Niestety ten rozdział także okazał się być zbyt długi, dlatego zmuszona byłam go rozbić na części. Zachęcam do komentowania :)
Sesja zbliżała się
wielkimi krokami i przez ostatnie trzy noce ślęczał nad pisaniem kilku
zaległych prac zaliczeniowych. Teraz wystarczyło je tylko zanieść. Ukradkiem
przewijał się przez hol i korytarze wydziału. Minął jedynie weekend od potyczki
z Edwardem, a mówiąc szczerze, twarz Piotra była nieźle pokiereszowana po tym
rodzinnym spotkaniu. Jacek niechętnie zgodził się na jego wyjście do szkoły,
ale argument w postaci pliku wydruków prac pisemnych poskutkowały. Niestety
rany i stłuczenia na twarzy sprawiały niemały ból przy mówieniu, a co dopiero
wizualny. Na zwieńczenie tego dnia, czekało go jeszcze kolokwium z jednych
ćwiczeń.
Powoli zaszył się
w jednym z tylnych kątów auli. Dotychczas zasłaniał twarz daszkiem z czapki, ale
na zajęcia musiał ją zdjąć. Wykładowca rozdał testy i wszyscy narzekając na
trudne pytania zaczęli go rozwiązywać. Piotrek westchnął cicho szybko wpisując
odpowiedzi. Nie minęło dziesięć minut, kiedy oddał kartkę z wypełnionym testem.
- Co?! Już? –
Zdziwił się wykładowca widząc przed nosem skończony test. Spojrzał na Piotrka
i sapnął ze zrozumieniem. – Ach, to pan, panie Czarnecki.
- Mogę już iść? –
Spytał chłopak chcąc jak najszybciej opuścić salę. – Czy jeszcze coś trzeba
zrobić?
- Może pan iść –
zgodził się profesor – Wyniki będą w okolicach piątku wywieszone na drzwiach mojego
gabinetu.
- Zrozumiałem i dziękuję
– odparł Piotr kierując się ku wyjściu – Do widzenia.
Kiedy zamknął za
sobą drzwi, oparł się o nie i odetchnął z ulgą. Te wszystkie spojrzenia sprawiały,
że czuł się jak zwierzę w zoo. Wyjął komórkę i napisał sms-a do Jacka. Jednym z
warunków wypuszczenia go z domu było przywiezienie pod budynek i odbiór spod
wydziału. Ostrożnie kuśtykał do głównego wyjścia co jakiś czas się rozglądając,
czy nikt za nim nie idzie. Obawiał się Edwarda, wtedy tak łatwo porwał go z
miejsca publicznego nie licząc się z niczym. Był już tuż przy drzwiach
wyjściowych, kiedy drogę zagrodził mu Duch.
- Czy czasem nie
masz zajęć? – Spytał badawczo patrząc na Piotra. – Pytałem o coś i zdejmij tę
czapkę, kiedy ze mną rozmawiasz.
- Napisałem test,
więc mogłem opuścić salę – odpowiedział cicho chłopak zdejmując przy tym
czapkę – Proszę mi wybaczyć, ale nie czuję się najlepiej i chciałbym jak
najszybciej wrócić do domu.
- Kto cię tak
urządził? – Dociekał profesor nieco zmartwionym tonem. – Widzisz coś w ogóle na
to oko?
- Tak widzę, ale
mówienie sprawia mi ból, więc czy możemy skończyć tę do niczego nie prowadzącą
rozmowę? – Rzucił spokojnie zielonooki chcąc zakończyć konwersację. – Jeśli
musi pan wiedzieć, to tak wygląda człowiek, który próbuje uciec przeszłości, a w
szczególności, kiedy nie chce do niej wrócić.
- O czym ty
pleciesz? – Dziwił się Duch usiłując zatrzymać chłopaka. – Wyjaśnij.
- Co niby miałbym
wyjaśniać? – Piotrek posłał mężczyźnie groźne spojrzenie. – O to niech się pan
zgłosi do Edwarda. Z mojej strony powiem tylko tyle, że Piotr Murdoch nie żyje.
Zginął dekadę temu w pożarze, więc nie wróci i żadne więzy krwi tego nie
zmienią. – Drżał na samo wspomnienie Edwarda. Na chwilę przymknął oczy, tym
samym się uspokajając. – Ach, zapomniałbym. Tyle się wydarzyło, ale muszę pana
poinformować o mojej decyzji. Wraz z końcem tego roku akademickiego odchodzę z
uczelni.
- Co?! – Duch
raptownie pobladł. – Nie możesz. Jesteś najlepszym studentem, dlaczego?
- Sam tego nie
rozumiem, ale w obecnej chwili tylko to mi przychodzi do głowy – westchnął
Piotrek smutnym głosem – Najprawdopodobniej opuszczę też ten kraj.
- Czemu posuwasz
się tak daleko? – Pytał nie dowierzając mężczyzna. – Co cię do tego skłoniło?
- Nie co, lecz kto
– zaśmiał się gorzko chłopak – Powód jest bardzo banalny, po prostu chcę mieć
święty spokój i nie słyszeć o świetnym rodzie Murdochów, z którego szponów
ciężko się wyrwać. Nie sądzi pan, że to mała cena za wolność? A teraz przepraszam
i żegnam.
Opuścił wydział z
niemałą ulgą. Obawiał się tej rozmowy, ale po wszystkim okazało się, że nie należała
ona do najcięższych jakie przeprowadził w życiu. To był jego ostatni miesiąc na
tej uczelni i chciał przeżyć go jak najlepiej. Wyszedł przed budynek
szkoły, a w chwili kiedy to zrobił, zaślepiły go promienie słońca. Jacka jeszcze
nie było, więc westchnął przeciągle i usiadł na pobliskiej ławce. Oparł się o
oparcie i odchylił głowę do tyłu przymykając przy tym oczy. Starał się raz jeszcze zebrać myśli, ale jakoś mu nie wyszło. Ponownie westchnął zmęczony panującym
upałem.
- Beznadzieja –
sapnął znudzony czekaniem, gdy nagle poczuł jak ktoś siada obok na ławce.
Otworzył jedno oko i zerknął zezem w bok. – Co jest?
- Wszystko już
widziałem – dobiegł go znajomy głos – ale, żeby obity Czarnecki opalał się
w cieniu? Gdzież się tak urządził nie chodząc na imprezy?
- Nie naśmiewaj
się z cudzego nieszczęścia – westchnął znudzonym głosem Piotrek – W odróżnieniu od ciebie, wielkiego modela, nie mam szczęścia w życiu.
- To co? Zdradzisz
mi swój mały sekret? – Dopytywał siedzący obok brunet. – Kto ci tak obił facjatę
i w ogóle sprał na kwaśne jabłuszko?
- Po co ci ta
wiedza? – Piotrek podniósł się do pionu. – Wiesz, że ciekawość to pierwszy
stopień do piekła?
- Powiedział
racjonalista do ateisty – zripostował Paweł – Ponoć, kto pyta nie błądzi.
- Od kiedy to
ciągnie cię do jakiejkolwiek wiedzy? – Spytał kasztanowłosy ze złośliwym
uśmieszkiem. – Zawsze unikałeś tego typu spraw.
- Od kiedy widzę,
że mój kumpel wyglądem przypomina stłuczoną śliwkę – oburzył się Paweł – Stary,
wyglądasz jakbyś wpadł pod ciężarówkę! Nie wymiguj się od odpowiedzi, bo nie
odpuszczę.
- Skoro musisz
wiedzieć – poddał się Piotrek nie mając ochoty na dalszą kłótnię z kolegą –
Miałem małe rodzinne spotkanie.
- No, nie gadaj?!
– Zdziwił się brunet. – Przecież twierdziłeś, że nie masz rodziny.
- Widocznie tylko
ja mam takie mniemanie – westchnął zielonooki zmęczonym głosem – Kojarzysz tego
blond gościa z domu Kaśki?
- Tego dziwaka co
przywarł do naszej dwójki jak przylepa? – Upewniał się Paweł. – No, trudno go
nie kojarzyć.
- To wyobraź
sobie, że to mój przyszywany, starszy brat – rzucił od niechcenia Piotrek –
Jakiś czas temu zwiałem od niego i miałem spokój na kilka lat, ale niestety
teraz mnie znalazł. To trochę komplikuje sprawę.
- Nie mów mi, że
to on cię tak urządził? – Dociekał brunet nie dowierzając słowom kolegi. – Niby
kiedy i gdzie?
- A to dość
zabawne – zaśmiał się ironicznie Piotrek krzywiąc przy tym z bólu – Wyobraź
sobie, że porwał mnie spod wydziału i zabrał do domu Kaśki. Podczas kiedy wy
się świetnie bawiliście nad jeziorkiem, ja byłem katowany przez Edwarda w
pokoju muzycznym.
- Co?! – Zszokował
się Paweł. – Kawał skurwysyna, nie wiedziałem! Sorry, gdybym tylko wiedział.
- To co byś
zrobił? – Spytał z wyrzutem zielonooki. – Na twoim miejscu baczyłbym na swoje
bezpieczeństwo. Wtedy widział cię razem ze mną. Już sam fakt, że mnie znasz
wrzuca cię na listę do odstrzału. Nie waż się go lekceważyć, bo potrafi być
niebezpieczny.
- Co masz na
myśli? – Wystraszył się lekko brunet. – Nie strasz mnie, chyba nie jest, aż tak
źle?
- Lepiej, żebyś za
wiele nie usłyszał. – Odparł łagodnie Piotrek chcąc załagodzić sytuację. –
Czasem niewiedza działa na twoją obronę. Po prostu chciałem cię ostrzec. Unikaj
go proszę, a najlepiej by było najszybciej wrócić do Stanów.
- Spoko wodza –
zaśmiał się Paweł – To trochę dziwne, co mi powiedziałeś, ale i bez tego
wyjeżdżam za tydzień. Chciałem cię zaprosić na małą pożegnalną imprezkę w
sobotę. Odmowy nie przyjmuję.
- Ciężko będzie,
ale przyjdę – zgodził się Piotrek nieco wyluzowany – Powiedz tylko miejsce i
czas.
- To luźne
spotkanie w Molotovie – poinformował brunet wstając z ławki – zaczynamy o
szesnastej. Nie zapomnij.
- Ta – zaśmiał się
zielonooki żegnając odchodzącego kolegę – nie zapomnę.
* * *
*
*
Leżał półprzytomny na podłodze i jedyne czego pragnął w tym momencie, to święty spokój i choć jeden łyk wody. Jakby z oddali słyszał, że ktoś woła jego imię. Powoli otwierał oczy, by sprawdzić kim ten ktoś jest.
- Chris, Chris! – Wołał blondyn w okularach delikatnie unosząc jego głowę – Ocknij się dzieciaku.
- Kogo nazywasz
dzieciakiem? – Wyszeptał z niemałym wysiłkiem chłopak – Robert. Wody.
- Czemu wciąż
walczysz z Edwardem? – Dociekał Robert podając Chrisowi wodę w butelce. – Wiesz,
jak bardzo nienawidzi sprzeciwu. Dla swojego dobra powinieneś się poddać.
- I stać się takim
przydupasem jak ty? – Zarzucił bratu chłopak ledwie słyszalnym głosem. – Nie,
dzięki.
- Dlaczego
wypuściłeś Piotra? – Pytał dalej Robert – Znów byśmy byli jedną rodziną.
- Nie mów mi, że
wierzysz w te mrzonki Edwarda? – Zakpił Chris jednocześnie posyłając bratu
lodowate, błękitne spojrzenie. – Nie chcę, by Piotruś ponownie stał się zabawką
Edwarda. Zrozum, że sielanka naszego dzieciństwa już dawno przestała istnieć, a
powrót Piotrka nic nie zmieni.
- Już dawno
zrozumiałem zamiary Edwarda – westchnął w przygnębieniu Robert – To dlatego
stałem się jego pionkiem. Dopóki myśli, że jestem po jego stronie, w pewien
sposób mogę was chronić. Niestety nie udało mi się ocalić Sary. Choć nakazałem
uciekać jej z domu, ona zbytnio zwlekała z decyzją. – Zamyślił się i przez
chwilę patrząc w dal milczał. Podniósł Chrisa i powoli zaprowadził go do łóżka.
– Miałem mały układ z Sarą. Ja zapewniałem ochronę tobie, a ona Piotrkowi.
Edward od dziecka miał despotyczny charakter, ale w przeszłości nasza piątka
była dość mocno zżyta. Niestety działania ojca obudziły w naszym najstarszym
bracie tę mroczną stronę. Nie rozumiem tego do dziś, ale rodzice za wszelką
cenę chcieli osłabić nasze więzi. Edwarda wysłali do Francji, mnie do Stanów, a
ciebie do Anglii. Sara przez to, że miała zawarty mariaż z Tobiaszem została w
domu, a Piotrek, sam wiesz jak był traktowany.
- Tak – wspominał
smutnym głosem Chris – Traktowano go jak śmiecia. Za byle co karano głodówką i
trzymano w piwnicy. A to wszystko przez jego wygląd.
- Takie
traktowanie sprawiło, że popełnił jeden błąd – sapnął Robert – Ty zresztą powieliłeś
go tyle, że w innych okolicznościach.
- Co masz na
myśli? – Zdziwił się błękitnooki. – Nie wiem o czym do mnie mówisz.
- Chodzi mi o to,
że Piotrek wyparł się rodu, a zrobił to w wieku siedmiu lat – wyjaśniał Robert
– Ty to zrobiłeś w wieku dojrzewania, jako jeden z przejawów młodzieńczego
buntu. Dla Edwarda, który chciał utrzymać nasze zżycie, to najgorsze co może
być. Od dziecka cenił sobie nasze więzi, ale działania ojca sprawiły, że
wszystko zaczęło się między nami walić. Wydarzeniem, które wywołało u niego
furię, było zniknięcie Piotrka. To, czego tak naprawdę chciał, czyli ochrona
młodszego rodzeństwa, przerodziło się w nadzór nad czymś w rodzaju własności.
On nie zrezygnuje z Piotra, tak samo jest z tobą, czy mną.
- Wybacz, ale czy
mógłbyś przestać go tłumaczyć? – Poprosił Chris z lekkim wyrzutem. – Może mnie
torturować ile wlezie, ale nie pozwolę mu tknąć mojego małego kuzyna.
- A myślisz, że ja
tego chcę!? – Podniósł głos Robert nieco urażony słowami brata. – Dopóki będę
mógł, będę opóźniał poszukiwania Edwarda. Sam nie wydam Piotra, ale też nie
powstrzymam Edwarda, gdy już go znajdzie.
- Wiem, starasz
się być neutralny – zaśmiał się cicho Chris, po czym wskazał na szafkę nocną,
gdzie leżał jego telefon – W komórce mam numer do Piotrka. Proszę zadzwoń i
powiedz mu, że u mnie wszystko w porządku. Szukaj kontaktu o nazwie P.S. A
teraz jakbyś mógł zostawić mnie samego? Okropnie chce mi się spać.
- Obiecuję do
niego zadzwonić – uśmiechnął się Robert wychodząc z pokoju – Miłych snów.
* * *
*
*
Zbliżał się wieczór, kiedy przekroczył próg mieszkania. Po tym, jak Jacek przyjechał go odebrać spod budynku wydziału, pojechali jeszcze załatwić kilka spraw związanych z pracą mężczyzny. Piotrek klapnął niedbale na kanapie i ukradkiem patrzył na współlokatora, który również usiadł, tyle że w swoim fotelu.
- Jeśli chcesz
mnie o coś spytać – zaczął Jacek zmęczony wzrokiem chłopaka – to pytaj zamiast
wbijać we mnie swój wzrok.
- Mogę spytać –
westchnął w zrezygnowaniu Piotrek – ale czy mi odpowiesz?
- Diabeł tkwi w
szczególe, co? – Zaśmiał się Wieczorek rozbawiony ciekawością współlokatora. –
Sęk w tym, że jeśli nie spytasz, nigdy się nie dowiesz.
- W sumie, co mi
szkodzi – rzucił od niechcenia zielonooki łącząc palce dłoni i tworząc
piramidkę skierowaną do dołu – i tak nic na tym nie stracę.
- Jesteś tego
pewien? – Spytał Jacek z błyskiem w oku i cwanym uśmieszkiem. – Bądź realistą. W
tym świecie nie ma nic za darmo, a co najważniejsze, niczego nie możesz być
pewien, chyba że ufasz jedynie sobie. A z doświadczenia wiem, że i to czasem
zawodzi.
- Czasem cię
naprawdę nie rozumiem – sapnął Piotrek mierzwiąc włosy obiema rękami – Jesteś
nieprzewidywalnym osobnikiem.
- Możliwe –
westchnął Jacek w zmęczeniu – Widzisz, nie doszłoby do rozmowy tego typu,
gdybyś odważył się zadać to konkretne pytanie zatruwające twój umysł. Zamiast
tego wolałeś siedzieć i wbijać we mnie swój wzrok. Nie masz rentgena w
oczach, a nawet gdybyś miał, to i tak nie uzyskałbyś odpowiedzi nie zadając
pytania. Tak właśnie wracamy do punktu wyjścia.
- Kiedy tak to
ujmujesz, masz sporo racji – zgodził się Piotrek w zastanowieniu – W takim razie,
powiedz na czym polega twoja praca?
- Jestem zwykłym,
nudnym biznesmenem prowadzącym własną firmę – wyjaśnił w śmiechu Wieczorek
rozluźniając powoli węzeł krawata na szyi – Załatwiam różne sprawy dla swojej
firmy eliminując przy tym stojące na jej drodze problemy. To wszystko.
- Mimo, że
udzieliłeś mi odpowiedzi, mam uczucie jakbyś nie mówił mi całej prawdy – sapnął
Piotrek nieco zaintrygowany, ale zimny wzrok Jacka zmusił go do kapitulacji –
Zresztą nie szkodzi. Powiedziałeś tyle, ile chciałeś, a ja nie powinienem pytać
o twoje życie. Nie należę do grona osób, którym miałbyś mówić tak osobiste
rzeczy.
- Na jakiej
podstawie możesz stawiać takie wnioski? – Zadał pytanie Wieczorek stojąc nad
chłopakiem. – Skąd możesz wiedzieć co o tym myślę?
- Nie wiem,
jedynie stwierdzam fakty – odpowiedział Piotrek podnosząc swój wzrok, jednak
wzdrygnął się widząc przed sobą twarz współlokatora – Jak się tu znalazłeś?
- Podszedłem, kiedy
się tak zamyśliłeś – wyjaśnił od niechcenia Wieczorek, po czym szybkim ruchem
podniósł Piotra do góry i zarzucił sobie na bark – A teraz idziemy się razem
wykapać.
- Co?! – Zdziwił
się chłopak mocno wyrywając i bijąc pięściami w plecy mężczyzny. – Nie
przypominam sobie, bym się na coś takiego godził. Puść mnie.
- Ostrzegałem cię,
że nie ma nic za darmo – zarzucił wyrywającemu się współlokatorowi, który na te
słowa znieruchomiał na moment – Odpowiedziałem ci na pytanie, a w zamian ty
weźmiesz ze mną kąpiel.
- Nie wygłupiaj
się – mamrotał zdębiały Piotrek – To nie ma sensu. My nie możemy…
- Możemy. Wanna
pomieści nas obu – zaśmiał się Jacek – Umyję ci plecki i nie tylko.
- Ej, bez takich
mi tu! – Zawstydził się zielonooki. – Umiem przegrywać, więc się z tobą wykąpię,
ale nic poza tym. Kapujesz?
- Rozumiem –
zachichotał mężczyzna wchodząc z balastem w postaci swojego współlokatora do
łazienki. Tam go postawił na podłodze, a sam odkręcił kran z ciepłą wodą. – Więc
spełnij swój obowiązek jako przegrany i wskakuj do wanny. Może nie dosłownie,
bo jeszcze doprawisz kostkę, ale wiesz w czym rzecz.
- Kumam – jęknął
chłopak zdejmując coraz to kolejną część swojej garderoby. Gdy skończył, wszedł
do wanny gdzie czekał na niego Jacek. Skulił się w drugim końcu spuszczając
wzrok w zawstydzeniu. – Już, zadowolony?
- Nie bardzo – zaoponował mężczyzna, po czym chwycił nogę chłopaka i pociągną w swoją stronę.
Piotrek poleciał do tyłu nurkując pod wodą mocno zszokowany. W tym czasie Jacek
przekręcił go tak, by siedział tyłem do niego. – Teraz jest dobrze.
- Khe, khe –
Kaszlał Piotrek opity wodą z wanny – Co ty? Chciałeś mnie utopić?
- Nie – odparł
Wieczorek w zadowoleniu – chciałem cię tylko odpowiednio ułożyć.
- Że co? – Zdziwił
się chłopak jednocześnie czerwieniąc w zmieszaniu, gdy poczuł bliskość z ciałem
współlokatora. Stan ten jeszcze bardziej się pogłębił, kiedy mężczyzna
pociągnął go do tyłu tak, by oparł się o jego tors. Piotrek poczuł się jak małe
dziecko w kąpieli z ojcem lub starszym bratem, ale szkopuł w tym, że siedzący
za nim gość nie należał do żadnej z tych kategorii. – Czemu akurat tak musimy
siedzieć? To trochę kłopotliwa pozycja.
- Tak sądzisz? –
Spytał Jacek w rozbawieniu. – Mi to jakoś nie przeszkadza, po prostu mam niedosyt
twojej osoby, a przy okazji sprawdzę jak goją się twoje rany, to tyle.
- Aha – rzucił
zawstydzony Piotrek mocno się rumieniąc – W takim razie szybko kończmy tę
kąpiel.
- Nie bój się, nic
ci nie zrobię – uspokajał go Wieczorek – To tylko zwyczajna kąpiel, więc tak to
traktuj.
Po kąpieli wyszli
z wanny. Jacek jako pierwszy ukazując się Piotrkowi w całej okazałości. Chłopak
mimowolnie przyjrzał się plecom mężczyzny, które pokrywały liczne blizny
różnego kalibru. Chciał zadać pytanie, ale w ostatniej chwili ugryzł się w
język. Wieczorek zerknął na wpatrzonego w jego plecy chłopaka, po czym bez
słowa zarzucił na siebie swój szlafrok.
- Wychodź z tej
wody, bo zmarszczysz się jak rodzynka – zaśmiał się wychodząc z łazienki – i
może kiedyś ci opowiem historię każdej z tych blizn, ale na razie nie pora na
rzeczy tego typu.
- Naprawdę?! –
Ożywił się Piotrek przypominając w tym momencie dziecko ciekawe końca jakiejś
bajki. – Naprawdę opowiesz mi o sobie?
- Tak, więc wyjdź
już z tej wanny i nie obawiaj się o swoje tyły – ponaglał Piotra Jacek
opuszczając już pomieszczenie – Dobranoc.
- Ta –
odpowiedział chłopak wychodząc z wanny – Dobrej nocy.
Wyszedł z wanny i
przepasał się ręcznikiem wokół bioder. Stanął przed umywalką i spojrzał na
swoje odbicie w lustrze. Jego oczom ukazał się dość mizerny obraz jego twarzy.
Delikatnie dotknął rozcięć na policzku, skroni i kąciku ust co i rusz sycząc
cicho z bólu. Ostrożnie zjechał dłonią w dół i nacisnął sine miejsce na
podbrzuszu, czynność ta sprawiła, że zgiął się czując lekkie pieczenie.
- Cholera –
przeklął cicho wściekły swoim stanem – Czemu mam takie delikatne ciało?
Zupełnie jak jakaś dziewczyna.
Mokre kosmyki
kasztanowych włosów przylepiały się do jego twarzy i karku. Chwycił jeden z
nich i zmierzył czujnym wzrokiem. Ta krótka chwila wystarczyła, by zdążył
ocenić, iż jego włosy są stanowczo za długie. Od wyjazdu Jolki ich nie ścinał,
a minął już prawie rok. Z reguły nie ufał fryzjerom, zaś jedyną osobą, którą
dopuszczał do siebie z nożyczkami była właśnie w Stanach. Wyszedł z łazienki na
poszukiwanie nożyczek, ale jak na złość nie mógł ich znaleźć.
- Jasny gwint! –
Wrzasnął, gdy uderzył palcem stopy o próg łączący kuchnię z salonem. – To chyba
jakieś żarty.
W ostateczności
nie znalazł nożyczek, więc wyjął z szuflady kredensu ostry nóż do mięsa.
Pokuśtykał do łazienki i zaczął swą rzeź stając przy umywalce. Chwycił jeden z
kosmyków i precyzyjnym pociągnięciem noża skrócił go o połowę, niestety zaciął
się przy tym w jeden z palców. Nóż wypadł mu z dłoni z hukiem wpadając do
zlewu, a tuż za nim leciały drobne kropelki krwi. Z niedowierzaniem
patrzył na swój żałosny widok, aż w złości przegryzł dolną wargę. Odkręcił kran
i obmył ranę, która oczywiście nie chciała przestać krwawić. W panice
wpatrywał się w palec, aż w końcu coś sobie przypomniał. Reakcją na to
wspomnienie był soczysty rumieniec wstydu, ale powtórzył czynności jakie
zastosował ostatnim razem Jacek i włożył krwawiący palec do ust. Metaliczny i
słodko-słony smak wypełnił jego podniebienie.
- Hm, to tak smakuje moja krew – pomyślał
automatycznie wpatrzony w lustrzane odbicie niewidzącym wzrokiem – Naprawdę jestem żałosny. Nie umiem nawet
skrócić sobie sam włosów.
- Mógłbym wiedzieć
co ty wyrabiasz? – Usłyszał głos współlokatora stojącego w drzwiach łazienki. –
Nawet się nie ubrałeś w pidżamę.
- Nic takiego nie
robię – wystraszył się Piotrek szybko zakrywając zakrwawioną umywalkę, w której
spoczywało narzędzie zbrodni – Takie tam tylko.
- Skoro tak, to
odsuń się od umywalki. – Nakazał spokojnie Jacek mierząc chłopaka badawczym
wzrokiem – Chciałbym umyć zęby.
- Myślałem, że
śpisz – starał się przeciągnąć rozmowę zielonooki, powoli sięgając od tyłu po nóż.
Niestety chwycił nie z tej strony i zaciął drugi palec. – Chole… to znaczy, poczekaj chwilę tylko po sobie posprzątam.
W panice szybko
się odwrócił do umywalki i spłukał krew z jej krawędzi. Pozostało tylko zabrać
nóż i zatamować sączące się rany, ale w momencie kiedy chwytał za ostrze, poczuł silny zacisk na nadgarstku. Tuż za nim stał Jacek i z groźnym
spojrzeniem obserwował stróżki krwi spływające po jego palcach. Bez słowa
chwycił drugą rękę Piotra i spłukał z niej krew. Następnie zatamował rany.
Kiedy skończył, w milczeniu przyglądał się zawstydzonemu chłopakowi.
- Powiedz, co masz
powiedzieć – wybuchł Piotrek nie wytrzymując napięcia spowodowanego świdrującym
go wzrokiem mężczyzny – i miejmy to już za sobą.
- Coś ty sobie
wyobrażał bawiąc się tym nożem? – Spytał spokojnym głosem Jacek. – Co ty,
dziecko?
- Zgoda. Wygląda
to jak wygląda, ale że zaraz dziecko?! – Oburzył się zielonooki w głównej
mierze wściekły na siebie samego za stworzenie tak żenującej sytuacji. –
Próbowałem coś ze sobą zrobić, ale nie jestem dobry w tych rzeczach. Dotychczas
robiła to za mnie Jolka, a ja myśląc że zawsze będzie w pobliżu nie
widziałem powodu by coś robić w tym kierunku. A tak w ogóle, to nie twój interes
co ze sobą robię…
- I tu się mylisz!
– Zarzucił mu Wieczorek nieco poirytowany dziecinnym zachowaniem współlokatora. – Od kiedy mieszkasz pod moim dachem, wszystko co robisz ma dla mnie znaczenie,
czyli dotyczy i mnie.
- Dobra, sorry –
przepraszał zielonooki w skrusze – Moja wina. Więcej już tego nie zrobię.
- Nie tak szybko –
zatrzymał go Jacek – Nigdzie nie pójdziesz dopóki nie wyjaśnisz mi co
próbowałeś zrobić z tym nożem. I radzę ci się nie wykręcać od odpowiedzi, bo
nie chcesz bym zrobił się naprawdę wściekły, a mało mi to tego stanu brakuje.
- Bo ja tego –
Piotrkowi zaczął plątać się język. Wiedział, że mężczyzna nie żartuje. Tym
bardziej się denerwował im częściej napotykał jego groźne spojrzenie. –
Chciałem no tego, ściąć sobie włosy, ale nie mogłem znaleźć nożyczek.
Pomyślałem więc, że skoro noże są ostre, to może nimi by tak spróbować to
zrobić.
- Ponoć stoi
przede mną geniusz – westchnął w zrezygnowaniu Jacek – A nie przyszło ci do tej
twojej główki, by poprosić o pomoc? Mogłeś choćby spytać gdzie są nożyczki.
- Myślałem, że
śpisz – tłumaczył się Piotrek purpurowy na twarzy ze wstydu – Nie chciałem ci
przeszkadzać.
- Wyobraź sobie,
że nie spałem – odparł zmęczony Jacek – A nawet gdyby, to mogłeś mnie obudzić,
więc na przyszłość o tym pamiętaj.
- Yhm – pokiwał
głową Piotrek – zapamiętam.
Zielonooki wycofał
się trochę i odwróciwszy się ruszył w kierunku wyjścia z łazienki. Przy samych
drzwiach minął go Jacek wbiegając po schodach na górę, a stamtąd wychylił się
przez poręcz do Piotrka z zapytaniem:
- Mógłbyś zaczekać
na mnie w swojej sypialni? I lepiej ubierz coś na siebie, bo zmarzniesz. – Po
tych słowach Jacek zniknął Piotrowi z pola widzenia. Chłopak niespiesznie
wdrapał się na górę po schodach i ruszył do swojej sypialni. Ledwo zdążył
nałożyć spodenki do spania, kiedy do pokoju wszedł jego współlokator.
- Hej! – Zawołał
ściszonym głosem chłopak nieco zaskoczony. – Mógłbyś pukać nim wejdziesz.
- Przecież cię
uprzedzałem, że przyjdę – Zbył go Jacek siadając przy biurku. W ręku trzymał
nożyczki. – To co? Zaczynamy?
- Zaczynamy co? –
Spytał z niedowierzaniem Piotrek. – I po co ci te nożyczki?
- Domyśl się
geniuszu – zadrwił zirytowany mężczyzna – Wolę sam cię ostrzyc, bo ty raczej
prędzej stracisz palce u rąk, niż zetniesz włosy.
- Ale… – zaczął
Piotrek mocno się wahając. Jak dotąd to Jolka ścinała mu włosy, bo nie ufał nieznajomym.
Trauma z dzieciństwa, gdy ścinała go pani Murdoch będąca w złym humorze, nie
pozwalała mu o sobie zapomnieć. Do tego dochodziły jeszcze dwa złe
doświadczenia w salonach fryzjerskich o niemiłej obsłudze. Ale Jacka już trochę
znał i nawet więcej niż lubił. Może tym razem powinien zaryzykować? – Znasz się
trochę na tym?
- Ba, nawet i
więcej – zaśmiał się mężczyzna rozbawiony konsternacją chłopaka – Nie bój się,
nie zrobię ci krzywdy. No, męska decyzja.
- Hm, nie jestem
pewny – zamyślił się Piotr coraz mniej się wahając – Zgoda.
- No, wreszcie –
sapnął Jacek z ulgą – Siadaj i mów, jak mam cię ściąć.
- Krótko? – Rzucił
niepewnie Piotrek siadając na zajmowanym wcześniej przez Jacka krześle. – Tak by
nie były, ani za długie, ani za krótkie. Chodzi o to, by nie można było za nie
złapać.
- Rozumiem –
westchnął mężczyzna, po czym zabrał się do dzieła. Po niecałych dziesięciu
minutach skończył. – O to ci chodziło?
- Co, już? –
Zdziwił się chłopak wstając z krzesła. Od razu ruszył do łazienki przejrzeć się
w lustrze. Przeczesał włosy palcami i z zadowoleniem spojrzał na swoje odbicie,
bo miał fryzurę taką, o jaką mu chodziło. – Idealnie, dzięki.
- Nie ma za co –
Wieczorek skłonił się w zabawny sposób – Dziękuję za wybór moich usług.
- Może kiedyś
jeszcze skorzystam – uśmiechnął się Piotrek wdzięczny za pomoc – Gdzie
nauczyłeś się takiego fachu pracując jako biznesmen?
- Jako młodzik
chwytałem się wielu branż. – Wyjaśnił Jacek lekko ziewając. – Ale nie czas na
pogaduchy. Sprzątnę i wracam do siebie.
- W ramach
podziękowania posprzątam ja – oświadczył Piotrek schylając się po zmiotkę – Ty
możesz już iść spać.
- W sumie, wolałbym
jakiś prezent, ale dobrze – zaśmiał się zmęczony Jacek. W momencie gdy odwrócił
się zamknąć drzwi, Piotrek podszedł i nieśmiało go pocałował. – A to za co?
- To prezent w
ramach podziękowania – wymamrotał zawstydzony chłopak – Dobranoc.
- W takim razie,
chciałbym jeszcze dostać buziaka na dobranoc – zaproponował Wieczorek –
Zgodzisz się na to?
- Yhm – zgodził
się Piotrek z rumieńcem na policzkach – Dobrze.
Jacek podszedł do
Piotra i lekko uniósł jego podbródek. Chłopak rozchylił nieco usta zapraszając
tym samym do pocałunku. Mężczyzna liznął wargi zielonookiego i przyjmując
zachętę chłopaka przeszedł do czynu. Dotykając ramienia Piotra wyczuł, że pokryte
jest gęsią skórką. Przytulił, więc go mocno, by tym samym nieco się ogrzał. Gdy
zabrakło im tchu, przerwał pocałunek. – Dobranoc. – powiedział cicho cmokając
jeszcze chłopaka w czoło – Załóż koszulkę, bo zmarzłeś i idź spać.
- Martwisz się o
mnie?! – Spytał Piotrek w zaskoczeniu. – O mnie?
- To oczywiste –
odparł poważnym tonem Jacek – Kocham cię, więc się martwię.
Przytulił jeszcze przed
wyjściem osłupiałego chłopaka, po czym opuścił pokój. Piotrek z niedowierzaniem
i łupiącym w piersi sercem wpatrywał się w przestrzeń, gdzie jeszcze przed
chwilą stał mężczyzna. Po pewnym czasie zrobił co miał zrobić i położył się do
łóżka. Zasnął.
* * *
*
*
Był środek nocy, kiedy sypialnię Piotra wypełnił dzwonek komórki. Po omacku znalazł telefon i leniwie zaspanym jeszcze głosem odebrał.
- Halo? – Spytał
powolnie chłopak – Kto mówi?
- Czy osobą przy
telefonie jest Piotr Czarnecki? – Usłyszał w odpowiedzi pytanie wypowiedziane
łagodnym, męskim głosem. – Mogę uzyskać szybką odpowiedź?
- Tak, przy
telefonie – odparł zaspany Piotrek – Z kim mam przyjemność?
- Nazywam się
Robert Murdoch – Przedstawił się jegomość w telefonie. – Masz słabą pamięć,
skoro nie poznajesz własnego brata.
- Wiesz, ciężko
się myśli o takiej porze – mruknął chłopak z małym wyrzutem – A poza tym, minęło
kilkanaście lat, gdy cię ostatnim razem widziałem i słyszałem. Nie ma się co
dziwić.
- Rozumiem –
zaśmiał się do słuchawki Robert – Nie mam zbyt wiele czasu na pogaduszki, a
dzwonię jedynie na prośbę Chrisa.
- Chrisa?! –
Zerwał się do siadu Piotrek. – Co z nim? Jak się czuje? Powiedz, że Edward nie
zrobił mu zbyt wielkiej krzywdy!
- Uspokój się –
polecił Robert zdziwiony reakcją chłopaka – Nie myślałem, że tak mocno się
przejmiesz którymś z nas, przecież twierdzisz, że nie należysz do rodziny.
- A co ma piernik
do wiatraka? – Spytał spokojnie Piotr. – Zdania nie zmienię w kwestii należności
do Murdochów, ale nie jestem z kamienia. Pomimo tego co przeżyłem w tej
rodzinie, miewam czasem chwile, gdy za wami tęsknię.
- Cieszy mnie to.
– Przyznał Robert. – A wracając do tematu rozmowy, to Chris ma się dobrze. Jest
nieco poobijany, ale wszystko gra.
- Dzięki Bogu –
odetchnął z ulgą zielonooki – Przeproś go w moim imieniu. Ta cała sytuacja, to
moja wina.
- Słusznie czujesz
się winny – zgodził się z nim Robert – Przez to, że uciekłeś, całą winą
obarczony został Chris. Edward znęcał się nad nim całe trzy dni. Może nie ma
dużych obrażeń na ciele, ale psychicznie został skopany.
- Ja… – Piotrek nie miał zielonego pojęcia co powinien powiedzieć. Poczucie winy
zżerało go od środka. Robert był typem człowieka, który mówił co myślał w danej
chwili. Dlatego Piotr nie miał do niego o to pretensji, jednak jego słowa poruszyły
chłopakowi sumienie. – …to.
- Muszę kończyć,
bo przyjechał Edward – wtrącił Robert wyrywając Piotra z zamyślenia – Pamiętaj
by być czujnym i się nie wychylać za mocno. Żegnam.
- Pa – rzucił
krótko na zakończenie rozmowy, ale odpowiedział mu jedynie sygnał rozłączenia – Ta, mogłem się tego spodziewać. Eh, teraz to już na pewno nie zasnę.
Rzucił telefon na
półkę obok łóżka, a sam runął na pościel. Robert dobrze wiedział, jak rozbudzić
w nim poczucie winy. Odkąd pamiętał zawsze mu się to udawało bezbłędnie. Jego
czujny wzrok spod okularów przyćmiewał swą zimną lazurową barwą. Zupełnie nic
nie umknęło jego uwadze; nawet mimo mozolnym próbom ukrycia pewnych kwestii, ciągle
udawało mu się je odkryć. Z Chrisem nazywali go psem policyjnym, bo potrafił
wywęszyć każdy spisek. Niestety stał się pionkiem Edwarda, który upiął go na
smyczy swoich wpływów. – Eh, mrzonki. – Ziewnął wspominając dawne czasy. – Ta
rodzina nigdy nie była i nie będzie normalną.
Niby na chwilę
zamknął ze zmęczenia oczy, ale nie otworzył ich ponownie zasypiając.
Obudził się nawet wypoczęty. Leniwie zerknął na zegarek, który wskazywał godzinę dwunastą. Jak lany zimną wodą zerwał się z łóżka. Według ustalonego wcześniej plany, od jakiejś godziny powinien być w szkole. Fakt, świat by mu się nie zawalił, ale w kwestiach organizacyjnych na studiach należał do grona swego rodzaju pedantów. Wkładał spodnie skacząc na jednej nodze – oczywiście tej zdrowej – niestety niefortunnie stracił równowagę i runął na podłogę. Zapiął na leżąco guzik i rozporek, po czym na czworaka podszedł do szafy w poszukiwaniu czystej koszulki. Znalazł, ale niestety taką nie nadającą się na wizytę w dziekanacie. Była to czarna koszulka z białym napisem „fuck you”, którą dostał w prezencie od Pawła jakiś czas temu.
- Cholera! – Krzyknął
bijąc się w głowę. – Mogłem zrobić wczoraj pranie! Mam za swoje.
Założył koszulkę
napisem na plecach i zarzucił na to rozpinaną ciemnozieloną bluzę z kapturem. Kiedy
skończył się ubierać, zszedł na dół od razu kierując się do drzwi wyjściowych z
mieszkania. W trakcie nakładania butów dostrzegł przyglądającego się mu
Jacka.
- Co ty
wyczyniasz? – Spytał mężczyzna nieco zdziwionym głosem. – Pomimo chorej nogi
niczym struś pędziwiatr pokonałeś dystans ze swojej sypialni w to miejsce.
- Nie mam czasu –
rzucił szybko Piotrek – Za godzinę zamykają dziekanat, a ja muszę dostarczyć im
swoje dokumenty.
- Masz na myśli
to? – Jacek pokazał mu teczkę, która niedawno leżała na stopniu gdzie siedział. – Co za nie fart, że znalazła się w moich rękach.
- Jakim cudem ją
trzymasz? – Zdziwił się Piotrek nie dowierzając. – Oddaj mi ją, bo się śpieszę.
- Dobrze – zgodził
się mężczyzna, ale w momencie gdy chłopak miał chwycić teczkę, ten cofnął dłoń. – Ale…
- Jakie ale! –
Wrzasnął chłopak w złości. – Przestań pogrywać ze mną w ten sposób! Ja naprawdę
się śpieszę!
- Puszczę cię
dopiero jak zjesz śniadanie – podał warunek Jacek nie przejmując się słowami
Piotra – Jeśli będziesz nadal protestował tracąc w ten sposób czas, nic nie
zyskasz, a jedynie stracisz. Wiesz, że kiedy się na coś uprę, to wszystko inne
spływa po mnie jak po ścianie.
Piotrek stał jak
wryty nie dowierzając. Ścisnął mocno zęby i wściekły ruszył do kuchni. Tam
złapał za suchą bułkę, ugryzł ją i zapił wodą z kranu.
- Zjadłem –
mruknął wściekle – Zadowolony?
- Nie. Miałeś
zjeść śniadanie. – Westchnął rozczarowany Jacek. – Gryz bułki i kranówka?! Nie
bądź śmieszny! Nie wypuszczę cię póki nie zjesz porządnego śniadania.
- Nie jestem
głodny! – Rzucił Piotrek z wyrzutem. – Oddaj mi tę teczkę i z łaski swojej się
odwal od moich nawyków żywieniowych. Moje życie, moja sprawa! A ci nic do tego.
- I tu się kończy
miła konwersacja – sapnął Jacek przewracając chłopaka na podłogę i
unieruchamiając go siadł na nim okrakiem. – Myślisz, że z kim rozmawiasz!
Jesteś słaby!
- Nie jestem! –
Zaprzeczył chłopak. – Nie jestem słaby!
- Czyżby? –
Zaśmiał się Wieczorek w złośliwym uśmieszku. – W takim razie spróbuj się
uwolnić, jeśli potrafisz.
Piotrek
bezskutecznie wił się jak wąż i prężył swoje mięśnie z całej mocy próbując
wyrwać z uścisku współlokatora, który nawet nie zelżał o milimetr. Po jakichś
dwóch minutach całkowicie opadł z sił ciężko dychając.
- Widzisz? Nie
potrafisz. – Zaczął z triumfem Jacek. – To są skutki nie dbania o siebie, a ty
jesteś w tym mistrzem.
- Możliwe – odparł
Piotrek – Ale to nie znaczy, że musisz się do tego wtrącać.
Wieczorek puścił
chłopaka, który łapiąc za leżącą obok teczkę ruszył w kierunku drzwi
wyjściowych. W chwili, gdy miał już chwycić za klamkę, obraz przed jego oczyma
pociemniał, aż w końcu całkowicie znikł na kilkadziesiąt sekund. To
spowodowało, że zachwiała się jego równowaga i runął na kolana, wcześniej
uderzając o drzwi.
- To jakiś żart? – Pomyślał kasztanowłosy otwierając
oczy i stwierdzając, że siedzi w samochodzie swojego
współlokatora. – Czemu tu jestem?
Z pytającym
wzrokiem spojrzał na siedzącego obok mężczyznę. Jego głowę wypełniał szum i był
nieco skołowany. Trudno mu się myślało i łatwo rozpraszało się jego skupienie.
- Widzę, że się
obudziłeś – powiedział Jacek w lekkim uśmiechu – Widzisz, takie są skutki,
kiedy się olewa śniadania.
- Czemu? – Spytał
Piotrek jednocześnie walcząc z mętlikiem w głowie. – Mówiłeś, że nie wypuścisz
mnie bez śniadania, więc czemu tu jestem?
- Nie wypuściłem
cię – zaśmiał się mężczyzna widząc głupawy wyraz twarzy chłopaka – cały czas
jestem przy tobie, czyli nadal cię trzymam.
- Doprawdy –
westchnął Piotrek – dziwny jesteś.
- To samo można
powiedzieć o tobie – odbił piłeczkę mężczyzna – Dbasz o dobro innych, a nie
swoje.
- Bo nie jestem
ważny. – Odrzekł spokojnie zielonooki przeczesując palcami kasztanową czuprynę. – Moja egzystencja jedynie sprawia problemy. Dla niektórych, a nawet śmiem twierdzić,
że dla wszystkich, byłoby lepiej gdybym się nie narodził.
- Głupiś? – Rzucił
wściekle Jacek dając Piotrowi porządnego prztyczka w czoło. – I ty się
dziwisz, że wtrącam się w twoje życie. Gdybym tego nie robił, już dawno byś się
załamał. Przestań się nad sobą użalać i pogódź ze swoim losem. Nic nie jest
przesądzone. Dążąc do czegoś, walcz o to i zdobywaj na nic nie zważając. Stań
się czasem egoistą, bo święty jak papież nie zajdziesz za daleko w tym świecie.
Czas dorosnąć. Pamiętaj, mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak
kończy. To na tyle moich rad. Przemyśl to proszę.
- Czyli, że sam
muszę znaleźć odpowiedź? – Dopytywał Piotrek. – Sam też muszę stawić temu czoła?
- Tak – przytaknął
mężczyzna – Sam to powiedziałeś, „to twoje życie”.
- Ale to nie jest
takie proste. – Żalił się chłopak. – Bynajmniej w mojej sytuacji. Nie dam rady
zakończyć tego sam. To zbyt trudne.
- W tym momencie,
co masz na myśli? – Dociekał Jacek z czujnym wzrokiem. – Bo mniemam, że nie
chodzi tu o zmianę trybu życia.
- Po części –
zgodził się Piotrek – W tej chwili mam na myśli przeszłość. Sam się z niej nie
wykaraskam. W najlepszym wypadku skończę w trumnie, lepsze to niż niewola.
- Dobra –
westchnął Jacek – Jeśli o to chodzi, masz moje i Jolki wsparcie. Jedynie co musisz
zrobić samodzielnie, to pogodzić się z samym sobą, odkryć przed czym uciekasz i
podjąć odpowiednie środki. Wsparcie masz, potrzebny tylko wkład własny,
rozumiesz?
- O dziwo tak –
przyznał zielonooki w lekkim uśmiechu. Akurat dojechali pod budynek wydziału,
co skłoniło ich do skończenia konwersacji. – Idę, zaraz wrócę.
- Idę z tobą –
odparł Jacek wysiadając z samochodu – To na wypadek, jakbyś nagle miał zemdleć.
- Raczej w to
wątpię – rzucił z westchnieniem chłopak – ale nie mam nic przeciwko towarzystwu.
Może w ten sposób nikt się do mnie nie przyczepi.
Razem ruszyli do
wejścia.
* * *
*
*
Nadeszła sobota. O ósmej rano Piotrek otworzył leniwie zaspane oczy i jeszcze w pidżamie, na którą składały się dresowe spodenki i T-shirt z nadrukiem Spongeboba[1], zszedł do kuchni zrobić śniadanie. Jacek miał ważne spotkanie biznesowe o dziesiątej, dlatego zielonooki postanowił wstać trochę wcześniej. Zaparzył kawę i usmażył omlet, a kiedy skończył, akurat do kuchni wszedł Wieczorek.
- Będę około
północy – poinformował mężczyzna biorąc łyk kawy – Nie czekaj na mnie, tylko
idź spać.
- Kto by chciał na
ciebie czekać – ziewnął Piotrek – Poza tym, też wrócę późno. Idę na imprezę.
- Na twoim miejscu
bym się zastanowił – poradził Jacek – Na imprezach jest alkohol, a ty raczej za
nim nie przepadasz.
- Wiem – westchnął
chłopak – Ale to pożegnanie Pawła i obiecałem mu już, że przyjdę.
- Rób jak uważasz –
umywał ręce mężczyzna – ale potem nie miej do nikogo pretensji.
- Ty wiesz swoje,
a ja swoje – odparł Piotrek wychodząc z kuchni – Lepiej skończyć tę rozmowę. Ja
pozmywam, więc się nie kłopocz i powodzenia w pracy. A teraz idę dalej spać.
- Dzięki – zaśmiał się Jacek machając ręką na pożegnanie wychodzącemu z kuchni współlokatorowi. Przez te kilka miesięcy wspólnego mieszkania zdołał zauważyć, że Piotrek jest zwolennikiem krótkich drzemek. – Miłych snów.
* * * * *
- Cześć! – Powitał
go Paweł z szerokim uśmiechem. – Jednak przyszedłeś!
- To twoja ostatnia
impreza, jakbym mógł nie przyjść – obruszył się Piotrek – To byłoby
niekoleżeńskie, a poza tym obiecałem przecież, że przyjdę i jestem.
- Napijesz się
czegoś? – Spytał brunet wskazując na bar. – Masz spory wybór alkoholi.
- Nie, dzięki. Spasuję
z alkoholem – odmówił Piotrek – Wezmę wodę.
- Spoko – zaśmiał
się Paweł upijając łyk z trzymanej w ręku butelki piwa – Miłej zabawy życzę.
- Dzięki – odparł
Piotrek siadając przy barze – Poproszę wodę z cytryną.
- Ciężki dzień? –
Zapytał mężczyzna za barem przygotowując zamówiony napój. – Proszę woda.
- Dzięki – Piotrek
wziął szklankę z wodą i upił łyk. – Nie jestem częstym bywalcem na imprezach
tego typu.
- Kumam – rzucił
barman polerując jedną z umytych szklanek – Ale chyba miałeś powód by tu
przyjść?
- Tak – zaśmiał
się zielonooki – Mój kumpel wraca za granicę, a to pożegnanie w jego stylu.
- Obgadujesz mnie
z barmanem?! – Piotrek usłyszał zza pleców śmiech Pawła. – Chodź, przenosimy się
na hacjendę Karola. Tam będzie mniejszy tłok.
- Myślałem, że
Karol mieszka w akademiku?! – Zdziwił się Piotrek szybko kończąc swoją wodę. –
I raczej wątpię, aby tam był mniejszy tłok.
- Nie marudź, tylko
chodź – ponaglał go Paweł chwytając mocno za nadgarstek – Nie myśl, że dam ci
uciec z tej imprezki. Nie wymigasz się od picia. Idziemy.
Paweł przez całą
drogę trzymał Piotrka za rękę w przedramieniu. Pokonali kawał drogi piechotą,
bo żal im było kasy na bilet u kierowcy. Kiedy wreszcie doszli do akademika
numer 119, okazało się, że trwała już tam jedna impreza.
- I widzisz –
zaczął Piotrek w lekkim uśmiechu – wyszło na moje. Mówiłem, że tu nie będzie
lepiej.
- Nie susz zębów,
bo i tak nie unikniesz alkoholu – zgasił go Paweł, po czym zwrócił się do
reszty grupy – Hej, dołączamy się do nich?
- Pytanie! –
Zaśmiała się Kaśka tonem jakby Paweł był niemądry wyskakując z tym pytaniem
i decydując za wszystkich ruszyła w stronę imprezowiczów z akademika – To
jak, idziecie?
- Ta – sapnął
Paweł w zgodzie – Bawimy się.
W pewnym momencie
Piotrek zdołał uwolnić rękę z uścisku kolegi i udał się w ustronniejsze
miejsce. Wyszedł na taras i obserwował jezioro kortowskie łapiące ostatnie
promienie słońca. Spędził tak w zamyśleniu z jakieś pół godziny, ale niestety
Paweł o nim nie zapomniał.
- Piotruś, tu się
ukryłeś! – Zawołał Paweł kładąc dłoń na ramieniu zaskoczonego Piotra. – Myślałeś,
że o tobie zapomniałem?
- Miałem taką nadzieję
– odparł zielonooki spuszczając głowę – Jakoś nie mam ochoty na picie alkoholu.
- Ty nigdy nie
masz na to ochoty – zarzucił mu brunet wciskając do ręki butelkę Reddsa[2] –
To od dziewczyn z akademika. Od dłuższego czasu się tobie przyglądają. Kiedy
powiedziałem, że nie pijesz, kazały mi to tobie dać.
- Ale ono jest
otwarte – zauważył Piotrek – No, nie wiem.
- Pij – nakazał
brunet – Jak dają to bierz, jak biją to uciekaj.
- Ale jesteś
pewien, że nic tu nie dosypano? – Upewniał się zielonooki. – No, bo wiesz, nie
chcę obudzić się gdzieś jutro z urwanym filmem.
- Jak to mówią, ryzyk fizyk – zaśmiał się Paweł klepiąc plecy kolegi – Nie dowiesz się, jak nie
spróbujesz.
- Łatwo ci mówić –
westchnął Piotrek – Ale dobra, zrobię to dla świętego spokoju. W razie jakbym
się dziwnie zachowywał zadzwoń po mojego współlokatora.
- Dobra – zgodził
się Paweł – a teraz pij.
Piotrek upił łyk z
butelki, a zaraz po tym Paweł zaciągnął go do dziewczyn, od których dostał
piwo. Zielonooki usiadł pomiędzy nimi i dołączył się nawet do rozmowy. Z czasem
nie wiedzieć kiedy, wypił cztery Reddsy. W głowie lekko mu szumiało, ale nie
było jeszcze aż tak źle, jak zwykle bywało. Jedna z dziewczyn – kwintesencja
dzieci Emo – zauważyła, że chłopak jest podpity i podała mu kubek z jakimś
napojem. Piotrek nie myśląc wypił trunek i dalej pogrążył się w dyskusji z
innymi dziewczynami. Po upłynięciu niecałej godziny poczuł, że robi mu się
strasznie duszno, a całe ciało zaczęło go palić. Paweł od razu zauważył, że coś
jest nie tak i wyprowadził kolegę na zewnątrz.
- Stary? – Zaczął
brunet z troską w głosie. – Co jest?
- Jakoś braknie mi
powietrza i strasznie mi gorąco – sapnął Piotrek. Upadł na czworaka głęboko oddychając,
po omacku wygrzebał komórkę z kieszeni spodni i podał ją brunetowi. – Chyba ta
Emo coś dosypała do napoju z kubka. Zadzwoń po Jacka.
- Już – Paweł
szybko wybrał numer Wieczorka – Długo nie odbiera.
- Zaraz odbierze –
sapnął zielonooki, teraz już leżąc na ziemi – Tak myślę.
- Halo? – Paweł
usłyszał w słuchawce męski głos. – Piotr?
- Nie, to nie
Piotrek – zaczął nerwowo brunet – Nazywam się Paweł, jestem jego kolegą ze studiów.
Dzwonię z prośba, czy nie mógłby pan przyjechać na Kortowo pod dom
studencki numer 119 i zabrać Piotrka do domu? On jakoś dziwnie się zachowuje.
Jest trochę podpity, ale to nie to.
- O co ci chodzi?
– Dopytywał Jacek. – Spróbuj to opisać.
- Jakby to… – zastanawiał się Paweł przyglądając koledze – Nie raz widziałem go w stanie
nietrzeźwości, ale teraz jest inaczej. Zwykle tracił przytomność. Teraz leży i
ciężko oddycha. Cały jest rozpalony. Nie wiem co mam robić, bo sam też sporo
wypiłem.
- Zaraz tam będę –
zapewniał Wieczorek – Akurat dojeżdżam do Wydziału Prawa i Administracji.
- Czekam na
tarasie akademika – poinformował brunet, po czym rozłączył telefon. Usiadł przy
koledze i wpatrywał się w jego klatkę piersiową sprawdzając czy wszystko gra z
oddechem. – Zaraz tu będzie. Trzymaj się.
Minęły niecałe
cztery minuty, kiedy Jacek wbiegł na taras akademika. Sprawdził stan leżącego
na ziemi chłopaka i odetchnął z ulgą.
- Nic mu nie
będzie – westchnął w rozbawieniu – Po prostu się naćpał.
- Wspominał coś o
jakiejś dziewczynie i napoju od niej – wymamrotał Paweł – Wypił to nie myśląc,
ale jest podpity, więc co nieco to wyjaśnia.
- Zabieram go –
wtrącił Jacek – Nie musisz się już o niego martwić. Jest w dobrych rękach.
- To wiem – sapnął
Paweł – Kazał mi po pana zadzwonić, co oznacza, że panu ufa. To typ zamkniętego
w sobie samotnika, rzadko kiedy otwiera się na innych. Fakt, że panu zaufał
równa się z cudem.
- Nie obgadujcie
ludzi w ich obecności – mruknął nieprzytomnie Piotrek – Ja wszystko słyszę. No,
może nie wszystko, ale słyszę.
- Dobra, dobra –
zaśmiał się Wieczorek – Czas wracać do domu, panie prawie wszystko słyszący.
Jacek szybko wziął
na ręce Piotrka i uspokajając Pawła ruszył do auta. Po kwadransie byli już
w domu, więc zaniósł kasztanowłosego do jego sypialni. Piotrek usiadł na
łóżku, a po chwili szybko się zerwał na równe nogi. Powoli zaczął lecieć do
przodu, ale złapał go Wieczorek. Przez przypadek mężczyzna otarł kolanem krocze
chłopaka, na co ten jęknął.
- Mógłbyś mnie
zostawić? – Spytał zawstydzony jęknięciem Piotrek. – Nie ruszę się z łóżka, więc
nie ma już problemu.
- Możliwe – westchnął
Jacek – A co zamierzasz zrobić z tym na dole?
- Nic – stęknął z
bólu chłopak – powinno zaraz przejść.
- Nie sadzę – nie
zgodził się z tym Jacek – Pomogę ci się z tym uporać.
- Nie musisz –
zawstydził się Piotrek, ale sam nie wierzył w to, co przedtem powiedział, więc
nie był przekonywujący – Dam sobie radę sam.
- Wątpię –
skwitował go mężczyzna – To jak?
- No… – zaczął zielonooki. Narkotyk sprawiał, że coraz bardziej był napalony. – To mój
problem, więc uporam się z nim sam.
- Jesteś strasznie
napalony – zachichotał Jacek – Co prochy i alkohol robią z ludzi.
- Nie śmiej się! –
Uciszał go palony rumieńcami wstydu chłopak. – To nie tak, że tego chciałem. Ja
tylko nie pomyślałem. Po alkoholu jestem do niczego i jeszcze te prochy. Matko!
Czego ona mi tam dosypała! Nie mam siły ruszyć ręką.
- Poradzisz sobie?
– Spytał nieprzekonany Jacek mierząc wzrokiem chwiejącego się chłopaka. –
Przecież nie masz siły. Na pewno sobie poradzisz?
- Jestem naćpany,
ale nie bezradny – wyrzucił mu Piotrek nieco się unosząc w siadzie. To
sprawiło, że spodnie w kroku lekko się opięły sprawiając chłopakowi ból. – Aua.
- Poluźnij trochę
spodnie – polecił Jacek nie spuszczając współlokatora z oczu.
- Zamknij się!
Wiem! – Rzucił Piotrek próbując rozpiąć guzik spodni, ale niestety nie miał
siły w rękach i poniósł fiasko. – Cholera!
- Mówiłem, że
sobie nie poradzisz – wtrącił mężczyzna – Pozwól mi to zrobić.
- Nie! Przestań
się tu gapić! – Krzyknął zażenowany chłopak. – No, nie patrz!
- Jeśli nie
rozepniesz spodni, będzie cię bolało – zauważył Wieczorek zbliżając się do
Piotrka. Lekkim pchnięciem powalił ledwo utrzymującego równowagę chłopaka na
łóżko i zaczął rozpinać jego spodnie – Zajmę się tym, więc się nie martw.
- Przestań –
jęknął zielonooki. Starał się podnieść, ale nie miał na to siły – Nie możesz…
- Jeśli to dla
ciebie takie straszne – mruknął Jacek kładąc dłoń na kroczu chłopaka – To
zamknij oczy i wyobraź sobie coś innego.
- Jacek… proszę –
jęknął Piotrek z ledwością chwytając rękę mężczyzny – …przestań.
- Chcę ci tylko ulżyć
– odparł Wieczorek masując członka chłopaka. Piotrek posapywał cicho w momencie
wytrysku. – Szybko, co?
- To dlatego, że
działają te prochy – zarzekał się zmieszany chłopak – Naprawdę!
- Doszedłeś, ale
widzę, że to jeszcze nie koniec – zauważył Jacek nieco rozbawiony – No, nieźle.
- Cholera! –
Mruknął Piotrek patrząc na dolną partię swojego ciała. – Co to w ogóle za
narkotyk?
Jacek nie
słuchając chłopaka wziął jego członka do ust i lekko go zassał. Zielonooki
spiął się na chwilę w szoku.
- Przestań proszę,
to jest strasznie zawstydzające – prosił chłopak mocno zakłopotany – Wystarczy,
już dużo zrobiłeś. Przejdzie mi, jak się położę.
- Jeszcze raz. –
Rzucił Jacek nie przerywając. – Nie przejdzie, spójrz tylko na siebie.
- Ale to… – zaczął wijąc się z odurzenia Piotrek. Najbardziej przerażał go fakt, że prawie
w ogóle nie mógł się ruszyć. – … to takie… takie
- Wiem, ale
przestań się temu opierać – polecił mu Jacek – po prostu daj się temu ponieść.
- Nie jestem na to
gotowy – upierał się chłopak – Ostatnimi razami strasznie bolało.
- Będę
delikatniejszy – poinformował go mężczyzna zdejmując koszulkę – Chcę, żebyś
czerpał z tego przyjemność.
Wpływ narkotyku
pozwolił Piotrkowi wyzwolić jego prawdziwe uczucia. Uczucia, których się bał
ujawnić. Sapnął cicho, po czym ostatkiem sił przytulił się do Wieczorka i
obdarzył go pocałunkiem. Zdziwiony Jacek na chwilę zastygł w bezruchu, na co
chłopak uśmiechnął się i położywszy dłoń na jego policzku, delikatnie go
pogłaskał.
- Poddaję się. Na
tę noc jestem twój – wyszeptał z ciepłym spojrzeniem – Proszę tylko, żebyś był
delikatny.
- Masz to jak w
banku – zapewnił go Jacek ucieszony zmianą nastawienia zielonookiego. Namiętnie
pocałował Piotra, który od razu go odwzajemnił. To upewniło mężczyznę, że
naprawdę mu się oddał. – Będę delikatny, jak się tylko da.
- Dzięki – mruknął
chłopak z uśmiechem.
Mężczyzna do końca
rozebrał współlokatora i powoli zaczął go przygotowywać do stosunku. Chłopak
oddychał spazmatycznie i pojękiwał za każdym razem kiedy dochodził. Nieco się
wystraszył w momencie, gdy Jacek miał włożyć w niego swojego członka, ale
namiętny pocałunek odwrócił jego uwagę.
- Boli? – Spytał
Wieczorek, gdy chłopak zacisnął mocno powieki. – Jestem już prawie cały w tobie,
jeśli boli, to go wyjmę.
- Nie, to nie to –
wydyszał Piotrek powoli otwierając mokre od łez oczy – Trochę boli, ale
towarzyszy temu dziwne uczucie. Dziwne, ale przyjemne.
- Mogę zacząć się
ruszać? – Pytał o zgodę mężczyzna. – Zrobię to powoli.
- Zrób to – sapnął
kasztanowłosy – Chcę ciebie poczuć, więc przytul mnie proszę.
- Jak sobie
życzysz – uśmiechnął się Jacek w zadowoleniu przechodząc do działania – Przygotuj
się, bo nadchodzę.
- To – jęknął
chłopak wbijając palce w ramię mężczyzny – Ja… cek… to zbyt wiele.
Piotrek zmęczony
opadł dysząc na poduszki. Z przymkniętymi oczyma uniósł nieznacznie dłoń jakby
w poszukiwaniu czegoś lub kogoś. Uchwycił ją Jacek mocno ściskając. W ten
sposób mężczyzna dał mu znak, że nadal jest przy nim. Po krótkim wytchnieniu
kontynuowali co zaczęli. Kiedy skończyli, Piotrek był już nieprzytomny i spał
niewinnie jak dziecko. Jacek leżał przy nim i przez dłuższą chwilę wpatrywał
się w twarz śpiącego. Delikatnie musnął dłonią jego policzek i pogłaskał
zmierzwioną kasztanową czuprynę.
- Nawet nie wiesz
jak bardzo jesteś mi bliski. – Wyszeptał mężczyzna ostrożnie całując czoło
Piotrka. Chłopak poruszył się przez sen i w niego wtulił, niczym małe dziecko
do pluszowej zabawki. W rezultacie zsunął się z niego koc odkrywając
większą część nagiego ciała. W odpowiedzi na to Jacek cicho się roześmiał i
przykrył rozkrytego pod samą szyję. Raptem na łóżko wskoczył kot, jakby
przeczuwając, że jego właścicielowi jest zimno. Zwierzę spojrzało na mężczyznę,
po czym skuliwszy się położyło tuż nad głową śpiącego pana. – Też się o niego
martwisz, nie Rubi? Ta niewinnie wyglądająca twarz i smutne, dobre, zielone
oczy sprawiają, że chce się mu pomóc. Jego bezinteresowność i gorliwość we
wszystkim co robi doprowadziły do tego, że ktoś taki jak ja, bezlitosny
morderca zabijający z zimną krwią, się zakochał. Stał się dla mnie kimś
ważnym, kimś kogo nie chciałbym skrzywdzić, a jedynie bronić. Istny paradoks. – Westchnął powoli zasypiając. – Morderca broniący życia.
Świtało, kiedy Piotrek otworzył oczy. Leżał twarzą do Jacka i zaspanym wzrokiem wpatrywali się w śpiącego mężczyznę, którego ciemne włosy lekko opadały na powieki łagodząc tym samym jego rysy twarzy. Okropnie zaschło mu w gardle i chciał wstać po coś do picia, ale nadal nie miał sił. Działanie narkotyku minęło, niestety wykończony był odbytym stosunkiem. Poruszył się lekko i powoli usiadł na skraju łóżka. W momencie gdy miał już wstać, od tyłu objął go Jacek i z powrotem wciągnął do łóżka. Piotrek się nieco wystraszył tym zabiegiem ze strony jeszcze przed chwilą śpiącego mężczyzny. Był zaskoczony, ale szybko ochłonął wyciszając walące w piersi serce.
- Nie wstawaj –
polecił współlokator całując okolicę obojczyka Piotra – Nie nadwerężaj mocniej
swojego ciała. Zaraz przyniosę ci wodę, a jeśli chcesz do łazienki, to cię
zaniosę.
- Nie – szepnął
chłopak lekko zawstydzony – Chce mi się tylko pić.
- Więc zaraz ci
coś przyniosę – uśmiechnął się Jacek, po czym szybko wyskoczył z łóżka i
wyszedł z pokoju.
Po krótkim czasie ponownie zjawił się w sypialni z
wielkim kubkiem zimnej wody w ręku. – A
oto i woda.
- Dzięki – odparł
zielonooki biorąc kubek do rąk i łapczywie pijąc jego zawartość – Tego mi było
trzeba.
- Nie ma za co –
zaśmiał się Jacek zlizując wodę z kącików ust chłopaka – Przynieść ci jeszcze?
- Nie – zająknął
się Piotrek w zaskoczeniu – Tyle mi w zupełności wystarczy.
- Jeśli tak, to
spróbuj jeszcze zasnąć – poradził Wieczorek nakrywając nagie ciało chłopaka,
które od chłodu pokryło się gęsią skórką – Musisz dobrze wypocząć.
- Nie musisz mi
mówić – ziewnął przymykając swoje zielone oczy – Ze zmęczenia ledwo się ruszam.
- Tak –
zachichotał Jacek – Trochę cię zmęczyłem idąc na całość.
- Możliwe –
mruknął Piotrek prawie zasypiając – Mam nadzieje, że teraz nie zostawisz mnie
samego.
- Nawet o tym nie
pomyślałem – odparł mężczyzna kładąc się obok zwiniętego w kłębek chłopaka
i mocno przytulając – Dobrej nocy.
Piotrek odwrócił
się twarzą do Jacka i wtulił w jego tors, po czym mruknął zaspanym głosem: – Dobranoc.
[1] SpongeBob
Kanciastoporty (ang. SpongeBob SquarePants) – serial animowany
produkcji Nickelodeon, powstający od roku 1999.
[2] Redd’s – piwo
smakowe o niskiej zawartości alkoholu.
Genialne. Tylko kim jest tak naprawdę Jacek? Isia.
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział!
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie kim tak naprawdę jest Jacek. Morderca, zabijający z zimną krwią, który się zakochał. Ciekawym osobnikiem jest ten Wieczorek ^^.
widzę, że mamy tu fankę zakochanego tyrana xd :P Teksty identyko...
OdpowiedzUsuńKiedyś czytałam tę mangę i przyznaję bez bicia, że ten rozdział był nią niejako zainspirowany.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńczy ludzie nie rozumieją słowa "nie", Duch i jego reakcja na wieści, że Piotrek rezygnuje z uczelni i to przez Edwarda, Robert tak jakoś w nerwach nie zaregował na niego, a Wieczorek zimny morderca zakochany...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńświetnie, czy niektórzy ludzie naprawdę nie rozumieją słowa "nie", nasz profesorek Duch i jego reakcja na wieści, że Piotrek rezygnuje z uczelni i to przez Edwarda, była cudowna, Robert tak jakoś w nerwach nie zaregował na niego, a Jacek och tak zimny morderca zakochany...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, niektórzy ludzie naprawdę nie rozumieją słowa "nie", a to mnie bardzo wkurza, nasz profesorek - Duch i jego reakcja na wieści, że Piotrek rezygnuje z uczelni i to przez Edwarda, była cudowna, boska, Robert tak jakoś w nerwach nie zaregował na niego, a Jacek och tak zimny morderca zakochany... bardzo mi się podoba...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
40 yr old Systems Administrator II Adella Tomeo, hailing from Mont-Tremblant enjoys watching movies like Topsy-Turvy and Rappelling. Took a trip to Ha Long Bay and drives a S40. poznaj fakty tu i teraz
OdpowiedzUsuń