Translate

środa, 28 sierpnia 2013

Umowa



Szedł przez główny hol wydziału i wachlował się zwiniętą gazetką uniwersytecką. 

- Doprawdy, strój galowy w taki upał to udręka – mamrotał pod nosem marudząc z niezadowolenia – Co za pomysł robić szklany dach w szkole, toć to istna szklarnia.

- Hejka, Piotrek! Jak tam leci? – Jolka klepnęła go lekko po plecach.

- A jak sądzisz? – Burknął nie przestając machać przed sobą gazetą.

- Wiem, wiem gorąco, ale pomyśl, że taki dzień zdarza się tylko raz w życiu – podtrzymywała go na duchu– Kiedy się obronisz, wszystkie emocje opadną i będziesz jak młody bóg.

- Nie denerwuję się obroną – westchnął zmęczony – Po prostu jest tu zbyt gorąco. Niedługo będę czerwony jak dojrzały pomidor.

- Przeżyjesz – wyszczerzyła się w śmiechu – A teraz idź i obroń się na tego magistra. Jasne?

- Ta, jak słońce – burknął wchodząc do windy. Ubrany był w czarne, galowe spodnie i białą koszulę na krótki rękaw z grafitową marynarką. Najbardziej uciążliwy w tym stroju był oczywiście krawat, który sprawiał wrażenie pętli na szyi. Kiedy tylko dotarł na miejsce, od razu zostało wyczytane jego nazwisko.

- Raz kozie śmierć – powiedział cicho wchodząc do sali.

* * * * *
            
Czekał na wyniki swojej pracy. Miał jeszcze kwadrans, więc wyszedł na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza. Usiadł na trawniku i chłonął letnie promienie słońca, niestety po chwili ktoś zasłonił mu widok swoim cieniem.

- I jak? Opowiadaj! – Dopytywała się rudowłosa koleżanka siadając obok.

- Właśnie czekam na werdykt jury – zażartował lekko się uśmiechając.

- Aha – bąknęła mrużąc oczy przed słońcem.

- Miałem już iść na górę. Chcesz mi towarzyszyć? – Spytał wstając i otrzepując tył spodni.

- A nie sprawię ci tym problemu? – Drążyła się upewniając.

- Mówisz tak, jakbyś nie była sobą – dotknął jej czoła dłonią – Jesteś chora, czy co? Zwykle wtrącasz się do mojego życia bez pytania. 

- Hm?

- No chodźmy. Chyba chcesz? – Popędzał dziewczynę.

- Yhm – przytaknęła, po czym ruszyła za nim.
            
Obronił się z najwyższym wynikiem i był trochę tym zszokowany. Na szczęście, Jolka szybko go otrzeźwiła swoimi litaniami, jak to wiedziała, że tak się stanie.

- Pójdziemy się napić, aby uczcić twoje zwycięstwo? – Spytała, kiedy wychodzili z windy.

- Ile ty mnie znasz? – Odpowiedział lekko poirytowany zachowaniem kumpeli.

- No, z jakieś piętnaście lat, a co? – Zdziwiła się jego pytaniem.

- To chyba wiesz o moim stosunku do picia alkoholu? – Ciągnął dalej.

- Oj, że masz słabą głowę? – Udała szok. – Jedno piwo chyba ci nie zaszkodzi.

- Mam pewne obawy, kiedy tak beztrosko mówisz o tym piwie – zaczął ostrożnie, by nie drażnić nazbyt silnie jej uporu.

- Nie bój żaby. Jolka zadba o swojego braciszka – zaśmiała się szczypiąc pieszczotliwie jego policzki.

- Ej, nie jestem już dzieckiem – zaprotestował rozcierając bolące miejsce na twarzy – A ta siostra, to na niby.

- Ranisz mnie tak mówiąc – udała płacz na co chłopak nie wytrzymał.

- No dobra, ale tylko jedno i małe – westchnął ciężko.

- Tak, tak – zaśmiała się i pociągnęła go za sobą do autobusu.

Jechali trzydzieści minut, a po drodze do pubu wstąpili do mieszkania Piotra, by ten mógł się przebrać w coś wygodniejszego. Kiedy doszli już do Molotova, chłopak był wyczerpany entuzjazmem koleżanki. W duchu powtarzał sobie by wyluzować i cieszyć się końcem szkoły, ale podświadomie wyczuwał, że coś jest nie tak. Po krótkim wahaniu zdecydował jednak zbagatelizować tenże dyskomfort. Usiadł na kanapie w kącie pubu i czekał na Jolkę, która po chwili wyłoniła się z tłumu z dwiema butelkami „Lecha”. 

- Wiesz, powinniśmy częściej tak wychodzić – zaczęła wpatrując się w zielony napis na butelce – Jestem starsza od ciebie i dobrze obeznałam się w tutejszym nocnym życiu imprezowiczów, więc jeśli będziesz chciał się gdzieś wybrać, to się polecam.

- Dzięki, ale nie skorzystam – odparł spokojnym głosem – Wiesz, że od dziecka nie przepadam za tłumami i głośną muzyką. Ciężko było mi się przełamać, by pracować w miejscu takim jak to.

- Wiem i jestem z ciebie dumna – uśmiechnęła się ciepło – Od czasu kiedy stamtąd wróciłeś, całkowicie odgrodziłeś się od ludzi. Martwiłam się o ciebie i postanowiłam zadbać o twoją osobę. Zrobiłeś dla mnie więcej niż mój własny brat. 

- Nie wracaj do przeszłości – burknął z udawaną złością.

- Muszę to z siebie wreszcie wyrzucić, więc proszę wysłuchaj mnie choć trochę – uparcie dążyła do swego świdrując go zielonymi oczami.

- Dobrze, ale powiem ci jedno. Nie masz powodu, by się przejmować kimś takim, jak ja. Wtedy podjąłem taką, a nie inną decyzję. 

- Jak możesz tak mówić! – Podniosła głos w uniesieniu prawie przewracając przy tym butelkę z piwem – Czemu widzisz siebie w tak czarnym świetle? Znam cię od dziecka. Zawsze byłeś wyobcowany i samotny. Rodzice traktowali cię jak coś zbędnego. Pamiętam, jak zamykali cię w piwnicy i jak wtedy skulony płakałeś w egipskich ciemnościach. Jesteś jak mój młodszy braciszek, którego nie miałam, więc nie mogę pozwolić byś cierpiał sam z tym wszystkim. – mówiąc to uważnie patrzyła na reakcję kolegi. Jego twarz ozdobił soczysty rumieniec zawstydzenia. Naprawdę czuł się jak zganione dziecko, które coś zbroiło.

- Ja… ja sam wybrałem taką ścieżkę – wymamrotał pod nosem.

- Nie prawda, zrobiłeś tak bo Sara ci coś powiedziała – zaprzeczyła jego słowom.

- Eh, powiem ci, bo nie dasz mi spokoju – zrobił się szczery pod wpływem alkoholu. Nie lubił tego stanu, bo zawsze powiedział coś nie wygodnego dla niego i innych. Jolka, zaś zawsze nie przestawała ciągnąc go za język. – To prawda, że Sara pomogła mi podjąć decyzję. Ona jedyna w rodzinie mnie akceptowała, wiesz przecież, jak chowałem się za nią, gdy coś zbroiłem. Wiedziałem, że mi pomoże. Sara nie tolerowała zachowania rodziców i starszych braci. Kiedy zdarzył się ten wypadek z ogniem, nadarzyła się okazja do uwolnienia mnie z brzemienia bycia członkiem rodziny Murdoch. Skandal zmusił rodziców do wyrzeczenia się problemu jakim byłem. Może nie była to najlepsza decyzja mojego życia, ale przystałem na to. 

- Ale czemu musiałeś ponieść tak wielką cenę za wolność? Nie rozumiem tego. – bawiła się słomką wystająca z butelki. Co jakiś czas tylko zerkała na swojego rozmówcę.

- Wszystko ma swoją cenę – ciągnął dalej, a jego głos brzmiał coraz smutniej – Kiedy byłem w poprawczaku, przeżyłem piekło, ale nie dawałem za wygraną, bo wiedziałem, że po wyjściu Sara zabierze mnie daleko od złych dni. Kiedy już myślałem, że jest dobrze, otrzymałem wiadomość o śmierci rodziców i Sary. To mną wstrząsnęło, a tym bardziej, że nie było mi danym być na pogrzebie i na ostatnie pożegnanie. Zostałem sam. Wiesz co ja wtedy czułem? – Z jego oczu poleciały malutkie łzy.

- Nie, ale się domyślam – odparła cicho.

- Miałem trzynaście lat i w głowie pozostały mi ostatnie słowa matki i ojca.

- Jakie? – Spytała zaintrygowana.

- „Jesteś ujmą tej rodziny. Przeklęty bękart służki.” – Pociągnął łyk piwa. – Zacząłem w to wierzyć. Może gdybym nie zbliżył się do Sary, była by żywa? Braci uratował fakt, że byli za granicą, a mnie poprawczak. Później już wiesz co się stało.

- Tak. Zajął się tobą narzeczony Sary. Do czasu osiągnięcia wieku dojrzałego mieszkałeś w jego domu. Zmieniłeś nazwisko na Czarnecki, by nikt nie powiązał cię z Murdochami i zacząłeś żyć z czystą kartą. – Dokończyła wywód kolegi.

- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i szanuję twoje zdanie, ale zrozum, że są rzeczy, o których nie będziemy mogli ze sobą porozmawiać. – Zaczął niepewnie, bo nie wiedział jak może zareagować koleżanka. – Mam dwadzieścia jeden lat, a tamten chłopak już dawno nie żyje. Zginął w wigilię osiem lat temu. Oprócz mnie o tym wszystkim wiesz tylko ty i Tobiasz, więc proszę nie zadręczaj się już moimi problemami, bo mnie tym martwisz.

- Co?! Nie wiedziałam – oczy Jolki rozszerzyły się pod wpływem ostatniego zdania Piotra. Zakryła twarz i zaczęła cicho płakać. – Jestem taka głupia. Mogłam się domyśleć, że wciąż rozdrapuję stare rany. Przepraszam.

- Nie przepraszaj. – Pogłaskał ją po głowie w celu uspokojenia jej nerwów. – Myślę, że ta rozmowa pomogła nam obu. Mogliśmy to zrobić o wiele wcześniej. Czuję się lżej, tak jakbym został oczyszczony.

- Myślę, że cię rozumiem – uśmiechnęła się przez łzy – Co powiesz na coś mocniejszego?

- Chcesz mnie upić? – Zaśmiał się szeroko. – No, masz moje pozwolenie, ale jest jeden warunek.

- Jaki – zdziwiła się podnosząc jedną brew.

- Kiedy stracę przytomność, a myślę że nastąpi to góra po dwóch kolejkach, zaprowadzisz mnie do domu.

- Zgoda – podali sobie dłonie, po czym zaczęli pić.

* * * * *
          
 Księżyc był w nowiu i noc wydawała się być złowroga. Mimo letniego ciepła przeszywał go chłód. Kurczowo trzymał się ramienia Jolki, która pomimo wielokrotnego przekroczenia ilości alkoholu jaką on spożył, twardo stąpała po ziemi.

- Naprawdę zalałeś się w trupa – westchnęła zmęczona. Przeszli tak pół drogi do domu chłopaka, ale musiała przystanąć na zaczerpnięcie tchu. – Matko, jakiś ty ciężki braciszku. Poczekaj tylko, jeszcze nauczę cię pić. 

- Hę?! – Mruknął nieprzytomnie. – Jola, jakoś mi niedobrze.

- O nie, tylko nie tutaj. – Panikowała nerwowo się rozglądając po okolicy. – Jesteśmy na terenie prywatnym i jeśli to tu z siebie wyrzucisz, a dozorca nas złapie, to będzie nie fajnie. Trzymaj się, zaraz stąd wyjdziemy. I, o tam widzę śmietnik! Chodźmy tam! – Pociągnęła z desperacją kolegę. Gdy tylko doszli do obranego przez nią celu, chłopak nie wytrzymał.

- Rychło w czas – otarła pot z czoła i usiadła na ławce czekając na haftującego kolegę.

- Skończyłem – upadł na ziemię – Zabierzesz mnie do domu?

- No, wstawaj idziemy – pomogła dźwignąć mu się na nogi, po czym ruszyli w stronę ogrodzenia. Zmierzyła odległość i bez namysłu spytała – Dasz radę się wspiąć?

- Z małą pomocą powinno się udać – zaśmiał się głupawo patrząc na płot – Ale wiesz, jestem trochę ciężki.

- No co ty nie powiesz – rzuciła sarkazmem – Od godziny wisisz mi na szyi.

- A, sorka. – Zmieszał się robiąc krok w tył.

Nagle padło na nich światło latarki.

- Ej, wy tam! Co wy tu robicie?! – Krzyknął jakiś mężczyzna.

- Tsk, chyba dozorca – w złości chciała kopnąć płot, ale zamiast tego trafiła w piszczel chłopaka.

- Ała! Za co? – Pisnął w odpowiedzi.

- Cicho bądź, bo teraz będą negocjacje. – Odgarnęła do tyłu włosy i zmieniając ton głosu na bardziej melodyjny ruszyła w kierunku nieznajomego. – Panie dozorco nie ma co się denerwować, my tylko tak sobie przechodziliśmy. Już się zbieramy. 

- Ale ja nie jestem dozorcą. Mieszkam tu. – Mężczyzna się trochę wycofał.

- Aha, chyba zaszło małe nieporozumienie – zaśmiała się w nerwach. W tym samym momencie Piotr wywinął orła i przejechał brzuchem po ziemi.  Uważaj, jak stawiasz nogi! – Podbiegła do rozłożonego na trawie kolegi. – Niezdara z ciebie braciszku.

- Miałaś mnie trzymać, a pchnęłaś mną i poszłaś – wybąkał naburmuszony podnosząc się nieudolnie z ziemi – do tego jeszcze kopnęłaś. Więcej z tobą nie piję siostrzyczko.

- Wiem, przepraszam. Nawaliłam. – Uśmiechnęła się pogodnie na widok jego ubłoconej twarzy.

- Widzę, że pani kolega nie za dobrze się czuje. Może mógłbym w czymś pomóc? – Wtrącił się stojący w oddali nieznajomy.

- To nic takiego – odparła niewinnie – On po prostu ma słabą głowę. Dziś się obronił na magistra, więc postanowiliśmy to uczcić. Miało być jedno piwo, ale wstąpiliśmy na cienki lód wspomnień… Sam pan wie.

- Nie sądzę, ale się domyślam – stwierdził bacznie obserwując dwójkę studentów.

- Jeśli nie ma pan nic przeciwko, to my już pójdziemy – powiedziała dźwigając się z uwieszonym na sobie Piotrem.

- Jola chodźmy do domu. Chce mi się spać – mamrotał sennym głosem – Jeśli chcesz, to możesz spać ze mną, jak kiedyś. Rubi też będzie z nami spać. 

- Doprawdy, jak dziecko – pomyślała w duchu – Już, już.

- Może pomogę? – Zaoferował się mężczyzna. Dziewczyna zatrzymała się na chwilę i przyjrzała dobroczyńcy, niestety niewyraźnie było widać jego twarz.

- Nie trzeba – rzuciła mu zaborcze spojrzenie – Nie chcę pana obrazić, ale nie znam cię.

- Ależ mnie znacie – zachichotał cicho na widok jej zdziwionej miny.

- Nie sądzę – burknęła nie odwracając się w stronę rozmówcy.

- Nazywasz się Jola, a to jest twój kolega Piotr – zaczął powoli zbliżając się do dwójki.

- To mógł pan wywnioskować z naszej rozmowy – oświadczyła spokojnie.

- A to, że sprzątasz jedno z mieszkań w tym bloku? – Kontynuował mężczyzna.

- I co jeszcze? Bo to mnie nie przekonuje – trwała przy swoim.

- Hm, w grudniu zeszłego roku twój przyjaciel zastępował cię w obowiązkach. Sprzątał mieszkanie dwupoziomowe na czwartym piętrze – tłumaczył dalej – To moje mieszkanie.

- Co?! Czyli, że… – zszokowała się niemal puszczając balast w postaci kasztanowłosego – Pa… pan Wieczorek?!

- We własnej osobie – uśmiechnął się do rozmówczyni przy czym skłonił szarmancko.

- Ale miał pan wrócić dopiero za miesiąc – dziwiła się nadal.

- Tak miałem, ale może przeniesiemy tę rozmowę do mojego mieszkania – mówiąc to zabrał nieprzytomnego chłopaka z jej ramienia i ruszył w stronę budynku. Dziewczyna posłusznie dreptała za nimi.

* * * * *
           
 Siedziała na kanapie w salonie, na jej kolanach spoczywała głowa nieprzytomnego Piotrka. Jego twarz  i ubrania umorusane były ziemią.

- Wygląda jak dziecko, gdy tak niewinnie śpi – stwierdził Wieczorek podając jej kubek z herbatą. Jolka spojrzała na niego. Był dobrze zbudowanym mężczyzną, dlatego wniesienie Piotrka na czwarte piętro nie sprawiło mu kłopotu. Dziewczyna wpatrywała się w jego ciemne włosy związane w kitkę oraz parę piwnych oczu. Nie potrafiła odczytać jego zamiarów względem nich. Ostatni raz widziała go pół roku temu, kiedy to nieoczekiwanie wyjechał w interesach. Nie poznała go, bo w tym momencie na pierwszy rzut oka przypominał kogoś zupełnie innego. Jego wygląd mocno się zmienił. Wyczuwała lekki niepokój przebywając tak blisko, ale nie dał jej powodu by być względem niego podejrzliwą. Zbagatelizowała te przeczucie i upiła łyk herbaty. Ciepły napój poprawił jej samopoczucie i owładnęła ją chwila ulgi. Delikatny ruch przyjaciela zmusił ją do odstawienia kubka z gorącym naparem. Mimowolnie uśmiechnęła się na widok spokojnego wyrazu twarzy u śpiącego Piotra. Czule odgarnęła mu z czoła kasztanowe kosmyki włosów.

- Przydałoby się go umyć i przebrać – powiedziała cicho – Ale nie mogę tego zrobić. Nie raz razem braliśmy kąpiel w dzieciństwie, ale teraz jesteśmy dorośli.

- Mogę pomóc – zaoferował się Wieczorek – Mam wprawę w takich rzeczach.

- Nie będę wnikać, jak pan zdobył takie doświadczenie – zachichotała dziewczyna – Ale byłabym wdzięczna za udostępnienie także i mnie jednej z łazienek.

- Nie ma sprawy. Czuj się jak u siebie – uśmiechnął się serdecznie – A ja zajmę się twoim kolegą.

- Jest nazbyt w dobrym humorze – pomyślała idąc na górę.

- Ach, Czekaj! – Krzyknął, gdy była w połowie schodów. Wybiegł do sąsiedniego pokoju i wrócił mniej więcej po pięciu minutach. – Tu masz ręcznik i czyste ubrania. 

- Nie trzeba było – dziewczynę zatkało.

- Mogą być trochę za duże, ale nie mam nic mniejszego. – Naciskał mężczyzna.

- Nie szkodzi – speszyła się biorąc od niego rzeczy – Pójdę do tej głównej łazienki.

- Hm?! – Zdziwił się gospodarz domu.

- No, tej z prysznicem – powiedziała, po czym szybko wbiegła po schodach na górę.

- Nie biegaj po schodach – rzucił za nią.

- Tak, tak – puściła mu oczko i się ulotniła.

- No, nareszcie sami – wyszeptał kierując się w stronę Piotra – I pomyśleć, że nie musiałem nic robić, byś się tu pojawił.

Piotr nieświadomy tego, co się z nim dzieje leżał nieprzytomny na kanapie. Alkohol znieczulił jego organizm na tyle mocno, że stał się niczym lalka w rękach szaleńca. Wieczorek wziął chłopaka na ręce i powoli wszedł na górę. Rozebrał go i ostrożnie ułożył w wannie, po czym dokładnie obmył jego ciało.

- Twoja skóra jest taka miękka i wrażliwa – szeptał przejeżdżając gąbką po policzku nieprzytomnego – Jesteś taki nieostrożny, by dać się tak upoić.

Kiedy skończył, osuszył go i ubrał w czyste, dresowe spodnie i podkoszulkę, a następnie położył na łóżku. Przed wyjściem z pokoju jeszcze fundnął chłopakowi małego całusa w czoło. Schodząc na dół spostrzegł siedzącą na kanapie dziewczynę. Twarz ukryła w dłoniach i płakała, lecz gdy usłyszała mężczyznę od razu przestała.

- Jak tam Piotrek? – Spytała cichym głosem.

- Śpi smacznie – odpowiedział Wieczorek – Stado słoni by go nie obudziło. Musiał dużo wypić.

- Ta – zaśmiała się sztucznie – Dwa kieliszki wódki i jedno piwo. Dla niego to wyczyn.

- Serio?! – Zdziwił się słysząc jej słowa. – Naprawdę ma słabą głowę.

- Tak naprawdę, to nie lubi pić, ale kiedy ma chandrę, to jest skłonny nawet do tego – posmutniała wpatrywała się w podłogę.

- Widzę, że dobrze go znasz – spostrzegł upijając łyk herbaty.

- Jest dla mnie jak młodszy brat, którego nie miałam – westchnęła – Znam go od szóstego roku życia, dlatego wiem o nim niemal wszystko, ale nie powinniśmy o tym mówić.

- Rozumiem – powiedział w zamyśleniu. W głowie tłoczyły mu się co raz to nowsze pytania dotyczące Piotra, ale nie mógł ot tak zadać ich dziewczynie. Kiedy już miał zamiar odpuścić, jego wzrok padł na kieszeń kurtki – tę, w której znajdowała się fiolka z serum prawdy. 

- Może napiłabyś się jeszcze czegoś przed snem? – Spytał z udawaną troską.

- Nie wiem, ale jakoś i tak nie mogę zasnąć – odpowiedziała niczego nieświadoma.

- To może ciepłe mleko? – Ciągnął dalej rolę opiekuńczego gospodarza. – Ponoć dobrze działa na sen.

- Hm, to może… jeśli nie sprawi to panu problemu – zgodziła się lekko uśmiechając.

- Ależ to nie problem. Zresztą i sam się napiję – powiedział wchodząc do kuchni. Wcześniej wyjął z kieszeni kurtki fiolkę z serum. – Głupia. Nawet nie wiesz, jak po tym odpłyniesz – zaśmiał się w duchu wlewając zawartość buteleczki do kubka z mlekiem. Zaprawił je odrobinę cynamonem, by zakamuflować smak płynu.

- No, gotowe – orzekł podając kubek dziewczynie.

- Ach, dziękuję – podziękowała biorąc kubek z jego rąk.
            
Powoli zatracała się w letargu, zaś Wieczorek bacznie się jej przyglądał. Z czasem jej wzrok zrobił się pusty, co było symptomem działania leku. Podniecony tym faktem kontynuował dalszą rozmowę.

- To mówisz, że traktujesz Piotra jak młodszego brata – powiedział nie spuszczając z niej wzroku. Dziewczyna lekko się poruszyła na dźwięk jego głosu. – A skąd go znasz?

- Hm… Mieszkaliśmy w jednej miejscowości, a nasze domy ze sobą sąsiadowały. Poznałam go kiedy miał sześć lat, wtedy to zgubiłam się w ogrodzie jego rodziny. Siedział sam na huśtawce zawieszonej na gałęzi jednego z drzew. Był smutny i płakał. Zrobiło mi się go żal, więc postanowiłam z nim porozmawiać. Byłam głupim dzieckiem, ale mimo ośmiu lat buzia mi się nie zamykała. Spytałam, jak ma na imię, a on przestraszony spadł z huśtawki i ponownie się rozpłakał. Był trochę irytujący, dlatego wyzwałam go od małych beks.  – Zaśmiała się pod nosem. – Może go tym zdenerwowałam, ale chociaż przestał płakać. Ponownie się przedstawiłam i spytałam o jego imię, on zaś mi je podał i tak zaczęła się nasza przyjaźń. Dwa lata później odkryłam, jak strasznie traktują go w rodzinie. Zawsze nosił długie spodnie i bluzy. Kiedyś nocował u mnie i dostrzegłam, że prawie całe jego ciało pokrywają krwawe pręgi. Wpadłam w furię, ale on mnie uspokoił.

- Czemu go bito? – Wciągnął się w opowieść wygodnie usadawiając w fotelu naprzeciwko dziewczyny.

- Piotrek pochodzi z arystokratycznej rodziny Murdoch, ale jest owocem skoku w bok jego ojca. Ten fakt sprawił, że traktowano go niczym pomiot szatana. Określano go mianem „bękarta z nieprawego łoża”. Besztano go za byle przewinienie, bito i zamykano w piwnicy bez jedzenia i picia. Kiedy to następowało, zakradałam się wtedy nocą i przynosiłam mu prowiant. Był bezradny i bezbronny, ale mimo tak złego traktowania nigdy nie powiedział nic wulgarnego na temat rodziny. Może to z powodu Sary…

- Sary? Kim ona była? – Zapytał z czystej ciekawości. 

- Sara była starszą siostrą Piotra. Jako jedyna wspierała go w rodzinie. Nieraz się za nim wstawiała i dobrze traktowała, niestety wszystko się skończyło tego piekielnego piątku.

- Co się wydarzyło?

- Mieliśmy po naście lat i graliśmy w chowanego. Niestety część dzieciaków znudziła się tym. Znaleźli zapałki i zaczęli dla zabawy podpalać śmieci w pobliskim kontenerze. Nie wiedzieli, że stojący obok samochód miał wyciek benzyny. Ogień rozprzestrzenił się szybko. Wóz wybuchł, a dom, przy którym był zaparkowany, stanął w płomieniach. Poparzeniu uległy dwie osoby.

- A co to ma wspólnego z tobą i Piotrem?! – Dociekał mężczyzna.

- Kiedy zobaczyliśmy dym pobiegliśmy w jego stronę. Ci durnie od zapałek w panice wzięli nogi za pas. Wszystkiego się wyrzekli, zaś ja z Piotrkiem nie zdążyliśmy uciec przed pojawieniem się policji. Bałam się konsekwencji, choć nie byłam winną. Piotrek widząc mój strach nakazał mi wracać do domu. Głupek zgłosił się do policjanta prowadzącego śledztwo i przyznał się do czegoś, czego nie zrobił. Sam skazał się na poprawczak. 

- Czemu to zrobił, przecież nie miał z tym nic wspólnego? – Dziwił się, jednocześnie naciskając na rudowłosą by kontynuowała.

- Ja nie rozumiałam jego decyzji. Wytłumaczył mi to dopiero dziś. Musiałam czekać osiem lat by poznać jego powody.

 - Dziś?!

- Twierdził, że to był jedyny sposób na uwolnienie się z rodziny Murdochów. Taki paradoks, bo w rzeczywistości zamienił więzienie na więzienie. Skazano go na półtora roku odsiadki za nieumyślne spowodowanie uszczerbku na zdrowiu ofiar pożaru. Rodzina się go wyrzekła. Został nikim. Jego jedynym jasnym punktem w tym wszystkim była Sara, która obiecała mu nowy, bezpieczny i kochający dom. Niestety ten promień światła brutalnie mu odebrano dwudziestego czwartego grudnia.

- W wigilię?! Czemu?!

- W dzień jego czternastych urodzin, prawie cała jego rodzina została wybita i strawiona pożarem. Zginęli jego rodzice i Sara. Znaleziono jeszcze jedno ciało, więc uznano, że to Piotr. Rodzina postarała się, by fakt o jego aresztowaniu nie wyciekł poza mury ich domostwa.

-  Ale czy jago wygląd nie wskazałby podobieństwa do reszty członków rodziny? – Dziwił się słuchacz.

- Nie, bo wszyscy Murdochowie to blondyni, zaś Piotr nie dość, że miał kasztanowe włosy to jeszcze soczyście zielone oczy. W niczym nie przypominał reszty. 

- Aha, ale co dalej?

- Po odsiedzeniu wyroku, Piotra przygarnął Tobiasz Weiss, narzeczony Sary, który obiecał zająć się jej młodszym braciszkiem do momentu osiągnięcia przezeń wieku dorosłego.

- Mówiłaś, że prawie całą rodzinę wybito, więc kto przeżył?

- Przeżyli trzej starsi bracia Piotra, którzy w tym czasie przebywali za granicą. Miałam tę nieprzyjemność poznać tego najstarszego. Zimny, snobistyczny i obślizgły drań. Dla dobra interesu swojego i korporacji jest zdolny do wszystkiego. Gdyby dowiedział się, że Piotrek przeżył nie zawahałby się go zamknąć. Zawsze traktował Piotra jak przedmiot należący do niego. Zainteresował się nim wówczas, gdy okazało się, że młody jest swego rodzaju geniuszem.

- Co?!

- Piotruś jest bardzo utalentowany. Czy słyszał pan kiedyś jak gra na skrzypcach, bądź fortepianie? 

- Nie.

- To niech pan żałuje. Pierwszy raz usłyszałam, jak grał na skrzypcach w ogrodzie, gdy księżyc był w pełni. Ten widok nie zniknie chyba nigdy z mojej pamięci. Mały chłopiec ze łzami w oczach grał Diabelski Trel w srebrzystym świetle księżyca. Był niesamowity, wyglądał jakby żył każdym dźwiękiem wydobywającym się ze skrzypiec. Z fortepianu także wydobywał dźwięki poruszające dusze słuchaczy. Mnie wzruszył grając Sonatę Księżycową Beethovena, nawet nie zauważyłam że płaczę.

- Naprawdę jest tak dobry? – Spytał nie dowierzając.

- I to jak – odparła z powagą – Ale Piotrek jest wszechstronnie uzdolniony w różnych dziedzinach nauki. Myślę, że gdyby chciał na upartego coś osiągnąć, na przykład jakiś lek, to zrobiłby to. Zna szesnaście języków i to biegle. Według mnie jest geniuszem, ale nie chwali się swoim darem, wręcz przeciwnie, osiągnął mistrzostwo w udawaniu idioty. A argumentuje to lepszą akceptacją przez ludzi.

- Ciekawe – zadumał się Wieczorek.

- Chcę go chronić, bo jest bardzo wrażliwą osobą. Wybiera samotność. Myślę, że cierpi na tak zwany „kompleks jeża”.

- Co?!

- Boi się zbliżyć do innych twierdząc, że może ich zranić i na odwrót.

- Hm… czyli nie chce zranić i być zranionym – powtórzył dla upewnienia – Coś na zasadzie miecza obusiecznego.

- Yhm. Dlatego potrzebuje kogoś, kto by się nim zajął. Ja niestety niedługo wyjeżdżam do pracy za granicę. Jeszcze mu o tym nie powiedziałam, ale muszę to zrobić jak najszybciej.

- Twardy orzech do zgryzienia – Zastanawiał się na głos. Nagle w jego głowie zabłysła pewna myśl, „przecież to idealna okazja, by zatrzymać chłopaka u siebie”. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a po chwili wycedził. – Może ja zaopiekuję się Piotrem?

- No, nie wiem – powiedziała zaskoczona pytaniem – Jest pan zajętym człowiekiem, co i rusz wyjeżdża pan w interesach. 

- Och nie bój się o to. Mogę zabierać go ze sobą, przy okazji nauczy się, jak funkcjonują poszczególne działy mojej firmy. – Desperacko przekonywał dziewczynę. – Jeżeli taka praca przypadnie mu do gustu, to go zatrudnię. 

- Ale czy to nie będzie dla pana kłopot? – Spytała zmartwiona. – Nie chcę nadużywać pańskiej dobroci.

- Ależ nie – zaręczał – Prawdę powiedziawszy ostatnio czułem się trochę samotny, więc myślę, że Piotrek byłby dobrym towarzyszem.

- Hm. Na pewno? – Naciskała dla upewnienia.

- Na pewno – potwierdził podając jej dłoń – To umowa stoi?

- Stoi – uścisnęła mężczyźnie dłoń pieczętując tym ich umowę.

* * * * *
           
Słońce od dawna było już w zenicie, kiedy otworzył oczy. Pokój, w którym się znajdował wypełniły jasne i ciepłe promienie słoneczne. Niestety tak piękny dzień popsuła spuścizna nocnej popijawy z Jolką. Każdy choćby najmniejszy dźwięk potęgował niewyobrażalny ból głowy. Starał się nie poruszać, przez co leżał na plecach i wpatrywał się w sufit. Ciężko było mu się skupić, a co dopiero zebrać myśli. Miał wrażenie jakby ktoś w jego głowie urządził swego rodzaju instrumentalny Armagedon. Nagle uświadomił sobie jedną ważną i niepokojącą go rzecz:

- Zaraz, ale to nie jest mój sufit! 


5 komentarzy:

  1. No, no. Burzliwa przeszłość chłopaka i zainteresowany nim pan Wieczorek, którego nawiasem mówiąc bardzo polubiłam choć nie wiem dlaczego, dają niezwykłą otoczkę tajemniczości i oczekiwania na dalsze losy tej dwójki.
    Ale najbardziej rozwaliło mnie ostatnie zdanie Piotrka, a mianowicie: "Zaraz, ale to nie jest mój sufit", bo przypomniał mi się fragment jednego FF, którego ostatnio czytałam, a tytuł to bodaj "Ostatnia szansa". Nawiasem mówiąc to był FF drarry i pozwolę sobie zacytować:
    "-Ostatnio ciągle robię z siebie kretyna - oznajmił sufitowi".
    Tak mi się skojarzyło z tym twoim sufitem i wybuchłam śmiechem!
    Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czystej klasy bełkot. Niczym nie rozcieńczany. Wyobraźnię autorko masz bajeczną, tylko nie panujesz nad nią. Nawet nie stwarzasz pozorów realności w tym opowiadaniu. Dorosłemu facetowi ogranicza się wolność, a on nic z tym nie robi, jak już ją odzyskuje? Bzdura do kwadratu, ale zapewne Wieczorek potrafił go zaczarować, albo przynajmniej zahipnotyzować, aby tak było. S-f to też nie jest. Tego się nie da w żaden możliwy sposób zaklasyfikować. Wyrzuć trzy czwarte idiotycznych pomysłów, dopracuj szczegóły a może coś z tego wyjdzie. Postaraj się zgłębić tematykę, którą opisujesz, co krok wychodzi nieznajomość "opisywanych" spraw. Twoja Twórczość to typowy przykład "zaśmiecania" internetu wątpliwej jakości dziełami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    i znamy całą historie, ojć nie powinien pić, i znalazł się u Wieczorka, zastanawiające będzie jak zareaguje, a Jolka w zasadzie wydała go katowi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    no i znamy jego całą historie, ojć, ojć Piotrek w ogóle nie powinien pić, i znalazł się gdzie? u Wieczorka oczywiście, :) zastanawiające będzie jak zareaguje, a Jolka wydała go katowi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    no i znamy jego już jego całą historie, ojć Piotrek w ogóle nie powinien pić... znalazł się gdzie? u Wieczorka oczywiście :) ciekawe co będzie rano, a Jolka wydała go katowi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń