Dziękuję za komentarze i wrzucam kolejny rozdział.
Minęły wakacje i
zaczął się nowy rok akademicki. Pomimo tego, że obronił magistra z historii
dalej kontynuował studia na kierunku weterynarii. Niebo mocno pociemniało,
kiedy wychodził z wydziału po zajęciach. Wszyscy zmęczeni całodniowym
słuchaniem wykładowców i notowaniem potrzebnych informacji ziewając
kierowali się to na parking, to na przystanek. Piotrek niespiesznie odpiął swój
rower. Nim ruszył zadarł głowę do góry, by jeszcze raz spojrzeć na ciemne,
pochmurne niebo.
- Hm, zaraz
zacznie padać – usłyszał od jednej z przechodzących dziewczyn. Nic nie
odpowiadając wskoczył na rower i ruszył w drogę powrotną do domu. Ostatnio miał
sporo wolnego czasu, bo właściciel lokalu, w którym pracował postanowił zrobić
gruntowny remont baru, czego konsekwencją był przymusowy urlop wszystkich tam
zatrudnionych. Nie spieszyło mu się do Wieczorka, więc zahaczył o Jezioro
Kortowskie. Usiadł na molo wpatrując się w przepływające łabędzie. To był
dopiero drugi tydzień zajęć, a natłok ich doprowadzał go do białej gorączki.
- Może to przez to, że z nim mieszkam? – Pomyślał
mącąc wodę wrzuconym kamieniem. Jakoś dziwnie się czuł bez obecności Jolki.
Nagle większy podmuch wiatru rozczochrał mu włosy, a po chwili luną rzęsisty
deszcz. Naciągnął na głowę kaptur bluzy, po czym podnosząc z ziemi rower ruszył
z powrotem.
Nim dotarł do domu, deszcz zdążył zrobić swoje. Ociekając wodą, przemarznięty wszedł do mieszkania.
Rubi na jego widok zjeżyła się tylko i czmychnęła do kuchni, zaś Jacek unosząc
lekko głowę znad gazety zmierzył go wzrokiem.
- Widzę, że miałeś
ciężki dzień – zaśmiał się cicho.
- Ta, coś w tym
rodzaju – burknął wieszając przemoczoną bluzę na wieszaku, po czym od razu
ruszył na górę.
- Radzę ci zwolnić
na schodach, bo… – rzucił do pleców chłopaka, ale
nim skończył zdanie Piotrek pośliznął się na pierwszym ze stopni, tym samym
upadając boleśnie na pośladki. – No, właśnie to miałem na myśli.
- Bardzo śmieszne
– mruknął poszkodowany podnosząc się z podłogi – Ładnie to tak naśmiewać się
z innych?
- Może – skwitował
Jacek przewracając stronę w gazecie.
- No, to wiedz,
że… aaaciu – kichnął przerywając tym samym swoją wypowiedź. – A zresztą
nieważne.
Wściekły na siebie ruszył na górę. Wziął długi, gorący prysznic, po czym narzucając na siebie czysty i suchy ciuch zszedł do kuchni zrobić kolację.
* * *
*
*
Siedział właśnie na mikrobiologii i słuchał wywodów jednego z kolegów, gdy nagle do sali wszedł opiekun jego roku – profesor Duch. Mężczyzna rozejrzał się po twarzach studentów, lecz kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się z Piotrem, usta wykrzywił mu grymas mający symbolizować uśmiech. Chłopak od razu skojarzył to z czymś nieprzyjemnym.
- Oho, coś się święci – pomyślał w
momencie, gdy ten kiwnął na niego by za nim poszedł. Z nie ukrywaną
niechęcią wstał z miejsca pakując swój notatnik, tym bardziej widząc
zadowolenie wychodzącego.
- Czy coś się
stało? – Spytał z udawaną ciekawością zamykając za sobą drzwi. Osobiście nie
obchodziło go co leży na sercu znienawidzonemu człowiekowi, który zawsze szukał
powodu do zmieszania z błotem jego osoby.
- Musisz poskromić
swoją ciekawość do czasu, aż dojdziemy do mnie – oświadczył wyniośle mężczyzna
w spranym garniturze.
- Jakby mnie to obchodziło – pomyślał
ruszając za profesorem. Kiedy doszli na miejsce, mężczyzna wygodnie usadowił
się na krześle przy jednym z biurek. Piotrek twardo stał przy wejściu, co
irytowało właściciela gabinetu.
- Możesz usiąść –
stwierdził wskazując jedno z krzeseł.
- Nie, dzięki, ale
postoję – chłopak zrobił pół kroku w tył.
- Ależ nalegam –
wycedził przez zęby profesor widząc reakcję studenta. Nie wytrzymał, gdy chłopak cofnął
się jeszcze bardziej. Wstał gwałtownie z krzesła uderzając dłońmi w blat
biurka. – Siadaj, bo inaczej nie zaczniemy rozmowy.
- A czy przypadkiem
teraz nie rozmawiamy? – Zauważył bezczelnie Piotrek siadając dla świętego
spokoju na jednym z pobliskich krzeseł. Nie chciał długo zostawać w tym pokoju,
bo rozmowy z człowiekiem w nim urzędującym zwykle należały do niezbyt
przyjemnych, a wręcz męczących. – Możemy zaczynać?
- Tak – odparł
mężczyzna ponownie wracając do pozycji siedzącej.
- Czemu pan mnie
tu sprowadził? – Pytał próbując przyspieszyć bieg dyskusji.
- Jak już pewnie
słyszałeś, uczelnia organizuje koncert charytatywny w miesiącu grudniu – zaczął
uważnie mierząc wzrokiem studenta.
- Tak, coś obiło
mi się o uszy – przyznał chłopak – Tylko, co ja mam z tym wspólnego?
- Jak pewnie wiesz, nakazano spośród każdego kierunku i roku wybrać po trzech reprezentantów. A, że
nasz rok liczy trzy grupy, razem ze starostą postanowiliśmy wybrać po jednej
osobie z każdej z nich. – Tu zaśmiał się lekko zmierzając do sedna. –
Zdecydowałem, że reprezentantem grupy pierwszej będziesz ty.
- Że co proszę?! –
Zdziwił się Piotrek niemal spadając z krzesła. – Chyba powinienem mieć coś do
powiedzenia w tej sprawie.
- Przypuszczalnie, ale nie
możesz – odparł nie kryjąc się z satysfakcją profesor.
- Jak to nie
mogę?! – W tym momencie zrobił się głupi patrząc na zadowolonego mężczyznę.
- Wystąpisz na tym
koncercie bez żadnych protestów – zaczął nie spuszczając wzroku z chłopaka.
– Jeżeli nie stawisz się szóstego grudnia w teatrze, będzie to dla mnie
sygnałem, żeby zawiesić cię w prawach studenta. A tak na marginesie, to i tak
twoje nazwisko od tygodnia figuruje na liście uczestników w rektoracie.
- To szantaż i
bezprawie! – Rzucił siląc się na spokój w głosie Piotrek gwałtownie wstając z
krzesła. Cały kipiał ze złości.
- Szach i mat –
uśmiechnął się widząc frustrację malującą się na twarzy chłopaka.
- To nie partia
szachów – powiedział ledwo kontrolując swój gniew.
- Może i nie, ale
przegrałeś – oświadczył zadowolony z wygranej profesor. Wreszcie go złamał.
Piotrek szybkim krokiem ruszył do drzwi. Musiał jak najszybciej wyjść z tego
pokoju.
- Do widzenia –
rzucił trzaskając drzwiami. Przeszedł kilka kroków i zatrzymując na klatce
schodowej osunął się na jeden ze stopni w złości uderzając pięścią ścianę. – Cholera. Co za stary zgred. Tak mnie
podpuścić. Przegrałem na samym wstępie. Dobrze wie, że nie mogę pozwolić sobie
na rzucenie studiów. – Myślał gorączkowo analizując swoje położenie,
wreszcie wstał sfrustrowany. Niby zostały mu jeszcze do odbębnienia dwa
wykłady, ale postanowił sobie odpuścić. – Walę
to! Już dłużej tego nie zniosę. Wracam do domu, chociaż się wyśpię.
Całą drogę do domu
wyklinał sytuację, w której się znalazł. Kiedy wszedł do mieszkania, od razu
ruszył do swojego pokoju. Rzucił niedbale na podłogę swój plecak, po czym wkładając
słuchawki włączył muzykę. Rozłożył się na łóżku i zamykając oczy wsłuchiwał
w poszczególne dźwięki wlewające się do jego uszu. Nie cierpiał
publicznych wystąpień, więc odkąd pamiętał z dala trzymał się od tego typu
wydarzeń. Nie miał wyjścia. Wstał i sięgnął pod łóżko, po chwili wyciągnął
instrument skrywany przez te wszystkie lata. Położył skórzany pokrowiec na
posłanie, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku swojego biurka, na którym znajdował
się jego laptop.
Postanowił napisać
do Jolki z zapytaniem o radę. Nie musiał wylewnie opisywać sytuacji.
Wystarczyło nazwisko profesora, by po kwadransie odebrać jej odpowiedź.
Drogi
Piotrusiu,
Nie
przejmuj się tym zgredem. Jeden koncert nie zaszkodzi. Żałuję tylko, że nie
będzie mnie na nim. Wiem, boisz się ujawnienia, ale myślę, że żaden z twoich
braci nie zawita w Olsztynie. Każdy żyje za granicą i od wielu lat nie pojawił
się w Polsce. Wiem to, bo co jakiś czas sprawdzałam ich poczynania. Jak dotąd
nie wyczułam zagrożenia z ich strony, co może świadczyć o tym, że nadal tkwią
w przekonaniu o twojej śmierci. Bądź silny i czasem polegaj na innych.
Pozwól Jackowi czasem sobie pomóc. Zostawiłam Cię u niego, ponieważ myślałam,
że to najlepsze rozwiązanie – a wiesz, że mam nosa do tego typu rzeczy.
Ostatnio
mam dużo na głowie, więc nie martw się kiedy czasem nie odpiszę. W wydawnictwie
mamy kilku nowych autorów. Może zostanę edytorem jednego z nich. Trzymaj
kciuki.
P.S.
Jestem szczęśliwa na samą myśl o tym koncercie. Proszę zaproś Jacka. Niech
nagra twój występ dla mnie. Tak dawno nie słyszałam jak grasz. Proszę……………..
Jak zwykle podniosła go na duchu.
Znała go na wylot i wiedziała, gdzie uderzyć. Zamykając pocztę wrócił do
skrzypiec. Spojrzał na zegarek upewniając się, że ma wystarczająco dużo czasu
do powrotu współlokatora. Miał godzinę. Wziął głęboki oddech i ostrożnie
wyjął instrument z pokrowca. Od razu uderzył go dawno zapomniany zapach olejku
różanego Sary, który wylał się kiedyś na skrzypce.
- Przetrwał aż dotąd – pomyślał powoli
napinając struny tak, by każda osiągnęła pożądany przez niego dźwięk. Poczuł
coś w rodzaju szczęścia nastrajając instrument. – Czyżby tak bardzo mi tego brakowało?!
Zamknął oczy i
biorąc głęboki wdech zaczął grać. Muzyka poniosła go w swój świat uwalniając od
doczesności. Poczuł się lekki i szczęśliwy. Jak bardzo za tym tęsknił. Uwalniał
każdy dźwięk tkwiący w jego głowie przelewając w weń wszystkie swoje uczucia.
Pochłonięty grą nawet nie zauważył jak szybko minęła godzina.
- Brawo – usłyszał
od stojącego w drzwiach jego pokoju Jacka – Nie wiedziałem, że jesteś aż tak
utalentowany.
- Co?! – Zaskoczony
chłopak raptownie przerwał swą grę – Długo tu stoisz?
- Z jakiś kwadrans
– uśmiechnął się mężczyzna oparty o framugę drzwi. Nie spuszczał oczu z Piotra.
- Yyym, może byś
już przestał tak się mi przyglądać – powiedział nieco speszony chłopak chowając skrzypce do futerału – Naprawdę nie ma na co patrzeć.
- Hm, nie
powiedziałbym – oświadczył poważnym tonem Jacek podchodząc do odwróconego
chłopaka.
- No, co ty?! – Zdziwił
się Piotrek nagłym działaniem mężczyzny, który mocno wtulił się w jego plecy.
Czuł ciepły oddech na swoim prawym uchu.
- Jeszcze bardziej
zyskałeś w moich oczach – wyszeptał chłopakowi do ucha – Z dnia na dzień
stajesz się bardziej pociągający. Tak delikatny i tak wrażliwy.
- Puść mnie proszę
– poprosił cały zaczerwieniony z zawstydzenia, jednocześnie próbując uwolnić
się z uścisku Wieczorka.
- No, nie wiem –
mruknął cicho mężczyzna – Wciąż mnie kusisz swoim zachowaniem, mimo tego, że
cię ostrzegałem.
- Niby kiedy
miałem cię kusić? – Zdenerwował się usilniej próbując odepchnąć Jacka.
- Robisz to
nieświadomie, wiesz? – Zaśmiał się w plecy chłopaka. – Ale te twoje zagrywki są
naprawdę słodkie.
- Hę?
- Mam żelazne
nerwy, ale kiedyś naprawdę wybuchnę – westchnął puszczając Piotra
z uścisku. Jednak zanim to zrobił, zmierzwił lekko jego włosy. – Módl się,
żeby ten dzień nie nastąpił. Nie chciałbym być niedelikatny w stosunku do
ciebie. Lepiej, żebyś chciał się mi oddać dobrowolnie i proszę nie myśl o
wyprowadzce. Myśl, że jesteś pod ręką sprawia we mnie jako taki spokój. Gdybyś
mnie opuścił, nie ręczyłbym za siebie.
- I to mnie miało
jakoś uspokoić? – Z rezygnacją opadł na łóżko ledwie opanowując wrzące
w nim emocje. – Proszę, wyjdź z mojego pokoju.
Wieczorek zmierzył go wzrokiem i powoli wyszedł z pokoju. Chłopak od razu zamknął za nim drzwi. Zatoczył się i osunął na podłogę.
- Co się ze mną dzieje?! – Pomyślał.
Zszokowany dotknął dłonią czoła. – Co to
za dziwne uczucie?! Serce tak mocno wali w mojej klatce, aż boli. Czemu tak
jest? – Pomału wstał i chwiejnie podszedł do łóżka. Rzucił się na
posłanie wtulając twarz w poduszki. – To
nie jest normalne. Przecież obaj jesteśmy mężczyznami. To nie zdrowe i ...
Matko o czym ja myślę! Toż to jakiś koszmar. Ja taki nie jestem. Prawda?
* * *
*
*
Dzień koncertu zbliżał się nieubłaganie. Nie uczęszczał na próby nie chcąc widzieć satysfakcji w postawie znienawidzonego profesora. Ostatnio też nie czuł się na siłach, bo myśli z tamtego wieczoru nadal krążyły w jego umyśle. Czuł się niepewny co do Jacka, więc unikał go na wszelkie możliwe sposoby. Nagle z zamyślenia wyrwało go bolesne klepnięcie w plecy.
- Co tam Pit? To
cud widzieć cię na próbie – zaśmiał się chłopak o dość ciemnej karnacji
i tlenionych włosach. Zdziwiony Piotr spojrzał na rozbawionego kolegę.
- Szymon, tak? – Spytał
z zamiarem potwierdzenia imienia chłopaka. Blondyn odwrócił się
i pokazując uniesiony kciuk przyznał mu rację. Nadal jednak flirtował z
damską stroną ekipy występujących. – Szczęściarz – pomyślał widząc jego dobry
kontakt z innymi. Westchnął i powoli zszedł na dół auli teatralnej.
Znalazł drugą z trzech osób należących do reprezentantów jego roku. Pierwszą z
nich był oczywiście Szymon, na którego nie mógł liczyć, ponieważ zajęty był
czarowaniem kilku panien pierwszorocznych. Swój wzrok skierował na Natalię –
drugą z delegatów. Nie trudno było ją znaleźć, gdyż jako jedyna posiadała
biało-czerwone pasemka mocno odznaczające się na kruczoczarnych włosach.
Dziewczyna samotnie siedziała po turecku na podłodze przy scenie silnie
wciągnięta lekturą pewnej książki. Nie przeszkadzał jej hałaśliwy chaos, w
którym tkwiła. Piotrek ruszył prosto w jej kierunku. Jak najszybciej
chciał wyjść z przepełnionego gwarem pomieszczenia. Natalia jakby wyczuwając
jego obecność uniosła głowę z nad książki i utkwiła w nim wzrok.
- Czego chcesz? –
Spytała bez ogródek obrzucając podejrzliwym spojrzeniem.
- Ja?! – Zdziwił
się jej reakcją chłopak – Chciałem tylko spytać, czy nie wytłumaczyłabyś mi
reguł tego koncertu?
- Och. Myślałam,
że jesteś kolejnym z tych tam – kiwnęła na grono osób otaczających profesora
Ducha – „Kretyneria” do kwadratu.
- Dobre określenie
– zachichotał pod nosem usłyszawszy jej słowa.
- Jesteś tym
trzecim – Stwierdziła znienacka.
- Na to wygląda –
potwierdził nie co poważniejąc.
- Jestem Natka, a
ty? – Wyciągnęła ku niemu dłoń na powitanie. Piotrek zaskoczony tym działaniem
nieśmiało odwzajemnił uścisk, po czym usiadł obok niej.
- Piotrek jestem –
załamał się słysząc swoją odpowiedź.
- Dlaczego nie
przyszedłeś wcześniej? Wiedziałbyś o regułach, gdybyś nie opuszczał prób. – Skarciła
go krótkim kazaniem.
- Może wyda ci się
to głupie, ale nie chciałem robić mu tej satysfakcji – podrapał się trochę
podenerwowany.
- A nie przegrałeś
już na wstępie? – Spytała nie oczekując odpowiedzi. – To nie tak, że chcę prawić
ci morały, ale przegrałeś w chwili, gdy wyznaczył cię do tej roboty.
- Może – przyznał
w zamyśleniu. Nie czuł złości do dziewczyny. W sumie, stwierdziła czyste fakty.
- Mam podobnie –
wtrąciła się w jego rozmyślanie – Zawsze się z nim nie zgadzałam, więc dał mi
ultimatum w postaci małego szantażu.
- Czyli jednak –
utwierdził się w przekonaniu, że jednak nie jest odosobnionym przypadkiem – To
chyba jego sposób na osoby nie chcące się mu podporządkować.
- Pewnie tak –
uśmiechnęła się w zgodzie z jego konkluzją.
- To jak, powiesz
mi co muszę zrobić? – Spytał nagle zmieniając temat ich rozmowy. Nie chciał
gadać na temat człowieka, którego nie znosił.
- Spoko – oświadczyła
wyjmując z leżącej obok torby zeszyt – Mamy do zagrania lub zaśpiewania po trzy
utwory.
- Aż trzy?! – Zdziwił
się. – Jakie?
- Źle to
zrozumiałeś – machnęła mu przed nosem zamkniętym zeszytem – Każdy z uczestników
ma do dyspozycji około trzydziestu minut, więc nasz kochany szantażysta zrównał
to z repertuarem trzech utworów. Dostaliśmy nawet listę z tytułami
piosenek, które możemy, ale nie musimy wybrać.
- I? – Ciągnął ją
za język.
- Ja z Tlenionym
Szymkiem poszliśmy na skróty i skorzystaliśmy z tej listy – podała mu listę
utworów – Zaznaczone na żółto są moje, a na zielono to Szymona.
- Aha – mruknął
rzucając okiem na kilka pozycji z listy. Cztery pierwsze zarezerwowane były
przez Natkę i Szymona. On jednak przejrzawszy większość tytułów nie znalazł
odpowiedniego dla niego. Postanowił, więc nie korzystać z listy. W głowie od
pewnego czasu roił mu się jego własny repertuar. Po chwili oddał listę
koleżance. – Czy powinienem coś jeszcze wiedzieć?
Frank Sinatra – Fly me to the Moon - Natka
Pink Panther Theme - Natka
Desperado – El Mariachi- Szymon
La
distancia para un duela – Szymon
Mission
Impossible
Star
Wars
……………………….
Dziewczyna
spojrzała na niego z podziwem widząc, że nie zamierza korzystać z podanej mu
listy.
- Hard core z ciebie – oświadczyła cicho – Ja nie lubię dodatkowych zajęć, więc z
reguły idę na łatwiznę.
-
To nie tak – próbował się bronić – Ja po prostu nie widzę tu niczego, co by mi pasowało.
-
Ta, jasne – zachichotała – Ale teraz na poważnie. Koncert odbędzie się szóstego
grudnia w Teatrze Jaracza o piętnastej. Z jednej strony to dobrze, że nasz
wydział wylosował grudzień, ale z drugiej, mamy mniej czasu od innych na
przygotowania.
-
Dziwne pomysły ma rektor. Koncerty charytatywne organizowane co miesiąc –
przyznał jej rację wyrażając przy tym swoje myśli. Dziwiło go to. Każdy wydział
miał wystąpić w osobnym terminie i tak do końca roku akademickiego.
Wliczono w to nawet wakacje. – Chociaż nie stracimy wakacji.
-
O, następny pozytyw – zaśmiała się Natka. – A tak z innej strony. Jesteś wokalistą,
czy grajkiem. Jeśli grasz to na czym?
-
Hm, gram na skrzypcach – powiedział tak, że ledwo usłyszała – ale proszę byś
nikomu na razie nie mówiła.
-
Spoko wodza – klepnęła go lekko w ramię – Ja gram na saksofonie, a Szymon jak
już mogłeś zauważyć jest gitarzystą. W sumie, jedyną niewiadomą jesteś tylko ty.
-
Po prostu nie lubię tego rozgłaszać – zasępił się Piotrek – Niestety wszystko
się wyda po tym koncercie.
-
Nikomu nie powiem, więc się rozchmurz – próbowała podnieść go na duchu – Jak
mówi mój brat do młodszej siostrzyczki: „Nie płacz, kupię ci kredki”. Na pewno
dobrze zagrasz.
-
Nie chodzi o granie. A zresztą… Muszę już iść. – Był zmęczony otaczającym ich
hałasem oraz po części zawiedziony tym, że Natalka nie zrozumiała jego przekazu.
Ale kto mógłby go zrozumieć, nie znając jego przeszłości. Czasem sam siebie nie
rozumiał. Wstał i otrzepał tył spodni. – Dziękuję za wprowadzenie mnie w temat.
Życzę ci powodzenia.
-
Pewnie spotkamy się dopiero na koncercie – przyznała mu rację, ale kiedy
zauważyła, że chłopak spieszy się do wyjścia ze zrozumieniem rzuciła – Do
zobaczenia.
-
Ta, zobaczymy się w Mikołajki – oświadczył ruszając ku schodom. Po drodze
wyczuł na sobie wzrok profesora Ducha. Zignorował go nadal zmierzając do drzwi
wyjściowych. Nie chcąc oglądać jego szyderczego uśmieszku, przyśpieszył nawet
kroku. Kiedy znikał za drzwiami, usłyszał stłumione harmiderem w sali nawoływanie
jego imienia. Nie zareagował. Zawsze mógł się usprawiedliwić tym, że tego nie
słyszał.
* * *
*
*
Leżał
na kanapie czytając książkę z mikrobiologii. Korzystał z salonu, kiedy nie było
w domu jego współlokatora. Wieczorek zazwyczaj wracał w rejonach godziny
dwudziestej, więc miał jeszcze jakieś sześć godzin wolnej strefy. Lektura
okazała się być nudną, a do tego dochodziło zmęczenie ciągłą nauką i wczesnym
wstawaniem na zajęcia. Wytrzymał niecałe trzy godziny, ale po ich upływie
usnął.
Dochodziła piąta
po południu, kiedy Jacek przekręcił zamek drzwi wejściowych do mieszkania. Miał
dziś luźniejszy dzień w pracy, więc mógł wcześniej wrócić do domu. Wchodząc do
salonu lekko się zdziwił zastanym widokiem. Na kanapie smacznie pochrapywał
Piotrek. Obraz ten zaskoczył go tym bardziej, bo ostatnimi czasy chłopak unikał
go jak ognia.
- Musiał zasnąć nieświadomie – pomyślał
podchodząc bliżej. Z doświadczenia wiedział, że chłopak miał mocny sen i
praktycznie można było z nim robić co się tylko chciało. Ukląkł przy nim i
ostrożnie skradł chłopakowi całusa, lecz nagle oderwał się jak oparzony. – Nie! Nie mogę. Nie kiedy jest nieświadomy.
Tego na pewno by mi nie wybaczył. – Osunął się na podłogę ze zrezygnowaniem
zakrywając oczy dłonią. – Żałosne. Ktoś
taki jak ja, boi się być znienawidzonym. Hahahahahaha… – śmiejąc się gorzko wstał i ruszył do siebie, a nieświadomy niczego Piotrek
spał nadal.
* * *
*
*
Był szósty grudnia, czyli dzień koncertu. Dochodziła ósma, gdy zerwał się z posłania. Zaspanym wzrokiem spojrzał na leżące obok na szafce nocnej skrzypce.
- To dziś –
szepnął w półmrok panujący w jego pokoju. Nagle rozległo się pukanie do jego
drzwi.
- Wstałeś? – Usłyszał
stłumiony głos Jacka. – Jeśli tak, to chodź na śniadanie.
Zdziwiony chłopak
pomału zwlekł się z łóżka. Był trochę osłabiony, a jego ręka bezwiednie
powędrowała do czoła, które okazało się być rozpalone. Bez pośpiechu
pomaszerował do łazienki, by dobudzić się letnim prysznicem oraz złagodzić
objawy gorączki. Gdzieś po kwadransie zszedł do kuchni, w której czekał na
niego Wieczorek.
- Myślałem, że
będziesz w pracy – oświadczył nalewając sobie kawy z ekspresu. Zero reakcji. –
Planujesz coś na dzisiaj?
Jacek złożył czytaną przed chwilą gazetę, po czym groźnie spojrzał na chłopaka.
- Idę na koncert
do teatru – rzucił biorąc łyk swojej kawy.
- Skąd wiesz o
koncercie? – Spytał z udawanym spokojem Piotrek.
- Dlaczego muszę
dowiadywać się o tobie od Jolki? – Podniósł głos nie spuszczając wzroku
z chłopaka, który zachłysnął się kawą. – To może inaczej. Dlaczego mnie
unikasz?
- Co?! Wydaje ci
się. – Piotrek próbował ukryć panikę pod wykrętami różnej maści. – Po prostu
natłok naszych zajęć i prac ze sobą nie współgrają. Naprawdę nie musisz się
zmuszać by iść na ten koncert.
- A kto powiedział,
że się zmuszam?! – Zdziwił się Jacek. – Wezmę kamerę i nagram twój występ dla
Jolki. Prosiła o to.
- Już ci
powiedziałem, że nie musisz – upierał się przy swoim chłopak.
- Skończ temat.
Nie próbuj wyperswadować mi tego zamierzenia – Wieczorek uderzył pięścią w blat
stołu, po czym wstał i niespiesznie wyszedł z kuchni. Nim jednak drzwi kuchenne
się zamknęły rzucił stanowczo: – Masz na mnie czekać, bo osobiście
dostarczę cię na występ.
- Mam nogi, sam
tam dojdę! – Odszczekał jego plecom.
- Ani mi się waż
uciec – powiedział Jacek spokojnym tonem głosu, ale coś w nim było
niepokojącego. Coś, co zmusiło Piotra do zmiany zdania przyprawiając go o
ciarki na plecach.
Wyjechali godzinę przed występem.
Zdenerwowanie przed koncertem i świadomość bliskości Wieczorka nie dawały
Piotrowi trzeźwo myśleć. Na miejsce zjawili się po dziesięciu minutach. Od razu
sprawdził listę i okazało się, że będzie występował jako ostatni.
- Świetnie – narzekał w duchu przeklinając
swój los – Mogłem się tak nie spieszyć.
Nagle z rozmyślań
wyrwał go płacz jednej z uczestniczek młodszego rocznika. Rozmawiała przez
telefon i chyba usłyszała niedobre wieści.
- Rozumiem.
Przekażę Duchowi – chlipała do słuchawki – Tak. Jakoś sobie poradzę. Tak. Na
razie. Pa.
Rozłączyła się, po
czym wpatrując w pusty wyświetlacz nadal płakała. Piotrek nie wytrzymał tego
i postanowił podejść do dziewczyny.
- Coś nie tak? – Spytał
próbując być delikatnym. Jak zwykle strona „miłosiernego samarytanina” wzięła
górę.
- Mój partner miał
wypadek i nie przyjedzie na koncert – wyjaśniła blond włosa dziewczyna – Nie
wiem co robić, bo zawsze wszystko robiliśmy razem.
- Może mogę jakoś
pomóc? – Zapytał współczując blondynce.
- O ile potrafisz
grać na fortepianie lub pianinie – oświadczyła lekko poirytowana.
- Tak się składa,
że potrafię – zachichotał cicho. Twarz dziewczyny nagle się rozjaśniła
obnażając czarujący uśmiech.
- Naprawdę? – Nie dowierzała.
- Tylko powiedz mi
co przygotowaliście na występ – przypomniał sobie. Dziewczyna od razu podała mu
plik kart z nutami. Piotrek studiował je przez kilka minut. Akurat kiedy
kończył, podszedł do niego Jacek.
- Co to za nuty? –
Spytał wskazując na karty.
- To tylko –
zaczął niepewnie chłopak – Pomagam jednej z dziewczyn w występie. Jej partner
miał wypadek, więc zdecydowałem jej pomóc.
- Aha – westchnął
Wieczorek – W sumie, będę mógł nagrać Jolce o jeden występ więcej.
- Ta – skwitował z
niezadowoleniem chłopak. Nie lubił rozgłosu, a te nagrania mogły się do tego
przyczynić. Jednak świadomość, że to dla Jolki lekko go uspokajała.
* * *
*
*
Jacek z wyczuleniem obserwował zachowanie Piotra. W głowie jeszcze krążyła mu nocna rozmowa telefoniczna z Jolką (retrospekcja):
-
Dziękuję, że zaopiekowałeś się Piotrem – powiedziała pełnym ulgi głosem – Mam
nadzieję, że jutrzejszy koncert pomoże wam trochę bardziej przełamać lody w
waszej znajomości.
-
Zaraz, zaraz. Jaki koncert?! – Zdziwił się na słowa dziewczyny. – Nic mi nie
wiadomo, o żadnym koncercie.
-
Jak to?! – Odpowiedziała zdumiona. – Przecież mówił mi o nim z jakiś miesiąc
temu… A no tak! Zapomniałam wspomnieć o najważniejszym. Proszę jedź z nim na
ten koncert i nagraj jego występ. Nie słyszałam go od dziesięciu lat i prawdę
mówiąc tęsknię za tym.
-
Zobaczę co da się zrobić – odparł nieco poirytowany – Znowu dowiaduje się
ostatni od osób trzecich o czymś ważnym dla Piotra.
-
Ach i jeszcze jedno – wtrąciła się w jego rozmyślania Jolka – Pamiętasz, jak
opowiadałam ci o rodzinie Piotra?
-
Co nieco – mruknął do słuchawki mężczyzna.
-
Przed wyjazdem dałam ci kopertę, którą miałeś otworzyć wtedy, kiedy ci pozwolę.
– Tłumaczyła powoli, tak by zrozumiał. – Dziś nastał ten dzień.
Jacek pomaszerował do biurka w swoim gabinecie, po czym z szuflady wyjął schowaną tam kopertę. Otworzył ją. Na widok zawartości staną jak wryty.
-
Co to za zdjęcia?! – Spytał w osłupieniu.
-
Osoby na nich to bracia Piotra – powiedziała bez ogródek – Przez te wszystkie
lata starałam się znaleźć coś na ich temat.
-
Z jakiego powodu? Przecież mówiłaś, że nie chcecie mieć z nimi nic wspólnego. –
Mówił nadal zszokowany. Znał dobrze osoby widniejące na fotografiach. Obaj
przez pewien czas współpracowali z jego firmą. Młodszy jako pośrednik,
starszy jako lider. Zlecenia były dobrze płatne, więc zawsze je brał. Nigdy by
nie przypuszczał, że Piotrek jest z nimi spokrewniony.
-
Widzisz, masz tam jeszcze zdjęcie jego całej rodziny – wtrąciła po dłuższej
chwili – Na pierwszy rzut oka widać, że Piotrek się wyróżniał z tymi
kasztanowymi włosami i soczyście zielonymi oczami.
-
Nie zaprzeczę – przyznał wpatrując się w zdjęcie rodziny Murdochów.
-
Zasadą tej rodziny było się nie wyróżniać, ale Piotrek samym wyglądem łamał ją
na wstępie. Dlatego traktowano go jak kogoś gorszego. Wszyscy bez wyjątku byli
blondynami o niebieskich oczach.
-
Coś w rodzaju aryjskiej rasy wyznawanej przez nazistów? – Dodał Jacek.
-
Dokładnie – zgodziła się z nim – Ironia losu sprawiła, że to, co z początku
wydawało się być jego przekleństwem, pozwoliło uwolnić się od tej rodziny.
-
Niefortunny paradoks – westchnął do słuchawki – Co myślałaś dając mi te
zdjęcia?
-
Sama do końca nie wiem – zaczęła niepewnie – Ale jakbyś mógł w razie przypadku
ich spotkania wspomóc Piotrka? Proszę…
-
Pomyślę nad tym – odparł powoli. Dziewczyna na to głośno westchnęła z ulgą do
aparatu.
-
Dziękuję. Będę spokojniejsza – powiedziała łagodnie – Proszę opiekuj się nim.
Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości nawiedzicie mnie w Stanach.
-
Może – mruknął w zamyśleniu.
-
W takim razie pa – zaśmiała się na pożegnanie.
-
Ta – odłożył słuchawkę.
* * *
*
*
Koncert powoli dobiegał końca i zbliżał się występ Piotra. Wcześniej zagrał perfekcyjnie na fortepianie utwory, które pokazała mu dziewczyna z pierwszego roku. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że swoje imiona poznali dopiero wtedy, kiedy ich wyczytano z listy, czyli tuż przed samym występem. Teraz siedział w pomieszczeniu za sceną oczekując na swój, swego rodzaju, debiut. Gdy tylko usłyszał swe nazwisko, po wzięciu głębokiego wdechu, wstąpił na scenę. Kurtyna powoli ustępowała i nagle zalało go światło z pobliskiego reflektora. By się skupić, zamkną oczy i ponownie zaczerpnął powietrza dużym haustem. Odpowiednio ułożył skrzypce, po czym zaczął grać Diabelski Trel, a następnie allegro moderato tejże sonaty. Na sam koniec chciał zagrać Toccata and Fugue In D minor Jana Sebastiana Bacha. Oczywiście, jak zawsze, grał całkowicie zlewając się z muzyką. Każdy dźwięk przenikał jego umysł by zaraz uwolnić się za pomocą instrumentu, na którym właśnie grał.
Jacek oniemiały
wsłuchiwał się w grę Piotra. Wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu poruszyła
muzyka wychodząca spod smyczka chłopaka. Raz płakali raz się uśmiechali. Istna
huśtawka nastrojów.
- Widać, przelewa siebie w muzykę –
pomyślał nadal nagrywając występ.
Kiedy Piotr
skończył grać, dostał owacje na stojąco, co bardzo go wzruszyło, ale i uświadomiło, że powinien opuścić scenę. Nie minęło jeszcze wyznaczone trzydzieści minut,
mimo to był skłonny uciec od świateł reflektorów. Gdy był już tego bliski, na
scenę wdarł się wyglądający na dziesięć lat mały Azjata. W ręku trzymał
zeszyt, który kurczowo przytulał do piersi. Spojrzał na Piotra swoimi czarnymi,
jak noc oczami i chwytając go za koniec koszuli drżącym głosikiem wypowiedział
kilka słów po angielsku.
- Could you play for me?[1] – W oczach chłopca pojawiły się
ślady łez. Piotr w szoku nie wiedział, co ma zrobić. Z desperacją szukał
wzrokiem pomocy u innych, ale wszyscy jakby go ignorowali. Maluch szarpnął
mocniej jego ubranie próbując zwrócić tym uwagę chłopaka. Kiedy Piotrek
ponownie spojrzał na minę dziesięciolatka, jego upór pękł zmuszając tym samym do
wywieszenia białej flagi. Poczochrał czuprynę nalegającego, po czym uśmiechając
się ciepło odparł:
- Yes, of course.[2]
Mały słysząc jego
odpowiedź szczerze się uśmiechając wręczył Piotrowi tulony przezeń zeszyt.
- This is a melody, which my mom wrote for me.[3] – Odparł
pełen entuzjazmu. – Only recently, I started playing guitar and I can't play it yet, so I
ask you for your help.[4]
- Understood[5] –
powiedział biorąc zeszyt z rąk chłopca. Przez krótką chwilę studiował zapis nut
w nim zawarty, po czym oddał go z powrotem. Nakazał malcowi wrócić na miejsce.
Kiedy ten to uczynił, Piotr wziął swoje skrzypce i powoli zaczął grać melodię będącą przekazem miłości matki do dziecka.
Wszyscy byli
wzruszeni. Piotrowi w pewnym momencie pociekły łzy, co świadczyło o jego
głębokim wczuciu w utwór. Melodia raptownie się urywała, ale nie chciał kończyć
jej w ten sposób. Powoli wyciszał pojedyncze dźwięki skrzypiec, aż w ogóle
nastała cisza. Przez ułamek sekundy rzucił okiem na małego Azjatę, który nie
ukrywając swoich uczuć mocno płakał.
- Fajnie jest być kochanym – pomyślał – Ten utwór jest czystą miłością jego matki.
Ciekawe czy kiedykolwiek doświadczę uczucia miłości innej osoby.
Nagle jego oczom
ukazał się Jacek, co sprawiło, że się zarumienił, a serce przyspieszyło swój
rytm.
- Czemu jego twarz wyzwala we mnie tak dziwne
uczucia? – Zawstydzony własnymi myślami szybko wymknął się ze sceny tylnym
wyjściem. Gorączka i zmęczenie stresem przed występem dawało powoli o sobie
znać objawiając się silnym zawrotem głowy. Gwałtownie opadł na ścianę
korytarza, powoli osuwając się wzdłuż niej na podłogę. Przez krótką chwilę nie
widział nic poza ciemnością. Nagle czyjeś silne ramiona podniosły go do pionu.
- Wystraszyłeś
mnie tak nagle znikając ze sceny – usłyszał znajomy głos Jacka – Chyba czas
wracać do domu.
- ….. – Nie miał
siły odpowiedzieć, tylko posłusznie dał się prowadzić Wieczorkowi do samochodu.
Mimo krótkiej jazdy zmorzył go sen. Niezauważenie jego głowa opadła na oparcie
siedzenia w pojeździe, nim się spostrzegł, mocno drzemał. Siedzący obok
Jacek rzucił okiem na wypieki pokrywające twarz Piotra. Dłonią dotknął czoła
śpiącego chłopaka.
- Jak zwykle nie dba o swoje zdrowie –
pomyślał zatrzymując samochód, jak najbliżej wejścia na klatkę schodową swojego
bloku. Westchnął, po czym wysiadł i wyciągnął nieprzytomnego z pojazdu.
Spojrzał na chłopaka, a po chwili zaśmiał się do siebie w duchu: – To chyba zaczyna wchodzić mi w krew.
* * *
*
*
Piotrek zmęczony otworzył oczy. Ogarniało go uczucie jakby ktoś gotował jego ciało żywcem od środka. Spojrzał na sufit, lekko zdezorientowany starał się skupić swój wzrok w jednym punkcie i tak po jakiejś chwili zorientował się, że leży na kanapie w salonie mieszkania, w którym mieszkał.
- To jest…? – Spytał
nieprzytomnym głosem rozglądając się trochę. Jego oczom ukazała się postać
Wieczorka siedzącego tuż obok w fotelu. Jacek zmierzył go zmęczonym wzrokiem,
po czym zaczął spokojnie:
- Świetnie. Nie
Myślałem, że obudzisz się tak szybko. – Nadal obserwował leżącego chłopaka,
który raptownie się zerwał z kanapy.
- Nic mi nie …
jest? – Tłumaczył się lekko zażenowany, lecz w momencie stawiania pierwszego
kroku pociemniało mu w oczach i runął prosto w objęcia Jacka.
- Piotrek –
zaskoczony zachowaniem Piotrka nie wiedział co powinien zrobić. Chłopak
zamroczony chwilę pozostał w pozycji wtulając twarz w tors Jacka.
- Dz-dziękuję za
pomoc – wyszeptał stłumionym głosem. Nagle odepchnął się zrozumiawszy
zaistniałą sytuację i z powrotem usiadł na kanapie. W głowie miał mętlik
spowodowany gorączką. Oczy podpuchnięte zaczęły lekko łzawić i piec.
- Nic ci nie jest?
– Spytał zaniepokojony Wieczorek.
- Lepiej już pójdę
– powiedział w odpowiedzi podnosząc się z kanapy. Ćmiący ból w skroni
zapowiadał następny zawrót głowy, więc jak najszybciej chciał uciec do swojego
pokoju. Powoli ruszył w kierunku schodów.
- To teraz powoli. Jeden, drugi, trze… – liczył schody
kurczowo trzymając się poręczy. Niestety usilne starania powstrzymania upadku spaliły
na panewce przy trzecim stopniu. Wszystko wokół zawirowało, a obraz sprzed oczu
się rozlał pozostawiając chwilowo ciemność. Poczuł tylko, jak ręce puszczają
poręcz i jak bezsilny zaczyna lecieć do tyłu przyciągany siłą grawitacji. W
panice zacisnął powieki oczekując bolesnego upadku, lecz zamiast tego poczuł
mocny chwyt wokół talii.
- Przechwycony –
zaśmiał się Jacek łapiąc Piotra lecącego ze schodów – Nie udawaj twardziela, bo
widzę, że źle wyglądasz.
- …? – Piotrek w
odpowiedzi grzecznie pozwolił zaprowadzić się do pokoju.
Współlokator zawlekł go do łazienki, gdzie zaczął zdejmować chłopakowi ubranie.
Współlokator zawlekł go do łazienki, gdzie zaczął zdejmować chłopakowi ubranie.
- Czekaj! – Zaprotestował
Piotrek lekko go odpychając (nie miał siły na nic więcej) – Co ty wyrabiasz?!
- Rozbieram cię.
Nie widzisz? – Rzucił mężczyzna. – Musimy cię trochę ostudzić, bo wyglądasz jak
nagrzany reaktor jądrowy przed wybuchem. Zrobię ci zimny prysznic, by złagodzić
gorączkę.
- Pozwól, że sam
to zrobię – powiedział speszony próbując rozpiąć do końca koszulę. Ręce
strasznie mu się trzęsły, a mroczki przed oczami nie pomagały. – Może zostawisz
mnie samego. Dam sobie radę.
- Nie ma takiej
opcji, bym cię tu zostawił w takim stanie. – Zaprotestował stanowczym głosem
Jacek. – Nie zrobię nic podejrzanego, więc nie panikuj i daj mi działać. Już nie raz widziałem cię nago.
- Co?! – Zawstydził
się chłopak.
- Doprawdy.
Zachowujesz się jak małolat – westchnął mężczyzna ponawiając przerwaną
czynność. Piotrek pozwolił mu na to, z jednej strony zszokowany słowami Jacka,
zaś z drugiej, i tak nie miał siły by się dłużej przeciwstawiać, a już
dawno przegrał z przeziębieniem. Mężczyzna wsadził go do wanny wypełnionej
zimną wodą, a prysznicem zmoczył głowę. Szok termiczny wywołał napad drgawek
i gęsią skórkę. Piotrek próbował się wyrwać z przytrzymującego uścisku
Wieczorka, ale był nazbyt osłabiony chorobą.
- Wypuść mnie już
– prosił usiłując wyjść z wanny – Zaraz umrę z wyziębienia.
- Nie bój się. Nic
ci nie będzie. To tylko szok termiczny – zapewniał go Wieczorek – Kiedy byłem
dzieckiem, moja matka zawsze zbijała mi gorączkę w ten sposób, więc proszę cię o zaufanie.
Chłopak spojrzał
na mężczyznę, który nieustępliwie trzymał go nadal w wannie. Kiedy spojrzał na jego
twarz i jego zatroskany wzrok, postanowił spróbować mu zaufać.
- Co to za wyraz twarzy? Proszę nie patrz tak na
mnie – myślał speszony Piotrek – Czemu
godzę się na to, by się mną zajmował? Co się ze mną dzieje? Może to ta
gorączka? Mam nadzieję, że do niczego nie dojdzie, bo nie mam siły się bronić.
Bijąc się z
myślami powoli zasypiał, mimo tkwienia w wannie z lodowatą wodą. Był zmęczony,
tak bardzo zmęczony.
Jacek trzymał
Piotra w wannie przez niecałe trzy minuty. Z początku się opierał, ale doszli
do porozumienia. W połowie czasu chłopak całkowicie odleciał – co może
ułatwiło mężczyźnie sprawę, bo bez problemu mógł przebrać go w pidżamę. W
swojej prywatnej apteczce posiadał kilka przydatnych leków na takie okazje. Z
lodówki w swoim pokoju wyjął fiolkę z czymś przeciwgorączkowym. Miał też
tabletki, ale nieprzytomnemu nie dałoby się ich podać. Ostatecznie postanowił
zrobić zastrzyk. Miał wprawę w odmierzaniu dawek – w jego branży trudno tego
nie znać. Jak to mówią, praktyka czyni mistrz, a w swoim fachu zabójcy
i najemnika po godzinach pracy w biurze, doświadczył wiele interesujących
przypadków.
- Masz szczęście,
że mam wprawę – uśmiechnął się do śpiącego Piotra wstrzykując mu zawartość
zastrzyku – Miałem już tyle ofiar, że bez problemu mogłem ćwiczyć na nich
odmierzanie odpowiednich dawek poszczególnych medykamentów i trucizn. Jesteś
jedyną osobą, o którą chcę dbać. – Przykrył chłopaka szczelnie kocem, po czym
gasząc światło wyszedł z pokoju.
* * *
*
*
Piotrek zlany potem w gorączce szamotał się w łóżku mamrocząc coś przez sen. W pewnym momencie ciche pomruki przemieniły się we wrzaski.
- Proszę, to boli.
Nie rób mi tego – błagał płacząc przez sen chłopak ściskając kurczowo skrawek
pościeli – To pali! Bracie błagam cię, przestań!
Do pokoju wszedł
zaniepokojony Wieczorek. Od razu skierował się do łóżka Piotra. Usiadł na jego
skraju i lekko przytrzymując chłopaka starał się go uspokoić.
- Spokojnie, to
tylko zły sen – szeptał głaszcząc Piotra po głowie – Uspokój się. Już nic ci
nie grozi. Jesteś bezpieczny.
Chłopak otworzył
powoli swoje oczy i spojrzał lekko zdezorientowany na Jacka. Gorączka trochę
się obniżyła, ale chory nadal źle znosił pozostałą temperaturę. Wieczorek
zmienił mu okład na czole, po czym chciał wrócić do siebie. Nieoczekiwanie
Piotrek chwycił go za dolną część wystającej koszuli.
- Proszę, zostań ze
mną – prosił ledwo słyszalnym głosem – Nie chcę znowu być sam.
Jacek zdziwiony
zachowaniem chłopaka stanął jak wryty. Jak dotąd, młody był nieustępliwy
i zaborczy próbując nie zbliżyć się do niego zanadto. Widocznie gorączka
pozbawiła go tej niedostępności do siebie. Wieczorek głowił się w ten sposób
wyjaśniając zaistniałą sytuację. W ostateczności jednak z powrotem
wylądował na skraju łóżka chłopaka czuwając przy nim całą noc.
Rankiem wypoczęty Piotrek otworzył oczy. Było mu trochę ciężko oddychać. Kiedy spojrzał na swoją klatkę piersiową, zobaczył spoczywającą na niej głowę Wieczorka. W szoku zerwał się jak lany zimną wodą zwalając tym samym śpiącego współlokatora na podłogę.
Rankiem wypoczęty Piotrek otworzył oczy. Było mu trochę ciężko oddychać. Kiedy spojrzał na swoją klatkę piersiową, zobaczył spoczywającą na niej głowę Wieczorka. W szoku zerwał się jak lany zimną wodą zwalając tym samym śpiącego współlokatora na podłogę.
- Au! – Krzyknął
podnosząc się powoli z podłogi – Za co?
- Ty, ty! – Wrzasnął
wytykając palcami Jacka Piotrek. – Co ty tu robisz.
- Geez –
westchnął Wieczorek pocierając miejsce na głowie, w które uderzył upadając – To
tyle dostaje się za całonocną opiekę zdrowotną?
- Co?! – Zdziwił
się chłopak.
- Najpierw
prosisz, żeby cię nie zostawiać samego, a jak przychodzi co do czego, to
odwdzięczasz mi się pchnięciem śpiącego mnie na podłogę – żalił się
rozdrażniony Jacek – Na przyszłość będę już wiedział, by ci nie pomagać.
- Na serio się mną
zająłeś?! – Zawstydził się Piotrek. – Nie wiedziałem. Przepraszam
i dziękuję.
- Teraz to sobie
możesz – sapnął obrażonym głosem poszkodowany – Łaski bez.
- Naprawdę mi
przykro – tłumaczył się chłopak – Szczerze przepraszam za to, że zwaliłem cię
śpiącego na podłogę i dziękuję, że zająłeś się mną tej nocy, kiedy
sparaliżowała mnie gorączka.
Piotrek ukłonił się grzecznie przed Wieczorkiem, a na jego twarzy malowały się silne rumieńce symbolizujące jego zakłopotanie.
- Dobra –
westchnął Jacek – Ale w ramach podziękowania ugotujesz coś dobrego. Kiedy tylko
wydobrzejesz oczywiście.
- Dobrze –
uśmiechnął się w zgodzie chłopak.
[1] Could you play for me? – Zagrasz dla mnie?
[2] Yes, of course. –
Tak, oczywiście.
[3] This is a melody,
which my mom wrote for me. – To melodia, którą napisała mi mama.
[4] Only recently, I started playing guitar, and I
can't play it yet, so I ask you for your help. – Od niedawna gram na gitarze i nie
potrafię jeszcze jej zagrać, dlatego proszę cię o pomoc.
[5] Understood – Rozumiem.
Przeczytałam wczoraj, ale dopiero dzisiaj znalazłam czas by siąść i na spokojnie napisać.
OdpowiedzUsuńBaaaardzo fajny rozdział!!! Podoba mi się, że Piotrek zaczyna coś myśleć o naszym kochanym Jacku. który nawiasem mówiąc czasem przeraża :D.
Pozdrawiam i weny!
Beznadziejny angielski. Jak z google translatora.
OdpowiedzUsuńZagrasz dla mnie? - Could you play for me?
To melodia, którą napisała mi mama. - This is a melody, which my mom wrote for me.
Od niedawna gram na gitarze, ale nie potrafię jeszcze tego zagrać, dlatego proszę cię o pomoc. (Choć lepsze będzie 'Od niedawna gram na gitarze i nie potrafię jeszcze jej zagrać, dlatego proszę cię o pomoc.' i to przetłumaczę)- Only recently I started playing guitar and I can't play it yet, so I ask you for your help.
I 'I understand' jest OK ,ale lepsze byłoby 'Understood'.
Ja też mistrzem angielskiego nie jestem ,ale jest to rażąca masakra.
Poza tym, dotąd nawet podoba mi się historia. Keep that up.
Dziękuję za Twój komentarz :) Cieszy mnie, że ktoś zwrócił uwagę na takie błędy. Mój angielski kuleje, czego przykład dałam w tym rozdziale ^^; Oczywiście poprawię te zdania i dziękuję za pomoc w ich weryfikacji.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńmnie też Jacek przeraża, miły a za chwilę brrr... mam nadzieję, że bracia nic nie wykryją, i co? Jacek zna jego braci, otrzymywał od nich zlecenia, zastanawi mnie czy by pomógł Piotrkowi gdyby jego bracia coś zamierzali...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńJacek mnie przeraża, jest miły a za chwilę odwrót o sto osiemdziesiąt stopni brrr... mam nadzieję, że bracia nic nie wykryją, i co? Jacek zna jego braci, otrzymywał od nich zlecenia, zastanawi mnie czy by pomógł Piotrkowi gdyby jego bracia coś zamierzali...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Jacek mnie bardzo przeraża, jest miły, żeby za chwilę zmienić zachowanie o sto osiemdziesiąt stopni brrr... mam nadzieję, że bracia nic jednak nie wykryją, i co? jak się okazuje Jacek zna braci Piotrka, otrzymywał od nich zlecenia, zastanawia mnie czy by pomógł Piotrkowi gdyby jego bracia coś zamierzali...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza