Translate

czwartek, 9 stycznia 2014

Zgromadzenie

Oddaję w Wasze ręce kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba i napiszecie pod nim kilka komentarzy. Wiecie, czytanie ich mnie motywuje. Życzę miłego czytania i pozdrawiam (^_^) 

Było jeszcze ciemno, kiedy kasztanowłosy otworzył oczy. Leniwie wymacał swój telefon, by sprawdzić godzinę. Okazało się, że jest dopiero trzecia nad ranem. Ziewnął przeciągle i skulił się drżąc z zimna, ale to nie pomogło mu się rozgrzać. Nagle poczuł, że nie jest sam w łóżku, a to uświadomiło mu obecność Dantego. Nie zastanawiając się długo przywarł do swojego partnera i ponownie zasnął.

Dante obudził się kilka godzin później. Ze zdziwieniem stwierdził, że nie może się zbytnio ruszyć. Kiedy spojrzał co jest tego przyczyną, omal nie wybuchł śmiechem. Piotrek wczepił się w niego, jakby trzymał pluszowego misia i nie chciał puścić.

- Widzę, że przez sen jesteś mocno do mnie przywiązany – szepnął śpiącemu do ucha. Chłopak uśmiechnął się przez sen i przytaknął. – Pozwolisz mi trochę się z tobą zabawić?

- Yhm – zgodził się nadal śpiąc Piotrek.

Dante nie czekając na inną odpowiedź wsunął jedną z dłoni pod koszulkę kasztanowłosego i delikatnie gładził jego tors. Chłopak sapnął cicho, jednak się nie obudził. Następnie mężczyzna zjeżdżał powoli ku dolnej partii ciała partnera zsuwając z niego spodenki pidżamy. Chwilę gładził wierzchem ręki jego biodra i lekko rozchylając jego uda, zaczął masować jego męskość. W tym momencie chłopak się obudził.

- Co, co ty robisz? – Spytał w szoku od razu się rumieniąc na twarzy.

- Spytałem o pozwolenie i mi go udzieliłeś – odparł Dante nie przerywając zaczętej czynności – Może nic bym nie zrobił, jednak tak mocno się we mnie wtuliłeś i nie pozwalałeś wstać z łóżka.

- Naprawdę?! – Zdziwił się chłopak. – Tyle, że jestem dość mocno ranny i nie wiem, czy wytrzymam.

- Właśnie widzę – przyznał mu Dante muskając zabandażowany bok chłopaka – Jak widzisz, jestem bardzo delikatny i obiecuję się nie zapomnieć tym razem. To jak, spróbujemy?

- Obiecujesz? – Upewniał się Piotrek. – Jeśli powiem żebyś przestał…

- Zaprzestanę swoich działań – dokończył za niego mężczyzna całując jego usta – Po prostu się rozluźnij i spróbuj zrelaksować. Nie musisz nic robić, wszystkim zajmę się ja.

- Ok., spróbuję – zgodził się chłopak drżąc już z podniecenia – Choć wolałbym coś jednak robić.

- Lubię, gdy jesteś lekko unieruchomiony – szepnął mu do ucha ciemnowłosy – Wtedy mogę z tobą robić rzeczy, na które mam ochotę, a ty potulnie leżysz i mnie nie zaskakujesz. To tak, jakbym cofnął się do początku naszej znajomości.

- Przypominam, że obiecałeś być tym razem delikatny – zaalarmował zielonooki w lekkim strachu. Chciał tego, ale jednocześnie bał się bólu w ranach, które dawały o sobie znać przy napinaniu mięśni. – Spróbuj okiełznać choć raz tego sadystę w sobie.

- Dobrze skarbie – uciszył chłopaka pocałunkiem lekko zniecierpliwiony jego gadulstwem – Leż spokojnie i daj mi się sobą zająć.

Dante subtelnie ułożył Piotrka w dogodnej dla niego pozycji, by odciążyć zranione miejsca. Następnie uprzednio przygotowując go do stosunku, pomału wszedł w niego i zaczął się w nim poruszać. Kasztanowłosy cicho pojękiwał i posapywał dając partnerowi do zrozumienia, że ma nie przerywać. Tym razem Dante był naprawdę bardzo delikatny i czuły, czym mile zaskoczył chłopaka. Po wszystkim razem wzięli prysznic, ponieważ Piotrek nie miał siły zrobić tego samodzielnie, a następnie ponownie położyli się spać.

Było wczesne popołudnie, kiedy zielonooki się obudził. W zamyśleniu patrzył niewidzącym wzrokiem w sufit pokoju swojego partnera. Zastanawiał się nad istotą słowa „zgromadzenie”, które miało zebrać się już następnego dnia. Miliony myśli przechodziło mu przez głowę, w większości przybierając formę pytającą, co nieco go irytowało. Nie cierpiał domysłów i własnej niewiedzy na jakiś temat, dlatego z reguły chętnie chłoną wszelkie zasłyszane informacje. Tym razem ciekawość nie dawała mu spokoju, a to trochę go niepokoiło. Tak bardzo skupił się na próbie uciszenia myśli, że nawet nie zauważył pobudki Dantego. Mężczyzna podparł głowę na łokciu i w milczeniu przypatrywał się chłopakowi.

- Co tak silnie zajmuje twoją uwagę, że nie widzisz nic poza tym? – Sicarius uśmiechnął się zadając swoje pytanie chłopakowi, który zdawał się go nie słuchać. – Słuchasz ty mnie w ogóle?

- Słyszę – sapnął zrezygnowany Piotrek – Zastanawiam się tylko, co twój dziadek miał na myśli mówiąc o „zgromadzeniu”.

- To, co oznacza to słowo – odpowiedział śmiejąc się Dante – „Zgromadzenie” oznacza tyle, że zjadą się tu przedstawiciele różnych cenionych wśród morderczego i mafijnego światka rodów i organizacji.

- Dużo ich będzie? – Spytał zaciekawiony Piotrek zwracając rozjaśnioną twarz ku mężczyźnie. – A jakie to rody?

- Zaczekaj, nie wszystko na raz – uspokajał go Dante rozbawiony jego entuzjazmem i otwartością na nowe informacje – Trochę tego jest.

- Wymień chociaż te największe, które stoją na czele waszej hierarchii. – Prosił chłopak przypominając w tej chwili małe, ciekawskie dziecko. Dante jednak mu uległ i zaczął wymieniać. – Na szczycie jest mój ród, następnie byli Conscientia, a zaraz za nimi Murdochowie. To są trzy najznakomitsze rody świata skrytobójców. Godny uwagi jest Thanathos, organizacja pełniąca rolę czegoś na miarę wymiaru sprawiedliwości i policji. Rody: Holmes, Moon i Vulturis należą do linii łowców, a Veneni, Basilis i Boleta do trucicieli. Fallacia, Laverno i Infedia odpowiadają za wyłapywanie informacji i obracanie ich na korzyść potrzebującego rodu. Jest jeszcze przydatna grupa, kryjąca się pod nazwą Averro Subtraxi.

- Przydatni? – Zdziwił się Piotrek – W jakim sensie?

- To grupa sprzątaczów – poinformował go Dante – Potrafią zatrzeć wszelkie ślady po jakiejkolwiek zbrodni, są świetni w swojej robocie.

- Z tego co usłyszałem wnioskuję, że zjedzie się tu większość ludzi, których chciałem jeszcze przez jakiś czas unikać. – Chłopak wypowiedział swoje myśli na głos. – Na czas ich wizyty będę zmuszony zaszyć się w jakimś ciemnym kącie i przeczekać.

- Obawiam się, że to niemożliwe – westchnął ze współczuciem Dante – Na Zgromadzeniu zostanie rozpatrzona moja sukcesja, jak również pod dyskusję pójdzie twoja osoba. Dziadek będzie chciał ostatecznie zadecydować o twoim losie. Jesteś mieszanką krwi kilku znamienitych rodów, wykazujesz cechy przypisywane dynastii Conscientia, a na domiar tego twój ojciec jest bossem organizacji Thanathos. To nieco komplikuje, nie uważasz?

- Znam swoją sytuację i wiem, że nie wygląda ona najlepiej – oświadczył Piotrek lekko przygnębiony – Zgaduję, że nie będzie mi dane włączyć się do dyskusji, jak również nie zezwolą mi na całkowite usamodzielnienie.

- Strzał w dziesiątkę – pochwalił go niemrawo mężczyzna – Zamiast tego będą chcieli prześwietlić twoje dotychczasowe życie i uprzedzam, że nie cofną się przed niczym w swoim dochodzeniu.

- Czyli nic nowego – Piotrek zaplótł ręce pod głową odchylając ją nieco w tył – Non stop czuję na sobie czyjś wzrok, a kilka par oczu więcej niczego nie zmieni.

- Jednego możesz być pewny – pokrzepiał go Dante – Nie wezwą cię tak od razu. Na pierwszy ogień pójdę ja z moją sukcesją. Zgromadzenie z reguły trwa około trzech dni, ale może się nieco przeciągnąć. Strata czasu.

- Z twojego tonu i miny wnioskuję, że będziesz musiał tam zostać na czas całego tego zebrania. – Podsumował Piotrek po trosze zaniepokojony. – A co ja mam przez ten cały czas robić?

- Nie wiem, znajdziesz sobie jakieś zajęcie – mężczyzna wzruszył ramionami akcentując tym samym swoją niewiedzę. – A! I jeszcze jedno. Na czas Zgromadzenia wszyscy powyżej trzynastego roku życia wybywają na wycieczkę do gorących źródeł.

- A co z tymi najmłodszymi? – Spytał zdziwiony chłopak. – Zostanie ośmioro dzieci.

- Moja mama się nimi zajmie. – Mruknął czarnowłosy lekko przeciągając się na łóżku. – Poza tym Pierre się przeziębił i także zostaje, czyli jest już dziewięcioro do opieki, a z tobą wychodzi równa dziesiątka.

- No tak, pomyślałeś i o mnie – zaśmiał się cicho Piotrek – Jestem ranny, a na domiar złego mam szlaban i nie mogę opuszczać posiadłości twojej rodziny. Postaram się pomóc twojej mamie, by ją trochę odciążyć, a przy okazji odwdzięczę się jej za opiekę nade mną ostatniej nocy.

- Rób jak uważasz, tylko się nie nadwerężaj – rzucił Dante całując partnera w czoło – Niepotrzebnie wczoraj zmuszono cię do udziału w paintballu, ale gdybyś wybrał mnie za swojego współtowarzysza, nie pozwoliłbym na taki obrót sprawy.

- Nie gdybaj, bo już po wszystkim – sapnął Piotrek dając żartobliwie prztyczka w nos Dantemu, czym go zaskoczył – Poniosło mnie i tyle. Tak chociaż miałeś chwilę dobrej zabawy i nie musiałeś się o mnie martwić.

- Cały czas się o ciebie martwię – mężczyzna spojrzał na chłopaka z wyrzutem – Non stop myślę o tym, czy jak cię zostawię samego nie zranisz się, czy też nie zaszyjesz się w jakimś kącie i nie zaczniesz płakać.  

- No wiesz? – Obruszył się Piotrek. – Niby kiedy ostatnio płakałem?

- Przy mnie płaczesz prawie cały czas – odpowiedział mu Dante w lekkim zamyśleniu – nie przestawaj tego robić, bo twoja twarz przybiera wówczas ten niepowtarzalny wyraz. Uwielbiam wtedy na ciebie patrzeć, bo wyglądasz, jak mały miś, którego należy niezwłocznie przytulić.

- Że co proszę?! – Kasztanowłosy natychmiast się zarumienił z zażenowania. – Miś?!

- Mój własny, słodki miś – zachichotał Dante przytulając chłopaka do siebie – Z tą zawstydzoną minką wyglądasz bardzo smakowicie.

- Nawet o tym nie myśl – zaczął Piotrek, ale było już na to za późno, bo Dante go pocałował. – Nie jestem dziewczyną, dlatego nie nazywaj mnie słodkim.

- Nie zgadzam się z tym – Sicarius był nieustępliwy – Kiedy cię tak nazywam, robisz tę uroczą nadąsaną minę.

- Powiedz, jest coś, co ci się we mnie nie podoba? – Zapytał z ciekawości zielonooki.

- Jest kilka rzeczy, ale nie powiem jakie – mruknął czarnowłosy w rozbawieniu – Podejrzewam, że chciałbyś to wiedzieć, by zniechęcić mnie do siebie, a poza tym łatwo nabawiasz się kompleksów.

- Co chcesz przez to powiedzieć? – Piotrek po części był wściekły, a po części zaintrygowany. – Czekaj, czekaj, czyli jednak coś jest nie tak z moim wyglądem?

- No i się zaczyna – zaśmiał się mężczyzna mierzwiąc mu włosy – Nie masz czym się martwić i tak cię kocham.

- Ha, ha, ha – zaśmiał się ironicznie zielonooki – Jakoś mnie to nie pociesza.

- A powinno – szepnął czule ciemnowłosy do ucha chłopaka.

- To wzrost? – Nie słuchał go Piotrek. – A może ta babska twarz?

- To akurat w tobie kocham – odpowiedział mu rozbawiony Sicarius – Twoje drobne ciało dodaje ci uroku, a w parze z tymi delikatnymi rysami twarzy… cud miód i orzeszki.

- Przerażasz mnie tymi słodkimi słówkami – Piotrek poczuł, jak ciarki przebiegają mu po plecach. – Do tego jeszcze ten pożądliwy wzrok.

- Niepewnie się czujesz? – Dante obdarzył chłopaka czułym spojrzeniem. – Przestań doszukiwać się haczyków w moim zachowaniu. Jesteś wyjątkowy i nie obchodzi mnie twój wygląd. Już ci to chyba mówiłem, że kocham cię za to jakim jesteś człowiekiem i lubię twoje spojrzenie na świat.

- Mówiłeś – zmieszał się Piotrek – ale to nie znaczy, że nagle zacznę być pewny siebie przy tobie.

- Dlaczego?

- Przy tobie czuję się, jak niedoświadczony dzieciak – jęknął Piotrek przygnębionym głosem – Jesteś ode mnie starszy i w praktyce obeznałeś większość rzeczy, które ja znam jedynie z teorii. Ty jesteś zdecydowany i pewnie kroczysz na przód, dlatego nie mam się co do ciebie porównywać, bo non stop się waham.

- Jesteś jaki jesteś i nie potrzebujesz się zmieniać – pocieszał go Dante – Wciąż przedstawiasz siebie w czarnych barwach, a to mnie wkurza. Chciałbym zobaczyć szczery uśmiech na twojej twarzy, taki jak u ciebie ze zdjęcia, gdy byłeś jeszcze dzieckiem.

- Nie wiem, czy jeszcze potrafiłbym tak się śmiać – zasępił się chłopak, a jednocześnie zarumienił na policzkach, bo zaburczało mu w brzuchu – Wybacz.

- Nie mam czego – zachichotał Sicarius – Czas wrzucić coś na ząb.

* * * * *

Słońce było w zenicie, kiedy na posesję rodu Sicarius zaczęły zjeżdżać się różnej maści limuzyny. Wieczorem miało rozpocząć się Zgromadzenie przedstawicieli wpływowych rodów mafii, zabójców i organizacji skrytobójców. Najwcześniej przybyła Sofia Laverno wraz ze swoim synem Fabriziem. Przywitał ją senior rodu Sicarius w asyście niezbyt zadowolonego z tej funkcji Dantego.

- Witaj siostro – Uścisnął kobietę starzec – Kopę lat.

- Też się cieszę na to spotkanie bracie – odwzajemniła uścisk kobieta, po czym zwróciła się do Dantego – Jak widzę jesteśmy coś nie w humorze, chłopcze. Jak miewa się mój wnuk?

- Trochę pokiereszowany, ale cały – odpowiedział Dante siląc się na sympatię w głosie – Jeden dzień bez nadzoru wystarczył, by doprowadził się do takiego stanu. Znalazłem go na podmiejskim cmentarzu w melancholijnym nastroju.

- Z tego co mówisz wnioskuję, że wreszcie zdecydował się odwiedzić grób swojej matki – zauważyła kobieta – Kiedy to było?

- Ma w zwyczaju spędzać dzień swoich urodzin na cmentarzach i się użalać nad sobą – mruknął Dante wprowadzając gości do domu i uprzedzając kolejne pytanie, dodał. – W tej chwili śpi.

- Jak to jeszcze śpi?! – Zdziwił się Fabrizio. – To nie zdrowe.

- Chciałabym się z nim zobaczyć – zażyczyła sobie staruszka – Zaprowadzisz mnie do niego?

- Kiedy skończysz spotkanie z tym chłopcem, zajrzyj do mnie na filiżankę wybornej herbaty – zasugerował staruszek odchodząc od gości – Dobrze zajmij się naszymi gośćmi mój następco.

- Dobrze dziadku – westchnął zrezygnowany Dante – Proszę za mną.

- Widzę, że nie na rękę ci ta sukcesja – zauważył Fabrizio w śmiechu – A może się mylę?

- Nie, nie mylisz się. – Przyznał spokojnie Dante. – Niestety dałem słowo, którego nie chciałbym złamać.

- Bierzesz na siebie wielkie brzemię chłopcze – orzekła Sofii Laverno – Wiem jednak, czym kierowałeś się podejmując taką, a nie inną decyzję.

- Moje życie uległo zmianie w ostatnim czasie – odparł Sicarius – To skłoniło dziadka do zwołania Zgromadzenia w sprawie mojej sukcesji, ale i kwestia Piotrka będzie na nim poruszana.

- Zdaję sobie z tego sprawę – oznajmiła kobieta – Dlatego chciałam z nim chwilę porozmawiać.

* * * * *

Piotrek zmęczony otworzył oczy. Niby spał dość długi czas, ale tego nie odczuwał. Ziewnął przeciągle nie zmieniając dotychczasowej pozycji na łóżku jeszcze bardziej opatulając się kocem. W pokoju panował mrok, bo nie było w nim okien, dlatego chłopak odczuwał lekki dyskomfort z powodu ogarniającego go lęku. Zamknął oczy i próbował się nieco uspokoić, jednak ból pochodzący z ran trochę mu to utrudniał.

- Środki przeciwbólowe przestały działać – westchnął cicho mówiąc sam do siebie – Do tego powinienem chyba zmienić opatrunki, bo nasiąkły krwią. Tyle, że nie mam ochoty ruszać się z miejsca.

Drzwi do pokoju się uchyliły i po cichu wkradły się do niego cztery osoby. Piotrek nadal leżał skulony pod kocem rozważając, czy warto jest wstawać. Był dość mocno pogrążony w myślach, bo nawet nie zauważył czterech intruzów w sypialni. Otworzył oczy i ku zdziwieniu zobaczył twarze bliźniaków.

- Dzień dobry! – Wrzasnęły radośnie dzieci chórem. – Wstawaj, wstawaj!

- Jak długo masz zamiar jeszcze tak się lenić? – Spytał pochmurny Kamil. – Już po dwunastej.

- Mam okazję się trochę polenić, to z niej korzystam – prychnął spokojnie Piotrek siadając na łóżku i zrzucając z siebie koc. Miał na sobie dresowe spodnie i czarny podkoszulek. – Coś kiepsko zapowiada się ten dzień. Mam przeczucie, że będzie tak przez czas trwania tego Zgromadzenia.

- Myślisz, że przyjedzie tu twój ojciec? – Dopytywał ciekawy Kamil. – Z tego co słyszałem, to z pewnością będzie tu ktoś z Murdochów.

- Ta, wiem – ziewnął Piotrek jednocześnie się przeciągając – Mam nadzieję, że ojca tu nie spotkam. Wystarczy, że będzie tu Zygfryd lub Edward. Mogę wiedzieć, co was do mnie sprowadza?

- Bo, bo my chcieliśmy złożyć ci życzenia urodzinowe. – Wyjaśniał nieśmiało Pierre. – Wiem, że trochę na to za późno, ale nie wiedzieliśmy, kiedy one wypadają. Potem non stop przebywałeś z Dante i ciężko nam było złapać cię samego.

- Rozumiem – przerwał chłopcu Piotrek – Dzięki za ten gest.

- Chcemy, żebyś już na zawsze z nami został – oświadczył wesoło Jacuś – I żebyś już nigdy nie znikał.

- Mów co cię martwi – dodał w końcu spokojnie Kamil – Jesteś dla nas rodziną, czyli kimś naprawdę ważnym. Nie zaszkodzi, jak zrzucisz na nas trochę swoich zmartwień. Może nie zrozumiemy zbyt wiele, ale zawsze będzie ci lżej, gdy wyrzucisz z siebie ten ciężar.

- Nie zmieniaj się – wtrącił Pierre – Jesteś naprawdę świetnym starszym bratem, choć nie jesteśmy ze sobą spokrewnieni, to nadal chciałbym byś nim był. Bądź po prostu sobą.

- Dbaj o siebie – Agatka dotknęła dłoni Piotrka siląc się na powagę i spokój w głosie. Jednak nie wytrzymała napięcia i się rozpłakała. – Nie chcę byś znowu był ranny. Nie chcę, żeby pan Dante na ciebie krzyczał i nie chcę, żebyś umarł jak mama i tata. Proszę zostań z nami i o siebie dbaj.

- Przecież obiecałem się wami zająć – Piotrek przytulił płaczącą dziewczynkę i pogładził jej włosy – Nie płacz. No, już. Nigdzie się nie wybieram, a nawet gdybym chciał to zrobić, to zabrałbym was ze sobą.

- Naprawdę?! – Zdziwił się Kamil. – Nie zostawisz nas z Dantem i Rose?

- To ja się wami mam zająć, a nie ród Sicarius – oświadczył Piotrek w lekkim uśmiechu – Tak postanowiłem i zdania nie zmienię.

Jacuś poszedł w ślady siostry i także wtulił się w Piotrka. Chłopak skinieniem przywołał skonsternowanego Kamila, który po chwili wahania dołączył do rodzeństwa. Tylko Pierre stał ze spuszczonym wzrokiem bojąc się zrobić jakikolwiek ruch.

- A ty na co czekasz? – Zadał mu pytanie Piotrek. – Chodź i siądź koło nas, zamiast udawać cichociemnego czając się z boku.

- Opatrunek ci przecieka – zauważył Kamil z zaniepokojeniem w głosie – Powinieneś go zmienić.

- Wiem – przyznał mu rację Piotrek – Nie chcę straszyć dzieci twoimi krzywymi szwami.

- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne – Odparł obruszony Kamil. – Lepsze takie, niż żadne. Ciesz się, że w ogóle cię pozszywałem.

- Nie obrażaj się – Kasztanowłosy roztrzepał chłopcu grzywkę w śmiechu – Dzięki za to.

- Pomożemy ci zmienić opatrunki – uśmiechnął się złośliwie Kamil, coś knując – Prawda maluchy?

- Tak! – Zawołały radośnie bliźniaki – Pomożemy!

- W takim razie – Kamil wskazał na Piotrka – musimy przed tym zdjąć z niego koszulkę. Do dzieła dzieciaki.

- Hej, to nie fair – zarzucił mu Piotrek – Nie mam szans z waszą czwórką.

- Fair czy nie – Chłopiec z satysfakcją patrzył, jak jego rodzeństwo zdziera z kasztanowłosego koszulkę – liczy się szczytny cel.

- Jak się z tego wykaraskam – rzucił broniąc się przed dziećmi Piotrek – Pokażę ci mój szczytny cel.

Bliźniaki w końcu zdjęły z chłopaka podkoszulek i wesoło biegały z nim po pokoju. Piotrek zmęczony siedział na łóżku się śmiejąc. Pierre zbladł widząc ilość zakrwawionych opatrunków do zmiany. Kamil zaś poszedł do łazienki po apteczkę.

- To od czego zaczynamy? – Spytał chłopiec wracając z plastikowym pudełkiem ze środkami potrzebnymi mu do opatrunku. – Ramię czy bok?

- Wiesz, że sam mogę się tym zająć? – Westchnął Piotrek, kiedy Kamil pomału zaczął odwijać bandaż z jego boku. – Nie musisz się zmuszać.

- Wiem, ale chcę to zrobić. – Upierał się przy swoim chłopiec. Pierre usiadł przy koledze i zaczął przygotowywać potrzebne rzeczy. – Nie ruszaj się przez chwilę i daj mi działać.

- Ok. – Zgodził się Piotrek ustępując chłopcu. – Działaj.

Kamil dość szybko uwinął się z bokiem Piotrka i kończył już przemywać ranę na ramieniu, kiedy do sypialni wszedł Dante.

- Mogłem się spodziewać, że może do tego dojść. – Zaśmiał się z zastanego widoku, po czym spytał Piotrka. – Dobrze się bawisz?

- Wręcz świetnie – warknął kasztanowłosy plecami zwrócony do drzwi – To starcie przegrałem z kretesem. Najpierw zbombardowano mnie łzami, a później napadnięto i kazano dać działać.

- Rozumiem – Dante wpuścił do pokoju przyprowadzonych gości – Ktoś chce z tobą mówić.

- Czyżby? – Piotrek nawet się nie odwrócił. – O czym?

- Oczywiście o tobie – Sofii Laverno wkroczyła do pokoju omiatając go czujnym spojrzeniem. Nieco zdziwił ją widok bawiących się dzieci. – Nie sądziłam, że będzie tu aż tak wesoło.

- Babcia? – Pierre z szoku wypuścił z rąk nożyczki. – Wujek Fabrizio?

- Ta, podejrzewałem, że do czegoś takiego dojdzie – szepnął załamany chwilowo Piotrek – No cóż.

- Nie jęcz tam pod nosem, tylko się przywitaj – nakazała surowo kobieta – No, Piotrze.

- Witaj – rzucił krótko Piotrek – Miło, że wpadłaś?

- Witaj – naciskała staruszka – Chyba o czymś zapomniałeś.

- Witaj babciu – Piotrek odchylił do tyłu głowę, by spojrzeć na gości. – W tej chwili nie mogę podejść, ani się odwrócić, bo nakazano mi siedzieć spokojnie do czasu zmiany opatrunków.

- Od kiedy to jesteś taki posłuszny? – Zaśmiał się Fabrizio wchodząc do pokoju. – Ostatnio gdy cię widziałem wyglądałeś nieco inaczej.

- Możemy o tym nie wspominać? – Poprosił podłamany Piotrek. – Ta misja źle odbija się na mojej psychice, nawet po tak długim odstępie czasu.

- Wyglądałeś naprawdę pięknie – droczył się z nim Fabrizio – Te długie, czarne włosy i skrzętnie dobrana sukienka, idealnie do ciebie pasowały.

- Ktoś tu stąpa po cienkim lodzie – zauważył Dante szybko zmieniając temat – Lepiej nie wracać do przeszłości.

- Czy mogłabym pozostać sama z moim upartym wnukiem? – Zapytała staruszka kładąc rękę na ramieniu Dantego, czym nieźle go zaskoczyła. – Chcę zamienić z nim kilka zdań.

- Rozumiem – sapnął Dante, a następnie odwrócił się w stronę dzieci – Suliki za mną. A ty Pierre przy okazji zabierz ze sobą swojego wujka.

Wszystkie dzieci pomaszerowały za Sicariusem, a Pierre wykonał polecenie mężczyzny i chwycił za rękę Fabrizia ciągnąc go za sobą. Pokój szybko opustoszał i zostali w nim jedynie Piotrek z babcią. Kobieta podeszła do wnuka i usiadła obok niego.

- Jak się czujesz? – Zmartwiona odsłoniła oczy chłopaka zasłaniane przydługą grzywką. – Obiecałeś mi, że będziesz o siebie dbał, a teraz widzę cię niemal całego w bandażach.

- To nic takiego – starał się jej mocniej nie martwić – Trochę poboli i przestanie.

- Nigdy się nie zmienisz w tej kwestii – odparła z rezygnacją w głosie staruszka – Wiesz, że możesz zostać wezwany przed oblicze Zgromadzenia?

- Wiem – przyznał Piotrek lekko podminowany – Dante coś wspominał na ten temat.

- Może być tak, że w ogóle cię nie wezwą i rozpatrzą twoją sprawę za twoimi plecami – wyjaśniała spokojnie kobieta – Może być też tak, że cię wezwą i zasypią lawiną pytań lub pozwolą ci samemu zdecydować, do którego rodu powinieneś należeć.

- W sumie, to tak podejrzewałem – mruknął w zamyśleniu chłopak – Wiesz babciu, tak naprawdę sam dotąd nie wiedziałem czego chcę. Cały czas poszukiwałem czegoś o czym nie miałem zielonego pojęcia. Taki nieuchwytny cel, skrywany pod płaszczykiem walki o wolność i niezależność. Dopiero, jak poznałem Dantego i związałem swoje życie z trójką sierot dostrzegłem tworzącą się między nami więź. Nie chciałbym tego stracić.

- Rozumiem, że chciałbyś pozostać z Dante – uśmiechnęła się do wnuka – Jednak to nie będzie możliwe. Prawo do ciebie mogą rościć tylko ci, z którymi wiąże cię krew. Są to rody: Murdoch, Laverno i Veneni, jak i organizacja Thanathos.

- Czyli mam do wyboru Zygfryda, ciebie, Nicole lub ojca – zasępił się Piotrek – Są jakieś kryteria wyboru?

- Procedura wygląda następująco – oświadczyła cicho staruszka – Aby dokonać wyboru, musisz przez minimum miesiąc mieszkać w środowisku, z którym ostatecznie zdecydowałbyś związać resztę swojego życia. Okres pobytu ustala się na Zgromadzeniu.

- Wychodzi na to, że nie będę miał nic do gadania w tej kwestii – zauważył podłamany chłopak – Nie można ustalić jednakowego czasu pobytu u wszystkich?

- Sprawiedliwe podejście – przyznała kobieta – Jednak rzeczywistość taka nie jest. Hierarchia decyduje o kolejności i ilości.

- Podsumowując, muszę siedzieć cicho i się dostosować – Piotrek nie krył swojego niezadowolenia – A co jeśli znalazłbym inne wyjście? Takie, które uwolniłoby mnie od planów ojca i stryja?

- Wszystko jest możliwe – kobieta obdarzyła wnuka ciepłym spojrzeniem – Zawsze znajdzie się droga ucieczki.

- Wiem, że najprostszym sposobem na ucieczkę byłoby wybrać ciebie lub Nicole – tłumaczył się kasztanowłosy – Jednak nie chcę obarczać was swoimi problemami i sprawiać wam kłopotów. Na razie nie mam pojęcia jak to zrobię, ale znajdę z tego wyjście.

- Tego jestem pewna – zaśmiała się staruszka przytulając chłopaka – W końcu jesteś moim wnukiem.

* * * * *

Był wczesny ranek, kiedy Dante wstał z łóżka. Niechcący obudził Piotrka, który leniwie podniósł się do siadu.

- Dopiero siódma – Piotrek ziewnął patrząc na zegarek w komórce – Tak późno wróciłeś z wczorajszego zebrania, a już musisz wstawać?

- Niestety – sapnął cicho Dante narzucając na siebie koszulę i spiesznie ją zapinając – Kolejne spotkanie rozpoczyna się punkt dziewiąta, a przed tym muszę uporządkować kilka spraw.

- Czyli, że znowu nie będę cię widział prawie cały dzień? – Skarżył się chłopak oplatając rękoma jedno z kolan. – Rose zabrała Kamila i Pierre w ostateczności też pojechał. Trochę niepewnie się czuję w tym domu, kiedy nie ma cię przy moim boku.

- Miło mi słyszeć, że tęsknisz – Dante usiadł przy zasępionym chłopaku – Jednak nic na to nie poradzę. Muszę uczestniczyć w każdym zebraniu Zgromadzenia, jako sukcesor dziadka. Wczesnym popołudniem jest przewidziana przerwa obiadowa i chwila odpoczynku po niej. Myślę, że wtedy moglibyśmy się spotkać w biblioteczce.

- Jakoś się tam przekradnę – zgodził się Piotrek w nieco lepszym nastroju – Ale nie będę musiał jeść ze wszystkimi obiadu, prawda?

- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby – zaśmiał się Dante widząc minę partnera – Czas na mnie.

- Tylko zjedz porządne śniadanie – zasugerował chłopak – Musisz mieć dużo sił, by nie zasnąć słuchając nudnych raportów.

- Będę miał to na uwadze – pożegnał się mężczyzna wychodząc z pokoju – Miłego dnia.

Piotrek starł się ponownie zasnąć, jednak nie mógł. Wstał więc i wziął poranny prysznic zmywając z siebie resztki snu. Ubrał się, po czym opuścił pokój. Ostrożnie skierował się w stronę sypialni Rose, gdzie powinny znajdować się bliźniaki. Z doświadczenia wiedział, że zbliżała się pora ich pobudki. Powoli otworzył drzwi, a po chwili dwie małe przylepy przylgnęły do jego boków.

- Dzień dobry! – Zawołały chórem bliźniaki ciesząc się widokiem chłopaka. – Piotr, Piotr, zrobisz nam śniadanko?

- Pod warunkiem, że szybko umyjecie buzie i się ubierzecie – zgodził się Piotrek w lekkim uśmiechu – To jak?

Dzieci szybko pobiegły do łazienki, gdzie wykonały polecenie Piotrka. Po niecałym kwadransie były kompletnie ubrane.

- To teraz śniadanko – śpiewały pod nosem zadowolone dzieci – Śniadanko, śniadanko.

- A co chcecie na to śniadanko? – Spytał zielonooki, kiedy wchodzili do kuchni. Na szczęście okazała się być pustą. Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę ósmą. – Wszyscy pewnie jedzą teraz śniadanie w salonie.

- Chcemy naleśniki! – Krzyknęły dzieci uderzając rączkami w blat stołu kuchennego. – Naleśniki!

- Ok. w takim razie naleśniki – zaśmiał się Piotrek omiatając badawczym spojrzeniem kuchnię. – Musicie chwilę zaczekać, bym mógł się tu trochę rozeznać, dobrze?

- Yhm – zgodziły się bliźniaki nieco uspokajając.

Piotrek kilka minut spędził na poszukiwaniach potrzebnych mu produktów i naczyń. Następnie zabrał się do pracy. Smażenie szło mu dość sprawnie i po jakimś czasie z uzyskanego ciasta powstał sporawy kopczyk placków. Wcześniej pokroił kilka znalezionych jabłek i podsmażył je z cukrem i cynamonem tworząc powidła do naleśników. Na koniec zaparzył jeszcze herbatę.

- Śniadanie gotowe – obwieścił dzieciom stawiając na stół talerz z plackami i miseczkę z powidłami jabłkowymi. Przestudził nieco herbatę ze względu na bliźniaki przed podaniem. Usiadł naprzeciw dzieci i nałożył każdemu po jednym naleśniku. – Smacznego.

Jacuś z Agatką pałaszowały ze smakiem swoje placki, a Piotrek wzdychając popijał herbatę w zamyśleniu. Nagle poczuł, że ktoś siada obok niego, a stojący tuż pod jego nosem talerz z naleśnikiem przesunął się w jego prawo. Zdumiony zwrócił wzrok w tym kierunku i ku swemu zaskoczeniu ujrzał Dantego.

- Nawet nie wiesz, jak brakuje mi twojej kuchni – uśmiechnął się mężczyzna przełykając jeden z kęsów. – Jak zwykle świetna robota.

- Ale to był mój… 
 Piotrek prawie bezgłośnie zaczął zdanie, jednak widok zadowolonej twarzy partnera wywołał u niego uśmiech. – Cieszę się, że ci smakuje.

- Ty też powinieneś zjeść – oświadczył Dante wpychając kawałek naleśnika do ust chłopaka – Jeśli się nie pospieszysz, to wszystko zjemy.

- Czy w tej chwili nie trwa śniadanie w salonie? – Spytał oprzytomniając zielonooki. – Nie powinieneś tam teraz być?

- Nie – rzucił nie przerywając jedzenia mężczyzna – Muszę być jedynie na spotkaniach. Posiłki w to się nie wliczają.

- Rozumiem – sapnął Piotrek – Z czego zrezygnowałeś na rzecz naleśników?

- Z jajek na bekonie i tostów – wyjaśnił Dante – Czując zapachy dobiegające z kuchni, przyszedłem tutaj. Twoje śniadania stawiają człowieka na nogi i są o wiele ciekawsze.

- Mam nadzieję, że to prawda – zastanawiał się Piotrek – Mile słuchać tyle komplementów z rana od bliskich osób.

- W kwestii twojego jedzenia nigdy nie kłamię – zapierał się w żartach Dante, ale po chwili zerknął na zegarek i mina mu zrzedła – Czas bym szedł. Dzięki za pyszne śniadanie.

Po tych słowach Dante opuścił pomieszczenie, a Piotrek dokończył swoją porcję. Następnie zmył naczynia i powoli ruszył do pokoju zabaw z bliźniakami. Tam zastał szóstkę dzieci w różnym wieku. Najmłodsze miało cztery lata, a najstarsze dwanaście. Bawiła się z nimi matka Dantego, pani Felicja. W pewnej chwili kobieta się zachwiała i upadła na podłogę. Piotrek bez zwłoki do niej podbiegł i pomógł wstać.

- Dobrze się pani czuje? – Spytał mocno zaniepokojony widząc, że ledwo utrzymuje się na nogach. – Bo na to nie wygląda.

- To tylko lekkie przemęczenie – starała się go uspokoić kobieta siadając w fotelu – Ostatnio miałam trochę dużo spraw na głowie. Do tego dziś nie ma kucharza i powinnam zrobić jakiś obiad dla gości, nie licząc opieki nad dziećmi.

- Gdzie jest pani pokój? – Piotrek nie miał zamiaru dawać się przepracowywać kobiecie – Zaprowadzę tam panią. Zajmę się wszystkim, dlatego będzie pani mogła odpocząć.

- Miło z twojej strony dziecko, ale jednak nie mogę się na to zgodzić – kłóciła się z nim pani Sicarius – Jesteś jednym z moich gości i nie godzi się byś pełnił rolę opiekunki i kuchcika.

- Mnie to nie przeszkadza – upierał się przy swoim Piotrek – W ten sposób odwdzięczę się za gościnę i opiekę tamtej nocy, gdy było ze mną źle. A poza tym sama pani mówiła, abym czuł się tu jak u siebie.

- Wygrałeś – skapitulowała kobieta – Mój pokój znajduje się na drugim piętrze, ostatnie drzwi na lewo.

- Rozumiem – Piotrek nakazał bliźniakom i starszym dzieciom zająć się sobą podczas jego nieobecności, po czym zaprowadził panią Felicję do jej sypialni. Tam pomógł się jej położyć na łóżku i przykrył ją kocem. – Proszę spróbować się zdrzemnąć i niczym się nie martwić.

- Spróbuję – szepnęła kobieta z wdzięcznym spojrzeniem – Powodzenia.

Piotrek wrócił do pokoju zabaw, po czym zebrał wszystkie dzieci i wyjaśnił co będą robić. Następnie zabrał je ze sobą do kuchni i każdemu z osobna przydzielił jakieś zadanie nie wymagające posługiwania się ostrymi narzędziami. W mig uporał się z obiadem wstawiając pieczeń i dusząc warzywa na parze. Zdążył nawet upiec ciasto. Na szczęście służba zajęła się resztą, czyli rozłożeniem naczyń na stole w salonie i podaniem obiadu gościom. On z dziećmi zjedli wcześniej i teraz wyszli przed dom urządzając bitwę na śnieżki. Kiedy pora obiadu minęła i wrócił z podopiecznymi do środka, od razu ruszył do biblioteczki. Niestety dzieci podążyły za nim nie chcąc tracić go z oczu. Dantego jeszcze nie było, dlatego z zaciekawieniem omiótł pomieszczenie.

- Poczytasz nam braciszku? – Spytała jedna z sześciolatek, Alicja ciągnąc go za nogawkę spodni. – Prosimy.

- A może chcielibyście iść i zobaczyć, jak czuje się wasza babcia? – Próbował choć na chwilę uwolnić się od dzieci, jednak nic z tego nie wychodziło.

- My chcemy żebyś nam poczytał – oświadczył Klaus, najstarszy z dzieci – Zrób to, tak ładnie cię prosimy.

- No dobrze – Piotrek wreszcie uległ i dzieci zapełniły podłogę wokół jednego z foteli. Zielonooki chwilę poszukiwał odpowiedniej książki, aż znalazł. – Poczytam wam baśnie Andersena, a mianowicie „Królową Śniegu”.

Zaczął czytać, a dzieci uważnie słuchały każdego zdania. W momencie, gdy Gerda została uwięziona przez samotną wiedźmę, do biblioteczki wszedł Dante. Piotrek przerwał czytanie, czym wywołał niezadowolenie swoich słuchaczy.

- Dzieci po prostu do ciebie lgnął – zauważył Dante siadając w drugim z foteli – Nawet nie wiesz, jak im zazdroszczę.

- To zostań z nami wujku – zaproponowała mała Alicja – Braciszek czyta nam bajkę.

- Chętnie bym tak zrobił, jednak nie mogę – westchnął zmęczony Dante – Może innym razem. Porwę na chwilę braciszka, dobrze?

- A ile ta chwila potrwa? – Zapytał siedmioletni Kira zaniepokojonym głosem – Długo?

- Tak z półgodzinki – wyjaśnił Dante – Tymczasem zajmie się wami jedna z pokojówek, ok.?

- No, dobrze – zgodziły się niechętnie dzieci pozwalając Piotrkowi opuścić biblioteczkę wraz z Dante.

- Wiesz, zanim zaczniemy naszą pogawędkę – zaczął cicho Piotrek – Myślę, że powinniśmy zrobić pewną rzecz.

- A mianowicie? – Zdziwił się Dante. – Co jest?

- Zróbmy herbatę i zanieśmy twojej mamie do jej pokoju – zaproponował Piotrek – Zasłabła z rana i trochę martwię się, czy jest z nią już lepiej.

- Rozumiem – uśmiechnął się Dante – W takim razie chodźmy.

Sprawdzili stan zdrowia pani Felicji, jednocześnie uspokajając ją, że wszystko jest w należytym porządku. Dante zawiadomił o zasłabnięciu swojej matki dziadka, który wezwał do domu Rose. Następnie udali się do swojego pokoju, by spokojnie porozmawiać.

- Z tego co widzę, to musisz słuchać tam ciężkich tematów – zauważył Piotrek, kiedy weszli do sypialni – Niemrawo wyglądasz.

- I tak się czuję, kiedy pomyślę, że muszę tam jeszcze wrócić – sapnął znudzony mężczyzna – Ale obiad postawił mnie na nogi. Od razu wyczułem w nim twoją rękę.

- Robiłem go wspólnie z dziećmi – zawstydził się Piotrek nieprzyzwyczajony do komplementów – Cieszy mnie, że ci smakowało.

- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Zgromadzenie przedłuży się minimum do tygodnia – odparł podłamany Dante – Każdy ma do zdania raporty z postępów swoich interesów, a na domiar tego jeszcze nie wszyscy przybyli. Nie ma nikogo z Thanathosa i brakuje przedstawicieli dwóch rodów. Ten koszmar chyba nigdy się nie skończy.

- Dasz radę – Starał się podtrzymać partnera na duchu – Wierzę, że dasz z siebie wszystko Dante, a w wolnych chwilach możesz liczyć na mnie.

- Nawet nie wiesz, jak wiele dla mnie znaczą te słowa – uśmiechnął się mężczyzna opadając na ramiona Piotrka – Tak się cieszę, że mam kogoś takiego, jak ty.

- Ja też cieszę się, że mam ciebie – odwzajemnił uśmiech Piotrek, po czym pocałował swojego partnera – To na wzmocnienie na resztę dnia.

Dante w szoku spojrzał na chłopaka, po czym sam pocałował jego usta.

- Będę potrzebował tego więcej – szepnął, na chwilę przerywając – Daj mi więcej tej siły.

- Dobrze – zgodził się Piotrek obdarzając mężczyznę ciepłym spojrzeniem, następnie zachęcił partnera do pocałunku. Kiedy skończyli, wyszli z pokoju z poprawionymi humorami. Każdy ruszył w swoją stronę, Dante na zebranie, a Piotrek do biblioteczki.

Do wieczora chłopak opiekował się dziećmi, a kiedy nadeszła pora spania, ululał każde z osobna. Przed powrotem do sypialni, zajrzał jeszcze do pani Felicji sprawdzając jej samopoczucie. Kobieta czuła się i wyglądała o niebo lepiej, po całodniowym wypoczynku, dlatego Piotrek w spokoju mógł położyć się spać.  

Rose przyjechała z samego rana. Pełna energii wciągnęła za sobą do domu pochmurnego Kamila. Od razu ruszyła do swojej sypialni nakazując chłopcu zostać w przybocznym saloniku obok wejścia. Otworzyła drzwi do siebie w momencie, gdy bliźniaki zaczęły się budzić. Agatka przetarła zaspane oczka i chwilę wpatrywała się w kobietę.

- Ciocia Rose! – Ucieszyła się dziewczynka wyskakując z łóżka i przytulając ciemnowłosą. – Wróciłaś!

Jacuś jednak nie podzielał szczęścia siostry i obojętnie spojrzał na Rose.

- Dzień dobry mały – przywitała się z chłopcem kobieta – Dobrze spałeś?

- Dobry – odpowiedział cicho blondynek wstając z łóżka – I jakoś.

- Ta – zaśmiała się pod nosem Rose – Z pewnością jesteś bratem Kamila.

Piotrek z zamiarem uszykowania śniadania bliźniakom i Dantemu wstał godzinę wcześniej, żeby wyrobić się w czasie. Jednak cały trud spalił na panewce, bo po kuchni krzątał się zaborczy szef kuchni z miną dyktatora. Zielonooki nie zdążył nawet przekroczyć progu pomieszczenia, a został wyrzucony. W szoku i lekko rozczarowany wrócił do pokoju, gdzie spał jeszcze Dante. Ostrożnie usiadł na skraju łóżka nie chcąc budzić partnera, z osowiałą miną. Nagle został pociągnięty do tyłu i runął plecami na posłanie.

- Czemu już wstałeś? – Spytał sennym jeszcze głosem chłopaka. – I czym się tak martwisz?

- Chciałem zrobić ci śniadanie – westchnął zrezygnowany kasztanowłosy – jednak taki dziwny kucharz dosłownie wykopał mnie z kuchni nim zdążyłem do niej wejść.

- Czyli poznałeś Pabla – zachichotał mężczyzna – To dość ekscentryczna postać w tym domu. Nie przejmuj się. Uznaje jedynie zdanie dziadka i mojej mamy.

- Aha – mruknął Piotrek – Mam się nie przejmować, ok.

- Hm, jest dopiero kwadrans po szóstej – szepnął Dante zerkając na zegarek – A dzisiejsze spotkanie będzie dopiero popołudniu. Mamy odrobinę czasu dla siebie.

- Chyba nie chcesz – zaczął zaskoczony chłopak podejrzewając o co chodzi – A co jeśli ktoś wejdzie?

Dante wstał z łóżka i w milczeniu podszedł do drzwi. Następnie przekręcił klucz w zamku, dla pewności dwukrotnie.

- Załatwione – uśmiechnął się wracając do łóżka – Nikt tu nie wejdzie, ani stąd nie wyjdzie.

- Myślę, że raczej powinieneś jeszcze trochę pospać i odpocząć – rzucił zaniepokojony Piotrek – Przez kilka ostatnich dni mało spałeś i widzę, że jesteś zmęczony.

- Nie odwlekaj nieuniknionego – ziewnął Dante z pożądaniem patrząc na chłopaka – Zrób mi tę przyjemność i się rozbierz.

- Niech ci będzie – przełamał się Piotrek zaczynając ściągać ubrania. Kiedy skończył, zawstydzony zakrył się kocem. – Już.

- Eh – Dante od razu ściągnął z chłopaka koc – Daj mi na siebie popatrzeć trochę dłużej.

- Kiedy to takie zawstydzające – rumienił się Piotrek – Do tego pożerasz mnie wzrokiem. To taki impuls samozachowawczy, że chcę się przed tym uchronić.

- Nie wstydź się swojego wyglądu – polecił mu Dante, subtelnie głaszcząc tors chłopaka – Uwielbiam na ciebie patrzeć i gładzić tę delikatną, bladą skórę. Kiedy cię dotykam, czuję gęsią skórkę na twoim ciele. Twoje zakłopotanie i niepewność w oczach dodają ci jedynie erotyzmu.

- Ok. rozumiem – przerwał mu czerwony po uszy chłopak – Proszę przestań mówić już te zawstydzające rzeczy.

- Cóż, nic nie poradzę na to, że stałeś się moim światem – zaśmiał się mężczyzna całując Piotrka w czoło. Następnie muskał ustami ciało chłopaka powoli schodząc niżej. Zielonooki chciał się odwrócić, jednak Dante go zatrzymał. – Chcę widzieć twoją twarz.

Dante usiadł w pozycji półleżącej, po czym klepnięciem nakazał chłopakowi na siebie wejść. Piotrek nieśmiało wykonał polecenie partnera, który rozszerzając jego pośladki ostrożnie włożył pomiędzy nie swojego członka. Kasztanowłosy pomału zaczął się zniżać niejako do siadu, tym samym pogłębiając penetrację. Dante zniecierpliwiony ślamazarnością chłopaka, chwycił go za biodra i mocno do siebie przycisnął sprawiając tym całkowite wejście w partnera. Piotrek jęknął głośniej z doznanego szoku i bólu, jednak nie narzekał, a zamiast tego zaczął powoli poruszać lędźwiami. Mężczyzna długo tak nie wytrzymał powalając na poduszki zielonookiego. Zmieniając dotychczasową pozycję ułożył go w dogodniejszy dla siebie sposób, by mieć głębsze dojście, po czym zaczął serię silniejszych pchnięć doprowadzając chłopaka niemal do szaleństwa. Po wszystkim przytulili się do siebie i zasnęli. Dwie godziny później obudziło ich pukanie do drzwi. Z początku chcieli to zignorować, jednak pukanie przerodziło się w walenie zmuszając tym samym do pobudki.

- Czego chcesz Rose! – Wrzasnął Dante nie wstając z łóżka. – Daj ludziom trochę pospać!

- Masz mi natychmiast oddać Piotrka! – Kłóciła się przez drzwi z bratem ledwie słyszalnym przez nie głosem. – Śpij sobie ile wlezie, ale ja potrzebuję twojej żonki.

- Że niby kogo?! – Dotychczas jeszcze tkwiący w półśnie Piotrek zerwał się do siadu kipiąc ze wściekłości. – Kto jest niby czyją żoną! Zabiję ją!

- Ochłoń – uspokajał go Dante – Jej właśnie o to chodzi, byś wytrącił się z równowagi.

- I udało się jej – Piotrek wyskoczył z łóżka i pędem ruszył do łazienki. Po kilku minutach wyszedł ubrany jedynie w jeansy spiesznie wycierając mokre włosy.

- Powinieneś jeszcze zmienić opatrunki – zauważył Dante widząc zabrudzone krwią bandaże. Wstał z łóżka i niespiesznie podszedł do drzwi. Przekręcając klucz w zamku uderzył pięścią w ich framugę. – Wygrałaś!

Dante ruszył do łazienki, a Rose nie kryjąc zadowolenia wkroczyła do pokoju. Po chwili mężczyzna wrócił z apteczką pod pachą i kierując się w stronę łóżka zgarnął po drodze Piotrka z ręcznikiem na głowie.

- Czas zmienić opatrunek – oświadczył popychając chłopaka na posłanie – Przy okazji zobaczymy, jak goją się rany.

- Równie dobrze mógłbym zrobić to sam – speszył się Piotrek, jednak poddał się widząc spojrzenie Dantego – Zresztą nieważne.

Rose cierpliwie czekała, aż jej brat zmieni opatrunki Piotrkowi. Dobrze wiedziała, że oboje są mocno niezadowoleni z narzuconej sytuacji. Nie chciała zabierać im wolnego czasu, jednak była do tego zmuszona. Nie za bardzo umiała radzić sobie z większą grupą dzieci w odróżnieniu od Piotrka. Miała lekkie wyrzuty sumienia z powodu stanu zdrowia chłopaka i szczerze wolałaby pozwolić mu w spokoju dochodzić do siebie, ale uniemożliwiała to sytuacja w domu. Sprawa Zgromadzenia, chora matka i dzieci bez opieki, było tego zbyt wiele do ogarnięcia samodzielnie. Kiedy Dante skończył opatrywać zielonookiego i odniósł na miejsce apteczkę, wyrwała się z zamyślenia.

- Skoro już skończyliście – zaczęła ukrywając roztargnienie myśli – Zabieram Piotrusia ze sobą.

- Może dasz mu się do końca ubrać? – Westchnął zmęczony Dante. – Po co ten pośpiech?

- Dochodzi dziewiąta – wyjaśniała bratu – a punkt dziewiąta rozpoczyna się śniadanie. Ktoś musi zebrać dzieci do kupy, bo ja idę zająć się mamą.

- I do tego potrzebny ci Piotrek? – Zdziwił się mężczyzna. – Wczoraj sam poradził sobie z całym tym majdanem spraw bez niczyjej pomocy.

- Chciałam zauważyć, że ja na co dzień nie zajmuję się domem i dzieciakami – poskarżyła się kobieta – Piotrek to chodząca kura domowa w męskim wydaniu, a ja jestem na bakier z praniem, sprzątaniem, gotowaniem i tym podobnym rzeczom.

- Ok. zrozumiałem – Piotrek nieco zirytowany uspokajał rodzeństwo Sicarius – Oboje jesteście na bakier z pracami domowymi, dlatego skończcie tę bezsensowną przepychankę słowną. Dante wraca do łóżka, a ja idę z Rose.

Piotrek chwycił Dantego za ramię i podprowadził do łóżka.

- Odpocznij póki możesz – rozkazał, a raczej poprosił mężczyznę – Ledwie stoisz na nogach, a popołudniu znowu musisz iść na zebranie.

- Dobrze – zgodził się Dante wracając do łóżka – Skoro tak ładnie prosisz.

- Miłych snów – pożegnał się z partnerem, po czym wyszedł z pokoju razem z Rose.

Ciemnowłosa zaprowadziła chłopaka do niewielkiej jadalni w pobliżu kuchni. Tam czekały już w większości dzieci. Brakowało jedynie dwójki maluchów Alicji i czteroletniego Bena. Piotrek od razu ruszył do ich pokoju podejrzewając w czym tkwi problem. Kiedy tam wszedł, potwierdził swoje przypuszczenia. Dziewczynka starała się ubrać młodszego braciszka, który w ogóle z nią nie współpracował. Kasztanowłosy podszedł do dzieci i przykucnął przy nich ciepło się uśmiechając. Alicja z frustracją rzuciła się na chłopaka wybuchając płaczem podobnie zrobił Ben. Jakoś uspokoił tę dwójkę, a następnie ubrał czterolatka. Kwadrans po dziewiątej cała trójka weszła do jadalni zajmując wolne krzesła.

- W co się dzisiaj pobawimy braciszku? – Spytał nagle Klaus wbijając w Piotrka ciekawe spojrzenie. – Ciocia Rose powiedziała, że dziś także się nami zajmiesz.

- Myślę, że możemy wyjść i pobawić się na podwórku – odpowiedział Piotrek zezując na widok zza okna – Jest ładna pogoda i nie widać żadnych przeciwwskazań. Ulepimy ogromnego bałwana, porzucamy się śnieżkami i może porobimy aniołki na śniegu. Co o tym myślicie?

- Brzmi nieźle – Ucieszył się Kira odgarniając z czoła czarną grzywkę. – Jeszcze nigdy tego nie robiłem, bo tam gdzie mieszkam rzadko pada śnieg.

- To postanowione – zarządził Piotrek w lekkim uśmiechu – Po śniadaniu robimy przerwę na toaletę, a potem ciepło się ubieramy i wychodzimy na zewnątrz.

Dzieci w zadowoleniu krzyknęły na zgodę, po czym ochoczo zabrały się do jedzenia śniadania.

Dochodziła jedenasta, kiedy wreszcie udało się Piotrkowi wyjść z dziećmi przed dom. Pogoda była naprawdę ładna, bo na niebie nie było ani jednej chmurki. Znalazł idealne miejsce do robienia aniołków po prawej stronie, kilka metrów od frontowego wejścia. Nakazał dzieciom utworzyć krąg w odległości od siebie na długość ich rąk.

- Skoro już utworzyliśmy koło – zawołał do dzieci – To teraz rzućcie się plecami na śnieg i machajcie rękami i nogami, jakbyście robili pajacyka. O tak, jak ja.

Piotrek wykonał swojego aniołka, po czym wstał i pomagał każdemu z osobna. Jego podopieczni byli bardzo zadowoleni z tej zabawy w ogóle tego nie kryjąc. Ulepili bałwana i zaczęli rzucać się śnieżkami. Przez cały czas dzieci były w ruchu, przez co nie odczuwały chłodu.

W połowie zabawy z domu wyszedł znudzony Kamil. Piotrek od razu zauważył jego niemrawy humor.

- Może się przyłączysz? – Zaproponował piętnastolatkowi. – Trochę się rozruszasz i zrobi ci się o wiele cieplej.

- Dobra – Kamil posłał Piotrkowi złośliwy uśmieszek, czego ten jednak nie zauważył zaabsorbowany zabawą z dziećmi. Gdyby go zobaczył, od razu wiedziałby, że nastolatek coś knuje. – Pobawię się z wami.

- To fajnie – ucieszył się Kira – im nas więcej tym lepiej.

- Pobawimy się w polowanie na opiekuna! – Zawołał uśmiechając się Kamil. – Kto złapie Piotrka i rzuci w niego śnieżką, ten wygra.

- Co?! – Piotrek na chwilę zdębiał słysząc pomysł Kamila. – To nie fair.

Jednak zmuszony był uciekać, bo gromadka dzieci rzuciła się w pogoń za nim celując w jego plecy śnieżkami.

- Odegram się! – Krzyknął Piotrek do śmiejącego się piętnastolatka. – Masz to jak w banku!

- Myślisz, że masz czas na odgrażanie? – Zawołał Kamil rzucając w Piotrka sporawą śnieżką. – Ja też się bawię, zapomniałeś?

- Osz ty – Kasztanowłosy schylił się i nabrał w dłonie trochę śniegu, po czym tworząc z niego pocisk, wycelował nim w nastolatka. – A masz!

- Kiepska próba – uchylił się przed śnieżką Kamil i oddał swój rzut w stronę zielonookiego, który wywracając się uniknął trafienia. – Było blisko.

Uciekając Piotrek nie patrzył przed siebie, starał się jak najszybciej biec. Niechcący jedna ze śnieżek dzieci trafiła w zmierzających do domu przybyszy.

- Przepraszam – rzucił mijając mężczyzn Piotrek, jednocześnie unikając kolejnych pocisków ze śniegu, które nie ominęły gości. – To tylko niewinna zabawa.

- Zabawa?! – Jeden z mężczyzn zmierzył chłopaka wściekłym spojrzeniem starając się zobaczyć jego twarz. Jednak było to prawie niemożliwe, bo zielonooki był szczelnie zawinięty swoim oliwkowym szalikiem i miał naciągniętą na oczy czapkę. – To jakieś kpiny?

Piotrek zwyczajnie olał rozmówcę uciekając dalej. Nie widział zbyt dobrze przez spadającą mu na oczy czapkę, a gromadka uzbrojonych w śnieżki dzieci właśnie go doganiała. Obaj mężczyźni zawrócili do samochodu rozprawiając o czymś między sobą.

- Hej, Piotrek! – Zawołał go Kamil trafiając chłopaka w głowę śnieżką. – Dobrze się bawisz? Bo ja świetnie!

- Czyżby? – Piotrek gwałtownie się zatrzymał dzierżąc w dłoni ulepioną wcześniej kulę śniegu. – W takim razie pozwól, że dam ci posmakować twojej broni!

Kasztanowłosy zastopował dzieci i wskazał na Kamila.

- Wiecie maluchy, że Kamil także jest waszym opiekunem? – Podał dzieciom sugestię, którą od razu podłapały. – Tak długo za mną biegacie, pogońcie też Kamila. Chłopak nudzi się przez to, że cały czas poświęcacie mnie, a nie jemu.

Dzieci jak jeden mąż ruszyły w kierunku zaskoczonego Kamila, któremu zrzedła mina. Zrobił tył zwrot i puścił się pędem na tył domu. W tym czasie Piotrek poczuł, że ktoś ciągnie go za spodnie w dół. Okazał się to być Ben.

- Muszę siusiu – jęknął chłopczyk piskliwym głosikiem.

- W takim razie idziemy do łazienki – uśmiechnął się Piotrek przykucając przy malcu – Kierunek dom.

Chwycił Bena za rękę i ruszyli w stronę frontowych drzwi. W połowie drogi dobiegł do nich zziajany Kamil, a tuż za nim krzyczące dzieci. Piotrek spojrzał na zegarek, według którego mieli około godziny do obiadu.

- Koniec zabawy! – Oznajmił głośno, by wszyscy go usłyszeli. – Niedługo obiad, więc czas wracać.

Dzieci niechętnie wróciły do domu, ale widać było zmęczenie na ich zmarzniętych twarzach. Rozebrali się, a Piotrek zaprowadził Bena do najbliższej toalety. Inne pociechy także skorzystały z łazienki, po czym wszyscy zanieśli swoje kurtki do ich pokoi. Do obiadu zielonooki miał chwilę wytchnienia. Zmęczony osunął się po ścianie siadając na podłodze w kącie saloniku, który znajdował się przy wejściu do domu. Podkulił pod siebie jedno z kolan i opierając o nie rękę w łokciu, wtulił w ramię głowę zasypiając. Znalazła go Rose delikatnie budząc.

- Czas na obiad – szepnęła ciepło na niego patrząc – Wstawaj.

- Już – ziewnął chłopak powoli się podnosząc z siadu – Trochę zmęczyła mnie zabawa z dziećmi.

- Tak podejrzewałam – zaśmiała się Rose – Widziałam, jak ganialiście wokół domu rzucając się śnieżkami.

- Ta – mruknął zmęczonym głosem Piotrek – Kamil napuścił na mnie chordę uzbrojonych w śnieżki skrzaty, ale dzięki temu wyczerpały nadmiar energii i bez problemu zasną.

- Ty już zasnąłeś – zaśmiała się Rose – Ale nie dziwię ci się, pewnie też bym tak wyglądała po przebiegnięciu dziesięciu okrążeń wokół domu.

- Jak się czuje twoja mama? – Spytał wstając z podłogi i zabierając z pobliskiego fotela swoje rzeczy. – Kiedy zajrzałem do niej wieczorem, to wyglądała nieco lepiej.

- Nie jest źle – westchnęła kobieta w zamyśleniu – Ale dobrze też nie jest. Mocno się przemęczyła przygotowaniami do świąt i tym Zgromadzeniem. Kilka dni przed wigilią miała misję w Chile, po której w ogóle nie wypoczęła zabierając się do prac domowych.

- To słabo – mruknął chłopak nieco zmartwiony ruszając w stronę wyjścia – Muszę zanieść moje rzeczy do pokoju nim zacznie się obiad. Pewnie czeka mnie jeszcze obowiązkowa rundka po pokojach dzieci, by zebrać je w jadalni.

- Nie spiesz się tak – poleciła mu Rose wychodząc za nim z saloniku – Masz jeszcze półgodziny.

- Wiem, ale chciałbym się jeszcze przekimać do tego czasu – odparł zmieszany chłopak – Jeśli tego nie zrobię, to pewnie znów zasnę w jakimś kącie, ale tym razem podczas zabawy z dzieciakami.

- Twardy argument – zaśmiała się kobieta rozbawiona miną chłopaka – Jesteś szczery do bólu.

- Bo wiem, że nie ma sensu przy was kłamać – sapnął zmęczony Piotrek odgarniając z oczu zbłąkane kosmyki swoich kasztanowych włosów, po czym narzucił na głowę kaptur bluzy – Przekonałem się o tym na własnej skórze w akademii.

Rozmowę przerwało im wtargnięcie do domu dwóch przybyszów. Obaj mieli zasłonięte twarze, dlatego nie mogli zobaczyć kim są. Nagle jeden z mężczyzn wskazał na zielony szalik Piotrka.

- To ciebie goniły tamte dzieci – oskarżył chłopaka wściekłym głosem – Te dzieci obrzuciły nas śniegiem, jak to wyjaśnisz?

- Nijak – rzucił Piotrek odwracając się do mężczyzn plecami – Spadam stąd Rose, bo czas drzemki mi ucieka.

- Zgoda – pożegnała go kobieta machnięciem ręki – W razie jakbyś zaspał, to cię obudzę przysyłając Kamila.

- Chcesz żebym go zabił? – Piotrek zerknął na Rose ponurym spojrzeniem, na co ta zaczęła się śmiać.

Kobieta zwróciła się teraz do nieznajomych badawczo się im przyglądając.

- A panowie to skąd? – Spytała podejrzliwym głosem. – Ród? Organizacja?

- Proszę zawiadomić głowę rodu Sicarius, że przybyli reprezentanci Thanathosa – oświadczył dotąd milczący drugi z mężczyzn, tak dobrze znajomym im głosem. Będący przy końcu schodów Piotrek powoli odwrócił się w stronę gości z doznanego szoku. – Prezes z prawą ręką.

- Rozumiem – potwierdziła Rose dając znak jednemu ze służących, by zajął się gośćmi – Niedługo go zawiadomię o waszym przybyciu.

Mężczyźni spojrzeli w górę na zastygniętego chwilowo Piotrka. Rose zrobiła to samo. Kiedy zobaczyła stan chłopaka od razu przeszła do działania.

- Młody! – Krzyknęła wyciągając go z zawieszenia. – Będzie lepiej, jak do końca dnia zostaniesz w pokoju. Kamil zajmie się dzieciakami, więc możesz sobie w spokoju odpocząć. – Zobaczyła plamę krwi na jego boku, co wyostrzyło jej czujność. – Ta bieganina naruszyła twoje rany. Zmiataj do łóżka, ale przed tym zmienię ci opatrunki.

- Nie trzeba, sam sobie z tym poradzę – odparł siląc się na spokój w głosie Piotrek – Jeśli jednak będę do czegoś potrzebny, to daj mi znać Rose.

- Czekajcie! – Usłyszeli dobiegający z drugiego końca holu pełen pretensji głos Kamila. – Z jakiej paki mam zajmować się tymi dzieciakami! To twoja fucha Skrzacie!

- Nie nazywaj mnie tak – warknął zirytowany Piotrek emanując ciemną aurą. Spojrzał wściekłym wzrokiem na nastolatka, który od razu skapitulował. – Jakieś wątpliwości?

- Nie – zaśmiał się nerwowo Kamil drapiąc nerwowo tył głowy – Kocham zajmować się dziećmi.

- To gites – uśmiechnął się promiennie Piotrek odchodząc – Miłej zabawy!

Kamil posępny podszedł do Rose.

- Czemu Piotrek był taki wściekły? – Spytał lekko zaniepokojony ściszonym głosem. – Powiedziałaś mu coś wcześniej, czy jak?

- Myślę, że raczej przerosła go sytuacja – westchnęła na głos kobieta – Zbieraj dzieci, zaraz obiad.

- Rose! – Zza pleców Kamila wyłoniła się Nicole, omiotła wszystkich zebranych w holu czujnym spojrzeniem zatrzymując je dłużej na dwóch mężczyznach. Młodszemu posłała słodki i radosny uśmiech. – Kto to?

- Thanathos – Odpowiedział jeden z gości – Jesteśmy nieco spóźnieni, ale przybyliśmy na Zgromadzenie.

- Rozumiem – udała uśmiech Nicole, po czym zwróciła się do Rose – Był tu?

- Był – mruknął pochmurny Kamil – Popsuł mu się humor.

- Myślę, że powinnaś pójść spotkać się z bratem – poradziła spokojnie Rose – Sprawdzisz przy okazji jego rany. Poza Dante tylko ty potrafisz na niego dobrze wpłynąć.

- A co z jego babcią? – Wtrącił Kamil. – Chyba się jej nie boi?

- Nie wygaduj bzdur – oburzyła się Nicole uderzając chłopaka w tył głowy otwartą dłonią – On po prostu nie wie, jak z nią postępować. Ty, jak już coś palniesz, to pożal się Boże…

- A tak w ogóle, to czemu tu przyszłaś? – Zadała jej pytanie kobieta. – Nie powinnaś być na obiedzie?

- Dobrze, że mi przypomniałaś – uśmiechnęła się dziewczyna lekko skłaniając przed gośćmi. Na szczęście, była świetną aktorką i nie dała po sobie poznać, że kojarzy Allena, jak również rosnącego w niej niepokoju o drugiego brata. – Nazywam się Nicole Veneni. Senior rodu Sicarius prosił bym przekazała gościom, iż oczekuje ich w swoim gabinecie. Powiedział, że będą panowie wiedzieli, jak iść. To wszystko, dlatego pozwolę sobie się oddalić.

- Zaczekaj dziecko – Jeden z mężczyzn złapał Nicole za ramię, za to drugi odkrył twarz i spojrzał jej w oczy. – Jak nazywała się twoja matka?

- Blanka Sforza – oznajmiła bez zająknięcia dziewczyna wbijając pewny wzrok w błękitne oczy mężczyzny – Skoro odpowiedziałam, to czy pana towarzysz może mnie puścić?

- Jeszcze tylko jedno – nie ustępował mężczyzna – Kim był ten chłopak, który stąd odszedł?

- Oczywiście to mój brat – uśmiechnęła się na samą myśl o Piotrku, następnie wyrwała się z uścisku Allena i wbiegła na górę po schodach – Nie oddam go panu!

- No cóż – zaśmiał się mężczyzna lekko rozbawiony – wykapana matka.

- Nie żartuj sobie Nicole – syknął cicho zszokowany Kamil wpatrując się w dwójkę przybyszów – On nie może być…

- Lepiej, żebyś już sobie stąd poszedł – klepnęła go w ramię Rose widząc pogubienie się chłopaka – Zbierz dzieci w jadalni.

Kamil bez słowa wykonał polecenie kobiety wbiegając w najbliższy korytarz i znikając. Mężczyźni odprowadzili go zaciekawionym wzrokiem.

- Kim jest ten chłopiec? – Spytał blondyn w średnim wieku Rose, która z niepokojem w oczach patrzyła w górę. – Z jakiego jest rodu?

- Jak na razie to z żadnego – zaśmiała się ciemnowłosa – To sierota, którym opiekuje się chłopak, o którego przed chwilą wypytywałeś. Ma jeszcze dwójkę rodzeństwa. Cała czwórka obecnie podlega protekcji mojego brata.

- Rozumiem – na twarzy mężczyzny pojawił się złośliwy uśmieszek – To doprawdy ciekawostka. Zgodzisz się ze mną Allenie?

- Tak ojcze – drugi z mężczyzn odsłonił swoją twarz ukazując kobiecie parę różnych oczu – Zabawny zbieg okoliczności.

Piotrek drżąc na całym ciele opadł na łóżko.

- Cholera! – Jego krzyk wypełnił cały pokój dźwiękoszczelny Dantego. Łzy frustracji napłynęły mu do oczu. Był na siebie wściekły za brak opanowania, jednak kiedy usłyszał słowo „thanathos”, coś w nim pękło pozbawiając możliwości ruchu. – Kretyn!

Nagle usłyszał pukanie do drzwi, a po chwili do pokoju weszła Nicole wprawiając go w osłupienie.

- Jak się czujesz? – Spytała z pełnym współczucia spojrzeniem. – Trzymasz się jakoś?

- Gdyby nie Rose – Piotrek zakrył przedramieniem mokre od łez oczy – pewnie nadal stałbym tam, jak jakiś słup soli.

- To nie tylko dzięki Rose, prawda? – Zauważyła dziewczyna siadając obok brata. – Dla pobudzenia myślenia ściskałeś ranę na boku, czym ją częściowo otworzyłeś.

- Skąd niby taki pomysł – Starał się ją oszukać i zmienić temat – No?

- A stąd, że masz na palcach jednej dłoni krew i tak samo na boku – wskazała plamę krwi widniejącą na jego bluzie – Myślę, że postąpiłabym tak samo. Co się stało?

- Wiesz, długo przygotowywałem się na to spotkanie – wyjaśniał załamany chłopak – Myślałem, że jestem już gotów i mało obejdzie mnie ten gościu.

- Jednak okazało się zupełnie inaczej – westchnęła Nicole głaszcząc włosy brata. Wyuczyła się tego nawyku, kiedy dzielili razem pokój w akademii. – Wiesz braciszku, spotkania tego typu są nieprzewidywalne. Nigdy nie wiesz, jak zareagujesz na widok osoby, z którą łączy cię jakakolwiek więź.

- Nie, w ogóle nie rozumiesz – tłumaczył siostrze nad wyraz spokojnym głosem przepełnionym goryczą – Dawny ja w ogóle nie przejąłby się tym faktem. Zmieniłem się. Jestem zbyt emocjonalny i nie potrafię nad tym zapanować.

- Co w tym złego? – Wyprowadzała go z błędu. – Dzięki tym emocjom, których tak się wstydzisz, stałeś się wartościowym człowiekiem. Kocham cię za tę dobroć, która z ciebie wypływa i szczerość w każdym swoim działaniu. Nie chcę by mój brat był zimnym kawałkiem lodu.

- Myślę, że raczej nie potrafiłbym stać się kimś takim – zaśmiał się cicho Piotrek rozładowując tym samym napiętą atmosferę w pokoju – Od dziecka byłem przesiąknięty empatią i nie umiałem przejść obojętnie obok kogoś w potrzebie. Jednak sprawy rodziny zawsze odseparowywałem trzymając się na dystans.

- Wiem, każdy ból, każdy problem trzymałeś dla siebie – wspomniała dziewczyna – Nie chciałeś, by ktokolwiek się o ciebie martwił. Mama robiła tak samo, dlatego wiem jak z tobą postępować.

- Dzięki – uśmiechnął się już z lepszym humorem chłopak – Ta rozmowa postawiła mnie na nogi.

- Polecam się na przyszłość – odwzajemniła uśmiech brata – To teraz zdejmuj bluzę i pokaż, jak wiele szwów zerwałeś.

Piotrek ruszył do łazienki, a po chwili wrócił z apteczką. Zdjął bluzę odsłaniając zakrwawione bandaże. Nicole sprawnie je odwinęła. Okazało się, że zostały zerwane jedynie dwa z sześciu szwów, co nie naruszyło zbytnio rany. Powoli zszyła powstałą przerwę i dokładnie opatrzyła, całość szczelnie zawijając.

- Opatrujesz jak burza – pochwalił siostrę, kiedy kończyła wiązać bandaże – Znacznie się polepszyłaś od zeszłego roku.

- Po letnim egzaminie – zaczęła skupiona na wiązaniu – ćwiczyłam sztukę szybkiego i dokładnego opatrunku ze względu na ciebie. Przez to, że byłam tak słaba kilkakrotnie zostałeś raniony, prawie tracąc przy tym życie. Postanowiłam dawać z siebie po 100 % w każdej profesji, by choć trochę zbliżyć się do twojego poziomu. Chcę ciebie chronić, podobnie jak Allen.

- Czy to nie ja powinienem chronić ciebie? – Piotrek oparł swoją głowę o ramię siostry. – Może to ja byłem wtedy słaby, by dać się zranić. Nie bierz winy na siebie nie znając prawdy. Wtedy przez ułamek sekundy myślałem, że byłoby lepiej jeśli z nas wszystkich zginąłbym jedynie ja. Chroniłem wszystkich, tylko nie siebie chcąc w ten sposób uciec.

- Rozumiem – sapnęła Nicole wtulając się w brata – Jednak nie zmienia to faktu, że też byłam wtedy słaba. W odróżnieniu od ciebie braciszku ja myślałam jedynie o sobie. Złapałam się nawet na takiej myśli, że lepiej byłoby poświęcić kogoś w zamian za moje życie. Jak widzisz, jesteśmy siebie warci.

- Rodzeństwo tchórzy – Piotrek zaczął się głośno śmiać, Nicole zrobiła tak samo. – Nic dodać, nic ująć.

- Tak – Dziewczyna popłakała się aż ze śmiechu – Szczera prawda.

Nicole posiedziała jeszcze chwilę przy bracie, który zmęczony bieganiną za dziećmi wkrótce zasnął. Po cichu opuściła pokój ruszając w stronę pokoju obrad Zgromadzenia. Do spotkania miała jeszcze niecały kwadrans, dlatego wstąpiła po drodze do jadalni dokończyć swój obiad. Zastała tam pogrążonego w myślach Dantego, który wyrwał się z tego stanu w momencie, kiedy dziewczyna usiadła przy stole.

- Co z nim? – Zapytał bez ogródek mężczyzna. – Trzyma się jakoś?

- Wszystko w porządku – zapewniała dziewczyna – Sytuacja opanowana. Zmieniłam mu opatrunki na boku i uspokoiłam jego nerwy.

- Co o tym sądzisz? – Dante nie spuszczał wzroku z Nicole. – Jak ocenisz jego stan?

- Ciężko powiedzieć – zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią – Niewiadomo, jak może zareagować spotykając się z tym mężczyzną twarzą w twarz. On sam tego nie wie, co go przeraża. Jednak znając go myślę, że ta sytuacja jedynie go zahartowała i następnym razem będzie opanowany.

- Też tak sądzę – zgodził się z nią Sicarius – Wkurza mnie fakt, że nie mogę być przy nim, kiedy jestem mu potrzebny.

- Nie frustruj się tak Dante – miarkowała go Nicole obdarzając ciepłym uśmiechem – Mój brat dobrze rozumie sytuację w jakiej się wszyscy znajdujemy i szczerze, świetnie sobie z tym radzi. Uszanuj jego starania, które poczynił, aby nikogo nie martwić.

- Ta – westchnął już spokojniejszy mężczyzna – Nie da się przeoczyć, że jesteście rodzeństwem.

- Prawda – zaśmiała się dziewczyna – Nazwał nas rodzeństwem tchórzy wybuchając śmiechem.

- Fakt, że się do tego przyznał mówi samo za siebie – Dante dołączył do śmiechu nastolatki – Poprawił mu się humor.

- Tak, poprawił – przyznała zadowolona Nicole – Teraz śpi spokojnym snem.


Nicole wciąż się śmiejąc opuściła jadalnię. Dante dokończył swój posiłek i uczynił podobnie. Oboje ruszyli na spotkanie Zgromadzenia.

6 komentarzy:

  1. Ale długaśny rozdział! Idealne odprężenie przed długim dniem szkolnym :)
    Dużo się dzieje i też się zastanawiam do jakiego rodu zostanie Piotrek przydzielony. Choć nie zrozumiałam za bardzo tego mechanizmu pobytu na terenie rodu, czy coś (bo chyba nie uważnie czytałam wtedy), ale mam nadzieję że dołączy do rodu babci :)
    Czekam na więcej!
    P.S - Codziennie sprawdzałam, czy czasem nie ma czegoś nowego ^.^

    OdpowiedzUsuń
  2. Piotrek musi się przyzwyczaić że są ludzie którym na nim zależy. Ciekawa jestem czy będzie miał okazję do rozmowy z Allene albo poznanie ojca. zastanawiam się czy zapraszą Piotra do wzięcia udziału w zgromadzeniu.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Powodzenia w pisaniu:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też prawie codziennie zaglądam czy nie ma czegoś nowego. To chyba uzależnienie już :) Tak dobrego opowiadania dawno nie czytałam. Świetne. Długi rozdział? Gdzie? Tak mi szybko idzie to czytanie i ciągle mi mało i mało i mało. Nie wyobrażam sobie końca. Co do treści: widzę, że będzie się działo, ale wiesz co ja im wszystkim(oprócz Dante) przywaliłabym w łeb, za to że każą tak od razu do siebie mówić babciu, wujku i niedługo ojciec się upomni o swoje wrrrr... Przecież nie znają się w ogóle i denerwują mnie strasznie tym zmuszaniem go :/ A co by było gdyby tak Piotrek uciekł :D Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    piękne, Piotrek dobrze potafi zająć się tymi dzieciakami, to spotkanie z ojcem i Allanem, dziwi mnie jedno, wygląda na to, że Nicole może być na zgromadzeniu a Piotrek nie, wielka szkoda, że Pablo nie wpuścił Piotrka do kuchni...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, Piotrek bardzo dobrze potafi zająć się tymi dzieciakami, a to spotkanie z ojcem i Allanem, trochę mnie dziwi bo wygląda na to, że Nicole może być na tym zgromadzeniu a Piotrek już nie... dlaczego? buu Pablo nie wpuścił Piotrka do kuchni... a szkoda, bo gdyby spróbował jego potraw, to by go nie wypuścił z kuchni ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Piotrek bardzo dobrze zajmuje się tymi dzieciakami, a jeszcze to spotkanie z ojcem i Allanem, ale dziwi mnie to, że wygląda na to, że Nicole może być na tym zgromadzeniu, a Piotrek już nie... dlaczego? szkoda, że Pablo nie wpuścił Piotrka do kuchni... gdyby spróbował jego potraw, to już by go nie wypuścił z kuchni ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń