Translate

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Ponowne spotkanie




Był zdziwiony, że szef tak ochoczo zgodził się na jego miesięczny urlop. Zwykle pieklił się o każdą pierdołę, a teraz do rany przyłóż. Spokojny stał za barem i wycierał szklanki.


- To ostatni dzień pracy przed urlopem – pomyślał. W wycieranej szklance zobaczył swoje odbicie. Zbliżał się okres, którego wręcz nie cierpiał. Święta Bożego Narodzenia przypominały mu okres kiedy wszystko stracił. Jolka dobrze wiedziała o atmosferze panującej w jego sercu. Zobaczył odbicie swoich zielonych oczu w szkle kufla. Było godne pożałowania. Cicho westchnął. – Głupek.


Wracając do domu ledwo powłóczył nogami. Pracował na pełnych obrotach przez dwie zmiany w ten weekend. Dziś był ostatnim dniem listopada. Kiedy doszedł do klatki schodowej, okazało się, że winda nie działa. Z wysiłkiem i irytacją wdrapał się na czwarte piętro. Otworzył drzwi i zrzucając kurtkę pomaszerował do sypialni. Upadł ze zmęczenia na tapczan i od razu zasnął.

Obudziło go pomiaukiwanie kota, który siedział na parapecie nad jego głową i od czasu do czasu packał łapą czoło właściciela.


- Co tam Rubi? – Pogłaskał główkę kota. Spojrzał na zegarek. Była dziewiąta. Przeciągnął się leniwie, jednocześnie szeroko ziewnął, po czym powoli zsunął się z łóżka i podreptał do łazienki. Śmierdział potem zmieszanym z dymem papierosowym i piwem.


- Nic dziwnego, że kot nie wytrzymał. Śmierdzę jak jakiś żul. – Odparł wchodząc pod prysznic. Odprężony przebrał się w czysty t-shirt i wygodne dżinsy. Zjadł śniadanie, na które składała się kawa z suchą bułką. To było konsekwencją tego, że zapomniał zrobić wczoraj zakupy. Czytał notes Jolki. Dziś miał zacząć pracę sprzątaczki. Według zapisków był już spóźniony z jakieś dwie godziny. Wypił resztkę kawy i szybko ubrał kurtkę z butami.


- Na szczęście to niedaleko stąd – rzucił wybiegając z domu. To był jego pierwszy dzień, a tak bardzo się spóźnił. Kiedy dotarł do ulicy Małeckiego nie mógł znaleźć domu klienta. Zadzwonił do Jolki.


- Ty kretynko nie napisałaś numeru domu! – Wrzasnął zziajany do słuchawki telefonu.


- Ups – Zaśmiała się głupawo.


- Nie śmiej się, tylko powiedz, gdzie mam iść! – Odparł w nerwach.


- Już, już. To pięciopiętrowy blok mieszkalny na terenie zamkniętym. No wiesz, monitoring i te sprawy... – tłumaczyła już normalnym tonem – I co, widzisz?


- Chyba. Jakby co, to zadzwonię jeszcze raz – odparł przyglądając się budynkowi.


- Spoko – zaświergotała,  kończąc połączenie.


Wszedł na teren zamknięty i powoli podszedł do odpowiedniej klatki. Na domofonie sprawdził nazwisko klienta. Wszystko się zgadzało. Wyjął klucze z kieszeni kurtki, które uprzednio dała mu Jolka i otworzył drzwi. Wjechał windą na czwarte piętro. Według wytycznych z notesu miał wejść do mieszkania, po czym posprzątać, zasłać łóżko, zrobić pranie i obiad? Tego ostatniego się nie spodziewał. Owszem umiał gotować, a w pracach domowych był niemal, że geniuszem, ale lista zajęć trochę go zatkała.


- Jezu, miało być tylko sprzątanie. Co on niańki szuka czy jak? – Narzekał pod nosem. Kiedy wszedł do środka, nie wierzył własnym oczom. W mieszkaniu panował bałagan pierwsza klasa i trochę trącało „skarpetówą”.


- Nic dziwnego, że kazała przychodzić codziennie rano. Jeśli po tygodniu wygląda tu, jak po niezłej imprezce. – Odparł zamykając za sobą drzwi. Od razu zabrał się do pracy. Sprzątanie zabrało mu z dwie godziny. Potem zrobił obiad z resztek w lodówce. Kiedy zbierał ubrania w sypialni do prania, ktoś zaszedł go od tyłu i przewrócił.


- Kim jesteś i co robisz w moim domu? – Spytał męski głos.


- Jestem tu w zastępstwie za przyjaciółkę  – tłumaczył się chłopak – Mam na imię Piotrek, a zastępuję Jolkę. No, tę rudą.


- Rudą mówisz – zastanawiał się właściciel mieszkania.


- Pan Wieczorek? – Spytał przygnieciony do podłogi Piotrek.


- Tak – odpowiedział głos.


- Mógłby pan ze mnie zejść? – Prosił chłopak. – Trochę niewygodnie mi w tej pozycji.


- Ach tak. Oczywiście. – Zgodził się schodząc z Piotrka, który od razu podniósł się na nogi. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, mężczyzna w szoku osłupiał. Piotrek nie rozumiał jego zachowania.


- To musi być przeznaczenie – wyszeptał do siebie Wieczorek.


- Mówił pan coś, bo nie dosłyszałem? – Spytał trochę zakłopotany.


- Nie pamiętasz mnie? – Odpowiedział pytaniem, badając Piotrka czujnym wzrokiem.


- Nie bardzo – odparł zdziwiony pytaniem – A powinienem?


- Hm. Chyba będę musiał ci trochę przypomnieć – Zamyślił się właściciel mieszkania.


- Co? – Zdziwił się sprzątający.


- To nazywasz się Piotr? – Przedłużał rozmowę mężczyzna.


- Yhm – przytaknął chłopak zbierając ubrania z podłogi. W pewnym momencie zatrzymał rękę i odwracając się rzekł: – Nie spodziewałem się, że będzie pan taki młody.


- Hm?


- No, bo Jolka zazwyczaj sprząta u staruszków i myślałem, że pan się do nich zalicza…  zaśmiał się z zakłopotaniem.


- Przyzwyczaiłem się – odparł rozbawiony speszeniem chłopaka.


- Dobra? – Westchnął czując się niezręcznie. – Pozwoli pan, że wykonam swoją pracę do końca. Zrobię pranie, rozwieszę i uciekam.


- Co?! Tak szybko?! – Odparł mężczyzna słabym głosem.


- Niech pan się nie martwi, wrócę jutro z rana. Dziś się trochę spóźniłem, więc nie musi mi pan płacić za ten dzień. Dobra? – Pocieszał klienta jednocześnie się tłumacząc.


- Dobrze – uśmiechnął się szelmowsko Wieczorek – Będę czekał.


Piotrek zrobił pranie i zagrzał obiad, pożegnał się, po czym wyszedł. Praca okazała się nie taką ciężką, jak ją przedstawiała Jolka. Miał duży zapas czasu do wieczora, więc postanowił pójść na spacer. W drodze powrotnej kupił coś do jedzenia i nim ruszył do domu, zatrzymał się na placu zabaw. Usiadł na huśtawce i lekko się bujając wspominał swoje dzieciństwo. Zalała go fala smutku. Musiał wyglądać naprawdę źle, bo ludzie omijali go szerokim łukiem. Trochę przemarzł, co skłoniło go do tego by wrócić do domu. Przywitał go, jak zwykle, głodny kot łasząc się do jego nogi.


- Co tam Rubi? Jesteś głodna? – Wziął kotkę na ręce i zaniósł do kuchni. – Mam dla ciebie dziś tuńczyka. Wcinaj. – Uśmiechnął się podając kotce miskę z rybą. Pogłaskał lekko zwierzę, po czym ruszył do sypialni. Miał niemrawy nastrój. Znowu złapała go depresja, jak zwykle, o tej porze roku. Zmrużył nieco oczy, wyrażające jego przygnębienie. Nie lubił, jak ktoś widział go w takim stanie, dlatego chciał szybko skończyć obowiązki u Wieczorka. Jutro pójdzie tam z przyklejonym uśmiechem i zrobi co do niego należy. Teraz był za bardzo zmęczony przeszłością.


- Hipokryta ze mnie – oznajmił posępnie – Powiedziałem jej, by nie żyła przeszłością, a sam się nią zadręczam. Tak. Hipokryta i idiota w jednym.


Odwrócił się na bok, podkulił kolana do piersi i zasnął. Zbudził się dopiero o siódmej rano. Kiedy zobaczył godzinę od razu zerwał się z łóżka.


- Cholera! Znowu zaspałem! – Karcił siebie ubierając gorączkowo spodnie. Nic nie zjadł, ani nie wypił. W pośpiechu wybiegł z mieszkania. U klienta stawił się o wpół do ósmej. Na szczęście go nie zastał, więc od razu zabrał się do roboty. Dochodziła jedenasta i zostało mu tylko zebrać pranie, wyprasować ubrania i poskładać je układając jednocześnie w szafie. Pochłonięty pracą nie zauważył, że ktoś wszedł do mieszkania. Nim się zorientował ktoś chwycił go od tyłu i powalił na podłogę.


- Tylko nie znowu – pomyślał wspominając wcześniejszy dzień. Jednak coś tu nie pasowało, bo po chwili poczuł lekkie ukłucie w szyję. Zdążył tylko powiedzieć – Co.. – Świat zawirował, a chłopak odleciał do świata snów.


Obudził się z ogromnym bólem głowy. Chciał ruszyć ręką, ale nie mógł. Ktoś przykuł go do wezgłowia wielkiego łóżka, na którym leżał. Ogarnęło go przerażenie i desperacko próbował się uwolnić. Niestety skończyło się tylko otarciami na nadgarstkach. Nie wiedział co robić, był teraz tak bardzo bezbronny i wystraszony.


- Czemu to zawsze musi spotykać właśnie mnie? – Zapytał powietrza. W pokoju było ciemno, co potęgowało jego obawy. Leżał tak wpatrując się w sufit. Było nie wygodnie, ale zmęczenie mu towarzyszące zmusiło go do snu.


Był mały i bawił się razem z przyjaciółmi w chowanego. Szukała Jolka, która była beznadziejna w te klocki. Zbliżał się wieczór i powinni zaraz wracać do domów. Nagle do jego nozdrzy doszedł duszący zapach spalenizny. Szybko pobiegł w kierunku, z którego unosił się dym. Na miejscu zobaczył swoich wystraszonych kolegów. Stali i wpatrywali się w płomienie trawiące dom. Kiedy spytał, co się dzieje, zapłakana Jolka wyznała mu, że chłopcy nie chcieli nic złego. Po prostu znaleźli zapałki i bawiąc się nimi podpalili śmietnik. W konsekwencji ogień przeszedł na pobliski dom. Wszyscy płakali z przerażenia, że dostaną wielką burę od rodziców i policji. Nie myśląc wziął winę na siebie. Ceną za to okazał się poprawczak i stracony rok życia. Rok, który naznaczył czernią jego duszę…


Gwałtownie otworzył oczy. Coś było nie tak. Nie mógł oddychać przez usta, lecz nagle uświadomił sobie, co się właściwie dzieje. To był pocałunek!!! Zaczął się wyrywać, ale napastnik był silniejszy i go przytrzymał. Czuł jak łzy napływają mu do oczu.


- Przestań! – Desperacko krzyczał w myślach. Obrączki kajdanek przy szamotaninie jeszcze bardziej wbiły się w nadgarstki. Po rękach zaczęły płynąć drobne strużki krwi. Panika i strach powoli paraliżowały jego ciało.


- Błagam. To się nie dzieje naprawdę. To jakiś koszmar. Nie…  szukał wytłumaczenia w głowie. Po chwili mężczyzna przestał. Podniósł wyżej wzrok i przyjrzał się zszokowanemu chłopakowi. Piotrek odwrócił zawstydzoną twarz.


- Jak słodko  mężczyzna z uśmiechem pełnym satysfakcji oblizał swoje wargi – Jak nie skorzystać z takiej okazji? Patrząc na ciebie nie potrafię się opanować. – Usiadł na nim okrakiem. Jedną ręką odwrócił twarz Piotra tak, by na niego spojrzał, po czym pożądliwym tonem wyszeptał:  Teraz jesteś mój. – Drugą dłoń wsunął pod bluzę i zaczął bawić się sutkami chłopaka. Piotrek wygiął się w łuk ocierając tym samym o dolne partie ciała mężczyzny.


- Co ty… co ty mi robisz – załkał miękkim głosem – Przestań proszę.


- Tym błaganiem jeszcze bardziej mnie zachęcasz – odparł, muskając ustami brzuch ofiary – Nawet nie wiesz, jak długo czekałem na ten moment, więc poddaj się i pozwól mi działać.


- Nie! – Krzyknął, czując jak dłoń napastnika wędruje ku dolnej partii jego ciała.


- Nie wierć się tak, bo tylko się ranisz – pouczał chłopaka, który pogłębiał sobie rany na nadgarstkach. Przeklął pod nosem, po czym zszedł z roztrzęsionego Piotra. – Chyba na dzisiaj skończymy. Mamy przed sobą wiele czasu. – Zaśmiał się wychodząc z pokoju. Po chwili wrócił i nadal się uśmiechając wstrzyknął coś chłopakowi.


- To cię trochę osłabi, ale przez ten czas należycie się tobą zajmę – powiedział do tracącego przytomność dwudziestolatka.

5 komentarzy:

  1. Chlera znowu to czytam jeszcze raz:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    no, no to jednak nasz meżczyzna z baru, ale czemu go porwał, no i co wziął winę kolegów na siebie, ich nie gryzą wyrzuty sumienia? w zasadzie to zmarnowali mu życie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    no, jak się okazało to jednak nasz meżczyzna z baru :), ale czemu go porwał? no i co Piotrek wziął winę kolegów na siebie, ich nie gryzą w ogóle wyrzuty sumienia? w zasadzie to zmarnowali mu życie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    okazało się, że to jednak nasz facet z baru :) ale czemu go porwał? no i co Piotrek wziął winę kolegów na siebie, ich nie gryzą w ogóle wyrzuty sumienia? w zasadzie to zmarnowali mu życie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń