Translate

sobota, 14 września 2013

To przed czym uciekam III



 Ostatnia część rozdziału XI. Mam nadzieję, że się spodoba :)

  Ciocia Klara podała dzieciom obiad w kuchni, a gościa zaprowadziła do skromnego salonu.


- Co cię tu sprowadza Edwardzie? – Spytała mężczyznę siadając w fotelu. – Mam nadzieję, że nie masz złych zamiarów względem brata.


- Czas by wrócił do rodziny – oznajmił blondyn z powagą w głosie – Zbyt długo od nas stronił. Kara go za to nie minie. Wiesz jakie są zasady, nieprawdaż ciociu?


- Znam te zasady – odparła kobieta – Dlatego mój dziadek odszedł z rodziny zrzekając się wszelkich praw do majątku Murdochów. Czemu nie dacie spokoju i temu chłopcu? Przez dziesięć lat żył na własny rachunek nie licząc na pomoc z waszej strony.


- Twój dziadek a Piotr to dwie różne sprawy – wyjaśniał Edward – Twój dziadek nie posiadał żadnego talentu, którym mógłby się przysłużyć rodzinie, za to Piotr ma ich nazbyt wiele. A wiesz, że ród Murdochów nie wypuszcza skarbu z rąk. Straciliśmy Sarę, nie chcemy by to powtórzyło się i z Piotrem.


- Przypomnij mi, kto objął stanowisko głowy rodu po śmierci twojego ojca? – Przerwała mu kobieta. – I nie mydl mi tu oczu, żeś to ty, bo dobrze wiem, iż jesteś na to za młody. Innych możecie oszukiwać, ale nie mnie. Za bardzo znam kodeks Murdochów, byście mogli mną manipulować.


- Zygfryd – rzucił poddając się Edward – Jak zwykle, jesteś nie do zdarcia. Masz temperament kobiet naszego rodu i przestrzegasz zasad, a to wielka zaleta.


- A jednak on – zamyśliła się kobieta – Jako najstarszy syn, już dawno powinien objąć to stanowisko, ale uparcie je odrzucał. Szczwany lis, zarzucił przynętę i tylko czekał na połów. Biedny Piotruś, nie uwolni się z jego sideł tak łatwo.


- Tak – zgodził się wzdychając Edward – Kiedy raz coś postanowi, jest bezwzględny po to sięgając.


- W tym przypadku celem jest Piotruś, nieprawdaż? – Zauważyła kobieta. – Tyle wycierpiał przez działania twojego ojca, a nawet z twojej ręki. On prędzej zginie niż wróci, wiesz o tym, prawda?


- Nawet nie wiesz jak dobrze – odparł blondyn – Ale ja nie dopuszczę do tego, by znów zniknął. Nawet za cenę jego wolności.


- A jednak zatraciłeś się w prawach rodu. Na nieszczęście dla ciebie, pomieszane jest to z uczuciami do rodzeństwa. – Oznajmiła kobieta smutnym głosem. –  To działa jak miecz obosieczny, bo raniąc braci, ranisz i siebie. Możesz odwiedzić brata, ale miej na uwadze, że teren mojego domu to strefa neutralna.


- Mam tę świadomość – mruknął Edward wstając z kanapy – Gdzie mam się kierować?


- Jacusiu, zaprowadź pana do Piotra – poleciła ciocia Klara jednemu z bliźniąt – Tylko bądź cichutko, bo Piotr musi odpocząć.


- Dobrze babciu – zgodził się chłopczyk – A kiedy będzie nasza niespodzianka?


- Jak tylko wrócisz, więc się pospiesz – obiecała dla dziecka – Dobrze?


- Dobrze – ucieszył się Jacuś, po czym chwytając dłoń Edwarda pociągnął go za sobą – Zaprowadzę pana do Piotra. Szybko, szybko.


- No, idź – nakazała mężczyźnie kobieta – Nie każ dziecku czekać.


Jacuś ciągnął nieustępliwie za sobą Edwarda, który z rozbawieniem widział determinację w postawie chłopca.


- Nazywasz się Jacek? – Spytał Edward wchodząc po schodach. – Skąd znacie Piotra?


- To nasz sąsiad. – Odpowiedział chłopiec nawet się nie odwracając. – Czasem opiekuje się nami, kiedy rodzice są w pracy. Piotr jest fajny, bo opowiada zabawne historie i nie krzyczy jak coś zbroimy. Gotuje świetne smakołyki dla nas. W kuchni jest jak czarodziej, bo robi coś pysznego z niczego. Tylko ostatnio bardzo choruje. To dlatego, że pobiły go olbrzymy, kiedy wracał ze szkoły do domu.


- Olbrzymy? – Zdziwił się Edward. – A kiedy to było?


- Ponad miesiąc temu – odpowiedział Jacuś – Jesteśmy. Za tymi drzwiami śpi Piotr. Zadanie wykonane, a teraz niespodzianka.


Chłopiec szybko zniknął z oczu mężczyźnie pozostawiając go samego na korytarzu. Edward powoli otworzył drzwi i wszedł do sypialni, gdzie spał Piotrek. Leżał zwinięty w kłębek w białych szortach i czarnej koszulce, podwiniętej do góry tak, że odsłaniała wielkiego granatowego siniaka na jego brzuchu. Blondyn podszedł do brata i przykrył go kocem.


- To pobiły cię olbrzymy? – Szepnął z uśmiechem na ustach gładząc policzek Piotra. – Kiedy tak śpisz, wracają wspomnienia. Nie chcę cię krzywdzić, ale nie dajesz mi wyboru. Nawet nie starasz się mnie zrozumieć i tylko utrudniasz sprawę. Kiedyś zmęczy cię ta ciągła ucieczka, a może nawet już cię męczy. Czemu się nie poddasz, czemu tak uparcie sprzeciwiasz się powrotowi? Nie potrafię cię zrozumieć.


Edward skończył swój monolog w momencie, kiedy Piotr niespokojnie się poruszył. Chłopak otworzył nieprzytomnie oczy. Był jeszcze pod działaniem leków i niezbyt kojarzył co się wokół niego dzieje. Uśmiechnął się ciepło do brata, po czym z powrotem zasnął.


- Ty, nie traktuj go jak dziecko – Edward usłyszał za sobą męski głos – On nie jest już tym płaczliwym maluchem z mlekiem pod nosem. Trochę dorósł.


- Łukasz? – Zdziwił się blondyn. – Myślałem, że jesteś na jakimś poligonie.


-Wziąłem przepustkę, by pomóc matce przy pracach w domu – oznajmił Łukasz z wesołym uśmieszkiem – Jutro wraca do Olsztyna, więc będziesz miał szansę, by go złapać.


- Możliwe – zamyślił się Edward – Muszę już iść, więc zaopiekuj się moją mała zgubą.


- Masz to jak w banku – zasalutował żartobliwie Łukasz – do jutra włos mu z głowy nie spadnie. A swoją drogą, to mogłeś być trochę delikatniejszy, on nie ma mocnego ciała.


- Wiem, poniosło mnie – usprawiedliwiał się Edward – Na razie.


- Pa – westchnął rudowłosy pociągając łyka piwa z butelki.


* * * * *

   
Piotrek obudził się późną nocą, przetarł zaspane oczy i powoli podniósł do siadu. W kącie obok łóżka siedział Łukasz i czujnie się mu przyglądał. W jednym ręku trzymał piwo, a w drugim tlący się jeszcze papieros.


- No, wreszcie – ziewnął rudowłosy lekko się przeciągając w fotelu – Doprawdy, ile można spać i do tego w nieswoim łóżku.


- Przepraszam, już wstaję – zmieszał się Piotrek od razu schodząc z łóżka – a tak w ogóle, to czemu jestem w twojej sypialni?


- No tak, szybko urwał ci się film – przypomniał sobie Łukasz biorąc przy tym łyk piwa z butelki – Odkąd pamiętam, zawsze miałeś słabe ciało, przez to przypominałeś mi dziewczyny.


- Że co proszę?! – Piotrek zerwał się na równe nogi. – Odszczekaj to!


- No, za to duchem przewyższasz niejednego faceta – zaśmiał się rudowłosy zaciągając się papierosem – Zluzuj mały, bo nie masz ze mną szans w tym stanie. A nie chcę doprawić robótki Edwarda, choć coraz bardziej mnie korci, by to zrobić.


- Nie jestem już tamtym nieporadnym dzieciakiem – westchnął już spokojniej Piotrek – Za to ty w ogóle się nie zmieniłeś.


- Możliwe – sapnął Łukasz wstając z fotela – Za to w wojsku nauczyłem się kilku ciekawych rzeczy.


To powiedziawszy rzucił kasztanowłosego na łóżko i unieruchomił swoim ciałem. Piotrek z niedowierzaniem wpatrywał się w szyderczy uśmieszek brata Jolki.


- Ty chyba żartujesz – odparł w szoku zielonooki, jednocześnie próbował się uwolnić z żelaznego uścisku mężczyzny – Złaź ze mnie. Cholera, to boli!


- Trochę przybyło ci masy, ale nadal jesteś chucherkowaty – odparł z ironią Łukasz, a z ust nie schodził mu cyniczny uśmieszek. Wydmuchał dym papierosowy w twarz chłopaka, który od razu zaczął się dławić – zwyczajnie jak baba.


- Ty, ty …  Piotrek w złości zaczął się mocniej szarpać – złaź ze mnie pijaku ty jeden!


- Ciii – uciszał go mężczyzna – pobudzisz dzieci.


- Nie obchodzi mnie to, złaź! – Nalegał zielonooki piorunując go wściekłym spojrzeniem. – Ale to już!


- A magiczne słówko? – Wyśmiał chłopaka rudowłosy. – Nie nauczono cię takich?


- Alakazim alakazam pseudo macho tutaj mam – rzucił Piotrek półgębkiem – alakazim alakazam do tego nie odróżnia panów od pań.


- No proszę, a jednak masz jaja – zaśmiał się Łukasz, po czym przyłożył wolną rękę do brzucha chłopaka i lekko nacisnął miejsce z siniakiem. Ten zasyczał z bólu i zacisnął powieki. – Ale, czy mądrze żartować z kogoś, kto ma nad tobą przewagę? A może powinienem wpakować cię do samochodu i wywieźć za miasto do Edwarda? Mniemam, że zaoszczędziłoby mu to wiele czasu.


- Co?! – Piotrek na moment znieruchomiał. – Jesteś pijany.


- Dziwny jesteś – roześmiał się mężczyzna – Zamiast o siebie, martwisz się o mnie?


- Co w tym takiego dziwnego? – Obruszył się zielonooki. – Pomimo tego, że jesteś burakiem, traktuję cię jak członka rodziny. Skoro wszystko już sobie wyjaśniliśmy, to puść mnie z łaski swojej.


- Dobra, już dobra – westchnął Łukasz schodząc z chłopaka – ale następnym razem lepiej mnie nie prowokuj, bo zrobię sobie tulipana z butelki i podaruję go twojej twarzy. Zrozumiano?


- No – mruknął Piotrek, po czym spiesznie wyszedł z pokoju. Przy zamykaniu drzwi zajrzał jeszcze przez szparę jaką tworzyły z framugą. – Ale radzę ci już więcej nie pić, bo jak zalejesz się w trupa, to ciocia urządzi ci z rana Armagedon połączony z jesienią średniowiecza, a ty, jak zwykle, nie będziesz nic pamiętał i myślał, że dostajesz za nic. Dobranoc. – Szybko wycofał głowę chroniąc się tym samym przed lecącym w jej kierunku adidasem. W ten sposób uniknął kolejnego siniaka.


- Ta, ta – mruknął Łukasz machając ręką w stronę drzwi – Branoc.


* * * * *



Zmęczony i obolały Piotrek po cichu wszedł do sypialni, gdzie spał Kamil. Sięgnął jedynie po telefon komórkowy i ruszył do drzwi. Nastolatek raptownie się zerwał i w niego wpatrywał.


- Ze mną wszystko gra – zapewnił go Piotrek z udawanym uśmiechem – Wracaj do spania.


- Na pewno? – Upewniał się sennym głosem chłopiec. – Nie udajesz?


- Nie, nie udaję – westchnął zielonooki chwytając za klamkę – Śpij.


Wyszedł z pokoju nie czekając na to, by Kamil zasnął. Niespiesznie szedł korytarzem w stronę schodów, a potem skierował się do kuchni. Tam czekał na niego przygotowany przez ciocię Klarę talerz pełny drożdżowych bułeczek z truskawkami.


- Jak zwykle niezawodna – szepnął do siebie sięgając po jedną z bułek – Pychota.


Kiedy się posilił, zajrzał do spisu połączeń w swoim telefonie. Ze zdziwieniem wpatrywał się w ekranik aparatu, gdy okazało się, że dzwoniono do niego aż trzydzieści razy. Ostatnie połączenie było niecały kwadrans od godziny zejścia Piotrka na dół. Nie myśląc włączył tryb oddzwaniania i po chwili usłyszał w słuchawce zaniepokojony głos pani Sulik.


- Tak? – Spytała kobieta. – Kto dzwoni?


- To ja pani Sulik – zaczął lekko zachrypniętym głosem – Piotrek Czarnecki, pani sąsiad.


- Ach, to ty Piotrze – odetchnęła z ulgą kobieta – Właśnie dochodzę do mojego mieszkania. Mam nadzieję, że dzieci nie dały ci do wiwatu podczas tego pobytu.


- Ależ oczywiście, że nie – zapewniał chłopak z udawaną radością – Dzwonię tylko by poinformować panią, że dzieci przywiozę jutro w godzinach popołudniowych. Proszę się więc nie martwić. A tak w ogóle, czy coś się stało, że pani dzwoniła wcześniej?


- Ach, to – zawahała się kobieta – Tak około siedemnastej zadzwonił do mnie Kamil z zapytaniem, czy nie mógłby zostać tam dłużej. Oczywiście się nie zgodziłam, bo zbyt długo zakłócał twój spokój. W tle rozmowy usłyszałam, jak bliźniaki krzyczą, że jesteś chory. Czy to prawda?


- Nie do końca – próbował wyminąć temat Piotrek – tak jakoś.


- Piotr! – Kobieta podniosła swój głos, aż echo rozniosło się po klatce schodowej bloku. – Jestem matką trójki dzieci i wiem kiedy ktoś próbuje mnie okłamać. Mów co z tobą chłopaku, ale to już!


- To nic takiego, naprawdę – starał się załagodzić sytuację zielonooki – Upadłem w lesie i trochę się stłukłem. To tyle.


- Jak to trochę się stłukłem? – Dociekała Sulikowa. – Jak bardzo?


- Nieznacznie – mruknął do słuchawki – uderzyłem się w brzuch, ale dostałem zastrzyki i już jest dobrze.


- Oj, Piotruś – zaczęła zmartwiona kobieta – Musisz o siebie dbać. Jak ty jutro dasz radę wrócić z moimi urwisami autobusem. Ty się zamęczysz.


- Dam radę – zapewniał chłopak – Obiecałem odstawić dzieci, więc to zrobię.


Kiedy skończył to mówić, usłyszał w telefonie hałas, a po chwili zamiast sąsiadki w słuchawce zabrzmiał głos Wieczorka.


- Jutro o dwunastej macie być gotowi do wyjazdu – oświadczył mężczyzna – Bez żadnych sprzeciwów, masz tam na mnie czekać. Zrozumiałeś?


- Tak – odpowiedział w szoku Piotrek – Ale…


- Piotrze? – Usłyszał znowu głos Sulikowej. – Przepraszam, ale pan Jacek tak szybko zabrał mi telefon. Może to lepiej, bo teraz bezpiecznie wrócicie.


- Może – rzucił Piotrek w zamyśleniu. Jacek musiał być zły, bo nie zostawił mu żadnej informacji, że wyjeżdża. Aż odechciało mu się wracać. Miał ochotę uciec i się gdzieś schować. – Będę już kończył, dobranoc.


Rozłączył telefon i w ciszy siedział tak przez dłuższą chwilę.


- No, to lipa – westchnął, po czym wstał od stołu i poszedł do salonu. Tam skulił się na kanapie i zasnął. 

Wczesnym rankiem pani Klara zeszła na dół, by powoli przygotować śniadanie dla dzieci. Kiedy weszła do kuchni, kątem oka dostrzegła leżącego, zwiniętego w kłębek na kanapie chłopaka. Podeszła do niego i spojrzała na jego niespokojną twarz, co świadczyło o nękających go koszmarach. Naszły ją wspomnienia, gdy był jeszcze dzieckiem i często płakał podczas snu. Automatycznie i nieświadomie położyła dłoń na jego czole i delikatnie musnęła policzki. Po tym na twarzy chłopaka zawitał spokój, tak jakby wyczuł, że nie jest sam. Posiedziała przy śpiącym jeszcze chwilę, po czym wyjęła z szafy koc i okryła nim skulonego Piotra. Wróciła do swoich zajęć pozostawiając pogrążonego we śnie chłopaka samego w salonie.


* * * * *

     
Dochodziła dwunasta, kiedy Piotrek powoli zaczął otwierać oczy. Czuł się wypoczęty, choć brzuch nadal lekko pobolewał w miejscu uderzenia przez Edwarda. Chłopak przetarł oczy i w szoku ujrzał przed sobą pijącego kawę Wieczorka. Jak rażony prądem zerwał się do siadu.


- Wstałeś już? – Spytał spokojnie Jacek biorąc łyk z filiżanki. – Bo jeśli tak, to czas się zbierać. Dzieciaki są już gotowe, a ty jak mniemam jeszcze nie, choć mówiłem, że będę po was o dwunastej.


- Ja… ja przepraszam, budzika nie usłyszałem – zaczął usprawiedliwiać się chłopak – Jakoś tak wyszło. Nie zrobiłem tego specjalnie.


- No, ja myślę – westchnął z powagą Jacek upijając kolejny łyk kawy – Mamy sobie trochę rzeczy do wyjaśnienia, nie sądzisz?


- Um, nie bardzo rozumiem o czym mówisz – Piotrek chciał zmienić temat. Dobrze wiedział co mężczyzna ma na myśli, ale nie chciał o tym rozmawiać od razu po przebudzeniu. – Ja…


Nie dano mu skończyć, bo do salonu wbiegły bliźniaki.


- Piotr, Piotr! – Krzyczały z radości, po czym rzuciły się na chłopaka i zaczęły podnosić mu do góry koszulkę. – Pokaż, zeszły ci już te malunki fioletowym pisakiem?


- Co?! – Zdziwił się Piotrek, jednocześnie starając się opuścić koszulkę – Co wy robicie?


- Chcemy zobaczyć – odpowiedziała Agatka nie odpuszczając – Wczoraj widzieliśmy! Ktoś pomalował twój brzuch na fioletowo.


- No, pokaż dzieciom – wtrącił Jacek z ciekawym spojrzeniem – tak ładnie cię proszą.


- Cholera, co robić – myślał gorączkowo Piotrek, nie chciał by Wieczorek zobaczył siniaki na jego brzuchu. Ze wstydu chciał się zapaść pod ziemię. – Cholera, nie mam zielonego pojęcia.


- Zostawcie go! – Wrzasnął Kamil wchodząc do pokoju, tym samym uratował Piotra z opresji. Bliźniaki od razu odeszły od kanapy i powoli wyszły z salonu. – A ty wrzasnąłbyś na nie choć raz, to nie wchodziłyby ci tak na głowę. A poza tym, jak się czujesz?


- Dzięki – zaczął zmieszany Piotrek – Lepiej.


- To dobrze – odetchnął z ulgą Kamil – Nawet nie wiesz, jak bardzo się o ciebie martwiłem, a zwłaszcza po wizycie blondasa. Straszny typ. A tak przy okazji, spakowałem twoje rzeczy.


- Dzięki – mruknął Piotrek nie podnosząc wzroku, aż bał się spojrzeć w oczy Wieczorka – A nie miałeś z tym trudności?


- No, wiesz! – Oburzył się Kamil. – W tym pokoju od razu widać co do niego nie pasuje, a ty akurat miałeś najmniej rzeczy i do tego prawie w ogóle nie wyjmowałeś nowych ciuchów. Straszny z ciebie pedant i tyle.


- Możliwe – sapnął zielonooki podnosząc się z kanapy. Złożył koc i schował do szafy. Następnie skierował się do wyjścia. – Dajcie mi dziesięć minut, a będę gotowy do drogi.


- O nie mój drogi – zatrzymała go ciocia Klara chwytając za ramię – Najpierw, to ty zjesz porządne śniadanie.


- Ale nie ma na to czasu – starał się przekonać kobietę, ale to tak jakby walić grochem o ścianę – i jakoś nie mam apetytu.


- Nie masz apetytu, czy raczej nie chcesz by na ciebie czekano? – Odparła ciocia Klara na siłę sadowiąc chłopaka przy stole. – Mniemam, że pan Jacek poczeka kilka minut dłużej. Śniadanie to ważny posiłek.


- Słuchaj cioci, bo wie co mówi – stwierdzał Wieczorek powoli kończąc kawę – A może mam cię nakarmić?


- Nie trzeba – Piotrkowi ze wstydu zaczerwieniły się końcówki uszu. – Potrafię jeść sam.


Z mieszanymi uczuciami zaczął jeść śniadanie, a gdy skończył, ruszył na górę się przebrać i odświeżyć po nocy. Po niecałych dziesięciu minutach zszedł gotowy do drogi. Wszyscy już na niego czekali. Pożegnał się z ciocią Klarą, po czym wszedł do samochodu. Usiadł z tyłu, ponieważ uparły się na to bliźniaki. Kamil w konsekwencji wylądował na siedzeniu obok kierowcy, co nie było po myśli Wieczorka. Dzieci przez całą drogę nie dawały Piotrkowi spokoju pytając o różne rzeczy, do tego chłopak czuł na sobie czujny wzrok kierowcy odbijający się w środkowym lusterku. Żeby tego było mało, po jakiejś półgodzinie z nerwów rozbolał go brzuch i dopadło zmęczenie od ciągłych krzyków Jacusia i Agatki. Naprawdę ciężko zniósł tę drogę.


Tak po czternastej byli już na miejscu. Zaprowadził dzieci do pani Sulik, po czym z wahaniem wszedł do mieszkania Jacka, który nawet się nie rozbierając czekał na niego w przedpokoju z poważną miną.


- To ja może wrócę później. – Jęknął Piotrek chcąc się wycofać, po widoku miny współlokatora. – Spacer chyba dobrze mi zrobi, po tej podróży.


- Nie wygłupiaj się i wchodź – nakazał Wieczorek wciągając go do środka – Rozbieraj się i siadaj. Mamy wiele do omówienia.


- Nie sądzę, żeby było tego tak dużo – mruknął chłopak powoli zdejmując buty – A tak w ogóle, to nie mam ochoty nic wyjaśniać.


- Ty nie, ale ja tak – rzucił wściekle Jacek ciągnąc chłopaka na kanapę – I czy tego chcesz, czy nie, pogadamy.


- Nie chcę, ale jak widzę nie mam wyboru – sapnął zmęczony Piotrek siadając na kanapie – Zaczynaj. Im prędzej to zaczniemy, tym szybciej skończymy.


Jacek przez dłuższą chwilę się nie odzywał, a jedynie wbijał wzrok w zielonookiego, który ze zmęczenia starał się nie usnąć.


- Przestań się na mnie tak gapić – wybełkotał Piotrek i ziewnął znudzony brakiem działania – Jeśli mamy tylko tak siedzieć i nic nie robić, to idę do pokoju.


Piotrek wstał z kanapy i miał już postawić pierwszy krok, kiedy Jacek się zerwał z fotela i na powrót go tam usadził.


- Nie pozwoliłem ci wstać – wycedził przez zęby mężczyzna, po czym usiadł obok chłopaka – Czekam na wyjaśnienia. Słucham.


- Ach, że to niby ja mam zacząć? – Wymamrotał ospale Piotrek. – Ale co miałbym ci wyjaśniać?


- Wszystko od momentu opuszczenia tego mieszkania, pod moją nieobecność – oznajmił spokojnie Jacek nieustępliwie patrząc na współlokatora, czym go oczywiście peszył – Więc zaczynaj.


- Ale tak dla jasności – upewniał się zielonooki – Kiedy skończę, to mogę pójść do sypialni?


- Prawdopodobnie – mruknął mężczyzna w odpowiedzi.


- Ok. – Przystał na to chłopak, bo wiedział, że na nic lepszego nie może liczyć. Miał nadzieję, że jak najszybciej pójdzie do swojej sypialni by się przespać. Oczy miał już na zapałkach i coraz bardziej bolała go głowa, a o brzuchu nie wspominać. – Przepraszam za to, że nie zostawiłem żadnej informacji o swoim wyjeździe oraz, że zaspałem na umówioną godzinę wyjazdu dzisiejszego ranka. To tyle, mogę iść?


- Nie powiedziałbym, że to koniec twoich wyjaśnień – przystopował go Jacek – Ale dobrze, możemy omówić to w twoim pokoju.


- Ty – Piotrek zrobił się podejrzliwy – ty chyba nie masz nic na myśli?


- A chcesz, żebym miał? – Zaśmiał się mężczyzna. – Bo skoro tak, to.


Jacek szybkim ruchem chwycił Piotrka i podniósł do góry jak dziecko, po tym zaczął go nieść w ramionach.


- Nie, nie, nie i nie – mamrotał w odpowiedzi zielonooki cały czerwony na twarzy – Nie chcę byś miał cokolwiek na myśli. Ja po prostu jestem zmęczony i chcę się położyć do spania. Nic więcej.


- No, przecież to wiem – śmiał się Jacek, po czym wniósł chłopaka do jego sypialni i rzucił na łóżko – A teraz się rozbieraj.


- Co proszę?! – Zszokował się Piotrek. – Jak to?


- Tak to – westchnął zniecierpliwiony mężczyzna – Mam ci pomóc?


- Nie! – Wrzasnął chłopak z zaskoczenia. – Sam to zrobię, więc możesz już wyjść.


- Nie ma mowy – rzekł pełen powagi Jacek – Kiedy zdejmiesz koszulkę, nie będziesz mógł nic pod nią ukryć, nieprawdaż? To właśnie o tym mam zamiar usłyszeć, ale skoro nie chcesz po dobroci, to sam muszę zrobić oględziny.


- Nie, czekaj! – Piotrek starał się go powstrzymać, ale niestety przegrał już na samym wstępie. – Au, au, to boli.


Jacek rozebrał Piotrka do samych bokserek i teraz nie zważając na narzekania, czujnie wpatrywał się w wielkiego sińca na brzuchu.


- No, z tego co widzę, to nieźle oberwałeś od Edwarda – mruknął lekko dotykając sińca – I nie próbuj mi tu wmawiać historyjki, którą opowiedziałeś matce Jolki, bo ja akurat znam się na rzeczy. Od razu widać, że ten siniak powstał od uderzenia pięścią, a nie od upadku w lesie.


- No i co z tego – wymamrotał Piotrek zakrywając przedramieniem twarz – Nie ma potrzeby się nad tym rozczulać. Poboli i przestanie, a siniak zejdzie. To nie pierwszy i nie ostatni raz, więc zdążyłem się przyzwyczaić.


- Czy ty słyszysz co mówisz? – Spytał zrezygnowany Jacek. – Brzmisz tak, jakby w ogóle nie zależało ci na twoim życiu.


- A ma ono jakiś sens? – Kontynuował chłopak nieprzytomnym głosem. – Możliwe, że to okaże się być najlepszym wyjściem. Droga do wolności może prowadzić przez śmierć.


- Wypluj te słowa! – Jacek w złości uderzył Piotrka w twarz rozcinając mu wargę. – Pomyśl czasem o ludziach, którzy cię otaczają! Ty, jak zwykle, chcesz uciec. Śmierć najlepszą drogą ucieczki?! Chyba kpisz! Wiem co nieco o śmierci i uwierz, że to nie takie proste. Nie pozwolę na takie rozwiązanie, więc lepiej o tym zapomnij! Jasne?


- T-tak? – Wyjąkał zielonooki w szoku. – Uderzyłeś mnie?! Ty chyba musisz mnie naprawdę lubić, nie?


- Ażebyś wiedział pieprzony pesymisto – westchnął Jacek ścierając krew z rozcięcia na wardze chłopaka. – Uspokoiłeś się? Czy mam ci znowu przywalić?


- Sam nie wiem – Piotrek patrzył ospale w sufit – Jestem tak bardzo zmęczony takim życiem. To chyba normalne, że czasem chcę od tego uciec. Niekiedy mówię, że coś zrobię, ale ostatecznie nie mam odwagi i rezygnuję. Jestem parszywym tchórzem. Chcę walczyć, ale kiedy przychodzi na to czas, strach odbiera mi siły. Jestem żałosny.


Głos Piotrka coraz bardziej cichł i cichł, aż w końcu słychać było jedynie jego miarowy oddech, co Jackowi jasno dało do zrozumienia, że zasnął.


- Naprawdę musiałeś być mocno zmęczony – szepnął do ucha śpiącego kasztanowłosego przykrywając go kocem – Jak nierozważnie. Zasnąłeś półnagi, znajdując się w jednym pokoju z wygłodniałym mężczyzną. Dziś ci odpuszczę, ale jutro nadrobimy stracony czas.


* * * * *

    
Wczesnym rankiem Piotrek wstał, jak nigdy dotąd, wypoczęty. Spojrzał na zegarek, który wskazywał piątą i przez chwilę wpatrywał się w sufit.


- O dziwo wczoraj Jacek nie zrobił nic zboczonego – Zastanawiał się chłopak. – Widziałem żądzę w jego oczach, więc na bank chciał coś takiego zrobić. Hm, prawdopodobnie spróbuje zaatakować mnie dzisiaj. Cholera, raz dałem się ponieść temu szaleństwu, aż strach pomyśleć co się ze mną stanie, kiedy poddam się temu ponownie. Jestem facetem, a tamtym razem byłem naćpany prochami z piwa, tak to dlatego. Jestem normalnym facetem. Choć jak wtedy tak beztrosko spał, naprawdę wydawał się być bardzo przystojny. Dość! – Uspokajał sam siebie w myślach. – Dziś będę go unikać. Jeśli mnie dopadnie, to będzie koniec.


Piotrek wstał z łóżka i cicho zszedł do kuchni. Starał się nie obudzić współlokatora, dlatego prawie bezszelestnie przygotował mu śniadanie. Jacek zazwyczaj wstawał przed siódmą, więc chłopak kwadrans po szóstej wyszedł z domu. Na dole przed blokiem spotkał sąsiadkę, panią Różę, staruszkę spod jedynki.


- Dzień dobry pani Różo – przywitał się z kobietą – Zapowiada się ładny dzień, nieprawdaż?


- Ach, to ty Piotrusiu. Jak dobrze, że cię widzę. – Kobieta ucieszyła się na jego widok. – Mam mały problem, czy zechciałbyś mnie wysłuchać?


- O co chodzi? – Spytał się chłopak z zaciekawieniem spoglądając na sąsiadkę. – Oczywiście, że panią wysłucham.


- Niebiosa mi ciebie zsyłają – uśmiechnęła się staruszka – Na wakacje, w tym tygodniu, miał przyjechać mój wnuczek, ale okazało się, że musiał odwlec te odwiedziny o dziesięć dni. Myślałam, że przyjedzie dziś, ale napisał mi wiadomość w telefonie, że jednak nie, a ja muszę dzisiaj zasiać na działce kwiaty, bo to już ostatni czas na nie. Ktoś musi skopać mi ziemię i utworzyć grządki. Zrobiłabym to sama, ale nie mam już tyle siły co kiedyś. Eh, starość nie radość.


- Było mówić od razu, przecież mogę pani pomóc – polecił się Piotrek dziękując w duchu, że spotkał tę kobietę, przez co znalazł zajęcie na cały dzień – Mam wolny dzień i chętnie pani pomogę.


- Naprawdę ci dziękuję – uśmiechnęła się kobiecina – Zaraz będzie nasz autobus, więc chodźmy, chłopcze.


* * * * *



Słońce grzało niemiłosiernie, ale przez pół dnia Piotrek skopał wyznaczone do tego miejsce i usypał równe grządki na kwiaty pani Róży. W międzyczasie napisał wiadomość dla Jacka, z informacją co robi, a w duchu miał cichą nadzieję, że ten się mocno nie zdenerwuje.


- Piotrusiu, odpocznij sobie choć trochę! – Krzyknęła z altanki staruszka. – Chodź, przygotowałam ci coś do jedzenia!


- Dobrze – odpowiedział chłopak wbijając w ziemię łopatę – Już idę!


- Jedz śmiało – poleciła kobieta stawiając przed Piotrkiem talerz z pokrojonymi warzywami ze szklarni – Wiem, że to nic specjalnego, ale mam nadzieję, że uda ci się tym najeść.


- Niech się pani tym nie martwi – uśmiechnął się ciepło zielonooki, po czym zaczął jeść warzywa – Dziękuję bardzo za posiłek. Dawno już nie jadłem świeżych warzyw z ogródka. To było naprawdę dobre.


- Bardzo się cieszę – klasnęła w dłonie staruszka – Jeśli chcesz, mogę ci zrobić więcej.


- Nie, to mi w zupełności wystarcza – odmówił Piotrek – Naprawdę się najadłem. Wracam do pracy.


Pracował tak do późnego wieczoru, a potem odwiózł staruszkę do jej mieszkania i z duszą na ramieniu wrócił do siebie. Powoli otworzył drzwi, ale okazało się, że w domu nikogo nie ma. Na stole w kuchni leżał liścik z zawiadomieniem, że Jacek wróci późną nocą. Piotrek usiadł na kanapie i odetchnął z ulgą. Jak na razie, był bezpieczny i to się teraz liczyło. Miał już iść do swojego pokoju, kiedy ktoś zapukał do drzwi wejściowych. Otworzył je, a jego oczom ukazała się pani Sulik.


- Dobry wieczór Piotrze – przywitała go ściszonym głosem – Mam do ciebie małą prośbę.


- Dobry wieczór – odpowiedział na przywitanie – Jaką sprawę?


- Dziś wrócił mój mąż i odwiedziło nas kilku jego znajomych – zaczęła tłumaczyć kobieta – Wszyscy są spoza miasta, a do tego trochę popili. Czy mógłbyś wziąć do siebie dzieci na tę noc? Bardzo cię proszę.


- Zgoda – zaczął ostrożnie chłopak. Przyjrzał się kobiecie, na jej zaczerwienione i podpuchnięte oczy. – A może pani też chciałaby tu przenocować?


- Nie ma takiej potrzeby – odmówiła z udawanym uśmiechem, ale jej zmęczone oczy mówiły zupełnie co innego – Najważniejsze są dzieci.


- Rozumiem – westchnął Piotrek – Wejdę tam z panią i zabiorę dzieci.


- Nie trzeba – wystraszyła się sąsiadka – Dzieci są już gotowe, zaraz je przyprowadzę.


Zniknęła na chwilę za drzwiami swojego mieszkania, z którego bił smród dymu papierosowego i wydobywał się dość spory hałas. Po niecałych pięciu minutach dzieci były już u Piotrka.


- Odbiorę je jutro po pracy – poinformowała kobieta – Jeszcze raz bardzo ci dziękuję.


- Nie ma za co – odparł Piotrek, po czym zamknął drzwi – Dobranoc.


Dzieci, jak nigdy, były ciche. Bliźniaki przytulały do siebie swoje jaśki, a Kamil ze spuszczoną głową wbijał wzrok w podłogę.


- Coście tacy cisi? – Spytał, ale nie uzyskał odpowiedzi. – Rozumiem, chodźmy więc do kuchni, to zrobię wam po kubku kakao na dobranoc.


- Kakao?! – Zdziwił się Kamil. – Tak na noc?


- Pewna kobieta powiedziała mi kiedyś, że ciepłe kakao zawsze poprawia nastroje ludzi – odparł Piotrek i zaprowadził dzieci do kuchni, gdzie zaparzył im kakao – Pijcie.


- Dzięki – uśmiechnął się lekko nastolatek, po czym wziął jeden łyk – Dobre.


Położyli się spać w pokoju Piotrka – na szczęście, miał duże łóżko – bliźniaki leżały pośrodku wtulone: Jacuś w Kamila, a Agatka w zielonookiego. Nikt nie miał problemów z zaśnięciem, dzieci z niezbyt miłych wrażeń, a Piotrek po ciężkiej pracy w ogrodzie pani Róży.


Późną nocą do domu wrócił Jacek dziwiąc się widokiem w zlewie czterech kubków po kakao. W drodze do swojej sypialni zahaczył o pokój swojego współlokatora. Zaskoczył go widok, nie jednej, a czterech osób w łóżku chłopaka.


- Mogłem się domyślić – westchnął stojąc oparty o framugę drzwi – Robisz sprytne uniki, ale jutro nie będziesz miał tak łatwo.


* * * * *



Kamil wstał najwcześniej z całej czwórki i czekał na resztę siedząc po turecku na podłodze przy łóżku. Ostrożnie podwinął koszulkę i delikatnie dotknął bolącego prawego boku. Były na nim siniaki, a wokół lewego nadgarstka siny ślad od mocnego ścisku. Przez chwilę nieprzytomnie wpatrywał się w ślad na lewym ręku, aż wyrwał go z tego stanu dźwięk otwieranych drzwi. Wystraszony spojrzał w ich kierunku i szybko schował za siebie lewą dłoń. W drzwiach ukazał się ciemnowłosy mężczyzna i w milczeniu mierzył chłopca wzrokiem.


- Chodź na dół, to zrobię ci coś do picia – zaproponował mężczyzna – Nazywam się Jacek i jestem właścicielem tego mieszkania. Nie bój się i chodź.


Chłopiec chwilę się wahał, ale w ostateczności wstał i ruszył w stronę mężczyzny. W kuchni usiadł przy stole i w milczeniu wpatrywał się w jego blat. Wystraszył się, kiedy mężczyzna chwycił jego lewą rękę.


- Nie bój się – uspakajał go Wieczorek – Chcę ci tylko pomóc.


Przyłożył chłopcu lód do nadgarstka i postawił przed nim kubek z herbatą. Musisz zadowolić się tym do czasu, aż wstanie Piotrek. On zrobi ci porządne śniadanie. A tak w ogóle, to jesteś synem Sulików, co nie?


- Tak – kiwnął głową chłopiec – Tak, proszę pana.


- A mógłbyś wyjaśnić, co wasza trójka robi u Piotrka w pokoju? – Dopytywał Jacek. – Trochę się zdziwiłem widząc was u niego.


- Tata miał wczoraj popijawę z kumplami w domu – odparł Kamil nie odrywając wzroku od stołu – I jakoś tak wyszło.


- Właśnie widzę – westchnął mężczyzna – A kto ci załatwił prawy bok?


- To nic – sapnął smutnie Kamil – Upadłem.


- Akurat na pięść? – Spytał Jacek powątpiewając. – Widziałem te siniaki i nie wmawiaj mi podobnych historyjek, jak z brzuchem, które starał się wcisnąć mi mój współlokator. Pogadam sobie z twoim ojcem, więc się nie bój.


- Ale jak? – Kamil zerwał się wystraszony z krzesła – Pan nie może!


- Powiedziałem, że z nim pogadam, to pogadam – uciszył chłopca Jacek – Już ja mam kilka przekonywujących argumentów. Koniec rozmowy.


Dalej w milczeniu obaj popijali herbatę.


Piotrek wszedł do kuchni dopiero po jakiejś godzinie od pobudki Kamila. Od razu wziął się do roboty i dłuższą chwilę krzątał się po pomieszczeniu smażąc naleśniki. Skończył akurat kiedy wstały bliźniaki, więc szybko podał wszystkim śniadanie. Sam jakoś nie miał apetytu, ale za to zakwasy po pracy w ogrodzie dawały mu się we znaki.


- Czemu nie jesz? – Spytał Jacek z groźnym spojrzeniem. – Wiesz, jakie jest moje zdanie na ten temat.


- Wiem – mruknął Piotrek ziewając – Nie jestem głodny.


- Powinieneś się przemóc i zjeść choć trochę – zachęcał go Kamil – Kiedyś powiedziała mi tak moja babcia. Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia.


- Widzisz? – Westchnął znudzony Wieczorek. – Nawet dzieci już to wiedzą, a ty nadal upierasz się przy swoim. Radzę ci coś zjeść i podładować organizm. Nie chcę cię gdzieś znaleźć opadniętego z sił.


- No, dobra – jęknął Piotrek, po czym zjadł jednego naleśnika – Zadowoleni? Jeśli tak, to idę się wykąpać. Talerze odłóżcie do zlewu, później pozmywam.


Po tych słowach Piotrek poszedł na górę, a dzieci zostały z Jackiem. Jacuś zacięcie wpatrywał się w mężczyznę, Agatka pałaszowała kolejnego naleśnika, a Kamil błądził gdzieś myślami, nieprzytomnie jeżdżąc łyżeczką z marmoladą po placku. Wieczorek nie wytrzymał tej atmosfery.


- Ty, przestań się na mnie tak gapić – wskazał na Jacusia – Ty, postaraj się mniej chlapać tym dżemem – poinstruował Agatkę – A co najważniejsze, młody ocknij się i jedz jak należy śniadanie. Powinieneś dawać przykład młodszemu rodzeństwu.


Wszystkie dzieci posłusznie wykonały polecenia mężczyzny, który lekko uspokojony wrócił do lektury dopiero co zaczętej gazety.


Piotrek w tym czasie odprężał się leżąc w ciepłej wodzie. Ból mięśni nieco zelżał, a chłopak oparty o ściankę wanny powoli zasnął. Jego sen jednak długo nie trwał, bo zaczęły dobijać się do łazienki bliźniaki.


- Piotr! Piotr! – Wołały zza drzwi dzieci. – Wpuść nas! My chcemy siusiu!


- Na dole są dwie inne łazienki! – Odpowiedział bliźniakom. – Idźcie tam!


- Nie, my chcemy tutaj – upierały się dzieciaki – Wpuść nas! No, wpuść!


Piotrek wyszedł z wanny i pospiesznie okręciwszy się ręcznikiem wokół bioder, otworzył dzieciom drzwi. Pech dla niego chciał, że w tym samym czasie do pokoju wszedł Jacek. Kiedy ich oczy się spotkały, zielonooki wyczuwając pożądanie mężczyzny od razu zamknął drzwi łazienki.


- Cholera, to się robi coraz bardziej pokręcone – szepnął do siebie chłopak opierając się o drzwi – On już zaczął polowanie. 

* * * * *

       
Ku trwodze Piotrka wieczór nastał dość prędko, a on nie miał żadnego pomysłu na to, jak umknąć Wieczorkowi. Niestety nadeszła pora, kiedy pani Sulik odebrała dzieci. W momencie zamknięcia się drzwi Piotrek szybko ruszył do pokoju. Był już prawie przy wejściu do swojej sypialni, gdy pośliznął się i jak długi runął na podłogę przejeżdżając z metr na brzuchu. Zatrzymał się na ścianie uderzając o nią głową.


- Jasny gwint – zaklął pod nosem siadając po turecku i gładząc bolące miejsce – Czemu akurat teraz?


Kasztanowłosy powoli się podniósł i wszedł do swojej sypialni. Ku jego zaskoczeniu czekał tam na niego Jacek. Piotrek stanął jak wryty, desperacko szukając wzrokiem drogi ucieczki.


- Nawet nie próbuj uciekać! – Ryknął Jacek podnosząc się z krzesła i zamykając drzwi do pokoju. Chłopak skierował się do łazienki, ale była zamknięta na klucz, który w ręku trzymał mężczyzna stojący za nim. – Tego szukasz? Nie ze mną te numery. Wystarczy, że zrobiłeś to raz. Poddaj się wreszcie. Swoim zachowaniem podsycasz mój i tak zresztą ogromny głód.


- Ale ja niezbyt czuję się dziś na siłach – negocjował Piotrek nieświadomie się cofając – Czy jest choćby nikła szansa na to, że dziś mi odpuścisz?


- Nie łudź się – rzucił Jacek krok po kroku zbliżając się do swojej ofiary – Dwa tygodnie nic nie jadłem, więc mnie bardziej nie prowokuj.


- Czym cię niby prowokuję? – Spytał zdziwiony Piotrek. Nadal się przy tym cofał, aż niestety uderzył tyłem kolan o łóżko, przez co na nie runął. – Cholera.


- Nareszcie dotarłeś na miejsce – zaśmiał się Wieczorek i przycisnął chłopaka do posłania. Jedną ręką dotknął jego krocza, na co ten się wzdrygnął. – No proszę, jednak twoje ciało za tym tęskniło.


- Nie! – Protestował Piotrek – To nie tak!


- A jak? – Dopytywał mężczyzna zdejmując mu spodnie. – No?


- To dlatego, że mnie tak dotykasz – jąkał się chłopak cały czerwony na twarzy – I proszę nie patrz tak na mnie, bo to zawstydzające.


- Wiesz, że z taką zawstydzoną buźką jesteś pełen erotyzmu? – Prawił mu komplementy Jacek. – Przez to ciężko mi się zatrzymać. Czego się obawiasz?


- Że zatrącę się w tym szaleństwie – jęknął Piotrek, kiedy ten zacisnął mocniej palce na jego przyrodzeniu – Jestem facetem, a pełnię w łóżku rolę kobiety. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że złapałem się na myśleniu, że jest mi z tym dobrze dopóki robię to tylko z tobą. Czy to oznacza, że straciłem do końca swój rozum?


- Czym ty się martwisz – westchnął Jacek – Tyle razy już to ze mną robiłeś i jakoś nadal jesteś tym samym chłopakiem, jakim byłeś. To nic złego, że się w tym zatracisz. Nie umartwiaj się, a jedynie czerp z tego przyjemność. Nie pierwszy raz ci to mówię.


- Tak wiem – sapnął Piotrek w momencie, gdy Wieczorek ugryzł lekko jego sutek – Nie chcę być postrzegany jak dziewczyna.


- Ale ja cię tak nie postrzegam – zaprzeczył mężczyzna – Gdybyś był dziewczyną, pewnie bym nawet na ciebie nie spojrzał.


- Co?! – Zdziwił się chłopak. – Ale w tej chwili patrzysz na mnie jakbyś chciał mnie pożreć.


- I tu się nie mylisz – uśmiechnął się Wieczorek – Kiedy leży przede mną tak smakowity kąsek, nie waham się by go zjeść. Tylko ty potrafisz zaspokoić mój głód, a dotąd nikomu się to nie udało.


- No, co ty? – Zdumiał się Piotrek, ale szybko zmienił temat, bo powoli dochodził. – Nie, przestań. Ja zaraz.


- Wiem – zaśmiał się mężczyzna – Nie krępuj się.


Pocałował namiętnie chłopaka dla niepoznaki i od razu w niego wszedł sprawiając, że ten z bólu wygiął się w łuczek. Po chwili Piotrek wtulił się mocno w Jacka cicho dysząc. Kiedy doszli, runął na łóżko, jednak po paru minutach Wieczorek znów był pobudzony. Powtórzyli to kilka razy, aż w końcu zielonooki w ogóle nie miał sił się poruszać. Leżał jedynie cicho oddychając, a po chwili pogrążył się we śnie.

Jacek delikatnie głaskał chłopaka po policzku, przyglądając się jak śpi. Pocałował go w czoło i sam zasnął.

4 komentarze:

  1. Piękny rozdział i do tego dużo, dużo Jacka! Dziękuje ci o kochana autorko! Ja chce więcej! Teraz! Więcej Jacka, Piotra i ich przezabawnych konwersacji :)
    Wydaje mi się, że w końcu Piotrek dorósł do tego, że jest pożądany i oczywiście kochany przez naszego Jacusia!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    jak się okazuje Kalara jest jego rodziną... zachowanie Łukasza mnie wkurzyło, Jacek jest bardzo wygłodniały, :) już nie mogę się doczekać rozmowy Jacka z ojcem tych dzieciaków, i czy to jednorazowe, czy częściej się zdarza...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniały rozdział, okazuje się, że Klara jest jego rodziną... to zachowanie Łukasza mnie bardzo wkurzyło, och jaki Jacek jest wygłodniały :) już nie mogę się doczekać tej rozmowy Jacka z ojcem tych dzieciaków... i czy to jednorazowa sytuacja, czy częściej się to zdarza...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    rozdział boski, okazało się, że Klara jest jego rodziną... zachowanie Łukasza wkurzyło mnie i to bardzo, Jacek jest taki wygłodniały :) już nie mogę się doczekać tej rozmowy Jacka z ojcem tych dzieciaków... i czy to jednorazowa sytuacja, czy częściej się to zdarza...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń