Translate

sobota, 7 września 2013

Demony przeszłości II



   Był początek czerwca i słońce od pewnego czasu miło grzało, co z kolei skutkowało mniejszą frekwencją studentów na zajęciach. Piotrek jednak twardo uczęszczał na wszystkie wykłady. Ostatnie dwa tygodnie spędził w domu lecząc osłabienie, a później przeziębienie. Wieczorek dał mu na jakiś czas spokój i w ogóle nie zmuszał go do zboczonych rzeczy, jedynie czasami przytulał do siebie. Na szczęście, kolor włosów chłopaka wrócił do normy – choć wymagało to trochę wysiłku, bo mył je kilka razy na dobę. Miał właśnie poranny wykład z anatomii zwierząt, a ponieważ przerobił ostatnimi czasy kilka pozycji książkowych na ten temat, strasznie się nudził. Większość ludzi zgromadzonych w auli wydawało się podzielać jego zdanie, bo albo leżeli na pulpitach, albo rozwiązywali ukradkiem krzyżówki lub sudoku. Piotrek niestety nie posiadał nic z tych rzeczy, a z pośpiechu zapomniał zabrać z domu swoją komórkę. Z nudów bazgrał coś w swoim notatniku próbując w ten sposób zabić pełznący leniwie czas. Mijała połowa wykładu, kiedy do auli zajrzał rudzielec w okularkach – starosta jego roku. Zamienił z wykładowcą kilka słów, po czym zwrócił się w stronę grupy.


- Czy Piotr Czarnecki jest może obecny na tej sali? – Spytał mierząc wzrokiem całą grupę. Kiedy kilka osób zwróciło swe głowy w kierunku Piotra, ten westchnął i pakując swoje rzeczy do plecaka wstał z miejsca. Starosta uśmiechnął się życzliwie i jednym gestem pokazał by poszedł za nim. – Przepraszam za przeszkodzenie w wykładzie doktorze.


- Do widzenia – rzucił Piotrek do mężczyzny stojącego przy tablicy, po czym zamknął za sobą drzwi auli. Rudowłosy okularnik czekał na niego z miłym wyrazem twarzy, jednocześnie świdrując przenikliwym wzrokiem. To trochę zaniepokoiło zielonookiego. – O co chodzi?


- Nie do końca wiem o co chodzi – odparł starosta – Profesor Duch nakazał mi ciebie sprowadzić do jego gabinetu, ponoć to coś ważnego.


- Miał nie zawracać mi gitary do końca roku – westchnął Piotrek zastanawiając się o co może chodzić – taki był układ w zamian za mój występ na koncercie.


- Wiem – sapnął zmęczony rudzielec – Wybacz.


- Nie masz za co przepraszać – uśmiechnął się od niechcenia kasztanowłosy – to nie ty złamałeś nasz układ, tylko ten profesor od siedmiu boleści.


Resztę drogi do gabinetu Ducha przeszli w milczeniu. Kiedy dotarli na miejsce, chłopak w okularkach zapukał do drzwi, po czym je otworzył grzecznie witając się z profesorem. Piotrek przez chwilę się wahał czy wejść, ale ten chwycił go za rękę i wciągnął do środka.


- Dzień dobry profesorze – przywitał się Piotrek nie racząc spojrzeć na mężczyznę siedzącego za biurkiem – Myślałem, że nasz układ miał mi gwarantować spokój do końca roku, więc o co chodzi?


- Witaj Piotrze – przywitał go Duch – Skontaktował się ze mną mój dobry znajomy i nalegał na spotkanie z jednym z moich studentów. Nie uwierzysz, że osobą, o którą pytał jesteś właśnie ty.


- A niby skąd pana znajomy miałby mnie znać? – Sapnął zdezorientowany chwilowo chłopak. – A co najważniejsze, czego by chciał od kogoś takiego jak ja?


- Może spytasz go osobiście? – Zaproponował profesor półgębkiem. – Właśnie przyjechał i będzie tu za kilka minut.


- A może powie mu pan, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego? – Odparł Piotrek, na co stojący obok starosta zgubił prawie swoje okulary słysząc jego ton. – Nie mam teraz czasu na zawieranie znajomości z ludźmi pańskiego pokroju. Jak pan wie, zbliża się sesja i mam co robić.


- Dobrze wiem, że nie uczysz się do egzaminów – oznajmił Duch wstając z miejsca – Zaliczasz wszystko na najwyższym poziomie w pierwszych terminach, nie zaglądając do podręczników. I przestań się w końcu unosić!


- Nie unoszę się! – Warknął Piotrek zirytowany postawą mężczyzny. – Ja po prostu chcę mieć święty spokój. Staram się nie sprawiać problemów, więc czemu pan się uwziął akurat na mnie? Jest wielu studentów, którzy by podążyli za panem, dlatego zostawcie mnie w diabły i dajcie skończyć te studia. A jeśli to wam nie odpowiada, to przeniosę się gdzieś indziej. Do widzenia.


Chciał wyjść, ale w pośpiechu nie spojrzał przed siebie i z kimś się zderzył. Podniósł wzrok i się zdziwił.


- Witaj Piotrze – przywitał go blond włosy mężczyzna – Już drugi raz na siebie wpadamy.


- Ta, sorry – przeprosił chłopak raptownie blednąc. Kiedy to sobie uświadomił, spuścił wzrok i szybkim ruchem wyminął Edwarda chcąc w ten sposób ukryć okazany strach.  – Witam i żegnam.


- Czekaj! – Edward chwycił go za rękę silnym uściskiem. – Czemu uciekasz?


- Nie uciekam – odparł Piotrek starając się ukryć drżenie w głosie – Po prostu muszę wrócić na zajęcia.


- Myślę, że to może poczekać – rzucił blondyn na powrót wciągając go do gabinetu Ducha – Mamy coś do omówienia.


- Co?! – Zdumiał się chłopak próbując wyrwać z uchwytu Edwarda. – Jakoś w to wątpię, więc proszę z łaski swojej puścić moją rękę.  


- Nie chcesz załatwić tego po dobroci? – Spytał Murdoch z groźnym spojrzeniem puszczając rękę zielonookiego. – Mówisz, że nie chcesz?


- To spojrzenie – wyszeptał z przerażeniem w oczach chłopak, bo zimny wzrok Edwarda przywołał niemiłe wspomnienia z dzieciństwa – Tak, nie chcę. Proszę mi wybaczyć.


Szybko opuścił gabinet Ducha i biegiem ruszył w stronę schodów.


- Pierwszy raz widziałem tak przerażonego Czarneckiego – odparł rudy okularnik stojący obok Ducha, który także ze zdziwieniem wpatrywał się w drzwi wyjściowe – Na ogół jest opanowany.


- Edwardzie, przyjacielu. Mógłbyś mi to wyjaśnić – poprosił uprzejmie Duch – Proszę rozgość się. A ty Mateuszu możesz już odejść.


- Dobrze – skłonił się na pożegnanie starosta – Może uda mi się go dogonić. Mam ogłoszenie, które mógłby przekazać swojej grupie. Do widzenia.


- Czekaj – zatrzymał go Murdoch – Wiesz może kiedy Piotr kończy zajęcia?


- Myślę, że za jakieś trzy godziny – odpowiedział grzecznie rudzielec poprawiając okulary na nosie – Choć dziś odpadają mu jedne ćwiczenia, więc za półtorej godziny.


- Aha – zamyślił się Edward – Dziękuję, możesz odejść.


- O co tu chodzi Edwardzie? – Spytał Duch w momencie, gdy chłopak zamknął za sobą drzwi. – Co knujesz tym razem?


- Nic nie knuję, tylko podejrzewam, że być może to mój mały braciszek, którego tak usilnie poszukuję – westchnął blondyn zajmując jedno z krzeseł – Jego zachowanie, kolor włosów i oczu, wszystko do siebie pasuje. Pozostaje tylko jeden kawałek układanki, który muszę sprawdzić, a jest on najistotniejszym dowodem. Chciałem to zrobi po dobroci, ale jak zwykle muszę użyć siły.


- Dlaczego sądzisz, że to akurat on? – Wątpił Duch. – Przecież to może być ktoś inny.


- Wdrożyłem małe śledztwo – sapnął Edward bawiąc się piórem – i wszystkie tropy prowadzą do tego chłopaka.


- Jeśli masz rację i okaże się, że zaiste jest twoim bratem, to co zamierzasz? – Dociekał zaintrygowany profesor. – Jest już pełnoletni i nie masz nad nim żadnej władzy. Co innego, gdyby był młodszy.


- To nie stanowi problemu – zaśmiał się Edward – Zawsze jest jakiś sposób, a my mamy wiele do nadrobienia. 

            
 Piotrek przemył twarz w lodowatej wodzie, by w ten sposób choć trochę się uspokoić. Spojrzał w lustro sprawdzając czy odzyskał jej koloryt. Powoli wracał do normy, na co odetchnął z ulgą. Serce nadal waliło w piersi jak szalone, ale najważniejsze, że powstrzymał drżenie. Głośno westchnął i wyszedł z łazienki kierując się pod salę gdzie miał odbyć się następny wykład. Tam czekał na niego starosta roku informując, że zajęcia się nie odbędą. Wzruszył ramionami i żółwim tempem ruszył na główny hol, a stamtąd do wyjścia z budynku.


W chwili, gdy opuścił wydział zmrużył oczy oślepiony promieniami słońca. Było południe, czyli najcieplejszy okres dnia. Nie brał dziś roweru, dlatego na samą myśl powrotu do domu zatłoczonym autobusem zakręciło mu się w głowie. Usiadł na chwilę na trawie w cieniu krzewów rosnących między Humanem, a jego wydziałem i pogrążył się w myślach. Z tego stanu wyrwało go mocne szarpnięcie w górę. Spojrzał przed siebie, a jego oczom ukazała się twarz Edwarda. Zaskoczony odskoczył z powrotem upadając na ziemię, lecz po chwili się podniósł otrzepując spodnie. Chciał minąć mężczyznę, ale ten go zatrzymał.


- Czemu wciąż przede mną uciekasz? – Spytał blondyn z badawczym spojrzeniem. – Powiedz, jak tak naprawdę brzmi twoje nazwisko?


- Co?! – Piotrek w szoku staną jak wryty. To pytanie go zaskoczyło. W chwili słabości dotknął dłonią czoła. – Co za pytanie? Nazywam się Piotr Czarnecki. Tak brzmi moje prawdziwe imię.


- Skoro tak, to powiedz, jak tam twoja prawa stopa? – Dociekał mężczyzna, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka, który na ten gest się wzdrygnął. – Wydobrzała?


- A co z nią nie tak? – Zdziwił się Piotrek, a poziom adrenaliny niebezpiecznie wzrastał. Z ledwością powstrzymywał drżenie ciała i głosu. – Wszystko z nią w porządku.


- Czemu tak pobladłeś, Piotrusiu? – Spytał półgębkiem blondyn. – Czyżbyś się czegoś obawiał?


- Nie nazywaj mnie tak! – Syknął chłopak zwalając dłoń Murdocha z ramienia. – I nie pański biznes!


- Jaki nieuprzejmy – westchnął Edward w złośliwym uśmieszku. – Skoro nie chcesz po dobroci, to czas na metodę siłową.


- Hę?! – Zszokował się Piotrek i w tym momencie pięść blondyna wylądowała na jego splocie słonecznym. Pociemniało mu w oczach i poleciał do przodu, ale zawisł na silnym ramieniu Edwarda. W tej samej chwili nadjechał ciemny samochód i mężczyzna wrzucił go do środka, po czym sam wsiadł. Chłopak skulony trzymał się za brzuch z trudem łapiąc powietrze. Leżał na podłodze pojazdu, a kiedy chciał się podnieść jego głowę przyciśnięto z powrotem do podłoża. Czuł na policzku obcas buta Edwarda, który wżynał mu się w skórę.


- To porwanie – wydyszał stłumionym głosem – za to grozi kryminał.


- Co ty nie powiesz – zakpił Edward – Lepiej się ucisz.


- Wypuść mnie do cholery! – Wrzasnął chłopak ponownie próbując wstać, ale i tym razem powalono go na podłogę z jeszcze większą siłą. – au.


- Wyrażaj się przy starszych, smarkaczu – pouczył go spokojnym głosem Edward – I czy nie mówiłem ci byś zamilkł?


- Nie obchodzi mnie to – jęknął z bólu chłopak – Nie będę się ciebie słuchał. To, co teraz robisz to bezprawie.


- Wygadany brzdąc z ciebie – zaśmiał się Murdoch, po czym sięgnął po chłopaka wyciągając go spomiędzy siedzeń za włosy – Pokaż no mi się tu trochę.


- Nie jestem dzieckiem – obruszył się Piotrek i lewą dłonią chwycił za nadgarstek ręki mężczyzny, którą trzymał jego włosy – więc mnie tak nie traktuj.


- Pokazujemy pazurki – stwierdził nie wzruszony Edward – Widzę, że nie posłuchasz się i nie zamilkniesz. Skoro taki jest twój wybór, to uciszę cię własnoręcznie.


Po tych słowach Murdoch lekko ogłuszył Piotra, po czym chwycił jego prawą nogę i zdjął z niej but. Następnie niespiesznie odwinął bandaż obnażając stopę nieprzytomnego chłopaka. Na twarzy mężczyzny zawitał szeroki uśmiech zadowolenia, gdy zobaczył bliznę w kształcie litery „M”. Wziął bandaż i związał nim ręce kasztanowłosego, który w chwili gdy skończył zaczął się wybudzać.


- Co? – Spytał Piotrek widząc skrępowane ręce – Czego chcesz i gdzie mnie zabierasz?


- Długo by tu opowiadać – zbył go Edward sadowiąc na siedzeniu obok siebie – Wracasz do domu, Piotrusiu.


- Mówiłem, byś mnie tak nie nazywał – odsunął się od Edwarda jak poparzony – A mój dom na pewno nie jest tam gdzie twój.


- I tu się mylisz – odparł Murdoch przyciągając do siebie chłopaka i obejmując ramieniem – Twój dom od zawsze był tam gdzie mój, głuptasie.


- Oszalałeś?! – Zapytał w panice Piotrek. – Mam już wszystko czego potrzebuję, więc zostaw mnie w spokoju. Nie chcę należeć do tej rodziny. Uznaj, że ktoś taki jak ja nigdy nie istniał.


- Niech no pomyślę – westchnął rozbawiony paniką chłopaka Edward – Nie, nie i nie. Temat skończony.


- Nie decyduj o czyimś życiu! Kto ci dał takie prawo? – Protestował Piotrek – Nic mnie z tobą nie łączy, więc się ode mnie odwal.


- I kolejny błąd – sapnął Edward, po czym szybkim i zdecydowanie silnym pociągnięciem położył głowę chłopaka sobie na kolanach. Następnie przejechał palcem po rozcięciu na policzku zielonookiego. – Wiesz co to jest?


- Krew – mruknął Piotrek wpatrzony w palec z jego krwią – I co z tego?


- A to, że to właśnie nas łączy – pouczył go blondyn głaszcząc po głowie – Nie wyprzesz się tego. W naszych żyłach płynie ta sama krew. Jesteś Murdochem, a tym samym należysz do mnie.


- Piotr Murdoch nie żyje – zaintonował wolno chłopak – Zginął niecałą dekadę temu. Trupy nie chodzą po ziemi, wiesz?


- Zabawne, bo jednego właśnie złapałem – zaśmiał się Edward – I jak na trupa to jesteś całkiem żywiołowy.



- Nie masz podstaw by mnie zatrzymać przy sobie – powiedział Piotr – jestem już pełnoletni.


- Jest wiele sposobów – oznajmił blondyn chwytając lewy nadgarstek chłopaka – Choćby blizna kryjąca się pod tym zegarkiem, to już jeden krok by cię ubezwłasnowolnić niedoszły samobójco. Mogę też naszprycować cię prochami i wykazać w sądzie, że jesteś narkomanem. A co byś powiedział, gdybym odebrał ci władzę w nogach, wzrok, słuch czy mowę? Wtedy nie mógłbyś żyć samodzielnie, musiałbyś mieć opiekuna.


- No, co ty? – Źrenice Piotra rozszerzyły się w strachu i raptownie pobladł. – Nie ośmieliłbyś się.


- A założysz się, mały, głupi dzieciaku? – Oczy Edwarda mówiły mu, że ten nie żartuje. W pewnym momencie mężczyzna spojrzał na chłopaka tak, jak kiedyś, kiedy był dzieckiem, którym się bawił. Piotrek zadrżał widząc zimny wzrok brata. – Wiesz, mamy dużo do nadrobienia. Jesteś moją własnością.


- Nie jestem rzeczą – ryknął Piotrek próbując się podnieść – a w szczególności nie należę do ciebie. Tak było, jest i będzie.


- Chyba będę musiał przypomnieć ci zasady naszej zabawy – odparł Murdoch zaciskając palce wokół szyi chłopaka, na co ten w obronie chwycił oburącz jego nadgarstek starając się uwolnić. Zaczęło braknąć mu powietrza, a łzy napłynęły do oczu. – Jak rozkosznie. Wreszcie pokazałeś mi swoje łzy. Kiedyś często płakałeś z byle jakiego powodu. Widzisz, nadal jesteś słaby i bezbronny. Błagaj o wybaczenie.


- Nigdy – wydyszał krztusząc się chłopak – Prędzej umrę.


Po jakiejś chwili stracił przytomność, a Edward puszczając jego szyję, głaskał go po głowie.


- Miłych snów – szepnął do nieprzytomnego – Odpocznij póki możesz.



 * * * * *

    
Obudził się zdezorientowany z bolącym gardłem i zdrętwiałymi kończynami. Ręce miał skute kajdankami, a z nóg zdjęto mu tenisówki. Leżał na podłodze w pokoju, który skądś kojarzył, ale w tej chwili nie miał zielonego pojęcia skąd. Usiadł podkulając pod pierś kolana powoli analizując sytuację w jakiej się znalazł. Jedno było pewne! Musiał jak najszybciej uciec od Edwarda. Trochę pokombinował z kajdankami, które za którymś z kolei razem spadły z jego nadgarstków. Potarł bolące miejsce, a w pewnej chwili wstał i podszedł do okna.


- Za wysoko – westchnął ze zrezygnowaniem siadając na szerokim parapecie. Za oknem widać było szczery las, a w oddali pomiędzy drzewami prześwitywała tafla niewielkiego jeziorka. – Jezioro, las i ten pokój, skąd ja to znam?


Jakby w odpowiedzi na jego pytanie spomiędzy drzew wyłoniła się owinięta w ręcznik Kaśka. Szła od strony jeziora, a tuż za nią czymś rozbawiony kroczyli Paweł z Tomkiem. Piotrek pełen nadziei chciał już otworzyć okno i zawołać przyjaciela, gdy do pokoju wszedł Edward. Mężczyzna zamknął za sobą drzwi, po czym stanął naprzeciwko rozkutego i badawczo mu się przyglądał.


- Jak ci się spało? – Spytał z nonszalancją w głosie, na co chłopak obdarzył go nienawistnym spojrzeniem. – Widzę, że dobrze.


- Czemu mnie skułeś i zabrałeś buty? – Wyrzucił z siebie kasztanowłosy zeskakując z parapetu. – A co najważniejsze, czego ode mnie chcesz?


- Brak ci ogłady – odparł blondyn powoli zbliżając się do chłopaka, który zaczął się automatycznie cofać – Jesteś jednym z Murdochów, więc masz pewne obowiązki względem rodziny. Ale najpierw muszę zająć się twoją tresurą.


- Nie jestem jakimś zwierzęciem tylko człowiekiem i nigdy nie zgodzę się na powrót. – Zarzekał się Piotrek stawiając kolejny krok do tyłu, aż natrafił na przeszkodę w postaci ściany. – Wyrzekłem się nazwiska i wszystkiego co się z nim wiąże. Jedynym ogniwem, które mnie jeszcze łączyło z tym rodem była Sara, ale ona już nie żyje, dlatego nic mnie tu nie trzyma. Mówiłem, byś uznał mnie jako trupa i dał mi święty spokój. Dobrze mi się żyje, jak dotychczas i nie chcę nic w tej kwestii zmieniać.


- Niewybaczalne – warknął Edward podchodząc szybko do Piotra i siłą uderzając oburącz w ścianę. Zrobił to w taki sposób, że odciął mu drogę ucieczki, bo teraz chłopak znajdował się pomiędzy jego rękami – Czy ty w ogóle wiesz o czym mówisz?


- Wiem – odpowiedział bez wahania Piotrek – Po prostu nie chcę mieć nic wspólnego z tą rodziną, a w szczególności z tobą. Mogę się uciec nawet do tego, by przetoczyć sobie krew, która według ciebie nas wiąże.


- Bezczelny niewdzięcznik! – Wrzasnął Edward mocno uderzając twarz chłopaka. – Należysz do rodziny i masz się jej przysłużyć. Nauczę cię ogłady.


- Po moim trupie – sapnął Piotrek, a z nosa i ust sączyła się krew – Wolę umrzeć niż do ciebie wrócić. Mam swoje życie i nie potrzebuję waszej pomocy. Nawet gdybym miał sczeznąć gdzieś pod mostem nie poprosiłbym o pomoc rodziny Murdoch. Zawsze traktowaliście mnie jak coś okropnego powtarzając, że nie jestem wart by być członkiem tego rodu. Co się teraz zmieniło? Jak widzę, nadal nie pasuję do waszych standardów.


- Zamilcz – nakazał Edward i ponownie cisnąć pięścią w chłopaka – Nie masz prawa do wolności. Jesteś mój.


- Nie jestem już dzieckiem. Teraz potrafię się bronić i sprzeciwić – ciągnął spokojnie chłopak – I nie będę dłużej znosił waszej niesprawiedliwości, a szczególnie, nie będę dłużej twoją zabawką. Wiesz, mam swoją godność. Może zdeptaną, ale mam.


- Zamknij się wreszcie – westchnął rozdrażniony Edward posyłając Piotrowi serię silnych ciosów. Chłopak upadł na podłogę kuląc się z bólu i mocno krwawiąc. – Kiedy wrócę następnym razem, zacznę twoją tresurę.


Po tych słowach opuścił pokój zostawiając Piotrka samego. Chłopak cicho łkał z bólu trzymając się za brzuch, po czym roześmiał się desperacko rozkładając na podłodze. Wreszcie dogadał Edwardowi i ani razu się nie zająknął. Fakt, po tym sprzeciwie skończył zbity na kwaśne jabłko i teraz drżał jak osika, ale liczyło się to, że odniósł w pewnym stopniu niewielkie zwycięstwo.


Naprzeciwko drzwi wejściowych do pokoju, w którym go więziono znajdowały się drugie. Podniósł się z podłogi i ruszył w ich kierunku, chwycił za klamkę, a ona ustąpiła otwierając mu drogę do sporego pomieszczenia, gdzie pod dużym oknem balkonowym znajdował się fortepian. Na środku pokoju stała skórzana, przykryta prześcieradłem kanapa, na której tak niedawno jeszcze spał. Westchnął przeciągle i podszedł do instrumentu, usiadł na stołku i zamykając oczy delikatnie położył dłonie na klawiaturze. W pewnym momencie uśmiechnął się pod nosem i zaczął grać Son of the blue sky Wilków. Wczuł się w dźwięk w tak wielkim stopniu, że zapomniał o bólu, nawet nie zauważył, że ktoś wszedł do pokoju. Na kanapie usadowił się niewiele starszy od Piotra blondyn. Odchylił do tyłu głowę wsłuchany w grę kasztanowłosego, który nie wyczuł jego obecności. Jednak na chwilę palce Piotra zawisły tuż nad klawiszami, a sam muzyk zaatakowany mroczkami przed oczami starał się nie spaść ze stołka. Blondyn gwałtownie wstał i migiem znalazł się przy zielonookim. Kiedy chwycił go za ramię, ten w strachu spojrzał na niego, po czym zemdlał. Blondyn szybko go złapał i zaciągnął na  kanapę.


- Jak zwykle przeszarżowałeś w starciu z Edwardem – westchnął chłopak wycierając krew z kącików ust nieprzytomnego – To przez ten twój upór on nie chce z ciebie zrezygnować. Wiem o czym mówię, bo sam przez to przechodziłem.


Chłopak usiadł po turecku na podłodze opierając się o kanapę, a swoje błękitne oczy wbił w wysoki sufit. Ziewnął przeciągle jednocześnie przymykając oczy, aż wreszcie kładąc głowę na krawędzi kanapy pogrążył się we śnie.


Piotrek z bólem głowy powoli otworzył oczy, było mu trochę ciężko oddychać przez spuchnięty nos. Dźwigną się do siadu i pomasował dłonią lewą skroń. Jego zaspany wzrok był lekko zamglony i nie od razu spostrzegł drzemiącego na podłodze blondyna. Jednak kiedy tak się stało, obdarzył śpiącego ciepłym spojrzeniem, po czym cicho podszedł do fortepianu.


- Z tego co pamiętam to lubił Nothing Else Matters – szepnął do siebie pod nosem, po czym zaczął grać. W reakcji na to blondyn zaczął się powoli wybudzać – Dzień dobry, choć raczej powinienem powiedzieć dobry wieczór.


- Ta – ziewnął chłopak wstając z podłogi i obdarzając Piotra czujnym spojrzeniem błękitnych oczu – Dobrze się czujesz?


- Jako tako po japońsku – zaśmiał się kasztanowłosy, co było błędem, bo odczuł ból w szczęce – Nic mi nie jest. Chyba.


- Widzę, że Edward się nie hamował – zaczął oględziny obrażeń Piotra nie ruszając się z miejsca – Musiałeś mu nieźle dogadać.


- Coś w ten deseń – odparł nie przestając grać na instrumencie – Było ciężko, ale jakoś dałem radę. Nie skończyło się to dla mnie zbyt dobrze, jednak cieszy mnie fakt, że udało mi się wreszcie mu sprzeciwić.


- Nie zmieniłeś się zbytnio – oświadczył dziarsko blondyn siadając na kanapę – Nadal z ciebie taki marzyciel?


- Ty też się nie zmieniłeś, Chris – oznajmił Piotr kończąc grę – A z ciebie nadal taki buntownik?


- Mimo, że zadałem pytanie przed tobą odpowiem pierwszy – westchnął Chris przeczesując dłonią włosy – Nadal się buntuję, ale nie tak, jak kiedyś. Edward katował mnie przez dwa lata, kiedy wywalono mnie z któregoś z kolei liceum. Zero wolności i niezależności, ale i tak daję mu czasem nieźle popalić.


- Kiedyś zastanawiałem się, czy nie jesteś czasem szaleńcem albo samobójcą – mruknął Piotrek wspominając czasy dzieciństwa – Wtedy katował nas obu, ale po tym, jak zabrała cię ciotka Eleonora, skupił się tylko na dręczeniu mnie.


- Wybacz – posmutniał Chris, ale po chwili się rozpogodził – Jesteśmy przecież szalonymi braćmi, złączonymi misją sprzeciwianiu się przestarzałym zasadom rodziny Murdoch.


- Ta – zaśmiał się Piotrek zarażony entuzjazmem brata, po czym spoważniał – Chcę uciec od tej rodziny, ale Edward mi nie pozwala. Udało mi się żyć w ukryciu przez prawie dekadę, poczułem wreszcie zew wolności. Niestety teraz czuję się jak zwierzyna w potrzasku.


- Pomogę ci zwiać – zaproponował Chris zdecydowanym głosem – Edward pojechał na jakieś spotkanie związane z korporacją Murdoch, więc mamy wolną rękę. Klucz mu podwędziłem, kiedy był w łazience i nawet niczego nie zauważył.


- Jesteś tego pewien? – Spytał ostrożnie blondyna. – Przecież jak on się o tym dowie, to dostaniesz tęgie baty.


- Wiem – odparł Chris – nawet nie wiesz jak bardzo.


- I mimo to? – Dziwił się Piotr. – Gdybym miał wymienić członków rodziny Murdoch, za którymi tęskniłem byłbyś na pierwszym miejscu. No, nie licząc Sary, oczywiście.


- Otwórz tylko drzwi na balkon – polecił Chris, po czym skręcił prześcieradło – Zaaranżujemy lipną ucieczkę. Dzięki temu będzie myślał, że sam zwiałeś.


- On nie jest głupi. Domyśli się, że ktoś mi pomógł – myślał na głos Piotrek – Nie chcę, by wyładował na tobie swoją złość i tak wiele znosiłeś przez ostatnie dziesięć lat.


- Jeden raz w tę czy w tę stronę nie robi różnicy – rzucił spokojnie blondyn kładąc rękę na ramieniu zielonookiego – Ty miałeś gorzej. Byłeś bezbronnym dzieckiem, a uczynił cię swoją zabawką. Mnie od tego ocalił wygląd i ciotka Eleonora.


- Ale teraz jest inaczej – zaprzeczył Piotrek z przejętą miną – Martwię się, że może coś ci zrobić. W kwestii karania jest nieobliczalny. Zobacz jak wyglądam za samo sprzeciwienie mu się!


- Uspokój się – nakazał mu Chris łagodnym głosem – Jednak się nie zmieniłeś nawet od tej strony. Zawsze martwisz się o innych i nadal straszny z ciebie beksa.


- Ta – zgodził się Piotrek – Nadal jestem strasznym dzieciakiem.


- Lepiej się pospieszmy – nalegał blondyn kierując się w stronę drzwi – Nie mam pewności, o której kończy się spotkanie Edwarda, a byłoby źle, gdyby zobaczył nas razem i to poza tym pokojem.


- Racja – zaśmiał się kasztanowłosy podążając za Chrisem – Pospieszmy się.


Szybko opuścili dom, ale kiedy wyszli na zewnątrz nie wiedzieli co dalej.


- Nie mam pojęcia, jak cię stąd zabrać – westchnął blondyn opierając się o jedno z drzew w lesie – Gdybym tylko miał samochód i prawko.


- Jest tu mój kolega – wpadł na pomysł Piotrek przypominając sobie Pawła – on ma samochód. Trzeba tylko go złapać i spytać czy pomoże.


- Masz na myśli jednego z tych znajomych córki właściciela tego domu? – Spytał Chris ze zrezygnowaniem. – Bo jeśli tak, to odpadają. Widziałem, jak leżeli zalani w trupa na tyłach domu. Może masz jeszcze jakiś pomysł?


- Hm – zastanawiał się zielonooki i po pewnym czasie przypomniał sobie swojego współlokatora – Jest jeszcze ktoś, ale nie wiem, czy to dobry pomysł by go kłopotać.


- Dobry, czy nie. Lepiej zaryzykować – odparł zdenerwowany Chris – Edward może lada chwila wrócić, a wiesz co to znaczy.


- Tak, wiem – wzdrygnął się Piotrek – Masz przy sobie telefon?


- Mam – Blondyn wyjął z kieszeni komórkę i machnął nią w powietrzu – Podaj numer tego gościa.


Piotrek posłusznie podyktował numer Wieczorka Chrisowi, który bez wahania zadzwonił i rozmawiał w naturalny sposób z mężczyzną. Po chwili się rozłączył z wielkim zadowoleniem.


- Powiedział, że będzie tu jak najszybciej – poinformował blondyn – Martwił się o ciebie, wiesz?


- No, nie wiem – mamrotał Piotrek w zakłopotaniu – To kłopotliwe.


- Kim on jest? – Dopytywał Chris z zaciekawieniem. – Podczas rozmowy wydawał się być fajnym gościem.


- No, zły nie jest – kręcił Piotrek wymigując się od odpowiedzi – To mój współlokator.


- Oho, widzę że łączy was coś więcej – zaśmiał się blondyn, ale potem dodał już całkiem poważnie – Widzę też, że nie odnalazłeś jeszcze samego siebie. Radzę ci się pospieszyć.


- Dlaczego?! – Zszokował się kasztanowłosy wystraszony odkryciem brata. – Nie obrzydza cię to?


- Niby czemu miałoby mnie to obrzydzać? – Spytał zdziwiony Chris. – Widzisz, sam jestem Bi i jakoś nie robi mi to różnicy.


- Co to znaczy to Bi? – Nie rozumiał Piotrek. – Możesz mi to wyjaśnić, bo wiesz jakoś nie jestem dobry w te klocki.


- Bi, czyli osoba wiążąca się z przedstawicielami obu płci – tłumaczył blondyn nieco rozbawiony niewiedzą Piotra – Matko, jak długo wytrzymałeś na tym świecie? A dla twojej informacji, to Edward też jest Bi.


- Jak to?! – Piotr osłupiał. – Skąd to wiesz?


- Hm, jakby ci to wyjaśnić – zastanawiał się Chris – Murdochowie mają predyspozycje do bycia Bi.


- Cholera – wystraszył się Piotrek zakrywając usta.


- Nie jestem tego pewien – sapnął blondyn tłumiąc swój śmiech – To był żart. Wiem, mało śmieszny, ale się wkręciłeś. No, a teraz na poważnie. Nie wiem dlaczego, ale stałeś się obsesją Edwarda. To dlatego pomagam ci uciec. Boję się o ciebie.


- Klapa – powiedział na wydechu Piotrek siadając na ściółce – czemu beznadziejne sytuacje przytrafiają się właśnie mnie? Coś ze mną nie tak? Czasem naprawdę mam już tego dość.


- Weź się w garść chłopie i się nie użalaj – polecił mu Chris – Wiem, że jest ci ciężko, ale pomyśl o tym w inny sposób. Takie zachowanie w niczym ci nie pomoże.


- Wiem o tym – mruknął załamany kasztanowłosy z wymuszonym uśmiechem – Po prostu nie mam zielonego pojęcia co z tym robić. To takie frustrujące.


- Wiem coś o tym – przyznał Chris – Sam to przerabiałem i zgadzam się, że to najgorszy stan w jakim można się znaleźć.


Nagle ucichli i schowali się w zaroślach, bo usłyszeli nadjeżdżający samochód. Pod dom zajechał grafitowy Seat Yetti. Chłopcy przez dłuższą chwilę w napięciu obserwowali przyciemnione szyby pojazdu, ale nic nie mogli dostrzec. W pewnym momencie drzwi od strony kierowcy się uchyliły i z wnętrza auta wyłoniła się postać ciemnowłosego mężczyzny o czujnym spojrzeniu. Od razu zwrócił wzrok w stronę zarośli, gdzie się ukrywali i ruszył w tę stronę. Piotrek szybko poderwał się na równe nogi, ale zaczepił stopą o korzeń i runął jak długi z powrotem na ziemię twarzą do niej.


- Postanowiłeś poczuć zew natury i wrócić do matki ziemi – zaśmiał się Chris stojąc nad leżącym – Nie miej mi tego za złe, ale to naprawdę wyglądało komicznie.


- Bardzo śmieszne – odparł z ironią Piotrek – Ładnie to tak śmiać się z leżącego i stać nad nim zamiast podać mu pomocną dłoń?


- Już, już – wtrącił Wieczorek kucając przy kasztanowłosym – Czas już wstawać z popołudniowej drzemki.


Chris parsknął śmiechem słysząc słowa Jacka, na co Piotrek obdarzył go spojrzeniem z wyrzutem.


- Teraz to on zaczął – bronił się blondyn wskazując na mężczyznę – A swoją drogą sam jesteś sobie winien, bo trzeba patrzeć pod nogi.


- Może – sapnął Piotrek – ale mogłeś mi pomóc zamiast się śmiać.


- Sorry – przeprosił blondyn podając mu chusteczkę – Lepiej się wytrzyj, bo wyglądasz jakbyś rył twarzą w ziemi.


- Bardzo śmieszne – wziął chusteczkę Piotrek i zaczął się wycierać – Cholera, że też musiałem upaść akurat na twarz. Znowu krwawię z nosa.


- Dobra, nie bardzo wiem co się tu dzieje – wtrącił Jacek z badawczym spojrzeniem – ale z tego co zrozumiałem z rozmowy telefonicznej czas was naglił.


- O, racja – zgodził się Chris – Święta racja. Jestem Chris, starszy brat Piotrka i to ja z panem rozmawiałem.


- Rozumiem – odparł Wieczorek – Mów mi Jacek.


- Myślę, że najwyższy czas byś zabrał stąd Piotrka – ponaglał Chris mężczyznę nerwowo się rozglądając po okolicy. – Jeśli Edward nas nakryje, to kaplica.


- Może jednak pojedziesz z nami? – Spytał z nadzieją Piotrek. – Martwię się o twoje zdrowie.


- Wytrzymam – pocieszył go blondyn – To będzie nie pierwszy i nie ostatni raz, więc się nie martw. Najważniejsze, że tobie nic nie będzie. Tu masz mój numer i zawsze przedstawiaj się jako skrzat.


- Czemu akurat skrzat? – Zdziwił się Jacek. – Nie rozumiem.


- Tak nazywałem go w dzieciństwie – odpowiedział Chris z uśmiechem na ustach – Z wyglądu przypominał skrzata leśnego z bajek na dobranoc.


- Chris! – Wycedził przez zęby Piotrek. – Przestań opowiadać głupoty.


- Ta – przyznał blondyn szczerząc się przy tym – to nie czas na wspominki. Następnym razem zrobimy to jak należy, a teraz bywaj.


Chris pożegnał się i szybko wrócił do domu. Piotrek z Jackiem weszli do samochodu i od razu odjechali. W połowie drogi minął ich czarny Sedan, a Piotrkowi aż włoski na karku stanęły dęba. Prędko schylił się pomimo przyciemnianych szyb.


- To on – szepnął cicho do siebie – Edward.


Samochody minęły się nieco zwalniając w jednej chwili jakby nigdy nic, ale dla Piotra ten krótki moment trwał wieki. Z nerwów aż go zemdliło, Jacek zauważając jego stan zatrzymał auto, a chłopak wyleciał z niego jak pershing. Schylił się ku ziemi, opierając jedną ręką o drzewo i głęboko oddychał. To pomogło mu się trochę uspokoić.


- A myślałem, że mam to już za sobą – pomyślał w duchu przymykając oczy – Chyba jednak nie szybko wyleczę się z tej traumy. Na samo wspomnienie Edwarda paraliżuje mnie strach. To cud, że wtedy udało mi się mu sprzeciwić. Teraz nawet gdy go nie widzę, staję się kłębkiem nerwów.


Z gorączki myśli wyrwał go Jacek, który bez słowa dźwignął go z ziemi i niósł z powrotem do samochodu.


- Hej, postaw mnie na ziemi – nakazał Piotrek nieco skołowany – Mogę iść sam.


- A właśnie, że nie możesz – uciszył go mężczyzna łagodnym, ale jednocześnie stanowczym tonem – Nie mów mi, że nie zauważyłeś swojej skręconej kostki?


- Skręciłem kostkę? – Zdziwił się chłopak zwracając swój wzrok na nogi. – Od dłuższego czasu czułem nieprzyjemny ból, ale myślałem, że to od tych ran na stopach.


- Jesteś idiotą, czy jak? – Zganił go Wieczorek rzucając na tylne siedzenie auta. – Masz leżeć tu całą drogę powrotną, bo widzę, że samo siedzenie sprawia ci ból.


- Ale – starał się protestować Piotrek, niestety Jacek zatrzasnął już drzwi. Kiedy pojawił się od strony kierowcy, jego wymowne spojrzenie mówiło chłopakowi, by spasował. Tym razem się poddał i posłusznie położył na tylnym siedzeniu bez słowa.


- Grzeczny chłopiec – pochwalił go mężczyzna, po czym z uśmiechem zapalił silnik samochodu – Czas wracać. A w domu odpowiednio się tobą zajmę.


Kiedy dotarli na miejsce, Jacek pomimo protestów Piotra wniósł go do mieszkania, a następnie do sypialni.


- Rozbierz się – nakazał łagodnie sadowiąc chłopaka na łóżku – a ja w tym czasie przyszykuję ci kąpiel.


- A nie mógłbyś mnie zostawić w spokoju? – Spytał Piotrek zmęczonym głosem. – Sam, przecież mogę to zrobić.


- Możliwe – przyznał mężczyzna wychodząc z łazienki, z której dobiegał odgłos lejącej się wody – Ale ci na to nie pozwolę.


- Czemu?! – Zszokował się chłopak podnosząc swój wzrok ku zbliżającemu się mężczyźnie. – Podaj choć jeden powód, czemu miałbyś to robić?


- Chcesz bym podał ci powód? – Spytał zdumiony Jacek zatrzymując się tuż przy Piotrze. – Mam ich kilka. Na przykład taki, że przez kostkę nie możesz stabilnie chodzić, a nawet gdybyś próbował, to pogorszyłbyś tylko jej stan. Ale najważniejszy powód jest taki, że chcę obejrzeć każdy skrawek twojego ciała, by móc orzec jak bardzo zostałeś zraniony.


- No, coś ty?! – Prawie pisnął, kiedy zauważył, że nie ma już na sobie połowy ubrań. – Kiedy ty, a co najważniejsze jak?


- Wystarczy tylko odwrócić twoją uwagę – zaśmiał się mężczyzna przejeżdżając dłonią wzdłuż kręgosłupa chłopaka – Resztę zdejmiemy w łazience.


Mężczyzna chwycił Piotra za ramiona i zaniósł do łazienki. Tam usadowił go na krześle i chciał do końca rozebrać, ale ten go powstrzymał.


- Sam to zrobię – mruknął chłopak cały czerwony na twarzy – Mógłbyś zostawić mnie na chwilę samego?


- Czego się wstydzisz? Widziałem cię już nago i to nie raz, czy dwa – westchnął Jacek nieco rozbawiony zakłopotaniem Piotra, po czym schylił się nad nim i szepnął w uśmieszku – Czyż nie mówiłem ci wcześniej, że chcę zbadać każdy skrawek twojego ciała? Nie powstrzymasz mnie, więc radzę ci się poddać.


- Mógłbyś przestać się na mnie tak gapić? – Spytał chłopak coraz bardziej speszony wzrokiem mężczyzny. – To krępujące.


- Mógłbym, ale nie chcę – zaśmiał się Jacek – Sam się rozbierzesz, czy mam ci w tym pomóc?


Piotrek wybałuszył oczy nie dowierzając słowom mężczyzny, ale po chwili sam zdjął resztę ubrań. Podniósł się z krzesła, by podejść do wanny i skrzywił lekko z bólu kostki. Kiedy miał już postawić pierwszy krok, Jacek go podniósł i zaniósł do wody.


- Sam mogłem to zrobić – marudził chłopak kuląc się w wannie – Jestem chłopakiem, a nie dziewczyną. Nie musisz nosić mnie na rękach, ani obchodzić się jak z jajkiem.


- Skończyłeś biadolić? – Spytał zniecierpliwiony Wieczorek. – Bo jeśli tak, to radzę ci się dokładnie umyć.


Kasztanowłosy spojrzał na Jacka swoimi zielonymi oczami z lekkim wyrzutem, po czym zanurkował pod wodę znikając tym samym mu z pola widzenia. Zostawił chłopaka w łazience, a sam poszedł przyszykować czyste ubranie. Kiedy wrócił, Piotrek stał przepasany w biodrach ręcznikiem, a drugim energicznie wycierał włosy. Podszedł do niego i szybkim ruchem wziął na ręce zanosząc do łóżka. Położył go delikatnie na posłaniu i zaczął oględziny.


- Zostaw mnie – mruknął Piotrek chcąc się podnieść, lecz Jacek mu na to nie pozwolił.


- Zamknij się i leż spokojnie – nakazał chłopakowi stanowczym głosem – Mów gdzie cię boli.


Przez następne półgodziny badał ciało chłopaka, który krzywił się nieraz z bólu.


- Au – jęknął Piotrek, kiedy mężczyzna docisnął okolice przepony – Przestań, to boli.


- Masz strasznie mały próg bólu – westchnął Jacek nadal dociskając kolejne miejsca na brzuchu chłopaka – Powiesz mi co się wydarzyło, że twoja twarz wygląda jakbyś wpadł na pięść Mika Tysona?


- Au! – Jęczał Piotrek. – Mówiłem żebyś tak nie cisnął.


- To jak? – Ciągnął chłopaka za język.  – Powiesz dobrowolnie, czy mam cię tak torturować?


- Co?! – Wystraszył się kasztanowłosy. – Jak?!


- Żartuję – zaśmiał się mężczyzna chwytając za jedną ze stóp – Po prostu jestem ciekaw, czym sobie zasłużyłeś na takie traktowanie.


- Szczerze mówiąc, to nie wiem – sapnął Piotrek ze zrezygnowaniem – Jedyne czego jestem pewien, to tego, że skończyłem w takim stanie przez swój sprzeciw.


- Widzę, że tłamsisz w sobie wiele rzeczy – zauważył Jacek puszczając chłopaka, który od razu skulił się w kłębek. – Jeśli coś nie daje ci spokoju, wyrzuć to z siebie.


- Już raz ktoś mi tak poradził. Może powinienem spróbować? – Zastanawiał się chwilę Piotrek, po czym głęboko wzdychając powoli zaczął mówić – Dziesięć lat. Tyle udało mi się wyżebrać od losu wolności od tej rodziny. Uśmierciłem dawnego siebie, by na nowo się narodzić jako Piotr Czarnecki. Nie rozumiem, czemu Edward chce mojego powrotu.


- Co to za dziwna blizna? – Spytał Wieczorek wpatrzony w prawą stopę chłopaka. – To litera?


- „M” – dokończył Piotrek smutnym głosem – To piętno mojej przeszłości, która nie chce wypuścić mnie ze swoich objęć. Literę tę wypalił mi mój brat Edward, kiedy miałem dziewięć lat. W ten sposób mnie naznaczył. Wiesz, czasem żałuję, że nie leżę martwy w tamtym grobie. Miałbym chociaż święty spokój. Jestem żałosny użalając się nad sobą w ten sposób, a co najgorsze nie potrafię przezwyciężyć strachu przed Edwardem. Raz udało mi się mu postawić i skończyłem jak skończyłem. – Łzy złości popłynęły mu z oczu. Był na siebie wściekły za swą słabość, którą pokazywał Jackowi. – Co ty we mnie widzisz? Jestem żenujący i słaby, czemu wybrałeś akurat mnie. Nie rozumiem tego.


- Nie musisz tego rozumieć – odparł Wieczorek ciepło patrząc na załamanego chłopaka. Delikatnie położył dłoń na jego głowie lekko mierzwiąc mu włosy. – Przestań już płakać, bo ze mną jesteś bezpieczny. Dla mnie jesteś wyjątkowy i nie dam cię nikomu skrzywdzić.


- Ale czemu ja? – Piotr uniósł głowę i spojrzał na mężczyznę zaczerwienionymi oczami. – Tak naprawdę jestem nikim, więc czemu?


- Masz niską samoocenę – westchnął Jacek patrząc prosto w zielone oczy chłopaka, który się przez to zawstydził – Jesteś pierwszą osobą, która wyciągnęła do mnie pomocną dłoń nie oczekując niczego w zamian. Miałem wtedy ciężki okres i nabrałem się na kłamstwa pewnej kobiety. Zostałem oszukany i pobity, a kiedy leżałem na ulicy w deszczu, ty zaopiekowałeś się mną. Wziąłeś mnie do swojego mieszkania, opatrzyłeś rany i przenocowałeś. Zrobiłeś to wszystko dla kogoś zupełnie obcego.


- Nie mów mi, że tym gościem z ranami od noża byłeś ty?! – Zdziwił się kasztanowłosy wybałuszając oczy na mężczyznę. – Opiekowałem się wtedy tobą?


- W rzeczy samej – uśmiechnął się Jacek głaszcząc policzek zdębiałego chłopaka – Jesteś moim światełkiem w tunelu. Niestety po naszym rozstaniu, kiedy wróciłem po uporządkowaniu swoich spraw, ty zmieniłeś adres zamieszkania znikając tym samym z mojego życia. Wówczas postanowiłem cię odnaleźć, ale ty jakby nigdy nic zjawiłeś się w moim domu jako pomoc domowa w zastępstwie za Jolkę. Byłem taki szczęśliwy, że los pozwolił mi cię ponownie spotkać. Czy ty mnie aby na pewno słuchasz?


- Hm, jakby nie patrzeć nie przypominasz tego menela, którego ratowałem – mamrotał Piotrek wpatrzony w Jacka – Teraz wyglądasz zupełnie inaczej, jesteś przystojniejszy niż wtedy.


- Ależ oczywiście, że wyglądam inaczej – zirytował się Wieczorek – Głupiś? Przecież mówiłem, że miałem wtedy ciężki okres!


- No – sapnął Piotrek z lekkim uśmieszkiem – Coś wspominałeś.


- Widzę, że poprawił ci się humor – oznajmił mężczyzna czochrając kasztanową czuprynę zielonookiego – Chyba czas skończyć z tymi wspominkami i zająć się twoimi ranami. Chodź tu do mnie bliżej.


- Ale obiecujesz, że nie zrobisz nic zboczonego? – Upewniał się chłopak – Bo ja nie…


- Obiecuję, więc się nie bój – wtrącił mu się w zdanie Jacek – Zrobię ci mały zastrzyk, po czym opatrzę twoje rany. To tak dla twojej wiedzy.


Piotrek zmierzył mężczyznę czujnym spojrzeniem, a po chwili wahania powoli do niego przysunął. Wieczorek wstrzyknął mu zawartość strzykawki w ramię, a gdy skończył, zabrał się za usztywnianie kostki i dezynfekowanie rozcięć na stopach. Chłopak w tym czasie wpatrywał się w sufit, aż nagle lekko się uśmiechnął.


- Czemu się uśmiechasz?! – Spytał zdziwiony Jacek. – Do końca zgłupiałeś po tych lekach?


- Nie – odparł spokojnie chłopak – Po prostu pomyślałem, że nareszcie nie jestem sam.


Zszokowany Wieczorek zdębiał całkowicie. W pewnym momencie mocno uściskał Piotra się śmiejąc.


- Przecież to oczywiste – szepnął mu do ucha – Obiecałem ci, że zawsze będę po twojej stronie, głuptasie. Wystarczy mi tylko zaufać.


- Nie jesteś piórkiem, nie mogę oddychać – bronił się Piotrek, ale po chwili puszczając buraka wymamrotał w zawstydzeniu – Już ci trochę ufam i chyba cię lubię.


- A czy to udowodnisz? – Nalegał Jacek z żarem w oczach. – Wystarczy, że mnie pocałujesz.


- Mam cię p-pocałować?! – Zielonooki podskoczył zawstydzony spuszczając wzrok, ale po chwili wahania podniósł go już zdecydowany. – Dobra, zrobię to.


Zbliżył twarz do Jacka i cmoknął usta mężczyzny.


- To tyle? – Spytał z niedowierzaniem Wieczorek. – Chodziło mi o dorosły pocałunek, a nie dziecięcy. Chyba, że chcesz bym cię traktował jak dziecko.


- Nie chcę byś mnie tak traktował! – Oburzył się Piotrek, po czym spuścił swój wzrok i ściszył głos. – Po prostu nie umiem zacząć. Pomimo tylu razy, kiedy to robiliśmy. Ja nie potrafię.


- Nauczę cię – zachichotał Jacek – Po prostu otwórz usta i naśladuj moje ruchy.


- No, nie jestem pewien – wahał się chłopak lekko speszony – To trochę…


- Hm, może kiedyś staniesz się prawdziwym facetem i przejmiesz jakąś inicjatywę – prowokował zielonookiego Wieczorek – Ciekawe, kiedy wreszcie dorośniesz płochliwy chłopaczku.


- Czy ty insynuujesz, że nie jestem mężczyzną? – Zdenerwował się Piotrek chwytając przynętę zarzuconą przez współlokatora. – Dobra, zróbmy to, ale ma to być tylko pocałunek.


- Odważysz się, czy jak zwykle podwiniesz ogon nim zaczniesz? – Rzucił Jacek posyłając chłopakowi wyzywające spojrzenie. Ten podniósł rzuconą mu rękawicę, powoli przybliżając swoją twarz. – Otwórz oczy, inaczej ciężko będzie ci trafić do celu.


- Więc ty nie patrz – mruknął nieśmiało chłopak otwierając jedno oko – Ciężko mi to zrobić, kiedy tak na mnie patrzysz. To jest takie… takie…


- Co, zawstydzające? – Zaśmiał się Jacek rozbawiony speszoną postawą chłopaka. – Dobra na chwilę zamknę oczy, masz pięć sekund.


Wieczorek zamknął oczy, a Piotrek szybko przytknął swoje wargi do jego ust i delikatnie je rozchylił. Jacek nie czekając od razu zaczął działać. Wsunął swój język chłopakowi do ust i powoli badał nim ich wnętrze, zielonooki nieśmiało naśladował jego ruchy, po czym stopniowo zaczął przejmować inicjatywę. Przerwali dopiero wtedy, kiedy zabrakło im tchu.


- Zrobiłem to! Przejąłem inicjatywę. – Cieszył się w duchu Piotrek opadając na pościel jednocześnie łapiąc oddech. – Teraz mi nie zarzuci, że nie jestem mężczyzną.


- Tak łatwo go podejść – śmiał się w sobie Jacek, z zawziętości chłopaka – Wystarczy tylko odpowiedni zlepek słów trafiający w jego dumę. Jest naprawdę uroczy z tą naiwnością.


- Teraz nie możesz mi zarzucić, że nie jestem mężczyzną – rzucił Piotrek w zadowoleniu – Przejąłem inicjatywę.


- Ta, prawdziwy z ciebie mężczyzna – odpowiedział Wieczorek z malującym się na ustach uśmieszkiem – Lepiej się ubierz, bo ta twoja męskość może doprowadzić do przeziębienia.


Jacek odwrócił się i machnął chłopakowi ręką na dobranoc.


- Miłych snów – zachichotał cichaczem – Mój ty mężczyzno.


- Czy on się śmiał?! – Pomyślał Piotrek wpatrując się w zamykające się drzwi. – Cholera! Dałem mu się podpuścić. Co za osioł ze mnie, jak idiota cieszyłem się z tego, że zostałem zmanipulowany.


Wściekły na siebie chłopak włożył czystą pidżamę, po czym mimo głodu w złości położył się spać. 


5 komentarzy:

  1. Cieszę się, że stosunki Piotrka z Jackiem się ociepliły, a tego całego Edwarda to był nabiła na pal i postawiła w ogrodzie dla dekoracji.. mógłby robić za strach na wróble. Nieraz irytuje mnie zachowanie Piotrka. Ciągle jęczy i nie daje dojść Wieczorkowi do słowa... I ja na miejscu Jacka to był tego Edzia się pozbyła ^^.
    Dzięki za dwa kuszące rozdziały.
    Pozdrawiam i weny życzę!
    Kocham tego Jacka no! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Złoiłabym dupsko na miejscu Jacka temu całemu Edwardowi. Mam nadzieję, że mu się dostanie. Irmina.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    o nie, o nie Piotrek został porwany, jest przetrzymywany w domu Kaśki, obok przyjaciele, ale pewnie mu nie pomogą, czego Edward chce od niego, Chris pomógł mu ucieć, ale też czemu jest tak samo traktowany przez Edwarda, no i właśnie czemu Chrisa wzięła ciotka, a Piotrka już nie, trochę zwieżeń, mam nadzieję, że Jacek rozprawi się z Edwardem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    co? Piotrek został porwany, i jest przetrzymywany w domu Kaśki, obok są przyjaciele, ale pewnie mu nie pomogą, czego Edward chce od niego? Chris pomógł mu ucieć wtedy, ale też czemu jest tak samo traktowany przez Edwarda, no i właśnie czemu Chrisa wzięła ciotka, a Piotrka już nie, trochę zwieżeń, mam nadzieję, że Jacek rozprawi się z Edwardem... bardzo na to liczę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspaniały rozdział, co, jak to się stało? Piotrek został porwany, i jest przetrzymywany w domu Kaśki, ech obok są przyjaciele, ale pewnie mu nie pomogą, bo nic nie wiedzą, czego tak naprawdę Edward chce od niego? jak się okazuje Chris pomógł mu wtedy uciec, ale też czemu jest tak samo traktowany przez Edwarda? no i właśnie zastanawia mnie kwestia czemu Chrisa wzięła ciotka, a Piotrka już nie, trochę zwieżeń, mam nadzieję, że Jacek rozprawi się z Edwardem... bardzo na to liczę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń