Translate

poniedziałek, 21 października 2013

To jakiś żart?!



 Kolejny rozdział :) Miłej lektury.

Był wczesny ranek, kiedy Piotrek, Kamil i bliźniaki wsiadali do pociągu w Zakopanem. W wagonach nie było prawie w ogóle ludzi, dlatego swobodnie wybrali sobie najbardziej im odpowiadający przedział. Piotrek wrzucił bagaże na półki powyżej ich miejsc, po czym dosłownie padł zmęczony na siedzenie.

- Matko padam z nóg – ziewnął lekko się przeciągając – Czemu ten pociąg musi być tak wcześnie?

- Nadal się gniewasz za tę kolonię? – Nie dowierzał Kamil widząc postawę starszego kolegi – Chyba nie było aż tak źle?

- Może dla ciebie – Piotrek mruknął z ponurą miną – Tobie chociaż dano tam pospać, a mnie ciągle oblepiały jakieś małolaty, chcące się umówić. W ogóle nie chciały dać mi spokoju, nawet się zakładały między sobą, która kiedy i jak mnie pocałuje. To chore.

- No wiesz, chłopcy z gitarą mają powodzenie na takich koloniach – zaśmiał się Kamil – Też miałem drobne problemy z płcią piękną, ale jakoś wybrnąłem.

- Ty jesteś do tego przyzwyczajony, a ja nie – upierał się przy swoim Piotrek – Zresztą co wam wszystkim wpadło do głowy, żeby robić ze mnie niedojrzałego nastolatka? Do tego szesnastolatka?!

- Nie narzekaj – pocieszał go Kamil – Zawsze Rose mogła wymyślić coś innego, a tak chociaż trochę odpocząłeś. Jak chcesz, a widzę, że tak, to się zdrzemnij. Ja popilnuję bliźniaki.

- Ok. – Zgodził się Piotrek układając do snu – Trzymam cię za słowo.

Nie minęła chwila, a zielonooki zasnął. W jego ślady poszła Agatka, za to Jacuś korzystając z okazji, wymknął się z przedziału. Kamil z irytacją wyjrzał za nim.

- A ty gdzie? – Spytał czujnie spoglądając na młodszego brata – Wracaj do środka, ale to już.

- Zapomnij – chłopiec pokazał mu język i biegiem ruszył do przejścia pomiędzy wagonami – Idę pozwiedzać!

- Ty mały – mruknął Kamil, po czym rzucając przelotnie okiem na śpiących Agatkę i Piotra, pobiegł za śmiejącym się bratem – Jak cię złapię, ukatrupię mały potworku!

- Nie będę siedział w przedziale! – Zarzekał się Jacuś – To strasznie nudne!

- Jak będziesz niegrzeczny to opowiem o wszystkim Piotrkowi – zagroził Kamil, depcząc bratu po piętach – A wiesz, że ma zły nastrój po kolonii.

- Czego Piotrek nie widzi, to się nie liczy – wyśmiał go Jacuś grając na nosie – A poza tym teraz śpi.

- To, że śpi nie świadczy o tym, że nie mogę mu opowiedzieć o twoim zachowaniu – westchnął Kamil, łapiąc brata za rękę – Jestem twoim starszym bratem, więc powinieneś się mnie choć trochę słuchać.

- Wiem to i rozumiem – sapnął chłopiec nieco odpuszczając – ale ty też powinieneś mnie zrozumieć. Będę się nudził, siedząc w jednym miejscu.

- Dobra – Kamil poklepał brata po ramieniu – Dam ci pograć na mojej konsoli, ok.?

- Ok. – Uśmiechnął się Jacuś w zgodzie – To wracajmy.

Przeszli jeden wagon, po czym mieli już przejść do drugiego, kiedy drogę zagrodził im wsiadający mężczyzna z długimi, srebrnymi włosami. Kamil przytrzymał brata by ten nie uderzył w pasażera i zwinnie wyminął przeszkodę. Nie patrzył w górę, bo skupił się na spoglądaniu pod nogi i nie zgubieniu Jacusia. Niechcący szturchnął łokciem osobę stojącą za srebrnowłosym, ale jedynie przeprosił w ogóle się nie zatrzymując. Po jakiejś chwili szybkiego marszu wrócili do swojego przedziału.

- Czy te dzieci nie wydały ci się znajome Edwardzie? – Spytał srebrnowłosy osobę stojącą za nim – Co za cieszący zbieg okoliczności, nie uważasz?

- Możliwe wuju – odparł spokojnie Edward – Ciekaw jestem z kim podróżują.

- Może powinniśmy to sprawdzić? – Naciskał Zygfryd na bratanka – Sprawdźmy, czy nie ma wolnych przedziałów w miejscu, gdzie zmierzało tych dwóch chłopców.

- Widziałaś te dzieci wracające z kolonii? No, te z pierwszego przedziału w pierwszym wagonie. – Mężczyźni usłyszeli skrawek rozmowy pomiędzy dwiema dziewczynami – Ten najstarszy był boski, tylko szkoda, że spał.

- No, chętnie bym z nim pogadała – przyznała druga z rozmówczyń – Tak słodko wyglądał ze śpiącą obok siostrzyczką. Musi być naprawdę świetnym starszym bratem, że młodsze rodzeństwo tak do niego lgnie.
Edward na słowa obu dziewcząt się tylko uśmiechnął pod nosem.

- Ciekawe o kim mowa – zastanawiał się udając głupiego Zygfryd – Może powinniśmy sami to sprawdzić?

- Nie wiem wuju – westchnął zrezygnowany Edward, czując zamiary Zygfryda – Może najpierw znajdźmy sobie wolny przedział.

Znaleźli przedział w tym samym wagonie co Piotr, następnie Zygfryd pod pretekstem poszukiwań konduktora zajrzał do przedziału dzieci. Kamil czujnie zmierzył wzrokiem intruza, który z przylepionym uśmiechem omiótł zgromadzonych w przedziale. Najdłużej przyglądał się Piotrkowi.

- Witam młodych – przywitał się uprzejmie mężczyzna, chcąc zagadać – Wiecie może, gdzie urzęduje konduktor?

- To nie informacja turystyczna – mrukną ponury Kamil w odpowiedzi – Nie najlepiej na niego poczekać? Sam przyjdzie.

- Widzę młodzieńcze, że wstałeś dzisiaj nie tą noga co trzeba – zauważył Zygfryd z nonszalancją w głosie – Ale wiesz, twój nastrój nie powinien odbijać się na innych.

- Co jest? – Spytał zaspany Piotrek otwierając oczy – Już wysiadamy, czy jak?

- Nie – westchnął Kamil, patrząc w widok za oknem – Jakiś gościu świruje w naszym przedziale. Twierdzi, że powinienem być dla niego miły i uprzejmy.

- Przepraszam za brata – uśmiechnął się grzecznie Piotrek, poprawiając się na siedzeniu – Musieliśmy dość wcześnie wstać na ten pociąg z czym wiąże się nasz zły humor. Czego pan chciał od niego?

- Ach – udawał przejętego Zygfryd – Pytałem, czy nie wiecie może gdzie przebywa konduktor?

- Z tego co wiem, to mieli zajęty środkowy przedział w tym wagonie – wyjaśniał Piotrek uprzejmym głosem – Jeśli ich nie ma, to prawdopodobnie są gdzieś w dalszych wagonach i sprawdzają bilety. Proszę na nich zaczekać w swoim przedziale, a z pewnością prędzej czy później dojdą i do pana.

- Piotr – obudziła się Agatka i szarpnęła chłopaka za bluzę – Ja muszę siusiu.

- Jak musisz to nie ma rady – zaśmiał się ciepło Piotrek do dziewczynki – Idziemy do toalety.

- Ja też muszę – krzyknął Jacek zrywając się z siedzenia – Ja też.

- Czemu mnie to nie dziwi – mruknął Kamil wzdychając – Ale idziesz bez konsoli.

- Dobra – zgodził się chłopczyk, oddając grę bratu – To idziemy?

- Już – zachichotał Piotrek, widząc minę Kamila – Poczekaj na siostrę.

- Widzę, że się nie nudzicie przebywając razem – zauważył Zygfryd, kładąc rękę na ramieniu Piotra, który nieco się zdziwił tym gestem – Dobry z ciebie starszy brat.

- Możliwe – uśmiechnął się nerwowo chłopak – Mam nadzieję, że nic tego nie zepsuje.

- Trochę wam potowarzyszę – rzucił uśmiechnięty mężczyzna idąc za Piotrkiem – Mam przedział pod koniec wagonu.

- Rozumiem – Piotrek powoli dreptał za bliźniakami wbijając wzrok w mijany krajobraz – Zbiera się na burzę. Mam nadzieję, że ją ominiemy.

- Nie – zaprzeczył chłopakowi mężczyzna – Tego raczej nie da się uniknąć, bo sami wjeżdżamy w jej centrum.

- Skąd ta pewność? – Zdziwił się Piotrek stwierdzeniem mężczyzny – Chmury są jeszcze dość daleko.

- Widzisz tę ścianę światła przed nami? – Pokazał chłopakowi prześwit pionowy w chmurach – To ulewa, w którą niedługo wjedziemy, czyż to nie piękny widok?

- Przyznaję, że ciekawy – uśmiechnął się Piotrek w zgodzie – To zadziwiające, że coś tak pięknego może nieść za sobą pewną dozę niebezpieczeństwa.

- Wiele rzeczy to jedynie pozór – zauważył Zygfryd ucieszony z rozmowy – Czasem jednak niepotrzebnie je abstrahujemy.

- To, że nie bierzemy ich pod uwagę, nie znaczy, iż je negujemy – westchnął Piotrek w zamyśleniu – Czasem życie zmusza nas do poddania się pozorom lub do walki z nimi. Bagatelizujemy jedynie słowo „pozór”, a nie rzecz się pod nim kryjącą. Jeśli powiem, że całe moje życie to jeden wielki pozór, nie będzie to znaczyć, że nic dla mnie nie znaczy. Możliwe, że starałbym się je z siebie wyprzeć, ale i tak pozostawi po sobie pewien ślad. – zatrzymał się, wpuszczając Agatkę do toalety – Myślę, że pora skończyć tę rozmowę.

- Czemu? – Spytał zawiedzionym głosem mężczyzna – Mówiłeś ciekawe rzeczy.

- Ta, jasne – nie wierzył Piotrek – Po prostu przynudzałem. Zawsze tak mam, kiedy jestem zmęczony.

- Nie przejmuj się tym – pocieszał go mężczyzna, po czym otworzył oddalony nieco od chłopaka przedział – I tak zabrałem ci sporo czasu. Żegnam.

Zygfryd zasunął drzwi przedziału, pozostawiając je lekko uchylone. Piotrek westchnął tylko oczekując na Agatkę.

- Piotr? – Zaczepił go Jacuś mierząc zdecydowanym wzrokiem – Czy ty nas zostawisz, jak nasi rodzice?

- Czemu teraz o to pytasz? – Spytał zaskoczony Piotrek – Chyba ci już mówiłem, że nie mam takiego zamiaru.

- Ale co jeśli zabierze cię twój tata? – Kontynuował temat chłopiec – Twoja babcia tak mówiła.

- To nie zmienia faktu, że nie mam zamiaru was zostawić – oznajmił spokojnie Piotrek – A swoją drogą, to nie ładnie podsłuchiwać rozmowy dorosłych. Choć przyznaję, że i tak długo trzymałeś to w tajemnicy.

- Przepraszam – zawstydził się chłopiec, spuszczając wzrok – Ja nie chcę, byś odchodził. Kiedy zrobiłeś to ostatnim razem, zginęli moi rodzice.

- Wiem i przepraszam za to – przyznał smutnym głosem Piotrek – Postaram się ze wszystkich sił, by z wami zostać.

- A co jeśli zginiesz? – Wtrącił Kamil, podchodząc do Piotra – Nie dbasz o siebie. Ostatnio prawie strąciłeś życie z wykrwawienia. Gdyby nie Dante, pewnie byś już wąchał kwiatki od spodu, tak jak moi starzy.

- Akurat o to nie musisz się martwić – zaśmiał się Piotrek, otwierając jedno z okien i wyglądając przez nie – Oficjalnie już od trzynastego roku życia jestem chodzącym trupem. Myślę, że byłoby dla was lepiej, gdybym jednak umarł. Same ze mną problemy.

- Przestań się wygłupiać! – Wystraszył się Kamil, kiedy Piotrek bardziej wychylił się przez okno i wciągnął go z powrotem do środka – Zachowujesz się jak dzieciak! Bądź wreszcie poważny!

- Kazaliście mi z Dante udawać szesnastolatka – odparł spokojnie Piotrek z wyrzutem w oczach – A kiedy zaczynam zachowywać się niedojrzale, to jesteście niezadowoleni. Zdecydujcie się wreszcie.

- Ostatnio ciągle chodziłeś z głową w chmurach prawie się nie odzywając – zauważył Kamil wściekłym głosem – zachowujesz się tak, od wizyty tej twojej babci z Wenecji. Kim jest twój ojciec, że tak nagle chce cię ze sobą zabrać? I kim jest ta świrnięta dziewczyna w czerni? Zacząłem żałować, że w ogóle dałem ci wtedy ten list od niej.

- Spokojnie – uciszał go Piotrek, a kiedy Jacuś wyszedł z toalety od razu ruszyli do swojego przedziału – Nie wszyscy muszą wiedzieć o moich sprawach, a tak w ogóle, to skąd aż tyle wiesz na ten temat?

- Nieważne – mruknął nadąsany Kamil siadając na swoim miejscu w przedziale – Nie chce mi się już gadać.

- Rozumiem – westchnął Piotrek na powrót układając się do snu – Nawet mi to na rękę. Obudź mnie, jak będziemy dojeżdżać do Działdowa.

Kamil się nie odezwał, a jedynie wbijał wściekły wzrok w szybę okna. Był zły na Piotrka, że nie traktował go poważnie, ale z drugiej strony rozumiał, że chce go przez to chronić. Im mniej wiedział tym lepiej dla niego, ale ciekawość tak bardzo go zżerała.

* * * * *

Zygfryd z Edwardem w osłupieniu wysłuchali dobiegającą z korytarza rozmowę Piotra z dziećmi. Kiedy odeszli, mężczyźni domknęli drzwi przedziału i przez chwilę siedzieli w milczeniu.

- Z tego co usłyszeliśmy, to Albert jednak żyje wuju – przerwał ciszę Edward – To dość zaskakujące, nie sądzisz?

- Możliwe – przyznał Zygfryd w zamyśleniu – Bardziej martwi mnie fakt, że Piotruś wdał się w ojca i nie dba o swoje zdrowie.

- Ty wiedziałeś o Albercie – stwierdził spokojnie Edward – Od kiedy?

- Od samego początku – zaśmiał się Zygfryd – Mam pewne źródło, które mi donosi o jego przedsięwzięciach.

- To dlatego tak usilnie starałeś się uchwycić Piotrka? – Spytał nie dowierzając Edward – Od samego początku mną manipulowałeś. No, ale czemu się dziwić, skoro pociągasz za sznurki w całej machinie intryg naszej rodziny. Jesteś w tym mistrzem.

- Schlebia mi twoja opinia – uśmiechnął się serdecznie Zygfryd – ale ta manipulacja, jak ją określiłeś to jedna z części ról, jaką musi pełnić głowa rodu.

- To kogo tak naprawdę chcesz pochwycić, Piotra czy jego ojca? – Chciał się upewnić Edward – Czasem ciężko zrozumieć twój motyw.

- Najlepiej by było, gdyby obaj wpadli w moje ręce – odparł spokojnie Zygfryd – Ale jeśli miałbym wybierać, to raczej wolałbym Piotrusia. Jest jeszcze młody i łatwo nim manipulować, do tego dobrze prowadzić mi z nim dyskurs.

- To prawda – przyznał mu Edward – Jest bardzo inteligentnym dzieciakiem. Od małego miał słabość do książek różnej maści. W rok przeczytał wszystkie woluminy domowej biblioteczki.

- Masz na myśli ten wielki księgozbiór znajdujący się w gabinecie mojego ojca? – Zdumiał się Zygfryd – Jeszcze bardziej zyskał w moich oczach. Mój ojciec, a twój dziadek co i rusz zwoził do domu książki o różnej tematyce. Przed Piotrem tylko on zapoznał się z ich treścią. Nikt poza nimi nie miał siły i żałował na to czasu.

- Akurat czasu miał dużo – wtrącił Edward – Ojciec nie puścił go do żadnej szkoły i dzięki temu z nudy sięgał po książki.

- Wiem, że Wilhelm był surowy i niesprawiedliwie traktował Piotra – zauważył Zygfryd w zamyśleniu – Nic dziwnego, że chłopiec zraził się do naszej rodziny.

- Ja nie byłem lepszy – zasępił się Edward, wspominając przeszłość – Ślepo podążałem za autorytetem ojca, aż w końcu się przebudziłem. Niestety było już za późno na rehabilitację, bo Piotrek zniknął. Mam świadomość, że odziedziczyłem po ojcu najgorsze cechy. Nie cierpię sprzeciwu, dlatego bezmyślnie i impulsywnie staram się zgasić każdy opór względem mnie i rodziny. Piotrek nie ułatwia mi sprawy swym uporem i ciągłym kwestionowaniem moich racji.

- Już dawno nie byłeś taki szczery – zaśmiał się Zygfryd – Kiedy byłeś młodszy to częściej zwierzałeś się z własnych przemyśleń i wątpliwości. Tak szybko dorastacie.

- Już nie jestem tym naiwnym młodzianem, którego namawiałeś do wszystkiego, a który bezgranicznie ci ufał. – Mruknął Edward lekko nadąsany. – Dobrze to ująłeś, dorosłem.

* * * * *

Piotrek drzemał oparty o ściankę przy oknie pociągu, kiedy ze snu wyrwał go dzwoniący telefon.

- Co znowu – ziewnął sięgając po telefon – Halo?

- Jak ci minął obóz? – Usłyszał przesłodzony głos Rose – Dzwonię, by powiadomić cię o zmianie planów. Jednak zanim to uczynię, proszę żebyś oddalił się od dzieci.

- Czemu? – Spytał zdziwiony chłopak – Myślisz, że coś palnę przy nich?

- Możliwe – sapnęła do słuchawki zniecierpliwiona kobieta – Wyłaź z tego przedziału, bo nie mam całego dnia na pogaduchy z tobą.

- Ok., ok. – mruknął Piotrek, po czym leniwie opuścił przedział ze śpiącymi dzieciakami – Już wyszedłem, więc o co chodzi?

- W Działdowie przesiądźcie się w pociąg do Warszawy – poinstruowała go Rose – Kiedy tam dotrzecie daj znać, to was odbierzemy z dworca.

- Rose, o co chodzi? Czemu zmieniliście plany? – Wypytywał zaniepokojony chłopak – Po co?

- Wracasz do szkoły – oznajmiła spokojnie Rose – Za tydzień rozpoczyna się nowy semestr.

- Co?! – Prawie krzyknął w oszołomieniu – Jak to wracam do szkoły?! Skończyłem semestr przeżywając piekielny test Orestesa! I może jeszcze mi powiesz, że będą tam ci sami ludzie co ostatnio?

- Jakbyś zgadł – zaśmiała się kobieta do słuchawki – Nie narzekaj, bo i tak nie masz wyboru. Dante już zadecydował.

- To nie fair! – Narzekał Piotrek – Jak to zadecydował? Co on, mój ojciec? Mówiłem już, że nie chcę się szkolić na zabójcę, więc czemu?

- O to powinieneś spytać mojego brata, a nie mnie – skwitowała go Rose – Następnym razem to niech on przekazuje ci informacje o zmianach planu.

- Coś jeszcze? – Mruknął niezadowolony chłopak – Chcesz coś jeszcze dodać i mnie dobić?

- Skoro pytasz, to tak – odparła kobieta w śmiechu – Mam ci przekazać, że podczas szkolenia nie możesz ukrywać swojego potencjału. Wszystkie zadania masz wykonywać w jak najlepszym stopniu.

- O nie! – Sprzeciwił się Piotrek – Nie będę tańczył jak chce Dante. Niby mam być prymusem? Ani mi się śni! Wiesz jak traktują wyróżniające się jednostki?

- Ty i tak już się wyróżniasz – dobiła go Rose – Ostatnim razem zwróciłeś na siebie uwagę przez próby zatajenia swojego potencjału. Teraz nikt ci nie odpuści i nawet nie dostaniesz taryfy ulgowej.

- A co jeśli was nie posłucham i nie wsiądę w ten pociąg? – Upewniał się chłopak, chcąc ocenić swoją sytuację – Czy mam jakąś alternatywną opcję?

- Jeśli chcesz ponownie posmakować wściekłości Dantego, to proszę cię bardzo – rzuciła spokojnie Rose – Masz wybór, ale na twoim miejscu nie kombinowałabym zbyt mocno. Dodatkowo chciałam zauważyć, że dzieciaki także mają jechać do szkoły, dlatego miej to na uwadze.

- Czy bliźniaki nie są za małe na tę szkołę? – Piotrek zbladł po usłyszeniu słów kobiety – To nie miejsce dla dzieci w ich wieku! One mogą tam zginąć!

- A czy powiedziałam, że będą tam w charakterze uczniów? – Mruknęła od niechcenia kobieta – Po prostu będą mieszkać w dormitorium i nic poza tym. Niestety to dotyczy jedynie bliźniaków. Kamil będzie musiał stawić czoła zagrożeniu, jakie czai się w tej szkole. Bądź tak miły i poinformuj go delikatnie o jego najbliższej przyszłości. Pa.

- Nie rozłączaj się Rose! – Wrzasnął do komórki chłopak – Jak to mam go poinformować! Czekaj!

Niestety Rose w śmiechu zakończyła rozmowę i się rozłączyła, pozostawiając Piotrkowi twardy orzech do zgryzienia. Chłopak zrezygnowany oparł się o ścianę pomiędzy oknami w korytarzu wagonu i powoli osunął na podłogę. Chwilę tak został w panice zastanawiając się jak rozpocząć pogawędkę z Kamilem, w ogóle mu się to nie uśmiechało. Już sam fakt powrotu do Assassini Tirocinium był problematyczny, a miał jeszcze powiedzieć o tym Kamilowi.

- Cholera! – Ryknął wstając z podłogi – I niby jak mam mu to powiedzieć? Pieprzony Dante, zwala brudną robotę na mnie.

Wziął kilka głębokich oddechów nieco się uspokajając, po czym powoli wrócił do przedziału. Kamil w odróżnieniu od bliźniaków już nie spał, co było niejako na rękę dla Piotrka. Zielonooki usiadł na swoim miejscu i przez chwilę w milczeniu wpatrywał się w okno.

- Kto dzwonił? – Przerwał ciszę Kamil zaspanym głosem.

- Rose – westchnął Piotrek w odpowiedzi – Nastąpiła mała zmiana planów.

- Jaka? – Dociekał nastolatek z ciekawością w głosie. Krótka drzemka poprawiła mu nieco nastrój.

- Mamy jechać do Warszawy, skąd odbierze nas Dante – poinformował spokojnym głosem Piotrek – Niestety to nie wszystko.

- Co jeszcze? – Kamil spojrzał na Piotrka z wyczekiwaniem na odpowiedź. – Coś strasznego?

- Nie bardzo – rzucił smętnie zielonooki – Dante zadecydował, że pójdziesz ze mną do szkoły.

- Jak to z tobą do szkoły? – Powtórzył niedowierzając chłopiec – Możesz to bardziej sprecyzować?

- To nie jest zwyczajna szkoła – tłumaczył Kamilowi – Ona przypomina niejako szkołę wojskową, ale nie w dosłownym znaczeniu. Uczysz się tam strategii i metod walki z wrogiem. Nic poza tym.

- A haczyk? – Ciągnął go za język Kamil – Na pewno jakiś jest, nieprawdaż?

- Nie haczyk, a hak – mruknął posępnie Piotrek – Musisz przetrwać, czyli w skrócie nie dać się zabić.

- Czekaj, czekaj – zastopował go chłopiec – Jak to nie dać się zabić? Co to za szkoła?

- Dosłownie, to szkoła dla skrytobójców – wyszeptał Piotrek nachylając się nad nastolatkiem, który od razu zamarł i pobladł – Osobiście to nie chcę tam wracać, ale Dante już zadecydował i nie mam wyjścia. A tak swoją drogą, to Rose i on są tam nauczycielami. Ty będziesz miał taryfę ulgową, ale ja już nie, więc na wstępie jesteś w lepszej sytuacji. Głowa do góry, jeśli ja przetrwałem tam pół roku to i ty dasz radę.

- Ta jasne – nie wierzył w słowa kolegi Kamil – Co jeśli tam naprawdę zginę?

- Będę nad tobą czuwał – pocieszał go Piotrek – Nie martw się na zapas. Mamy jeszcze kilka godzin jazdy do Działdowa, więc spróbuj się z tym przespać. Korzystaj póki możesz.

Piotrek postanowił tym razem czuwać zamiast drzemać. Powoli zaczął rozważać wszystkie za i przeciw powrotu do Assassini Tirocinium. Nim się spostrzegł minęła godzina. Tłum ludzi na jednej ze stacji zapełnił niemal cały pociąg. Na szczęście osoby widzące śpiące dzieci, omijały ich przedział. Jednak po około kwadransie od ruszenia pociągu, drzwi się rozsunęły i stanął w nich srebrnowłosy mężczyzna z niewielką walizką w ręku, a tuż za nim stał nie kto inny, jak Edward Murdoch.

- Pozwól Piotrze, że zajmiemy wolne miejsca w tym przedziale – oznajmił mężczyzna wchodząc do środka. Oniemiały z szoku Piotrek nie wyraził nic, a jedynie odwrócił głowę w stronę okna. – Stwierdziliśmy, że wolimy posiedzieć w już znanym towarzystwie, niż w obecności jakiejś hołoty ze wsi.

- Tylko nie pobudźcie dzieci – odparł cicho Piotrek siląc się na spokój w głosie – Maluchy boją się burzy, więc lepiej kiedy śpią.

- Rozumiem – uśmiechnął się Edward, po czym zajął miejsce obok Piotrka. Zygfryd usiadł pomiędzy Kamilem, a Jacusiem. – Czyli nie masz nic przeciwko, żebym siedział tuż obok?

- Rób co chcesz – mruknął Piotrek wbijając wzrok w mijany krajobraz – Mnie już wszystko jedno.

- Coś się stało, że jesteś w tak złym humorze? – Spytał Zygfryd z troską w głosie – Ostatnio byłeś pogodniejszy.

- To nic ważnego – rzucił Piotrek starając się uśmiechnąć, jednak niezbyt to wyszło – Nie zwracajcie na mnie uwagi. Niedługo mi przejdzie.

Zadzwoniła komórka Piotrka, jednak się rozłączył.

- Czemu nie odebrałeś? – Zdziwił się Zygfryd postawą chłopaka – Może to coś ważnego.

- Zapewniam, że nie – westchnął ponuro Piotrek i schował telefon do kieszeni bluzy. Jednak za chwilę znowu zadzwonił, ale i tym razem chłopak nie odebrał. Sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie, aż w końcu telefon zamilkł. – Natręt.

- Co jest? – Obudził się Kamil, kiedy tym razem zadzwoniła jego komórka. Odebrał ziewając, po czym skierował telefon ku Piotrkowi. – Dante jest wściekły i chce z tobą gadać.

- Ale ja nie chcę – zbył go Piotrek odmawiając – Równie dobrze może pogadać z tobą, przecież już sam zadecydował.

Kamil pobladł i wychodząc z przedziału zaczął tłumaczyć się w panice wrzeszczącemu wręcz mężczyźnie. Po chwili wrócił nieco podenerwowany.

- Bardzo zły? – Spytał Piotrek widząc niemrawą minę chłopca – W skali jeden do dziesięciu?

- Sto – mruknął Kamil siadając na swoim miejscu – Kazał ci przekazać, że się z tobą policzy, a dla pewności, że nie uciekniesz odbierze nas z Działdowa.

- Cholera – Piotrek zagryzł dolną wargę gorączkowo myśląc, jak z tego wybrnąć. Na domiar złego siedzący obok Edward ciągle się mu przyglądał – Niedobrze.

- A tak zmieniając temat – zaczął niepewnie Kamil, po czym wskazał na Murdocha – To, co on tu robi?

- Siedzi – odparł Piotrek w zamyśleniu – Nic więcej.

- Na twoim miejscu nie ufałbym tym dwóm – ostrzegł go Kamil – Wasze ostatnie spotkanie nie skończyło się zbyt dobrze.

- Nie zamierzamy nic złego – oświadczył Zygfryd spokojnie – Chciałem jedynie porozmawiać dłużej z Piotrem.

- O czym chciałeś ze mną rozmawiać wuju Zygfrydzie? – Westchnął Piotrek z nieco lepszym nastrojem. Roześmiał się widząc zdziwienie malujące się na twarzy mężczyzny. – Nie dziw się tak. Od samego początku wiedziałem kim jesteś.

- Skoro wiedziałeś, to czemu mnie nie zdemaskowałeś? – Spytał dla pewności Zygfryd.

- Sam zacząłeś tę grę – rzucił Piotrek spokojnym głosem – Ja się jedynie przyłączyłem do zabawy, przestrzegając jej reguł.

- Nie doceniłem cię – uśmiechnął się Zygfryd, przyznając do błędu – Z góry założyłem, że mnie nie znasz.

- Pewnie by tak było, gdyby nie fakt, że dość niedawno spotkałem Kacpra – wyjaśnił Piotrek – A tak swoją drogą, to przeżył test?

- Ledwo, ale tak, przeżył – wtrącił Edward obejmując jednocześnie ramieniem chłopaka i przysuwając do siebie – Przekazywał ci moje pozdrowienia?

- Coś wspomniał raz, czy dwa w międzyczasie, gdy rzucał we mnie kamieniami – Piotrek starał się uwolnić z uścisku Edwarda, jednak ten nie ustępował – Byłbyś tak miły i raczył mnie puścić?

- Stęskniłem się za tobą Piotruś – szepnął w odpowiedzi Edward – Ostatnim razem tak szybko uciekłeś i nie zdążyłem się tobą nacieszyć.

- Gadaj co chcesz, ale wiedz, że już się ciebie tak nie boję jak kiedyś – sapnął w rezygnacji Piotrek – Dorosłem.

- Czyżby? – Nie dowierzał Zygfryd mierząc wzrokiem chłopaka – Gdy cię widziałem ostatnim razem nie wyglądałeś zbyt dorośle.

- Co masz konkretnie na myśli wuju? – Spytał zdziwiony Piotrek – Niby kiedy mnie widziałeś?

- Bycie dorosłym wymaga rozwagi i racjonalności chłopcze, jednak ty tak się nie zachowywałeś walcząc z liderem La Muerte w miejscu publicznym. – Zauważył Zygfryd spokojnym tonem głosu – Do tego, nie dbasz o swoje zdrowie, a wnioskuję to tym, że walczyłeś pomimo rany, jak mniemam po postrzale.

- Masz rację, wtedy to nie było zbyt mądrym posunięciem – przyznał w zamyśleniu Piotrek – Poniosłem dość poważne konsekwencje, ale pomimo tego, gdybym miał to powtórzyć zrobiłbym to. Wtedy udało mi się zamknąć pewien rozdział w swoim życiu z czego jestem rad. Niestety to tylko jeden rozdział, a mam ich jeszcze sporo, bo los dopisuje mi co i rusz następne.

- Czy jednym z tych rozdziałów nie jest kwestia rodziny Murdoch? – Spytał Edward puszczając chłopaka i wbijając w niego wzrok. – Zgadłem, nieprawdaż?

- Tak, zgadłeś – zamyślił się Piotrek wpatrując w okno – Niezależnie jak długo się zastanawiam nad tym problemem, nie potrafię go rozwikłać w zadowalający sposób.

- Wiesz co jest najprostszym rozwiązaniem, chłopcze – poradził Zygfryd – Powrót.

- Z natury jednak lubię sobie komplikować życie – oznajmił Piotrek z zadziornym uśmieszkiem – Zbyt wiele złych wspomnień wiąże się z Murdochami, jednak po długich rozmyślaniach zdałem sobie sprawę, że nie potrafię wyprzeć ich z pamięci.

- Do czego zmierzasz? – Zygfryd był dość mocno zaciekawiony odpowiedzią Piotrka, przez co nie spuszczał z chłopaka swojego spojrzenia.

- Doszedłem do wniosku, że mam też kilka miłych wspomnień – rzucił Piotrek – Był taki okres w moim dzieciństwie, kiedy dobrze się bawiłem z Chrisem, Sarą, Robertem i nawet z Edwardem, co popsuł Wilhelm nas rozdzielając. Mam świadomość tego, że nigdy nie byłem traktowany jak prawowity członek rodziny, a jedynie byłem przedmiotem ciągłych aktów nienawiści. Mój ojciec nie chciał, bym stał się jednym z Murdochów, nadając mi nazwisko Laverno po babce i chyba wolałbym tak to pozostawić.

- A nie lepiej byłoby dla ciebie wrócić? – Spytał Edward o dziwo spokojnym głosem – Wiele byś tym sobie oszczędził nerwów.

- Na razie nie skorzystam – zaśmiał się Piotrek, odbierając dzwoniący telefon – Tak? Kto dzwoni?

- Wreszcie raczyłeś odebrać – usłyszał rozgniewany głos Dantego – Jeśli się teraz rozłączysz, to gorzko tego pożałujesz.

- Ok. Nie rozłączę się, więc czego chcesz? – Burknął Piotrek chcąc wyjść z przedziału, ale tłum na zewnątrz zmusił go do powrotu na miejsce – Mów, tylko szybko.

- Nie pogrywaj sobie ze mną – ostrzegł go mężczyzna – I tak sobie nagrabiłeś.

- Matko, przecież w ogóle sobie z tobą nie pogrywam – zirytował się Piotrek – Sam zacząłeś, decydując za mnie w kwestii szkoły i wysyłając na beznadziejny obóz dla małolatów. Kto według ciebie ma większe prawo do złości? Ten, którego zmuszono, czy ten który zmusza?

- Czyli, że jesteś zły za to, że zdecydowałem o twoim powrocie do szkoły – warknął do telefonu Dante – W Działdowie rozstrzygniemy ten spór poprzez pięści, zgoda? Ten, który przegra ustępuje zwycięscy.

- Zgoda – Piotrek przystał na propozycję – Zwycięzca będzie mógł zrobić z przegranym co zechce.

- Mówisz tak, jakbyś był pewny zwycięstwa – stwierdził Dante – Czy aby nie za wcześnie?

- Nie zamierzam przegrać – oznajmił Piotrek – Spotkamy się za dwie godziny na dworcu w Działdowie i wiedz, że nie ucieknę.

- Będę czekał – Dante się rozłączył.

Piotrek w szoku patrzył na swój telefon. Nie wierzył, że znów wyzwał Dantego i bezmyślnie zgodził się na walkę. Nieświadomie uderzył otwartą dłonią w czoło w myślach plując sobie w twarz.

- Aha! – Wyśmiał go Kamil, widząc minę kolegi – Sam jesteś sobie winien. Znowu dałeś się podejść, a teraz żałujesz.

- Nie kopie się leżącego – sapnął Piotrek opadając na oparcie, a po chwili zaczął się śmiać – Choć masz rację. Dzieciak ze mnie i dostanę za to niezłe wciry.

- Dante? – Spytał Kamil wpatrując się w Piotrka.

- Dante – przytaknął z rezygnacją w głosie Piotrek.

- Znów go wyzwałeś, wiedząc, że nie masz szans? – Dociekał chłopiec – Co tym razem?

- Walka – rzucił krótko Piotrek – Jeśli wygram, to nie będziemy musieli jechać do szkoły.

- A co jeśli przegrasz? – Ciągnął dalej serię pytań Kamil, ignorując resztę w przedziale – Co wtedy?

- Wrócę do szkoły, a Dante będzie mógł zrobić ze mną co zechce – wyjaśnił spokojnie Piotrek – Czyli nie twój interes co się stanie, bo i tak głównie idzie o mnie. Wiedz tylko, że nie zamierzam się poddać.

- Ciekawa postawa – zauważył Edward przyciągając do siebie Piotrka – Kiedy to stałeś się taki wojowniczy?

- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz – odgryzł się Piotrek z zadziornym uśmieszkiem – Nie próżnowałem ukrywając się przed tobą. Byłem trudnym dzieckiem.

- I nadal nim jesteś – zaśmiał się Edward lekko uderzając chłopaka w czoło – I do tego dość głupim.

- Ej, nie jestem już dzieckiem – zaprzeczył z dąsem Piotrek – Przekroczyłem już dwudziestkę, czyli jestem pełnoletni.

- Jak dla mnie, to nadal jesteś tym bezczelnym dwunastolatkiem – wyśmiał go kuzyn – Wiek nie świadczy o dojrzałości głupi małolacie.

- Grabisz sobie – wycedził przez zęby wściekły chłopak zaciskając pięści – Jeszcze jedno słowo, a…

- Obaj się uspokójcie – uciszał ich Zygfryd – Nie zmuszajcie mnie do interwencji.

Kiedy Piotrek zobaczył wzrok mężczyzny, aż ciarki przebiegły mu po plecach. Ostrożnie się wycofał, udając grzecznego chłopca. Edward postąpił podobnie, puszczając kuzyna i prostując się na siedzeniu. Nastała niezręczna cisza, której nikt nie chciał przerywać. Po pewnym czasie Piotrek zaczął powoli odpływać, aż w końcu zasnął. To zwolniło go z obowiązku rozmowy z resztą pasażerów. Przez to, że zmuszony był siedzieć normalnie, osunął się na Edwarda, opierając głowę o jego ramię. Mężczyzna uśmiechnął się tylko i ostrożnie ułożył chłopaka tak, by ten miał położoną głowę na jego nogach.

- Jak był mały, to zawsze zasypiał w takiej pozycji kiedy męczył się zabawą. – Wyjaśnił widząc pytające spojrzenie Kamila – Od dziecka nie lubił podróżować, dlatego pierwszy zasypiał w drodze. Widzę, że tak mu zostało.

- Zawsze śpi w podróży – potwierdził znudzony Kamil – Teraz mu się należy mały odpoczynek, bo dziewczyny dały mu niezły wycisk na kolonii. Nerwy też swoje dały.

- Rozumiem – zaśmiał się Zygfryd – Niech śpi. Obudzimy go za godzinę, czyli w Działdowie.

- Sen mu dobrze zrobi – zauważył Edward, delikatnie kładąc dłoń na czole chłopaka – Ma gorączkę.

- Wcale po nim nie widać – zdziwił się Kamil – Wygląda normalnie.

- Ale jest cały rozpalony – westchnął Edward w odpowiedzi – Te dziewczyny musiały go nieźle wymęczyć, że tak skończył.

Dojeżdżali do stacji docelowej, kiedy Piotrek otworzył oczy. Trochę bolała go głowa i czuł się lekko osłabiony. W momencie zorientowania się, że leży na kolanach Edwarda od razu się zerwał do siadu.

- Sorry za to – przeprosił cicho mężczyznę – Ale mogłeś mnie zwalić, jeśli ci przeszkadzałem.

- Dobre wyczucie czasu na pobudkę chłopcze – powitał go Zygfryd – Właśnie dojeżdżamy do Działdowa.

- Już?! – Piotrek był w szoku, że tak długo spał – Mogliście mnie obudzić wcześniej.

- Kiedy tak dobrze ci się spało – zachichotał Edward mierzwiąc mu włosy – Aż szkoda było przerywać twój sen. Czujesz się lepiej?

- Nie bardzo – odpowiedział bezmyślnie Piotrek, jednak gdy uświadomił sobie, że właśnie zdradził swoje osłabienie, szybko ugryzł się w język. – Nieważne.

- Jak dla kogo? – Spytał Zygfryd wstając z miejsca. Pochylił się nad Piotrkiem i szepnął – Lepiej zacznij dbać o swoje zdrowie Piotruś, bo inaczej będę musiał zainterweniować. Na czas twego pobytu w szkole wstrzymam obławę na ciebie. Ale wiedz, że prędzej czy później trafisz w moje ręce, a jeśli się dowiem, że mnie nie usłuchałeś i nadal forsowałeś swój organizm, wówczas nie będzie tak miło. Poniesiesz stosowną karę.

- A kto niby da się tak łatwo złapać? – Mruknął niezadowolony Piotrek – Czemu nie dacie mi żyć tak, jak ja tego chcę?

- Tak naprawdę, to jeszcze nie wiesz jak chcesz żyć – pogroził mu palcem Zygfryd – Jesteś jeszcze pogubionym dzieckiem, które bawi się w dorosłe życie. Długa przed tobą droga, dlatego skończ wreszcie bezsensowny bunt i porzuć to beztroskie życie. Twoje miejsce jest w rodzie Murdoch.

Piotrka zamurowało. Zygfryd w tym czasie bez pośpiechu opuścił przedział. Edward podążył za mężczyzną, uprzednio żegnając się z kuzynem. Kiedy pociąg się zatrzymał, kasztanowłosy ściągnął bagaże i całą czwórką ruszyli do wyjścia. Na peronie powitał ich wściekły Dante, co w ogóle nie poprawiało samopoczucia chłopakowi, tym bardziej, że gorączka dawała się mu we znaki. Gdyby nie chwycił się mocniej krawędzi drzwi, wypadłby z wagonu schodząc na peron. Sicarius podszedł do nich i skinieniem głowy nakazał iść za sobą. Dotrzymując warunków umowy wszyscy udali się w odosobnione miejsce, gdzie Piotrek z Dante mieli stoczyć swoją walkę. Mężczyzna od razu dostrzegł, że z chłopakiem jest coś nie tak, jednak wiedział, iż ten nie ustąpi, dlatego zaczął ich mały pojedynek. Wymierzył dwa ciosy, które zielonooki bez problemu sparował. Piotrek z kolei z precyzją starał się uderzyć przeciwnika celując w słabe punkty. Dante uśmiechnął się tylko, bo był przygotowany na takie postępowanie ze strony chłopaka i aby szybko zakończyć walkę podciął nogi Piotrkowi, który jak długi wyłożył się na ziemię. Kiedy próbował wstać, mężczyzna przycisnął go na powrót do podłoża.

- Przegrałeś – oznajmił, ogłuszając chłopaka i zarzucając go sobie na bark. Następnie wrzucił nieprzytomnego do bagażnika, a dzieciaki groźnym spojrzeniem zagonił do samochodu. – Wsiadać i to już.

- Czemu wrzuciłeś Piotrka do bagażnika – Spytał zszokowany Kamil – To nie fair.

- Według umowy mogę zrobić z nim co mi się żywnie podoba, więc się nie wtrącaj – zbył go Dante wrzucając na siedzenie z przodu i zatrzaskując drzwi. – Lepiej bądźcie grzeczni, bo jak widać, nie mam zbyt dobrego humoru.

Bliźniaki wystraszone cicho zapięły pasy i grzecznie siedziały na swoich miejscach. Kamil zaś co i rusz wściekle łypał spode łba na mężczyznę, okazując tym swoje niezadowolenie. Dante ignorował to jednak i jakby nigdy nic odpalił silnik wozu. Piotrek w tym czasie leżał nieprzytomny w bagażniku.

- Czemu muszę iść do tej durnej szkoły dla zabójców? – Spytał Kamil przerywając ciszę – Wcale nie chcę tam iść.

- Po pierwsze, ta szkoła nie jest durna – odpowiedział poirytowany Dante nie spuszczając wzroku z drogi – a po drugie, dzieci głosu nie mają.

- Mam już prawie piętnaście lat i chyba mogę o sobie decydować – protestował chłopiec – A poza tym, co z normalną szkołą? Nie mogę ot tak jej rzucić na rzecz tej.

- Zadbam o twoje wykształcenie, więc nie zawracaj sobie tym tej pustej głowy – odrzekł mężczyzna spokojnym głosem – Odpowiednio cię wychowam.

- Nie jesteś moim ojcem – Burknął Kamil w złości – Nie będę cię słuchał.

- Prawda, nie jestem twoim ojcem – przyznał Dante nadal spokojnie – ale wiedz, że w momencie gdy poznałeś moje prawdziwe imię, niejako podpisałeś ze mną kontrakt. Nie dotrzymanie jego warunków będzie wiązać się z bolesnymi konsekwencjami.

- A co jeśli ucieknę? – Kamil nadal nie ustępował trwając przy swoim. Nie chciał dać się zastraszyć, ale był już na skraju nerwów. – Wtedy się od ciebie uwolnię i nici z umowy.

- Jak naiwnie – wyśmiał go mężczyzna, zatrzymując się na poboczu drogi. Odpiął pas i zwróciwszy się twarzą do chłopca, chwycił go za szyję i przycisnął do oparcia siedzenia. – Myślisz, że możesz uciec? Moje wpływy sięgają tak daleko, że nie zdołasz tego ogarnąć tym małym rozumkiem. Jeśli uda ci się uciec wiedz, że odczujesz tego bolesne skutki. Piotrek już nieraz się o tym przekonał. Może wymiar kary będzie inny, ale na pewno mocno cię zaboli. Jestem konsekwentny w swoich działaniach, dlatego radzę ci mnie nie prowokować.

- Puść mnie – sapnął Kamil lekko drżąc. Bezwzględność Dantego mocno go przeraziła – Powiedziałem puść!

- Co się stało? – Zaśmiał się Dante, widząc przerażenie w oczach chłopca – Czyżbyś się czegoś przestraszył?

- Ja… – Kamilowi brakło słów. W desperacji na oślep błądził dłonią w poszukiwaniu zapięcia pasa, a kiedy je znalazł, uwolnił się z uścisku mężczyzny i zwalniając zacisk mechanizmu, otworzył drzwi. Wyskoczył z samochodu w głowie mając jedynie chęć ucieczki przed wściekłym spojrzeniem Dantego. Na oślep pobiegł wprost do lasu.

- A to pędrak – warknął Dante wybiegając za chłopcem. Przed wyjściem z samochodu stanowczo poinstruował bliźniaki, że mają zostać w środku.

Kamil biegł przez zarośla nie patrząc pod nogi, co okazało się wielkim błędem, bo tuż za jednym z krzaków zaczynała się niewielka skarpa, z której się stoczył jak głaz. Leżał poobijany ze skręconą kostką, twarzą do ściółki cicho chlipiąc. Dante znalazł go bez problemu. Stanął na szczycie skarpy i uważnie przyglądał się załamanemu Kamilowi. Westchnął z politowaniem i powoli zszedł do niego.

- Wiesz, jesteś kiepski w ucieczce – stwierdził pochylając się nad chłopcem – Długo masz zamiar się jeszcze mazać?

- Po prostu mnie zostaw – załkał Kamil w odpowiedzi – I tak mnie nie lubisz. Jeśli mnie tu zostawisz, będziesz miał o jeden problem z głowy.

- Mój stosunek do ciebie nie ma tu nic do rzeczy – odparł spokojnie Dante zapalając papierosa – Fakt, wasza obecność trochę mnie irytuje, ale to nie znaczy, że was nie lubię. Jak dotąd mieszkałem sam, później przygarnąłem Piotrka, ale on przywiązał się do was, więc postanowiłem zaopiekować się i wami. Gdybym was nie cierpiał, już dawno dołączylibyście do swoich rodziców, a tak nie jest. Jak dla mnie, to Piotrek poświęca wam zbyt wiele uwagi i to mnie wkurza.

- Mówisz tak, jakbyś był zazdrosny o niego – zauważył cicho Kamil – To trochę dziwne.

- Nie pytałem cię o zdanie, a teraz wstawaj i wracamy do samochodu – warknął mężczyzna gasząc o kamień papierosa. – Goniąc ciebie byłem zmuszony zostawić tam twoje rodzeństwo. Swoją drogą, to niezły z ciebie egoista, samotnie uciekając.

- Wiem – szepnął winny Kamil, powoli się podnosząc z ziemi. – Nie nadaję się na starszego brata. W ogóle o nich nie pomyślałem w momencie, gdy poczułem się zagrożony. Beznadzieja.

Dante milczał, a chłopiec podpierając się o pobliskie drzewo pomału stanął na nogi. Starał się ukryć fakt, że skręcił kostkę, próbując iść normalnie, ale mężczyzna od razu to dostrzegł. Podszedł do Kamila i złapał go za rękę.

- Nie dotykaj mnie! – Kamil wyrwał swoją rękę z uścisku mężczyzny - Nie potrzebuję żadnej pomocy.

- Masz mnie za idiotę? – Spytał Dante w złości – Myślisz, że nie zauważyłem skręconej kostki? Jestem wprawionym myśliwym i szybko wyłapuję słabości swojej zwierzyny.

- Że niby mam być twoją zwierzyną? – Zdziwił się Kamil słowami mężczyzny – Nie doczekanie twoje.

- Błąd. Ty już dawno jesteś upolowaną zdobyczą – stwierdził spokojnie Dante, po czym ogłuszył chłopca i zaniósł z powrotem do samochodu. Ułożył go na przednim siedzeniu i przypiął pasem. – Czyli tak wygląda ojcostwo. Ciekawe.

Bliźniaki o dziwo nie płakały, tylko w skupieniu przyglądały się mężczyźnie. Przez przypadek napotkał pytające spojrzenie Jacusia.

- Twój brat jedynie śpi – poinformował malucha, który odetchnął z ulgą. – Wy też spróbujcie zasnąć. Jeszcze długa droga przed nami.

- Ale muszę siusiu – szepnął nieśmiało chłopczyk – I Agatka też musi.

- Skoro musicie – westchnął Dante, widząc miny dzieci. Odpiął ich pasy i zaprowadził w najbliższe zarośla. W pewnym momencie zauważył, że dziewczynka sobie nie radzi z utrzymaniem równowagi. Podszedł do niej i uniósł w górę. – Pomogę ci trochę.

Po wszystkim wrócili do pojazdu, a w momencie odpalania silnika Kamil zaczął powoli otwierać oczy.

- Nastawiłem ci nogę, więc nie ruszaj nią za wiele – zakomunikował nastolatkowi nawet na niego nie patrząc – Radzę się zdrzemnąć, co może pomoże ci rozjaśnić umysł. Dąsy w niczym ci nie pomogą, a mogą jedynie pogorszyć twoją sytuację. Poniesiesz konsekwencje swojego czynu, czego możesz być pewny.

Kamil nie odzywając się odwrócił swój wzrok na boczną szybę. Widok mijanych drzew zaczął powoli go usypiać, aż w końcu się temu poddał i zasnął. Dante uśmiechnął się tylko, widząc spokojną twarz chłopca.

- Tym razem chociaż nie płacze za matką – pomyślał nieco zadowolony z siebie – Przypomina mnie w jego wieku.

Śmiejąc się pod nosem, Dante w skupieniu prowadził pojazd. Miał jeszcze godzinę jazdy przed sobą w błogiej ciszy, ponieważ wszyscy pasażerowie pogrążyli się we śnie. Nucąc ulubioną melodię rozmyślał co zrobi Piotrkowi, jak dotrą na miejsce i jak ukarać zbuntowanego nastolatka siedzącego obok.

Rose zniecierpliwiona czekała na Dantego i dzieciaki przy samolocie. Spóźniali się już ponad półgodziny, co nie było jej na rękę, bo każda minuta zwłoki sporo ją kosztowało na wyznaczonej misji. Chciała już dzwonić i zwymyślać brata, kiedy dostrzegła jego samochód.

- Nareszcie – mruknęła z nieco lepszym humorem – Ciekawe co mu tak dużo zajęło.

Dante podjechał pod sam pas startowy, a po zatrzymaniu auta nakazał wszystkim wysiąść i pójść do Rose. Kamil z małymi trudnościami wygramolił się z pojazdu i chciał sam pokuśtykać, ale mężczyzna mu na to nie pozwolił. Bez słowa wyjaśnień czy uprzedzeń podniósł chłopca i zarzucił go sobie na ramię. Nastolatek szarpał się i krzyczał okazując tym swój sprzeciw, jednak postawa Dantego w ogóle się nie zmieniła. Zaniósł Kamila do samolotu i brutalnie rzucił na jeden z foteli.

- Siedź grzecznie – nakazał, zapinając pas – Ani mi się waż ruszać z tego miejsca. Jeśli to zrobisz, spotkasz się z wyrazem mojego niezadowolenia, a to delikatne określenie tego co ci zrobię, jak do tego dojdzie.

Kamil nerwowo pokiwał głową, dając tym znak, że zrozumiał słowa mężczyzny. Był przerażony kipiącą z Dantego wściekłością i chęcią mordu. Posłusznie spuścił wzrok na znak swojej kapitulacji. Sicarius z aprobatą pogłaskał go po głowie, po czym wyszedł z samolotu. Po chwili jednak weszła tam Rose z bliźniakami i zdziwiona wpatrywała się w spokojnego i potulnego Kamila. Nic nie mówiąc usiadła obok, uprzednio umieszczając na fotelach dzieci. Tym czasem Dante otwierał bagażnik. W chwili gdy światło wpadło do wewnątrz, Piotrek zakrył oczy ręką. Mężczyzna zauważył, że jest z nim coraz gorzej.

- Jesteś w stanie sam wyjść, czy mam ci pomóc? – Spytał nie spuszczając wzroku z chłopaka – Mógłbyś chociaż coś powiedzieć.

- „Coś” – rzucił Piotrek, starając się dźwignąć na zdrętwiałych kończynach, jednak mu nie wychodziło. Pomimo problemów nie poprosił o pomoc nadal walcząc z bezsilnością.

- Czy ty specjalnie starasz się doprowadzić mnie do ostateczności? – Spytał Dante, łapiąc chłopaka i wyciągając go z bagażnika. – Dwie godziny w niewygodnej pozycji wpłynęły trochę na koordynację ruchową twojego ciała. Dzięki temu naprawdę mogę teraz z tobą zrobić co chcę.

- Co?! – Zdumiał się Piotrek – To, że nie mogę chwilowo ruszać nogami i rękoma nie znaczy, że możesz to zrobić.

- A właśnie, że mogę – zbył go mężczyzna, niosąc w znienawidzonej przez chłopaka pozycji księżniczki – Przez to, że nie możesz się chwilowo ruszać, mogę nieść cię w ten sposób. I co na to powiesz milady?

- To chamskie zagranie – zarzucił zawstydzony i wściekły zarazem Piotrek – Czy to ma być forma kary za moje zachowanie?

- Raczej jej część – zachichotał Dante rozbawiony widokiem miny chłopaka. Przez to poprawił mu się humor. – Uwielbiam, jak zmienia się ekspresja na twojej twarzy. Kiedy dolecimy do celu naszej podróży, stosownie się tobą zajmę. Zbijemy twoją gorączkę i zażyjesz bądź podam ci odpowiednie leki. Przy okazji powiesz mi czemu zachorowałeś w środku lata.

- Bo wysłałeś mnie na głupią kolonię ze stadem napalonych małolat – mruknął w złości Piotrek – Nie było dnia czy nocy bym nie musiał się gdzieś ukrywać. Zachorowałem przez ciebie i Rose, bo mnie tam wysłaliście. Nic więcej nie powiem.

- Obwiniasz mnie i Rose. Ciekawe. – zaśmiał się Dante, ale po chwili spoważniał – Skoro nie chcesz nic więcej powiedzieć, to musiało wydarzyć się coś o czym według ciebie nie powinienem wiedzieć. Coś czego się obawiasz? Czy wydarzyło się coś, o czym powinienem jednak wiedzieć?

- Nie – odpowiedział Piotrek odwracając wzrok, co pokazało mężczyźnie, że jednak jest coś na rzeczy. – Nie musisz o niczym wiedzieć.

- Twoje zachowanie mówi coś zupełnie innego – zauważył Dante wchodząc z chłopakiem do wnętrza samolotu – Jeśli mi tego nie powiesz, to sam to z ciebie wyciągnę.

- Matko! Mówiłem, że nic się nie stało – upierał się przy swoim Piotrek, kiedy mężczyzna sadowił go na jednym z foteli i przypinał pasem – Przestań ciągnąć mnie za język, bo i tak nic ci nie powiem. Sam jesteś sobie winny, że mnie tam wysłałeś i tyle. Koniec tematu. Nie ma o czym gadać.

- Rozumiem – odparł spokojnie Dante, ale Piotrek wyczuł jego wściekłość – Pogadamy, jak będzie o czym, czyli kiedy dowiem się czegoś na ten temat. Wierz mi, że nastąpi to wkrótce.

- Czemu nie odpuścisz? – Wytknął mu Piotrek słabym głosem. Wysoka temperatura utrudniała mu myślenie. – Chciałbym zapomnieć o tych męczących dwóch tygodniach, a ty uparcie mi na to nie pozwalasz. Przestań wnikać w każdy aspekt mojego życia. A z resztą, nieważne. Daj mi po prostu chwilę spokoju.

- Dobrze – zgodził się Dante, widząc jak chłopak męczy się mówieniem – Pogadamy jak poczujesz się lepiej.

- Niech ci będzie – szepnął Piotrek na odczepnego, po czym ułożył się wygodniej w fotelu i niemalże od razu zasnął.

- Piotr jest chory – Zauważył Jacuś z miną pełną powagi. W jego wykonaniu wyglądało to dość komicznie, ale Dante powstrzymał się od śmiechu – To przez te głupie dziewczyny, które za nim biegały i piszczały.

- Dziewczyny nie są głupie – sprzeciwiła się bratu Agatka – Ja jestem dziewczyną!

- Ty to co innego – prostował swoje słowa chłopczyk – Tamte są głupie, bo nie dawały Piotrkowi żyć.

- Niektóre były straszne – przyznała w zastanowieniu dziewczynka – Widziałam jak kilka z nich czaiła się na Piotrka i próbowała wyssać mu krew.

- No, co ty? – Skrzywił się Jacuś w fotelu – Nazywały to całusem, ale to nie wyglądało jak buziak od mamy na dobranoc. Przez nie Piotrek nocował na zewnątrz, a w dzień chował się na drzewach.

- W sumie to coś wspominał, że zakładały się, która skradnie mu pocałunek – ziewnął Kamil, dołączając do dyskusji młodszego rodzeństwa. – Koledzy z mojego pokoju opowiadali, że zakradały się do sypialni starszych chłopaków i łapały ich śpiących. Sam w sumie widziałem, jak jedna z nich próbowała pocałować Piotrka, kiedy drzemał sobie w cieniu drzew. Minę miał wtedy bezbłędną. Sam nie wiem jakbym się zachował, gdybym jak on po przebudzeniu zobaczył przed oczami czyjeś wargi, ale on był przerażony i odepchnął od siebie tę złodziejkę buziaków.

- Przez te dziewczyny Piotrek wcale nie miał dla nas czasu – narzekała Agatka swoim piskliwym głosikiem – Ciągle musiał się ukrywać, a w nocy włóczył się po lesie.

- Skąd o tym wiesz? – Zdziwił się Kamil słowami siostry – Gdzie wychodziłaś w nocy?

- Nigdzie – skłamała dziewczynka, ale gdy napotkała stanowcze spojrzenie starszego brata nie wytrzymała napięcia. – No, raz poszłyśmy z koleżankami na taki nocny spacer. Ja się zagapiłam i  je zgubiłam, ale wpadłam na Piotrka. – Dziewczynka się na moment rozmarzyła wspominając – Wyglądał jak smutny duszek leśny i nucił jakąś ładną melodię do księżyca. Kiedy mnie zobaczył, to się uśmiechnął i zaprowadził z powrotem do pokoju.

- Mówił ci dlaczego tam był? – Spytał zaciekawiony Dante. Dużo by dał, żeby zobaczyć chłopaka w tej scenerii.

- Powiedział, że stado harpii nie daje mu spać – odpowiedziała przypominając sobie słowa Piotrka – Był przemarznięty, dlatego schowałyśmy go na tę noc w naszym pokoju.

Dante uśmiechnął się tylko pod nosem, słysząc wyjaśnienia dzieci dotyczące Piotrka. Usiadł przy Rose i zapiął sobie pasy. Kobieta zmierzyła brata czujnym spojrzeniem uspokojona jego poprawą humoru.

- Ulżyło ci? – Spytała podnosząc jedną brew – Wygląda, że jednak tak.

- Jakoś nie potrafię się na niego długo złościć, ale jego zachowanie bywa czasem irytujące – stwierdził spokojnie mężczyzna spoglądając w górę – Zachowuje się jak dzieciak ciągle trwając przy swoim.

- Nie dziw mu się – westchnęła Rose – Z tego co widzę, to ciężko mu otwierać się na innych.

- Wiem to – mruknął Dante nieco przysypiając – Po prostu chciałbym, żeby w pełni mi zaufał.

- Daj mu czas – poradziła kobieta spokojnym głosem – Na pewno będzie dobrze. Bardzo się do ciebie przywiązał, a ten rok rozłąki dobrze wam zrobił.

- Akurat czasu mam niewiele – zauważył z wyrzutem mężczyzna – W szkole zostaną ograniczone nasze kontakty ze sobą, a chciałbym nadrobić stracony czas.

- Przecież wiesz jakie jest z tego wyjście – zauważyła ciszej Rose – Tym bardziej możesz to zrobić, bo Aron i Orestes będą przez ten rok na kampusie.  Myślę, że żaden z nich nie będzie miał nic przeciwko, jak to uczynisz. Reszta ekipy również.

- Sądzę, że jednak jeden taki ktoś będzie miał kilka zastrzeżeń – Wątpił Dante, jednak pomysł siostry bardzo przypadł mu do gustu. – Uzna to za atak, czy raczej karę.

- Możliwe – zachichotała Rose wyobrażając sobie minę Piotrka – Ponarzeka i przestanie. Powinien być raczej szczęśliwy na wieść, że jako jedyny będzie mieć lekcje indywidualne z samym numerem jeden akademii.

- Znając życie to zinterpretuje to zupełnie inaczej – powątpiewał Dante – Pewnie zarzuci mi, że jako jedyny będzie mieć więcej zajęć i że to niesprawiedliwe.

- Z pewnością to powie – zaśmiała się Rose – Czy to nie zabawne, że jego zachowanie jest aż tak przewidywalne?

Dante jednak nie odpowiedział, bo pogrążył się we śnie. Ostatni miesiąc był dla niego intensywny i bardzo męczący. Rose uśmiechnęła się tylko, widząc drzemiącego brata.

- Ostatnio troszeczkę się przeforsowałeś, nieprawdaż? – Szepnęła głaszcząc czoło śpiącego brata – Już dawno nie spałeś tak spokojnie. Wszystkim się zajmę, więc śpij dobrze.

* * * * *

Piotrek obudził się nieco osłabiony, ale już bez temperatury. Sen dobrze mu zrobił, pozwalając organizmowi w spokoju zwalczyć gorączkę. Leżał na łóżku, co go zdziwiło, tym bardziej, że pamiętał jak zasypia w samolocie.

- Aż tak mocno spałem? – Spytał samego siebie, dotykając czoła zewnętrzną stroną dłoni. – Na to wygląda, bo gorączka minęła.

Pomieszczenie, w którym się znajdował było ciemne, jednak uchylone wejściowe drzwi wpuszczały pomarańczową smugę światła. Wstał i powoli do nich podszedł. Okazało się, że za drzwiami znajduje się mała biblioteczka po brzegi wypełniona książkami. Na samym środku znajdował się stolik z przystawionymi dwoma, wyglądającymi na wygodne, fotelami. W jednym z nich drzemał z upuszczoną na piersi książką Dante. Piotrek uśmiechną się tylko i wrócił do łóżka zabrać koc. Ostrożnie podszedł do mężczyzny i delikatnie usuwając z jego rąk wolumin, pomału zaczął przykrywać pledem. Chciał odejść by nie przeszkadzać, ale w momencie, kiedy się odwracał w stronę wyjścia, Dante chwycił go za rękę i pociągnął ku sobie. Chłopak w konsekwencji tego działania runął tyłem na kolana mężczyzny.

- Gdzie zamierzałeś pójść? – Spytał zaspanym głosem mężczyzna zszokowanego upadkiem chłopaka – Jak się czujesz?

- Niby gdzie miałbym pójść, kiedy nie wiem gdzie jestem? – Odpowiedział pytaniem Piotrek – Po prostu zobaczyłem, że śpisz i postanowiłem przykryć cię kocem. Przepraszam, że obudziłem, ale chciałem od razu stąd wyjść, by nie przeszkadzać w drzemce. Swoją drogą, to ten pokój jest niesamowity. W domu Murdochów była duża biblioteczka, ale ta bije ją o głowę.

- Twoje zachowanie potwierdza tylko, że jest z tobą o niebo lepiej. – Stwierdził spokojnie Dante, po czym z zaskoczenia pocałował chłopaka – Martwiłem się, bo spałeś całe dwa dni.

- A tak, gorączka – zarumienił się Piotrek – Przepraszam, za moje zachowanie. Byłem nieco nerwowy z przemęczenia, a podróż pociągiem z Edwardem i wujem Zygfrydem dolały trochę oliwy do ognia. Sorry, że wyżyłem się na tobie.

- Rozumiem – odparł spokojnie Dante – A w kwestii naszej ostatniej rozmowy.

- Masz na myśli tę kolonię? – Westchnął z rezygnacją Piotrek – Czemu tak bardzo drążysz ten temat? Ale skoro chcesz wiedzieć, to grupka napalonych dziewczyn non stop mnie męczyła. Raz nawet w środku nocy wkradły się do mojego pokoju i zaczęły do mnie dobierać. To zmusiło mnie do spania w lesie i licznych spacerów po górach w wolnym czasie. Kiedy zdarzyło mi się raz opuścić gardę i zdrzemnąć w cieniu drzew, to jedna z nich próbowała mnie pocałować. Napadały mnie i całowały. Rozumiem dojrzewanie i te sprawy, ale to lekkie przegięcie, tym bardziej, że w ogóle nie byłem nimi zainteresowany. Jeśli chcesz wiedzieć, czy masz powód do zazdrości, to nie, nie masz.

- Dzięki za wytłumaczenie – uśmiechnął się Dante – Ale sam wszystkiego się dowiedziałem, podczas gdy spałeś. Pozostaje tylko byś dotrzymał warunków naszej umowy w związku z twoją przegraną w Działdowie.

- Co chcesz ze mną zrobić? – Piotrek ostrożnie chciał zsunąć się z kolan mężczyzny, lecz ten mu na to nie pozwolił – Już sam wzrok mnie przeraża. Nie jestem chyba zaproszony na obiad w roli dania, prawda?

- Jakbyś zgadł – zaśmiał się Dante, muskając dłonią policzek chłopaka – Ostatnio zbyt często się nie widywaliśmy, a o roku rozłąki nie wspomnę, do tego dochodzą dwa tygodnie koloni i miesiąc mojej misji. Kiedy jesteśmy w domu, więcej uwagi poświęcasz dzieciakom niż mnie, a ja z reguły oddaję się pracy. Podsumowując, musimy nadrobić stracony czas.

- I, że niby chcesz zacząć już teraz? – Zauważył Piotrek, próbując się wykręcić – Ale ja jestem cały spocony po chorobie i śmierdzę.

- Nie przeszkadza mi twój zapach – mruknął Dante, powoli dobierając się do chłopaka – Po wszystkim weźmiemy wspólną kąpiel.

- Przestań, proszę – jęknął chłopak przymrużając oczy – co jeśli ktoś tu wejdzie?

- Jesteśmy tu tylko my dwaj – szepnął mu do ucha mężczyzna, jednocześnie je przygryzając – Dzieci są z Rose, więc nic im nie grozi, a my mamy cały dom dla siebie. Jeśli będziesz chciał zmienić otoczenie, to jest tu mnóstwo różnych pokoi.

- Czy ty się aby zanadto nie rozpędzasz? – Starał się przystopować mężczyznę, jednak nie dał rady – Nie przesądzaj z góry, czego będę chciał. Wiesz, że tego nie lubię.

- Wiem, ale obiecałeś, że pozwolisz mi zrobić ze sobą wszystko – oznajmił Dante, nie przestając bawić się ciałem chłopaka – Nie uciekaj.

- Nie uciekam, ale jestem brudny – tłumaczył się Piotrek – Nie brzydzi cię to?

- W ogóle, jeśli to ty – rzucił Dante całując czoło Piotrka – Pozwól, że cię wyczyszczę.

- Hej, przestań – zaśmiał się Piotrek, kiedy mężczyzna polizał jego szyję – To łaskocze.

- Myślę, że czas zmienić lokalizację – powiadomił chłopaka, a następnie poderwał się z fotela wraz z nim. Piotrek w pierwszej chwili się przestraszył i mocniej wtulił w mężczyznę, jednak kiedy doszło do niego, że Dante niesie go w stronę drugiego pokoju chciał się uwolnić – Nie rzucaj się tak, bo naprawdę cię puszczę i zniszczymy atmosferę.

- Chodzi o to, że sam mogę iść – zaprotestował chłopak – Nie musisz mnie nieść, jak dziewczynę.

- Już cię puszczam – uśmiechnął się Dante, po czym rzucił protestującego na łóżko – A teraz zaczniemy miłą zabawę.

- A nie moglibyśmy po prostu położyć się spać? – Próbował negocjować Piotrek – Jesteś zmęczony i do tego przerwałem ci drzemkę.

- Zmęczony to jestem czekaniem – odpowiedział Dante, ściągając z chłopaka koszulkę – A spać położymy się po wszystkim. Przestań się opierać i zacznij współpracować.

- Sorry, ale gdy pomyślę, że konsekwencją, jak to nazywasz „zabawy” będzie trudność w poruszaniu się… Nie chcę być zależny. – Zaczął wyjaśniać chłopak, kurczowo przy tym trzymając krawędzie spodni wokół pasa. Przez to mężczyzna miał trudności ze ściągnięciem mu ich, ale po chwili dopiął swego i Piotrek leżał przed nim zupełnie nagi. – Cholera.

- Wyrażaj się poprawnie, bo tylko psujesz nastrój – Pouczył go Dante jedną ręką przytrzymując obie ręce nad jego głową. Chłopak się wił, próbując w ten sposób uwolnić, ale to nic nie dawało. – Nie wierć się tak, bo naprawdę cię zwiążę, a tego nie chcę. Będę delikatny, więc się nie bój i uspokój.

Piotrek zdębiał na chwilę jednocześnie rozważając słowa mężczyzny, który w tej samej chwili zaczął działać wolną ręką. Kilka pocałunków skłoniła chłopaka do kapitulacji i podjęcia współpracy. Dante odpowiednio go przygotował coraz bardziej podniecony posapywaniem zielonookiego.

- Niezależnie jak bardzo cię przygotuję, ty zawsze płaczesz – zauważył cicho z wyrzutem – Aż tak bardzo nie lubisz tego robić?

- Nie o to chodzi – wychlipał chłopak zakrywając twarz dłońmi – Po prostu to boli. Z drugiej jednak strony dotyk twojej skóry, zapach, ciepły oddech na moim ciele i pocałunki doprowadzają mnie do szaleństwa.

- A jednak podoba ci się – zaśmiał się Dante kontynuując – Cieszy mnie to, dlatego nie będę się powstrzymywać i dam z siebie wszystko. Pokażę ci, jak bardzo cię kocham swoim ciałem. Będę to robił, aż w końcu zrozumiesz siłę mojego uczucia.

- Jak mam to rozumieć? – Wystraszył się chłopak – Skąd będziesz wiedział, że zrozumiałem?

- Kiedy zaczniesz pożądać mnie tak bardzo, jak ja ciebie – wytłumaczył mężczyzna całując czoło zdziwionego chłopaka – Do tego czasu nie pozwolę ci ode mnie uciec, bo postanowiłem mieć cię zawsze w pobliżu.

- Nie buduj dla mnie diamentowej klatki – jęknął Piotrek, obdarzając mężczyznę smutnym spojrzeniem – Wiem, że się o mnie martwisz i chcesz mnie chronić, ale nie ograniczaj mojej wolności. Chcę być wolny. Już i tak nie potrafię bez ciebie żyć, nawet gdy ucieknę to wiedz, że zawsze wrócę. Jak bumerang.

- Bumerang mówisz – zaśmiał się Dante – ciekawe porównanie.

Na tym skończyła się ich rozmowa. Długo się jeszcze gimnastykowali w łóżku, aż w końcu zmęczeni padli i zasnęli.

Świtało, kiedy Dante otworzył oczy. Tuż przed nim leżał skulony w kłębek kasztanowłosy chłopak cicho posapując przez sen. Mężczyzna uśmiechnął się tylko i przejechał delikatnie opuszkami palców po nagim ciele śpiącego. W zamyśleniu wpatrywał się w spokojną twarz chłopaka, kiedy ten zaczął się powoli wybudzać.

- Dzień dobry – powitał go mężczyzna całując w czoło – Jak się czujesz?

- Ni jak – ziewnął Piotrek lekko krzywiąc się z bólu – Zobaczymy, jak przyjdzie czas wstać. Pokażesz gdzie jest łazienka?

- Nawet cię tam zaniosę – uśmiechnął się w odpowiedzi Dante – Ale przed tym runda druga?

- Mogłem przewidzieć, że nie poprzestaniesz na jednym razie – westchnął chłopak z rezygnacją – Rób co chcesz, ale nie przesadź, ok.?

- Ok. – Zaśmiał się ucieszony Dante – W takim razie wezmę się od razu do rzeczy.

Rozsunął pośladki chłopaka i wszedł w niego, zaspokajając tym samym siebie. Piotrek kurczowo chwytał się posłania, dzielnie znosząc niemiły ból od pasa w dół. Przez rok przerwy, jego ciało odzwyczaiło się od zabaw tego typu, dlatego teraz cierpiał przy każdym ruchu partnera. Kiedy Dante skończył, ostrożnie wziął obolałego chłopaka i zaniósł do łazienki, gdzie wspólnie wzięli kąpiel.

- Co to w ogóle jest za dom? – Spytał w pewnym momencie chłopak, kiedy wrócili do biblioteczki – Nie kojarzę rozmieszczenia pomieszczeń, czyli to nie dom przy akademii.

- Prawidłowa dedukcja – uśmiechnął się mężczyzna – To jeden z moich domów przechodnich. Ten akurat znajduje się w Kanadzie.

- Kanada? – Zamyślił się Piotrek – A jak daleko stąd do Toronto?

- Wiem o co ci chodzi – zaśmiał się Dante, patrząc na zawiniętego w koc chłopaka – Już ją zawiadomiłem o naszej jutrzejszej wizycie.

- Co zrobiłeś?! – Zdziwił się Piotrek podnosząc na mężczyznę wzrok – Kiedy?

- Jak spałeś – odpowiedział mu Dante – Widok twojej spokojnej twarzy natchnął mnie do tego.

- A główny powód – nie wierzył mężczyźnie chłopak – Bo to, co teraz powiedziałeś nie pasuje do schematu twoich działań. Ty raczej starasz się zapewnić sobie alibi i święty spokój.

- „Trafiony zatopiony”, jeśli mogę posłużyć się terminologią z gry zwanej „statki” – odrzekł Dante ze stoickim spokojem – Nicole nalegała bym się z nią skontaktował, kiedy cię znajdę. Gdybym tego nie zrobił, wierciłaby mi dziurę w brzuchu pytając dlaczego?

- Jakież to uciążliwe słówko – zachichotał Piotrek w rozbawieniu – „Dlaczego?” Pytanie, które można zadać w nieograniczonej liczbie posunięć podczas dyskusji. Mnie cały czas plącze się ono w umyśle, męcząc jednocześnie, bo w mojej sytuacji nie powinienem pytać. Ciekawość bywa czasem niebezpieczna, choć zarazem i pożyteczna.

- Ta, niewygodne słowo – zgodził się mężczyzna – Komplikuje tylko sprawy. Pamiętam, że często zadawałeś mi to pytanie.

- A dziwisz mi się? – Odpowiedział Piotrek nieco ożywiony – W ogóle cię nie znałem, a ty wyczyniałeś ze mną dość nieprzyzwoite rzeczy. Człowiek przywiązany do łóżka może się bronić jedynie słownie i pytaniami odwlekać nieuniknione.

- Myślę, że to, co teraz powiem, wywoła u ciebie kolejną falę pytań w głowie – oświadczył Dante składając ręce w piramidkę, tym samym skupił na sobie całą uwagę chłopaka – W akademii tym razem spędzimy o wiele więcej czasu razem. Będę cię osobiście szkolił, co wymaga tego, byśmy mieli wspólną sypialnię w dormitorium. Oprócz tego będziesz normalnie uczestniczył w reszcie zajęć.

- Dlaczego? – Spytał spokojnym głosem Piotrek pomimo doznanego szoku – Z tego co mówisz, nie będę miał prawie w ogóle wolnego czasu, a jak dodam jeszcze bliźniaki i Kamila. Cholera! Zero czasu dla siebie samego? To jakiś żart?

- Nie, to nie jest żart – poinformował go Dante nieco poważniejszym tonem – Dasz radę, a jeśli przyłożysz się do zajęć i nie będziesz kombinował zanadto, jak ostatnio, to zostaniesz wynagrodzony wolnym czasem. Przemyśl to.

- Tak zrobię – mruknął Piotrek z dąsem. Ze złości zapomniał o bólu i gwałtownie wstał z fotela, niemal że od razu runął na podłogę. – Cholera!

- Złość piękności szkodzi – rzucił Dante podnosząc z podłogi chłopaka i zanosząc go do łóżka – Myślę, że powinieneś się przespać.

- I mówi to ktoś, kogo powieki trzymają się na zapałkach – dogryzł mężczyźnie zrzędząc, jednak Dante odpowiadając na tę ripostę, klepnął chłopaka w tyłek – To boli!

- Sam jesteś sobie winny – usprawiedliwił się mężczyzna wzdychając – Prowokujesz mnie tymi dziecinnymi docinkami.

- Ja jedynie stwierdziłem fakty – mruknął Piotrek zakrywając się kocem – Chciałem przez to powiedzieć, że też powinieneś się przespać.

- Nie musisz się od razu obrażać – zarzucił mu Dante opadając z rezygnacją na łóżko obok chłopaka – Ale przyznaję, że jestem trochę zmęczony.

Piotrek odwrócił się w stronę mężczyzny, który pogrążył się we śnie. Uśmiechnął się tylko i powoli przykrył go kocem, po czym sam zasnął.

6 komentarzy:

  1. No w końcu! Czyli w końcu chłopaki znaleźl dla siebie czas! Wkurza mnie nieco bierność Piotra w łóżku. Teksty "rób co chcesz, tylko nie przesadź" nie są zbyt romantycze. Czekam na to kiedy to Piotrek zacznie się dobierać do Dantego.. Dlatego się zastanawiam kiedy to nastąpi i czy.
    Dziękuję za pyszny rozdział i daj
    mi więcej!
    P.S - jak robisz te długie myślniki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedź brzmi "tak", ale wszystko w swoim czasie :) Piotrek dopiero się oswaja, Wiem, że długo mu to zajmuje, ale pokaże jeszcze na co go stać.
      A myślniki robią mi się automatycznie w Wordzie po zastosowaniu [spacja] - [spacja].
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Już zaczynalam tęsknić za Piotrem, Dantem i dzieciakami. Pobyt w szpitalu powoduje, że nie mam najlepszego humoru, więc opowiadania pomagają przetrwać ten ciężki czas.
    Pozdrawiam i czekam na dalsze rozdziały.
    Isia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    ocho Edward i Zygfryd w tym samym pociągu... czy oni muszą wszędzie załatwiać takie sprawy, w ten sposób to się upewnili, że to Piotr, wraca do szkoły i już nie może ukrywać geniuszu, cziekawe czy gupy będątakie same no i Kamil też się będzie uczył, wiedział žeto wuj, Kacper przeżył a szkoda, czemu raz Piotrek nie może wygrać, Dante jakoś to nie zareagował na słowa o Edwardzie i Zygfrydzie, och indywidualne lekcje, jak się okazuje są w Kanadzie, i spotka się z Nicole, ale czt ona nie powinna być już w szkole jak mieli wrócić wszyscy? i niech Piotr nie ukrywa talentu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniały rozdział, Edward i Zygfryd w tym samym pociągu, ciekawie... ech czy oni muszą załatwiać takie sprawy, upewnili się, że to Piotr, wraca do szkoły i już nie może ukrywać swojego geniuszu, gupy będą takie same jak poprzednio? Kacper przeżył a szkoda... czemu to chociaż raz Piotrek nie może wygrać, Dante jakoś to nie zareagował na słowa o Edwardzie i Zygfrydzie, och indywidualne lekcje, jak się okazuje są w Kanadzie, i spotka się z Nicole, ale czy ona nie powinna być już w szkole jak mieli wrócić wszyscy?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspaniale, i znów pech... Edward i Zygfryd w tym samym pociągu, ciekawie... upewnili się teraz, że to Piotr, okazuje się, że wraca do szkoły i tym razem nie może ukrywać swojego geniuszu... zastanawiam się czy gupy będą takie same jak poprzednio? czemu to chociaż raz Piotrek nie może wygrać?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń