Translate

piątek, 13 września 2013

To przed czym uciekam II



 Oto kolejna część rozdziału XI - będzie jeszcze jedna :)

   
Była sobota popołudniu, kiedy Piotrek wychodził zrobić zakupy. Jacek wyjechał na tydzień i zostawił dom na jego głowie. Z jednej strony chłopak miał chwilę wytchnienia od ciągłych zachcianek współlokatora, jednak z drugiej, już po jednym dniu zaczęła doskwierać mu samotność. Szedł właśnie w kierunku schodów, gdy wpadła na niego sąsiadka z naprzeciwka.


- Och, przepraszam – sapnęła zdenerwowana kobieta o popielatych, kręconych włosach – A to ty Piotrze.


- Dzień dobry, pani Sulik – uśmiechnął się chłopak. Lubił tę dość niezdarną kobietę, która pomimo tego, dochowała się trójki niesfornych dzieci. – Gdzie się pani tak spieszy w sobotnie popołudnie?


- Mój maż miał wypadek na budowie – zaczęła roztrzęsionym głosem kobieta, jej podpuchnięte oczy mówiły, że od dłuższego czasu płakała – Zostawiam bliźniaki pod opieką Kamila i mam nadzieję, że da sobie radę przez te dwa dni. Zostawiłam im zapas jedzenia i pieniądze w razie potrzeby. Naprawdę nie mam ich z kim zostawić, a mąż pracował przy budowie biurowca we Wrocławiu.


- Niech się pani nie martwi – uspokajał ją Piotrek kładąc rękę na jej ramieniu – Kamil ma trzynaście lat i wie jak zająć się młodszym rodzeństwem.


- Wiem to – załkała kobieta nie wytrzymując napięcia swoich emocji – ale i tak się martwię. On też nadal jest dzieckiem i nie powinien zbyt wcześnie doświadczać życia dorosłego świata.


- Rozumiem – westchnął Piotrek i po krótkim wahaniu podjął decyzję – Jedzie pani do tego Wrocławia i nie martwi się o nic. Zaopiekuję się całą trójką. I tak nie mam nic lepszego do roboty.


- Naprawdę? – Spytała nie dowierzając kobieta. – Już opiekowałeś się nimi nie raz i dzieci bardzo cię polubiły. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.


W pewnym momencie zadzwoniła komórka Piotrka i chłopak odebrał odchodząc na bok. Z każdą chwilą rozmowy jego mina smutniała, aż w końcu się rozłączył i krótko zastanawiał.


- Niestety jest tylko jedno ale – wypuścił nieswój powietrze z płuc – Dzwoniła moja przyjaciółka, która jest dla mnie jak siostra i prosiła o pomoc dla jej mamy. Są wakacje, prawda?


- Tak – odpowiedziała pani Sulik niepewnym głosem – Ale czemu pytasz?


- Nie wiem, czy pani przystanie na taką propozycję – zaczął pomału chłopak. Naprawdę chciał pomóc tej kobiecie. – Matka mojej przyjaciółki mieszka w Ornecie. To jakieś pięćdziesiąt kilometrów stąd, czy nie miałaby pani nic przeciwko, gdybym zabrał tam ze sobą dzieciaki?


- No, nie wiem – zaczęła zastanawiać się kobieta – Czy ty przypadkiem nie bierzesz na siebie zbyt wiele.


- To nic – zaśmiał się chłopak – Gwarantuję, że nic im nie grozi. Dom cioci Klary jest na obrzeżach miasta i z dala od ulicy, więc nie ma zagrożenia. Wiem to z własnego doświadczenia. Pytanie tylko, czy pani się zgodzi na ten wyjazd?


- Ufam ci Piotrze – odparła Sulikowa w zamyśleniu – Wyratowałeś mnie już z wielu opresji opiekując się moją trójcą. Ale kiedy byście mieli wyjechać?


- Jutro – rzucił bez ogródek chłopak – Pomogę spakować się Kamilowi i bliźniakom, więc niech się pani o to nie martwi. Musi mi tylko pani dać znak kiedy wraca, to odstawię dzieciaki na miejsce.


- Och – sapnęła kobieta zerkając na zegarek – Mój pociąg rusza za jakąś godzinę. Postaram się wrócić jak najszybciej.


- Niech się pani nie spieszy – poradził Piotrek – Zdrowie pani męża jest w tej chwili najważniejsze. Wróci pani, kiedy będzie już pewna jego stanu. A tak w ogóle, to ma się pani gdzie tam zatrzymać?


- Tak – rzuciła kobieta w roztargnieniu – Moja siostra mnie przenocuje kilka dni.


- To dobrze – uśmiechnął się zielonooki – To dobrze.


- Tak – odwzajemniła uśmiech Sulikowa – Poinformuję dzieci i biegnę na dworzec.


Kobieta zniknęła za drzwiami, a po chwili dało się słyszeć okrzyki radości dziecięcych głosów. Nagle drzwi się uchyliły i na Piotrka skoczyła para dzieci o blond włosach.


- Piotr! Piotr! – Wołały dzieci nawzajem się przekrzykując. – To prawda? Zabierzesz nas ze sobą za Olsztyn?


- Jacusiu! Agatko! – Krzyknęła Sulikowa na dzieci. – Przestańcie ciągać bluzę pana Piotra!


- Nie szkodzi – zaśmiał się Piotrek do kobiety, po czym schylił się do dwójki urwisów. – Zabiorę was pod warunkiem, że będziecie grzeczne?


- Będziemy, będziemy! – Przekrzykiwały się bliźniaki. – Zabierzesz nas?


- Tak – odparł zielonooki w zgodzie – Wracajcie już do mieszkania, bo się przeziębicie. Wieczorem wpadnę i pomogę wam się spakować, dobrze?


- Dobrze – przystały na to dzieci, po czym wbiegły do mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi – Pa!


- Zostawiam moje małe huncwoty w twoich rękach – oznajmiła nerwowo sąsiadka – w razie kłopotów zadzwoń. Masz mój numer, a ja mam twój, więc jakoś będziemy w kontakcie. Bardzo ci dziękuję, ale muszę już lecieć na pociąg.


- Rozumiem – odparł Piotrek machając kobiecie na pożegnanie – Bezpiecznej podróży!


Sam wrócił do mieszkania.


- Nici z zakupów – westchnął rzucając się na kanapę – Trzeb się spakować na wyjazd.


Zadzwonił jeszcze do cioci Klary z wiadomością, że przywiezie ze sobą troje gości. Kobieta ucieszyła się tym faktem, bo tęskniła za hałasem dziecięcych wrzasków. Rozłączył się z ulgą, że jednak nie sprawi większych kłopotów mamie Jolki. Wstał i ruszył do swojego pokoju, by spakować plecak.


* * * * *

Dochodziła trzynasta, kiedy Piotrek wraz z dziećmi pani Sulik wyszli z klatki schodowej bloku, w którym mieszkali. Mieli półtorej godziny do autobusu, czyli wystarczająco dużo czasu by dojść do dworca spacerkiem. Każdy dźwigał na ramionach plecak ze swoimi rzeczami, wagowo adekwatny do postury właściciela. Trzymali się za ręce, by uniknąć zgubienia na zatłoczonym chodniku. Szli powoli i po jakiejś niecałej godzinie dotarli na miejsce. W autobusie zajęli cały tył, a bliźniaki usadowiły się przy oknach. Kamil nieco nadąsany siedział obok Jacka, zaś Piotrek lekko niewyspany obok Agaty. Drogę do Ornety pokonali w milczeniu z małymi okrzykami zadowolenia bliźniaków. Wysiedli w centrum miasta i kierowali się na jego obrzeża w stronę lasu.

- Tu jest spokojniej niż w Olsztynie – zauważył Kamil z nieco lepszym nastrojem – Mniej tu samochodów i ludzi.


- Ta – zgodził się Piotrek z szelmowskim uśmieszkiem – Nazywaliśmy to miejsce miastem starych ludzi, bo większość młodzieży migruje stąd do większych aglomeracji lub za granicę.


- Ja też kiedyś wyjadę z Polski – oświadczył Kamil odgarniając ciemną grzywkę z oczu – Tu nie ma przyszłości.


- Widzisz, myślisz jednotorowo – zaśmiał się Piotrek – Spójrz na to od strony państwa.


- Czyli? – Dociekał Kamil nie przekonany do wywodu zielonookiego – Wyjaśnij.


- Hm, mówisz, że nie ma w tym kraju przyszłości – zaczął spokojnym głosem Piotrek zapinając bluzę Jacka, a później Agaty – Ale jak ją stworzyć, jeśli ci co mają ją kształtować opuszczają kraj?


- Może i masz rację – zgodził się Kamil z niechęcią w głosie – ale mnie to nie przekonuje.


- No, właśnie – zaśmiał się Piotrek – W dzisiejszych czasach prawda to pojęcie względne. Każdy ma trochę racji w tym co mówi, ale problem tkwi w szczególe, że nic z tym nie robimy. Zazwyczaj kończy się na słowach, a nie na czynach.


- Nie za bardzo kumam – pogubił się trzynastolatek mierzwiąc swoje brązowe włosy – Chyba jestem na to trochę za głupi.


- Wytłumaczę ci to na twoim stwierdzeniu – wyjaśniał Piotrek chwytając ręce bliźniaków gotowych do dalszej drogi – Ty, jako reprezentant młodzieży twierdzisz, że nie ma w Polsce przyszłości i dlatego większość z was wyjeżdża poza jej granice. Od strony państwa, czyli dajmy na to rząd, nie robi nic w kierunku wyeksponowania Polski w taki sposób, by stała się ona atrakcyjniejsza dla młodych ludzi. Fakt, niektóre partie powzięły niewielkie kroki i próby zatrzymania ich migracji, ale z reguły idą one na dalszy plan przy łataniu dziury budżetowej, czy polityce zagranicznej. I tak to się zapętla tworząc swego rodzaju perpetuum mobile.


- Piotr! Piotr! – Marudziły bliźniaki. – Bolą nas nogi! Chcemy na ręce.


- Macie już po siedem lat – mruknął Kamil strofując rodzeństwo – Nie ważycie jak piórka.


- Ale nas naprawdę bolą nogi – Jęczały bliźniaki jednogłośnie – Nie idziemy ani kroku dalej.


- Uparciuchy – westchnął Piotrek i chwycił pod ramiona Jacka i posadził sobie na barki – Ja biorę Jacka, a ty Kamil weź Agatkę.


- Na barana! – Krzyczały szczęśliwe dzieci. – Łiiii!


Na miejsce dotarli po godzinie wolnego marszu. Piotrek z Kamilem ledwo trzymali się na nogach ze zmęczenia i ciężko klapnęli sobie na schodach werandy domu. Jacek i Agatka wesoło biegały po podwórku ganiając za kotami. Drzwi wejściowe się otworzyły i wyłoniła się z nich matka Jolki.


- Piotruś, czemu nie wchodzicie do domu – zganiła kasztanowłosego kobieta mierząc wzrokiem siedzących na schodach chłopaków – siedzicie tu na schodach, a w nocy lał straszny deszcz. Możecie dostać wilka. No, podnosić swoje zacne cztery litery i wchodzić do środka!


- My też! – Zawołały ubabrane w błocie bliźniaki. – My też!


- Oczywiście, że wasza dwójka też wchodzi. – Zaśmiała się kobieta widząc umorusane buzie dzieci. – Utytłałyście się w błocie jak małe świnki. Trzeba was umyć i przebrać.


- Ciocia, jak zwykle, pełna wigoru – przywitał się Piotrek ściskając lekko kobietę – Aż trudno uwierzyć w to, że potrzebujesz pomocy.


- Normalnie pomaga mi Tomek, ale hultaj złamał nogę przy jakichś akrobacjach na motorze – wyjaśniała pani Klara wchodząc do domu – cud, że skończyło się tylko na nodze.


- Chłopak ma siedemnaście lat – bronił Tomka Piotrek – to taki wiek, że trzeba się jeszcze wyszaleć.


- Ty taki nie byłeś – zarzuciła zielonookiemu kobieta – Zawsze byłeś cichy i spokojny.


- Ja zawsze odstawałem od reszty – zająknął się Piotrek – zresztą sama ciocia wie, jak zawikłaną mam przeszłość.


- Tak, wiem – zaśmiała się ciocia Klara – A skoro o niej mowa, to był tu pan Tobiasz i prosił bym ci coś przekazała, ale to później.


- Właśnie – posmutniał Piotrek na wspomnienie Tobiasza – Lepiej obgadać to w cztery oczy, bo ja też muszę cię przed czymś ostrzec ciociu.


- Zatem wszystko jasne – oznajmiła kobieta zwracając się teraz do wszystkich – A teraz czas umyć bliźniaki. Piotruś, ty bierz chłopca, a ja zajmę się dziewczynką.


- Ach! – Walnął się w czoło Piotrek. – Zapomniałbym. Chłopiec to Jacek, a dziewczynka to Agata. Najstarszy to Kamil.


- Aha – pokiwała porozumiewawczo kobieta – To jak Agatko, idziemy?


- Ale ja chcę iść z Piotrkiem – marudziła dziewczynka – Czemu tylko Jacek może z nim iść?


- Piotrek jest chłopcem i nie może się tobą zająć – tłumaczyła kobieta – Szybko cię umyję, więc bez obaw. Zgoda?


- Uhm – pokiwała głową dziewczynka – Zgoda.


- Ja z Agatką pójdę na górę – oznajmiła pani Klara – A ty Piotruś umyj Jacusia tu, na dole.


- Dobrze – przystał na to zielonooki – Od razu chyba przebierzemy dzieci w pidżamki, bo już prawie pora ich snu.


- A gdzie mają pidżamki? – Spytała kobieta. – W plecakach?


- Tak – potwierdził Piotrek prowadząc Jacusia do łazienki – A gdzie będziemy spać?


- Myślę, że pokój gościnny wystarczy dla tej dwójki – zaczęła w zamyśleniu pani Klara wskazując bliźniaki – Ty zajmiesz pokój Joli wraz z Kamilem. Niestety mam tylko dwa łóżka do dyspozycji. Byłoby ich więcej, ale jutro wraca Łukasz na przepustkę z wojska i zajmie swój pokój.


- Nie szkodzi – odparł Piotrek – Damy sobie radę. Grunt, że nasze pokoje ze sobą sąsiadują.


- To ustalone – klasnęła w dłonie kobieta i ruszyła w stronę siennika z Agatką – Jak wykąpiesz Jacusia, to przyprowadź go do jego sypialni.


- Dobrze – zawołał za ciocią Piotrek – Tak zrobię.


- A co ja mam robić? – Spytał skrępowany Kamil. – Trochę niezręcznie się tu czuję, wiesz?


- Rozumiem – uśmiechnął się zielonooki do chłopca – Zaprowadzę cię do pokoju i się rozpakujesz. Weź łóżko, a mną się nie przejmuj.


- Dobra – zgodził się niepewnie młody Sulik. Piotrek zaprowadził go do pokoju Jolki, a gdy tam dotarli chłopaka, aż zatkało. – Wiedziałem, że dziewczyny mają dziwny styl, ale to przerasta moje oczekiwania.


- Każdego odrzuca, kiedy tu wchodzi – zaśmiał się Piotrek uspokajając chłopca – No, może z wyjątkiem Jolki i jej mamy.


- Rzygam tęczą patrząc na tę tapetę – jęknął Kamil siadając na łóżku – I do tego ten cukierkowy róż.


- Wyluzuj – westchnął Piotrek rzucając swój plecak na podłogę przy łóżku – To wystrój, kiedy była jeszcze małą dziewczynką i kochała bajki o kucykach i księżniczkach. Zapewniam, że teraz to nie są jej klimaty. Zostawiła tę sypialnię w tym stanie jedynie dlatego, że nawiązuje do jej dzieciństwa i tyle. Przyzwyczaisz się, po entym razie w tym pokoju zdołałem przywyknąć. Pociesz się tym, że będziesz tu jedynie spał, a w nocy po ciemku, nie widać kolorów ścian. A teraz czeka mnie kąpiel Jacka, z której zapewne nie wyjdę suchy.


- Powodzenia – zaśmiał się Kamil – Na twoim miejscu wziąłbym sztormiak.


- Bardzo śmieszne – mruknął Piotrek wychodząc z pokoju – Wracam za jakiś kwadrans, a jakbyś chciał zobaczyć pokój bliźniaków to jego drzwi są vis a vis naszej sypialni.


* * * * *

   
Była wczesna noc, kiedy usiadł w fotelu naprzeciwko cioci Klary w jej sypialni. Kobieta położyła wcześniej spać bliźniaki i mogli teraz spokojnie porozmawiać.


- To mówiłaś, że odwiedził cię Tobiasz? – Zaczął Piotrek sennym głosem. – Myślałem, że jest w Wiedniu.


- Był, ale wrócił – oznajmiła kobieta w zamyśleniu dziergając na drutach – Przywiózł trochę twoich rzeczy z tamtego domu, bo bał się, że ktoś może je zabrać. Chciał, żebyś się z nim skontaktował, kiedy tu będziesz. Szczerze, to był trochę podenerwowany, a nawet rzekłabym, że zastraszony.


- Myślę, że wiem dlaczego – westchnął smętnie Piotrek kręcąc palcami młynek – Prawie wszyscy Murdochowie zjechali do Polski.


- Skąd wiesz? – Spytała ożywiona kobieta. – Przecież ukrywałeś się przed nimi.


- Niestety, pech chciał, że natrafiłem akurat na Edwarda – mruknął Piotrek lekko zezując na kobietę, by wykryć w ten sposób jej reakcję – I tu moja prośba do ciebie ciociu.


- Jaka? – Zdziwiła się kobieta utkwiwszy swój wzrok w chłopaku. – Wspominałeś wcześniej coś o ostrzeżeniu, ale przed czym?


- Moje spotkanie z Edwardem nie skończyło się najlepiej – zaczął opowiadać Piotrek –Edward mnie porwał i nieźle stłukł za wypieranie się bycia Murdochem. Tylko dzięki Chrisowi mogę tu spokojnie siedzieć. Jemu też się oberwało za to, że mi pomógł w ucieczce. Przeraża mnie fakt ponownego spotkania z Edwardem.


- Ale to twój starszy brat – wtrąciła kobieta – Jak on mógł tak cię potraktować?


- On traktuje mnie jak swoją własność – kontynuował Piotrek, a ciężko było mu kończyć ten wątek – Zażądał bym wrócił do rodziny, ale ja nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Fakt, tęsknię za Chrisem, ale po tym, co tam przeżyłem nie mam odwagi. Zmieniłem nazwisko i sposób życia, ale dało mi to jedynie dziesięć lat wolności.


- Ale jakim sposobem Edward cię rozpoznał? – Zastanawiała się kobieta. – Zmieniłeś się przez ostatnią dekadę o sto osiemdziesiąt stopni.


- Sam tego nie ogarniam, ale z początku miał jedynie podejrzenie – wyjaśniał zielonooki podpierając głowę rękoma opartymi o stół – Pewność uzyskał, przez bliznę na mojej stopie.


- Mówisz o tej, którą ci wypalił? – Dociekała kobieta. – Pamiętam go jako miłego i spokojnego chłopca. Zawsze grzecznie mnie witał i nigdy nie wypowiadał się źle o innych ludziach.


- Ciociu proszę, uważaj na Edwarda – prosił Piotrek smutnym głosem – On czasem jest nieobliczalnym człowiekiem. Przypomniał mi o tym piorąc mnie na kwaśne jabłko. Nie rozumiem, czemu uwziął się akurat na mnie. Przez ostatnie lata starałem się ukryć swoją egzystencję próbując w ten sposób przekonać go do faktu, że Piotr Murdoch nie żyje. Niestety nie dał za wygraną i wciąż depcze mi po piętach, aż czuję jak powoli zaciska się pętla na mojej szyi. Boję się, że z mojej winy grozi wam niebezpieczeństwo, dlatego błagam, nie zbliżaj się do Murdochów.


- Czas iść do łóżek – zbyła go kobieta kończąc tym samym rozmowę. Piotrek poczuł się jak wtedy, kiedy był jeszcze mały, a ciocia Klara opiekowała się nim pod nieobecność rodziny. – Dobranoc Piotrusiu.


- Dobranoc – westchnął zrezygnowany chłopak wstając z fotela. Przez lata znajomości z tą kobietą wiedział, że nie ma sensu jej nakłaniać do zmiany zdania. – Do jutra.

W tym samym czasie, Kamil w drodze do toalety zatrzymał się na chwilę pod drzwiami sypialni cioci Klary zaciekawiony głosami dobiegającymi zza nich. Z czasem podsłuchiwania mina powoli mu zrzedła. W chwili, gdy klamka lekko drgnęła, szybko ruszył do swojego pokoju, niestety zgubił wisiorek trzymany w ręce.


Piotrek wyszedł z sypialni cioci Klary i miał wracać do pokoju Jolki, gdy stopą natrafił na coś ostrego. Zaklął cicho z bólu i zajrzał w miejsce gdzie stanął. Leżał tam wisiorek w kształcie sowy, zupełnie taki sam, jaki nosił na nadgarstku Kamil.


- Bawimy się w szpiega – Szepnął do wisiorka z lekkim uśmieszkiem. Westchnął spokojnie podejrzewając co się wydarzyło, po czym ruszył do sypialni. – Ciekawość, to naprawdę czasem pierwszy stopień do piekła.


Wszedł do pokoju i spojrzał na udającego spanie chłopca. Odetchnął nieco się uspokajając, po czym sam położył się na przyszykowanym wcześniej posłaniu na podłodze.


- Dobranoc – powiedział do Kamila i przewrócił się na lewy bok – Następnym razem nie podsłuchuj cudzych rozmów. To nie ładnie.


- Ja przepraszam – mruknął Kamil ściszonym głosem – Ja nie chciałem. Przechodziłem tylko i jak usłyszałem twój głos to … nim zauważyłem rozmowa dobiegła końca i się wystraszyłem. W konsekwencji uciekłem.


- Nic się nie stało – odparł Piotrek rozbawiony skołowaniem chłopca – Następnym razem postaraj się tego nie robić.


- Dobrze – zgodził się Kamil sennym głosem – Następnym razem już tak nie zrobię.


Nastała cisza, po czym Piotrek poznał, że chłopak zasnął. Nie minęła chwila, kiedy i jego dosięgła ręka piaskowego dziadka pogrążając we śnie.


* * * * *

    
Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy wracał z późnego spaceru. Tuż za nim dreptał zmęczony Kamil, który uparł się by iść razem z nim. Piotrek od niechcenia zgodził się na to, bo i tak nie robiło mu to żadnej różnicy, czy będzie szlifować chodniki Ornety sam, czy w czyimś towarzystwie. Chciał przypomnieć sobie stare dzieje, kiedy razem z Jolką w zabawie ze śmiechem biegali między sfatygowanymi kamieniczkami starego, warmińskiego miasteczka.


- Czemu tak wzdychasz, co i rusz się rozglądając na prawo i lewo? – Spytał Kamil nieco zaniepokojony reakcjami Piotrka. – Do tego robisz przy tym śmieszne miny.


- Doprawdy?! – Zdziwił się zielonooki słowami nastolatka. – Wzdycham, bo wiele się zmieniło od mojej ostatniej wizyty w tym mieście. Kiedyś wokół ratusza był wylany asfalt, a teraz plac jest wybrukowany. Czuję nostalgię przechadzając się tymi ciasnymi i ciemnymi uliczkami, ale dosyć już tego, bo pora wracać do domu. Ciocia Klara na pewno przechadza się od okna do okna co i rusz zerkając z zaniepokojeniem na zegarek. Jak nic czeka nas bura, a szczególnie mnie, że ciągam nieletniego po nocach zabierając jego porę snu.


- Sam zdecydowałem z tobą pójść, więc nie ma w tym twojej winy – burknął Kamil – Mam trzynaście lat, czyli nie jestem już dzieckiem.


- Tu ci nie przyznam racji – westchnął Piotrek mierzwiąc czuprynę chłopca – Lepiej czuj się jak najdłużej dzieckiem, bo przyjdzie czas, że pożałujesz tej dorosłości. Coś na ten temat wiem.


Mieli przechodzić przez jezdnię, gdy z wolna minął ich czarny sedan o obcych numerach. Miał przyciemniane szyby, ale Piotrkowi ciarki przeszły po plecach. Na kilka sekund stanął jak wryty wpatrzony w rejestrację samochodu. Cofnął się powoli, kiedy sedan raptownie zahamował. Szyba od strony pasażera się opuściła, a z powstałej szpary wyłoniła się dłoń z dobrze znanym Piotrkowi sygnetem rodziny Murdoch. Nie czekając dłużej chwycił Kamila za przedramię i pociągnął biegnąc w przeciwną stronę niż dotychczas szli.


- Hej! – Zawołał zaskoczony nastolatek. – Co ty wyprawiasz!


- Cholera! Zamknij się i uciekaj! – Rzucił podenerwowany kasztanowłosy nie przestając biec. – Wszystko ci wytłumaczę później, bo teraz nie ma na to czasu.


Kamil zamilkł i posłusznie biegł za starszym kolegą. Z samochodu wyłoniła się postać i wołała za nimi. Piotrek wyłapał z tego jedynie „nie uciekniesz” i przyprawiający o ciarki śmiech jego starszego brata. Skończyło się na tym, że całą drogę do domu ostrożnie pędzili biegiem ciemnymi zaułkami i dziwnymi skrótami, mocno przy tym brudząc. W konsekwencji cali umorusani stanęli w progu domu cioci Klary. Piotrek nie raz oberwał mokrą szmatą za swoje nocne eskapady. Pranie nie ominęło też i Kamila, który nie dowierzał czym zlała go kobieta. Na koniec zamknięto ich obu w łazience z nakazem kąpieli. Chłopaki siedli naprzeciw siebie przez chwilę patrząc na siebie w milczeniu, po czym obaj wybuchli gromkim śmiechem.


- Dobra – przerwał śmiech Piotrek – Ja biorę wannę, a ty prysznic.


- Zgoda – przystał na propozycję Kamil ruszając w stronę kabiny prysznicowej – I tak nie jestem przyzwyczajony do wanny. Odkąd pamiętam, to zawsze mieliśmy w domu tylko prysznic.


- Spoko – zaśmiał się zielonooki zdejmując ubłoconą bluzę – Nie musisz się tłumaczyć. I lepiej zdejmij te brudne ciuchy, bo nie obraź się, ale jedziesz skunksem.


- Przyciął kocioł garnkowi – odgryzł się Kamil rozpinając koszulę – Śmierdzisz jakbyś mieszkał ze świniami w chlewie.


- Skończcie te pogaduchy i szybko się kąpcie! – Zawołała zza drzwi kobieta. – Daję wam dziesięć minut i ani sekundy więcej. Po tym widzę was obu w łóżkach!


- Ta jest – zasalutował Piotrek do zamkniętych drzwi – Rozkaz został przyjęty.


- Ile ty masz lat, że ona traktuje cię jak smarkacza? – Spytał Kamil mierząc Piotrka czujnym wzrokiem. – „Ja” to rozumiem, ale ty?


- Dla tej kobiety niezależnie ile masz lat, zawsze będziesz dzieckiem – odparł Piotrek wskakując do wanny z ciepłą wodą – Radzę ci się pospieszyć. Ona nie jest w ciemię bita i po upływie czasu wparuje tu jak jakiś tajfun uzbrojona w swoją mokrą szmatę. Nie raz to przerabiałem, więc wiem o czym mówię.


Piotrek na chwilę położył się w wannie opierając głowę o jej ściankę i ciężko odetchnął z ulgą. Nie wiedzieć czemu, ale w tym domu czuł się bezpieczny. Atmosfera jaka w nim panowała pozwalała zapomnieć o wszystkich zmartwieniach.


- Hej? – Wyrwał go z zamyślenia Kamil wyłaniając głowę zza kabiny prysznicowej. – Podasz mi szampon? Wystarczy, że mi go rzucisz.


- Nie ma sprawy – odparł Piotrek i rzucił nastolatkowi butelkę z szamponem – Jak skończysz to mi go odrzuć.


- Spoko – zaśmiał się chłopak i schował z powrotem do kabiny – Masz to jak w banku.


Po niecałych dwóch minutach butelka z mocnym impetem wleciała Piotrkowi do wody. Piana chlupnęła zielonookiemu na twarz.


- Ups – zachichotał Kamil rozbawiony sytuacją – To nauczka za to, że zamiast się kąpać śpisz.


- Racja – westchnął Piotrek przyznając mu rację – Moja wina.


Szybko się umył i wyszedł z wanny. Nawet nie poczekał na Kamila, tylko od razu skierował do sypialni. Po spotkaniu Edwarda nie mógł spokojnie zebrać myśli, jedyne czego teraz potrzebował, to odrobiny snu na wyciszenie i odstresowanie się. Kamil nie poruszał tematu wcześniejszej, wspólnej ucieczki. Kiedy wrócił do sypialni, poszedł do łóżka i szybko zasnął.

 Dochodziła ósma rano, kiedy Piotrek otworzył zaspane oczy. Pianie koguta nieustannie dawało o sobie znać nawołując do pobudki. Leniwie podniósł się do siadu i podrapał po karku, jednocześnie z ukosa zezując na łóżko, gdzie powinien spać Kamil. No właśnie, powinien. Jak na zawołanie do pokoju wbiegły bliźniaki i rzucając się na chłopaka, z powrotem powaliły go na posłanie.


- Piotr, Piotr! – Zawołały chórem dzieci. – Czas wstawać. Niedługo będzie śniadanie. Babcia Klara kazała cię zawołać.


- Już dobrze, już wstaję – zaśmiał się chłopak z ledwością podnosząc z podłogi – A gdzie jest Kamil?


- Kamil!? – Zdziwiła się Agatka. – A nie ma go tutaj?


- On biega – poinformował Jacuś dumnym głosem – Powiedział, że skoro poznał już okolicę, to może pobiegać. W domu zawsze rano biega.


- Ach, rozumiem – uśmiechnął się Piotrek – A wiecie może co dziś będzie na śniadanie?


- Jajecznica z boczkiem! – Wykrzyknęły dzieci z radości. – Pychota!


- No, dobrze – mruknął Piotrek trochę bardziej rozbudzony – Dajcie mi chwilę na przebranie. Za jakieś pięć minut zejdę na dół, dobrze?


- Yhm – zgodziły się bliźniaki, po czym zniknęły tak nagle, jak się pojawiły.


- Naprawdę, dzieci są pełne energii – zaśmiał się pod nosem zielonooki powoli zbierając swoje ubrania i ruszając do łazienki – Też bym tak chciał.


* * * * *
    
Kamil biegł już z powrotem, kiedy drogę zajechał mu czarny sedan. Chłopiec ze zdziwieniem zatrzymał się i tępo wpatrywał w zagraniczne numery samochodu. Jedne z tylnych drzwi się otworzyły i wyłonił się ze środka jasnowłosy mężczyzna.

- Przepraszam, że cię zatrzymuję chłopcze – zaczął mężczyzna z szerokim uśmiechem – ale, czy może znasz tego chłopaka ze zdjęcia?


- Hę? – Zdziwił się Kamil widząc pokazane zdjęcie. – Przecież to… Emm


- Czyli, że go znasz? – Dociekał mężczyzna wnikliwie wpatrując w nastolatka. – Tak?


- Nie – skłamał Kamil z nieufnym wzrokiem. Ten samochód wczoraj wystraszył Piotrka tak, że zaczął uciekać, więc coś tu nie grało. – Z początku wydawał mi się kimś znajomym, ale po dłuższym zastanowieniu to jednak nie on. Proszę mi wybaczyć, ale muszę już wracać do domu, bo mama zafunduje mi manto za spóźnienie na śniadanie. Chyba pan rozumie. Żegnam.


Kamil wyminął mężczyznę, a później samochód i rzucił się pędem do ucieczki. Kiedy upewnił się, że nikt za nim nie jedzie, szybko ruszył w kierunku gospodarstwa pani Klary.


* * * * *

  
Edward z zaciekawieniem wpatrywał się w plecy biegnącego chłopca, po czym jego usta wykrzywiły się w złośliwy uśmieszek.


- Mały kłamczuszek – wyszeptał sam do siebie – Nie jesteś aż tak naiwnym dzieckiem.


Mężczyzna wsiadł do samochodu nieco rozbawiony.


- Jedź za tym małym sprinterem – nakazał kierowcy – Zobaczymy, gdzie mieszka. Tylko zanadto się nie zbliżaj. Jedź tak, by nas nie zauważył.


- Dobrze – odparł kierowca, po czym wykonał polecenie pasażera.


Jechali mrówczym tempem chowając w cieniu drzew. Biegnący przodem chłopiec nawet ich nie zauważył, pomimo częstego rozglądania. Kiedy nastolatek skręcił w polną dróżkę, Murdoch nakazał zatrzymać samochód. W oddali widoczny był niewielki dom jednorodzinny, znajdujący się nieopodal lasu.


- Więc to tu nasz Piotruś się ukrywa – westchnął z zadowolenia Murdoch – Że też od razu na to nie wpadłem. Mój błąd. Najciemniej jest zawsze pod latarnią.

* * * * *

   
Piotrek nie czekając na spóźniającego się Kamila, szybko zjadł śniadanie i wybrał na spacer by odwiedzić miejsce swoich niemiłych wspomnień. Ruszył do lasu i szedł, tak świetnie mu znaną ścieżyną, o której najlepiej chciałby już zapomnieć. Wiązały się z nią też i dobre rzeczy, na przykład rosnący w połowie drogi wielki, stary dąb o rozłożystych, grubych gałęziach, w którego cieniu chował się od słońca, a czasem wdrapywał się na nie uciekając od ojca, czy Edwarda. Piotrek zatrzymał się na chwilę pod tym drzewem i obszedł go dwukrotnie szukając czegoś na korze pnia. Ostrożnie przesuwał dłoń wzdłuż nierówności wiekowego drzewa, aż w końcu znalazł to, czego szukał. Na wysokości jego piersi widniał wyskrobany nożem wzorek kresek pnących się ku górze i ledwie dostrzegalne cyferki z inicjałami.


- Matko – zaśmiał się cicho chłopak delikatnie głaszcząc pamiątkę z dziecięcych lat – Jaki ja byłem wtedy niski.


- Czemu tak tu stoisz i szczerzysz się do drzewa? – Spytał wychodzący zza krzaków zziajany Kamil. – Myślałem, że nie znajdę już żadnej drogi, aż tu nagle patrzę i widzę ciebie.


- Czemu jesteś taki zadyszany? – Zdziwił się Piotrek mierząc czujnym wzrokiem chłopca. – A co najważniejsze, czemu biegniesz przez las, kiedy miałeś kierować się ku miastu?


- I tak było – mruknął nastolatek siadając z uczuciem ulgi w korzeniach drzewa – Hm, całkiem tu wygodnie.


- Nie zmieniaj tematu, tylko opowiadaj – nalegał zielonooki siadając na jednej z gałęzi okrakiem – Powiedz to, tak prosto z mostu i niczego nie ubarwiaj, jak to nieraz masz w zwyczaju robić.


- Fabularyzuję jedynie przed ojcem, by nie dostać szlabanu – obruszył się chłopiec – A poza tym, tego i tak nie trzeba koloryzować.


- To powiesz mi wreszcie o co chodzi? – Naciskał już nieco zniecierpliwiony Piotrek. – Zbiera się na deszcz, a ja chcę jeszcze wstąpić w jedno miejsce.


- Nerwy w konserwy i na eksport – zaśmiał się Kamil widząc niemrawą minę siedzącego obok chłopaka. Ta krótka konwersacja pomogła mu jednak rozładować nerwy po spotkaniu z pasażerem czarnego sedana. – Kiedy wracałem z miasta, drogę zajechał mi samochód, który widzieliśmy zeszłej nocy. Wysiadł z niego jakiś blondas i pytał o ciebie. Prawie się wygadałem, ale jakoś wybrnąłem i uciekłem. Ty, kim on jest? Był trochę straszny. Wcześniej nie pytałem, ale obiecałeś mi to wyjaśnić.


- Cholera – zdenerwował się Piotrek słowami Kamila, a po chwili zeskoczył z gałęzi. – Nie ma czasu, więc chodź za mną i mi nie przerywaj. No, może nie rób tego zbyt często, ok?


- Ok. – Zgodził się Kamil wstając z ziemi i trzepiąc tył spodni.


Piotrek powoli ruszył w dalszą drogę, a ciekawy nastolatek deptał mu po piętach.


- Ten blondas, jak go nazwałeś, ma na imię Edward i jest tak jakby moim starszym bratem – zaczął wyjaśnienia zielonooki – Będąc w twoim wieku zrezygnowałem z bycia członkiem rodziny, do której należy Edward. On niestety nie chce tego przyjąć do wiadomości i dręczy mnie swoją osobą. To tyle.


- Jak to zrezygnowałeś z bycia członkiem tej rodziny!? – Zdziwił się Kamil. – To z rodziny można się wypisać?


- Wtedy tak myślałem. – Westchnął Piotrek odgarniając zwisające przed nim gałęzie krzewów. Kiedy tak zrobił, tuż przed nimi otworzyła się spora przestrzeń ukazując zgliszcza spalonego domu. – Ale teraz zaczynam w to wątpić.


- Wow, niezłe ruiny – oniemiał nastolatek – Co to za miejsce?


- Poznaj mój dawny dom – oznajmił Piotrek z udawanym uśmiechem odwracając się przy tym twarzą do Kamila i rozkładając ręce wskazał sczerniałe szczątki, które znajdowały się tuż za jego plecami. – To tu spędziłem większość swojego dzieciństwa. Szczerze, to nie cierpię tego miejsca, bo wywołuje zbyt dużo złych wspomnień.


- Skoro nie lubisz tu przychodzić, to czemu właśnie tu jesteśmy? – Spytał zdezorientowany Kamil. – Nie rozumiem tego.


- Sam tego do końca nie rozumiem – zamyślił się Piotrek – Możliwe, że jestem masochistą i katuję się tymi wspomnieniami. A może to trening i przez ciągłe wałkowanie tych samych myśli po trochu się zahartowuję? Nie wiem.


- Wiesz co? – Zaczął Kamil powstrzymując się od śmiechu. – Dziwny jakiś jesteś.


- No, dzięki – mruknął lekko urażony zielonooki – Ale coś w tym jest, nie sądzisz?


- Tak – odparł już nie kryjący śmiechu nastolatek – To mówi, że jesteś na dobrej drodze do szaleństwa.


- Możliwe – zaśmiał się Piotrek, po czym runął na trawę – To całkiem prawdopodobne. Jestem świrem.


- Ale… – Przerwał raptem śmiech Kamil. – Czy czasem nie tęsknisz, za tymi, których opuściłeś?


- Są takie chwile, że tęsknię – przyznał kasztanowłosy podnosząc się do siadu – A co najśmieszniejsze, tęsknię nawet za tymi, o których myślałem, że ich nienawidzę. Obłęd, nie?


- Wiesz, jakoś tego nie ogarniam – zamyślił się nastolatek – Zawikłane to trochę.


- Za młody jesteś – westchnął Piotrek na powrót rzucając się na ziemię – Rozwikłanie tego zajęło mi dziesięć lat, a to i tak jedynie fragment całości. No i zacząłem cię zanudzać swoimi problemami, a ty nawet nie jadłeś śniadania.


- Wcale nie przynudzałeś – zaoponował chłopiec – Nie zrozumiałem za wiele, ale mogłeś się chociaż przed kimś wygadać.


- Od kiedy to jesteś taki otwarty, Piotrze? – Zielonooki wraz z Kamilem podskoczyli z zaskoczenia, na dźwięk głosu wychodzącego z zarośli mężczyzny. – I co to za dziwna reakcja na widok starszego brata?


- Cholera, czas się chyba stąd zabierać – rzucił cicho do chłopca Piotrek powoli wstając z ziemi – Przyszedłeś powspominać, więc nie będziemy ci w tym przeszkadzać.


- Wiesz, że to ostatnie miejsce, gdzie bym cię szukał? – Ciągnął Edward zagradzając drogę do ścieżki w lesie. – Tak się złożyło, że nie przyszedłem tutaj wspominać. Kłamstewko twojego małego towarzysza zwróciło moją uwagę. Wystarczy go trochę wytrenować, a będzie z niego dobry pracownik.


- Nie waż się go w to mieszać! – Krzyknął Piotrek wyprowadzony z równowagi. – To jeszcze dzieciak i nie ma z tym nic wspólnego.


- I tu się mylisz – zarzucił mu Edward – Każdy, kto ma z tobą dobry kontakt, jest już wmieszany w tę sprawę. Wystarczy, że cię zna.


- Odczep się ode mnie i od mojego życia – rzucił Piotrek próbując wyminąć brata, jednak ten nie odpuszczał – Piotr Murdoch zginął dziesięć lat temu. Możesz poszukać jego szczątków w gruzach tamtego domu.


Tymi słowami Piotrek jedynie dolał oliwy do ognia. Oczy Edwarda zapłonęły wściekłością i nim się chłopak zorientował, leżał na ziemi trzymając się za brzuch. Wystraszony Kamil w szoku przykucnął przy swoim towarzyszu.


- Piotrek? – Pytał kładąc dłoń na ramieniu kasztanowłosego. – Wszystko gra?


- No, chyba – wysapał Piotrek, po czym powoli wstał podpierając się o stojącego obok nastolatka – Idź do domu… to ciebie nie dotyczy. Niedługo wrócę, więc się nie martw.


Ale… – chciał zaprotestować, lecz Piotr mu nie pozwolił.


- No, idź! – Nakazał chłopcu, który z lekkim wahaniem ruszył w stronę lasu.


- Skąd możesz być pewny, że pozwolę ci ot tak odejść? – Spytał zaciekawiony Edward. – Chyba nie chcesz mnie błagać o litość?


- W żadnym wypadku – wypluł krew zmieszaną ze śliną Piotrek – Po prostu zamierzam, jak zwykle, ci zwiać.


- Niby jak? – Dociekał wątpiąc w słowa chłopaka mężczyzna. – Nie masz ze mną szans.


- Możliwe – odparł z szelmowskim uśmiechem Piotrek – ale mam nad tobą przewagę, w postaci znajomości terenu.



- Nie rozśmieszaj mnie, dziecko – wyśmiał go Edward – Zapomniałeś, że nie tylko ty tu mieszkałeś? Też znam tę okolicę.


- Nie jestem dzieckiem! – Obruszył się chłopak. – Może i znasz okolice tego domu, ale lasu już nie.


Po tych słowach Piotrek wycofał się o kilka kroków, po czym ruszył pędem do lasu. Edward zaczął go gonić, ale zgodnie z planem zielonookiego zgubił go przy drugim zakręcie krzewów. Po niecałym kwadransie kasztanowłosy stanął zziajany w progu domu cioci Klary.


- Udało się – sapnął i opadł na jedno z krzeseł w kuchni – Uciekłem.


- Szybko ci poszło – rzucił Kamil podając mu kubek z wodą – Ten gość jest straszny.


- Wiem – westchnął Piotrek biorąc łyk wody – dlatego kazałem ci uciekać. Jutro wracacie do Olsztyna.


- Co?! – Zszokował się Kamil. – Ale czemu?


- Rano dzwoniła wasza mama z wiadomością, że wraca dzisiaj dość późną nocą – wyjaśniał zielonooki – I tak wyżebrałem od niej jeden dzień dłużej, bo chciała abym przywiózł was już dzisiaj.


- To niesprawiedliwe – marudził nastolatek w złości – Przecież nie robimy nic złego, dlaczego ona każe nam wracać?


- Gdyby to zależało ode mnie to pozwoliłbym wam zostać tu do końca mojego pobytu. Ciocia Klara pewnie nie miałaby nic przeciwko – tłumaczył Piotrek krzywiąc się z bólu, przy każdym ruchu – ale może to i lepiej, że właśnie teraz macie wracać, kiedy sprawy się dość komplikują. Nie chcę mieć waszej trójki na sumieniu.


- O czym ty mówisz? – Spytała ciocia Klara wchodząc do kuchni. Czujnym wzrokiem zbadała siedzącego na krześle Piotrka, który nieudolnie próbował ukryć przed nią grymas bólu. – Podwiń koszulkę.


- Nie ma takiej potrzeby – sprzeciwił się Piotrek lekko kuląc z bólu – Przewróciłem się w lesie.


- Podwiń koszulkę i to już – nakazała stanowczym głosem kobieta – Widzę, że ledwo siedzisz z bólu.


- To nic, ciociu – Piotrek wstał, po czym szybko usiadł powalony silnym zawrotem głowy – Zostaw!


- Zachowujesz się podobnie jak wtedy, kiedy uciekłeś z domu ukrywając się z ranną stopą w lesie – stwierdziła kobieta lekko zaniepokojona – gdyby wtedy nie Łukasz, nie miałbyś nogi.


- Nieważne – Piotr ponownie wstał, ale tym razem nie poddał się zawrotom. Niestety szybko ruszył do łazienki gnany nagłymi mdłościami. – Przepraszam.


- Tego już za wiele – odparła ciotka Klara, po czym zwróciła się do Kamila – Byłeś z nim?


- Tak, proszę pani – odpowiedział wystraszony chłopiec – byłem.


- Powiedz co się stało – nakazała kobieta – i to już!


- Byliśmy przy gruzach domu Piotra – zaczął nerwowo Kamil – rozmawialiśmy i wtedy zjawił się taki straszny blondyn i nie chciał nas puścić … i wtedy Piotrek zaczął z nim rozmawiać… no i wtedy on uderzył Piotrka w brzuch… kazał mi uciekać, więc tak zrobiłem… ja nie wiem co było dalej.


- Już dobrze – uspokajała chłopca kobieta – Wszystko będzie dobrze. W gorszych stanach go widywałam. Wyliże się z tego.


- Na pewno? – Dociekał Kamil.


- Jestem tego pewna – upewniała chłopca, po czym odwracając się od niego zawołała – Łukasz! Chodź pomóc mi przy Piotrku!


- A co się z nim znów dzieje? – Spytał wchodzący do kuchni młody mężczyzna z krótko obciętymi, rudymi włosami. – Same z nim problemy.


- Nie mów tak, tylko pomóż mu wyjść z łazienki i wezwij doktora – poleciła synowi – A ty Kamilku zajmiesz się w tym czasie bliźniakami. Idźcie do ogrodu i nazbierajcie truskawek na podwieczorek, dobrze?


- Dobrze – zgodził się chłopiec, po czym ruszył w stronę wyjścia z domu.


* * * * *

  
Piotrek nieprzytomny leżał w pokoju Łukasza. Dostał trzy zastrzyki przeciwbólowe i coś na sen. Ciotka specjalnie położyła go w sypialni najstarszego syna, by ukryć go przed dziećmi.


- Gdzie jest Piotr? – Pytały bliźniaki nawzajem się przekrzykując. – Gdzie on jest?


- Źle się poczuł i teraz śpi – wyjaśniła kobieta przygotowując obiad – Idźcie się pobawić na podwórku, ale nie wychodźcie za daleko. Niedługo będzie obiad, a po nim niespodzianka.


- Jaka? Jaka? – Pytały dzieci. – Powiedz nam babciu.


- Jeśli wam powiem, nie będzie to niespodzianką – oznajmiła dzieciom – Dowiecie się po obiedzie, ale jest jeden warunek.


- Jaki babciu? – Spytał Jacuś .– Jaki?


- Musicie być grzeczne – wyliczała kobieta – i rozweselcie swojego brata. Taki smutny siedzi na werandzie.


- Dobrze babciu – zgodziły się bliźniaki – Zrobimy to.


Dzieci wesoło wybiegły z domu. Kamil przygnębiony stanem Piotrka huśtał się na ławce przy werandzie. Leżał na niej zakrywając jedną ręką twarz i zwieszając lewą nogę.


- Do bani – szepnął do zadaszenia werandy – Nudy na pudy.


- Widzę, że nie masz tu zbyt wiele do roboty – męski głos wyrwał go ze stanu zawieszenia. Jak lany wrzątkiem zerwał się do siadu, a tuż przed nim stał brat Piotrka. – Czyżbyś nagle stał się niemową kłamliwy „sprinterku”?


- Co pan tu robi? – Spytał w szoku chłopiec, wzrokiem szukając drogi ucieczki. – Nie powinno pana tu być.


- Przyszedłem odwiedzić znajomych – oznajmił spokojnie Edward – A przy okazji może zabiorę moją małą zgubę.


- Co pan ma na myśli? – Zaniepokoił się Kamil. – Wątpię, by pan coś zgubił akurat w tym miejscu.


- Nie wysilaj się, bo i tak ci nie powiem – zaśmiał się mężczyzna – Jesteś na to za głupiutki.


- Co?! – Oburzył się Kamil. – To…


Nie skończył, bo w tym momencie podbiegły bliźniaki.


- Kamil, Kamil! – Wołały do brata, nawet nie zauważając gościa. – Babcia powiedziała, że Piotr tylko śpi. Pan doktor dał mu zastrzyk i wszystko będzie dobrze. Nie bądź smutny!


- Nie jestem – mruknął Kamil wstając z ławki – Wracajmy do domu.


- Tylko nie rozumiem – zaczął zastanawiać się Jacuś – Dlaczego popisał go fioletowym flamastrem?


- Skąd o tym wiecie? – Zdziwił się Kamil, ze strachem w oczach zerkając na stojącego tuż za nimi mężczyznę. – Przecież nie widzieliście go wcześniej?


- Ciii – ściszył głos Jacuś – Weszliśmy do pokoju wujka Łukasza i go obejrzeliśmy.


- Chciałam by opowiedział mi bajkę – westchnęła Agatka – ale on tylko spał.


- On chyba boi się zastrzyków – zauważył z powagą Jacuś – Naprawdę.


- Skąd ty możesz o tym wiedzieć – rzucił z rezygnacją w głosie Kamil – No, skąd?


- A bo widzisz – zaczął wymądrzać się chłopczyk – On płakał, a Agatka płacze przed zastrzykami. To musi być to.


- Masz ciekawe rodzeństwo – zaśmiał się Edward rozbawiony konkluzjami dzieci – Dzięki za informacje.


- Kim pan jest! – Krzyknął bojowo nastawiony Jacuś zasłaniając siostrę. – Nie wolno podsłuchiwać!


- Ja jestem bratem Piotra – przedstawił się mężczyzna – Przyszedłem go odwiedzić.


- Ale pan w ogóle nie jest podobny do naszego Piotra – zauważyła Agatka – Pan ma inne oczy i włosy.


- Wasz starszy braciszek też inaczej wygląda – odbił piłeczkę Edward – Czy to znaczy, że nie jest waszym bratem?


- Kamil jest naszym bratem! – Krzyknęły chórem dzieci. – Jest podobny do taty.


- Dzieci! Obiad! – Zawołała ciocia Klara wychodząc na werandę. Kiedy zobaczyła Edwarda, na jej twarzy zawitał uśmiech. – A kogoż to przywiało w moje skromne progi?


- Witam Panią, pani Klaro – przywitał się Edward odwzajemniając jej uśmiech – Kopę lat.


- Co cię tu sprowadza, mój drogi? – Dopytywała kobieta gościa. – Czyżbyś usłyszał o swoim bracie?


Ale to on… – Zaczął oskarżenie Kamil, ale wściekłe spojrzenie Edwarda sprawiło, że odjęło mu mowę.


- Co Kamilku? – Spytała kobieta z zaciekawieniem. – Co chciałeś powiedzieć?


- Nieważne – mruknął chłopak, po czym usiadł z powrotem na ławkę – Ja sobie tu jeszcze posiedzę. Jakoś nie mam apetytu.


- A może ty też się przewróciłeś jak Piotruś? – Zaniepokoiła się kobieta. – Brzuszek cię nie boli? Nie masz mdłości?


- Nie, nic mi nie jest – uspokajał kobietę zmieszany nastolatek – Późno zjadłem śniadanie i po prostu nie chce mi się jeść.


- Aha – westchnęła kobieta – W takim razie my pójdziemy do środka. A ty, jak zgłodniejesz, daj mi znać, to coś ci zrobię.


- Dobrze – odpowiedział Kamil podkuliwszy pod siebie nogi – Tak zrobię.


- Lepiej nie stawaj na mojej drodze – polecił szeptem Edward Kamilowi – bo rozgniotę cię, jak karalucha.


Po tych słowach odszedł pozostawiając chłopaka samego na werandzie. Kamil wcisnął sobie w pierś kolana i starał się powoli zebrać myśli. Był przerażony postawą mężczyzny, a jego żądza mordu w oczach paraliżowała każdy skrawek ciała przeciwnika.


- Piotrek miał rację – powtarzał w myślach – On jest niebezpieczny.

6 komentarzy:

  1. Czytałam dzisiaj rano, ale nie miałam kiedy napisać komentarza. Wybacz :)
    Rozdział świetny tylko za mało, teraz już mojego kochanego, Jacka, Wieczorka dla ścisłości :).
    Wiem! Niech Jacuś przyjdzie i pozbędzie się tego Edzia! Mam go już po dziurki w nosie! Grr...
    A tak! Podzielę się z tobą moja dziwną myślą, która mi przyszła na myśl gdy czytałam ten rozdział a mianowicie, że Jacek przyjmuje zlecenia morderstw od Edwarda... Dziwne, ale jak dla mnie szalenie prawdopodobne, bo w opowiadaniu jeszcze nie stanęli ze sobą twarzą w twarz, co mogło się stać że tak powiem za kulisami... że się znają czy coś... rozumiesz co mam na myśli? xD
    Pozdrawiam i czekam na więcej!
    P.S - tak mnie tym opowiadaniem wciągnęłaś, że wchodzę tu kilka razy dziennie by sprawdzić czy czasem nie ma czegoś nowego! ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś blisko :) Jacek zna Edwarda, jednak dla niego nie pracował :)

      Usuń
  2. mi się od początku kojarzyła myśl, że Edward wynajął Wieczorka żeby to on zabił Sare i innych ale chyba się mylę xD
    super opowiadanie. i ma dużo rozdziałów więc to kolejny plus. Wenyy ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    ech Edward go znalazł, niech Jacek go chroni, zachowanie Klary mi się nie podobało, czy nie poznała, ze to Edward?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniały rozdział, ech Edward znalazł Piotrka, Jacek niech go chroni przed nimi, ale zachowanie Klary mi się nie podobało, czy nie poznała, ze to Edward?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    cudowny rozdział, no i co? Edward znalazł Piotrka, proszę niech Jacek chroni go przed nimi... ale to zachowanie Klary, nie poznała, że to Edward?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń