To normalne – zwrócił swoje zielone
oczy na zmizerniałego partnera. Dopiero teraz zauważył bezradność i potężne zmęczenie na
jego twarzy, które z początku wydawało się być mniejsze. Do tego mocno wychudł. – Kamil stara się pogodzić ze stratą
rodziców, których odebrano mu rok temu. Boryka się z wątpliwościami, a po przez
bunt odgradza od siebie innych. Czuje, że jest problemem i nie chce się
narzucać.
- Dobrze go rozumiesz – zauważył Dante –
Nie potrafię wczuwać się w innych jak ty.
- Wiem, ale dobrze sobie radzisz. Kamil
ci ufa i zaakceptował cię jako opiekuna. – Oświadczył spokojnie, patrząc w
niebo. – Jest do mnie podobny, dlatego tak się o niego martwię.
- Zostawiłem go u Jolki i Avis ma mieć
na nich oko – sapnął odgarniając z oczu kosmyki ciemnych włosów – Wiem, że
dotrzyma słowa.
- Rozumiem – uśmiechnął się lekko zdając
sobie sprawę do czego nawiązuje mężczyzna – Tak, to było ciut nierozważne z
mojej strony, jednak nie żałuję. Fakt, mogłem zginąć, ale poprzez podjęte
ryzyko zebrałem trochę informacji.
- I jakie są twoje konkluzje? – Dociekał
zerkając na zamyślonego kasztanowłosego.
- Jestem słaby. Cholernie słaby. –
Odparł zły na siebie. – I nie chodzi mi o słabość fizyczną. Jestem słaby
emocjonalnie. Nad psychiką też powinienem popracować.
- Nie musisz nad niczym pracować –
rzucił ciepło – Nie chcesz być zabójcą, więc po co robić z siebie zimnego
drania?
- Niby tak, ale wciąż boję się, że wrócę
do tego błędu – jęknął patrząc na bliznę zdobiącą nadgarstek – Dante, ja
naprawdę jestem słaby.
- Nie jesteś – zmierzwił mu włosy –
Zobacz ile już wytrzymałeś i jak wiele dobrego zrobiłeś. Dzieciaki świata poza
tobą nie widzą, ja również.
- Jesteśmy rodziną – wtulił się w jego
bok – Kocham cię, wiesz?
- Wiem – i pomyśleć, że dwa słowa miały
tak wielką siłę. Od razu poczuł się lepiej pomimo ogromnego zmęczenia. – Chyba
powinienem nieco odpocząć. Pójdę przespać się w samochodzie, ok?
- Pozwólcie chłopcy, że się wtrącę – z
dachu werandy zeskoczył Albert, czym ich zaskoczył – Dante, odpoczniesz w
przygotowanym dla ciebie pokoju, a ty Piotrusiu zajmij się swoim kotem. Ivi
zaraz zagłaszcze go na śmierć.
- No dobra – stęknął podnosząc się
niechętnie ze schodka – Ale nie męcz mi gościa.
- Jest dorosły i da sobie radę –
ponaglał syna, chcąc na chwilę zostać sam z Sicariusem. Raven nieco mu
opowiadał o swoim dawnym przyjacielu, martwiąc się o jego psychikę po starciu z
Talishą. Kaspian również lekko się niepokoił jego stanem. Kiedy Piotrek zniknął
za drzwiami, skinął na ciemnowłosego by wstał. – Wyglądasz fatalnie.
- Tragedii nie ma – próbował ukryć swoje
zmęczenie – To tylko kilka nieprzespanych nocy.
- Kilka nieprzespanych nocy – powtórzył
po nim blondyn stanowczo lustrując go wzrokiem – Myślę, że spędzisz tu nieco
więcej czasu niż planowałem.
- Raczej w to wątpię – Dante spojrzał na
niego pełen sprzeciwu. Z jednej strony chciał zostać z Piotrkiem dłużej, jednak
z drugiej czekało go sporo pracy.
- Teraz jesteś na moim terytorium i nie
masz nic do gadania – stwierdził poważnym tonem z dziwnie niepokojącym błyskiem
w oczach. Sicarius zbyt późno zorientował się w czym rzecz.
- Cholera – syknął czując ukłucie w tył
szyi. Obraz przed oczami powili zanikał aż nastała ciemność. W ostatniej chwili
złapał go Raven.
- Wiedziałem, że coś z nim nie tak –
mruknął do Alberta patrząc na bladą twarz przyjaciela. – Zbyt wiele od niego
oczekują. Gwen zawsze to powtarzała.
- Jest na skraju wycieńczenia organizmu
– robił oględziny blondyn. Zastanawiało go, co musiał przejść ten mężczyzna, że tak kurczowo trzymał się jego syna? Jednego był pewny, miał obsesję na punkcie Talishy. – Dlatego puszczają mu nerwy i traci kontrolę nad
emocjami. Piotrek od razu to wyczuł. Widziałem to w jego oczach, gdy
wyprowadził go z domu.
- Twój syn posiada sporo empatii –
przyznał blondynowi zarzucając sobie nieprzytomnego na bark – a poza tym tę
dwójkę łączy silna więź.
- Zdążyłem zauważyć – sapnął Albert w
lekkim znużeniu – Tylko jak pogodzić ich uczucia z obowiązkami? Ten tutaj ma
przecież objąć stanowisko głowy rodu Sicarius. Jeśli dobrze pamiętam, to
żelazną zasadą jest zakaz wiązania się z kimkolwiek.
- To prawda – przyznał mu Raven – Dante
wkopał się w to ze względu na Gwen. Chciał by miała normalną rodzinę. Sam miał
wtedy naście lat, a podjął takie ryzyko i wyrzekł wielu rzeczy.
- Rozumiem – mruknął pod nosem
otwierając drzwi wejściowe do domu – Ten mężczyzna wiele znaczy dla mojego
syna. Talisha z pewnością też zauważyła ten drobny szczegół. Nie uderzy w
dzieci.
- Tak – Raven również zdawał sobie z
tego sprawę. – Dante jest zaaferowany bezpieczeństwem twojego syna, przez co
wystawia się tej wiedźmie jak przystawka na talerzu. On w ogóle nie widzi, że
jest celem w równym stopniu jak Allen i Piotr.
- Tym bardziej, że ją zranił – wszedł im
w słowo Kaspian – Tal uznała to za wyzwanie. Jestem pewny, że widziała jego
oczy. Pełne bólu i nienawiści, a ona kocha ten zestaw emocji.
- Odwrotna taktyka – westchnął Albert
przyglądając się siedzącemu w kuchni Piotrkowi – pozwól ofierze myśleć, że jest
myśliwym.
Tak się ucieszyłam jak zobaczyłam przypominajkę, że na twoi blogu jest następny rozdział. Już myślałam że porzuciłaś to opowiadanie. Fabuła pędzi ku zakończeniu a ja się aż boję myśleć co będzie dalej. No to nie myślę tylko czekam na dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się co napisać.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jak zawsze.
Nie chcę końca tej historii.
Teraz będę żył przemyśleniami, czy uczucie Piotrka i Dantego da radę wygrać z przebiegłością Talishy.
Dziękuję za oderwanie mnie od rzeczywistości i problemów. Dzięki tobie mogłem wczuć się w tą historię, której nie mogę się doczekać ciągu dalszego.
Wenyyy :)
Niespełna tydzień po walentynkach obiecany rozdział:) Jesteś wielka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Palatium
ehhh nie chcę nawet myśleć, że jedno z moich najukochańszych opowiadań dobiega powoli końca. chyba się załamie. strasznie się zżyłam z Dante i Piotrkiem, w sumie to ze wszystkimi. ;cc
OdpowiedzUsuńrozdział jak zwykle boski. mam nadzieje że wygrają z Talishą i już bedzie wszystko ok. nie moge uwierzyć.. tak to szybko zleciało.. pierwsze ( a raczej drugie ) spotkanie Piotrka i Dantego. mam wrażenie jakby to było wczoraj xDD no nic, czekam z niecierpliwością na następny rozdział i życzę duuuużo wenyy ♥♥♥
Jej jak się cieszę że jest kolejny rozdział;) Raju świetny *_* Wydaje mi się może ale Piotruś wydoroślał? Dante za to stał się jakiś taki słaby? no nie wiem ale rozdzialik mega od razu banan na twarzy mi się pojawił dzięki wielkie z niecierpliwością czekam na kolejny:) pozdrawiam i dużo weny życzę 3maj się! :)
OdpowiedzUsuńNie mogłam się już do czekać następnych odcinków. Talishia to bardzo zła kobieta ale uczucie między tą dwójką na pewno wszystko przetrwa. Pozdrawiam i dużo weny.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o tak pieknie, cudownie Albert postanowił przemaglować Dante, jak widać Avis martwi się o Jolke i Kamila, nie chce aby Talisha dorwała Piotrka albo Dantego, no i mamy sam dziadek Dante powiedział, że nic nie stoi na przeszkodzie aby byli razem... przecież Piotrek nie urodzi mu dzieci...
Dużo wenym życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia