Translate

wtorek, 3 września 2013

Koncert




 Dziękuję za komentarze i wrzucam kolejny rozdział.    

       Minęły wakacje i zaczął się nowy rok akademicki. Pomimo tego, że obronił magistra z historii dalej kontynuował studia na kierunku weterynarii. Niebo mocno pociemniało, kiedy wychodził z wydziału po zajęciach. Wszyscy zmęczeni całodniowym słuchaniem wykładowców i notowaniem potrzebnych informacji ziewając kierowali się to na parking, to na przystanek. Piotrek niespiesznie odpiął swój rower. Nim ruszył zadarł głowę do góry, by jeszcze raz spojrzeć na ciemne, pochmurne niebo.

- Hm, zaraz zacznie padać – usłyszał od jednej z przechodzących dziewczyn. Nic nie odpowiadając wskoczył na rower i ruszył w drogę powrotną do domu. Ostatnio miał sporo wolnego czasu, bo właściciel lokalu, w którym pracował postanowił zrobić gruntowny remont baru, czego konsekwencją był przymusowy urlop wszystkich tam zatrudnionych. Nie spieszyło mu się do Wieczorka, więc zahaczył o Jezioro Kortowskie. Usiadł na molo wpatrując się w przepływające łabędzie. To był dopiero drugi tydzień zajęć, a natłok ich doprowadzał go do białej gorączki.

- Może to przez to, że z nim mieszkam? – Pomyślał mącąc wodę wrzuconym kamieniem. Jakoś dziwnie się czuł bez obecności Jolki. Nagle większy podmuch wiatru rozczochrał mu włosy, a po chwili luną rzęsisty deszcz. Naciągnął na głowę kaptur bluzy, po czym podnosząc z ziemi rower ruszył z powrotem.
Nim dotarł do domu, deszcz zdążył zrobić swoje. Ociekając wodą, przemarznięty wszedł do mieszkania. Rubi na jego widok zjeżyła się tylko i czmychnęła do kuchni, zaś Jacek unosząc lekko głowę znad gazety zmierzył go wzrokiem.

- Widzę, że miałeś ciężki dzień – zaśmiał się cicho.

- Ta, coś w tym rodzaju – burknął wieszając przemoczoną bluzę na wieszaku, po czym od razu ruszył na górę.

- Radzę ci zwolnić na schodach, bo…  rzucił do pleców chłopaka, ale nim skończył zdanie Piotrek pośliznął się na pierwszym ze stopni, tym samym upadając boleśnie na pośladki. – No, właśnie to miałem na myśli.

- Bardzo śmieszne – mruknął poszkodowany podnosząc się z podłogi – Ładnie to tak naśmiewać się z innych?

- Może – skwitował Jacek przewracając stronę w gazecie.

- No, to wiedz, że… aaaciu – kichnął przerywając tym samym swoją wypowiedź. – A zresztą nieważne.

Wściekły na siebie ruszył na górę. Wziął długi, gorący prysznic, po czym narzucając na siebie czysty i suchy ciuch zszedł do kuchni zrobić kolację.

* * * * *
            
Siedział właśnie na mikrobiologii i słuchał wywodów jednego z kolegów, gdy nagle do sali wszedł opiekun jego roku – profesor Duch. Mężczyzna rozejrzał się po twarzach studentów, lecz kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się z Piotrem, usta wykrzywił mu grymas mający symbolizować uśmiech. Chłopak od razu skojarzył to z czymś nieprzyjemnym.

- Oho, coś się święci – pomyślał w momencie, gdy ten kiwnął na niego by za nim poszedł. Z nie ukrywaną niechęcią wstał z miejsca pakując swój notatnik, tym bardziej widząc zadowolenie wychodzącego.

- Czy coś się stało? – Spytał z udawaną ciekawością zamykając za sobą drzwi. Osobiście nie obchodziło go co leży na sercu znienawidzonemu człowiekowi, który zawsze szukał powodu do zmieszania z błotem jego osoby.

- Musisz poskromić swoją ciekawość do czasu, aż dojdziemy do mnie – oświadczył wyniośle mężczyzna w spranym garniturze.

- Jakby mnie to obchodziło – pomyślał ruszając za profesorem. Kiedy doszli na miejsce, mężczyzna wygodnie usadowił się na krześle przy jednym z biurek. Piotrek twardo stał przy wejściu, co irytowało właściciela gabinetu.

- Możesz usiąść – stwierdził wskazując jedno z krzeseł.

- Nie, dzięki, ale postoję – chłopak zrobił pół kroku w tył.

- Ależ nalegam – wycedził przez zęby profesor widząc reakcję studenta. Nie wytrzymał, gdy chłopak cofnął się jeszcze bardziej. Wstał gwałtownie z krzesła uderzając dłońmi w blat biurka. – Siadaj, bo inaczej nie zaczniemy rozmowy.

- A czy przypadkiem teraz nie rozmawiamy? – Zauważył bezczelnie Piotrek siadając dla świętego spokoju na jednym z pobliskich krzeseł. Nie chciał długo zostawać w tym pokoju, bo rozmowy z człowiekiem w nim urzędującym zwykle należały do niezbyt przyjemnych, a wręcz męczących. – Możemy zaczynać?

- Tak – odparł mężczyzna ponownie wracając do pozycji siedzącej.

- Czemu pan mnie tu sprowadził? – Pytał próbując przyspieszyć bieg dyskusji.

- Jak już pewnie słyszałeś, uczelnia organizuje koncert charytatywny w miesiącu grudniu – zaczął uważnie mierząc wzrokiem studenta.

- Tak, coś obiło mi się o uszy – przyznał chłopak – Tylko, co ja mam z tym wspólnego?

- Jak pewnie wiesz, nakazano spośród każdego kierunku i roku wybrać po trzech reprezentantów. A, że nasz rok liczy trzy grupy, razem ze starostą postanowiliśmy wybrać po jednej osobie z każdej z nich. – Tu zaśmiał się lekko zmierzając do sedna. – Zdecydowałem, że reprezentantem grupy pierwszej będziesz ty.

- Że co proszę?! – Zdziwił się Piotrek niemal spadając z krzesła. – Chyba powinienem mieć coś do powiedzenia w tej sprawie.

- Przypuszczalnie, ale nie możesz – odparł nie kryjąc się z satysfakcją profesor.

- Jak to nie mogę?! – W tym momencie zrobił się głupi patrząc na zadowolonego mężczyznę.

- Wystąpisz na tym koncercie bez żadnych protestów – zaczął nie spuszczając wzroku z chłopaka. – Jeżeli nie stawisz się szóstego grudnia w teatrze, będzie to dla mnie sygnałem, żeby zawiesić cię w prawach studenta. A tak na marginesie, to i tak twoje nazwisko od tygodnia figuruje na liście uczestników w rektoracie.

- To szantaż i bezprawie! – Rzucił siląc się na spokój w głosie Piotrek gwałtownie wstając z krzesła. Cały kipiał ze złości.

- Szach i mat – uśmiechnął się widząc frustrację malującą się na twarzy chłopaka.

- To nie partia szachów – powiedział ledwo kontrolując swój gniew.

- Może i nie, ale przegrałeś – oświadczył zadowolony z wygranej profesor. Wreszcie go złamał. Piotrek szybkim krokiem ruszył do drzwi. Musiał jak najszybciej wyjść z tego pokoju.

- Do widzenia – rzucił trzaskając drzwiami. Przeszedł kilka kroków i zatrzymując na klatce schodowej osunął się na jeden ze stopni w złości uderzając pięścią ścianę. – Cholera. Co za stary zgred. Tak mnie podpuścić. Przegrałem na samym wstępie. Dobrze wie, że nie mogę pozwolić sobie na rzucenie studiów. – Myślał gorączkowo analizując swoje położenie, wreszcie wstał sfrustrowany. Niby zostały mu jeszcze do odbębnienia dwa wykłady, ale postanowił sobie odpuścić. – Walę to! Już dłużej tego nie zniosę. Wracam do domu, chociaż się wyśpię.

Całą drogę do domu wyklinał sytuację, w której się znalazł. Kiedy wszedł do mieszkania, od razu ruszył do swojego pokoju. Rzucił niedbale na podłogę swój plecak, po czym wkładając słuchawki włączył muzykę. Rozłożył się na łóżku i zamykając oczy wsłuchiwał w poszczególne dźwięki wlewające się do jego uszu. Nie cierpiał publicznych wystąpień, więc odkąd pamiętał z dala trzymał się od tego typu wydarzeń. Nie miał wyjścia. Wstał i sięgnął pod łóżko, po chwili wyciągnął instrument skrywany przez te wszystkie lata. Położył skórzany pokrowiec na posłanie, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku swojego biurka, na którym znajdował się jego laptop.
Postanowił napisać do Jolki z zapytaniem o radę. Nie musiał wylewnie opisywać sytuacji. Wystarczyło nazwisko profesora, by po kwadransie odebrać jej odpowiedź.

Drogi Piotrusiu,
Nie przejmuj się tym zgredem. Jeden koncert nie zaszkodzi. Żałuję tylko, że nie będzie mnie na nim. Wiem, boisz się ujawnienia, ale myślę, że żaden z twoich braci nie zawita w Olsztynie. Każdy żyje za granicą i od wielu lat nie pojawił się w Polsce. Wiem to, bo co jakiś czas sprawdzałam ich poczynania. Jak dotąd nie wyczułam zagrożenia z ich strony, co może świadczyć o tym, że nadal tkwią w przekonaniu o twojej śmierci. Bądź silny i czasem polegaj na innych. Pozwól Jackowi czasem sobie pomóc. Zostawiłam Cię u niego, ponieważ myślałam, że to najlepsze rozwiązanie – a wiesz, że mam nosa do tego typu rzeczy.
Ostatnio mam dużo na głowie, więc nie martw się kiedy czasem nie odpiszę. W wydawnictwie mamy kilku nowych autorów. Może zostanę edytorem jednego z nich. Trzymaj kciuki.
P.S. Jestem szczęśliwa na samą myśl o tym koncercie. Proszę zaproś Jacka. Niech nagra twój występ dla mnie. Tak dawno nie słyszałam jak grasz. Proszę……………..

            Jak zwykle podniosła go na duchu. Znała go na wylot i wiedziała, gdzie uderzyć. Zamykając pocztę wrócił do skrzypiec. Spojrzał na zegarek upewniając się, że ma wystarczająco dużo czasu do powrotu współlokatora. Miał godzinę. Wziął głęboki oddech i ostrożnie wyjął instrument z pokrowca. Od razu uderzył go dawno zapomniany zapach olejku różanego Sary, który wylał się kiedyś na skrzypce.

- Przetrwał aż dotąd – pomyślał powoli napinając struny tak, by każda osiągnęła pożądany przez niego dźwięk. Poczuł coś w rodzaju szczęścia nastrajając instrument. – Czyżby tak bardzo mi tego brakowało?!

Zamknął oczy i biorąc głęboki wdech zaczął grać. Muzyka poniosła go w swój świat uwalniając od doczesności. Poczuł się lekki i szczęśliwy. Jak bardzo za tym tęsknił. Uwalniał każdy dźwięk tkwiący w jego głowie przelewając w weń wszystkie swoje uczucia. Pochłonięty grą nawet nie zauważył jak szybko minęła godzina.

- Brawo – usłyszał od stojącego w drzwiach jego pokoju Jacka – Nie wiedziałem, że jesteś aż tak utalentowany.

- Co?! – Zaskoczony chłopak raptownie przerwał swą grę – Długo tu stoisz?

- Z jakiś kwadrans – uśmiechnął się mężczyzna oparty o framugę drzwi. Nie spuszczał oczu z Piotra.

- Yyym, może byś już przestał tak się mi przyglądać – powiedział nieco speszony chłopak chowając skrzypce do futerału – Naprawdę nie ma na co patrzeć.

- Hm, nie powiedziałbym – oświadczył poważnym tonem Jacek podchodząc do odwróconego chłopaka.

- No, co ty?! – Zdziwił się Piotrek nagłym działaniem mężczyzny, który mocno wtulił się w jego plecy. Czuł ciepły oddech na swoim prawym uchu.

- Jeszcze bardziej zyskałeś w moich oczach – wyszeptał chłopakowi do ucha – Z dnia na dzień stajesz się bardziej pociągający. Tak delikatny i tak wrażliwy.

- Puść mnie proszę – poprosił cały zaczerwieniony z zawstydzenia, jednocześnie próbując uwolnić się z uścisku Wieczorka.

- No, nie wiem – mruknął cicho mężczyzna – Wciąż mnie kusisz swoim zachowaniem, mimo tego, że cię ostrzegałem.

- Niby kiedy miałem cię kusić? – Zdenerwował się usilniej próbując odepchnąć Jacka.

- Robisz to nieświadomie, wiesz? – Zaśmiał się w plecy chłopaka. – Ale te twoje zagrywki są naprawdę słodkie.

- Hę?

- Mam żelazne nerwy, ale kiedyś naprawdę wybuchnę – westchnął puszczając Piotra z uścisku. Jednak zanim to zrobił, zmierzwił lekko jego włosy. – Módl się, żeby ten dzień nie nastąpił. Nie chciałbym być niedelikatny w stosunku do ciebie. Lepiej, żebyś chciał się mi oddać dobrowolnie i proszę nie myśl o wyprowadzce. Myśl, że jesteś pod ręką sprawia we mnie jako taki spokój. Gdybyś mnie opuścił, nie ręczyłbym za siebie.

- I to mnie miało jakoś uspokoić? – Z rezygnacją opadł na łóżko ledwie opanowując wrzące w nim emocje. – Proszę, wyjdź z mojego pokoju.

Wieczorek zmierzył go wzrokiem i powoli wyszedł z pokoju. Chłopak od razu zamknął za nim drzwi. Zatoczył się i osunął na podłogę.

- Co się ze mną dzieje?! – Pomyślał. Zszokowany dotknął dłonią czoła. – Co to za dziwne uczucie?! Serce tak mocno wali w mojej klatce, aż boli. Czemu tak jest? – Pomału wstał i chwiejnie podszedł do łóżka. Rzucił się na posłanie wtulając twarz w poduszki. – To nie jest normalne. Przecież obaj jesteśmy mężczyznami. To nie zdrowe i ... Matko o czym ja myślę! Toż to jakiś koszmar. Ja taki nie jestem. Prawda?

* * * * *
           
Dzień koncertu zbliżał się nieubłaganie. Nie uczęszczał na próby nie chcąc widzieć satysfakcji w postawie znienawidzonego profesora. Ostatnio też nie czuł się na siłach, bo myśli z tamtego wieczoru nadal krążyły w jego umyśle. Czuł się niepewny co do Jacka, więc unikał go na wszelkie możliwe sposoby. Nagle z zamyślenia wyrwało go bolesne klepnięcie w plecy.

- Co tam Pit? To cud widzieć cię na próbie – zaśmiał się chłopak o dość ciemnej karnacji i tlenionych włosach. Zdziwiony Piotr spojrzał na rozbawionego kolegę.

- Szymon, tak? – Spytał z zamiarem potwierdzenia imienia chłopaka. Blondyn odwrócił się i pokazując uniesiony kciuk przyznał mu rację. Nadal jednak flirtował z damską stroną ekipy występujących.  Szczęściarz – pomyślał widząc jego dobry kontakt z innymi. Westchnął i powoli zszedł na dół auli teatralnej. Znalazł drugą z trzech osób należących do reprezentantów jego roku. Pierwszą z nich był oczywiście Szymon, na którego nie mógł liczyć, ponieważ zajęty był czarowaniem kilku panien pierwszorocznych. Swój wzrok skierował na Natalię – drugą z delegatów. Nie trudno było ją znaleźć, gdyż jako jedyna posiadała biało-czerwone pasemka mocno odznaczające się na kruczoczarnych włosach. Dziewczyna samotnie siedziała po turecku na podłodze przy scenie silnie wciągnięta lekturą pewnej książki. Nie przeszkadzał jej hałaśliwy chaos, w którym tkwiła. Piotrek ruszył prosto w jej kierunku. Jak najszybciej chciał wyjść z przepełnionego gwarem pomieszczenia. Natalia jakby wyczuwając jego obecność uniosła głowę z nad książki i utkwiła w nim wzrok.

- Czego chcesz? – Spytała bez ogródek obrzucając podejrzliwym spojrzeniem.

- Ja?! – Zdziwił się jej reakcją chłopak – Chciałem tylko spytać, czy nie wytłumaczyłabyś mi reguł tego koncertu?

- Och. Myślałam, że jesteś kolejnym z tych tam – kiwnęła na grono osób otaczających profesora Ducha – „Kretyneria” do kwadratu.

- Dobre określenie – zachichotał pod nosem usłyszawszy jej słowa.

- Jesteś tym trzecim – Stwierdziła znienacka.

- Na to wygląda – potwierdził nie co poważniejąc.

- Jestem Natka, a ty? – Wyciągnęła ku niemu dłoń na powitanie. Piotrek zaskoczony tym działaniem nieśmiało odwzajemnił uścisk, po czym usiadł obok niej.

- Piotrek jestem – załamał się słysząc swoją odpowiedź.

- Dlaczego nie przyszedłeś wcześniej? Wiedziałbyś o regułach, gdybyś nie opuszczał prób. – Skarciła go krótkim kazaniem.

- Może wyda ci się to głupie, ale nie chciałem robić mu tej satysfakcji – podrapał się trochę podenerwowany.

- A nie przegrałeś już na wstępie? – Spytała nie oczekując odpowiedzi. – To nie tak, że chcę prawić ci morały, ale przegrałeś w chwili, gdy wyznaczył cię do tej roboty.

- Może – przyznał w zamyśleniu. Nie czuł złości do dziewczyny. W sumie, stwierdziła czyste fakty.

- Mam podobnie – wtrąciła się w jego rozmyślanie – Zawsze się z nim nie zgadzałam, więc dał mi ultimatum w postaci małego szantażu.

- Czyli jednak – utwierdził się w przekonaniu, że jednak nie jest odosobnionym przypadkiem – To chyba jego sposób na osoby nie chcące się mu podporządkować.

- Pewnie tak – uśmiechnęła się w zgodzie z jego konkluzją.

- To jak, powiesz mi co muszę zrobić? – Spytał nagle zmieniając temat ich rozmowy. Nie chciał gadać na temat człowieka, którego nie znosił.

- Spoko – oświadczyła wyjmując z leżącej obok torby zeszyt – Mamy do zagrania lub zaśpiewania po trzy utwory.

- Aż trzy?! – Zdziwił się. – Jakie?

- Źle to zrozumiałeś – machnęła mu przed nosem zamkniętym zeszytem – Każdy z uczestników ma do dyspozycji około trzydziestu minut, więc nasz kochany szantażysta zrównał to z repertuarem trzech utworów. Dostaliśmy nawet listę z tytułami piosenek, które możemy, ale nie musimy wybrać.

- I? – Ciągnął ją za język.

- Ja z Tlenionym Szymkiem poszliśmy na skróty i skorzystaliśmy z tej listy – podała mu listę utworów – Zaznaczone na żółto są moje, a na zielono to Szymona.

- Aha – mruknął rzucając okiem na kilka pozycji z listy. Cztery pierwsze zarezerwowane były przez Natkę i Szymona. On jednak przejrzawszy większość tytułów nie znalazł odpowiedniego dla niego. Postanowił, więc nie korzystać z listy. W głowie od pewnego czasu roił mu się jego własny repertuar. Po chwili oddał listę koleżance. – Czy powinienem coś jeszcze wiedzieć?

Frank Sinatra – Fly me to the Moon - Natka
Pink Panther Theme - Natka
Desperado – El Mariachi- Szymon
La distancia para un duela – Szymon
Mission Impossible
Star Wars
……………………….

Dziewczyna spojrzała na niego z podziwem widząc, że nie zamierza korzystać z podanej mu listy.

- Hard core z ciebie – oświadczyła cicho – Ja nie lubię dodatkowych zajęć, więc z reguły idę na łatwiznę.

- To nie tak – próbował się bronić – Ja po prostu nie widzę tu niczego, co by mi pasowało.

- Ta, jasne – zachichotała – Ale teraz na poważnie. Koncert odbędzie się szóstego grudnia w Teatrze Jaracza o piętnastej. Z jednej strony to dobrze, że nasz wydział wylosował grudzień, ale z drugiej, mamy mniej czasu od innych na przygotowania.

- Dziwne pomysły ma rektor. Koncerty charytatywne organizowane co miesiąc – przyznał jej rację wyrażając przy tym swoje myśli. Dziwiło go to. Każdy wydział miał wystąpić w osobnym terminie i tak do końca roku akademickiego. Wliczono w to nawet wakacje. – Chociaż nie stracimy wakacji.

- O, następny pozytyw – zaśmiała się Natka. – A tak z innej strony. Jesteś wokalistą, czy grajkiem. Jeśli grasz to na czym?

- Hm, gram na skrzypcach – powiedział tak, że ledwo usłyszała – ale proszę byś nikomu na razie nie mówiła.

- Spoko wodza – klepnęła go lekko w ramię – Ja gram na saksofonie, a Szymon jak już mogłeś zauważyć jest gitarzystą. W sumie, jedyną niewiadomą jesteś tylko ty.

- Po prostu nie lubię tego rozgłaszać – zasępił się Piotrek – Niestety wszystko się wyda po tym koncercie.

- Nikomu nie powiem, więc się rozchmurz – próbowała podnieść go na duchu – Jak mówi mój brat do młodszej siostrzyczki: „Nie płacz, kupię ci kredki”. Na pewno dobrze zagrasz.

- Nie chodzi o granie. A zresztą… Muszę już iść. – Był zmęczony otaczającym ich hałasem oraz po części zawiedziony tym, że Natalka nie zrozumiała jego przekazu. Ale kto mógłby go zrozumieć, nie znając jego przeszłości. Czasem sam siebie nie rozumiał. Wstał i otrzepał tył spodni. – Dziękuję za wprowadzenie mnie w temat. Życzę ci powodzenia.

- Pewnie spotkamy się dopiero na koncercie – przyznała mu rację, ale kiedy zauważyła, że chłopak spieszy się do wyjścia ze zrozumieniem rzuciła – Do zobaczenia.

- Ta, zobaczymy się w Mikołajki – oświadczył ruszając ku schodom. Po drodze wyczuł na sobie wzrok profesora Ducha. Zignorował go nadal zmierzając do drzwi wyjściowych. Nie chcąc oglądać jego szyderczego uśmieszku, przyśpieszył nawet kroku. Kiedy znikał za drzwiami, usłyszał stłumione harmiderem w sali nawoływanie jego imienia. Nie zareagował. Zawsze mógł się usprawiedliwić tym, że tego nie słyszał.

* * * * *

Leżał na kanapie czytając książkę z mikrobiologii. Korzystał z salonu, kiedy nie było w domu jego współlokatora. Wieczorek zazwyczaj wracał w rejonach godziny dwudziestej, więc miał jeszcze jakieś sześć godzin wolnej strefy. Lektura okazała się być nudną, a do tego dochodziło zmęczenie ciągłą nauką i wczesnym wstawaniem na zajęcia. Wytrzymał niecałe trzy godziny, ale po ich upływie usnął.
Dochodziła piąta po południu, kiedy Jacek przekręcił zamek drzwi wejściowych do mieszkania. Miał dziś luźniejszy dzień w pracy, więc mógł wcześniej wrócić do domu. Wchodząc do salonu lekko się zdziwił zastanym widokiem. Na kanapie smacznie pochrapywał Piotrek. Obraz ten zaskoczył go tym bardziej, bo ostatnimi czasy chłopak unikał go jak ognia.

- Musiał zasnąć nieświadomie – pomyślał podchodząc bliżej. Z doświadczenia wiedział, że chłopak miał mocny sen i praktycznie można było z nim robić co się tylko chciało. Ukląkł przy nim i ostrożnie skradł chłopakowi całusa, lecz nagle oderwał się jak oparzony. – Nie! Nie mogę. Nie kiedy jest nieświadomy. Tego na pewno by mi nie wybaczył. – Osunął się na podłogę ze zrezygnowaniem zakrywając oczy dłonią. – Żałosne. Ktoś taki jak ja, boi się być znienawidzonym. Hahahahahaha…  śmiejąc się gorzko wstał i ruszył do siebie, a nieświadomy niczego Piotrek spał nadal. 

* * * * *
            
Był szósty grudnia, czyli dzień koncertu. Dochodziła ósma, gdy zerwał się z posłania. Zaspanym wzrokiem spojrzał na leżące obok na szafce nocnej skrzypce.

- To dziś – szepnął w półmrok panujący w jego pokoju. Nagle rozległo się pukanie do jego drzwi.

- Wstałeś? – Usłyszał stłumiony głos Jacka. – Jeśli tak, to chodź na śniadanie.

Zdziwiony chłopak pomału zwlekł się z łóżka. Był trochę osłabiony, a jego ręka bezwiednie powędrowała do czoła, które okazało się być rozpalone. Bez pośpiechu pomaszerował do łazienki, by dobudzić się letnim prysznicem oraz złagodzić objawy gorączki. Gdzieś po kwadransie zszedł do kuchni, w której czekał na niego Wieczorek.

- Myślałem, że będziesz w pracy – oświadczył nalewając sobie kawy z ekspresu. Zero reakcji. – Planujesz coś na dzisiaj?

Jacek złożył czytaną przed chwilą gazetę, po czym groźnie spojrzał na chłopaka.

- Idę na koncert do teatru – rzucił biorąc łyk swojej kawy.

- Skąd wiesz o koncercie? – Spytał z udawanym spokojem Piotrek.

- Dlaczego muszę dowiadywać się o tobie od Jolki? – Podniósł głos nie spuszczając wzroku z chłopaka, który zachłysnął się kawą. – To może inaczej. Dlaczego mnie unikasz?

- Co?! Wydaje ci się. – Piotrek próbował ukryć panikę pod wykrętami różnej maści. – Po prostu natłok naszych zajęć i prac ze sobą nie współgrają. Naprawdę nie musisz się zmuszać by iść na ten koncert.

- A kto powiedział, że się zmuszam?! – Zdziwił się Jacek. – Wezmę kamerę i nagram twój występ dla Jolki. Prosiła o to.

- Już ci powiedziałem, że nie musisz – upierał się przy swoim chłopak.

- Skończ temat. Nie próbuj wyperswadować mi tego zamierzenia – Wieczorek uderzył pięścią w blat stołu, po czym wstał i niespiesznie wyszedł z kuchni. Nim jednak drzwi kuchenne się zamknęły rzucił stanowczo:  Masz na mnie czekać, bo osobiście dostarczę cię na występ.

- Mam nogi, sam tam dojdę! – Odszczekał jego plecom.

- Ani mi się waż uciec – powiedział Jacek spokojnym tonem głosu, ale coś w nim było niepokojącego. Coś, co zmusiło Piotra do zmiany zdania przyprawiając go o ciarki na plecach.

 Wyjechali godzinę przed występem. Zdenerwowanie przed koncertem i świadomość bliskości Wieczorka nie dawały Piotrowi trzeźwo myśleć. Na miejsce zjawili się po dziesięciu minutach. Od razu sprawdził listę i okazało się, że będzie występował jako ostatni.

- Świetnie – narzekał w duchu przeklinając swój los – Mogłem się tak nie spieszyć.

Nagle z rozmyślań wyrwał go płacz jednej z uczestniczek młodszego rocznika. Rozmawiała przez telefon i chyba usłyszała niedobre wieści.

- Rozumiem. Przekażę Duchowi – chlipała do słuchawki – Tak. Jakoś sobie poradzę. Tak. Na razie. Pa.

Rozłączyła się, po czym wpatrując w pusty wyświetlacz nadal płakała. Piotrek nie wytrzymał tego i postanowił podejść do dziewczyny.

- Coś nie tak? – Spytał próbując być delikatnym. Jak zwykle strona „miłosiernego samarytanina” wzięła górę.

- Mój partner miał wypadek i nie przyjedzie na koncert – wyjaśniła blond włosa dziewczyna – Nie wiem co robić, bo zawsze wszystko robiliśmy razem.

- Może mogę jakoś pomóc? – Zapytał współczując blondynce.

- O ile potrafisz grać na fortepianie lub pianinie – oświadczyła lekko poirytowana.

- Tak się składa, że potrafię – zachichotał cicho. Twarz dziewczyny nagle się rozjaśniła obnażając czarujący uśmiech.

- Naprawdę? – Nie dowierzała.

- Tylko powiedz mi co przygotowaliście na występ – przypomniał sobie. Dziewczyna od razu podała mu plik kart z nutami. Piotrek studiował je przez kilka minut. Akurat kiedy kończył, podszedł do niego Jacek.

- Co to za nuty? – Spytał wskazując na karty.

- To tylko – zaczął niepewnie chłopak – Pomagam jednej z dziewczyn w występie. Jej partner miał wypadek, więc zdecydowałem jej pomóc.

- Aha – westchnął Wieczorek – W sumie, będę mógł nagrać Jolce o jeden występ więcej.

- Ta – skwitował z niezadowoleniem chłopak. Nie lubił rozgłosu, a te nagrania mogły się do tego przyczynić. Jednak świadomość, że to dla Jolki lekko go uspokajała.

* * * * *
            
Jacek z wyczuleniem obserwował zachowanie Piotra. W głowie jeszcze krążyła mu nocna rozmowa telefoniczna z Jolką (retrospekcja):

- Dziękuję, że zaopiekowałeś się Piotrem – powiedziała pełnym ulgi głosem – Mam nadzieję, że jutrzejszy koncert pomoże wam trochę bardziej przełamać lody w waszej znajomości.

- Zaraz, zaraz. Jaki koncert?! – Zdziwił się na słowa dziewczyny. – Nic mi nie wiadomo, o żadnym koncercie.

- Jak to?! – Odpowiedziała zdumiona. – Przecież mówił mi o nim z jakiś miesiąc temu… A no tak! Zapomniałam wspomnieć o najważniejszym. Proszę jedź z nim na ten koncert i nagraj jego występ. Nie słyszałam go od dziesięciu lat i prawdę mówiąc tęsknię za tym.

- Zobaczę co da się zrobić – odparł nieco poirytowany – Znowu dowiaduje się ostatni od osób trzecich o czymś ważnym dla Piotra.

- Ach i jeszcze jedno – wtrąciła się w jego rozmyślania Jolka – Pamiętasz, jak opowiadałam ci o rodzinie Piotra?

- Co nieco – mruknął do słuchawki mężczyzna.

- Przed wyjazdem dałam ci kopertę, którą miałeś otworzyć wtedy, kiedy ci pozwolę. – Tłumaczyła powoli, tak by zrozumiał. – Dziś nastał ten dzień.

Jacek pomaszerował do biurka w swoim gabinecie, po czym z szuflady wyjął schowaną tam kopertę. Otworzył ją. Na widok zawartości staną jak wryty.

- Co to za zdjęcia?! – Spytał w osłupieniu.

- Osoby na nich to bracia Piotra – powiedziała bez ogródek – Przez te wszystkie lata starałam się znaleźć coś na ich temat.

- Z jakiego powodu? Przecież mówiłaś, że nie chcecie mieć z nimi nic wspólnego. – Mówił nadal zszokowany. Znał dobrze osoby widniejące na fotografiach. Obaj przez pewien czas współpracowali z jego firmą. Młodszy jako pośrednik, starszy jako lider. Zlecenia były dobrze płatne, więc zawsze je brał. Nigdy by nie przypuszczał, że Piotrek jest z nimi spokrewniony.

- Widzisz, masz tam jeszcze zdjęcie jego całej rodziny – wtrąciła po dłuższej chwili – Na pierwszy rzut oka widać, że Piotrek się wyróżniał z tymi kasztanowymi włosami i soczyście zielonymi oczami.

- Nie zaprzeczę – przyznał wpatrując się w zdjęcie rodziny Murdochów.

- Zasadą tej rodziny było się nie wyróżniać, ale Piotrek samym wyglądem łamał ją na wstępie. Dlatego traktowano go jak kogoś gorszego. Wszyscy bez wyjątku byli blondynami o niebieskich oczach.

- Coś w rodzaju aryjskiej rasy wyznawanej przez nazistów? – Dodał Jacek.

- Dokładnie – zgodziła się z nim – Ironia losu sprawiła, że to, co z początku wydawało się być jego przekleństwem, pozwoliło uwolnić się od tej rodziny.

- Niefortunny paradoks – westchnął do słuchawki – Co myślałaś dając mi te zdjęcia?

- Sama do końca nie wiem – zaczęła niepewnie – Ale jakbyś mógł w razie przypadku ich spotkania wspomóc Piotrka? Proszę…

- Pomyślę nad tym – odparł powoli. Dziewczyna na to głośno westchnęła z ulgą do aparatu.

- Dziękuję. Będę spokojniejsza – powiedziała łagodnie – Proszę opiekuj się nim. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości nawiedzicie mnie w Stanach.

- Może – mruknął w zamyśleniu.

- W takim razie pa – zaśmiała się na pożegnanie.

- Ta – odłożył słuchawkę.

 * * * * *
            
Koncert powoli dobiegał końca i zbliżał się występ Piotra. Wcześniej zagrał perfekcyjnie na fortepianie utwory, które pokazała mu dziewczyna z pierwszego roku. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że swoje imiona poznali dopiero wtedy, kiedy ich wyczytano z listy, czyli tuż przed samym występem. Teraz siedział w pomieszczeniu za sceną oczekując na swój, swego rodzaju, debiut. Gdy tylko usłyszał swe nazwisko, po wzięciu głębokiego wdechu, wstąpił na scenę. Kurtyna powoli ustępowała i nagle zalało go światło z pobliskiego reflektora. By się skupić, zamkną oczy i ponownie zaczerpnął powietrza dużym haustem. Odpowiednio ułożył skrzypce, po czym zaczął grać Diabelski Trel, a następnie allegro moderato tejże sonaty. Na sam koniec chciał zagrać Toccata and Fugue In D minor Jana Sebastiana Bacha. Oczywiście, jak zawsze, grał całkowicie zlewając się z muzyką. Każdy dźwięk przenikał jego umysł by zaraz uwolnić się za pomocą instrumentu, na którym właśnie grał.
Jacek oniemiały wsłuchiwał się w grę Piotra. Wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu poruszyła muzyka wychodząca spod smyczka chłopaka. Raz płakali raz się uśmiechali. Istna huśtawka nastrojów.

- Widać, przelewa siebie w muzykę – pomyślał nadal nagrywając występ.

Kiedy Piotr skończył grać, dostał owacje na stojąco, co bardzo go wzruszyło, ale i uświadomiło, że powinien opuścić scenę. Nie minęło jeszcze wyznaczone trzydzieści minut, mimo to był skłonny uciec od świateł reflektorów. Gdy był już tego bliski, na scenę wdarł się wyglądający na dziesięć lat mały Azjata. W ręku trzymał zeszyt, który kurczowo przytulał do piersi. Spojrzał na Piotra swoimi czarnymi, jak noc oczami i chwytając go za koniec koszuli drżącym głosikiem wypowiedział kilka słów po angielsku.

- Could you play for me?[1] – W oczach chłopca pojawiły się ślady łez. Piotr w szoku nie wiedział, co ma zrobić. Z desperacją szukał wzrokiem pomocy u innych, ale wszyscy jakby go ignorowali. Maluch szarpnął mocniej jego ubranie próbując zwrócić tym uwagę chłopaka. Kiedy Piotrek ponownie spojrzał na minę dziesięciolatka, jego upór pękł zmuszając tym samym do wywieszenia białej flagi. Poczochrał czuprynę nalegającego, po czym uśmiechając się ciepło odparł:

- Yes, of course.[2]

Mały słysząc jego odpowiedź szczerze się uśmiechając wręczył Piotrowi tulony przezeń zeszyt.

- This is a melody, which my mom wrote for me.[3] – Odparł pełen entuzjazmu. – Only recently, I started playing guitar and I can't play it yet, so I ask you for your help.[4]

- Understood[5] – powiedział biorąc zeszyt z rąk chłopca. Przez krótką chwilę studiował zapis nut w nim zawarty, po czym oddał go z powrotem. Nakazał malcowi wrócić na miejsce. Kiedy ten to uczynił, Piotr wziął swoje skrzypce i powoli zaczął grać melodię będącą przekazem miłości matki do dziecka. 

Wszyscy byli wzruszeni. Piotrowi w pewnym momencie pociekły łzy, co świadczyło o jego głębokim wczuciu w utwór. Melodia raptownie się urywała, ale nie chciał kończyć jej w ten sposób. Powoli wyciszał pojedyncze dźwięki skrzypiec, aż w ogóle nastała cisza. Przez ułamek sekundy rzucił okiem na małego Azjatę, który nie ukrywając swoich uczuć mocno płakał.

- Fajnie jest być kochanym – pomyślał – Ten utwór jest czystą miłością jego matki. Ciekawe czy kiedykolwiek doświadczę uczucia miłości innej osoby.

Nagle jego oczom ukazał się Jacek, co sprawiło, że się zarumienił, a serce przyspieszyło swój rytm.

- Czemu jego twarz wyzwala we mnie tak dziwne uczucia? – Zawstydzony własnymi myślami szybko wymknął się ze sceny tylnym wyjściem. Gorączka i zmęczenie stresem przed występem dawało powoli o sobie znać objawiając się silnym zawrotem głowy. Gwałtownie opadł na ścianę korytarza, powoli osuwając się wzdłuż niej na podłogę. Przez krótką chwilę nie widział nic poza ciemnością. Nagle czyjeś silne ramiona podniosły go do pionu.

- Wystraszyłeś mnie tak nagle znikając ze sceny – usłyszał znajomy głos Jacka – Chyba czas wracać do domu.

- ….. – Nie miał siły odpowiedzieć, tylko posłusznie dał się prowadzić Wieczorkowi do samochodu. Mimo krótkiej jazdy zmorzył go sen. Niezauważenie jego głowa opadła na oparcie siedzenia w pojeździe, nim się spostrzegł, mocno drzemał. Siedzący obok Jacek rzucił okiem na wypieki pokrywające twarz Piotra. Dłonią dotknął czoła śpiącego chłopaka.

- Jak zwykle nie dba o swoje zdrowie – pomyślał zatrzymując samochód, jak najbliżej wejścia na klatkę schodową swojego bloku. Westchnął, po czym wysiadł i wyciągnął nieprzytomnego z pojazdu. Spojrzał na chłopaka, a po chwili zaśmiał się do siebie w duchu: – To chyba zaczyna wchodzić mi w krew.

* * * * *
            
Piotrek zmęczony otworzył oczy. Ogarniało go uczucie jakby ktoś gotował jego ciało żywcem od środka. Spojrzał na sufit, lekko zdezorientowany starał się skupić swój wzrok w jednym punkcie i tak po jakiejś chwili zorientował się, że leży na kanapie w salonie mieszkania, w którym mieszkał.

- To jest…? – Spytał nieprzytomnym głosem rozglądając się trochę. Jego oczom ukazała się postać Wieczorka siedzącego tuż obok w fotelu. Jacek zmierzył go zmęczonym wzrokiem, po czym zaczął spokojnie:

- Świetnie. Nie Myślałem, że obudzisz się tak szybko. – Nadal obserwował leżącego chłopaka, który raptownie się zerwał z kanapy.

- Nic mi nie … jest? – Tłumaczył się lekko zażenowany, lecz w momencie stawiania pierwszego kroku pociemniało mu w oczach i runął prosto w objęcia Jacka.

- Piotrek – zaskoczony zachowaniem Piotrka nie wiedział co powinien zrobić. Chłopak zamroczony chwilę pozostał w pozycji wtulając twarz w tors Jacka.

- Dz-dziękuję za pomoc – wyszeptał stłumionym głosem. Nagle odepchnął się zrozumiawszy zaistniałą sytuację i z powrotem usiadł na kanapie. W głowie miał mętlik spowodowany gorączką. Oczy podpuchnięte zaczęły lekko łzawić i piec.

- Nic ci nie jest? – Spytał zaniepokojony Wieczorek.

- Lepiej już pójdę – powiedział w odpowiedzi podnosząc się z kanapy. Ćmiący ból w skroni zapowiadał następny zawrót głowy, więc jak najszybciej chciał uciec do swojego pokoju. Powoli ruszył w kierunku schodów.

- To teraz powoli. Jeden, drugi, trze…  liczył schody kurczowo trzymając się poręczy. Niestety usilne starania powstrzymania upadku spaliły na panewce przy trzecim stopniu. Wszystko wokół zawirowało, a obraz sprzed oczu się rozlał pozostawiając chwilowo ciemność. Poczuł tylko, jak ręce puszczają poręcz i jak bezsilny zaczyna lecieć do tyłu przyciągany siłą grawitacji. W panice zacisnął powieki oczekując bolesnego upadku, lecz zamiast tego poczuł mocny chwyt wokół talii.

- Przechwycony – zaśmiał się Jacek łapiąc Piotra lecącego ze schodów – Nie udawaj twardziela, bo widzę, że źle wyglądasz.

- …? – Piotrek w odpowiedzi grzecznie pozwolił zaprowadzić się do pokoju.


Współlokator zawlekł go do łazienki, gdzie zaczął zdejmować chłopakowi ubranie.

- Czekaj! – Zaprotestował Piotrek lekko go odpychając (nie miał siły na nic więcej) – Co ty wyrabiasz?!

- Rozbieram cię. Nie widzisz? – Rzucił mężczyzna. – Musimy cię trochę ostudzić, bo wyglądasz jak nagrzany reaktor jądrowy przed wybuchem. Zrobię ci zimny prysznic, by złagodzić gorączkę.

- Pozwól, że sam to zrobię – powiedział speszony próbując rozpiąć do końca koszulę. Ręce strasznie mu się trzęsły, a mroczki przed oczami nie pomagały. – Może zostawisz mnie samego. Dam sobie radę.

- Nie ma takiej opcji, bym cię tu zostawił w takim stanie. – Zaprotestował stanowczym głosem Jacek. – Nie zrobię nic podejrzanego, więc nie panikuj i daj mi działać.  Już nie raz widziałem cię nago.

- Co?! – Zawstydził się chłopak.

- Doprawdy. Zachowujesz się jak małolat – westchnął mężczyzna ponawiając przerwaną czynność. Piotrek pozwolił mu na to, z jednej strony zszokowany słowami Jacka, zaś z drugiej, i tak nie miał siły by się dłużej przeciwstawiać, a już dawno przegrał z przeziębieniem. Mężczyzna wsadził go do wanny wypełnionej zimną wodą, a prysznicem zmoczył głowę. Szok termiczny wywołał napad drgawek i gęsią skórkę. Piotrek próbował się wyrwać z przytrzymującego uścisku Wieczorka, ale był nazbyt osłabiony chorobą.

- Wypuść mnie już – prosił usiłując wyjść z wanny – Zaraz umrę z wyziębienia.

- Nie bój się. Nic ci nie będzie. To tylko szok termiczny – zapewniał go Wieczorek – Kiedy byłem dzieckiem, moja matka zawsze zbijała mi gorączkę w ten sposób, więc proszę cię o zaufanie.

Chłopak spojrzał na mężczyznę, który nieustępliwie trzymał go nadal w wannie. Kiedy spojrzał na jego twarz i jego zatroskany wzrok, postanowił spróbować mu zaufać.

- Co to za wyraz twarzy? Proszę nie patrz tak na mnie – myślał speszony Piotrek – Czemu godzę się na to, by się mną zajmował? Co się ze mną dzieje? Może to ta gorączka? Mam nadzieję, że do niczego nie dojdzie, bo nie mam siły się bronić.

Bijąc się z myślami powoli zasypiał, mimo tkwienia w wannie z lodowatą wodą. Był zmęczony, tak bardzo zmęczony.

Jacek trzymał Piotra w wannie przez niecałe trzy minuty. Z początku się opierał, ale doszli do porozumienia. W połowie czasu chłopak całkowicie odleciał – co może ułatwiło mężczyźnie sprawę, bo bez problemu mógł przebrać go w pidżamę. W swojej prywatnej apteczce posiadał kilka przydatnych leków na takie okazje. Z lodówki w swoim pokoju wyjął fiolkę z czymś przeciwgorączkowym. Miał też tabletki, ale nieprzytomnemu nie dałoby się ich podać. Ostatecznie postanowił zrobić zastrzyk. Miał wprawę w odmierzaniu dawek – w jego branży trudno tego nie znać. Jak to mówią, praktyka czyni mistrz, a w swoim fachu zabójcy i najemnika po godzinach pracy w biurze, doświadczył wiele interesujących przypadków.

- Masz szczęście, że mam wprawę – uśmiechnął się do śpiącego Piotra wstrzykując mu zawartość zastrzyku – Miałem już tyle ofiar, że bez problemu mogłem ćwiczyć na nich odmierzanie odpowiednich dawek poszczególnych medykamentów i trucizn. Jesteś jedyną osobą, o którą chcę dbać. – Przykrył chłopaka szczelnie kocem, po czym gasząc światło wyszedł z pokoju.

* * * * *
            
Piotrek zlany potem w gorączce szamotał się w łóżku mamrocząc coś przez sen. W pewnym momencie ciche pomruki przemieniły się we wrzaski.

- Proszę, to boli. Nie rób mi tego – błagał płacząc przez sen chłopak ściskając kurczowo skrawek pościeli – To pali! Bracie błagam cię, przestań!

Do pokoju wszedł zaniepokojony Wieczorek. Od razu skierował się do łóżka Piotra. Usiadł na jego skraju i lekko przytrzymując chłopaka starał się go uspokoić.

- Spokojnie, to tylko zły sen – szeptał głaszcząc Piotra po głowie – Uspokój się. Już nic ci nie grozi. Jesteś bezpieczny.

Chłopak otworzył powoli swoje oczy i spojrzał lekko zdezorientowany na Jacka. Gorączka trochę się obniżyła, ale chory nadal źle znosił pozostałą temperaturę. Wieczorek zmienił mu okład na czole, po czym chciał wrócić do siebie. Nieoczekiwanie Piotrek chwycił go za dolną część wystającej koszuli.

- Proszę, zostań ze mną – prosił ledwo słyszalnym głosem – Nie chcę znowu być sam.

Jacek zdziwiony zachowaniem chłopaka stanął jak wryty. Jak dotąd, młody był nieustępliwy i zaborczy próbując nie zbliżyć się do niego zanadto. Widocznie gorączka pozbawiła go tej niedostępności do siebie. Wieczorek głowił się w ten sposób wyjaśniając zaistniałą sytuację. W ostateczności jednak z powrotem wylądował na skraju łóżka chłopaka czuwając przy nim całą noc. 
Rankiem wypoczęty Piotrek otworzył oczy. Było mu trochę ciężko oddychać. Kiedy spojrzał na swoją klatkę piersiową, zobaczył spoczywającą na niej głowę Wieczorka. W szoku zerwał się jak lany zimną wodą zwalając tym samym śpiącego współlokatora na podłogę.

- Au! – Krzyknął podnosząc się powoli z podłogi – Za co?

- Ty, ty! – Wrzasnął wytykając palcami Jacka Piotrek. – Co ty tu robisz.

- Geez – westchnął Wieczorek pocierając miejsce na głowie, w które uderzył upadając – To tyle dostaje się za całonocną opiekę zdrowotną?

- Co?! – Zdziwił się chłopak.

- Najpierw prosisz, żeby cię nie zostawiać samego, a jak przychodzi co do czego, to odwdzięczasz mi się pchnięciem śpiącego mnie na podłogę – żalił się rozdrażniony Jacek – Na przyszłość będę już wiedział, by ci nie pomagać.

- Na serio się mną zająłeś?! – Zawstydził się Piotrek. – Nie wiedziałem. Przepraszam i dziękuję.

- Teraz to sobie możesz – sapnął obrażonym głosem poszkodowany – Łaski bez.

- Naprawdę mi przykro – tłumaczył się chłopak – Szczerze przepraszam za to, że zwaliłem cię śpiącego na podłogę i dziękuję, że zająłeś się mną tej nocy, kiedy sparaliżowała mnie gorączka.

Piotrek ukłonił się grzecznie przed Wieczorkiem, a na jego twarzy malowały się silne rumieńce symbolizujące jego zakłopotanie.

- Dobra – westchnął Jacek – Ale w ramach podziękowania ugotujesz coś dobrego. Kiedy tylko wydobrzejesz oczywiście.

- Dobrze – uśmiechnął się w zgodzie chłopak.







[1] Could you play for me? – Zagrasz dla mnie?

[2] Yes, of course. – Tak, oczywiście.

[3] This is a melody, which my mom wrote for me. – To melodia, którą napisała mi mama.

[4] Only recently, I started playing guitar, and I can't play it yet, so I ask you for your help. – Od niedawna gram na gitarze i nie potrafię jeszcze jej zagrać, dlatego proszę cię o pomoc. 


[5] Understood – Rozumiem.

6 komentarzy:

  1. Przeczytałam wczoraj, ale dopiero dzisiaj znalazłam czas by siąść i na spokojnie napisać.
    Baaaardzo fajny rozdział!!! Podoba mi się, że Piotrek zaczyna coś myśleć o naszym kochanym Jacku. który nawiasem mówiąc czasem przeraża :D.
    Pozdrawiam i weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Beznadziejny angielski. Jak z google translatora.
    Zagrasz dla mnie? - Could you play for me?
    To melodia, którą napisała mi mama. - This is a melody, which my mom wrote for me.
    Od niedawna gram na gitarze, ale nie potrafię jeszcze tego zagrać, dlatego proszę cię o pomoc. (Choć lepsze będzie 'Od niedawna gram na gitarze i nie potrafię jeszcze jej zagrać, dlatego proszę cię o pomoc.' i to przetłumaczę)- Only recently I started playing guitar and I can't play it yet, so I ask you for your help.
    I 'I understand' jest OK ,ale lepsze byłoby 'Understood'.
    Ja też mistrzem angielskiego nie jestem ,ale jest to rażąca masakra.
    Poza tym, dotąd nawet podoba mi się historia. Keep that up.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za Twój komentarz :) Cieszy mnie, że ktoś zwrócił uwagę na takie błędy. Mój angielski kuleje, czego przykład dałam w tym rozdziale ^^; Oczywiście poprawię te zdania i dziękuję za pomoc w ich weryfikacji.

      Usuń
  3. Hej,
    mnie też Jacek przeraża, miły a za chwilę brrr... mam nadzieję, że bracia nic nie wykryją, i co? Jacek zna jego braci, otrzymywał od nich zlecenia, zastanawi mnie czy by pomógł Piotrkowi gdyby jego bracia coś zamierzali...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    Jacek mnie przeraża, jest miły a za chwilę odwrót o sto osiemdziesiąt stopni brrr... mam nadzieję, że bracia nic nie wykryją, i co? Jacek zna jego braci, otrzymywał od nich zlecenia, zastanawi mnie czy by pomógł Piotrkowi gdyby jego bracia coś zamierzali...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspaniały rozdział, Jacek mnie bardzo przeraża, jest miły, żeby za chwilę zmienić zachowanie o sto osiemdziesiąt stopni brrr... mam nadzieję, że bracia nic jednak nie wykryją, i co? jak się okazuje Jacek zna braci Piotrka, otrzymywał od nich zlecenia, zastanawia mnie czy by pomógł Piotrkowi gdyby jego bracia coś zamierzali...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń