Zgodnie z daną wam obietnicą wrzucam kolejny, dłuższy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba :)
Dzień rozpoczął się gwałtowną burzą,
brutalnie budząc Piotrka z głębokiego snu. Po chwili usłyszał pukanie do drzwi,
a następnie do pokoju wbiegły roztrzęsione bliźniaki. Dzieci stanęły pośrodku
sypialni wtulone w swoje misie. Przebudzony Dante podniósł się z posłania i
łapiąc Agatkę wciągnął ją do swojego łóżka, Piotrek podobnie uczynił z
Jacusiem. Bliźniaki wtuliły się w swoich obrońców, po czym zasnęły.
Kasztanowłosy wraz z Sicariusem poszli w ich ślady.
Piotrek
ponownie obudził się dwie godziny później, Dante kilka minut po nim.
-
Inauguracja zaczyna się za niecałą godzinę – stwierdził zielonooki patrząc na
zegarek – Na szczęście przestało padać.
-
Ta burza dała nieźle popalić tym szkrabom – zaśmiał się ciemnowłosy wstając z
łóżka – Lepiej nie budzić ich na nudny początek szkoły, do której nawet nie
będą uczęszczać.
-
Nie znają nawet języka angielskiego – westchnął Piotrek także podnosząc się z
łóżka – Trochę je poduczyłem kilku przydatnych słów, ale to zbyt mało na
rozpoczęcie jakiejkolwiek konwersacji.
-
Tu się nieco podszkolą – oświadczył Dante całując w czoło partnera – W razie
czego mają nas i Rose z Kamilem, więc się tym nie martw. Nikt ich tu nie
skrzywdzi.
-
Wiem – uśmiechnął się chłopak, po czym skierował się do łazienki – po prostu
obawiam się o ich samopoczucia. Kto się nimi zajmie, kiedy naszej czwórki nie
będzie w pobliżu?
-
Jest jeszcze Leo i Nicole – uspokajał go ciemnowłosy – Wszyscy opiekunowie są
godni zaufania, tym bardziej, że bliźniaki nie są kandydatami i podlegają mojej
protekcji.
-
Wiesz, jak szalone są te bliźniaki – mruknął chłopak zmartwionym głosem –
Myślisz, że inni dadzą sobie z nimi radę?
-
Wiem to – Utwierdził go w swoim przekonaniu Dante – Opiekunowie w tej szkole
mieli do czynienia z różnymi postaciami szaleństwa. Bliźniaki to nic w
porównaniu do niektórych z nich. Do tego, każde z nich posiada własne rodziny,
a co za tym idzie i dzieci. Nie masz powodu do zmartwień w tej kwestii. Na
twoim miejscu myślałbym o strategii na nadchodzące dni w szkole.
-
Ta, jak zwykle, pocieszasz mnie i dołujesz zarazem – zasępił się Piotrek – Nie
pozwolisz mi uciec od rzeczywistości, brutalnie wylewając na mnie kubeł zimnej
wody. Szanuję jednak, że liczysz się z moim zdaniem i jesteś wobec mnie szczery
do bólu.
-
Czyżby? – Powątpiewał mężczyzna. – Jakoś tego po tobie nie widać.
-
Osobiście mnie to wkurza – odrzekł Piotrek wzdychając – Mógłbyś czasem skłamać
i dać odpocząć od brutalnej prawdy.
-
Nie zrobię tego – Odmówił Dante – Moje sumienie mi na to nie pozwala, choć
brzmi to nieco groteskowo z ust mordercy.
-
Wiem – zaśmiał się zielonooki – Są też rzeczy, o których nie chcesz mi mówić,
na przykład o swojej przeszłości.
-
W swoim czasie to zrobię – Szepnął ciemnowłosy spuszczając swój wzrok – I tak
już zacząłem się przed tobą obnażać, ukazując prawdziwą tożsamość. Bądź
cierpliwy i zaczekaj nieco dłużej, ok.?
-
Zaczekam – zgodził się chłopak delikatnie muskając swoimi usta mężczyzny – Po
prostu się z tobą droczę.
-
Z czasem pokazujesz mi więcej swojej prawdziwej natury – uśmiechnął się Dante
odwzajemniając pocałunek – Złośliwy kocur z ciebie, wiesz?
-
Możliwe – zachichotał Piotrek uciekając do łazienki wziąć prysznic – Pamiętaj,
że kocur potrafi czasem podrapać.
-
Zapamiętam – Dante w śmiechu ruszył za swoim partnerem.
Szybko
odświeżyli się po nocy, po czym opuścili pokój zmierzając na spotkanie
inauguracyjne.
* * * * *
W auli inauguracyjnej zebrało się sporo
osób. Piotrek zdziwiony tak dużą liczbą kandydatów, stanął przy samych drzwiach,
by jak najszybciej opuścić pomieszczenie po spotkaniu. Zastanawiał się, ile
powstało grup i do której go przydzielono.
-
Ciekawe, czy przydzielą nas do grupy Dantego? – Usłyszał głos Nicole, która
stanęła po jego prawej stronie – Sporo ludu zebrało się na ten semestr.
-
Też to zauważyłem – odparł Piotrek starając się odnaleźć w tłumie znajome
twarze – Wiesz może, co spowodowało takie przeludnienie?
-
Dodatkowa obsada w gronie opiekunów – Szepnęła im do uszu Rose, raptem
znajdując się pomiędzy nimi – dla sprecyzowania Aaron, Orestes i Kalipso.
-
A co z tym czwartym? – Zapytał Piotrek starając się przypomnieć sobie imię czwartego
z nowych opiekunów – Diego, chyba.
-
Och, Diego to przydupas Kalipso – zachichotała Rose widząc minę chłopaka –
Wszędzie się za nią szwendał w dzieciństwie, jak widać nadal to robi.
-
A powiesz mi, czemu zwiększyła się liczba opiekunów? – Zadał retoryczne
pytanie, bo podświadomie znał na nie odpowiedź.
-
Po co zadajesz pytania, skoro znasz na nie odpowiedź? – Wyśmiała go Rose – Na
twoim miejscu miałabym się na baczności Piotruś.
-
Rose, nie wierzę w to, że taka błahostka, jak ja, zmusiła szkołę do zwiększenia
liczby opiekunów – Szepnął stanowczo zielonooki – Dante nie chce mi nic
powiedzieć, a z twojej postawy wnioskuję, że ty także.
-
Nie możemy ci nic powiedzieć – odparła cicho kobieta nachylając się bardziej
nad chłopakiem – bo niejako jesteś uwikłany w tę sprawę. W swoim czasie dowiesz
się wszystkiego.
-
Dyplomatyczna odpowiedź – westchnął poddając się Piotrek – Podsumowując, mam
uzbroić się w cierpliwość.
-
W rzeczy samej – pożegnała go ciemnowłosa ruszając w stronę podestu.
Kiedy
wszyscy opiekunowie zebrali się w jednym miejscu, Holmes zaczął swoje
przemówienie. W momencie części ogłoszenia przydziału grup, Orestes przerwał
mowę Teodora skupiając na sobie wzrok zebranych w auli. Piotrek miał co do tego
złe przeczucie, a widok zdumionych spojrzeń Dantego i Rose, pogłębił jedynie
jego niepokój.
-
Nastąpiły pewne zmiany – oświadczył Orestes poważnym tonem – W prawdzie grupy
zostały już utworzone, jednak wraz z Kalipso i Aaronem doszliśmy do wniosku, że
zabawniej będzie, jeśli sami wylosujecie miejsce w nich.
-
Mamy tu pudełko z ośmioma kulkami. Wszystkie opatrzone są symbolem danej grupy.
– Wyjaśniała ciemnoskóra kobieta z jadowitym uśmieszkiem – Każdy z was po kolei
będzie do nas podchodził i losował kulkę, jasne?
-
Jak słońce – mruknął cicho, pod nosem niezadowolony Piotrek – Bezsens.
-
Też tak uważam – zgodziła się z bratem Nicole mocno przyciszając głos – Miał
być poprzedni układ, a teraz okazuje się, że jednak nie.
-
Dobrze wiem o co im chodzi – szepnął zielonooki do siostry – Orestes chce rozdzielić
naszą starą ekipę.
-
Może i będziemy w różnych grupach – zaczęła spokojnie Nicole – Jednak nasza
sztama nigdy się nie skończy.
-
Też tak sądzę – zgodził się Piotrek – Jednak mam nieodparte wrażenie, że
Orestesowi chodzi o coś zupełnie innego.
-
Myślę, że nie spodobał mu się plan Dantego i Rose – zastanawiała się nastolatka
– Twoje indywidualne zajęcia odseparują cię od niego.
-
Może częściowo – dumał Piotrek – On chce mieć na mnie oko, tylko nie rozumiem
dlaczego. W swoim czasie pewnie się tego dowiem.
-
Masz dobre podejście – zaśmiała się Nicole – Niezależnie co się wydarzy, zawsze
sobie poradzimy.
-
No, jasne, że tak – przyznał jej Piotrek – Przeżyłem wychowanie Murdochów,
przeżyję i Orestesa.
-
Ups – jęknęła nagle Nicole – Zapomniałam o Kamilu.
-
Jak to zapomniałaś o swoim współlokatorze? – Zdziwił się Piotrek.
-
Źle się poczuł – wyjaśniała dziewczyna – dlatego postanowiłam dać mu trochę
czasu.
-
Aha, rozumiem – sapnął zielonooki lekko uspokojony – Pójdę po niego, a ty w tym
czasie mnie kryj.
-
Ok. – Zgodziła się nastolatka – Tylko się pospiesz.
-
Spoko – Piotrek cichaczem wymknął się z auli, a następnie pognał do pokoju
Nicole. Tam zastał drzemiącego Kamila. – Pobudka!
-
Co?! – Chłopak prawie zleciał z łóżka z doznanego szoku – Chcesz mnie zabić,
czy jak?
-
Nie narzekaj, tylko rusz się – nakazał Piotrek popędzając zaspanego nastolatka
– Inauguracja już trwa, a Orestes zmienił zasady gry w tym semestrze i dlatego
musimy się pospieszyć.
-
Kumam – ziewnął Kamil idąc za starszym kolegą – Daleko do tej auli?
-
Kawałek, więc się sprężaj – rzucił mu przez ramię zielonooki zbiegając po
schodach – Ruchy!
Losowanie
dobiegało końcowi, kiedy Piotrek z Kamilem wśliznęli się do auli. Ten fakt nie
umknął uwadze Orestesowi, który zszedł z podestu i migiem zjawił się obok
chłopaków. Nicole aż się cofnęła z przerażoną miną.
-
Piotrek – szepnęła do brata, który starał się złapać oddech po odbytym biegu – Mamy
problem.
-
Jaki? – Dopytywał się zdezorientowany jeszcze Kamil, jednak kiedy spojrzał za
siebie, stanął niemal na baczność – Cholera.
-
Jaka cholera? – Zdziwił się Piotrek, jednak zrozumiał reakcję nastolatków, gdy
powędrował wzrokiem za ich wystraszonymi spojrzeniami – Aha.
-
Dobrze, że cię widzę – Orestes objął Piotrka ramieniem i odwrócił twarzą do
siebie. – Osobiście chciałem wylosować grupę dla ciebie.
-
Nie rozumiem tylko po co – westchnął chłopak z podejrzliwym tonem – kiedy mogę
to zrobić sam.
-
Zabawny, jak zawsze – mężczyzna pociągnął Piotrka do pudełka z losami, a
następnie na siłę wsadził do niego rękę chłopaka. Zielonooki złapał pierwszą
lepszą kulkę, ale kiedy ją wyciągał, Orestes widząc wynik wytrącił mu ją z
dłoni. – Trafiasz do grupy E.
-
To nie fair – zarzucił mu Piotrek – Nawet nie zdążyłem jej do końca wyjąć.
Jestem przekonany, że na kulce była litera B.
-
To się przewidziałeś – uciszył go Orestes – A teraz wracaj na miejsce.
Piotrek
wrócił do Nicole i Kamila ze złością malującą mu się na twarzy. Dobrze
wiedział, co widział. Niestety jego zdanie nie liczyło się w odróżnieniu od
zdania najstarszego syna rodu Sicarius. Teraz chociaż miał pewność, że
mężczyzna chciał mieć na niego oko. Kamil z Nicole mieli o wiele więcej
szczęścia, bo oboje trafili do grupy Rose. Pierre podzielił los Piotrka, co
również nie spotkało się z jego dobrym nastrojem.
Kiedy
ostatnia osoba wylosowała grupę, Orestes podszedł do mównicy.
-
Grupy zostały przydzielone – oświadczył z zadowoloną miną – Teraz wszyscy mają
podążyć za opiekunem grupy do przypisanej im kryjówki.
-
Opiekunem grupy A jest Wiktor Moon – zaczął ogłaszać Teodor – Ja, Teodor
Holmes, obejmę grupę B, Dante Sicarius grupę C, Rose Sicarius grupę D, Orestes
Sicarius grupę E, Kalipso Wulff będzie sprawować opiekę nad grupą F, Aaron
Sicarius weźmie pod swoje skrzydła grupę G, a ostatnia, grupa H, będzie pod okiem
Diega Spellwooda. Skoro wszystko jest jasne, rozejść się do swoich dziupli.
Nicole z Kamilem pożegnali się z Piotrkiem, a następnie podążyli za Rose. Aula powoli pustoszała, a zielonooki uknuł w głowie plan ewakuacji. Planował wyjść z inną grupą i przez to ominąć pierwsze spotkanie w kryjówce, jednak w momencie wychodzenia, został złapany za ucho.
-
Przyłapany na gorącym uczynku – usłyszał głos Orestesa, który pociągnął go za
sobą – Tak podejrzewałem, że będziesz chciał się stąd ulotnić, dlatego przez cały
czas miałem na ciebie oko.
-
Ok., załapałem – Jęknął Piotrek z bólu – Mógłby pan puścić już moje ucho?
-
Oczywiście, że bym mógł – uśmiechnął się serdecznie mężczyzna, jednak raptownie
jego uśmiech przerodził się w zupełnie inny, jadowity – ale nie chcę.
-
Jak to pan nie chce?! – Zielonooki był lekko zszokowany – Chce mi pan urwać
ucho, czy jak?
-
Jeśli nie będziesz się wyrywał i nadążysz za moim tempem – oznajmił
nonszalancko Orestes ciągnąc za sobą chłopaka – wówczas ucho pozostanie na
swoim miejscu.
-
To jakiś żart? – Kasztanowłosy nie dowierzał temu co usłyszał – Że niby mam tak
za panem iść?
-
Ponoć jesteś geniuszem – zadrwił z niego mężczyzna – dlatego sam sobie
odpowiedz.
-
No, świetnie – narzekał w myślach
Piotrek na kiepskie położenie – Wiedziałem
żeby nie wracać do tej szkoły. Teraz mam więcej powodów do zmartwień.
-
Zostaw go tato! – Pierre złapał za rękę Orestesa – To przez ciebie uciekł
ostatnim razem i pomimo tego, że przeszedł test zaliczeniowy nadal uznawany
jest za nowicjusza.
-
Czyżby? – Sicarius chwycił ucho syna – Mam kolejnego gagatka. Masz coś jeszcze
do powiedzenia?
-
Puść mnie! – Wrzasnął z bólu Pierre kopiąc ojca – Piotrka też puść!
-
Zero zahamowań – sapnął z rezygnacją mężczyzna – Chłopcy, nie cieszycie się, że
trafiliście pod moje skrzydła?
-
W ogóle – odpowiedzieli chórem Piotrek z Pierrem.
-
Grupa E, za mną! – Zawołał Orestes ignorując sprzeciw swoich ofiar. Jakby nigdy
nic ruszył w stronę wyjścia ciągnąc za sobą cierpiących z bólu uszu chłopaków. Na
ich nieszczęście, kryjówka mieściła się w podziemiach. U szczytu schodów
Piotrek się raptownie zatrzymał widząc ciemność przed nimi.
-
Co jest? – Zdumiał się Orestes reakcją chłopaka – Czemu się zatrzymałeś? Chcesz
stracić ucho?
-
Wolę stracić ucho niż schodzić tam z panem – Zielonooki spojrzał na mężczyznę
wzrokiem bez wyrazu. Strach przed ciemnością wziął nad nim górę, a świadomość,
że nie ma przy sobie latarki spowodował u niego niepewność. – Przy okazji, będę
miał za sobą tę bezsensowną karę.
-
Nie boisz się stracić ucha – zaśmiał się Sicarius, po czym przyciągnął do
siebie chłopaka i złapał jego kark. Piotrek wzdrygnął się widząc bezkresną
ciemność przed sobą. Nieraz chadzał tymi tunelami, jednak miał przy sobie
wówczas latarkę. – Nie boisz się śmierci, ale mroku już tak.
Orestes
pchnął chłopaka do przodu. Piotrek sturlał się z kilku kamiennych schodów
wprost w objęcia ciemności. Obolały podniósł się na nogi głośno wzdychając.
Nagle poczuł, że ktoś chwyta go ponownie za kark, a tuż po tym tunel
rozświetlił blask lampy naftowej. Teraz chłopak mógł zobaczyć, w której części
podziemi się znajdują. Ku jego niezadowoleniu byli w miejscu, którego nie
lubił, czyli w lochach.
-
Przytulnie tu, nie uważacie? – Mężczyzna z serdecznym uśmiechem zapytał
członków swojej grupy.
-
Jak dla mnie, to klimat tej części podziemia pasuje raczej do Rose – zauważył
Piotrek w złośliwym uśmieszku – niż do pana.
-
Tak sądzisz? – Udał zdziwienie mężczyzna, jednak po chwili spoważniał – Szkopuł
w tym, że ty w ogóle mnie nie znasz.
-
Chwilę miałem z panem do czynienia – mruknął zielonooki – Miałem też okazję
poznać tę niemiłą część pańskiej osobowości.
-
Doprawdy – sapnął zmęczony już tą bitwą słowną Orestes – mógłbyś czasem ugryźć
się w język.
-
Może – przyznał Piotrek z arogancją w oczach – jednak na pańskie nieszczęście
jestem dość uparty i zawzięty w tym co robię.
-
Zauważyłem – Orestes pociągnął za sobą chłopaka do najbliższej z cel. Nie
wszyscy mogli się tam zmieścić, jednak jej wnętrze widoczne było zza krat.
-
Czy to ma być naszą kryjówką? – Z grupy wyrwało się pojedyncze i nieśmiałe
pytanie wypowiedziane dziewczęcym głosem. Orestes tylko uśmiechnął się
złośliwie.
-
Waszym zadaniem jest odnaleźć kryjówkę naszej grupy – oświadczył spokojnie
Sicarius wskazując wnętrze celi. – Wejście do kryjówki znajduje się wewnątrz
tego lochu. Ma ktoś może pomysł, gdzie się ono znajduje?
Nastała
cisza, po której nastąpił gwar spowodowany rozmowami członków grupy. W
międzyczasie Orestes wyszedł z celi dając więcej miejsca dla poszukujących
wejścia do kryjówki. Posadził Piotrka na ziemi vis a vis pomieszczenia
nakazując nie ruszać się z miejsca, po czym wrócił do reszty. Zielonooki w
milczeniu wpatrywał się w ludzi penetrujących wnętrze celi śmiejąc się w duchu
z ich ciemnoty. Wskazówki były jasno wypisane na ścianie, ale nikt nie zadał
sobie trudu by je odczytać. Z zamyślenia wyrwał go Pierre, który przysiadł
obok. Chłopiec jako jedyny przyglądał się widniejącemu na ścianie napisowi.
-
Wiesz może co znaczą te słowa? – Zapytał cicho kasztanowłosego. – Myślę, że ten
napis ma służyć jako wskazówka, jednak nie znam łaciny. Do tego jeszcze ten
kościotrup przykuty do ściany, masakra.
-
To cytat z dzieła Wergiliusza zatytułowanego Eneida – zaczął wyjaśniać chłopcu
szeptem – przeczytaj go cicho dla mnie.
-
Exoriare aliquis nostris ex ossibus ultor[1] –
Pierre posłusznie wykonał polecenie zielonookiego – Co to znaczy?
-
Coś w stylu „niech z naszych kości narodzi się mściciel” – oznajmił Piotrek w
skupieniu tłumacząc zdanie – Stąd ten kościotrup.
-
Rozumiem – zamyślił się chłopiec – kości są słowem kluczowym, a szkielet
podpowiedzią.
-
W rzeczy samej – pochwalił go Piotrek – A gdzie jest miejsce kości?
-
Kości powinny spoczywać w grobie – wydedukował Pierre – Czy to oznacza, że
kryjówka jest niejako mogiłą?
-
Nieźle główkujesz – zachichotał kasztanowłosy – A mogiła to inaczej…
-
Dół w ziemi – myślał chłopiec, nagle spojrzał z wyrzutem na Piotrka – Ty wiesz,
prawda?
-
Wiem – potwierdził chłopak – Jednak nie podam ci prawidłowej odpowiedzi, a
jedynie cię na nią nakieruję.
-
Czemu nie powiesz ojcu, że znasz lokalizację wejścia? – Drążył temat chłopiec –
Zaoszczędziłbyś innym tylko straconego na poszukiwania czasu.
-
Nie mam ochoty rozmawiać już dziś z twoim ojcem – westchnął Piotrek nieco
zmęczony – A, prawie urwał mi ucho. B, wrzucił mnie do podziemi ze szczytu
schodów do nich prowadzących. C, wkurza mnie.
-
Kumam – zaśmiał się Pierre – Mnie też wkurza, bo chce rządzić moim życiem.
-
To co, znasz już prawidłową odpowiedź? – Zmienił temat widząc smutne oczy
młodszego kolegi. Miał świadomość tego, jak ciężki wątek został poruszony. Sam
nie cierpiał, jak ktoś decydował o jego życiu, dlatego domyślał się co czuje
Pierre. – No?
-
Lokalizację znam – mruknął Pierre – Jednak nie wiem, jak tam się dostać?
-
Sam odpowiedziałeś sobie na to pytanie – Zaśmiał się Piotrek widząc zagubienie
chłopca – Już na samym początku. Masz drzwi, a kluczem jest?
-
Kości? – Zapytał niepewny chłopiec – Tylko konkretnie, która?
-
Jesteś bardzo blisko – pocieszał go kasztanowłosy – Jednak zbytnio skupiasz się
na szczegółach.
-
Jak to? – Zdziwił się Pierre.
-
Pomyśl, jak postąpiłby ten jeszcze nie narodzony mściciel widząc szczątki kogoś
mu bliskiego? – Naprowadzał chłopca na prawidłowy tok myślenia. – Raczej wątpię
by wybierał sobie jakąś kość ze szkieletu.
-
No, raczej nie zrobiłby czegoś takiego – zaśmiał się Pierre – Chciałby pewnie
pochować szczątki swego przyjaciela.
-
No, właśnie – Piotrek uniósł palec na znak aprobaty – Pierwsza czynność, jaka
przychodzi ci do głowy, kiedy widzisz ten szkielet to?
-
Oswobodzenie go z pęt – oświadczył chłopiec.
-
I masz już odpowiedź – rzucił spokojnie zielonooki obdarzając kolegę ciepłym
spojrzeniem – To teraz możesz pójść i sprawdzić wynik swojej dedukcji.
-
Ok., wiem, że kluczem są kajdany – zastopował go Pierre – ale jak mam otworzyć
drzwi?
-
Pociągnij za odpowiednią dźwignię – poradził mu Piotrek – Widzisz, ustawienie
szkieletu wiele mówi, co powinieneś zrobić. Więzień klęczał przykuty do ściany,
jego głowa zwisa podobnie, jak reszta ciała. Odpowiedni nacisk powinien
uruchomić mechanizm drzwi.
-
Aha – Pierre uśmiechnął się tylko i niespiesznie podszedł do kościotrupa.
Ostrożnie złapał za kajdany, po czym pociągnął je w swoją stronę. Po chwili
podłoga w prawym kącie celi zaczęła się rozsuwać, ukazując kamienne schody
prowadzące w dół. – Udało się!
Zadowolony
chłopiec podbiegł do Piotrka, który próbował utrzymać powagę. Niestety zabawna
mina młodego Sicariusa była silniejsza powodując wybuch śmiechu u
zielonookiego.
-
Matko, człowieku – zaczął Piotrek chcąc przerwać swój śmiech – ta mina jest
bezbłędna. Przez ten wyraz twarzy nie mogę przestać się śmiać.
-
Ach, tak – zakłopotał się Pierre – mama zawsze mi to powtarza. Kiedy za bardzo
się ekscytuję lub cieszę, robię zabawne miny. Chyba właśnie to zrobiłem.
-
Chyba się nie gniewasz? – Spytał przepraszająco Piotrek – Nie chciałem cię
urazić.
-
I tego nie zrobiłeś – uspokajał go Pierre – Jestem do tego przyzwyczajony.
Jedynie ty, mama i babcia z tego się śmiejecie. Wujek Fabrizio powiedział, że
to w pewnym stopniu komplement.
-
Rozumiem – Kasztanowłosy nagle się uspokoił przypominając sobie, że siostra
Fabrizio jest żoną Orestesa i matką Pierra. – Masz fajnego wujka.
-
Może skończycie te pogaduchy i dołączycie do reszty grupy? – Wtrącił Orestes
badawczo przyglądając się Piotrkowi i synowi. – Winszuję odnalezienia wejścia,
synu.
-
Nie musisz – mruknął Pierre ruszając w stronę wejścia do kryjówki – Gdyby nie
Piotrek, niczego bym nie odgadł.
-
Sam do wszystkiego doszedłeś – wykręcał się od odpowiedzialności Piotrek – Ja
ci jedynie dawałem błahe wskazówki.
-
Ok., niech tak będzie – Zgodził się Pierre rozumiejąc intencje kolegi – Jednak
w zamian będę nazywał cię bratem.
-
Zgoda – Przystał na to Piotrek – W sumie, to pozwoliłem ci na to już w zeszłym
roku.
-
Tak, wiem – uśmiechnął się chłopiec – Chciałem mieć jednak pewność, że nie
zmieniłeś zdania.
-
Niejako jesteśmy braćmi – pomyślał
sobie Piotrek wspominając babcię Sofii – Twoja
matka jest siostrą mojego ojca, a córką babci Laverno. Pokręcone to wszystko.
W
zamyśleniu zszedł schodkami do wypełnionego regałami z książkami pokoju z
ustawionymi w krąg pięcioma sofami. Ścianę naprzeciwko wejścia zdobił spory
kominek z igrającym na palenisku płomieniem. Wewnątrz było ciepło, choć
wydawałoby się, że może być inaczej. Piotrek usiadł na jednej z kanap tuż obok
Pierra. Omiótł wzrokiem wszystkich zgromadzonych w pokoju doliczając się
dziesięciu osób w grupie.
-
Jak pewnie zauważyliście, nasza grupa liczy najmniej ludzi w porównaniu z
innymi – zaczął Orestes siadając pomiędzy synem a Piotrkiem. – Nazywam się
Orestes Sicarius i jestem waszym opiekunem. Niech teraz każde z was powie swoje
imię i wiek. Nazwiska nie będą nam tu potrzebne, bo w rodzinie posługujemy się
jedynie imionami.
-
Nazywam się Takeshi i mam dwadzieścia lat – przedstawił się Japończyk z
naprzeciwka.
-
Jestem Anchal – ukłoniła się Hinduska z zaplecionymi w warkocz włosami – Mam
osiemnaście lat.
-
Mark, trzydzieści lat – kiwnął głową mężczyzna o przyprószonej siwizną
czuprynie.
-
Lal, dwadzieścia sześć lat – pomachała wszystkim Turczynka z szerokim
uśmiechem.
-
Hubert, dwadzieścia dwa lata – przedstawił się brązowowłosy chłopak z przydługą
grzywką, która niemal całkowicie zasłaniała jego oczy. Piotrek poczuł na sobie
jego wzrok.
-
Emanuel, siedemnaście lat – Skłonił się rudzielec o piegowatej twarzy.
-
Pierre, czternaście lat – Młody Sicarius wstał by się pokazać innym.
-
Piotrek, dwadzieścia dwa lata – Zielonooki spokojnie wypowiedział regułkę
przedstawienia się w grupie nie racząc nawet kiwnąć palcem by się wszystkim
pokazać.
-
Jesteśmy Kevin i Melissa – ostatnia dwójka czarnowłosych bliźniaków nieco
przyciągała sobą uwagę – Mamy dwadzieścia pięć lat.
-
Skoro poznaliśmy już swoje imiona – Orestes wstał z miejsca nie kryjąc
zadowolenia. – Możemy wyznaczyć obowiązki.
-
Jakie? – Spytała Lal.
-
Ten semestr jest nieco wyjątkowy – oświadczył Sicarius, po czym złapał rękę
Piotrka i zmusił go do wstania z sofy. – Waszym zadaniem jako rodziny, będzie
pilnowanie jednego z was.
-
Mam złe przeczucia względem tego – panikował
w myślach Piotrek – On chce ograniczyć mi
pole manewru.
-
Ten oto Piotrek – Orestes spokojnie wyjaśniał grupie ich obowiązek – uciekł
stąd ostatnim razem tuż po odbytym teście. Za karę jest objęty nadzorem w
szkole. Waszym zadaniem będzie mieć go na oku, zrozumiano?
-
Cholera! – Wrzasnął w myślach
zielonooki wściekły na położenie, w którym się znalazł – To nie fair! Wiedziałem, że tak to się skończy.
-
Tak jest! – Odpowiedzieli chórem członkowie grupy E.
-
Jutro, kwadrans po piątej, zbiórka pod stołówką – zawiadomił ich mężczyzna
jednocześnie wskazując na kominek – Weźcie swoje nieśmiertelniki i wracajcie do
dormitorium.
Pokój
powoli pustoszał, a że Pierre z Piotrkiem posiadali już własne nieśmiertelniki
w ogóle nie musieli się spieszyć, jak reszta grupy. Kasztanowłosy zrezygnowany
opadł na oparcie kanapy wściekle bijąc się z myślami. Ostatecznie westchnął
przeciągle niejako godząc się z tym, co zgotował mu Orestes. Z tego stanu,
lekkiego otępienia, wyrwał go Pierre.
-
Idziemy? – Spytał chłopiec delikatnie szturchając zielonookiego – Chyba, że
chcesz tu jeszcze posiedzieć?
-
Nie – mruknął Piotrek podnosząc się z miejsca – Muszę nakarmić dwa niesforne
ktosie, które zostały w moim pokoju. Nie znają reguł tej szkoły i nie potrafią
mówić po angielsku, a co najgorsze, to są świetne w psoceniu.
Po
tych słowach chłopak skierował się w stronę wyjścia, Pierre ruszył za nim.
Rozstali się przy dormitorium opiekunów, niestety kandydaci nie mieli wstępu do
tej części. Piotrek jako jedyny mógł tam przebywać z wiadomych powodów. Poza
nim pozwolenie na przebywanie w skrzydle sypialnianym opiekunów otrzymał Kamil,
tylko dlatego, że bliźniaki miały pokój vis a vis sypialni Rose. Kiedy Piotrek
otwierał drzwi prowadzące do korytarza łączącego się z dormitorium, zobaczył
najstarszego Sulika ze spakowanym plecakiem w asyście ze wściekłą Rose.
-
Coś nie tak? – Spytał Piotrek lekko zdziwiony zastaną sytuacją. – Czyżby małe
zgryzy w relacjach opiekun – uczeń?
-
Wiemy, że miałeś kiepski dzień, ale zachowaj te złośliwości dla siebie, ok.? –
Rzuciła zmęczona Rose – Kamil od dzisiaj mieszka z bliźniakami.
-
Aha – mruknął Piotrek kierując się do swojego pokoju – A można wiedzieć
dlaczego?
-
Zasłużył sobie – zbywała go Rose dając do zrozumienia, że ma dość wyjaśnień –
To moje ostateczne zdanie.
-
Rozumiem – sapnął zielonooki – Zaraz wypuszczę maluchy.
Kiedy
drzwi się otworzyły, z pokoju wybiegły płaczące bliźniaki i mocno wtuliły się w
Piotrka. Agatka podbiegła jeszcze do Rose wczepiając się w jej nogi. Kobieta
uśmiechnęła się tylko i pogłaskała ją po głowie.
-
Czemu były u ciebie i Dantego? – Spytała już spokojnym głosem – Nie powinny być
u siebie?
-
O świcie szalała dość mocna burza – wyjaśniał Piotrek wzruszając ramionami – Nic
nie mogliśmy poradzić, a później szkoda było je budzić.
-
Rozumiem – zaśmiała się Rose – Pewnie są głodne.
-
Miałem właśnie zamiar zabrać je do Leo i coś ugotować – oświadczył spokojnie
zielonooki – Kiedy Dante wróci ze spotkania, przyjdźcie tam do nas. Od jutra
będziemy jeść jedynie specjały szkolnej kuchni, więc wybór należy do was.
-
Myślę, że decyzja Dantego jest ci już wiadoma – zaśmiała się kobieta – Poczekam
na niego i przyjdziemy.
-
Będę czekał – pożegnał się Piotrek zabierając ze sobą Sulików. Po drodze
jeszcze zaszli po Nicole, która chętnie zgodziła się na obiad w wykonaniu jej
brata.
Leo
był nieco zaskoczony ilością osób w jego kuchni, jednak nic nie powiedział.
Uzgodnił z Piotrkiem, że udostępni mu kuchnię na dzisiejsze popołudnie.
-
Sporo ludzi zebrałeś – zaśmiał się widząc nowe twarze – Przedstawisz mnie?
-
Spoko – Piotrek posadził bliźniaki przy stole w części jadalnej, po czym
wskazał na mężczyznę. – Ten zacny jegomość o jasnej czuprynie to Leonard. Od
jutra będziecie jeść jego specjały kulinarne. Dzisiaj jednak ja będę waszym
kucharzem.
-
Zabawne – zaśmiała się Nicole – Tak brzmi język polski?
-
Niestety maluchy nie znają angielskiego – wyjaśnił Piotrek – Mam nadzieje, że
to się jednak zmieni po pobycie w akademii. Dante też jest podobnego zdania.
-
Z pewnością tak będzie – pocieszał go Leo – Co dziś upitrasisz?
-
Widziałem ładne dynie w ogrodzie za stołówką – zastanawiał się na głos
zielonooki – Może zrobię wam zupę dyniową, a do tego upiekę dyniowe muffinki.
Chyba, że chcecie coś innego.
-
Jak dla mnie, jest dobrze – mruknął nieśmiało Kamil – Twoja kuchnia jest spoko.
-
Wiesz braciszku, że uwielbiam wszystko, co ugotujesz – oświadczyła Nicole –
Dante raczej także zje bez marudzenia.
-
W takim razie, kto idzie po dynię? – Zapytał w śmiechu Piotrek. Na ochotnika
zgłosiła się Nicole biorąc ze sobą Agatkę. – Wybierzcie jakąś niewielką, taką
około kilograma.
-
Ok.! – Zawołała dziewczyna wybiegając z kuchni. Agatka dreptała za nią.
-
Czemu nazwała cię bratem? – Zapytał zdziwiony Kamil – Też należy do Murdochów?
-
Nicole jest moją młodszą siostrą – odparł spokojnie Piotrek wyjmując ze
spiżarki potrzebne składniki. – Mamy wspólną matkę, jednak różnych ojców. Moim
jest Murdoch, jej Veneni.
-
Nic wcześniej nie wspominałeś, że masz młodszą siostrę – zauważył Kamil – W
sumie, macie takie same oczy, ale nic poza tym.
-
Dowiedziałem się dopiero kilka dni temu – westchnął Piotrek obierając warzywa –
Nawet się cieszę, że ją mam. Mam nadzieję, że będziecie się ze sobą dogadywać.
-
Spróbuję – sapnął nastolatek.
-
A tak na marginesie, jak podoba ci się w tej szkole? – Zmienił temat Piotrek –
Jesteś w nieco lepszej sytuacji niż ja. Oprócz Dantego nie znałem tu w ogóle
nikogo, ty za to masz aż sześć osób, z którymi możesz na luzie pogadać.
-
Oszalałeś?! – Zszokował się Kamil – Jedyną osobą, z którą mogę pogadać na luzie
jesteś ty. Jakoś nie widzę siebie w luźnej gadce z Dante czy Rose.
-
Ok., zrozumiałem – uspokajał chłopaka zielonooki – dlatego wyluzuj.
-
Widzę tu braterską więź – zauważył Leo w lekkim śmiechu – Starszy i młodszy
brat.
-
Piotrek zaoferował zająć się mną i bliźniakami – Kamil wstał od stołu i wyjrzał
przez okno – Nie musiał, ale to zrobił.
-
Niejako przeze mnie zostaliście sierotami – odrzekł cicho Piotrek głosem pełnym
winy – Jestem wam to winny.
-
Gdybym wtedy nie wygadał Dantemu, że jesteś u mnie – mruknął smętnie Kamil –
Wówczas nie przyszedłby po ciebie i pewnie nie skończyłbym w tej szkole.
-
Nie narzekaj – Piotrek cisnął marchewką do garnka – To nie ciebie będą
inwigilować cały semestr tylko mnie. Do tego jeszcze Orestes… zresztą nie
ważne.
-
No, widzę, że miałeś ciężki poranek inauguracyjny – spuentował Leo biorąc dynię
od Nicole – Co takiego zrobił Orestes, że tak się wściekasz?
-
Na inauguracji zarządził losowanie do grup, które wcześniej były ustalone przez
Dantego i Rose – poinformował blondyna zielonooki wbijając nóż w dynię –
Następnie zmusił mnie do bycia w jego grupie, choć wylosowałem kulkę z literą
B, a nie E. Wytargał mnie za ucho, jak pospolitego chuligana i zaciągnął siłą
do podziemi zrzucając przy tym ze schodów. Na koniec oświadczył wszystkim w
grupie, że mają mieć na mnie oko, bo jestem objęty nadzorem.
-
Krótko mówiąc, odegrał się na tobie za ostatni rok – podsumował nieco
rozbawiony reakcją chłopaka blondyn – Po twojej ucieczce nieźle oberwał od
Dantego. Później na prośbę Rose, głowa rodu zmobilizowała wszystkich Sicariusów
do poszukiwań podopiecznego jego sukcesora.
-
Czemu akurat członkowie Tribus Primus
postanowili wziąć czynny udział w życiu szkoły? – Zapytała Nicole myjąc ręce
Agatce – Zazwyczaj zadowalają się protokołami wizytatora.
-
Piotrek przez okrągły rok bawił się z rodem Sicarius w kotka i myszkę –
Ubawiony Leo spojrzał na zmagającego się z dynią kasztanowłosego – Dorzuć do
tego ucieczkę ze szkoły zaraz po egzaminie końcowym Orestesa i wyjdzie ci
powód.
-
To wyjaśnia całą tę akcję z losowaniem grup – sapnęła dziewczyna siadając przy
stole – Plan Dantego i Rose opierał się na częściowym odseparowaniu Piotrka od
nowych opiekunów. Teraz, kiedy trafił on do grupy Orestesa, mają wgląd w karty
i tym samym udział w grze.
-
Masz bystrą siostrę – Leo skierował swoje stwierdzenie do Piotrka, który w
międzyczasie zdołał już wstawić zupę. – To chyba rodzinne.
-
Może – Zielonooki wzruszył ramionami zajęty ucieraniem dyni na muffinki – nie
wiem.
-
Piotrek nie lubi rozmawiać o rodzinie – wyjaśniła dziewczyna – To trochę ciężki
temat do rozmowy.
-
Kumam – Kamil wrócił na swoje miejsce przy okazji uspokajając niecierpliwiące
się rodzeństwo.
Leo
już nie poruszał tego tematu i do końca dnia rozmawiali o wszystkim i o niczym.
Wieczór nastał dość szybko, dlatego po skończonym posiłku udali się do swoich
pokoi.
* * * * *
Zmęczony Piotrek opadł na swoje łóżko
ciężko wzdychając. Ten dzień dał mu nieco w kość, a stłuczenia po upadku ze
schodów dawały o sobie boleśnie znać. Rose zaoferowała ułożyć bliźniaki do snu
i przypilnować Kamila, dlatego miał chwilę wytchnienia.
-
Widzę, że dobrze wykorzystujesz powierzoną ci chwilę odpoczynku – Do pokoju
wszedł Dante od razu zamykając za sobą drzwi i przekręcając w nich klucz. –
Teren zabezpieczony.
-
Skąd możesz mieć tę pewność, skoro Moon potrafi niemal ze wszystkiego stworzyć
wytrych? – Zapytał powątpiewając kasztanowłosy – Do tego sąsiadujemy z pokojem
Rose.
-
Nie przejmuj się tym – pocieszał go Dante siadając tuż przy nim – Te łóżka jednak
są zbyt małe dla dwóch osób. Może zagospodarujemy kawałek podłogi?
-
Tylko jedno ci w głowie – zaśmiał się Piotrek całując usta partnera – Nie mam
na ciebie siły, ale daj mi maleńką chwilkę wytchnienia, ok.? Powiedzmy około
pięciu minutek.
-
Dobrze – zgodził się Dante delikatnie przejeżdżając dłonią po włosach chłopaka
– Miałeś dzień pełen wrażeń.
-
Ta, kilka niemiłych niespodzianek mnie dzisiaj spotkało – sapnął zielonooki
ponownie zwracając wzrok na partnera – Burza z rana zapoczątkowała falę niefortunnych
zdarzeń. Jak tam twoja grupa?
-
Spora – westchnął Dante – a twoja?
-
Mała – odpowiedział chłopak w zamyśleniu – Jest nas tylko dziesięciu.
-
Ja mam ponad dwudziestu kandydatów w grupie i znowu aspołecznego Murdocha w
szeregach – pożalił się Sicarius opadając na łóżko partnera z rezygnacją –
Myślałem, że dostanę chociaż Nicole albo Kamila, ale pech lubi rządzić moim
życiem.
-
Nie trać ducha – pocieszał go Piotrek całując w czoło – Mogło być o wiele
gorzej.
-
Dzięki Bogu mam ciebie w pokoju – Dante złapał chłopaka i przyciągnął go do
siebie – Pięć minut minęło.
-
Wiem – zaśmiał się Piotrek zsuwając z łóżka na podłogę – Nie uważasz, że będzie
nam trochę niewygodnie?
-
Zaraz to zmienimy – uśmiechnął się mężczyzna, po czym wyciągnął z pomieszczenia
przeznaczonego na garderobę piankowy materac. – To chyba zmieni postać rzeczy.
-
Widzę, że pomyślałeś o wszystkim – Kasztanowłosy zdębiał na widok materaca.
Nagle przypomniało mu się, że musi jeszcze nakarmić kota. W tym celu sięgnął
pod łóżko i wyciągnął stamtąd kartonik mleka. Następnie wylał biały płyn do
miseczki mieszczącej się przy drzwiach do łazienki, a po wszystkim wyrzucając
opakowanie do kosza. – Skończone.
Dante
złapał chłopaka w pasie i przyciągnął do siebie. Kiedy ten się odwrócił twarzą
do niego, namiętnie go pocałował. Zdezorientowany tym Piotrek w zdziwieniu
spostrzegł, że znajduje się już na materacu. Raptem partner zaprzestał jakichkolwiek działań.
-
Skąd te siniaki? – Spytał mężczyzna widząc ogromne sińce na ciele chłopaka. –
Przed inauguracją jeszcze ich nie miałeś.
-
Spadłem ze schodów – odpowiedział zgodnie z prawdą Piotrek rumieniąc się
zawstydzony pozycją w jakiej się znajdował. – Na serio, Pierre może to
potwierdzić.
-
Nie mówisz mi całej prawdy – zauważył Dante mierząc go czujnym spojrzeniem – W
sumie, nie musisz mi nic mówić, bo i tak dowiem się tego z drugiej ręki. W AT plotki dość szybko się roznoszą.
-
Kumam – sapnął z pożądaniem w oczach Piotrek, kiedy partner obnażył przed nim
swój tors – Skończymy tę rozmowę kiedy indziej.
-
Ok. – Przystał na to Dante wznawiając przerwane działanie. Do końca rozebrał
zielonookiego powoli przygotowując go do stosunku. Spazmatyczne oddechy i
pojękiwanie chłopaka mocno podniecały mężczyznę, dlatego nieco szybciej w niego
wszedł. Piotrek zadrżał z pierwszego, nieprzyjemnego bólu, jednak po chwili
zaczął poruszać biodrami. To pokazało Dantemu, że kasztanowłosy całkowicie się
mu poddał. Ułożył chłopaka w dogodniejszej pozycji by mieć lepszy dostęp, po
czym zaczął serię silniejszych pchnięć, doprowadzając partnera do szaleństwa.
Doszli niemal w tym samym czasie zmęczeni opadając na materac.
-
To było świetne – szepnął Dante do ucha partnera, który obdarzył go ciepłym
uśmiechem – To co, runda druga?
-
Ale na niej poprzestaniemy – zgodził się Piotrek zmęczonym głosem – Jutro obaj
musimy wcześnie wstać.
Dante
uśmiechnął się tylko, po czym rozszerzając pośladki chłopaka ponownie zagłębił
swego członka w jego wnętrzu. Spazmatyczne oddechy ponownie wypełniły pokój, a
dla zagłuszenia głośniejszych jęków zielonookiego, zamknął jego usta namiętnymi
pocałunkami. Po wszystkim obaj zasnęli, przykrywając się przygotowanym
wcześniej kocem.
[1] Exoriare aliquis nostris ex
ossibus ultor - Niech z naszych kości narodzi się mściciel. Wergiliusz, Eneida.
[2] AT - skrót od Assassini Tirocinium.
[3]Tribus Primus - Pierwsza Trójka.
Kocham ten rozdział! Ach kocham! Dantego też kocham i ciebie też bo Piotrek jest taki jaki powinien być: podniecony myślą, że ma takie ciacho w pokoju! Czekam na więcej i zapraszam do siebie!
OdpowiedzUsuńJak zwykle rozdział super, nic dodać nic ująć. Znasz moje zdanie na temat Piotrka i Dantego - to jedno z twoich najlepszych opowiadań. Czekam niecierpliwie na dalsze części, tym bardziej że są one na mnie zupełnie nowe :D
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńto było bardzo słodkie, jak wpadły dzieciaki, a Dante od razu zgarnął Agatę do siebie, czy nikt tego nie widział? ha dalej by wszystkich zwodził, gdyby nie ta nie fortuna sprawa, jakoś tak zabrakło ki Eryka i Izabelli...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, było bardzo słodko, jak wpadły dzieciaki, a Dante od razu zgarnął Agatę do siebie ;) czy nikt tego nie widział? ha dalej by wszystkich zwodził, gdyby nie ta nie fortuna sprawa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, było tutaj bardzo słodko, Dante bardzo przyzwyczaił się do dzieciaków, od razu zgarnął Agatę do siebie jak tylko wpadły do pokoju rodzeństwo ;) czy nikt tego nie widział? ha dalej by wszystkich zwodził, gdyby nie ta nie fortuna sprawa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza