Był
zdziwiony, że szef tak ochoczo zgodził się na jego miesięczny urlop. Zwykle
pieklił się o każdą pierdołę, a teraz do rany przyłóż. Spokojny stał za
barem i wycierał szklanki.
- To ostatni dzień pracy przed urlopem – pomyślał.
W wycieranej szklance zobaczył swoje odbicie. Zbliżał się okres, którego wręcz
nie cierpiał. Święta Bożego Narodzenia przypominały mu okres kiedy wszystko
stracił. Jolka dobrze wiedziała o atmosferze panującej w jego sercu. Zobaczył
odbicie swoich zielonych oczu w szkle kufla. Było godne pożałowania. Cicho westchnął. –
Głupek.
Wracając do domu
ledwo powłóczył nogami. Pracował na pełnych obrotach przez dwie zmiany w ten
weekend. Dziś był ostatnim dniem listopada. Kiedy doszedł do klatki schodowej, okazało się, że winda nie działa. Z wysiłkiem i irytacją wdrapał się na czwarte
piętro. Otworzył drzwi i zrzucając kurtkę pomaszerował do sypialni. Upadł ze
zmęczenia na tapczan i od razu zasnął.
Obudziło go
pomiaukiwanie kota, który siedział na parapecie nad jego głową i od czasu do
czasu packał łapą czoło właściciela.
- Co tam Rubi? – Pogłaskał
główkę kota. Spojrzał na zegarek. Była dziewiąta. Przeciągnął się leniwie, jednocześnie szeroko ziewnął, po czym powoli zsunął się z łóżka i podreptał do
łazienki. Śmierdział potem zmieszanym z dymem papierosowym i piwem.
- Nic dziwnego, że
kot nie wytrzymał. Śmierdzę jak jakiś żul. – Odparł wchodząc pod prysznic.
Odprężony przebrał się w czysty t-shirt i wygodne dżinsy. Zjadł śniadanie, na
które składała się kawa z suchą bułką. To było konsekwencją tego, że zapomniał zrobić wczoraj zakupy.
Czytał notes Jolki. Dziś miał zacząć pracę sprzątaczki. Według zapisków był już
spóźniony z jakieś dwie godziny. Wypił resztkę kawy i szybko ubrał kurtkę z
butami.
- Na szczęście to
niedaleko stąd – rzucił wybiegając z domu. To był jego pierwszy dzień, a tak
bardzo się spóźnił. Kiedy dotarł do ulicy Małeckiego nie mógł znaleźć domu
klienta. Zadzwonił do Jolki.
- Ty kretynko nie
napisałaś numeru domu! – Wrzasnął zziajany do słuchawki telefonu.
- Ups – Zaśmiała
się głupawo.
- Nie śmiej się,
tylko powiedz, gdzie mam iść! – Odparł w nerwach.
- Już, już. To
pięciopiętrowy blok mieszkalny na terenie zamkniętym. No wiesz, monitoring i te
sprawy... – tłumaczyła już normalnym tonem – I co, widzisz?
- Chyba. Jakby co,
to zadzwonię jeszcze raz – odparł przyglądając się budynkowi.
- Spoko –
zaświergotała, kończąc połączenie.
Wszedł na teren zamknięty i powoli podszedł do odpowiedniej klatki. Na domofonie sprawdził nazwisko klienta. Wszystko się zgadzało. Wyjął klucze z kieszeni kurtki, które uprzednio dała mu Jolka i otworzył drzwi. Wjechał windą na czwarte piętro. Według wytycznych z notesu miał wejść do mieszkania, po czym posprzątać, zasłać łóżko, zrobić pranie i obiad? Tego ostatniego się nie spodziewał. Owszem umiał gotować, a w pracach domowych był niemal, że geniuszem, ale lista zajęć trochę go zatkała.
- Jezu, miało być
tylko sprzątanie. Co on niańki szuka czy jak? – Narzekał pod nosem. Kiedy
wszedł do środka, nie wierzył własnym oczom. W mieszkaniu panował bałagan
pierwsza klasa i trochę trącało „skarpetówą”.
- Nic dziwnego, że
kazała przychodzić codziennie rano. Jeśli po tygodniu wygląda tu, jak po
niezłej imprezce. – Odparł zamykając za sobą drzwi. Od razu zabrał się do
pracy. Sprzątanie zabrało mu z dwie godziny. Potem zrobił obiad z
resztek w lodówce. Kiedy zbierał ubrania w sypialni do prania, ktoś
zaszedł go od tyłu i przewrócił.
- Kim jesteś i co
robisz w moim domu? – Spytał męski głos.
- Jestem tu w
zastępstwie za przyjaciółkę – tłumaczył
się chłopak – Mam na imię Piotrek, a zastępuję Jolkę. No, tę rudą.
- Rudą mówisz –
zastanawiał się właściciel mieszkania.
- Pan Wieczorek? – Spytał przygnieciony do podłogi Piotrek.
- Tak –
odpowiedział głos.
- Mógłby pan ze
mnie zejść? – Prosił chłopak. – Trochę niewygodnie mi w tej pozycji.
- Ach tak.
Oczywiście. – Zgodził się schodząc z Piotrka, który od razu podniósł się na
nogi. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, mężczyzna w szoku osłupiał. Piotrek
nie rozumiał jego zachowania.
- To musi być
przeznaczenie – wyszeptał do siebie Wieczorek.
- Mówił pan coś,
bo nie dosłyszałem? – Spytał trochę zakłopotany.
- Nie pamiętasz
mnie? – Odpowiedział pytaniem, badając Piotrka czujnym wzrokiem.
- Nie bardzo –
odparł zdziwiony pytaniem – A powinienem?
- Hm. Chyba będę musiał ci trochę przypomnieć
– Zamyślił się właściciel mieszkania.
- Co? – Zdziwił
się sprzątający.
- To nazywasz się
Piotr? – Przedłużał rozmowę mężczyzna.
- Yhm –
przytaknął chłopak zbierając ubrania z podłogi. W pewnym momencie zatrzymał
rękę i odwracając się rzekł: – Nie spodziewałem się, że będzie pan taki
młody.
- Hm?
- No, bo Jolka
zazwyczaj sprząta u staruszków i myślałem, że pan się do nich zalicza… – zaśmiał się z zakłopotaniem.
- Przyzwyczaiłem
się – odparł rozbawiony speszeniem chłopaka.
- Dobra? – Westchnął czując się niezręcznie. – Pozwoli pan, że wykonam swoją pracę do końca. Zrobię pranie,
rozwieszę i uciekam.
- Co?! Tak
szybko?! – Odparł mężczyzna słabym głosem.
- Niech pan się
nie martwi, wrócę jutro z rana. Dziś się trochę spóźniłem, więc nie musi mi pan
płacić za ten dzień. Dobra? – Pocieszał klienta jednocześnie się tłumacząc.
- Dobrze –
uśmiechnął się szelmowsko Wieczorek – Będę czekał.
Piotrek zrobił
pranie i zagrzał obiad, pożegnał się, po czym wyszedł. Praca okazała się nie
taką ciężką, jak ją przedstawiała Jolka. Miał duży zapas czasu do wieczora, więc
postanowił pójść na spacer. W drodze powrotnej kupił coś do jedzenia i nim
ruszył do domu, zatrzymał się na placu zabaw. Usiadł na huśtawce i lekko się
bujając wspominał swoje dzieciństwo. Zalała go fala smutku. Musiał wyglądać
naprawdę źle, bo ludzie omijali go szerokim łukiem. Trochę przemarzł, co
skłoniło go do tego by wrócić do domu. Przywitał go, jak zwykle, głodny kot
łasząc się do jego nogi.
- Co tam Rubi?
Jesteś głodna? – Wziął kotkę na ręce i zaniósł do kuchni. – Mam dla ciebie dziś
tuńczyka. Wcinaj. – Uśmiechnął się podając kotce miskę z rybą. Pogłaskał lekko
zwierzę, po czym ruszył do sypialni. Miał niemrawy nastrój. Znowu złapała go
depresja, jak zwykle, o tej porze roku. Zmrużył nieco oczy, wyrażające jego
przygnębienie. Nie lubił, jak ktoś widział go w takim stanie, dlatego chciał
szybko skończyć obowiązki u Wieczorka. Jutro pójdzie tam z przyklejonym
uśmiechem i zrobi co do niego należy. Teraz był za bardzo zmęczony
przeszłością.
- Hipokryta ze
mnie – oznajmił posępnie – Powiedziałem jej, by nie żyła przeszłością,
a sam się nią zadręczam. Tak. Hipokryta i idiota w jednym.
Odwrócił się na bok, podkulił kolana do piersi i zasnął. Zbudził się dopiero o siódmej rano. Kiedy zobaczył godzinę od razu zerwał się z łóżka.
- Cholera! Znowu
zaspałem! – Karcił siebie ubierając gorączkowo spodnie. Nic nie zjadł, ani nie
wypił. W pośpiechu wybiegł z mieszkania. U klienta stawił się o wpół do ósmej.
Na szczęście go nie zastał, więc od razu zabrał się do roboty. Dochodziła jedenasta
i zostało mu tylko zebrać pranie, wyprasować ubrania i poskładać je układając jednocześnie w szafie. Pochłonięty pracą nie zauważył, że ktoś wszedł
do mieszkania. Nim się zorientował ktoś chwycił go od tyłu i powalił na
podłogę.
- Tylko nie znowu – pomyślał wspominając
wcześniejszy dzień. Jednak coś tu nie pasowało, bo po chwili poczuł lekkie
ukłucie w szyję. Zdążył tylko powiedzieć – Co.. – Świat zawirował, a chłopak
odleciał do świata snów.
Obudził się z
ogromnym bólem głowy. Chciał ruszyć ręką, ale nie mógł. Ktoś przykuł go do
wezgłowia wielkiego łóżka, na którym leżał. Ogarnęło go przerażenie i
desperacko próbował się uwolnić. Niestety skończyło się tylko otarciami na
nadgarstkach. Nie wiedział co robić, był teraz tak bardzo bezbronny i
wystraszony.
- Czemu to zawsze
musi spotykać właśnie mnie? – Zapytał powietrza. W pokoju było ciemno, co
potęgowało jego obawy. Leżał tak wpatrując się w sufit. Było nie wygodnie, ale
zmęczenie mu towarzyszące zmusiło go do snu.
Był mały i bawił się razem z
przyjaciółmi w chowanego. Szukała Jolka, która była beznadziejna w te klocki.
Zbliżał się wieczór i powinni zaraz wracać do domów. Nagle do jego nozdrzy
doszedł duszący zapach spalenizny. Szybko pobiegł w kierunku, z którego unosił
się dym. Na miejscu zobaczył swoich wystraszonych kolegów. Stali i wpatrywali
się w płomienie trawiące dom. Kiedy spytał, co się dzieje, zapłakana Jolka
wyznała mu, że chłopcy nie chcieli nic złego. Po prostu znaleźli zapałki i
bawiąc się nimi podpalili śmietnik. W konsekwencji ogień przeszedł na
pobliski dom. Wszyscy płakali z przerażenia, że dostaną wielką burę od rodziców
i policji. Nie myśląc wziął winę na siebie. Ceną za to okazał się poprawczak i
stracony rok życia. Rok, który naznaczył czernią jego duszę…
Gwałtownie
otworzył oczy. Coś było nie tak. Nie mógł oddychać przez usta, lecz nagle
uświadomił sobie, co się właściwie dzieje. To był pocałunek!!! Zaczął się
wyrywać, ale napastnik był silniejszy i go przytrzymał. Czuł jak łzy napływają
mu do oczu.
- Przestań! – Desperacko krzyczał w
myślach. Obrączki kajdanek przy szamotaninie jeszcze bardziej wbiły się w
nadgarstki. Po rękach zaczęły płynąć drobne strużki krwi. Panika i strach
powoli paraliżowały jego ciało.
- Błagam. To się nie dzieje naprawdę. To jakiś
koszmar. Nie… – szukał
wytłumaczenia w głowie. Po chwili mężczyzna przestał. Podniósł wyżej wzrok
i przyjrzał się zszokowanemu chłopakowi. Piotrek odwrócił zawstydzoną twarz.
- Jak słodko – mężczyzna z uśmiechem pełnym satysfakcji oblizał swoje wargi – Jak nie
skorzystać z takiej okazji? Patrząc na ciebie nie potrafię się opanować. –
Usiadł na nim okrakiem. Jedną ręką odwrócił twarz Piotra tak, by na niego
spojrzał, po czym pożądliwym tonem wyszeptał: – Teraz jesteś mój. – Drugą dłoń
wsunął pod bluzę i zaczął bawić się sutkami chłopaka. Piotrek wygiął się w łuk ocierając tym samym o dolne partie ciała mężczyzny.
- Co ty… co ty mi
robisz – załkał miękkim głosem – Przestań proszę.
- Tym błaganiem jeszcze
bardziej mnie zachęcasz – odparł, muskając ustami brzuch ofiary –
Nawet nie wiesz, jak długo czekałem na ten moment, więc poddaj się i pozwól mi
działać.
- Nie! – Krzyknął, czując jak dłoń napastnika wędruje ku dolnej partii jego ciała.
- Nie wierć się
tak, bo tylko się ranisz – pouczał chłopaka, który pogłębiał sobie rany na nadgarstkach.
Przeklął pod nosem, po czym zszedł z roztrzęsionego Piotra. – Chyba na dzisiaj
skończymy. Mamy przed sobą wiele czasu. – Zaśmiał się wychodząc z pokoju. Po
chwili wrócił i nadal się uśmiechając wstrzyknął coś chłopakowi.
- To cię trochę
osłabi, ale przez ten czas należycie się tobą zajmę – powiedział do tracącego
przytomność dwudziestolatka.
Chlera znowu to czytam jeszcze raz:-)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńno, no to jednak nasz meżczyzna z baru, ale czemu go porwał, no i co wziął winę kolegów na siebie, ich nie gryzą wyrzuty sumienia? w zasadzie to zmarnowali mu życie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńno, jak się okazało to jednak nasz meżczyzna z baru :), ale czemu go porwał? no i co Piotrek wziął winę kolegów na siebie, ich nie gryzą w ogóle wyrzuty sumienia? w zasadzie to zmarnowali mu życie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńokazało się, że to jednak nasz facet z baru :) ale czemu go porwał? no i co Piotrek wziął winę kolegów na siebie, ich nie gryzą w ogóle wyrzuty sumienia? w zasadzie to zmarnowali mu życie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
To znowu ja:-)
OdpowiedzUsuń