Translate

czwartek, 31 października 2013

Nadzór


Ten rozdział jest nieco krótszy niż reszta. Z góry za to przepraszam i w weekend wrzucę coś dłuższego. Życzę miłej lektury z cichą nadzieją, że się wam spodoba. 
Pozdrawiam :)

Późną nocą srebrny Suv Kia Sportage wjechał na teren Assassini Tirocinium. Dante zgasił silnik, a następnie odwrócił się w stronę śpiącego obok w fotelu Piotrka. Kątem oka zerknął jeszcze w tył na budzącą się z drzemki Nicole.


- Już jesteśmy?! – Zdziwiła się przeciągając na tylnym siedzeniu – Która godzina?


- Dochodzi druga – poinformował ją Dante zmęczonym głosem – Wy spaliście przez większą część drogi, ja nie miałem tak dobrze.


- Rozumiem – ziewnęła Nicole, po czym wyjęła telefon z kieszeni zaczynając się nim bawić. Po chwili samochód wypełnił mrożący krew w żyłach wysoki dźwięk, na który Rubi prawie zeszła z tego świata, zaś Piotrek gdyby nie pasy spadłby z siedzenia. – Pobudka śpiochy!


- Jesteście chorzy! – Wrzasnął chłopak w panice próbując odpiąć pasy – Chcecie bym dostał zawału, czy jak? Co jest z tymi pasami, do cholery!


- Hej, uspokój się braciszku – Zaśmiała się Nicole wyłączając swój budzik – Dojechaliśmy, dlatego cię obudziłam.


- Mogłaś zrobić to z wyczuciem – zarzucił siostrze z żalem – Ale zamiast tego wolisz doprowadzać mnie do palpitacji serca.


- Nie wściekaj się – prosiła Nicole przesłodkim głosem – Nie miałam nic złego na myśli. Chciałam dobrze, przecież wiesz.


- Co to w ogóle za budzik? – Zapytał się z nutą odrazy w głosie Dante – To jakiś obłęd, którego nie można znieść.


- Dostałam go od koleżanki – wyjaśniała z niewinną miną dziewczyna – Nazywa się ryk Mandragory. Według legend niektórzy ludzie po usłyszeniu krzyku tych roślin umierają.


- Ja się im nie dziwię – burknął Piotrek wysiadając z auta – Prawie zaliczyłem zgon przez ten jazgot, a Rubi popiera moje zdanie.


- Ej, no nie bądźcie tacy drętwi – upraszała Nicole – To jedyny dzwonek, który skutkuje w moim przypadku. Wszystkie inne zawodzą.


- Współczuję twojemu współlokatorowi – oświadczył Dante otwierając bagażnik – Co świt będzie przeżywał horror.


- A nie będzie nim Piotrek?! – Zszokowała się dziewczyna – Z tego co słyszałam, to miał pozostać stary układ.


- To źle słyszałaś – pacnął ją w czoło Sicarius – Układ pozostał ten sam z niewielkimi zmianami. Mianowicie chodzi tu o Piotrka.


- W jakim sensie? – Nie rozumiała problemu – Można jaśniej?


- W akademii uciekinierów traktuje się z większą uwagą – tłumaczył mężczyzna – Piotrek zwiał zaraz po egzaminie, dlatego nałożono na niego nadzór. Każdy opiekun będzie mieć na niego oko. Pokój będzie dzielił oczywiście ze mną.


- To nie fair! – Krzyknęła w proteście dziewczyna – Zabieracie mu resztki swobody w szkole i tym sposobem ograniczą się moje kontakty z bratem.


- Nie narzekaj – przerwał lament siostry Piotrek – To nie ciebie będą inwigilować i pilnować, tylko mnie. Do tego miej na oku swojego nowego współlokatora, ok.? Jest zielony i nie zna tutejszych zasad.


- Znasz go? – Nicole zbliżyła się do brata – Kto to?


- Mój podopieczny – poinformował siostrę w lekkim uśmiechu – Nazywa się Kamil i jesteście mniej więcej rówieśnikami. Będą tu także jego brat z siostrą, bliźniaki Jacuś i Agatka. Uprzedzając następne pytanie. Nie, nie będą się szkolić, bo są na to za młode.


- Skoro skończyliście już wasze pogaduchy, to możemy ruszać do dormitorium. – Westchnął Dante rzucając chłopakowi i dziewczynie ich bagaże. – Noc to pora snu, a nie czas dysput.


- Ta – odpowiedzieli w śmiechu Piotrek z Nicole, po czym ruszyli w stronę budynku mieszkalnego. Dante westchnął zatrzaskując bagażnik, a następnie podążył za rozbawionym czymś rodzeństwem.


Rozstali się z Nicole przy jej pokoju. Piotrek zmęczony ziewał co kilka minut dając tym do zrozumienia, że chce spać. Dante również odczuwający skutki długotrwałej podróży autem podzielał zdanie partnera. Obaj skierowali się do swojej sypialni.


- Który pokój jest nasz? – Zapytał Piotrek człapiąc za Dante – Zostało tylko dwoje drzwi do końca korytarza, a te które minęliśmy były już przydzielone.


- Cierpliwości – uciszał chłopaka mężczyzna – Semestr zimowy nieco różni się od letniego. Tym razem opiekunowie mają odrębne dormitorium.


- Chcesz powiedzieć, że będę spał w części opiekunów? – Piotrek w szoku przystanął.


- Tak – Dante wzruszył ramionami – Jesteś objęty nadzorem, a nocowanie wśród opiekunów jest częścią tego programu.


- Że co proszę? – Kasztanowłosy nieco się zirytował – Program nadzoru? Niby z jakiego powodu?


- A jak myślisz? – Usłyszeli za sobą głos Wiktora Moon’a. Blondyn objął ramieniem Piotrka złośliwie się uśmiechając. – Jesteś pierwszym z naszych podopiecznych, któremu udało się uciec ze szkolenia.


- Fakt, uciekłem – przyznał Piotrek – jednak po zakończeniu szkolenia.


- Serio?! – Wyśmiał go Moon – To pokaż mi symbol ukończenia.


- Jaki symbol? – Zdziwił się chłopak – A nie trzeba było przeżyć ostatniego testu?


- To też – wyjaśnił Dante – ale poza tym, uczniowie akademii otrzymują symbol ukończenia każdego etapu szkolenia.


- Czyli? – Dociekał Piotrek.


- To wytatuowane pojedyncze kropki – odparł Dante zmęczonym głosem – Kiedy uczeń dochodzi do ostatniego etapu edukacji w akademii, rada szkoły nadaje mu przydomek, którym ma się on posługiwać podczas zleceń. Mnie ochrzcili jako Raptor, a Rose to Wiedźma.


- Rozumiem – westchnął ospale Piotrek – jednak nadal twierdzę, że nie potrzebny mi nadzór.


- Twój los w tej szkole jest już przesądzony – zaśmiał się Wiktor klepiąc chłopaka po ramieniu – Każdy twój ruch, każde słowo, a nawet wdech czy wydech będą pod obserwacją. To w celu zapobiegnięcia kolejnej ucieczce.


- Wiedziałem żeby tu nie wracać – mruknął pod nosem zielonooki – Instynkt podpowiadał mi, że tak to się skończy.


- Co ty tam burczysz? – Zawołał Moon mierząc go wzrokiem – Czyżbyś już knuł plan ucieczki?


- Zejdź ze mnie, bo zacznę coś knuć – sapnął chłopak w złości – Jeśli przeciągniecie strunę, co mi się z pewnością nie spodoba, to zwieją pomimo tego waszego nadzoru.


- Dodam tylko dla twojej wiedzy młody, że na tym szkoleniu podwoiła się liczba opiekunów – rzucił Wiktor otwierając drzwi do przydzielonej mu sypialni – Życzę powodzenia Piotruś.


- Matko, jak on mnie wkurza – stęknął obruszony Piotrek – Jeszcze chwila, a pokazałbym mu pięścią co o nim myślę.


- Zastopuj się nieco – uspokajał go Dante – To typ, który większości gra na nerwach. To trik taktyczny polegający na wyprowadzeniu z równowagi przeciwnika. Jak widzę, jesteś na to podatny, więc będę zmuszony popracować nad twoim skupieniem i koncentracją. Myślę, że obecność Wiktora będzie przydatna.


- Chcesz żebyśmy się pozabijali, czy jak? – Piotrek badawczo przyglądał się mężczyźnie. – Jak nie ja jego, to on mnie, chyba wiesz co mam na myśli?


- Wiem – uśmiechnął się Dante – A teraz chodźmy się przespać, bo padam na twarz.


Obaj podeszli do ostatnich drzwi umieszczonych na końcu korytarza dormitorium opiekunów, a kiedy je otworzyli, ich oczom ukazał się dość spory pokój z dwoma tapczanami i osobnymi szafkami. W sumie, na pierwszy rzut oka wyposażeniem nie różnił się od tego, który przydzielano uczniom, jednak po dłuższym spojrzeniu okazywał się bardziej przystosowany do potrzeb nauczycieli. Obaj nawet się nie wykąpali, a jedynie rozebrali i runęli na swoje łóżka zasypiając w chwili zetknięcia z posłaniem.


* * * * *


Słońce było już w zenicie, kiedy Rubi przeciągnęła się na posłaniu swojego właściciela. Leniwie podeszła do niego i liznęła jego nos. Chłopak nie reagował, więc pacnęła jego policzek łapą głośno przy tym miaucząc. Powieki uniosły się odkrywając zaspane, zielone oczy dając zwierzęciu do zrozumienia, że budzenie odniosło sukces.


- Hej Rubi – przywitał się z kotką Piotrek powoli podnosząc do siadu – Zgaduję, że musiałaś zgłodnieć, bo inaczej nie budziłabyś mnie z taką desperacją. No, nic. Trzeba będzie wybrać się nam do Leonarda i wyżebrać nieco mleka i tuńczyka dla ciebie. – Spojrzał na sąsiednie łóżko, gdzie spał jeszcze Dante – Jutro inauguracja, więc możemy sobie trochę poleniuchować. Jak widać, on z tego korzysta.  Wieczorem przyjedzie Rose z dzieciakami, dlatego musimy nacieszyć się pozostałą nam wolnością.


Leniwie wstał z łóżka i podreptał do łazienki. Kiedy przebrał się w czyste ciuchy, wraz z Rubi opuścił pokój pozostawiając tam śpiącego współlokatora. Z wolna kierował się ku szkolnej stołówce zastanawiając się, czy Leo wpuści go do swojej kuchni. W sumie, to stęsknił się za tym humorzastym blondynem o staromodnej fryzurze. Nie zdążył nawet przekroczyć progu stołówki, a usłyszał bas Leonarda.


- Wiedziałem, że wpadniesz – przywitał go uśmiechnięty blondyn wlewając mleko do miseczki dla Rubi – Śniadanie dla kici jest już gotowe, dlatego siadaj i opowiadaj co porabiałeś przez ostatni rok.


- W sumie, to nic się nie zmieniło – mruknął Piotrek siadając przy stole. Leo postawił tuż przed nim kubek z gorącą czekoladą. – A ty nadal traktujesz mnie, jak dzieciaka.


- Sam powiedziałeś, że nic się nie zmieniło – zaśmiał się blondyn klepiąc go po plecach – Czemu tak bardzo chcesz wkraczać w nudny świat dorosłych? Rozumiem, że przekroczyłeś już dwudziestkę, ale na siłę skracać ten szalony wiek młodzieńczy?


- Wiesz, chciałbym tak zrobić – zamyślił się chłopak – Myślę, że powinienem to rozważyć. Dzięki za czekoladę.


- Poznałem cię na tyle by wiedzieć, że ją lubisz – Leo wrzucił kilka słodkich pianek do kubka chłopaka – Gorzkie życie trzeba czasem osłodzić na przykład czekoladą z piankami.


- Ciekawa teoria – zaśmiał się Piotrek biorąc łyk ciemnego płynu – Podświadomie ją stosuję. Lubię słodycze, choć bywają dni, że ich nie znoszę.


- Czyli jest jeszcze nadzieja, że wyrośnie z ciebie porządny mężczyzna – pochwalił go blondyn z ciepłym spojrzeniem – Jak na razie, jesteś jeszcze zagubionym chłopcem, który desperacko próbuje się odnaleźć. Fakt, że lubisz słodycze pokazuje, iż nie poddajesz się otaczającej cię mgle goryczy.


- Co cię wzięło na mówienie metaforami tak z rana? – Piotrek wypełnił kuchnię swoim śmiechem – Wiesz, naprawdę tęskniłem za tymi twoimi dziwnymi porównaniami.


- Też tęskniłem, dzieciaku z talentem do pakowania się w kłopoty – zmierzwił chłopakowi włosy – Pilnuj się, bo w tym semestrze do Rose, Dantego, Teo i Wiktora dołączą Orestes, Diego, Aaron i Kalipso.


- Moon wczoraj mnie uprzedzał, że zwiększyło się grono pedagogiczne – sapnął Piotrek żując jedną z pianek – Wiem też, że jestem pod nadzorem.


- Rose wywalczyła dla ciebie indywidualne nauczanie, jakkolwiek to brzmi – wyjaśniał mu Leo – Dzięki temu będziesz rzadziej widywał Orestesa i resztę.


- Dante wspominał, że będę musiał uczęszczać na podstawowe zajęcia w szkole – przypomniał sobie zielonooki – a to, co mówisz temu zaprzecza.


- Nie, w ogóle temu nie zaprzecza – zaśmiał się blondyn z miny chłopaka – Będziesz chodził na lekcje z Rose, Moonem i Holmesem, ale opuścisz zajęcia z nowymi nauczycielami.


- Rozumiem – Piotrek dokończył pić czekoladę – Dzięki za tę rozmowę, ale muszę już wracać do pokoju. Dante pewnie zastanawia się, gdzie mnie znowu poniosło.


- Wpadaj częściej – pożegnał go blondyn – A o kota się nie martw, bo zawsze coś dla niego znajdę.


- Dzięki – Zielonooki uśmiechnął się szeroko, po czym wyszedł z kuchni. Rubi pobiegła za nim. Kiedy wrócił do pokoju, Dante właśnie wychodził spod prysznica przepasany ręcznikiem wokół bioder. Kasztanowłosy zawiesił swój wzrok na nagim torsie partnera złośliwie się uśmiechając.


- Choć raz role się odwróciły – zauważył podchodząc do mężczyzny – Może tym razem to ja wytrę ci włosy?


- Chcesz się ze mną troszeczkę podroczyć dzieciaku? – Odgryzł mu się Dante rzucając w jego stronę drugi ręcznik. – W takim razie do roboty.


- Co? – Działanie ciemnowłosego nieco zbiło z tropu chłopaka – Serio?


- Sam to zaproponowałeś – oświadczył spokojnie Dante podchodząc do zdębiałego chłopaka – To jak?


- W sumie, to był żart, ale ok. – Mruknął Piotrek, po czym zarzucił partnerowi na głowę ręcznik. Mężczyzna przyciągnął go tak, że niemal przywarli do siebie ciałami. Zielonooki chwilę patrzył mu w oczy, jednak bliskość z partnerem sprawiła, że zechciał go pocałować. Bez ostrzeżeń przylepił się do jego ust.


- Smakujesz czekoladą – spostrzegł Dante, kiedy przerwali pocałunek – to mnie utwierdza w przekonaniu, że byłeś u Leonarda. Tylko on jest zdolny poić ludzi czekoladą z samego rana.


- Jak zwykle, niczego nie zdołam przed tobą ukryć – zachichotał chłopak zaczynając wycierać mu włosy – Myślę, że też powinienem wziąć ciepły prysznic. Na dworze z rana jest dość chłodno.


- Może rozgrzejemy cię w inny sposób? – Zaproponował Sicarius jednocześnie rozpinając chłopakowi bluzę. – Co sądzisz o takim rozwiązaniu?


- Brzmi ciekawie – odparł Piotrek czując, że udziela mu się nastrój partnera – Tylko bądź delikatny, bo na powrót muszę się do tego przyzwyczaić.


- To świadczy o tym, że za rzadko się kochamy – podsumował Dante popychając chłopaka na najbliższe łóżko – Trzeba zwiększyć intensywność twoich nocnych treningów, nad czym teraz popracujemy.


Piotrek jęknął głośniej, kiedy jego pobudzona męskość napierała na szew w spodniach. Dante jedynie się zaśmiał rozpinając guzik i powoli zsuwając je z niego.


- Pierwszy raz w ogóle się nie opierasz – szepnął chłopakowi do ucha w przelotnym pocałunku.


- Sam nie wiem czemu, ale nabrałem na to ochoty – sapnął Piotrek ściągając z siebie resztę garderoby i wtulając się w mężczyznę. – Korzystaj, bo następnym razem może być inaczej.


- Tak zrobię – Dante od razu wziął się do rzeczy i powoli w niego wszedł. Chłopak skrzywił się z bólu, ale nie narzekał. Zagryzał wargi by powstrzymać swoje jęki. Na szczęście, ciemnowłosy pomógł mu je zagłuszyć namiętnymi pocałunkami. Trochę się pogimnastykowali, po czym wspólnie wzięli kąpiel kontynuując to, co zaczęli w łóżku. Po wszystkim opadnięty z sił Piotrek położył się spać, zaś Dante wyszedł wrzucić sobie coś na ząb.

sobota, 26 października 2013

Kolejny element układanki




 Było wczesne popołudnie, kiedy Piotrek się obudził. Otworzył oczy i zauważył puste miejsce obok. Powoli wstał i ostrożnie ruszył w stronę łazienki. Wziął gorący prysznic i starannie owinął się w ręcznik. W drodze powrotnej dostrzegł przez szparę w drzwiach do biblioteczki drzemiącego w fotelu Dantego. Westchnął tylko z rezygnacją i ściągając z łóżka koc nakrył mężczyznę.

- Znowu szykuje się do jakiejś misji – stwierdził w myślach, dostrzegając na stoliku teczki z aktami nieznanych mu ludzi – Albo to nowi rekruci do szkoły. Ostatnio dość sporo pracuje i prawie w ogóle nie odpoczywa. Mam nadzieję, że to nie z mojego powodu.

W kącie sypialni znalazł swój plecak, z którego wygrzebał jakieś ubranie. Trochę zgłodniał, więc zaczął rozglądać się po domu w poszukiwaniu kuchni. Znalazł ją w drugim końcu korytarza na dole, ale sama droga jaką przebył dała mu w kość, dlatego oparł się o jedną ze ścian w celu odpoczynku. Wszystko od pasa w dół go bolało i chodzenie ze staniem sprawiało mu trudność. Przymknął na chwilę oczy i kilkakrotnie uderzył głową w ścianę za sobą. Wypuścił z płuc powietrze, sygnalizując tym koniec postoju. Wszedł do kuchni kuśtykając i od razu zajął się myszkowaniem po szafkach. Jedyne co znalazł to zupki instant i kilka mrożonek gotowych dań w lodówce.

- No, pięknie – burknął pod nosem w rezygnacji. Nie przepadał za takim jedzeniem, ale głód skłonił go do zmiany zdania. – Trzeba to przeboleć i nie wybrzydzać, jak jakiś rozpieszczony dzieciak. Eh, przypomniały mi się pierwsze lata samodzielności, kiedy jadałem wyłącznie takie śmieciowe żarcie.

- Ciekawe rzeczy opowiadasz, kiedy mnie przy tobie nie ma – ziewnął Dante leniwie wchodząc do kuchni i przysiadając się do chłopaka. – Widzę, że znalazłeś swoje rzeczy.

- Jak widzisz, znalazłem – przyznał Piotrek, skupiając zniesmaczony wzrok na kubku z makaronem – O której wstałeś?

- Około czwartej – mruknął Dante podprowadzając Piotrkowi sprzed nosa jedzenie i zabierając się do wyżerki – Smacznego.

- Nie ma sprawy – prychnął zirytowany Piotrek zaplatając przy tym ręce – Zjedz to, co z trudem sam sobie zrobiłem bez żadnych wyrzutów i tak to jedno, wielkie, niezdrowe paskudztwo.

- Aha – Dante zmierzył nadąsanego chłopaka badawczym spojrzeniem, po czym wstał od stołu i grzebiąc chwilę w lodówce wyjął z niej coś i wsadził do mikrofali. Po kilku minutach podstawił Piotrkowi pod nos gorący posiłek. – Jedz i nie narzekaj.

- Co? – Piotrek zbaraniał, widząc przed sobą potrawę, która nie przypominała niczego mu znanego, a przynajmniej tego czym miało być wedle napisu na opakowaniu – Nie wiem, czy to w ogóle jest jadalne.

- Nie marudź – pouczył go mężczyzna, kończąc zupę z kubka – A może powinienem cię nakarmić?

- To będzie zbyteczne – skrzywił się chłopak wąchając danie przed nim – Jakoś straciłem apetyt.

Piotrek chciał odejść od stołu, jednak Dante mu na to nie pozwolił. Chwycił chłopaka za rękę i z powrotem usadowił na krześle.

- Nie wyjdziesz stąd dopóty dopóki nie zjesz – Poinformował spokojnie chłopaka, który skrzywił się z bólu w momencie zetknięcia z krzesłem. Kiedy nie odpowiedział i nie wykazywał oznak współpracy, Dante nabierając na widelec trochę jedzenia, wepchnął je wprost do buzi buntownika. – Milczenie jest równoznaczne z prośbą o nakarmienie. Nie smakuje tak źle jak wygląda, co nie?

- Nie jestem dzieckiem, więc mnie tak nie traktuj! – Krzyknął wściekły Piotrek – Powiedziałem, że nie chcę jeść, to nie chcę.

- Nie wierzę ci – zbył go mężczyzna wpychając chłopakowi następną porcję jedzenia do ust w momencie, gdy ten chciał coś powiedzieć. Piotrek w szoku przełknął i zdębiały patrzył na partnera. – Widzisz, jednak jesteś głodny.

- To nie ma nic do rzeczy – mruknął z dąsem Piotrek – Niezależnie co powiem, ty nadal będziesz to robił. Daj to. Sam zjem.

- Grzeczny chłopiec – uśmiechnął się mężczyzna oddając chłopakowi widelec – Masz zjeść wszystko, a jak skończysz, to ruszamy do Nicole.

Piotrek z trudem zjadł swój posiłek, po czym spakowali się i ruszyli w stronę Toronto. Ku zdziwieniu chłopaka, drogę do miasta pokonali w około trzydzieści minut. Niestety przejazd przez miasto zajął im około dwóch godzin. Nicole mieszkała na obrzeżach miasta z daleka od wielkomiejskich hałasów ulicznych. Okolica od razu przypadła chłopakowi do gustu.

- Wow,  niezła chata – gwizdnął widząc średniej wielkości dom za żywopłotem z krzewów róż – Podobny do tego z moich dziecięcych snów.

- To zwykły dom – stwierdził sucho Dante – Niczym się nie wyróżnia.

- Chyba tego nie zrozumiesz – westchnął Piotrek wysiadając z pojazdu – Zresztą nieważne.

- Niby czego według ciebie nie zrozumiem? Czemu z góry zakładasz, że nie dam rady tego zrozumieć? – Naciskał na chłopaka mężczyzna wyłaniając się z samochodu – Uzasadnij swoje stwierdzenie.

- Kiedy byłem mały, to śnił mi się dokładnie taki dom – opowiadał Piotrek opierając się o maskę auta. Przymknął oczy, jakby wyobrażając sobie obraz domu ze snów. – Teraz, kiedy mam go przed oczami, czuję coś na podobieństwo nostalgii. Czemu powiedziałem, że nie zrozumiesz? Nie zrozumiesz tego, ponieważ nigdy nie czułeś się wyobcowany w rodzinie i nie wędrowałeś z domu do domu. Osoba, która to przeżyła wie jakie towarzyszą temu odczucia. Ktoś kto nie ma własnego miejsca, kogo zawsze można przestawić, szuka w wyobraźni tego czego mu brak. Ja widząc we śnie taki oto dom, utożsamiłem go z czymś bezpiecznym i własnym, miejscem do którego zawsze mogę wrócić myślami. Moja samotnia i opoka spokoju.

- Nie do końca rozumiem, ale wiem w czym rzecz – mruknął mężczyzna w zamyśleniu – Nigdy nie zakładaj, że inni cię nie zrozumieją, po prostu otwórz się na nich i powiedz co cię męczy. Może nie będą wiedzieć o co chodzi, ale zawsze zrobi ci się lżej, przez samo wyznanie.

- Rozumiem – uśmiechnął się smutno Piotrek – Jednak to nie to samo co wykonanie tego w praktyce.

- Myślę, że jak na razie to jesteś na dobrej drodze – pochwalił go Dante mierzwiąc mu włosy – Lepiej chodźmy już do tego domu, zanim Nicole wyskoczy zza tych krzewów róż i nas ochrzani za zwłokę.

Śmiejąc się ruszyli z wolna do frontowych drzwi. Nie zdążyli jeszcze zapukać, gdy te się otworzyły i wyłoniła się zza nich ciemnowłosa dziewczyna. Nicole z szerokim uśmiechem rzuciła się na Piotrka i mocno przytuliła.

- To naprawdę ty! – Pisnęła ze szczęścia – I do tego jesteś cały i zdrowy!

- Nie przesadzasz trochę? – Starał się ją uspokoić, jednocześnie próbując z siebie ściągnąć. – Zachowujesz się tak, jakbym był uznany za martwego i nagle okazało się, że jednak żyję. Złaź ze mnie. Nicole!

- Dobra, już dobra – mruknęła dziewczyna, chwytając Piotrka za rękę i wciągając do wnętrza domu. Dante spokojnie wszedł za nimi i zamknął za sobą drzwi. Nicole pchnęła chłopaka na kanapę w salonie nadal się uśmiechając. – Siadaj i się rozgość. Mamy trochę do obgadania, ale przed tym czego byś się napił, a może jesteś głodny?

- Napiłbym się herbaty jeśli można – odpowiedział zakłopotany chłopak – Ale mogłabyś mi trochę wytłumaczyć swoje zachowanie, bo jest odrobinę dziwne?

- Ja z chęcią napiję się mocnej kawy – wtrącił się Dante lekko zirytowany tym, że został zignorowany – Zajmij się wszystkimi gośćmi, a nie skupiasz uwagę jedynie na jednym.

- Równie dobrze mógłbyś sam sobie zrobić kawę – rzuciła złośliwie dziewczyna ruszając w stronę kuchni – Ty w odróżnieniu od Piotrka dobrze wiesz co gdzie leży.

- Pyskówki? – Zdziwił się Dante zadziornością Nicole – Gdzie podziała się ta słodka i nieśmiała dziewczynka, którą poznałem rok temu w akademii?

- Spakowała walizki i wyjechała pociągiem do stacji „bez powrotu” – odparła spokojnie dziewczyna znikając za drzwiami kuchni – Życie brutalnie zmienia człowieka, nie sądzisz Dante?

- Wyrobiła się przez ten rok – chichotał Piotrek widząc minę Dantego – Z jednej strony szkoda, ale z drugiej ta złośliwość nieco pasuje do jej natury.

- Czy ty się śmiejesz z zaistniałej sytuacji, czy ze mnie? – Spytał mężczyzna świdrując chłopaka badawczym wzrokiem.

- Nie, no gdzieżbym śmiał mieć ubaw z ciebie – tłumił śmiech chłopak, odwracając głowę w bok – Twoja mina w ogóle mnie nie śmieszy.

- Ach, więc o to chodzi – uśmiechnął się złośliwie mężczyzna – Zobaczymy wieczorem, komu będzie do śmiechu.

- Jak to wieczorem? – Piotrek od razu spoważniał – Co ty planujesz zrobić?

- Nic – zbył go nadąsany mężczyzna – A bynajmniej nic, o czym musisz w tej chwili wiedzieć.

- Wiesz, za bardzo bierzesz do siebie niektóre rzeczy – zauważył Piotrek dość ostrożnie – A w szczególności to, co ja mówię. Powinieneś mnie ignorować w niektórych kwestiach, a mam tu na myśli żarty.

- Żartowniś się znalazł – zakpił Dante siadając obok chłopaka – Próbuję cię bardziej poznać, dlatego biorę na poważnie każde twoje słowa. Akurat znam się na żartach i wiem w czym była rzecz.

- To dlaczego w takim razie się wściekasz? – Spytał Piotrek patrząc na mężczyznę z niewinną miną – Twoje zachowanie zaprzecza słowom.

- Mógłbyś czasem wziąć pod uwagę inne okoliczności niż siebie – westchnął z rezygnacją Dante opadając na oparcie kanapy  Nie wszystko kręci się wokół ciebie.



- Wiem – rzucił lekceważąco Piotrek – Po prostu lubię cię drażnić, choć nie wychodzi mi to na zdrowie. Z natury lubię trzymać się na uboczu, ale ostatnio nie wiem czemu, nie mogę przestać o tobie myśleć i chcę być w centrum twojej uwagi. Choć teraz, kiedy wypowiedziałem te słowa na głos to wydają się brzmieć głupio, więc zapomnij.

- Zawsze każesz mi zapomnieć o twoich prawdziwych odczuciach – zirytował się Dante – Rozumiem, że nie lubisz rozmawiać o uczuciach, ale przestań w kółko wątpić.

- Postaram się, ok.? – Rzucił na odczepnego chłopak, machając ręką. – Nie jesteś zły, prawda?

- A chcesz żebym był? – Droczył się z nim mężczyzna. – To jak?

- No, właśnie nie chcę byś był – jęknął Piotrek niepewnie poruszając się na kanapie – Jesteś wtedy przerażający.

- Czyli, że się mnie boisz – stwierdził spokojnie Dante, głaszcząc policzek chłopaka – Wiesz, że nie skrzywdziłbym cię, gdybyś na to nie zasłużył.

- Wiem tyle, że stosujesz na mnie metodę kija i nagrody – mruknął ponuro Piotrek – Tyle, że ten kij w twoim wykonaniu, na samo wspomnienie boli.

- Może ostatnio trochę przesadziłem – tłumaczył się mężczyzna – Ale byłem dość mocno zaślepiony gniewem na ciebie, a twoje zachowanie w ogóle nie pomagało.

- Możliwe – westchnął chłopak przymykając oczy – Z natury dolewam benzyny do ogniska. Edward stwierdził, że potrzebna mi tresura, aby mnie okiełznać. Nie wiem nawet jak się zachowam, kiedy spotkam własnego ojca. Cieszę się, że żyje, ale wkurza mnie fakt, że przesądził już o moim losie. Ostatnio zaczynam wątpić, że w ogóle mam szansę na spokojne życie.

- Przynajmniej się nie będziesz nudził – starał się go pocieszyć Dante – Postaraj się na to spojrzeć pod takim kątem.

- Ciekawa perspektywa – zaśmiał się Piotrek – Jednak życie non stop z podniesionym wskaźnikiem adrenaliny nie zbyt mi się uśmiecha. Już raczej wolałbym byś mnie zastrzelił, niż miałbym czekać aż któreś z Murdochów mnie pochwyci i zacznie uwarunkowywać wedle swoich upodobań. Sam wiesz, ilu fobii nabawiłem się podczas wczesnego dzieciństwa.

- Wiem, wiem – uśmiechnął się Dante przytakując – Po prostu bądź dobrej myśli, zamiast ciągle widzieć wszystko w ciemnych barwach. To właśnie miałem na myśli.

Piotrek odwzajemnił uśmiech, czym zakończyli swoją rozmowę, bo w tym samym momencie do salonu wkroczyła Nicole z dwoma kubkami w rękach. Podała każdy odpowiedniej osobie, po czym zadowolona z tego, że niczego nie rozlała, usiadła w fotelu naprzeciw kanapy.

- To o czym tak rozprawialiście jak mnie z wami nie było? – Zapytała mierząc każdego z osobna czujnym wzrokiem – Chyba nie o mnie?

- Są ciekawsze tematy – rzucił krótko Dante upijając łyk kawy – Szczerze, nie potrafisz zaparzyć porządnej kawy.

- Jesteś wredny – zarzuciła mężczyźnie z udawanym bólem serca – Mówiłam żebyś sam sobie ją zrobił, więc teraz nie narzekaj.

- Pokazujemy pazurki – wyśmiał ją Dante. Dziewczyna przypominała mu teraz małego, czarnego kociaka z wystawionymi pazurkami do obrony. – Uważaj żebyś się nie podrapała własną bronią.

- A ty czemu nie staniesz po mojej stronie? – Zwróciła się do Piotrka, który w ciszy sączył swoją herbatę – Zachowujesz się tak, jakby cię to nie obchodziło.

- I tak jest – chłopak wzruszył ramionami – Delektuję się chwilą spokoju od kąśliwych ripost Dantego. A tak na przyszłość, to nie dolewaj mu mleka do kawy, tylko zrób mu szatana.

- Aha, dzięki za radę – mruknęła osłupiała spokojem chłopaka Nicole – Zapamiętam to sobie, choć następnym razem Dante pójdzie i zrobi sobie ją sam. To nie Wersal, a on nie jest Królem Słońca.

- Z tym to się zgodzę – zachichotał Piotrek, widząc zadziorną minę dziewczyny – O wiele częściej się myje i nie nosi zawszonych peruk.

- Ładnie to tak żartować ze starszych? – Zganił oboje Dante – Nie oszczędzacie mnie, chociaż jestem z wami w jednym pokoju. W odpowiednim czasie się na was odpłacę.

- No, nie gadaj – zszokowała się Nicole – Nie mów, że jesteś pamiętliwy.

- O wierz mi, że jest – sapnął Piotrek, kończąc herbatę – Aleksander Macedończyk to przy nim leszcz.

- Czyżbyś miał na myśli ten numer z kadzidłem? – Upewniała się dziewczyna – I że niby Dante to przebija?

- Nom – przytaknął chłopak, stawiając kubek na stoliku przed sobą – Zdążyłem się o tym przekonać już nie jednokrotnie.

- Pamiętasz, co ci powiedziałem przy naszym pierwszym spotkaniu? – Zadał jej pytanie od niechcenia mężczyzna, a kiedy nie uzyskał odpowiedzi, kontynuował swój wywód. – Powiedziałem: „Słuchaj go. Wie co mówi”. To nie było wyssane z palca.

- No, to co chciałaś ze mną omówić? – Przerwał ciszę Piotrek – Na wstępie powiedziałaś, że mamy trochę do pomówienia, ale nie wiem w czym rzecz.

- Ach, no tak – pacnęła się w czoło dziewczyna, po czym sięgnęła po leżący na szafce za jej fotelem album ze zdjęciami. Otworzyła go i wyjęła ze środka fotografię, którą trzymał w futerale na skrzypce. – Oddaję ci zdjęcie twoich rodziców.

- Dzięki za przechowanie – Piotrek obdarzył ją ciepłym spojrzeniem – To wiele dla mnie znaczy. Tym bardziej, że muszę przyjrzeć się sylwetce mojego ojca. Nie chcę go z nikim pomylić, przy naszym spotkaniu.

- Twój ojciec żyje? – Nicole nie wierzyła własnym uszom – Jak to możliwe, skoro uznano go za trupa około dwudziestu lat temu?

- A ty niby skąd tyle wiesz na ten temat? – Zdziwił się Piotrek – Nigdy ci o tym nie opowiadałem, więc skąd to wiesz?

- Od mojej mamy – odpowiedziała cicho dziewczyna, podając chłopakowi inne zdjęcie z podobizną jej matki – Blanki Sforza.

Piotrek w milczeniu wpatrywał się w fotografię. Wyglądał tak, jakby analizował każdy jego fragment, a jego pokerowa twarz nie zdradzała żadnej emocji. W pewnym momencie położył zdjęcie na stole, a ręce zaplótł by ukryć ich drżenie ze zdenerwowania.

- Możliwe – szepnął, bo głos nie chciał mu wyjść z gardła – Jesteś do niej bardzo podobna, czego nie można powiedzieć o mnie.

- To nieprawda – zaprzeczyła Nicole – Masz jej delikatną sylwetkę i uśmiech.

- A jak wytłumaczyć kolor oczu i włosów? – Upierał się chłopak – Ze zdjęcia wynika, że miała niebieskie oczy i ciemne włosy.

- To akurat odziedziczyłeś po naszym pradziadku – stwierdziła dziewczyna podając mu zdjęcie mężczyzny o kasztanowych włosach i zielonych oczach. Mama mi kiedyś opowiadała, że taki wygląd posiadał pierwszy władca jej rodu i tylko nieliczni wykazywali do niego podobieństwo. Jeśli ktoś taki się urodził to z automatu był pretendentem do tronu.

- Kiedyś byłbyś królem – zaśmiał się Dante, widząc skwaszoną minę Piotrka – Może powinienem zwracać się do ciebie per książę?

- Ani mi się waż – warknął Piotrek – Cholera, mam teraz mętlik w głowie.

- To zrozumiałe – pocieszała go dziewczyna – Jak zobaczyłam tamto zdjęcie, to także byłam zszokowana.

- Czyli, że jesteś moją małą siostrzyczką?! – Układał sobie na głos – Mam prawdziwą siostrę, do tego młodszą. Kiedy się spotkaliśmy, to zacząłem coś podświadomie czuć, ale nie spodziewałem się aż takiej niespodzianki.

- Nie widzę abyś się cieszył – zauważyła Nicole mierząc chłopaka czujnym spojrzeniem – Wyglądasz raczej na niezadowolonego.

- Nie, to nie tak – usprawiedliwiał się Piotrek – Cieszę się, i to bardzo, ale jednocześnie boję się, że ktoś może cię przeze mnie skrzywdzić.

- To raczej ja prędzej skrzywdzę ich – wtrąciła dziewczyna, rozbawiając tym samym swoich gości – Ochronię cię przed tymi złymi, więc się nie bój.

- A nie powinno być na odwrót? – Zapytał w zdziwieniu Piotrek – To raczej starsi bracia bronią swoje młodsze rodzeństwo.

- W jakim ty świecie żyjesz? – Wyśmiała go dziewczyna – W tych czasach kobiety potrafią o wiele lepiej dbać o swoje bezpieczeństwo niż mężczyźni.

- Nie miałem nic złego na myśli – uspokajał ją chłopak – więc się tak nie unoś.

Przerwali kłótnię, bo do domu wszedł czarnowłosy mężczyzna o oczach tej samej barwy. Ubrany był w ciemne dżinsowe spodnie, czarny podkoszulek i skórzaną kurtkę motocyklową. Na pierwszy rzut oka wyraz twarzy miał poważny i groźny, ale kiedy zobaczył Nicole, od razu złagodniał.

- Jak leci diablątko moje? – Spytał dziewczynę, zdejmując kurtkę – Dość gorąco dzisiaj na mieście, bo jakieś małolaty postanowiły bawić się w gangsterkę.

- Wcześnie dziś wróciłeś – zdziwiła się Nicole wstając z fotela – Pozwól, że przedstawię ci moich gości. Tato? Słuchasz ty mnie?

- Nie musisz – zaśmiał się mężczyzna widząc minę córki – Dantego już zdążyłem poznać. Ten podrostek też wydaje się znajomy.

- Że niby o mnie mowa? – Obruszył się Piotrek słysząc słowa mężczyzny – Nie jestem żadnym podrostkiem, a na imię mi Piotr.

- To akurat już wiem – zbył go mężczyzna – Miło znów cię spotkać Dante Sicariusie. Kopę lat.

- Ta, trochę czasu minęło od naszego ostatniego spotkania Richardzie Veneni – przywitał się Dante, jednocześnie zezując na osłupiałego Piotrka – Widzę, że nadal w swojej branży.

- Ludzie kupują motory, które ktoś musi naprawiać – odparł mężczyzna w szerokim uśmiechu – A ty nadal szefujesz w rodzinnej korporacji?

- Ktoś to niestety musi robić – sapnął Dante, dając tym do zrozumienia, że nie chce rozmawiać o sobie – Nic dodać, nic ująć.

- Rozumiem – westchnął mężczyzna, siadając w fotelu, który wcześniej zajmowała jego córka – czyli się nie zmieniłeś, a szkoda.

- Czemu oni tak oficjalnie się nazywają? – Spytał szeptem Nicole Piotrek – To trochę zabawnie brzmi.

- Co nie? – Zachichotała cicho dziewczyna, zgadzając się z opinią chłopaka – To takie staromodne, ale mają już swoje lata.

- Nie przesadzacie trochę? – Zganił ich Dante w lekkiej złości – Nie dość, że szepczecie w obecności innych, to jeszcze wypominacie im ich wiek? Nicole jeszcze rozumiem, ale że ty Piotrek?

- Co?! – Zszokował się Piotrek słysząc swe imię – Ja ci nic nie wypominałem!

- Dziecięce wymówki – zarzucił mu Dante – Ponoć jesteś już dorosły.

- Nie wmawiaj mi czegoś czego nie zrobiłem – bronił się Piotrek cały czerwony na twarzy ze złości – I kto teraz wypomina komu wiek?

- Wykapana matka – przerwał im śmiech Veneniego – Tak bardzo przypominasz mi Blankę.

- Co? – Piotrek oszołomiony nie wiedział co ma powiedzieć, jedynie w milczeniu wpatrywał się w mężczyznę w fotelu.

- Powielasz jej ruchy i sposób kłócenia się – tłumaczył mężczyzna niewzruszonym głosem – Nicole przypomina ją jedynie fizycznie. I pomyśleć, że jeszcze niedawno zmieniałem ci pieluchy. Jako niemowlę lałeś na potęgę, a kiedy nie spałeś, to strasznie ryczałeś. Uspokajałeś się jedynie wtedy, gdy Blanka, Albert lub ja braliśmy cię w ramiona.

- Że co proszę? – Piotrek nie wierzył w to, co słyszał – Nic takiego nie pamiętam.

- Nic dziwnego. Byłeś jeszcze za młody by cokolwiek pamiętać – uspokajał go mężczyzna – A powiedz Piotrusiu, czy czujesz czasem coś na miarę wewnętrznej pustki?

- Skoro o tym mowa, to czasem dopada mnie uczucie jakby czegoś mi brakowało – przyznał w zamyśleniu Piotrek – Ale czemu pan mnie o to pyta?

- Spotkałeś może już swojego ojca? – Zignorował jego pytanie mężczyzna – Czy w ogóle wiesz coś o swoim ojcu i matce?

- Coś nie coś wiem – mruknął chłopak – Nie odpowiedział pan na moje pytanie.

- A ty na moje – ciągnął Veneni – Jesteśmy więc kwita.

- Wie o Thanathosie i o tym, że ojciec go szuka – wtrącił Dante znudzony milczeniem – Kruki też się o niego upomniały, nie wspominając o Murdochach.

- A jednak – zastanowił się mężczyzna – Albert musiał się domyśleć, że coś jest nie tak, albo Allen zginął.

- Allen? – Piotrek powtórzył nieświadomie wymienione imię – Skądś znam to imię.

- Nic dziwnego – uśmiechnął się Veneni czujnie obserwując chłopaka – Allen to twój bliźniaczy brat. Zaraz po waszych narodzinach Albert zdecydował zabrać was do Thanathosa, jednak Blanka na to się nie zgodziła. Po długich kłótniach i zabiegach, doszli do konsensu: Albert zabiera jednego z was, a wybrał pierwszego, który wyszedł. O twoim losie zadecydowano trochę później, gdy upomnieli się o swoją krew Murdochowie. Resztę powinieneś już znać.

- Ta – sapnął smutnie Piotrek w odpowiedzi – Wilhelm upozorował wypadek samochodowy i mnie porwał. Ojciec udawał trupa, a matka szukała mnie aż do końca. O bracie nic nie wiedziałem, a prawdy o sobie dowiedziałem się dopiero rok temu. Teraz to już naprawdę wszystko mi się pomieszało.

- Nie ma czym się martwić – rzucił na pocieszenie Veneni – Tak bywa.

- Przywykłem już do nieoczekiwanych spotkań i wyznań odnośnie więzów krwi – odparł Piotrek nieco nieobecnie – Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy na mój temat. Większość swojego życia myślałem, że jestem jedynie nic nie znaczącym bękartem. Dwa lata temu Tobiasz pokazał mi pamiętnik Sary. Gdzie było napisane, że tak naprawdę jestem synem Alberta, a nie Wilhelma. Każda nowa informacja o mnie burzy cały mój, dotychczasowy świat. Wkurza mnie, że wszyscy chcą decydować o moim życiu nie pytając mnie o zdanie.

- Myślę, że twoja złość jest uzasadniona – przyznała mu rację Nicole – Każdy by się wkurzył na twoim miejscu. Jeśli cię to pocieszy, to mój tata również wtrąca się w moje sprawy.

- Ponieważ nie masz jeszcze ukończonego wieku dorosłego – poinformował córkę Veneni – Nasz ród za wiek dojrzały uważa dwadzieścia pięć lat, a ty masz dopiero szesnaście.

- Czyli, że z waszego punktu widzenia ja także nadal jestem dzieciakiem? – Zdziwił się Piotrek wyrwany z zamyślenia – Mam nadzieję, że wuj Zygfryd nie podziela tej uwagi wieku.

- Murdochowie za wiek dojrzały i moment usamodzielnienia uważają trzydziesty rok życia – wyjaśnił chłopakowi Veneni – Jak dla nich, nie masz prawa żyć samodzielnie. To ujma dla rodu, gdy jeden z pisklaków przebywa poza gniazdem.

- Zastanawia mnie tylko jedno – wtrącił Dante – Skoro Albert miał bliźniaki i zabrał pierwszego, to czy nie powinno być tak, że Allen jest prawowitym dziedzicem? Logicznie byłoby tak uczynić, ale on chce zabrać Piotrka i jemu przekazać tytuł lidera. To nie trzyma się kupy.

- Albert jest osobą nieobliczalną – zaśmiał się Veneni – Z serdecznym uśmiechem na ustach potrafi do ciebie strzelić albo wbić nóż w pierś. Uwielbia mordować z zimną krwią i patrzeć swoim ofiarom w oczy. Allen podobnie jak ojciec przesiąknięty jest złem. Myślę, że Piotrek ze swoim łagodnym usposobieniem jest dla tej dwójki niczym latarnia morska dla zagubionych we mgle statków.

- Ale ja też mam w sobie ten mrok ojca – zauważył Piotrek cicho – Już raz zabiłem człowieka.

- Jednak ty w odróżnieniu od tej dwójki nie czerpiesz z tego przyjemności – pocieszał go Veneni – Zabiłeś, ale poczucie winy nie daje ci spokoju.

- Wtedy nie potrafiłem przestać tłuc Craiga – tłumaczył się Piotrek – Czułem wszechogarniającą wściekłość. Pamiętam tylko, jak rzuciłem się z pięściami na niego, a później ujrzałem swoje dzieło. To mnie przeraziło.

- Widziałeś jak zabijał twojego przyjaciela – pocieszał go Dante – Frustracja, żal i wściekłość obudziły w tobie instynkt mordercy. Emocjonalny koktajl Mołotowa eksplodujący w niestabilnym hormonalnie ciele szesnastolatka, nastąpiła destrukcja, a później gdy kurz wewnętrznej walki opadł, postanowiłeś to zakończyć. Myślę, że już dość się obwiniałeś.

- Może tak, może nie – westchnął Piotrek zmęczonym głosem – Jakoś na razie mam mega bałagan w głowie.

- Czyli, że powinieneś się z tym wszystkim przespać – zaproponowała Nicole ciągnąc chłopaka za sobą – Koniec rozmowy na dziś. Jutro wyjeżdżamy do szkoły i musisz się wyspać.

- Jutro?! – Piotrek stanął jak wryty – a nie dziś?

- Słuchaj siostry – polecił Veneni w lekkim uśmiechu – Chce dla ciebie jak najlepiej.

- Ale…  chłopak nie dowierzał.



- „Ale” to takie angielskie piwo, wiesz? – Zaśmiał się Dante na widok głupkowatej miny kasztanowłosego – Zmykajcie na górę, a dorośli porozmawiają na poważne tematy.

- Że niby jesteśmy dziećmi? – Piotrek lekko się zbulwersował.

- Tak – odpowiedział spokojnie Veneni, jednocześnie patrząc chłopakowi w oczy – Zmieniałem ci pieluchy i jak dla mnie, nadal jesteś dzieckiem. A teraz bądź tak miły i zabierz stąd swoje cztery litery. Nicole zaprowadzi cię do twojej sypialni, gdzie grzecznie pomaszerujesz i położysz się spać.

- A co jeśli tego nie zrobię? – Piotrek próbował nieco negocjować z mężczyzną. – Co wtedy?

- Wówczas ci w tym pomogę. – Veneni nawet się nie zawahał w odpowiedzi, co było oznaką tego, iż nie żartuje. – To jak? Idziesz sam, czy mam ci pomóc trafić do sypialni?

- Nie trzeba, tato – wtrąciła się Nicole, chwytając mocno ramię brata i ciągnąc w stronę schodów – Wierz mi Piotruś, nie chcesz pomocy mojego ojca. Jest dość bezwzględny w egzekwowaniu swoich zasad.

- To nie fair – narzekał Piotrek, odwracając się w stronę wyjścia z salonu – wszyscy traktują mnie jak dziecko, pomimo ukończenia dwudziestu lat.

- Nie marudź smyku – Mężczyzna go upomniał – Jeszcze do niedawna nosiłeś pieluchy i widać ci mleko matki pod nosem, co świadczy o twojej niedojrzałości.

- Ta, ta – odparł zirytowany Piotrek idąc za Nicole – Dzieciak ze mnie.

- Mocno nacisnąłeś mu na odcisk Richardzie – zauważył siląc się na powagę Dante, kiedy Piotrek zniknął za drzwiami – Kwestia jego wyglądu i wieku nieco go drażnią.

- Dla mnie na zawsze pozostanie dzieckiem – odrzekł niewzruszony Richard Veneni – Sam przyznaj, że też tak byś go traktował, gdybyś zmieniał mu pieluchy, gdy był jeszcze niemowlęciem.

- Pozwól, że nie odpowiem na to stwierdzenie – zaśmiał się Sicarius, wyobrażając sobie Piotrka w pieluszce – ale chyba podejrzewam twoje odczucia.

* * * * *

Piotrek z Nicole weszli do niewielkiego pokoju na poddaszu domu. Znajdowało się tam duże łóżko i nocna szafka z lampką, nic poza tym. Chłopak usiadł na podłodze, opierając się o bok mebla i zadzierając głowę do góry dokładnie obejrzał sufit.

- Co ty wyczyniasz? – Spytała zdziwiona Nicole, podając mu jego skrzypce.

- To taki nawyk z dzieciństwa – tłumaczył się chłopak – Kiedyś starałem się zapamiętać każdy sufit domów, w których miałem okazję nocować. Nauczyłem się, że to pomaga mi rankiem okiełznać mój lęk przed nieznanym. Były takie okresy, że budziłem się po jakiejś imprezie, czy czymś takim, i niejako wpadałem w panikę nie poznając sufitu. Taki dziwny ze mnie gość.

- Czemu dziwny? – Nicole przekręciła w bok głowę na znak swojej niezgody. – Myślę, że to dość urocze. Po prostu tak masz. Ja na przykład nie zasnę bez Tobiego, mojego misia. Jest ważny, bo dostałam go od mamy w swoje pierwsze urodziny.

- Wiesz, mówienie chłopakowi, że jest uroczy – westchnął załamany Piotrek – To tak, jakby zmieszać bitą śmietanę z musztardą. Osobno są dobre, ale razem tworzą gryzący się duet.

- Sorry, nie miałam nic złego na myśli – usprawiedliwiała się dziewczyna z zakłopotanym wyrazem twarzy – Chodziło mi o to, że pod tą udawaną gruboskórnością jesteś wrażliwym chłopakiem. Cieszę się, że mam ciebie za brata, a nie kogoś pokroju Kacpra.

- Dzięki – obdarzył ją ciepłym uśmiechem – a ja cieszę się, że to ty okazałaś się być moją siostrą.

- Zagrasz mi coś do poduszki? – Poprosiła z nadzieją w głosie, wskazując na skrzypce. – Proszę, zagraj kołysankę mamy.

Piotrek wyjął instrument z futerału, po czym zaczął grać. Nicole ułożyła się wygodnie na jego łóżku i powoli zasypiała. Kiedy skończył, dziewczyna smacznie spała w pozycji embrionalnej. Schował skrzypce do pokrowca, a następnie położył się na drugim końcu łóżka i zasnął.

Dante z Richardem zmierzali w kierunku swoich sypialń, ale kiedy nie znaleźli Nicole w jej pokoju od razu ruszyli do Piotrka.

- Uroczy obrazek – zaśmiał się Richard, widząc śpiących na jednym łóżku Piotrka z Nicole. Oboje skuleni leżeli na dwóch skrajach posłania. – Kiedy śpią, widać, że są ze sobą spokrewnieni. Zabiorę ją, a ty kładź już się spać. Jeśli on tak wyleży całą noc, to masz praktycznie całe łóżko dla siebie.

- Akurat w spaniu jest ekspertem – westchnął Dante wchodząc do pokoju – Gdyby mógł, to przespałby tak większość swojego życia.

- To też ma po matce – rzucił Richard, biorąc na ręce śpiącą córkę – Blanka też uwielbiała wszelkiego rodzaju drzemki. On się jej nie wyprze, bo w każdym jego geście ją widzę. Branoc.

- Dobranoc – pożegnał się Dante, zamykając drzwi pokoju. Usiadł na skraju łóżka i wpatrywał się w śpiącego chłopaka. Piotrek leżał zwinięty w kłębek lekko drżąc przez sen z zimna. Miał ubrany czarny podkoszulek i cienkie, dresowe, oliwkowe szorty. – Nic dziwnego, że ci zimno – szepnął Dante układając śpiącego chłopaka na łóżku. Położył go na plecach tak, by głowa spoczywała na poduszce, następnie podwinął nieco podkoszulek chłopaka i delikatnie przejechał dłonią po bliźnie na brzuchu. – Masz wiele blizn, ale w odróżnieniu ode mnie nie na ciele, a na duszy.

- Zostawcie mnie… jestem już dużym chłopcem – mruknął przez sen chłopak wprawiając w osłupienie zamyślonego mężczyznę – nie jestem już sam… mam jego… Dan…

- Nawet przez sen potrafisz człowieka wyprowadzić z równowagi. – Zachichotał Dante przykrywając kołdrą śpiącego chłopaka. – Czasem warto posłuchać tych twoich gadek sennych. Śpij dobrze.

 * * * * *

Wczesnym rankiem Piotrek otworzył zaspane oczy i zdziwiony zerwał się do siadu.

- Gdzie ja jestem? – Pytał w myślach, ale po chwili wszystko sobie przypomniał, a śpiący obok Dante go ukoił. – No tak, jestem w domu Nicole.

Uspokojony położył się z powrotem i zamykając oczy zasnął.