Był początek
czerwca i słońce od pewnego czasu miło grzało, co z kolei skutkowało mniejszą
frekwencją studentów na zajęciach. Piotrek jednak twardo uczęszczał na
wszystkie wykłady. Ostatnie dwa tygodnie spędził w domu lecząc osłabienie, a
później przeziębienie. Wieczorek dał mu na jakiś czas spokój i w ogóle nie
zmuszał go do zboczonych rzeczy, jedynie czasami przytulał do siebie. Na
szczęście, kolor włosów chłopaka wrócił do normy – choć wymagało to trochę
wysiłku, bo mył je kilka razy na dobę. Miał właśnie poranny wykład z anatomii
zwierząt, a ponieważ przerobił ostatnimi czasy kilka pozycji książkowych na ten
temat, strasznie się nudził. Większość ludzi zgromadzonych w auli wydawało
się podzielać jego zdanie, bo albo leżeli na pulpitach, albo rozwiązywali
ukradkiem krzyżówki lub sudoku. Piotrek niestety nie posiadał nic z tych
rzeczy, a z pośpiechu zapomniał zabrać z domu swoją komórkę. Z nudów bazgrał
coś w swoim notatniku próbując w ten sposób zabić pełznący leniwie czas. Mijała
połowa wykładu, kiedy do auli zajrzał rudzielec w okularkach – starosta jego
roku. Zamienił z wykładowcą kilka słów, po czym zwrócił się w stronę grupy.
- Czy Piotr
Czarnecki jest może obecny na tej sali? – Spytał mierząc wzrokiem całą grupę.
Kiedy kilka osób zwróciło swe głowy w kierunku Piotra, ten westchnął i pakując
swoje rzeczy do plecaka wstał z miejsca. Starosta uśmiechnął się życzliwie
i jednym gestem pokazał by poszedł za nim. – Przepraszam za przeszkodzenie w
wykładzie doktorze.
- Do widzenia –
rzucił Piotrek do mężczyzny stojącego przy tablicy, po czym zamknął za sobą
drzwi auli. Rudowłosy okularnik czekał na niego z miłym wyrazem twarzy,
jednocześnie świdrując przenikliwym wzrokiem. To trochę zaniepokoiło zielonookiego.
– O co chodzi?
- Nie do końca
wiem o co chodzi – odparł starosta – Profesor Duch nakazał mi ciebie sprowadzić
do jego gabinetu, ponoć to coś ważnego.
- Miał nie
zawracać mi gitary do końca roku – westchnął Piotrek zastanawiając się o co
może chodzić – taki był układ w zamian za mój występ na koncercie.
- Wiem – sapnął
zmęczony rudzielec – Wybacz.
- Nie masz za co
przepraszać – uśmiechnął się od niechcenia kasztanowłosy – to nie ty złamałeś
nasz układ, tylko ten profesor od siedmiu boleści.
Resztę drogi do
gabinetu Ducha przeszli w milczeniu. Kiedy dotarli na miejsce, chłopak
w okularkach zapukał do drzwi, po czym je otworzył grzecznie witając się z
profesorem. Piotrek przez chwilę się wahał czy wejść, ale ten chwycił go za
rękę i wciągnął do środka.
- Dzień dobry
profesorze – przywitał się Piotrek nie racząc spojrzeć na mężczyznę siedzącego
za biurkiem – Myślałem, że nasz układ miał mi gwarantować spokój do końca roku,
więc o co chodzi?
- Witaj Piotrze –
przywitał go Duch – Skontaktował się ze mną mój dobry znajomy i nalegał na
spotkanie z jednym z moich studentów. Nie uwierzysz, że osobą, o którą pytał
jesteś właśnie ty.
- A niby skąd pana
znajomy miałby mnie znać? – Sapnął zdezorientowany chwilowo chłopak. – A co
najważniejsze, czego by chciał od kogoś takiego jak ja?
- Może spytasz go
osobiście? – Zaproponował profesor półgębkiem. – Właśnie przyjechał
i będzie tu za kilka minut.
- A może powie mu
pan, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego? – Odparł Piotrek, na co stojący obok
starosta zgubił prawie swoje okulary słysząc jego ton. – Nie mam teraz czasu
na zawieranie znajomości z ludźmi pańskiego pokroju. Jak pan wie, zbliża się
sesja i mam co robić.
- Dobrze wiem, że
nie uczysz się do egzaminów – oznajmił Duch wstając z miejsca – Zaliczasz
wszystko na najwyższym poziomie w pierwszych terminach, nie zaglądając do
podręczników. I przestań się w końcu unosić!
- Nie unoszę się!
– Warknął Piotrek zirytowany postawą mężczyzny. – Ja po prostu chcę mieć święty
spokój. Staram się nie sprawiać problemów, więc czemu pan się uwziął akurat na
mnie? Jest wielu studentów, którzy by podążyli za panem, dlatego zostawcie mnie
w diabły i dajcie skończyć te studia. A jeśli to wam nie odpowiada, to
przeniosę się gdzieś indziej. Do widzenia.
Chciał wyjść, ale
w pośpiechu nie spojrzał przed siebie i z kimś się zderzył. Podniósł wzrok
i się zdziwił.
- Witaj Piotrze –
przywitał go blond włosy mężczyzna – Już drugi raz na siebie wpadamy.
- Ta, sorry –
przeprosił chłopak raptownie blednąc. Kiedy to sobie uświadomił, spuścił wzrok
i szybkim ruchem wyminął Edwarda chcąc w ten sposób ukryć okazany
strach. – Witam i żegnam.
- Czekaj! – Edward
chwycił go za rękę silnym uściskiem. – Czemu uciekasz?
- Nie uciekam –
odparł Piotrek starając się ukryć drżenie w głosie – Po prostu muszę wrócić na
zajęcia.
- Myślę, że to
może poczekać – rzucił blondyn na powrót wciągając go do gabinetu Ducha – Mamy
coś do omówienia.
- Co?! – Zdumiał
się chłopak próbując wyrwać z uchwytu Edwarda. – Jakoś w to wątpię, więc proszę
z łaski swojej puścić moją rękę.
- Nie chcesz
załatwić tego po dobroci? – Spytał Murdoch z groźnym spojrzeniem puszczając
rękę zielonookiego. – Mówisz, że nie chcesz?
- To spojrzenie –
wyszeptał z przerażeniem w oczach chłopak, bo zimny wzrok Edwarda przywołał
niemiłe wspomnienia z dzieciństwa – Tak, nie chcę. Proszę mi wybaczyć.
Szybko opuścił
gabinet Ducha i biegiem ruszył w stronę schodów.
- Pierwszy raz
widziałem tak przerażonego Czarneckiego – odparł rudy okularnik stojący obok
Ducha, który także ze zdziwieniem wpatrywał się w drzwi wyjściowe – Na ogół
jest opanowany.
- Edwardzie,
przyjacielu. Mógłbyś mi to wyjaśnić – poprosił uprzejmie Duch – Proszę rozgość
się. A ty Mateuszu możesz już odejść.
- Dobrze – skłonił
się na pożegnanie starosta – Może uda mi się go dogonić. Mam ogłoszenie, które
mógłby przekazać swojej grupie. Do widzenia.
- Czekaj –
zatrzymał go Murdoch – Wiesz może kiedy Piotr kończy zajęcia?
- Myślę, że za
jakieś trzy godziny – odpowiedział grzecznie rudzielec poprawiając okulary na
nosie – Choć dziś odpadają mu jedne ćwiczenia, więc za półtorej godziny.
- Aha – zamyślił
się Edward – Dziękuję, możesz odejść.
- O co tu chodzi
Edwardzie? – Spytał Duch w momencie, gdy chłopak zamknął za sobą drzwi. – Co
knujesz tym razem?
- Nic nie knuję,
tylko podejrzewam, że być może to mój mały braciszek, którego tak usilnie
poszukuję – westchnął blondyn zajmując jedno z krzeseł – Jego zachowanie, kolor
włosów i oczu, wszystko do siebie pasuje. Pozostaje tylko jeden kawałek
układanki, który muszę sprawdzić, a jest on najistotniejszym dowodem. Chciałem
to zrobi po dobroci, ale jak zwykle muszę użyć siły.
- Dlaczego sądzisz,
że to akurat on? – Wątpił Duch. – Przecież to może być ktoś inny.
- Wdrożyłem małe
śledztwo – sapnął Edward bawiąc się piórem – i wszystkie tropy prowadzą do tego
chłopaka.
- Jeśli masz rację
i okaże się, że zaiste jest twoim bratem, to co zamierzasz? – Dociekał
zaintrygowany profesor. – Jest już pełnoletni i nie masz nad nim żadnej władzy.
Co innego, gdyby był młodszy.
- To nie stanowi
problemu – zaśmiał się Edward – Zawsze jest jakiś sposób, a my mamy wiele do
nadrobienia.
Piotrek przemył twarz w lodowatej
wodzie, by w ten sposób choć trochę się uspokoić. Spojrzał w lustro sprawdzając
czy odzyskał jej koloryt. Powoli wracał do normy, na co odetchnął z ulgą.
Serce nadal waliło w piersi jak szalone, ale najważniejsze, że powstrzymał
drżenie. Głośno westchnął i wyszedł z łazienki kierując się pod salę gdzie
miał odbyć się następny wykład. Tam czekał na niego starosta roku informując,
że zajęcia się nie odbędą. Wzruszył ramionami i żółwim tempem ruszył na główny
hol, a stamtąd do wyjścia z budynku.
W chwili, gdy
opuścił wydział zmrużył oczy oślepiony promieniami słońca. Było południe, czyli
najcieplejszy okres dnia. Nie brał dziś roweru, dlatego na samą myśl powrotu do
domu zatłoczonym autobusem zakręciło mu się w głowie. Usiadł na chwilę na
trawie w cieniu krzewów rosnących między Humanem, a jego wydziałem i pogrążył
się w myślach. Z tego stanu wyrwało go mocne szarpnięcie w górę. Spojrzał przed
siebie, a jego oczom ukazała się twarz Edwarda. Zaskoczony odskoczył z powrotem
upadając na ziemię, lecz po chwili się podniósł otrzepując spodnie. Chciał
minąć mężczyznę, ale ten go zatrzymał.
- Czemu wciąż
przede mną uciekasz? – Spytał blondyn z badawczym spojrzeniem. – Powiedz, jak
tak naprawdę brzmi twoje nazwisko?
- Co?! – Piotrek w
szoku staną jak wryty. To pytanie go zaskoczyło. W chwili słabości dotknął
dłonią czoła. – Co za pytanie? Nazywam się Piotr Czarnecki. Tak brzmi moje
prawdziwe imię.
- Skoro tak, to
powiedz, jak tam twoja prawa stopa? – Dociekał mężczyzna, kładąc dłoń na
ramieniu chłopaka, który na ten gest się wzdrygnął. – Wydobrzała?
- A co z nią nie
tak? – Zdziwił się Piotrek, a poziom adrenaliny niebezpiecznie wzrastał.
Z ledwością powstrzymywał drżenie ciała i głosu. – Wszystko z nią w
porządku.
- Czemu tak
pobladłeś, Piotrusiu? – Spytał półgębkiem blondyn. – Czyżbyś się czegoś obawiał?
- Nie nazywaj mnie
tak! – Syknął chłopak zwalając dłoń Murdocha z ramienia. – I nie pański biznes!
- Jaki nieuprzejmy
– westchnął Edward w złośliwym uśmieszku. – Skoro nie chcesz po dobroci, to czas
na metodę siłową.
- Hę?! – Zszokował
się Piotrek i w tym momencie pięść blondyna wylądowała na jego splocie
słonecznym. Pociemniało mu w oczach i poleciał do przodu, ale zawisł na silnym
ramieniu Edwarda. W tej samej chwili nadjechał ciemny samochód i mężczyzna
wrzucił go do środka, po czym sam wsiadł. Chłopak skulony trzymał się za brzuch
z trudem łapiąc powietrze. Leżał na podłodze pojazdu, a kiedy chciał się
podnieść jego głowę przyciśnięto z powrotem do podłoża. Czuł na policzku obcas
buta Edwarda, który wżynał mu się w skórę.
- To porwanie –
wydyszał stłumionym głosem – za to grozi kryminał.
- Co ty nie
powiesz – zakpił Edward – Lepiej się ucisz.
- Wypuść mnie do
cholery! – Wrzasnął chłopak ponownie próbując wstać, ale i tym razem powalono
go na podłogę z jeszcze większą siłą. – au.
- Wyrażaj się przy
starszych, smarkaczu – pouczył go spokojnym głosem Edward – I czy nie mówiłem
ci byś zamilkł?
- Nie obchodzi
mnie to – jęknął z bólu chłopak – Nie będę się ciebie słuchał. To, co teraz
robisz to bezprawie.
- Wygadany brzdąc z
ciebie – zaśmiał się Murdoch, po czym sięgnął po chłopaka wyciągając go
spomiędzy siedzeń za włosy – Pokaż no mi się tu trochę.
- Nie jestem
dzieckiem – obruszył się Piotrek i lewą dłonią chwycił za nadgarstek ręki
mężczyzny, którą trzymał jego włosy – więc mnie tak nie traktuj.
- Pokazujemy
pazurki – stwierdził nie wzruszony Edward – Widzę, że nie posłuchasz się i nie
zamilkniesz. Skoro taki jest twój wybór, to uciszę cię własnoręcznie.
Po tych słowach
Murdoch lekko ogłuszył Piotra, po czym chwycił jego prawą nogę i zdjął
z niej but. Następnie niespiesznie odwinął bandaż obnażając stopę
nieprzytomnego chłopaka. Na twarzy mężczyzny zawitał szeroki uśmiech
zadowolenia, gdy zobaczył bliznę w kształcie litery „M”. Wziął bandaż i związał
nim ręce kasztanowłosego, który w chwili gdy skończył zaczął się wybudzać.
- Co? – Spytał
Piotrek widząc skrępowane ręce – Czego chcesz i gdzie mnie zabierasz?
- Długo by tu
opowiadać – zbył go Edward sadowiąc na siedzeniu obok siebie – Wracasz do domu,
Piotrusiu.
- Mówiłem, byś
mnie tak nie nazywał – odsunął się od Edwarda jak poparzony – A mój dom na
pewno nie jest tam gdzie twój.
- I tu się mylisz
– odparł Murdoch przyciągając do siebie chłopaka i obejmując ramieniem – Twój
dom od zawsze był tam gdzie mój, głuptasie.
- Oszalałeś?! –
Zapytał w panice Piotrek. – Mam już wszystko czego potrzebuję, więc zostaw mnie
w spokoju. Nie chcę należeć do tej rodziny. Uznaj, że ktoś taki jak ja
nigdy nie istniał.
- Niech no pomyślę
– westchnął rozbawiony paniką chłopaka Edward – Nie, nie i nie. Temat
skończony.
- Nie decyduj o
czyimś życiu! Kto ci dał takie prawo? – Protestował Piotrek – Nic mnie z tobą
nie łączy, więc się ode mnie odwal.
- I kolejny błąd –
sapnął Edward, po czym szybkim i zdecydowanie silnym pociągnięciem położył
głowę chłopaka sobie na kolanach. Następnie przejechał palcem po rozcięciu na
policzku zielonookiego. – Wiesz co to jest?
- Krew – mruknął
Piotrek wpatrzony w palec z jego krwią – I co z tego?
- A to, że to
właśnie nas łączy – pouczył go blondyn głaszcząc po głowie – Nie wyprzesz się
tego. W naszych żyłach płynie ta sama krew. Jesteś Murdochem, a tym samym
należysz do mnie.
- Piotr Murdoch
nie żyje – zaintonował wolno chłopak – Zginął niecałą dekadę temu. Trupy nie
chodzą po ziemi, wiesz?
- Zabawne, bo
jednego właśnie złapałem – zaśmiał się Edward – I jak na trupa to jesteś
całkiem żywiołowy.
- Nie masz podstaw
by mnie zatrzymać przy sobie – powiedział Piotr – jestem już pełnoletni.
- Jest wiele
sposobów – oznajmił blondyn chwytając lewy nadgarstek chłopaka – Choćby blizna
kryjąca się pod tym zegarkiem, to już jeden krok by cię ubezwłasnowolnić
niedoszły samobójco. Mogę też naszprycować cię prochami i wykazać w sądzie, że
jesteś narkomanem. A co byś powiedział, gdybym odebrał ci władzę w nogach,
wzrok, słuch czy mowę? Wtedy nie mógłbyś żyć samodzielnie, musiałbyś mieć
opiekuna.
- No, co ty? – Źrenice
Piotra rozszerzyły się w strachu i raptownie pobladł. – Nie ośmieliłbyś się.
- A założysz się,
mały, głupi dzieciaku? – Oczy Edwarda mówiły mu, że ten nie żartuje. W pewnym
momencie mężczyzna spojrzał na chłopaka tak, jak kiedyś, kiedy był dzieckiem,
którym się bawił. Piotrek zadrżał widząc zimny wzrok brata. – Wiesz, mamy dużo
do nadrobienia. Jesteś moją własnością.
- Nie jestem
rzeczą – ryknął Piotrek próbując się podnieść – a w szczególności nie należę
do ciebie. Tak było, jest i będzie.
- Chyba będę
musiał przypomnieć ci zasady naszej zabawy – odparł Murdoch zaciskając palce
wokół szyi chłopaka, na co ten w obronie chwycił oburącz jego nadgarstek
starając się uwolnić. Zaczęło braknąć mu powietrza, a łzy napłynęły do oczu. –
Jak rozkosznie. Wreszcie pokazałeś mi swoje łzy. Kiedyś często płakałeś z byle
jakiego powodu. Widzisz, nadal jesteś słaby i bezbronny. Błagaj o wybaczenie.
- Nigdy – wydyszał
krztusząc się chłopak – Prędzej umrę.
Po jakiejś chwili
stracił przytomność, a Edward puszczając jego szyję, głaskał go po głowie.
- Miłych snów –
szepnął do nieprzytomnego – Odpocznij póki możesz.
* * *
*
*
Obudził się zdezorientowany z bolącym gardłem i zdrętwiałymi kończynami. Ręce miał skute kajdankami, a z nóg zdjęto mu tenisówki. Leżał na podłodze w pokoju, który skądś kojarzył, ale w tej chwili nie miał zielonego pojęcia skąd. Usiadł podkulając pod pierś kolana powoli analizując sytuację w jakiej się znalazł. Jedno było pewne! Musiał jak najszybciej uciec od Edwarda. Trochę pokombinował z kajdankami, które za którymś z kolei razem spadły z jego nadgarstków. Potarł bolące miejsce, a w pewnej chwili wstał i podszedł do okna.
- Za wysoko –
westchnął ze zrezygnowaniem siadając na szerokim parapecie. Za oknem widać było
szczery las, a w oddali pomiędzy drzewami prześwitywała tafla niewielkiego
jeziorka. – Jezioro, las i ten pokój, skąd ja to znam?
Jakby w odpowiedzi
na jego pytanie spomiędzy drzew wyłoniła się owinięta w ręcznik Kaśka. Szła od
strony jeziora, a tuż za nią czymś rozbawiony kroczyli Paweł z Tomkiem. Piotrek
pełen nadziei chciał już otworzyć okno i zawołać przyjaciela, gdy do pokoju
wszedł Edward. Mężczyzna zamknął za sobą drzwi, po czym stanął naprzeciwko rozkutego
i badawczo mu się przyglądał.
- Jak ci się
spało? – Spytał z nonszalancją w głosie, na co chłopak obdarzył go nienawistnym
spojrzeniem. – Widzę, że dobrze.
- Czemu mnie
skułeś i zabrałeś buty? – Wyrzucił z siebie kasztanowłosy zeskakując
z parapetu. – A co najważniejsze, czego ode mnie chcesz?
- Brak ci ogłady –
odparł blondyn powoli zbliżając się do chłopaka, który zaczął się automatycznie
cofać – Jesteś jednym z Murdochów, więc masz pewne obowiązki względem rodziny.
Ale najpierw muszę zająć się twoją tresurą.
- Nie jestem
jakimś zwierzęciem tylko człowiekiem i nigdy nie zgodzę się na powrót. – Zarzekał
się Piotrek stawiając kolejny krok do tyłu, aż natrafił na przeszkodę w postaci
ściany. – Wyrzekłem się nazwiska i wszystkiego co się z nim wiąże. Jedynym ogniwem,
które mnie jeszcze łączyło z tym rodem była Sara, ale ona już nie żyje, dlatego
nic mnie tu nie trzyma. Mówiłem, byś uznał mnie jako trupa i dał mi święty
spokój. Dobrze mi się żyje, jak dotychczas i nie chcę nic w tej kwestii
zmieniać.
- Niewybaczalne –
warknął Edward podchodząc szybko do Piotra i siłą uderzając oburącz
w ścianę. Zrobił to w taki sposób, że odciął mu drogę ucieczki, bo teraz
chłopak znajdował się pomiędzy jego rękami – Czy ty w ogóle wiesz o czym
mówisz?
- Wiem –
odpowiedział bez wahania Piotrek – Po prostu nie chcę mieć nic wspólnego z tą
rodziną, a w szczególności z tobą. Mogę się uciec nawet do tego, by
przetoczyć sobie krew, która według ciebie nas wiąże.
- Bezczelny
niewdzięcznik! – Wrzasnął Edward mocno uderzając twarz chłopaka. – Należysz do
rodziny i masz się jej przysłużyć. Nauczę cię ogłady.
- Po moim trupie –
sapnął Piotrek, a z nosa i ust sączyła się krew – Wolę umrzeć niż do ciebie
wrócić. Mam swoje życie i nie potrzebuję waszej pomocy. Nawet gdybym miał
sczeznąć gdzieś pod mostem nie poprosiłbym o pomoc rodziny Murdoch. Zawsze
traktowaliście mnie jak coś okropnego powtarzając, że nie jestem wart by być
członkiem tego rodu. Co się teraz zmieniło? Jak widzę, nadal nie pasuję do
waszych standardów.
- Zamilcz –
nakazał Edward i ponownie cisnąć pięścią w chłopaka – Nie masz prawa do
wolności. Jesteś mój.
- Nie jestem już
dzieckiem. Teraz potrafię się bronić i sprzeciwić – ciągnął spokojnie chłopak –
I nie będę dłużej znosił waszej niesprawiedliwości, a szczególnie, nie będę dłużej
twoją zabawką. Wiesz, mam swoją godność. Może zdeptaną, ale mam.
- Zamknij się
wreszcie – westchnął rozdrażniony Edward posyłając Piotrowi serię silnych
ciosów. Chłopak upadł na podłogę kuląc się z bólu i mocno krwawiąc. – Kiedy
wrócę następnym razem, zacznę twoją tresurę.
Po tych słowach
opuścił pokój zostawiając Piotrka samego. Chłopak cicho łkał z bólu trzymając
się za brzuch, po czym roześmiał się desperacko rozkładając na podłodze.
Wreszcie dogadał Edwardowi i ani razu się nie zająknął. Fakt, po tym
sprzeciwie skończył zbity na kwaśne jabłko i teraz drżał jak osika, ale liczyło
się to, że odniósł w pewnym stopniu niewielkie zwycięstwo.
Naprzeciwko drzwi
wejściowych do pokoju, w którym go więziono znajdowały się drugie. Podniósł się
z podłogi i ruszył w ich kierunku, chwycił za klamkę, a ona ustąpiła otwierając
mu drogę do sporego pomieszczenia, gdzie pod dużym oknem balkonowym znajdował
się fortepian. Na środku pokoju stała skórzana, przykryta prześcieradłem
kanapa, na której tak niedawno jeszcze spał. Westchnął przeciągle i podszedł do
instrumentu, usiadł na stołku i zamykając oczy delikatnie położył dłonie
na klawiaturze. W pewnym momencie uśmiechnął się pod nosem i zaczął grać Son of the blue sky Wilków. Wczuł się w
dźwięk w tak wielkim stopniu, że zapomniał o bólu, nawet nie zauważył, że ktoś
wszedł do pokoju. Na kanapie usadowił się niewiele starszy od Piotra blondyn.
Odchylił do tyłu głowę wsłuchany w grę kasztanowłosego, który nie wyczuł jego
obecności. Jednak na chwilę palce Piotra zawisły tuż nad klawiszami, a sam
muzyk zaatakowany mroczkami przed oczami starał się nie spaść ze stołka.
Blondyn gwałtownie wstał i migiem znalazł się przy zielonookim. Kiedy chwycił
go za ramię, ten w strachu spojrzał na niego, po czym zemdlał. Blondyn szybko
go złapał i zaciągnął na kanapę.
- Jak zwykle przeszarżowałeś w starciu z Edwardem – westchnął chłopak wycierając krew
z kącików ust nieprzytomnego – To przez ten twój upór on nie chce z ciebie
zrezygnować. Wiem o czym mówię, bo sam przez to przechodziłem.
Chłopak usiadł po
turecku na podłodze opierając się o kanapę, a swoje błękitne oczy wbił
w wysoki sufit. Ziewnął przeciągle jednocześnie przymykając oczy, aż
wreszcie kładąc głowę na krawędzi kanapy pogrążył się we śnie.
Piotrek z bólem
głowy powoli otworzył oczy, było mu trochę ciężko oddychać przez spuchnięty nos.
Dźwigną się do siadu i pomasował dłonią lewą skroń. Jego zaspany wzrok był
lekko zamglony i nie od razu spostrzegł drzemiącego na podłodze blondyna.
Jednak kiedy tak się stało, obdarzył śpiącego ciepłym spojrzeniem, po czym
cicho podszedł do fortepianu.
- Z tego co pamiętam to lubił Nothing Else Matters –
szepnął do siebie pod nosem, po czym zaczął grać. W reakcji na to blondyn
zaczął się powoli wybudzać – Dzień dobry, choć raczej powinienem powiedzieć
dobry wieczór.
- Ta – ziewnął chłopak wstając z podłogi i obdarzając
Piotra czujnym spojrzeniem błękitnych oczu – Dobrze się czujesz?
- Jako tako po japońsku – zaśmiał się kasztanowłosy,
co było błędem, bo odczuł ból w szczęce – Nic mi nie jest. Chyba.
- Widzę, że Edward się nie hamował – zaczął oględziny
obrażeń Piotra nie ruszając się z miejsca – Musiałeś mu nieźle dogadać.
- Coś w ten deseń – odparł nie przestając grać na
instrumencie – Było ciężko, ale jakoś dałem radę. Nie skończyło się to dla mnie
zbyt dobrze, jednak cieszy mnie fakt, że udało mi się wreszcie mu sprzeciwić.
- Nie zmieniłeś się zbytnio – oświadczył dziarsko
blondyn siadając na kanapę – Nadal z ciebie taki marzyciel?
- Ty też się nie zmieniłeś, Chris – oznajmił Piotr
kończąc grę – A z ciebie nadal taki buntownik?
- Mimo, że zadałem pytanie przed tobą odpowiem
pierwszy – westchnął Chris przeczesując dłonią włosy – Nadal się buntuję, ale
nie tak, jak kiedyś. Edward katował mnie przez dwa lata, kiedy wywalono mnie z
któregoś z kolei liceum. Zero wolności i niezależności, ale i tak daję mu
czasem nieźle popalić.
- Kiedyś zastanawiałem się, czy nie jesteś czasem
szaleńcem albo samobójcą – mruknął Piotrek wspominając czasy dzieciństwa –
Wtedy katował nas obu, ale po tym, jak zabrała cię ciotka Eleonora, skupił się
tylko na dręczeniu mnie.
- Wybacz – posmutniał Chris, ale po chwili się
rozpogodził – Jesteśmy przecież szalonymi braćmi, złączonymi misją
sprzeciwianiu się przestarzałym zasadom rodziny Murdoch.
- Ta – zaśmiał się Piotrek zarażony entuzjazmem brata,
po czym spoważniał – Chcę uciec od tej rodziny, ale Edward mi nie pozwala.
Udało mi się żyć w ukryciu przez prawie dekadę, poczułem wreszcie zew wolności.
Niestety teraz czuję się jak zwierzyna w potrzasku.
- Pomogę ci zwiać – zaproponował Chris zdecydowanym
głosem – Edward pojechał na jakieś spotkanie związane z korporacją Murdoch,
więc mamy wolną rękę. Klucz mu podwędziłem, kiedy był w łazience i nawet
niczego nie zauważył.
- Jesteś tego pewien? – Spytał ostrożnie blondyna. –
Przecież jak on się o tym dowie, to dostaniesz tęgie baty.
- Wiem – odparł Chris – nawet nie wiesz jak bardzo.
- I mimo to? – Dziwił się Piotr. – Gdybym miał wymienić
członków rodziny Murdoch, za którymi tęskniłem byłbyś na pierwszym miejscu. No,
nie licząc Sary, oczywiście.
- Otwórz tylko drzwi na balkon – polecił Chris, po
czym skręcił prześcieradło – Zaaranżujemy lipną ucieczkę. Dzięki temu będzie
myślał, że sam zwiałeś.
- On nie jest głupi. Domyśli się, że ktoś mi pomógł –
myślał na głos Piotrek – Nie chcę, by wyładował na tobie swoją złość i tak
wiele znosiłeś przez ostatnie dziesięć lat.
- Jeden raz w tę czy w tę stronę nie robi różnicy –
rzucił spokojnie blondyn kładąc rękę na ramieniu zielonookiego – Ty miałeś
gorzej. Byłeś bezbronnym dzieckiem, a uczynił cię swoją zabawką. Mnie od tego
ocalił wygląd i ciotka Eleonora.
- Ale teraz jest inaczej – zaprzeczył Piotrek z
przejętą miną – Martwię się, że może coś ci zrobić. W kwestii karania jest
nieobliczalny. Zobacz jak wyglądam za samo sprzeciwienie mu się!
- Uspokój się – nakazał mu Chris łagodnym głosem –
Jednak się nie zmieniłeś nawet od tej strony. Zawsze martwisz się o innych i
nadal straszny z ciebie beksa.
- Ta – zgodził się Piotrek – Nadal jestem strasznym
dzieciakiem.
- Lepiej się pospieszmy – nalegał blondyn kierując się
w stronę drzwi – Nie mam pewności, o której kończy się spotkanie Edwarda,
a byłoby źle, gdyby zobaczył nas razem i to poza tym pokojem.
- Racja – zaśmiał się kasztanowłosy podążając za
Chrisem – Pospieszmy się.
Szybko opuścili dom, ale kiedy wyszli na zewnątrz nie wiedzieli co dalej.
- Nie mam pojęcia, jak cię stąd zabrać – westchnął
blondyn opierając się o jedno z drzew w lesie – Gdybym tylko miał samochód
i prawko.
- Jest tu mój kolega – wpadł na pomysł Piotrek
przypominając sobie Pawła – on ma samochód. Trzeba tylko go złapać i spytać czy
pomoże.
- Masz na myśli jednego z tych znajomych córki
właściciela tego domu? – Spytał Chris ze zrezygnowaniem. – Bo jeśli tak, to
odpadają. Widziałem, jak leżeli zalani w trupa na tyłach domu. Może masz
jeszcze jakiś pomysł?
- Hm – zastanawiał się zielonooki i po pewnym czasie
przypomniał sobie swojego współlokatora – Jest jeszcze ktoś, ale nie wiem, czy
to dobry pomysł by go kłopotać.
- Dobry, czy nie. Lepiej zaryzykować – odparł
zdenerwowany Chris – Edward może lada chwila wrócić, a wiesz co to znaczy.
- Tak, wiem – wzdrygnął się Piotrek – Masz przy sobie
telefon?
- Mam – Blondyn wyjął z kieszeni komórkę i machnął nią
w powietrzu – Podaj numer tego gościa.
Piotrek posłusznie podyktował numer Wieczorka Chrisowi,
który bez wahania zadzwonił i rozmawiał w naturalny sposób z mężczyzną. Po
chwili się rozłączył z wielkim zadowoleniem.
- Powiedział, że będzie tu jak najszybciej –
poinformował blondyn – Martwił się o ciebie, wiesz?
- No, nie wiem – mamrotał Piotrek w zakłopotaniu – To
kłopotliwe.
- Kim on jest? – Dopytywał Chris z zaciekawieniem. –
Podczas rozmowy wydawał się być fajnym gościem.
- No, zły nie jest – kręcił Piotrek wymigując się od
odpowiedzi – To mój współlokator.
- Oho, widzę że łączy was coś więcej – zaśmiał się
blondyn, ale potem dodał już całkiem poważnie – Widzę też, że nie odnalazłeś
jeszcze samego siebie. Radzę ci się pospieszyć.
- Dlaczego?! – Zszokował się kasztanowłosy wystraszony
odkryciem brata. – Nie obrzydza cię to?
- Niby czemu miałoby mnie to obrzydzać? – Spytał
zdziwiony Chris. – Widzisz, sam jestem Bi i jakoś nie robi mi to różnicy.
- Co to znaczy to Bi? – Nie rozumiał Piotrek. – Możesz
mi to wyjaśnić, bo wiesz jakoś nie jestem dobry w te klocki.
- Bi, czyli osoba wiążąca się z przedstawicielami obu
płci – tłumaczył blondyn nieco rozbawiony niewiedzą Piotra – Matko, jak długo
wytrzymałeś na tym świecie? A dla twojej informacji, to Edward też jest Bi.
- Jak to?! – Piotr osłupiał. – Skąd to wiesz?
- Hm, jakby ci to wyjaśnić – zastanawiał się Chris – Murdochowie
mają predyspozycje do bycia Bi.
- Cholera – wystraszył się Piotrek zakrywając usta.
- Nie jestem tego pewien – sapnął blondyn tłumiąc swój
śmiech – To był żart. Wiem, mało śmieszny, ale się wkręciłeś. No, a teraz na
poważnie. Nie wiem dlaczego, ale stałeś się obsesją Edwarda. To dlatego pomagam
ci uciec. Boję się o ciebie.
- Klapa – powiedział na wydechu Piotrek siadając na
ściółce – czemu beznadziejne sytuacje przytrafiają się właśnie mnie? Coś ze mną
nie tak? Czasem naprawdę mam już tego dość.
- Weź się w garść chłopie i się nie użalaj – polecił
mu Chris – Wiem, że jest ci ciężko, ale pomyśl o tym w inny sposób. Takie
zachowanie w niczym ci nie pomoże.
- Wiem o tym – mruknął załamany kasztanowłosy z
wymuszonym uśmiechem – Po prostu nie mam zielonego pojęcia co z tym robić. To
takie frustrujące.
- Wiem coś o tym – przyznał Chris – Sam to
przerabiałem i zgadzam się, że to najgorszy stan w jakim można się znaleźć.
Nagle ucichli i schowali się w zaroślach, bo usłyszeli
nadjeżdżający samochód. Pod dom zajechał grafitowy Seat Yetti. Chłopcy przez
dłuższą chwilę w napięciu obserwowali przyciemnione szyby pojazdu, ale nic nie
mogli dostrzec. W pewnym momencie drzwi od strony kierowcy się uchyliły
i z wnętrza auta wyłoniła się postać ciemnowłosego mężczyzny o
czujnym spojrzeniu. Od razu zwrócił wzrok w stronę zarośli, gdzie się ukrywali
i ruszył w tę stronę. Piotrek szybko poderwał się na równe nogi, ale zaczepił
stopą o korzeń i runął jak długi z powrotem na ziemię twarzą do niej.
- Postanowiłeś poczuć zew natury i wrócić do matki
ziemi – zaśmiał się Chris stojąc nad leżącym – Nie miej mi tego za złe, ale to
naprawdę wyglądało komicznie.
- Bardzo śmieszne – odparł z ironią Piotrek – Ładnie
to tak śmiać się z leżącego i stać nad nim zamiast podać mu pomocną dłoń?
- Już, już – wtrącił Wieczorek kucając przy
kasztanowłosym – Czas już wstawać z popołudniowej drzemki.
Chris parsknął śmiechem słysząc słowa Jacka, na co
Piotrek obdarzył go spojrzeniem z wyrzutem.
- Teraz to on zaczął – bronił się blondyn wskazując na
mężczyznę – A swoją drogą sam jesteś sobie winien, bo trzeba patrzeć pod nogi.
- Może – sapnął Piotrek – ale mogłeś mi pomóc zamiast
się śmiać.
- Sorry – przeprosił blondyn podając mu chusteczkę –
Lepiej się wytrzyj, bo wyglądasz jakbyś rył twarzą w ziemi.
- Bardzo śmieszne – wziął chusteczkę Piotrek i zaczął
się wycierać – Cholera, że też musiałem upaść akurat na twarz. Znowu krwawię z
nosa.
- Dobra, nie bardzo wiem co się tu dzieje – wtrącił
Jacek z badawczym spojrzeniem – ale z tego co zrozumiałem z rozmowy
telefonicznej czas was naglił.
- O, racja – zgodził się Chris – Święta racja. Jestem
Chris, starszy brat Piotrka i to ja z panem rozmawiałem.
- Rozumiem – odparł Wieczorek – Mów mi Jacek.
- Myślę, że najwyższy czas byś zabrał stąd Piotrka –
ponaglał Chris mężczyznę nerwowo się rozglądając po okolicy. – Jeśli Edward nas
nakryje, to kaplica.
- Może jednak pojedziesz z nami? – Spytał z nadzieją
Piotrek. – Martwię się o twoje zdrowie.
- Wytrzymam – pocieszył go blondyn – To będzie nie
pierwszy i nie ostatni raz, więc się nie martw. Najważniejsze, że tobie nic nie
będzie. Tu masz mój numer i zawsze przedstawiaj się jako skrzat.
- Czemu akurat skrzat? – Zdziwił się Jacek. – Nie
rozumiem.
- Tak nazywałem go w dzieciństwie – odpowiedział Chris
z uśmiechem na ustach – Z wyglądu przypominał skrzata leśnego z bajek na
dobranoc.
- Chris! – Wycedził przez zęby Piotrek. – Przestań
opowiadać głupoty.
- Ta – przyznał blondyn szczerząc się przy tym – to
nie czas na wspominki. Następnym razem zrobimy to jak należy, a teraz bywaj.
Chris pożegnał się i szybko wrócił do domu. Piotrek z
Jackiem weszli do samochodu i od razu odjechali. W połowie drogi minął ich
czarny Sedan, a Piotrkowi aż włoski na karku stanęły dęba. Prędko schylił się
pomimo przyciemnianych szyb.
- To on – szepnął cicho do siebie – Edward.
Samochody minęły się nieco zwalniając w jednej chwili
jakby nigdy nic, ale dla Piotra ten krótki moment trwał wieki. Z nerwów aż go
zemdliło, Jacek zauważając jego stan zatrzymał auto, a chłopak wyleciał z niego
jak pershing. Schylił się ku ziemi, opierając jedną ręką o drzewo i głęboko
oddychał. To pomogło mu się trochę uspokoić.
- A myślałem, że
mam to już za sobą – pomyślał w duchu przymykając oczy – Chyba jednak nie szybko wyleczę się z tej
traumy. Na samo wspomnienie Edwarda paraliżuje mnie strach. To cud, że wtedy
udało mi się mu sprzeciwić. Teraz nawet gdy go nie widzę, staję się kłębkiem
nerwów.
Z gorączki myśli wyrwał go Jacek, który bez słowa
dźwignął go z ziemi i niósł z powrotem do samochodu.
- Hej, postaw mnie na ziemi – nakazał Piotrek nieco
skołowany – Mogę iść sam.
- A właśnie, że nie możesz – uciszył go mężczyzna
łagodnym, ale jednocześnie stanowczym tonem – Nie mów mi, że nie zauważyłeś
swojej skręconej kostki?
- Skręciłem kostkę? – Zdziwił się chłopak zwracając
swój wzrok na nogi. – Od dłuższego czasu czułem nieprzyjemny ból, ale myślałem,
że to od tych ran na stopach.
- Jesteś idiotą, czy jak? – Zganił go Wieczorek
rzucając na tylne siedzenie auta. – Masz leżeć tu całą drogę powrotną, bo widzę,
że samo siedzenie sprawia ci ból.
- Ale – starał się protestować Piotrek, niestety Jacek
zatrzasnął już drzwi. Kiedy pojawił się od strony kierowcy, jego wymowne
spojrzenie mówiło chłopakowi, by spasował. Tym razem się poddał i posłusznie
położył na tylnym siedzeniu bez słowa.
- Grzeczny chłopiec – pochwalił go mężczyzna, po czym
z uśmiechem zapalił silnik samochodu – Czas wracać. A w domu odpowiednio się
tobą zajmę.
Kiedy dotarli na miejsce, Jacek pomimo protestów
Piotra wniósł go do mieszkania, a następnie do sypialni.
- Rozbierz się – nakazał łagodnie sadowiąc chłopaka na
łóżku – a ja w tym czasie przyszykuję ci kąpiel.
- A nie mógłbyś mnie zostawić w spokoju? – Spytał
Piotrek zmęczonym głosem. – Sam, przecież mogę to zrobić.
- Możliwe – przyznał mężczyzna wychodząc z łazienki, z
której dobiegał odgłos lejącej się wody – Ale ci na to nie pozwolę.
- Czemu?! – Zszokował się chłopak podnosząc swój wzrok
ku zbliżającemu się mężczyźnie. – Podaj choć jeden powód, czemu miałbyś to
robić?
- Chcesz bym podał ci powód? – Spytał zdumiony Jacek
zatrzymując się tuż przy Piotrze. – Mam ich kilka. Na przykład taki, że przez
kostkę nie możesz stabilnie chodzić, a nawet gdybyś próbował, to pogorszyłbyś
tylko jej stan. Ale najważniejszy powód jest taki, że chcę obejrzeć każdy skrawek
twojego ciała, by móc orzec jak bardzo zostałeś zraniony.
- No, coś ty?! – Prawie pisnął, kiedy zauważył, że nie
ma już na sobie połowy ubrań. – Kiedy ty, a co najważniejsze jak?
- Wystarczy tylko odwrócić twoją uwagę – zaśmiał się
mężczyzna przejeżdżając dłonią wzdłuż kręgosłupa chłopaka – Resztę zdejmiemy w
łazience.
Mężczyzna chwycił Piotra za ramiona i zaniósł do
łazienki. Tam usadowił go na krześle i chciał do końca rozebrać, ale ten go
powstrzymał.
- Sam to zrobię – mruknął chłopak cały czerwony na
twarzy – Mógłbyś zostawić mnie na chwilę samego?
- Czego się wstydzisz? Widziałem cię już nago i to nie
raz, czy dwa – westchnął Jacek nieco rozbawiony zakłopotaniem Piotra, po czym
schylił się nad nim i szepnął w uśmieszku – Czyż nie mówiłem ci wcześniej, że
chcę zbadać każdy skrawek twojego ciała? Nie powstrzymasz mnie, więc radzę ci
się poddać.
- Mógłbyś przestać się na mnie tak gapić? – Spytał
chłopak coraz bardziej speszony wzrokiem mężczyzny. – To krępujące.
- Mógłbym, ale nie chcę – zaśmiał się Jacek – Sam się
rozbierzesz, czy mam ci w tym pomóc?
Piotrek wybałuszył oczy nie dowierzając słowom
mężczyzny, ale po chwili sam zdjął resztę ubrań. Podniósł się z krzesła, by
podejść do wanny i skrzywił lekko z bólu kostki. Kiedy miał już postawić
pierwszy krok, Jacek go podniósł i zaniósł do wody.
- Sam mogłem to zrobić – marudził chłopak kuląc się w
wannie – Jestem chłopakiem, a nie dziewczyną. Nie musisz nosić mnie na rękach,
ani obchodzić się jak z jajkiem.
- Skończyłeś biadolić? – Spytał zniecierpliwiony
Wieczorek. – Bo jeśli tak, to radzę ci się dokładnie umyć.
Kasztanowłosy spojrzał na Jacka swoimi zielonymi
oczami z lekkim wyrzutem, po czym zanurkował pod wodę znikając tym samym mu z
pola widzenia. Zostawił chłopaka w łazience, a sam poszedł przyszykować
czyste ubranie. Kiedy wrócił, Piotrek stał przepasany w biodrach ręcznikiem,
a drugim energicznie wycierał włosy. Podszedł do niego i szybkim ruchem
wziął na ręce zanosząc do łóżka. Położył go delikatnie na posłaniu i zaczął
oględziny.
- Zostaw mnie – mruknął Piotrek chcąc się podnieść,
lecz Jacek mu na to nie pozwolił.
- Zamknij się i leż spokojnie – nakazał chłopakowi
stanowczym głosem – Mów gdzie cię boli.
Przez następne półgodziny badał ciało chłopaka, który
krzywił się nieraz z bólu.
- Au – jęknął Piotrek, kiedy mężczyzna docisnął
okolice przepony – Przestań, to boli.
- Masz strasznie mały próg bólu – westchnął Jacek
nadal dociskając kolejne miejsca na brzuchu chłopaka – Powiesz mi co się
wydarzyło, że twoja twarz wygląda jakbyś wpadł na pięść Mika Tysona?
- Au! – Jęczał Piotrek. – Mówiłem żebyś tak nie cisnął.
- To jak? – Ciągnął chłopaka za język. – Powiesz dobrowolnie, czy mam cię tak
torturować?
- Co?! – Wystraszył się kasztanowłosy. – Jak?!
- Żartuję – zaśmiał się mężczyzna chwytając za jedną
ze stóp – Po prostu jestem ciekaw, czym sobie zasłużyłeś na takie traktowanie.
- Szczerze mówiąc, to nie wiem – sapnął Piotrek ze
zrezygnowaniem – Jedyne czego jestem pewien, to tego, że skończyłem w takim
stanie przez swój sprzeciw.
- Widzę, że tłamsisz w sobie wiele rzeczy – zauważył
Jacek puszczając chłopaka, który od razu skulił się w kłębek. – Jeśli coś nie
daje ci spokoju, wyrzuć to z siebie.
- Już raz ktoś mi tak poradził. Może powinienem
spróbować? – Zastanawiał się chwilę Piotrek, po czym głęboko wzdychając powoli
zaczął mówić – Dziesięć lat. Tyle udało mi się wyżebrać od losu wolności od tej
rodziny. Uśmierciłem dawnego siebie, by na nowo się narodzić jako Piotr
Czarnecki. Nie rozumiem, czemu Edward chce mojego powrotu.
- Co to za dziwna blizna? – Spytał Wieczorek wpatrzony
w prawą stopę chłopaka. – To litera?
- „M” – dokończył Piotrek smutnym głosem – To piętno
mojej przeszłości, która nie chce wypuścić mnie ze swoich objęć. Literę tę
wypalił mi mój brat Edward, kiedy miałem dziewięć lat. W ten sposób mnie
naznaczył. Wiesz, czasem żałuję, że nie leżę martwy w tamtym grobie. Miałbym
chociaż święty spokój. Jestem żałosny użalając się nad sobą w ten sposób, a co
najgorsze nie potrafię przezwyciężyć strachu przed Edwardem. Raz udało mi się
mu postawić i skończyłem jak skończyłem. – Łzy złości popłynęły mu z oczu. Był
na siebie wściekły za swą słabość, którą pokazywał Jackowi. – Co ty we mnie
widzisz? Jestem żenujący i słaby, czemu wybrałeś akurat mnie. Nie rozumiem
tego.
- Nie musisz tego rozumieć – odparł Wieczorek ciepło
patrząc na załamanego chłopaka. Delikatnie położył dłoń na jego głowie lekko
mierzwiąc mu włosy. – Przestań już płakać, bo ze mną jesteś bezpieczny. Dla
mnie jesteś wyjątkowy i nie dam cię nikomu skrzywdzić.
- Ale czemu ja? – Piotr uniósł głowę i spojrzał na
mężczyznę zaczerwienionymi oczami. – Tak naprawdę jestem nikim, więc czemu?
- Masz niską samoocenę – westchnął Jacek patrząc
prosto w zielone oczy chłopaka, który się przez to zawstydził – Jesteś pierwszą
osobą, która wyciągnęła do mnie pomocną dłoń nie oczekując niczego w zamian.
Miałem wtedy ciężki okres i nabrałem się na kłamstwa pewnej kobiety. Zostałem
oszukany i pobity, a kiedy leżałem na ulicy w deszczu, ty zaopiekowałeś się
mną. Wziąłeś mnie do swojego mieszkania, opatrzyłeś rany i przenocowałeś.
Zrobiłeś to wszystko dla kogoś zupełnie obcego.
- Nie mów mi, że tym gościem z ranami od noża byłeś
ty?! – Zdziwił się kasztanowłosy wybałuszając oczy na mężczyznę. – Opiekowałem
się wtedy tobą?
- W rzeczy samej – uśmiechnął się Jacek głaszcząc
policzek zdębiałego chłopaka – Jesteś moim światełkiem w tunelu. Niestety po
naszym rozstaniu, kiedy wróciłem po uporządkowaniu swoich spraw, ty zmieniłeś
adres zamieszkania znikając tym samym z mojego życia. Wówczas postanowiłem cię
odnaleźć, ale ty jakby nigdy nic zjawiłeś się w moim domu jako pomoc domowa w
zastępstwie za Jolkę. Byłem taki szczęśliwy, że los pozwolił mi cię ponownie
spotkać. Czy ty mnie aby na pewno słuchasz?
- Hm, jakby nie patrzeć nie przypominasz tego menela,
którego ratowałem – mamrotał Piotrek wpatrzony w Jacka – Teraz wyglądasz
zupełnie inaczej, jesteś przystojniejszy niż wtedy.
- Ależ oczywiście, że wyglądam inaczej – zirytował się
Wieczorek – Głupiś? Przecież mówiłem, że miałem wtedy ciężki okres!
- No – sapnął Piotrek z lekkim uśmieszkiem – Coś
wspominałeś.
- Widzę, że poprawił ci się humor – oznajmił mężczyzna
czochrając kasztanową czuprynę zielonookiego – Chyba czas skończyć z tymi
wspominkami i zająć się twoimi ranami. Chodź tu do mnie bliżej.
- Ale obiecujesz, że nie zrobisz nic zboczonego? –
Upewniał się chłopak – Bo ja nie…
- Obiecuję, więc się nie bój – wtrącił mu się w zdanie
Jacek – Zrobię ci mały zastrzyk, po czym opatrzę twoje rany. To tak dla twojej
wiedzy.
Piotrek zmierzył mężczyznę czujnym spojrzeniem, a po
chwili wahania powoli do niego przysunął. Wieczorek wstrzyknął mu zawartość
strzykawki w ramię, a gdy skończył, zabrał się za usztywnianie kostki i
dezynfekowanie rozcięć na stopach. Chłopak w tym czasie wpatrywał się w sufit,
aż nagle lekko się uśmiechnął.
- Czemu się uśmiechasz?! – Spytał zdziwiony Jacek. – Do
końca zgłupiałeś po tych lekach?
- Nie – odparł spokojnie chłopak – Po prostu
pomyślałem, że nareszcie nie jestem sam.
Zszokowany Wieczorek zdębiał całkowicie. W pewnym momencie mocno uściskał Piotra się śmiejąc.
- Przecież to oczywiste – szepnął mu do ucha –
Obiecałem ci, że zawsze będę po twojej stronie, głuptasie. Wystarczy mi tylko
zaufać.
- Nie jesteś piórkiem, nie mogę oddychać – bronił się
Piotrek, ale po chwili puszczając buraka wymamrotał w zawstydzeniu – Już ci
trochę ufam i chyba cię lubię.
- A czy to udowodnisz? – Nalegał Jacek z żarem w
oczach. – Wystarczy, że mnie pocałujesz.
- Mam cię p-pocałować?! – Zielonooki podskoczył
zawstydzony spuszczając wzrok, ale po chwili wahania podniósł go już
zdecydowany. – Dobra, zrobię to.
Zbliżył twarz do Jacka i cmoknął usta mężczyzny.
- To tyle? – Spytał z niedowierzaniem Wieczorek. –
Chodziło mi o dorosły pocałunek, a nie dziecięcy. Chyba, że chcesz bym cię
traktował jak dziecko.
- Nie chcę byś mnie tak traktował! – Oburzył się
Piotrek, po czym spuścił swój wzrok i ściszył głos. – Po prostu nie umiem
zacząć. Pomimo tylu razy, kiedy to robiliśmy. Ja nie potrafię.
- Nauczę cię – zachichotał Jacek – Po prostu otwórz
usta i naśladuj moje ruchy.
- No, nie jestem pewien – wahał się chłopak lekko
speszony – To trochę…
- Hm, może kiedyś staniesz się prawdziwym facetem i
przejmiesz jakąś inicjatywę – prowokował zielonookiego Wieczorek – Ciekawe,
kiedy wreszcie dorośniesz płochliwy chłopaczku.
- Czy ty insynuujesz, że nie jestem mężczyzną? –
Zdenerwował się Piotrek chwytając przynętę zarzuconą przez współlokatora. –
Dobra, zróbmy to, ale ma to być tylko pocałunek.
- Odważysz się, czy jak zwykle podwiniesz ogon nim
zaczniesz? – Rzucił Jacek posyłając chłopakowi wyzywające spojrzenie. Ten
podniósł rzuconą mu rękawicę, powoli przybliżając swoją twarz. – Otwórz oczy,
inaczej ciężko będzie ci trafić do celu.
- Więc ty nie patrz – mruknął nieśmiało chłopak otwierając jedno oko – Ciężko mi to zrobić, kiedy tak na mnie patrzysz. To jest
takie… takie…
- Co, zawstydzające? – Zaśmiał się Jacek rozbawiony
speszoną postawą chłopaka. – Dobra na chwilę zamknę oczy, masz pięć sekund.
Wieczorek zamknął oczy, a Piotrek szybko przytknął
swoje wargi do jego ust i delikatnie je rozchylił. Jacek nie czekając od razu zaczął
działać. Wsunął swój język chłopakowi do ust i powoli badał nim ich wnętrze,
zielonooki nieśmiało naśladował jego ruchy, po czym stopniowo zaczął przejmować
inicjatywę. Przerwali dopiero wtedy, kiedy zabrakło im tchu.
- Zrobiłem to!
Przejąłem inicjatywę. – Cieszył się w duchu Piotrek opadając na pościel
jednocześnie łapiąc oddech. – Teraz mi
nie zarzuci, że nie jestem mężczyzną.
- Tak łatwo go podejść – śmiał się w sobie Jacek, z zawziętości chłopaka – Wystarczy tylko odpowiedni zlepek słów trafiający w jego dumę. Jest
naprawdę uroczy z tą naiwnością.
- Teraz nie możesz mi zarzucić, że nie jestem mężczyzną – rzucił Piotrek w
zadowoleniu – Przejąłem inicjatywę.
- Ta, prawdziwy z ciebie mężczyzna – odpowiedział
Wieczorek z malującym się na ustach uśmieszkiem – Lepiej się ubierz, bo ta
twoja męskość może doprowadzić do przeziębienia.
Jacek odwrócił się i machnął chłopakowi ręką na
dobranoc.
- Miłych snów – zachichotał cichaczem – Mój ty
mężczyzno.
- Czy on się
śmiał?! – Pomyślał Piotrek wpatrując się w zamykające się drzwi. – Cholera! Dałem mu się podpuścić. Co za osioł
ze mnie, jak idiota cieszyłem się z tego, że zostałem zmanipulowany.
Wściekły na siebie chłopak włożył czystą pidżamę, po
czym mimo głodu w złości położył się spać.
Cieszę się, że stosunki Piotrka z Jackiem się ociepliły, a tego całego Edwarda to był nabiła na pal i postawiła w ogrodzie dla dekoracji.. mógłby robić za strach na wróble. Nieraz irytuje mnie zachowanie Piotrka. Ciągle jęczy i nie daje dojść Wieczorkowi do słowa... I ja na miejscu Jacka to był tego Edzia się pozbyła ^^.
OdpowiedzUsuńDzięki za dwa kuszące rozdziały.
Pozdrawiam i weny życzę!
Kocham tego Jacka no! :)
Złoiłabym dupsko na miejscu Jacka temu całemu Edwardowi. Mam nadzieję, że mu się dostanie. Irmina.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo nie, o nie Piotrek został porwany, jest przetrzymywany w domu Kaśki, obok przyjaciele, ale pewnie mu nie pomogą, czego Edward chce od niego, Chris pomógł mu ucieć, ale też czemu jest tak samo traktowany przez Edwarda, no i właśnie czemu Chrisa wzięła ciotka, a Piotrka już nie, trochę zwieżeń, mam nadzieję, że Jacek rozprawi się z Edwardem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńco? Piotrek został porwany, i jest przetrzymywany w domu Kaśki, obok są przyjaciele, ale pewnie mu nie pomogą, czego Edward chce od niego? Chris pomógł mu ucieć wtedy, ale też czemu jest tak samo traktowany przez Edwarda, no i właśnie czemu Chrisa wzięła ciotka, a Piotrka już nie, trochę zwieżeń, mam nadzieję, że Jacek rozprawi się z Edwardem... bardzo na to liczę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, co, jak to się stało? Piotrek został porwany, i jest przetrzymywany w domu Kaśki, ech obok są przyjaciele, ale pewnie mu nie pomogą, bo nic nie wiedzą, czego tak naprawdę Edward chce od niego? jak się okazuje Chris pomógł mu wtedy uciec, ale też czemu jest tak samo traktowany przez Edwarda? no i właśnie zastanawia mnie kwestia czemu Chrisa wzięła ciotka, a Piotrka już nie, trochę zwieżeń, mam nadzieję, że Jacek rozprawi się z Edwardem... bardzo na to liczę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza