Translate

wtorek, 17 września 2013

Sicarius i Assassini Tirocinium II


Oto druga część rozdziału XII. Życzę miłej lektury i zachęcam do komentowania :)


Świtało, kiedy otworzył swoje zielone oczy. Ospale jeszcze reagował na wszelkie bodźce, więc niespiesznie ruszył do łazienki wziąć rozbudzający prysznic. Na szczęście, każdy pokój posiadał własną łazienkę, co sporo ułatwiało i oszczędzało czasu. Strach pomyśleć co by się działo, gdyby na całe skrzydło sypialniane wybudowano tylko jedną łazienkę. Przekręcił kurek w baterii wbudowanej w ścianę i z rur poleciała letnia woda rozbudzając jeszcze zaspane ciało, a jednocześnie przynosząc ze sobą lekkie orzeźwienie następujące po pierwszym szoku termicznym. Zapominając o bożym świecie wyszedł z łazienki jedynie w ręczniku przepasanym wokół bioder. Spojrzał na zegarek sprawdzając godzinę. Dochodziła czwarta. Dopiero teraz uświadomił sobie, że w pokoju znajduje się jeszcze ktoś inny, ale na jego szczęście, spała twardym snem. Ledwo zdążył nałożyć spodnie, a budzik Nicole zaczął przeraźliwie dzwonić. Dziewczyna zastała go w dość śmiesznej sytuacji. Na głowie miał zarzucony wcześniej ręcznik, a z buzi wystawała mu szczoteczka do zębów. Do piersi przyczepiła mu się przerażona Rubi, mocno wbijając przy tym swoje pazury, niemiłosiernie go drapiąc. Ból temu towarzyszący nie poprawiał jego sytuacji, bo do oczu napłynęły mu łzy. Nicole wybuchła gromkim śmiechem cykając mu przy tym fotkę.


- No brachu, ta postawa bije wszystko co do tej pory widziałam – oznajmiła wchodząc do łazienki, ale po chwili wychyliła się zza drzwi rzucając mu gaziki i środek odkażający – Na twoim miejscu pospieszyłabym się i odczepiła tego kota, nim narobi więcej szram na twoim torsie.


- Dzięki – wybąkał łapiąc rzucone przez współlokatorkę rzeczy – Tak zrobię.


Kiedy doprowadził się do porządku, Nicole akurat wyszła z łazienki. Powoli zarzucił na siebie czarny T-shirt i zawiesił na szyi swój nieśmiertelnik. Włosy miał jeszcze w nieładzie o czym zupełnie zapomniał, więc dziewczyna podeszła i przejechała po nich grzebieniem.


- Masz całkiem miłe w dotyku włosy, a ich kolor jest dość niepowtarzalny. – Stwierdziła w uśmiechu. – Nie martw się, to wcześniejsze zostanie między nami, ale zdjęcie zatrzymam, bo jest naprawdę boskie. Ustawię je sobie w kontaktach pod twoim numerem.


- A skąd niby masz mój numer komórki? – Spytał w szoku. – Nie przypominam sobie, bym ci go dawał.


- I tak było – zaśmiała się Nicole – Sama sobie go wzięłam, kiedy spałeś. Jesteśmy w szkole zabójców, gdzie zdobywasz to, co chcesz, zapomniałeś?


- Nie przypominaj mi – westchnął drapiąc za uchem kotkę – Szczerze, to obawiam się trochę tej szkoły.


- To normalka – pocieszyła go klepiąc w plecy – Każdy się czegoś tu boi. Mnie przeraża Rose Sicarius. Pod tym jej przyjacielskim uśmieszkiem kryje się naprawdę bezlitosny morderca, ale z tego co widziałam wczoraj, to chyba ją znasz.


- Nie całkiem – bronił się Piotrek – Po porwaniu, jakie fundnął mi mój współlokator, ona czuwała nade mną na jego prośbę. Wszyscy wmawiają mi, że to dla mojego dobra, ale jakoś w to wątpię. Boję się, że nie zdołam przetrwać tu zbyt długo. Jednak pomimo takich odczuć nie mam do nikogo pretensji. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.


- No, co ty – zrugała go szatynka prztyczkiem w nos – Od czego masz mnie? Od dziś wspieramy się jak rodzeństwo, ok.?


- Ok. – Zgodził się Piotrek podniesiony na duchu. – W sumie, to mamy oczy tego samego koloru, więc coś nas już łączy.


- Co nie? – Zaśmiała się odchodząc. – Tak naprawdę, to jestem jedynaczką, ale zawsze marzyłam o posiadaniu rodzeństwa. Masz jakiś cel by tu być?


- Mam się tu nauczyć być silnym – odpowiedział w zastanowieniu – Pobyt tutaj ma mnie wzmocnić. A ty?


- Moim celem jest pod-szlifowanie umiejętności, jakie posiadam, by odnaleźć pewną osobę – oświadczyła poważnym tonem – Moja mama bardzo mnie wspierała, ale miesiąc temu zmarła. Ktoś bardzo ją skrzywdził i chcę by za to zapłacił.


- Ach tak? – Sapnął w zrozumieniu. – Nie chcę cię oceniać, ale czy droga mścicielki to na pewno to czego chcesz? Nie będziesz później tego żałować?


- Jesteś miły, ale podjęłam już decyzję – wyrzekła zdecydowana – Na bank odnajdę osobę, której szukam i zemszczę się na ludziach, którzy śmieli nas rozdzielić.


- Rozumiem – odparł wstając z łóżka – Mam nadzieję, że ci się uda.


- Czyli mnie nie potępiasz? – Zdziwiła się jego postawą. – Pomimo tego, że dążę do zemsty?


- Nie mam ku temu powodów – zaśmiał się przyjaźnie – Każdy ma swój powód, by do czegoś dążyć. Podziwiam cię, że nie chowasz głowy w piasek tylko idziesz za ciosem. Ja tak nie potrafię. Całe życie uciekam bojąc się stawić czoła demonom mojej przeszłości, ale nie chcę o tym rozmawiać. W sumie, nie ma na to czasu, bo za pięć minut zbiórka.


- No, to się lepiej pospieszmy – rzuciła chwytając go za rękę i pociągnęła w kierunku wyjścia, lecz nagle przystanęła i w podskoku pocałowała go w policzek, czym mocno go zaskoczyła – Dzięki za twe słowa.

            
 Na zbiórkę stawili się jako ostatni, ale na szczęście w wyznaczonym czasie. Nicole zadowolona przywitała się z resztą grupy, cały czas ciągnąc za sobą pogrążonego w myślach Piotrka. Ocknął się w momencie, kiedy usłyszał głosy innych osób.


- Cześć – przywitał się cicho ze wszystkimi nieprzytomnym głosem.


- Skoro wszyscy już są obecni – zaczął Dante poważnym tonem – To możemy ruszać na śniadanie.


- Tak jest! – Wykrzyknęli wszyscy podążając za mentorem.


Weszli do wysokiej sali z witrażowymi oknami, w której znajdowały się cztery, duże, okrągłe stoły. W prawym rogu od wejścia, przy długiej ladzie, ustawione były naczynia i tace. Wyglądało to jak zwyczajna szkolna stołówka, z jednym wyjątkiem. Nie było żadnego menu, a tym samym wyboru. Wszyscy dostali to samo, czyli białą, lepką breję, która po zetknięciu z talerzem nieco się rozbryzgiwała odbierając apetyt.


- Można trochę mniejszą porcję? – Spytał Piotrek mężczyznę nakładającego jedzenie. – Choć troszeczkę?


- Nie licz na to – odpowiedział mężczyzna wrzucając chłopakowi podwójną porcję – Takie chuchro musi dużo jeść, by wykrzesać z czegoś siły. Następny.


- Dzięki – westchnął Piotrek człapiąc do stołu zajmowanego przez jego grupę – Ale kicha.


- No widzę, że Leo cię polubił – zaśmiał się Iwan widząc większą porcję – Smacznego.


- Ty myślisz, że załamałem się tym jedzeniem? – Zdziwił się Piotrek wybudzając ze stanu depresji. – Dzięki za troskę, ale nie to mnie zmartwiło.


- Ta – zaśmiał się powątpiewająco Iwan – Z pewnością nie to.


Piotrek wzruszył ramionami, po czym usiadł przy Nicole. Westchnął tylko i jako pierwszy odważył się wziąć jedzenie do ust.


- I jak? – Spytała Nicole patrząc na niego z podziwem. – Jak smakuje?


- Nie powiedziałbym, że to dobrze smakuje – odparł Piotrek biorąc następny kęs – ale nie powinno się marnować jedzenia, więc nie narzekam.


- Wariat z ciebie – rzucił Kacper nie dowierzając, że ktoś mógł wziąć tę breję do ust – To wygląda, jak jakieś wymiociny.


- Nie oceniaj książki po okładce – pouczył go Piotrek nie przestając jeść – Najpierw spróbuj, później narzekaj.


- Wiesz, ty naprawdę jesteś dziwny – zaśmiała się Nicole i jako druga spróbowała jedzenia – Fuj. To jest paskudne. Jak możesz to jeść? Choć po tym co odstawiłeś rano w pokoju, nic mnie już nie zdziwi.


- Hej, miałaś o tym nie mówić – napomniał ją zielonooki – A w sumie, to rób jak uważasz.


- Co tam ekipa? – Zawołał Dante dopiero siadając do stołu. – Czemu nie jecie?


- Bo to niezjadliwe jest – skarżyła się Elizabeth odsuwając swój talerz – Nawet nie wygląda apetycznie.


- Piotrkowi chyba smakuje – wskazał na kończącego swoją porcję zielonookiego – Wiecie, że nie wyjdziecie stąd, dopóki nie wyczyścicie swoich talerzy? Taka tutaj panuje zasada. Za jej złamanie grozi kara w postaci podwojenia porcji, jaką się dostało.


- Czyli trzeba wyczyścić talerz niezależnie w jaki sposób? – Dociekała Nicole coś knując. – Mam rację?


- Tak – potwierdził Dante podejrzliwym głosem – Do czego zmierzasz?


- Myślę, że mój nowy braciszek w zamian za milczenie i nie opublikowanie pewnego zdjęcia, trochę mi pomoże – odparła w złośliwym uśmieszku, po czym szybkim ruchem podmieniła tace swoją z Piotrka – Smacznego braciszku.


- Ta, ta – westchnął Piotrek kończąc jej porcję i szybko wstając w obawie przed następną podmianą – Dziękuję za posiłek.


- Skieruj się z Nicole do bazy – polecił Dante rozbawiony jego zachowaniem, a jednocześnie zaintrygowany sekretem jaki ukrywali z Nicole – Tam na nas poczekajcie, ok.?


- Dobrze – zgodził się kasztanowłosy odchodząc od stołu. Przed wyjściem pokazał stróżowi pusty talerz, zostawiając go na stole z brudnymi naczyniami, po czym ruszył do pokoju grupy C.  Następnym razem muszę być czujniejszy i nie dać się tak podejść.


- Szybko uwinąłeś się z moją porcją – powitała go szatynka, kiedy przekroczył próg pokoju – Sorry za to.


- Przeprosiny przyjęte – mruknął chłopak rzucając się na kanapę – Ale w zamian popilnuj mnie, jak będę odsypiać to jedzenie, ok.? Myślę, że półgodziny jeszcze im zajmie.


- Ok. – Przytaknęła dziewczyna biorąc jedną z książek. – Obudzę cię, jak ktoś przyjdzie.


Piotrek automatycznie zasnął w nadziei, że to złagodzi skutki przepełnienia żołądka. Podczas snu przybrał pozycję skulenia się w kłębek i cicho posapywał. Po upływie półgodziny do pokoju wszedł jedynie sam Dante, przerywając tym lekturę Nicole. Dziewczyna zapuściła żurawia przez książkę, sprawdzając kto to.


- A gdzie reszta? – Spytała mężczyznę wyczekując reszty. – Jeszcze nie skończyli?


- Nie wszyscy są tak cwani, jak ty – pochwalił ją Dante, po czym spojrzał na śpiącego chłopaka – jak tam Piotrek?


- Śpi, ale zaraz go obudzę – stwierdziła wstając z fotela – Prosił bym tak zrobiła, kiedy ktoś przyjdzie. Nawet dobrze wykalkulował, że nastąpi to nie prędzej niż za trzydzieści minut.


- Nie budź go jeszcze – zatrzymał ją Dante – Myślę, że w nagrodę za zjedzenie dwóch porcji śniadania, choć tyle mu się należy.


- Ależ on zjadł w sumie trzy porcje – zachichotała Nicole zasłaniając się książką – Leo nałożył mu porcję dla dwóch nazywając przy tym chuchrem.


- To teraz rozumiem jego zawziętość przy śniadaniu – zaśmiał się Dante – Nie cierpi, jak ktoś go tak nazywa.


- Mówisz jakbyś dobrze go znał – zmierzyła mężczyznę podejrzliwym wzrokiem – To trochę dziwne.


- Czemu zaraz dziwne? – Zdziwił się Sicarius. – Sam go tu sprowadziłem, więc czemu miałbym go nie znać.


- Zaraz, zaraz – zastopowała go dziewczyna w szoku – Czyli, kiedy mówił, że porwał go współlokator, to miał na myśli ciebie?


- Oj, od razu porwał – sapnął mężczyzna – Jak zwykle, wyolbrzymił co nieco w tej kwestii.


- Wiesz, że nie ma do ciebie o to żalu, co nie? – Rzuciła Nicole wznawiając lekturę książki. – Ma pewne obawy co do swojego pobytu w tej szkole, ale sam stwierdził, że skoro to dla jego dobra, to w porządku. On jest naprawdę miłym gościem i cieszę się, że dzielę z nim pokój.


- Mogłabyś sprawdzić, czy reszta zrobiła postępy w stołówce? – Nakazał dziewczynie zerkając na zegarek. – Coś długo im schodzi.


- Dobra – zgodziła się szatynka pospiesznie wstając z fotela. Nawet nie zauważyła, jak telefon wypadł jej z kieszeni. – Zaraz wracam.


Nicole zniknęła za drzwiami pozostawiając śpiącego Piotrka z Dante. Mężczyzna wziął telefon dziewczyny i sprawdził jego zawartość. Prawie wybuchnął śmiechem, kiedy natrafił na poranne zdjęcie chłopaka. Piotrek w tym czasie zaczął się wybudzać, a w momencie otwierania oczu zobaczył ośmieszającą go fotkę.


- Jakim sposobem mogłeś przybrać taką nieprawdopodobną pozę? – Zadał mu pytanie mężczyzna powstrzymując się od śmiechu. – Przy mnie nigdy nie odstawiłeś takiej szopki.


- Nie naśmiewaj się z cudzego nieszczęścia – burknął Piotrek siadając na kanapie – Budzik Nicole jest naprawdę przerażający dla Rubi. Ledwo odczepiłem ją od siebie, a wbiła we mnie dość głęboko swoje pazury. A tak w ogóle Jacek, czemu to zdjęcie jest w twoim telefonie?


- Nicole zgubiła swoją komórkę, więc wziąłem z niej interesujące mnie rzeczy – oświadczył Dante – I zapamiętaj, żeby nazywać mnie moim prawdziwym imieniem, czyli Dante.


- I chcesz mi wmówić, że ta fotka była warta przesłania jej sobie na telefon? – Wściekał się Piotrek. – Nie żartuj sobie ze mnie.


- Właśnie tak – śmiał się w odpowiedzi mężczyzna siadając obok chłopaka na kanapie – To zdjęcie jest rozbrajające, dlatego ustawię je sobie jako tapetę na wyświetlaczu.


- Ani mi się waż – wycedził przez zęby zielonooki – Wykasuj to, słyszysz!


- Nie – zbył go Dante chowając telefon do kieszeni i wstając z kanapy – Nie mam na to ochoty.


- To nie fair – jęknął chłopak – Jak to nie masz ochoty?


- Tak po prostu – odparł mężczyzna mierzwiąc mu włosy – Teraz już wiesz jak się czuję, kiedy mi tak odpowiadasz.


- I to niby ma być lekcją dla mnie? – Wyśmiał go Piotrek wstając z kanapy. – Nie zgrywaj nauczyciela, bo kiepsko ci to wychodzi.


- Tak dla ścisłości – zaznaczył Dante podniesionym i ganiącym tonem – Jakbyś nie zauważył, to właśnie nim jestem i zawsze mogę cię ukarać za brak szacunku.


- Ok. – Poddał się chłopak wracając na miejsce. – Wygrałeś.


- Ja myślę – potwierdził zirytowany mężczyzna mierząc go surowym wzrokiem – Masz mi coś jeszcze do powiedzenia?


- Wolę to raczej przemilczeć – mruknął nadąsany Piotrek odwracając wściekły wzrok – Więc nie.


- W tym momencie zachowujesz się, jak rozpieszczony szczeniak – zarzucił mu Dante – To niepoważne.


- Myśl i rób sobie co chcesz – prychnął zielonooki – Mało mnie to obchodzi.


- Rozumiem, że dajesz mi wolną rękę – odparł półgębkiem Dante z furią w oczach – Żebyś czasem nie pożałował tych słów.


Piotrek z arogancją spojrzał na mężczyznę, czym jeszcze bardziej wzmógł jego złość. Uratowało go tylko to, że cała grupa wparowała do pokoju. Na chwilę odetchnął w duchu z ulgą, ale po ujrzeniu furii w oczach Jacka wiedział, że powiedział o jedno zdanie za dużo, czego żałował.


- Cholera, i to przez to jedno jedyne zdjęcie – karcił się w myślach nie świadomie przygryzając przy tym dolną wargę – Rozjuszyłem głodnego wilka, na bank mi teraz nie odpuści. Zaprzepaściłem swój tydzień spokoju i aż boję się myśleć, jak mnie ukarze.


- Jeśli wszyscy już wrócili, to mogę podać wam pierwsze zadanie – zaczął Dante poważnym tonem, wbijając wściekły wzrok w pogrążonego w swoim świecie Piotrka. Nicole go z tego stanu wyrwała mocnym szturchnięciem łokcia w żebra. – Macie tydzień, by stworzyć szczegółową mapę terenu szkoły. Radzę się przyłożyć do tego zadania, bo od tej mapy będzie zależeć powodzenie waszej pierwszej misji, zrozumiano?


Wszyscy potwierdzili oprócz Piotrka, który w milczeniu analizował polecenie. 


- Skoro wszystko jasne – zmierzył wzrokiem całą grupę mężczyzna – to możecie odejść. A! I jeszcze jedno! Przez czas trwania tego zadania nie będzie innych zajęć.


Piotrek jako pierwszy opuścił pokój, nie racząc spojrzeniem opiekuna grupy. Chciał jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego mężczyzny. Biegiem przemierzył dystans dzielący go od sypialni, a gdy dotarł na miejsce, z rezygnacją rzucił się na łóżko głośno przeklinając w złości samego siebie.


- Jak mogłem pozwolić by obrało to taki bieg? – Pytał się sam siebie w myślach. – Jestem strasznie głupi! To jasne, że mnie podpuszczał, a ja dałem się na to złapać. Do tego użyłem niewłaściwej formy jedynie dolewając oliwy do ognia. Miał rację mówiąc, że zachowuję się jak szczeniak.


Bił się tak z myślami jeszcze długą chwilę, aż w końcu zasnął wtulając się w mruczącego obok kota. Przespał czas obiadu, a w ramach kary został zamknięty w kuchni do pomocy przy myciu garów. Miał przy tym trochę roboty, ale pozwoliło mu to odpocząć od dręczących go myśli. Leo nie okazał się taki zły przy bliższym poznaniu. Nawet pozwolił Piotrkowi coś sobie upichcić z resztek obiadowych, na które składała się zielona breja i tłuczone ziemniaki.

Piotrek spróbował zielonej mazi oceniając jej smak, po czym szperając po szafkach znalazł to, czego potrzebował, czyli przypraw i główki czosnku. Wylał breję na patelnię i podsmażając ją odpowiednio doprawił solą, pieprzem, czosnkiem, cebulką i oregano. Na koniec, dodał resztkę ziemniaków i odrobinę śmietany. Wyszło mu tego zbyt wiele, jak dla jednej osoby, dlatego to, czego nie zdołał zjeść zapakował w miseczkę i schował do lodówki z karteczką żeby tego nie wyrzucać. Po wszystkim, pozmywał i wrócił do pokoju.

Zwabiony zapachami kuchnię nawiedził Dante. Rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając czyjejś obecności, po czym zajrzał do lodówki. Wśród niezliczonej ilości warzyw stała foliowana miska z informacją „Nie wyrzucać”. Sięgnął po naczynie i zaczął ucztę.


- Od razu czuć w tym jego rękę – stwierdził w duchu po pierwszym kęsie – Z beznadziejnego dania stworzył coś tak pysznego, ale i tak to go nie rehabilituje.


Mężczyzna zatarł po sobie ślady zmywając naczynie, po czym ruszył w stronę skrzydła sypialnego.


Piotrek w milczeniu i skupieniu przechadzał się po zachodniej części szkoły, co i rusz notując coś w swoim notesie. Znajdował się właśnie w sadku i pałaszował jedno z jabłek. Minęły trzy dni od jego kłótni z Dante i coraz bardziej zaczynał się denerwować brakiem działania mężczyzny. Znał go i jedyne co mógł na ten temat powiedzieć to fakt, iż jest to typ drapieżnika. Mógł na niego wyskoczyć w każdej chwili. Niestety to nie na nerwy Piotrka, bo powoli zaczynał przejawiać symptomy teorii spisku. Każdy najmniejszy ruch sprawiał, że chłopak nadstawiał maksymalnie swoją czujność. Był już tym zmęczony. Zaczęło zmierzchać i pomału ruszył w drogę powrotną. Coś poruszyło się w pobliskich zaroślach, więc pędem skierował się w stronę głównego budynku. Pozostało mu tylko pokonać tunel drzew, który w półmroku wydawał się być nieprzyjaznym miejscem. Nagle wzmógł się wiatr, tak jakby chcąc go popędzić do powrotu. Wystraszony wbiegł pomiędzy drzewa nie patrząc pod nogi, przez co zahaczył o wystający korzeń i jak długi runął na ziemię uderzając się przy tym mocno w głowę. W konsekwencji stracił przytomność.

Obudził się z potwornym bólem głowy nieco zdezorientowany. Chwilę zajęło mu zbadania sytuacji w jakiej się znalazł. Czuł chłód i nie mógł ruszać swoimi kończynami. Do tego nie mógł oddychać ustami. Dopiero teraz uświadomił sobie, że został rozebrany i przywiązany za ręce i nogi do łóżka, i zakneblowany. Szarpał się, ale z każdym ruchem sprawiał sobie coraz większy ból. Starał się krzyczeć, ale każdy wydobywany przez niego dźwięk tłumiony był przez materiał w jego ustach. W pewnym momencie się poddał i tępo wpatrywał w sufit ciemnego pomieszczenia. Nagle usłyszał ciche skrzypnięcie otwieranych i zamykanych drzwi, a pokój wypełnił się światłem. Do łóżka podszedł Dante z drapieżnym spojrzeniem. Piotrek w odpowiedzi na to posłał mężczyźnie wypełniony wściekłością pomieszaną z przerażeniem wzrok. Chciał coś powiedzieć, ale knebel automatycznie zagłuszył jego skargi. Dante usiadł na skraju łóżka i delikatnie przejechał dłonią wzdłuż klatki piersiowej chłopaka, który wzdrygnąwszy się próbował desperacko odsunąć. Niestety więzy rąk i nóg mu to uniemożliwiły.


- Znowu próbujesz ucieczki? – Westchnął mężczyzna przysuwając do siebie chłopaka. – A gdzie ta twoja wojowniczość, którą zaprezentowałeś mi kilka dni temu?


Piotrek zdębiał po usłyszeniu tych słów. Przez chwilę patrzył zawstydzony w bok.


- Czy coś się stało? – Zadał pytanie Dante zmuszając chłopaka do spojrzenia mu w oczy. – Chcesz mi coś powiedzieć, prawda?


Powoli wyciągnął knebel z ust Piotrka, który od razu oblizał spierzchłe wargi.


- Przepraszam – zaczął spokojnie zielonooki z winnym spojrzeniem – Wtedy niepotrzebnie się uniosłem i wyładowałem na tobie swoją frustrację. Naprawdę zachowałem się, jak rozwydrzony bachor, dlatego przepraszam.


- No, już lepiej – odparł w zadowoleniu mężczyzna odgarniając włosy z twarzy chłopaka – Zrozumiałeś swój błąd.


- Zrozumiałem go już podczas naszej kłótni – kontynuował skonsternowany Piotrek – Nie wiem, czemu dałem zawładnąć nad sobą złości. Może choć raz nie chciałem przegrać, aczkolwiek poniosłem klęskę na samym początku. – Zadrżał z chłodu panującego w pomieszczeniu. – Powiedz, czemu w tym pokoju jest tak zimno?


- Ponieważ znajdujemy się pod ziemią – poinformował go Dante w lekkim uśmiechu – A ty się zaraz rozgrzejesz odbywając swoją karę.


- Co ty planujesz mi zrobić? – Przestraszył się chłopak. Spodziewał się podobnej sytuacji, ale tym razem coś było nie tak. – Nie wiem czy dam radę.


- Oj dasz – zachichotał mężczyzna głaszcząc jego policzek – Dzisiaj zamierzam pożreć każdy najmniejszy skrawek twojego ciała.


- Pożreć? – Powtórzył drżącym głosem. – Czemu?


- Nie bój się – uspokajał go Dante całując w czoło – Będę naprawdę delikatny.


Rozwiąż mnie, proszę. Obiecuję, że nie ucieknę. – Zwrócił się z prośbą zielonooki. – Nie czuję już swoich rąk, a ta pozycja jest poniżająca i niewygodna.


- Na razie tego nie zrobię – odpowiedział Dante wzdychając – Gdybym to teraz zrobił, nie odczułbyś swojej kary w należyty sposób.


- Po prostu się przyznaj, że chcesz mnie jeszcze podręczyć – zarzucił mu Piotrek – Lubisz się mną bawić w ten sposób.


- Nie zaprzeczę – uśmiechnął się mężczyzna w zgodzie – Czujesz się poniżony? Obnażony? Zawstydzony?


- Tak – przytaknął Piotrek coraz bardziej się czerwieniąc – A do tego zmarznięty. Czemu za wszelką cenę dążysz do tego by zdeptać resztki mojej godności?


- Pytasz czemu? A przecież znasz już odpowiedź. – Rzekł ciemnowłosy gryząc obojczyk chłopaka. – Chcę byś do końca się poddał i przestał z tym walczyć. Doprowadzę cię do takiego stanu, że sam będziesz błagał o więcej.


- Jesteś wredny – jęknął kasztanowłosy – okrutny doprowadzając mnie do takiego stanu.


- Wiem, ale powinieneś mnie zrozumieć – przyznał Dante rysując palcem na ciele chłopaka niewidzialne esy floresy – Nazywasz mnie okrutnikiem, ale czy ty także nim nie jesteś? Wyznałem swoje uczucia względem ciebie, a ty nadal nie dałeś mi odpowiedzi. Czasem myślę, że masz to gdzieś i wtedy wzbiera we mnie złość. Mam wtedy ochotę doprowadzić cię do płaczu, wiesz?


- Ja, ja nie wiedziałem, że to cię tak dręczy – zszokował się Piotrek jednocześnie czując się winny – Nie powiedziałem ci swoich uczuć, bo sam do końca nie wiem jak je nazwać. Kiedy jestem przy tobie, czuję się bezpieczny i mam wrażenie, że z tobą mogę wszystko osiągnąć. Cieszę się, że cię poznałem i w ogóle, ale jednocześnie kiedy jesteś blisko, zawstydzasz mnie tym swoim pożądliwym wzrokiem. Wtedy nie mam odwagi spojrzeć ci w twarz i powiedzieć co czuję. Kiedy próbuję to zrobić, z moich ust wychodzą słowa zupełnie inne, aniżeli te, które chciałem wypowiedzieć. Całe życie uciekałem, więc nie oczekuj, że tak od razu zaprę się samego siebie i za tobą podążę. Nie jestem aż tak odważny. To takie żenujące mówić ci te rzeczy w tej pozycji. Rozwiąż mnie.


- Nie – skwitował Dante bawiąc się sutkami chłopaka – Plusami takiej pozycji jest to, że nie możesz uciec, ani skryć wyrazu twojej twarzy. Dzięki temu mogę cię oglądać w całej okazałości. Widzę też, że starasz się być szczery.


- Proszę przestań – sapnął drżąc z podniecenia Piotrek, kiedy mężczyzna dotknął jego członka – nie dotykaj mnie tam.


- Kiedy dotykam cię w ten sposób, jest ci dobrze, prawda? – Stwierdził Dante z figlarnym uśmieszkiem na twarzy. – A kiedy bawię się twoimi sutkami w ten sposób, one twardnieją.


- Przestań mówić tak zawstydzające rzeczy – stęknął Piotrek przymykając łzawiące oczy – bo zaraz zapadnę się pod ziemię z zawstydzenia.


- Oj, Piotrusiu – zachichotał Dante przygryzając płatki jego uszu – głuptasie, przecież jesteś już pod ziemią. Wstydzisz się? To dobrze. Kocham patrzeć na twoją zawstydzoną twarz, kiedy to razem robimy. Pokazujesz się z tej strony jedynie dla mnie.


- To nie… – Piotrek jęknął na znak, że zbliża się moment wytrysku – Ja już nie…


Dante w ostatniej chwili mocniej ścisną prącie chłopaka uniemożliwiając wytrysk. Piotrek w szoku niespokojnie się poruszył i zdziwionym wzrokiem spojrzał na mężczyznę.


- Pozwól – wymamrotał w zmieszaniu wijąc się nerwowo na łóżku – Ja nie…


- Co mi chcesz powiedzieć? – Dante wbił w chłopaka swój wzrok oczekując odpowiedzi. – Nazwij to po imieniu. Powiedz co chcesz, abym zrobił.


- Pozwól mi dojść – wyszeptał błagając Piotrek, w zakłopotaniu błądząc oczami – Chcę dojść. Błagam, już nie mogę wytrzymać.


- Dobrze ci teraz? – Spytał mężczyzna, kiedy chłopak doszedł. – Czy coś jeszcze?


- Yhm – przytaknął zielonooki z napalonym wzrokiem – Pocałuj mnie, proszę.


- Wreszcie zacząłeś współpracować – uśmiechnął się Dante spełniając prośbę partnera – Kiedy cię rozwiążę, zrobisz co będę chciał?


- Tak – zgodził się chłopak z uległym spojrzeniem – zrobię.


Mężczyzna powoli zdjął więzy z kończyn kasztanowłosego, który raptownie podniósł się do siadu i wtulił w jego tors. Odwzajemnił uścisk, po czym namiętnie go pocałował.


- Czy teraz ty się mną zajmiesz? – Spytał napalonego chłopaka. – Czy nie chcesz?


- Ja, ja… – jąkał się zawstydzony – nie wiem, czy potrafię.


- Rób tak, jak cię kiedyś uczyłem – nakazał Dante rozpinając klamrę pasa swoich spodni – Wyjmij go i lekko ściśnij pocierając.


Piotrek wykonał polecenie i delikatnie masował nabrzmiałego z podniecenia członka mężczyzny. Chciał zaspokoić go w ten sposób.


- Tak dobrze? – Spytał niepewnie drżącym głosem chcąc się upewnić, że wszystko robi prawidłowo. – Czy dobrze to robię?


- Weź go teraz do ust – polecił Dante mierząc go czujnym wzrokiem – Ssij. Użyj też języka.


Chłopak trochę się wahał, ale po tym delikatnie włożył członka do ust. Z początku się krzywił, ponieważ był to jego pierwszy raz, ale z czasem pogodził się z nową czynnością. Raptem Dante podniósł się nieco i przycisną do siebie głowę Piotrka tak, że jego członek wszedł głębiej, prawie do gardła chłopaka, a po chwili wytrysnął. Zielonooki mocno się krztusił, ale mimo trudności połkną nasienie.


- Połykasz? – Mężczyzna spojrzał na załzawioną twarz chłopaka upewniając się, że wszystko połknął. Po wszystkim, mocno do siebie przytulił Piotrka, zadowolony z tego faktu. – Zuch chłopiec. A teraz połóż się i ładnie rozszerz nogi.


Piotrek wykonał polecenie, jedynie z zawstydzenia odwrócił swój wzrok. Dante uniósł nieco tył chłopaka, po czym rozszerzając jego pośladki pomału w niego wszedł. Kasztanowłosy wygiął się reagując na zadany mu pierwszy ból, ale z tym nie walczył, a jedynie się poddał. Uniósł jedną z rąk do góry w poszukiwaniu czegoś. Dante w odpowiedzi na to włożył swoją w jego dłoń, mocno zaciskając na niej palce.


- Dan...te, ja już nie mogę – sapnął krzywiąc się z bólu chłopak – nie mogę. Dante.


- Tak bardzo cię boli? – Spytał Dante gładząc jego policzek. – Nie mogę liczyć na więcej?


- Nic mi nie będzie – jęknął Piotrek ze łzami w oczach – Jakoś wytrzymam. Nie przestawaj Dante.


Mężczyzna przytulił Piotrka i kontynuował. Po wszystkim, nadal trzymał chłopaka w ramionach namiętnie całując każdy skrawek jego ciała, doprowadzając go tym samym do ekstazy. Odurzony tym zielonooki całkowicie oddał się tej sile pożądania, trochę niezdarnie odwzajemniając pocałunki swojego partnera. Nieświadomie wypowiadał jego imię w chwilach uniesienia, aż do momentu całkowitego zmęczenia. Później jeszcze przez sen cicho szeptał to imię miarowo oddychając. Dante przykrył siebie i śpiącego grubym kocem, po czym wtulając się w plecy chłopaka powoli zasnął.

   

Piotrek wstał jako pierwszy. Kiedy otworzył oczy, przywitał go mrok, ale czuł, że obok śpi jeszcze Dante. Nie miał pojęcia jaka jest pora dnia, ponieważ pokój znajdował się pod ziemią i nie dochodziło tu światło z zewnątrz. Ostrożnie usiadł starając się nie obudzić mężczyzny, po czym pomału zsunął nogi z łóżka. Jedną ze stóp na coś natrafił, więc po to sięgnął. Okazała się to być koszula Dantego. Westchnął krótko i narzucił ją na siebie. Była trochę za duża, bo sięgała mu do połowy ud, ale dzięki temu zakrywała wystarczająco jego nagie ciało. Po omacku podszedł do jednych z dwojga drzwi w pokoju z nadzieją, że za nimi znajdzie łazienkę. Miał szczęście, bo jednak tam była. Po gimnastyce, jaką zafundował mu Dante ledwo mógł chodzić. Bolał go cały dół. Poczuł, jak coś ścieka mu po udach, a kiedy uświadomił sobie co to może być, ze wstydu się zarumienił. Od razu ruszył pod prysznic, by dokładnie się wyczyścić. Trochę mu to zajęło, bo ciężko mu było ustać na trzęsących się z bólu nogach. Po wszystkim wytarł się ręcznikiem i ponownie włożył koszulę Dantego.


- Czuć na niej jego zapach – pomyślał zapinając guziki – Cholera, zaczynam myśleć, jak zakochana dziewczyna! Do diabła z tobą Dante! Wreszcie mnie masz.


Kuśtykając wyszedł z łazienki. Kiedy otworzył drzwi, zastał siedzącego na łóżku Dantego. Mężczyzna zmierzył chłopaka wzrokiem i lekko się uśmiechnął.


- Ładnie to tak zakładać nie swoje ubranie? – Spytał widząc, że chłopak założył jego koszulę. – Choć muszę przyznać, że wyglądasz w niej seksownie.


- No, co ty? – Zawstydził się Piotrek stając jak wryty. – Wziąłem ją, bo nie wiem, gdzie są moje ubrania.


- Chodź tu – polecił Dante klepiąc miejsce obok siebie. Kasztanowłosy powili podszedł wysilając normalny chód. – Grzeczny chłopiec.


Mężczyzna raptownie pociągnął chłopaka w swoją stronę tak, że ten runął przodem na łóżko.


- Co ty robisz? – Wrzasnął Piotrek, kiedy ten chwycił jego tyłek. – Zostaw.


- Sprawdzam tylko, czy się dobrze tam umyłeś – zaśmiał się ciemnowłosy wbijając wzrok w tyłek chłopaka – Tyle tam siedziałeś. Świetny widok.


- Zboczeniec – rzucił zielonooki chowając twarz w prześcieradło – dewiant.


- Co ty nie powiesz – zachichotał Dante rozbawiony reakcjami chłopaka – Ale podobają ci się rzeczy, które ten dewiant z tobą wyprawia. Zobacz, już się podnieciłeś.


- Nie prawda – jęknął Piotrek sam siebie oszukując – Ja…


- Czyżby? – Zaprzeczył mężczyzna. – Jesteś już twardy. Zaprzeczasz sam sobie. Twoje ciało wie czego chce. Wystarczy, że poprosisz mnie o pomoc.


- Sam dam sobie radę – westchnął kasztanowłosy głośno połykając ślinę – Nie musisz mi w tym pomagać.


- Tak? – Zaśmiał się Dante. – To pokaż mi, jak to robisz.


- Co?– Zdziwił się chłopak. – Czemu?


- Chcę popatrzeć, jak to robisz – oświadczył spokojnie mężczyzna siadając naprzeciw – nie krępuj się.


- Ale – zaczął chłopak zdębiały, jednak nie mógł już dłużej wytrzymać, więc lekko się skrzywił.


- No, rozłóż nogi i zaczynaj – popędzał go Dante rozbawiony mimiką chłopaka – Ulżyj sobie.


Piotrek przymknął oczy i powoli zaczął działać. Mocno zażenowany faktem, że robi to na oczach Dantego, który nie spuszczał z niego swojego wzroku. Chłopak zagryzał wargę powstrzymując tym swoje pojękiwanie, aż w końcu nastąpił wytrysk. Był w szoku, że tak szybko doszedł, jednak to okazało się nie wystarczyć, bo ponownie zrobił się twardy.


- Czemu? – Myślał gorączkowo w panice. – Czemu nie mogę się uspokoić?


- Teraz rozumiesz? – Zapytał Dante spokojnym głosem. – Nie o to chodzi twojemu ciału. Wystarczy, że poprosisz o pomoc.


- Po-pomóż mi… – zająknął się nieśmiało Piotrek cały czerwony na twarzy – proszę?


- W czym mam ci pomóc – ciągnął nieustępliwie za język chłopaka – Nazwij to po imieniu. Śmiało. Nie wstydź się tego.


- Ja… ja chcę – wydyszał zielonooki szalenie się rumieniąc – cię w sobie poczuć?


- Widzisz, świat się nie zawalił, kiedy to powiedziałeś – rzucił Dante przyciągając do siebie chłopaka – Powiedz, co mam teraz z tobą zrobić?


- Dotknij mnie – odpowiedział łamiącym się głosem Piotrek wskazując swojego członka – i… i… pocałuj mnie, proszę?


- A kiedy tak zrobię – droczył się z nim mężczyzna – co dalej?


- Naprawdę muszę to powiedzieć? – Błagał do cna zażenowany chłopak. – Ja zaraz chyba spalę się ze wstydu, przecież wiesz o co chodzi.


- Wiem, ale chcę to usłyszeć z twoich ust – odparł nieustępliwie ciemnowłosy – To jak?


- W-wł-włóż go we mnie – jąkał się chłopak spuszczając swój wzrok – i mnie zaspokój?


- Jak sobie życzysz – zachichotał mężczyzna spełniając po kolei każdą z próśb zielonookiego. – Wypnij swój tyłeczek.


Piotrek nieśmiało wykonał polecenie zaciskając mocno powieki w oczekiwaniu na ból, który jednak ku jego zdziwieniu nie nastąpił. W momencie kiedy Dante w niego wszedł, czuł się dość dobrze. Dreszcze podniecenia przepłynęły przez jego ciało i ogarnęła go fala przyjemności.


- Członek Dantego jest taki gorący, kiedy we mnie rośnie – myślał półprzytomnie chłopak czując, że zbliża się moment ejakulacji partnera – On zaraz we mnie…


Po wszystkim, oboje dysząc ze zmęczenia opadli na łóżko tuląc do siebie. Leżeli tak dłuższą chwilę, aż w końcu postanowili się razem wykąpać. Kiedy wyszli spod prysznica, Dante nałożył na siebie ubranie i na chwilę zostawił Piotrka samego, owiniętego jedynie w ręcznik. Wrócił po kilku minutach trzymając w ręku złożoną w kostkę odzież.


- Przymierz – polecił rzucając je chłopakowi – Myślę, że powinny pasować.


Piotrek wziął ubrania i powoli je założył. Były to: miękka czarna bluza z kapturem i czarne szorty. Pasowały jak ulał, aż był w szoku.


- Skąd wiedziałeś, że będą pasować? – Spytał nie dowierzając. – I skąd je wziąłeś?


- To moje ciuchy z czasów szkoły średniej – poinformował chłopaka – Mniej więcej w tym czasie byłem podobnej postury. Mieszkałem tu w okresie mojej młodości, więc zostało tu trochę moich rzeczy.


- Jak to tu mieszkałeś? – Zdziwił się Piotrek. – A co ze szkołą zabójców?


- Dom ten znajduje się kilometr od terenu szkoły – oświadczył Dante siadając obok chłopaka – Jestem niejako właścicielem tej szkoły, dlatego w każdej chwili mogę ją opuszczać.


- A co ze mną? – Piotrek spojrzał pytająco na mężczyznę. – Ja chyba nie powinienem, co nie?


- Nie bój się o to – zaśmiał się Dante czochrając mu włosy na głowie – Jesteś moim podopiecznym, więc mogę zabierać cię ze sobą. Ale widzę, że coś cię dręczy. Wyrzuć to z siebie, wtedy ci ulży.


- Bo widzisz – zaczął Piotrek podkulając pod siebie kolana – Skoro tym razem mi się podobało, czy to znaczy, że utraciłem już resztki przyzwoitości?


- Głuptas z ciebie – westchnął mężczyzna z rezygnacją – To świadczy o tym, że wreszcie zaakceptowałeś naszą miłość. Nie powinieneś się tym martwić, a jedynie cieszyć.


- Naprawdę? – Dopytywał z nadzieją chłopak. – I tak będzie w porządku?


- Tak będzie w porządku – Dante przyciągnął do siebie Piotrka, który położył głowę na jego udach. Mężczyzna zgarnął niesforne kosmyki kasztanowych włosów z jego czoła. – Twoje włosy szybko rosną. Niedługo grzywka będzie ci wpadać do oczu.


- Nie szkodzi – odparł zielonooki cichym głosem – Postanowiłem, że do końca szkoły nie zetnę żadnego z nich. Kiedy wrócimy do domy, pozwolę zabawić ci się we fryzjera.


- A jednak czasem mnie słuchasz – zaśmiał się mężczyzna – Jednak nie rzucam słów na wiatr.


- Ja zawsze słucham, kiedy do mnie mówisz – zarzekał się Piotrek zrywając do siadu – Po prostu nie zawsze się z nimi zgadzam. Lubię cię słuchać. Twój głos mnie uspokaja. A teraz zapomnij, że to powiedziałem, ok.?


- Niby czemu? – Zdziwił się Dante. – Nieczęsto słyszę tak miłe słowa pod moim adresem, więc czemu każesz mi o nich zapomnieć?


- Niech ci będzie – mruknął w zgodzie Piotrek wracając na miejsce – A masz może coś do jedzenia, bo trochę zgłodniałem.


- Wiesz, nie było mnie tu kilka lat, ale zabierając ciebie ze szkoły wziąłem kilka jabłek z pobliskiego sadu – tłumaczył się Dante w zakłopotaniu – Jedynie tyle mogę ci zaoferować.


- Hm, jabłka – zastanawiał się Piotrek chcąc trochę podręczyć partnera, ale w pewnym momencie szeroko się uśmiechnął – brzmi nieźle.


 * * * * *

Cała grupa C zebrała się w swojej bazie z niecierpliwością czekając na wyniki ich pierwszego zadania. Minął już wyznaczony przez Dantego czas na oddanie, dlatego każdy z obecnych w sali ciekaw był jak został oceniony. Notę stawiał każdy z nauczycieli. Aby było sprawiedliwie wyciągano z pozyskanego wyniku średnią arytmetyczną. Piotrkowi chyba jako jedynemu nie zależało na ocenie. Usiadł w kącie wciągnięty lekturą książki Dostojewskiego, Zbrodnia i kara. Zadanie nie sprawiło mu zbyt wielkiego problemu. Od dziecka razem z Jolką zafascynowani serią filmów Indiana Jones tworzyli różne wersje kartograficzne miasteczka, które zamieszkiwali. Może jego wersja mapy terenu szkoły była dosyć uproszczona od zamierzonego projektu, ale za to czytelna. Miał jeszcze surową wersję o wiele bardziej szczegółową, bo uwzględnił na niej wnętrza budynków i znalezione przypadkiem tunele podziemne. Długo mu zajęło wyliczanie krokami długości korytarzy biegnących pod szkołą, ale miał przy tym niezłą zabawę. Odkrył dzięki temu kilkanaście przydatnych skrótów i tajemnych przejść. Pod ziemią znajdowało się kilka pomieszczeń, o których wolałby zapomnieć. Były to między innymi sale tortur, wyjęte żywcem ze średniowiecznych historii, albo lochy pełne jakichś kości, nie chciał nawet myśleć czyich. Kończył właśnie czytać, kiedy do bazy wszedł Dante i nakazał pójść za nim. Piotrek szczęśliwy, że jednak udało mu się skończyć, przed wyjściem odłożył książkę na jej miejsce. Zarzucił na ramię torbę ze swoim notesem i zeszytem z surową wersją mapy, po czym ruszył w stronę wyjścia. Opuścił pomieszczenie jako ostatni, dlatego zamknął za sobą drzwi. Myślał, że będzie musiał iść sam, ale zaczekała na niego Nicole. Szatynka uśmiechnęła się do chłopaka i pociągnęła za sobą. Dzięki temu migiem dogonili pozostałych. Dante zaprowadził ich do auli, którą pamiętali ze spotkania organizacyjnego. Ustawiono wszystkich alfabetycznie, przez co Piotrek był pierwszy na liście. Zaraz za nim był Iwan, zaś Nicole zajęła miejsce gdzieś na szarym końcu. Usiadł na podłodze po turecku, jak zrobiła to reszta zebranych. Stali jedynie ich opiekunowie, którzy mieli odczytać ich noty.


- Wiecie czemu się tu zebraliśmy – zaczął Holmes poważnym tonem na znak, że czas się uciszyć. Wszyscy zebrani zwrócili swój wzrok na przemawiającego w oczekiwaniu. – Oceniliśmy wasze mapy i nie powiem, żeby było w nich coś nadzwyczajnego. Sposób oceniania wyjaśni wam Rose.


- Dzięki za wprowadzenie Teodorze – uśmiechnęła się czarnowłosa – Każdy z opiekunów oceniał wasze prace w skali od jednego do dziesięciu, czyli że każdy otrzymywał cztery różne noty. Następnie zsumowaliśmy je ze sobą i wyliczyliśmy średnią arytmetyczną. Wszystkie wasze zadania będą oceniane w ten sposób. To tak dla ścisłości. Szczerze, to nie jestem zadowolona z waszych prac. Myślę, że nie przyłożyliście się do nich w odpowiedni sposób, ale znaleźliśmy mały motywator, o którym opowie Dante.


- Osoby z najniższą oceną będą ukarane. – Wyjaśniał Dante surowym głosem. – Cała nasza czwórka uzgodniła, że dopuszczalną granicą jest pięć punktów, czyli pięćdziesiąt procent maksymalnego wyniku. Kto zmieści się w jej obrębie, ten uniknie kary. Myślę, że dość jasno wam to przedstawiłem.


- Czas ogłosić wasze wyniki – zaczął Wiktor Moon odgarniając z oczu jasne pukle włosów – Będziecie wyczytywani alfabetycznie. Po tym, macie wstać i w milczeniu wysłuchać naszych opinii. W razie zadanego pytania należy na nie odpowiedzieć, jasne?


- Tak jest! – Potwierdziła grupa zebranych uczniów.


- Skoro tak, to możemy zaczynać – odparła Rose sięgając po listę – Piotr Czarnecki.


Piotrek w milczeniu powstał i czekał na swoją notę.


- Uzyskałeś wynik jednego punktu – poinformowała go Rose – Twoja mapa była najgorszą pracą, co masz na swoje usprawiedliwienie?


- Po prostu nie jestem w tym dobry – odpowiedział kasztanowłosy spokojnym głosem. Nie zależało mu na dobrej ocenie, ponieważ nie chciał się wyróżniać z otoczenia. – Nie umiem dobrze rysować map.


- Rozumiem – skwitował Dante surowym tonem – Ale nie przesadziłeś trochę z tą swoją prostotą? Twoja mapa wygląda, jak dzieło sześciolatka.


- Możliwe – zgodził się Piotrek nadal spokojnym głosem – Postaram się lepiej następnym razem.


- Jak dla mnie, ta mapa nie zasługuje nawet na ten jeden punkt – rzucił nonszalancko Wiktor pokazując pracę Piotrka wszystkim zgromadzonym – Jesteś niepoważny skoro oddałeś nam coś takiego.


- Przepraszam za mój brak talentu – Piotrek spuścił wzrok udając skruchę. Wreszcie nie będą nazywać go geniuszem, a jedynie przeciętniakiem. – Przepraszam.


- Ta mapa to jakaś ściema – wtrącił się Kacper wskazując na pracę Piotrka – On rysował coś zupełnie innego. Dam sobie rękę uciąć, że nadal ma swój plan w tym czarnym szkicowniku.


- Skąd ta pewność panie Murdoch? – Spytał Wiktor zaciekawiony złością w oczach chłopaka. – A co najciekawsze, co pan na to Czarnecki?


- On bredzi – mruknął Piotrek z paniką w oczach. Kacper rujnował jego plan zostania przeciętniakiem i nie chciał na to pozwolić. – Coś mu się chyba pomyliło.


- Ja bredzę? – Wściekł się Kacper wstając z miejsca. – Skoro tak, to pokaż swój szkicownik i udowodnij, że nie masz tam nic innego.


- Kacper uspokój się! – Nakazał Dante strofując blondyna. – Nicole, który z nich ma rację. Mieszkasz razem z Piotrkiem i powinnaś wiedzieć jak wyglądała jego praca.


- Myślę, że nauczyciele powinni sprawdzić szkicownik Piotrka – wymamrotała cicho Nicole lekko wystraszona – Jedynie to rozwiąże problem.


- Rozumiem – westchnął Dante – Co na to reszta opiekunów?


Wszyscy opiekunowie porozumiewawczo kiwnęli głowami, po czym Teodor przemówił w ich imieniu.


- Czarnecki po spotkaniu ma pozostać w tej sali – oświadczył mężczyzna mierząc wszystkich groźnym spojrzeniem – a dla pewności, że tak się stanie, zostanie zamknięty w kanciapie za nami.


- Co? – Zszokował się Piotrek słysząc decyzję nauczycieli. – To jakiś żart?


- To nie żart, więc chodź tutaj – nakazał Wiktor ciągnąc go za sobą – Torbę zatrzymamy u siebie, więc się o nią nie martw, a teraz właź do środka.


Mężczyzna wrzucił zdębiałego chłopaka do ciemnego, ciasnego pomieszczenia i zatrzasnął za nim drzwi. Piotrek usiadł po turecku podpierając rękoma głowę w oczekiwaniu na koniec zebrania. Był wściekły na cały boży świat, że jego plan nie wypalił. Słyszał stłumione głosy zebranych w sali i ku zdziwieniu nikt nie zszedł poniżej pięciu punktów. Czyli jednak byłby najgorszy, gdyby jednak się udało. Kilka razy zmieniał pozycje siedzenia strasznie się nudząc, aż wreszcie drzwi się otworzyły wpuszczając fale oślepiającego światła. Zmrużył oczy w pierwszej reakcji, po czym wstał i wyszedł z kanciapy. Kiedy to zrobił, poczuł na sobie wzrok całej czwórki opiekunów. Dante trzymał w ręku jego szkicownik studiując jego zawartość. W tym momencie zielonooki pożałował, że w ogóle zabierał go wszędzie ze sobą. Wiktor posadził Piotrka na jednym z krzeseł i przyciskał go do niego trzymając za ramiona.


- Hej, no…  bąknął chłopak nieco w złości – nie jestem aż takim dzieciakiem, więc nie ma potrzeby mnie trzymać.


- Bo co? – Mruknął Dante z groźnym wzrokiem. – Hę?


- Nic – uspokoił się Piotrek uciszając.


Każdy z opiekunów po kolei przestudiował mapy ze szkicownika, co zajęło mniej więcej godzinę. Ostatnia przeglądała go Rose.


- Powiedz Piotrze, czemu nas okłamałeś? – Spytała wbijając w chłopaka wściekłe spojrzenie. – Te rysunki wskazują, że potrafisz jednak stworzyć profesjonalną mapę, więc czemu?


- Powiedzmy, że nie byłem z niej zadowolony – odrzekł Piotrek siląc się na spokojny ton głosu – Ok.?


- I chcesz nam wmówić, że nie byłeś zadowolony z tych szczegółowych map, dlatego zastąpiłeś je tym badziewiem? – Zirytował się Teodor rzucając w chłopaka oddaną pracą. – Czy ty myślisz, że jesteśmy bandą idiotów i w to uwierzymy?


- Wcale tak o was nie myślę – bronił się chłopak podnosząc wzrok na rozmówców – Ja po prostu podjąłem taką, a nie inną decyzję i tyle.


- Czemu nie podasz prawdziwego powodu? – Zadał pytanie wściekły Dante. – Mówiłem, że od tej mapy będzie zależeć powodzenie pierwszej misji. Swoim działaniem zlekceważyłeś moje słowa.


- Nie o to mi chodziło – odparł skruszony Piotrek – Miałem swój powód, ale nie chcę o nim mówić. Ukarzcie mnie według waszego uznania, bo i tak według zasad oceniania zasługuję na karę. Nic więcej nie powiem.


- Naprawdę masz jaja – zaśmiał się Wiktor – Nasze kary nie należą do lekkich, wiesz?


- Chyba czas pokazać wszystkim kandydatom realia tej szkoły – oświadczyła Rose słodkim tonem – Będziesz tego dobrym przykładem Piotrze, wiesz?


- Ponieważ będzie to twoja pierwsza kara, udzielimy ci lekkiej taryfy ulgowej – wtrącił Dante poważnym tonem – Rose pokaże ci miejsce, gdzie zaczniesz.


- Dobrze – zgodził się Piotrek nieco wystraszony – na czym będzie polegać moja kara?


- Do świtu masz wykopać dół o szerokości, długości i głębokości trzech metrów. – Poinformował go Teodor. – Od rezultatów jakie zobaczymy po upłynięciu czasu, rozstrzygnie się co dalej.


- Skoro wszystko jest już jasne – zaświergotała Rose ciągnąc chłopaka za sobą – Czas na twoją karę.


Zaprowadziła Piotrka w mocno nasłonecznione za dnia miejsce, gdzie ziemia z zewnątrz była zeschnięta, tworząc twardą skorupę. Wręczyła chłopakowi szpadel i farbą w sprayu naznaczyła granice dołu. Kiedy skończyła, bez słowa zostawiła go samego.


Zanim zabrał się do pracy zadarł głowę do góry i spojrzał w niebo. Do wschodu słońca miał około czterech godzin, a w porównaniu z jego siłą fizyczną było to stanowczo za mało czasu. Westchnął godząc się ze swoim losem, po czym wbił szpadel w ziemię. Godzinę zajęło mu samo oderwanie zeschniętej ziemi z wyznaczonego mu rewiru, po tym szło już zdecydowanie lepiej, ale nieprzyzwyczajone do tak wielkiego wysiłku mięśnie rąk i kręgosłup odmawiały powoli współpracy.


- Cholera! – Przeklinał na głos swoją głupotę i chuderlawość ciała. – Następnym razem na pewno pokażę, że nie jestem pieprzonym geniuszem. Po cholerę stworzyłem te szczegółowe mapy? Na co ci to było geniuszu? Masz na co zasłużyłeś! Do bani z tym wszystkim! – Narzekał nieustannie kopiąc. Doszedł do dwóch metrów głębokości, po czym półprzytomny się zatrzymał. Powoli zaczęło świtać, a on nie wykonał zadania. – I to by było na tyle. Więcej już nie dam rady.


Zbyt mocno ściskał trzonek szpadla, przez co porobiły mu się na dłoniach pęcherze. Nie czuł w ogóle rąk, a plecy rwały go niemiłosiernie. Z rezygnacją upadł na kolana oparty o łopatę czekając na któregoś z opiekunów. Zjawił się Wiktor z Teodorem.


- No popatrz, Teo – zaśmiał się blondyn kucając na skraju dołu – Koleżka zdołał wykopać dwa metry.


- Przegrałeś – odparł spokojnie Holmes w odpowiedzi – Obstawiałeś, że wykopie tylko metr.


- Zapłacę ci później, ok.? – Westchnął Moon wskakując do dołu. – Hej! Młody, czas na ciebie. Modlitwa nic tu nie da, więc wstawaj.


- Kto się do cholery tu modli – mruknął zmęczony Piotrek – Kopać leżącego, to nie ładnie.


- Widzę, że gadka dalej się go trzyma – zaśmiał się Teodor rozbawiony słowami chłopaka – Podsadź go Wiktor, bo wątpię żeby sam dał radę wyjść.


- Nie potrzebuję waszej łaski – wymamrotał kasztanowłosy wstając na równe nogi – Sam sobie poradzę.


Piotrek podszedł do jednej ze ścian dołu, po czym podpierając o nią szpadel odbił się od niego i wskoczył na górę. Ta akrobacja kosztowała go jednak sporo bólu i siły. Zmęczony rozłożył się na ziemi ciężko oddychając.


- Jesteś uparty jak osioł – oświadczył Wiktor na siłę go podnosząc, a następnie ogłuszając. Piotrek bezwładnie opadł na mężczyznę, który zarzucił go sobie na ramię. – Jest zadziwiająco lekki, a posturą przypomina dziewczynę. Choć przyznam, że jest dość zabawny i naiwny.


- Możliwe – przyznał Teo w zamyśleniu patrząc na nieprzytomnego chłopaka – Ale mapy w jego wykonaniu były bardzo szczegółowe. Nawet zbadał podziemne tunele i odkrył większość przejść w szkole.


- Ciekawe dlaczego dał nam tą beznadziejną mapę? – Dołączył się do rozmyślań Moon. – Ma talent, więc czemu nie chce go pokazywać? Naprawdę dziwny gość.


Zanieśli Piotrka do izolatki, która mieściła się na strychu głównego budynku szkoły. Wiktor rzucił nieprzytomnego na drewnianą podłogę zamykając po tym chłopaka samego. Kasztanowłosy ocknął się po jakiejś godzinie trzęsąc się z bólu mięśni. Leżał rozłożony na podłodze wpatrując się w sufit niewidzącym wzrokiem. Zastanawiał się co tym razem będzie musiał zrobić w ramach swojej kary. Długo nie musiał czekać, bo drzwi izolatki się otworzyły i do środka wszedł kwartet pedagogiczny. Wszyscy, bez wyjątku, utkwili w nim swój wzrok sprawiając tym, że zjeżyły mu się włoski na karku.


- Ponieważ nie wykonałeś do końca wyznaczonej kary – zaczęła Rose słodkim na pozór głosem – Uznaliśmy, że będziesz publicznie wychłostany.


- Co to średniowiecze? – Pomyślał Piotrek nie mając siły się odezwać. Westchnął cicho nadal wpatrując się w sufit. – Mam nadzieję, że to wytrzymam.


- Wykopałeś dwa metry dołu – stwierdził Wiktor spokojnie kucając nad chłopakiem – dlatego wymierzymy ci tylko dziesięć batów. Jeden metr równy jest dziesięciu uderzeniom.


- Twoja kara nastąpi w południe – kontynuowała Rose tym samym tonem – masz więc czas na przemyślenia.


Po tych słowach opuścili pomieszczenie zostawiając go samego. Kiedy drzwi się zamknęły, chłopak po prostu odreagowując nagromadzony stres, zaczął się gorzko śmiać. Po wszystkim, zasnął. Obudził go Teodor, wylewając na niego kubeł lodowatej wody. Piotrek w szoku zerwał się sprawiając sobie przy tym niemały ból. Spojrzał z wyrzutem na mężczyznę, ale nic nie powiedział. W milczeniu wstał i ruszył do wyjścia. Holmes zaprowadził go do południowej części terenu szkoły. Znajdowała się tam ściana, z której wystawały dwie belki z łańcuchami. Wokół ustawili się zebrani uczniowie i opiekunowie. Dante przykuł ręce zielonookiego kajdankami do zwisających łańcuchów tak, że ledwo mógł dotknąć ziemi całymi stopami.


- Masz, zagryź to – Dante wsadził mu do ust kawałek owiniętego materiałem drewienka – To stłumi trochę twój krzyk.


Piotrek wykonał polecenie mężczyzny i mocno zagryzł patyk. Po chwili usłyszał mowę Rose.


- Zebraliśmy tu was nasi drodzy kandydaci, żebyście wreszcie mogli przejrzeć na oczy. – Zaczęła spokojnym głosem czarnowłosa.  Assassini Tirocinium nie jest szkołą jaką wam się wydaje być. Panują w niej pewne zasady, których należy przestrzegać. Na pierwszym miejscu jest tu dyscyplina. Na przykładzie tego oto chłopaka pokażemy wam, jak się tu karze niesubordynację i kombinatorstwo. Ale zanim to się stanie, niech wystąpią z grupy Kacper Murdoch i Nicole Veneni.



Kacper z Nicole niepewnie wystąpili z grupy. Wiktor do nich podszedł i złapał za ramiona, przez co dziewczyna się wzdrygnęła ze strachu.


- Piotrek otrzyma dziesięć batów – kontynuowała Rose – Każdy z opiekunów ma po dwa uderzenia, natomiast ta dwójka dostąpiła zaszczytu, by także przyczynić się do jego kary. Po razie wymierzą waszemu koledze bat. Jednakże, jeśli się zawahają albo zelżą uderzenie, sami zostaną ukarani. Zaczyna Nicole.


Nicole drżącą dłonią chwyciła bat i płacząc z całej siły oddała uderzenie. Piotrek poczuł piekący ból na środku pleców, ale nie wydał żadnego dźwięku, jedynie z całej siły wgryzł się w materiał na drewnie tkwiącym w jego ustach. Kacper się nie wahał i odważnie odmierzył swój cios. W odpowiedzi kasztanowłosy wygiął się do tyłu w łuczek, a łzy napłynęły mu do oczu. Następny był Teodor, który błyskawicznie wykonał swoją turę rozcinając skórę na boku chłopaka. Podobnie uczynił Wiktor. Najbardziej bolesne okazały się cztery ostatnie uderzenia w wykonaniu rodzeństwa Sicarius. Rose z taką siłą i precyzją zadała mu ból, aż nogi ugięły się pod nim sprawiając, że zawisł na rękach. Za to Dante zwieńczył wszystko, ponieważ od jego ciosów Piotrek stracił przytomność.


- Ma tak zostać do wieczora – nakazała Rose odchodząc – Do tego czasu nie wolno mu pomagać.


- Jeśli zrozumieliście, to jazda mi stąd! – Wrzasnął Wiktor w złości. – Wracać do swoich zajęć.


Skulona Nicole płakała na tyłach tłumu winiąc się za to, co zrobiła. Dante podszedł do dziewczyny i zmierzwił jej włosy.


- Nie becz, bo teraz nic to nie da – sapnął mężczyzna w pocieszeniu – Jeśli chcesz, to możesz z nim zostać. Myślę, że towarzystwo dobrze mu zrobi.


- A mogę? – Spytała łkając Nicole. – Nie wiem czy by tego chciał i czy w ogóle będzie chciał mnie widzieć.


- Nie martw się takimi błahostkami – zachichotał Dante odchodząc – Myślę, że prędzej pogada z tobą niż ze mną.


Dziewczyna podeszła pod ścianę i usiadła naprzeciw zwisającego chłopaka. Po kilku minutach otworzył półprzytomne oczy i na nią spojrzał. Nadal ciekły mu łzy po policzkach. Ostatkiem sił wypluł złamane pod wpływem mocnego zaciskania na nim zębów drewienko i spróbował się do niej uśmiechnąć. Niestety nie wyszło to zbyt dobrze, bo dziewczyna znowu zaczęła płakać.


- Nie maż się tak – wyszeptał chcąc ją uspokoić – To nie twoja wina.


- Po części moja – załkała wycierając oczy – gdybym nie powiedziała o tym szkicowniku, pewnie by cię tu nie było. Do tego pierwsza cię uderzyłam.


- Ja cię nie obwiniam – pocieszał ją łamiącym się głosem – więc ty też nie powinnaś. A poza tym, nie miałaś wyboru.


- Jak się czujesz? – Spytała z troską.


- Już wiem, jak się czuje poszatkowana kapusta – zażartował krzywiąc się z bólu – beznadziejnie.


- Mocno cię boli? – Pytała dalej patrząc na niego swoimi zapłakanymi, zielonymi oczami.


- Jak cholera – odparł siląc się na uśmiech – Wiesz, nie jestem dobry w pocieszaniu, a sytuacja w jakiej jestem nie pomaga. Jak długo mam tu wisieć?


- Do wieczora – odpowiedziała dziewczyna – Do tego czasu nikt ma ci w niczym nie pomagać. Tak powiedziała Rose. Dante pozwolił bym z tobą została. Powiedział, że pewnie wolisz mnie od niego. Nie do końca zrozumiałam co miał na myśli.


- Eh – westchnął zmęczony chłopak – Mogłabyś mnie zostawić samego? Zbliża się pora obiadu, więc lepiej żebyś się nie spóźniła. A jak spotkasz Dantego, to przekaż mu ode mnie jedno słowo: „idiota”. To odpowiedź na słowa, które ci powiedział.


- Ok. – Zgodziła się Nicole podniesiona lekko na duchu. – Wrócę tu po obiedzie.


- Nie musisz – odpowiedział zbyt cicho by usłyszała. – Chwila spokoju.


Ponownie stracił przytomność bezwładnie wisząc na rękach skutych kajdankami. Ich bransoletki wbijały się w skórę mocno ją przy tym rozcinając. W konsekwencji krew wolnym strumieniem ściekała z powstałych ran, barwiąc ciało chłopaka na czerwono.


Ocknął się już w łóżku, leżąc w nieskazitelnie czystym pokoju. Pachniało w nim medykamentami połączonymi z detergentami czyszczącymi. Otworzył szerzej oczy, by sprawdzić gdzie jest, jednak nie kojarzył tego pomieszczenia. Obok na krześle spała Nicole znużona czuwaniem nad współlokatorem. Podniósł się do pozycji siedzącej, a następnie pomału wstał z łóżka i sięgnął po leżący na sąsiednim posłaniu koc. Ostrożnie przykrył nim dziewczynę, po czym bezszelestnie wrócił pod kołdrę.


- Musieli nieźle mnie nafaszerować jakimś środkiem przeciwbólowym, bo prawie nie czuję bólu – zastanawiał się cicho mrucząc sobie pod nosem – Do tego jestem ospały. Ciekawe, jak źle wyglądają moje plecy? Gdyby Tobiasz zobaczył te opatrunki, pewnie zszedłby na zawał. Sara na jego miejscu pewnie ukatrupiłaby mnie niezliczoną ilość razy. – Zaśmiał się patrząc na opatrunki nadgarstków i wspominając siostrę. – Oboje pewnie robiliby mi wyrzuty za samą chęć śmierci. Sam jestem sobie winien, bo wciąż uciekam. Gdyby nie wcześniej Jolka, a teraz Dante, pewnie od dawna, albo wąchałbym kwiatki od spodu, albo byłbym więziony przez Murdochów w piwnicy któregoś z ich domu. Tak naprawdę, to ja jestem totalnym idiotą, a nie on.


- Wreszcie się do tego przyznałeś – przerwał cichy monolog chłopaka Dante stając w nogach jego łóżka. W rękach trzymał Rubi, która na dźwięk głosu swojego właściciela od razu na niego skoczyła. – Jak się czujesz?


- Skołowany – westchnął Piotrek głaszcząc kotkę – i słaby.


- Straciłeś trochę krwi – poinformował go mężczyzna szeptem, nie chcąc budzić śpiącej obok dziewczyny – Dość ciężko to przeżyła.


- Wiem – mruknął zielonooki wbijając w nią wzrok – ale nie powinna się tym przejmować. Nie daliście jej wyboru. Ciebie też o nic nie winię, to dlatego kazałem jej nazwać cię idiotą. Przekazała ci to?


- Przy obiedzie – wspomniał Dante rozbawionym tonem – Trzęsła się przy tym jak osika.


- To koniec już mojej kary? – Spytał nagle Piotrek patrząc na zawinięte nadgarstki. – Bo nie wiem, jak mam się nastawiać.


- To już koniec – uspokoił go Dante siadając na skraju łóżka – Lepiej powiedz, czemu chciałeś nas oszukać.


- Znasz mnie, więc powinieneś wiedzieć – sapnął Piotrek w zmęczeniu – Jolka ochrzaniała mnie zwykle za takie zachowanie. Nazywała mnie wtedy totalnym idiotą.


- Wiesz, znam cię, ale nie aż tak dobrze jak myślisz – odparł Dante w zamyśleniu – Czasem ciężko mi cię zrozumieć. Mógłbyś wyjaśnić swój powód?


- W sumie, to błahostka – stwierdził Piotrek w smutnym uśmiechu – Od dziecka traktowano mnie jak śmiecia. Dopiero, kiedy okazało się, że posiadam jakiś talent, zwrócono na mnie większą uwagę. Nazywano mnie geniuszem, bo od małego wykazywałem pewne predyspozycje do bycia ponad innymi. To co, że potrafię czuć muzykę, czy szybciej pojmuję prawa fizyki, czy chemii i bezbłędnie obliczam w pamięci różne równania matematyczne. Ludzie, kiedy widzą, że ktoś się czymś wyróżnia, zaczynają twierdzić, iż ten się wywyższa i popisuje. – Tu na chwilę zamilkł wbijając wzrok w pościel. – Ja tak nie chcę. Fakt, kocham grać na skrzypcach i fortepianie, ale nie chcę obwieszczać tego wszystkim wokół. Murdochowie, dlatego nie chcą dać mi spokoju. Edward powiedział, że skoro płynie we mnie ich krew, automatycznie jestem ich własnością. Chcą żebym wrócił, ale nie jako prawowity członek rodziny, a jedynie przedmiot, dzięki któremu będą mogli się bardziej wzbogacić. Kiedyś myślałem, że powinienem poszukać swojej matki, ale byłem wtedy tylko bezradnym dzieckiem. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że moim ojcem nie był Wilhelm a Albert, i że nie byłem bękartem, jak wmawiano mi całe życie. – Raptownie zamilkł uświadamiając sobie, że powiedział zbyt dużo. – W sumie, to nieważne. Za bardzo się rozgadałem. Mogłeś mnie uciszyć.


- Lubię słuchać opowieści z twojego życia – stwierdził Dante mierzwiąc mu włosy – Wtedy więcej się o tobie dowiaduję.


- Tak? To czemu ty mi o sobie nie opowiesz czasem? – Dociekał Piotrek w śmiechu. – Też chciałbym się trochę więcej o tobie dowiedzieć.


- Może kiedyś  zaśmiał się Dante wstając z łóżka – Powinieneś odpocząć póki możesz. Niedługo czeka nas pierwsza misja.


- Masz rację – przyznał zmęczony chłopak – Może naprawdę powinienem porządnie się wyspać?


- Ale wiesz – mężczyzna zatrzymał się po kilku krokach – naprawdę świetnie zniosłeś tę karę przy twoim niskim progu bólu.


- Przecież powiedziałeś, że muszę radzić sobie sam – mruknął sennie Piotrek przezornie kładąc się na brzuchu – Bolało jak cholera, ale to nic w porównaniu z tym, co przechodziłem w dzieciństwie. Jolka widziała tylko ułamek całości Murdochowskiej troski o moje wychowanie, jakiej miałem zaszczyt doświadczyć. Ironią losu jest to, że nawet w tej szkole natknąłem się na członka tego rodu. Takie już moje szczęście, bo na dokładkę przydzielono mnie do jednej grupy właśnie z nim. – Przerwał ziewając. – Zabierz stąd Rubi. Myślę, że tę noc powinna spędzić z tobą. Wiesz, ona nie lubi nazbyt sterylnych pomieszczeń, a zwłaszcza takich, w których pachnie szpitalem.


- Ok. – Zgodził się na to Dante zabierając ze sobą kotkę. W drzwiach przypomniał sobie o Nicole, więc po nią wrócił. Piotrek szybko zasnął, dlatego po cichu obudził dziewczynę i na migi pokazał jej, że czas wracać do pokoju. Szatynka wstała z krzesła i bezszelestnie złożyła koc, którym wcześniej przykrył ją Piotrek. Następnie ruszyła z Dante do skrzydła sypialnego. Zatrzymali się dopiero przed wejściem do jej pokoju. – Teraz mam pewność, że wróciłaś bezpiecznie.


- Wiesz, nie jestem już dzieckiem – obruszyła się dziewczyna ze złością w oczach – Może i mam jeszcze czternaście lat, ale umiem o siebie zadbać.


- Ta, ta – zaśmiał się Dante mierzwiąc jej włosy – W tym momencie przypominasz mi pewnego uparciucha, który robi podobne sceny złości.


- Co? – Zdziwiła się Nicole rozszerzając zielone oczy – Ja nie…


- Ta – westchnął mężczyzna drapiąc kota za uchem – Miłych snów Nicole. Nie zapomnij nastawić budzika, jak ostatnim razem.


- Dobra, dobranoc. – Sapnęła z dąsem zatrzaskując drzwi sypialni.


* * * * *


Piotrek obudził się dokładnie o czwartej nad ranem z nieprzyjemnym uczuciem pleców. Stęknął głośno z bólu wstając z łóżka, ponieważ musiał przy tym naprężyć mięśnie. Z miłą chęcią spędziłby ten dzień leżąc w łóżku, ale świadomość, że okazałby tym słabość, motywowała go do zmiany zdania. Zdziwiony stwierdził, że ktoś przebrał go w świeżą pidżamę. Musiał naprawdę mocno spać, że nic nie poczuł. Zastanawiało go tylko, kto mógł to zrobić.


- Hm – westchnął widząc na krześle swoje brudne ubranie – Zapowiada się koszmarny dzień. No cóż, nieważne.


W szafce przy łóżku znalazł czyste ciuchy: czarny T-shirt i bojówki khaki. Włożenie spodni nie sprawiło mu większego problemu, ale za to miał go z górą. Podniesienie rąk i naciągnięcie na siebie bluzki liczyło się z naprężeniem mięśni pleców, a co za tym idzie, sprawienie sobie niemałego bólu. Przez chwilę siedział na łóżku zastanawiając się nad rozwiązaniem swojego problemu w sposób najmniej bolesny. Z rozmyślań wyrwała go wchodząca do pokoju rudowłosa, już oprószona siwizną kobieta, niosąca tacę z trzema strzykawkami. Piotrek wzdrygnął się na ten widok. Od dziecka nie lubił igieł i zastrzyków, a teraz widział przed sobą aż trzy obiekty swojej młodzieńczej fobii.


- Już wstałeś? – Spytała zaskoczona kobieta stawiając tacę na szafce – Myślałam, że jeszcze trochę pośpisz, ale nic. Czas na lekarstwa.


- A czy to konieczne? – Wymamrotał patrząc na strzykawki. – Nie ma może pani jakichś tabletek, czy maści?


- Niestety – odpowiedziała wbijając w chłopaka rozbawiony wzrok – Boisz się igieł, tak?


- Oj, zaraz tam boisz – bronił się Piotrek nerwowo śmiejąc – Po prostu ich nie lubię.


- Jesteśmy dorosłymi ludźmi – zaczęła spokojnie kobieta przygotowując pierwszy zastrzyk – Boisz się takiej błahostki, a przeżyłeś gorsze rzeczy wczorajszego dnia. Swoją drogą, to niezły wyczyn, wylądować tu po pierwszym tygodniu. Co żeś przeskrobał?


- Śmieszne, nie? – Spuścił zawstydzony wzrok na podłogę. – Trafiłem tu z własnej głupoty. Chciałem się choć raz w niczym nie wyróżniać, ale się przeliczyłem. Niezależnie co zrobię, zawsze będę odstawać od innych. Naważyłem sobie piwa, więc musiałem je wypić i mam nadzieję, że zrobiłem to z godnością. Wprawdzie teraz czuję się jakby przejechał po mnie czołg, ale to nic.


- Skończone – oświadczyła kobieta odkładając ostatnią strzykawkę – To uśmierzy twój ból.


- Już?! – Piotrek zdębiał w szoku. – W ogóle nie poczułem, jak mnie pani kuła.


- To dlatego, że skupiłeś się na czymś innym – poinformowała go kobieta – Zmienię ci jeszcze opatrunki i pomogę do końca ubrać.


Kobieta przemyła jego rany i ponownie je opatrzyła, po czym pomogła założyć koszulkę. Dochodziła piąta, kiedy skończyła. Piotrek ładnie jej podziękował i od razu wyszedł z pokoju zmierzając na miejsce zbiórki jego grupy. Przybył jako pierwszy, więc w oczekiwaniu na resztę, przysiadł na jednym ze schodków prowadzących na dziedziniec szkoły. Na podwórzu panowała lekka mgła, niosąca za sobą chłodne, wilgotne powietrze. Wbił swój wzrok w jaśniejące niebo i widoczne na nim zarysy chmur.


- Ciekawe czy Kamil z bliźniakami dobrze się odżywiają? – Wypowiedział swe myśli szeptem wspominając Sulików. – Mam nadzieję, że jakoś sobie radzą.


- To problem ich matki – rzucił Dante po polsku zjawiając się jako drugi – Na twoim miejscu, martwiłbym się o siebie, a nie o te dzieci. One zostały w domu, gdzie są bezpieczne.


- Wiem, ale jednak się martwię – westchnął Piotrek również po polsku – Miałem też pomóc cioci Klarze w jej gospodarstwie, nawet nie zdążyłem jej zawiadomić, że się nie zjawię.


- Załatwiłem wszystko przed wyjazdem – odparł Dante mierzwiąc mu włosy – Kazała cię pozdrowić i przekazać, że Łukasz dostał pozwolenie na dłuższy pobyt w domu.


- Aha – mruknął zielonooki wzdychając – Rozumiem.


Na tym zakończyła się ich rozmowa, bo reszta grupy powoli zaczęła się schodzić. Piotrek trochę obawiał się spotkania z tymi ludźmi. Nie wiedział czego miał się spodziewać z ich strony. Wszyscy z wyjątkiem Nicole potraktowali go jak powietrze, ale nie miał do nich o to żalu. W sumie, to wolał taki obrót sprawy, niż zaczepki. Ruszyli na śniadanie, a on szedł jako ostatni w towarzystwie swojej współlokatorki. Kiedy weszli do jadalni, oczy zgromadzonych w pomieszczeniu zwróciły się na Piotrka, który z całych sił starał się to ignorować. Leo tym razem się nad nim zlitował i włożył mu normalną porcję białej breji. Podziękował mężczyźnie i w milczeniu ruszył do swojego stolika. Rozpracował recepturę śniadaniowego specjału Leo, który okazał się być niedoprawioną, nazbyt gęstą owsianką. Dzięki dyżurowi w kuchni zdołał opracować mieszankę przypraw, po których dodaniu to niemrawe danie zamieniało się w coś zjadliwego. Na szczęście, Nicole zabrała jego torbę z pokoju, gdzie znajdował się jego wynalazek. Sięgnął do jednej z kieszeni i wyjął z niej plastikowe opakowanie po curry, po czym jego zawartością posypał breję na swoim talerzu. Chciał schować pudełeczko z powrotem do torby, jednak Dante wyrwał mu je z ręki i jakby nigdy nic doprawił sobie swoje danie. Nicole widząc tę akcję poszła w ich ślady, ale potem szybko wrzuciła pudełko do torby kasztanowłosego. Piotrek zdębiały patrzył to na mężczyznę, to na dziewczynę nie dowierzając w to, co zrobili.


- Hej – westchnął Dante rozbawiony jego reakcją – Dobrze znam twoją kuchnię i wiem, że w tej kwestii mogę ci zaufać, a poza tym, nie wybaczę ci faktu zamiaru zatajenia tego specjału przede mną.


- Bo to jeszcze nie przetestowana mieszanka przypraw – mruknął z wyrzutem Piotrek – Wiesz, ile głowiłem się nad tym, jak poprawić smak specjału Leonarda?


- Ty, ale to działa – wtrąciła zafascynowana smakiem Nicole – Czegoś ty tam dodał?


- To tajemnica – zaznaczył Piotrek się śmiejąc – Cieszę się, że ci smakuje.


- No, wiedziałem, że prędzej czy później poprawisz temu smak – przyznał Dante po pierwszym kęsie – To co jadłem tydzień temu, też było niczego sobie.


- Czyli, że to ty zżarłeś mój smażony szpinak?! – Osłupiał siląc się na spokój zielonooki. – Przez ciebie oskarżyłem niewinnego Leo o to, że mimo zostawionej wiadomości go wyrzucił.


- Twoja kuchnia uzależnia – zaśmiał się mężczyzna machając chłopakowi przed nosem widelcem – Nic dziwnego, że jak zacząłeś coś pichcić, to od razu to zwęszyłem.


- Dobra – poddał się Piotrek widząc, że ten nie bierze nic do siebie – Nieważne.


Wszyscy przy stole z otwartymi ustami wpatrywali się w całą trójkę. Piotrek w milczeniu szybko zjadł swoją porcję stwierdzając przy tym, że jednak jego mieszanka dobrze się sprawuje i powoli odszedł od stolika. W drodze do wyjścia zahaczył jeszcze o stanowisko Leonarda i przeprosił za bezpodstawne oskarżenia sprzed tygodnia. Po wszystkim, odstawił brudne naczynia i wyszedł z jadalni w lepszym nastroju. Może jednak ten dzień nie okaże się tak bardzo beznadziejny, jak mu się to wcześniej wydawało.


W bazie dowiedzieli się o swojej pierwszej misji, której celem było odszukać skład broni za pomocą prowadzących do niego wskazówek. Zaczęli następnego dnia. Każda grupa otrzymała pierwszą z nich od swoich opiekunów. W sumie, było ich pięć i dopiero ostatnia mówiła o lokalizacji interesującego ich pomieszczenia. Wykonali swoją misję po upływie dwóch dni i to tylko dzięki dedukcji Piotrka i współpracy Nicole, ponieważ reszta grupy C nadal go ignorowała podążając za błędnym rozumowaniem Kacpra. Dante w misji nie uczestniczył, a jedynie obserwował poczynania wszystkich grup oceniając ich zgranie i wspólną pracę. Rozłam w jego grupie nie umknął jego uwadze, jak i reszcie nauczycieli. Pomimo tego, że grupa C jako pierwsza wykonała zadanie, uzyskała najmniejszą notę. Na szczęście, zmieściła się w dopuszczalnych granicach i nie została ukarana, ale oczywiście za porażkę obwiniono Piotrka. Oskarżycielem był, jak zwykle, Murdoch, co kasztanowłosego w ogóle nie zdziwiło. Potem nastąpił rutynowy tydzień szkoły.

6 komentarzy:

  1. No no. Piotrek się rozkręca jeżeli chodzi o uczucia do Dantego i to mnie cieszy! :)
    Zdziwiłi mnie słowa "powiedział po polsku". To po jakiemu oni tam mówią? W sumie nie zdziwiłabym się gdy np. po angielsku, ale w ogóle nie było o tym wzmianki wcześniej, albo mi umknęła...
    Ale i tak rozdział super i szkoda mi było Piotrusia :( czasem powinien użyć swojego geniuszu, a to, że mu będzie przy tym lepiej to dodatkowy bonusy.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W szkole wszyscy porozumiewają się w języku angielskim, ponieważ traktowany jest jako język uniwersalny. Kandydaci na zabójców AT pochodzą z różnych stron świata, dlatego musi tam takowy język obowiązywać. Mój błąd, że o tym jeszcze nie wspomniałam, jednak nie zdradziłam jeszcze siedziby szkoły... hmm... jakoś o tym wspomnę. Wtrącenie, że :powiedział po polsku" miało zaakcentować, że w AT mówi się w innym języku.
      W kwestii Piotrka... to uparciuch i jak sobie coś postanowi, to tak robi. Dante z Jolką nad nim pracują, pomału wytykając mu jego błędy i głupoty :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Opowiadanie bardzo ciekawe jak zaczynam czytać to strasznie wciąga a do tego piszesz często więc tym lepiej się cieszę gdy wchodzę na tą strone a tu jest już następna część.Piotrek zrozumaił wreście swoje uczucia względem Dantego ale zawsze wszędzie wepcha sie rodzina Murdochów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    Piotrek się rozkręca jeśli chodzi o uczucia, czemu tak postąpił, jego mapa była by najlepsza, i ciężko widzę to z Kacprem, teraz będzie obwiniany o wszystko no i rozłam w grupie... nie wim czemu, ale pomyślałam że Nicole może naprawdę być jego siostrą, no i już wiadomo co się stało z tym jedzeniem... Dante...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniały rozdział, och Piotrek się tutaj rozkręca jeśli chodzi o uczucia, czemu tak postąpił? jego mapa była by najlepsza ze wszystkich... Kacprem mnie wkurza i to bardzo, no i cóż mamy rozłam w grupie... nie wim czemu, pomyślałam teraz, że Nicole może naprawdę być siostrą Piotrka, no i już wiemy co się stało z tym jedzeniem... a Dante...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    rozdział wspaniały, nasz Piotrek się tutaj rozkręca jeśli chodzi o jego uczucia, ale czemu tak postąpił? jego mapa była by najlepsza ze wszystkich... Kacper to mnie bardzo wkurza, no i mamy rozłam w ich grupie... pomyślałam teraz, że Nicole może naprawdę być siostrą Piotrka, no i już wiemy co się stało z tym jedzeniem... a Dante... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń