Ostatnia część rozdziału XI. Mam nadzieję, że się spodoba :)
Ciocia Klara
podała dzieciom obiad w kuchni, a gościa zaprowadziła do skromnego salonu.
- Co cię tu
sprowadza Edwardzie? – Spytała mężczyznę siadając w fotelu. – Mam nadzieję, że
nie masz złych zamiarów względem brata.
- Czas by wrócił
do rodziny – oznajmił blondyn z powagą w głosie – Zbyt długo od nas stronił.
Kara go za to nie minie. Wiesz jakie są zasady, nieprawdaż ciociu?
- Znam te zasady –
odparła kobieta – Dlatego mój dziadek odszedł z rodziny zrzekając się wszelkich
praw do majątku Murdochów. Czemu nie dacie spokoju i temu chłopcu? Przez
dziesięć lat żył na własny rachunek nie licząc na pomoc z waszej strony.
- Twój dziadek a
Piotr to dwie różne sprawy – wyjaśniał Edward – Twój dziadek nie posiadał
żadnego talentu, którym mógłby się przysłużyć rodzinie, za to Piotr ma ich
nazbyt wiele. A wiesz, że ród Murdochów nie wypuszcza skarbu z rąk. Straciliśmy
Sarę, nie chcemy by to powtórzyło się i z Piotrem.
- Przypomnij mi,
kto objął stanowisko głowy rodu po śmierci twojego ojca? – Przerwała mu kobieta. – I nie mydl mi tu oczu, żeś to ty, bo dobrze wiem, iż jesteś na to za młody.
Innych możecie oszukiwać, ale nie mnie. Za bardzo znam kodeks Murdochów, byście
mogli mną manipulować.
- Zygfryd – rzucił
poddając się Edward – Jak zwykle, jesteś nie do zdarcia. Masz temperament kobiet
naszego rodu i przestrzegasz zasad, a to wielka zaleta.
- A jednak on –
zamyśliła się kobieta – Jako najstarszy syn, już dawno powinien objąć to
stanowisko, ale uparcie je odrzucał. Szczwany lis, zarzucił przynętę i tylko
czekał na połów. Biedny Piotruś, nie uwolni się z jego sideł tak łatwo.
- Tak – zgodził
się wzdychając Edward – Kiedy raz coś postanowi, jest bezwzględny po to
sięgając.
- W tym przypadku
celem jest Piotruś, nieprawdaż? – Zauważyła kobieta. – Tyle wycierpiał przez
działania twojego ojca, a nawet z twojej ręki. On prędzej zginie niż wróci,
wiesz o tym, prawda?
- Nawet nie wiesz
jak dobrze – odparł blondyn – Ale ja nie dopuszczę do tego, by znów zniknął.
Nawet za cenę jego wolności.
- A jednak
zatraciłeś się w prawach rodu. Na nieszczęście dla ciebie, pomieszane jest to z
uczuciami do rodzeństwa. – Oznajmiła kobieta smutnym głosem. – To działa jak miecz obosieczny, bo raniąc
braci, ranisz i siebie. Możesz odwiedzić brata, ale miej na uwadze, że teren
mojego domu to strefa neutralna.
- Mam tę
świadomość – mruknął Edward wstając z kanapy – Gdzie mam się kierować?
- Jacusiu,
zaprowadź pana do Piotra – poleciła ciocia Klara jednemu z bliźniąt – Tylko
bądź cichutko, bo Piotr musi odpocząć.
- Dobrze babciu –
zgodził się chłopczyk – A kiedy będzie nasza niespodzianka?
- Jak tylko
wrócisz, więc się pospiesz – obiecała dla dziecka – Dobrze?
- Dobrze –
ucieszył się Jacuś, po czym chwytając dłoń Edwarda pociągnął go za sobą –
Zaprowadzę pana do Piotra. Szybko, szybko.
- No, idź –
nakazała mężczyźnie kobieta – Nie każ dziecku czekać.
Jacuś ciągnął
nieustępliwie za sobą Edwarda, który z rozbawieniem widział determinację w
postawie chłopca.
- Nazywasz się
Jacek? – Spytał Edward wchodząc po schodach. – Skąd znacie Piotra?
- To nasz sąsiad.
– Odpowiedział chłopiec nawet się nie odwracając. – Czasem opiekuje się nami,
kiedy rodzice są w pracy. Piotr jest fajny, bo opowiada zabawne historie i nie
krzyczy jak coś zbroimy. Gotuje świetne smakołyki dla nas. W kuchni jest jak
czarodziej, bo robi coś pysznego z niczego. Tylko ostatnio bardzo choruje.
To dlatego, że pobiły go olbrzymy, kiedy wracał ze szkoły do domu.
- Olbrzymy? –
Zdziwił się Edward. – A kiedy to było?
- Ponad miesiąc
temu – odpowiedział Jacuś – Jesteśmy. Za tymi drzwiami śpi Piotr. Zadanie
wykonane, a teraz niespodzianka.
Chłopiec szybko
zniknął z oczu mężczyźnie pozostawiając go samego na korytarzu. Edward powoli
otworzył drzwi i wszedł do sypialni, gdzie spał Piotrek. Leżał zwinięty w
kłębek w białych szortach i czarnej koszulce, podwiniętej do góry tak, że
odsłaniała wielkiego granatowego siniaka na jego brzuchu. Blondyn podszedł do
brata i przykrył go kocem.
- To pobiły cię
olbrzymy? – Szepnął z uśmiechem na ustach gładząc policzek Piotra. – Kiedy tak
śpisz, wracają wspomnienia. Nie chcę cię krzywdzić, ale nie dajesz mi wyboru.
Nawet nie starasz się mnie zrozumieć i tylko utrudniasz sprawę. Kiedyś zmęczy
cię ta ciągła ucieczka, a może nawet już cię męczy. Czemu się nie poddasz,
czemu tak uparcie sprzeciwiasz się powrotowi? Nie potrafię cię zrozumieć.
Edward skończył
swój monolog w momencie, kiedy Piotr niespokojnie się poruszył. Chłopak otworzył
nieprzytomnie oczy. Był jeszcze pod działaniem leków i niezbyt kojarzył co się
wokół niego dzieje. Uśmiechnął się ciepło do brata, po czym z powrotem zasnął.
- Ty, nie traktuj
go jak dziecko – Edward usłyszał za sobą męski głos – On nie jest już tym
płaczliwym maluchem z mlekiem pod nosem. Trochę dorósł.
- Łukasz? –
Zdziwił się blondyn. – Myślałem, że jesteś na jakimś poligonie.
-Wziąłem
przepustkę, by pomóc matce przy pracach w domu – oznajmił Łukasz z wesołym
uśmieszkiem – Jutro wraca do Olsztyna, więc będziesz miał szansę, by go złapać.
- Możliwe – zamyślił
się Edward – Muszę już iść, więc zaopiekuj się moją mała zgubą.
- Masz to jak w
banku – zasalutował żartobliwie Łukasz – do jutra włos mu z głowy nie spadnie.
A swoją drogą, to mogłeś być trochę delikatniejszy, on nie ma mocnego
ciała.
- Wiem, poniosło
mnie – usprawiedliwiał się Edward – Na razie.
- Pa – westchnął
rudowłosy pociągając łyka piwa z butelki.
* * *
*
*
Piotrek obudził się późną nocą, przetarł zaspane oczy i powoli podniósł do siadu. W kącie obok łóżka siedział Łukasz i czujnie się mu przyglądał. W jednym ręku trzymał piwo, a w drugim tlący się jeszcze papieros.
- No, wreszcie –
ziewnął rudowłosy lekko się przeciągając w fotelu – Doprawdy, ile można spać i
do tego w nieswoim łóżku.
- Przepraszam, już
wstaję – zmieszał się Piotrek od razu schodząc z łóżka – a tak w ogóle, to
czemu jestem w twojej sypialni?
- No tak, szybko
urwał ci się film – przypomniał sobie Łukasz biorąc przy tym łyk piwa z butelki –
Odkąd pamiętam, zawsze miałeś słabe ciało, przez to przypominałeś mi
dziewczyny.
- Że co proszę?! –
Piotrek zerwał się na równe nogi. – Odszczekaj to!
- No, za to duchem
przewyższasz niejednego faceta – zaśmiał się rudowłosy zaciągając się
papierosem – Zluzuj mały, bo nie masz ze mną szans w tym stanie. A nie chcę
doprawić robótki Edwarda, choć coraz bardziej mnie korci, by to zrobić.
- Nie jestem już
tamtym nieporadnym dzieciakiem – westchnął już spokojniej Piotrek – Za to ty
w ogóle się nie zmieniłeś.
- Możliwe – sapnął
Łukasz wstając z fotela – Za to w wojsku nauczyłem się kilku ciekawych rzeczy.
To powiedziawszy
rzucił kasztanowłosego na łóżko i unieruchomił swoim ciałem. Piotrek z niedowierzaniem
wpatrywał się w szyderczy uśmieszek brata Jolki.
- Ty chyba
żartujesz – odparł w szoku zielonooki, jednocześnie próbował się uwolnić z
żelaznego uścisku mężczyzny – Złaź ze mnie. Cholera, to boli!
- Trochę przybyło
ci masy, ale nadal jesteś chucherkowaty – odparł z ironią Łukasz, a z ust nie
schodził mu cyniczny uśmieszek. Wydmuchał dym papierosowy w twarz chłopaka, który
od razu zaczął się dławić – zwyczajnie jak baba.
- Ty, ty … – Piotrek w złości zaczął się mocniej szarpać – złaź ze mnie pijaku ty jeden!
- Ciii – uciszał
go mężczyzna – pobudzisz dzieci.
- Nie obchodzi
mnie to, złaź! – Nalegał zielonooki piorunując go wściekłym spojrzeniem. – Ale to
już!
- A magiczne
słówko? – Wyśmiał chłopaka rudowłosy. – Nie nauczono cię takich?
- Alakazim alakazam pseudo macho tutaj mam
– rzucił Piotrek półgębkiem – alakazim
alakazam do tego nie odróżnia panów od pań.
- No proszę, a
jednak masz jaja – zaśmiał się Łukasz, po czym przyłożył wolną rękę do brzucha
chłopaka i lekko nacisnął miejsce z siniakiem. Ten zasyczał z bólu i zacisnął powieki. – Ale, czy mądrze żartować z kogoś, kto ma nad tobą przewagę? A może
powinienem wpakować cię do samochodu i wywieźć za miasto do Edwarda?
Mniemam, że zaoszczędziłoby mu to wiele czasu.
- Co?! – Piotrek
na moment znieruchomiał. – Jesteś pijany.
- Dziwny jesteś –
roześmiał się mężczyzna – Zamiast o siebie, martwisz się o mnie?
- Co w tym takiego
dziwnego? – Obruszył się zielonooki. – Pomimo tego, że jesteś burakiem, traktuję
cię jak członka rodziny. Skoro wszystko już sobie wyjaśniliśmy, to puść mnie z
łaski swojej.
- Dobra, już dobra
– westchnął Łukasz schodząc z chłopaka – ale następnym razem lepiej mnie nie
prowokuj, bo zrobię sobie tulipana z butelki i podaruję go twojej twarzy.
Zrozumiano?
- No – mruknął
Piotrek, po czym spiesznie wyszedł z pokoju. Przy zamykaniu drzwi zajrzał
jeszcze przez szparę jaką tworzyły z framugą. – Ale radzę ci już więcej nie pić,
bo jak zalejesz się w trupa, to ciocia urządzi ci z rana Armagedon połączony z
jesienią średniowiecza, a ty, jak zwykle, nie będziesz nic pamiętał i myślał, że
dostajesz za nic. Dobranoc. – Szybko wycofał głowę chroniąc się tym samym przed
lecącym w jej kierunku adidasem. W ten sposób uniknął kolejnego siniaka.
- Ta, ta – mruknął
Łukasz machając ręką w stronę drzwi – Branoc.
* * *
*
*
Zmęczony i obolały Piotrek po cichu wszedł do sypialni, gdzie spał Kamil. Sięgnął jedynie po telefon komórkowy i ruszył do drzwi. Nastolatek raptownie się zerwał i w niego wpatrywał.
- Ze mną wszystko
gra – zapewnił go Piotrek z udawanym uśmiechem – Wracaj do spania.
- Na pewno? – Upewniał
się sennym głosem chłopiec. – Nie udajesz?
- Nie, nie udaję –
westchnął zielonooki chwytając za klamkę – Śpij.
Wyszedł z pokoju
nie czekając na to, by Kamil zasnął. Niespiesznie szedł korytarzem w stronę schodów, a potem skierował się do kuchni. Tam czekał na niego przygotowany przez
ciocię Klarę talerz pełny drożdżowych bułeczek z truskawkami.
- Jak zwykle
niezawodna – szepnął do siebie sięgając po jedną z bułek – Pychota.
Kiedy się posilił, zajrzał do spisu połączeń w swoim telefonie. Ze zdziwieniem wpatrywał się
w ekranik aparatu, gdy okazało się, że dzwoniono do niego aż trzydzieści
razy. Ostatnie połączenie było niecały kwadrans od godziny zejścia Piotrka na
dół. Nie myśląc włączył tryb oddzwaniania i po chwili usłyszał w słuchawce
zaniepokojony głos pani Sulik.
- Tak? – Spytała
kobieta. – Kto dzwoni?
- To ja pani Sulik
– zaczął lekko zachrypniętym głosem – Piotrek Czarnecki, pani sąsiad.
- Ach, to ty
Piotrze – odetchnęła z ulgą kobieta – Właśnie dochodzę do mojego mieszkania.
Mam nadzieję, że dzieci nie dały ci do wiwatu podczas tego pobytu.
- Ależ oczywiście,
że nie – zapewniał chłopak z udawaną radością – Dzwonię tylko by poinformować
panią, że dzieci przywiozę jutro w godzinach popołudniowych. Proszę się więc
nie martwić. A tak w ogóle, czy coś się stało, że pani dzwoniła wcześniej?
- Ach, to –
zawahała się kobieta – Tak około siedemnastej zadzwonił do mnie Kamil z
zapytaniem, czy nie mógłby zostać tam dłużej. Oczywiście się nie zgodziłam, bo
zbyt długo zakłócał twój spokój. W tle rozmowy usłyszałam, jak bliźniaki
krzyczą, że jesteś chory. Czy to prawda?
- Nie do końca –
próbował wyminąć temat Piotrek – tak jakoś.
- Piotr! – Kobieta
podniosła swój głos, aż echo rozniosło się po klatce schodowej bloku. – Jestem
matką trójki dzieci i wiem kiedy ktoś próbuje mnie okłamać. Mów co z tobą
chłopaku, ale to już!
- To nic takiego,
naprawdę – starał się załagodzić sytuację zielonooki – Upadłem w lesie i trochę
się stłukłem. To tyle.
- Jak to trochę
się stłukłem? – Dociekała Sulikowa. – Jak bardzo?
- Nieznacznie –
mruknął do słuchawki – uderzyłem się w brzuch, ale dostałem zastrzyki i już
jest dobrze.
- Oj, Piotruś –
zaczęła zmartwiona kobieta – Musisz o siebie dbać. Jak ty jutro dasz radę wrócić
z moimi urwisami autobusem. Ty się zamęczysz.
- Dam radę –
zapewniał chłopak – Obiecałem odstawić dzieci, więc to zrobię.
Kiedy skończył to
mówić, usłyszał w telefonie hałas, a po chwili zamiast sąsiadki w słuchawce
zabrzmiał głos Wieczorka.
- Jutro o
dwunastej macie być gotowi do wyjazdu – oświadczył mężczyzna – Bez żadnych
sprzeciwów, masz tam na mnie czekać. Zrozumiałeś?
- Tak –
odpowiedział w szoku Piotrek – Ale…
- Piotrze? –
Usłyszał znowu głos Sulikowej. – Przepraszam, ale pan Jacek tak szybko zabrał mi
telefon. Może to lepiej, bo teraz bezpiecznie wrócicie.
- Może – rzucił
Piotrek w zamyśleniu. Jacek musiał być zły, bo nie zostawił mu żadnej
informacji, że wyjeżdża. Aż odechciało mu się wracać. Miał ochotę uciec i się
gdzieś schować. – Będę już kończył, dobranoc.
Rozłączył telefon
i w ciszy siedział tak przez dłuższą chwilę.
- No, to lipa –
westchnął, po czym wstał od stołu i poszedł do salonu. Tam skulił się na
kanapie i zasnął.
Wczesnym rankiem pani Klara zeszła na dół, by powoli
przygotować śniadanie dla dzieci. Kiedy weszła do kuchni, kątem oka dostrzegła
leżącego, zwiniętego w kłębek na kanapie chłopaka. Podeszła do niego i
spojrzała na jego niespokojną twarz, co świadczyło o nękających go koszmarach.
Naszły ją wspomnienia, gdy był jeszcze dzieckiem i często płakał podczas snu.
Automatycznie i nieświadomie położyła dłoń na jego czole i delikatnie
musnęła policzki. Po tym na twarzy chłopaka zawitał spokój, tak jakby wyczuł,
że nie jest sam. Posiedziała przy śpiącym jeszcze chwilę, po czym wyjęła z
szafy koc i okryła nim skulonego Piotra. Wróciła do swoich zajęć pozostawiając
pogrążonego we śnie chłopaka samego w salonie.
* * *
*
*
Dochodziła dwunasta, kiedy Piotrek powoli zaczął otwierać oczy. Czuł się wypoczęty, choć brzuch nadal lekko pobolewał w miejscu uderzenia przez Edwarda. Chłopak przetarł oczy i w szoku ujrzał przed sobą pijącego kawę Wieczorka. Jak rażony prądem zerwał się do siadu.
- Wstałeś już? –
Spytał spokojnie Jacek biorąc łyk z filiżanki. – Bo jeśli tak, to czas się
zbierać. Dzieciaki są już gotowe, a ty jak mniemam jeszcze nie, choć mówiłem,
że będę po was o dwunastej.
- Ja… ja
przepraszam, budzika nie usłyszałem – zaczął usprawiedliwiać się chłopak –
Jakoś tak wyszło. Nie zrobiłem tego specjalnie.
- No, ja myślę –
westchnął z powagą Jacek upijając kolejny łyk kawy – Mamy sobie trochę rzeczy
do wyjaśnienia, nie sądzisz?
- Um, nie bardzo
rozumiem o czym mówisz – Piotrek chciał zmienić temat. Dobrze wiedział co
mężczyzna ma na myśli, ale nie chciał o tym rozmawiać od razu po przebudzeniu.
– Ja…
Nie dano mu
skończyć, bo do salonu wbiegły bliźniaki.
- Piotr, Piotr! –
Krzyczały z radości, po czym rzuciły się na chłopaka i zaczęły podnosić mu do
góry koszulkę. – Pokaż, zeszły ci już te malunki fioletowym pisakiem?
- Co?! – Zdziwił
się Piotrek, jednocześnie starając się opuścić koszulkę – Co wy robicie?
- Chcemy zobaczyć
– odpowiedziała Agatka nie odpuszczając – Wczoraj widzieliśmy! Ktoś pomalował
twój brzuch na fioletowo.
- No, pokaż dzieciom
– wtrącił Jacek z ciekawym spojrzeniem – tak ładnie cię proszą.
- Cholera, co robić – myślał gorączkowo
Piotrek, nie chciał by Wieczorek zobaczył siniaki na jego brzuchu. Ze wstydu
chciał się zapaść pod ziemię. – Cholera,
nie mam zielonego pojęcia.
- Zostawcie go! –
Wrzasnął Kamil wchodząc do pokoju, tym samym uratował Piotra z opresji.
Bliźniaki od razu odeszły od kanapy i powoli wyszły z salonu. – A ty
wrzasnąłbyś na nie choć raz, to nie wchodziłyby ci tak na głowę. A poza tym,
jak się czujesz?
- Dzięki – zaczął
zmieszany Piotrek – Lepiej.
- To dobrze –
odetchnął z ulgą Kamil – Nawet nie wiesz, jak bardzo się o ciebie martwiłem,
a zwłaszcza po wizycie blondasa. Straszny typ. A tak przy okazji,
spakowałem twoje rzeczy.
- Dzięki – mruknął
Piotrek nie podnosząc wzroku, aż bał się spojrzeć w oczy Wieczorka – A nie
miałeś z tym trudności?
- No, wiesz! – Oburzył się Kamil. – W tym pokoju od razu widać co do niego nie pasuje, a ty
akurat miałeś najmniej rzeczy i do tego prawie w ogóle nie wyjmowałeś nowych
ciuchów. Straszny z ciebie pedant i tyle.
- Możliwe – sapnął
zielonooki podnosząc się z kanapy. Złożył koc i schował do szafy. Następnie skierował
się do wyjścia. – Dajcie mi dziesięć minut, a będę gotowy do drogi.
- O nie mój drogi
– zatrzymała go ciocia Klara chwytając za ramię – Najpierw, to ty zjesz
porządne śniadanie.
- Ale nie ma na to
czasu – starał się przekonać kobietę, ale to tak jakby walić grochem o ścianę –
i jakoś nie mam apetytu.
- Nie masz
apetytu, czy raczej nie chcesz by na ciebie czekano? – Odparła ciocia Klara na
siłę sadowiąc chłopaka przy stole. – Mniemam, że pan Jacek poczeka kilka minut
dłużej. Śniadanie to ważny posiłek.
- Słuchaj cioci,
bo wie co mówi – stwierdzał Wieczorek powoli kończąc kawę – A może mam cię
nakarmić?
- Nie trzeba – Piotrkowi
ze wstydu zaczerwieniły się końcówki uszu. – Potrafię jeść sam.
Z mieszanymi
uczuciami zaczął jeść śniadanie, a gdy skończył, ruszył na górę się przebrać i
odświeżyć po nocy. Po niecałych dziesięciu minutach zszedł gotowy do drogi.
Wszyscy już na niego czekali. Pożegnał się z ciocią Klarą, po czym wszedł do
samochodu. Usiadł z tyłu, ponieważ uparły się na to bliźniaki. Kamil w
konsekwencji wylądował na siedzeniu obok kierowcy, co nie było po myśli
Wieczorka. Dzieci przez całą drogę nie dawały Piotrkowi spokoju pytając o
różne rzeczy, do tego chłopak czuł na sobie czujny wzrok kierowcy odbijający
się w środkowym lusterku. Żeby tego było mało, po jakiejś półgodzinie z nerwów
rozbolał go brzuch i dopadło zmęczenie od ciągłych krzyków Jacusia i Agatki. Naprawdę
ciężko zniósł tę drogę.
Tak po czternastej
byli już na miejscu. Zaprowadził dzieci do pani Sulik, po czym z wahaniem
wszedł do mieszkania Jacka, który nawet się nie rozbierając czekał na niego w
przedpokoju z poważną miną.
- To ja może wrócę
później. – Jęknął Piotrek chcąc się wycofać, po widoku miny współlokatora. –
Spacer chyba dobrze mi zrobi, po tej podróży.
- Nie wygłupiaj
się i wchodź – nakazał Wieczorek wciągając go do środka – Rozbieraj się i
siadaj. Mamy wiele do omówienia.
- Nie sądzę, żeby
było tego tak dużo – mruknął chłopak powoli zdejmując buty – A tak w ogóle, to
nie mam ochoty nic wyjaśniać.
- Ty nie, ale ja
tak – rzucił wściekle Jacek ciągnąc chłopaka na kanapę – I czy tego chcesz, czy
nie, pogadamy.
- Nie chcę, ale
jak widzę nie mam wyboru – sapnął zmęczony Piotrek siadając na kanapie –
Zaczynaj. Im prędzej to zaczniemy, tym szybciej skończymy.
Jacek przez
dłuższą chwilę się nie odzywał, a jedynie wbijał wzrok w zielonookiego, który
ze zmęczenia starał się nie usnąć.
- Przestań się na
mnie tak gapić – wybełkotał Piotrek i ziewnął znudzony brakiem działania –
Jeśli mamy tylko tak siedzieć i nic nie robić, to idę do pokoju.
Piotrek wstał z kanapy i miał już postawić pierwszy krok, kiedy Jacek się zerwał z fotela i na powrót go tam usadził.
- Nie pozwoliłem
ci wstać – wycedził przez zęby mężczyzna, po czym usiadł obok chłopaka – Czekam
na wyjaśnienia. Słucham.
- Ach, że to niby
ja mam zacząć? – Wymamrotał ospale Piotrek. – Ale co miałbym ci wyjaśniać?
- Wszystko od
momentu opuszczenia tego mieszkania, pod moją nieobecność – oznajmił spokojnie
Jacek nieustępliwie patrząc na współlokatora, czym go oczywiście peszył – Więc
zaczynaj.
- Ale tak dla
jasności – upewniał się zielonooki – Kiedy skończę, to mogę pójść do sypialni?
- Prawdopodobnie –
mruknął mężczyzna w odpowiedzi.
- Ok. – Przystał
na to chłopak, bo wiedział, że na nic lepszego nie może liczyć. Miał nadzieję,
że jak najszybciej pójdzie do swojej sypialni by się przespać. Oczy miał już na
zapałkach i coraz bardziej bolała go głowa, a o brzuchu nie wspominać. –
Przepraszam za to, że nie zostawiłem żadnej informacji o swoim wyjeździe oraz,
że zaspałem na umówioną godzinę wyjazdu dzisiejszego ranka. To tyle, mogę iść?
- Nie
powiedziałbym, że to koniec twoich wyjaśnień – przystopował go Jacek – Ale
dobrze, możemy omówić to w twoim pokoju.
- Ty – Piotrek
zrobił się podejrzliwy – ty chyba nie masz nic na myśli?
- A chcesz, żebym
miał? – Zaśmiał się mężczyzna. – Bo skoro tak, to.
Jacek szybkim
ruchem chwycił Piotrka i podniósł do góry jak dziecko, po tym zaczął go nieść
w ramionach.
- Nie, nie, nie i
nie – mamrotał w odpowiedzi zielonooki cały czerwony na twarzy – Nie chcę byś
miał cokolwiek na myśli. Ja po prostu jestem zmęczony i chcę się położyć do
spania. Nic więcej.
- No, przecież to
wiem – śmiał się Jacek, po czym wniósł chłopaka do jego sypialni i rzucił na
łóżko – A teraz się rozbieraj.
- Co proszę?! –
Zszokował się Piotrek. – Jak to?
- Tak to –
westchnął zniecierpliwiony mężczyzna – Mam ci pomóc?
- Nie! – Wrzasnął
chłopak z zaskoczenia. – Sam to zrobię, więc możesz już wyjść.
- Nie ma mowy –
rzekł pełen powagi Jacek – Kiedy zdejmiesz koszulkę, nie będziesz mógł nic pod
nią ukryć, nieprawdaż? To właśnie o tym mam zamiar usłyszeć, ale skoro nie
chcesz po dobroci, to sam muszę zrobić oględziny.
- Nie, czekaj! –
Piotrek starał się go powstrzymać, ale niestety przegrał już na samym wstępie. –
Au, au, to boli.
Jacek rozebrał
Piotrka do samych bokserek i teraz nie zważając na narzekania, czujnie
wpatrywał się w wielkiego sińca na brzuchu.
- No, z tego co
widzę, to nieźle oberwałeś od Edwarda – mruknął lekko dotykając sińca – I nie
próbuj mi tu wmawiać historyjki, którą opowiedziałeś matce Jolki, bo ja akurat
znam się na rzeczy. Od razu widać, że ten siniak powstał od uderzenia pięścią,
a nie od upadku w lesie.
- No i co z tego –
wymamrotał Piotrek zakrywając przedramieniem twarz – Nie ma potrzeby się nad
tym rozczulać. Poboli i przestanie, a siniak zejdzie. To nie pierwszy i nie
ostatni raz, więc zdążyłem się przyzwyczaić.
- Czy ty słyszysz
co mówisz? – Spytał zrezygnowany Jacek. – Brzmisz tak, jakby w ogóle nie
zależało ci na twoim życiu.
- A ma ono jakiś
sens? – Kontynuował chłopak nieprzytomnym głosem. – Możliwe, że to okaże się być
najlepszym wyjściem. Droga do wolności może prowadzić przez śmierć.
- Wypluj te słowa!
– Jacek w złości uderzył Piotrka w twarz rozcinając mu wargę. – Pomyśl czasem
o ludziach, którzy cię otaczają! Ty, jak zwykle, chcesz uciec. Śmierć
najlepszą drogą ucieczki?! Chyba kpisz! Wiem co nieco o śmierci i uwierz, że to
nie takie proste. Nie pozwolę na takie rozwiązanie, więc lepiej o tym zapomnij!
Jasne?
- T-tak? – Wyjąkał
zielonooki w szoku. – Uderzyłeś mnie?! Ty chyba musisz mnie naprawdę lubić, nie?
- Ażebyś wiedział
pieprzony pesymisto – westchnął Jacek ścierając krew z rozcięcia na wardze
chłopaka. – Uspokoiłeś się? Czy mam ci znowu przywalić?
- Sam nie wiem –
Piotrek patrzył ospale w sufit – Jestem tak bardzo zmęczony takim życiem. To
chyba normalne, że czasem chcę od tego uciec. Niekiedy mówię, że coś zrobię,
ale ostatecznie nie mam odwagi i rezygnuję. Jestem parszywym tchórzem. Chcę
walczyć, ale kiedy przychodzi na to czas, strach odbiera mi siły. Jestem
żałosny.
Głos Piotrka coraz
bardziej cichł i cichł, aż w końcu słychać było jedynie jego miarowy oddech, co
Jackowi jasno dało do zrozumienia, że zasnął.
- Naprawdę
musiałeś być mocno zmęczony – szepnął do ucha śpiącego kasztanowłosego przykrywając go kocem – Jak nierozważnie. Zasnąłeś półnagi, znajdując się w
jednym pokoju z wygłodniałym mężczyzną. Dziś ci odpuszczę, ale jutro
nadrobimy stracony czas.
* * *
*
*
Wczesnym rankiem Piotrek wstał, jak nigdy dotąd, wypoczęty. Spojrzał na zegarek, który wskazywał piątą i przez chwilę wpatrywał się w sufit.
- O dziwo wczoraj Jacek nie zrobił nic
zboczonego – Zastanawiał się chłopak. – Widziałem
żądzę w jego oczach, więc na bank chciał coś takiego zrobić. Hm, prawdopodobnie
spróbuje zaatakować mnie dzisiaj. Cholera, raz dałem się ponieść temu
szaleństwu, aż strach pomyśleć co się ze mną stanie, kiedy poddam się temu
ponownie. Jestem facetem, a tamtym razem byłem naćpany prochami z piwa, tak to
dlatego. Jestem normalnym facetem. Choć jak wtedy tak beztrosko spał, naprawdę
wydawał się być bardzo przystojny. Dość! – Uspokajał sam siebie w myślach. –
Dziś będę go unikać. Jeśli mnie dopadnie,
to będzie koniec.
Piotrek wstał z
łóżka i cicho zszedł do kuchni. Starał się nie obudzić współlokatora, dlatego
prawie bezszelestnie przygotował mu śniadanie. Jacek zazwyczaj wstawał przed siódmą,
więc chłopak kwadrans po szóstej wyszedł z domu. Na dole przed blokiem spotkał
sąsiadkę, panią Różę, staruszkę spod jedynki.
- Dzień dobry pani
Różo – przywitał się z kobietą – Zapowiada się ładny dzień, nieprawdaż?
- Ach, to ty
Piotrusiu. Jak dobrze, że cię widzę. – Kobieta ucieszyła się na jego widok. –
Mam mały problem, czy zechciałbyś mnie wysłuchać?
- O co chodzi? –
Spytał się chłopak z zaciekawieniem spoglądając na sąsiadkę. – Oczywiście, że panią wysłucham.
- Niebiosa mi
ciebie zsyłają – uśmiechnęła się staruszka – Na wakacje, w tym tygodniu, miał
przyjechać mój wnuczek, ale okazało się, że musiał odwlec te odwiedziny o
dziesięć dni. Myślałam, że przyjedzie dziś, ale napisał mi wiadomość w
telefonie, że jednak nie, a ja muszę dzisiaj zasiać na działce kwiaty, bo to
już ostatni czas na nie. Ktoś musi skopać mi ziemię i utworzyć grządki.
Zrobiłabym to sama, ale nie mam już tyle siły co kiedyś. Eh, starość nie
radość.
- Było mówić od
razu, przecież mogę pani pomóc – polecił się Piotrek dziękując w duchu, że
spotkał tę kobietę, przez co znalazł zajęcie na cały dzień – Mam wolny dzień i chętnie
pani pomogę.
- Naprawdę ci
dziękuję – uśmiechnęła się kobiecina – Zaraz będzie nasz autobus, więc chodźmy,
chłopcze.
* * *
*
*
Słońce grzało niemiłosiernie, ale przez pół dnia Piotrek skopał wyznaczone do tego miejsce i usypał równe grządki na kwiaty pani Róży. W międzyczasie napisał wiadomość dla Jacka, z informacją co robi, a w duchu miał cichą nadzieję, że ten się mocno nie zdenerwuje.
- Piotrusiu,
odpocznij sobie choć trochę! – Krzyknęła z altanki staruszka. – Chodź,
przygotowałam ci coś do jedzenia!
- Dobrze – odpowiedział
chłopak wbijając w ziemię łopatę – Już idę!
- Jedz śmiało –
poleciła kobieta stawiając przed Piotrkiem talerz z pokrojonymi warzywami ze
szklarni – Wiem, że to nic specjalnego, ale mam nadzieję, że uda ci się tym
najeść.
- Niech się pani
tym nie martwi – uśmiechnął się ciepło zielonooki, po czym zaczął jeść warzywa
– Dziękuję bardzo za posiłek. Dawno już nie jadłem świeżych warzyw z ogródka.
To było naprawdę dobre.
- Bardzo się
cieszę – klasnęła w dłonie staruszka – Jeśli chcesz, mogę ci zrobić więcej.
- Nie, to mi w
zupełności wystarcza – odmówił Piotrek – Naprawdę się najadłem. Wracam do
pracy.
Pracował tak do
późnego wieczoru, a potem odwiózł staruszkę do jej mieszkania i z duszą na
ramieniu wrócił do siebie. Powoli otworzył drzwi, ale okazało się, że w domu
nikogo nie ma. Na stole w kuchni leżał liścik z zawiadomieniem, że Jacek wróci
późną nocą. Piotrek usiadł na kanapie i odetchnął z ulgą. Jak na razie, był
bezpieczny i to się teraz liczyło. Miał już iść do swojego pokoju, kiedy ktoś
zapukał do drzwi wejściowych. Otworzył je, a jego oczom ukazała się pani Sulik.
- Dobry wieczór
Piotrze – przywitała go ściszonym głosem – Mam do ciebie małą prośbę.
- Dobry wieczór –
odpowiedział na przywitanie – Jaką sprawę?
- Dziś wrócił mój
mąż i odwiedziło nas kilku jego znajomych – zaczęła tłumaczyć kobieta – Wszyscy
są spoza miasta, a do tego trochę popili. Czy mógłbyś wziąć do siebie dzieci na
tę noc? Bardzo cię proszę.
- Zgoda – zaczął
ostrożnie chłopak. Przyjrzał się kobiecie, na jej zaczerwienione i podpuchnięte
oczy. – A może pani też chciałaby tu przenocować?
- Nie ma takiej
potrzeby – odmówiła z udawanym uśmiechem, ale jej zmęczone oczy mówiły zupełnie
co innego – Najważniejsze są dzieci.
- Rozumiem –
westchnął Piotrek – Wejdę tam z panią i zabiorę dzieci.
- Nie trzeba –
wystraszyła się sąsiadka – Dzieci są już gotowe, zaraz je przyprowadzę.
Zniknęła na chwilę
za drzwiami swojego mieszkania, z którego bił smród dymu papierosowego i wydobywał
się dość spory hałas. Po niecałych pięciu minutach dzieci były już u Piotrka.
- Odbiorę je jutro
po pracy – poinformowała kobieta – Jeszcze raz bardzo ci dziękuję.
- Nie ma za co –
odparł Piotrek, po czym zamknął drzwi – Dobranoc.
Dzieci, jak nigdy,
były ciche. Bliźniaki przytulały do siebie swoje jaśki, a Kamil ze spuszczoną
głową wbijał wzrok w podłogę.
- Coście tacy
cisi? – Spytał, ale nie uzyskał odpowiedzi. – Rozumiem, chodźmy więc do kuchni,
to zrobię wam po kubku kakao na dobranoc.
- Kakao?! –
Zdziwił się Kamil. – Tak na noc?
- Pewna kobieta
powiedziała mi kiedyś, że ciepłe kakao zawsze poprawia nastroje ludzi – odparł
Piotrek i zaprowadził dzieci do kuchni, gdzie zaparzył im kakao – Pijcie.
- Dzięki –
uśmiechnął się lekko nastolatek, po czym wziął jeden łyk – Dobre.
Położyli się spać
w pokoju Piotrka – na szczęście, miał duże łóżko – bliźniaki leżały pośrodku
wtulone: Jacuś w Kamila, a Agatka w zielonookiego. Nikt nie miał problemów z
zaśnięciem, dzieci z niezbyt miłych wrażeń, a Piotrek po ciężkiej pracy w
ogrodzie pani Róży.
Późną nocą do domu
wrócił Jacek dziwiąc się widokiem w zlewie czterech kubków po kakao. W drodze
do swojej sypialni zahaczył o pokój swojego współlokatora. Zaskoczył go widok,
nie jednej, a czterech osób w łóżku chłopaka.
- Mogłem się
domyślić – westchnął stojąc oparty o framugę drzwi – Robisz sprytne uniki, ale
jutro nie będziesz miał tak łatwo.
* * *
*
*
Kamil wstał najwcześniej z całej czwórki i czekał na resztę siedząc po turecku na podłodze przy łóżku. Ostrożnie podwinął koszulkę i delikatnie dotknął bolącego prawego boku. Były na nim siniaki, a wokół lewego nadgarstka siny ślad od mocnego ścisku. Przez chwilę nieprzytomnie wpatrywał się w ślad na lewym ręku, aż wyrwał go z tego stanu dźwięk otwieranych drzwi. Wystraszony spojrzał w ich kierunku i szybko schował za siebie lewą dłoń. W drzwiach ukazał się ciemnowłosy mężczyzna i w milczeniu mierzył chłopca wzrokiem.
- Chodź na dół, to
zrobię ci coś do picia – zaproponował mężczyzna – Nazywam się Jacek i jestem
właścicielem tego mieszkania. Nie bój się i chodź.
Chłopiec chwilę
się wahał, ale w ostateczności wstał i ruszył w stronę mężczyzny. W kuchni
usiadł przy stole i w milczeniu wpatrywał się w jego blat. Wystraszył się,
kiedy mężczyzna chwycił jego lewą rękę.
- Nie bój się –
uspakajał go Wieczorek – Chcę ci tylko pomóc.
Przyłożył chłopcu
lód do nadgarstka i postawił przed nim kubek z herbatą. Musisz zadowolić się
tym do czasu, aż wstanie Piotrek. On zrobi ci porządne śniadanie. A tak w ogóle,
to jesteś synem Sulików, co nie?
- Tak – kiwnął
głową chłopiec – Tak, proszę pana.
- A mógłbyś
wyjaśnić, co wasza trójka robi u Piotrka w pokoju? – Dopytywał Jacek. – Trochę
się zdziwiłem widząc was u niego.
- Tata miał
wczoraj popijawę z kumplami w domu – odparł Kamil nie odrywając wzroku od stołu
– I jakoś tak wyszło.
- Właśnie widzę –
westchnął mężczyzna – A kto ci załatwił prawy bok?
- To nic – sapnął
smutnie Kamil – Upadłem.
- Akurat na pięść?
– Spytał Jacek powątpiewając. – Widziałem te siniaki i nie wmawiaj mi podobnych
historyjek, jak z brzuchem, które starał się wcisnąć mi mój współlokator.
Pogadam sobie z twoim ojcem, więc się nie bój.
- Ale jak? – Kamil
zerwał się wystraszony z krzesła – Pan nie może!
- Powiedziałem, że
z nim pogadam, to pogadam – uciszył chłopca Jacek – Już ja mam kilka
przekonywujących argumentów. Koniec rozmowy.
Dalej w milczeniu obaj popijali herbatę.
Piotrek wszedł do kuchni dopiero po jakiejś godzinie od pobudki Kamila. Od razu wziął się do roboty i dłuższą chwilę krzątał się po pomieszczeniu smażąc naleśniki. Skończył akurat kiedy wstały bliźniaki, więc szybko podał wszystkim śniadanie. Sam jakoś nie miał apetytu, ale za to zakwasy po pracy w ogrodzie dawały mu się we znaki.
- Czemu nie jesz?
– Spytał Jacek z groźnym spojrzeniem. – Wiesz, jakie jest moje zdanie na ten
temat.
- Wiem – mruknął
Piotrek ziewając – Nie jestem głodny.
- Powinieneś się
przemóc i zjeść choć trochę – zachęcał go Kamil – Kiedyś powiedziała mi tak
moja babcia. Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia.
- Widzisz? –
Westchnął znudzony Wieczorek. – Nawet dzieci już to wiedzą, a ty nadal upierasz
się przy swoim. Radzę ci coś zjeść i podładować organizm. Nie chcę cię gdzieś
znaleźć opadniętego z sił.
- No, dobra –
jęknął Piotrek, po czym zjadł jednego naleśnika – Zadowoleni? Jeśli tak, to idę
się wykąpać. Talerze odłóżcie do zlewu, później pozmywam.
Po tych słowach
Piotrek poszedł na górę, a dzieci zostały z Jackiem. Jacuś zacięcie wpatrywał
się w mężczyznę, Agatka pałaszowała kolejnego naleśnika, a Kamil błądził
gdzieś myślami, nieprzytomnie jeżdżąc łyżeczką z marmoladą po placku. Wieczorek
nie wytrzymał tej atmosfery.
- Ty, przestań się
na mnie tak gapić – wskazał na Jacusia – Ty, postaraj się mniej chlapać tym
dżemem – poinstruował Agatkę – A co najważniejsze, młody ocknij się i jedz jak
należy śniadanie. Powinieneś dawać przykład młodszemu rodzeństwu.
Wszystkie dzieci
posłusznie wykonały polecenia mężczyzny, który lekko uspokojony wrócił do
lektury dopiero co zaczętej gazety.
Piotrek w tym
czasie odprężał się leżąc w ciepłej wodzie. Ból mięśni nieco zelżał, a chłopak
oparty o ściankę wanny powoli zasnął. Jego sen jednak długo nie trwał, bo
zaczęły dobijać się do łazienki bliźniaki.
- Piotr! Piotr! –
Wołały zza drzwi dzieci. – Wpuść nas! My chcemy siusiu!
- Na dole są dwie
inne łazienki! – Odpowiedział bliźniakom. – Idźcie tam!
- Nie, my chcemy tutaj
– upierały się dzieciaki – Wpuść nas! No, wpuść!
Piotrek wyszedł z
wanny i pospiesznie okręciwszy się ręcznikiem wokół bioder, otworzył dzieciom
drzwi. Pech dla niego chciał, że w tym samym czasie do pokoju wszedł Jacek.
Kiedy ich oczy się spotkały, zielonooki wyczuwając pożądanie mężczyzny od razu
zamknął drzwi łazienki.
- Cholera, to się
robi coraz bardziej pokręcone – szepnął do siebie chłopak opierając się o
drzwi – On już zaczął polowanie.
* * *
*
*
Ku trwodze Piotrka wieczór nastał dość prędko, a on nie miał żadnego pomysłu na to, jak umknąć Wieczorkowi. Niestety nadeszła pora, kiedy pani Sulik odebrała dzieci. W momencie zamknięcia się drzwi Piotrek szybko ruszył do pokoju. Był już prawie przy wejściu do swojej sypialni, gdy pośliznął się i jak długi runął na podłogę przejeżdżając z metr na brzuchu. Zatrzymał się na ścianie uderzając o nią głową.
- Jasny gwint –
zaklął pod nosem siadając po turecku i gładząc bolące miejsce – Czemu akurat
teraz?
Kasztanowłosy
powoli się podniósł i wszedł do swojej sypialni. Ku jego zaskoczeniu czekał tam
na niego Jacek. Piotrek stanął jak wryty, desperacko szukając wzrokiem drogi
ucieczki.
- Nawet nie próbuj
uciekać! – Ryknął Jacek podnosząc się z krzesła i zamykając drzwi do pokoju.
Chłopak skierował się do łazienki, ale była zamknięta na klucz, który w ręku
trzymał mężczyzna stojący za nim. – Tego szukasz? Nie ze mną te numery.
Wystarczy, że zrobiłeś to raz. Poddaj się wreszcie. Swoim zachowaniem podsycasz
mój i tak zresztą ogromny głód.
- Ale ja niezbyt
czuję się dziś na siłach – negocjował Piotrek nieświadomie się cofając – Czy
jest choćby nikła szansa na to, że dziś mi odpuścisz?
- Nie łudź się –
rzucił Jacek krok po kroku zbliżając się do swojej ofiary – Dwa tygodnie nic
nie jadłem, więc mnie bardziej nie prowokuj.
- Czym cię niby
prowokuję? – Spytał zdziwiony Piotrek. Nadal się przy tym cofał, aż niestety
uderzył tyłem kolan o łóżko, przez co na nie runął. – Cholera.
- Nareszcie
dotarłeś na miejsce – zaśmiał się Wieczorek i przycisnął chłopaka do posłania.
Jedną ręką dotknął jego krocza, na co ten się wzdrygnął. – No proszę, jednak
twoje ciało za tym tęskniło.
- Nie! –
Protestował Piotrek – To nie tak!
- A jak? –
Dopytywał mężczyzna zdejmując mu spodnie. – No?
- To dlatego, że
mnie tak dotykasz – jąkał się chłopak cały czerwony na twarzy – I proszę nie
patrz tak na mnie, bo to zawstydzające.
- Wiesz, że z taką
zawstydzoną buźką jesteś pełen erotyzmu? – Prawił mu komplementy Jacek. – Przez
to ciężko mi się zatrzymać. Czego się obawiasz?
- Że zatrącę się w
tym szaleństwie – jęknął Piotrek, kiedy ten zacisnął mocniej palce na jego
przyrodzeniu – Jestem facetem, a pełnię w łóżku rolę kobiety. Najgorsze w tym
wszystkim jest to, że złapałem się na myśleniu, że jest mi z tym dobrze dopóki
robię to tylko z tobą. Czy to oznacza, że straciłem do końca swój rozum?
- Czym ty się
martwisz – westchnął Jacek – Tyle razy już to ze mną robiłeś i jakoś nadal
jesteś tym samym chłopakiem, jakim byłeś. To nic złego, że się w tym zatracisz.
Nie umartwiaj się, a jedynie czerp z tego przyjemność. Nie pierwszy raz ci to
mówię.
- Tak wiem –
sapnął Piotrek w momencie, gdy Wieczorek ugryzł lekko jego sutek – Nie chcę być
postrzegany jak dziewczyna.
- Ale ja cię tak
nie postrzegam – zaprzeczył mężczyzna – Gdybyś był dziewczyną, pewnie bym nawet
na ciebie nie spojrzał.
- Co?! – Zdziwił
się chłopak. – Ale w tej chwili patrzysz na mnie jakbyś chciał mnie pożreć.
- I tu się nie
mylisz – uśmiechnął się Wieczorek – Kiedy leży przede mną tak smakowity kąsek,
nie waham się by go zjeść. Tylko ty potrafisz zaspokoić mój głód, a dotąd
nikomu się to nie udało.
- No, co ty? –
Zdumiał się Piotrek, ale szybko zmienił temat, bo powoli dochodził. – Nie,
przestań. Ja zaraz.
- Wiem – zaśmiał
się mężczyzna – Nie krępuj się.
Pocałował
namiętnie chłopaka dla niepoznaki i od razu w niego wszedł sprawiając, że ten z
bólu wygiął się w łuczek. Po chwili Piotrek wtulił się mocno w Jacka cicho
dysząc. Kiedy doszli, runął na łóżko, jednak po paru minutach Wieczorek znów
był pobudzony. Powtórzyli to kilka razy, aż w końcu zielonooki w ogóle nie
miał sił się poruszać. Leżał jedynie cicho oddychając, a po chwili pogrążył się
we śnie.
Jacek delikatnie
głaskał chłopaka po policzku, przyglądając się jak śpi. Pocałował go w czoło i
sam zasnął.
Piękny rozdział i do tego dużo, dużo Jacka! Dziękuje ci o kochana autorko! Ja chce więcej! Teraz! Więcej Jacka, Piotra i ich przezabawnych konwersacji :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że w końcu Piotrek dorósł do tego, że jest pożądany i oczywiście kochany przez naszego Jacusia!
Pozdrawiam!
Hej,
OdpowiedzUsuńjak się okazuje Kalara jest jego rodziną... zachowanie Łukasza mnie wkurzyło, Jacek jest bardzo wygłodniały, :) już nie mogę się doczekać rozmowy Jacka z ojcem tych dzieciaków, i czy to jednorazowe, czy częściej się zdarza...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, okazuje się, że Klara jest jego rodziną... to zachowanie Łukasza mnie bardzo wkurzyło, och jaki Jacek jest wygłodniały :) już nie mogę się doczekać tej rozmowy Jacka z ojcem tych dzieciaków... i czy to jednorazowa sytuacja, czy częściej się to zdarza...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział boski, okazało się, że Klara jest jego rodziną... zachowanie Łukasza wkurzyło mnie i to bardzo, Jacek jest taki wygłodniały :) już nie mogę się doczekać tej rozmowy Jacka z ojcem tych dzieciaków... i czy to jednorazowa sytuacja, czy częściej się to zdarza...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza