Oddaję w Wasze ręce kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba i napiszecie pod nim kilka komentarzy. Wiecie, czytanie ich mnie motywuje. Życzę miłego czytania i pozdrawiam (^_^)
Było jeszcze ciemno, kiedy kasztanowłosy
otworzył oczy. Leniwie wymacał swój telefon, by sprawdzić godzinę. Okazało się,
że jest dopiero trzecia nad ranem. Ziewnął przeciągle i skulił się drżąc z
zimna, ale to nie pomogło mu się rozgrzać. Nagle poczuł, że nie jest sam w
łóżku, a to uświadomiło mu obecność Dantego. Nie zastanawiając się długo
przywarł do swojego partnera i ponownie zasnął.
Dante obudził się kilka godzin później.
Ze zdziwieniem stwierdził, że nie może się zbytnio ruszyć. Kiedy spojrzał co
jest tego przyczyną, omal nie wybuchł śmiechem. Piotrek wczepił się w niego,
jakby trzymał pluszowego misia i nie chciał puścić.
- Widzę, że przez sen jesteś mocno do
mnie przywiązany – szepnął śpiącemu do ucha. Chłopak uśmiechnął się przez sen i
przytaknął. – Pozwolisz mi trochę się z tobą zabawić?
- Yhm – zgodził się nadal śpiąc Piotrek.
Dante nie czekając na inną odpowiedź
wsunął jedną z dłoni pod koszulkę kasztanowłosego i delikatnie gładził jego
tors. Chłopak sapnął cicho, jednak się nie obudził. Następnie mężczyzna
zjeżdżał powoli ku dolnej partii ciała partnera zsuwając z niego spodenki
pidżamy. Chwilę gładził wierzchem ręki jego biodra i lekko rozchylając jego
uda, zaczął masować jego męskość. W tym momencie chłopak się obudził.
- Co, co ty robisz? – Spytał w szoku od
razu się rumieniąc na twarzy.
- Spytałem o pozwolenie i mi go udzieliłeś
– odparł Dante nie przerywając zaczętej czynności – Może nic bym nie zrobił,
jednak tak mocno się we mnie wtuliłeś i nie pozwalałeś wstać z łóżka.
- Naprawdę?! – Zdziwił się chłopak. –
Tyle, że jestem dość mocno ranny i nie wiem, czy wytrzymam.
- Właśnie widzę – przyznał mu Dante
muskając zabandażowany bok chłopaka – Jak widzisz, jestem bardzo delikatny i
obiecuję się nie zapomnieć tym razem. To jak, spróbujemy?
- Obiecujesz? – Upewniał się Piotrek. –
Jeśli powiem żebyś przestał…
- Zaprzestanę swoich działań – dokończył
za niego mężczyzna całując jego usta – Po prostu się rozluźnij i spróbuj
zrelaksować. Nie musisz nic robić, wszystkim zajmę się ja.
- Ok., spróbuję – zgodził się chłopak
drżąc już z podniecenia – Choć wolałbym coś jednak robić.
- Lubię, gdy jesteś lekko unieruchomiony
– szepnął mu do ucha ciemnowłosy – Wtedy mogę z tobą robić rzeczy, na które mam
ochotę, a ty potulnie leżysz i mnie nie zaskakujesz. To tak, jakbym cofnął się
do początku naszej znajomości.
- Przypominam, że obiecałeś być tym
razem delikatny – zaalarmował zielonooki w lekkim strachu. Chciał tego, ale
jednocześnie bał się bólu w ranach, które dawały o sobie znać przy napinaniu
mięśni. – Spróbuj okiełznać choć raz tego sadystę w sobie.
- Dobrze skarbie – uciszył chłopaka pocałunkiem
lekko zniecierpliwiony jego gadulstwem – Leż spokojnie i daj mi się sobą zająć.
Dante subtelnie ułożył Piotrka w
dogodnej dla niego pozycji, by odciążyć zranione miejsca. Następnie uprzednio
przygotowując go do stosunku, pomału wszedł w niego i zaczął się w nim
poruszać. Kasztanowłosy cicho pojękiwał i posapywał dając partnerowi do
zrozumienia, że ma nie przerywać. Tym razem Dante był naprawdę bardzo delikatny
i czuły, czym mile zaskoczył chłopaka. Po wszystkim razem wzięli prysznic,
ponieważ Piotrek nie miał siły zrobić tego samodzielnie, a następnie ponownie
położyli się spać.
Było wczesne popołudnie, kiedy
zielonooki się obudził. W zamyśleniu patrzył niewidzącym wzrokiem w sufit
pokoju swojego partnera. Zastanawiał się nad istotą słowa „zgromadzenie”, które
miało zebrać się już następnego dnia. Miliony myśli przechodziło mu przez głowę,
w większości przybierając formę pytającą, co nieco go irytowało. Nie cierpiał
domysłów i własnej niewiedzy na jakiś temat, dlatego z reguły chętnie chłoną
wszelkie zasłyszane informacje. Tym razem ciekawość nie dawała mu spokoju, a to
trochę go niepokoiło. Tak bardzo skupił się na próbie uciszenia myśli, że nawet
nie zauważył pobudki Dantego. Mężczyzna podparł głowę na łokciu
i w milczeniu przypatrywał się chłopakowi.
- Co tak silnie zajmuje twoją uwagę, że
nie widzisz nic poza tym? – Sicarius uśmiechnął się zadając swoje pytanie
chłopakowi, który zdawał się go nie słuchać. – Słuchasz ty mnie w ogóle?
- Słyszę – sapnął zrezygnowany Piotrek –
Zastanawiam się tylko, co twój dziadek miał na myśli mówiąc o „zgromadzeniu”.
- To, co oznacza to słowo – odpowiedział
śmiejąc się Dante – „Zgromadzenie” oznacza tyle, że zjadą się tu
przedstawiciele różnych cenionych wśród morderczego i mafijnego światka rodów i
organizacji.
- Dużo ich będzie? – Spytał zaciekawiony
Piotrek zwracając rozjaśnioną twarz ku mężczyźnie. – A jakie to rody?
- Zaczekaj, nie wszystko na raz –
uspokajał go Dante rozbawiony jego entuzjazmem i otwartością na nowe
informacje – Trochę tego jest.
- Wymień chociaż te największe, które
stoją na czele waszej hierarchii. – Prosił chłopak przypominając w tej chwili
małe, ciekawskie dziecko. Dante jednak mu uległ i zaczął wymieniać. – Na
szczycie jest mój ród, następnie byli Conscientia, a zaraz za nimi Murdochowie.
To są trzy najznakomitsze rody świata skrytobójców. Godny uwagi jest Thanathos,
organizacja pełniąca rolę czegoś na miarę wymiaru sprawiedliwości
i policji. Rody: Holmes, Moon i Vulturis należą do linii łowców, a Veneni,
Basilis i Boleta do trucicieli. Fallacia, Laverno i Infedia odpowiadają za
wyłapywanie informacji i obracanie ich na korzyść potrzebującego rodu. Jest
jeszcze przydatna grupa, kryjąca się pod nazwą Averro Subtraxi.
- Przydatni? – Zdziwił się Piotrek – W
jakim sensie?
- To grupa sprzątaczów – poinformował go
Dante – Potrafią zatrzeć wszelkie ślady po jakiejkolwiek zbrodni, są świetni w
swojej robocie.
- Z tego co usłyszałem wnioskuję, że
zjedzie się tu większość ludzi, których chciałem jeszcze przez jakiś czas
unikać. – Chłopak wypowiedział swoje myśli na głos. – Na czas ich wizyty będę
zmuszony zaszyć się w jakimś ciemnym kącie i przeczekać.
- Obawiam się, że to niemożliwe – westchnął
ze współczuciem Dante – Na Zgromadzeniu zostanie rozpatrzona moja sukcesja, jak
również pod dyskusję pójdzie twoja osoba. Dziadek będzie chciał ostatecznie
zadecydować o twoim losie. Jesteś mieszanką krwi kilku znamienitych rodów,
wykazujesz cechy przypisywane dynastii Conscientia, a na domiar tego twój
ojciec jest bossem organizacji Thanathos. To nieco komplikuje, nie uważasz?
- Znam swoją sytuację i wiem, że nie
wygląda ona najlepiej – oświadczył Piotrek lekko przygnębiony – Zgaduję, że nie
będzie mi dane włączyć się do dyskusji, jak również nie zezwolą mi na całkowite
usamodzielnienie.
- Strzał w dziesiątkę – pochwalił go
niemrawo mężczyzna – Zamiast tego będą chcieli prześwietlić twoje dotychczasowe
życie i uprzedzam, że nie cofną się przed niczym w swoim dochodzeniu.
- Czyli nic nowego – Piotrek zaplótł
ręce pod głową odchylając ją nieco w tył – Non stop czuję na sobie czyjś wzrok,
a kilka par oczu więcej niczego nie zmieni.
- Jednego możesz być pewny – pokrzepiał
go Dante – Nie wezwą cię tak od razu. Na pierwszy ogień pójdę ja z moją
sukcesją. Zgromadzenie z reguły trwa około trzech dni, ale może się nieco
przeciągnąć. Strata czasu.
- Z twojego tonu i miny wnioskuję, że
będziesz musiał tam zostać na czas całego tego zebrania. – Podsumował Piotrek
po trosze zaniepokojony. – A co ja mam przez ten cały czas robić?
- Nie wiem, znajdziesz sobie jakieś
zajęcie – mężczyzna wzruszył ramionami akcentując tym samym swoją niewiedzę. –
A! I jeszcze jedno. Na czas Zgromadzenia wszyscy powyżej trzynastego roku życia
wybywają na wycieczkę do gorących źródeł.
- A co z tymi najmłodszymi? – Spytał
zdziwiony chłopak. – Zostanie ośmioro dzieci.
- Moja mama się nimi zajmie. – Mruknął
czarnowłosy lekko przeciągając się na łóżku. – Poza tym Pierre się przeziębił i
także zostaje, czyli jest już dziewięcioro do opieki, a z tobą
wychodzi równa dziesiątka.
- No tak, pomyślałeś i o mnie – zaśmiał
się cicho Piotrek – Jestem ranny, a na domiar złego mam szlaban i nie mogę
opuszczać posiadłości twojej rodziny. Postaram się pomóc twojej mamie, by ją
trochę odciążyć, a przy okazji odwdzięczę się jej za opiekę nade mną ostatniej
nocy.
- Rób jak uważasz, tylko się nie
nadwerężaj – rzucił Dante całując partnera w czoło – Niepotrzebnie wczoraj
zmuszono cię do udziału w paintballu, ale gdybyś wybrał mnie za swojego
współtowarzysza, nie pozwoliłbym na taki obrót sprawy.
- Nie gdybaj, bo już po wszystkim –
sapnął Piotrek dając żartobliwie prztyczka w nos Dantemu, czym go zaskoczył –
Poniosło mnie i tyle. Tak chociaż miałeś chwilę dobrej zabawy i nie musiałeś
się o mnie martwić.
- Cały czas się o ciebie martwię –
mężczyzna spojrzał na chłopaka z wyrzutem – Non stop myślę o tym, czy jak cię
zostawię samego nie zranisz się, czy też nie zaszyjesz się w jakimś kącie
i nie zaczniesz płakać.
- No wiesz? – Obruszył się Piotrek. –
Niby kiedy ostatnio płakałem?
- Przy mnie płaczesz prawie cały czas –
odpowiedział mu Dante w lekkim zamyśleniu – nie przestawaj tego robić, bo twoja
twarz przybiera wówczas ten niepowtarzalny wyraz. Uwielbiam wtedy na ciebie
patrzeć, bo wyglądasz, jak mały miś, którego należy niezwłocznie przytulić.
- Że co proszę?! – Kasztanowłosy
natychmiast się zarumienił z zażenowania. – Miś?!
- Mój własny, słodki miś – zachichotał
Dante przytulając chłopaka do siebie – Z tą zawstydzoną minką wyglądasz bardzo
smakowicie.
- Nawet o tym nie myśl – zaczął Piotrek,
ale było już na to za późno, bo Dante go pocałował. – Nie jestem dziewczyną,
dlatego nie nazywaj mnie słodkim.
- Nie zgadzam się z tym – Sicarius był
nieustępliwy – Kiedy cię tak nazywam, robisz tę uroczą nadąsaną minę.
- Powiedz, jest coś, co ci się we mnie
nie podoba? – Zapytał z ciekawości zielonooki.
- Jest kilka rzeczy, ale nie powiem
jakie – mruknął czarnowłosy w rozbawieniu – Podejrzewam, że chciałbyś to
wiedzieć, by zniechęcić mnie do siebie, a poza tym łatwo nabawiasz się
kompleksów.
- Co chcesz przez to powiedzieć? –
Piotrek po części był wściekły, a po części zaintrygowany. – Czekaj, czekaj,
czyli jednak coś jest nie tak z moim wyglądem?
- No i się zaczyna – zaśmiał się
mężczyzna mierzwiąc mu włosy – Nie masz czym się martwić i tak cię kocham.
- Ha, ha, ha – zaśmiał się ironicznie
zielonooki – Jakoś mnie to nie pociesza.
- A powinno – szepnął czule ciemnowłosy
do ucha chłopaka.
- To wzrost? – Nie słuchał go Piotrek. –
A może ta babska twarz?
- To akurat w tobie kocham –
odpowiedział mu rozbawiony Sicarius – Twoje drobne ciało dodaje ci uroku, a w
parze z tymi delikatnymi rysami twarzy… cud miód i orzeszki.
- Przerażasz mnie tymi słodkimi słówkami
– Piotrek poczuł, jak ciarki przebiegają mu po plecach. – Do tego jeszcze ten
pożądliwy wzrok.
- Niepewnie się czujesz? – Dante
obdarzył chłopaka czułym spojrzeniem. – Przestań doszukiwać się haczyków w moim
zachowaniu. Jesteś wyjątkowy i nie obchodzi mnie twój wygląd. Już ci to chyba
mówiłem, że kocham cię za to jakim jesteś człowiekiem i lubię twoje
spojrzenie na świat.
- Mówiłeś – zmieszał się Piotrek – ale
to nie znaczy, że nagle zacznę być pewny siebie przy tobie.
- Dlaczego?
- Przy tobie czuję się, jak niedoświadczony
dzieciak – jęknął Piotrek przygnębionym głosem – Jesteś ode mnie starszy i w
praktyce obeznałeś większość rzeczy, które ja znam jedynie z teorii. Ty jesteś
zdecydowany i pewnie kroczysz na przód, dlatego nie mam się co do ciebie
porównywać, bo non stop się waham.
- Jesteś jaki jesteś i nie potrzebujesz
się zmieniać – pocieszał go Dante – Wciąż przedstawiasz siebie w czarnych
barwach, a to mnie wkurza. Chciałbym zobaczyć szczery uśmiech na twojej twarzy,
taki jak u ciebie ze zdjęcia, gdy byłeś jeszcze dzieckiem.
- Nie wiem, czy jeszcze potrafiłbym tak
się śmiać – zasępił się chłopak, a jednocześnie zarumienił na policzkach, bo
zaburczało mu w brzuchu – Wybacz.
- Nie mam czego – zachichotał Sicarius –
Czas wrzucić coś na ząb.
* * * * *
Słońce było w zenicie, kiedy na posesję
rodu Sicarius zaczęły zjeżdżać się różnej maści limuzyny. Wieczorem miało
rozpocząć się Zgromadzenie przedstawicieli wpływowych rodów mafii, zabójców i
organizacji skrytobójców. Najwcześniej przybyła Sofia Laverno wraz ze swoim
synem Fabriziem. Przywitał ją senior rodu Sicarius w asyście niezbyt
zadowolonego z tej funkcji Dantego.
- Witaj siostro – Uścisnął kobietę
starzec – Kopę lat.
- Też się cieszę na to spotkanie bracie
– odwzajemniła uścisk kobieta, po czym zwróciła się do Dantego – Jak widzę
jesteśmy coś nie w humorze, chłopcze. Jak miewa się mój wnuk?
- Trochę pokiereszowany, ale cały –
odpowiedział Dante siląc się na sympatię w głosie – Jeden dzień bez nadzoru
wystarczył, by doprowadził się do takiego stanu. Znalazłem go na podmiejskim
cmentarzu w melancholijnym nastroju.
- Z tego co mówisz wnioskuję, że
wreszcie zdecydował się odwiedzić grób swojej matki – zauważyła kobieta – Kiedy
to było?
- Ma w zwyczaju spędzać dzień swoich
urodzin na cmentarzach i się użalać nad sobą – mruknął Dante wprowadzając gości
do domu i uprzedzając kolejne pytanie, dodał. – W tej chwili śpi.
- Jak to jeszcze śpi?! – Zdziwił się
Fabrizio. – To nie zdrowe.
- Chciałabym się z nim zobaczyć –
zażyczyła sobie staruszka – Zaprowadzisz mnie do niego?
- Kiedy skończysz spotkanie z tym
chłopcem, zajrzyj do mnie na filiżankę wybornej herbaty – zasugerował staruszek
odchodząc od gości – Dobrze zajmij się naszymi gośćmi mój następco.
- Dobrze dziadku – westchnął
zrezygnowany Dante – Proszę za mną.
- Widzę, że nie na rękę ci ta sukcesja –
zauważył Fabrizio w śmiechu – A może się mylę?
- Nie, nie mylisz się. – Przyznał
spokojnie Dante. – Niestety dałem słowo, którego nie chciałbym złamać.
- Bierzesz na siebie wielkie brzemię
chłopcze – orzekła Sofii Laverno – Wiem jednak, czym kierowałeś się podejmując
taką, a nie inną decyzję.
- Moje życie uległo zmianie w ostatnim
czasie – odparł Sicarius – To skłoniło dziadka do zwołania Zgromadzenia w
sprawie mojej sukcesji, ale i kwestia Piotrka będzie na nim poruszana.
- Zdaję sobie z tego sprawę – oznajmiła
kobieta – Dlatego chciałam z nim chwilę porozmawiać.
* * * * *
Piotrek zmęczony otworzył oczy. Niby
spał dość długi czas, ale tego nie odczuwał. Ziewnął przeciągle nie zmieniając dotychczasowej
pozycji na łóżku jeszcze bardziej opatulając się kocem. W pokoju panował mrok,
bo nie było w nim okien, dlatego chłopak odczuwał lekki dyskomfort z powodu
ogarniającego go lęku. Zamknął oczy i próbował się nieco uspokoić, jednak ból
pochodzący z ran trochę mu to utrudniał.
- Środki przeciwbólowe przestały działać
– westchnął cicho mówiąc sam do siebie – Do tego powinienem chyba zmienić
opatrunki, bo nasiąkły krwią. Tyle, że nie mam ochoty ruszać się z miejsca.
Drzwi do pokoju się uchyliły i po cichu
wkradły się do niego cztery osoby. Piotrek nadal leżał skulony pod kocem
rozważając, czy warto jest wstawać. Był dość mocno pogrążony w myślach, bo
nawet nie zauważył czterech intruzów w sypialni. Otworzył oczy i ku zdziwieniu
zobaczył twarze bliźniaków.
- Dzień dobry! – Wrzasnęły radośnie
dzieci chórem. – Wstawaj, wstawaj!
- Jak długo masz zamiar jeszcze tak się
lenić? – Spytał pochmurny Kamil. – Już po dwunastej.
- Mam okazję się trochę polenić, to z
niej korzystam – prychnął spokojnie Piotrek siadając na łóżku i zrzucając z
siebie koc. Miał na sobie dresowe spodnie i czarny podkoszulek. – Coś kiepsko
zapowiada się ten dzień. Mam przeczucie, że będzie tak przez czas trwania tego
Zgromadzenia.
- Myślisz, że przyjedzie tu twój ojciec?
– Dopytywał ciekawy Kamil. – Z tego co słyszałem, to z pewnością będzie tu ktoś
z Murdochów.
- Ta, wiem – ziewnął Piotrek
jednocześnie się przeciągając – Mam nadzieję, że ojca tu nie spotkam.
Wystarczy, że będzie tu Zygfryd lub Edward. Mogę wiedzieć, co was do mnie
sprowadza?
- Bo, bo my chcieliśmy złożyć ci
życzenia urodzinowe. – Wyjaśniał nieśmiało Pierre. – Wiem, że trochę na to za
późno, ale nie wiedzieliśmy, kiedy one wypadają. Potem non stop przebywałeś z
Dante i ciężko nam było złapać cię samego.
- Rozumiem – przerwał chłopcu Piotrek –
Dzięki za ten gest.
- Chcemy, żebyś już na zawsze z nami
został – oświadczył wesoło Jacuś – I żebyś już nigdy nie znikał.
- Mów co cię martwi – dodał w końcu
spokojnie Kamil – Jesteś dla nas rodziną, czyli kimś naprawdę ważnym. Nie
zaszkodzi, jak zrzucisz na nas trochę swoich zmartwień. Może nie zrozumiemy
zbyt wiele, ale zawsze będzie ci lżej, gdy wyrzucisz z siebie ten ciężar.
- Nie zmieniaj się – wtrącił Pierre –
Jesteś naprawdę świetnym starszym bratem, choć nie jesteśmy ze sobą
spokrewnieni, to nadal chciałbym byś nim był. Bądź po prostu sobą.
- Dbaj o siebie – Agatka dotknęła dłoni
Piotrka siląc się na powagę i spokój w głosie. Jednak nie wytrzymała napięcia i
się rozpłakała. – Nie chcę byś znowu był ranny. Nie chcę, żeby pan Dante na
ciebie krzyczał i nie chcę, żebyś umarł jak mama i tata. Proszę zostań z nami i
o siebie dbaj.
- Przecież obiecałem się wami zająć –
Piotrek przytulił płaczącą dziewczynkę i pogładził jej włosy – Nie płacz.
No, już. Nigdzie się nie wybieram, a nawet gdybym chciał to zrobić, to
zabrałbym was ze sobą.
- Naprawdę?! – Zdziwił się Kamil. – Nie
zostawisz nas z Dantem i Rose?
- To ja się wami mam zająć, a nie ród
Sicarius – oświadczył Piotrek w lekkim uśmiechu – Tak postanowiłem i zdania nie
zmienię.
Jacuś poszedł w ślady siostry i także
wtulił się w Piotrka. Chłopak skinieniem przywołał skonsternowanego Kamila,
który po chwili wahania dołączył do rodzeństwa. Tylko Pierre stał ze
spuszczonym wzrokiem bojąc się zrobić jakikolwiek ruch.
- A ty na co czekasz? – Zadał mu pytanie
Piotrek. – Chodź i siądź koło nas, zamiast udawać cichociemnego czając się z
boku.
- Opatrunek ci przecieka – zauważył
Kamil z zaniepokojeniem w głosie – Powinieneś go zmienić.
- Wiem – przyznał mu rację Piotrek – Nie
chcę straszyć dzieci twoimi krzywymi szwami.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne – Odparł
obruszony Kamil. – Lepsze takie, niż żadne. Ciesz się, że w ogóle cię
pozszywałem.
- Nie obrażaj się – Kasztanowłosy
roztrzepał chłopcu grzywkę w śmiechu – Dzięki za to.
- Pomożemy ci zmienić opatrunki –
uśmiechnął się złośliwie Kamil, coś knując – Prawda maluchy?
- Tak! – Zawołały radośnie bliźniaki –
Pomożemy!
- W takim razie – Kamil wskazał na
Piotrka – musimy przed tym zdjąć z niego koszulkę. Do dzieła dzieciaki.
- Hej, to nie fair – zarzucił mu Piotrek
– Nie mam szans z waszą czwórką.
- Fair czy nie – Chłopiec z satysfakcją
patrzył, jak jego rodzeństwo zdziera z kasztanowłosego koszulkę – liczy się szczytny
cel.
- Jak się z tego wykaraskam – rzucił
broniąc się przed dziećmi Piotrek – Pokażę ci mój szczytny cel.
Bliźniaki w końcu zdjęły z chłopaka
podkoszulek i wesoło biegały z nim po pokoju. Piotrek zmęczony siedział na
łóżku się śmiejąc. Pierre zbladł widząc ilość zakrwawionych opatrunków do
zmiany. Kamil zaś poszedł do łazienki po apteczkę.
- To od czego zaczynamy? – Spytał
chłopiec wracając z plastikowym pudełkiem ze środkami potrzebnymi mu do
opatrunku. – Ramię czy bok?
- Wiesz, że sam mogę się tym zająć? – Westchnął Piotrek, kiedy Kamil pomału zaczął odwijać bandaż z jego boku. – Nie
musisz się zmuszać.
- Wiem, ale chcę to zrobić. – Upierał
się przy swoim chłopiec. Pierre usiadł przy koledze i zaczął przygotowywać
potrzebne rzeczy. – Nie ruszaj się przez chwilę i daj mi działać.
- Ok. – Zgodził się Piotrek ustępując
chłopcu. – Działaj.
Kamil dość szybko uwinął się z bokiem
Piotrka i kończył już przemywać ranę na ramieniu, kiedy do sypialni wszedł
Dante.
- Mogłem się spodziewać, że może do tego
dojść. – Zaśmiał się z zastanego widoku, po czym spytał Piotrka. – Dobrze się
bawisz?
- Wręcz świetnie – warknął kasztanowłosy
plecami zwrócony do drzwi – To starcie przegrałem z kretesem. Najpierw
zbombardowano mnie łzami, a później napadnięto i kazano dać działać.
- Rozumiem – Dante wpuścił do pokoju
przyprowadzonych gości – Ktoś chce z tobą mówić.
- Czyżby? – Piotrek nawet się nie
odwrócił. – O czym?
- Oczywiście o tobie – Sofii Laverno
wkroczyła do pokoju omiatając go czujnym spojrzeniem. Nieco zdziwił ją widok
bawiących się dzieci. – Nie sądziłam, że będzie tu aż tak wesoło.
- Babcia? – Pierre z szoku wypuścił z
rąk nożyczki. – Wujek Fabrizio?
- Ta, podejrzewałem, że do czegoś
takiego dojdzie – szepnął załamany chwilowo Piotrek – No cóż.
- Nie jęcz tam pod nosem, tylko się
przywitaj – nakazała surowo kobieta – No, Piotrze.
- Witaj – rzucił krótko Piotrek – Miło,
że wpadłaś?
- Witaj – naciskała staruszka – Chyba o
czymś zapomniałeś.
- Witaj babciu – Piotrek odchylił do
tyłu głowę, by spojrzeć na gości. – W tej chwili nie mogę podejść, ani się
odwrócić, bo nakazano mi siedzieć spokojnie do czasu zmiany opatrunków.
- Od kiedy to jesteś taki posłuszny? –
Zaśmiał się Fabrizio wchodząc do pokoju. – Ostatnio gdy cię widziałem
wyglądałeś nieco inaczej.
- Możemy o tym nie wspominać? – Poprosił
podłamany Piotrek. – Ta misja źle odbija się na mojej psychice, nawet po tak
długim odstępie czasu.
- Wyglądałeś naprawdę pięknie – droczył
się z nim Fabrizio – Te długie, czarne włosy i skrzętnie dobrana sukienka, idealnie do ciebie pasowały.
- Ktoś tu stąpa po cienkim lodzie –
zauważył Dante szybko zmieniając temat – Lepiej nie wracać do przeszłości.
- Czy mogłabym pozostać sama z moim
upartym wnukiem? – Zapytała staruszka kładąc rękę na ramieniu Dantego, czym
nieźle go zaskoczyła. – Chcę zamienić z nim kilka zdań.
- Rozumiem – sapnął Dante, a następnie
odwrócił się w stronę dzieci – Suliki za mną. A ty Pierre przy okazji zabierz
ze sobą swojego wujka.
Wszystkie dzieci pomaszerowały za
Sicariusem, a Pierre wykonał polecenie mężczyzny i chwycił za rękę Fabrizia
ciągnąc go za sobą. Pokój szybko opustoszał i zostali w nim jedynie Piotrek z
babcią. Kobieta podeszła do wnuka i usiadła obok niego.
- Jak się czujesz? – Zmartwiona
odsłoniła oczy chłopaka zasłaniane przydługą grzywką. – Obiecałeś mi, że
będziesz o siebie dbał, a teraz widzę cię niemal całego w bandażach.
- To nic takiego – starał się jej
mocniej nie martwić – Trochę poboli i przestanie.
- Nigdy się nie zmienisz w tej kwestii –
odparła z rezygnacją w głosie staruszka – Wiesz, że możesz zostać wezwany przed
oblicze Zgromadzenia?
- Wiem – przyznał Piotrek lekko
podminowany – Dante coś wspominał na ten temat.
- Może być tak, że w ogóle cię nie wezwą
i rozpatrzą twoją sprawę za twoimi plecami – wyjaśniała spokojnie kobieta – Może
być też tak, że cię wezwą i zasypią lawiną pytań lub pozwolą ci samemu
zdecydować, do którego rodu powinieneś należeć.
- W sumie, to tak podejrzewałem –
mruknął w zamyśleniu chłopak – Wiesz babciu, tak naprawdę sam dotąd nie
wiedziałem czego chcę. Cały czas poszukiwałem czegoś o czym nie miałem
zielonego pojęcia. Taki nieuchwytny cel, skrywany pod płaszczykiem walki o
wolność i niezależność. Dopiero, jak poznałem Dantego i związałem swoje życie z
trójką sierot dostrzegłem tworzącą się między nami więź. Nie chciałbym tego
stracić.
- Rozumiem, że chciałbyś pozostać z
Dante – uśmiechnęła się do wnuka – Jednak to nie będzie możliwe. Prawo do
ciebie mogą rościć tylko ci, z którymi wiąże cię krew. Są to rody: Murdoch,
Laverno i Veneni, jak i organizacja Thanathos.
- Czyli mam do wyboru Zygfryda, ciebie,
Nicole lub ojca – zasępił się Piotrek – Są jakieś kryteria wyboru?
- Procedura wygląda następująco –
oświadczyła cicho staruszka – Aby dokonać wyboru, musisz przez minimum miesiąc
mieszkać w środowisku, z którym ostatecznie zdecydowałbyś związać resztę
swojego życia. Okres pobytu ustala się na Zgromadzeniu.
- Wychodzi na to, że nie będę miał nic
do gadania w tej kwestii – zauważył podłamany chłopak – Nie można ustalić jednakowego
czasu pobytu u wszystkich?
- Sprawiedliwe podejście – przyznała
kobieta – Jednak rzeczywistość taka nie jest. Hierarchia decyduje o kolejności
i ilości.
- Podsumowując, muszę siedzieć cicho i
się dostosować – Piotrek nie krył swojego niezadowolenia – A co jeśli
znalazłbym inne wyjście? Takie, które uwolniłoby mnie od planów ojca i stryja?
- Wszystko jest możliwe – kobieta
obdarzyła wnuka ciepłym spojrzeniem – Zawsze znajdzie się droga ucieczki.
- Wiem, że najprostszym sposobem na
ucieczkę byłoby wybrać ciebie lub Nicole – tłumaczył się kasztanowłosy – Jednak
nie chcę obarczać was swoimi problemami i sprawiać wam kłopotów. Na razie nie
mam pojęcia jak to zrobię, ale znajdę z tego wyjście.
- Tego jestem pewna – zaśmiała się
staruszka przytulając chłopaka – W końcu jesteś moim wnukiem.
* * * * *
Był wczesny ranek, kiedy Dante wstał z
łóżka. Niechcący obudził Piotrka, który leniwie podniósł się do siadu.
- Dopiero siódma – Piotrek ziewnął
patrząc na zegarek w komórce – Tak późno wróciłeś z wczorajszego zebrania, a
już musisz wstawać?
- Niestety – sapnął cicho Dante
narzucając na siebie koszulę i spiesznie ją zapinając – Kolejne spotkanie
rozpoczyna się punkt dziewiąta, a przed tym muszę uporządkować kilka spraw.
- Czyli, że znowu nie będę cię widział
prawie cały dzień? – Skarżył się chłopak oplatając rękoma jedno z kolan. – Rose
zabrała Kamila i Pierre w ostateczności też pojechał. Trochę niepewnie się
czuję w tym domu, kiedy nie ma cię przy moim boku.
- Miło mi słyszeć, że tęsknisz – Dante
usiadł przy zasępionym chłopaku – Jednak nic na to nie poradzę. Muszę uczestniczyć
w każdym zebraniu Zgromadzenia, jako sukcesor dziadka. Wczesnym popołudniem
jest przewidziana przerwa obiadowa i chwila odpoczynku po niej. Myślę, że wtedy
moglibyśmy się spotkać w biblioteczce.
- Jakoś się tam przekradnę – zgodził się
Piotrek w nieco lepszym nastroju – Ale nie będę musiał jeść ze wszystkimi
obiadu, prawda?
- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby –
zaśmiał się Dante widząc minę partnera – Czas na mnie.
- Tylko zjedz porządne śniadanie –
zasugerował chłopak – Musisz mieć dużo sił, by nie zasnąć słuchając nudnych
raportów.
- Będę miał to na uwadze – pożegnał się
mężczyzna wychodząc z pokoju – Miłego dnia.
Piotrek starł się ponownie zasnąć,
jednak nie mógł. Wstał więc i wziął poranny prysznic zmywając z siebie resztki
snu. Ubrał się, po czym opuścił pokój. Ostrożnie skierował się w stronę
sypialni Rose, gdzie powinny znajdować się bliźniaki. Z doświadczenia wiedział,
że zbliżała się pora ich pobudki. Powoli otworzył drzwi, a po chwili dwie małe
przylepy przylgnęły do jego boków.
- Dzień dobry! – Zawołały chórem
bliźniaki ciesząc się widokiem chłopaka. – Piotr, Piotr, zrobisz nam śniadanko?
- Pod warunkiem, że szybko umyjecie
buzie i się ubierzecie – zgodził się Piotrek w lekkim uśmiechu – To jak?
Dzieci szybko pobiegły do łazienki,
gdzie wykonały polecenie Piotrka. Po niecałym kwadransie były kompletnie
ubrane.
- To teraz śniadanko – śpiewały pod
nosem zadowolone dzieci – Śniadanko, śniadanko.
- A co chcecie na to śniadanko? – Spytał
zielonooki, kiedy wchodzili do kuchni. Na szczęście okazała się być pustą.
Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę ósmą. – Wszyscy pewnie jedzą teraz
śniadanie w salonie.
- Chcemy naleśniki! – Krzyknęły dzieci
uderzając rączkami w blat stołu kuchennego. – Naleśniki!
- Ok. w takim razie naleśniki – zaśmiał
się Piotrek omiatając badawczym spojrzeniem kuchnię. – Musicie chwilę zaczekać,
bym mógł się tu trochę rozeznać, dobrze?
- Yhm – zgodziły się bliźniaki nieco
uspokajając.
Piotrek kilka minut spędził na
poszukiwaniach potrzebnych mu produktów i naczyń. Następnie zabrał się do
pracy. Smażenie szło mu dość sprawnie i po jakimś czasie z uzyskanego ciasta
powstał sporawy kopczyk placków. Wcześniej pokroił kilka znalezionych jabłek i
podsmażył je z cukrem i cynamonem tworząc powidła do naleśników. Na koniec
zaparzył jeszcze herbatę.
- Śniadanie gotowe – obwieścił dzieciom
stawiając na stół talerz z plackami i miseczkę z powidłami jabłkowymi.
Przestudził nieco herbatę ze względu na bliźniaki przed podaniem. Usiadł
naprzeciw dzieci i nałożył każdemu po jednym naleśniku. – Smacznego.
Jacuś z Agatką pałaszowały ze smakiem
swoje placki, a Piotrek wzdychając popijał herbatę w zamyśleniu. Nagle poczuł,
że ktoś siada obok niego, a stojący tuż pod jego nosem talerz z naleśnikiem
przesunął się w jego prawo. Zdumiony zwrócił wzrok w tym kierunku i ku swemu
zaskoczeniu ujrzał Dantego.
- Nawet nie wiesz, jak brakuje mi twojej
kuchni – uśmiechnął się mężczyzna przełykając jeden z kęsów. – Jak zwykle
świetna robota.
- Ale to był mój… –
Piotrek prawie bezgłośnie zaczął zdanie, jednak widok zadowolonej twarzy partnera wywołał u niego uśmiech. – Cieszę się, że ci smakuje.
- Ty też powinieneś zjeść – oświadczył
Dante wpychając kawałek naleśnika do ust chłopaka – Jeśli się nie pospieszysz,
to wszystko zjemy.
- Czy w tej chwili nie trwa śniadanie w
salonie? – Spytał oprzytomniając zielonooki. – Nie powinieneś tam teraz być?
- Nie – rzucił nie przerywając jedzenia
mężczyzna – Muszę być jedynie na spotkaniach. Posiłki w to się nie wliczają.
- Rozumiem – sapnął Piotrek – Z czego
zrezygnowałeś na rzecz naleśników?
- Z jajek na bekonie i tostów – wyjaśnił
Dante – Czując zapachy dobiegające z kuchni, przyszedłem tutaj. Twoje śniadania
stawiają człowieka na nogi i są o wiele ciekawsze.
- Mam nadzieję, że to prawda –
zastanawiał się Piotrek – Mile słuchać tyle komplementów z rana od bliskich
osób.
- W kwestii twojego jedzenia nigdy nie
kłamię – zapierał się w żartach Dante, ale po chwili zerknął na zegarek i mina
mu zrzedła – Czas bym szedł. Dzięki za pyszne śniadanie.
Po tych słowach Dante opuścił
pomieszczenie, a Piotrek dokończył swoją porcję. Następnie zmył naczynia i
powoli ruszył do pokoju zabaw z bliźniakami. Tam zastał szóstkę dzieci w różnym
wieku. Najmłodsze miało cztery lata, a najstarsze dwanaście. Bawiła się z nimi
matka Dantego, pani Felicja. W pewnej chwili kobieta się zachwiała i upadła na
podłogę. Piotrek bez zwłoki do niej podbiegł i pomógł wstać.
- Dobrze się pani czuje? – Spytał mocno
zaniepokojony widząc, że ledwo utrzymuje się na nogach. – Bo na to nie wygląda.
- To tylko lekkie przemęczenie – starała
się go uspokoić kobieta siadając w fotelu – Ostatnio miałam trochę dużo spraw
na głowie. Do tego dziś nie ma kucharza i powinnam zrobić jakiś obiad dla gości,
nie licząc opieki nad dziećmi.
- Gdzie jest pani pokój? – Piotrek nie
miał zamiaru dawać się przepracowywać kobiecie – Zaprowadzę tam panią. Zajmę
się wszystkim, dlatego będzie pani mogła odpocząć.
- Miło z twojej strony dziecko, ale
jednak nie mogę się na to zgodzić – kłóciła się z nim pani Sicarius – Jesteś
jednym z moich gości i nie godzi się byś pełnił rolę opiekunki i kuchcika.
- Mnie to nie przeszkadza – upierał się
przy swoim Piotrek – W ten sposób odwdzięczę się za gościnę i opiekę tamtej
nocy, gdy było ze mną źle. A poza tym sama pani mówiła, abym czuł się tu jak u
siebie.
- Wygrałeś – skapitulowała kobieta – Mój
pokój znajduje się na drugim piętrze, ostatnie drzwi na lewo.
- Rozumiem – Piotrek nakazał bliźniakom
i starszym dzieciom zająć się sobą podczas jego nieobecności, po czym
zaprowadził panią Felicję do jej sypialni. Tam pomógł się jej położyć na łóżku
i przykrył ją kocem. – Proszę spróbować się zdrzemnąć i niczym się nie martwić.
- Spróbuję – szepnęła kobieta z
wdzięcznym spojrzeniem – Powodzenia.
Piotrek wrócił do pokoju zabaw, po czym
zebrał wszystkie dzieci i wyjaśnił co będą robić. Następnie zabrał je ze sobą
do kuchni i każdemu z osobna przydzielił jakieś zadanie nie wymagające
posługiwania się ostrymi narzędziami. W mig uporał się z obiadem wstawiając
pieczeń i dusząc warzywa na parze. Zdążył nawet upiec ciasto. Na szczęście
służba zajęła się resztą, czyli rozłożeniem naczyń na stole w salonie i
podaniem obiadu gościom. On z dziećmi zjedli wcześniej i teraz wyszli przed dom
urządzając bitwę na śnieżki. Kiedy pora obiadu minęła i wrócił z podopiecznymi
do środka, od razu ruszył do biblioteczki. Niestety dzieci podążyły za nim nie
chcąc tracić go z oczu. Dantego jeszcze nie było, dlatego z zaciekawieniem
omiótł pomieszczenie.
- Poczytasz nam braciszku? – Spytała
jedna z sześciolatek, Alicja ciągnąc go za nogawkę spodni. – Prosimy.
- A może chcielibyście iść i zobaczyć,
jak czuje się wasza babcia? – Próbował choć na chwilę uwolnić się od dzieci, jednak
nic z tego nie wychodziło.
- My chcemy żebyś nam poczytał –
oświadczył Klaus, najstarszy z dzieci – Zrób to, tak ładnie cię prosimy.
- No dobrze – Piotrek wreszcie uległ i
dzieci zapełniły podłogę wokół jednego z foteli. Zielonooki chwilę poszukiwał
odpowiedniej książki, aż znalazł. – Poczytam wam baśnie Andersena, a mianowicie
„Królową Śniegu”.
Zaczął czytać, a dzieci uważnie słuchały
każdego zdania. W momencie, gdy Gerda została uwięziona przez samotną wiedźmę,
do biblioteczki wszedł Dante. Piotrek przerwał czytanie, czym wywołał
niezadowolenie swoich słuchaczy.
- Dzieci po prostu do ciebie lgnął –
zauważył Dante siadając w drugim z foteli – Nawet nie wiesz, jak im
zazdroszczę.
- To zostań z nami wujku – zaproponowała
mała Alicja – Braciszek czyta nam bajkę.
- Chętnie bym tak zrobił, jednak nie
mogę – westchnął zmęczony Dante – Może innym razem. Porwę na chwilę braciszka,
dobrze?
- A ile ta chwila potrwa? – Zapytał
siedmioletni Kira zaniepokojonym głosem – Długo?
- Tak z półgodzinki – wyjaśnił Dante –
Tymczasem zajmie się wami jedna z pokojówek, ok.?
- No, dobrze – zgodziły się niechętnie
dzieci pozwalając Piotrkowi opuścić biblioteczkę wraz z Dante.
- Wiesz, zanim zaczniemy naszą pogawędkę
– zaczął cicho Piotrek – Myślę, że powinniśmy zrobić pewną rzecz.
- A mianowicie? – Zdziwił się Dante. – Co
jest?
- Zróbmy herbatę i zanieśmy twojej mamie
do jej pokoju – zaproponował Piotrek – Zasłabła z rana i trochę martwię się,
czy jest z nią już lepiej.
- Rozumiem – uśmiechnął się Dante – W
takim razie chodźmy.
Sprawdzili stan zdrowia pani Felicji,
jednocześnie uspokajając ją, że wszystko jest w należytym porządku. Dante
zawiadomił o zasłabnięciu swojej matki dziadka, który wezwał do domu Rose.
Następnie udali się do swojego pokoju, by spokojnie porozmawiać.
- Z tego co widzę, to musisz słuchać tam
ciężkich tematów – zauważył Piotrek, kiedy weszli do sypialni – Niemrawo
wyglądasz.
- I tak się czuję, kiedy pomyślę, że
muszę tam jeszcze wrócić – sapnął znudzony mężczyzna – Ale obiad postawił mnie
na nogi. Od razu wyczułem w nim twoją rękę.
- Robiłem go wspólnie z dziećmi –
zawstydził się Piotrek nieprzyzwyczajony do komplementów – Cieszy mnie, że ci
smakowało.
- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że
Zgromadzenie przedłuży się minimum do tygodnia – odparł podłamany Dante – Każdy
ma do zdania raporty z postępów swoich interesów, a na domiar tego jeszcze nie
wszyscy przybyli. Nie ma nikogo z Thanathosa i brakuje przedstawicieli dwóch
rodów. Ten koszmar chyba nigdy się nie skończy.
- Dasz radę – Starał się podtrzymać
partnera na duchu – Wierzę, że dasz z siebie wszystko Dante, a w wolnych
chwilach możesz liczyć na mnie.
- Nawet nie wiesz, jak wiele dla mnie
znaczą te słowa – uśmiechnął się mężczyzna opadając na ramiona Piotrka – Tak
się cieszę, że mam kogoś takiego, jak ty.
- Ja też cieszę się, że mam ciebie – odwzajemnił
uśmiech Piotrek, po czym pocałował swojego partnera – To na wzmocnienie na
resztę dnia.
Dante w szoku spojrzał na chłopaka, po
czym sam pocałował jego usta.
- Będę potrzebował tego więcej –
szepnął, na chwilę przerywając – Daj mi więcej tej siły.
- Dobrze – zgodził się Piotrek
obdarzając mężczyznę ciepłym spojrzeniem, następnie zachęcił partnera do
pocałunku. Kiedy skończyli, wyszli z pokoju z poprawionymi humorami. Każdy
ruszył w swoją stronę, Dante na zebranie, a Piotrek do biblioteczki.
Do wieczora chłopak opiekował się
dziećmi, a kiedy nadeszła pora spania, ululał każde z osobna. Przed powrotem do
sypialni, zajrzał jeszcze do pani Felicji sprawdzając jej samopoczucie. Kobieta
czuła się i wyglądała o niebo lepiej, po całodniowym wypoczynku, dlatego
Piotrek w spokoju mógł położyć się spać.
Rose przyjechała z samego rana. Pełna
energii wciągnęła za sobą do domu pochmurnego Kamila. Od razu ruszyła do swojej
sypialni nakazując chłopcu zostać w przybocznym saloniku obok wejścia.
Otworzyła drzwi do siebie w momencie, gdy bliźniaki zaczęły się budzić. Agatka
przetarła zaspane oczka i chwilę wpatrywała się w kobietę.
- Ciocia Rose! – Ucieszyła się
dziewczynka wyskakując z łóżka i przytulając ciemnowłosą. – Wróciłaś!
Jacuś jednak nie podzielał szczęścia siostry
i obojętnie spojrzał na Rose.
- Dzień dobry mały – przywitała się z
chłopcem kobieta – Dobrze spałeś?
- Dobry – odpowiedział cicho blondynek
wstając z łóżka – I jakoś.
- Ta – zaśmiała się pod nosem Rose – Z
pewnością jesteś bratem Kamila.
Piotrek z zamiarem uszykowania śniadania
bliźniakom i Dantemu wstał godzinę wcześniej, żeby wyrobić się w czasie. Jednak
cały trud spalił na panewce, bo po kuchni krzątał się zaborczy szef kuchni z
miną dyktatora. Zielonooki nie zdążył nawet przekroczyć progu pomieszczenia, a
został wyrzucony. W szoku i lekko rozczarowany wrócił do pokoju, gdzie spał
jeszcze Dante. Ostrożnie usiadł na skraju łóżka nie chcąc budzić partnera, z
osowiałą miną. Nagle został pociągnięty do tyłu i runął plecami na posłanie.
- Czemu już wstałeś? – Spytał sennym
jeszcze głosem chłopaka. – I czym się tak martwisz?
- Chciałem zrobić ci śniadanie –
westchnął zrezygnowany kasztanowłosy – jednak taki dziwny kucharz dosłownie
wykopał mnie z kuchni nim zdążyłem do niej wejść.
- Czyli poznałeś Pabla – zachichotał
mężczyzna – To dość ekscentryczna postać w tym domu. Nie przejmuj się. Uznaje
jedynie zdanie dziadka i mojej mamy.
- Aha – mruknął Piotrek – Mam się nie
przejmować, ok.
- Hm, jest dopiero kwadrans po szóstej –
szepnął Dante zerkając na zegarek – A dzisiejsze spotkanie będzie dopiero
popołudniu. Mamy odrobinę czasu dla siebie.
- Chyba nie chcesz – zaczął zaskoczony
chłopak podejrzewając o co chodzi – A co jeśli ktoś wejdzie?
Dante wstał z łóżka i w milczeniu
podszedł do drzwi. Następnie przekręcił klucz w zamku, dla pewności dwukrotnie.
- Załatwione – uśmiechnął się wracając
do łóżka – Nikt tu nie wejdzie, ani stąd nie wyjdzie.
- Myślę, że raczej powinieneś jeszcze
trochę pospać i odpocząć – rzucił zaniepokojony Piotrek – Przez kilka ostatnich
dni mało spałeś i widzę, że jesteś zmęczony.
- Nie odwlekaj nieuniknionego – ziewnął
Dante z pożądaniem patrząc na chłopaka – Zrób mi tę przyjemność i się rozbierz.
- Niech ci będzie – przełamał się
Piotrek zaczynając ściągać ubrania. Kiedy skończył, zawstydzony zakrył się
kocem. – Już.
- Eh – Dante od razu ściągnął z chłopaka
koc – Daj mi na siebie popatrzeć trochę dłużej.
- Kiedy to takie zawstydzające –
rumienił się Piotrek – Do tego pożerasz mnie wzrokiem. To taki impuls
samozachowawczy, że chcę się przed tym uchronić.
- Nie wstydź się swojego wyglądu –
polecił mu Dante, subtelnie głaszcząc tors chłopaka – Uwielbiam na ciebie
patrzeć i gładzić tę delikatną, bladą skórę. Kiedy cię dotykam, czuję gęsią
skórkę na twoim ciele. Twoje zakłopotanie i niepewność w oczach dodają ci
jedynie erotyzmu.
- Ok. rozumiem – przerwał mu czerwony po
uszy chłopak – Proszę przestań mówić już te zawstydzające rzeczy.
- Cóż, nic nie poradzę na to, że stałeś
się moim światem – zaśmiał się mężczyzna całując Piotrka w czoło. Następnie
muskał ustami ciało chłopaka powoli schodząc niżej. Zielonooki chciał się
odwrócić, jednak Dante go zatrzymał. – Chcę widzieć twoją twarz.
Dante usiadł w pozycji półleżącej, po
czym klepnięciem nakazał chłopakowi na siebie wejść. Piotrek nieśmiało wykonał
polecenie partnera, który rozszerzając jego pośladki ostrożnie włożył pomiędzy
nie swojego członka. Kasztanowłosy pomału zaczął się zniżać niejako do siadu,
tym samym pogłębiając penetrację. Dante zniecierpliwiony ślamazarnością
chłopaka, chwycił go za biodra i mocno do siebie przycisnął sprawiając tym
całkowite wejście w partnera. Piotrek jęknął głośniej z doznanego szoku i bólu,
jednak nie narzekał, a zamiast tego zaczął powoli poruszać lędźwiami. Mężczyzna
długo tak nie wytrzymał powalając na poduszki zielonookiego. Zmieniając
dotychczasową pozycję ułożył go w dogodniejszy dla siebie sposób, by mieć
głębsze dojście, po czym zaczął serię silniejszych pchnięć doprowadzając
chłopaka niemal do szaleństwa. Po wszystkim przytulili się do siebie i zasnęli.
Dwie godziny później obudziło ich pukanie do drzwi. Z początku chcieli to
zignorować, jednak pukanie przerodziło się w walenie zmuszając tym samym do pobudki.
- Czego chcesz Rose! – Wrzasnął Dante
nie wstając z łóżka. – Daj ludziom trochę pospać!
- Masz mi natychmiast oddać Piotrka! –
Kłóciła się przez drzwi z bratem ledwie słyszalnym przez nie głosem. – Śpij
sobie ile wlezie, ale ja potrzebuję twojej żonki.
- Że niby kogo?! – Dotychczas jeszcze
tkwiący w półśnie Piotrek zerwał się do siadu kipiąc ze wściekłości. – Kto jest
niby czyją żoną! Zabiję ją!
- Ochłoń – uspokajał go Dante – Jej
właśnie o to chodzi, byś wytrącił się z równowagi.
- I udało się jej – Piotrek wyskoczył z
łóżka i pędem ruszył do łazienki. Po kilku minutach wyszedł ubrany jedynie w
jeansy spiesznie wycierając mokre włosy.
- Powinieneś jeszcze zmienić opatrunki –
zauważył Dante widząc zabrudzone krwią bandaże. Wstał z łóżka i niespiesznie
podszedł do drzwi. Przekręcając klucz w zamku uderzył pięścią w ich framugę. –
Wygrałaś!
Dante ruszył do łazienki, a Rose nie
kryjąc zadowolenia wkroczyła do pokoju. Po chwili mężczyzna wrócił z apteczką
pod pachą i kierując się w stronę łóżka zgarnął po drodze Piotrka z ręcznikiem
na głowie.
- Czas zmienić opatrunek – oświadczył
popychając chłopaka na posłanie – Przy okazji zobaczymy, jak goją się rany.
- Równie dobrze mógłbym zrobić to sam –
speszył się Piotrek, jednak poddał się widząc spojrzenie Dantego – Zresztą
nieważne.
Rose cierpliwie czekała, aż jej brat
zmieni opatrunki Piotrkowi. Dobrze wiedziała, że oboje są mocno niezadowoleni z
narzuconej sytuacji. Nie chciała zabierać im wolnego czasu, jednak była do tego
zmuszona. Nie za bardzo umiała radzić sobie z większą grupą dzieci w
odróżnieniu od Piotrka. Miała lekkie wyrzuty sumienia z powodu stanu zdrowia
chłopaka i szczerze wolałaby pozwolić mu w spokoju dochodzić do siebie, ale
uniemożliwiała to sytuacja w domu. Sprawa Zgromadzenia, chora matka i dzieci
bez opieki, było tego zbyt wiele do ogarnięcia samodzielnie. Kiedy Dante
skończył opatrywać zielonookiego i odniósł na miejsce apteczkę, wyrwała się z
zamyślenia.
- Skoro już skończyliście – zaczęła
ukrywając roztargnienie myśli – Zabieram Piotrusia ze sobą.
- Może dasz mu się do końca ubrać? – Westchnął zmęczony Dante. – Po co ten pośpiech?
- Dochodzi dziewiąta – wyjaśniała bratu
– a punkt dziewiąta rozpoczyna się śniadanie. Ktoś musi zebrać dzieci do kupy,
bo ja idę zająć się mamą.
- I do tego potrzebny ci Piotrek? –
Zdziwił się mężczyzna. – Wczoraj sam poradził sobie z całym tym majdanem spraw
bez niczyjej pomocy.
- Chciałam zauważyć, że ja na co dzień
nie zajmuję się domem i dzieciakami – poskarżyła się kobieta – Piotrek to
chodząca kura domowa w męskim wydaniu, a ja jestem na bakier z praniem,
sprzątaniem, gotowaniem i tym podobnym rzeczom.
- Ok. zrozumiałem – Piotrek nieco
zirytowany uspokajał rodzeństwo Sicarius – Oboje jesteście na bakier z pracami
domowymi, dlatego skończcie tę bezsensowną przepychankę słowną. Dante wraca do
łóżka, a ja idę z Rose.
Piotrek chwycił Dantego za ramię i
podprowadził do łóżka.
- Odpocznij póki możesz – rozkazał, a
raczej poprosił mężczyznę – Ledwie stoisz na nogach, a popołudniu znowu musisz
iść na zebranie.
- Dobrze – zgodził się Dante wracając do
łóżka – Skoro tak ładnie prosisz.
- Miłych snów – pożegnał się z
partnerem, po czym wyszedł z pokoju razem z Rose.
Ciemnowłosa zaprowadziła chłopaka do
niewielkiej jadalni w pobliżu kuchni. Tam czekały już w większości dzieci.
Brakowało jedynie dwójki maluchów Alicji i czteroletniego Bena. Piotrek od razu
ruszył do ich pokoju podejrzewając w czym tkwi problem. Kiedy tam wszedł,
potwierdził swoje przypuszczenia. Dziewczynka starała się ubrać młodszego
braciszka, który w ogóle z nią nie współpracował. Kasztanowłosy podszedł do
dzieci i przykucnął przy nich ciepło się uśmiechając. Alicja z frustracją
rzuciła się na chłopaka wybuchając płaczem podobnie zrobił Ben. Jakoś uspokoił
tę dwójkę, a następnie ubrał czterolatka. Kwadrans po dziewiątej cała trójka
weszła do jadalni zajmując wolne krzesła.
- W co się dzisiaj pobawimy braciszku? –
Spytał nagle Klaus wbijając w Piotrka ciekawe spojrzenie. – Ciocia Rose
powiedziała, że dziś także się nami zajmiesz.
- Myślę, że możemy wyjść i pobawić się
na podwórku – odpowiedział Piotrek zezując na widok zza okna – Jest ładna
pogoda i nie widać żadnych przeciwwskazań. Ulepimy ogromnego bałwana, porzucamy
się śnieżkami i może porobimy aniołki na śniegu. Co o tym myślicie?
- Brzmi nieźle – Ucieszył się Kira
odgarniając z czoła czarną grzywkę. – Jeszcze nigdy tego nie robiłem, bo tam
gdzie mieszkam rzadko pada śnieg.
- To postanowione – zarządził Piotrek w
lekkim uśmiechu – Po śniadaniu robimy przerwę na toaletę, a potem ciepło się
ubieramy i wychodzimy na zewnątrz.
Dzieci w zadowoleniu krzyknęły na zgodę,
po czym ochoczo zabrały się do jedzenia śniadania.
Dochodziła jedenasta, kiedy wreszcie
udało się Piotrkowi wyjść z dziećmi przed dom. Pogoda była naprawdę ładna, bo
na niebie nie było ani jednej chmurki. Znalazł idealne miejsce do robienia
aniołków po prawej stronie, kilka metrów od frontowego wejścia. Nakazał
dzieciom utworzyć krąg w odległości od siebie na długość ich rąk.
- Skoro już utworzyliśmy koło – zawołał do
dzieci – To teraz rzućcie się plecami na śnieg i machajcie rękami i nogami,
jakbyście robili pajacyka. O tak, jak ja.
Piotrek wykonał swojego aniołka, po czym
wstał i pomagał każdemu z osobna. Jego podopieczni byli bardzo zadowoleni z tej
zabawy w ogóle tego nie kryjąc. Ulepili bałwana i zaczęli rzucać się śnieżkami.
Przez cały czas dzieci były w ruchu, przez co nie odczuwały chłodu.
W połowie zabawy z domu wyszedł znudzony
Kamil. Piotrek od razu zauważył jego niemrawy humor.
- Może się przyłączysz? – Zaproponował
piętnastolatkowi. – Trochę się rozruszasz i zrobi ci się o wiele cieplej.
- Dobra – Kamil posłał Piotrkowi
złośliwy uśmieszek, czego ten jednak nie zauważył zaabsorbowany zabawą z
dziećmi. Gdyby go zobaczył, od razu wiedziałby, że nastolatek coś knuje. –
Pobawię się z wami.
- To fajnie – ucieszył się Kira – im nas
więcej tym lepiej.
- Pobawimy się w polowanie na opiekuna! – Zawołał uśmiechając się Kamil. – Kto złapie Piotrka i rzuci w niego śnieżką, ten
wygra.
- Co?! – Piotrek na chwilę zdębiał
słysząc pomysł Kamila. – To nie fair.
Jednak zmuszony był uciekać, bo gromadka
dzieci rzuciła się w pogoń za nim celując w jego plecy śnieżkami.
- Odegram się! – Krzyknął Piotrek do
śmiejącego się piętnastolatka. – Masz to jak w banku!
- Myślisz, że masz czas na odgrażanie? –
Zawołał Kamil rzucając w Piotrka sporawą śnieżką. – Ja też się bawię,
zapomniałeś?
- Osz ty – Kasztanowłosy schylił się i
nabrał w dłonie trochę śniegu, po czym tworząc z niego pocisk, wycelował nim w
nastolatka. – A masz!
- Kiepska próba – uchylił się przed śnieżką
Kamil i oddał swój rzut w stronę zielonookiego, który wywracając się uniknął
trafienia. – Było blisko.
Uciekając Piotrek nie patrzył przed
siebie, starał się jak najszybciej biec. Niechcący jedna ze śnieżek dzieci
trafiła w zmierzających do domu przybyszy.
- Przepraszam – rzucił mijając mężczyzn
Piotrek, jednocześnie unikając kolejnych pocisków ze śniegu, które nie ominęły
gości. – To tylko niewinna zabawa.
- Zabawa?! – Jeden z mężczyzn zmierzył
chłopaka wściekłym spojrzeniem starając się zobaczyć jego twarz. Jednak było to
prawie niemożliwe, bo zielonooki był szczelnie zawinięty swoim oliwkowym
szalikiem i miał naciągniętą na oczy czapkę. – To jakieś kpiny?
Piotrek zwyczajnie olał rozmówcę
uciekając dalej. Nie widział zbyt dobrze przez spadającą mu na oczy czapkę, a
gromadka uzbrojonych w śnieżki dzieci właśnie go doganiała. Obaj mężczyźni
zawrócili do samochodu rozprawiając o czymś między sobą.
- Hej, Piotrek! – Zawołał go Kamil
trafiając chłopaka w głowę śnieżką. – Dobrze się bawisz? Bo ja świetnie!
- Czyżby? – Piotrek gwałtownie się
zatrzymał dzierżąc w dłoni ulepioną wcześniej kulę śniegu. – W takim razie
pozwól, że dam ci posmakować twojej broni!
Kasztanowłosy zastopował dzieci i
wskazał na Kamila.
- Wiecie maluchy, że Kamil także jest
waszym opiekunem? – Podał dzieciom sugestię, którą od razu podłapały. – Tak
długo za mną biegacie, pogońcie też Kamila. Chłopak nudzi się przez to, że cały
czas poświęcacie mnie, a nie jemu.
Dzieci jak jeden mąż ruszyły w kierunku
zaskoczonego Kamila, któremu zrzedła mina. Zrobił tył zwrot i puścił się pędem
na tył domu. W tym czasie Piotrek poczuł, że ktoś ciągnie go za spodnie w dół.
Okazał się to być Ben.
- Muszę siusiu – jęknął chłopczyk
piskliwym głosikiem.
- W takim razie idziemy do łazienki –
uśmiechnął się Piotrek przykucając przy malcu – Kierunek dom.
Chwycił Bena za rękę i ruszyli w stronę
frontowych drzwi. W połowie drogi dobiegł do nich zziajany Kamil, a tuż za nim
krzyczące dzieci. Piotrek spojrzał na zegarek, według którego mieli około godziny
do obiadu.
- Koniec zabawy! – Oznajmił głośno, by
wszyscy go usłyszeli. – Niedługo obiad, więc czas wracać.
Dzieci niechętnie wróciły do domu, ale
widać było zmęczenie na ich zmarzniętych twarzach. Rozebrali się, a Piotrek
zaprowadził Bena do najbliższej toalety. Inne pociechy także skorzystały z
łazienki, po czym wszyscy zanieśli swoje kurtki do ich pokoi. Do obiadu
zielonooki miał chwilę wytchnienia. Zmęczony osunął się po ścianie siadając na
podłodze w kącie saloniku, który znajdował się przy wejściu do domu. Podkulił
pod siebie jedno z kolan i opierając o nie rękę w łokciu, wtulił w ramię głowę
zasypiając. Znalazła go Rose delikatnie budząc.
- Czas na obiad – szepnęła ciepło na
niego patrząc – Wstawaj.
- Już – ziewnął chłopak powoli się
podnosząc z siadu – Trochę zmęczyła mnie zabawa z dziećmi.
- Tak podejrzewałam – zaśmiała się Rose
– Widziałam, jak ganialiście wokół domu rzucając się śnieżkami.
- Ta – mruknął zmęczonym głosem Piotrek
– Kamil napuścił na mnie chordę uzbrojonych w śnieżki skrzaty, ale dzięki temu
wyczerpały nadmiar energii i bez problemu zasną.
- Ty już zasnąłeś – zaśmiała się Rose –
Ale nie dziwię ci się, pewnie też bym tak wyglądała po przebiegnięciu
dziesięciu okrążeń wokół domu.
- Jak się czuje twoja mama? – Spytał
wstając z podłogi i zabierając z pobliskiego fotela swoje rzeczy. – Kiedy
zajrzałem do niej wieczorem, to wyglądała nieco lepiej.
- Nie jest źle – westchnęła kobieta w
zamyśleniu – Ale dobrze też nie jest. Mocno się przemęczyła przygotowaniami do
świąt i tym Zgromadzeniem. Kilka dni przed wigilią miała misję w Chile, po
której w ogóle nie wypoczęła zabierając się do prac domowych.
- To słabo – mruknął chłopak nieco
zmartwiony ruszając w stronę wyjścia – Muszę zanieść moje rzeczy do pokoju nim
zacznie się obiad. Pewnie czeka mnie jeszcze obowiązkowa rundka po pokojach
dzieci, by zebrać je w jadalni.
- Nie spiesz się tak – poleciła mu Rose
wychodząc za nim z saloniku – Masz jeszcze półgodziny.
- Wiem, ale chciałbym się jeszcze
przekimać do tego czasu – odparł zmieszany chłopak – Jeśli tego nie zrobię, to
pewnie znów zasnę w jakimś kącie, ale tym razem podczas zabawy z dzieciakami.
- Twardy argument – zaśmiała się kobieta
rozbawiona miną chłopaka – Jesteś szczery do bólu.
- Bo wiem, że nie ma sensu przy was
kłamać – sapnął zmęczony Piotrek odgarniając z oczu zbłąkane kosmyki swoich
kasztanowych włosów, po czym narzucił na głowę kaptur bluzy – Przekonałem się o
tym na własnej skórze w akademii.
Rozmowę przerwało im wtargnięcie do domu
dwóch przybyszów. Obaj mieli zasłonięte twarze, dlatego nie mogli zobaczyć kim
są. Nagle jeden z mężczyzn wskazał na zielony szalik Piotrka.
- To ciebie goniły tamte dzieci –
oskarżył chłopaka wściekłym głosem – Te dzieci obrzuciły nas śniegiem, jak to
wyjaśnisz?
- Nijak – rzucił Piotrek odwracając się
do mężczyzn plecami – Spadam stąd Rose, bo czas drzemki mi ucieka.
- Zgoda – pożegnała go kobieta
machnięciem ręki – W razie jakbyś zaspał, to cię obudzę przysyłając Kamila.
- Chcesz żebym go zabił? – Piotrek
zerknął na Rose ponurym spojrzeniem, na co ta zaczęła się śmiać.
Kobieta zwróciła się teraz do
nieznajomych badawczo się im przyglądając.
- A panowie to skąd? – Spytała podejrzliwym
głosem. – Ród? Organizacja?
- Proszę zawiadomić głowę rodu Sicarius,
że przybyli reprezentanci Thanathosa – oświadczył dotąd milczący drugi z
mężczyzn, tak dobrze znajomym im głosem. Będący przy końcu schodów Piotrek powoli odwrócił się w stronę gości
z doznanego szoku. – Prezes z prawą ręką.
- Rozumiem – potwierdziła Rose dając
znak jednemu ze służących, by zajął się gośćmi – Niedługo go zawiadomię o
waszym przybyciu.
Mężczyźni spojrzeli w górę na
zastygniętego chwilowo Piotrka. Rose zrobiła to samo. Kiedy zobaczyła stan
chłopaka od razu przeszła do działania.
- Młody! – Krzyknęła wyciągając go z
zawieszenia. – Będzie lepiej, jak do końca dnia zostaniesz w pokoju. Kamil
zajmie się dzieciakami, więc możesz sobie w spokoju odpocząć. – Zobaczyła plamę
krwi na jego boku, co wyostrzyło jej czujność. – Ta bieganina naruszyła twoje
rany. Zmiataj do łóżka, ale przed tym zmienię ci opatrunki.
- Nie trzeba, sam sobie z tym poradzę –
odparł siląc się na spokój w głosie Piotrek – Jeśli jednak będę do czegoś
potrzebny, to daj mi znać Rose.
- Czekajcie! – Usłyszeli dobiegający z
drugiego końca holu pełen pretensji głos Kamila. – Z jakiej paki mam zajmować
się tymi dzieciakami! To twoja fucha Skrzacie!
- Nie nazywaj mnie tak – warknął
zirytowany Piotrek emanując ciemną aurą. Spojrzał wściekłym wzrokiem na
nastolatka, który od razu skapitulował. – Jakieś wątpliwości?
- Nie – zaśmiał się nerwowo Kamil
drapiąc nerwowo tył głowy – Kocham zajmować się dziećmi.
- To gites – uśmiechnął się promiennie
Piotrek odchodząc – Miłej zabawy!
Kamil posępny podszedł do Rose.
- Czemu Piotrek był taki wściekły? –
Spytał lekko zaniepokojony ściszonym głosem. – Powiedziałaś mu coś wcześniej,
czy jak?
- Myślę, że raczej przerosła go sytuacja
– westchnęła na głos kobieta – Zbieraj dzieci, zaraz obiad.
- Rose! – Zza pleców Kamila wyłoniła się
Nicole, omiotła wszystkich zebranych w holu czujnym spojrzeniem zatrzymując je
dłużej na dwóch mężczyznach. Młodszemu posłała słodki i radosny uśmiech. – Kto
to?
- Thanathos – Odpowiedział jeden z gości
– Jesteśmy nieco spóźnieni, ale przybyliśmy na Zgromadzenie.
- Rozumiem – udała uśmiech Nicole, po
czym zwróciła się do Rose – Był tu?
- Był – mruknął pochmurny Kamil – Popsuł
mu się humor.
- Myślę, że powinnaś pójść spotkać się z
bratem – poradziła spokojnie Rose – Sprawdzisz przy okazji jego rany. Poza
Dante tylko ty potrafisz na niego dobrze wpłynąć.
- A co z jego babcią? – Wtrącił Kamil. –
Chyba się jej nie boi?
- Nie wygaduj bzdur – oburzyła się
Nicole uderzając chłopaka w tył głowy otwartą dłonią – On po prostu nie wie,
jak z nią postępować. Ty, jak już coś palniesz, to pożal się Boże…
- A tak w ogóle, to czemu tu przyszłaś?
– Zadała jej pytanie kobieta. – Nie powinnaś być na obiedzie?
- Dobrze, że mi przypomniałaś –
uśmiechnęła się dziewczyna lekko skłaniając przed gośćmi. Na szczęście, była
świetną aktorką i nie dała po sobie poznać, że kojarzy Allena, jak również
rosnącego w niej niepokoju o drugiego brata. – Nazywam się Nicole Veneni.
Senior rodu Sicarius prosił bym przekazała gościom, iż oczekuje ich w swoim
gabinecie. Powiedział, że będą panowie wiedzieli, jak iść. To wszystko, dlatego
pozwolę sobie się oddalić.
- Zaczekaj dziecko – Jeden z mężczyzn
złapał Nicole za ramię, za to drugi odkrył twarz i spojrzał jej w oczy. – Jak
nazywała się twoja matka?
- Blanka Sforza – oznajmiła bez
zająknięcia dziewczyna wbijając pewny wzrok w błękitne oczy mężczyzny – Skoro
odpowiedziałam, to czy pana towarzysz może mnie puścić?
- Jeszcze tylko jedno – nie ustępował
mężczyzna – Kim był ten chłopak, który stąd odszedł?
- Oczywiście to mój brat – uśmiechnęła
się na samą myśl o Piotrku, następnie wyrwała się z uścisku Allena i wbiegła na
górę po schodach – Nie oddam go panu!
- No cóż – zaśmiał się mężczyzna lekko
rozbawiony – wykapana matka.
- Nie żartuj sobie Nicole – syknął cicho
zszokowany Kamil wpatrując się w dwójkę przybyszów – On nie może być…
- Lepiej, żebyś już sobie stąd poszedł –
klepnęła go w ramię Rose widząc pogubienie się chłopaka – Zbierz dzieci w
jadalni.
Kamil bez słowa wykonał polecenie
kobiety wbiegając w najbliższy korytarz i znikając. Mężczyźni odprowadzili go
zaciekawionym wzrokiem.
- Kim jest ten chłopiec? – Spytał
blondyn w średnim wieku Rose, która z niepokojem w oczach patrzyła w górę. – Z
jakiego jest rodu?
- Jak na razie to z żadnego – zaśmiała
się ciemnowłosa – To sierota, którym opiekuje się chłopak, o którego przed
chwilą wypytywałeś. Ma jeszcze dwójkę rodzeństwa. Cała czwórka obecnie podlega
protekcji mojego brata.
- Rozumiem – na twarzy mężczyzny pojawił
się złośliwy uśmieszek – To doprawdy ciekawostka. Zgodzisz się ze mną Allenie?
- Tak ojcze – drugi z mężczyzn odsłonił
swoją twarz ukazując kobiecie parę różnych oczu – Zabawny zbieg okoliczności.
Piotrek
drżąc na całym ciele opadł na łóżko.
- Cholera! – Jego krzyk wypełnił cały
pokój dźwiękoszczelny Dantego. Łzy frustracji napłynęły mu do oczu. Był na
siebie wściekły za brak opanowania, jednak kiedy usłyszał słowo „thanathos”,
coś w nim pękło pozbawiając możliwości ruchu. – Kretyn!
Nagle usłyszał pukanie do drzwi, a po
chwili do pokoju weszła Nicole wprawiając go w osłupienie.
- Jak się czujesz? – Spytała z pełnym
współczucia spojrzeniem. – Trzymasz się jakoś?
- Gdyby nie Rose – Piotrek zakrył
przedramieniem mokre od łez oczy – pewnie nadal stałbym tam, jak jakiś słup
soli.
- To nie tylko dzięki Rose, prawda? –
Zauważyła dziewczyna siadając obok brata. – Dla pobudzenia myślenia ściskałeś
ranę na boku, czym ją częściowo otworzyłeś.
- Skąd niby taki pomysł – Starał się ją
oszukać i zmienić temat – No?
- A stąd, że masz na palcach jednej
dłoni krew i tak samo na boku – wskazała plamę krwi widniejącą na jego bluzie –
Myślę, że postąpiłabym tak samo. Co się stało?
- Wiesz, długo przygotowywałem się na to
spotkanie – wyjaśniał załamany chłopak – Myślałem, że jestem już gotów i mało
obejdzie mnie ten gościu.
- Jednak okazało się zupełnie inaczej –
westchnęła Nicole głaszcząc włosy brata. Wyuczyła się tego nawyku, kiedy
dzielili razem pokój w akademii. – Wiesz braciszku, spotkania tego typu są
nieprzewidywalne. Nigdy nie wiesz, jak zareagujesz na widok osoby, z którą
łączy cię jakakolwiek więź.
- Nie, w ogóle nie rozumiesz – tłumaczył
siostrze nad wyraz spokojnym głosem przepełnionym goryczą – Dawny ja w ogóle
nie przejąłby się tym faktem. Zmieniłem się. Jestem zbyt emocjonalny i nie
potrafię nad tym zapanować.
- Co w tym złego? – Wyprowadzała go z
błędu. – Dzięki tym emocjom, których tak się wstydzisz, stałeś się wartościowym
człowiekiem. Kocham cię za tę dobroć, która z ciebie wypływa i szczerość w
każdym swoim działaniu. Nie chcę by mój brat był zimnym kawałkiem lodu.
- Myślę, że raczej nie potrafiłbym stać
się kimś takim – zaśmiał się cicho Piotrek rozładowując tym samym napiętą
atmosferę w pokoju – Od dziecka byłem przesiąknięty empatią i nie umiałem
przejść obojętnie obok kogoś w potrzebie. Jednak sprawy rodziny zawsze
odseparowywałem trzymając się na dystans.
- Wiem, każdy ból, każdy problem
trzymałeś dla siebie – wspomniała dziewczyna – Nie chciałeś, by ktokolwiek się
o ciebie martwił. Mama robiła tak samo, dlatego wiem jak z tobą postępować.
- Dzięki – uśmiechnął się już z lepszym
humorem chłopak – Ta rozmowa postawiła mnie na nogi.
- Polecam się na przyszłość – odwzajemniła
uśmiech brata – To teraz zdejmuj bluzę i pokaż, jak wiele szwów zerwałeś.
Piotrek ruszył do łazienki, a po chwili
wrócił z apteczką. Zdjął bluzę odsłaniając zakrwawione bandaże. Nicole sprawnie
je odwinęła. Okazało się, że zostały zerwane jedynie dwa z sześciu szwów, co
nie naruszyło zbytnio rany. Powoli zszyła powstałą przerwę i dokładnie
opatrzyła, całość szczelnie zawijając.
- Opatrujesz jak burza – pochwalił
siostrę, kiedy kończyła wiązać bandaże – Znacznie się polepszyłaś od zeszłego roku.
- Po letnim egzaminie – zaczęła skupiona
na wiązaniu – ćwiczyłam sztukę szybkiego i dokładnego opatrunku ze względu na
ciebie. Przez to, że byłam tak słaba kilkakrotnie zostałeś raniony, prawie
tracąc przy tym życie. Postanowiłam dawać z siebie po 100 % w każdej profesji,
by choć trochę zbliżyć się do twojego poziomu. Chcę ciebie chronić, podobnie
jak Allen.
- Czy to nie ja powinienem chronić
ciebie? – Piotrek oparł swoją głowę o ramię siostry. – Może to ja byłem wtedy
słaby, by dać się zranić. Nie bierz winy na siebie nie znając prawdy. Wtedy
przez ułamek sekundy myślałem, że byłoby lepiej jeśli z nas wszystkich
zginąłbym jedynie ja. Chroniłem wszystkich, tylko nie siebie chcąc w ten sposób
uciec.
- Rozumiem – sapnęła Nicole wtulając się
w brata – Jednak nie zmienia to faktu, że też byłam wtedy słaba. W odróżnieniu
od ciebie braciszku ja myślałam jedynie o sobie. Złapałam się nawet na takiej
myśli, że lepiej byłoby poświęcić kogoś w zamian za moje życie. Jak widzisz,
jesteśmy siebie warci.
- Rodzeństwo tchórzy – Piotrek zaczął
się głośno śmiać, Nicole zrobiła tak samo. – Nic dodać, nic ująć.
- Tak – Dziewczyna popłakała się aż ze
śmiechu – Szczera prawda.
Nicole posiedziała jeszcze chwilę przy bracie,
który zmęczony bieganiną za dziećmi wkrótce zasnął. Po cichu opuściła pokój ruszając
w stronę pokoju obrad Zgromadzenia. Do spotkania miała jeszcze niecały
kwadrans, dlatego wstąpiła po drodze do jadalni dokończyć swój obiad. Zastała
tam pogrążonego w myślach Dantego, który wyrwał się z tego stanu w momencie,
kiedy dziewczyna usiadła przy stole.
- Co z nim? – Zapytał bez ogródek
mężczyzna. – Trzyma się jakoś?
- Wszystko w porządku – zapewniała
dziewczyna – Sytuacja opanowana. Zmieniłam mu opatrunki na boku i uspokoiłam
jego nerwy.
- Co o tym sądzisz? – Dante nie
spuszczał wzroku z Nicole. – Jak ocenisz jego stan?
- Ciężko powiedzieć – zastanowiła się
chwilę nad odpowiedzią – Niewiadomo, jak może zareagować spotykając się z tym
mężczyzną twarzą w twarz. On sam tego nie wie, co go przeraża. Jednak znając go
myślę, że ta sytuacja jedynie go zahartowała i następnym razem będzie
opanowany.
- Też tak sądzę – zgodził się z nią
Sicarius – Wkurza mnie fakt, że nie mogę być przy nim, kiedy jestem mu
potrzebny.
- Nie frustruj się tak Dante –
miarkowała go Nicole obdarzając ciepłym uśmiechem – Mój brat dobrze rozumie
sytuację w jakiej się wszyscy znajdujemy i szczerze, świetnie sobie z tym
radzi. Uszanuj jego starania, które poczynił, aby nikogo nie martwić.
- Ta – westchnął już spokojniejszy
mężczyzna – Nie da się przeoczyć, że jesteście rodzeństwem.
- Prawda – zaśmiała się dziewczyna –
Nazwał nas rodzeństwem tchórzy wybuchając śmiechem.
- Fakt, że się do tego przyznał mówi samo
za siebie – Dante dołączył do śmiechu nastolatki – Poprawił mu się humor.
- Tak, poprawił – przyznała zadowolona
Nicole – Teraz śpi spokojnym snem.
Nicole wciąż się śmiejąc opuściła
jadalnię. Dante dokończył swój posiłek i uczynił podobnie. Oboje ruszyli na
spotkanie Zgromadzenia.
Ale długaśny rozdział! Idealne odprężenie przed długim dniem szkolnym :)
OdpowiedzUsuńDużo się dzieje i też się zastanawiam do jakiego rodu zostanie Piotrek przydzielony. Choć nie zrozumiałam za bardzo tego mechanizmu pobytu na terenie rodu, czy coś (bo chyba nie uważnie czytałam wtedy), ale mam nadzieję że dołączy do rodu babci :)
Czekam na więcej!
P.S - Codziennie sprawdzałam, czy czasem nie ma czegoś nowego ^.^
Piotrek musi się przyzwyczaić że są ludzie którym na nim zależy. Ciekawa jestem czy będzie miał okazję do rozmowy z Allene albo poznanie ojca. zastanawiam się czy zapraszą Piotra do wzięcia udziału w zgromadzeniu.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Powodzenia w pisaniu:-)
Ja też prawie codziennie zaglądam czy nie ma czegoś nowego. To chyba uzależnienie już :) Tak dobrego opowiadania dawno nie czytałam. Świetne. Długi rozdział? Gdzie? Tak mi szybko idzie to czytanie i ciągle mi mało i mało i mało. Nie wyobrażam sobie końca. Co do treści: widzę, że będzie się działo, ale wiesz co ja im wszystkim(oprócz Dante) przywaliłabym w łeb, za to że każą tak od razu do siebie mówić babciu, wujku i niedługo ojciec się upomni o swoje wrrrr... Przecież nie znają się w ogóle i denerwują mnie strasznie tym zmuszaniem go :/ A co by było gdyby tak Piotrek uciekł :D Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńpiękne, Piotrek dobrze potafi zająć się tymi dzieciakami, to spotkanie z ojcem i Allanem, dziwi mnie jedno, wygląda na to, że Nicole może być na zgromadzeniu a Piotrek nie, wielka szkoda, że Pablo nie wpuścił Piotrka do kuchni...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Piotrek bardzo dobrze potafi zająć się tymi dzieciakami, a to spotkanie z ojcem i Allanem, trochę mnie dziwi bo wygląda na to, że Nicole może być na tym zgromadzeniu a Piotrek już nie... dlaczego? buu Pablo nie wpuścił Piotrka do kuchni... a szkoda, bo gdyby spróbował jego potraw, to by go nie wypuścił z kuchni ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Piotrek bardzo dobrze zajmuje się tymi dzieciakami, a jeszcze to spotkanie z ojcem i Allanem, ale dziwi mnie to, że wygląda na to, że Nicole może być na tym zgromadzeniu, a Piotrek już nie... dlaczego? szkoda, że Pablo nie wpuścił Piotrka do kuchni... gdyby spróbował jego potraw, to już by go nie wypuścił z kuchni ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza