Mam nadzieję, że ta historia Wam się podoba. Zachęcam także do komentowania :)
Krzyk Piotra był
znakiem, że wstał. Powoli podreptała do kuchni i zaparzyła mu mocnego szatana.
Wieczorek z samego rana wybył do pracy, więc została sama z przyjacielem.
Nie musiała długo na niego czekać, bo po chwili usłyszała charakterystyczny
dźwięk gwałtownie otwieranych drzwi i wiązkę wulgaryzmów.
- Cholera jasna! –
Przeklął uderzając się w palec u nogi, po czym chwiejnym krokiem ruszył w kierunku
schodów. Jolka wiedziała, że jest na nią wściekły. Miała odprowadzić go do
domu, a zamiast tego obudził się w cudzym łóżku i w nieswoim ubraniu. W sumie, każdy by się wkurzył, będąc na jego miejscu.
Kiedy doszedł do kuchni, uderzył go zapach świeżo parzonej kawy. Obrzucił dziewczynę ponurym spojrzeniem, na co wyszczerzyła się w przepraszający uśmiech.
- Nie podlizuj
się. – Burknął biorąc od niej kubek z kawą. – To nie wystarczy, by poprawić mi
humor.
- Sorry Piotruś –
przeprosiła słodkim głosem z niewinną miną.
- Czemu akurat
tutaj? – Westchnął upijając łyk gorzkiej kawy.
- No, bo ty już
odlatywałeś, a Jacek nas przyłapał przy próbie przejścia przez płot –
tłumaczyła gorączkowo rudowłosa – W końcu zaproponował nam nocleg. Nie mogłam odmówić.
Wiesz, to mój szef.
- Ta, ta i dlatego
zawlokłaś mnie do jego mieszkania? – Marudził krzywiąc się od goryczki kawy –
Następnym razem zostaw mnie w cholerę tam gdzie zasnę… Zaraz, a od kiedy mówisz
mu po imieniu?
- Oj, nie bądź
taki. – próbowała załagodzić sytuację – On nie jest taki zły.
- Nie jest taki
zły?! Czy ty się do cholery słyszysz?! – Naciskał mocniej. Zapomniał o kacu, a
podniesiony ton głosu spowodował eksplozję bólu w głowie. – Zadałem chyba
pytanie?
- Jakoś tak wyszło
wczoraj. Ty spałeś, a my rozmawialiśmy pół nocy. – Odpowiedziała powoli, kiedy
zobaczyła bolesną minę chłopaka dodała: – Nie unoś się tak, bo sam siebie
krzywdzisz.
Zwilżyła ręcznik w zimnej wodzie i zarzuciła Piotrowi na głowę.
- Ostatni raz z
tobą piłem – obruszył się osuwając na krześle – Czemu tylko ja tak cierpię?
- Widzisz, ja mam
wprawę, ty niestety nie – zauważyła lekko rozbawiona jego dziecinnym
zachowaniem – To są skutki picia wódki mój drogi braciszku.
- Skończ z tym.
Mówiłem, że…
- Nie zrobię tego.
Dla mnie zawsze będziesz młodszym bratem, mimo że nie wiąże nas krew. –
Powiedziała, jednocześnie go do siebie przytulając.
- Przestań! No, przestań! – Szamotał się wściekle.
- Przestanę, jeśli
wiesz co powiesz – oświadczyła z udawaną powagą w głosie. Chłopak zaczerwienił
się na twarzy, a po chwili przestając się wyrywać powiedział zawstydzonym
głosem.
- Proszę, puść
mnie siostrzyczko. Zadowolona?
- Tak lepiej –
uśmiechnęła się szeroko.
- Przy tobie
zawsze czuję się jak małe dziecko – wybąkał obrażony.
- Dla mnie nim
jesteś – zachichotała w odpowiedzi.
- Jesteś tylko dwa
lata starsza – zaprotestował prostując się na krześle.
- Może, ale te dwa
lata sprawiają, że mam większe doświadczenie życiowe.
- Ha, ha, ha –
rzucił sarkastycznym tonem.
- Takie zachowanie
potwierdza moje słowa – potargała mu włosy – Nadal dzieciuch z ciebie. Widać
jeszcze mleko pod nosem.
- Ej, to nie fair
– złapał jej rękę i uspokajając nie co swój głos zauważył: – Ty
się ze mną droczysz, prawda?
- A jak myślisz? –
Dała mu prztyczka w czoło.
- Eh – westchnął
pocierając bolące czoło, a jednocześnie rzucił wściekłe spojrzenie Jolce, która
powstrzymywała się od śmiechu.
- Wiesz co? Gdy
tak się złościsz, wyglądasz naprawdę zabawnie – oświadczyła rozbawionym głosem
– A teraz idź wziąć prysznic. Zobaczysz, że poczujesz się lepiej.
- Phi – wstał i
ruszył w stronę łazienki.
* * *
*
*
Zbliżał się wieczór i siedział z Jolką w salonie – grali w karty. W pewnym momencie dziewczyna rozłożyła się wygodniej na kanapie z miną godną dobrego pokerzysty.
- Więc bracie,
gramy teraz o to, kto robi obiad – z zadowoleniem wyszczerzyła się do
przyjaciela puszczając mu przy tym oczko.
- Nie rozpoczyna
się zdania od „więc” i nie bądź taka pewna – powiedział wymieniając dwie karty
– A tak w ogóle, to czemu nie możemy pójść sobie do domu?
- Już ci to
tłumaczyłam, nieprawdaż? – Ziewnęła ukradkiem. – Musimy poczekać na Jacka
i mu podziękować za gościnę.
- Coś tam mówiłaś
– potwierdził niechętnie – Ale równie dobrze można to zrobić przez telefon.
- I ty się
dziwisz, że traktuję cię jak dziecko? Twoje zachowanie jest niedojrzałe. – Pouczyła
go przekładając w ręku karty – Dobra. Sprawdzamy.
Dziewczyna odkryła jedną z pięciu trzymanych kart. Piotrek tym sprowokowany poszedł w jej ślady i wyłożył na stół asa pik.
- Lepiej się
poddaj – rzucił pewny zwycięstwa z uśmieszkiem cwaniaczka.
- Chyba śnisz –
skwitowała krótko, na co chłopak bez wahania odkrył resztę kart.
- Patrz i płacz
siostra – uśmiechnął się lekko – Ful!
- Phi – machnęła
ręką – To nic.
- Jak to?! – Mina
chłopakowi zrzedła. – Blefujesz?
Jolka pewnym ruchem po kolei zaczęła odkrywać: dziesiątkę, waleta, damę, króla i asa w jednym kolorze – kier. Z satysfakcją obserwowała jego emocje malujące się na twarzy po przegranej.
- Poker królewski.
- Ale jak to?! – Zapiszczał
zbity z tropu.
- Przegrałeś –
zaśmiała się widząc jego śmieszną reakcję – Szkoda, że nie mam aparatu,
mogłabym zrobić ci zdjęcie. Ten wyraz na twojej twarzy, jedyny w swoim rodzaju,
wręcz bezcenny.
- Ha, ha, ha –
mamrotał naburmuszony, po czym wstał i powoli ruszył w stronę kuchni. Nie
wierzył, że przegrał z Jolką. Podszedł do lodówki i w momencie gdy ją otwierał
do pomieszczenia weszła dziewczyna. Siadła przy stole i podpierając podbródek
rękami spytała.
- Co zrobisz?
- Chyba gulasz –
powiedział oceniając zawartość lodówki.
- Hm… to fajnie –
zamyśliła się na chwilę – A ugotujesz ryż zamiast ziemniaków?
- Spoko – mruknął
krojąc mięso w idealną kostkę.
- Wow! Jesteś
mistrzem w kuchni – zaczęła chwalić przyjaciela.
- Nie prawda,
ciocia robi to lepiej – zawstydził się w reakcji na komplement – po prostu lubię gotować.
- Moja mama gotuje
dobrze, ale ty ją przewyższasz. Uczeń przerósł mistrza. – Kontynuowała, ale widząc zakłopotanie Piotrka
postanowiła odpuścić. – A zrobisz sałatkę?
- Pewnie, a jaką
chcesz? Tylko uprzedzam, że nie ma zbyt wiele warzyw, bo większość pójdzie do
gara. – Uśmiechnął się pogodnie szatkując resztkę kapusty.
- Hm… może z
pomidorów – zastanawiała się na głos dziewczyna – a może z ogórków?
- To pomidory i
mizeria – powtórzył krojąc ekspresowo potrzebne warzywa.
- Dzięki – wyszczerzyła
się szeroko – Jesteś kochany.
- Ta, ta – zbył
ją dając w ten sposób znak, by skończyć rozmowę. Jolka wstała i posyłając mu
buziaka wyszła z kuchni.
Obiad lub raczej obiadokolację
przygotował ekspresowo. Gulasz się zagotował i potrzebował z jakąś godzinę
na dojście. Miał jeszcze sporo czasu na powrót Wieczorka,
więc postanowił zrobić małe co nieco na deser. Znalazł kilka pomarańczy i
tabliczkę gorzkiej czekolady, a w lodówce była resztka mleka i lody
śmietankowe. Przez chwilę myślał co by z tego zrobić, aż w końcu do głowy
wpadła mu jedna satysfakcjonująca go myśl. Od razu wziął się do pracy. Wydrążył
pomarańcze, a miąższ wymieszał z lodami (tym samym zmieniając ich smak).
Czekoladę rozpuścił z odrobiną mleka i zaprawił szczyptą chili z kropelką
rumu. Powstał z tego dość przyzwoity sos. Na koniec, do miseczek ze skórek
pomarańczy starannie wyłożył lody i z niemal wprawioną estetyką polał deser
czekoladą. Po wszystkim, schował lody do zamrażalki, posprzątał kuchnię i
poszedł wziąć odświeżający prysznic. Przez to, że mieszka sam zapomniał już
jaką frajdę daje gotowanie dla innych osób, a robienie tego tylko dla siebie –
nie ma porównania. Zawsze chciał poznać życie kochającej się rodziny, dlatego
tak często przesiadywał w domu Jolki. To właśnie jej mama zaraziła go pasją
kulinarną. Zawsze powtarzała, że jednym z ogniw wiążących rodzinę są wspólne
posiłki. Pamiętał eksperymenty w kuchni i zabawy w tym domu. Wtedy jego
marzeniem było pozostać tam na wieki.
W momencie wyjścia
z łazienki rozbrzmiał dźwięk dzwonka jego komórki. Nie zdążył wytrzeć jeszcze
włosów, po których spływały kropelki wody. Chwycił ręcznik i zawiesił go sobie
na szyi, po czym odebrał telefon.
- Tak?
- Czy dodzwoniłem
się może do Piotra Czarneckiego? – Usłyszał zimny, męski głos w słuchawce.
- Przy telefonie –
odpowiedział chłopak z lekkim niepokojem.
- Nazywam się
Jerzy Miłek i dzwonię, by poinformować o śmierci mojej matki.
- Co?! Babcia nie
żyje?! – Zszokował się tą wieścią. Teraz skojarzył nieprzyjemny głos
z osobą, której nie cierpiał ze wzajemnością. – Ale jak to? Wiem, że
ostatnimi czasy poważnie chorowała i w ogóle, ale mówiła, że to zwykłe
przeziębienie, i że wszystko w porządku... – głos całkowicie mu się załamał.
- Tak, tak – zbył
go mężczyzna – A teraz słuchaj młody, masz dwa dni na wyniesienie się
z kawalerki, którą wynajmujesz i ciesz się, że daję ci aż tyle czasu.
- Co?! Ale według
umowy mogę tam zostać do końca roku! – Protestował chłopak.
- Ach, to. Umowa
wygasła wraz ze śmiercią mojej matki… – powiedział nieco rozbawionym głosem
Miłek – …więc nie podskakuj, bo zmienię zdanie i każę ci się wynieść już
dzisiaj.
- Ale to zbyt mało
czasu, gdzie ja teraz znajdę mieszkanie? – Próbował negocjować.
- To już twój
problem – zaśmiał się mężczyzna z satysfakcją w głosie. Zawsze zarzekał się, że
przy pierwszej, lepszej okazji wyrzuci Piotra z mieszkania i właśnie takowa się
nadarzyła. – Przyjdę za dwa dni po klucze, więc zostaw je pod wycieraczką.
- Ale… – zaczął, jednak nie dane mu było skończyć, bo Miłek się rozłączył. Chłopakowi
opadły ręce, a w szoku upadł na kolana.
- Cholera! – Krzyknął
w złości. Nie wiedział co czuje, jak się zachować. Mieszanka uczuć krążyła w
nim mącąc mu w głowie. Smutek, rozpacz, gniew, żal i strach.
Do pokoju zajrzała
Jolka zwabiona krzykiem przyjaciela. Na jego widok od razu zareagowała.
Podbiegła i zmartwiona potrząsając nim lekko spytała:
- Co się stało? –
Brak reakcji ze strony Piotra zmusił ją do drastyczniejszych metod. Strzeliła
mu z liścia w twarz, na co ten zareagował kierując na nią zagubione
spojrzenie.
- Dzwonił Miłek…
powiedział, że babunia nie żyje – odparł ledwie słyszalnym głosem.
- Co?! Babcia pocieszna?
– Zdziwiła się, po czy ją olśniło. – Czego chciał Miłek? Nie wierzę, że
zadzwonił tylko, by ci powiedzieć o śmierci swojej matki.
- Yhm… Wyrzucił
mnie z kawalerki – mamrotał cicho – Mam tylko dwa dni.
- Co za kawał
chama… jak on mógł – zdenerwowała się puszczając porządną wiązkę wyzwisk pod
adresem mężczyzny. Piotrek był załamany, a jeszcze nie powiedziała mu o swoim
wyjeździe.
Piotrek wstał i do końca się ubrał. Po chwili zszedł do kuchni i dokończył przygotowywać posiłek. Wieczorek miał lada chwila wrócić do domu. Kiedy zagotował się ryż, wszystko starannie wyłożył do naczyń, po czym posprzątawszy pomieszczenie ruszył do przedsionka i zaczął ubierać buty.
- A ty dokąd? – Spytała
zachodząc mu drogę Jolka.
- Jak to dokąd? Do
domu, póki go jeszcze mam. – Burknął otwierając drzwi wyjściowe.
- A co z Jackiem?
Zapomniałeś o podziękowaniu mu za… – zaczęła, ale nie skończyła
widząc jego smutne oczy.
- Myślę, że
posiłek w zupełności wystarczy – wycedził wymijając dziewczynę – Przeproś
w moim imieniu.
Wybiegł kierując się na swoją ulicę. Szybko dotarł do swojego mieszkania. Wszedł do środka i biorąc miauczącą Rubi na ręce osunął się na podłogę w sypialni. Nie musiał się pakować, bo większość jego rzeczy nadal spoczywała w pudełkach. Jego dorobek życiowy liczył trzy kartony i plecak. Siedział tak i wpatrując się w stojące naprzeciw niego kartony coraz mocniej wtulał twarz w miękkie futro kotki.
- Wyrzucają nas
stąd mała – powiedział łamiącym się głosem – Znów nie mamy domu.
* * *
*
*
Dokładnie kwadrans po tym, jak Piotrek wybiegł z mieszkania do domu wrócił Wieczorek. Zdziwił się zastając w środku tylko Jolkę.
- A gdzie Piotrek?
– Spytał ostrożnie widząc zdenerwowanie w oczach dziewczyny.
- Wyszedł –
powiedziała załamana wtulając się w jedną z poduszek.
- Jak to wyszedł?!
– Zdumiał się mężczyzna – Gdzie?
- Poszedł do domu
– mruknęła w poduszkę. Po dłuższej wymianie zdań Wieczorek wyciągnął z dziewczyny
wszystkie informacje na temat minionego dnia. Na wieść, że Piotrek został bez
dachu nad głową mocno się zdenerwował.
- I nic nie
zrobiłaś, by go zatrzymać?! – Zdziwił się reakcją dziewczyny.
- Zrozum, on nie
chciał mojej pomocy! – Rozpłakała się kryjąc twarz w dłoniach. Wieczorek wstał
z kanapy i chwytając rękę dziewczyny pociągnął za sobą.
- Gdzie ty mnie
ciągniesz? – Spytała w szoku.
- Jedziemy po
Piotra – podniósł w nerwach głos – A co żeś myślała, głupia?
* * *
*
*
Zatrzymali się pod samym blokiem. Jolka od razu spojrzała w okna mieszkania, niestety nigdzie nie paliło się światło.
- Znając go, to
siedzi skulony w sypialni – powiedziała do znajdującego się obok mężczyzny,
który mierzył ją wzrokiem oceniając jej stan emocjonalny.
- Lepiej zostań w
samochodzie – rzucił gasząc silnik.
- Ale… Jacek? – Próbowała się kłócić, jednak ten zbył ją otwierając drzwi. Zanim jeszcze
wyszedł odwrócił się do niej i z dość poważną miną zadał pytanie:
- Jak bardzo
chcesz by wrócił?
- Co?! – Zdziwiła
się – Co masz na myśli?
- Hm. Czy aby go
sprowadzić z powrotem, mogę użyć drastyczniejszych metod? – Oświadczył patrząc
jej prosto w oczy. Dziewczyna poczuła, jak jej ciało pokrywa się gęsią skórką.
W tym momencie Jacek wydawał się być przerażający, a jego świdrujący wzrok
potęgował to odczycie.
- Masz moje
pozwolenie – zgodziła się cicho. Chciała, by Piotrek wrócił. Stan, w którym się
teraz znajdował napawał ją lękiem o jego zdrowie. Już raz był w podobnej
sytuacji i nie wytrzymując nadmiaru złych emocji próbował ze sobą skończyć. Nim
Wieczorek wyszedł chwyciła tył jego płaszcza. – Proszę nie zrób mu krzywdy.
- Gdzież bym śmiał
– uśmiechnął się lekko zatrzaskując drzwi pojazdu.
* *
*
*
*
Piotrek
oparty o ścianę, skulony tkwił w niemal egipskich ciemnościach. Nie palił
światła, bo wydało mu się to zbędne. Pogrążył się w myślach, które dotychczas
trzymał na dystans, by nie dręczyć się przeszłością. Szczerze bał się jej
powrotu. Samotność prześladowała go niszcząc wszystko w zasięgu jego wzroku.
Śmiech starszego brata bawiącego się jego życiem wieńczył już i tak duże obawy.
Wciąż tylko uciekał oszukując się, że może żyć z daleka od klątwy swojej
przeszłości. Ślady na jego nadgarstku, dotąd ukrywane pod zegarkiem i wypalony
znak na stopie – piętno pozostawione w spadku. Ciągle w życiu ma pod
górkę. Brak pieniędzy, a teraz jeszcze brak domu. Przecież nie może ciągle
polegać na dobroci Jolki i jej bliskich – to dlatego uciekł. Nie chciał, by
widziała go w tym stanie i tak pokazał się jej w żałosnym momencie…
Z myśli wyrwało go
gwałtowne walenie do drzwi.
- Piotrek! Piotrek, otwórz drzwi! – Wołał Wieczorek.
- Nie ma mnie. Przestań
przeszkadzać sąsiadom! – Odpowiedział głośno chłopak.
- Radzę ci wyjść
dobrowolnie! – Nalegał mężczyzna za drzwiami.
- Idź sobie!
Zostaw mnie samego! – Ryknął w złości Piotrek.
Nagle rozległ się
głośny huk – to drzwi zostały wyważone potężnym kopnięciem. Po chwili
w pokoju, gdzie siedział Piotrek, pokazała się postać mężczyzny w czarnym
płaszczu. Z gniewem wyrytym na twarzy szarpnęła chłopakiem unosząc
gwałtownie do góry.
- Nie pogrywaj ze
mną dzieciaku! – Wycedził przez zęby zarzucając chłopaka na swoje barki. –
Chodźmy do mojego mieszkania.
- Łaa, nie mam ci
nic do powiedzenia! – Wrzeszczał w panice z domieszką strachu i złości chłopak.
– Puść mnie! No puszczaj!
- Ale ja mam. I
nie przeciągaj struny. Już i tak zbyt wiele twoich humorów tolerowałem próbując
się kontrolować. Ale koniec z tym królewno. – Powiedział trochę spokojniej
mężczyzna wychodząc z mieszkania. Nic sobie nie robił z szamotania,
wrzasków i uderzeń w plecy, po prostu wyniósł chłopaka, jak gdyby nigdy nic z mieszkania.
Zanim jednak przekroczył próg kawalerki, przystanął na moment i nie odwracając się –
co było trudne z wyrywającym się balastem na ramionach – zawołał już całkiem
spokojnie: – Kici, kici. Chodź koteczku. – Rubi ochoczo
pobiegła za nim łasząc się do jego nogi.
Rudowłosa dziewczyna siedząc w
samochodzie z nerwów obgryzała paznokcie u kciuków. Minęło z jakieś
dziesięć minut odkąd Jacek wyszedł po Piotrka. Niby to mało czasu, ale w tej
chwili wydawały się być wiecznością. Martwiła się, bo jak i jeden tak i drugi
należeli do grona osób upartych. Dlaczego zgodziła się na drastyczniejsze
metody? I co Jacek miał na myśli mówiąc o tym? Miała nadzieję, że nie zrobi nic
złego Piotrkowi. Bacznie obserwowała drzwi wejściowe do klatki schodowej bloku
przyjaciela. Odczuła nie małą ulgę widząc, jak Wieczorek niesie na barkach
szamoczącego się i wrzeszczącego chłopaka. Prawdę mówiąc widok ten mocno ją rozbawił.
Mimowolnie się zaśmiała. Po chwili Wieczorek otworzył bagażnik i wrzucił doń
Piotra. Nie zważając na protesty zatrzasnął go i ruszył ku przodowi samochodu.
Otworzył drzwi od strony kierowcy i usiadł za kierownicą. Raptem na kolana
wskoczyła mu Rubi. Pogłaskał ją, po czym oddając ją Jolce zapalił papierosa
mocno się zaciągając.
- Nie sądzisz, że
trochę przesadziłeś wrzucając go do bagażnika? – Spytała ostrożnie widząc jego
poważną minę.
- Nie sądzę –
odparł wypuszczając dym papierosowy – Myślę, że dobrze mu to zrobi.
- Ale… – próbowała ciągnąć rozmowę.
- Żadne ale –
skwitował ją krótko – Wracamy do domu.
- Tak –
odpowiedziała posłusznie nie chcąc denerwować go bardziej. Zapięła pasy, a po
chwili ruszyli z powrotem do domu Wieczorka. Przez całą drogę panowała
niezręczna cisza, tylko od czasu do czasu słychać było zawodzenia Piotrka.
Bojąc się spojrzeć na Jacka głaskała tylko śpiącą na jej kolanach kotkę.
* * *
*
*
Dochodziła dziewiąta wieczór, kiedy zajechali na parking mieszczący się przy bloku Jacka. Mężczyzna niespiesznie otworzył bagażnik, wcześniej wypalając papierosa. Piotrek o dziwo nic nie mówił, tylko piorunował gniewnym spojrzeniem dwójkę stojącą tuż nad nim. Nawet nie ruszył się z miejsca i ani o tym myślał.
- Wyłaź – nakazał
Jacek wyrzucając niedopałek papierosa za siebie.
- Jakoś mi tu
dobrze – wycedził przez zęby skulony w bagażniku chłopak.
- Piot… – zaczęła Jolka, ale urwała zatrzymana machnięciem ręki Jacka nakazującego w ten sposób jej się
zamknąć.
- Idź pierwsza –
powiedział nie patrząc jej w oczy – Ja zajmę się problemem.
- Ale… – chciała zaprotestować, lecz nieustępliwa mina mężczyzny mówiła sama za siebie.
- Mogę być trochę
brutalny, więc lepiej byś tego nie widziała – oświadczył po chwili wpatrując
się dziwnym wzrokiem w bagażnik. Dziewczyna powoli ruszyła w stronę wejścia do
klatki schodowej. W tym momencie była przerażona postawą Wieczorka, więc
uznała, że najlepszym wyjściem będzie być posłuszną. Prawdę mówiąc czuła się,
jak skarcone dziecko, do tego z poczuciem winy – nawiązując do sytuacji Piotrka.
Jacek spokojnie odprowadził wzrokiem
znikającą już za drzwiami dziewczynę, po czym ponownie otworzył bagażnik.
Zadziorne spojrzenie osoby tkwiącej wewnątrz lekko go irytowało. Musiał
odprawić Jolkę, bo w tym momencie nie mógł ręczyć za kontrolowanie swojej
złości i delikatne załatwienie sprawy. Piotrek nie ułatwiał mu tego zadania.
- Lepiej wyjdź po
dobroci – powiedział z udawanym spokojem. Chłopak tylko spojrzał na niego
i uśmiechnął się drwiąco.
- Nie mam takiego
zamiaru – pokazał Wieczorkowi środkowy palec.
- Myślałem, że
jesteś lepiej wychowany – zapalił kolejnego papierosa, by choć trochę uspokoić
nerwy.
- To się myliłeś – chłopak odpysknął lekko poruszając się w bagażniku. Było mu strasznie
niewygodnie, ale mimo tego nie chciał działać po myśli Wieczorka.
- Co ci mówiłem o
prowokowaniu! – Jacek podniósł głos uderzając pięścią w maskę samochodu. – Próbowałem
się powstrzymywać…
- Phi… – Piotrek prychnął nieświadomie naginając strunę.
- Nie igraj z
ogniem – wycedził mężczyzna chwytając za koszulkę Piotra tuż przy szyi
i gwałtownie przyciągając go w swoją stronę wyszeptał: – Bo
się poparzysz.
Bokiem dłoni
ogłuszył wystraszonego chłopaka, który bezwładnie opadł z powrotem do
bagażnika. Nieprzytomnego Piotra wyciągnął z pojazdu i niczym książę królewnę
zaniósł do swojego mieszkania.
Kiedy weszli na górę, mężczyzna zrzucił bezwładne ciało chłopaka na kanapę, sam zaś osunął się na fotel. Jolka przysiadła przy Piotrze lekko muskając dłonią włosy opadające mu na czoło. Krótka chwila bez Jacka pozwoliła jej się trochę wyluzować.
Kiedy weszli na górę, mężczyzna zrzucił bezwładne ciało chłopaka na kanapę, sam zaś osunął się na fotel. Jolka przysiadła przy Piotrze lekko muskając dłonią włosy opadające mu na czoło. Krótka chwila bez Jacka pozwoliła jej się trochę wyluzować.
- Fiu, fiu, ale
zamieszanie – oświadczyła cicho.
- Niestety – westchnął mężczyzna masując swe
skronie.
- Trzeba będzie
zabrać jego rzeczy – powiedziała patrząc na nieprzytomnego przyjaciela. Jacek
zmierzył ją czujnym wzrokiem, po czym wstał z fotela. Podszedł do kanapy, wziął bezwładne
ciało Piotra na ręce i zabrał na górę. W połowie schodów zatrzymał się i nie odwracając
się rzekł:
- Zbieraj się.
- Co?! – Zdziwiła
się dziewczyna.
- Za pięć minut
wyruszamy po jego rzeczy, tylko zamknę go w pokoju, by nie zwiał.
- Czy to oznacza,
że… – zaczęła w oszołomieniu.
- Tak. Pozwolę mu
tu zamieszkać, więc będziesz mogła się uspokoić.
- Dzięki –
ucieszyła się na te wieści.
- Nie ciesz się za
wcześnie – zgasił ją lekko – Nie wiadomo, jak on na to zareaguje.
- Już ja to
załatwię – zapewniła mężczyznę uderzając pięścią w dłoń.
* * *
*
*
Śniło mu się, że stoi sam w mroku. Otworzył oczy i nadal otaczała go ciemność. Był środek nocy i leżał samotnie w łóżku, do tego nieswoim.
- Dlaczego tu jestem? – Pytał się w
myślach. – A tak. Babunia odeszła, a jej
syn wyrzucił mnie z kawalerki. Potem Wieczorek mnie… zabrał i… .
W strachu i z lekką dezorientacją raptownie
się zerwał. Ta gwałtowność była jednak błędem, bo kark eksplodował o dziwo
silnym bólem. Ostrożnie zsunął się z posłania i po omacku doczłapał do drzwi,
które dostrzegł dzięki przebłyskom światła widocznym w szparach między nimi a
framugą. Natrafił na klamkę i mocno nią szarpnął, lecz ta nie ustąpiła. W
złości kopnął niczemu winny stolik, stojący tuż obok.
- Wypuść mnie stąd
do cholery!– Wrzasnął słysząc dźwięki dobiegające zza drzwi. Po pewnym czasie
kliknął zamek i zalała go oślepiająca fala światła, w której dostrzegł postać
swojej przyjaciółki. Patrzyła na niego smutnymi oczami.
- Czemu siedzisz
po ciemku? – Spytała zapalając jedną z lamp. Ponura mina Piotra odzwierciedlała
stopień jego niezadowolenia. Był wściekły i obolały, a ciemność w której tkwił
obudziła lęki z przeszłości. Dziewczyna jakby przeczuwając jego stan
szybko zareagowała przytulając go mocno.
- Czemu znowu mnie
tu ściągnęliście? – Wycedził przez zęby. – Wiedziałaś, że chciałem zostać sam,
że… że…
- I co byś niby
tym osiągnął? – Spytała nie oczekując odpowiedzi. – Siedziałbyś i się dołował zamiast działać. Zawsze poddajesz się na samym początku.
- Ja… – zaczął zbity z tropu.
- Nawet nie próbuj
zaprzeczać! – Uciszyła go w złości, po czym biorąc głęboki oddech oświadczyła. –
Od teraz będziesz tu mieszkał.
- Co?! – Oniemiał. – A co z moim zdaniem?
- Dzieci głosu nie
mają – zbyła go krótko.
- Wypraszam sobie.
Nie jestem do cholery dzieckiem! – Kipiał ze złości. – Czemu ciągle traktujesz
mnie jak jakiegoś szczyla? Czego nie zrobię, zawsze sprowadza się do tego samego.
Mam dwadzieścia jeden lat, czyli jestem na tyle dorosły, by głosować, pracować
i decydować o swoim życiu!
- Piotrek, zluzuj
trochę – próbowała go uspokoić widząc, jak powoli zaczyna się rozsypywać.
- Czemu mimo wielu
starań wciąż dostaję po dupie od życia? Czemu zawsze muszę trafiać na sytuacje
podbramkowe? – Chłopak osunął się powoli
na podłogę zakrywając dłońmi twarz. – Powiedz mi, czemu? Ja nie rozumiem.
- Piotruś nie łam
się – ponownie przytuliła przyjaciela w rozsypce. Przypomniało jej to lata
dziecięce, kiedy zwykle tak go pocieszała, między innymi po wizycie starszych
braci. – Dlatego podjęłam tę trudną decyzję byś tu zamieszkał. Samotność ci nie
służy. Jacek jest jaki jest, ale zawsze to ktoś, kto będzie po twojej stronie.
- Ale on jest
zboczony i w ogóle trochę się go boję. – Wymamrotał wpatrując się w podłogę. –
Nie wiem czy to dobry pomysł. Nie potrafię żyć z innymi ludźmi.
- Przestań widzieć
wszystko w czarnych barwach! Otrząśnij się wreszcie. – Potrząsnęła przyjacielem w irytacji. – Jacek cię zaakceptował i pozwolił byś tu zamieszkał. Z doświadczenia wiem, że
potrafisz żyć z innymi, więc nie wmawiaj sobie, że nie.
- A dlaczego nie
mogę zamieszkać z tobą? Ciągle powtarzasz, że jesteśmy jak rodzeństwo, więc
czemu? – Zarzucił jej obrzucając pytającym spojrzeniem. Jej reakcja trochę go
zdziwiła. Wzdrygnęła się raptownie zmieniając postawę z bojowej kotki w psa z
podkulonym ogonem.
- Bo widzisz… – zbita
z tropu zaczęła nerwowo bawić się końcem bluzki – Chciałam ci to powiedzieć już
wcześniej, ale jakoś się nie złożyło.
- I? – Naciskał
bezlitośnie świdrując ją wzrokiem. Ogarnęło go przeczucie, że to, co zaraz
usłyszy nie będzie niczym dobrym. Sama reakcja Jolki mówiła za siebie. Znał ją
na tyle długo, by móc wyciągać takie wnioski z jej postawy. Każda sekunda
zwlekania z odpowiedzią napawała go większym niepokojem. – No mów wreszcie! – Krzyczał
w myślach.
- Za miesiąc
wyjeżdżam do pracy w USA. – Wyrzuciła z siebie na jednym
wydechu.
- Co?! – Zdumiał
się wwiercając wzrok w jej oczy. Przeczucie jednak go nie zawiodło, ale mimo
podejrzeń wiadomość ta nieco nim wstrząsnęła. – Kiedy miałaś zamiar mnie o tym
poinformować?
- No, wczoraj, ale
zadzwonił Miłek i sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej – tłumaczyła się
gorączkowo starając się nie patrzeć mu w oczy. I tak miała już wielkie poczucie
winy z tego powodu. Od kiedy pamiętała, byli nierozłączni, a ten wyjazd miał
rozdzielić ich na dość długi okres. Zawsze obiecała mu, że będzie go chronić
przed braćmi i rodziną, z której się wywodził. Miała nadzieję, że nie odczuje
tego, jak złamanie słowa. Tak długo zwlekała, bo bała się jego reakcji. –
Przepraszam cię za to, ale wiesz, że z reguły ciężko mówić mi na trudne tematy.
- Wiem, ale to cię
nie usprawiedliwia – powiedział ponuro, lecz po chwili nieco spokojniej dodał
– Ale ja też nie jestem bez winy. Moje zachowanie mogło utrudnić ci sprawę,
więc spoko.
- Naprawdę? – Spytała
zdziwiona. Nie spodziewała się takiego spokoju. Może za długo o tym myślała i
przekombinowała?
- Tak –
potwierdził z udawaną olewką. Jolka przytuliła go radośnie. Chłopak widząc jej
minę lekko się zirytował. – Nie jestem już dzieckiem, wiesz?
- Więc zostaniesz
u Jacka? – Próbowała się upewnić pytając z nadzieją w głosie. – Będę
spokojniejsza wiedząc, że nie jesteś sam.
- Spróbuję –
westchnął świadomy, że przegrał z jej emocjami idąc tym samym na kompromis. –
Ale niczego nie obiecuję.
- Rozumiem, że
ciężko ci było zgodzić się na takie wyjście. Dlatego szanuję twoją decyzję. – Oświadczyła
spokojnie pomagając mu wstać. Kiedy zrównał się z jej twarzą, dała mu całusa
w czoło.
- Boże, jesteś
niemożliwa – podrapał się w tył głowy w zakłopotaniu. Zawsze to robiła, by
przypieczętować ich postanowienia, tym samym wywołując na jego twarzy mocny
rumieniec wstydu. Może nie było z tym problemu w dzieciństwie, ale teraz, kiedy
mieli ponad dwadzieścia lat, stawiało go to w dość kłopotliwej sytuacji,
bo przez takie jej zachowanie nadal czuł się jak dziecko.
- Wiem o tym, ale
za to mnie kochasz. Co nie? – Powiedziała szturchając jego ramię.
- Chciałabyś –
zaśmiał się nerwowo wychodząc z pokoju. Dziewczyna ruszyła za nim lekko
chichocząc. Odwrócił się, by na nią spojrzeć. Jak zawsze wyrwała go z
ciemności. Jedna rozmowa, choć nieprzyjemna, postawiła go na nogi. Bał się
czasu jej nieobecności. Tak jakby sen zapowiadał jego przyszłość bez jej
wsparcia.
Strasznie się cieszę, że publikujesz to opowiadanie. Watro aby szersza publiczność zapoznała się z nim, bo naprawdę jest ono tego warto. Czekam niecierpliwie na dalsze części i życzę weny twórczej
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńmam wrażenie, że Wieczorek stał za tym wywaleniem Piotrka z mieszkania, ale był wręcz brutalny i co z tym jedzeniem jakie zrobił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńmam jakieś dziwne wrażenie, że Wieczorek stał za tym wywaleniem Piotrka z mieszkania, ale był wręcz brutalny i co z tym jedzeniem jakie zrobił, narobił mi smaka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że to właśnie Wieczorek mógł stał za tym wywaleniem Piotrka z mieszkania, był wręcz brutalny i co z tym jedzeniem jakie zrobił?
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza