Translate

wtorek, 10 września 2013

To przed czym uciekam I



 Niestety ten rozdział także okazał się być zbyt długi, dlatego  zmuszona byłam go rozbić na części. Zachęcam do komentowania :)

Sesja zbliżała się wielkimi krokami i przez ostatnie trzy noce ślęczał nad pisaniem kilku zaległych prac zaliczeniowych. Teraz wystarczyło je tylko zanieść. Ukradkiem przewijał się przez hol i korytarze wydziału. Minął jedynie weekend od potyczki z Edwardem, a mówiąc szczerze, twarz Piotra była nieźle pokiereszowana po tym rodzinnym spotkaniu. Jacek niechętnie zgodził się na jego wyjście do szkoły, ale argument w postaci pliku wydruków prac pisemnych poskutkowały. Niestety rany i stłuczenia na twarzy sprawiały niemały ból przy mówieniu, a co dopiero wizualny. Na zwieńczenie tego dnia, czekało go jeszcze kolokwium z jednych ćwiczeń.

Powoli zaszył się w jednym z tylnych kątów auli. Dotychczas zasłaniał twarz daszkiem z czapki, ale na zajęcia musiał ją zdjąć. Wykładowca rozdał testy i wszyscy narzekając na trudne pytania zaczęli go rozwiązywać. Piotrek westchnął cicho szybko wpisując odpowiedzi. Nie minęło dziesięć minut, kiedy oddał kartkę z wypełnionym testem.


- Co?! Już? – Zdziwił się wykładowca widząc przed nosem skończony test. Spojrzał na Piotrka i sapnął ze zrozumieniem. – Ach, to pan, panie Czarnecki.


- Mogę już iść? – Spytał chłopak chcąc jak najszybciej opuścić salę. – Czy jeszcze coś trzeba zrobić?


- Może pan iść – zgodził się profesor – Wyniki będą w okolicach piątku wywieszone na drzwiach mojego gabinetu.


- Zrozumiałem i dziękuję – odparł Piotr kierując się ku wyjściu – Do widzenia.


Kiedy zamknął za sobą drzwi, oparł się o nie i odetchnął z ulgą. Te wszystkie spojrzenia sprawiały, że czuł się jak zwierzę w zoo. Wyjął komórkę i napisał sms-a do Jacka. Jednym z warunków wypuszczenia go z domu było przywiezienie pod budynek i odbiór spod wydziału. Ostrożnie kuśtykał do głównego wyjścia co jakiś czas się rozglądając, czy nikt za nim nie idzie. Obawiał się Edwarda, wtedy tak łatwo porwał go z miejsca publicznego nie licząc się z niczym. Był już tuż przy drzwiach wyjściowych, kiedy drogę zagrodził mu Duch.


- Czy czasem nie masz zajęć? – Spytał badawczo patrząc na Piotra. – Pytałem o coś i zdejmij tę czapkę, kiedy ze mną rozmawiasz.


- Napisałem test, więc mogłem opuścić salę – odpowiedział cicho chłopak zdejmując przy tym czapkę – Proszę mi wybaczyć, ale nie czuję się najlepiej i chciałbym jak najszybciej wrócić do domu.


- Kto cię tak urządził? – Dociekał profesor nieco zmartwionym tonem. – Widzisz coś w ogóle na to oko?


- Tak widzę, ale mówienie sprawia mi ból, więc czy możemy skończyć tę do niczego nie prowadzącą rozmowę? – Rzucił spokojnie zielonooki chcąc zakończyć konwersację. – Jeśli musi pan wiedzieć, to tak wygląda człowiek, który próbuje uciec przeszłości, a w szczególności, kiedy nie chce do niej wrócić.


- O czym ty pleciesz? – Dziwił się Duch usiłując zatrzymać chłopaka. – Wyjaśnij.


- Co niby miałbym wyjaśniać? – Piotrek posłał mężczyźnie groźne spojrzenie. – O to niech się pan zgłosi do Edwarda. Z mojej strony powiem tylko tyle, że Piotr Murdoch nie żyje. Zginął dekadę temu w pożarze, więc nie wróci i żadne więzy krwi tego nie zmienią. – Drżał na samo wspomnienie Edwarda. Na chwilę przymknął oczy, tym samym się uspokajając. – Ach, zapomniałbym. Tyle się wydarzyło, ale muszę pana poinformować o mojej decyzji. Wraz z końcem tego roku akademickiego odchodzę z uczelni.


- Co?! – Duch raptownie pobladł. – Nie możesz. Jesteś najlepszym studentem, dlaczego?


- Sam tego nie rozumiem, ale w obecnej chwili tylko to mi przychodzi do głowy – westchnął Piotrek smutnym głosem – Najprawdopodobniej opuszczę też ten kraj.


- Czemu posuwasz się tak daleko? – Pytał nie dowierzając mężczyzna. – Co cię do tego skłoniło?


- Nie co, lecz kto – zaśmiał się gorzko chłopak – Powód jest bardzo banalny, po prostu chcę mieć święty spokój i nie słyszeć o świetnym rodzie Murdochów, z którego szponów ciężko się wyrwać. Nie sądzi pan, że to mała cena za wolność? A teraz przepraszam i żegnam.


Opuścił wydział z niemałą ulgą. Obawiał się tej rozmowy, ale po wszystkim okazało się, że nie należała ona do najcięższych jakie przeprowadził w życiu. To był jego ostatni miesiąc na tej uczelni i chciał przeżyć go jak najlepiej. Wyszedł przed budynek szkoły, a w chwili kiedy to zrobił, zaślepiły go promienie słońca. Jacka jeszcze nie było, więc westchnął przeciągle i usiadł na pobliskiej ławce. Oparł się o oparcie i odchylił głowę do tyłu przymykając przy tym oczy. Starał się raz jeszcze zebrać myśli, ale jakoś mu nie wyszło. Ponownie westchnął zmęczony panującym upałem.


- Beznadzieja – sapnął znudzony czekaniem, gdy nagle poczuł jak ktoś siada obok na ławce. Otworzył jedno oko i zerknął zezem w bok. – Co jest?


- Wszystko już widziałem – dobiegł go znajomy głos – ale, żeby obity Czarnecki opalał się w cieniu? Gdzież się tak urządził nie chodząc na imprezy?


- Nie naśmiewaj się z cudzego nieszczęścia – westchnął znudzonym głosem Piotrek – W odróżnieniu od ciebie, wielkiego modela, nie mam szczęścia w życiu.


- To co? Zdradzisz mi swój mały sekret? – Dopytywał siedzący obok brunet. – Kto ci tak obił facjatę i w ogóle sprał na kwaśne jabłuszko?


- Po co ci ta wiedza? – Piotrek podniósł się do pionu. – Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?


- Powiedział racjonalista do ateisty – zripostował Paweł – Ponoć, kto pyta nie błądzi.


- Od kiedy to ciągnie cię do jakiejkolwiek wiedzy? – Spytał kasztanowłosy ze złośliwym uśmieszkiem. – Zawsze unikałeś tego typu spraw.


- Od kiedy widzę, że mój kumpel wyglądem przypomina stłuczoną śliwkę – oburzył się Paweł – Stary, wyglądasz jakbyś wpadł pod ciężarówkę! Nie wymiguj się od odpowiedzi, bo nie odpuszczę.


- Skoro musisz wiedzieć – poddał się Piotrek nie mając ochoty na dalszą kłótnię z kolegą – Miałem małe rodzinne spotkanie.


- No, nie gadaj?! – Zdziwił się brunet. – Przecież twierdziłeś, że nie masz rodziny.


- Widocznie tylko ja mam takie mniemanie – westchnął zielonooki zmęczonym głosem – Kojarzysz tego blond gościa z domu Kaśki?


- Tego dziwaka co przywarł do naszej dwójki jak przylepa? – Upewniał się Paweł. – No, trudno go nie kojarzyć.


- To wyobraź sobie, że to mój przyszywany, starszy brat – rzucił od niechcenia Piotrek – Jakiś czas temu zwiałem od niego i miałem spokój na kilka lat, ale niestety teraz mnie znalazł. To trochę komplikuje sprawę.


- Nie mów mi, że to on cię tak urządził? – Dociekał brunet nie dowierzając słowom kolegi. – Niby kiedy i gdzie?


- A to dość zabawne – zaśmiał się ironicznie Piotrek krzywiąc przy tym z bólu – Wyobraź sobie, że porwał mnie spod wydziału i zabrał do domu Kaśki. Podczas kiedy wy się świetnie bawiliście nad jeziorkiem, ja byłem katowany przez Edwarda w pokoju muzycznym.


- Co?! – Zszokował się Paweł. – Kawał skurwysyna, nie wiedziałem! Sorry, gdybym tylko wiedział.


- To co byś zrobił? – Spytał z wyrzutem zielonooki. – Na twoim miejscu baczyłbym na swoje bezpieczeństwo. Wtedy widział cię razem ze mną. Już sam fakt, że mnie znasz wrzuca cię na listę do odstrzału. Nie waż się go lekceważyć, bo potrafi być niebezpieczny.


- Co masz na myśli? – Wystraszył się lekko brunet. – Nie strasz mnie, chyba nie jest, aż tak źle?


- Lepiej, żebyś za wiele nie usłyszał. – Odparł łagodnie Piotrek chcąc załagodzić sytuację. – Czasem niewiedza działa na twoją obronę. Po prostu chciałem cię ostrzec. Unikaj go proszę, a najlepiej by było najszybciej wrócić do Stanów.


- Spoko wodza – zaśmiał się Paweł – To trochę dziwne, co mi powiedziałeś, ale i bez tego wyjeżdżam za tydzień. Chciałem cię zaprosić na małą pożegnalną imprezkę w sobotę. Odmowy nie przyjmuję.


- Ciężko będzie, ale przyjdę – zgodził się Piotrek nieco wyluzowany – Powiedz tylko miejsce i czas.


- To luźne spotkanie w Molotovie – poinformował brunet wstając z ławki – zaczynamy o szesnastej. Nie zapomnij.


- Ta – zaśmiał się zielonooki żegnając odchodzącego kolegę – nie zapomnę.


* * * * *

   
Leżał półprzytomny na podłodze i jedyne czego pragnął w tym momencie, to święty spokój i choć jeden łyk wody. Jakby z oddali słyszał, że ktoś woła jego imię. Powoli otwierał oczy, by sprawdzić kim ten ktoś jest.


- Chris, Chris! – Wołał blondyn w okularach delikatnie unosząc jego głowę – Ocknij się dzieciaku.


- Kogo nazywasz dzieciakiem? – Wyszeptał z niemałym wysiłkiem chłopak – Robert. Wody.


- Czemu wciąż walczysz z Edwardem? – Dociekał Robert podając Chrisowi wodę w butelce. – Wiesz, jak bardzo nienawidzi sprzeciwu. Dla swojego dobra powinieneś się poddać.


- I stać się takim przydupasem jak ty? – Zarzucił bratu chłopak ledwie słyszalnym głosem. – Nie, dzięki.


- Dlaczego wypuściłeś Piotra? – Pytał dalej Robert – Znów byśmy byli jedną rodziną.


- Nie mów mi, że wierzysz w te mrzonki Edwarda? – Zakpił Chris jednocześnie posyłając bratu lodowate, błękitne spojrzenie. – Nie chcę, by Piotruś ponownie stał się zabawką Edwarda. Zrozum, że sielanka naszego dzieciństwa już dawno przestała istnieć, a powrót Piotrka nic nie zmieni.


- Już dawno zrozumiałem zamiary Edwarda – westchnął w przygnębieniu Robert – To dlatego stałem się jego pionkiem. Dopóki myśli, że jestem po jego stronie, w pewien sposób mogę was chronić. Niestety nie udało mi się ocalić Sary. Choć nakazałem uciekać jej z domu, ona zbytnio zwlekała z decyzją. – Zamyślił się i przez chwilę patrząc w dal milczał. Podniósł Chrisa i powoli zaprowadził go do łóżka. – Miałem mały układ z Sarą. Ja zapewniałem ochronę tobie, a ona Piotrkowi. Edward od dziecka miał despotyczny charakter, ale w przeszłości nasza piątka była dość mocno zżyta. Niestety działania ojca obudziły w naszym najstarszym bracie tę mroczną stronę. Nie rozumiem tego do dziś, ale rodzice za wszelką cenę chcieli osłabić nasze więzi. Edwarda wysłali do Francji, mnie do Stanów, a ciebie do Anglii. Sara przez to, że miała zawarty mariaż z Tobiaszem została w domu, a Piotrek, sam wiesz jak był traktowany.


- Tak – wspominał smutnym głosem Chris – Traktowano go jak śmiecia. Za byle co karano głodówką i trzymano w piwnicy. A to wszystko przez jego wygląd.


- Takie traktowanie sprawiło, że popełnił jeden błąd – sapnął Robert – Ty zresztą powieliłeś go tyle, że w innych okolicznościach.


- Co masz na myśli? – Zdziwił się błękitnooki. – Nie wiem o czym do mnie mówisz.


- Chodzi mi o to, że Piotrek wyparł się rodu, a zrobił to w wieku siedmiu lat – wyjaśniał Robert – Ty to zrobiłeś w wieku dojrzewania, jako jeden z przejawów młodzieńczego buntu. Dla Edwarda, który chciał utrzymać nasze zżycie, to najgorsze co może być. Od dziecka cenił sobie nasze więzi, ale działania ojca sprawiły, że wszystko zaczęło się między nami walić. Wydarzeniem, które wywołało u niego furię, było zniknięcie Piotrka. To, czego tak naprawdę chciał, czyli ochrona młodszego rodzeństwa, przerodziło się w nadzór nad czymś w rodzaju własności. On nie zrezygnuje z Piotra, tak samo jest z tobą, czy mną.


- Wybacz, ale czy mógłbyś przestać go tłumaczyć? – Poprosił Chris z lekkim wyrzutem. – Może mnie torturować ile wlezie, ale nie pozwolę mu tknąć mojego małego kuzyna.


- A myślisz, że ja tego chcę!? – Podniósł głos Robert nieco urażony słowami brata. – Dopóki będę mógł, będę opóźniał poszukiwania Edwarda. Sam nie wydam Piotra, ale też nie powstrzymam Edwarda, gdy już go znajdzie.


- Wiem, starasz się być neutralny – zaśmiał się cicho Chris, po czym wskazał na szafkę nocną, gdzie leżał jego telefon – W komórce mam numer do Piotrka. Proszę zadzwoń i powiedz mu, że u mnie wszystko w porządku. Szukaj kontaktu o nazwie P.S. A teraz jakbyś mógł zostawić mnie samego? Okropnie chce mi się spać.


- Obiecuję do niego zadzwonić – uśmiechnął się Robert wychodząc z pokoju – Miłych snów.


* * * * *


Zbliżał się wieczór, kiedy przekroczył próg mieszkania. Po tym, jak Jacek przyjechał go odebrać spod budynku wydziału, pojechali jeszcze załatwić kilka spraw związanych z pracą mężczyzny. Piotrek klapnął niedbale na kanapie i ukradkiem patrzył na współlokatora, który również usiadł, tyle że w swoim fotelu.


- Jeśli chcesz mnie o coś spytać – zaczął Jacek zmęczony wzrokiem chłopaka – to pytaj zamiast wbijać we mnie swój wzrok.


- Mogę spytać – westchnął w zrezygnowaniu Piotrek – ale czy mi odpowiesz?


- Diabeł tkwi w szczególe, co? – Zaśmiał się Wieczorek rozbawiony ciekawością współlokatora. – Sęk w tym, że jeśli nie spytasz, nigdy się nie dowiesz.


- W sumie, co mi szkodzi – rzucił od niechcenia zielonooki łącząc palce dłoni i tworząc piramidkę skierowaną do dołu – i tak nic na tym nie stracę.


- Jesteś tego pewien? – Spytał Jacek z błyskiem w oku i cwanym uśmieszkiem. – Bądź realistą. W tym świecie nie ma nic za darmo, a co najważniejsze, niczego nie możesz być pewien, chyba że ufasz jedynie sobie. A z doświadczenia wiem, że i to czasem zawodzi.


- Czasem cię naprawdę nie rozumiem – sapnął Piotrek mierzwiąc włosy obiema rękami – Jesteś nieprzewidywalnym osobnikiem.


- Możliwe – westchnął Jacek w zmęczeniu – Widzisz, nie doszłoby do rozmowy tego typu, gdybyś odważył się zadać to konkretne pytanie zatruwające twój umysł. Zamiast tego wolałeś siedzieć i wbijać we mnie swój wzrok. Nie masz rentgena w oczach, a nawet gdybyś miał, to i tak nie uzyskałbyś odpowiedzi nie zadając pytania. Tak właśnie wracamy do punktu wyjścia.


- Kiedy tak to ujmujesz, masz sporo racji – zgodził się Piotrek w zastanowieniu – W takim razie, powiedz na czym polega twoja praca?


- Jestem zwykłym, nudnym biznesmenem prowadzącym własną firmę – wyjaśnił w śmiechu Wieczorek rozluźniając powoli węzeł krawata na szyi – Załatwiam różne sprawy dla swojej firmy eliminując przy tym stojące na jej drodze problemy. To wszystko.


- Mimo, że udzieliłeś mi odpowiedzi, mam uczucie jakbyś nie mówił mi całej prawdy – sapnął Piotrek nieco zaintrygowany, ale zimny wzrok Jacka zmusił go do kapitulacji – Zresztą nie szkodzi. Powiedziałeś tyle, ile chciałeś, a ja nie powinienem pytać o twoje życie. Nie należę do grona osób, którym miałbyś mówić tak osobiste rzeczy.


- Na jakiej podstawie możesz stawiać takie wnioski? – Zadał pytanie Wieczorek stojąc nad chłopakiem. – Skąd możesz wiedzieć co o tym myślę?


- Nie wiem, jedynie stwierdzam fakty – odpowiedział Piotrek podnosząc swój wzrok, jednak wzdrygnął się widząc przed sobą twarz współlokatora – Jak się tu znalazłeś?


- Podszedłem, kiedy się tak zamyśliłeś – wyjaśnił od niechcenia Wieczorek, po czym szybkim ruchem podniósł Piotra do góry i zarzucił sobie na bark – A teraz idziemy się razem wykapać.


- Co?! – Zdziwił się chłopak mocno wyrywając i bijąc pięściami w plecy mężczyzny. – Nie przypominam sobie, bym się na coś takiego godził. Puść mnie.


- Ostrzegałem cię, że nie ma nic za darmo – zarzucił wyrywającemu się współlokatorowi, który na te słowa znieruchomiał na moment – Odpowiedziałem ci na pytanie, a w zamian ty weźmiesz ze mną kąpiel.


- Nie wygłupiaj się – mamrotał zdębiały Piotrek – To nie ma sensu. My nie możemy…


- Możemy. Wanna pomieści nas obu – zaśmiał się Jacek – Umyję ci plecki i nie tylko.


- Ej, bez takich mi tu! – Zawstydził się zielonooki. – Umiem przegrywać, więc się z tobą wykąpię, ale nic poza tym. Kapujesz?


- Rozumiem – zachichotał mężczyzna wchodząc z balastem w postaci swojego współlokatora do łazienki. Tam go postawił na podłodze, a sam odkręcił kran z ciepłą wodą. – Więc spełnij swój obowiązek jako przegrany i wskakuj do wanny. Może nie dosłownie, bo jeszcze doprawisz kostkę, ale wiesz w czym rzecz.


- Kumam – jęknął chłopak zdejmując coraz to kolejną część swojej garderoby. Gdy skończył, wszedł do wanny gdzie czekał na niego Jacek. Skulił się w drugim końcu spuszczając wzrok w zawstydzeniu. – Już, zadowolony?


- Nie bardzo – zaoponował mężczyzna, po czym chwycił nogę chłopaka i pociągną w swoją stronę. Piotrek poleciał do tyłu nurkując pod wodą mocno zszokowany. W tym czasie Jacek przekręcił go tak, by siedział tyłem do niego. – Teraz jest dobrze.


- Khe, khe – Kaszlał Piotrek opity wodą z wanny – Co ty? Chciałeś mnie utopić?


- Nie – odparł Wieczorek w zadowoleniu – chciałem cię tylko odpowiednio ułożyć.


- Że co? – Zdziwił się chłopak jednocześnie czerwieniąc w zmieszaniu, gdy poczuł bliskość z ciałem współlokatora. Stan ten jeszcze bardziej się pogłębił, kiedy mężczyzna pociągnął go do tyłu tak, by oparł się o jego tors. Piotrek poczuł się jak małe dziecko w kąpieli z ojcem lub starszym bratem, ale szkopuł w tym, że siedzący za nim gość nie należał do żadnej z tych kategorii. – Czemu akurat tak musimy siedzieć? To trochę kłopotliwa pozycja.


- Tak sądzisz? – Spytał Jacek w rozbawieniu. – Mi to jakoś nie przeszkadza, po prostu mam niedosyt twojej osoby, a przy okazji sprawdzę jak goją się twoje rany, to tyle.


- Aha – rzucił zawstydzony Piotrek mocno się rumieniąc – W takim razie szybko kończmy tę kąpiel.


- Nie bój się, nic ci nie zrobię – uspokajał go Wieczorek – To tylko zwyczajna kąpiel, więc tak to traktuj.


Po kąpieli wyszli z wanny. Jacek jako pierwszy ukazując się Piotrkowi w całej okazałości. Chłopak mimowolnie przyjrzał się plecom mężczyzny, które pokrywały liczne blizny różnego kalibru. Chciał zadać pytanie, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Wieczorek zerknął na wpatrzonego w jego plecy chłopaka, po czym bez słowa zarzucił na siebie swój szlafrok.


- Wychodź z tej wody, bo zmarszczysz się jak rodzynka – zaśmiał się wychodząc z łazienki – i może kiedyś ci opowiem historię każdej z tych blizn, ale na razie nie pora na rzeczy tego typu.


- Naprawdę?! – Ożywił się Piotrek przypominając w tym momencie dziecko ciekawe końca jakiejś bajki. – Naprawdę opowiesz mi o sobie?


- Tak, więc wyjdź już z tej wanny i nie obawiaj się o swoje tyły – ponaglał Piotra Jacek opuszczając już pomieszczenie – Dobranoc.


- Ta – odpowiedział chłopak wychodząc z wanny – Dobrej nocy.


Wyszedł z wanny i przepasał się ręcznikiem wokół bioder. Stanął przed umywalką i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Jego oczom ukazał się dość mizerny obraz jego twarzy. Delikatnie dotknął rozcięć na policzku, skroni i kąciku ust co i rusz sycząc cicho z bólu. Ostrożnie zjechał dłonią w dół i nacisnął sine miejsce na podbrzuszu, czynność ta sprawiła, że zgiął się czując lekkie pieczenie.


- Cholera – przeklął cicho wściekły swoim stanem – Czemu mam takie delikatne ciało? Zupełnie jak jakaś dziewczyna.


Mokre kosmyki kasztanowych włosów przylepiały się do jego twarzy i karku. Chwycił jeden z nich i zmierzył czujnym wzrokiem. Ta krótka chwila wystarczyła, by zdążył ocenić, iż jego włosy są stanowczo za długie. Od wyjazdu Jolki ich nie ścinał, a minął już prawie rok. Z reguły nie ufał fryzjerom, zaś jedyną osobą, którą dopuszczał do siebie z nożyczkami była właśnie w Stanach. Wyszedł z łazienki na poszukiwanie nożyczek, ale jak na złość nie mógł ich znaleźć.


- Jasny gwint! – Wrzasnął, gdy uderzył palcem stopy o próg łączący kuchnię z salonem. – To chyba jakieś żarty.


W ostateczności nie znalazł nożyczek, więc wyjął z szuflady kredensu ostry nóż do mięsa. Pokuśtykał do łazienki i zaczął swą rzeź stając przy umywalce. Chwycił jeden z kosmyków i precyzyjnym pociągnięciem noża skrócił go o połowę, niestety zaciął się przy tym w jeden z palców. Nóż wypadł mu z dłoni z hukiem wpadając do zlewu, a tuż za nim leciały drobne kropelki krwi. Z niedowierzaniem patrzył na swój żałosny widok, aż w złości przegryzł dolną wargę. Odkręcił kran i obmył ranę, która oczywiście nie chciała przestać krwawić. W panice wpatrywał się w palec, aż w końcu coś sobie przypomniał. Reakcją na to wspomnienie był soczysty rumieniec wstydu, ale powtórzył czynności jakie zastosował ostatnim razem Jacek i włożył krwawiący palec do ust. Metaliczny i słodko-słony smak wypełnił jego podniebienie.


- Hm, to tak smakuje moja krew – pomyślał automatycznie wpatrzony w lustrzane odbicie niewidzącym wzrokiem – Naprawdę jestem żałosny. Nie umiem nawet skrócić sobie sam włosów.


- Mógłbym wiedzieć co ty wyrabiasz? – Usłyszał głos współlokatora stojącego w drzwiach łazienki. – Nawet się nie ubrałeś w pidżamę.


- Nic takiego nie robię – wystraszył się Piotrek szybko zakrywając zakrwawioną umywalkę, w której spoczywało narzędzie zbrodni – Takie tam tylko.


- Skoro tak, to odsuń się od umywalki. – Nakazał spokojnie Jacek mierząc chłopaka badawczym wzrokiem – Chciałbym umyć zęby.


- Myślałem, że śpisz – starał się przeciągnąć rozmowę zielonooki, powoli sięgając od tyłu po nóż. Niestety chwycił nie z tej strony i zaciął drugi palec. – Chole… to znaczy, poczekaj chwilę tylko po sobie posprzątam.


W panice szybko się odwrócił do umywalki i spłukał krew z jej krawędzi. Pozostało tylko zabrać nóż i zatamować sączące się rany, ale w momencie kiedy chwytał za ostrze, poczuł silny zacisk na nadgarstku. Tuż za nim stał Jacek i z groźnym spojrzeniem obserwował stróżki krwi spływające po jego palcach. Bez słowa chwycił drugą rękę Piotra i spłukał z niej krew. Następnie zatamował rany. Kiedy skończył, w milczeniu przyglądał się zawstydzonemu chłopakowi.


- Powiedz, co masz powiedzieć – wybuchł Piotrek nie wytrzymując napięcia spowodowanego świdrującym go wzrokiem mężczyzny – i miejmy to już za sobą.


- Coś ty sobie wyobrażał bawiąc się tym nożem? – Spytał spokojnym głosem Jacek. – Co ty, dziecko?


- Zgoda. Wygląda to jak wygląda, ale że zaraz dziecko?! – Oburzył się zielonooki w głównej mierze wściekły na siebie samego za stworzenie tak żenującej sytuacji. – Próbowałem coś ze sobą zrobić, ale nie jestem dobry w tych rzeczach. Dotychczas robiła to za mnie Jolka, a ja myśląc że zawsze będzie w pobliżu nie widziałem powodu by coś robić w tym kierunku. A tak w ogóle, to nie twój interes co ze sobą robię…


- I tu się mylisz! – Zarzucił mu Wieczorek nieco poirytowany dziecinnym zachowaniem współlokatora. – Od kiedy mieszkasz pod moim dachem, wszystko co robisz ma dla mnie znaczenie, czyli dotyczy i mnie.


- Dobra, sorry – przepraszał zielonooki w skrusze – Moja wina. Więcej już tego nie zrobię.


- Nie tak szybko – zatrzymał go Jacek – Nigdzie nie pójdziesz dopóki nie wyjaśnisz mi co próbowałeś zrobić z tym nożem. I radzę ci się nie wykręcać od odpowiedzi, bo nie chcesz bym zrobił się naprawdę wściekły, a mało mi to tego stanu brakuje.


- Bo ja tego – Piotrkowi zaczął plątać się język. Wiedział, że mężczyzna nie żartuje. Tym bardziej się denerwował im częściej napotykał jego groźne spojrzenie. – Chciałem no tego, ściąć sobie włosy, ale nie mogłem znaleźć nożyczek. Pomyślałem więc, że skoro noże są ostre, to może nimi by tak spróbować to zrobić.


- Ponoć stoi przede mną geniusz – westchnął w zrezygnowaniu Jacek – A nie przyszło ci do tej twojej główki, by poprosić o pomoc? Mogłeś choćby spytać gdzie są nożyczki.


- Myślałem, że śpisz – tłumaczył się Piotrek purpurowy na twarzy ze wstydu – Nie chciałem ci przeszkadzać.


- Wyobraź sobie, że nie spałem – odparł zmęczony Jacek – A nawet gdyby, to mogłeś mnie obudzić, więc na przyszłość o tym pamiętaj.


- Yhm – pokiwał głową Piotrek – zapamiętam.


Zielonooki wycofał się trochę i odwróciwszy się ruszył w kierunku wyjścia z łazienki. Przy samych drzwiach minął go Jacek wbiegając po schodach na górę, a stamtąd wychylił się przez poręcz do Piotrka z zapytaniem:


- Mógłbyś zaczekać na mnie w swojej sypialni? I lepiej ubierz coś na siebie, bo zmarzniesz. – Po tych słowach Jacek zniknął Piotrowi z pola widzenia. Chłopak niespiesznie wdrapał się na górę po schodach i ruszył do swojej sypialni. Ledwo zdążył nałożyć spodenki do spania, kiedy do pokoju wszedł jego współlokator.


- Hej! – Zawołał ściszonym głosem chłopak nieco zaskoczony. – Mógłbyś pukać nim wejdziesz.


- Przecież cię uprzedzałem, że przyjdę – Zbył go Jacek siadając przy biurku. W ręku trzymał nożyczki. – To co? Zaczynamy?


- Zaczynamy co? – Spytał z niedowierzaniem Piotrek. – I po co ci te nożyczki?


- Domyśl się geniuszu – zadrwił zirytowany mężczyzna – Wolę sam cię ostrzyc, bo ty raczej prędzej stracisz palce u rąk, niż zetniesz włosy.


- Ale…  zaczął Piotrek mocno się wahając. Jak dotąd to Jolka ścinała mu włosy, bo nie ufał nieznajomym. Trauma z dzieciństwa, gdy ścinała go pani Murdoch będąca w złym humorze, nie pozwalała mu o sobie zapomnieć. Do tego dochodziły jeszcze dwa złe doświadczenia w salonach fryzjerskich o niemiłej obsłudze. Ale Jacka już trochę znał i nawet więcej niż lubił. Może tym razem powinien zaryzykować? – Znasz się trochę na tym?


- Ba, nawet i więcej – zaśmiał się mężczyzna rozbawiony konsternacją chłopaka – Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy. No, męska decyzja.


- Hm, nie jestem pewny – zamyślił się Piotr coraz mniej się wahając – Zgoda.


- No, wreszcie – sapnął Jacek z ulgą – Siadaj i mów, jak mam cię ściąć.


- Krótko? – Rzucił niepewnie Piotrek siadając na zajmowanym wcześniej przez Jacka krześle. – Tak by nie były, ani za długie, ani za krótkie. Chodzi o to, by nie można było za nie złapać.


- Rozumiem – westchnął mężczyzna, po czym zabrał się do dzieła. Po niecałych dziesięciu minutach skończył.  O to ci chodziło?


- Co, już? – Zdziwił się chłopak wstając z krzesła. Od razu ruszył do łazienki przejrzeć się w lustrze. Przeczesał włosy palcami i z zadowoleniem spojrzał na swoje odbicie, bo miał fryzurę taką, o jaką mu chodziło. – Idealnie, dzięki.


- Nie ma za co – Wieczorek skłonił się w zabawny sposób – Dziękuję za wybór moich usług.


- Może kiedyś jeszcze skorzystam – uśmiechnął się Piotrek wdzięczny za pomoc – Gdzie nauczyłeś się takiego fachu pracując jako biznesmen?


- Jako młodzik chwytałem się wielu branż. – Wyjaśnił Jacek lekko ziewając. – Ale nie czas na pogaduchy. Sprzątnę i wracam do siebie.


- W ramach podziękowania posprzątam ja – oświadczył Piotrek schylając się po zmiotkę – Ty możesz już iść spać.


- W sumie, wolałbym jakiś prezent, ale dobrze – zaśmiał się zmęczony Jacek. W momencie gdy odwrócił się zamknąć drzwi, Piotrek podszedł i nieśmiało go pocałował. – A to za co?


- To prezent w ramach podziękowania – wymamrotał zawstydzony chłopak – Dobranoc.


- W takim razie, chciałbym jeszcze dostać buziaka na dobranoc – zaproponował Wieczorek – Zgodzisz się na to?


- Yhm – zgodził się Piotrek z rumieńcem na policzkach – Dobrze.


Jacek podszedł do Piotra i lekko uniósł jego podbródek. Chłopak rozchylił nieco usta zapraszając tym samym do pocałunku. Mężczyzna liznął wargi zielonookiego i przyjmując zachętę chłopaka przeszedł do czynu. Dotykając ramienia Piotra wyczuł, że pokryte jest gęsią skórką. Przytulił, więc go mocno, by tym samym nieco się ogrzał. Gdy zabrakło im tchu, przerwał pocałunek. – Dobranoc. – powiedział cicho cmokając jeszcze chłopaka w czoło – Załóż koszulkę, bo zmarzłeś i idź spać.


- Martwisz się o mnie?! – Spytał Piotrek w zaskoczeniu. – O mnie?


- To oczywiste – odparł poważnym tonem Jacek – Kocham cię, więc się martwię.


Przytulił jeszcze przed wyjściem osłupiałego chłopaka, po czym opuścił pokój. Piotrek z niedowierzaniem i łupiącym w piersi sercem wpatrywał się w przestrzeń, gdzie jeszcze przed chwilą stał mężczyzna. Po pewnym czasie zrobił co miał zrobić i położył się do łóżka. Zasnął.


* * * * *

  
Był środek nocy, kiedy sypialnię Piotra wypełnił dzwonek komórki. Po omacku znalazł telefon i leniwie zaspanym jeszcze głosem odebrał.


- Halo? – Spytał powolnie chłopak – Kto mówi?


- Czy osobą przy telefonie jest Piotr Czarnecki? – Usłyszał w odpowiedzi pytanie wypowiedziane łagodnym, męskim głosem. – Mogę uzyskać szybką odpowiedź?


- Tak, przy telefonie – odparł zaspany Piotrek – Z kim mam przyjemność?


- Nazywam się Robert Murdoch – Przedstawił się jegomość w telefonie. – Masz słabą pamięć, skoro nie poznajesz własnego brata.


- Wiesz, ciężko się myśli o takiej porze – mruknął chłopak z małym wyrzutem – A poza tym, minęło kilkanaście lat, gdy cię ostatnim razem widziałem i słyszałem. Nie ma się co dziwić.


- Rozumiem – zaśmiał się do słuchawki Robert – Nie mam zbyt wiele czasu na pogaduszki, a dzwonię jedynie na prośbę Chrisa.


- Chrisa?! – Zerwał się do siadu Piotrek. – Co z nim? Jak się czuje? Powiedz, że Edward nie zrobił mu zbyt wielkiej krzywdy!


- Uspokój się – polecił Robert zdziwiony reakcją chłopaka – Nie myślałem, że tak mocno się przejmiesz którymś z nas, przecież twierdzisz, że nie należysz do rodziny.


- A co ma piernik do wiatraka? – Spytał spokojnie Piotr. – Zdania nie zmienię w kwestii należności do Murdochów, ale nie jestem z kamienia. Pomimo tego co przeżyłem w tej rodzinie, miewam czasem chwile, gdy za wami tęsknię.


- Cieszy mnie to. – Przyznał Robert. – A wracając do tematu rozmowy, to Chris ma się dobrze. Jest nieco poobijany, ale wszystko gra.


- Dzięki Bogu – odetchnął z ulgą zielonooki – Przeproś go w moim imieniu. Ta cała sytuacja, to moja wina.


- Słusznie czujesz się winny – zgodził się z nim Robert – Przez to, że uciekłeś, całą winą obarczony został Chris. Edward znęcał się nad nim całe trzy dni. Może nie ma dużych obrażeń na ciele, ale psychicznie został skopany.


- Ja…  Piotrek nie miał zielonego pojęcia co powinien powiedzieć. Poczucie winy zżerało go od środka. Robert był typem człowieka, który mówił co myślał w danej chwili. Dlatego Piotr nie miał do niego o to pretensji, jednak jego słowa poruszyły chłopakowi sumienie.  …to.


- Muszę kończyć, bo przyjechał Edward – wtrącił Robert wyrywając Piotra z zamyślenia – Pamiętaj by być czujnym i się nie wychylać za mocno. Żegnam.


- Pa – rzucił krótko na zakończenie rozmowy, ale odpowiedział mu jedynie sygnał rozłączenia – Ta, mogłem się tego spodziewać. Eh, teraz to już na pewno nie zasnę.


Rzucił telefon na półkę obok łóżka, a sam runął na pościel. Robert dobrze wiedział, jak rozbudzić w nim poczucie winy. Odkąd pamiętał zawsze mu się to udawało bezbłędnie. Jego czujny wzrok spod okularów przyćmiewał swą zimną lazurową barwą. Zupełnie nic nie umknęło jego uwadze; nawet mimo mozolnym próbom ukrycia pewnych kwestii, ciągle udawało mu się je odkryć. Z Chrisem nazywali go psem policyjnym, bo potrafił wywęszyć każdy spisek. Niestety stał się pionkiem Edwarda, który upiął go na smyczy swoich wpływów. – Eh, mrzonki. – Ziewnął wspominając dawne czasy. – Ta rodzina nigdy nie była i nie będzie normalną.


Niby na chwilę zamknął ze zmęczenia oczy, ale nie otworzył ich ponownie zasypiając.

       
Obudził się nawet wypoczęty. Leniwie zerknął na zegarek, który wskazywał godzinę dwunastą. Jak lany zimną wodą zerwał się z łóżka. Według ustalonego wcześniej plany, od jakiejś godziny powinien być w szkole. Fakt, świat by mu się nie zawalił, ale w kwestiach organizacyjnych na studiach należał do grona swego rodzaju pedantów. Wkładał spodnie skacząc na jednej nodze – oczywiście tej zdrowej – niestety niefortunnie stracił równowagę i runął na podłogę. Zapiął na leżąco guzik i rozporek, po czym na czworaka podszedł do szafy w poszukiwaniu czystej koszulki. Znalazł, ale niestety taką nie nadającą się na wizytę w dziekanacie. Była to czarna koszulka z białym napisem „fuck you”, którą dostał w prezencie od Pawła jakiś czas temu.


- Cholera! – Krzyknął bijąc się w głowę. – Mogłem zrobić wczoraj pranie! Mam za swoje.


Założył koszulkę napisem na plecach i zarzucił na to rozpinaną ciemnozieloną bluzę z kapturem. Kiedy skończył się ubierać, zszedł na dół od razu kierując się do drzwi wyjściowych z mieszkania. W trakcie nakładania butów dostrzegł przyglądającego się mu Jacka.


- Co ty wyczyniasz? – Spytał mężczyzna nieco zdziwionym głosem. – Pomimo chorej nogi niczym struś pędziwiatr pokonałeś dystans ze swojej sypialni w to miejsce.


- Nie mam czasu – rzucił szybko Piotrek – Za godzinę zamykają dziekanat, a ja muszę dostarczyć im swoje dokumenty.


- Masz na myśli to? – Jacek pokazał mu teczkę, która niedawno leżała na stopniu gdzie siedział. – Co za nie fart, że znalazła się w moich rękach.


- Jakim cudem ją trzymasz? – Zdziwił się Piotrek nie dowierzając. – Oddaj mi ją, bo się śpieszę.


- Dobrze – zgodził się mężczyzna, ale w momencie gdy chłopak miał chwycić teczkę, ten cofnął dłoń. – Ale…


- Jakie ale! – Wrzasnął chłopak w złości. – Przestań pogrywać ze mną w ten sposób! Ja naprawdę się śpieszę!


- Puszczę cię dopiero jak zjesz śniadanie – podał warunek Jacek nie przejmując się słowami Piotra – Jeśli będziesz nadal protestował tracąc w ten sposób czas, nic nie zyskasz, a jedynie stracisz. Wiesz, że kiedy się na coś uprę, to wszystko inne spływa po mnie jak po ścianie.


Piotrek stał jak wryty nie dowierzając. Ścisnął mocno zęby i wściekły ruszył do kuchni. Tam złapał za suchą bułkę, ugryzł ją i zapił wodą z kranu.


- Zjadłem – mruknął wściekle – Zadowolony?


- Nie. Miałeś zjeść śniadanie. – Westchnął rozczarowany Jacek. – Gryz bułki i kranówka?! Nie bądź śmieszny! Nie wypuszczę cię póki nie zjesz porządnego śniadania.


- Nie jestem głodny! – Rzucił Piotrek z wyrzutem. – Oddaj mi tę teczkę i z łaski swojej się odwal od moich nawyków żywieniowych. Moje życie, moja sprawa! A ci nic do tego.


- I tu się kończy miła konwersacja – sapnął Jacek przewracając chłopaka na podłogę i unieruchamiając go siadł na nim okrakiem. – Myślisz, że z kim rozmawiasz! Jesteś słaby!


- Nie jestem! – Zaprzeczył chłopak. – Nie jestem słaby!


- Czyżby? – Zaśmiał się Wieczorek w złośliwym uśmieszku. – W takim razie spróbuj się uwolnić, jeśli potrafisz.


Piotrek bezskutecznie wił się jak wąż i prężył swoje mięśnie z całej mocy próbując wyrwać z uścisku współlokatora, który nawet nie zelżał o milimetr. Po jakichś dwóch minutach całkowicie opadł z sił ciężko dychając.


- Widzisz? Nie potrafisz. – Zaczął z triumfem Jacek. – To są skutki nie dbania o siebie, a ty jesteś w tym mistrzem.


- Możliwe – odparł Piotrek – Ale to nie znaczy, że musisz się do tego wtrącać.


Wieczorek puścił chłopaka, który łapiąc za leżącą obok teczkę ruszył w kierunku drzwi wyjściowych. W chwili, gdy miał już chwycić za klamkę, obraz przed jego oczyma pociemniał, aż w końcu całkowicie znikł na kilkadziesiąt sekund. To spowodowało, że zachwiała się jego równowaga i runął na kolana, wcześniej uderzając o drzwi.


- To jakiś żart? – Pomyślał kasztanowłosy otwierając oczy i stwierdzając, że siedzi w samochodzie swojego współlokatora. – Czemu tu jestem?


Z pytającym wzrokiem spojrzał na siedzącego obok mężczyznę. Jego głowę wypełniał szum i był nieco skołowany. Trudno mu się myślało i łatwo rozpraszało się jego skupienie.


- Widzę, że się obudziłeś – powiedział Jacek w lekkim uśmiechu – Widzisz, takie są skutki, kiedy się olewa śniadania.


- Czemu? – Spytał Piotrek jednocześnie walcząc z mętlikiem w głowie. – Mówiłeś, że nie wypuścisz mnie bez śniadania, więc czemu tu jestem?


- Nie wypuściłem cię – zaśmiał się mężczyzna widząc głupawy wyraz twarzy chłopaka – cały czas jestem przy tobie, czyli nadal cię trzymam.


- Doprawdy – westchnął Piotrek – dziwny jesteś.


- To samo można powiedzieć o tobie – odbił piłeczkę mężczyzna – Dbasz o dobro innych, a nie swoje.


- Bo nie jestem ważny. – Odrzekł spokojnie zielonooki przeczesując palcami kasztanową czuprynę. – Moja egzystencja jedynie sprawia problemy. Dla niektórych, a nawet śmiem twierdzić, że dla wszystkich, byłoby lepiej gdybym się nie narodził.


- Głupiś? – Rzucił wściekle Jacek dając Piotrowi porządnego prztyczka w czoło. – I ty się dziwisz, że wtrącam się w twoje życie. Gdybym tego nie robił, już dawno byś się załamał. Przestań się nad sobą użalać i pogódź ze swoim losem. Nic nie jest przesądzone. Dążąc do czegoś, walcz o to i zdobywaj na nic nie zważając. Stań się czasem egoistą, bo święty jak papież nie zajdziesz za daleko w tym świecie. Czas dorosnąć. Pamiętaj, mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy. To na tyle moich rad. Przemyśl to proszę.


- Czyli, że sam muszę znaleźć odpowiedź? – Dopytywał Piotrek. – Sam też muszę stawić temu czoła?


- Tak – przytaknął mężczyzna – Sam to powiedziałeś, „to twoje życie”.


- Ale to nie jest takie proste. – Żalił się chłopak. – Bynajmniej w mojej sytuacji. Nie dam rady zakończyć tego sam. To zbyt trudne.


- W tym momencie, co masz na myśli? – Dociekał Jacek z czujnym wzrokiem. – Bo mniemam, że nie chodzi tu o zmianę trybu życia.


- Po części – zgodził się Piotrek – W tej chwili mam na myśli przeszłość. Sam się z niej nie wykaraskam. W najlepszym wypadku skończę w trumnie, lepsze to niż niewola.


- Dobra – westchnął Jacek – Jeśli o to chodzi, masz moje i Jolki wsparcie. Jedynie co musisz zrobić samodzielnie, to pogodzić się z samym sobą, odkryć przed czym uciekasz i podjąć odpowiednie środki. Wsparcie masz, potrzebny tylko wkład własny, rozumiesz?


- O dziwo tak – przyznał zielonooki w lekkim uśmiechu. Akurat dojechali pod budynek wydziału, co skłoniło ich do skończenia konwersacji. – Idę, zaraz wrócę.


- Idę z tobą – odparł Jacek wysiadając z samochodu – To na wypadek, jakbyś nagle miał zemdleć.


- Raczej w to wątpię – rzucił z westchnieniem chłopak – ale nie mam nic przeciwko towarzystwu. Może w ten sposób nikt się do mnie nie przyczepi.

Razem ruszyli do wejścia.


* * * * *

       
Nadeszła sobota. O ósmej rano Piotrek otworzył leniwie zaspane oczy i jeszcze w pidżamie, na którą składały się dresowe spodenki i T-shirt z nadrukiem Spongeboba[1], zszedł do kuchni zrobić śniadanie. Jacek miał ważne spotkanie biznesowe o dziesiątej, dlatego zielonooki postanowił wstać trochę wcześniej. Zaparzył kawę i usmażył omlet, a kiedy skończył, akurat do kuchni wszedł Wieczorek.


- Będę około północy – poinformował mężczyzna biorąc łyk kawy – Nie czekaj na mnie, tylko idź spać.


- Kto by chciał na ciebie czekać – ziewnął Piotrek – Poza tym, też wrócę późno. Idę na imprezę.


- Na twoim miejscu bym się zastanowił – poradził Jacek – Na imprezach jest alkohol, a ty raczej za nim nie przepadasz.


- Wiem – westchnął chłopak – Ale to pożegnanie Pawła i obiecałem mu już, że przyjdę.


- Rób jak uważasz – umywał ręce mężczyzna – ale potem nie miej do nikogo pretensji.


- Ty wiesz swoje, a ja swoje – odparł Piotrek wychodząc z kuchni – Lepiej skończyć tę rozmowę. Ja pozmywam, więc się nie kłopocz i powodzenia w pracy. A teraz idę dalej spać.


- Dzięki – zaśmiał się Jacek machając ręką na pożegnanie wychodzącemu z kuchni współlokatorowi. Przez te kilka miesięcy wspólnego mieszkania zdołał zauważyć, że Piotrek jest zwolennikiem krótkich drzemek. – Miłych snów.

           

     * * * * *

Była siedemnasta, kiedy wszedł do Mołotova. W środku roiło się od nieco już podpitych imprezowiczów. Zobaczył Pawła i powoli ruszył w jego kierunku, a nie było to proste z powodu tańczących dzikim tańcem ludzi.


- Cześć! – Powitał go Paweł z szerokim uśmiechem. – Jednak przyszedłeś!


- To twoja ostatnia impreza, jakbym mógł nie przyjść – obruszył się Piotrek – To byłoby niekoleżeńskie, a poza tym obiecałem przecież, że przyjdę i jestem.


- Napijesz się czegoś? – Spytał brunet wskazując na bar. – Masz spory wybór alkoholi.


- Nie, dzięki. Spasuję z alkoholem – odmówił Piotrek – Wezmę wodę.


- Spoko – zaśmiał się Paweł upijając łyk z trzymanej w ręku butelki piwa – Miłej zabawy życzę.


- Dzięki – odparł Piotrek siadając przy barze – Poproszę wodę z cytryną.


- Ciężki dzień? – Zapytał mężczyzna za barem przygotowując zamówiony napój. – Proszę woda.


- Dzięki – Piotrek wziął szklankę z wodą i upił łyk. – Nie jestem częstym bywalcem na imprezach tego typu.


- Kumam – rzucił barman polerując jedną z umytych szklanek – Ale chyba miałeś powód by tu przyjść?


- Tak – zaśmiał się zielonooki – Mój kumpel wraca za granicę, a to pożegnanie w jego stylu.


- Obgadujesz mnie z barmanem?! – Piotrek usłyszał zza pleców śmiech Pawła. – Chodź, przenosimy się na hacjendę Karola. Tam będzie mniejszy tłok.


- Myślałem, że Karol mieszka w akademiku?! – Zdziwił się Piotrek szybko kończąc swoją wodę. – I raczej wątpię, aby tam był mniejszy tłok.


- Nie marudź, tylko chodź – ponaglał go Paweł chwytając mocno za nadgarstek – Nie myśl, że dam ci uciec z tej imprezki. Nie wymigasz się od picia. Idziemy.


Paweł przez całą drogę trzymał Piotrka za rękę w przedramieniu. Pokonali kawał drogi piechotą, bo żal im było kasy na bilet u kierowcy. Kiedy wreszcie doszli do akademika numer 119, okazało się, że trwała już tam jedna impreza.


- I widzisz – zaczął Piotrek w lekkim uśmiechu – wyszło na moje. Mówiłem, że tu nie będzie lepiej.


- Nie susz zębów, bo i tak nie unikniesz alkoholu – zgasił go Paweł, po czym zwrócił się do reszty grupy – Hej, dołączamy się do nich?


- Pytanie! – Zaśmiała się Kaśka tonem jakby Paweł był niemądry wyskakując z tym pytaniem i decydując za wszystkich ruszyła w stronę imprezowiczów z akademika – To jak, idziecie?


- Ta – sapnął Paweł w zgodzie – Bawimy się.


W pewnym momencie Piotrek zdołał uwolnić rękę z uścisku kolegi i udał się w ustronniejsze miejsce. Wyszedł na taras i obserwował jezioro kortowskie łapiące ostatnie promienie słońca. Spędził tak w zamyśleniu z jakieś pół godziny, ale niestety Paweł o nim nie zapomniał.


- Piotruś, tu się ukryłeś! – Zawołał Paweł kładąc dłoń na ramieniu zaskoczonego Piotra. – Myślałeś, że o tobie zapomniałem?


- Miałem taką nadzieję – odparł zielonooki spuszczając głowę – Jakoś nie mam ochoty na picie alkoholu.


- Ty nigdy nie masz na to ochoty – zarzucił mu brunet wciskając do ręki butelkę Reddsa[2] – To od dziewczyn z akademika. Od dłuższego czasu się tobie przyglądają. Kiedy powiedziałem, że nie pijesz, kazały mi to tobie dać.


- Ale ono jest otwarte – zauważył Piotrek – No, nie wiem.


- Pij – nakazał brunet – Jak dają to bierz, jak biją to uciekaj.


- Ale jesteś pewien, że nic tu nie dosypano? – Upewniał się zielonooki. – No, bo wiesz, nie chcę obudzić się gdzieś jutro z urwanym filmem.


- Jak to mówią, ryzyk fizyk – zaśmiał się Paweł klepiąc plecy kolegi – Nie dowiesz się, jak nie spróbujesz.


- Łatwo ci mówić – westchnął Piotrek – Ale dobra, zrobię to dla świętego spokoju. W razie jakbym się dziwnie zachowywał zadzwoń po mojego współlokatora.


- Dobra – zgodził się Paweł – a teraz pij.


Piotrek upił łyk z butelki, a zaraz po tym Paweł zaciągnął go do dziewczyn, od których dostał piwo. Zielonooki usiadł pomiędzy nimi i dołączył się nawet do rozmowy. Z czasem nie wiedzieć kiedy, wypił cztery Reddsy. W głowie lekko mu szumiało, ale nie było jeszcze aż tak źle, jak zwykle bywało. Jedna z dziewczyn – kwintesencja dzieci Emo – zauważyła, że chłopak jest podpity i podała mu kubek z jakimś napojem. Piotrek nie myśląc wypił trunek i dalej pogrążył się w dyskusji z innymi dziewczynami. Po upłynięciu niecałej godziny poczuł, że robi mu się strasznie duszno, a całe ciało zaczęło go palić. Paweł od razu zauważył, że coś jest nie tak i wyprowadził kolegę na zewnątrz.


- Stary? – Zaczął brunet z troską w głosie. – Co jest?


- Jakoś braknie mi powietrza i strasznie mi gorąco – sapnął Piotrek. Upadł na czworaka głęboko oddychając, po omacku wygrzebał komórkę z kieszeni spodni i podał ją brunetowi. – Chyba ta Emo coś dosypała do napoju z kubka. Zadzwoń po Jacka.


- Już – Paweł szybko wybrał numer Wieczorka – Długo nie odbiera.


- Zaraz odbierze – sapnął zielonooki, teraz już leżąc na ziemi – Tak myślę.


- Halo? – Paweł usłyszał w słuchawce męski głos. – Piotr?


- Nie, to nie Piotrek – zaczął nerwowo brunet – Nazywam się Paweł, jestem jego kolegą ze studiów. Dzwonię z prośba, czy nie mógłby pan przyjechać na Kortowo pod dom studencki numer 119 i zabrać Piotrka do domu? On jakoś dziwnie się zachowuje. Jest trochę podpity, ale to nie to.


- O co ci chodzi? – Dopytywał Jacek. – Spróbuj to opisać.


- Jakby to…  zastanawiał się Paweł przyglądając koledze – Nie raz widziałem go w stanie nietrzeźwości, ale teraz jest inaczej. Zwykle tracił przytomność. Teraz leży i ciężko oddycha. Cały jest rozpalony. Nie wiem co mam robić, bo sam też sporo wypiłem.


- Zaraz tam będę – zapewniał Wieczorek – Akurat dojeżdżam do Wydziału Prawa i Administracji.


- Czekam na tarasie akademika – poinformował brunet, po czym rozłączył telefon. Usiadł przy koledze i wpatrywał się w jego klatkę piersiową sprawdzając czy wszystko gra z oddechem. – Zaraz tu będzie. Trzymaj się.


Minęły niecałe cztery minuty, kiedy Jacek wbiegł na taras akademika. Sprawdził stan leżącego na ziemi chłopaka i odetchnął z ulgą.


- Nic mu nie będzie – westchnął w rozbawieniu – Po prostu się naćpał.


- Wspominał coś o jakiejś dziewczynie i napoju od niej – wymamrotał Paweł – Wypił to nie myśląc, ale jest podpity, więc co nieco to wyjaśnia.


- Zabieram go – wtrącił Jacek – Nie musisz się już o niego martwić. Jest w dobrych rękach.


- To wiem – sapnął Paweł – Kazał mi po pana zadzwonić, co oznacza, że panu ufa. To typ zamkniętego w sobie samotnika, rzadko kiedy otwiera się na innych. Fakt, że panu zaufał równa się z cudem.


- Nie obgadujcie ludzi w ich obecności – mruknął nieprzytomnie Piotrek – Ja wszystko słyszę. No, może nie wszystko, ale słyszę.


- Dobra, dobra – zaśmiał się Wieczorek – Czas wracać do domu, panie prawie wszystko słyszący.


Jacek szybko wziął na ręce Piotrka i uspokajając Pawła ruszył do auta. Po kwadransie byli już w domu, więc zaniósł kasztanowłosego do jego sypialni. Piotrek usiadł na łóżku, a po chwili szybko się zerwał na równe nogi. Powoli zaczął lecieć do przodu, ale złapał go Wieczorek. Przez przypadek mężczyzna otarł kolanem krocze chłopaka, na co ten jęknął.


- Mógłbyś mnie zostawić? – Spytał zawstydzony jęknięciem Piotrek. – Nie ruszę się z łóżka, więc nie ma już problemu.


- Możliwe – westchnął Jacek – A co zamierzasz zrobić z tym na dole?


- Nic – stęknął z bólu chłopak – powinno zaraz przejść.


- Nie sadzę – nie zgodził się z tym Jacek – Pomogę ci się z tym uporać.


- Nie musisz – zawstydził się Piotrek, ale sam nie wierzył w to, co przedtem powiedział, więc nie był przekonywujący – Dam sobie radę sam.


- Wątpię – skwitował go mężczyzna – To jak?


- No…  zaczął zielonooki. Narkotyk sprawiał, że coraz bardziej był napalony. – To mój problem, więc uporam się z nim sam.


- Jesteś strasznie napalony – zachichotał Jacek – Co prochy i alkohol robią z ludzi.


- Nie śmiej się! – Uciszał go palony rumieńcami wstydu chłopak. – To nie tak, że tego chciałem. Ja tylko nie pomyślałem. Po alkoholu jestem do niczego i jeszcze te prochy. Matko! Czego ona mi tam dosypała! Nie mam siły ruszyć ręką.


- Poradzisz sobie? – Spytał nieprzekonany Jacek mierząc wzrokiem chwiejącego się chłopaka. – Przecież nie masz siły. Na pewno sobie poradzisz?


- Jestem naćpany, ale nie bezradny – wyrzucił mu Piotrek nieco się unosząc w siadzie. To sprawiło, że spodnie w kroku lekko się opięły sprawiając chłopakowi ból. – Aua.


- Poluźnij trochę spodnie – polecił Jacek nie spuszczając współlokatora z oczu.


- Zamknij się! Wiem! – Rzucił Piotrek próbując rozpiąć guzik spodni, ale niestety nie miał siły w rękach i poniósł fiasko. – Cholera!


- Mówiłem, że sobie nie poradzisz – wtrącił mężczyzna – Pozwól mi to zrobić.


- Nie! Przestań się tu gapić! – Krzyknął zażenowany chłopak. – No, nie patrz!


- Jeśli nie rozepniesz spodni, będzie cię bolało – zauważył Wieczorek zbliżając się do Piotrka. Lekkim pchnięciem powalił ledwo utrzymującego równowagę chłopaka na łóżko i zaczął rozpinać jego spodnie – Zajmę się tym, więc się nie martw.


- Przestań – jęknął zielonooki. Starał się podnieść, ale nie miał na to siły – Nie możesz…


- Jeśli to dla ciebie takie straszne – mruknął Jacek kładąc dłoń na kroczu chłopaka – To zamknij oczy i wyobraź sobie coś innego.


- Jacek… proszę – jęknął Piotrek z ledwością chwytając rękę mężczyzny  …przestań.


- Chcę ci tylko ulżyć – odparł Wieczorek masując członka chłopaka. Piotrek posapywał cicho w momencie wytrysku. – Szybko, co?


- To dlatego, że działają te prochy – zarzekał się zmieszany chłopak – Naprawdę!


- Doszedłeś, ale widzę, że to jeszcze nie koniec – zauważył Jacek nieco rozbawiony – No, nieźle.


- Cholera! – Mruknął Piotrek patrząc na dolną partię swojego ciała. – Co to w ogóle za narkotyk?


Jacek nie słuchając chłopaka wziął jego członka do ust i lekko go zassał. Zielonooki spiął się na chwilę w szoku.


- Przestań proszę, to jest strasznie zawstydzające – prosił chłopak mocno zakłopotany – Wystarczy, już dużo zrobiłeś. Przejdzie mi, jak się położę.


- Jeszcze raz. – Rzucił Jacek nie przerywając. – Nie przejdzie, spójrz tylko na siebie.


- Ale to…  zaczął wijąc się z odurzenia Piotrek. Najbardziej przerażał go fakt, że prawie w ogóle nie mógł się ruszyć.  … to takie… takie


- Wiem, ale przestań się temu opierać – polecił mu Jacek – po prostu daj się temu ponieść.


- Nie jestem na to gotowy – upierał się chłopak – Ostatnimi razami strasznie bolało.


- Będę delikatniejszy – poinformował go mężczyzna zdejmując koszulkę – Chcę, żebyś czerpał z tego przyjemność.


Wpływ narkotyku pozwolił Piotrkowi wyzwolić jego prawdziwe uczucia. Uczucia, których się bał ujawnić. Sapnął cicho, po czym ostatkiem sił przytulił się do Wieczorka i obdarzył go pocałunkiem. Zdziwiony Jacek na chwilę zastygł w bezruchu, na co chłopak uśmiechnął się i położywszy dłoń na jego policzku, delikatnie go pogłaskał.


- Poddaję się. Na tę noc jestem twój – wyszeptał z ciepłym spojrzeniem – Proszę tylko, żebyś był delikatny.


- Masz to jak w banku – zapewnił go Jacek ucieszony zmianą nastawienia zielonookiego. Namiętnie pocałował Piotra, który od razu go odwzajemnił. To upewniło mężczyznę, że naprawdę mu się oddał. – Będę delikatny, jak się tylko da.


- Dzięki – mruknął chłopak z uśmiechem.


Mężczyzna do końca rozebrał współlokatora i powoli zaczął go przygotowywać do stosunku. Chłopak oddychał spazmatycznie i pojękiwał za każdym razem kiedy dochodził. Nieco się wystraszył w momencie, gdy Jacek miał włożyć w niego swojego członka, ale namiętny pocałunek odwrócił jego uwagę.


- Boli? – Spytał Wieczorek, gdy chłopak zacisnął mocno powieki. – Jestem już prawie cały w tobie, jeśli boli, to go wyjmę.


- Nie, to nie to – wydyszał Piotrek powoli otwierając mokre od łez oczy – Trochę boli, ale towarzyszy temu dziwne uczucie. Dziwne, ale przyjemne.


- Mogę zacząć się ruszać? – Pytał o zgodę mężczyzna. – Zrobię to powoli.


- Zrób to – sapnął kasztanowłosy – Chcę ciebie poczuć, więc przytul mnie proszę.


- Jak sobie życzysz – uśmiechnął się Jacek w zadowoleniu przechodząc do działania – Przygotuj się, bo nadchodzę.


- To – jęknął chłopak wbijając palce w ramię mężczyzny – Ja… cek… to zbyt wiele.


Piotrek zmęczony opadł dysząc na poduszki. Z przymkniętymi oczyma uniósł nieznacznie dłoń jakby w poszukiwaniu czegoś lub kogoś. Uchwycił ją Jacek mocno ściskając. W ten sposób mężczyzna dał mu znak, że nadal jest przy nim. Po krótkim wytchnieniu kontynuowali co zaczęli. Kiedy skończyli, Piotrek był już nieprzytomny i spał niewinnie jak dziecko. Jacek leżał przy nim i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w twarz śpiącego. Delikatnie musnął dłonią jego policzek i pogłaskał zmierzwioną kasztanową czuprynę.


- Nawet nie wiesz jak bardzo jesteś mi bliski. – Wyszeptał mężczyzna ostrożnie całując czoło Piotrka. Chłopak poruszył się przez sen i w niego wtulił, niczym małe dziecko do pluszowej zabawki. W rezultacie zsunął się z niego koc odkrywając większą część nagiego ciała. W odpowiedzi na to Jacek cicho się roześmiał i przykrył rozkrytego pod samą szyję. Raptem na łóżko wskoczył kot, jakby przeczuwając, że jego właścicielowi jest zimno. Zwierzę spojrzało na mężczyznę, po czym skuliwszy się położyło tuż nad głową śpiącego pana. – Też się o niego martwisz, nie Rubi? Ta niewinnie wyglądająca twarz i smutne, dobre, zielone oczy sprawiają, że chce się mu pomóc. Jego bezinteresowność i gorliwość we wszystkim co robi doprowadziły do tego, że ktoś taki jak ja, bezlitosny morderca zabijający z zimną krwią, się zakochał. Stał się dla mnie kimś ważnym, kimś kogo nie chciałbym skrzywdzić, a jedynie bronić. Istny paradoks. – Westchnął powoli zasypiając. – Morderca broniący życia.

Świtało, kiedy Piotrek otworzył oczy. Leżał twarzą do Jacka i zaspanym wzrokiem wpatrywali się w śpiącego mężczyznę, którego ciemne włosy lekko opadały na powieki łagodząc tym samym jego rysy twarzy. Okropnie zaschło mu w gardle i chciał wstać po coś do picia, ale nadal nie miał sił. Działanie narkotyku minęło, niestety wykończony był odbytym stosunkiem. Poruszył się lekko i powoli usiadł na skraju łóżka. W momencie gdy miał już wstać, od tyłu objął go Jacek i z powrotem wciągnął do łóżka. Piotrek się nieco wystraszył tym zabiegiem ze strony jeszcze przed chwilą śpiącego mężczyzny. Był zaskoczony, ale szybko ochłonął wyciszając walące w piersi serce.


- Nie wstawaj – polecił współlokator całując okolicę obojczyka Piotra – Nie nadwerężaj mocniej swojego ciała. Zaraz przyniosę ci wodę, a jeśli chcesz do łazienki, to cię zaniosę.


- Nie – szepnął chłopak lekko zawstydzony – Chce mi się tylko pić.


- Więc zaraz ci coś przyniosę – uśmiechnął się Jacek, po czym szybko wyskoczył z łóżka i wyszedł z pokoju. 
Po krótkim czasie ponownie zjawił się w sypialni z wielkim kubkiem  zimnej wody w ręku. – A oto i woda.


- Dzięki – odparł zielonooki biorąc kubek do rąk i łapczywie pijąc jego zawartość – Tego mi było trzeba.


- Nie ma za co – zaśmiał się Jacek zlizując wodę z kącików ust chłopaka – Przynieść ci jeszcze?  


- Nie – zająknął się Piotrek w zaskoczeniu – Tyle mi w zupełności wystarczy.


- Jeśli tak, to spróbuj jeszcze zasnąć – poradził Wieczorek nakrywając nagie ciało chłopaka, które od chłodu pokryło się gęsią skórką – Musisz dobrze wypocząć.


- Nie musisz mi mówić – ziewnął przymykając swoje zielone oczy – Ze zmęczenia ledwo się ruszam.


- Tak – zachichotał Jacek – Trochę cię zmęczyłem idąc na całość.


- Możliwe – mruknął Piotrek prawie zasypiając – Mam nadzieje, że teraz nie zostawisz mnie samego.


- Nawet o tym nie pomyślałem – odparł mężczyzna kładąc się obok zwiniętego w kłębek chłopaka i mocno przytulając – Dobrej nocy.


Piotrek odwrócił się twarzą do Jacka i wtulił w jego tors, po czym mruknął zaspanym głosem:  Dobranoc.



[1] SpongeBob Kanciastoporty (ang. SpongeBob SquarePants) – serial animowany produkcji Nickelodeon, powstający od roku 1999.
[2] Redd’s – piwo smakowe o niskiej zawartości alkoholu.

8 komentarzy:

  1. Genialne. Tylko kim jest tak naprawdę Jacek? Isia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny rozdział!
    Ciekawi mnie kim tak naprawdę jest Jacek. Morderca, zabijający z zimną krwią, który się zakochał. Ciekawym osobnikiem jest ten Wieczorek ^^.

    OdpowiedzUsuń
  3. widzę, że mamy tu fankę zakochanego tyrana xd :P Teksty identyko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś czytałam tę mangę i przyznaję bez bicia, że ten rozdział był nią niejako zainspirowany.

      Usuń
  4. Hej,
    czy ludzie nie rozumieją słowa "nie", Duch i jego reakcja na wieści, że Piotrek rezygnuje z uczelni i to przez Edwarda, Robert tak jakoś w nerwach nie zaregował na niego, a Wieczorek zimny morderca zakochany...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    świetnie, czy niektórzy ludzie naprawdę nie rozumieją słowa "nie", nasz profesorek Duch i jego reakcja na wieści, że Piotrek rezygnuje z uczelni i to przez Edwarda, była cudowna, Robert tak jakoś w nerwach nie zaregował na niego, a Jacek och tak zimny morderca zakochany...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniale, niektórzy ludzie naprawdę nie rozumieją słowa "nie", a to mnie bardzo wkurza, nasz profesorek - Duch i jego reakcja na wieści, że Piotrek rezygnuje z uczelni i to przez Edwarda, była cudowna, boska, Robert tak jakoś w nerwach nie zaregował na niego, a Jacek och tak zimny morderca zakochany... bardzo mi się podoba...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  7. 40 yr old Systems Administrator II Adella Tomeo, hailing from Mont-Tremblant enjoys watching movies like Topsy-Turvy and Rappelling. Took a trip to Ha Long Bay and drives a S40. poznaj fakty tu i teraz

    OdpowiedzUsuń