Oto druga część rozdziału XIII :)
Czekał
na windę. Dochodziła ósma i szczerze mówiąc, w ogóle się nie wyspał. Rose
zbudziła wszystkich około szóstej zwołując zbiórkę i wyjaśniła plan na następne
dwa dni. Większa część młodzieży przyjęła to pozytywnie. Jedynie Nicole i
Piotrek nie cieszyli się zbytnio z powierzonej im wolności. Tylko oni nie mieli
się gdzie podziać, nie jak reszta posiadająca rodzinę w Waszyngtonie. Jechał na
czwarte piętro cicho wzdychając za każdym razem, gdy wspominał minę dziewczyny.
Nagle drzwi windy się otworzyły i przywitał go Emilio.
- Widzę, że miałeś
ciężką noc – stwierdził widząc rozciętą wargę chłopaka – Boli?
- Nie tak jak… -
prawie wygadał się Piotrek, jednak w porę ugryzł się w język. – Nie ważne.
- Jak chcesz, ale
pani Sofii nie odpuści tak łatwo – poinformował mężczyzna – To dość uparta
kobieta.
- A właśnie –
zaczął chłopak nieco nieśmiałym tonem – jeśli o to chodzi, to czy mógłbyś jej
powiedzieć, że przepraszam, ale nie będę mógł się z nią spotkać?
- A to niby czemu?
– Zdziwił się mężczyzna, jednocześnie przyglądając się ubraniom chłopaka. -
I czemu ubrałeś się w tak ponury strój?
- Co, ponury? –
Piotrek sam spojrzał na swoje ciuchy. Ubrany był w czarną bluzę z kapturem i
szorty khaki, czyli w to w czym przyjechał. – To moje ciuchy, w jakich tu
przyjechałem. A wracając do naszej rozmowy, to nie chcę zmartwić babci swoim
wyglądem.
W trakcie gdy to
mówił winda ponownie się otworzyła i wyszła z niej Nicole.
- Ile każesz mi
jeszcze na siebie czekać? – Spytała chłopaka ściszonym głosem – Musimy znaleźć
sobie nocleg na te dwa dni i wstąpić do apteki po leki dla ciebie po
wczorajszym.
- Już skończyłem,
więc możemy iść – rzucił odwracając się do dziewczyny – a poza tym, prosiłem
byś została na dole.
- Dante kazał mi
mieć ciebie na oku – wyjaśniła w uśmiechu Nicole – Wczoraj myślałam, że
zejdziesz z tego świata, mocno mnie wystraszyłeś, wiesz? Pomyślałam, że znów
może coś ci zagrażać…
- Mów ciszej, bo
obudzisz resztę – uciszał ją chłopak chcąc wejść do windy – Czas już na nas.
- Ani mi się waż
postawić jeszcze jeden krok, Piotrze! – Usłyszeli za sobą surowy ton Sofii
Laverno – Emilio! Przyprowadź tę dwójkę do salonu.
Mężczyzna chwycił
za ramiona gości i pociągnął za sobą. Piotrek skrzywił się lekko z bólu, czując
że leki powoli zaczynają słabnąć. Emilio puścił ich dopiero w salonie, gdzie
czekała na nich Sofii z mężem i synem.
- Obiecałeś mi
wczoraj się ze mną spotkać – zaczęła kobieta w złości – Chciałeś ją złamać?
- Tak – odparł
Piotrek smutnym głosem. W ogóle nie patrzył na rozmówczyni, nie chcąc pokazywać
jej swej twarzy. – Chciałem ją złamać.
- Jesteś odważny –
stwierdził rozbawiony Fabrizio – doprowadzać moją matkę do takiego stanu.
- Nie wiem o co
tutaj chodzi – wtrąciła się Nicole – Ale znając Piotrka nie chciał martwić pani
starszej. Wczoraj…
- Cicho – syknął
Piotrek posyłając dziewczynie groźne spojrzenie – Nie wtrącaj się, proszę.
- Ależ nalegam, by
młoda dama kontynuowała – polecił Fabrizio zaciekawiony obroną dziewczyny –
i proszę byście usiedli przy nas. Emilio, pomóż gościom podjąć właściwą
decyzję.
Mężczyzna
przyprowadził Piotra i Nicole do kanapy i ich na niej usadził. Fabrizio
przesiadł się z fotela na kanapę umiejscawiając się pomiędzy młodzież.
Niechcący potrącił chłopaka w brzuch, na co ten się skrzywił.
- Ja… -
jęknął cicho Piotrek łapiąc się za brzuch, odczuwając falę mdłości – czy mogę
skorzystać z toalety?
- Tak – zgodziła
się staruszka z niepokojem w oczach – idź.
- Wiedziałam! –
Krzyknęła w panice Nicole, zrywając się z miejsca – Dante mówił, że jeśli nie
wykupimy leków, to do tego dojdzie.
Piotrek jak długi
śmignął do łazienki, ignorując słowa dziewczyny.
- Uspokój się –
nakazał Fabrizio dziewczynie sadowiąc ją z powrotem na kanapie – Opowiedz nam,
co się wydarzyło wczorajszej nocy.
- Nie mogę –
sapnęła dziewczyna – on mi zabronił czegokolwiek mówić.
- To prawda –
wtrącił Emilio uprzejmym głosem – Piotr jej zabronił.
- Czyżbyś coś na
ten temat wiedział Emilio? – Spytał staruszek siedzący w jednym z foteli – Jeśli
tak, to powiedz nam, co wiesz na ten temat.
- Wiem jedynie
tyle, ile udało mi się wyłapać z ich wcześniejszej rozmowy – wyjaśniał Emilio
nie zmieniając tonu głosu – Panienka twierdziła, że wczoraj było bardzo źle z
Piotrem. Wnioskując po jedynej widocznej ranie na jego ciele, został pobity. Do
tego ta dwójka przez najbliższe dwa dni nie ma się gdzie podziać.
- Co pan –
zdziwiła się Nicole słysząc relację ochroniarza – nietoperz?
- I pomimo takich
problemów nie zwrócił się do nas o pomoc – odparła staruszka w fotelu –
Widocznie mi nie ufa.
- On nie chciał
nikogo martwić – broniła chłopaka szatynka – W szkole, zawsze bierze winę na
siebie, pomimo tego, że sam nic złego nie robi. Raz gdy groziła mi kara za złą
jakość zadanej pracy, on podmienił ją ze swoją w ten sposób mnie ratując.
Piotrek nie lubi patrzeć jak ktoś się martwi albo jak ktoś cierpi. Teraz nie
chciał by pani starsza się martwiła.
- Ile ty masz lat
dziecko? – Spytała staruszka wbijając wzrok w Nicole – i kim jesteś dla Piotra?
- Ja? – Zdziwiła
się pytaniem dziewczyna, ale po chwili namysłu postanowiła odpowiedzieć – Mam
czternaście lat, a Piotrka traktuję jak brata. Nic poza tym.
- Rozumiem –
zastanawiała się kobieta – Długo go znasz?
- Od miesiąca –
westchnęła Nicole – Od razu przypadł mi do gustu, gdy zobaczyłam go za
pierwszym razem. Ma nietypowy kolor włosów, co wyróżnia go nieco z tłumu.
- Czy on
przypadkiem nie ma czarnych włosów, jak ty? – Zauważył mąż Sofii Laverno – To
raczej dość normalny kolor, nie uważasz?
- Ach, on na czas
mi… to znaczy w ramach kary przefarbowaliśmy jego włosy na czarno – wyjaśniła
Nicole, prawie wyjawiając prawdę o misji – Normalnie ma kasztanowe włosy, a w
zestawie z zielonymi oczami przypomina skrzata.
- Ciekawe –
rozmarzył się Fabrizio – po takim opisie mam ochotę zobaczyć jego prawdziwy
wizerunek.
- Mogę iść
zobaczyć co z Piotrkiem? – Zapytała szatynka grzebiąc w jednej z kieszeni
swojego plecaka. Po chwili wyciągnęła fiolkę z jakimś płynem i strzykawkę. –
Muszę podać mu coś uśmierzającego ból.
- Co to za lek? –
Fabrizio wyjął dziewczynie z dłoni fiolkę z lekiem – Nie jest opisany w
należyty sposób. Na etykiecie widnieje jedynie cyfra.
- Nie wiem co to
jest – odpowiedziała zdenerwowana Nicole – Dostałam to od Dantego w razie
nagłego wypadku, a ta liczba to dawka, jaką mam zaaplikować Piotrkowi. Odda pan
mi tę fiolkę?
- Kim jest ten
Dante, o którym nie raz już wspomniałaś? – Wtrącił stary Umbra z ciekawości –
To wasz opiekun?
- Coś w tym
rodzaju – zgodziła się dziewczyna – Ale dla Piotrka jest kimś więcej, jest jego
protektorem. To on sprowadził Piotrka do szkoły i to on się nim opiekuje w
życiu prywatnym. Więcej już nic nie powiem na jego temat i tak już zbyt wiele
wypaplałam.
Szatynka wyrwała
fiolkę z ręki Fabrizia i szybko czmychnęła do łazienki, gdzie znajdował się
Piotrek. Chłopak leżał skulony na podłodze trzęsąc się z bólu. Dziewczyna od
razu przysiadła obok niego i zaczęła odmierzać wyznaczoną przez Sicariusa
dawkę płynu z fiolki.
- Spokojnie –
powtarzała próbując uspokoić chłopaka i siebie – Zaraz dam ci lek i ból minie.
- Skąd to masz? –
Piotrek odwrócił się w jej stronę i zmęczonym wzrokiem spojrzał na strzykawkę –
Ja nie lubię igieł. Zabierz to ode mnie, proszę.
- Ból przyćmiewa
ci jasność myślenia – poinformowała go dziewczyna – Ten zastrzyk ci pomoże.
Dante dał mi ten lek, dlatego mam pewność, że tak jest.
- Ta – sapnął
chłopak, próbując się uśmiechnąć – on nie da mi umrzeć.
- To prawda –
przyznała Nicole wstrzykując lek w jego szyję – Niezależnie jak bardzo chcesz
umrzeć, masz żyć. Tak powiedział. Musimy znaleźć sobie schronienie na te dwa
dni. Miejsce, gdzie będziesz mógł porządnie wypocząć leżąc w łóżku. Zrobię ci
zimny okład na stłuczeniach, zobaczysz, będzie lepiej. Kiedy wrócimy do szkoły
to…
- Może lepiej,
żebym nie wracał – wymamrotał sennie Piotrek – Nie pasuję do tej szkoły. Non
stop jestem karany, aż czasem myślę, że wróciłem do czasów dzieciństwa. Tylko,
że tym razem zdany jestem jedynie na siebie. Pomóż mi wstać. – Zmienił szybko
temat uzmysławiając sobie, że znowu zaczął wspominać złe czasy – Musimy stąd
wyjść nim całkowicie stracę przytomność. Mamy niewiele czasu.
Nicole posłusznie
pomogła stanąć chłopakowi na nogi. Chwiejnie podszedł do najbliższej ściany
i prawie się wywalił, jednak Emilio złapał go w ostatniej chwili.
- Dokąd się
wybieracie? – Spytał wyłaniający się zza ochroniarza Fabrizio – Chyba nie
myślicie, że wypuścimy was stąd tak łatwo?
- Co? – Zszokowała
się Nicole – Jak to?
- No, bynajmniej
przez najbliższe dwa dni – zaśmiał się mężczyzna uspokajając dziewczynę – To na
tyle dni potrzebujecie azylu, nieprawdaż?
- Możliwe –
mruknął Piotrek, starając się brzmieć normalnie, jednak ton jego głosu zdradzał
zmęczenie i ból – tyle, że nie oznacza to narzucania się waszej rodzinie. Już i
tak wiele wam zawdzięczam i nie chcę powiększać tego długu.
- Co ty wygadujesz
– wtrąciła się staruszka zmartwiona stanem chłopaka – Jesteś moim wnukiem i nie
pozwolę byś wyszedł stąd w takim stanie, a jak pomyślę, że miałbyś się jeszcze
błąkać po Waszyngtonie…
- To nie powód bym
tu zostawał – zaprzeczał jej Piotrek – Przez to, że tu przyszedłem znowu musisz
się mną martwić. Na co komu kolejny problem?
- Zostajesz tu bez
gadania! – Ryknęła wściekła kobieta – Emilio zaprowadź go do jednej z sypialni,
a dla bezpieczeństwa zamknij drzwi na klucz.
- Dobrze pani
Sofii – skłonił się ochroniarz po czym pociągnął za sobą chwiejącego się na
nogach chłopaka.
- A ty moja panno
– staruszka wskazała na Nicole – też nie myśl o ucieczce.
- Ale ja – zaczęła
próbę wykrętów dziewczyna – Dam sobie radę sama. Grunt, że Piotrek jest
bezpieczny.
- O nie – wtrącił
Fabrizio, chwytając ją za ramię – Jesteś niepełnoletnia. Nie puścimy dziecka by
błąkało się po ulicach tego miasta. Zostajesz z nami.
- Potrafię o
siebie zadbać – protestowała dziewczyna, chcąc uwolnić się z uchwytu, jednak
nie dała rady – i nie jestem już
dzieckiem.
- Szczerze, raczej
w to wątpię – wyśmiał ją mężczyzna ciągnąc za sobą. Dziewczyna się broniła, ale
w ostateczności wtrącił ją do najbliższego z pokoi. – Masz czas do
przemyśleń, panienko. Obiad będzie za trzy godziny.
Po tych słowach
zamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku. Nicole wściekła rzuciła się na łóżko,
a po chwili zasnęła. Piotrek zaś nie dotrwał nawet całej drogi do pokoju. W
trakcie marszu stracił przytomność i byłby upadł, gdyby Emilio nie trzymał jego
ręki. Mężczyzna położył chłopaka na łóżku i pozostawiając go w pustej sypialni
wyszedł zamykając drzwi na klucz. Następnie skierował się do salonu, gdzie
czekali jego zwierzchnicy.
- Zgodnie z
poleceniem zamknąłem chłopca w pokoju – Emilio zwrócił się do kobiety siedzącej
w fotelu – Stracił przytomność i myślę, że powinien obejrzeć go ktoś z
doświadczeniem medycznym.
- Fabrizio rzucisz
na niego okiem? – Poprosiła kobieta syna – Jako lekarz jesteś do tego
odpowiednią osobą i przy okazji stwierdzisz jakich leków potrzebuje.
- Już idę – odparł
mężczyzna, odgarniając z oczu popielate kosmyki włosów – ale już na wstępie
zaznaczam, że potrzebny będzie opatrunek chłodzący na stłuczenia.
- Dobrze –
uśmiechnęła się staruszka – Wyślę, więc po to Luigiego.
Fabrizio bez słowa
ruszył w stronę pokoju, gdzie leżał nieprzytomny chłopak i powoli wszedł do
środka. Podszedł do łóżka i po chwili zaczął rozbierać Piotrka od pasa w górę,
który nawet nie reagował na ruch. Gdy skończył w szoku patrzył na liczne sińce
pokrywające praktycznie całą klatkę piersiową i brzuch, ale nie to wywołało w
nim ten stan, tylko blizny na plecach i boku.
- Matko, przez co
ten dzieciak musiał przejść, żeby mieć tak poharatane ciało – zastanawiał się
mrucząc pod nosem mężczyzna, jednocześnie badając chłopaka – Ci, którzy go
tłukli, w ogóle się nie hamowali. Znali się też na rzeczy. Hm, zbili mu
żołądek, dlatego tak cierpi.
Po pewnym czasie
Luigi przyniósł opatrunki, które założyli Piotrkowi. Po oględzinach Fabrizio
wypisał listę leków i wręczył ją jednemu z ochroniarzy z poleceniem ich zakupu.
Kiedy ten wykonał powierzone mu zadanie, popielatowłosy podał je
nieprzytomnemu, a następnie czuwał nad swoim pacjentem.
Piotrek po kilku
godzinach snu powoli zaczął się budzić. Był lekko obolały, ale czuł się o niebo
lepiej. Rozejrzał się wokoło i natrafił na przyglądającego się my Fabrizia.
- Jak się czujesz?
– Spytał mężczyzna nie spuszczając wzroku z chłopaka – Mów prawdę, ok.?
- Ok. – Przytaknął
Piotrek rozumiejąc – Czuję się o wiele lepiej. Brzuch boli mniej i mdłości
odeszły.
- To dobrze –
uśmiechnął się mężczyzna wstając z krzesła – Podałem ci silny antybiotyk, a
teraz jeszcze dostaniesz kroplówkę z mieszanką witaminową na wzmocnienie
organizmu zamiast obiadu. Wieczorem może spróbujemy dać ci lekką zupę w ramach
kolacji, żeby nie obciążać żołądka.
- Kroplówkę? –
Piotrek wyszczerzył oczy w szoku – Jak?
- A myślisz, że
jak ci podałem antybiotyki? – zaśmiał się popielatowłosy na widok miny chłopaka
– Kiedy spałeś założyłem ci wenflon. Doszedłem do wniosku, że to będzie lepszym
wyjściem, niż niezliczona ilość zastrzyków.
- Nie rozumiem –
westchnął w zamyśleniu Piotrek – dziwni z was ludzie. Dlaczego jesteście dla
mnie tacy mili? Przez to nie wiem jak się zachować, a nawet nie mam pojęcia,
jak wam się za to wszystko odwdzięczyć.
- Wystarczy, że
nam zaufasz – odparł Fabrizio, a po chwili rzucił chłopakowi na łóżko jego
nieśmiertelnik ze szkoły – Szkoła, do której chodzisz jest dla zabójców, co
nie?
- Skąd wiesz? –
Zdziwił się Piotrek biorąc identyfikator – Jak ty?
- Moja siostra
związała się z jednym z Sicariusów, niejakim Orestesem – wyjaśniał mężczyzna –
Kolejno wysyłają tam swoje dzieci. Uczy się z wami chłopiec o imieniu Pierre?
- Tak – przyznał
zielonooki nadal tkwiąc w zdumieniu – Nawet miły dzieciak.
- Jest bardzo
wrażliwy emocjonalnie – zauważył Fabrizio – Dość często do mnie dzwoni i
opowiada, jak mu minął dzień. Miesiąc temu błagał mnie bym nakłonił jego ojca
do zabrania go z tej szkoły, a powodem była publiczna chłosta pewnego
chłopaka. Kiedy cię badałem zauważyłem ślady po batach, z czego wnioskuję,
że to ciebie tak ukarano. – Zamilkł na chwilę mierząc wzrokiem zdębiałego chłopaka
– Ostatnio jednak Pierre zmienił zdanie i już nie chce wracać. Powiedział, że
opiekuje się nim ten wcześniej ukarany chłopak. Jak widzisz, mam powód by być
dla ciebie miłym, a poza tym, moja matka uznała cię za jednego z rodziny, co
czyni ze mnie twojego wujka.
- Ta, jasne –
wyśmiał go Piotrek – Nie wierzę w bajki, a to, co teraz usłyszałem trąca czymś
fantastycznym. Rodzina? To słowo nic dla mnie nie znaczy. Z doświadczenia
kojarzy mi się jedynie z więzieniem, niechęcią i stręczycielstwem.
- Naprawdę tak
myślisz? – Spytał nie dowierzając chłopakowi mężczyzna, podchodząc bliżej ze
wściekłym spojrzeniem. – Spytałem, czy naprawdę tak myślisz?
- W pewnym stopniu
– westchnął Piotrek zasłaniając oczy dłonią – Miałem okazję poznać kilka
różnych rodzin, a nawet przez chwilę do nich należeć. W każdej z nich panowała
inna atmosfera. Dom, w którym żyłem do pełnoletniości nie był zły. Mój opiekun
naprawdę starał się zapewnić mi dobre warunki, ale pomimo tego, moja obecność
sprawiała mu ból. Przez pięć lat męczyło mnie sumienie, że go ranię, aż w
konsekwencji uciekłem decydując się na samotną tułaczkę. – Chwilę milczał
przyglądając się bliźnie na swoim nadgarstku i wspominając – Chciałem uwolnić
go od kajdan przeszłości, jakimi się stałem już wcześniej, ale nie pozwolił mi
odejść. Teraz wiem, że wtedy popełniłem ogromny błąd, bo jeszcze bardziej go
zraniłem.
- Czemu mi o tym
mówisz? – Zdziwił się Fabrizio – Przed chwilą twierdziłeś, że jestem obcą ci
osobą.
- Sam nie wiem –
uśmiechnął się wzdychając chłopak – Może sam ten fakt, że się nie znamy
sprawia, iż łatwiej mi się wygadać? Starałem się tylko powiedzieć, że prawdziwe
więzi rodzinne oglądałem jedynie stojąc z boku, dlatego nie rozumiem jej sensu.
Sorry, przez te leki stałem się sentymentalny. Niestety tak reaguję na środki
przeciwbólowe i używki wszelkiego rodzaju.
- Nie przepraszaj
– odparł mężczyzna mierzwiąc chłopakowi żartobliwie włosy, jak dla dziecka –
teraz chociaż po części cię rozumiem. Jednak to nie zmienia faktu, że od dziś
należysz do rodziny. Nie pozwolimy ci o nas zapomnieć.
- Teraz to powoli
zaczynam się bać – mruknął niespokojnie chłopak – Naprawdę.
- I powinieneś –
zgodził się Fabrizio z udawaną powagą, ale po chwili wybuchnął śmiechem –
Żartowałem! Szkoda, że nie widziałeś swojej miny.
- Nie żartuj sobie
ze mnie w ten sposób – prosił zmęczony rozmową Piotrek – Nie jestem teraz
w stanie trzeźwo myśleć i naprawdę potraktowałem te słowa poważnie. To
nawet nie jest powód do śmiechu.
- Tak, wiem – uspokajał
się mężczyzna – ale nie mogłem się powstrzymać. Chciałem rozładować powstałe
napięcie i odniosłem sukces.
Po tych słowach
Fabrizio podłączył kroplówkę i wyszedł z pokoju. Piotrek z rezygnacją opadł na
poduszki i niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w sufit. Trwał w takim stanie
bardzo długi czas rozmyślając jaką podjąć decyzję. Nagle zadzwonił jego telefon,
przyprawiając go niemal o zawał. Powoli sięgnął do szafki po komórkę.
- Halo? – Odebrał
po polsku – Kto mówi?
- A jak myślisz,
ty głąbie! – Usłyszał w słuchawce głos Jolki – Wystarczy rok rozłąki, a ty
zapominasz już mój numer?
- Nie, to nie tak
– bronił się chłopak – nie spojrzałem, kto dzwoni. Wybacz, siorka.
- Dobra – odparła
już spokojnie – Możesz się ruszyć?
- A na co ci ta
wiedza? – Spytał zdziwiony – Mogę.
- Czekam na ciebie
– rzuciła radośnie – Jestem na holu, więc złaź na dół.
- Postaram się,
ale nic nie obiecują – mruknął Piotrek – Daj mi chwilę na to bym mógł się
cichaczem wymknąć, ok.?
- Zgoda –
przystała na to Jolka – Tylko się pospiesz.
Piotrek odłożył
komórkę i powoli wstał z łóżka. Odłączył przewód kroplówki i zamykając go
powiesił na haczyku, po czym szybko zarzucił na siebie bluzę. Cicho podszedł do
drzwi i je minimalnie uchylił, by sprawdzić sytuację na korytarzu. Znajdowało
się tam trzech ochroniarzy w tym Luigi i Emilio. Miał już zrezygnować z
ucieczki, ale nadarzyła się okazja w postaci wózka na brudną pościel pokojówki,
która ustawiła go właśnie tuż przed jego drzwiami. Ostrożnie wyszedł z pokoju w
sposób, by nikt go nie widział i w odpowiednim momencie niepostrzeżenie
wskoczył do środka. Na koniec przykrył się jednym z prześcieradeł i cierpliwie
czekał na pokojówkę. Po chwili poczuł jak wózek rusza z miejsca i w duchu
modlił się by nikt go nie nakrył. Na szczęście się udało i bezpiecznie wjechał
do windy. Upewnił się tylko, że jest sam ze sprzątaczką i jednym susem
wyskoczył z wózka, wystraszając tym kobietę.
- Przepraszam
najmocniej – uspokajał ją zawstydzony – Nie chciałem pani przestraszyć. Po
prostu chciałem wymknąć się z pokoju. Widziała pani ilu tam ochroniarzy,
dlatego byłem zmuszony skorzystać z pani wózka. Z góry przepraszam za to całe
zamieszanie.
Winda zjechała na
parter i Piotrek szybko wyszedł rozglądając się w każdą stronę w poszukiwaniu
rudowłosej przyjaciółki. Jednak ona dostrzegła go pierwsza i bez zastanowienia
rzuciła mu się na szyję.
- Tak się cieszę,
że cię widzę – rzuciła mocno go tuląc, ale po chwili zmierzyła go czujnym
wzrokiem i pobladła – Jezusie, Maryjo! Co ci się stało? Dante wspominał, że
jesteś lekko pokiereszowany, ale nie przypuszczałam, że w aż tak dużym stopniu.
- Powiedziałaś
Dante? – Zdumiał się słysząc imię mężczyzny z jej ust – Ty wiesz?
- Tak, od połowy
roku – wyznała dziewczyna – Przeprowadziłam małe śledztwo i natknęłam się na to
przypadkiem. Chciałam ci powiedzieć, ale prosił żeby nic nie mówić. Sam chciał
to zrobić. Ale nie gadajmy o tym na środku holu, bo ktoś może nas zobaczyć albo
podsłuchać.
- Spoko – zgodził
się Piotrek już w lepszym nastroju – Tylko gdzie mielibyśmy pójść? W moim
stanie daleko nie zajdę. Jestem jeszcze trochę osłabiony po lekach.
- Piotrusiu,
kochanie – zaczęła słodkim głosem Jolka wbijając wzrok w dłoń chłopaka – czy ta
ozdóbka wbita w twoją rękę to nie jest przypadkiem wenflon?
- A to, tak to
jest wenflon – zaśmiał się nerwowo zielonooki w reakcji na źle wróżebny słodki
ton głosu dziewczyny – Odczepiłem kroplówkę, by się z tobą spotkać.
- Co zrobiłeś?! –
Spytała spokojnie, ale furia w jej oczach potwierdziła obawy chłopaka – Chodź!
Jolka chwyciła
rękę Piotrka i pociągnęła za sobą w stronę windy.
- Gdzie ty mnie
ciągniesz? – Wyrywał się zawstydzony sytuacją – Puść, to żenujące!
- Oczywiście, że
zabieram cię z powrotem do pokoju – oświadczyła spokojnie Jolka nie zważając na
prośby zielonookiego – tam dokończysz brać wszystkie leki.
Akurat, gdy do
niej podeszli drzwi windy się otworzyły, więc weszli.
- Powiedz, gdzie
jest twój pokój? – Spytała naciskając – Bądź grzecznym chłopcem i powiedz
siostrzyczce prawdę.
- Nie traktuj mnie
jak dziecko! – Burknął Piotrek czerwony na całej twarzy ze złości i wstydu
jednocześnie – Czemu mi to robisz? Sama chciałaś się spotkać, więc przyszedłem,
a teraz robisz mi wyrzuty?
- Spytałam
przecież, czy możesz się ruszyć – oznajmiła lekko dziewczyna – Skoro byłeś
podłączony do kroplówki, to powinieneś odpowiedzieć, że nie! To chyba proste?
- Możliwe – sapnął
chłopak w rezygnacji – ale chciałem cię zobaczyć. Cały rok cię nie widziałem.
Nie wiń mnie, że tęskniłem. Chciałem cię odwiedzić w Los Angeles, ale dostałem
zbyt mało czasu i nie wyrobiłbym się nawet gdybym poleciał pieprzonym
samolotem! Zawsze wkurzałaś mnie swoim wścibstwem, ale kiedy wyjechałaś
zrozumiałem, jak bardzo mi tego wtrącania się brakuje.
- Naprawdę? –
Ucieszyła się Jolka – Głuptasie, ja też tęskniłam. Gdybym mogła, to dzwoniłabym
do ciebie niemal w każdy dzień, ale niestety mam sporo na głowie w pracy, a
pensja ledwie starcza mi na życie.
- Gdybyś mniej
wydawała na ciuchy to pewnie by ci starczało – skomentował cicho jej wypowiedź
– Zawsze tracisz umiar w odzieżówkach.
- Coś ty
powiedział? – Udała wściekłość i w śmiechu zaczęła tarmosić mu włosy na głowie
– Dla kobiety ubrania to ważna rzecz, wiesz?
- Ty kobietą? – Zażartował
chłopak, popełniając tym sposobem błąd – Jak ktoś tak nieokrzesany może zwać
się kobietą?
- Że co proszę? –
Rzuciła szczypiąc mu policzek – Powtórz, bo chyba się przesłyszałam,
chłopczyku.
- Jestem już
mężczyzną – warknął w odpowiedzi – i przestań postępować ze mną jak z
dzieckiem! Ja naprawdę dojrzałem, dlaczego nikt tego nie dostrzega?
- Ależ ja to
dostrzegam – uśmiechnęła się poprawiając mu włosy, które przed chwilą potargała
– i cieszę się z postępów jakie poczyniłeś. Dla mnie zawsze będziesz
młodszym braciszkiem i nic tego faktu nie zmieni.
- A niby skąd
możesz wiedzieć o moich postępach, skoro dzieli nas tyle kilometrów? – Zerknął
na nią podejrzliwie – Hę?
- Mam swoje źródła
– zaśmiała się puszczając mu oczko – Zdziwiłbyś się jak daleko one sięgają.
- Nie chcę
wiedzieć – mruknął czując, że weszli na cienki lód – To twoja sprawa, więc mnie
w to nie mieszaj.
Po długiej jeździe
winda w końcu dotarła na samą górę. Jechali tak długo, ponieważ winda
zatrzymywała się na każdym piętrze, ale kiedy ludzie widzieli ich kłótnię nie
ryzykowali wchodzić do środka. Teraz drzwi się rozsunęły i od razu wszedł do
niej Fabrizio z Emilio i siłą, bez słowa wynieśli zszokowanego Piotrka na
korytarz, a stamtąd do pokoju. Luigi zatroszczył się w tym czasie o Jolkę,
która zaskoczona stała w miejscu nie dowierzając własnym oczom. Mężczyzna
wyprowadził ją z windy i zagrodził drogę ucieczki. Dziewczyna spojrzała na
niego z wyrzutem, jednak się nie odezwała. Postanowiła cierpliwie czekać na
swoją kolej.
Piotrek tym czasem
siłą został położony na powrót do łóżka. Emilio mocno przytrzymał chłopaka, tym
samym go unieruchamiając, zaś Fabrizio w skupieniu zrobił mu zastrzyk.
- Hej! –
Wystraszył się Piotrek widokiem igły – Czemu?
- Jesteś trudnym
pacjentem – poinformował go mężczyzna spokojnym głosem – Dlatego muszę użyć
drastyczniejszych metod. To tak dla pewności, że przyjmiesz leki do końca
pozostając w łóżku.
- To nie fair –
szepnął Piotrek powoli tracąc przytomność – to naprawdę…
- Wiem – westchnął
Fabrizio przyznając mu rację – Ale to dla twojego dobra. Nikt z osób na tym
piętrze nie chce cię skrzywdzić, ani twoich przyjaciół.
Nie usłyszał
odpowiedzi, bo chłopak zasnął w trakcie jego wypowiedzi. Mężczyzna opatulił go
kocem i podłączył kroplówkę, następnie wraz z Emiliem opuścili pokój. Fabrizio
zaglądał jeszcze co jakiś czas sprawdzając stan nieprzytomnego i wymieniał przy
tym butle z lekami.
Jolka w tym czasie
grzecznie siedziała na kanapie w saloniku i starała się w milczeniu przetrwać
falę spojrzeń pary staruszków zajmujących fotele tuż przed nią. Kobieta wydała
się jej w pewien sposób kogoś przypominać, ale nie mogłaby dać sobie uciąć
ręki, bo było wiele niewiadomych w tym przeczuciu. Jednocześnie martwiła się o
Piotrka, który nie dawał żadnych znaków życia od momentu ich rozstania. Kiedy
cisza się przedłużała postanowiła jednak zabrać głos.
- Bardzo państwa
przepraszam, że przerywam tę ciszę – zaczęła ostrożnie po angielsku – ale czy
mogłabym się dowiedzieć o stan Piotrka? Trochę się martwię, bo kiepsko
wyglądał.
- To w swoim
czasie – przerwała jej staruszka nie spuszczając z niej wzroku – Najpierw
mogłabyś się nam przedstawić, dziecko.
- No, tak.
Przepraszam – przyznała rudowłosa – Nazywam się Jolanta Marczak. Jestem bliską
przyjaciółką Piotra Czarneckiego od czasów dzieciństwa. W zasadzie to traktuję
go jak młodszego brata.
- Rozumiem –
zastanowiła się kobieta – czyli, że pochodzisz z Polski?
- Tak –
przytaknęła dziewczyna – ale skąd pani to wie? Czyżby Piotrek powiedział coś o
sobie?
- Jakoś go do tego
nakłoniłam – uśmiechnęła się staruszka – Nie jest wylewny z wyznaniami na swój
temat.
- Coś o tym wiem –
mruknęła dziewczyna – ale i tak się poprawił na lepsze. Kiedyś nawet nie
wychodził z domu, by nie zadawać się z innymi ludźmi. Samotność potrafi zmienić
człowieka, a jego zmusiła do zwrócenia się w stronę zawierania nowych
znajomości. Jestem dumna, że zrobił tak duże postępy.
- Ty naprawdę
dobrze go znasz – wtrącił Fabrizio, który niepostrzeżenie stanął tuż za nią –
Chłopiec śpi, dlatego dorośli mogą sobie porozmawiać.
- Piotrek byłby
skłonny zabić w afekcie za te słowa – zaśmiała się odruchowo Jolka – Ups,
przepraszam.
- Nie przepraszaj
– uspokajał ją popielatowłosy siadając obok na kanapie – To tylko potwierdza
nasze przypuszczenie, że dobrze go znasz.
- Możliwe –
dziewczyna badawczo spojrzała na mężczyznę – Do czego pan zmierza? Bo jeśli
chcecie przeprowadzić na mnie swego rodzaju przesłuchanie śledcze, to od razu
uprzedzam, że nie zdradzę tajemnic mojego brata.
- Nic z tych
rzeczy – zapierał się Fabrizio – Chcieliśmy tylko bliżej cię poznać.
Przyjaciele Piotrka są naszymi przyjaciółmi. To tyle.
- Aha – nie dowierzała
Jolka, ale postanowiła odpuścić – Dobrze.
- Powiedz mi
dziecko – zaczęła staruszka spokojnym głosem – Dlaczego w pierwszym momencie
naszego spotkania tak dziwnie na mnie spojrzałaś?
- Ja – zająknęła
się dziewczyna w zakłopotaniu – pomyślałam, że skądś panią znam, ale to mgliste
wspomnienia z dzieciństwa, więc nie powinno się ich brać pod uwagę.
- Czemu tak
twierdzisz? – Zdziwiła się kobieta wbijając wzrok w dziewczynę – Opowiedz mi to
wspomnienie.
- Myślę, że nie
powinnam – wykręcała się Jolka – to jedynie przypuszczenie oparte na mglistych
wspomnieniach dziesięciolatki.
- Daj mnie to
ocenić – nalegała staruszka – pozwól mi wysłuchać swojej historii.
- Posłuchaj mojej
żony – wtrącił Maurizio do tej pory nie zabierającego głosu w rozmowie – Czasem
poprzez opowiedzenie historii osobie z nią związanej, można rozwiać wiele
wątpliwości.
- To prawda –
zgodziła się Jolka – ale czasem są sprawy, których nie powinno się na nowo otwierać,
bo kryją za sobą wiele bólu i mroku.
- Mądra z ciebie i
lojalna przyjaciółka, jak i siostra – komplementował ją staruszek w uśmiechu –
Tylko, że czasem chcąc poznać prawdę trzeba na nowo otworzyć stare rany i
zmierzyć się z bólem, który ze sobą niosą.
- Wiem do czego
pan zmierza – zauważyła Jolka – Jednak czasem nagromadzony ból przewyższa naszą
determinację odkrycia prawdy. Znam jednak pewną osobę, która co roku rozdrapuje
najgłębszą ranę w swojej duszy mierząc się z jej bólem. Czasem bywało, że ten
ból przewyższał tę osobę skłaniając do podejmowania głupich decyzji. Miałam
nadzieję, że los oszczędzi mu konfrontacji z najgorszym koszmarem jego
życia, ale nie był tak łaskawy.
- Ty mówisz o
Piotrze – stwierdziła staruszka mierząc ją czujnym wzrokiem – prawda?
- Możliwe – nie
zaprzeczyła dziewczyna – ale koniec z moim gadulstwem, bo naprawdę powiem zbyt
wiele. Opowiem jedynie skąd panią kojarzę, ok.?
- Dobrze –
uśmiechnęła się kobieta – zamieniam się w słuch.
- Kiedy miałam
dziesięć lat mieszkałam w sąsiedztwie z pewną bogatą rodziną – zaczęła
opowiadać rudowłosa – Rodzina z pozoru wykwintna, ale po zdjęciu tej zasłony
idealności okazywała się być chorą. Mieszkał tam dość cherlawy chłopczyk, który
najbardziej na świecie kochał swoją starszą siostrę. Czasem siostra ta
wyjeżdżała na kilka dni, pozostawiając malca samego w tej chorej rodzinie.
Robiła to niechętnie, ale nie miała innego wyjścia, ponieważ takie miała
obowiązki względem rodu, który reprezentowała. – Tu Jolka ciężko westchnęła
wspominając Sarę – Kiedyś spytałam ją, czemu nie zabierze ze sobą braciszka,
ale smutno pokręciła głową mówiąc, że ojciec zabronił komukolwiek go pokazywać.
Raz przyjechała po nią pewna staruszka, którą mi pani przypomina – zwróciła się
do kobiety w fotelu – dała dziewczynie w prezencie skrzypce, które ta z kolei
podarowała swemu bratu. I pomyśleć, że rzecz nosząca miano „laverno”,
czyli oszustwo, może wnieść tyle ciepła w życie tego chłopca. To koniec mojej
historii.
- Masz rację ta
kobieta mogła mnie przypominać – przyznała w zamyśleniu staruszka – bo tak
naprawdę nią byłam.
- Czyli, że… -
zaczęła w szoku dziewczyna, ale nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów.
- Tak – odparła
staruszka spokojnie – znałam siostrę Piotrka, a raczej jego kuzynkę.
- Kim pani jest? –
Spytała ostrożnie dziewczyna – I dlaczego tak bardzo interesuje panią Piotrek?
- Powiem ci, jeśli
ta rozmowa pozostanie między nami – rzuciła staruszka poważnym tonem. Jolka
porozumiewawczo skinęła głową na zgodę, dlatego kobieta kontynuowała. – Jestem
matką Wilhelma i Alberta, a co za tym idzie, babcią Edwarda, Roberta,
Sary, Chrisa i Piotra. Regularnie widywałam dzieci Wilhelma, jednak synka
Alberta widziałam tylko raz, w dniu jego pierwszych urodzin. Zupełnie nie
przypominał z wyglądu Alberta. Rysy twarzy, oczy i posturę miał po matce, za to
mądrość i liczne talenty odziedziczył po obojgu rodzicach. Najmłodszy mój wnuk,
który zaginął po skończeniu trzeciego roku życia. – Na chwilę zamilkła
markotniejąc na twarzy – Sara powiedziała mi o Piotrze, ale nie mogłam nic
zrobić. Albert zginął zaraz po tym, jak dowiedział się o zniknięciu syna, a
Blanka, matka chłopca, przeszła poważne załamanie nerwowe. Kiedy dowiedziałam
się o śmierci Wilhelma, jego żony i Sary, nie mogłam w to uwierzyć. Tym
bardziej, że czwartą osobą, która miała wtedy zginąć był mój zaginiony wnuczek.
Jednak miałam pewne przeczucie, że chłopiec żyje i zaczęłam swoje poszukiwania.
- Rozumiem –
odparła Jolka zaskoczona tak dużym wyznaniem – Czy posiada pani choć jedno
zdjęcie swojego wnuczka?
- Oczywiście, że
mam jego zdjęcia – odpowiedziała kobieta
zdziwiona pytaniem – Niestety ostatnie jakie dostałam pochodzi z okresu jak
miał trzy lata.
- Mogę je
zobaczyć? – Poprosiła Jolka – Jeśli to nie problem, oczywiście.
- Musiałabyś pójść
ze mną do mojej sypialni, dziecko – ucieszyła się staruszka, słysząc, że
dziewczyna chce obejrzeć jej zdjęcia – Mój mąż i syn mają już dość oglądania
tego albumu, więc ich nie męczmy.
- Dobrze –
uśmiechnęła się Jolka – A czy macie tu może jakiś komputer i dostęp do
Internetu?
- A do czego jest
ci to potrzebne? – Spytała staruszka mierząc ją wzrokiem.
- Pokazałabym pani
zdjęcia, które cykałam ukradkiem Piotrkowi, bo na ogół nie cierpi być
fotografowany – wyjaśniła dziewczyna – Chyba, że pani nie chce?
- Ależ oczywiście,
że chcę – zapewniła ją kobieta – Chodźmy już.
- Jeśli chcecie to
użyjcie mojego laptopa – polecił Fabrizio – Jest w moim pokoju.
- Dobrze –
zgodziła się staruszka – A ty w tym czasie zajmij się Piotrkiem.
* * * * *
Piotrek
powili zaczął się wybudzać. Był środek nocy, dlatego w pokoju panowały egipskie
ciemności. Po omacku znalazł włącznik lampki i ją zapalił. Światło sprawiło, że
od razu się uspokoił. Nie cierpiał ciemności. To była jego następna fobia
jakiej nabawił się w dzieciństwie dzięki wychowaniu Murdochów. Czuł się
zaskakująco świetnie. Choć jeszcze trochę by pospał, postanowił wziąć przed tym
kąpiel. Wszedł do łazienki i napuścił wody do wanny z hydromasażem. Kiedy
poziom piany sięgnął odpowiedniej wysokości ostrożnie wskoczył do wody.
Przybrał postawę leżącą i przez chwilę tak został. Po wszystkim owinął się
w ręcznik i wrócił do sypialni, gdzie wcześniej przygotował w miarę czyste
ubranie na zmianę. Nie posiadał nic poza ubraniami, w których przyjechał oraz
tymi które podarowała mu Sofii Laverno. Był w trakcie narzucania na siebie
swojej koszulki, kiedy do pokoju wszedł Fabrizio.
- Widzę, że już
wstałeś – zagadnął mężczyzna obserwując poczynania chłopaka – Czekaj no chwilę.
Czy ty się przypadkiem nie kąpałeś?
- Tak –
potwierdził Piotrek spokojnie – a coś w tym złego?
- I ty się jeszcze
pytasz? – Zdziwił się mężczyzna podchodząc do chłopaka – Na czyste ciało
zakładasz brudne ciuchy?
- No i co z tego –
wzruszył ramionami zielonooki – I tak nie mam nic innego. Po powrocie do szkoły
wykąpię się i założę czyste ciuchy.
- Tak nie może być
– oznajmił poważnie Fabrizio i spiesznie wyszedł z pokoju, ale po kilku
minutach wrócił z czymś pod pachą. – Może być trochę za duże, ale do spania
całkowicie wystarczy.
Mężczyzna
podarował chłopakowi jedną ze swoich czystych koszul i dresowe szorty. Piotrek
zdębiały wpatrywał się w popielatowłosego.
- Co to? – Spytał
wskazując ubrania – Po co to?
- To będzie twoją
pidżamą na dzisiejszą noc – oświadczył mężczyzna kładąc ubrania na łóżku –
Jutro Luigi znajdzie coś odpowiedniego dla chłopca twojej postury.
- Nie jestem
dzieckiem – warknął cicho Piotrek przez zęby – umiem świetnie dawać sobie radę
sam.
- Czyżby? – Powątpiewał
Fabrizio powoli zbliżając się do Piotrka – Jakoś do tej pory tego nie
okazywałeś.
- Co? – Zszokował
się Piotrek słowami mężczyzny – Bo nie dano mi na to szansy. Kto kogokolwiek
prosił o pomoc? Może znowu chciałem uciec, ale przeliczyłem się doprowadzając
siebie do takiego stanu. Moje życie nie powinno was obchodzić, więc czemu się
wtrącacie? Ból z czasem mija, więc to żaden problem. Jestem dla was obcą osobą,
czyli nikim…
- O nie! – Ryknęła
staruszka wchodząc do pokoju – Wypluj te słowa, ale natychmiast Piotrze,
Gustawo, Albercie Murdoch!
- Jak? Co? –
Piotrek z zaskoczenia nie potrafił przez chwilę wyrazić swoich myśli – Ta osoba
nie żyje od dziewięciu lat. Leży w zimnym grobie na jednym z polskich cmentarzy.
- Co ty mówisz –
westchnęła smutnie kobieta – przecież widzę, że stoisz przede mną.
- Osoba, która tu
stoi, nazywa się Piotr Czarnecki – Oznajmił sucho Piotrek nie patrząc w oczy
kobiety – Bękart bez rodziny, wiecznie uciekający przed samym sobą i
posiadający liczne fobie z dzieciństwa. Ktoś kogo przez większość życia
utwierdzano w przekonaniu, że nie zasługuje na jakiekolwiek uczucie. I wreszcie
kogoś, kto poszukuje śmierci ze strachu przed życiem. Podsumowując żałosny
osobnik, nieprawdaż?
Piotrek lekko się
uśmiechnął, a wyraz jego twarzy wyrażał zmęczenie i potworny smutek. Zza pleców
staruszki wyłoniła się Jolka i migiem znalazła się przy chłopaku. Zielonooki
spojrzał na dziewczynę z bólem w oczach.
- Jeśli chcesz, to
możesz mnie uderzyć i w ten sposób wyładować swoją złość – rzucił niemalże
błagając – Uderz mnie.
- Co by to dało? –
Spytała Jolka wściekłym głosem – Przemoc nie rozwiąże twoich problemów. Zrozum
to wreszcie?
- Ale to jedyny
ból, nad którym mogę zapanować – Piotrek odwrócił się do reszty plecami.
Westchnął przeciągle, po czym zaczął mówić. – Tak naprawdę sam nie wiem kim
jestem. Jako dziecko byłem poddawany tresurze i traktowany jak zwierzę, które
ma przynieść rodzinie zyski. Udało mi się zachować siebie i uciec, ale ten
koszmar wcale nie zniknął. Edward mnie znalazł, prędzej czy później złapie mój
trop i ponownie osadzi w klatce. Jolka, ty wiesz jak to wyglądało – przez
chwilę wpatrywał się w podłogę – Te dziesięć lat spokoju, miało być chyba
rekompensatą od losu za dziesięć lat piekła. Nie wiem kim jestem, a po tym
czego dowiedziałem się w ostatnie Boże Narodzenie mam mętlik w głowie.
Całe życie myślałem, że jestem bękartem z nieprawego łoża, jak też byłem
traktowany, aż tu nagle w pamiętniku Sary czytam, że tak nie jest. Miałem rodziców,
ale nie dano mi ich poznać, a nawet gdybym chciał to zrobić, to jest na to
za późno. Mgliście pamiętam czyjś ciepły dotyk i pewną melodię, dźwięczącą w
mojej głowie. To takie frustrujące. – Piotrek zamilkł uzmysławiając sobie co
właśnie powiedział, po czym westchnął przeciągle w celu uspokojenia myśli –
Wybaczcie mi ten bezsensowny monolog i że wyładowałem na was swoją frustrację.
Po prostu nie lubię, gdy ktoś nazywa mnie Murdochem.
- Masz to po ojcu
– wtrąciła staruszka podchodząc do chłopaka – On także nienawidził rodowego
nazwiska, dlatego zmienił je na moje. Tym sprowadził na siebie gniew brata i
reszty rodu Murdoch.
- Co starasz się
mi powiedzieć? – Spytał Piotrek z czujnym spojrzeniem – Chyba nie twierdzisz,
że jesteś moją prawdziwą…
- Tak – przyznała
z pokorą kobieta – jestem twoją prawdziwą babcią, a matką Alberta, twego ojca.
- Niemożliwe –
chłopak nie dowierzał, a pod nadmiarem informacji i emocji ugięły się pod nim
nogi i osunął się na kolana. – Ja… ja naprawdę nie wiem co powiedzieć. Nie
wiem czy się wściekać, czy się cieszyć.
- Najlepiej
powiedz, co ci leży na sercu – poradziła staruszka delikatnie mierzwiąc mu
włosy. – Nie martw się o mnie, tylko choć raz bądź egoistą i pomyśl o swoim
samopoczuciu.
Piotrek zmierzył
kobietę badawczym spojrzeniem, po czym dał upust swoim emocjom.
- Skoro wiedziałaś
o moim istnieniu, to czemu nie zabrałaś mnie z tego domu wariatów? – Wyrzucił
na jednym wydechu – Moje dzieciństwo to jeden wielki koszmar. Traktowano mnie
jak śmiecia, bito, znieważano i więziono w piwnicy bez jedzenia i picia. Nazywano
przeklętym tak długo, aż w końcu sam zacząłem w to wierzyć. Gdzie byłaś, kiedy
oznaczono mnie jak bydło i kiedy mordowano Sarę? Mówisz, że jesteś moją babcią,
ale nic o mnie nie wiesz.
- Tak, to prawda –
przyznała spokojnie kobieta – Ale przez większość czasu nie wiedziałam, gdzie
się podziewasz. Wilhelm nie raczył mi powiedzieć o fakcie, że porwał swojego
bratanka, ani też o tym, że zabił Alberta. O tym wszystkim dowiedziałam się od
Sary w dzień przed jej śmiercią.
- Jak to? –
Piotrek nie dowierzał w usłyszane słowa – Czyli, że dowiedziałaś się o mnie
dopiero wtedy, gdy siedziałem w poprawczaku? Czemu nie zabrałaś mnie stamtąd?
- Ponieważ
zabroniła mi Sara – westchnęła staruszka – Twierdziła, że jesteś bezpieczny tam
gdzie jesteś. Dowiadywałam się o tobie od pani Weiss, dlatego w razie problemów
z Murdochami, bym o tym wiedziała. W tym czasie poszukiwałam twojej matki,
która pewnego dnia zaginęła bez śladu. Odnalazłam ją miesiąc temu, niestety za
późno. Dwa miesiące temu zmarła na raka trzustki. Przykro mi z tego powodu.
- Czyli, że
naprawdę jest już za późno na spotkanie z rodzicami – sapnął Piotrek, opierając
głowę o łóżko – Podświadomie to czułem, ale miałem nikły cień nadziei na
to, że jednak uda mi się z nią spotkać. Nie wiem nawet jak wyglądali, bo
Wilhelm nie trzymał zdjęć rodziny w domu. Nie pozwalał też na jakiekolwiek
pytania o nich, a w szczególności o Alberta. Nie wiem czemu, ale starał się
także zerwać więzi jakie powstały pomiędzy jego dziećmi. Po części mu się to
udało, bo porozsyłał wszystkich po innych zagranicznych szkołach z internatami.
W domu pozostawił jedynie Sarę. Ja się nie liczyłem, więc trzymał mnie pod
kluczem. Moją edukacją zajęła się Sara i Tobiasz. Do szkoły publicznej
poszedłem dopiero w wieku czternastu lat. Z pomocą Tobiasza powoli stawałem na
nogi. Niestety pojawił się Edward i wszystko popsuł. Dziesięć lat oswajałem się
z nowym życiem, aż tu nagle ma ono prysnąć, bo tak sobie życzy ród Murdoch. – Spojrzał
gniewnie na staruszkę – Na domiar tego zjawiasz się ty i oznajmiasz, że jesteś
moją babcią. Nie uważasz, że jest już na to za późno? Dorosłem i nie stanę się
na powrót dzieckiem. Fakt, chciałem poznać prawdę. Niestety wiedza ta na obecny
czas trochę mnie przerasta. Proszę zostawcie mnie samego.
- Dobrze –
zgodziła się w zrozumieniu staruszka. Fabrizio nawet się nie odezwał, a jedynie
słuchał rozmowy, a Jolka posyłając chłopakowi lekki uśmiech wyszła jako
pierwsza. Staruszka ruszyła w stronę drzwi, ale przed zamknięciem ich za
sobą dodała. – Podejrzewam jak możesz się czuć, ale postaraj się także
zrozumieć i mnie.
Po tych słowach
wyszła z pokoju. Piotrek siedział bez ruchu na podłodze, opierając się o łóżko
głową. Starał się poukładać błądzące w jego umyśle myśli. Zawsze uciekał od
przeszłości, dlatego w tym momencie toczył ze sobą największy bój. Minęło
półgodziny, kiedy do pokoju weszła ponownie Jolka.
- Hej – szepnęła
łagodnym tonem – Jak tam?
- Ni jak –
westchnął wycierając z oczu łzy frustracji. Podwinął pod siebie nogi i położył
na kolanach brodę, po czym odwrócił się w stronę koleżanki. – Powiedz mi, jak
to jest mieć babcię? Nigdy żadnej nie miałem, więc nie wiem, ale ty miałaś aż
dwie.
- Hmm –
zastanowiła się Jolka siadając obok chłopaka – Babcia z reguły to ktoś, kto
rozpieszcza swoje wnuki. Moje obie babcie były naprawdę fajne, ale czas mi je
odebrał. Ty masz okazję zasmakować życia ze swoją, więc jej nie marnuj.
- Tak myślisz? –
Spytał zielonooki w zamyśleniu – Może los podsuwa mi pewne wyjście, bym
postawił pierwszy krok w zmierzeniu się z demonami przeszłości? Zawsze od tego
uciekałem, dlatego mam mega mętlik w głowie. Rozum podpowiada mi, żebym uciekał,
zaś serce każe mi zostać i walczyć z tą fobią.
- To twoja decyzja
– poradziła mu Jolka – Jedynie ty możesz ją podjąć. Moja rada to zaryzykuj, bo
i tak nic nie tracisz, a jedynie możesz zyskać. Pogadałam chwilę z twoją
babcią i wiem, że jest skarbnicą wiedzy na temat twoich rodziców. – Potargała
mu włosy, wstając z podłogi – Zastanów się nad tym. Prześpij się. Myślę, że ci
to pomoże poukładać myśli. Dobranoc.
- Dobranoc –
mruknął ściszonym głosem – I dzięki.
- Nie ma sprawy –
uśmiechnęła się ciepło, po czym zostawiła go samego w pokoju.
Piotrek poszedł za
jej radą i położył się w łóżku. Przez chwilę miotał się z boku na bok, aż w
końcu zasnął. Nie pospał jednak długo, ale ten krótki czas odpoczynku pomógł mu
rozjaśnić umysł. Wstał i się odświeżył letnim prysznicem. Kiedy wszedł
ponownie do pokoju na łóżku czekało już na niego czyste ubranie, które
podrzucił mu Luigi. Westchnął lekko się uśmiechając, po czym zaczął się
ubierać. Naciągnął na siebie czarne, proste dżinsy i koszulkę polo tego samego
koloru z białymi zakończeniami rękawów, przypominającymi mankiety. Wszystko
pasowało idealnie przywierając do jego ciała. Na koniec nałożył tenisówki i
zerkając na zegarek, który wskazywał godzinę ósmą rano wyszedł. Na korytarzu
przywitali go Luigi z Emilio i jeszcze trzech ochroniarzy.
- Dzięki, Luigi –
rzucił Piotrek do blondyna – Ubranie pasuje jakby było szyte na miarę.
- Nie ma za co –
skłonił się mężczyzna w zakłopotaniu – wykonałem jedynie swoją pracę.
- Ale pomimo tego
dzięki – upierał się chłopak – I jednocześnie chciałbym przeprosić was
wszystkich za problemy jakie was przeze mnie spotkały.
- O czym ty
mówisz? – Odparł w imieniu wszystkich Emilio – To żaden problem. Dzięki tobie
mieliśmy okazję się trochę rozerwać.
- Na pewno? –
Chłopak się upewniał, mierząc mężczyzn czujnym spojrzeniem – Skoro tak, to nie
ma rozmowy.
- Życzymy ci
miłego dnia – skłonili się wszyscy żegnając Piotrka, który ruszył w stronę
salonu. Kiedy tam wszedł, zastał siedzącą na kanapie Jolkę, która zaabsorbowana
była pewnym artykułem w gazecie. Chłopak podszedł od tyłu, ostrożnie do
dziewczyny i szybkim ruchem zasłonił jej oczy.
- Zgadnij kto? –
Spytał jak za starych dobrych lat, kiedy byli mali – Jeśli nie zgadniesz to…
- To co? –
Zaskoczyła go, przerzucając przez plecy tak, że wylądował obok niej na kanapie
– Jakbym miała nie zgadnąć? Znam cię prawie całe życie głupolu. I jaką podjąłeś
decyzję?
- Postanowiłem
spróbować – mruknął poprawiając się na kanapie – Nie wiem jak to jest mieć
babcię, a tym bardziej jak być wnukiem. Podejmę to wyzwanie, które rzuca mi
los. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.
- Jestem z ciebie
dumna – uśmiechnęła się Jolka, przytulając chłopaka do siebie – Naprawdę robisz
wielkie postępy w walce z samym sobą. A tak poza marginesem, to wiesz, dlaczego
Dante sprowadził cię do swojej szkoły?
- Mniej więcej –
sapnął ziewając – Twierdził, że głównym powodem było zapoznanie mnie z jego
prawdziwym „ja”, ale wiem, że był on inny.
- A jednak –
zaakcentowała dziewczyna w uniesieniu – domyśliłeś się?
- To nie było
trudne – westchnął bawiąc się palcami – Przed tym jak Dante mnie tu sprowadził,
w naszym mieszkaniu pojawił się Chris, a jeszcze wcześniej kilkakrotnie
natknąłem się na Edwarda. Jednym słowem, jestem tutaj, bo miałem na jakiś czas
zniknąć z pola rażenia rodu Murdoch.
- Masz rację –
przyznała mu Jolka – Dante myślał, że w szkole będziesz o wiele
bezpieczniejszy.
- A wiesz co w tym
wszystkim jest najśmieszniejsze? – Zaśmiał się gorzko chłopak – Nikt nie
przypuszczał, że w takim miejscu natknę się na członka tej rodziny. W dodatku
trafiłem do tej samej grupy i co było do przewidzenia, Kacper mnie nienawidzi.
Plusem w tym wszystkim jest to, że on mnie nie kojarzy. Podejrzewam jednak, że
niedługo się domyśli i będzie po ptakach.
- Wiesz, że Dante
nie da cię skrzywdzić – rzuciła pewnie dziewczyna – Z całych sił stara się
ciebie chronić.
- Wiem to – odparł
Piotrek smutnym głosem – ale nie chcę, żeby to robił, przynajmniej nie za
wszelką cenę. To tyczy się także ciebie Jola. Nie darowałbym sobie, gdyby
cokolwiek przydarzyło się któremuś z moich przyjaciół. Prędzej wróciłbym do
życia w klatce Murdochów, niż bym miał patrzeć na cierpienie moich bliskich.
Śmierć Sary w zupełności wystarczy.
- Nie powinieneś
obwiniać się za śmierć Sary – starała się pocieszyć chłopaka rudowłosa – Już
nieraz ci to mówiłam, nie jesteś przeklęty i nie przynosisz pecha. Ten stek
bzdur wymyślili Murdochowie, byś trzymał się z dala od innych osób. Wstydzili
się faktu, że członek ich rodziny nie ma blond włosów i błękitnych oczu.
Wyróżniałaś się i to najbardziej działało im na nerwy. – Przerwała na chwilę
widząc zgaszony wzrok kolegi – Najbardziej podobało mi się w twojej postawie
to, że gdy wchodzili z oszczerstwami na imię twojej matki, ty zawsze stawałeś w
jej obronie. Chociaż jej nie znałeś, nigdy nie pozwoliłeś jej oczerniać. Nie
wyrzekłeś się też samego siebie, bo nie dawałeś zmieniać swojego wyglądu według
ich zachcianek. Nigdy nie stałeś się tym zimnokrwistym Murdochem, pozostając
moim kochanym młodszym bratem, Piotrem.
- Skąd bierzesz te
wszystkie mowy? – Zaśmiał się z już poprawionym nastrojem – Zawsze wiesz co
powiedzieć.
- No, wiesz co? –
Uśmiechnęła się ciepło mierzwiąc mu włosy – To normalne. Znamy się od czasów
piaskownicy i razem dorastaliśmy. Ty znasz mnie, a ja ciebie i to nigdy się nie
zmieni.
- Ta – westchnął
się śmiejąc – Lisica i Skrzat na zawsze będą ze sobą związani.
- Dobrze
powiedziane – zgodziła się Jolka przybijając z chłopakiem piątkę – A tak swoją
drogą, to kim jest ta młoda czarnulka?
- Ach, to Nicole –
oznajmił Piotrek lekko zaskoczony pytaniem – Jest moją współlokatorką w dormitorium
szkolnym. Nie wiem czemu, ale coś nakazuje mi ją chronić, jakby była dla mnie
kimś ważnym.
- Chyba nie masz
na myśli – zaczęła słodkim głosikiem rudowłosa.
- Nie, nie! –
Zarzekał się chłopak – To nie tak jak myślisz. To uczucie podobne do tego jakie
czułem gdy Chris był w niebezpieczeństwie, albo Sara, czy ty. Nie umiem tego
wytłumaczyć, ale tak jest. Dosłownie zacząłem traktować ją jak młodszą siostrę,
a wiesz, że jak na mnie, to jest naprawdę dziwne.
- Pozwól się
prowadzić swoją intuicją – poleciła Jolka spokojnym głosem – jak dotąd nigdy
cię ona nie zawiodła w tych sprawach. Pytanie tylko, czy dorosłeś do tego by
zacząć ufać samemu sobie?
- Jak zwykle
trafiasz w czuły punkt – marudził Piotrek udając złość – No cóż, nie przekonam
się jak nie spróbuję, co nie?
- Właściwa
odpowiedź – pochwaliła go dziewczyna – Najważniejsze byś podążał do przodu, a
nie wiecznie tkwił w jednym miejscu, bądź się cofał.
- Teraz zaczynasz
gadać jak Dante – zmierzył ją badawczo wzrokiem – to trochę przerażające.
- Hej! – Dała mu
prztyczka w czoło – Czasem też potrafię prawić morały. Nie będę zawsze pleść
głupot.
- Ta – uśmiechnął
się ciepło do dziewczyny – Ty także się zmieniasz i robisz postępy, jak ja.
- Ta – zaśmiała
się w odpowiedzi – coś w tym rodzaju. Po prostu oboje dorastamy, braciszku.
- Gdzie Fabrizio i
babcia? – Spytał zdziwiony, że jeszcze nikogo z nich nie widział – Jeszcze
śpią?
- Nie, nie śpią –
odpowiedziała Jolka w rozbawieniu – wyszli na jakieś spotkanie biznesowe. Wrócą
w porze obiadu, niestety do tego czasu nie możemy się stąd ruszyć.
Odbierze nas Jacek, to znaczy Dante. Sorry, stare przyzwyczajenie.
- Coś o tym wiem –
przyznał Piotrek – Trudno tak z dnia na dzień przestawić się na nowe imię
osoby, którą dotąd nazywało się inaczej.
Rozmawiali tak
jeszcze razem się śmiejąc z własnych wspomnień, zapominając o bożym świecie.
Rozmowie dwójki przyjaciół
przysłuchiwała się Nicole. Dziewczyna była zdziwiona jak bardzo otwarty potrafi
być Piotrek w stosunku do drugiej osoby. Nie do końca słyszała wszystkie słowa,
bo drzwi lekko zagłuszały rozmowę, ale wyłapywała co ważniejsze zdania.
Niestety zaczęła podsłuchiwać dopiero od połowy i tym sposobem przegapiła
najciekawszą część. Jednak wzruszyła się na wzmiankę o niej i tym sposobem
Piotrek jeszcze bardziej zyskał w jej oczach. Po dłuższej chwili rozmyślań
postanowiła wyjść z pokoju i włączyć się do rozmowy. Oboje przywitali ją ciepło
i tak razem dyskutowali na różne tematy do czasu przybycia rodziny Umbra.
- Oho – zaśmiał
się Maurizio, zastanym widokiem rozbawionych młodziaków – Widzę, że młodzież
dobrze się bez nas starych bawi.
- Co? – Zszokował
się Piotrek dźwiękiem głosu staruszka. Cała trójka poderwała się na równe nogi.
– My tylko…
- To tylko luźna
rozmowa pomiędzy przyjaciółmi – oświadczyła Jolka uprzejmie się skłaniając –
Przepraszamy, że zakłócaliśmy spokój w salonie.
- Siadajcie moi
mili – polecił mężczyzna usadawiając się w jednym z foteli. Trójka przyjaciół
wykonało polecenie. – Nie macie za co przepraszać. Miło jest usłyszeć śmiech
młodych po męczącej rozmowie dorosłych. Mam dla was pytanie, a w szczególności
do ciebie młodzieńcze. – Piotrek zdziwiony spojrzał na mężczyznę zaciekawionym
wzrokiem. Maurizio uśmiechnął się tylko i kontynuował. – Co byś zrobił,
gdyby zaproponowano ci układ na dobrych warunkach, jednak warunkiem tego miałby
być udział w wojnie, między innymi z powiązanymi z tobą grupami?
- Hm – zastanowił
się chwilę Piotrek – W takim wypadku starałbym się działać w sposób by sprawić,
aby wilk był syty i owca cała.
- Czyli? –
Naciskał starzec – Wytłumacz to.
- Powiedziałbym,
że działam na zasadzie neutralności, czyli nie mieszam się w sporne kwestie
pomiędzy moimi zaprzyjaźnionymi grupami. – Tłumaczył chłopak – Zaproponowałbym
takie wyjście, aby jednorazowo wesprzeć na przykład materialnie każdego
objętego umową, kto zgłosi się o pomoc. W ten sposób nikt nie będzie mógł
zarzucić łamania układu, a jednocześnie uniknie się konfliktu. Ważne jest to,
żeby każdy z nich otrzymał jednakową pomoc, dla uniknięcia oskarżeń o miarowość
układu.
- A co jeśli by
ktoś zadeklarował ci wojnę? – Wtrącił Fabrizio zaciekawiony tokiem myślenia
chłopaka – Co byś wówczas zrobił?
- Starałbym się to
załatwić polubownie – oświadczył chłopak – Nie lubię rozlewu krwi, dlatego
rozpatrzyłbym wszystkie możliwości załagodzenia sporu.
- Rozumiem –
uśmiechnął się Maurizio – Ciekawy z ciebie chłopiec. Cieszę się, że Sofii
nareszcie odnalazła swojego wnuka.
- A teraz czas na
obiad – oznajmiła staruszka ciepło się uśmiechając – Dziś zjemy wszyscy razem
w restauracji na dole.
- Czy to nie
będzie zbyt wielki kłopot? – Spytał Piotrek widząc lekkie zdenerwowanie Nicole
– Bądź co bądź, to dość wykwintna restauracja.
- Och, nie ma się
czymś takim przejmować – zaśmiała się staruszka machając ręką – Będziemy
jedynie my, dlatego nie musicie się martwić etykietą i strojem. Potraktujcie to,
jak zwykły rodzinny obiad.
Po tych
zapewnieniach wszyscy wyszli z salonu. Obiad minął w dość lekkiej atmosferze,
jak na okoliczności. Z całej trójki nikt nie popełnił ani jednej gafy jedząc
przy stole, czym zyskali w oczach członków rodziny Umbra. Po posiłku wrócili do
apartamentu i do wieczora rozmawiali na różne tematy. Piotrek w pewnym momencie
wyszedł z Sofii Laverno do jej pokoju i odbył z nią poważną rozmowę. Wspólnie
postanowili, że po zakończeniu sprawy w szkole, Piotrek odwiedzi ją w jej
prywatnej willi, która znajdowała się we Włoszech. Z początku starał się
wykręcić brakiem kasy, ale nie pozwoliła mu na to proponując, że zapłaci za
jego bilet. W taki oto sposób nie miał wyjścia i musiał się zgodzić.
* * * * *
Minęła godzina ósma wieczór, kiedy
na czwarte piętro wjechała winda. Drzwi się rozsunęły i wyłonił się z jej
wnętrza ciemnowłosy mężczyzna w czarnym płaszczu. Zmierzył trzech ochroniarzy,
każdego z osobna zimnym wzrokiem, emanując przy tym ciemną aurą mordu. Nie było
pośród nich ani Luigiego, ani Emilia.
- Nic wam nie zrobię
– odparł surowym głosem widząc, jak chcą sięgnąć po broń – Pod warunkiem, że
mnie nie sprowokujecie. Chcę jedynie odebrać moich podopiecznych, a mianowicie
Piotrka, Jolkę i Nicole. Gdzie ich znajdę?
- Tam – wyszeptał
jeden z ochroniarzy wskazując drzwi salonu.
Dante bez słowa
ruszył we wskazanym kierunku i jakby nigdy nic otworzył drzwi. Kiedy wszedł do
salonu, zobaczył roześmianych młodych przyjaciół i członków rodziny Umbra.
- Witam i
przepraszam, że przerywam zabawę – przywitał się spokojnym tonem, ale nadal
emanując złowrogością – Czas na nas moja młodzieży.
- Już? – Marudziła
Nicole, ale czując aurę Dantego od razu zamilkła. – Tak jest.
- Witaj Dante
Sicariusie – przywitał go Maurizio – dziedzicu tytułu głowy rodu. Mocno
wyrosłeś od naszego ostatniego spotkania.
- Możliwe –
mruknął cicho Dante – Niestety czas mnie goni i nie mogę zostać na wspominki.
Dziękuję, że zaopiekowaliście się moimi podopiecznymi.
- Mój wnuk jest tu
mile widziany – wtrąciła Sofii, kładąc rękę na ramieniu Piotrka – Miej na
uwadze, że jeśli coś mu się przytrafi, nie wybaczę.
- Rozumiem –
westchnął mężczyzna mierząc wszystkich zimnym spojrzeniem mordercy – Będę mieć
to na uwadze Sofii Laverno.
Piotrka przeszył
złowrogi dreszcz, kiedy napotkał wzrok Dantego. Chłopak był wręcz przerażony,
podobnie jak Jolka i Nicole. Grzecznie pożegnali się z członkami rodziny Umbra
i zabierając swoje rzeczy posłusznie podreptali za odzianym w czerń mężczyzną.
Zielonooki wpatrywał się w sylwetkę mężczyzny, coś mu tu nie grało. Intuicja
podpowiadała mu, że z Dantem jest coś nie tak. Kiedy weszli do windy panującą
ciszę przerwała Jolka.
- Coś nie tak? –
Spytała mężczyznę ostrożnie badając grunt pod nogami – Wydajesz się być
wściekły?
- A jak myślisz,
mam do tego powód? – Zadał retoryczne pytanie. – Niech no pomyślę. Miałaś
kontaktować się ze mną codziennie dwukrotnie, a dziś w ogóle tego nie zrobiłaś.
Myślałem, że coś jest u was nie tak.
- Ups – zmieszała
się rudowłosa – Zapomniałam, a poza tym padła mi komórka.
- To mogłaś
skorzystać z telefonu Piotrka – rzucił mężczyzna – albo z Nicole.
- Sorry, mój błąd
– jęknęła zdenerwowana dziewczyna – Zdarza się, nie pomyślałam. Czego się
wściekasz?!
- Bo nie myślisz!
– Warknął z furią w oczach Dante, jednak odwrócił wzrok napotykając pytające
spojrzenie Piotrka – Martwiłem się, jasne?
- Dobra, nie
wnikam – zaświergotała Jolka półgębkiem – Gdzie nas zabierasz?
- Ciebie na
lotnisko – mruknął mężczyzna – A tę dwójkę do szkoły.
- No, tak –
Marudziła rudowłosa – Cały ty. Najlepiej pozbyć się problemu, jakim w tym
przypadku jestem i mieć wszystko z głowy. Myślałam, że chociaż napijesz się ze
mną kawy, ale łaski bez. Piotrek się bardziej postarał. Widać, że jedynie on za
mną tęsknił. Myślę, że chyba go od ciebie zabiorę.
- Nie powiem, kto
błagał bym się nim zaopiekował – syknął przez zęby wściekły Dante – Wiesz,
dbałem o niego i jak mi się odwdzięczasz?
- Nie mogłam
zostawić go samego – kłóciła się z mężczyzną Jolka – Dość często popadał w
depresje. Wtedy wydałeś się odpowiednią osobą, ale się chyba pomyliłam!
- Skoro jestem aż
tak wielkim ciężarem dla waszej dwójki, to po jaką cholerę się mną w ogóle
przejmujecie? – Nie wytrzymał Piotrek. Winda się zatrzymała na pierwszym
piętrze i chłopak w złości wymknął się przez otwarte drzwi – Pójdę schodami, a
wy dalej prowadźcie te bezsensowne kłótnie.
- A temu co? –
Zdziwiła się Jolka reakcją kolegi – Obraził się? Za co?
- Ja się mu nie
dziwię – wtrąciła spokojnie Nicole wpatrzona w podłogę – z tego co usłyszałam,
to naprawdę bardzo was męczy jego obecność. Postanowił was od niej uwolnić.
- Nie – machnęła
ręką rudowłosa – Coś źle usłyszałaś.
- Czy wy w ogóle
słuchaliście siebie nawzajem? – Spytała w rezygnacji Nicole – Dante twierdził,
że siłą wymusiłaś na nim by zaopiekował się Piotrkiem. Ty z kolei mówiłaś, że
nie potrafi sam o siebie zadbać. Dodajcie do tego frustrację ciężkimi
przeżyciami w szkole i mega mętlik w głowie po odkryciu pewnej prawdy na swój
temat. Naprawdę kochani z was przyjaciele, tak bardzo wam na nim zależy, że nie
zauważyliście zalążków łez w jego oczach. Wiedzieliście, że przez ostatnie dwie
noce non stop płakał przez sen? Nawet on tego nie wie.
Wszedł na klatkę
schodową hotelu i nieco się ociągając ruszył na dół, jednak w połowie drogi
usiadł na jednym ze stopni i cicho westchnął. Zamknął oczy i powoli odliczył w
duchu do dziesięciu.
- Cholera! –
Krzyknął w złości – Czemu to nie pomaga? Niech mnie ktoś zabije, to będą mieli
o jeden problem z głowy. Kto im niby kazał się mną opiekować? Jeśli nie chcą,
nie muszą. Sam o siebie zadbam. Cholerne życie! Co ja takiego zrobiłem, by
zasłużyć na takie cięgi od losu?
Zerwał się w
złości na nogi i do końca pokonał resztę schodów. Postanowił nie odzywać się
ani do Dantego, ani do Jolki, dlatego w milczeniu dołączył do czekającej przy
wyjściu z hotelu trójki. Na lotnisku jednak nie wytrzymał przy pożegnaniu i
wybaczył Jolce, nie odpuścił natomiast Dantemu. Kiedy weszli z Nicole do samochodu,
uparcie usiadł z tyłu, nawet nie nawiązując z mężczyzną kontaktu wzrokowego.
Oczywiście swoim zachowaniem jedynie dolewał oliwy do ognia, ale miał to
wszystko w głębokim poszanowaniu.
- Hej – zaczepiła
Piotrka Nicole – Czemu ciągle milczysz? Jesteś na mnie zły?
- Nie na ciebie –
uśmiechnął się do dziewczyny serdecznie – Niby czemu miałbym być na ciebie zły?
- Ale wiesz, że
denerwujesz Dantego? – Upewniała się szatynka w strachu przed ciemną aurą
bijącą od mężczyzny z przodu – Igrasz z ogniem, a wiesz czym to grozi.
- Mało mnie to
obchodzi – mruknął chłopak sennym głosem – Może mnie nawet zabić. Mam to
w nosie.
- Ty naprawdę
jesteś na niego zły – zachichotała nerwowo Nicole – Uparty jesteś, jak sobie
coś postanowisz.
- Wiem, osioł ze
mnie – ziewnął przymykając oczy – Obudź mnie, jak będziemy w szkole, ok.?
- Ok. – Zgodziła
się dziewczyna z uśmiechem na twarzy – Miłych snów.
Piotrka zmorzył
sen i po chwili spał już twardo. Nicole w ciszy się mu przyglądała. W
odróżnieniu od chłopaka ona nie potrafiła spać będąc w podróży, dlatego czuwała
nad nim. Dante co i rusz zezował na tył samochodu, badając sytuację. Czekał, aż
dziewczyna zaśnie, ale to nie następowało. W końcu postanowił jej pomóc.
- Może zahaczymy o
stację i napijemy się kawy? – Zaproponował udając przyjacielski ton – Czy może jesteś
jeszcze za młoda na kawę i wolisz soczek?
- Nie żartuj sobie
ze mnie – złapała przynętę szatynka – Oczywiście, że napiję się kawy, ale
z mlekiem.
- Dobra – zaśmiał
się Dante, widząc naiwność dziewczyny – Zaraz wracam, więc miej oko na naszą
śpiącą królewnę.
- Spoko –
zasalutowała żartobliwie się śmiejąc – Tak jest kapitanie.
Dante wrócił po
niecałym kwadransie z dwoma styropianowymi kubeczkami kawy. Uprzednio jeden
z nich nafaszerował niewyczuwalnym środkiem nasennym i bez skrupułów podał
go czternastolatce, przybierając przy tym przyjacielski uśmiech. Dziewczyna nic
nie podejrzewając wypiła zawartość kubka, a po około półgodzinie jazdy
całkowicie odpadła do krainy snów. Wkrótce po tym dotarli do celu swej podróży,
czyli na teren szkoły. Dante ostrożnie i błyskawicznie zaniósł Nicole do jej
sypialni, a po powrocie do samochodu, razem z Piotrkiem ruszył do swojego
mieszkania, które mieściło się kilometr od obrzeży Assassini Tirocinium. Chłopak powoli otworzył oczy godzinę po tym,
jak Sicarius położył go na łóżku. Był w szoku, jak uświadomił sobie, gdzie się
znajduje. Usiadł na posłaniu i przecierając zaspane i mokre od łez oczy, starał
się przywyknąć do panującej w pokoju ciemności.
- Łzy?! – Zdziwił
się widząc mokre ręce – Widocznie znów miałem ten piekielny sen. Do tego cały
zlałem się potem. Żenada.
Nawet nie próbował
iść i otworzyć drzwi pokoju, bo wiedział, że są zamknięte na cztery spusty.
Zamiast tego postanowił się odświeżyć. Wszedł do łazienki i zobaczył
potrzaskane w drobne kawałki lustro nad umywalką. Wyglądało tak, jakby ktoś z
całej siły uderzył je pięścią w sam środek. Na niektórych krawędziach pęknięć
widoczne były ślady krwi.
- Musiał być
naprawdę wściekły – westchnął nieco zmartwiony – Może jednak trochę
przesadziłem? Ale sam był sobie winien. Cholera! Czemu to zawsze ja mam
przepraszać?
Ściągnął ciuchy i
wszedł pod prysznic w duchu przeklinając swoją słabą wolę. Letnia woda obmywała
jego namydlone ciało, dając uczucie świeżości. Zakręcił kurki i po omacku
starał się sięgnąć po zawieszony na haczyku ręcznik.
- Tego szukasz? –
Usłyszał głos Dantego, który w dłoni trzymał ręcznik. Zawstydzony Piotrek bez
słowa wyrwał go mężczyźnie i szczelnie się nim obwinął, następnie ignorując mężczyznę
wyminął go kierując się do pokoju. Dante z furią w oczach uśmiechnął się
półgębkiem. – Czyli jednak nie odpuścisz? W takim razie ja także tego nie
zrobię. Zobaczymy kto wygra.
- Cholera, ale mnie wystraszył, …ale już
dobrze. – uspokajał się w myślach chłopak, wycierając włosy – Wiem, że zachowuję się jak nadąsane dziecko,
ale sam już nie wiem co mam robić. Nie chcę być ciężarem, a wychodzi na to, że
jednak nim jestem. Naprawdę jestem, aż tak beznadziejny?
Piotrek pogrążony
w myślach nawet nie zauważył czającego się za jego plecami Dantego. Mężczyzna z
całej siły pchnął chłopaka na łóżko brutalnie wyciągając z rozmyślań.
Zielonooki z początku nie wiedział co się dzieje, jednak gdy poczuł na sobie
ciężar mężczyzny od razu sobie to uzmysłowił. Chciał się wyrwać, ale nie miał
jak, bo został obezwładniony poprzez wykręcenie do tyłu jednej ręki.
- Skoro nie chcesz
ze mną rozmawiać – wyszeptał mu do ucha Dante, pociągając w swoją stronę za
wykręconą rękę, co sprawiło chłopakowi ból. – To cię do tego zmuszę.
Mężczyzna siłą
rozstawił Piotrkowi nogi, a po chwili bez żadnych uprzedzeń w niego wszedł.
Chłopak zawył z bólu, a raczej z upokorzenia jakie go spotkało. Rozbolał go
brzuch i poczuł mdłości, przez cały stosunek czuł się niekomfortowo. W tym
momencie Dante go przerażał. Po wszystkim roztrzęsiony skulił się cicho łkając.
- Przepraszam,
przepraszam – powtarzał wystraszony Piotrek przyciszonym głosem – Przepraszam.
- No, co ty
Piotrek? – Mężczyzna chciał go dotknąć, ale ten w szoku odtrącił jego dłoń,
obdarzając przy tym zlęknionym spojrzeniem zapłakanych oczu. Ten widok
uzmysłowił mężczyźnie co zrobił. Mocno przytulił do siebie roztrzęsionego
chłopaka – Wybacz mi proszę. Popełniłem błąd. Dałem się zaślepić złości,
lekceważąc twoją wrażliwą osobę. Przestań płakać, no już. Uspokój się, nic ci
już nie grozi.
Dante uspokajał
Piotrka jak małe dziecko delikatnie głaszcząc po głowie i tuląc do siebie.
Chłopak zaczął powoli do siebie dochodzić.
- Naprawdę muszę go kochać – pomyślał już
uspokojony Piotrek wtulając się w mężczyznę – Zrobił mi coś okropnego, a ja nie potrafię się na niego złościć. Choć
nie zmienia to faktu, że źle się czuję.
Chłopak w reakcji
na nagłą falę mdłości, gwałtownie odepchnął mężczyznę od siebie i z ledwością
znosząc ból od pasa w dół popędził do łazienki. Kiedy skończył, umył się,
narzucił na siebie ciuchy, które pozostawił przy prysznicu i powoli wrócił do
pokoju. Dante siedział zamyślony na łóżku z ponurą miną. Na pierwszy rzut
oka było widać, że czuje się winny za to, co pomiędzy nimi zaszło. Tym razem to
on nie śmiał spojrzeć chłopakowi w oczy. Piotrek ostrożnie usiadł na skraju
łóżka lekko się przy tym krzywiąc, po czym zastanawiając się co powiedzieć
cicho westchnął.
- Sam nie wierzę,
że to mówię – zaczął w końcu, opierając się czołem o plecy mężczyzny – ale
udawajmy, że do tego nie doszło, ok.? Wiem, że jestem beznadziejny i masz prawo
się na mnie gniewać, ale spróbuj czasem i mnie zrozumieć. Ostatnie kilka dni
dało mi w kość i nie zdążyłem się z tym jeszcze uporać. – Zrobił chwilę
przerwy by zebrać myśli – Dowiedziałem się, że nie mam już szans na poznanie
moich prawdziwych rodziców. Nie liczyłem na to, ale wiadomość o śmierci mojej
matki jednak mną wstrząsnęła. Do tego okazało się, że mam babcię, a później
zjawiła się Jolka z wieścią, iż zna twoją prawdę. Wasza kłótnia w windzie
dobiła mnie już do cna. Miałem zamiar nie odzywać się do waszej dwójki już
nigdy, ale wymiękłem, bo nie potrafię się na was długo złościć, Nawet teraz,
kiedy potraktowałeś mnie jak szmatę, ja cię nie znienawidziłem. Jestem głupim
masochistą, wiem. Chyba jednak miłość wszystko potrafi wybaczyć. To tyle
chciałem powiedzieć, a teraz dobranoc.
Piotrek ułożył się
powoli na posłaniu zwijając w kłębek. Dante po chwili namysłu szybko się do
niego odwrócił i mocno przytulił.
- Naprawdę mnie
nie nienawidzisz? – Dopytywał mężczyzna szepcząc chłopakowi do ucha – Boisz się
mnie?
- Czasami
potrafisz być przerażający – mruknął sennie półprzytomny Piotrek w odpowiedzi –
ale czasem widzę w twoich oczach smutek. Płaczesz w środku, udając stoicki
spokój na zewnątrz.
- Tak bardzo cię
kocham, wiesz? – powiedział ciepło Dante całując go w czubek głowy – Nikomu cię
nie oddam.
- Wiem – szepnął
Piotrek już prawie śpiąc – Nigdzie się na razie nie wybieram, więc spokojnie
odpocznij po misji.
Chłopak odwrócił
się do mężczyzny przodem i musnął ustami jego policzek, po czym mocno wtulił
się w jego tors już całkowicie zasypiając. Dante zdziwiony przez chwilę
wpatrywał się w śpiącego, ale także zmorzył go sen, dlatego się mu poddał. Piotrek
po godzinie otworzył oczy, podniósł wzrok i zobaczył pogrążonego w mocnym
śnie partnera. Ostrożnie wstał i powoli podsunął do góry skrawek bluzki
mężczyzny, odsłaniając tym samym jego brzuch.
- Cholera – przeklął w myślach na widok
prowizorycznego opatrunku na boku Dantego. – Wiedziałem.
Zsunął się z łóżka
i cicho wyszedł z pokoju. W kuchni znalazł apteczkę z opatrunkami i potrzebne
środki do dezynfekcji. Wrócił do sypialni i delikatnie oderwał stary,
zakrwawiony opatrunek z rany mężczyzny.
- To rana po postrzale – pomyślał, gdy
zobaczył ślady prochu na skórze wokół rany
– Na szczęście to tylko draśnięcie. Co to była za misja do cholery, by się tak
narażać! Wiem, że jest zabójcą i powinienem liczyć się z faktem, że czekają
go niebezpieczne zlecenia, jednak nie wiem, czy wytrzyma to moje serce. Moja
wiedza medyczna odnosi się tylko do zwierząt, nie do ludzi. Nawet nie wiem, czy
dobrze go opatruję.
Ostrożnie oczyścił
ranę i miejscowo znieczulił mężczyznę. Po odczekaniu chwili do czasu
zadziałania znieczulenia zaczął zszywać ze sobą krawędzie obrażenia. Kiedy
skończył, starannie w skupieniu nałożył nowy opatrunek. Nawet nie zauważył, że
Dante się obudził i bacznie się mu przygląda.
- Ok. – Szepnął
sam do siebie chłopak dumny z rezultatu swojej pracy – Skończone.
- Dzięki – odparł
Dante powoli podnosząc się do siadu – Ale szczerze, to nie musiałeś tego robić.
- Zamknij się i
kładź! – Nakazał Piotrek z furią w oczach, przygwożdżając mężczyznę do łóżka –
Masz leżeć i odpoczywać. Zraniłeś się gdzieś jeszcze?
- Wyluzuj, to
tylko draśnięcie – uspokajał go Dante – Odnosiłem gorsze rany w dzieciństwie,
więc uwierz, ta nie jest problemem. Nie świruj, ok.?
- Po prostu się
martwiłem – obruszył się chłopak – Nie chcę już nikogo stracić. Zapomnij.
Piotrek wstał,
pozbierał rzeczy i bez słowa wyszedł odnieść apteczkę do kuchni. Wstawił wodę
w czajniku na herbatę i czekał, aż się zagotuje. W między czasie zrobił
kanapki z masłem fistaszkowym dla Dantego. Kiedy skończył, ustawił wszystko na
jednej tacy i zaniósł do sypialni. Mężczyzna siedział oparty o wezgłowie łóżka
podpierając brodę o jedno z kolan. Spojrzał na wchodzącego chłopaka zamyślonym
wzrokiem.
- Masło
fistaszkowe? – Zdziwił się widząc kanapki – Skąd wiedziałeś, że mam na nie
ochotę?
- Mieszkam z tobą
od roku – oznajmił Piotrek stawiając tacę na szafce obok łóżka – Stąd wiem, że
zawsze, kiedy wracasz ze zlecenia, zjadasz prawie cały słoik masła
fistaszkowego. Niestety nie znalazłem kakao ani czekolady, więc musisz
zadowolić się zwykłą herbatą.
Piotrek nie
siadał, bo sprawiało mu to ból, jedynie przykląkł przy łóżku i powoli zaczął
popijać herbatę z kubka. Zachowanie to nie umknęło uwadze Dantego, który
zmierzył chłopaka badawczym spojrzeniem, jednocześnie zagryzając jedną z kanapek.
- Może zjesz razem
ze mną? – Spytał nie spuszczając wzroku z chłopaka – Usiądź przy mnie.
- Nie, dzięki –
odparł Piotrek, w chwilowym zawahaniu odsunął od ust kubek z herbatą – Tu mi
dobrze, a poza tym nie jestem głodny.
- Rozumiem –
westchnął mężczyzna zsuwając się z łóżka na podłogę, gdzie klęczał zielonooki –
Skoro ty nie chcesz, to ja do ciebie przyjdę.
Chłopak nawet na
niego nie spojrzał, tylko w spokoju sączył swoją herbatę. Dante widział, że
ledwo utrzymuje się w tej pozycji, walcząc z bólem bioder i wszystkiego od pasa
w dół. Skończył jeść i szybko wypił herbatę, po czym odstawił talerz i
kubek na tacy. Kiedy zobaczył, że kubek Piotrka także jest pusty, zręcznie
wyjął mu go z dłoni i postawił obok swojego. Następnie podniósł chłopaka
i delikatnie położył na posłaniu.
- Co ty
wyczyniasz? – Zganił go Piotrek ze złością w oczach – Nie możesz dźwigać. Szwy
mogą tego nie wytrzymać, głupku.
- Ty obejrzałeś
moje rany – zaczął Dante poważnym tonem – Dlatego ja teraz obejrzę twoje.
- Nie ma żadnych
ran – zarzekał się chłopak – Zostaw mnie! Nie ma tu nic do oglądania.
- Pozwól, że sam
to ocenię – odrzekł mężczyzna powoli rozbierając szamoczącego się zielonookiego
– Widzę jak cierpisz, dlatego muszę zobaczyć jak bardzo cię zraniłem. Do tego nie chcesz nic
jeść. Naruszyłem twój brzuch, prawda?
- Przestań! –
Wrzasnął zawstydzony Piotrek, łapiąc partnera za ręce – Mówiłem, żeby o tym
zapomnieć, więc czemu nadal to roztrząsasz?
- Pytasz czemu? –
Zdziwił się Dante reakcją chłopaka – Widzę, że nie możesz siadać i jeść, do
tego męczysz się walcząc z bólem. Widzę też, że starasz się ukryć swoje łzy
przede mną. Nie kryj tego! Zapłacz, wyklnij mnie i daj mi posmakować skutków
mojego czynu.
- Ale ja nie chcę,
żebyś się smucił – jęknął Piotrek z bólu – Przyzwyczaiłem się do faktu, że się
nie liczę, dlatego wszystko już gra.
- Nic tu nie gra!
– Wrzasnął zdenerwowany Dante, przytulając do siebie chłopaka – Ty się dla mnie
liczysz. Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Wybaczyłem ci –
załkał Piotrek nie wytrzymując już bólu – dlatego nie zadręczaj się już tym
więcej, ok.?
Wystarczył tylko
ułamek sekundy, by Dante mógł zobaczyć tył chłopaka. Szybko wstał i wybiegł
z sypialni, lecz po chwili wrócił z czymś w rękach.
- Odwróć się tyłem
do mnie – nakazał chłopakowi, który spojrzał na niego w szoku – No już, nie
ociągaj się.
- Po co? – Spytał
Piotrek badając mężczyznę wzrokiem – Co ty chcesz zrobić?
- Wiem, że po tym
co ci zrobiłem nie zasługuję na to – zaczął przybitym głosem Dante – ale zaufaj
mi, proszę.
- No… -
zastanawiał się chłopak obserwując mężczyznę – Dobra, pozwolę ci zerknąć, ale
nic poza tym.
Dante ustąpił, a
Piotrek ostrożnie położył się na brzuchu. Mężczyzna wykorzystując fakt, że ten
nie patrzy, wycisnął maść na palce i delikatnie pokrył nią podrażnione miejsce.
Zielonooki syknął z bólu i chciał się gwałtownie odwrócić, ale ciemnowłosy
mu na to nie pozwolił nadal wcierając specyfik w jego cztery litery.
- Przestań już –
jęknął Piotrek zezując na mężczyznę – To boli, wiesz?
- Zaraz przestanie
– uśmiechnął się Dante całując go w czubek głowy – Ta maść migiem doprowadzi
cię do porządku.
- Co to za maść? –
Spytał chłopak z ciekawości.
- To antybiotyk –
tłumaczył mężczyzna wstając z łóżka. – Sprawdzona, dlatego wiem, że szybko
działa.
Piotrek naciągnął
spodnie i próbował wstać.
- Ty masz leżeć –
nakazał Dante ponownie kładąc chłopaka na łóżku – Nie nadwerężaj się bardziej.
- Ale ja muszę
wstać, ok.? – Odparł Piotrek zawstydzonym głosem, zerkając na drzwi łazienki –
Tylko na chwilę i wrócę do łóżka.
- Rozumiem –
zachichotał mężczyzna, po czym wziął chłopaka na ręce – zaniosę cię tam.
- Przestań się
wygłupiać. Puszczą ci szwy – protestował zielonooki – Sam mogę tam pójść, więc
mnie puść.
- Nie – odmówił
Dante niosąc chłopaka do łazienki. Postawił go przy klozecie. – Jesteśmy na
miejscu. Zawołaj jak skończysz, to cię odniosę.
- Boże! – Wrzasnął
Piotrek w irytacji – Toż to nie kilometr do cholery! Sam wrócę. Nie traktuj
mnie jak inwalidę.
- Ok. – Zgodził
się mężczyzna w śmiechu – Ale w zamian poszukam ci wygodniejszych ciuchów do
spania. Te są wilgotne i brudne.
- Wilgotne są
dlatego, że zostawiłem je tu, jak brałem prysznic – tłumaczył zielonooki –
Dzięki za pomoc.
Dante się jedynie
uśmiechnął i wyszedł z łazienki. Piotrek po chwili wrócił do pokoju i jak
obiecał, od razu położył się do łóżka. Leżał na plecach, wpatrując się
niewidzącym wzrokiem w sufit. Próbował uporządkować sobie pomieszane myśli w
głowie. Jednak w pewnym momencie ciężko wypuścił powietrze z płuc, dając sobie
z tym spokój. Potrzebował na to trochę więcej czasu niż kilku minut jakimi
teraz dysponował.
- To jak? Opowiesz
trochę o swoich problemach? – Spytał Dante stojąc w drzwiach wejściowych do
pokoju – Masz taką minę, jakby ci to mocno ciążyło.
- Poniekąd tak
jest – mruknął Piotrek wzdychając. Przez chwilę wpatrywał się w mężczyznę
badawczym wzrokiem, po czym zrobił minę kogoś zdecydowanego. – Znasz swoich
rodziców?
- Co to za
pytanie? – Zdziwił się ciemnowłosy siadając na łóżku obok chłopaka – Może i
należę do rodziny zabójców, ale to nie znaczy, że jest ona spaczona w
jakikolwiek sposób. Wbrew pozorom moi rodzice są bardzo oddani rodzinie i
troszczą się o dobro każdego ze swoich dzieci.
- Rozumiem –
szepnął w zamyśleniu chłopak – A powiesz mi, jak to jest mieć rodziców?
- Czemu chcesz
wiedzieć takie rzeczy? – Nie rozumiał mężczyzna – Każdy powinien to wiedzieć,
nie sądzisz?
- Możliwe – odparł
spokojnie Piotrek z melancholijnym wyrazem twarzy – Niestety nie było mi dane
poczuć bliskości rodziców. Byłem jeszcze mały, kiedy mnie od nich zabrano, a
teraz oboje nie żyją. Chociaż z drugiej strony niejako miałem przybranych
rodziców w postaci wuja i jego żony, którzy katowali mnie w piwnicy z winy
mojej odmienności w wyglądzie. Czy to znaczy rodzicielska miłość? Nieustanne
karanie i wmawianie, że jest się przeklętym bękartem? Jeśli tak, to zaznałem
jej bardzo wiele w dzieciństwie.
- Co ty pleciesz
za bzdury? – Spytał Dante w szoku – Rodzice nie traktują dzieci w tak
bestialski sposób. Miłość rodzicielska opiera się na dobru dziecka poprzez
opiekę i wsparcie w trudnych chwilach. Rodzice kochają każde swoje dziecko
niezależnie od jego charakteru czy wyglądu. Rozumiesz co mam na myśli?
- Trochę – szepnął
chłopak w skupieniu – Czyli jednak nie byłem kochanym dzieckiem. W sumie,
mogłem się tego spodziewać. Babcia Sofii powiedziała mi, że wuj zabił mojego
ojca, a porwanie mnie było jedynie aktem zemsty w ich porachunkach. Zastanawiam
się tylko, czemu mnie nie zabił? Ten czyn chyba bardziej zraniłby mojego ojca.
Sam już nie wiem.
- Pogubiłeś się. –
Dante odgarnął włosy z twarzy chłopaka – Naprawdę nie znasz znaczenia rodziny.
Z tego co mówisz to traktowano cię gorzej niż zwierzę.
- Nie lituj się
nade mną – westchnął Piotrek posyłając mężczyźnie ostrzegawcze spojrzenie –
Może już nigdy nie poznam miłości rodziców, ale odnalazłem babcię. Ona obiecała
opowiedzieć mi o ojcu i matce, to mi wystarczy.
- Spójrz na siebie
– zauważył Dante spokojnym tonem – Sam w to nie wierzysz, więc czemu się
oszukujesz?
- Całe moje życie
to jedno wielkie kłamstwo, więc czemu nie dodać do tego jeszcze jednego? –
Odparł Piotrek smutnym głosem – Jestem beznadziejny. Lepiej się do mnie nie
zbliżaj, bo zarazisz się tą beznadziejnością.
- Źle to ujmujesz
– nie zgodził się z nim Dante – Ty nie jesteś beznadziejny. Ciekawa z ciebie
osoba, dlatego się tobą zainteresowałem. Gdybyś był beznadziejny, jak
twierdzisz, nawet bym na ciebie nie spojrzał. Dlatego nie łudź się na to, że
pozwolę ci odejść, czy coś na odwrót. Jedyną wadą w tobie jest nazbyt duży
pesymizm. To tyle.
- Z tym
pesymizmem, chyba jednak musi coś być – zastanawiał się na głos chłopak – bo
nie jesteś pierwszą osobą, która mi o nim mówi. Jolka nagminnie mi to powtarza,
choć z drugiej strony stwierdziła, że jak na kogoś kto przeżył tyle lat w
systemie wychowawczym Murdochów, jestem nad wyraz normalnym chłopakiem.
- Nie wiem przez
co przeszedłeś w tej rodzinie, ale sądzę, że Jolka ma rację – Przyznał Dante –
Choć jesteś dość empatyczny, jak na zwykłego chłopaka.
- Kiedy przeżywasz
codziennie horror, to trudno patrzeć na ból innych – oznajmił spokojnie zielonooki
– Taki już jestem i nie potrafię się zmienić.
- Nie musisz się
zmieniać – dał chłopakowi prztyczka w nos – Kocham cię takiego jakim jesteś,
dlatego nie waż mi się zmieniać.
- Au – Piotrek
potarł bolący nos – Rozumiem, rozumiem.
- Zmieniając temat
– zaczął Dante poważniejąc – Pojutrze wracamy do szkoły.
- Dopiero
pojutrze?! – Zdziwił się chłopak – Myślałem, że jutro.
- Dostałem trzy
dni wolnego ze względu na ranę – tłumaczył chłopakowi – Ty również zostałeś na
ten czas zwolniony z zajęć w ramach krótkiej rekonwalescencji po pobiciu.
- Zwolniony, czyli
że przegapię jakieś zajęcia? – Spytał w szoku zielonooki – Jakie? Z kim?
- Pierwszy tydzień
należy do Rose i Wiktora – zaśmiał się Dante widząc niemrawą minę chłopaka –
Trucizny i odtrutki oraz broń palna. Jesteś dobry w gotowaniu i zielarstwie,
dlatego szybko nadrobisz zaległości.
- Skoro zaczęły
się wasze specjalizacje – zaczął myśleć na głos Piotrek – to czy nasze grupy
nie zostały rozwiązane?
- W rzeczy samej –
zgodził się Dante – Jednak nadal opiekunowie sprawują opiekę nad powierzonymi
im uczniami. Jeśli będziesz miał problem to wal śmiało.
- No, nie wiem czy
skorzystam – mruknął zamyślony Piotrek – Przywykłem sam rozwiązywać swoje
problemy, chociaż może. Nieważne.
- Ok. – Ciemnowłosy
zmierzył badawczo chłopaka wzrokiem – Nie wnikam. Zmień ciuchy.
Rzucił chłopakowi
na głowę czyste ubranie, na które się składały szary T-shirt i oliwkowe dresowe
szorty. Piotrek bez słowa wziął ciuchy i w milczeniu się przebrał. Dante
dostrzegł na jego prawym ręku siniec w kształcie okalających palców. Od razu
wiedział, że należą do niego. Chłopak miał naprawdę delikatne ciało, bo
wystarczyło mocniej go przycisnąć, a powstawał w tym miejscu siniak.
- Powiedz –
mężczyzna próbował sklecić odpowiednie pytanie. – Kiedy wujostwo cię biło, to
nie przejmowało się siniakami na twojej skórze?
- Z reguły bili
mnie w miejsca, które zakrywały ubrania – uśmiechnął się smutnie Piotrek –
Jednak czasem bywało tak, że katowali mnie do nieprzytomności. Gdy obrażenia
wychodziły poza obręb ubrań zamykali mnie w piwnicy do czasu ich zniknięcia.
Choć raz prawie umarłem od zadanych ran, może i by tak się stało gdyby nie
Jolka, która nade mną czuwała. Oczywiście w tajemnicy przed resztą.
Dante pociągnął na
łóżko stojącego w zamyśleniu chłopaka. Przytulił go mocno i całował.
- Co ty
wyczyniasz? – Spytał zaskoczony i zawstydzony chłopak – Uspokój się.
- Ktoś musi cię
dopieszczać – uśmiechnął się w odpowiedzi mężczyzna nie przerywając czynności –
Sprawię, że wreszcie poczujesz, jak to jest być kochanym.
- Przestań, to
takie zawstydzające – wymamrotał cały czerwony na twarzy Piotrek, jednak gdy
mężczyzna przejechał delikatnie palcami pod jego brodą, zaśmiał się raptownie.
– Przestań to łaskocze.
- Łaskocze? –
Zdziwił się Dante – No, nie mów mi, że masz tu łaskotki. To może sprawdzimy,
gdzie masz jeszcze podobne punkty?
- Nie, nie
sprawdzaj – błagał śmiejąc się chłopak. Wyraz jego twarzy się rozjaśnił,
obnażając przed mężczyzną nowe oblicze zielonookiego. – Mam takie trzy miejsca,
ale ich nie szukaj.
- Dziś ci
odpuszczę, ale następnym razem znajdę je wszystkie. To będzie swego rodzaju
misją. – Odrzekł ciemnowłosy w zadowoleniu – Po tym, jak zobaczyłem twój wyraz
twarzy, nie myśl że porzucę to zadanie.
Porozmawiali sobie
jeszcze chwilę, aż postanowili pójść spać. Piotrek wtulił się w Dantego i oboje
szybko zasnęli.
C.D.N.
Cud, miód i Dante!
OdpowiedzUsuńDużo Dantego! (którego teraz mam ochotę trzepnąć w bańkę! Miał być namiętny seks, a nie prawie brutalny gwałt! Jak go znajdę... nie ręczę...!).
Po raz kolejny szkoda mi Piotrka, taki ma mętlik w głowie, lecz cieszę się, że znalazł taką superową rodzinę! Babcia Sofii... pokochałam kobietę! Tak trzymaj! Pokaż Piotrusiowi jaką siłą potrafi być rodzina!
Pozdrawiam i weeeeeeny!
Hej,
OdpowiedzUsuńbabcia Sofii pokaże Piotrkowi co to znaczy rodzina... ech wszyscy wszyscy traktują go jak dziecko, Dante idioto coś ty zrobił, wiele się dowiedział...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, tak, tak babcia Sofii'a pokaże Piotrkowi co to znaczy rodzina... ech trochę mnie to wkurza, a nawet i bardzo, że wszyscy traktują go jak dziecko, Dante idioto coś ty zrobił? wiele się dowiedział...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńcudnie, Sofia tak jak na prawdziwą babcie pokaże teraz Piotrkowi co to znaczy mieć rodzinę... trochę wkurzające jest to, że Piotrka traktują jak dziecko, a Dante to szkoda po prostu słów...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga