Translate

czwartek, 18 grudnia 2014

Kai, Gerda i Królowa Śniegu

Po dość dłuższej przerwie wstawiam kolejny rozdział. Nie wiem, czy Was zadowoli, ale w tak to sobie wymyśliłam ^^. Miłego czytania.

Od miesiąca gościł w domu Alberta, który prawdę mówiąc rzadko w nim bywał. Siedział na dachu i obserwował zachód słońca, oczekując powrotu Allena z misji. Jednocześnie ponownie rozmyślał, co powinien zrobić. Rany po wizycie u dziadka całkowicie się zagoiły, jednak pozostał psychiczny ślad.

- Znowu bujasz w obłokach na dachu?! – Zawołał z dołu Allen z niepokojem patrząc na brata. – Jeszcze spadniesz i skręcisz sobie kark.

- Aż taką sierotą nie jestem – bąknął pokazując mu język. Pomimo wewnętrznego konfliktu, starał się być pogodny, bynajmniej na zewnątrz. – Po prostu na ciebie czekałem.

Po tych słowach zeskoczył na oddaloną od dachu niecałe pół metra gałąź i sprawnie zszedł po drzewie na ziemię. Allen za każdym razem był w szoku, gdy tak robił.

- Łazisz po drzewach jak jakiś kot – zauważył idąc w stronę drzwi wejściowych – Szybko i bezszelestnie.

- W dzieciństwie często uciekałem przed wujem lub Edwardem – odpowiedział poprawiając zwichrowane, kasztanowe włosy – najlepszym schronieniem były drzewa w lesie.

- Rozumiem – westchnął zmęczony wchodząc do domu – Dziś wraca ojciec, dlatego przygotuj się na rozmowę.

- Ostatnio wracał dość późno i tylko na chwilę – Piotrek z nadzieją patrzył na brązowowłosego myśląc, że będzie tak samo. – Zazwyczaj wtedy spałem i go nie widziałem.

- To, że ty go nie widziałeś nie świadczy o tym, że on ciebie również – poklepał ramię brata w śmiechu – dziś wróci na kolację. Tym razem nie unikniesz jego towarzystwa.

- Czyli koniec z dotychczasowym spokojem – sapnął w lekkim zrezygnowaniu – a miałem nadzieję, że jednak mi się upiecze.

- Wiesz czyją matką jest nadzieja? – Zadał mu retoryczne pytanie. – Ty raczej do głupców nie należysz, choć czasem starasz się kimś takim być. Z reguły ci nie wychodzi, bo nie potrafisz dobrze kłamać pod względem uczuć.

- Jak zwykle nie omieszkałeś mi o tym przypomnieć – rzucił idąc tuż za nim – pod tym względem jesteś wredny.

- Jeśli chcesz być godnym przeciwnikiem dla naszej cioteczki – odwrócił się do niego i pacnął go w czoło – musisz stać się silniejszy psychicznie. Ukrywanie prawdziwych emocji przed wrogiem jest ważne.

- Możliwe – spuścił wzrok czując, że brat przejrzał go na wylot – może i masz rację.

- Nie może, a na pewno – zaśmiał się mierzwiąc kasztanowe włosy brata – nadal tłumisz w sobie emocje po pobycie w Kronosie, a to niedobrze.

- To mój problem – oświadczył z pochmurną miną – sam muszę się z tym zmierzyć.

- Uparciuch – westchnął w zrezygnowaniu – może Sicarius coś wskóra, bo ja nie mogę.

- Dante przyjeżdża? – W zielonych oczach Piotrka pojawiły się iskierki szczęścia. – Kiedy?

- Za tydzień – odparł w rozbawieniu, widząc jego ożywienie – myślę, że decyzja byście się przez ten czas nie kontaktowali ze sobą była słuszna.

- Jak dla kogo – zakpił niezadowolony ze słów Allena – Ciągle muszę siedzieć tu sam. Ty jeździsz do Thanathosa, a później na misje. Ojciec non stop jest poza domem, a ja tkwię tu sam jak jakiś palec. Zabraliście mi komórkę i zabroniliście wychodzić poza teren domu.

- To dla twojego dobra – próbował złagodzić złość zielonookiego – zrozum, że Tal nadal na ciebie czyha. Niestety do końca tego miesiąca musisz wytrzymać w takim układzie. Thanathos ma sporo spraw, a ja jako prawa ręka ojca muszę wykonać większość z nich.

- Ta jasne – mruknął siadając na kanapie – rozumiem.

- Tylko tak mówisz – uśmiechnął się do nadąsanego brata – w środku nie chcesz tego zrozumieć.

- Możliwe – bąknął nadymając policzki – Po prostu nie chcę być już sam. Mam dosyć wpatrywania się w ściany tego domu.

- Nie dramatyzuj pesymistyczny gderku – ponownie roztrzepał mu lekko włosy nadając im niecodzienny układ – Teraz wyglądasz adekwatnie do humorku.

- Przegiąłeś – warknął rzucając się na brata. Chwilę turlali się po podłodze mierząc siłę mięśni. Allen starał się powstrzymać ciosy rozzłoszczonego kasztanowłosego demona, który usilnie chciał trafić w jego twarz. Ich bójkę zakończyło przybycie ojca.

- Koniec tych dziecinnych sporów! – Ryknął jednocześnie zatrzymując bijących się synów – Obaj siadać na kanapie i ładnie mi się przeprosić.

Nie wiadomo czemu, ale obaj grzecznie wykonali polecenie Alberta. Jego srogi i pełny politowania wzrok mówił sam za siebie.

- Niby jesteście już dorośli. – Zakpił podpierając się pod boki. – Pokazaliście mi właśnie niezłą plątaninę niczym mali chłopcy. Po Piotrku się tego spodziewałem, ale ty Al mnie zaskoczyłeś.

- Jak to po mnie się spodziewałeś? – Piotrek nie krył oburzenia. – Czyli masz mnie za niedojrzałego bachora?

- Mam cię za mojego syna – poprawił go łagodnie – Tyle, że ty wdałeś się w matkę.

- Nudzę się tkwiąc tu jak jakiś palec – mruknął w dąsach – To mnie wkurza.

- Rozumiem – Albert posłał młodszemu synowi czujne spojrzenie. – Jutro podeślę ci kogoś do towarzystwa.

- Nie proszę o niańkę – warknął zniecierpliwiony – Umiem o siebie zadbać.

- Słowo się rzekło – uciszył syna srogim tonem – Kaspian chce cię lepiej poznać, więc dam mu taką sposobność.

- Nie było tematu – rzucił, postanawiając z rana zwiedzić okolicę. Pluł sobie w twarz, że nie zrobił tego wcześniej. – Wolę już samotność.

- Podejdź do mnie Piotrze – nakazał mu ojciec tonem nie podlegającym dyskusji. Kiedy chłopak wykonał polecenie, uwięził w dłoniach jego głowę i spojrzał mu głęboko w oczy. – Żeby to było jasne. Wybij sobie z głowy planowany rekonesans okolicy.

- No nie wiem – był w szoku, że tak łatwo go rozszyfrowano – muszę to przemyśleć.

- Jakbym rozmawiał z Blanką – westchnął, po czym zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał. Zajął miejsce w fotelu sadowiąc sobie Piotrka na kolanach. – Zrozum dziecko, że staram się ciebie chronić.

- Nie uważasz, że jestem na to troszeczkę za stary? – Zrobił się cały czerwony na twarzy zażenowany działaniem ojca. – Ta pozycja jest zawstydzająca.

- O to właśnie mu chodzi ciołku – zachichotał Allen – Zachowujesz się jak dziecko, więc cię tak traktuje.

- Że co?! – Chciał zejść, ale poniósł fiasko. – Puszczaj!

- Mamy trochę do nadrobienia – Albert dał mu prztyczka w nos. – Odebrano nam tyle lat.

- Ale to nie znaczy, że masz mnie traktować jak sześciolatka – jęknął masując bolący nos – Dorosłem.

- Słyszałem, że żyjesz z tym Sicariusem – Posłał synowi czujne spojrzenie. – Allen stwierdził, że dobrze się uzupełniacie.

- To – spuścił zawstydzony wzrok – nie pytaj.

- Dobrze – puścił go tym razem dając mu spokój. Wyglądał dosłownie tak samo jak jego matka, gdy miała mówić o swoich uczuciach. To go utwierdziło w przekonaniu, że chłopaka łączy z tamtym mężczyzną wyjątkowa więź. – Może kiedyś zaufasz mi na tyle, by opowiedzieć o swoich uczuciach.

- Nie potępiasz mnie? – Był zaskoczony. Normalnie taki związek wywoływał kontrowersje i był ciężki do zaakceptowania.

- Nie, nie potępiam – odparł spokojnie – Ale to nie znaczy, że nie mam żadnych przeciwwskazań.

- Zdziwiłbym się gdybyś ich nie miał – mruknął pod nosem siadając na kanapie – masz wypaczonego syna. Wilhelm już dawno by się mnie pozbył.

- Nie jestem moim bratem Piotrze – posłał kasztanowłosemu gniewne spojrzenie – Czy ty mnie sprawdzasz?

- Może – rzucił udając beztroskę, choć w rzeczywistości mocno się denerwował. Ojciec wyglądał zupełnie jak wuj, co przywoływało niemiłe wspomnienia.

- Eh – westchnął ciężko, po czym skinieniem dał Allenowi do zrozumienia by zostawił ich samych – Denerwujesz się, a może nawet i boisz.

- Ja nie…  – chciał zaprzeczyć, ale zamilkł widząc minę Alberta. W salonie zostali tylko oni, bo Allen gdzieś wyszedł. Czuł się niepewnie sam na sam z ojcem. – Nie wiesz…

- Podejrzewam – uciszył go wyjmując z kieszeni zużyty nabój – Wiesz co to jest?

- Nabój – odpowiedział niezbyt rozumiejąc po co mu go pokazuje – Zużyty.

- To mój talizman a zarazem przypomnienie – oświadczył spokojnie kucając naprzeciwko syna – Ten nabój pozostawił bliznę na twojej szyi i utkwił w mojej piersi. Przypomina mi ciebie, twoje poświęcenie i odwagę.

- To ten nabój? – Z mieszanymi uczuciami patrzył na kawałek metalu w dłoniach ojca. – Wtedy ja… ale ty mi nie pozwoliłeś.

- I co ja mam z tobą zrobić głuptasie? – Pacnął go w czoło wstając. – Oczywiście, że nie pozwoliłem by Wilhelm cię zabił. Twój impulsywny akt bohaterstwa sprawiłby więcej bólu niż myślisz. Nie chciałem utracić swojego dziecka i to jeszcze w taki sposób.

- Zostawiłeś mnie – wymamrotał cicho w strapieniu – zostawiłeś mnie w tym piekle. Porzuciłeś znikając. Pozwoliłeś myśleć, że jestem nikim.

- Popełniłem błąd – przyznał w poczuciu winy. Zbolała twarz Piotra była jak nóż wrzynający się powoli w jego serce. – Nie powinienem cię tam zostawiać.

- Ale to zrobiłeś – wyrzucił z siebie cały odkładany żal ze łzami złości w oczach – Nie obchodziłem cię. Mogłeś przecież po mnie wrócić! Po prostu nie byłem aż tak ważny? Byłem nikim? Śmieciem…

- Nie! – Zasłużył sobie na te słowa i nawet się ich spodziewał. Nie zdawał sobie jednak sprawy, jak bardzo zabolą, gdy wypowie je właśnie on, jego młodszy syn. – Cholera, to nie tak! Chciałem sprawić by ten świat ci nie zagrażał, byś razem z Blanką i Allenem nie musiał obawiać się czyhających niebezpieczeństw. Wiem, zawaliłem w roli ojca, ale proszę daj mi szansę! Nie jestem idealnym rodzicem i nigdy nim nie będę, ale nie przekreślaj mnie doszczętnie.

- Przecież cię nie skreśliłem – wyszeptał podkulając pod siebie kolana – wyrzuciłem tylko to, co tłumiłem w sobie przez te wszystkie lata. Dałem upust zgromadzonej frustracji, kierując ją do osoby, której zawdzięczam niejako swój los.

- Rozumiem – odczuł lekką ulgę słysząc, że go nie nienawidzi. Blanka jednak nie myliła się co do ich dzieci. Są silne i mają poczucie więzi, którego mu zawsze brakowało. – Dziękuję. Nawet nie wiesz…

- Wiem – westchnął wchodząc mu w zdanie. Bezbłędnie czytał emocje tego zatwardziałego, na pozór wyzbytego emocji człowieka. Czuł jego wątpliwości, wahanie i ból. Przez to uświadomił sobie, że nie łatwo było mu zacząć tę rozmowę. – Długo nad tym wszystkim myślałem i analizowałem każde nasze spotkanie. Non stop próbowałeś mnie chronić i zdradziłeś lwią część swoich uczuć w domu Sicariusów. – Widział niepewność Alberta, dlatego postanowił od razu rozwiać jego wątpliwości strategicznym atakiem. Atakiem, który także dużo go będzie kosztować, ale to kara za zabawę mieczem obosiecznym. – Uszy do góry tato. Poniekąd ci wybaczam.

- Nazwałeś mnie… – Albert w szoku patrzył w zielone oczy syna. Emocje w nim wrzały jak lawa w wulkanie tuż przed erupcją i nie wiedział jak ma się zachować pierwszy raz od śmierci Blanki. Usłyszał słowo, którego tak pragnął by wypowiedział. – Kurwa. Tak się nie robi. Nie własnemu ojcu.

- No wiedziałem, że jesteś zdolny braciszku – do salonu wszedł rozbawiony Allen – Tylko tobie udało się doprowadzić naszego tatulka do łez zaraz po mamie oczywiście.

- Allen – warknął na niego zażenowany Albert – Nie śmiej się ze mnie. Chyba mam jeszcze tu jakiś autorytet?

- No jasne tatusiu – odpowiedział mu Allen w śmiechu – wychowałeś mnie przecież.

- Osz wy małe nicponie – zaśmiał się odreagowując całe napięcie. Odzyskał utraconą przed laty rodzinę i to dzięki brakującemu ogniwu, Piotrowi. – Zdajecie sobie sprawę co ze mną zrobiliście?

- Nasza mała Gerda stopiła lodowy odłamek w twoim sercu – zachichotał Allen wskazując żartobliwie na brata – Kai.

- Zaraz – Piotrek od razu się nadąsał w reakcji na porównanie brązowowłosego. – Kto tu niby jest Gerdą Królowo Śniegu!


- I powiało chłodem – Albert nie wytrzymał i podchodząc do bliźniaków potarmosił im włosy – Koniec kłótni. Myślę, że czas coś zjeść.

8 komentarzy:

  1. Jezu kocham Cię za to opowiadanie i mam nadzieję że w następnym rozdziale pojawi się Dante, a sam rozdział jeszcze w tym roku...Duuuuużo weny i Wesołych Świąt ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze,że Piotr wyrzucił z siebie tan cały żal.
    Rozdział świetny jak zawsze,mam tylko nadzieje,że następny będzie jeszcze w tym roku :)
    Wenyy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowy rozdział, hura! <3 strasznie krótki:( za to w końcu ruszył do przodu. Życzę weny i wesołych Świąt.

    Palatium

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny rozdział! Taki czuły i rozgrzewający serce. Lubię Alberta, jest fajnym człowiekiem. Silnym, a zarazem czułym. Kocham, ale chce trochę Dantego! :3
    Pozdrawiam i czekam na więcej! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuje za następna część już nie mogę doczekać się reszty.:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. rozdział boski. dobrze, że Piotrek wyrzucił z siebie te emocje które w nim zalegały od lat. płaczący Albert - chciałabym to zobaczyć hahah. Allen jak zwykle cudowny ;33 czekam tylko na Dantego *3* wenyy i czekam na resztę :D
    i po za tym Wesołych Świąt ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    wspaniale, cieszę się, że Piotr wyrzucił z siebie te wszystkie żale i powiedział tato do Alberta... a Albert och tak doprowadzony do płaczu... a ostatnie słowa, i to jak poczochral synów...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń