Po dość dłuższej przerwie wstawiam kolejny rozdział. Nie wiem, czy Was zadowoli, ale w tak to sobie wymyśliłam ^^. Miłego czytania.
Od miesiąca gościł w domu Alberta, który
prawdę mówiąc rzadko w nim bywał. Siedział na dachu i obserwował zachód słońca,
oczekując powrotu Allena z misji. Jednocześnie ponownie rozmyślał, co powinien
zrobić. Rany po wizycie u dziadka całkowicie się zagoiły, jednak pozostał
psychiczny ślad.
- Znowu bujasz w obłokach na dachu?! –
Zawołał z dołu Allen z niepokojem patrząc na brata. – Jeszcze spadniesz i
skręcisz sobie kark.
- Aż taką sierotą nie jestem – bąknął pokazując
mu język. Pomimo wewnętrznego konfliktu, starał się być pogodny, bynajmniej na
zewnątrz. – Po prostu na ciebie czekałem.
Po tych słowach zeskoczył na oddaloną od
dachu niecałe pół metra gałąź i sprawnie zszedł po drzewie na ziemię. Allen za każdym
razem był w szoku, gdy tak robił.
- Łazisz po drzewach jak jakiś kot –
zauważył idąc w stronę drzwi wejściowych – Szybko i bezszelestnie.
- W dzieciństwie często uciekałem przed
wujem lub Edwardem – odpowiedział poprawiając zwichrowane, kasztanowe włosy –
najlepszym schronieniem były drzewa w lesie.
- Rozumiem – westchnął zmęczony wchodząc
do domu – Dziś wraca ojciec, dlatego przygotuj się na rozmowę.
- Ostatnio wracał dość późno i tylko na
chwilę – Piotrek z nadzieją patrzył na brązowowłosego myśląc, że będzie tak
samo. – Zazwyczaj wtedy spałem i go nie widziałem.
- To, że ty go nie widziałeś nie
świadczy o tym, że on ciebie również – poklepał ramię brata w śmiechu – dziś
wróci na kolację. Tym razem nie unikniesz jego towarzystwa.
- Czyli koniec z dotychczasowym spokojem
– sapnął w lekkim zrezygnowaniu – a miałem nadzieję, że jednak mi się upiecze.
- Wiesz czyją matką jest nadzieja? –
Zadał mu retoryczne pytanie. – Ty raczej do głupców nie należysz, choć czasem
starasz się kimś takim być. Z reguły ci nie wychodzi, bo nie potrafisz dobrze
kłamać pod względem uczuć.
- Jak zwykle nie omieszkałeś mi o tym
przypomnieć – rzucił idąc tuż za nim – pod tym względem jesteś wredny.
- Jeśli chcesz być godnym przeciwnikiem
dla naszej cioteczki – odwrócił się do niego i pacnął go w czoło – musisz stać
się silniejszy psychicznie. Ukrywanie prawdziwych emocji przed wrogiem jest
ważne.
- Możliwe – spuścił wzrok czując, że
brat przejrzał go na wylot – może i masz rację.
- Nie może, a na pewno – zaśmiał się
mierzwiąc kasztanowe włosy brata – nadal tłumisz w sobie emocje po pobycie w
Kronosie, a to niedobrze.
- To mój problem – oświadczył z
pochmurną miną – sam muszę się z tym zmierzyć.
- Uparciuch – westchnął w zrezygnowaniu
– może Sicarius coś wskóra, bo ja nie mogę.
- Dante przyjeżdża? – W zielonych oczach
Piotrka pojawiły się iskierki szczęścia. – Kiedy?
- Za tydzień – odparł w rozbawieniu,
widząc jego ożywienie – myślę, że decyzja byście się przez ten czas nie
kontaktowali ze sobą była słuszna.
- Jak dla kogo – zakpił niezadowolony ze
słów Allena – Ciągle muszę siedzieć tu sam. Ty jeździsz do Thanathosa, a
później na misje. Ojciec non stop jest poza domem, a ja tkwię tu sam jak jakiś
palec. Zabraliście mi komórkę i zabroniliście wychodzić poza teren domu.
- To dla twojego dobra – próbował
złagodzić złość zielonookiego – zrozum, że Tal nadal na ciebie czyha. Niestety
do końca tego miesiąca musisz wytrzymać w takim układzie. Thanathos ma sporo
spraw, a ja jako prawa ręka ojca muszę wykonać większość z nich.
- Ta jasne – mruknął siadając na kanapie
– rozumiem.
- Tylko tak mówisz – uśmiechnął się do
nadąsanego brata – w środku nie chcesz tego zrozumieć.
- Możliwe – bąknął nadymając policzki –
Po prostu nie chcę być już sam. Mam dosyć wpatrywania się w ściany tego domu.
- Nie dramatyzuj pesymistyczny gderku – ponownie
roztrzepał mu lekko włosy nadając im niecodzienny układ – Teraz wyglądasz
adekwatnie do humorku.
- Przegiąłeś – warknął rzucając się na
brata. Chwilę turlali się po podłodze mierząc siłę mięśni. Allen starał się
powstrzymać ciosy rozzłoszczonego kasztanowłosego demona, który usilnie chciał
trafić w jego twarz. Ich bójkę zakończyło przybycie ojca.
- Koniec tych dziecinnych sporów! – Ryknął
jednocześnie zatrzymując bijących się synów – Obaj siadać na kanapie i ładnie
mi się przeprosić.
Nie wiadomo czemu, ale obaj grzecznie
wykonali polecenie Alberta. Jego srogi i pełny politowania wzrok mówił sam za
siebie.
- Niby jesteście już dorośli. – Zakpił
podpierając się pod boki. – Pokazaliście mi właśnie niezłą plątaninę niczym
mali chłopcy. Po Piotrku się tego spodziewałem, ale ty Al mnie zaskoczyłeś.
- Jak to po mnie się spodziewałeś? –
Piotrek nie krył oburzenia. – Czyli masz mnie za niedojrzałego bachora?
- Mam cię za mojego syna – poprawił go
łagodnie – Tyle, że ty wdałeś się w matkę.
- Nudzę się tkwiąc tu jak jakiś palec –
mruknął w dąsach – To mnie wkurza.
- Rozumiem – Albert posłał młodszemu
synowi czujne spojrzenie. – Jutro podeślę ci kogoś do towarzystwa.
- Nie proszę o niańkę – warknął
zniecierpliwiony – Umiem o siebie zadbać.
- Słowo się rzekło – uciszył syna srogim
tonem – Kaspian chce cię lepiej poznać, więc dam mu taką sposobność.
- Nie było tematu – rzucił,
postanawiając z rana zwiedzić okolicę. Pluł sobie w twarz, że nie zrobił tego
wcześniej. – Wolę już samotność.
- Podejdź do mnie Piotrze – nakazał mu
ojciec tonem nie podlegającym dyskusji. Kiedy chłopak wykonał polecenie,
uwięził w dłoniach jego głowę i spojrzał mu głęboko w oczy. – Żeby to było
jasne. Wybij sobie z głowy planowany rekonesans okolicy.
- No nie wiem – był w szoku, że tak
łatwo go rozszyfrowano – muszę to przemyśleć.
- Jakbym rozmawiał z Blanką – westchnął,
po czym zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał. Zajął miejsce w fotelu
sadowiąc sobie Piotrka na kolanach. – Zrozum dziecko, że staram się ciebie
chronić.
- Nie uważasz, że jestem na to
troszeczkę za stary? – Zrobił się cały czerwony na twarzy zażenowany działaniem
ojca. – Ta pozycja jest zawstydzająca.
- O to właśnie mu chodzi ciołku –
zachichotał Allen – Zachowujesz się jak dziecko, więc cię tak traktuje.
- Że co?! – Chciał zejść, ale poniósł
fiasko. – Puszczaj!
- Mamy trochę do nadrobienia – Albert
dał mu prztyczka w nos. – Odebrano nam tyle lat.
- Ale to nie znaczy, że masz mnie
traktować jak sześciolatka – jęknął masując bolący nos – Dorosłem.
- Słyszałem, że żyjesz z tym Sicariusem
– Posłał synowi czujne spojrzenie. – Allen stwierdził, że dobrze się
uzupełniacie.
- To – spuścił zawstydzony wzrok – nie
pytaj.
- Dobrze – puścił go tym razem dając mu spokój.
Wyglądał dosłownie tak samo jak jego matka, gdy miała mówić o swoich uczuciach.
To go utwierdziło w przekonaniu, że chłopaka łączy z tamtym mężczyzną wyjątkowa
więź. – Może kiedyś zaufasz mi na tyle, by opowiedzieć o swoich uczuciach.
- Nie potępiasz mnie? – Był zaskoczony.
Normalnie taki związek wywoływał kontrowersje i był ciężki do zaakceptowania.
- Nie, nie potępiam – odparł spokojnie –
Ale to nie znaczy, że nie mam żadnych przeciwwskazań.
- Zdziwiłbym się gdybyś ich nie miał –
mruknął pod nosem siadając na kanapie – masz wypaczonego syna. Wilhelm już
dawno by się mnie pozbył.
- Nie jestem moim bratem Piotrze –
posłał kasztanowłosemu gniewne spojrzenie – Czy ty mnie sprawdzasz?
- Może – rzucił udając beztroskę, choć w
rzeczywistości mocno się denerwował. Ojciec wyglądał zupełnie jak wuj, co
przywoływało niemiłe wspomnienia.
- Eh – westchnął ciężko, po czym
skinieniem dał Allenowi do zrozumienia by zostawił ich samych – Denerwujesz
się, a może nawet i boisz.
- Ja nie… – chciał zaprzeczyć, ale zamilkł widząc minę
Alberta. W salonie zostali tylko oni, bo Allen gdzieś wyszedł. Czuł się
niepewnie sam na sam z ojcem. – Nie wiesz…
- Podejrzewam – uciszył go wyjmując z
kieszeni zużyty nabój – Wiesz co to jest?
- Nabój – odpowiedział niezbyt
rozumiejąc po co mu go pokazuje – Zużyty.
- To mój talizman a zarazem
przypomnienie – oświadczył spokojnie kucając naprzeciwko syna – Ten nabój
pozostawił bliznę na twojej szyi i utkwił w mojej piersi. Przypomina mi ciebie,
twoje poświęcenie i odwagę.
- To ten nabój? – Z mieszanymi uczuciami
patrzył na kawałek metalu w dłoniach ojca. – Wtedy ja… ale ty mi nie
pozwoliłeś.
- I co ja mam z tobą zrobić głuptasie? –
Pacnął go w czoło wstając. – Oczywiście, że nie pozwoliłem by Wilhelm cię
zabił. Twój impulsywny akt bohaterstwa sprawiłby więcej bólu niż myślisz. Nie
chciałem utracić swojego dziecka i to jeszcze w taki sposób.
- Zostawiłeś mnie – wymamrotał cicho w
strapieniu – zostawiłeś mnie w tym piekle. Porzuciłeś znikając. Pozwoliłeś
myśleć, że jestem nikim.
- Popełniłem błąd – przyznał w poczuciu
winy. Zbolała twarz Piotra była jak nóż wrzynający się powoli w jego serce. –
Nie powinienem cię tam zostawiać.
- Ale to zrobiłeś – wyrzucił z siebie
cały odkładany żal ze łzami złości w oczach – Nie obchodziłem cię. Mogłeś
przecież po mnie wrócić! Po prostu nie byłem aż tak ważny? Byłem nikim?
Śmieciem…
- Nie! – Zasłużył sobie na te słowa i
nawet się ich spodziewał. Nie zdawał sobie jednak sprawy, jak bardzo zabolą,
gdy wypowie je właśnie on, jego młodszy syn. – Cholera, to nie tak! Chciałem
sprawić by ten świat ci nie zagrażał, byś razem z Blanką i Allenem nie musiał
obawiać się czyhających niebezpieczeństw. Wiem, zawaliłem w roli ojca, ale
proszę daj mi szansę! Nie jestem idealnym rodzicem i nigdy nim nie będę, ale
nie przekreślaj mnie doszczętnie.
- Przecież cię nie skreśliłem –
wyszeptał podkulając pod siebie kolana – wyrzuciłem tylko to, co tłumiłem w
sobie przez te wszystkie lata. Dałem upust zgromadzonej frustracji, kierując ją
do osoby, której zawdzięczam niejako swój los.
- Rozumiem – odczuł lekką ulgę słysząc,
że go nie nienawidzi. Blanka jednak nie myliła się co do ich dzieci. Są silne i
mają poczucie więzi, którego mu zawsze brakowało. – Dziękuję. Nawet nie wiesz…
- Wiem – westchnął wchodząc mu w zdanie.
Bezbłędnie czytał emocje tego zatwardziałego, na pozór wyzbytego emocji
człowieka. Czuł jego wątpliwości, wahanie i ból. Przez to uświadomił sobie, że
nie łatwo było mu zacząć tę rozmowę. – Długo nad tym wszystkim myślałem i
analizowałem każde nasze spotkanie. Non stop próbowałeś mnie chronić i
zdradziłeś lwią część swoich uczuć w domu Sicariusów. – Widział niepewność
Alberta, dlatego postanowił od razu rozwiać jego wątpliwości strategicznym
atakiem. Atakiem, który także dużo go będzie kosztować, ale to kara za zabawę
mieczem obosiecznym. – Uszy do góry tato. Poniekąd ci wybaczam.
- Nazwałeś mnie… – Albert w szoku
patrzył w zielone oczy syna. Emocje w nim wrzały jak lawa w wulkanie tuż przed erupcją
i nie wiedział jak ma się zachować pierwszy raz od śmierci Blanki. Usłyszał
słowo, którego tak pragnął by wypowiedział. – Kurwa. Tak się nie robi. Nie
własnemu ojcu.
- No wiedziałem, że jesteś zdolny
braciszku – do salonu wszedł rozbawiony Allen – Tylko tobie udało się
doprowadzić naszego tatulka do łez zaraz po mamie oczywiście.
- Allen – warknął na niego zażenowany
Albert – Nie śmiej się ze mnie. Chyba mam jeszcze tu jakiś autorytet?
- No jasne tatusiu – odpowiedział mu
Allen w śmiechu – wychowałeś mnie przecież.
- Osz wy małe nicponie – zaśmiał się
odreagowując całe napięcie. Odzyskał utraconą przed laty rodzinę i to dzięki
brakującemu ogniwu, Piotrowi. – Zdajecie sobie sprawę co ze mną zrobiliście?
- Nasza mała Gerda stopiła lodowy
odłamek w twoim sercu – zachichotał Allen wskazując żartobliwie na brata – Kai.
- Zaraz – Piotrek od razu się nadąsał w
reakcji na porównanie brązowowłosego. – Kto tu niby jest Gerdą Królowo Śniegu!
- I powiało chłodem – Albert nie
wytrzymał i podchodząc do bliźniaków potarmosił im włosy – Koniec kłótni.
Myślę, że czas coś zjeść.
Jezu kocham Cię za to opowiadanie i mam nadzieję że w następnym rozdziale pojawi się Dante, a sam rozdział jeszcze w tym roku...Duuuuużo weny i Wesołych Świąt ;D
OdpowiedzUsuńDobrze,że Piotr wyrzucił z siebie tan cały żal.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak zawsze,mam tylko nadzieje,że następny będzie jeszcze w tym roku :)
Wenyy :)
Nowy rozdział, hura! <3 strasznie krótki:( za to w końcu ruszył do przodu. Życzę weny i wesołych Świąt.
OdpowiedzUsuńPalatium
Piękny rozdział! Taki czuły i rozgrzewający serce. Lubię Alberta, jest fajnym człowiekiem. Silnym, a zarazem czułym. Kocham, ale chce trochę Dantego! :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na więcej! :)
Dziękuje za następna część już nie mogę doczekać się reszty.:-)
OdpowiedzUsuńrozdział boski. dobrze, że Piotrek wyrzucił z siebie te emocje które w nim zalegały od lat. płaczący Albert - chciałabym to zobaczyć hahah. Allen jak zwykle cudowny ;33 czekam tylko na Dantego *3* wenyy i czekam na resztę :D
OdpowiedzUsuńi po za tym Wesołych Świąt ^^
Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, cieszę się, że Piotr wyrzucił z siebie te wszystkie żale i powiedział tato do Alberta... a Albert och tak doprowadzony do płaczu... a ostatnie słowa, i to jak poczochral synów...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia