Translate

wtorek, 1 października 2013

Rozłąka


Po tygodniowej przerwie, wrzucam kolejny rozdział. Jest nieco pokręcony i opisuje niecały rok perypetii Piotrka po ucieczce z Assassini Tirocinium. Mam nadzieję, że za bardzo nie zagmatwałam...

Życzę miłej lektury :)

Pozdrawiam.

Dante,

Proszę zapomnij o mnie i zajmij się ważniejszymi sprawami. Dzięki tobie mogłem przez chwilę poczuć, że mam swoje miejsce, ale mi to wyperswadowano. W sumie, kto by chciał mieć przy sobie takiego fajtłapę jak ja? Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Żegnaj.

P.S. Nie szukaj mnie i żyj swoim życiem.

Piotrek.

- Nie licz na to – Wycedził przez zęby wściekły Dante gniotąc przy tym list od Piotrka. – Odnajdę cię i sprawię, że pożałujesz tej decyzji.

- Mogę już iść? – Spytała Nicole miękkim głosem przerażona widokiem furii mężczyzny. Wrócił z samego rana i pierwsze co zrobił to sprał na kwaśne jabłko Orestesa. Dziewczyna zgodnie z obietnicą złożoną Piotrkowi dostarczyła list, jednak Dante wciągnął ją siłą do swojego pokoju i nie chciał wypuścić. Siedziała teraz skulona na łóżku i modliła się w duchu, aby móc już wyjść. Wreszcie nie wytrzymała i szybko wstając ruszyła do drzwi. – Miałam tylko dostarczyć list.

- Nie – Zatrzymał ją Dante przypierając dość silnie do ściany – Masz mi wyjaśnić co zaszło pod moją nieobecność. Nie myśl, że przed tym cię stąd wypuszczę.

- Obiecujesz, że mnie wypuścisz? – Upewniała się czternastolatka – Nie ściemniasz?

- Obiecuję – westchnął rozdrażniony mężczyzna, po czym rzucił ją z powrotem na łóżko – a teraz opowiadaj.

- No, dobra – zgodziła się Nicole – Orestes, nie wiem czemu, pastwił się nad Piotrkiem. Zawsze wymuszał na nim sparingi, ale on mu się nie dawał sprowokować i walczył jedynie się broniąc. Jednak jedna walka była nadzwyczajna, podczas której nie poznałam Piotrka. Stał się mroczniejszy i walczył z Orestesem jak równy z równym. Niestety przegrał, bo Kacper rzucił w niego kamieniem. Kilka dni później przestał przychodzić na zajęcia, prawie w ogóle nic nie jadł i cały czas błądził gdzieś myślami. Był strasznie osowiały, a jego oczy wyrażały ogromny ból. – Dziewczyna posmutniała. – Na egzaminie ochraniał nas wszystkich. Bezpiecznie przeprowadził nas przez trasę, jednak sam został dość poważnie raniony. Kiedy kierowaliśmy się już do punktu zbiorczego, odszedł w stronę sadu. Prosił bym przekazała ten list tobie i abym zaopiekowała się jego skrzypcami. Obiecał, że nie umrze. Powiedział, że zabić możesz go tylko ty. Czy ty chcesz go zabić?

- Mam chęć coś zabić – odparł wściekły ciemnowłosy – Zabiję jego wolność. Odnajdę tego kretyna i zamknę w pokoju bez okien.

- Na jego miejscu wolałabym, żebyś jednak mnie zabił – skomentowała słowa mężczyzny – Niewola to najgorsze, co może spotkać człowieka.

Rozmowę przerwał dzwonek telefonu Nicole. Dante dał jej pozwolenie kiwnięciem głowy, dlatego wyjęła komórkę z kieszeni.

- Halo? – Odebrała niepewnie – Kto mówi?

- Czy dodzwoniłem się do panny Nicole? – Usłyszała męski głos. – Powierniczki skrzypiec o nazwie Error?

- Przy telefonie – poinformowała dziewczyna – Kto mówi?

- Nieważne moje imię – zaśmiał się jej rozmówca – Jestem przyjacielem i jest u mnie ktoś, kto chce zająć ci minutkę.

Po drugiej stronie usłyszała szum, a po chwili zabrzmiał w niej znajomy głos.

- Nicole? – Sapnął do słuchawki Piotrek. Od razu wyczuła, że jest mocno osłabiony. – Jesteś tam?

- Tak, jestem – odpowiedziała ożywionym głosem – Jak się czujesz? Wszystko w porządku?

- Wszystko gra – uśmiechnął się do telefonu chłopak – Przekazałaś list?

- Tak – załkała w odpowiedzi – Bardzo się martwiłam, wiesz?

- Wybacz – przeprosił głosem pełnym winy – W nagrodę możesz zajrzeć do futerału ze skrzypcami. Tam znajduje się to zdjęcie, które tak chciałaś zobaczyć.

- Na pewno będziesz umiał mnie odnaleźć? – Spytała dla pewności – Mieszkam z tatą w Toronto.

- Toronto? Zrozumiałem – zaśmiał się do słuchawki Piotrek – Kiedy upewnię się, że opadnie pierwszy dym ze mną związany, nawiedzę Kanadę, dlatego już nie płacz. Najwięcej problemów będę miał z Dante, bo wątpię, że szybko się podda.

- Skoro już o nim  mowa – zaczęła niepewnie dziewczyna, ale nie dane było jej skończyć, bo Dante wyrwał jej telefon.

- Nicole? – Wołał ją Piotrek, ale po pewnej chwili zorientował się co się stało. – Długo masz zamiar tak milczeć, Dante?

- Bystry chłopiec – rzucił siląc się na spokój w głosie mężczyzna – Znasz już moje zdanie, prawda?

- Znałem je już pisząc list – odpowiedział zielonooki smutnym głosem – Jednak nadal proszę byś porzucił ten zamiar i zaczął żyć ze swoją rodziną.

- Ty także do niej należysz – westchnął Dante – I nie licz na to, że się poddam. Znajdę cię i odpowiednio ukarzę za tę ucieczkę.

- Cholera, przestań się mną przejmować i zacznij w końcu dbać o siebie! – Wrzasnął do słuchawki Piotrek. Bolało go, że musiał to powiedzieć, ale Dante nie pozostawił mu innego wyjścia. – Jesteś sukcesorem głowy rodu Sicarius, dlatego powinieneś objąć to stanowisko. Ja ci do tego nie jestem potrzebny. Najlepiej dla ciebie i dla mnie będzie, jak o sobie zapomnimy. Ty będziesz sobą, a ja zmienię tożsamość i zacznę od nowa. - Zrobił pauzę na ochłonięcie emocji. – Wiem, że i tak mnie nie posłuchasz i zrobisz swoje. To tylko kwestia czasu, jak się ponownie spotkamy, jednak kiedy to nastąpi, zadam ci wówczas jedno pytanie i chciałbym żebyś szczerze na nie odpowiedział.

- Skoro wiesz, że to nieuniknione, to czemu nie wrócisz? – Zasugerował ciemnowłosy – Zaoszczędziłbyś mi czasu i nerwów. I o co chcesz mnie spytać?

- Zapytaj brata – zbył go Piotrek – Wiesz, że nie wrócę…

- Ty idioto! – Dante usłyszał w tle rozmowy wściekły ryk Pawła – Chcesz siebie wpędzić do grobu? Zostawiłem cię na chwilę samego, a ty odwalasz takie rzeczy!? Jazda z powrotem do łóżka. Widzisz, znowu otworzyła ci się rana na boku. Imbecylu jeden, to nie zacięcie kartką papieru tylko dwa postrzały!

- Jakie dwa postrzały? – Zdziwił się mężczyzna pytając chłopaka – Piotrek?

- To nic. Nieważne – jęknął z bólu zielonooki – Muszę kończyć.

Piotrek zakończył rozmowę się rozłączając. Dante w milczeniu wpatrywał się w telefon, który po chwili oddał Nicole.

- Coś się stało? – Spytała dziewczyna lekko zaniepokojona miną mężczyzny – Dante?

- Mówiłaś, że został raniony podczas testu – zaczął spokojnie swoje pytanie – wyjaśnij mi to.

- Pierwszy raz trafiły go shurikeny, kiedy zasłaniał mnie i Pierra – tłumaczyła smutnym głosem Nicole – Później walczyliśmy z kilkoma zabójcami i ratując mnie oberwał w plecy kataną. Dobrze to ukrywał przed nami. Odkryłam, że jest ranny dopiero na samym końcu, kiedy już ochronił nas przed ostatnią pułapką. Pierre nie zauważył czujnika ruchu i padł na nas ostrzał z ostrej broni. Piotrek zasłonił nas swoim ciałem przez co został trafiony. Nie mogę sobie wybaczyć swojej słabości, a to naraziło Piotrka na niebezpieczeństwo. Jestem pewna, że on nie chciał odchodzić. Dwa tygodnie chodził struty, podejmując tę decyzję. Znając go, szukał innego sposobu na rozwiązanie problemu, ale niestety takiego nie znalazł. Coś musiało naprawdę nim wstrząsnąć, że zaczął w ogóle myśleć o ucieczce, nie sądzisz?

- Możliwe – sapnął zrezygnowany Dante – Ale to i tak nie zmienia faktu, że uciekł. To mnie najbardziej wkurza. Wynoś się! Chcę zostać sam.

- Rozumiem – odparła Nicole – Mam nadzieję, że pomimo jego zakazu go znajdziesz. Kiedy to nastąpi, bądź wyrozumiały i za bardzo go nie krzywdź.

- Będę miał to na uwadze – szepnął mężczyzna zatrzaskując za nią drzwi – Znajdę go.

* * * * *

Paweł powoli kończył zmieniać opatrunki Piotrkowi. Kasztanowłosy wpatrywał się nieprzytomnym wzrokiem w podłogę.

- Wiedziałem, że to zły pomysł – marudził brunet w złości – Przez ten głupi telefon doprowadziłeś siebie do takiego stanu.

- Sorry – westchnął smutnie Piotrek – Znowu stałem się czyimś problemem.

- A żebyś wiedział, że sprawiasz problemy – nie patyczkował się z nim Paweł – Z reguły zachowujesz się rozważnie.

- Ta – uśmiechnął się słabo Piotrek – sam się zaskakuję w tej kwestii.

- Ok. To teraz powiedz, co ci leży na wątrobie – klepnął go w ramię brunet – Wujek Paweł cię wysłucha, jednak nie licz na radę.

- Dobra i tak nie mam już nic do stracenia. – Zgodził się zielonooki – Jak wiesz, ostatnimi czasy zamieszkałem u Jacka. Przez ten okres zaczęły dziać się ze mną dziwne rzeczy.

- Co masz na myśli? – Zdziwił się brunet – Nie kumam.

- Chyba jestem gejem – zakrył twarz zażenowany Piotrek – Zakochałem się w swoim współlokatorze.

- Gejem?! Ale jesteś tego całkowicie pewien? – Zapytał w skupieniu Paweł. – Może to tylko złudzenie?

- Ostatnio niczego nie jestem pewien – wyżalił się koledze kasztanowłosy – To mnie strasznie frustruje.

- Hm – zastanawiał się brunet – Nie kręcą cię laski, tylko chłopcy?

- No, właśnie nie – mruknął ponuro Piotrek – To działa jedynie w jego przypadku.

- Aha – przytaknął Paweł – Ale wiesz, że to nie czyni z ciebie jeszcze geja? Po prostu się zakochałeś, a los spłatał ci figla, że akurat w innym facecie. Jesteś przystojny i nie dziwię się, że się mu spodobałeś.

- Ty, do czego zmierzasz? Wiem, że jesteś biseksualny, ale to nie zmienia faktu, że cię nie rozumiem – rzucił mierząc wzrokiem bruneta – I czemu tak dziwnie na mnie patrzysz?

- Wiesz, kiedy się dobrze przyjrzeć twojej buzi, to jesteś na swój sposób uroczy – skomentował go Paweł – Nawet na mnie zaczyna działać twój urok.

- Nawet o tym nie myśl – ostrzegł go Piotrek z morderczym spojrzeniem – Nie jestem panienką do towarzystwa, więc wybij to sobie z głowy.

- Widzisz? To potwierdza moją tezę, że nie jesteś gejem – Zaśmiał się Paweł wstając z krzesła – W swojej branży poznałem kilku gejów i w żadnym przypadku ich nie przypominasz. Nadal jesteś sobą.

- Dzięki – Piotrek położył się z powrotem do łóżka – Trochę mi pomogłeś.

- Prześpij się – polecił brunet wychodząc z pokoju – Jutro wylatujemy do Nowego Jorku.

* * * * *

Rose siedziała w salonie domu i czekała na przybycie głowy rodu. Po kilku minutach zjawił się srebrnowłosy starzec podparty laską.

- Witaj dziadku – przywitała się wstając z kanapy – Wybacz, że zaprzątam ci głowę, ale mam ważny powód.

- Nie przejmuj się tym moje dziecko – uśmiechnął się starzec siadając w fotelu – O czym chcesz rozmawiać?

- Chodzi mi o Dantego dziadku – wystawiła kawę na ławę – Przez działania Orestesa jest skłonny do opuszczenia rodu.

- To nie powinno mieć miejsca – odparł spokojnie mężczyzna – Dante ma zająć moje miejsce, gdy mnie zabraknie. On jest do tego najodpowiedniejszą osobą. Jak wiesz, prawo zabrania wiązania się z kobietą następcy tego tytułu. Dante nigdy nie wiązał się na stałe z żadną kobietą i nie zawierał znajomości z innymi ludźmi, chyba, że musiał.

- Wiem o tym – westchnęła ciemnowłosa – Jak wiesz, mocno przeżył zdradę Talishy i przez to zaniedbywał swoje misje.

- Zgadza się – przyznał starzec – Do czego zmierzasz dziecko?

- Orestes miał zostać twoim następcą, jednak się zakochał i postanowił założyć rodzinę. Wtedy Dante poświęcił się i zgodził zająć jego miejsce. – Wspominała Rose z przygnębieniem w głosie – Był jeszcze nastolatkiem, a już wtedy musiał wyrzec się samego siebie. Po zdarzeniu z Talishą prawie stracił życie w jednej z misji. Uratował go jeden chłopak. To on wniósł w Dantego nadzieję na nowe życie.

- Co masz na myśli? – Spytał mężczyzna – Nie do końca cię rozumiem.

- Chodzi o to, że ten chłopak stał się kimś ważnym dla Dantego. Śmiem twierdzić, że jeżeli nie on, to już dawno nie byłoby wśród nas mojego młodszego brata. – Oświadczyła pewnie Rose – Orestes pozbawił Dantego wszystkiego, a teraz swoim działaniem odebrał mu i tego chłopca. Dante zdecydował, że opuści rodzinę i porzuci tytuł.

- Nie możemy do tego dopuścić – stwierdził starzec – Co możemy zrobić, aby go zatrzymać?

- Myślę, że jedyną osobą skłonną do wyperswadowania mu tego jest chłopiec, który uciekł przez Orestesa – oznajmiła Rose – On sprawił, że Dante ożył i stał się bardziej ludzki w stosunkach z innymi. To naprawdę wielki plus, nie sądzisz?

- Masz rację – uśmiechnął się w zgodzie mężczyzna – Zmobilizuję wszystkich w rodzinie, żeby odnaleźli tego chłopca. Myślę, że stanie się on ważną kartą przetargową w interesach z moim wnukiem.

- To dobry pomysł – ucieszyła się ciemnowłosa – Jak zwykle podejmujesz słuszne decyzje, dziadku.

- Wiem o tym – zaśmiał się starzec wstając z miejsca – Czas na mnie.

- Bądź zdrów dziadku – pożegnała go wstając – Życzę ci owocnych sukcesów w interesach i dziękuję za poświęcony mi czas.

- Nie ma za co – starzec wyszedł z salonu – nie ma za co.

* * * * *

Szedł ciemną uliczką Nowego Jorku w towarzystwie Pawła. Minął tydzień od ich ponownego spotkania i czuł się już nieco lepiej, bo rany prawidłowo się goiły.

- Jesteś tego pewien, że chcesz zapuszczać się w takie miejsce? – Upewniał się Paweł niepewnym głosem – To terytorium gangsterów.

- Wiem o tym – odparł spokojnie Piotrek – Muszę zdobyć lewe papiery z nową tożsamością, a tylko jeden gość jest mistrzem w podrabianiu dokumentów.

- Jak dla mnie, to za bardzo orientujesz się w takich kwestiach – zauważył podenerwowany brunet – Poruszasz się po tym miejscu jakbyś dobrze je znał.

- I tak jest – uśmiechnął się pod nosem zielonooki – Kiedyś nie było tu tak spokojnie jak dziś. Non stop toczyły się jakieś walki pomiędzy różnymi pomniejszymi gangami.

Nagle grupka kilku chłopaków, w wieku zbliżonym do Piotrka, zagrodziła im drogę. Byli uzbrojeni w noże i kije, a każdy z nich miał czerwony akcent w garderobie. Kasztanowłosy nie zwracał na nich uwagi i szedł dalej spokojnym krokiem, za to Paweł nie podzielał tej postawy.

- Stój gnido! – Zawołał jeden z grupy – Jak śmiesz nas lekceważyć, śmieciu.

- Nie mam nic do was, więc czemu mam z wami gadać? – Odparł Piotrek ukazując swoją mroczną stronę. Chłopak, który go zaczepił lekko się wycofał. – Mam interes do Li-Doka, a nie do was pozerzy.

- Kogo nazywasz pozerami kmiocie! – Ryknął drugi z grupy nie kryjąc wściekłości – Zadzierasz z Red Scorpions?

- Możliwe – uśmiechnął się Piotrek diabolicznie – Marny poziom reprezentujecie.

- Nie prowokuj ich – Mamrotał wystraszony Paweł – Twoje rany są jeszcze nazbyt świeże matole. Otworzą ci się na nowo.

- Nie przejmuj się tym – uspokajał go zielonooki – Z ich poziomem nie zostanę nawet draśnięty. Lepiej się odsuń, bo może być przez chwilę gorąco.

Paweł wykonał polecenie Piotrka i się wycofał. Kasztanowłosy zbliżył się do grupki chłopaków, którzy od razu go otoczyli.

- I co dalej? – Zadrwił z nich Piotrek – Myślicie, że jak mnie otoczycie, to się wystraszę? Żenada i dziecinada. Czy wasza grupa aż tak nisko upadła by atakować w ten sposób?

- Nie pogrywaj z nami cieciu! – Wrzasnął najstarszy z grupy i rzucił się na Piotrka z nożem. – Żryj metal śmieciu.

Piotrek zrobił szybki unik i od razu zaatakował. Powalił wszystkich swoich napastników bez żadnego wysiłku. Nawet się nie zmęczył pomimo swojej niedyspozycji ruchowej.

- Kim ty jesteś? – Spytał jeden z powalonych, wijąc się z bólu – Demonem?

- Sami dążyliście do bójki – stwierdził Piotrek odchodząc – więc nie miejcie do mnie o to pretensji.

Nagle w stronę kasztanowłosego leciał nóż, który ten bez problemu uniknął. Narzędzie rzucone było z tak wielką siłą, że wbiło się do połowy w płot za chłopakiem.

- Proszę, proszę – usłyszeli śmiech postaci wyłaniającej się z cienia – Kogóż to moje oczy widzą. Nawiedził nas sam Death.

- Kopę lat Li-Dok – przywitał się Piotrek z młodym Chińczykiem – Nie jestem już Death, więc mnie tak nie nazywaj.

- Ty już na zawsze pozostaniesz Deathem założycielu Red Scorpions – zaśmiał się Li podając Piotrkowi rękę – Może nie jesteśmy już tymi czternastolatkami, ale grupa nadal funkcjonuje. Co cię do mnie sprowadza?

- Jak się już pewnie domyślasz, nowa tożsamość – uśmiechnął się Piotrek do przyjaciela z dawnych lat – Jesteś najlepszy w tej branży, dlatego zwracam się z tym do ciebie.

- Podejrzewałem, że prędzej czy później przyjdziesz z tym do mnie – stwierdził Li wyjmując z kieszeni plik dokumentów – Wymyśliłem ci odpowiednie nazwisko, ale przed tym, zapraszam cię do siebie na kubek herbaty.

- Z miłą chęcią – zgodził się zielonooki – Jednakże musimy kogoś ze sobą zabrać.

- Czy masz na myśli tego przydupasa za tobą? – Mruknął Li zezując na Pawła – On w ogóle wie kim jesteś?

- Nie do końca – westchnął zmęczony Piotrek – To mój kumpel. Ostatnio bardzo mi pomógł.

- Rozumiem – sapnął Chińczyk – Może iść.

Szli przez krótką chwilę, aż w końcu trafili do budynku z czerwonym graffiti kształtem przypominającym skorpiona. Kiedy weszli do środka, ich oczom ukazał się wielki salon wypełniony ludźmi różnej maści, których wiek nie przekraczał trzydziestki. Piotrek przypominając małego chłopca rozglądał się wokół z ciekawości. W pewnym momencie popędził do jednej ze ścian i ostrożnie pukając w jedno miejsce otworzył tajemną skrytkę i wyciągnął z niej myśliwski nóż i butelkę Dom Perignon Rose.

- Oddaję ci twój nóż Li – Podał nóż Chińczykowi z zadziornym uśmieszkiem – No, i uczcijmy dzisiejszy dzień. Jeśli dobrze pamiętam, to masz urodziny.

- Ty nigdy się nie zmienisz. Zawsze pozostaniesz tym samym dzieciakiem. – Zaśmiał się Li biorąc nóż i butelkę – I pomyśleć, że przez cały ten czas było to tu, pod moim nosem. Teraz chociaż wiem, gdzie mieści się twoja tajna skrytka Death.

- Mówiłem żebyś mnie tak nie nazywał. Stare dzieje. – Zauważył Piotrek. Z salonu zaczęły dochodzić do nich szepty członków gangu, a po chwili chłopak poczuł na sobie mnóstwo spojrzeń. – Nie wywołuj wilka z lasy Li. Wiesz dlaczego musiałem stąd odejść.

- Tak, wiem – przytaknął Li spokojnym tonem – Ósemki od dawna nie funkcjonują. Wszystko dzięki tobie szefie.

- Nie jestem już twoim szefem – odparł w uśmiechu kamuflującym jego złość Piotrek, po czym zmienił temat – Trochę się tu pozmieniało, ale nadal czuje się starą atmosferę tego budynku.

Weszli na górę do pokoju, który zajmował Li. Chińczyk zaparzył gościom herbatę i wyjął kieliszki do szampana.

- Pamiętam, jak stworzyłeś to miejsce – wspominał Li upijając łyk alkoholu – W pojedynkę rozniosłeś wtedy grupę chuliganów tu przesiadujących. To byli późniejsi członkowie Red Scorpions.

- Ech, stare dobre czasy – zamyślił się zielonooki – Wkurzało mnie, że wszyscy mają swoje bazy tylko nie my, a ten budynek wydał się być idealny, więc go wziąłem.

- Niestety po dwóch latach wszystko się skomplikowało – wyżalił się Li dolewając sobie różowego, musującego wina – Noc kiedy zginął Derek…

- Ostatnio opowiadałem tę historię znajomemu – mruknął smętnie Piotrek – Trochę naciągnąłem faktów, bo nie chciałem by poznał całość tej prawdy.

- Znając ciebie, to przedstawiłeś siebie jako amatora i członka naszej grupy, a nie jako jego szefa – stwierdził Li w śmiechu – Nigdy nie lubiłeś być szefem. Jednak dobrze sprawowałeś tę funkcję. Choć nie chciałbym stać naprzeciw ciebie tamtej nocy, gdy zabili Derecka. W furii rozłożyłeś na łopatki trzydziestu członków Ósemki. Niestety los chciał, że zatłukłeś na śmierć brata bossa La Muerte.

- Nie jest mi do śmiechu Li – sapnął opróżniając kieliszek Piotrek – Zaślepiony zemstą doprowadziłem do śmierci drugiego człowieka, a najgorsze w tym wszystkim było to, że La Muerte chciało mnie zwerbować siłą w swoje szeregi, uznając za godnego bycia ich członkiem. Postawili ultimatum, albo dołączę do nich, albo odejdę z miasta i porzucę Skorpiony. Długo by gadać.

- Ta – przyznał Li – Weszliśmy na cienki lód zawikłanych wspomnień przyjacielu.

- Wróćmy lepiej do interesów – zaproponował Piotrek w lekkim uśmiechu – Nie mogę zbyt długo tu przebywać, demony przeszłości nie śpią.

- Co racja, to racja – mruknął Li szperając w jednej z szuflad – Jak już wspominałem, mam dla ciebie idealną tożsamość. Będziesz nazywał się Adam Leto, który pochodzi z Włoch. Student sztuki, który dorabia sobie w innych branżach. Wychowanek sierocińca, nieposiadający żadnej rodziny. Rodzice zginęli podczas wypadku samochodowego, który przeżył jedynie on.

- Idealny życiorys – zaśmiał się Piotrek – Podobny do mojego dotychczasowego. Jak mniemam, będę musiał zmienić swój wygląd.

- Adam ma brązowe włosy i piwne oczy – poinformował Li – Czyli nie ominie cię farbowanko i soczewki zmieniające kolor oczu.

- Czego nie robi się dla odrobiny spokoju – westchnął zielonooki biorąc od przyjaciela dokumenty – Dzięki za pomoc Li-Dok. Kiedyś na pewno odwiedzę cię nie w interesach.

Pożegnali się z Chińczykiem, po czym wraz z Pawłem Piotrek wyszedł na ulicę. Szybkim krokiem przebyli cały dystans dzielący ich do samochodu. Ktoś ich śledził. Kiedy wsiedli, Paweł od razu zapalił silnik i ruszyli na pełnym gazie. W lusterku zobaczyli biegnących za nimi ludzi. Piotrek usadowił się wygodniej w siedzeniu i głośno się roześmiał.

- Ty do końca postradałeś już rozum? – Spytał zszokowany Paweł – Z czego się śmiejesz? I kim do cholery byli ci ludzie?

- Właśnie uciekliśmy La Muerte – odpowiedział już spokojnym głosem Piotrek – Ktoś musiał im donieść, że wróciłem. Wiesz, ich szef ma ze mną małe porachunki.

- Ale to nie powód do śmiechu – zbeształ go brunet – Przecież mogliśmy zginąć baranie!

- A widziałeś ich miny? – Zaśmiał się ponownie – Wyglądali jak banda nie-ogarów.

- Jakoś nie miałem czasu się im przyglądać, kiedy zajęty byłem uruchamianiem silnika i ucieczką. – Marudził lekko obrażony Paweł – Kim jesteś i co zrobiłeś z Piotrem. Stary, ja cię nie poznaję.

- Prawdę mówiąc, to nikt z Polski nie znał mnie od tej strony – tłumaczył wyluzowany Piotrek – Po tym, jak Tobiasz zabrał mnie z Nowego Jorku do Polski musiałem żyć rozważnie. Zbyt wiele mogłem stracić za popełnienie jakiegoś błędu. Chodzi mi o sprawę Murdochów. Fajnie było choć na chwilę wrócić do starych czasów.

- Ty naprawdę tak żyłeś? – Zdziwił się Paweł – Funkcjonowałeś w tak niebezpiecznym świecie jako dzieciak i dawałeś sobie radę? Jak?

- To nie było takie trudne, jak ci się wydaje – zaśmiał się Piotrek – Tobiasz po pokazaniu mi szkoły i mieszkania wyjechał w interesach. Miałem czternaście lat, a wiesz jak głupim on potrafi być. Pokrewną duszę znalazłem w Derecku, a później dołączył do nas i Li. Nie podobał nam się system panujący na dzielnicy i chcieliśmy z tym jakoś walczyć. Wówczas narodził się pomysł by stworzyć Red Scorpions. Grupa ta miała być czymś w rodzaju ruchu oporu skierowanego przeciw zasadom dorosłych i innym gangom. – Zamilkł wspominając kolegów – Spędziłem z nimi dwa lata i dobrze wspominam ten okres. Wtedy czułem się wolny, jednak to zaprzepaściłem.

- Mówisz o tym incydencie, o którym wspominał Li-Dok? – Spytał Paweł – Tym, w którym zginął Dereck?

- Tak – zasępił się zielonooki – Death, to ksywka nadana mi przez Derecka. Jednak po jego śmierci nazwa ta przywarła do mnie, jak skóra do ciała. Czasem sam siebie przerażam, gdy poddaję się instynktowi. Ponoć jestem wtedy mroczny i groźny. Jednak ja pamiętam ten stan jedynie przez mgłę.

- Kumam – westchnął Paweł – Coś na zasadzie urwanego filmu po małej libacji alkoholowej?

- Mniej więcej – przyznał kasztanowłosy chichocząc – Ty, jak nikt inny, dobrze znasz ten stan.

- Hej! – Zaprzeczył brunet – Przyznaję, że bywałem w takim stanie, ale zdarzyło się to góra cztery razy. Na ogół piję rozważnie.

- Niech ci będzie – sapnął zrezygnowany Piotrek – Tłumacz tak sobie dalej.

Dalszą drogę pokonali w milczeniu, słuchając radia.

* * * * *

Był środek nocy, kiedy Nicole przekroczyła próg swojego domu. Chciała jechać pociągiem, jednak Dante z jakiegoś powodu uparł się ją odwieźć. Jak zwykle przywitały ją egipskie ciemności i ponura cisza. W milczeniu weszła do domu i zaprosiła do niego swojego dobroczyńcę. Dante rozejrzał się wokół ze zdziwieniem.

- Nikt cię nie wita? – Spytał od niechcenia – Ale widzę, że nie jesteś tym zaskoczona.

- Ojciec pewnie pracuje – mruknęła dziewczyna sennym głosem – Rozgość się i czuj jak u siebie.

Poszła do kuchni, a po chwili wróciła z batonikiem energetycznym.

- Wybacz, ale nie mam nic innego – westchnęła podając batonik mężczyźnie – Z reguły to jadam na mieście, bo tata jest często nieobecny. Jutro zrobię jakieś zakupy i coś ugotuję.

- Nie przejmuj się tym – pocieszał ją Dante – To w zupełności wystarczy.

- Powiedz, czemu uparłeś się mnie odwieźć? – Zadała znienacka pytanie – Czyżby miało to związek z tym, że on chce tu wpaść po skrzypce?

- Nie zaprzeczam – odparł mężczyzna otwierając batonik – Przy okazji, wiem już gdzie mieszkasz.

- Rozumiem – Nicole zmierzyła czujnie mężczyznę wzrokiem – Pokój gościnny znajduje się na górze. Drugie drzwi na lewo. Dobranoc.

Nicole weszła na górę i ruszyła do swojego pokoju. W ręku cały czas trzymała skrzypce Piotrka. Położyła futerał na łóżku, po czym lekko wzdychając ostrożnie go otworzyła. Jej oczom ukazał się instrument z ciemnego drewna, ze złotym napisem error. Za struny skrzypiec wsunięte było odwrócone obrazem do środka zdjęcie. Dziewczyna powoli wyciągnęła fotografię, a po spojrzeniu na nią nie mogła uwierzyć temu co zobaczyła. Na zdjęciu była jej matka, która przytulała do siebie uśmiechniętego małego chłopca o kasztanowych włosach i soczyście zielonych oczach. Obok nich stał blond-włosy mężczyzna z pełnym miłości wzrokiem. 

- Jak to możliwe? – Wyszeptała, a po policzku spłynęła jej łza – To on. Był tak blisko, a ja niczego nie podejrzewałam. Mój starszy brat.

- Mam małe pytanie – wszedł do jej pokoju pukając uprzednio Dante. Kiedy zobaczył jej minę, lekko się zdumiał. – Co jest?

- Nic – uśmiechnęła się przez łzy – Właśnie odnalazłam brata.

- Jak to? Gdzie? – Dopytywał mężczyzna.

- Wszystko dzięki temu zdjęciu – pokazała trzymaną w ręku fotografię – Teraz muszę uzbroić się w cierpliwość i czekać, aż do mnie przyjdzie.

- Co to za zdjęcie? – Dante zbliżył się do dziewczyny i wyrwał jej fotografię z dłoni – Skąd je masz?

- To zdjęcie rodziców Piotrka – wyjaśniła Nicole – I pomyśleć, że był tak blisko, a ja nic nie podejrzewałam. Cieszę się jednak, że to on. Na tym zdjęciu jest naprawdę szczęśliwy.

- Nigdy nie widziałem u niego tak szczerego uśmiechu – zasępił się Dante – Zawsze udaje, bo nie chce sprawiać innym przykrości.

- Mama długo go szukała – wspominała czternastolatka – Nie zrezygnowała z poszukiwań, nawet po ogłoszeniu jego śmierci. Mówiła, że intuicja jej podpowiada i prowadzi. Do końca wierzyła w to, że on żyje i się nie myliła.

- Skąd masz pewność, że to Piotrek? – Wątpił mężczyzna – Może ten chłopiec to ktoś zupełnie inny. To, że ma włosy i oczy tego samego koloru co on nie znaczy, że są jedną osobą.

- Jest sposób by to sprawdzić – zauważyła Nicole – Mama powiedziała mi pewną ciekawostkę. Nigdy nie opisywała wyglądu mojego brata, a jedynie podała jeden znak szczególny. Myślę, że nawet on sam nie wie, że taki posiada.

- Co to za znak? – Dopytywał zaciekawiony Dante.

- Za lewym uchem ma wytatuowaną gwiazdkę i inicjały swoich imion. – Wyjaśniła Nicole – Mama mówiła, że zdecydowali się na takie kroki z obawy przed porwaniem ich dziecka. To miało im pomóc w identyfikacji. Z daleka przypomina to zwykłe pieprzyki, ale z bliska symbole te stają się wyraźniejsze.

- Rozumiem – zadumał się mężczyzna – ciekawe.

Dante wstał i w zamyśleniu milcząc opuścił pokój. Nicole odprowadziła go wzrokiem i położyła się spać.

* * * * *

Świtało, kiedy Paweł władował zaspanego Piotrka do samochodu. Mieli przed sobą dwie godziny jazdy, a zielonooki nie wykazywał żadnych symptomów do współpracy.

- Mógłbyś mi pomóc i się ruszyć – marudził Paweł zatrzaskując tylne drzwi. – To nie ja mam dziś koncert.

- Wiem, wiem – ziewnął Piotrek kładąc się na siedzeniu – To nie ludzkie tak wcześnie organizować koncert. Osobiście wolałbym sobie pospać dłużej.

- Tak wygląda życie w show biznesie – westchnął brunet odpalając silnik samochodu – Przyzwyczaj się do tego.

- Nawet nie mam takiego zamiaru – machnął obojętnie ręką – Gram jedynie w zastępstwie chorego gitarzysty. Dobrze płacą, dlatego się zgodziłem. Umowa obowiązuje do końca tego miesiąca, więc pozostało mi jeszcze kilka dni. Po tej robocie wracam do Polski.

- Szkoda – sapnął Paweł – Twoje fanki będą zawiedzione.

- Nie obchodzi mnie to. Niech się cieszą, że w ogóle miały szansę mnie posłuchać. – Narzekał Piotrek – Jestem uciekinierem i nie mogę się zbytnio afiszować swoim talentem do muzyki.

- Rozumiem – rzucił krótko brunet – ale pomimo tego i tak twierdzę, że twój wokal w połączeniu z gitarą tworzą świetny zespół.

- Nie w tym życiu, zapomnij – zbył go Piotrek zamykając oczy – Obudź mnie, jak będziemy na miejscu.

- Może w nowym życiu? – Rzucił w żartach Paweł – Wtedy cię obudzić?

- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym tego chciał – mruknął smutnym głosem zielonooki – Nawet nie wiesz, jak bardzo.

Po tych słowach Piotrek usnął cicho oddychając.

* * * * *

- Edwardzie, nie widziałem cię od miesięcy – przywitał młodego Murdocha mężczyzna o długich, białych włosach – Nie piszesz, nie dzwonisz. Zacząłem się martwić.

- Miałem kilka spraw do załatwienia, wuju – usprawiedliwiał się Edward – To główny powód nie dawania znaków życia.

- Rozumiem. A co powiesz na to? – Mężczyzna rzucił na stół obok kilka zdjęć Piotrka z dziećmi, którymi się opiekował – Możesz wytłumaczyć, dlaczego nic nie wiem o tym, że odnalazłeś tego chłopca?

- Po prostu uznałem, że jeszcze na to za wcześnie – mruknął Edward rzucając okiem na fotografie – Po tych zdjęciach widzę, że jednak mi nie ufasz wuju.

- To nie tak, że ci nie ufam bratanku – westchnął mężczyzna – Powiedzmy, że to małe ubezpieczenie.

- A jednak – rzucił zrezygnowany Edward – Czego więc oczekujesz?

- Chcę by chłopak wrócił wreszcie na swoje miejsce – oznajmił spokojnie mężczyzna – Twoje metody drapieżcy na nic się zdały, dlatego powinieneś zmienić strategię. Zamiast gonić ofiarę, spraw by ona sama wpadła w twoje sidła.

- Co masz na myśli? – Zdziwił się młody Murdoch – Niby jak miałbym to zrobić?

- Ponoć zżył się z tymi dziećmi – zauważył mężczyzna wskazując zdjęcia na stole – Spraw, by to, co dla niego cenne, stało się naszą własnością.

- Ale te dzieci mają własną rodzinę – zauważył Edward – To nie będzie takie proste odebrać je rodzicom,

- Ach, to? – Zaśmiał się serdecznie mężczyzna. Edward nie cierpiał tego uśmieszku, bo kryły się pod nim nieczyste zamiary – O to nie musisz się już kłopotać. Wszystkim się już zająłem. Twoim zadaniem jest tylko dostarczyć te dzieci do nowego domu.

* * * * *

Kamil, jak zwykle po lekcjach, wstąpił w drodze powrotnej do domu po bliźniaki. Dzieci grzecznie czekały w świetlicy na starszego brata. Kiedy chłopak otworzył drzwi wejściowe do szkoły rodzeństwa, maluchy jakby go wyczuwając z impetem ruszyły w jego stronę. Coś jednak było nie tak, bo bliźniaki były nieco zdenerwowane. Agatka kurczowo chwyciła bluzę Kamila i ze łzami w oczach się w niego wtuliła.

- Co jest? – Spytał drugiego z maluchów – Czemu się tak dziwnie zachowujecie?

- Bo jakiś dziwny pan chciał nas zabrać ze szkoły – tłumaczył cicho blondynek – Mówił, że jest naszym nowym wujkiem i że mama i tata już nigdy do nas nie wrócą.

- To jakieś bzdury – uspokajał rodzeństwo Kamil – Na szczęście was nie zabrał.

- Ten pan pytał jeszcze o Piotra – dodała łkając Agatka – Boję się. On powiedział, że wróci i nas zabierze.

- Nikt nikogo nie zabierze – zapewniał siostrę chłopak – Nie pozwolę na to. Wracamy do domu.

Wyszli z budynku szkoły i ruszyli w stronę przystanku autobusowego. Kiedy wchodzili do pojazdu, Kamil dostrzegł kątem oka podejrzanego mężczyznę. Blondyn w średnim wieku trzymając dystans perfidnie ich śledził. Na szczęście zbyt wielka liczba pasażerów uniemożliwiła mężczyźnie wejście do autobusu.

- Czyli jeszcze nie wiedzą, gdzie mieszkamy – pomyślał Kamil wypuszczając powietrze z płuc w uldze – Jednak trzeba zachować ostrożność.

Do domu wrócili w pośpiechu. Bliźniaki od razu ruszyły do swojego pokoju i zaczęły odrabiać lekcje. Nawyk ten wyrobił w nich Piotrek, szantażując je brakiem deseru. Przypomniał sobie słowa Agatki, że mężczyzna chciał dowiedzieć się o Piotrze. Najbardziej zaniepokoiła go wzmianka o rodzicach, tym bardziej, że od trzech dni nie dawali o sobie znaków życia. Z rozmyślań wyrwał go telefon.

- Tak? – Odebrał spokojnym głosem Kamil – Kto dzwoni?

- Kamil? – Usłyszał w słuchawce głos Piotrka – Jak żyjecie?

- Nie wiem, co masz na myśli – mruknął chłopiec lekko poirytowany – Jeśli chodzi ci o to, że od kilku dni nie widziałem już moich rodziców, a w dodatku  jacyś podejrzani ludzie chcą nas porwać i o ciebie wypytują to… to goń się!

- Uspokój się! – Ryknął do słuchawki Piotrek – Na spokojnie mi to wyjaśnij, bo nie bardzo wiem o czym mówisz.

- Spoko – uspokoił się nieco Kamil – Już jest ok.

- To dobrze – westchnął Piotrek z ulgą – Właśnie wracam i w Olsztynie będę za trzy godziny. Powiedz mi tylko, czy Jacek już wrócił do mieszkania?

- Jakoś go jeszcze nie spotkałem – odpowiedział Kamil w zamyśleniu – Ale nie jestem tego pewny.

- Rozumiem – mruknął Piotrek – Tyle mi wystarczy. Spodziewaj się mnie za te trzy godziny. Zapukam trzy razy, dlatego nie otwieraj innym, bo z tego co mówiłeś wcześniej wnioskuję, że to dość poważne.

- Ok. – Zgodził się chłopiec – Będę czekał.

* * * * *

Paweł kątem oka od czasu do czasu obserwował rozmawiającego przez telefon Piotrka. Chłopak był mocno zmartwiony, kiedy się rozłączył.

- Co jest stary? – Spytał brunet udając obojętny ton głosu – Niemrawo wyglądasz.

- Mam powód – westchnął Piotrek na chwilę zamykając oczy – Usłyszałem coś i mam złe przeczucie.

- A jednak to coś poważnego? – Zastanawiał się na głos Paweł – Podrzucić cię do Olsztyna?

- Wiesz, że nie odmówię – uśmiechnął się z wdzięcznością Piotrek – Miałbym jeszcze jedną prośbę.

- Jaką? – Sapnął zmęczony Paweł odkładając czytaną jeszcze przed chwilą książkę – Wal śmiało.

- Chciałbym, abyś sprawdził przez wpływy swojego ojca posunięcia korporacji M-Publisher – odparł zamyślony Piotrek – i jeśli to nie problem, to czy mógłbyś ustalić pobyt państwa Sabiny i Grzegorza Sulik?

- Czy to przypadkiem nie rodzice tych dzieci, którymi zajmowałeś się w wolnej chwili w zeszłym roku? – Upewniał się Paweł przeglądając dane z notebooka. – Sprawdzę to później, a jeśli chodzi o M-Publisher, to chodzi dziwna plotka, że otwierają jakiś oddział w Polsce. Przedstawicielem nadzorującym jego utworzenie jest Edward Murdoch. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że oddział ma powstać w Trójmieście, a on przebywa w Olsztynie. Chyba coś musiało przykuć jego uwagę, że tak uważnie przeszukuje to miasto i jego okolice, bo dość długo już tam bawi.

- Nie coś, a raczej ktoś – zaśmiał się gorzko Piotrek – Dlatego musisz sprawdzić kwestię państwa Sulik. Mam naprawdę złe przeczucie i to mnie martwi.

- Jak tam twoja noga? – Zmienił temat rozmowy Paweł, widząc grymas bólu na twarzy kolegi. – Wczoraj nieźle cię pokiereszowali ci z La Muerte.

- Nawet nie brałem pod uwagę, że będą podążać za nami aż do Polski. – Westchnął Piotrek lekko podminowany. – Nie myślałem, że aż tak im na mnie zależy. Choć z drugiej strony, ich rozumiem, a przynajmniej ich szefa, kierującego się chorą ambicją i zemstą po części. Nie dziwię mu się. Zabiłem członka jego rodziny, może niechcący, ale to nie zmienia faktu, że zginął człowiek. – Przetarł piekące go ze zmęczenia oczy. – Najbardziej przeraża mnie fakt, że nie mogę od tego uciec. Jednocześnie rośnie liczba polujących na mnie myśliwych.

- Może czas byś się z tym zmierzył – poradził Paweł spokojnym głosem – Może powinieneś z ofiary przerodzić się w myśliwego?

- Możliwe – zgodził się Piotrek wstając z kanapy – Myślę, że czas ruszać. Już sama wizyta w Olsztynie po części będzie próbą zmierzenia się z jednym myśliwym.

Paweł po kilku minutach wstał z fotela i ruszył do swojego pokoju się przebrać. Gdy był gotowy, wyszli z mieszkania, schodząc do garażu. W milczeniu wyruszyli z Gdyni.

* * * * *

Kamil odłożył słuchawkę i poszedł zająć się rodzeństwem. Przez ostatni rok nauczył się dość nieźle gotować kilka prostych dań. Przyrządził bliźniakom późny obiad, po czym sprawdził ich prace domowe. Po wszystkim wykąpał maluchy i położył je spać. Kiedy minęły cztery godziny, usłyszał trzykrotne pukanie do drzwi. Ostrożnie wyjrzał przez wizjer i powoli przekręcił klucz. Jego oczom ukazał się chłopak o brązowych włosach i piwnych oczach. Narzucony miał na głowę kaptur, a spod bluzy wyglądał czarny pyszczek kota.

- Piotrek?! – Spytał zdziwiony chłopiec – To na pewno ty?

- Tak, to ja – szepnął Piotrek szybko wchodząc do mieszkania – Sorry, że tak wchodzę bez zaproszenia, ale trochę się ukrywam, wiesz?

- Jakoś się domyśliłem widząc twój nowy image – sapnął Kamil zamykając drzwi – Przed kim się ukrywasz?

- W sumie to przed większością osób, które znam – uśmiechnął się smutnie Piotrek – Masz może trochę mleka dla Rubi? Biedaczka całą drogę nic nie jadła.

- Coś się znajdzie – rzucił chłopiec podchodząc do lodówki – Może być zimne?

- Spoko – zgodził się chłopak – Poprosiłem znajomego, by sprawdził co z twoimi rodzicami. Myślę, że zaraz powinien zadzwonić.

- Mówisz i masz – westchnął Kamil słysząc dzwonek telefonu. Piotrek odebrał, ale po chwili mina mu zrzedła. W zamyśleniu się rozłączył. Kamil zaniepokojony spojrzał wymownie na starszego kolegę. – Co jest?

- Nie wiem, jak to powiedzieć i od czego zacząć – odrzekł skołowany chłopak, jednak naciskający na niego wzrok Kamila go zmotywował – Twoi rodzice nie żyją.

- Co?! – Kamil w szoku opadł na pobliskie krzesło – Jak to?

- Oficjalna wersja to wypadek samochodowy – wyjaśniał Piotrek – Ale tak naprawdę, to robota zabójcy na zlecenie. To jednak nie wszystko.

- Co jeszcze? – Jęknął zrozpaczony czternastolatek – Może być jeszcze gorzej?

- Pamiętasz, jak wspominałeś o kimś, kto chciał was porwać? – Spytał Piotrek w wielkim skupieniu. Kamil pokiwał twierdząco głową. – To był jeden z popleczników Edwarda. Cholera! Wybacz, to przeze mnie zostaliście sierotami.

- O czym ty bredzisz? – Zdziwił się Kamil – Jak to zginęli przez ciebie?

- To dlatego, że za bardzo się do was zbliżyłem – mamrotał zdenerwowany Piotrek – Cholerni Murdochowie zrobią wszystko by mnie dorwać. Nawet postanowili posłużyć się waszą trójką.

- Co masz na myśli? – Dopytywał zszokowany Kamil – Czemu niby mieli zabić mi rodziców, aby dojść do ciebie. To nie ma sensu!

- Większość w tym co robią nie ma sensu – odpowiedział zmęczony Piotrek – Działają według zasady zdobywaj i bierz za wszelką cenę. To chore, ale niestety prawdziwe. Teraz na cel obrali sobie również i waszą trójkę. Gdybym się wami nie opiekował, wasza rodzina nadal byłaby cała. Wybacz.

- Nie mam ci czego wybaczać – mruknął smutny chłopiec – To nie ty ich zabiłeś, a zrozumiałem mrok Murdochów, kiedy spotkałem Edwarda. I co niby chcieli osiągnąć uderzając w nas?

- Prawdopodobnie chcieli zwabić mnie do nich. Wy mielibyście być przynętą – tłumaczył drżącym głosem Piotrek – Nie rozumiem, czemu tak bardzo chcą mnie dopaść. Nie rozumiem, czemu posuwają się do tak nieludzkich środków. Ale nie zostawię was samych. Jutro z samego rana zabieram waszą trójkę ze sobą. Musimy tylko uważać, by sąsiad z naprzeciwka mnie nie zobaczył.

- Czemu ukrywasz się przed Wieczorkiem? – Nie rozumiał Kamil – Przecież razem mieszkacie.

- Długo by opowiadać, a teraz nie ma na to czasu – uciszył go Piotrek – Ale skoro już zacząłeś ten temat, to czy nie mógłbyś pójść do niego i zabrać stamtąd moje skrzypce?

- Czemu sam nie pójdziesz? – Marudził Kamil – Nie ma go jeszcze w domu.

- Jeszcze – zauważył Piotrek – Jeśli cię nakryje, to jakoś się wykręcisz. Gdybym to był jednak ja, to miałbym jesień średniowiecza. Chyba nawet nie mam odwagi się z nim skonfrontować w tym momencie.

- Dobra – zgodził się Kamil – Ale pamiętaj, że będziesz mi coś winien.

- Zapamiętam – uśmiechnął się słabo Piotrek – A teraz idź.

Kamil wyszedł na korytarz. Zadzwonił do drzwi, ale nikt nie otwierał. Po chwili sięgnął po klucz, który miał w kieszeni spodni i włożył go do zamka, po czym lekko przekręcił. Ostrożnie wszedł do pustego mieszkania i bez wahania ruszył do pokoju Piotrka. Schylił się i wyciągnął spod łóżka futerał ze skrzypcami. Kiedy miał już opuścić mieszkanie, usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. W panice schował się do pobliskiej szafy i w duchu modlił, by nikt do niej nie zajrzał. Na szczęście Wieczorek minął spiesznie jego kryjówkę, ale z drugiej strony, usiadł w salonie, co nie pomagało chłopcu w ucieczce. Jednak po pewnym czasie, kiedy zgasło światło w salonie, postanowił zaryzykować. Ostrożnie uchylił drzwi szafy szukając zagrożenia, jednak było zbyt ciemno, by cokolwiek zobaczyć. Policzył w myślach do trzech i powoli wyszedł, jednak w momencie, gdy miał już dłoń na klamce drzwi, światło błyskawicznie się zapaliło.

- Przyłapany – usłyszał kobiecy głos – Mówiłam ci braciszku, że masz nieproszonego gościa.

- Właśnie widzę – usłyszał głos Wieczorka – Mogłaś się nim zająć wcześniej, a nie czekać na mój powrót.

- Pomyślałam, że tak będzie zabawniej – zaśmiała się kobieta, a Kamil z każdą sekundą coraz bardziej panikował. Szarpnął za klamkę, ale ta nie ustąpiła. – Widzisz, jak biedaczek chce stąd uciec? Biedne dziecko. Nie wie z kim zadarł.

- To mój sąsiad – odparł Wieczorek mierząc wzrokiem chłopca, aż w końcu natrafił na futerał skrzypiec. – Zazwyczaj kręcą się wokół niego jeszcze dwa małe jasnowłose klony.

Wieczorek podszedł do chłopca i chwytając jego ramię zaciągnął do salonu i na siłę usadowił w fotelu. Lustrował go zimnym i surowym wzrokiem.

- Umm, przepraszam, że tu wszedłem bez pozwolenia – zaczął tłumaczyć się chłopiec – Ja, ja po prostu przyszedłem tu na czyjąś prośbę. Miałem tylko zabrać stąd pewną rzecz. Przysięgam, że niczego innego nie ruszałem. Mogę już iść?

- Niech no pomyślę – mruknął zirytowany mężczyzna – Nie.

- Ale ja naprawdę niczego nie ruszałem – zaczął gorączkowo chłopiec – Wziąłem tylko to, o co mnie poproszono.

- Ale nadal mnie dziwi fakt, że udało mu się tu tak łatwo włamać – wtrąciła kobieta – Mógłbyś bardziej zabezpieczać swoje mieszkanie Dante.

- Ale ja się nie włamałem – westchnął Kamil – Mam klucz i chyba mogę go już panu oddać.

- Skoro masz klucz, to musiałeś spotkać jego właściciela – zauważył mężczyzna, patrząc w oczy chłopcu – Kiedy się z nim widziałeś?

- Ja się z nikim nie widziałem – zaprzeczył, kłamiąc chłopiec – Mogę już wracać do domu?

- To dobry pomysł – rzucił w złości Wieczorek, czym przeraził chłopca – może powinienem pogadać trochę z twoim ojcem?

- Nie trzeba, rozumiem swój błąd – wykręcał się Kamil – A poza tym, nie ma go w domu.

- Rozumiem – odrzekł mężczyzna – To może z matką?

- Mamy też nie ma – mruknął chłopiec siląc się na spokój w głosie. Jednak przygnębiona mina mówiła sama za siebie.

- Kiedy wrócą? – Naciskał nadal na chłopca – Mów prawdę.

- Oni… oni nie… nieważne – jąkał się Kamil w nerwach – Nie pański interes.

- Tak się składa, że mój – odgryzł się wściekły Wieczorek – I radzę ci lepiej, żebyś powiedział prawdę, bo nie ręczę za siebie.

- Bądź grzeczny i powiedz prawdę – poradziła kobieta – On naprawdę nie jest w stanie się kontrolować.

- Oni… – zaczął cicho Kamil. Z początku chciał znów skłamać, ale wściekłość mężczyzny przed nim skłoniła go do zmiany zdania. W jednej chwili tłumione emocje wzięły górę i wybuchnął. – Moi rodzice nie żyją, ok.? Sam się przed chwilą dowiedziałem, zadowoleni? Mogę już iść?

- Co? – Wieczorek skamieniał słysząc słowa chłopca, który chcąc ukryć płacz ruszył w stronę wyjścia. W ostatniej chwili go złapał. – Powiedz coś więcej na ten temat. Nie puszczę cię, jak tego nie powiesz.

- Ale później mnie pan puści? – Upewniał się chłopiec usilnie próbując się uspokoić. – Obieca mi to pan?

- Obiecuję – zgodził się Wieczorek z powrotem sadowiąc chłopca w fotelu. – Mów.

- Sam zbyt wiele nie wiem. Dziś rano ktoś próbował porwać bliźniaki – zaczął opowiadać Kamil smutnym głosem – Rodziców nie widziałem od czterech dni, a kiedy zadzwonił Piotrek i mu o tym powiedziałem, zmartwił się. Później się dowiadywał czegoś na ten temat i okazało się, że moi rodzice nie żyją. On się o to obwinia, choć nie powinien. Nawet zaproponował się nami zająć. Sam nie wiem co mam myśleć. To przecież jego rodzina zabiła mi rodziców, ale z drugiej strony wiem, jak usilnie chciał się od nich uwolnić. Poznałem Edwarda i nie mam dobrych wspomnień z tego spotkania.

- Jak to ujął Piotrek? – Spytała kobieta ze zdziwieniem – Co skłania go do tego by się wami zająć?

- Piotrek twierdzi, że to się wydarzyło, bo go poznaliśmy. – Westchnął Kamil, nerwowo bawiąc się palcami – Kiedy powiedział mi, że mama i tata nie żyją, chciałem się na nim wyżyć, ale jak zobaczyłem jego bolesny wyraz twarzy nie potrafiłem tego zrobić. Myślę, że chyba nawet chciał bym to zrobił, ale nie potrafiłem. Pamiętam, jak potraktował go Edward przy ich spotkaniu i przeraża mnie myśl, że ten człowiek poluje na mnie i moje rodzeństwo. To wszystko.

- Rozumiem – mruknął Wieczorek wstając z kanapy – To teraz idziemy do ciebie po Piotrka i maluchy.

- Co?! – Zdumiał się chłopiec – Skąd pomysł, że jest on u mnie w domu?

- Nie próbuj kłamać, bo wszystko już wiemy skarbie – odparła kobieta głaszcząc delikatnie policzek chłopca – Tak się składa, że Piotruś jest nam bardzo potrzebny, a dzięki tobie wiemy już gdzie jest.

Po tych słowach w milczeniu opuścili mieszkanie we trójkę. Kamil otworzył cicho drzwi do domu. Kiedy weszli do środka, zobaczyli śpiącego przy stole Piotrka. Rubi jakby nigdy nic ruszyła w stronę Wieczorka i od razu wskoczyła mu na ręce. Piotrek nawet nie drgnął.

- Ma mocny sen – zauważyła kobieta w żartach.

- To nie to – zauważył mężczyzna podchodząc do śpiącego chłopaka – Zażył silne środki przeciwbólowe i dlatego odleciał. Trochę się zdziwi, kiedy się obudzi.

- Spodziewam się – zachichotała kobieta – Nie widzieliście się niemalże od roku.

- Pewnie nie zobaczyłbym go jeszcze dłużej – westchnął Wieczorek w zadumie – gdyby nie ten incydent. Znając go, pewnie zadbał o każdy szczegół, by odwlec nasze spotkanie. Akurat w tym jest cholernie dobry.

- To co robimy? – Spytała kobieta – Co postanowiłeś?

- Zabieramy wszystkich stąd do mnie. – Oświadczył mężczyzna w nieco lepszym nastroju – Rose, weźmiesz bliźniaki, a ja zabieram tego śpiącego na stole i niedoszłego włamywacza.

- Niby czemu mamy iść z wami? – Zaprotestował Kamil – Wolałbym zostać tutaj.

- Nie zostawimy was tu samych – odparł mężczyzna podchodząc do śpiącego Piotrka – Idziecie do mnie, czy tego chcecie, czy nie.

- Nie mam takiego zamiar! – Warknął Kamil stając pomiędzy Piotrkiem a Wieczorkiem – Nie pozwolę na to, byście zabrali Piotrka i bliźniaki. On z jakiegoś powodu nie chciał do pana wracać. Żartował mówiąc o panu, ale tak naprawdę był smutny.

- Mówisz, że był smutny – rzucił z gniewem w oczach mężczyzna – nie znasz nawet prawdy, więc co możesz wiedzieć? Jest pod moją opieką, a od teraz wy także. Koniec rozmowy.

- Nieprawda! – Zaprzeczył chłopiec, ustawiając się w pozycji ataku karate – Ja jeszcze nie skończyłem!

- No, no, no – zachichotała Rose, oglądająca z boku całą scenę – Młokos ma chęć do walki.

- Wiesz mały, irytujesz mnie – warknął przez zęby mężczyzna, po czym szybkim ruchem podszedł do chłopca i powalił go na podłogę. – Jesteś jeszcze nieporadnym dzieckiem. Zaoferowałem ci pomoc, więc ją przyjmij grzecznie i zamilcz wreszcie. Jeśli się nie dostosujesz, to sam cię uciszę drastyczniejszym sposobem.

Oczy Kamila rozszerzyły się ze strachu, a z doznanego szoku nie potrafił wydobyć z siebie głosu, ani się poruszyć. Leżał lekko drżąc, jednak po chwili, ku jego zaskoczeniu, Wieczorek podniósł go i zarzucił sobie na ramię.

- Co pan wyprawia?! – Wychrypiał osłupiały chłopiec, próbując się wyrwać – Puść mnie!

- Zamknij się i bądź posłuszny! – Krzyknął na czternastolatka mężczyzna – Jak skończy się moja cierpliwość do ciebie, to naprawdę coś ci zrobię.

Kamil automatycznie się uspokoił i spuścił wzrok. Kiedy patrzył na podłogę, coś dostrzegł.

- Krew – szepnął zaniepokojony – Koło Piotrka jest krew.

- Co? – Zdumiał się mężczyzna, ale kiedy spojrzał na podłogę pod Piotrkiem także zauważył niewielką kałużę krwi. – Cholera!

Wieczorek zrzucił z siebie Kamila i szybko podszedł do Piotrka. Wziął chłopaka na ręce i w pośpiechu ruszył do swojego mieszkania.

- Na co czekasz? Idź za nim. – Nakazała Rose wystraszonemu Kamilowi – Dziś odpuszczę i zostanę tutaj z twoim rodzeństwem, ale ty masz iść do domu mojego brata.

- Ale ja… – chłopiec starał się protestować, lecz zimne spojrzenie kobiety sprawiło, że zmienił swój zamiar – Dobrze, pójdę, ale to nie znaczy, że cały czas będę się z wami zgadzał.

- Ta, ta – zaśmiała się kobieta – Racja.

Kamil w milczeniu wszedł do mieszkania Wieczorka. Na podłodze w salonie zastał nieprzytomnego Piotrka. Po chwili z kuchni wyszedł ciemnowłosy mężczyzna z apteczką w ręku.

- A jednak przyszedłeś – uśmiechnął się do chłopca – Pomożesz?

- Ja – zaczął Kamil w strachu – Ja nie wiem, czy się przydam.

- Nie bój się, tylko chodź tu do mnie. – Zawołał go mężczyzna, wskazując podłogę po drugiej stronie Piotrka. Chłopiec wykonał polecenie i klęknął w wyznaczonym miejscu. Wieczorek spojrzał na niego i cicho westchnął. – Skoro i tak wszedłeś już pod moją protekcję, to powinieneś chociaż znać moje imię.

- Ale ja znam pana imię – zdziwił się Kamil – Nie brzmi ono przypadkiem Jacek Wieczorek?

- To tylko jedna z wielu tożsamości – zaśmiał się mężczyzna, po czym wskazał Piotrka – Ten tutaj też ma ich wiele, ale nie czas o tym rozmawiać. Nazywaj mnie Dante, ok.?

- Dante? – Powtórzył zdumiony chłopiec – Jak ten bohater „Boskiej Komedii”?[1]

- W rzeczy samej – zgodził się mężczyzna, jednocześnie zdejmując spodnie Piotrka i ukazując ranę na jego lewym udzie. – Jednak postrzał.

- Postrzał?! – Pisnął zaniepokojony Kamil – Kto mógłby chcieć… dlaczego?

- Też chciałbym wiedzieć – mruknął Dante grzebiąc w apteczce – Na szczęście, nie stracił zbyt wiele krwi, a to dzięki opatrunkowi, który sobie założył. Rana ma około jednego dnia i była widziana przez lekarza.

- Czyli, że męczył się z tym już tak długo – stwierdził posępnie chłopiec wbijając wzrok w ranę – A ja nic nie zauważyłem.

- Nie tylko ty, więc się nie obwiniaj – pocieszał go mężczyzna – Sam jest sobie winien. Powinien leżeć i czekać, aż rana się choć trochę zabliźni. Zamiast tego chodził, czym w konsekwencji zerwał szwy i doprowadził do krwotoku. Nigdy o siebie nie dba.

Dante z niewielką pomocą Kamila opatrzył ranę poprawiając przy tym szwy, po czym zaniósł nieprzytomnego chłopaka do jego pokoju. Przed wyjściem zamknął drzwi na klucz w obawie, że ten, przy najbliższej okazji, spróbuje ucieczki. Zszedł na dół do Kamila, który w tym czasie posprzątał pozostawiony nieład w salonie i czekając zasnął w fotelu. Mężczyzna wziął chłopca na ręce i zaniósł do pokoju gościnnego. Tam ostrożnie położył go na łóżku i przykrył kocem.

- Mamo – załkał przez sen Kamil, odwracając się na lewy bok. Dante westchnął tylko, po czym opuścił pokój, zamykając za sobą drzwi.

C.D.N.


[1] Boska Komedia (wł. La Divina Commedia) – poemat napisany przez włoskiego pisarza Dante Alighieriego, w latach 1308-1321. Boska Komedia jest syntezą średniowiecznej myśli filozoficznej, historycznej, teologicznej oraz panoramą świata. Poemat przedstawia wizję wędrówki poety przez zaświaty – Piekło, Czyściec i Raj.

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, ale gdyby nie wypowiedź Rose do Dantego, że z Piotrkiem nie widzieli się rok, to do tej pory bym nie wiedziała.
    Dużo się działo, ale słabo nakreśliłaś czas akcji, przynajmniej dla mnie.
    Dante jak zwykle przeraża jeżeli chodzi o jego zaborczość względem Piotrka, ale za to go kochamy, prawda? :)
    I ta rozmowa z Pawłem, że chłopak jest chyba gejem, bo zakochał się w swoim współlokatorze - urocza i taka sentymentalna! "Dante, czemuś ty jest Dante!". Ogólnie rozdział przekochany, bo dużo Dantego i przeszłości Piotrusia!
    Więceeej daj spragnionym człowiekom! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, rany! To jest świetne!!! Nie rozumiem, dlaczego nikt nie komentuje -,-
    Przecudna historia, zwroty akcji, uroczy, przezdolny, ale również silny psychicznie główny bohater z niejasną przeszłością staje się obiektem uczuć zawodowego mordercy.
    Mówię Ci, niesamowite! x) Powinnaś to zgłosić do jakiegoś spisu, ludzie powinni przeczytać Twoją twórczość *.*
    Życzę natchnienia ;*
    Nerissa

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    ech Dante nie wściekaj się na Piotrka... jego całe życie było więzieniem, to już rok minął? ach chciałabym zobaczyć miny tych dzieciaków, że zaatakowały założyciela Red Scorpions... Nicole jest naprawdę jego siostrą jak się okazało...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    cudnie, fantastycznie, Dante proszę nie wściekaj się na Piotrka... przez całe życie był więzieniem można powiedzieć... to już rok minął od zniknięcia Piotrka? chciałabym zobaczyć miny tych dzieciaków, że osoba, którą zaatakowały to założyciel Red Scorpions... ;) uuu Nicole jest naprawdę jego siostrą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    fantastyczny rozdział, oj Dante nie wściekaj się na Piotrka... to nie jego wina... całe życie był więzieniem... to rok minął od jego zniknięcia? bardzo chciałabym zobaczyć miny tych dzieciaków, że zaatakowały założyciela Red Scorpions... ;) Nicole jest naprawdę siostrą Piotrka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń