Kolejny rozdział :) Miłej lektury.
Był wczesny ranek, kiedy Piotrek, Kamil
i bliźniaki wsiadali do pociągu w Zakopanem. W wagonach nie było prawie w ogóle
ludzi, dlatego swobodnie wybrali sobie najbardziej im odpowiadający przedział.
Piotrek wrzucił bagaże na półki powyżej ich miejsc, po czym dosłownie padł
zmęczony na siedzenie.
-
Matko padam z nóg – ziewnął lekko się przeciągając – Czemu ten pociąg musi być
tak wcześnie?
-
Nadal się gniewasz za tę kolonię? – Nie dowierzał Kamil widząc postawę
starszego kolegi – Chyba nie było aż tak źle?
-
Może dla ciebie – Piotrek mruknął z ponurą miną – Tobie chociaż dano tam
pospać, a mnie ciągle oblepiały jakieś małolaty, chcące się umówić. W ogóle nie
chciały dać mi spokoju, nawet się zakładały między sobą, która kiedy i jak mnie
pocałuje. To chore.
-
No wiesz, chłopcy z gitarą mają powodzenie na takich koloniach – zaśmiał się
Kamil – Też miałem drobne problemy z płcią piękną, ale jakoś wybrnąłem.
-
Ty jesteś do tego przyzwyczajony, a ja nie – upierał się przy swoim Piotrek –
Zresztą co wam wszystkim wpadło do głowy, żeby robić ze mnie niedojrzałego
nastolatka? Do tego szesnastolatka?!
-
Nie narzekaj – pocieszał go Kamil – Zawsze Rose mogła wymyślić coś innego, a
tak chociaż trochę odpocząłeś. Jak chcesz, a widzę, że tak, to się zdrzemnij.
Ja popilnuję bliźniaki.
-
Ok. – Zgodził się Piotrek układając do snu – Trzymam cię za słowo.
Nie
minęła chwila, a zielonooki zasnął. W jego ślady poszła Agatka, za to Jacuś
korzystając z okazji, wymknął się z przedziału. Kamil z irytacją wyjrzał za
nim.
-
A ty gdzie? – Spytał czujnie spoglądając na młodszego brata – Wracaj do środka,
ale to już.
-
Zapomnij – chłopiec pokazał mu język i biegiem ruszył do przejścia pomiędzy
wagonami – Idę pozwiedzać!
-
Ty mały – mruknął Kamil, po czym rzucając przelotnie okiem na śpiących Agatkę i
Piotra, pobiegł za śmiejącym się bratem – Jak cię złapię, ukatrupię mały
potworku!
-
Nie będę siedział w przedziale! – Zarzekał się Jacuś – To strasznie nudne!
-
Jak będziesz niegrzeczny to opowiem o wszystkim Piotrkowi – zagroził Kamil,
depcząc bratu po piętach – A wiesz, że ma zły nastrój po kolonii.
-
Czego Piotrek nie widzi, to się nie liczy – wyśmiał go Jacuś grając na nosie –
A poza tym teraz śpi.
-
To, że śpi nie świadczy o tym, że nie mogę mu opowiedzieć o twoim zachowaniu –
westchnął Kamil, łapiąc brata za rękę – Jestem twoim starszym bratem, więc
powinieneś się mnie choć trochę słuchać.
-
Wiem to i rozumiem – sapnął chłopiec nieco odpuszczając – ale ty też powinieneś
mnie zrozumieć. Będę się nudził, siedząc w jednym miejscu.
-
Dobra – Kamil poklepał brata po ramieniu – Dam ci pograć na mojej konsoli, ok.?
-
Ok. – Uśmiechnął się Jacuś w zgodzie – To wracajmy.
Przeszli
jeden wagon, po czym mieli już przejść do drugiego, kiedy drogę zagrodził im
wsiadający mężczyzna z długimi, srebrnymi włosami. Kamil przytrzymał brata by
ten nie uderzył w pasażera i zwinnie wyminął przeszkodę. Nie patrzył w górę, bo
skupił się na spoglądaniu pod nogi i nie zgubieniu Jacusia. Niechcący
szturchnął łokciem osobę stojącą za srebrnowłosym, ale jedynie przeprosił w
ogóle się nie zatrzymując. Po jakiejś chwili szybkiego marszu wrócili do
swojego przedziału.
-
Czy te dzieci nie wydały ci się znajome Edwardzie? – Spytał srebrnowłosy osobę
stojącą za nim – Co za cieszący zbieg okoliczności, nie uważasz?
-
Możliwe wuju – odparł spokojnie Edward – Ciekaw jestem z kim podróżują.
-
Może powinniśmy to sprawdzić? – Naciskał Zygfryd na bratanka – Sprawdźmy, czy
nie ma wolnych przedziałów w miejscu, gdzie zmierzało tych dwóch chłopców.
-
Widziałaś te dzieci wracające z kolonii? No, te z pierwszego przedziału w
pierwszym wagonie. – Mężczyźni usłyszeli skrawek rozmowy pomiędzy dwiema
dziewczynami – Ten najstarszy był boski, tylko szkoda, że spał.
-
No, chętnie bym z nim pogadała – przyznała druga z rozmówczyń – Tak słodko
wyglądał ze śpiącą obok siostrzyczką. Musi być naprawdę świetnym starszym
bratem, że młodsze rodzeństwo tak do niego lgnie.
Edward
na słowa obu dziewcząt się tylko uśmiechnął pod nosem.
-
Ciekawe o kim mowa – zastanawiał się udając głupiego Zygfryd – Może powinniśmy
sami to sprawdzić?
-
Nie wiem wuju – westchnął zrezygnowany Edward, czując zamiary Zygfryda – Może
najpierw znajdźmy sobie wolny przedział.
Znaleźli
przedział w tym samym wagonie co Piotr, następnie Zygfryd pod pretekstem
poszukiwań konduktora zajrzał do przedziału dzieci. Kamil czujnie zmierzył
wzrokiem intruza, który z przylepionym uśmiechem omiótł zgromadzonych w
przedziale. Najdłużej przyglądał się Piotrkowi.
-
Witam młodych – przywitał się uprzejmie mężczyzna, chcąc zagadać – Wiecie może,
gdzie urzęduje konduktor?
-
To nie informacja turystyczna – mrukną ponury Kamil w odpowiedzi – Nie
najlepiej na niego poczekać? Sam przyjdzie.
-
Widzę młodzieńcze, że wstałeś dzisiaj nie tą noga co trzeba – zauważył Zygfryd
z nonszalancją w głosie – Ale wiesz, twój nastrój nie powinien odbijać się na
innych.
-
Co jest? – Spytał zaspany Piotrek otwierając oczy – Już wysiadamy, czy jak?
-
Nie – westchnął Kamil, patrząc w widok za oknem – Jakiś gościu świruje w naszym
przedziale. Twierdzi, że powinienem być dla niego miły i uprzejmy.
-
Przepraszam za brata – uśmiechnął się grzecznie Piotrek, poprawiając się na
siedzeniu – Musieliśmy dość wcześnie wstać na ten pociąg z czym wiąże się nasz
zły humor. Czego pan chciał od niego?
-
Ach – udawał przejętego Zygfryd – Pytałem, czy nie wiecie może gdzie przebywa
konduktor?
-
Z tego co wiem, to mieli zajęty środkowy przedział w tym wagonie – wyjaśniał
Piotrek uprzejmym głosem – Jeśli ich nie ma, to prawdopodobnie są gdzieś w
dalszych wagonach i sprawdzają bilety. Proszę na nich zaczekać w swoim
przedziale, a z pewnością prędzej czy później dojdą i do pana.
-
Piotr – obudziła się Agatka i szarpnęła chłopaka za bluzę – Ja muszę siusiu.
-
Jak musisz to nie ma rady – zaśmiał się ciepło Piotrek do dziewczynki – Idziemy
do toalety.
-
Ja też muszę – krzyknął Jacek zrywając się z siedzenia – Ja też.
-
Czemu mnie to nie dziwi – mruknął Kamil wzdychając – Ale idziesz bez konsoli.
-
Dobra – zgodził się chłopczyk, oddając grę bratu – To idziemy?
-
Już – zachichotał Piotrek, widząc minę Kamila – Poczekaj na siostrę.
-
Widzę, że się nie nudzicie przebywając razem – zauważył Zygfryd, kładąc rękę na
ramieniu Piotra, który nieco się zdziwił tym gestem – Dobry z ciebie starszy
brat.
-
Możliwe – uśmiechnął się nerwowo chłopak – Mam nadzieję, że nic tego nie
zepsuje.
-
Trochę wam potowarzyszę – rzucił uśmiechnięty mężczyzna idąc za Piotrkiem – Mam
przedział pod koniec wagonu.
-
Rozumiem – Piotrek powoli dreptał za bliźniakami wbijając wzrok w mijany
krajobraz – Zbiera się na burzę. Mam nadzieję, że ją ominiemy.
-
Nie – zaprzeczył chłopakowi mężczyzna – Tego raczej nie da się uniknąć, bo sami
wjeżdżamy w jej centrum.
-
Skąd ta pewność? – Zdziwił się Piotrek stwierdzeniem mężczyzny – Chmury są
jeszcze dość daleko.
-
Widzisz tę ścianę światła przed nami? – Pokazał chłopakowi prześwit pionowy w
chmurach – To ulewa, w którą niedługo wjedziemy, czyż to nie piękny widok?
-
Przyznaję, że ciekawy – uśmiechnął się Piotrek w zgodzie – To zadziwiające, że
coś tak pięknego może nieść za sobą pewną dozę niebezpieczeństwa.
-
Wiele rzeczy to jedynie pozór – zauważył Zygfryd ucieszony z rozmowy – Czasem
jednak niepotrzebnie je abstrahujemy.
-
To, że nie bierzemy ich pod uwagę, nie znaczy, iż je negujemy – westchnął
Piotrek w zamyśleniu – Czasem życie zmusza nas do poddania się pozorom lub do
walki z nimi. Bagatelizujemy jedynie słowo „pozór”, a nie rzecz się pod nim
kryjącą. Jeśli powiem, że całe moje życie to jeden wielki pozór, nie będzie to
znaczyć, że nic dla mnie nie znaczy. Możliwe, że starałbym się je z siebie
wyprzeć, ale i tak pozostawi po sobie pewien ślad. – zatrzymał się, wpuszczając
Agatkę do toalety – Myślę, że pora skończyć tę rozmowę.
-
Czemu? – Spytał zawiedzionym głosem mężczyzna – Mówiłeś ciekawe rzeczy.
-
Ta, jasne – nie wierzył Piotrek – Po prostu przynudzałem. Zawsze tak mam, kiedy
jestem zmęczony.
-
Nie przejmuj się tym – pocieszał go mężczyzna, po czym otworzył oddalony nieco
od chłopaka przedział – I tak zabrałem ci sporo czasu. Żegnam.
Zygfryd
zasunął drzwi przedziału, pozostawiając je lekko uchylone. Piotrek westchnął
tylko oczekując na Agatkę.
-
Piotr? – Zaczepił go Jacuś mierząc zdecydowanym wzrokiem – Czy ty nas
zostawisz, jak nasi rodzice?
-
Czemu teraz o to pytasz? – Spytał zaskoczony Piotrek – Chyba ci już mówiłem, że
nie mam takiego zamiaru.
-
Ale co jeśli zabierze cię twój tata? – Kontynuował temat chłopiec – Twoja
babcia tak mówiła.
-
To nie zmienia faktu, że nie mam zamiaru was zostawić – oznajmił spokojnie Piotrek
– A swoją drogą, to nie ładnie podsłuchiwać rozmowy dorosłych. Choć przyznaję,
że i tak długo trzymałeś to w tajemnicy.
-
Przepraszam – zawstydził się chłopiec, spuszczając wzrok – Ja nie chcę, byś
odchodził. Kiedy zrobiłeś to ostatnim razem, zginęli moi rodzice.
-
Wiem i przepraszam za to – przyznał smutnym głosem Piotrek – Postaram się ze
wszystkich sił, by z wami zostać.
-
A co jeśli zginiesz? – Wtrącił Kamil, podchodząc do Piotra – Nie dbasz o
siebie. Ostatnio prawie strąciłeś życie z wykrwawienia. Gdyby nie Dante, pewnie
byś już wąchał kwiatki od spodu, tak jak moi starzy.
-
Akurat o to nie musisz się martwić – zaśmiał się Piotrek, otwierając jedno z
okien i wyglądając przez nie – Oficjalnie już od trzynastego roku życia jestem
chodzącym trupem. Myślę, że byłoby dla was lepiej, gdybym jednak umarł. Same ze
mną problemy.
-
Przestań się wygłupiać! – Wystraszył się Kamil, kiedy Piotrek bardziej wychylił
się przez okno i wciągnął go z powrotem do środka – Zachowujesz się jak
dzieciak! Bądź wreszcie poważny!
-
Kazaliście mi z Dante udawać szesnastolatka – odparł spokojnie Piotrek z
wyrzutem w oczach – A kiedy zaczynam zachowywać się niedojrzale, to jesteście
niezadowoleni. Zdecydujcie się wreszcie.
-
Ostatnio ciągle chodziłeś z głową w chmurach prawie się nie odzywając –
zauważył Kamil wściekłym głosem – zachowujesz się tak, od wizyty tej twojej
babci z Wenecji. Kim jest twój ojciec, że tak nagle chce cię ze sobą zabrać? I
kim jest ta świrnięta dziewczyna w czerni? Zacząłem żałować, że w ogóle dałem
ci wtedy ten list od niej.
-
Spokojnie – uciszał go Piotrek, a kiedy Jacuś wyszedł z toalety od razu ruszyli
do swojego przedziału – Nie wszyscy muszą wiedzieć o moich sprawach, a tak w
ogóle, to skąd aż tyle wiesz na ten temat?
-
Nieważne – mruknął nadąsany Kamil siadając na swoim miejscu w przedziale – Nie
chce mi się już gadać.
-
Rozumiem – westchnął Piotrek na powrót układając się do snu – Nawet mi to na
rękę. Obudź mnie, jak będziemy dojeżdżać do Działdowa.
Kamil
się nie odezwał, a jedynie wbijał wściekły wzrok w szybę okna. Był zły na
Piotrka, że nie traktował go poważnie, ale z drugiej strony rozumiał, że chce
go przez to chronić. Im mniej wiedział tym lepiej dla niego, ale ciekawość tak
bardzo go zżerała.
* * * * *
Zygfryd z Edwardem w osłupieniu
wysłuchali dobiegającą z korytarza rozmowę Piotra z dziećmi. Kiedy odeszli,
mężczyźni domknęli drzwi przedziału i przez chwilę siedzieli w milczeniu.
-
Z tego co usłyszeliśmy, to Albert jednak żyje wuju – przerwał ciszę Edward – To
dość zaskakujące, nie sądzisz?
-
Możliwe – przyznał Zygfryd w zamyśleniu – Bardziej martwi mnie fakt, że Piotruś
wdał się w ojca i nie dba o swoje zdrowie.
-
Ty wiedziałeś o Albercie – stwierdził spokojnie Edward – Od kiedy?
-
Od samego początku – zaśmiał się Zygfryd – Mam pewne źródło, które mi donosi o
jego przedsięwzięciach.
-
To dlatego tak usilnie starałeś się uchwycić Piotrka? – Spytał nie dowierzając
Edward – Od samego początku mną manipulowałeś. No, ale czemu się dziwić, skoro
pociągasz za sznurki w całej machinie intryg naszej rodziny. Jesteś w tym
mistrzem.
-
Schlebia mi twoja opinia – uśmiechnął się serdecznie Zygfryd – ale ta
manipulacja, jak ją określiłeś to jedna z części ról, jaką musi pełnić głowa
rodu.
-
To kogo tak naprawdę chcesz pochwycić, Piotra czy jego ojca? – Chciał się
upewnić Edward – Czasem ciężko zrozumieć twój motyw.
-
Najlepiej by było, gdyby obaj wpadli w moje ręce – odparł spokojnie Zygfryd –
Ale jeśli miałbym wybierać, to raczej wolałbym Piotrusia. Jest jeszcze młody i
łatwo nim manipulować, do tego dobrze prowadzić mi z nim dyskurs.
-
To prawda – przyznał mu Edward – Jest bardzo inteligentnym dzieciakiem. Od
małego miał słabość do książek różnej maści. W rok przeczytał wszystkie
woluminy domowej biblioteczki.
-
Masz na myśli ten wielki księgozbiór znajdujący się w gabinecie mojego ojca? –
Zdumiał się Zygfryd – Jeszcze bardziej zyskał w moich oczach. Mój ojciec, a
twój dziadek co i rusz zwoził do domu książki o różnej tematyce. Przed Piotrem
tylko on zapoznał się z ich treścią. Nikt poza nimi nie miał siły i żałował na
to czasu.
-
Akurat czasu miał dużo – wtrącił Edward – Ojciec nie puścił go do żadnej szkoły
i dzięki temu z nudy sięgał po książki.
-
Wiem, że Wilhelm był surowy i niesprawiedliwie traktował Piotra – zauważył
Zygfryd w zamyśleniu – Nic dziwnego, że chłopiec zraził się do naszej rodziny.
-
Ja nie byłem lepszy – zasępił się Edward, wspominając przeszłość – Ślepo
podążałem za autorytetem ojca, aż w końcu się przebudziłem. Niestety było już
za późno na rehabilitację, bo Piotrek zniknął. Mam świadomość, że
odziedziczyłem po ojcu najgorsze cechy. Nie cierpię sprzeciwu, dlatego
bezmyślnie i impulsywnie staram się zgasić każdy opór względem mnie i rodziny.
Piotrek nie ułatwia mi sprawy swym uporem i ciągłym kwestionowaniem moich
racji.
-
Już dawno nie byłeś taki szczery – zaśmiał się Zygfryd – Kiedy byłeś młodszy to
częściej zwierzałeś się z własnych przemyśleń i wątpliwości. Tak szybko
dorastacie.
-
Już nie jestem tym naiwnym młodzianem, którego namawiałeś do wszystkiego, a
który bezgranicznie ci ufał. – Mruknął Edward lekko nadąsany. – Dobrze to
ująłeś, dorosłem.
* * * * *
Piotrek drzemał oparty o ściankę przy
oknie pociągu, kiedy ze snu wyrwał go dzwoniący telefon.
-
Co znowu – ziewnął sięgając po telefon – Halo?
-
Jak ci minął obóz? – Usłyszał przesłodzony głos Rose – Dzwonię, by powiadomić
cię o zmianie planów. Jednak zanim to uczynię, proszę żebyś oddalił się od
dzieci.
-
Czemu? – Spytał zdziwiony chłopak – Myślisz, że coś palnę przy nich?
-
Możliwe – sapnęła do słuchawki zniecierpliwiona kobieta – Wyłaź z tego
przedziału, bo nie mam całego dnia na pogaduchy z tobą.
-
Ok., ok. – mruknął Piotrek, po czym leniwie opuścił przedział ze śpiącymi
dzieciakami – Już wyszedłem, więc o co chodzi?
-
W Działdowie przesiądźcie się w pociąg do Warszawy – poinstruowała go Rose –
Kiedy tam dotrzecie daj znać, to was odbierzemy z dworca.
-
Rose, o co chodzi? Czemu zmieniliście plany? – Wypytywał zaniepokojony chłopak
– Po co?
-
Wracasz do szkoły – oznajmiła spokojnie Rose – Za tydzień rozpoczyna się nowy
semestr.
-
Co?! – Prawie krzyknął w oszołomieniu – Jak to wracam do szkoły?! Skończyłem
semestr przeżywając piekielny test Orestesa! I może jeszcze mi powiesz, że będą
tam ci sami ludzie co ostatnio?
-
Jakbyś zgadł – zaśmiała się kobieta do słuchawki – Nie narzekaj, bo i tak nie
masz wyboru. Dante już zadecydował.
-
To nie fair! – Narzekał Piotrek – Jak to zadecydował? Co on, mój ojciec?
Mówiłem już, że nie chcę się szkolić na zabójcę, więc czemu?
-
O to powinieneś spytać mojego brata, a nie mnie – skwitowała go Rose –
Następnym razem to niech on przekazuje ci informacje o zmianach planu.
-
Coś jeszcze? – Mruknął niezadowolony chłopak – Chcesz coś jeszcze dodać i mnie
dobić?
-
Skoro pytasz, to tak – odparła kobieta w śmiechu – Mam ci przekazać, że podczas
szkolenia nie możesz ukrywać swojego potencjału. Wszystkie zadania masz
wykonywać w jak najlepszym stopniu.
-
O nie! – Sprzeciwił się Piotrek – Nie będę tańczył jak chce Dante. Niby mam być
prymusem? Ani mi się śni! Wiesz jak traktują wyróżniające się jednostki?
-
Ty i tak już się wyróżniasz – dobiła go Rose – Ostatnim razem zwróciłeś na
siebie uwagę przez próby zatajenia swojego potencjału. Teraz nikt ci nie
odpuści i nawet nie dostaniesz taryfy ulgowej.
-
A co jeśli was nie posłucham i nie wsiądę w ten pociąg? – Upewniał się chłopak,
chcąc ocenić swoją sytuację – Czy mam jakąś alternatywną opcję?
-
Jeśli chcesz ponownie posmakować wściekłości Dantego, to proszę cię bardzo –
rzuciła spokojnie Rose – Masz wybór, ale na twoim miejscu nie kombinowałabym
zbyt mocno. Dodatkowo chciałam zauważyć, że dzieciaki także mają jechać do
szkoły, dlatego miej to na uwadze.
-
Czy bliźniaki nie są za małe na tę szkołę? – Piotrek zbladł po usłyszeniu słów
kobiety – To nie miejsce dla dzieci w ich wieku! One mogą tam zginąć!
-
A czy powiedziałam, że będą tam w charakterze uczniów? – Mruknęła od niechcenia
kobieta – Po prostu będą mieszkać w dormitorium i nic poza tym. Niestety to
dotyczy jedynie bliźniaków. Kamil będzie musiał stawić czoła zagrożeniu, jakie
czai się w tej szkole. Bądź tak miły i poinformuj go delikatnie o jego
najbliższej przyszłości. Pa.
-
Nie rozłączaj się Rose! – Wrzasnął do komórki chłopak – Jak to mam go
poinformować! Czekaj!
Niestety
Rose w śmiechu zakończyła rozmowę i się rozłączyła, pozostawiając Piotrkowi
twardy orzech do zgryzienia. Chłopak zrezygnowany oparł się o ścianę pomiędzy
oknami w korytarzu wagonu i powoli osunął na podłogę. Chwilę tak został w
panice zastanawiając się jak rozpocząć pogawędkę z Kamilem, w ogóle mu się to
nie uśmiechało. Już sam fakt powrotu do Assassini
Tirocinium był problematyczny, a miał jeszcze powiedzieć o tym Kamilowi.
-
Cholera! – Ryknął wstając z podłogi – I niby jak mam mu to powiedzieć?
Pieprzony Dante, zwala brudną robotę na mnie.
Wziął
kilka głębokich oddechów nieco się uspokajając, po czym powoli wrócił do
przedziału. Kamil w odróżnieniu od bliźniaków już nie spał, co było niejako na
rękę dla Piotrka. Zielonooki usiadł na swoim miejscu i przez chwilę w milczeniu
wpatrywał się w okno.
-
Kto dzwonił? – Przerwał ciszę Kamil zaspanym głosem.
-
Rose – westchnął Piotrek w odpowiedzi – Nastąpiła mała zmiana planów.
-
Jaka? – Dociekał nastolatek z ciekawością w głosie. Krótka drzemka poprawiła mu
nieco nastrój.
-
Mamy jechać do Warszawy, skąd odbierze nas Dante – poinformował spokojnym
głosem Piotrek – Niestety to nie wszystko.
-
Co jeszcze? – Kamil spojrzał na Piotrka z wyczekiwaniem na odpowiedź. – Coś
strasznego?
-
Nie bardzo – rzucił smętnie zielonooki – Dante zadecydował, że pójdziesz ze mną
do szkoły.
-
Jak to z tobą do szkoły? – Powtórzył niedowierzając chłopiec – Możesz to
bardziej sprecyzować?
-
To nie jest zwyczajna szkoła – tłumaczył Kamilowi – Ona przypomina niejako
szkołę wojskową, ale nie w dosłownym znaczeniu. Uczysz się tam strategii i
metod walki z wrogiem. Nic poza tym.
-
A haczyk? – Ciągnął go za język Kamil – Na pewno jakiś jest, nieprawdaż?
-
Nie haczyk, a hak – mruknął posępnie Piotrek – Musisz przetrwać, czyli w
skrócie nie dać się zabić.
-
Czekaj, czekaj – zastopował go chłopiec – Jak to nie dać się zabić? Co to za
szkoła?
-
Dosłownie, to szkoła dla skrytobójców – wyszeptał Piotrek nachylając się nad
nastolatkiem, który od razu zamarł i pobladł – Osobiście to nie chcę tam
wracać, ale Dante już zadecydował i nie mam wyjścia. A tak swoją drogą, to Rose
i on są tam nauczycielami. Ty będziesz miał taryfę ulgową, ale ja już nie, więc
na wstępie jesteś w lepszej sytuacji. Głowa do góry, jeśli ja przetrwałem tam
pół roku to i ty dasz radę.
-
Ta jasne – nie wierzył w słowa kolegi Kamil – Co jeśli tam naprawdę zginę?
-
Będę nad tobą czuwał – pocieszał go Piotrek – Nie martw się na zapas. Mamy
jeszcze kilka godzin jazdy do Działdowa, więc spróbuj się z tym przespać.
Korzystaj póki możesz.
Piotrek
postanowił tym razem czuwać zamiast drzemać. Powoli zaczął rozważać wszystkie
za i przeciw powrotu do Assassini
Tirocinium. Nim się spostrzegł minęła godzina. Tłum ludzi na jednej ze
stacji zapełnił niemal cały pociąg. Na szczęście osoby widzące śpiące dzieci,
omijały ich przedział. Jednak po około kwadransie od ruszenia pociągu, drzwi
się rozsunęły i stanął w nich srebrnowłosy mężczyzna z niewielką walizką w
ręku, a tuż za nim stał nie kto inny, jak Edward Murdoch.
-
Pozwól Piotrze, że zajmiemy wolne miejsca w tym przedziale – oznajmił mężczyzna
wchodząc do środka. Oniemiały z szoku Piotrek nie wyraził nic, a jedynie
odwrócił głowę w stronę okna. – Stwierdziliśmy, że wolimy posiedzieć w już
znanym towarzystwie, niż w obecności jakiejś hołoty ze wsi.
-
Tylko nie pobudźcie dzieci – odparł cicho Piotrek siląc się na spokój w głosie
– Maluchy boją się burzy, więc lepiej kiedy śpią.
-
Rozumiem – uśmiechnął się Edward, po czym zajął miejsce obok Piotrka. Zygfryd
usiadł pomiędzy Kamilem, a Jacusiem. – Czyli nie masz nic przeciwko, żebym
siedział tuż obok?
-
Rób co chcesz – mruknął Piotrek wbijając wzrok w mijany krajobraz – Mnie już
wszystko jedno.
-
Coś się stało, że jesteś w tak złym humorze? – Spytał Zygfryd z troską w głosie
– Ostatnio byłeś pogodniejszy.
-
To nic ważnego – rzucił Piotrek starając się uśmiechnąć, jednak niezbyt to
wyszło – Nie zwracajcie na mnie uwagi. Niedługo mi przejdzie.
Zadzwoniła
komórka Piotrka, jednak się rozłączył.
-
Czemu nie odebrałeś? – Zdziwił się Zygfryd postawą chłopaka – Może to coś
ważnego.
-
Zapewniam, że nie – westchnął ponuro Piotrek i schował telefon do kieszeni
bluzy. Jednak za chwilę znowu zadzwonił, ale i tym razem chłopak nie odebrał.
Sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie, aż w końcu telefon zamilkł. – Natręt.
-
Co jest? – Obudził się Kamil, kiedy tym razem zadzwoniła jego komórka. Odebrał
ziewając, po czym skierował telefon ku Piotrkowi. – Dante jest wściekły i chce
z tobą gadać.
-
Ale ja nie chcę – zbył go Piotrek odmawiając – Równie dobrze może pogadać z
tobą, przecież już sam zadecydował.
Kamil
pobladł i wychodząc z przedziału zaczął tłumaczyć się w panice wrzeszczącemu
wręcz mężczyźnie. Po chwili wrócił nieco podenerwowany.
-
Bardzo zły? – Spytał Piotrek widząc niemrawą minę chłopca – W skali jeden do
dziesięciu?
-
Sto – mruknął Kamil siadając na swoim miejscu – Kazał ci przekazać, że się z
tobą policzy, a dla pewności, że nie uciekniesz odbierze nas z Działdowa.
-
Cholera – Piotrek zagryzł dolną wargę gorączkowo myśląc, jak z tego wybrnąć. Na
domiar złego siedzący obok Edward ciągle się mu przyglądał – Niedobrze.
-
A tak zmieniając temat – zaczął niepewnie Kamil, po czym wskazał na Murdocha –
To, co on tu robi?
-
Siedzi – odparł Piotrek w zamyśleniu – Nic więcej.
-
Na twoim miejscu nie ufałbym tym dwóm – ostrzegł go Kamil – Wasze ostatnie
spotkanie nie skończyło się zbyt dobrze.
-
Nie zamierzamy nic złego – oświadczył Zygfryd spokojnie – Chciałem jedynie
porozmawiać dłużej z Piotrem.
-
O czym chciałeś ze mną rozmawiać wuju Zygfrydzie? – Westchnął Piotrek z nieco
lepszym nastrojem. Roześmiał się widząc zdziwienie malujące się na twarzy
mężczyzny. – Nie dziw się tak. Od samego początku wiedziałem kim jesteś.
-
Skoro wiedziałeś, to czemu mnie nie zdemaskowałeś? – Spytał dla pewności
Zygfryd.
-
Sam zacząłeś tę grę – rzucił Piotrek spokojnym głosem – Ja się jedynie
przyłączyłem do zabawy, przestrzegając jej reguł.
-
Nie doceniłem cię – uśmiechnął się Zygfryd, przyznając do błędu – Z góry założyłem,
że mnie nie znasz.
-
Pewnie by tak było, gdyby nie fakt, że dość niedawno spotkałem Kacpra –
wyjaśnił Piotrek – A tak swoją drogą, to przeżył test?
-
Ledwo, ale tak, przeżył – wtrącił Edward obejmując jednocześnie ramieniem
chłopaka i przysuwając do siebie – Przekazywał ci moje pozdrowienia?
-
Coś wspomniał raz, czy dwa w międzyczasie, gdy rzucał we mnie kamieniami –
Piotrek starał się uwolnić z uścisku Edwarda, jednak ten nie ustępował – Byłbyś
tak miły i raczył mnie puścić?
-
Stęskniłem się za tobą Piotruś – szepnął w odpowiedzi Edward – Ostatnim razem
tak szybko uciekłeś i nie zdążyłem się tobą nacieszyć.
-
Gadaj co chcesz, ale wiedz, że już się ciebie tak nie boję jak kiedyś – sapnął
w rezygnacji Piotrek – Dorosłem.
-
Czyżby? – Nie dowierzał Zygfryd mierząc wzrokiem chłopaka – Gdy cię widziałem
ostatnim razem nie wyglądałeś zbyt dorośle.
-
Co masz konkretnie na myśli wuju? – Spytał zdziwiony Piotrek – Niby kiedy mnie
widziałeś?
-
Bycie dorosłym wymaga rozwagi i racjonalności chłopcze, jednak ty tak się nie
zachowywałeś walcząc z liderem La Muerte w miejscu publicznym. – Zauważył
Zygfryd spokojnym tonem głosu – Do tego, nie dbasz o swoje zdrowie, a wnioskuję
to tym, że walczyłeś pomimo rany, jak mniemam po postrzale.
-
Masz rację, wtedy to nie było zbyt mądrym posunięciem – przyznał w zamyśleniu
Piotrek – Poniosłem dość poważne konsekwencje, ale pomimo tego, gdybym miał to
powtórzyć zrobiłbym to. Wtedy udało mi się zamknąć pewien rozdział w swoim
życiu z czego jestem rad. Niestety to tylko jeden rozdział, a mam ich jeszcze
sporo, bo los dopisuje mi co i rusz następne.
-
Czy jednym z tych rozdziałów nie jest kwestia rodziny Murdoch? – Spytał Edward
puszczając chłopaka i wbijając w niego wzrok. – Zgadłem, nieprawdaż?
-
Tak, zgadłeś – zamyślił się Piotrek wpatrując w okno – Niezależnie jak długo
się zastanawiam nad tym problemem, nie potrafię go rozwikłać w zadowalający
sposób.
-
Wiesz co jest najprostszym rozwiązaniem, chłopcze – poradził Zygfryd – Powrót.
-
Z natury jednak lubię sobie komplikować życie – oznajmił Piotrek z zadziornym
uśmieszkiem – Zbyt wiele złych wspomnień wiąże się z Murdochami, jednak po
długich rozmyślaniach zdałem sobie sprawę, że nie potrafię wyprzeć ich z
pamięci.
-
Do czego zmierzasz? – Zygfryd był dość mocno zaciekawiony odpowiedzią Piotrka,
przez co nie spuszczał z chłopaka swojego spojrzenia.
-
Doszedłem do wniosku, że mam też kilka miłych wspomnień – rzucił Piotrek – Był
taki okres w moim dzieciństwie, kiedy dobrze się bawiłem z Chrisem, Sarą,
Robertem i nawet z Edwardem, co popsuł Wilhelm nas rozdzielając. Mam świadomość
tego, że nigdy nie byłem traktowany jak prawowity członek rodziny, a jedynie
byłem przedmiotem ciągłych aktów nienawiści. Mój ojciec nie chciał, bym stał
się jednym z Murdochów, nadając mi nazwisko Laverno po babce i chyba wolałbym
tak to pozostawić.
-
A nie lepiej byłoby dla ciebie wrócić? – Spytał Edward o dziwo spokojnym głosem
– Wiele byś tym sobie oszczędził nerwów.
-
Na razie nie skorzystam – zaśmiał się Piotrek, odbierając dzwoniący telefon –
Tak? Kto dzwoni?
-
Wreszcie raczyłeś odebrać – usłyszał rozgniewany głos Dantego – Jeśli się teraz
rozłączysz, to gorzko tego pożałujesz.
-
Ok. Nie rozłączę się, więc czego chcesz? – Burknął Piotrek chcąc wyjść z
przedziału, ale tłum na zewnątrz zmusił go do powrotu na miejsce – Mów, tylko
szybko.
-
Nie pogrywaj sobie ze mną – ostrzegł go mężczyzna – I tak sobie nagrabiłeś.
-
Matko, przecież w ogóle sobie z tobą nie pogrywam – zirytował się Piotrek – Sam
zacząłeś, decydując za mnie w kwestii szkoły i wysyłając na beznadziejny obóz
dla małolatów. Kto według ciebie ma większe prawo do złości? Ten, którego
zmuszono, czy ten który zmusza?
-
Czyli, że jesteś zły za to, że zdecydowałem o twoim powrocie do szkoły –
warknął do telefonu Dante – W Działdowie rozstrzygniemy ten spór poprzez
pięści, zgoda? Ten, który przegra ustępuje zwycięscy.
-
Zgoda – Piotrek przystał na propozycję – Zwycięzca będzie mógł zrobić z
przegranym co zechce.
-
Mówisz tak, jakbyś był pewny zwycięstwa – stwierdził Dante – Czy aby nie za
wcześnie?
-
Nie zamierzam przegrać – oznajmił Piotrek – Spotkamy się za dwie godziny na
dworcu w Działdowie i wiedz, że nie ucieknę.
-
Będę czekał – Dante się rozłączył.
Piotrek
w szoku patrzył na swój telefon. Nie wierzył, że znów wyzwał Dantego i
bezmyślnie zgodził się na walkę. Nieświadomie uderzył otwartą dłonią w czoło w
myślach plując sobie w twarz.
-
Aha! – Wyśmiał go Kamil, widząc minę kolegi – Sam jesteś sobie winien. Znowu
dałeś się podejść, a teraz żałujesz.
-
Nie kopie się leżącego – sapnął Piotrek opadając na oparcie, a po chwili zaczął
się śmiać – Choć masz rację. Dzieciak ze mnie i dostanę za to niezłe wciry.
-
Dante? – Spytał Kamil wpatrując się w Piotrka.
-
Dante – przytaknął z rezygnacją w głosie Piotrek.
-
Znów go wyzwałeś, wiedząc, że nie masz szans? – Dociekał chłopiec – Co tym
razem?
-
Walka – rzucił krótko Piotrek – Jeśli wygram, to nie będziemy musieli jechać do
szkoły.
-
A co jeśli przegrasz? – Ciągnął dalej serię pytań Kamil, ignorując resztę w
przedziale – Co wtedy?
-
Wrócę do szkoły, a Dante będzie mógł zrobić ze mną co zechce – wyjaśnił
spokojnie Piotrek – Czyli nie twój interes co się stanie, bo i tak głównie
idzie o mnie. Wiedz tylko, że nie zamierzam się poddać.
-
Ciekawa postawa – zauważył Edward przyciągając do siebie Piotrka – Kiedy to stałeś
się taki wojowniczy?
-
Wielu rzeczy o mnie nie wiesz – odgryzł się Piotrek z zadziornym uśmieszkiem –
Nie próżnowałem ukrywając się przed tobą. Byłem trudnym dzieckiem.
-
I nadal nim jesteś – zaśmiał się Edward lekko uderzając chłopaka w czoło – I do tego dość
głupim.
-
Ej, nie jestem już dzieckiem – zaprzeczył z dąsem Piotrek – Przekroczyłem już
dwudziestkę, czyli jestem pełnoletni.
-
Jak dla mnie, to nadal jesteś tym bezczelnym dwunastolatkiem – wyśmiał go kuzyn
– Wiek nie świadczy o dojrzałości głupi małolacie.
-
Grabisz sobie – wycedził przez zęby wściekły chłopak zaciskając pięści –
Jeszcze jedno słowo, a…
-
Obaj się uspokójcie – uciszał ich Zygfryd – Nie zmuszajcie mnie do interwencji.
Kiedy
Piotrek zobaczył wzrok mężczyzny, aż ciarki przebiegły mu po plecach. Ostrożnie
się wycofał, udając grzecznego chłopca. Edward postąpił podobnie, puszczając
kuzyna i prostując się na siedzeniu. Nastała niezręczna cisza, której nikt nie
chciał przerywać. Po pewnym czasie Piotrek zaczął powoli odpływać, aż w końcu zasnął.
To zwolniło go z obowiązku rozmowy z resztą pasażerów. Przez to, że zmuszony
był siedzieć normalnie, osunął się na Edwarda, opierając głowę o jego ramię.
Mężczyzna uśmiechnął się tylko i ostrożnie ułożył chłopaka tak, by ten miał
położoną głowę na jego nogach.
-
Jak był mały, to zawsze zasypiał w takiej pozycji kiedy męczył się zabawą. –
Wyjaśnił widząc pytające spojrzenie Kamila – Od dziecka nie lubił podróżować,
dlatego pierwszy zasypiał w drodze. Widzę, że tak mu zostało.
-
Zawsze śpi w podróży – potwierdził znudzony Kamil – Teraz mu się należy mały
odpoczynek, bo dziewczyny dały mu niezły wycisk na kolonii. Nerwy też swoje
dały.
-
Rozumiem – zaśmiał się Zygfryd – Niech śpi. Obudzimy go za godzinę, czyli w
Działdowie.
-
Sen mu dobrze zrobi – zauważył Edward, delikatnie kładąc dłoń na czole chłopaka
– Ma gorączkę.
-
Wcale po nim nie widać – zdziwił się Kamil – Wygląda normalnie.
-
Ale jest cały rozpalony – westchnął Edward w odpowiedzi – Te dziewczyny musiały
go nieźle wymęczyć, że tak skończył.
Dojeżdżali
do stacji docelowej, kiedy Piotrek otworzył oczy. Trochę bolała go głowa i czuł
się lekko osłabiony. W momencie zorientowania się, że leży na kolanach Edwarda
od razu się zerwał do siadu.
-
Sorry za to – przeprosił cicho mężczyznę – Ale mogłeś mnie zwalić, jeśli ci
przeszkadzałem.
-
Dobre wyczucie czasu na pobudkę chłopcze – powitał go Zygfryd – Właśnie
dojeżdżamy do Działdowa.
-
Już?! – Piotrek był w szoku, że tak długo spał – Mogliście mnie obudzić
wcześniej.
-
Kiedy tak dobrze ci się spało – zachichotał Edward mierzwiąc mu włosy – Aż
szkoda było przerywać twój sen. Czujesz się lepiej?
-
Nie bardzo – odpowiedział bezmyślnie Piotrek, jednak gdy uświadomił sobie, że
właśnie zdradził swoje osłabienie, szybko ugryzł się w język. – Nieważne.
-
Jak dla kogo? – Spytał Zygfryd wstając z miejsca. Pochylił się nad Piotrkiem i
szepnął – Lepiej zacznij dbać o swoje zdrowie Piotruś, bo inaczej będę musiał
zainterweniować. Na czas twego pobytu w szkole wstrzymam obławę na ciebie. Ale
wiedz, że prędzej czy później trafisz w moje ręce, a jeśli się dowiem, że mnie
nie usłuchałeś i nadal forsowałeś swój organizm, wówczas nie będzie tak miło.
Poniesiesz stosowną karę.
-
A kto niby da się tak łatwo złapać? – Mruknął niezadowolony Piotrek – Czemu nie
dacie mi żyć tak, jak ja tego chcę?
-
Tak naprawdę, to jeszcze nie wiesz jak chcesz żyć – pogroził mu palcem Zygfryd
– Jesteś jeszcze pogubionym dzieckiem, które bawi się w dorosłe życie. Długa
przed tobą droga, dlatego skończ wreszcie bezsensowny bunt i porzuć to beztroskie
życie. Twoje miejsce jest w rodzie Murdoch.
Piotrka
zamurowało. Zygfryd w tym czasie bez pośpiechu opuścił przedział. Edward
podążył za mężczyzną, uprzednio żegnając się z kuzynem. Kiedy pociąg się
zatrzymał, kasztanowłosy ściągnął bagaże i całą czwórką ruszyli do wyjścia. Na
peronie powitał ich wściekły Dante, co w ogóle nie poprawiało samopoczucia
chłopakowi, tym bardziej, że gorączka dawała się mu we znaki. Gdyby nie chwycił
się mocniej krawędzi drzwi, wypadłby z wagonu schodząc na peron. Sicarius podszedł
do nich i skinieniem głowy nakazał iść za sobą. Dotrzymując warunków umowy
wszyscy udali się w odosobnione miejsce, gdzie Piotrek z Dante mieli stoczyć
swoją walkę. Mężczyzna od razu dostrzegł, że z chłopakiem jest coś nie tak,
jednak wiedział, iż ten nie ustąpi, dlatego zaczął ich mały pojedynek.
Wymierzył dwa ciosy, które zielonooki bez problemu sparował. Piotrek z kolei z
precyzją starał się uderzyć przeciwnika celując w słabe punkty. Dante
uśmiechnął się tylko, bo był przygotowany na takie postępowanie ze strony
chłopaka i aby szybko zakończyć walkę podciął nogi Piotrkowi, który jak długi
wyłożył się na ziemię. Kiedy próbował wstać, mężczyzna przycisnął go na powrót
do podłoża.
-
Przegrałeś – oznajmił, ogłuszając chłopaka i zarzucając go sobie na bark.
Następnie wrzucił nieprzytomnego do bagażnika, a dzieciaki groźnym spojrzeniem
zagonił do samochodu. – Wsiadać i to już.
-
Czemu wrzuciłeś Piotrka do bagażnika – Spytał zszokowany Kamil – To nie fair.
-
Według umowy mogę zrobić z nim co mi się żywnie podoba, więc się nie wtrącaj –
zbył go Dante wrzucając na siedzenie z przodu i zatrzaskując drzwi. – Lepiej
bądźcie grzeczni, bo jak widać, nie mam zbyt dobrego humoru.
Bliźniaki
wystraszone cicho zapięły pasy i grzecznie siedziały na swoich miejscach. Kamil
zaś co i rusz wściekle łypał spode łba na mężczyznę, okazując tym swoje
niezadowolenie. Dante ignorował to jednak i jakby nigdy nic odpalił silnik
wozu. Piotrek w tym czasie leżał nieprzytomny w bagażniku.
-
Czemu muszę iść do tej durnej szkoły dla zabójców? – Spytał Kamil przerywając
ciszę – Wcale nie chcę tam iść.
-
Po pierwsze, ta szkoła nie jest durna – odpowiedział poirytowany Dante nie
spuszczając wzroku z drogi – a po drugie, dzieci głosu nie mają.
-
Mam już prawie piętnaście lat i chyba mogę o sobie decydować – protestował
chłopiec – A poza tym, co z normalną szkołą? Nie mogę ot tak jej rzucić na
rzecz tej.
-
Zadbam o twoje wykształcenie, więc nie zawracaj sobie tym tej pustej głowy –
odrzekł mężczyzna spokojnym głosem – Odpowiednio cię wychowam.
-
Nie jesteś moim ojcem – Burknął Kamil w złości – Nie będę cię słuchał.
-
Prawda, nie jestem twoim ojcem – przyznał Dante nadal spokojnie – ale wiedz, że
w momencie gdy poznałeś moje prawdziwe imię, niejako podpisałeś ze mną
kontrakt. Nie dotrzymanie jego warunków będzie wiązać się z bolesnymi
konsekwencjami.
-
A co jeśli ucieknę? – Kamil nadal nie ustępował trwając przy swoim. Nie chciał
dać się zastraszyć, ale był już na skraju nerwów. – Wtedy się od ciebie uwolnię
i nici z umowy.
-
Jak naiwnie – wyśmiał go mężczyzna, zatrzymując się na poboczu drogi. Odpiął
pas i zwróciwszy się twarzą do chłopca, chwycił go za szyję i przycisnął do
oparcia siedzenia. – Myślisz, że możesz uciec? Moje wpływy sięgają tak daleko,
że nie zdołasz tego ogarnąć tym małym rozumkiem. Jeśli uda ci się uciec wiedz,
że odczujesz tego bolesne skutki. Piotrek już nieraz się o tym przekonał. Może
wymiar kary będzie inny, ale na pewno mocno cię zaboli. Jestem konsekwentny w
swoich działaniach, dlatego radzę ci mnie nie prowokować.
-
Puść mnie – sapnął Kamil lekko drżąc. Bezwzględność Dantego mocno go przeraziła
– Powiedziałem puść!
-
Co się stało? – Zaśmiał się Dante, widząc przerażenie w oczach chłopca –
Czyżbyś się czegoś przestraszył?
-
Ja… – Kamilowi brakło słów. W desperacji na oślep błądził dłonią w poszukiwaniu
zapięcia pasa, a kiedy je znalazł, uwolnił się z uścisku mężczyzny i zwalniając
zacisk mechanizmu, otworzył drzwi. Wyskoczył z samochodu w głowie mając jedynie
chęć ucieczki przed wściekłym spojrzeniem Dantego. Na oślep pobiegł wprost do
lasu.
-
A to pędrak – warknął Dante wybiegając za chłopcem. Przed wyjściem z samochodu
stanowczo poinstruował bliźniaki, że mają zostać w środku.
Kamil
biegł przez zarośla nie patrząc pod nogi, co okazało się wielkim błędem, bo tuż
za jednym z krzaków zaczynała się niewielka skarpa, z której się stoczył jak
głaz. Leżał poobijany ze skręconą kostką, twarzą do ściółki cicho chlipiąc.
Dante znalazł go bez problemu. Stanął na szczycie skarpy i uważnie przyglądał
się załamanemu Kamilowi. Westchnął z politowaniem i powoli zszedł do niego.
-
Wiesz, jesteś kiepski w ucieczce – stwierdził pochylając się nad chłopcem –
Długo masz zamiar się jeszcze mazać?
-
Po prostu mnie zostaw – załkał Kamil w odpowiedzi – I tak mnie nie lubisz.
Jeśli mnie tu zostawisz, będziesz miał o jeden problem z głowy.
-
Mój stosunek do ciebie nie ma tu nic do rzeczy – odparł spokojnie Dante
zapalając papierosa – Fakt, wasza obecność trochę mnie irytuje, ale to nie
znaczy, że was nie lubię. Jak dotąd mieszkałem sam, później przygarnąłem
Piotrka, ale on przywiązał się do was, więc postanowiłem zaopiekować się i
wami. Gdybym was nie cierpiał, już dawno dołączylibyście do swoich rodziców, a
tak nie jest. Jak dla mnie, to Piotrek poświęca wam zbyt wiele uwagi i to mnie
wkurza.
-
Mówisz tak, jakbyś był zazdrosny o niego – zauważył cicho Kamil – To trochę
dziwne.
-
Nie pytałem cię o zdanie, a teraz wstawaj i wracamy do samochodu – warknął
mężczyzna gasząc o kamień papierosa. – Goniąc ciebie byłem zmuszony zostawić
tam twoje rodzeństwo. Swoją drogą, to niezły z ciebie egoista, samotnie
uciekając.
-
Wiem – szepnął winny Kamil, powoli się podnosząc z ziemi. – Nie nadaję się na
starszego brata. W ogóle o nich nie pomyślałem w momencie, gdy poczułem się
zagrożony. Beznadzieja.
Dante
milczał, a chłopiec podpierając się o pobliskie drzewo pomału stanął na nogi.
Starał się ukryć fakt, że skręcił kostkę, próbując iść normalnie, ale mężczyzna
od razu to dostrzegł. Podszedł do Kamila i złapał go za rękę.
-
Nie dotykaj mnie! – Kamil wyrwał swoją rękę z uścisku mężczyzny - Nie
potrzebuję żadnej pomocy.
-
Masz mnie za idiotę? – Spytał Dante w złości – Myślisz, że nie zauważyłem
skręconej kostki? Jestem wprawionym myśliwym i szybko wyłapuję słabości swojej
zwierzyny.
-
Że niby mam być twoją zwierzyną? – Zdziwił się Kamil słowami mężczyzny – Nie
doczekanie twoje.
-
Błąd. Ty już dawno jesteś upolowaną zdobyczą – stwierdził spokojnie Dante, po
czym ogłuszył chłopca i zaniósł z powrotem do samochodu. Ułożył go na przednim
siedzeniu i przypiął pasem. – Czyli tak wygląda ojcostwo. Ciekawe.
Bliźniaki
o dziwo nie płakały, tylko w skupieniu przyglądały się mężczyźnie. Przez
przypadek napotkał pytające spojrzenie Jacusia.
-
Twój brat jedynie śpi – poinformował malucha, który odetchnął z ulgą. – Wy też
spróbujcie zasnąć. Jeszcze długa droga przed nami.
-
Ale muszę siusiu – szepnął nieśmiało chłopczyk – I Agatka też musi.
-
Skoro musicie – westchnął Dante, widząc miny dzieci. Odpiął ich pasy i
zaprowadził w najbliższe zarośla. W pewnym momencie zauważył, że dziewczynka
sobie nie radzi z utrzymaniem równowagi. Podszedł do niej i uniósł w górę. –
Pomogę ci trochę.
Po
wszystkim wrócili do pojazdu, a w momencie odpalania silnika Kamil zaczął
powoli otwierać oczy.
-
Nastawiłem ci nogę, więc nie ruszaj nią za wiele – zakomunikował nastolatkowi
nawet na niego nie patrząc – Radzę się zdrzemnąć, co może pomoże ci rozjaśnić
umysł. Dąsy w niczym ci nie pomogą, a mogą jedynie pogorszyć twoją sytuację.
Poniesiesz konsekwencje swojego czynu, czego możesz być pewny.
Kamil
nie odzywając się odwrócił swój wzrok na boczną szybę. Widok mijanych drzew
zaczął powoli go usypiać, aż w końcu się temu poddał i zasnął. Dante uśmiechnął
się tylko, widząc spokojną twarz chłopca.
-
Tym razem chociaż nie płacze za matką
– pomyślał nieco zadowolony z siebie – Przypomina
mnie w jego wieku.
Śmiejąc
się pod nosem, Dante w skupieniu prowadził pojazd. Miał jeszcze godzinę jazdy
przed sobą w błogiej ciszy, ponieważ wszyscy pasażerowie pogrążyli się we śnie.
Nucąc ulubioną melodię rozmyślał co zrobi Piotrkowi, jak dotrą na miejsce i jak
ukarać zbuntowanego nastolatka siedzącego obok.
Rose zniecierpliwiona czekała na Dantego
i dzieciaki przy samolocie. Spóźniali się już ponad półgodziny, co nie było jej
na rękę, bo każda minuta zwłoki sporo ją kosztowało na wyznaczonej misji.
Chciała już dzwonić i zwymyślać brata, kiedy dostrzegła jego samochód.
-
Nareszcie – mruknęła z nieco lepszym humorem – Ciekawe co mu tak dużo zajęło.
Dante
podjechał pod sam pas startowy, a po zatrzymaniu auta nakazał wszystkim wysiąść
i pójść do Rose. Kamil z małymi trudnościami wygramolił się z pojazdu i chciał
sam pokuśtykać, ale mężczyzna mu na to nie pozwolił. Bez słowa wyjaśnień czy
uprzedzeń podniósł chłopca i zarzucił go sobie na ramię. Nastolatek szarpał się
i krzyczał okazując tym swój sprzeciw, jednak postawa Dantego w ogóle się nie
zmieniła. Zaniósł Kamila do samolotu i brutalnie rzucił na jeden z foteli.
-
Siedź grzecznie – nakazał, zapinając pas – Ani mi się waż ruszać z tego
miejsca. Jeśli to zrobisz, spotkasz się z wyrazem mojego niezadowolenia, a to
delikatne określenie tego co ci zrobię, jak do tego dojdzie.
Kamil
nerwowo pokiwał głową, dając tym znak, że zrozumiał słowa mężczyzny. Był
przerażony kipiącą z Dantego wściekłością i chęcią mordu. Posłusznie spuścił
wzrok na znak swojej kapitulacji. Sicarius z aprobatą pogłaskał go po głowie,
po czym wyszedł z samolotu. Po chwili jednak weszła tam Rose z bliźniakami i
zdziwiona wpatrywała się w spokojnego i potulnego Kamila. Nic nie mówiąc
usiadła obok, uprzednio umieszczając na fotelach dzieci. Tym czasem Dante
otwierał bagażnik. W chwili gdy światło wpadło do wewnątrz, Piotrek zakrył oczy
ręką. Mężczyzna zauważył, że jest z nim coraz gorzej.
-
Jesteś w stanie sam wyjść, czy mam ci pomóc? – Spytał nie spuszczając wzroku z chłopaka
– Mógłbyś chociaż coś powiedzieć.
-
„Coś” – rzucił Piotrek, starając się dźwignąć na zdrętwiałych kończynach,
jednak mu nie wychodziło. Pomimo problemów nie poprosił o pomoc nadal walcząc z
bezsilnością.
-
Czy ty specjalnie starasz się doprowadzić mnie do ostateczności? – Spytał
Dante, łapiąc chłopaka i wyciągając go z bagażnika. – Dwie godziny w
niewygodnej pozycji wpłynęły trochę na koordynację ruchową twojego ciała.
Dzięki temu naprawdę mogę teraz z tobą zrobić co chcę.
-
Co?! – Zdumiał się Piotrek – To, że nie mogę chwilowo ruszać nogami i rękoma
nie znaczy, że możesz to zrobić.
-
A właśnie, że mogę – zbył go mężczyzna, niosąc w znienawidzonej przez chłopaka
pozycji księżniczki – Przez to, że nie możesz się chwilowo ruszać, mogę nieść
cię w ten sposób. I co na to powiesz milady?
-
To chamskie zagranie – zarzucił zawstydzony i wściekły zarazem Piotrek – Czy to
ma być forma kary za moje zachowanie?
-
Raczej jej część – zachichotał Dante rozbawiony widokiem miny chłopaka. Przez
to poprawił mu się humor. – Uwielbiam, jak zmienia się ekspresja na twojej
twarzy. Kiedy dolecimy do celu naszej podróży, stosownie się tobą zajmę.
Zbijemy twoją gorączkę i zażyjesz bądź podam ci odpowiednie leki. Przy okazji
powiesz mi czemu zachorowałeś w środku lata.
-
Bo wysłałeś mnie na głupią kolonię ze stadem napalonych małolat – mruknął w
złości Piotrek – Nie było dnia czy nocy bym nie musiał się gdzieś ukrywać.
Zachorowałem przez ciebie i Rose, bo mnie tam wysłaliście. Nic więcej nie
powiem.
-
Obwiniasz mnie i Rose. Ciekawe. – zaśmiał się Dante, ale po chwili spoważniał –
Skoro nie chcesz nic więcej powiedzieć, to musiało wydarzyć się coś o czym
według ciebie nie powinienem wiedzieć. Coś czego się obawiasz? Czy wydarzyło
się coś, o czym powinienem jednak wiedzieć?
-
Nie – odpowiedział Piotrek odwracając wzrok, co pokazało mężczyźnie, że jednak
jest coś na rzeczy. – Nie musisz o niczym wiedzieć.
-
Twoje zachowanie mówi coś zupełnie innego – zauważył Dante wchodząc z
chłopakiem do wnętrza samolotu – Jeśli mi tego nie powiesz, to sam to z ciebie
wyciągnę.
-
Matko! Mówiłem, że nic się nie stało – upierał się przy swoim Piotrek, kiedy
mężczyzna sadowił go na jednym z foteli i przypinał pasem – Przestań ciągnąć
mnie za język, bo i tak nic ci nie powiem. Sam jesteś sobie winny, że mnie tam
wysłałeś i tyle. Koniec tematu. Nie ma o czym gadać.
-
Rozumiem – odparł spokojnie Dante, ale Piotrek wyczuł jego wściekłość –
Pogadamy, jak będzie o czym, czyli kiedy dowiem się czegoś na ten temat. Wierz
mi, że nastąpi to wkrótce.
-
Czemu nie odpuścisz? – Wytknął mu Piotrek słabym głosem. Wysoka temperatura
utrudniała mu myślenie. – Chciałbym zapomnieć o tych męczących dwóch
tygodniach, a ty uparcie mi na to nie pozwalasz. Przestań wnikać w każdy aspekt
mojego życia. A z resztą, nieważne. Daj mi po prostu chwilę spokoju.
-
Dobrze – zgodził się Dante, widząc jak chłopak męczy się mówieniem – Pogadamy
jak poczujesz się lepiej.
-
Niech ci będzie – szepnął Piotrek na odczepnego, po czym ułożył się wygodniej w
fotelu i niemalże od razu zasnął.
-
Piotr jest chory – Zauważył Jacuś z miną pełną powagi. W jego wykonaniu
wyglądało to dość komicznie, ale Dante powstrzymał się od śmiechu – To przez te
głupie dziewczyny, które za nim biegały i piszczały.
-
Dziewczyny nie są głupie – sprzeciwiła się bratu Agatka – Ja jestem dziewczyną!
-
Ty to co innego – prostował swoje słowa chłopczyk – Tamte są głupie, bo nie
dawały Piotrkowi żyć.
-
Niektóre były straszne – przyznała w zastanowieniu dziewczynka – Widziałam jak
kilka z nich czaiła się na Piotrka i próbowała wyssać mu krew.
-
No, co ty? – Skrzywił się Jacuś w fotelu – Nazywały to całusem, ale to nie
wyglądało jak buziak od mamy na dobranoc. Przez nie Piotrek nocował na
zewnątrz, a w dzień chował się na drzewach.
-
W sumie to coś wspominał, że zakładały się, która skradnie mu pocałunek –
ziewnął Kamil, dołączając do dyskusji młodszego rodzeństwa. – Koledzy z mojego
pokoju opowiadali, że zakradały się do sypialni starszych chłopaków i łapały
ich śpiących. Sam w sumie widziałem, jak jedna z nich próbowała pocałować
Piotrka, kiedy drzemał sobie w cieniu drzew. Minę miał wtedy bezbłędną. Sam nie
wiem jakbym się zachował, gdybym jak on po przebudzeniu zobaczył przed oczami
czyjeś wargi, ale on był przerażony i odepchnął od siebie tę złodziejkę
buziaków.
-
Przez te dziewczyny Piotrek wcale nie miał dla nas czasu – narzekała Agatka
swoim piskliwym głosikiem – Ciągle musiał się ukrywać, a w nocy włóczył się po
lesie.
-
Skąd o tym wiesz? – Zdziwił się Kamil słowami siostry – Gdzie wychodziłaś w
nocy?
-
Nigdzie – skłamała dziewczynka, ale gdy napotkała stanowcze spojrzenie
starszego brata nie wytrzymała napięcia. – No, raz poszłyśmy z koleżankami na
taki nocny spacer. Ja się zagapiłam i je
zgubiłam, ale wpadłam na Piotrka. – Dziewczynka się na moment rozmarzyła
wspominając – Wyglądał jak smutny duszek leśny i nucił jakąś ładną melodię do
księżyca. Kiedy mnie zobaczył, to się uśmiechnął i zaprowadził z powrotem do
pokoju.
-
Mówił ci dlaczego tam był? – Spytał zaciekawiony Dante. Dużo by dał, żeby
zobaczyć chłopaka w tej scenerii.
-
Powiedział, że stado harpii nie daje mu spać – odpowiedziała przypominając
sobie słowa Piotrka – Był przemarznięty, dlatego schowałyśmy go na tę noc w
naszym pokoju.
Dante
uśmiechnął się tylko pod nosem, słysząc wyjaśnienia dzieci dotyczące Piotrka.
Usiadł przy Rose i zapiął sobie pasy. Kobieta zmierzyła brata czujnym
spojrzeniem uspokojona jego poprawą humoru.
-
Ulżyło ci? – Spytała podnosząc jedną brew – Wygląda, że jednak tak.
-
Jakoś nie potrafię się na niego długo złościć, ale jego zachowanie bywa czasem
irytujące – stwierdził spokojnie mężczyzna spoglądając w górę – Zachowuje się
jak dzieciak ciągle trwając przy swoim.
-
Nie dziw mu się – westchnęła Rose – Z tego co widzę, to ciężko mu otwierać się
na innych.
-
Wiem to – mruknął Dante nieco przysypiając – Po prostu chciałbym, żeby w pełni
mi zaufał.
-
Daj mu czas – poradziła kobieta spokojnym głosem – Na pewno będzie dobrze.
Bardzo się do ciebie przywiązał, a ten rok rozłąki dobrze wam zrobił.
-
Akurat czasu mam niewiele – zauważył z wyrzutem mężczyzna – W szkole zostaną
ograniczone nasze kontakty ze sobą, a chciałbym nadrobić stracony czas.
-
Przecież wiesz jakie jest z tego wyjście – zauważyła ciszej Rose – Tym bardziej
możesz to zrobić, bo Aron i Orestes będą przez ten rok na kampusie. Myślę, że żaden z nich nie będzie miał nic
przeciwko, jak to uczynisz. Reszta ekipy również.
-
Sądzę, że jednak jeden taki ktoś będzie miał kilka zastrzeżeń – Wątpił Dante,
jednak pomysł siostry bardzo przypadł mu do gustu. – Uzna to za atak, czy
raczej karę.
-
Możliwe – zachichotała Rose wyobrażając sobie minę Piotrka – Ponarzeka i
przestanie. Powinien być raczej szczęśliwy na wieść, że jako jedyny będzie mieć
lekcje indywidualne z samym numerem jeden akademii.
-
Znając życie to zinterpretuje to zupełnie inaczej – powątpiewał Dante – Pewnie
zarzuci mi, że jako jedyny będzie mieć więcej zajęć i że to niesprawiedliwe.
-
Z pewnością to powie – zaśmiała się Rose – Czy to nie zabawne, że jego
zachowanie jest aż tak przewidywalne?
Dante
jednak nie odpowiedział, bo pogrążył się we śnie. Ostatni miesiąc był dla niego
intensywny i bardzo męczący. Rose uśmiechnęła się tylko, widząc drzemiącego
brata.
-
Ostatnio troszeczkę się przeforsowałeś, nieprawdaż? – Szepnęła głaszcząc czoło
śpiącego brata – Już dawno nie spałeś tak spokojnie. Wszystkim się zajmę, więc
śpij dobrze.
* * * * *
Piotrek obudził się nieco osłabiony, ale
już bez temperatury. Sen dobrze mu zrobił, pozwalając organizmowi w spokoju
zwalczyć gorączkę. Leżał na łóżku, co go zdziwiło, tym bardziej, że pamiętał
jak zasypia w samolocie.
-
Aż tak mocno spałem? – Spytał samego siebie, dotykając czoła zewnętrzną stroną
dłoni. – Na to wygląda, bo gorączka minęła.
Pomieszczenie,
w którym się znajdował było ciemne, jednak uchylone wejściowe drzwi wpuszczały
pomarańczową smugę światła. Wstał i powoli do nich podszedł. Okazało się, że za
drzwiami znajduje się mała biblioteczka po brzegi wypełniona książkami. Na
samym środku znajdował się stolik z przystawionymi dwoma, wyglądającymi na
wygodne, fotelami. W jednym z nich drzemał z upuszczoną na piersi książką
Dante. Piotrek uśmiechną się tylko i wrócił do łóżka zabrać koc. Ostrożnie
podszedł do mężczyzny i delikatnie usuwając z jego rąk wolumin, pomału zaczął przykrywać
pledem. Chciał odejść by nie przeszkadzać, ale w momencie, kiedy się odwracał w
stronę wyjścia, Dante chwycił go za rękę i pociągnął ku sobie. Chłopak w
konsekwencji tego działania runął tyłem na kolana mężczyzny.
-
Gdzie zamierzałeś pójść? – Spytał zaspanym głosem mężczyzna zszokowanego
upadkiem chłopaka – Jak się czujesz?
-
Niby gdzie miałbym pójść, kiedy nie wiem gdzie jestem? – Odpowiedział pytaniem
Piotrek – Po prostu zobaczyłem, że śpisz i postanowiłem przykryć cię kocem.
Przepraszam, że obudziłem, ale chciałem od razu stąd wyjść, by nie przeszkadzać
w drzemce. Swoją drogą, to ten pokój jest niesamowity. W domu Murdochów była
duża biblioteczka, ale ta bije ją o głowę.
-
Twoje zachowanie potwierdza tylko, że jest z tobą o niebo lepiej. – Stwierdził
spokojnie Dante, po czym z zaskoczenia pocałował chłopaka – Martwiłem się, bo
spałeś całe dwa dni.
-
A tak, gorączka – zarumienił się Piotrek – Przepraszam, za moje zachowanie.
Byłem nieco nerwowy z przemęczenia, a podróż pociągiem z Edwardem i wujem
Zygfrydem dolały trochę oliwy do ognia. Sorry, że wyżyłem się na tobie.
-
Rozumiem – odparł spokojnie Dante – A w kwestii naszej ostatniej rozmowy.
-
Masz na myśli tę kolonię? – Westchnął z rezygnacją Piotrek – Czemu tak bardzo
drążysz ten temat? Ale skoro chcesz wiedzieć, to grupka napalonych dziewczyn
non stop mnie męczyła. Raz nawet w środku nocy wkradły się do mojego pokoju i
zaczęły do mnie dobierać. To zmusiło mnie do spania w lesie i licznych spacerów
po górach w wolnym czasie. Kiedy zdarzyło mi się raz opuścić gardę i zdrzemnąć
w cieniu drzew, to jedna z nich próbowała mnie pocałować. Napadały mnie i
całowały. Rozumiem dojrzewanie i te sprawy, ale to lekkie przegięcie, tym
bardziej, że w ogóle nie byłem nimi zainteresowany. Jeśli chcesz wiedzieć, czy
masz powód do zazdrości, to nie, nie masz.
-
Dzięki za wytłumaczenie – uśmiechnął się Dante – Ale sam wszystkiego się
dowiedziałem, podczas gdy spałeś. Pozostaje tylko byś dotrzymał warunków naszej
umowy w związku z twoją przegraną w Działdowie.
-
Co chcesz ze mną zrobić? – Piotrek ostrożnie chciał zsunąć się z kolan
mężczyzny, lecz ten mu na to nie pozwolił – Już sam wzrok mnie przeraża. Nie
jestem chyba zaproszony na obiad w roli dania, prawda?
-
Jakbyś zgadł – zaśmiał się Dante, muskając dłonią policzek chłopaka – Ostatnio
zbyt często się nie widywaliśmy, a o roku rozłąki nie wspomnę, do tego dochodzą
dwa tygodnie koloni i miesiąc mojej misji. Kiedy jesteśmy w domu, więcej uwagi
poświęcasz dzieciakom niż mnie, a ja z reguły oddaję się pracy. Podsumowując,
musimy nadrobić stracony czas.
-
I, że niby chcesz zacząć już teraz? – Zauważył Piotrek, próbując się wykręcić –
Ale ja jestem cały spocony po chorobie i śmierdzę.
-
Nie przeszkadza mi twój zapach – mruknął Dante, powoli dobierając się do
chłopaka – Po wszystkim weźmiemy wspólną kąpiel.
-
Przestań, proszę – jęknął chłopak przymrużając oczy – co jeśli ktoś tu wejdzie?
-
Jesteśmy tu tylko my dwaj – szepnął mu do ucha mężczyzna, jednocześnie je
przygryzając – Dzieci są z Rose, więc nic im nie grozi, a my mamy cały dom dla
siebie. Jeśli będziesz chciał zmienić otoczenie, to jest tu mnóstwo różnych
pokoi.
-
Czy ty się aby zanadto nie rozpędzasz? – Starał się przystopować mężczyznę,
jednak nie dał rady – Nie przesądzaj z góry, czego będę chciał. Wiesz, że tego
nie lubię.
-
Wiem, ale obiecałeś, że pozwolisz mi zrobić ze sobą wszystko – oznajmił Dante,
nie przestając bawić się ciałem chłopaka – Nie uciekaj.
-
Nie uciekam, ale jestem brudny – tłumaczył się Piotrek – Nie brzydzi cię to?
-
W ogóle, jeśli to ty – rzucił Dante całując czoło Piotrka – Pozwól, że cię
wyczyszczę.
-
Hej, przestań – zaśmiał się Piotrek, kiedy mężczyzna polizał jego szyję – To
łaskocze.
-
Myślę, że czas zmienić lokalizację – powiadomił chłopaka, a następnie poderwał
się z fotela wraz z nim. Piotrek w pierwszej chwili się przestraszył i mocniej
wtulił w mężczyznę, jednak kiedy doszło do niego, że Dante niesie go w stronę
drugiego pokoju chciał się uwolnić – Nie rzucaj się tak, bo naprawdę cię
puszczę i zniszczymy atmosferę.
-
Chodzi o to, że sam mogę iść – zaprotestował chłopak – Nie musisz mnie nieść,
jak dziewczynę.
-
Już cię puszczam – uśmiechnął się Dante, po czym rzucił protestującego na łóżko
– A teraz zaczniemy miłą zabawę.
-
A nie moglibyśmy po prostu położyć się spać? – Próbował negocjować Piotrek –
Jesteś zmęczony i do tego przerwałem ci drzemkę.
-
Zmęczony to jestem czekaniem – odpowiedział Dante, ściągając z chłopaka
koszulkę – A spać położymy się po wszystkim. Przestań się opierać i zacznij
współpracować.
-
Sorry, ale gdy pomyślę, że konsekwencją, jak to nazywasz „zabawy” będzie
trudność w poruszaniu się… Nie chcę być zależny. – Zaczął wyjaśniać chłopak,
kurczowo przy tym trzymając krawędzie spodni wokół pasa. Przez to mężczyzna
miał trudności ze ściągnięciem mu ich, ale po chwili dopiął swego i Piotrek
leżał przed nim zupełnie nagi. – Cholera.
-
Wyrażaj się poprawnie, bo tylko psujesz nastrój – Pouczył go Dante jedną ręką
przytrzymując obie ręce nad jego głową. Chłopak się wił, próbując w ten sposób
uwolnić, ale to nic nie dawało. – Nie wierć się tak, bo naprawdę cię zwiążę, a
tego nie chcę. Będę delikatny, więc się nie bój i uspokój.
Piotrek
zdębiał na chwilę jednocześnie rozważając słowa mężczyzny, który w tej samej
chwili zaczął działać wolną ręką. Kilka pocałunków skłoniła chłopaka do kapitulacji
i podjęcia współpracy. Dante odpowiednio go przygotował coraz bardziej
podniecony posapywaniem zielonookiego.
-
Niezależnie jak bardzo cię przygotuję, ty zawsze płaczesz – zauważył cicho z
wyrzutem – Aż tak bardzo nie lubisz tego robić?
-
Nie o to chodzi – wychlipał chłopak zakrywając twarz dłońmi – Po prostu to
boli. Z drugiej jednak strony dotyk twojej skóry, zapach, ciepły oddech na moim
ciele i pocałunki doprowadzają mnie do szaleństwa.
-
A jednak podoba ci się – zaśmiał się Dante kontynuując – Cieszy mnie to,
dlatego nie będę się powstrzymywać i dam z siebie wszystko. Pokażę ci, jak
bardzo cię kocham swoim ciałem. Będę to robił, aż w końcu zrozumiesz siłę
mojego uczucia.
-
Jak mam to rozumieć? – Wystraszył się chłopak – Skąd będziesz wiedział, że
zrozumiałem?
-
Kiedy zaczniesz pożądać mnie tak bardzo, jak ja ciebie – wytłumaczył mężczyzna
całując czoło zdziwionego chłopaka – Do tego czasu nie pozwolę ci ode mnie
uciec, bo postanowiłem mieć cię zawsze w pobliżu.
-
Nie buduj dla mnie diamentowej klatki – jęknął Piotrek, obdarzając mężczyznę
smutnym spojrzeniem – Wiem, że się o mnie martwisz i chcesz mnie chronić, ale
nie ograniczaj mojej wolności. Chcę być wolny. Już i tak nie potrafię bez
ciebie żyć, nawet gdy ucieknę to wiedz, że zawsze wrócę. Jak bumerang.
-
Bumerang mówisz – zaśmiał się Dante – ciekawe porównanie.
Na
tym skończyła się ich rozmowa. Długo się jeszcze gimnastykowali w łóżku, aż w
końcu zmęczeni padli i zasnęli.
Świtało,
kiedy Dante otworzył oczy. Tuż przed nim leżał skulony w kłębek kasztanowłosy
chłopak cicho posapując przez sen. Mężczyzna uśmiechnął się tylko i przejechał
delikatnie opuszkami palców po nagim ciele śpiącego. W zamyśleniu wpatrywał się
w spokojną twarz chłopaka, kiedy ten zaczął się powoli wybudzać.
-
Dzień dobry – powitał go mężczyzna całując w czoło – Jak się czujesz?
-
Ni jak – ziewnął Piotrek lekko krzywiąc się z bólu – Zobaczymy, jak przyjdzie
czas wstać. Pokażesz gdzie jest łazienka?
-
Nawet cię tam zaniosę – uśmiechnął się w odpowiedzi Dante – Ale przed tym runda
druga?
-
Mogłem przewidzieć, że nie poprzestaniesz na jednym razie – westchnął chłopak z
rezygnacją – Rób co chcesz, ale nie przesadź, ok.?
-
Ok. – Zaśmiał się ucieszony Dante – W takim razie wezmę się od razu do rzeczy.
Rozsunął
pośladki chłopaka i wszedł w niego, zaspokajając tym samym siebie. Piotrek
kurczowo chwytał się posłania, dzielnie znosząc niemiły ból od pasa w dół.
Przez rok przerwy, jego ciało odzwyczaiło się od zabaw tego typu, dlatego teraz
cierpiał przy każdym ruchu partnera. Kiedy Dante skończył, ostrożnie wziął
obolałego chłopaka i zaniósł do łazienki, gdzie wspólnie wzięli kąpiel.
-
Co to w ogóle jest za dom? – Spytał w pewnym momencie chłopak, kiedy wrócili do
biblioteczki – Nie kojarzę rozmieszczenia pomieszczeń, czyli to nie dom przy
akademii.
-
Prawidłowa dedukcja – uśmiechnął się mężczyzna – To jeden z moich domów
przechodnich. Ten akurat znajduje się w Kanadzie.
-
Kanada? – Zamyślił się Piotrek – A jak daleko stąd do Toronto?
-
Wiem o co ci chodzi – zaśmiał się Dante, patrząc na zawiniętego w koc chłopaka
– Już ją zawiadomiłem o naszej jutrzejszej wizycie.
-
Co zrobiłeś?! – Zdziwił się Piotrek podnosząc na mężczyznę wzrok – Kiedy?
-
Jak spałeś – odpowiedział mu Dante – Widok twojej spokojnej twarzy natchnął
mnie do tego.
-
A główny powód – nie wierzył mężczyźnie chłopak – Bo to, co teraz powiedziałeś
nie pasuje do schematu twoich działań. Ty raczej starasz się zapewnić sobie
alibi i święty spokój.
-
„Trafiony zatopiony”, jeśli mogę posłużyć się terminologią z gry zwanej
„statki” – odrzekł Dante ze stoickim spokojem – Nicole nalegała bym się z nią
skontaktował, kiedy cię znajdę. Gdybym tego nie zrobił, wierciłaby mi dziurę w
brzuchu pytając dlaczego?
-
Jakież to uciążliwe słówko – zachichotał Piotrek w rozbawieniu – „Dlaczego?”
Pytanie, które można zadać w nieograniczonej liczbie posunięć podczas dyskusji.
Mnie cały czas plącze się ono w umyśle, męcząc jednocześnie, bo w mojej
sytuacji nie powinienem pytać. Ciekawość bywa czasem niebezpieczna, choć
zarazem i pożyteczna.
-
Ta, niewygodne słowo – zgodził się mężczyzna – Komplikuje tylko sprawy.
Pamiętam, że często zadawałeś mi to pytanie.
-
A dziwisz mi się? – Odpowiedział Piotrek nieco ożywiony – W ogóle cię nie
znałem, a ty wyczyniałeś ze mną dość nieprzyzwoite rzeczy. Człowiek przywiązany
do łóżka może się bronić jedynie słownie i pytaniami odwlekać nieuniknione.
-
Myślę, że to, co teraz powiem, wywoła u ciebie kolejną falę pytań w głowie –
oświadczył Dante składając ręce w piramidkę, tym samym skupił na sobie całą
uwagę chłopaka – W akademii tym razem spędzimy o wiele więcej czasu razem. Będę
cię osobiście szkolił, co wymaga tego, byśmy mieli wspólną sypialnię w
dormitorium. Oprócz tego będziesz normalnie uczestniczył w reszcie zajęć.
-
Dlaczego? – Spytał spokojnym głosem Piotrek pomimo doznanego szoku – Z tego co
mówisz, nie będę miał prawie w ogóle wolnego czasu, a jak dodam jeszcze
bliźniaki i Kamila. Cholera! Zero czasu dla siebie samego? To jakiś żart?
-
Nie, to nie jest żart – poinformował go Dante nieco poważniejszym tonem – Dasz
radę, a jeśli przyłożysz się do zajęć i nie będziesz kombinował zanadto, jak
ostatnio, to zostaniesz wynagrodzony wolnym czasem. Przemyśl to.
-
Tak zrobię – mruknął Piotrek z dąsem. Ze złości zapomniał o bólu i gwałtownie
wstał z fotela, niemal że od razu runął na podłogę. – Cholera!
-
Złość piękności szkodzi – rzucił Dante podnosząc z podłogi chłopaka i zanosząc
go do łóżka – Myślę, że powinieneś się przespać.
-
I mówi to ktoś, kogo powieki trzymają się na zapałkach – dogryzł mężczyźnie
zrzędząc, jednak Dante odpowiadając na tę ripostę, klepnął chłopaka w tyłek –
To boli!
-
Sam jesteś sobie winny – usprawiedliwił się mężczyzna wzdychając – Prowokujesz
mnie tymi dziecinnymi docinkami.
-
Ja jedynie stwierdziłem fakty – mruknął Piotrek zakrywając się kocem – Chciałem
przez to powiedzieć, że też powinieneś się przespać.
-
Nie musisz się od razu obrażać – zarzucił mu Dante opadając z rezygnacją na
łóżko obok chłopaka – Ale przyznaję, że jestem trochę zmęczony.
Piotrek
odwrócił się w stronę mężczyzny, który pogrążył się we śnie. Uśmiechnął się
tylko i powoli przykrył go kocem, po czym sam zasnął.
No w końcu! Czyli w końcu chłopaki znaleźl dla siebie czas! Wkurza mnie nieco bierność Piotra w łóżku. Teksty "rób co chcesz, tylko nie przesadź" nie są zbyt romantycze. Czekam na to kiedy to Piotrek zacznie się dobierać do Dantego.. Dlatego się zastanawiam kiedy to nastąpi i czy.
OdpowiedzUsuńDziękuję za pyszny rozdział i daj
mi więcej!
P.S - jak robisz te długie myślniki?
Odpowiedź brzmi "tak", ale wszystko w swoim czasie :) Piotrek dopiero się oswaja, Wiem, że długo mu to zajmuje, ale pokaże jeszcze na co go stać.
UsuńA myślniki robią mi się automatycznie w Wordzie po zastosowaniu [spacja] - [spacja].
Pozdrawiam :)
Już zaczynalam tęsknić za Piotrem, Dantem i dzieciakami. Pobyt w szpitalu powoduje, że nie mam najlepszego humoru, więc opowiadania pomagają przetrwać ten ciężki czas.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na dalsze rozdziały.
Isia.
Hej,
OdpowiedzUsuńocho Edward i Zygfryd w tym samym pociągu... czy oni muszą wszędzie załatwiać takie sprawy, w ten sposób to się upewnili, że to Piotr, wraca do szkoły i już nie może ukrywać geniuszu, cziekawe czy gupy będątakie same no i Kamil też się będzie uczył, wiedział žeto wuj, Kacper przeżył a szkoda, czemu raz Piotrek nie może wygrać, Dante jakoś to nie zareagował na słowa o Edwardzie i Zygfrydzie, och indywidualne lekcje, jak się okazuje są w Kanadzie, i spotka się z Nicole, ale czt ona nie powinna być już w szkole jak mieli wrócić wszyscy? i niech Piotr nie ukrywa talentu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Edward i Zygfryd w tym samym pociągu, ciekawie... ech czy oni muszą załatwiać takie sprawy, upewnili się, że to Piotr, wraca do szkoły i już nie może ukrywać swojego geniuszu, gupy będą takie same jak poprzednio? Kacper przeżył a szkoda... czemu to chociaż raz Piotrek nie może wygrać, Dante jakoś to nie zareagował na słowa o Edwardzie i Zygfrydzie, och indywidualne lekcje, jak się okazuje są w Kanadzie, i spotka się z Nicole, ale czy ona nie powinna być już w szkole jak mieli wrócić wszyscy?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, i znów pech... Edward i Zygfryd w tym samym pociągu, ciekawie... upewnili się teraz, że to Piotr, okazuje się, że wraca do szkoły i tym razem nie może ukrywać swojego geniuszu... zastanawiam się czy gupy będą takie same jak poprzednio? czemu to chociaż raz Piotrek nie może wygrać?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza