Szedł przez główny hol wydziału i wachlował się zwiniętą gazetką
uniwersytecką.
-
Doprawdy, strój galowy w taki upał to udręka – mamrotał pod nosem marudząc z
niezadowolenia – Co za pomysł robić szklany dach w szkole, toć to istna
szklarnia.
- Hejka, Piotrek!
Jak tam leci? – Jolka klepnęła go lekko po plecach.
- A jak
sądzisz? – Burknął nie przestając machać przed sobą gazetą.
- Wiem,
wiem gorąco, ale pomyśl, że taki dzień zdarza się tylko raz w życiu – podtrzymywała go na duchu– Kiedy się obronisz, wszystkie emocje opadną i będziesz
jak młody bóg.
- Nie
denerwuję się obroną – westchnął zmęczony – Po prostu jest tu zbyt gorąco.
Niedługo będę czerwony jak dojrzały pomidor.
-
Przeżyjesz – wyszczerzyła się w śmiechu – A teraz idź i obroń się na tego
magistra. Jasne?
- Ta, jak
słońce – burknął wchodząc do windy. Ubrany był w czarne, galowe spodnie i białą
koszulę na krótki rękaw z grafitową marynarką. Najbardziej uciążliwy w tym
stroju był oczywiście krawat, który sprawiał wrażenie pętli na szyi. Kiedy
tylko dotarł na miejsce, od razu zostało wyczytane jego nazwisko.
- Raz
kozie śmierć – powiedział cicho wchodząc do sali.
* * * * *
Czekał na
wyniki swojej pracy. Miał jeszcze kwadrans, więc wyszedł na zewnątrz zaczerpnąć
świeżego powietrza. Usiadł na trawniku i chłonął letnie promienie słońca,
niestety po chwili ktoś zasłonił mu widok swoim cieniem.
- I jak?
Opowiadaj! – Dopytywała się rudowłosa koleżanka siadając obok.
- Właśnie
czekam na werdykt jury – zażartował lekko się uśmiechając.
- Aha – bąknęła mrużąc oczy przed słońcem.
- Miałem
już iść na górę. Chcesz mi towarzyszyć? – Spytał wstając i otrzepując tył
spodni.
- A nie
sprawię ci tym problemu? – Drążyła się upewniając.
- Mówisz
tak, jakbyś nie była sobą – dotknął jej czoła dłonią – Jesteś chora, czy co? Zwykle
wtrącasz się do mojego życia bez pytania.
- Hm?
- No
chodźmy. Chyba chcesz? – Popędzał dziewczynę.
- Yhm –
przytaknęła, po czym ruszyła za nim.
Obronił
się z najwyższym wynikiem i był trochę tym zszokowany. Na szczęście, Jolka szybko
go otrzeźwiła swoimi litaniami, jak to wiedziała, że tak się stanie.
-
Pójdziemy się napić, aby uczcić twoje zwycięstwo? – Spytała, kiedy wychodzili z
windy.
- Ile ty
mnie znasz? – Odpowiedział lekko poirytowany zachowaniem kumpeli.
- No, z
jakieś piętnaście lat, a co? – Zdziwiła się jego pytaniem.
- To chyba
wiesz o moim stosunku do picia alkoholu? – Ciągnął dalej.
- Oj, że
masz słabą głowę? – Udała szok. – Jedno piwo chyba ci nie zaszkodzi.
- Mam
pewne obawy, kiedy tak beztrosko mówisz o tym piwie – zaczął ostrożnie, by nie
drażnić nazbyt silnie jej uporu.
- Nie bój
żaby. Jolka zadba o swojego braciszka – zaśmiała się szczypiąc pieszczotliwie
jego policzki.
- Ej, nie
jestem już dzieckiem – zaprotestował rozcierając bolące miejsce na twarzy – A
ta siostra, to na niby.
- Ranisz
mnie tak mówiąc – udała płacz na co chłopak nie wytrzymał.
- No
dobra, ale tylko jedno i małe – westchnął ciężko.
- Tak, tak
– zaśmiała się i pociągnęła go za sobą do autobusu.
Jechali
trzydzieści minut, a po drodze do pubu wstąpili do mieszkania Piotra, by ten
mógł się przebrać w coś wygodniejszego. Kiedy doszli już do Molotova, chłopak
był wyczerpany entuzjazmem koleżanki. W duchu powtarzał sobie by wyluzować
i cieszyć się końcem szkoły, ale podświadomie wyczuwał, że coś jest nie tak. Po
krótkim wahaniu zdecydował jednak zbagatelizować tenże dyskomfort. Usiadł na
kanapie w kącie pubu i czekał na Jolkę, która po chwili wyłoniła się z tłumu z
dwiema butelkami „Lecha”.
- Wiesz,
powinniśmy częściej tak wychodzić – zaczęła wpatrując się w zielony napis na
butelce – Jestem starsza od ciebie i dobrze obeznałam się w tutejszym nocnym
życiu imprezowiczów, więc jeśli będziesz chciał się gdzieś wybrać, to się
polecam.
- Dzięki,
ale nie skorzystam – odparł spokojnym głosem – Wiesz, że od dziecka nie
przepadam za tłumami i głośną muzyką. Ciężko było mi się przełamać, by pracować
w miejscu takim jak to.
- Wiem i
jestem z ciebie dumna – uśmiechnęła się ciepło – Od czasu kiedy stamtąd
wróciłeś, całkowicie odgrodziłeś się od ludzi. Martwiłam się o ciebie i
postanowiłam zadbać o twoją osobę. Zrobiłeś dla mnie więcej niż mój własny
brat.
- Nie
wracaj do przeszłości – burknął z udawaną złością.
- Muszę to
z siebie wreszcie wyrzucić, więc proszę wysłuchaj mnie choć trochę – uparcie
dążyła do swego świdrując go zielonymi oczami.
- Dobrze,
ale powiem ci jedno. Nie masz powodu, by się przejmować kimś takim, jak ja.
Wtedy podjąłem taką, a nie inną decyzję.
- Jak
możesz tak mówić! – Podniosła głos w uniesieniu prawie przewracając przy
tym butelkę z piwem – Czemu widzisz siebie w tak czarnym świetle? Znam cię od
dziecka. Zawsze byłeś wyobcowany i samotny. Rodzice traktowali cię jak coś
zbędnego. Pamiętam, jak zamykali cię w piwnicy i jak wtedy skulony płakałeś w
egipskich ciemnościach. Jesteś jak mój młodszy braciszek, którego nie miałam,
więc nie mogę pozwolić byś cierpiał sam z tym wszystkim. – mówiąc to
uważnie patrzyła na reakcję kolegi. Jego twarz ozdobił soczysty rumieniec
zawstydzenia. Naprawdę czuł się jak zganione dziecko, które coś zbroiło.
- Ja… ja
sam wybrałem taką ścieżkę – wymamrotał pod nosem.
- Nie
prawda, zrobiłeś tak bo Sara ci coś powiedziała – zaprzeczyła jego słowom.
- Eh,
powiem ci, bo nie dasz mi spokoju – zrobił się szczery pod wpływem alkoholu.
Nie lubił tego stanu, bo zawsze powiedział coś nie wygodnego dla niego i
innych. Jolka, zaś zawsze nie przestawała ciągnąc go za język. – To prawda, że
Sara pomogła mi podjąć decyzję. Ona jedyna w rodzinie mnie akceptowała, wiesz
przecież, jak chowałem się za nią, gdy coś zbroiłem. Wiedziałem, że mi pomoże.
Sara nie tolerowała zachowania rodziców i starszych braci. Kiedy zdarzył się
ten wypadek z ogniem, nadarzyła się okazja do uwolnienia mnie z brzemienia
bycia członkiem rodziny Murdoch. Skandal zmusił rodziców do wyrzeczenia się
problemu jakim byłem. Może nie była to najlepsza decyzja mojego życia, ale
przystałem na to.
- Ale
czemu musiałeś ponieść tak wielką cenę za wolność? Nie rozumiem tego. – bawiła się słomką wystająca z butelki. Co jakiś czas tylko zerkała na swojego
rozmówcę.
- Wszystko
ma swoją cenę – ciągnął dalej, a jego głos brzmiał coraz smutniej – Kiedy byłem w poprawczaku, przeżyłem piekło, ale nie dawałem za
wygraną, bo wiedziałem, że po wyjściu Sara zabierze mnie daleko od złych dni.
Kiedy już myślałem, że jest dobrze, otrzymałem wiadomość o śmierci
rodziców i Sary. To mną wstrząsnęło, a tym bardziej, że nie było mi danym być
na pogrzebie i na ostatnie pożegnanie. Zostałem sam. Wiesz co ja wtedy czułem?
– Z jego oczu poleciały malutkie łzy.
- Nie, ale
się domyślam – odparła cicho.
- Miałem
trzynaście lat i w głowie pozostały mi ostatnie słowa matki i ojca.
- Jakie? –
Spytała zaintrygowana.
- „Jesteś
ujmą tej rodziny. Przeklęty bękart służki.” – Pociągnął łyk piwa. – Zacząłem w
to wierzyć. Może gdybym nie zbliżył się do Sary, była by żywa? Braci uratował
fakt, że byli za granicą, a mnie poprawczak. Później już wiesz co się stało.
- Tak.
Zajął się tobą narzeczony Sary. Do czasu osiągnięcia wieku dojrzałego
mieszkałeś w jego domu. Zmieniłeś nazwisko na Czarnecki, by nikt nie
powiązał cię z Murdochami i zacząłeś żyć z czystą kartą. – Dokończyła wywód kolegi.
- Jesteś
moją najlepszą przyjaciółką i szanuję twoje zdanie, ale zrozum, że są rzeczy, o których nie będziemy mogli ze sobą porozmawiać. – Zaczął niepewnie, bo
nie wiedział jak może zareagować koleżanka. – Mam dwadzieścia jeden lat, a
tamten chłopak już dawno nie żyje. Zginął w wigilię osiem lat temu. Oprócz
mnie o tym wszystkim wiesz tylko ty i Tobiasz, więc proszę nie zadręczaj się
już moimi problemami, bo mnie tym martwisz.
- Co?! Nie
wiedziałam – oczy Jolki rozszerzyły się pod wpływem ostatniego zdania Piotra.
Zakryła twarz i zaczęła cicho płakać. – Jestem taka głupia. Mogłam się
domyśleć, że wciąż rozdrapuję stare rany. Przepraszam.
- Nie
przepraszaj. – Pogłaskał ją po głowie w celu uspokojenia jej nerwów. – Myślę,
że ta rozmowa pomogła nam obu. Mogliśmy to zrobić o wiele wcześniej. Czuję się
lżej, tak jakbym został oczyszczony.
- Myślę,
że cię rozumiem – uśmiechnęła się przez łzy – Co powiesz na coś
mocniejszego?
- Chcesz
mnie upić? – Zaśmiał się szeroko. – No, masz moje pozwolenie, ale jest jeden
warunek.
- Jaki –
zdziwiła się podnosząc jedną brew.
- Kiedy
stracę przytomność, a myślę że nastąpi to góra po dwóch kolejkach, zaprowadzisz
mnie do domu.
- Zgoda –
podali sobie dłonie, po czym zaczęli pić.
* * * * *
Księżyc
był w nowiu i noc wydawała się być złowroga. Mimo letniego ciepła przeszywał go
chłód. Kurczowo trzymał się ramienia Jolki, która pomimo wielokrotnego
przekroczenia ilości alkoholu jaką on spożył, twardo stąpała po ziemi.
- Naprawdę
zalałeś się w trupa – westchnęła zmęczona. Przeszli tak pół drogi do domu
chłopaka, ale musiała przystanąć na zaczerpnięcie tchu. – Matko, jakiś ty
ciężki braciszku. Poczekaj tylko, jeszcze nauczę cię pić.
- Hę?! –
Mruknął nieprzytomnie. – Jola, jakoś mi niedobrze.
- O nie,
tylko nie tutaj. – Panikowała nerwowo się rozglądając po okolicy. –
Jesteśmy na terenie prywatnym i jeśli to tu z siebie wyrzucisz, a dozorca nas
złapie, to będzie nie fajnie. Trzymaj się, zaraz stąd wyjdziemy. I, o tam widzę
śmietnik! Chodźmy tam! – Pociągnęła z desperacją kolegę. Gdy tylko doszli do
obranego przez nią celu, chłopak nie wytrzymał.
- Rychło w
czas – otarła pot z czoła i usiadła na ławce czekając na haftującego kolegę.
-
Skończyłem – upadł na ziemię – Zabierzesz mnie do domu?
- No,
wstawaj idziemy – pomogła dźwignąć mu się na nogi, po czym ruszyli w stronę
ogrodzenia. Zmierzyła odległość i bez namysłu spytała – Dasz radę
się wspiąć?
- Z małą
pomocą powinno się udać – zaśmiał się głupawo patrząc na płot – Ale wiesz, jestem trochę
ciężki.
- No co ty
nie powiesz – rzuciła sarkazmem – Od godziny wisisz mi na szyi.
- A,
sorka. – Zmieszał się robiąc krok w tył.
Nagle
padło na nich światło latarki.
- Ej, wy
tam! Co wy tu robicie?! – Krzyknął jakiś mężczyzna.
- Tsk,
chyba dozorca – w złości chciała kopnąć płot, ale zamiast tego trafiła w
piszczel chłopaka.
- Ała! Za
co? – Pisnął w odpowiedzi.
- Cicho
bądź, bo teraz będą negocjacje. – Odgarnęła do tyłu włosy i zmieniając ton
głosu na bardziej melodyjny ruszyła w kierunku nieznajomego. – Panie dozorco nie
ma co się denerwować, my tylko tak sobie przechodziliśmy. Już się
zbieramy.
- Ale ja
nie jestem dozorcą. Mieszkam tu. – Mężczyzna się trochę wycofał.
- Aha,
chyba zaszło małe nieporozumienie – zaśmiała się w nerwach. W tym samym momencie
Piotr wywinął orła i przejechał brzuchem po ziemi. – Uważaj,
jak stawiasz nogi! – Podbiegła do rozłożonego na trawie kolegi. – Niezdara z
ciebie braciszku.
- Miałaś
mnie trzymać, a pchnęłaś mną i poszłaś – wybąkał naburmuszony podnosząc się nieudolnie z ziemi – do tego
jeszcze kopnęłaś. Więcej z tobą nie piję siostrzyczko.
- Wiem,
przepraszam. Nawaliłam. – Uśmiechnęła się pogodnie na widok jego ubłoconej
twarzy.
- Widzę,
że pani kolega nie za dobrze się czuje. Może mógłbym w czymś pomóc? – Wtrącił
się stojący w oddali nieznajomy.
- To nic
takiego – odparła niewinnie – On po prostu ma słabą głowę. Dziś się
obronił na magistra, więc postanowiliśmy to uczcić. Miało być jedno piwo, ale
wstąpiliśmy na cienki lód wspomnień… Sam pan wie.
- Nie
sądzę, ale się domyślam – stwierdził bacznie obserwując dwójkę studentów.
- Jeśli
nie ma pan nic przeciwko, to my już pójdziemy – powiedziała dźwigając się z uwieszonym
na sobie Piotrem.
- Jola
chodźmy do domu. Chce mi się spać – mamrotał sennym głosem – Jeśli
chcesz, to możesz spać ze mną, jak kiedyś. Rubi też będzie z nami spać.
- Doprawdy, jak dziecko – pomyślała w duchu – Już, już.
- Może
pomogę? – Zaoferował się mężczyzna. Dziewczyna zatrzymała się na chwilę
i przyjrzała dobroczyńcy, niestety niewyraźnie było widać jego twarz.
- Nie
trzeba – rzuciła mu zaborcze spojrzenie – Nie chcę pana obrazić, ale nie znam
cię.
- Ależ
mnie znacie – zachichotał cicho na widok jej zdziwionej miny.
- Nie
sądzę – burknęła nie odwracając się w stronę rozmówcy.
- Nazywasz
się Jola, a to jest twój kolega Piotr – zaczął powoli zbliżając się do dwójki.
- To mógł
pan wywnioskować z naszej rozmowy – oświadczyła spokojnie.
- A to, że
sprzątasz jedno z mieszkań w tym bloku? – Kontynuował mężczyzna.
- I co
jeszcze? Bo to mnie nie przekonuje – trwała przy swoim.
- Hm, w
grudniu zeszłego roku twój przyjaciel zastępował cię w obowiązkach. Sprzątał
mieszkanie dwupoziomowe na czwartym piętrze – tłumaczył dalej – To moje
mieszkanie.
- Co?!
Czyli, że… – zszokowała się niemal puszczając balast w postaci kasztanowłosego – Pa… pan Wieczorek?!
- We
własnej osobie – uśmiechnął się do rozmówczyni przy czym skłonił szarmancko.
- Ale miał
pan wrócić dopiero za miesiąc – dziwiła się nadal.
- Tak
miałem, ale może przeniesiemy tę rozmowę do mojego mieszkania – mówiąc to
zabrał nieprzytomnego chłopaka z jej ramienia i ruszył w stronę budynku.
Dziewczyna posłusznie dreptała za nimi.
* * * * *
Siedziała
na kanapie w salonie, na jej kolanach spoczywała głowa nieprzytomnego Piotrka.
Jego twarz i ubrania umorusane były ziemią.
- Wygląda
jak dziecko, gdy tak niewinnie śpi – stwierdził Wieczorek podając jej kubek
z herbatą. Jolka spojrzała na niego. Był dobrze zbudowanym mężczyzną,
dlatego wniesienie Piotrka na czwarte piętro nie sprawiło mu kłopotu.
Dziewczyna wpatrywała się w jego ciemne włosy związane w kitkę oraz parę
piwnych oczu. Nie potrafiła odczytać jego zamiarów względem nich. Ostatni raz
widziała go pół roku temu, kiedy to nieoczekiwanie wyjechał w interesach.
Nie poznała go, bo w tym momencie na pierwszy rzut oka przypominał kogoś
zupełnie innego. Jego wygląd mocno się zmienił. Wyczuwała lekki niepokój
przebywając tak blisko, ale nie dał jej powodu by być względem niego
podejrzliwą. Zbagatelizowała te przeczucie i upiła łyk herbaty. Ciepły napój
poprawił jej samopoczucie i owładnęła ją chwila ulgi. Delikatny ruch
przyjaciela zmusił ją do odstawienia kubka z gorącym naparem. Mimowolnie
uśmiechnęła się na widok spokojnego wyrazu twarzy u śpiącego Piotra. Czule
odgarnęła mu z czoła kasztanowe kosmyki włosów.
-
Przydałoby się go umyć i przebrać – powiedziała cicho – Ale nie mogę tego
zrobić. Nie raz razem braliśmy kąpiel w dzieciństwie, ale teraz jesteśmy
dorośli.
- Mogę
pomóc – zaoferował się Wieczorek – Mam wprawę w takich rzeczach.
- Nie będę
wnikać, jak pan zdobył takie doświadczenie – zachichotała dziewczyna – Ale
byłabym wdzięczna za udostępnienie także i mnie jednej z łazienek.
- Nie ma
sprawy. Czuj się jak u siebie – uśmiechnął się serdecznie – A ja zajmę się
twoim kolegą.
- Jest nazbyt w dobrym humorze – pomyślała idąc na górę.
- Ach,
Czekaj! – Krzyknął, gdy była w połowie schodów. Wybiegł do sąsiedniego pokoju
i wrócił mniej więcej po pięciu minutach. – Tu masz ręcznik i czyste
ubrania.
- Nie
trzeba było – dziewczynę zatkało.
- Mogą być
trochę za duże, ale nie mam nic mniejszego. – Naciskał mężczyzna.
- Nie
szkodzi – speszyła się biorąc od niego rzeczy – Pójdę do tej głównej łazienki.
- Hm?! –
Zdziwił się gospodarz domu.
- No, tej
z prysznicem – powiedziała, po czym szybko wbiegła po schodach na górę.
- Nie
biegaj po schodach – rzucił za nią.
- Tak, tak
– puściła mu oczko i się ulotniła.
- No,
nareszcie sami – wyszeptał kierując się w stronę Piotra – I pomyśleć, że nie
musiałem nic robić, byś się tu pojawił.
Piotr
nieświadomy tego, co się z nim dzieje leżał nieprzytomny na kanapie. Alkohol
znieczulił jego organizm na tyle mocno, że stał się niczym lalka w rękach
szaleńca. Wieczorek wziął chłopaka na ręce i powoli wszedł na górę. Rozebrał go i ostrożnie ułożył w wannie, po czym dokładnie obmył jego ciało.
- Twoja
skóra jest taka miękka i wrażliwa – szeptał przejeżdżając gąbką po
policzku nieprzytomnego – Jesteś taki nieostrożny, by dać się tak upoić.
Kiedy
skończył, osuszył go i ubrał w czyste, dresowe spodnie i podkoszulkę, a
następnie położył na łóżku. Przed wyjściem z pokoju jeszcze fundnął chłopakowi
małego całusa w czoło. Schodząc na dół spostrzegł siedzącą na kanapie
dziewczynę. Twarz ukryła w dłoniach i płakała, lecz gdy usłyszała
mężczyznę od razu przestała.
- Jak tam
Piotrek? – Spytała cichym głosem.
- Śpi
smacznie – odpowiedział Wieczorek – Stado słoni by go nie obudziło. Musiał dużo
wypić.
- Ta –
zaśmiała się sztucznie – Dwa kieliszki wódki i jedno piwo. Dla niego to wyczyn.
- Serio?!
– Zdziwił się słysząc jej słowa. – Naprawdę ma słabą głowę.
- Tak
naprawdę, to nie lubi pić, ale kiedy ma chandrę, to jest skłonny nawet do tego
– posmutniała wpatrywała się w podłogę.
- Widzę,
że dobrze go znasz – spostrzegł upijając łyk herbaty.
- Jest dla
mnie jak młodszy brat, którego nie miałam – westchnęła – Znam go od szóstego
roku życia, dlatego wiem o nim niemal wszystko, ale nie powinniśmy o tym mówić.
- Rozumiem
– powiedział w zamyśleniu. W głowie tłoczyły mu się co raz to nowsze pytania
dotyczące Piotra, ale nie mógł ot tak zadać ich dziewczynie. Kiedy już miał
zamiar odpuścić, jego wzrok padł na kieszeń kurtki – tę, w której znajdowała się
fiolka z serum prawdy.
- Może
napiłabyś się jeszcze czegoś przed snem? – Spytał z udawaną troską.
- Nie
wiem, ale jakoś i tak nie mogę zasnąć – odpowiedziała niczego nieświadoma.
- To może
ciepłe mleko? – Ciągnął dalej rolę opiekuńczego gospodarza. – Ponoć dobrze
działa na sen.
- Hm, to
może… jeśli nie sprawi to panu problemu – zgodziła się lekko uśmiechając.
- Ależ to
nie problem. Zresztą i sam się napiję – powiedział wchodząc do kuchni.
Wcześniej wyjął z kieszeni kurtki fiolkę z serum. – Głupia. Nawet nie wiesz, jak po tym
odpłyniesz – zaśmiał się
w duchu wlewając zawartość buteleczki do kubka z mlekiem. Zaprawił je
odrobinę cynamonem, by zakamuflować smak płynu.
- No,
gotowe – orzekł podając kubek dziewczynie.
- Ach,
dziękuję – podziękowała biorąc kubek z jego rąk.
Powoli zatracała się w letargu, zaś Wieczorek bacznie się jej przyglądał.
Z czasem jej wzrok zrobił się pusty, co było symptomem działania leku.
Podniecony tym faktem kontynuował dalszą rozmowę.
- To
mówisz, że traktujesz Piotra jak młodszego brata – powiedział nie spuszczając z
niej wzroku. Dziewczyna lekko się poruszyła na dźwięk jego głosu. – A skąd go
znasz?
- Hm…
Mieszkaliśmy w jednej miejscowości, a nasze domy ze sobą sąsiadowały. Poznałam
go kiedy miał sześć lat, wtedy to zgubiłam się w ogrodzie jego rodziny.
Siedział sam na huśtawce zawieszonej na gałęzi jednego z drzew. Był smutny i
płakał. Zrobiło mi się go żal, więc postanowiłam z nim porozmawiać. Byłam
głupim dzieckiem, ale mimo ośmiu lat buzia mi się nie zamykała. Spytałam, jak
ma na imię, a on przestraszony spadł z huśtawki i ponownie się rozpłakał.
Był trochę irytujący, dlatego wyzwałam go od małych beks. – Zaśmiała się
pod nosem. – Może go tym zdenerwowałam, ale chociaż przestał płakać. Ponownie
się przedstawiłam i spytałam o jego imię, on zaś mi je podał i tak zaczęła się
nasza przyjaźń. Dwa lata później odkryłam, jak strasznie traktują go w
rodzinie. Zawsze nosił długie spodnie i bluzy. Kiedyś nocował u mnie i
dostrzegłam, że prawie całe jego ciało pokrywają krwawe pręgi. Wpadłam w furię,
ale on mnie uspokoił.
- Czemu go
bito? – Wciągnął się w opowieść wygodnie usadawiając w fotelu
naprzeciwko dziewczyny.
- Piotrek
pochodzi z arystokratycznej rodziny Murdoch, ale jest owocem skoku w bok jego
ojca. Ten fakt sprawił, że traktowano go niczym pomiot szatana. Określano go
mianem „bękarta z nieprawego łoża”. Besztano go za byle przewinienie, bito i
zamykano w piwnicy bez jedzenia i picia. Kiedy to następowało, zakradałam się
wtedy nocą i przynosiłam mu prowiant. Był bezradny i bezbronny, ale mimo tak
złego traktowania nigdy nie powiedział nic wulgarnego na temat rodziny. Może to
z powodu Sary…
- Sary?
Kim ona była? – Zapytał z czystej ciekawości.
- Sara
była starszą siostrą Piotra. Jako jedyna wspierała go w rodzinie. Nieraz się za
nim wstawiała i dobrze traktowała, niestety wszystko się skończyło tego
piekielnego piątku.
- Co się
wydarzyło?
- Mieliśmy
po naście lat i graliśmy w chowanego. Niestety część dzieciaków znudziła się
tym. Znaleźli zapałki i zaczęli dla zabawy podpalać śmieci w pobliskim
kontenerze. Nie wiedzieli, że stojący obok samochód miał wyciek benzyny. Ogień
rozprzestrzenił się szybko. Wóz wybuchł, a dom, przy którym był zaparkowany,
stanął w płomieniach. Poparzeniu uległy dwie osoby.
- A co to
ma wspólnego z tobą i Piotrem?! – Dociekał mężczyzna.
- Kiedy
zobaczyliśmy dym pobiegliśmy w jego stronę. Ci durnie od zapałek w panice
wzięli nogi za pas. Wszystkiego się wyrzekli, zaś ja z Piotrkiem nie zdążyliśmy
uciec przed pojawieniem się policji. Bałam się konsekwencji, choć nie byłam
winną. Piotrek widząc mój strach nakazał mi wracać do domu. Głupek zgłosił się
do policjanta prowadzącego śledztwo i przyznał się do czegoś, czego nie
zrobił. Sam skazał się na poprawczak.
- Czemu to
zrobił, przecież nie miał z tym nic wspólnego? – Dziwił się,
jednocześnie naciskając na rudowłosą by kontynuowała.
- Ja nie
rozumiałam jego decyzji. Wytłumaczył mi to dopiero dziś. Musiałam czekać osiem
lat by poznać jego powody.
-
Dziś?!
-
Twierdził, że to był jedyny sposób na uwolnienie się z rodziny Murdochów. Taki
paradoks, bo w rzeczywistości zamienił więzienie na więzienie. Skazano go
na półtora roku odsiadki za nieumyślne spowodowanie uszczerbku na zdrowiu ofiar
pożaru. Rodzina się go wyrzekła. Został nikim. Jego jedynym jasnym punktem w
tym wszystkim była Sara, która obiecała mu nowy, bezpieczny i kochający
dom. Niestety ten promień światła brutalnie mu odebrano dwudziestego czwartego
grudnia.
- W
wigilię?! Czemu?!
- W dzień
jego czternastych urodzin, prawie cała jego rodzina została wybita i strawiona
pożarem. Zginęli jego rodzice i Sara. Znaleziono jeszcze jedno ciało, więc
uznano, że to Piotr. Rodzina postarała się, by fakt o jego aresztowaniu nie
wyciekł poza mury ich domostwa.
-
Ale czy jago wygląd nie wskazałby podobieństwa do reszty członków rodziny? –
Dziwił się słuchacz.
- Nie, bo
wszyscy Murdochowie to blondyni, zaś Piotr nie dość, że miał kasztanowe włosy
to jeszcze soczyście zielone oczy. W niczym nie przypominał reszty.
- Aha, ale
co dalej?
- Po
odsiedzeniu wyroku, Piotra przygarnął Tobiasz Weiss, narzeczony Sary, który
obiecał zająć się jej młodszym braciszkiem do momentu osiągnięcia przezeń wieku
dorosłego.
- Mówiłaś,
że prawie całą rodzinę wybito, więc kto przeżył?
- Przeżyli
trzej starsi bracia Piotra, którzy w tym czasie przebywali za granicą. Miałam
tę nieprzyjemność poznać tego najstarszego. Zimny, snobistyczny i obślizgły
drań. Dla dobra interesu swojego i korporacji jest zdolny do wszystkiego. Gdyby
dowiedział się, że Piotrek przeżył nie zawahałby się go zamknąć. Zawsze
traktował Piotra jak przedmiot należący do niego. Zainteresował się nim
wówczas, gdy okazało się, że młody jest swego rodzaju geniuszem.
- Co?!
- Piotruś
jest bardzo utalentowany. Czy słyszał pan kiedyś jak gra na skrzypcach, bądź
fortepianie?
- Nie.
- To niech
pan żałuje. Pierwszy raz usłyszałam, jak grał na skrzypcach w ogrodzie, gdy
księżyc był w pełni. Ten widok nie zniknie chyba nigdy z mojej pamięci.
Mały chłopiec ze łzami w oczach grał Diabelski
Trel w srebrzystym świetle
księżyca. Był niesamowity, wyglądał jakby żył każdym dźwiękiem wydobywającym
się ze skrzypiec. Z fortepianu także wydobywał dźwięki poruszające dusze
słuchaczy. Mnie wzruszył grając Sonatę
Księżycową Beethovena, nawet
nie zauważyłam że płaczę.
- Naprawdę
jest tak dobry? – Spytał nie dowierzając.
- I to jak
– odparła z powagą – Ale Piotrek jest wszechstronnie uzdolniony w różnych
dziedzinach nauki. Myślę, że gdyby chciał na upartego coś osiągnąć, na przykład
jakiś lek, to zrobiłby to. Zna szesnaście języków i to biegle. Według mnie jest
geniuszem, ale nie chwali się swoim darem, wręcz przeciwnie, osiągnął mistrzostwo
w udawaniu idioty. A argumentuje to lepszą akceptacją przez ludzi.
- Ciekawe
– zadumał się Wieczorek.
- Chcę go
chronić, bo jest bardzo wrażliwą osobą. Wybiera samotność. Myślę, że cierpi na
tak zwany „kompleks jeża”.
- Co?!
- Boi się
zbliżyć do innych twierdząc, że może ich zranić i na odwrót.
- Hm…
czyli nie chce zranić i być zranionym – powtórzył dla upewnienia – Coś na
zasadzie miecza obusiecznego.
- Yhm.
Dlatego potrzebuje kogoś, kto by się nim zajął. Ja niestety niedługo wyjeżdżam
do pracy za granicę. Jeszcze mu o tym nie powiedziałam, ale muszę to zrobić jak
najszybciej.
- Twardy
orzech do zgryzienia – Zastanawiał się na głos. Nagle w jego głowie
zabłysła pewna myśl, „przecież to idealna okazja, by zatrzymać chłopaka u
siebie”. Na jego twarzy
pojawił się szeroki uśmiech, a po chwili wycedził. – Może ja zaopiekuję się
Piotrem?
- No, nie
wiem – powiedziała zaskoczona pytaniem – Jest pan zajętym człowiekiem, co i
rusz wyjeżdża pan w interesach.
- Och nie
bój się o to. Mogę zabierać go ze sobą, przy okazji nauczy się, jak funkcjonują
poszczególne działy mojej firmy. – Desperacko przekonywał dziewczynę. – Jeżeli
taka praca przypadnie mu do gustu, to go zatrudnię.
- Ale czy
to nie będzie dla pana kłopot? – Spytała zmartwiona. – Nie chcę nadużywać
pańskiej dobroci.
- Ależ nie
– zaręczał – Prawdę powiedziawszy ostatnio czułem się trochę samotny, więc
myślę, że Piotrek byłby dobrym towarzyszem.
- Hm. Na
pewno? – Naciskała dla upewnienia.
- Na pewno
– potwierdził podając jej dłoń – To umowa stoi?
- Stoi –
uścisnęła mężczyźnie dłoń pieczętując tym ich umowę.
* * * * *
Słońce od
dawna było już w zenicie, kiedy otworzył oczy. Pokój, w którym się znajdował
wypełniły jasne i ciepłe promienie słoneczne. Niestety tak piękny dzień popsuła
spuścizna nocnej popijawy z Jolką. Każdy choćby najmniejszy dźwięk potęgował
niewyobrażalny ból głowy. Starał się nie poruszać, przez co leżał na plecach i
wpatrywał się w sufit. Ciężko było mu się skupić, a co dopiero zebrać myśli.
Miał wrażenie jakby ktoś w jego głowie urządził swego rodzaju
instrumentalny Armagedon. Nagle uświadomił sobie jedną ważną i niepokojącą go
rzecz:
- Zaraz,
ale to nie jest mój sufit!
No, no. Burzliwa przeszłość chłopaka i zainteresowany nim pan Wieczorek, którego nawiasem mówiąc bardzo polubiłam choć nie wiem dlaczego, dają niezwykłą otoczkę tajemniczości i oczekiwania na dalsze losy tej dwójki.
OdpowiedzUsuńAle najbardziej rozwaliło mnie ostatnie zdanie Piotrka, a mianowicie: "Zaraz, ale to nie jest mój sufit", bo przypomniał mi się fragment jednego FF, którego ostatnio czytałam, a tytuł to bodaj "Ostatnia szansa". Nawiasem mówiąc to był FF drarry i pozwolę sobie zacytować:
"-Ostatnio ciągle robię z siebie kretyna - oznajmił sufitowi".
Tak mi się skojarzyło z tym twoim sufitem i wybuchłam śmiechem!
Pozdrawiam i weny życzę!
Czystej klasy bełkot. Niczym nie rozcieńczany. Wyobraźnię autorko masz bajeczną, tylko nie panujesz nad nią. Nawet nie stwarzasz pozorów realności w tym opowiadaniu. Dorosłemu facetowi ogranicza się wolność, a on nic z tym nie robi, jak już ją odzyskuje? Bzdura do kwadratu, ale zapewne Wieczorek potrafił go zaczarować, albo przynajmniej zahipnotyzować, aby tak było. S-f to też nie jest. Tego się nie da w żaden możliwy sposób zaklasyfikować. Wyrzuć trzy czwarte idiotycznych pomysłów, dopracuj szczegóły a może coś z tego wyjdzie. Postaraj się zgłębić tematykę, którą opisujesz, co krok wychodzi nieznajomość "opisywanych" spraw. Twoja Twórczość to typowy przykład "zaśmiecania" internetu wątpliwej jakości dziełami.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńi znamy całą historie, ojć nie powinien pić, i znalazł się u Wieczorka, zastanawiające będzie jak zareaguje, a Jolka w zasadzie wydała go katowi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńno i znamy jego całą historie, ojć, ojć Piotrek w ogóle nie powinien pić, i znalazł się gdzie? u Wieczorka oczywiście, :) zastanawiające będzie jak zareaguje, a Jolka wydała go katowi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńno i znamy jego już jego całą historie, ojć Piotrek w ogóle nie powinien pić... znalazł się gdzie? u Wieczorka oczywiście :) ciekawe co będzie rano, a Jolka wydała go katowi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza