Translate

piątek, 1 listopada 2013

Inauguracja



Zgodnie z daną wam obietnicą wrzucam kolejny, dłuższy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba :)

Dzień rozpoczął się gwałtowną burzą, brutalnie budząc Piotrka z głębokiego snu. Po chwili usłyszał pukanie do drzwi, a następnie do pokoju wbiegły roztrzęsione bliźniaki. Dzieci stanęły pośrodku sypialni wtulone w swoje misie. Przebudzony Dante podniósł się z posłania i łapiąc Agatkę wciągnął ją do swojego łóżka, Piotrek podobnie uczynił z Jacusiem. Bliźniaki wtuliły się w swoich obrońców, po czym zasnęły. Kasztanowłosy wraz z Sicariusem poszli w ich ślady.


Piotrek ponownie obudził się dwie godziny później, Dante kilka minut po nim.


- Inauguracja zaczyna się za niecałą godzinę – stwierdził zielonooki patrząc na zegarek – Na szczęście przestało padać.


- Ta burza dała nieźle popalić tym szkrabom – zaśmiał się ciemnowłosy wstając z łóżka – Lepiej nie budzić ich na nudny początek szkoły, do której nawet nie będą uczęszczać.


- Nie znają nawet języka angielskiego – westchnął Piotrek także podnosząc się z łóżka – Trochę je poduczyłem kilku przydatnych słów, ale to zbyt mało na rozpoczęcie jakiejkolwiek konwersacji.


- Tu się nieco podszkolą – oświadczył Dante całując w czoło partnera – W razie czego mają nas i Rose z Kamilem, więc się tym nie martw. Nikt ich tu nie skrzywdzi.


- Wiem – uśmiechnął się chłopak, po czym skierował się do łazienki – po prostu obawiam się o ich samopoczucia. Kto się nimi zajmie, kiedy naszej czwórki nie będzie w pobliżu?


- Jest jeszcze Leo i Nicole – uspokajał go ciemnowłosy – Wszyscy opiekunowie są godni zaufania, tym bardziej, że bliźniaki nie są kandydatami i podlegają mojej protekcji.


- Wiesz, jak szalone są te bliźniaki – mruknął chłopak zmartwionym głosem – Myślisz, że inni dadzą sobie z nimi radę?


- Wiem to – Utwierdził go w swoim przekonaniu Dante – Opiekunowie w tej szkole mieli do czynienia z różnymi postaciami szaleństwa. Bliźniaki to nic w porównaniu do niektórych z nich. Do tego, każde z nich posiada własne rodziny, a co za tym idzie i dzieci. Nie masz powodu do zmartwień w tej kwestii. Na twoim miejscu myślałbym o strategii na nadchodzące dni w szkole.


- Ta, jak zwykle, pocieszasz mnie i dołujesz zarazem – zasępił się Piotrek – Nie pozwolisz mi uciec od rzeczywistości, brutalnie wylewając na mnie kubeł zimnej wody. Szanuję jednak, że liczysz się z moim zdaniem i jesteś wobec mnie szczery do bólu.


- Czyżby? – Powątpiewał mężczyzna. – Jakoś tego po tobie nie widać.


- Osobiście mnie to wkurza – odrzekł Piotrek wzdychając – Mógłbyś czasem skłamać i dać odpocząć od brutalnej prawdy.


- Nie zrobię tego – Odmówił Dante – Moje sumienie mi na to nie pozwala, choć brzmi to nieco groteskowo z ust mordercy.


- Wiem – zaśmiał się zielonooki – Są też rzeczy, o których nie chcesz mi mówić, na przykład o swojej przeszłości.


- W swoim czasie to zrobię – Szepnął ciemnowłosy spuszczając swój wzrok – I tak już zacząłem się przed tobą obnażać, ukazując prawdziwą tożsamość. Bądź cierpliwy i zaczekaj nieco dłużej, ok.?


- Zaczekam – zgodził się chłopak delikatnie muskając swoimi usta mężczyzny – Po prostu się z tobą droczę.


- Z czasem pokazujesz mi więcej swojej prawdziwej natury – uśmiechnął się Dante odwzajemniając pocałunek – Złośliwy kocur z ciebie, wiesz?


- Możliwe – zachichotał Piotrek uciekając do łazienki wziąć prysznic – Pamiętaj, że kocur potrafi czasem podrapać.


- Zapamiętam – Dante w śmiechu ruszył za swoim partnerem.


Szybko odświeżyli się po nocy, po czym opuścili pokój zmierzając na spotkanie inauguracyjne.


* * * * *


W auli inauguracyjnej zebrało się sporo osób. Piotrek zdziwiony tak dużą liczbą kandydatów, stanął przy samych drzwiach, by jak najszybciej opuścić pomieszczenie po spotkaniu. Zastanawiał się, ile powstało grup i do której go przydzielono.


- Ciekawe, czy przydzielą nas do grupy Dantego? – Usłyszał głos Nicole, która stanęła po jego prawej stronie – Sporo ludu zebrało się na ten semestr.


- Też to zauważyłem – odparł Piotrek starając się odnaleźć w tłumie znajome twarze – Wiesz może, co spowodowało takie przeludnienie?


- Dodatkowa obsada w gronie opiekunów – Szepnęła im do uszu Rose, raptem znajdując się pomiędzy nimi – dla sprecyzowania Aaron, Orestes i Kalipso.


- A co z tym czwartym? – Zapytał Piotrek starając się przypomnieć sobie imię czwartego z nowych opiekunów – Diego, chyba.


- Och, Diego to przydupas Kalipso – zachichotała Rose widząc minę chłopaka – Wszędzie się za nią szwendał w dzieciństwie, jak widać nadal to robi.


- A powiesz mi, czemu zwiększyła się liczba opiekunów? – Zadał retoryczne pytanie, bo podświadomie znał na nie odpowiedź.


- Po co zadajesz pytania, skoro znasz na nie odpowiedź? – Wyśmiała go Rose – Na twoim miejscu miałabym się na baczności Piotruś.


- Rose, nie wierzę w to, że taka błahostka, jak ja, zmusiła szkołę do zwiększenia liczby opiekunów – Szepnął stanowczo zielonooki – Dante nie chce mi nic powiedzieć, a z twojej postawy wnioskuję, że ty także.


- Nie możemy ci nic powiedzieć – odparła cicho kobieta nachylając się bardziej nad chłopakiem – bo niejako jesteś uwikłany w tę sprawę. W swoim czasie dowiesz się wszystkiego.


- Dyplomatyczna odpowiedź – westchnął poddając się Piotrek – Podsumowując, mam uzbroić się w cierpliwość.


- W rzeczy samej – pożegnała go ciemnowłosa ruszając w stronę podestu.


Kiedy wszyscy opiekunowie zebrali się w jednym miejscu, Holmes zaczął swoje przemówienie. W momencie części ogłoszenia przydziału grup, Orestes przerwał mowę Teodora skupiając na sobie wzrok zebranych w auli. Piotrek miał co do tego złe przeczucie, a widok zdumionych spojrzeń Dantego i Rose, pogłębił jedynie jego niepokój.


- Nastąpiły pewne zmiany – oświadczył Orestes poważnym tonem – W prawdzie grupy zostały już utworzone, jednak wraz z Kalipso i Aaronem doszliśmy do wniosku, że zabawniej będzie, jeśli sami wylosujecie miejsce w nich.


- Mamy tu pudełko z ośmioma kulkami. Wszystkie opatrzone są symbolem danej grupy. – Wyjaśniała ciemnoskóra kobieta z jadowitym uśmieszkiem – Każdy z was po kolei będzie do nas podchodził i losował kulkę, jasne?


- Jak słońce – mruknął cicho, pod nosem niezadowolony Piotrek – Bezsens.


- Też tak uważam – zgodziła się z bratem Nicole mocno przyciszając głos – Miał być poprzedni układ, a teraz okazuje się, że jednak nie.


- Dobrze wiem o co im chodzi – szepnął zielonooki do siostry – Orestes chce rozdzielić naszą starą ekipę.


- Może i będziemy w różnych grupach – zaczęła spokojnie Nicole – Jednak nasza sztama nigdy się nie skończy.


- Też tak sądzę – zgodził się Piotrek – Jednak mam nieodparte wrażenie, że Orestesowi chodzi o coś zupełnie innego.


- Myślę, że nie spodobał mu się plan Dantego i Rose – zastanawiała się nastolatka – Twoje indywidualne zajęcia odseparują cię od niego.


- Może częściowo – dumał Piotrek – On chce mieć na mnie oko, tylko nie rozumiem dlaczego. W swoim czasie pewnie się tego dowiem.


- Masz dobre podejście – zaśmiała się Nicole – Niezależnie co się wydarzy, zawsze sobie poradzimy.


- No, jasne, że tak – przyznał jej Piotrek – Przeżyłem wychowanie Murdochów, przeżyję i Orestesa.


- Ups – jęknęła nagle Nicole – Zapomniałam o Kamilu.


- Jak to zapomniałaś o swoim współlokatorze? – Zdziwił się Piotrek.


- Źle się poczuł – wyjaśniała dziewczyna – dlatego postanowiłam dać mu trochę czasu.


- Aha, rozumiem – sapnął zielonooki lekko uspokojony – Pójdę po niego, a ty w tym czasie mnie kryj.


- Ok. – Zgodziła się nastolatka – Tylko się pospiesz.


- Spoko – Piotrek cichaczem wymknął się z auli, a następnie pognał do pokoju Nicole. Tam zastał drzemiącego Kamila. – Pobudka!


- Co?! – Chłopak prawie zleciał z łóżka z doznanego szoku – Chcesz mnie zabić, czy jak?


- Nie narzekaj, tylko rusz się – nakazał Piotrek popędzając zaspanego nastolatka – Inauguracja już trwa, a Orestes zmienił zasady gry w tym semestrze i dlatego musimy się pospieszyć.


- Kumam – ziewnął Kamil idąc za starszym kolegą – Daleko do tej auli?


- Kawałek, więc się sprężaj – rzucił mu przez ramię zielonooki zbiegając po schodach – Ruchy!


Losowanie dobiegało końcowi, kiedy Piotrek z Kamilem wśliznęli się do auli. Ten fakt nie umknął uwadze Orestesowi, który zszedł z podestu i migiem zjawił się obok chłopaków. Nicole aż się cofnęła z przerażoną miną.


- Piotrek – szepnęła do brata, który starał się złapać oddech po odbytym biegu – Mamy problem.


- Jaki? – Dopytywał się zdezorientowany jeszcze Kamil, jednak kiedy spojrzał za siebie, stanął niemal na baczność – Cholera.


- Jaka cholera? – Zdziwił się Piotrek, jednak zrozumiał reakcję nastolatków, gdy powędrował wzrokiem za ich wystraszonymi spojrzeniami – Aha.


- Dobrze, że cię widzę – Orestes objął Piotrka ramieniem i odwrócił twarzą do siebie. – Osobiście chciałem wylosować grupę dla ciebie.


- Nie rozumiem tylko po co – westchnął chłopak z podejrzliwym tonem – kiedy mogę to zrobić sam.


- Zabawny, jak zawsze – mężczyzna pociągnął Piotrka do pudełka z losami, a następnie na siłę wsadził do niego rękę chłopaka. Zielonooki złapał pierwszą lepszą kulkę, ale kiedy ją wyciągał, Orestes widząc wynik wytrącił mu ją z dłoni. – Trafiasz do grupy E.


- To nie fair – zarzucił mu Piotrek – Nawet nie zdążyłem jej do końca wyjąć. Jestem przekonany, że na kulce była litera B.


- To się przewidziałeś – uciszył go Orestes – A teraz wracaj na miejsce.


Piotrek wrócił do Nicole i Kamila ze złością malującą mu się na twarzy. Dobrze wiedział, co widział. Niestety jego zdanie nie liczyło się w odróżnieniu od zdania najstarszego syna rodu Sicarius. Teraz chociaż miał pewność, że mężczyzna chciał mieć na niego oko. Kamil z Nicole mieli o wiele więcej szczęścia, bo oboje trafili do grupy Rose. Pierre podzielił los Piotrka, co również nie spotkało się z jego dobrym nastrojem.

Kiedy ostatnia osoba wylosowała grupę, Orestes podszedł do mównicy.


- Grupy zostały przydzielone – oświadczył z zadowoloną miną – Teraz wszyscy mają podążyć za opiekunem grupy do przypisanej im kryjówki.


- Opiekunem grupy A jest Wiktor Moon – zaczął ogłaszać Teodor – Ja, Teodor Holmes, obejmę grupę B, Dante Sicarius grupę C, Rose Sicarius grupę D, Orestes Sicarius grupę E, Kalipso Wulff będzie sprawować opiekę nad grupą F, Aaron Sicarius weźmie pod swoje skrzydła grupę G, a ostatnia, grupa H, będzie pod okiem Diega Spellwooda. Skoro wszystko jest jasne, rozejść się do swoich dziupli.


Nicole z Kamilem pożegnali się z Piotrkiem, a następnie podążyli za Rose. Aula powoli pustoszała, a zielonooki uknuł w głowie plan ewakuacji. Planował wyjść z inną grupą i przez to ominąć pierwsze spotkanie w kryjówce, jednak w momencie wychodzenia, został złapany za ucho.


- Przyłapany na gorącym uczynku – usłyszał głos Orestesa, który pociągnął go za sobą – Tak podejrzewałem, że będziesz chciał się stąd ulotnić, dlatego przez cały czas miałem na ciebie oko.


- Ok., załapałem – Jęknął Piotrek z bólu – Mógłby pan puścić już moje ucho?


- Oczywiście, że bym mógł – uśmiechnął się serdecznie mężczyzna, jednak raptownie jego uśmiech przerodził się w zupełnie inny, jadowity – ale nie chcę.


- Jak to pan nie chce?! – Zielonooki był lekko zszokowany – Chce mi pan urwać ucho, czy jak?


- Jeśli nie będziesz się wyrywał i nadążysz za moim tempem – oznajmił nonszalancko Orestes ciągnąc za sobą chłopaka – wówczas ucho pozostanie na swoim miejscu.


- To jakiś żart? – Kasztanowłosy nie dowierzał temu co usłyszał – Że niby mam tak za panem iść?


- Ponoć jesteś geniuszem – zadrwił z niego mężczyzna – dlatego sam sobie odpowiedz.


- No, świetnie – narzekał w myślach Piotrek na kiepskie położenie – Wiedziałem żeby nie wracać do tej szkoły. Teraz mam więcej powodów do zmartwień.


- Zostaw go tato! – Pierre złapał za rękę Orestesa – To przez ciebie uciekł ostatnim razem i pomimo tego, że przeszedł test zaliczeniowy nadal uznawany jest za nowicjusza.


- Czyżby? – Sicarius chwycił ucho syna – Mam kolejnego gagatka. Masz coś jeszcze do powiedzenia?


- Puść mnie! – Wrzasnął z bólu Pierre kopiąc ojca – Piotrka też puść!


- Zero zahamowań – sapnął z rezygnacją mężczyzna – Chłopcy, nie cieszycie się, że trafiliście pod moje skrzydła?


- W ogóle – odpowiedzieli chórem Piotrek z Pierrem.


- Grupa E, za mną! – Zawołał Orestes ignorując sprzeciw swoich ofiar. Jakby nigdy nic ruszył w stronę wyjścia ciągnąc za sobą cierpiących z bólu uszu chłopaków. Na ich nieszczęście, kryjówka mieściła się w podziemiach. U szczytu schodów Piotrek się raptownie zatrzymał widząc ciemność przed nimi.


- Co jest? – Zdumiał się Orestes reakcją chłopaka – Czemu się zatrzymałeś? Chcesz stracić ucho?


- Wolę stracić ucho niż schodzić tam z panem – Zielonooki spojrzał na mężczyznę wzrokiem bez wyrazu. Strach przed ciemnością wziął nad nim górę, a świadomość, że nie ma przy sobie latarki spowodował u niego niepewność. – Przy okazji, będę miał za sobą tę bezsensowną karę.


- Nie boisz się stracić ucha – zaśmiał się Sicarius, po czym przyciągnął do siebie chłopaka i złapał jego kark. Piotrek wzdrygnął się widząc bezkresną ciemność przed sobą. Nieraz chadzał tymi tunelami, jednak miał przy sobie wówczas latarkę. – Nie boisz się śmierci, ale mroku już tak.


Orestes pchnął chłopaka do przodu. Piotrek sturlał się z kilku kamiennych schodów wprost w objęcia ciemności. Obolały podniósł się na nogi głośno wzdychając. Nagle poczuł, że ktoś chwyta go ponownie za kark, a tuż po tym tunel rozświetlił blask lampy naftowej. Teraz chłopak mógł zobaczyć, w której części podziemi się znajdują. Ku jego niezadowoleniu byli w miejscu, którego nie lubił, czyli w lochach.


- Przytulnie tu, nie uważacie? – Mężczyzna z serdecznym uśmiechem zapytał członków swojej grupy.


- Jak dla mnie, to klimat tej części podziemia pasuje raczej do Rose – zauważył Piotrek w złośliwym uśmieszku – niż do pana.


- Tak sądzisz? – Udał zdziwienie mężczyzna, jednak po chwili spoważniał – Szkopuł w tym, że ty w ogóle mnie nie znasz.


- Chwilę miałem z panem do czynienia – mruknął zielonooki – Miałem też okazję poznać tę niemiłą część pańskiej osobowości.


- Doprawdy – sapnął zmęczony już tą bitwą słowną Orestes – mógłbyś czasem ugryźć się w język.


- Może – przyznał Piotrek z arogancją w oczach – jednak na pańskie nieszczęście jestem dość uparty i zawzięty w tym co robię.


- Zauważyłem – Orestes pociągnął za sobą chłopaka do najbliższej z cel. Nie wszyscy mogli się tam zmieścić, jednak jej wnętrze widoczne było zza krat.


- Czy to ma być naszą kryjówką? – Z grupy wyrwało się pojedyncze i nieśmiałe pytanie wypowiedziane dziewczęcym głosem. Orestes tylko uśmiechnął się złośliwie.


- Waszym zadaniem jest odnaleźć kryjówkę naszej grupy – oświadczył spokojnie Sicarius wskazując wnętrze celi. – Wejście do kryjówki znajduje się wewnątrz tego lochu. Ma ktoś może pomysł, gdzie się ono znajduje?


Nastała cisza, po której nastąpił gwar spowodowany rozmowami członków grupy. W międzyczasie Orestes wyszedł z celi dając więcej miejsca dla poszukujących wejścia do kryjówki. Posadził Piotrka na ziemi vis a vis pomieszczenia nakazując nie ruszać się z miejsca, po czym wrócił do reszty. Zielonooki w milczeniu wpatrywał się w ludzi penetrujących wnętrze celi śmiejąc się w duchu z ich ciemnoty. Wskazówki były jasno wypisane na ścianie, ale nikt nie zadał sobie trudu by je odczytać. Z zamyślenia wyrwał go Pierre, który przysiadł obok. Chłopiec jako jedyny przyglądał się widniejącemu na ścianie napisowi.


- Wiesz może co znaczą te słowa? – Zapytał cicho kasztanowłosego. – Myślę, że ten napis ma służyć jako wskazówka, jednak nie znam łaciny. Do tego jeszcze ten kościotrup przykuty do ściany, masakra.


- To cytat z dzieła Wergiliusza zatytułowanego Eneida – zaczął wyjaśniać chłopcu szeptem – przeczytaj go cicho dla mnie.


- Exoriare aliquis nostris ex ossibus ultor[1] – Pierre posłusznie wykonał polecenie zielonookiego – Co to znaczy?


- Coś w stylu „niech z naszych kości narodzi się mściciel” – oznajmił Piotrek w skupieniu tłumacząc zdanie – Stąd ten kościotrup.


- Rozumiem – zamyślił się chłopiec – kości są słowem kluczowym, a szkielet podpowiedzią.


- W rzeczy samej – pochwalił go Piotrek – A gdzie jest miejsce kości?


- Kości powinny spoczywać w grobie – wydedukował Pierre – Czy to oznacza, że kryjówka jest niejako mogiłą?


- Nieźle główkujesz – zachichotał kasztanowłosy – A mogiła to inaczej…


- Dół w ziemi – myślał chłopiec, nagle spojrzał z wyrzutem na Piotrka – Ty wiesz, prawda?


- Wiem – potwierdził chłopak – Jednak nie podam ci prawidłowej odpowiedzi, a jedynie cię na nią nakieruję.


- Czemu nie powiesz ojcu, że znasz lokalizację wejścia? – Drążył temat chłopiec – Zaoszczędziłbyś innym tylko straconego na poszukiwania czasu.


- Nie mam ochoty rozmawiać już dziś z twoim ojcem – westchnął Piotrek nieco zmęczony – A, prawie urwał mi ucho. B, wrzucił mnie do podziemi ze szczytu schodów do nich prowadzących. C, wkurza mnie.


- Kumam – zaśmiał się Pierre – Mnie też wkurza, bo chce rządzić moim życiem.


- To co, znasz już prawidłową odpowiedź? – Zmienił temat widząc smutne oczy młodszego kolegi. Miał świadomość tego, jak ciężki wątek został poruszony. Sam nie cierpiał, jak ktoś decydował o jego życiu, dlatego domyślał się co czuje Pierre.  – No?


- Lokalizację znam – mruknął Pierre – Jednak nie wiem, jak tam się dostać?


- Sam odpowiedziałeś sobie na to pytanie – Zaśmiał się Piotrek widząc zagubienie chłopca – Już na samym początku. Masz drzwi, a kluczem jest?


- Kości? – Zapytał niepewny chłopiec – Tylko konkretnie, która?


- Jesteś bardzo blisko – pocieszał go kasztanowłosy – Jednak zbytnio skupiasz się na szczegółach.


- Jak to? – Zdziwił się Pierre.


- Pomyśl, jak postąpiłby ten jeszcze nie narodzony mściciel widząc szczątki kogoś mu bliskiego? – Naprowadzał chłopca na prawidłowy tok myślenia. – Raczej wątpię by wybierał sobie jakąś kość ze szkieletu.


- No, raczej nie zrobiłby czegoś takiego – zaśmiał się Pierre – Chciałby pewnie pochować szczątki swego przyjaciela.


- No, właśnie – Piotrek uniósł palec na znak aprobaty – Pierwsza czynność, jaka przychodzi ci do głowy, kiedy widzisz ten szkielet to?


- Oswobodzenie go z pęt – oświadczył chłopiec.


- I masz już odpowiedź – rzucił spokojnie zielonooki obdarzając kolegę ciepłym spojrzeniem – To teraz możesz pójść i sprawdzić wynik swojej dedukcji.


- Ok., wiem, że kluczem są kajdany – zastopował go Pierre – ale jak mam otworzyć drzwi?


- Pociągnij za odpowiednią dźwignię – poradził mu Piotrek – Widzisz, ustawienie szkieletu wiele mówi, co powinieneś zrobić. Więzień klęczał przykuty do ściany, jego głowa zwisa podobnie, jak reszta ciała. Odpowiedni nacisk powinien uruchomić mechanizm drzwi.


- Aha – Pierre uśmiechnął się tylko i niespiesznie podszedł do kościotrupa. Ostrożnie złapał za kajdany, po czym pociągnął je w swoją stronę. Po chwili podłoga w prawym kącie celi zaczęła się rozsuwać, ukazując kamienne schody prowadzące w dół. – Udało się!


Zadowolony chłopiec podbiegł do Piotrka, który próbował utrzymać powagę. Niestety zabawna mina młodego Sicariusa była silniejsza powodując wybuch śmiechu u zielonookiego.


- Matko, człowieku – zaczął Piotrek chcąc przerwać swój śmiech – ta mina jest bezbłędna. Przez ten wyraz twarzy nie mogę przestać się śmiać.


- Ach, tak – zakłopotał się Pierre – mama zawsze mi to powtarza. Kiedy za bardzo się ekscytuję lub cieszę, robię zabawne miny. Chyba właśnie to zrobiłem.


- Chyba się nie gniewasz? – Spytał przepraszająco Piotrek – Nie chciałem cię urazić.


- I tego nie zrobiłeś – uspokajał go Pierre – Jestem do tego przyzwyczajony. Jedynie ty, mama i babcia z tego się śmiejecie. Wujek Fabrizio powiedział, że to w pewnym stopniu komplement.


- Rozumiem – Kasztanowłosy nagle się uspokoił przypominając sobie, że siostra Fabrizio jest żoną Orestesa i matką Pierra. – Masz fajnego wujka.


- Może skończycie te pogaduchy i dołączycie do reszty grupy? – Wtrącił Orestes badawczo przyglądając się Piotrkowi i synowi. – Winszuję odnalezienia wejścia, synu.


- Nie musisz – mruknął Pierre ruszając w stronę wejścia do kryjówki – Gdyby nie Piotrek, niczego bym nie odgadł.


- Sam do wszystkiego doszedłeś – wykręcał się od odpowiedzialności Piotrek – Ja ci jedynie dawałem błahe wskazówki.


- Ok., niech tak będzie – Zgodził się Pierre rozumiejąc intencje kolegi – Jednak w zamian będę nazywał cię bratem.


- Zgoda – Przystał na to Piotrek – W sumie, to pozwoliłem ci na to już w zeszłym roku.


- Tak, wiem – uśmiechnął się chłopiec – Chciałem mieć jednak pewność, że nie zmieniłeś zdania.


- Niejako jesteśmy braćmi – pomyślał sobie Piotrek wspominając babcię Sofii – Twoja matka jest siostrą mojego ojca, a córką babci Laverno. Pokręcone to wszystko.


W zamyśleniu zszedł schodkami do wypełnionego regałami z książkami pokoju z ustawionymi w krąg pięcioma sofami. Ścianę naprzeciwko wejścia zdobił spory kominek z igrającym na palenisku płomieniem. Wewnątrz było ciepło, choć wydawałoby się, że może być inaczej. Piotrek usiadł na jednej z kanap tuż obok Pierra. Omiótł wzrokiem wszystkich zgromadzonych w pokoju doliczając się dziesięciu osób w grupie.


- Jak pewnie zauważyliście, nasza grupa liczy najmniej ludzi w porównaniu z innymi – zaczął Orestes siadając pomiędzy synem a Piotrkiem. – Nazywam się Orestes Sicarius i jestem waszym opiekunem. Niech teraz każde z was powie swoje imię i wiek. Nazwiska nie będą nam tu potrzebne, bo w rodzinie posługujemy się jedynie imionami.


- Nazywam się Takeshi i mam dwadzieścia lat – przedstawił się Japończyk z naprzeciwka.


- Jestem Anchal – ukłoniła się Hinduska z zaplecionymi w warkocz włosami – Mam osiemnaście lat.


- Mark, trzydzieści lat – kiwnął głową mężczyzna o przyprószonej siwizną czuprynie.


- Lal, dwadzieścia sześć lat – pomachała wszystkim Turczynka z szerokim uśmiechem.


- Hubert, dwadzieścia dwa lata – przedstawił się brązowowłosy chłopak z przydługą grzywką, która niemal całkowicie zasłaniała jego oczy. Piotrek poczuł na sobie jego wzrok.


- Emanuel, siedemnaście lat – Skłonił się rudzielec o piegowatej twarzy.


- Pierre, czternaście lat – Młody Sicarius wstał by się pokazać innym.


- Piotrek, dwadzieścia dwa lata – Zielonooki spokojnie wypowiedział regułkę przedstawienia się w grupie nie racząc nawet kiwnąć palcem by się wszystkim pokazać.


- Jesteśmy Kevin i Melissa – ostatnia dwójka czarnowłosych bliźniaków nieco przyciągała sobą uwagę – Mamy dwadzieścia pięć lat.


- Skoro poznaliśmy już swoje imiona – Orestes wstał z miejsca nie kryjąc zadowolenia. – Możemy wyznaczyć obowiązki.


- Jakie? – Spytała Lal.


- Ten semestr jest nieco wyjątkowy – oświadczył Sicarius, po czym złapał rękę Piotrka i zmusił go do wstania z sofy. – Waszym zadaniem jako rodziny, będzie pilnowanie jednego z was.


- Mam złe przeczucia względem tego – panikował w myślach Piotrek – On chce ograniczyć mi pole manewru.


- Ten oto Piotrek – Orestes spokojnie wyjaśniał grupie ich obowiązek – uciekł stąd ostatnim razem tuż po odbytym teście. Za karę jest objęty nadzorem w szkole. Waszym zadaniem będzie mieć go na oku, zrozumiano?


- Cholera! – Wrzasnął w myślach zielonooki wściekły na położenie, w którym się znalazł – To nie fair! Wiedziałem, że tak to się skończy.


- Tak jest! – Odpowiedzieli chórem członkowie grupy E.


- Jutro, kwadrans po piątej, zbiórka pod stołówką – zawiadomił ich mężczyzna jednocześnie wskazując na kominek – Weźcie swoje nieśmiertelniki i wracajcie do dormitorium.


Pokój powoli pustoszał, a że Pierre z Piotrkiem posiadali już własne nieśmiertelniki w ogóle nie musieli się spieszyć, jak reszta grupy. Kasztanowłosy zrezygnowany opadł na oparcie kanapy wściekle bijąc się z myślami. Ostatecznie westchnął przeciągle niejako godząc się z tym, co zgotował mu Orestes. Z tego stanu, lekkiego otępienia, wyrwał go Pierre.


- Idziemy? – Spytał chłopiec delikatnie szturchając zielonookiego – Chyba, że chcesz tu jeszcze posiedzieć?


- Nie – mruknął Piotrek podnosząc się z miejsca – Muszę nakarmić dwa niesforne ktosie, które zostały w moim pokoju. Nie znają reguł tej szkoły i nie potrafią mówić po angielsku, a co najgorsze, to są świetne w psoceniu.


Po tych słowach chłopak skierował się w stronę wyjścia, Pierre ruszył za nim. Rozstali się przy dormitorium opiekunów, niestety kandydaci nie mieli wstępu do tej części. Piotrek jako jedyny mógł tam przebywać z wiadomych powodów. Poza nim pozwolenie na przebywanie w skrzydle sypialnianym opiekunów otrzymał Kamil, tylko dlatego, że bliźniaki miały pokój vis a vis sypialni Rose. Kiedy Piotrek otwierał drzwi prowadzące do korytarza łączącego się z dormitorium, zobaczył najstarszego Sulika ze spakowanym plecakiem w asyście ze wściekłą Rose.


- Coś nie tak? – Spytał Piotrek lekko zdziwiony zastaną sytuacją. – Czyżby małe zgryzy w relacjach opiekun – uczeń?


- Wiemy, że miałeś kiepski dzień, ale zachowaj te złośliwości dla siebie, ok.? – Rzuciła zmęczona Rose – Kamil od dzisiaj mieszka z bliźniakami.


- Aha – mruknął Piotrek kierując się do swojego pokoju – A można wiedzieć dlaczego?


- Zasłużył sobie – zbywała go Rose dając do zrozumienia, że ma dość wyjaśnień – To moje ostateczne zdanie.


- Rozumiem – sapnął zielonooki – Zaraz wypuszczę maluchy.


Kiedy drzwi się otworzyły, z pokoju wybiegły płaczące bliźniaki i mocno wtuliły się w Piotrka. Agatka podbiegła jeszcze do Rose wczepiając się w jej nogi. Kobieta uśmiechnęła się tylko i pogłaskała ją po głowie.


- Czemu były u ciebie i Dantego? – Spytała już spokojnym głosem – Nie powinny być u siebie?


- O świcie szalała dość mocna burza – wyjaśniał Piotrek wzruszając ramionami – Nic nie mogliśmy poradzić, a później szkoda było je budzić.


- Rozumiem – zaśmiała się Rose – Pewnie są głodne.


- Miałem właśnie zamiar zabrać je do Leo i coś ugotować – oświadczył spokojnie zielonooki – Kiedy Dante wróci ze spotkania, przyjdźcie tam do nas. Od jutra będziemy jeść jedynie specjały szkolnej kuchni, więc wybór należy do was.


- Myślę, że decyzja Dantego jest ci już wiadoma – zaśmiała się kobieta – Poczekam na niego i przyjdziemy.


- Będę czekał – pożegnał się Piotrek zabierając ze sobą Sulików. Po drodze jeszcze zaszli po Nicole, która chętnie zgodziła się na obiad w wykonaniu jej brata.


Leo był nieco zaskoczony ilością osób w jego kuchni, jednak nic nie powiedział. Uzgodnił z Piotrkiem, że udostępni mu kuchnię na dzisiejsze popołudnie.


- Sporo ludzi zebrałeś – zaśmiał się widząc nowe twarze – Przedstawisz mnie?


- Spoko – Piotrek posadził bliźniaki przy stole w części jadalnej, po czym wskazał na mężczyznę. – Ten zacny jegomość o jasnej czuprynie to Leonard. Od jutra będziecie jeść jego specjały kulinarne. Dzisiaj jednak ja będę waszym kucharzem.


- Zabawne – zaśmiała się Nicole – Tak brzmi język polski?


- Niestety maluchy nie znają angielskiego – wyjaśnił Piotrek – Mam nadzieje, że to się jednak zmieni po pobycie w akademii. Dante też jest podobnego zdania.


- Z pewnością tak będzie – pocieszał go Leo – Co dziś upitrasisz?


- Widziałem ładne dynie w ogrodzie za stołówką – zastanawiał się na głos zielonooki – Może zrobię wam zupę dyniową, a do tego upiekę dyniowe muffinki. Chyba, że chcecie coś innego.


- Jak dla mnie, jest dobrze – mruknął nieśmiało Kamil – Twoja kuchnia jest spoko.


- Wiesz braciszku, że uwielbiam wszystko, co ugotujesz – oświadczyła Nicole – Dante raczej także zje bez marudzenia.


- W takim razie, kto idzie po dynię? – Zapytał w śmiechu Piotrek. Na ochotnika zgłosiła się Nicole biorąc ze sobą Agatkę. – Wybierzcie jakąś niewielką, taką około kilograma.


- Ok.! – Zawołała dziewczyna wybiegając z kuchni. Agatka dreptała za nią.


- Czemu nazwała cię bratem? – Zapytał zdziwiony Kamil – Też należy do Murdochów?


- Nicole jest moją młodszą siostrą – odparł spokojnie Piotrek wyjmując ze spiżarki potrzebne składniki. – Mamy wspólną matkę, jednak różnych ojców. Moim jest Murdoch, jej Veneni.


- Nic wcześniej nie wspominałeś, że masz młodszą siostrę – zauważył Kamil – W sumie, macie takie same oczy, ale nic poza tym.


- Dowiedziałem się dopiero kilka dni temu – westchnął Piotrek obierając warzywa – Nawet się cieszę, że ją mam. Mam nadzieję, że będziecie się ze sobą dogadywać.


- Spróbuję – sapnął nastolatek.


- A tak na marginesie, jak podoba ci się w tej szkole? – Zmienił temat Piotrek – Jesteś w nieco lepszej sytuacji niż ja. Oprócz Dantego nie znałem tu w ogóle nikogo, ty za to masz aż sześć osób, z którymi możesz na luzie pogadać.


- Oszalałeś?! – Zszokował się Kamil – Jedyną osobą, z którą mogę pogadać na luzie jesteś ty. Jakoś nie widzę siebie w luźnej gadce z Dante czy Rose.


- Ok., zrozumiałem – uspokajał chłopaka zielonooki – dlatego wyluzuj.


- Widzę tu braterską więź – zauważył Leo w lekkim śmiechu – Starszy i młodszy brat.


- Piotrek zaoferował zająć się mną i bliźniakami – Kamil wstał od stołu i wyjrzał przez okno – Nie musiał, ale to zrobił.


- Niejako przeze mnie zostaliście sierotami – odrzekł cicho Piotrek głosem pełnym winy – Jestem wam to winny.


- Gdybym wtedy nie wygadał Dantemu, że jesteś u mnie – mruknął smętnie Kamil – Wówczas nie przyszedłby po ciebie i pewnie nie skończyłbym w tej szkole.


- Nie narzekaj – Piotrek cisnął marchewką do garnka – To nie ciebie będą inwigilować cały semestr tylko mnie. Do tego jeszcze Orestes… zresztą nie ważne.


- No, widzę, że miałeś ciężki poranek inauguracyjny – spuentował Leo biorąc dynię od Nicole – Co takiego zrobił Orestes, że tak się wściekasz?


- Na inauguracji zarządził losowanie do grup, które wcześniej były ustalone przez Dantego i Rose – poinformował blondyna zielonooki wbijając nóż w dynię – Następnie zmusił mnie do bycia w jego grupie, choć wylosowałem kulkę z literą B, a nie E. Wytargał mnie za ucho, jak pospolitego chuligana i zaciągnął siłą do podziemi zrzucając przy tym ze schodów. Na koniec oświadczył wszystkim w grupie, że mają mieć na mnie oko, bo jestem objęty nadzorem.


- Krótko mówiąc, odegrał się na tobie za ostatni rok – podsumował nieco rozbawiony reakcją chłopaka blondyn – Po twojej ucieczce nieźle oberwał od Dantego. Później na prośbę Rose, głowa rodu zmobilizowała wszystkich Sicariusów do poszukiwań podopiecznego jego sukcesora.


- Czemu akurat członkowie Tribus Primus postanowili wziąć czynny udział w życiu szkoły? – Zapytała Nicole myjąc ręce Agatce – Zazwyczaj zadowalają się protokołami wizytatora.


- Piotrek przez okrągły rok bawił się z rodem Sicarius w kotka i myszkę – Ubawiony Leo spojrzał na zmagającego się z dynią kasztanowłosego – Dorzuć do tego ucieczkę ze szkoły zaraz po egzaminie końcowym Orestesa i wyjdzie ci powód.


- To wyjaśnia całą tę akcję z losowaniem grup – sapnęła dziewczyna siadając przy stole – Plan Dantego i Rose opierał się na częściowym odseparowaniu Piotrka od nowych opiekunów. Teraz, kiedy trafił on do grupy Orestesa, mają wgląd w karty i tym samym udział w grze.


- Masz bystrą siostrę – Leo skierował swoje stwierdzenie do Piotrka, który w międzyczasie zdołał już wstawić zupę. – To chyba rodzinne.


- Może – Zielonooki wzruszył ramionami zajęty ucieraniem dyni na muffinki – nie wiem.


- Piotrek nie lubi rozmawiać o rodzinie – wyjaśniła dziewczyna – To trochę ciężki temat do rozmowy.


- Kumam – Kamil wrócił na swoje miejsce przy okazji uspokajając niecierpliwiące się rodzeństwo.


Leo już nie poruszał tego tematu i do końca dnia rozmawiali o wszystkim i o niczym. Wieczór nastał dość szybko, dlatego po skończonym posiłku udali się do swoich pokoi.


* * * * *


Zmęczony Piotrek opadł na swoje łóżko ciężko wzdychając. Ten dzień dał mu nieco w kość, a stłuczenia po upadku ze schodów dawały o sobie boleśnie znać. Rose zaoferowała ułożyć bliźniaki do snu i przypilnować Kamila, dlatego miał chwilę wytchnienia.


- Widzę, że dobrze wykorzystujesz powierzoną ci chwilę odpoczynku – Do pokoju wszedł Dante od razu zamykając za sobą drzwi i przekręcając w nich klucz. – Teren zabezpieczony.


- Skąd możesz mieć tę pewność, skoro Moon potrafi niemal ze wszystkiego stworzyć wytrych? – Zapytał powątpiewając kasztanowłosy – Do tego sąsiadujemy z pokojem Rose.


- Nie przejmuj się tym – pocieszał go Dante siadając tuż przy nim – Te łóżka jednak są zbyt małe dla dwóch osób. Może zagospodarujemy kawałek podłogi?


- Tylko jedno ci w głowie – zaśmiał się Piotrek całując usta partnera – Nie mam na ciebie siły, ale daj mi maleńką chwilkę wytchnienia, ok.? Powiedzmy około pięciu minutek.


- Dobrze – zgodził się Dante delikatnie przejeżdżając dłonią po włosach chłopaka – Miałeś dzień pełen wrażeń.


- Ta, kilka niemiłych niespodzianek mnie dzisiaj spotkało – sapnął zielonooki ponownie zwracając wzrok na partnera – Burza z rana zapoczątkowała falę niefortunnych zdarzeń. Jak tam twoja grupa?


- Spora – westchnął Dante – a twoja?


- Mała – odpowiedział chłopak w zamyśleniu – Jest nas tylko dziesięciu.


- Ja mam ponad dwudziestu kandydatów w grupie i znowu aspołecznego Murdocha w szeregach – pożalił się Sicarius opadając na łóżko partnera z rezygnacją – Myślałem, że dostanę chociaż Nicole albo Kamila, ale pech lubi rządzić moim życiem.


- Nie trać ducha – pocieszał go Piotrek całując w czoło – Mogło być o wiele gorzej.


- Dzięki Bogu mam ciebie w pokoju – Dante złapał chłopaka i przyciągnął go do siebie – Pięć minut minęło.


- Wiem – zaśmiał się Piotrek zsuwając z łóżka na podłogę – Nie uważasz, że będzie nam trochę niewygodnie?


- Zaraz to zmienimy – uśmiechnął się mężczyzna, po czym wyciągnął z pomieszczenia przeznaczonego na garderobę piankowy materac. – To chyba zmieni postać rzeczy.


- Widzę, że pomyślałeś o wszystkim – Kasztanowłosy zdębiał na widok materaca. Nagle przypomniało mu się, że musi jeszcze nakarmić kota. W tym celu sięgnął pod łóżko i wyciągnął stamtąd kartonik mleka. Następnie wylał biały płyn do miseczki mieszczącej się przy drzwiach do łazienki, a po wszystkim wyrzucając opakowanie do kosza. – Skończone.


Dante złapał chłopaka w pasie i przyciągnął do siebie. Kiedy ten się odwrócił twarzą do niego, namiętnie go pocałował. Zdezorientowany tym Piotrek w zdziwieniu spostrzegł, że znajduje się już na materacu. Raptem partner zaprzestał  jakichkolwiek działań.


- Skąd te siniaki? – Spytał mężczyzna widząc ogromne sińce na ciele chłopaka. – Przed inauguracją jeszcze ich nie miałeś.


- Spadłem ze schodów – odpowiedział zgodnie z prawdą Piotrek rumieniąc się zawstydzony pozycją w jakiej się znajdował. – Na serio, Pierre może to potwierdzić.


- Nie mówisz mi całej prawdy – zauważył Dante mierząc go czujnym spojrzeniem – W sumie, nie musisz mi nic mówić, bo i tak dowiem się tego z drugiej ręki. W AT plotki dość szybko się roznoszą.


- Kumam – sapnął z pożądaniem w oczach Piotrek, kiedy partner obnażył przed nim swój tors – Skończymy tę rozmowę kiedy indziej.


- Ok. – Przystał na to Dante wznawiając przerwane działanie. Do końca rozebrał zielonookiego powoli przygotowując go do stosunku. Spazmatyczne oddechy i pojękiwanie chłopaka mocno podniecały mężczyznę, dlatego nieco szybciej w niego wszedł. Piotrek zadrżał z pierwszego, nieprzyjemnego bólu, jednak po chwili zaczął poruszać biodrami. To pokazało Dantemu, że kasztanowłosy całkowicie się mu poddał. Ułożył chłopaka w dogodniejszej pozycji by mieć lepszy dostęp, po czym zaczął serię silniejszych pchnięć, doprowadzając partnera do szaleństwa. Doszli niemal w tym samym czasie zmęczeni opadając na materac.


- To było świetne – szepnął Dante do ucha partnera, który obdarzył go ciepłym uśmiechem – To co, runda druga?


- Ale na niej poprzestaniemy – zgodził się Piotrek zmęczonym głosem – Jutro obaj musimy wcześnie wstać.


Dante uśmiechnął się tylko, po czym rozszerzając pośladki chłopaka ponownie zagłębił swego członka w jego wnętrzu. Spazmatyczne oddechy ponownie wypełniły pokój, a dla zagłuszenia głośniejszych jęków zielonookiego, zamknął jego usta namiętnymi pocałunkami. Po wszystkim obaj zasnęli, przykrywając się przygotowanym wcześniej kocem.






[1] Exoriare aliquis nostris ex ossibus ultor - Niech z naszych kości narodzi się mściciel. Wergiliusz, Eneida.
[2] AT - skrót od Assassini Tirocinium.
[3]Tribus Primus - Pierwsza Trójka.

5 komentarzy:

  1. Kocham ten rozdział! Ach kocham! Dantego też kocham i ciebie też bo Piotrek jest taki jaki powinien być: podniecony myślą, że ma takie ciacho w pokoju! Czekam na więcej i zapraszam do siebie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle rozdział super, nic dodać nic ująć. Znasz moje zdanie na temat Piotrka i Dantego - to jedno z twoich najlepszych opowiadań. Czekam niecierpliwie na dalsze części, tym bardziej że są one na mnie zupełnie nowe :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    to było bardzo słodkie, jak wpadły dzieciaki, a Dante od razu zgarnął Agatę do siebie, czy nikt tego nie widział? ha dalej by wszystkich zwodził, gdyby nie ta nie fortuna sprawa, jakoś tak zabrakło ki Eryka i Izabelli...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    fantastyczny rozdział, było bardzo słodko, jak wpadły dzieciaki, a Dante od razu zgarnął Agatę do siebie ;) czy nikt tego nie widział? ha dalej by wszystkich zwodził, gdyby nie ta nie fortuna sprawa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspaniały rozdział, było tutaj bardzo słodko, Dante bardzo przyzwyczaił się do dzieciaków, od razu zgarnął Agatę do siebie jak tylko wpadły do pokoju rodzeństwo ;) czy nikt tego nie widział? ha dalej by wszystkich zwodził, gdyby nie ta nie fortuna sprawa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń