Translate

wtorek, 8 października 2013

Konfrontacja



Witam nowych czytelników :D Przedstawiam wam kolejny rozdział, mam nadzieję, że się spodoba :). Pozdrawiam.

Piotrek obudził się późnym popołudniem. Jeszcze zaspanym wzrokiem rozejrzał się po pokoju i ku swojemu zdziwieniu natrafił na świeży opatrunek na swojej nodze.

- Byłem pewny, że poszły mi szwy – zastanawiał się cicho patrząc na zranioną nogę. – Jednak leki od Pawła dają zbyt mocnego kopa, bo nadal czuję ich skutki.

Wstał i pokuśtykał do łazienki. Kiedy wrócił, zastał siedzącego na łóżku Kamila. Chłopiec był przybity i lekko zmartwiony. Piotrek podszedł do niego i odwracając się tyłem do łóżka, rzucił się na nie, udając luzaka. Trochę go to kosztowało, bo raniona noga eksplodowała silnym bólem.

- Cholerna noga – jęknął Piotrek wbijając wzrok w sufit. Starał się udawać wyluzowanego i co chwila zezował na przygnębionego Kamila. – Eh, wróciłem na stare śmieci.

- Przepraszam – mruknął winny Kamil – Wygadałem się, kiedy przyparto mnie do muru.

- Nie ma za co przepraszać – pocieszał go Piotrek – Wróciłbym tu prędzej czy później. To było tylko kwestią czasu.

- Mówiłeś, że chcesz się nami zaopiekować – szepnął Kamil – Gdzie chciałeś nas zabrać?

- Hm – zastanawiał się Piotrek – W parę fajnych miejsc. Na przykład do Wenecji, gdzie poznalibyście moją babcię. Trochę byśmy pokrążyli, w celu zmylenia naszych prześladowców, aż w końcu osiedlibyśmy gdzieś na stałe. Może wydać ci się to nierealne, co teraz mówię, ale naprawdę chciałbym by tak było. Ostatnio coraz częściej marzy mi się święty spokój, jednak to jedyna rzecz poza moim zasięgiem. No tak, egoistycznie snuję wizję naszej ucieczki, ale nie spytałem was o zdanie. Może nie chcecie ze mną iść?

- Chcemy, nawet nie wiesz jak bardzo – rzucił smutny Kamil – Ja po prostu nie wiem co powinienem zrobić. Zaledwie wczoraj dowiedziałem się o śmierci rodziców, co jest równoznaczne z tym, że zostaliśmy sami. Nie mam pojęcia jak powiedzieć o tym bliźniakom. Sam się ledwo trzymam. Co jeśli one się całkowicie załamią.

- Z początku pewnie nie zrozumieją – zamyślił się Piotrek wpatrując w sufit – Znając życie, to ciężko będzie im to wytłumaczyć. Pomogę ci, ale nie dzisiaj. Jestem jeszcze zbytnio osłabiony.

- Dzięki – Uśmiechnął się wdzięczny Kamil i nagle zaczął płakać. – Ja przepraszam, nie powinienem. Nie panuję nad tym.

- Nie martw się tym – uspokoił go Piotrek – Daj temu upust. Z własnego doświadczenia wiem, że to pomaga. Przy mnie nie musisz się krępować. Sam dość często płaczę, choć jestem od ciebie o wiele starszy. Tak między nami, to w dzieciństwie byłem strasznym beksą i niestety weszło mi to w krew.

- Nie boli cię noga? – Załkał cicho chłopiec, wskazując zranione udo – Dlaczego ktoś do ciebie miałby strzelać?

- Wiesz, w młodości nie pozamykałem kilku spraw – uśmiechnął się nieobecnie Piotrek – Teraz niestety widać tego konsekwencje. Trochę przekombinowałem i przegrałem jedną partię szachów z losem. A tak zmieniając temat, to czy jest mocno zły?

- Masz na myśli Dantego? – Spytał dla pewności chłopiec – Jeśli o niego chodzi to tak, jest bardzo zły.

- To niedobrze – westchnął Piotrek w rezygnacji – Czyli mi nie popuści, zresztą jak zwykle.

Rozmowę ich przerwał sygnał nadchodzącej wiadomości na komórce Piotrka. Chłopak niespiesznie sięgnął po telefon i otworzył plik.


Death, jestem w Polsce. Odnalazłem twojego przydupasa i niedługo będę z nim u ciebie. Li.


- Jasna cholera! – Piotrek zerwał się na równe nogi w złości. Zapomniał nawet o bólu nogi. – Jeszcze jego mi tu brakowało.

- O co chodzi? – Dopytywał się Kamil nieco wystraszony reakcją chłopaka. – Kto ma tu przyjść?

- Nikt ważny – uspokajał się Piotrek, po czym narzucił na siebie dres. – Kamil, powiedz mi, czy Dante jest w domu?

- Wyszedł godzinę temu – odpowiedział chłopiec – A czemu pytasz?

- Mam do ciebie prośbę – rzucił szybko do nastolatka – Kryj mnie. Mam nadzieję, że wrócę za niecałą godzinę.

Nagle rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Kamil szybko pobiegł otworzyć. Kiedy to zrobił, jego oczom ukazał się młody Chińczyk w towarzystwie wystraszonego Pawła.

- Jest Death? – Spytał Chińczyk po angielsku – Jeśli tak, to niech przyjdzie.

- Li! – Przywitał się także po angielsku Piotrek szybko schodząc ze schodów. – Co robisz w tym kraju?

- Interesy szefie, interesy – zaśmiał się Li-Dok w odpowiedzi – Przy okazji postanowiłem cię odwiedzić i pogadać.

- Zgoda – przystał na propozycję Piotrek – Ale nie tutaj, ok.?

- Czemu nie tu? – Zdziwił się Chińczyk – Wygląda dość spokojnie.

- Podejrzewam o czym chcesz gadać – mruknął poważny Piotrek – To mieszkanie nie jest odpowiednim do tego miejscem.

- Rozumiem – wzdrygnął się Li, czując mroczną stronę kolegi – Zgoda. To gdzie nas poprowadzisz szefie.

- Nie nazywaj mnie tak więcej – udał serdeczny uśmiech Piotrek, co przeraziło odbiorców – Możemy to załatwić na zewnątrz.

- A może skorzystajcie z mojego mieszkania – zaproponował zmartwiony Kamil wyłapując pojedyncze słowa z rozmowy – Jest puste i nikt wam nie będzie przeszkadzał. Na zewnątrz będzie zbyt wielu świadków.

- Bystry dzieciak, choć powinien pod-szlifować angielski – pochwalił nastolatka Li – Zawsze potrafiłeś dobierać sobie odpowiednich ludzi.

- Nikogo nie dobierałem – warknął Piotrek zaciskając zęby – Sami za mną podążali. Kamil, daj klucz.

- Może powinienem z tobą iść? – Spytał zmartwiony chłopiec – Ta rozmowa nie zapowiada się zbyt dobrze.

- Nie martw się – odparł spokojnie Piotrek – To jedna z tych spraw, które muszę zamknąć. Dam sobie radę sam. Paweł zostajesz z chłopcem.

- Ok. – Zgodził się brunet niepewnie siadając pod ścianą. – Poczekam tutaj.

- Jak chcesz – rzucił Piotrek znikając za drzwiami mieszkania Kamila, które za sobą zatrzasnął.

Li spokojnie usiadł na kanapie i omiótł pomieszczenie badawczym wzrokiem. Piotrek stanął naprzeciw kolegi i czekał, aż ten rozpocznie rozmowę.

- Sprowadza mnie do ciebie La Muerte – odezwał się wreszcie Li-Dok przerywając ciszę – Masz się ostatecznie zadeklarować.

- L-Diablo nastaje? – Stwierdził Piotrek sucho – Zadeklarować za czym?

- Błędnie odczytał twoją wizytę w siedzibie Red Scorpions i twierdzi, że wróciłeś do gry – Oznajmił spokojnie Li, jednocześnie bawiąc się nożem – Chce się z tobą spotkać twarzą w twarz, jako z przywódcą naszej grupy.

- Powtórz, bo chyba coś źle zrozumiałem – zdziwił się Piotrek siadając na jednym z krzeseł w pokoju – Wydawało mi się, że powiedziałeś słowo „przywódca”.

- Nie mylisz się – potwierdził Li lekko rozbawiony – Tak powiedziałem.

- Nie jestem już przywódcą Red Scorpions, więc nie widzę problemu – westchnął wreszcie zamyślony Piotrek – Co jeśli odrzucę tę propozycję?

- Zrówna z ziemią naszą siedzibę i wytnie w pień całą grupę – Poinformował niewzruszony Li – Decyzja należy do ciebie przywódco RS. Czy wspominałem, że L-Diablo jest właśnie w tym mieście?

- Cholera Li, mówiłem byś mnie tak nie nazywał – zganił go Piotrek – I nie, nie wspominałeś o tym. Skoro jest na miejscu, to złóżmy mu wizytę. Osobiście powiem mu o mojej rezygnacji z funkcji szefa grupy. Wiesz może gdzie jest w tej chwili?

- Nie, ale się dowiem – zaśmiał się Li – Wystarczy jeden telefon do mojego informatora.

- Czasem myślę, że nic nie umknie twojej uwadze – uśmiechnął się Piotrek, ale po chwili wyraz jego twarzy przybrał mroczniejszy odcień, emanując morderczym zamiarem. – No, ale dosyć tych ceregieli i czas zabrać się do rzeczy. Dzwoń i ruszamy!

- To Death jakiego pamiętam – wspominał Li-Dok całkowicie wyluzowany – Ten twój nowy, grzeczny image w ogóle do ciebie nie pasuje.

- Nie tobie decydować, jak mam się zachowywać – warknął z irytacją w głosie Piotrek, jednak po chwili raptownie się uspokoił. – Tak naprawdę, to jestem spokojnym facetem. Okres Red Scorpions należy do młodzieńczego buntu, z którego starałem się otrząsnąć. Śmierć Derecka dała mi dużo do myślenia.

- Rozumiem – rzucił poważnym tonem Li – I dlatego uszanuję każdą decyzję jaką podejmiesz.

- Też wydoroślałeś przyjacielu – zachichotał Piotrek – Czas jednak wpływa na ludzi i powoli ich zmienia.

- Święta racja – przyznał Li dołączając swój chichot do kolegi. Po chwili jednak dostał wiadomość na telefon, którą przeczytał. – L-Diablo jest na jakimś uniwersytecie.

- Na uniwersytecie?! – Zszokował się Piotrek – Nieważne, idziemy.

* * * * *

Droga na uniwersytet minęła dość szybko. Piotrek nieco odczuwał lekki dyskomfort ze względu na bolącą nogę, ale nie dawał tego po sobie poznać. Li uważnie mu się przyglądał, jednak nawet jak coś zauważył nie wypowiedział na ten temat ani jednego słowa. Kiedy zajechali na miejsce i wysiedli z autobusu, Piotrek z nostalgią wymalowaną na twarzy wpatrywał się w budynki uczelni.

- A ty coś się tak rozmarzył? – Spytał zdziwiony Li – Wyglądasz jak mój dziadek wspominający młodzieńcze dni.

- No, coś ty? – Zaśmiał się Piotrek w odpowiedzi – Chyba nie wyglądam, aż tak staro?

- Po prostu mówię, co widzę – prychnął Chińczyk wyrzucając zużyty bilet do kosza na śmieci – To tyle.

- Widzisz… – Zaczął z utęsknieniem Piotrek – Trochę się tu uczyłem i mam sentyment do tej uczelni.

- Nie rozśmieszaj mnie Death – Li zmierzył kolegę badawczym spojrzeniem – Ten, który zarzekał się, że nigdy nie utonie w żadnym systemie, poszedł na studia?

- Doszedłem do wniosku, że niezależnie jak usilnie będę chciał uciec od systemów, to i tak w któryś nieświadomie wpadnę – tłumaczył zawstydzony Piotrek – Może wydać ci się to głupie, ale nie chciałem żeby tak się stało. To dlatego świadomie podjąłem taką, a nie inną decyzję. No, ale koniec tych wspominek. Czas spotkać się z liderem La Muerte.

Piotrek raptownie spoważniał i zarzuciwszy na głowę kaptur bluzy ruszył w kierunku miejsca, gdzie miał znajdować się L-Diablo. Na jego szczęście lub nieszczęście mężczyzna wychodził z budynku Centrum Konferencyjnego w obstawie czterech ochroniarzy. Piotrek zaszedł mu drogę, czym zdziwił całą piątkę.

- Kopę lat L-Diablo! Masz chwilę? – Spytał uprzejmie Piotrek – Bo ja postanowiłem ci takową poświęcić.

- Witaj Death – przywitał się ponuro czarnowłosy mężczyzna, jednocześnie stopując gestem swoich podwładnych – Jak widzę, też nie jesteś sam.

- Ktoś musiał przekazać twoją wiadomość – stwierdził wyłaniający się z cienia Li – Nie sądzisz?

- Dwóch członków bezczelnego tria – podsumował ich mężczyzna z rezygnacją wzdychając – To jaka jest twoja decyzja Death?

- Tak na marginesie, to nie rozumiem twoich intencji co do ultimatum – wyjaśniał Piotrek z arogancją w głosie – Tak dla jasności, nie jestem już liderem Red Scorpions, więc nie mieszaj ich do naszych porachunków. Zabiłem Craiga, ponieważ on zabił Derecka. Z zemsty zatraciłem samego siebie i oddałem się swojej mrocznej części, czego do dziś żałuję.

- Wzruszające – wysyczał z pogardą L-Diablo, a jego obstawa powoli zaczęła otaczać chłopaka – I myślisz, że ta ckliwa gadka wszystko załatwi?

- Nie, ale nie zaszkodziło spróbować – Zaśmiał się złośliwie Piotrek, jeszcze bardziej prowokując mężczyznę. – A skoro już jesteśmy przy temacie, czemu mnie wtedy nie zabiłeś? Miałeś ku temu okazję w szpitalu, nie sądzisz? Teraz też mógłbyś oddać jeden strzał, więc czemu?

- Są gorsze rzeczy od śmierci – odparł zimnym głosem mężczyzna – Craig był palantem i dobrze, że zginął. Jednak ty strasznie mnie intrygujesz. W tak młodym wieku siałeś strach wśród dzieciaków naszej dzielnicy. Po naszym pierwszym spotkaniu, postanowiłem złamać twojego ducha i zmyć tę arogancję z twarzy. Uczynię cię moim szczeniakiem i uwiążę na smyczy.

- A kto by chciał ci służyć – wyśmiał go Piotrek – Ja mam być niby twoim psem? Sprawię, że odszczekasz te słowa!

- I myślisz, że temu podołasz? – Powątpiewał L-Diablo.

- Jestem tego pewien – Rzucił szorstko Piotrek. – Nie wtrącaj się Li.

- Ty mały gnoju! – Warknął mężczyzna, posyłając na niego swoich ludzi – Brać go! Pobić do nieprzytomności!

Czterech ochroniarzy La Muerte jednocześnie rzuciło się na Piotrka. Chłopak sprawnie odpierał ich ataki, jednak z każdym ciosem coraz bardziej odczuwał zranioną nogę, co spowalniało trochę jego ruchy. W końcu powalił swoich przeciwników.

- Szykuj się L-Diablo – sapnął zbliżając się do czarnowłosego mężczyzny. Walczyli dość długo, aż w końcu Piotrek został uderzony w ranę na udzie. Zachwiał się i upadł na kolano. – Cholera!

Dygocząc z bólu podniósł się na nogi, ze świadomością, że musi szybko skończyć tę walkę. Ignorując potworny ból skupił się na ostatniej serii ciosów, powalając na ziemię L-Diablo. Mężczyzna leżał nie mogąc się podnieść, co świadczyło o zwycięstwie Piotrka.

- Chciałeś mojej krwi – wydyszał Piotrek, stając nad mężczyzną, po czym skinął na Li, który rzucił mu swój nóż. Chłopak wbił ostrze w swoją dłoń i ochlapał L-Diablo swoją krwią – To ją masz. Od teraz jesteśmy kwita.

- Na twoim miejscu nie byłbym tego taki pewien – zaśmiał się czarnowłosy – To zwycięstwo nic nie znaczy. La Muerte nie zapomina swoich wrogów.

- Ale ja wcale nie jestem wrogiem twojej grupy, a bynajmniej nie starałem się nim być – zaprzeczył Piotrek lekko zdziwiony słowami mężczyzny, po czym przyklęknął przy nim i wyciągnął ku niemu dłoń. – Może zabrzmi to dziwnie, ale chciałem to zakończyć. Dziś po raz ostatni widzisz mnie jako Deatha. Li zastąpi moje miejsce w RS i jestem pewien, że będzie lepszym przywódcą ode mnie. – Nieco osłabiony usiadł na ziemi – Chcę wreszcie ułożyć swoje życie. Powoli odkrywam kim tak naprawdę jestem, a uwierz, to nie jest prosta sprawa. Dlatego błagam cię byś zostawił mnie w spokoju. Pomyśl o mnie jak o nieboszczyku.

- Ty tak bardzo chcesz uciec od samego siebie – zauważył mężczyzna, chwytając zakrwawioną dłoń chłopaka. Piotrek skrzywił się z bólu. Mężczyzna siadając zauważył świeżą plamę krwi na spodniach chłopaka. – Głupcze, w takim stanie przyszedłeś ze mną walczyć?

- Bądź co bądź wygrałem – uśmiechnął się słabo Piotrek, próbując się podnieść – Chyba jednak przesadziłem. Li, pomożesz?

- Jesteś niemożliwy – zaśmiał się rozbawiony całą sytuacją L-Diablo – Jak zawsze w gorącej wodzie kąpany. Pewnie nawet nie sprawdziłeś po co tu jestem.

- No, jakoś tak wyszło – zawstydził się Piotrek, co raz bardziej słaby – Chciałem tylko z tobą pogadać, więc czemu miałbym się interesować celem twojego przybycia do Polski?

- Trafne pytanie – przyznał mężczyzna klepiąc chłopaka po ramieniu – ale na twoim miejscu bym to sprawdził, Death. Tym bardziej, że w pewnym sensie chodzi tu o ciebie.

- Zaraz, zaraz – przerwał mu zdumiony Piotrek – o co ci chodzi? Niby jaki to ma związek z moją osobą?

L-Diablo w ogóle nie odpowiedział, tylko w śmiechu odszedł. Li-Dok podszedł do Piotrka i pomógł mu się dźwignąć na nogi. Oparty o Chińczyka chłopak ledwo co utrzymywał równowagę. Dopiero teraz dostrzegł niewielki tłum gapiów przed wejściem do Centrum Konferencyjnego.

- Cholera jasna! – Mruknął Piotrek napotykając wściekłe spojrzenie pary piwnych oczu. – Zmywamy się stąd Li. Zabierz mnie na przystanek, póki jestem jeszcze przytomny.

- Robi się szefie – zaśmiał się Chińczyk ruszając w stronę przystanku autobusowego. – Niezła walka, jak na kogoś z raną po postrzale.

- Dzięki – uśmiechnął się smutno Piotrek – ale wiesz, teraz ty jesteś liderem RS, a ja nikim.

- Nie jesteś nikim – prztyknął go w nos Li – Nadal jesteśmy dobrymi kumplami. Nie zapominaj o tym.

- Nie zapomnę – odparł spokojnie Piotrek, jednak wyczuwając czyjąś obecność za plecami dodał – Dla twojego dobra byłoby lepiej trzymać się ode mnie z daleka. Ściągam tylko same problemy.

- To nie powód, bym się miał od ciebie odwrócić – wyśmiał go Li – Kiedyś to ja ciągle zsyłałem kłopoty, którymi obarczano ciebie jako lidera. Craig wtedy chciał dopaść mnie. Nie Derecka, czy ciebie Death, ale mnie.

- Wiedzieliśmy o tym – rzucił Piotrek słabym głosem – Dlatego poszliśmy z Dereckem razem. Mieliśmy świadomość, jak to się może zakończyć, jednak nie chcieliśmy byś znowu ucierpiał w tej bezsensownej sprzeczce pomiędzy naszymi grupami. Byłeś wtedy najwrażliwszy z naszej trójki, a to sprawiało, że widzieliśmy w tobie iskierkę nadziei na lepsze jutro.

- Wiesz, ckliwe gadki walisz – podsumował go Li – Oszczędź sobie, ok.?

- Słuchaj kolegi – usłyszeli za sobą męski głos. Piotrek zerknął za siebie i zobaczył wściekłego Dantego. Mężczyzna podszedł do nich i zręcznym ruchem przechwycił chłopaka z rąk Chińczyka – Pozwól, że teraz ja się nim zajmę.

- Death? – Li w szoku wypowiedział imię kolegi – Nie mów, że zadarłeś nawet z Sicariusami.

- A to źle? – Zażartował osłabiony Piotrek, jednak niezadowolony Dante zarzucił go sobie na bark, sprawiając przy tym chłopakowi ból. – Au! Jakbyś nie zauważył, to jestem ranny.

- Sam jesteś sobie winny – warknął Dante dociskając bolące miejsce, na co chłopak zawył z bólu. – Powinieneś grzecznie siedzieć w domu i tam lizać swoje rany. Pół nocy zakładałem ci szwy i opatrunki, a ty ot tak sobie masz czelność je zrywać i to jeszcze na moich oczach.

- Hej, przestań! To naprawdę piekielnie boli – Prawie piszczał z bólu – Przepraszam, sorry. Wybacz. Dante, proszę przestań.

Piotrek w końcu stracił przytomność z powodu zbyt wysokiego stopnia bólu. Dante wpakował go do samochodu, po czym ruszył w stronę Li. Chińczyk nadal zszokowany wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał jego przyjaciel. Nagle poczuł tępy ból z tyłu głowy i nieprzytomny runął wprost na ręce Sicariusa, który podobnie jak Piotrka, wrzucił go do swojego auta.

Li ocknął się po piętnastu minutach i pocierając bolące miejsce usiadł na tylnym siedzeniu. W przednim lusterku dostrzegł czujny wzrok ciemnowłosego kierowcy, który co i rusz zerkał w tył. W pierwszym odruchu, młody Chińczyk chwycił za rączkę drzwi z chęcią wyskoczenia, ale to nic nie dawało.

- Nawet nie próbuj – mruknął rozbawiony reakcją chłopaka mężczyzna – To bezcelowe, bo drzwi są zablokowane.

- Spodziewałem się tego – rzucił niezadowolony z niepowodzenia Li – ale nie zaszkodziło spróbować.

- Skąd wiedziałeś, że należę do Sicariusów? – Spytał Dante nagle zmieniając temat – Nie przypominam sobie bym cię znał.

- Prawidłowo – uśmiechnął się chłopak – Mam swoje źródła, a skoro postanowiłem prowadzić taki, a nie inny tryb życia, to lepiej poznać jego hierarchię.

- Mądrze – podsumował mężczyzna odwzajemniając uśmiech – Jak dużo wiesz?

- Tego nie zdradzę – sapnął Li – Tajemnica zawodowa.

- Rozumiem – odparł w zamyśleniu Dante – Prędzej czy później mi powiesz.

- Gdzie mnie zabierasz? – Wystraszył się trochę chłopak – Wątpię żebym był ci do czegoś potrzebny.

- Jedziemy do szpitala – poinformował mężczyzna w zamyśleniu – Musi go obejrzeć lekarz.

- Możliwe – przyznał Li – Death dzisiaj dał z siebie wszystko. Na szczęście, udało mu się to zakończyć dość spokojnie. Tym razem nie poddał się swojej mrocznej stronie, ale był temu bliski. Szwy mu poszły dopiero po uderzeniu w ranę przez L-Diabla, a tak przez wcześniejsze walki udawało mu się utrzymać dystans do przeciwników. Chronił nogę.

- Skoro wiedziałeś, że jest ranny, to czemu go nie powstrzymałeś przed walką? – Zauważył z wyrzutem Dante – Mogłeś bić się zamiast niego.

- Nie pozwoliłby na to – zaśmiał się Li – Jak coś sobie postanowi, to od razu zaczyna działać. Poza tym, to były porachunki pomiędzy nim, przywódcą RS a liderem La Muerte, nie mogłem się wtrącić.

- Jakie porachunki? – Zdziwił się Dante zatrzymując samochód na szpitalnym parkingu – Zaczekaj tu z nim, a ja pójdę po lekarza.

- I myślisz, że ktokolwiek wyjdzie na parking? – Nie dowierzał Chińczyk wbijając wzrok w budynek szpitala – A co jeśli stąd ucieknę?

- Powiem tylko, że pożałujesz wtedy swojej decyzji – rzucił mężczyzna wychodząc z auta – Miej to na uwadze.

Dante spiesznie ruszył ku głównemu wejściu do szpitala. Li odprowadził go wzrokiem i na chwilę pogrążył się w myślach. Piotrek w tym czasie odzyskał przytomność i poprawił się na siedzeniu.

- Długo spałem? – Spytał nieprzytomnie, ledwo utrzymując pozycję siedzącą – Gdzie jesteśmy?

- Na parkingu szpitala – poinformował kolegę Li – Sicarius poszedł po lekarza dla ciebie.

- A ty, czemu tu jeszcze jesteś? – Zdziwił się Piotrek, patrząc zaspanym wzrokiem na Chińczyka – Możesz przecież uciec.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł – zastanawiał się Li – Zagroził, że będzie źle, jeśli to zrobię.

- On wszystkim grozi – uśmiechnął się Piotrek kładąc rękę na ramieniu kolegi – Potraktuj to jak ostatnią radę Deatha i wracaj do swoich obowiązków. Sam mi, przecież mówiłeś, że wieczorem masz samolot do Stanów. Na twoim miejscu bym się nie zastanawiał, tylko wiał.

- A co z Sicariusem? – Martwił się trochę Li konsekwencjami – Co jeśli mnie dorwie?

- Będziesz się tym martwił, jak cię dorwie – zaśmiał się cicho Piotrek – Teraz jest teraz, a na twoim terenie nie będzie mógł ci za wiele zrobić.

- W takim razie – ucieszył się Li wysiadając z auta – Trzymaj się zdrów Death.

- Ta – pożegnał go Piotrek – Kiedyś z pewnością cię odwiedzę.

- Będę czekał – rzucił Li, po czym zatrzasnął drzwi samochodu i biegiem puścił się w stronę przystanku autobusowego. Piotrek szybko stracił go z oczu. Po jakiejś chwili wrócił Dante w towarzystwie dość młodego mężczyzny, który od razu zaczął badać chłopaka. Spojrzał na stan przytomności Piotrka i opatrzył ranę, uprzednio ją ponownie zszywając.

- Potrzebuje jednej jednostki krwi – poinformował Dantego lekarz – Jaką ma grupę?

- Nie wiem – odpowiedział zdenerwowany Sicarius – Nigdy nie wspominał jaką ma grupę.

- AB Rh- – Szepnął półprzytomny Piotrek, widząc minę Dantego – Taką mam grupę.

- To niedobrze – zmartwił się lekarz – To bardzo rzadka grupa i ciężko ją tu zdobyć, ale chyba da się coś zrobić.

- Dzięki Marek – odetchnął z ulgą Dante, ściskając dłoń mężczyźnie – Nie pierwszy raz mi pomagasz.

- Wiem – mruknął Marek, pisząc coś na karteczce z notesu – Tu masz namiar na osobę z banku krwi. Powołaj się na mnie, a wyda ci potrzebną jednostkę krwi. Pospieszyłbym się na twoim miejscu, jeśli chcesz by chłopak przeżył.

Dante pożegnał się z lekarzem i ruszyli do banku krwi. Tam postąpił wedle instrukcji, zdobywając potrzebną jednostkę krwi dla rannego Piotrka, po czym wrócili do domu. Zaniósł nieprzytomnego chłopaka do pokoju i tam podłączył krew, która powoli zaczęła spływać przez przewód kroplówki. Po upływie godziny woreczek opustoszał, a Piotrek powoli nabierał kolorów.  Kiedy odzyskał przytomność, miał lekkie mdłości i zawroty głowy, ale o wiele lepsze samopoczucie niż przed omdleniem z bólu. Przy łóżku czuwał Dante, który akurat w tym momencie drzemał.

- Musiał naprawdę być zmęczony – pomyślał uśmiechając się na widok śpiącego mężczyzny – Ciekawe, jak długo tu siedzi?

Piotrek powoli wstał z łóżka i chwiejnym krokiem ruszył w stronę łazienki. Miał ochotę na odświeżający prysznic, ale stan w jakim się znajdował nie rokował pomyślnego wyniku w podjęciu próby kąpieli. Westchnął przeciągle i z rezygnacją wrócił do pokoju. Dante już nie spał, a jedynie bez słowa wpatrywał się w chłopaka, który w pierwszej reakcji lekko się speszył i spuścił wzrok.

- Nie patrz tak na mnie – szepnął Piotrek siadając na łóżku, jednak nic tym nie wskórał – O co ci chodzi do cholery!

- Ty już dobrze wiesz o co – odpowiedział spokojnie mężczyzna, po czym wstał z krzesła i zbliżył się do chłopaka – Cały pieprzony rok zastanawiałem się cię szukając co się z tobą dzieje, a ty nawet nie raczyłeś się ze mną skontaktować, jak z Nicole.

- Moim celem było odseparowanie się od ciebie – mruknął Piotrek kładąc się na plecy i wbijając wzrok w sufit – Ten rodzaj ucieczki miał oczyścić ci drogę do sukcesji w czym według Orestesa jestem przeszkodą. Przeanalizowałem każdą możliwą opcję przed ucieczką z akademii, ale niezależnie od rodzaju argumentacji wciąż wychodził jeden i ten sam wynik. Intuicyjnie czułem, że Orestes chciał dokończyć swoją misję i odesłać mnie Murdochom. Wiesz, że to najgorsze co mogłoby mnie spotkać.

- Miałeś jeszcze jedno wyjście. – zauważył Dante z gniewnym spojrzeniem – Mnie.

- Znasz mnie na tyle, że powinieneś zrozumieć mój tok myślenia w tamtej sytuacji – westchnął Piotrek – Nie chciałem być przysłowiową kulą u nogi.

- Rozumiem i to mnie najbardziej wkurza – zdenerwował się Dante – W ogóle nie wziąłeś mnie pod uwagę.

- Ależ brałem – usprawiedliwiał się Piotrek słabym głosem – Po prostu stwierdziłem, że tak będzie lepiej.

- Lepiej?! – Wrzasnął nie dowierzając temu mężczyzna – I nadal tak twierdzisz? Sam w to nie wierzysz!

- Nie unoś się tak – uspokajał go chłopak podnosząc się do siadu, czym tylko wzmógł złość Dantego – Wiem, że postąpiłem jak zwykły tchórz uciekając, ale zazwyczaj tak żyłem i nic na to nie poradzę, to taki wyuczony proces zachowawczy.

- Że ja się niby niepotrzebnie unoszę? – Powtórzył nieznacznie zmodyfikowaną wersję wypowiedzi Piotrka – Nie widziałem cię rok! Cały, pieprzony rok, do cholery! I mam się nie wściekać, kiedy odwalasz takie cyrki po tym jak cię znalazłem? Mogłeś stracić życie w głupi sposób. Mogłem cię bezpowrotnie stracić!

- Kumam i przepraszam – okazał skruchę Piotrek nieco zaniepokojony reakcjami mężczyzny – Sorry.

- I tylko tyle masz mi do powiedzenia? – Zirytował się Dante, obrzucając chłopaka mrocznym spojrzeniem. – Sorry i tyle?

- A co chciałbyś usłyszeć!? – Wrzasnął Piotrek nie wytrzymując napięcia – Nie mam obowiązku spowiadać ci się z każdej decyzji jaką podejmę w życiu. Jestem dorosłym człowiekiem i wiem, że zawsze wiąże to się z różnymi konsekwencjami. Wiesz, jak się czuje człowiek, kiedy mu się mówi, że jest zawadą? Gówno o mnie wiesz, a chcesz nadzorować moje życie!

- I kto tu się niby unosi – odgryzł się wściekły mężczyzna, policzkując chłopaka – Mam świadomość, że mało wiem o twojej osobie, a wczoraj byłem świadkiem czegoś co temu poświadczyło. Nigdy nie powiedziałem, że jesteś zawadą i nie mam zamiaru tego mówić. Nie jestem Orestesem, ani żadnym z Murdochów, więc mnie do nich nie porównuj!

Piotrek po tych słowach zaczął się desperacko śmiać.

- To tylko poświadcza, że nic o sobie nie wiemy – odparł spokojniejszy chłopak – Czy to znaczy, że nie potrafimy sobie zaufać? Chyba łączy nas więcej niż myślałem.

- Co masz na myśli – nie rozumiał wywodu chłopaka Dante – Wyjaśnij.

- Obaj udajemy twardzieli, choć tak naprawdę jesteśmy wrażliwi – oświadczył Piotrek nadal się śmiejąc – Ironia losu. Ludzie, którzy bez skrupułów potrafią zabijać, w rzeczywistości są najbardziej wystawieni na zranienie. To dlatego nigdy nie chciałem do kogokolwiek zanadto się zbliżać, bo wiązało się to z prawdopodobieństwem odniesienia wewnętrznych ran. Nie jestem grzecznym chłopcem. Życie nauczyło mnie, że przetrwanie w tym świecie wymaga nieludzkich metod. Jestem temu przeciwny, ale niekiedy poddaję się mrokowi czającemu się w zakamarkach mojej osobowości i doprowadzam do tragedii. Sam czasem się sobie dziwię, że ktoś taki jak ja może skrzywdzić inne stworzenie. Czy to nie jest iście zwierzęce?

- Przestań wygadywać te wszystkie niepotrzebne dyrdymały – zrugał go Dante – Nie jesteś żadnym zwierzęciem, a jedynie pogubionym chłopcem, który nie potrafi dostrzec w sobie tkwiącego w nim światła.

- Światła? – Wyśmiał go chłopak – Moje życie spowija mrok, choć po poznaniu ciebie zacząłem dostrzegać pewne światło. Jednak szybko zostało zgaszone przez Orestesa.

- W moim życiu ty stałeś się latarnią rozświetlającą otaczający mnie mrok – mruknął zmęczonym głosem Dante – Nim cię poznałem, byłem bezwzględnym zabójcą, który nie liczył się z nikim. Bez jakiegokolwiek zawahania potrafiłem odebrać życie kobiecie, starcowi czy dziecku. Zawsze wędrowałem przez życie samotnie pomimo posiadania licznej rodziny. Otoczyłem wokół siebie barierę, którą tylko ty potrafiłeś sforsować. Wiesz, jak się czułem, kiedy uciekłeś?

- Podejrzewam – wyszeptał smutny Piotrek – Ja przez ostatni rok, czułem się jak kawał gówna. Nie myślałem, że opuszczenie ciebie sprawi mi aż tyle ran.

- Skoro tak było, to czemu nie wróciłeś? – Spytał zaciekawiony słowami chłopak mężczyzna, nachylając się nad jego twarzą.

- Jestem masochistą – uśmiechnął się chłopak z zamkniętymi oczami – Obiecałem Orestesowi zniknąć z rodziny Sicarius, ale okazało się to cholernie trudne. Zmieniłem tożsamość, wygląd, ale nie potrafiłem wyprzeć swoich uczuć względem ciebie. Za bardzo się do ciebie przywiązałem, a każda myśl z tobą związana sprawiała mi ból w piersi. Ten rok rozłąki uświadomił mi, że nie potrafię bez ciebie żyć. Bałem się ciebie spotkać, po tak długim czasie, bo nie wiedziałem jak zareagujesz? Zwątpiłem w ciebie Dante i źle się z tym czuję. Pewnie zawiodłeś się na mnie. W sumie, to nic nowego, bo non stop ciebie zawodzę.

- Co ty wygadujesz?! – Zdziwił się mężczyzna nagłym obwinianiem się chłopaka – Nie zawiodłem się na tobie. Cieszę się, że wreszcie przyznałeś się do swoich uczuć. Wreszcie przyznałeś, że mnie kochasz.

- Na serio? – Upewniał się chłopak – I nie jesteś zły?

- Cieszę się, ale jestem wściekły jak cholera – odpowiedział Dante, kładąc dłoń na ranie chłopaka. – Jestem tak wściekły, że mam ochotę doprowadzić cię do płaczu. Chcę żebyś wił się z bólu na moich oczach.

- Nie, przestań to boli – jęknął z bólu chłopak, starając się zdjąć z rany rękę Dantego – Proszę cię, nie rób tego. Pohamuj swój gniew i odpuść mi trochę. Obiecuję, że już cię nie zostawię, więc proszę przestań.

- Nie – zbył go mężczyzna nadal sprawiając chłopakowi ból. Piotrek wił się na łóżku bezskutecznie walcząc z silnym uściskiem Dantego, jednak ten nie ustępował. – A może powinienem sprawić ci inny ból?

- Nie. Błagam tylko nie to – Piotrek nie wytrzymał i wreszcie pękł. Łzy pociekły mu po policzkach, ale szybko zakrył twarz poduszką. – Czemu mi to robisz? Doprowadzasz mnie do takiego stanu.

- To twoja kara – oznajmił spokojnie Dante wyrywając chłopakowi z rąk poduszkę, przez co w całej okazałości widział swoje dzieło, czyli zapłakaną twarz Piotrka – Stęskniłem się za moim osobistym mazgajem. Jesteś uroczy, kiedy tak płaczesz.

- No, wiesz – odwrócił wzrok nadąsany Piotrek, który nadal nie mógł powstrzymać płynących z bólu łez – To niesprawiedliwe, bo nie potrafię powstrzymać płaczu czując zbyt wysoki ból. To uwłaczające dla każdego faceta, a ty ot tak sobie wymuszasz to na mnie.

- Tak bardzo brakowało mi twoich dziecięcych dąsów i zapłakanego głosu – wyszeptał mu do ucha Dante, mocno go przytulając – Stęskniłem się za tobą całym, dlatego postanowiłem sobie, że kiedy dorwę cię w swoje ręce, to doprowadzę do ostateczności każdy twój zmysł i emocje.

- Jesteś szalony – wystraszył się Piotrek czując jak dłoń mężczyzny zmierza ku jego dolnym partiom ciała – Dante, błagam cię, nie dzisiaj. Nie wytrzymam tego.

- Wiem – zachichotał mężczyzna – Jednak chcę cię całego obejrzeć, dlatego weźmiemy razem kąpiel.

- Jak zwykle zabawiłeś się moim kosztem – załkał Piotrek, odpychając od siebie Dantego – Kretyn.

- Mówiłem, że chcę doprowadzić cię do ostateczności – odparł niewzruszony dąsami chłopaka Dante – Ponieś konsekwencje swojej decyzji po męsku.

- Grając rolę kobiety? – Prychnął wściekły Piotrek – Dlaczego pozwalam ci robić ze mną takie rzeczy? Sam już siebie nie potrafię zrozumieć.

- Powiedziałem, że nic ci dzisiaj nie zrobię – poinformował go mężczyzna zgarniając z łóżka i niosąc ku łazience – Po prostu weźmiemy wspólnie kąpiel, jak za starych dobrych dni.

- Jesteś niemożliwy – westchnął poddając się chłopak – Rób jak chcesz, bo i tak mnie nie słuchasz.

Piotrek nie walczył tylko pozwolił robić mężczyźnie ze sobą co chciał. Dante rozebrał chłopaka i ostrożnie usadowił w wannie wypełnionej ciepłą wodą, po czym do niego dołączył. Zielonooki z początku siedział po przeciwnej stronie, ale widząc gest mężczyzny nakazujący mu się zbliżyć, posłusznie wykonał polecenie z zawstydzoną twarzą. Dante objął go w pasie i pociągnął ku sobie tak, że ten plecami przywarł do jego torsu.

- I co? Jednak lubisz dotyk tego kretyna? – Zauważył Dante, czując gęsią skórkę na ciele chłopaka – Aż cały drżysz.

- Zamknij się – jęknął zawstydzony Piotrek – To ty nauczyłeś mnie dotyku mężczyzny, więc się teraz nie dziw, że tak reaguję.

- Wiesz, ja stwierdziłem jedynie stan rzeczy – szepnął chłopakowi do ucha rozbawiony Dante – Reagujesz tak, jak chciałem byś reagował, czym sprawiłeś mi radość. Reakcja twojego ciała mówi mi, że tęskniłeś za naszymi niegrzecznymi zabawami Piotrusiu.

- Przestań – stęknął chłopak, gdy mężczyzna dotknął jego członka – Obiecałeś nic nie robić.

- Twoja naiwność także jest zdumiewająca – odparł Dante przyciskając do siebie chłopaka, który chciał się od niego odsunąć. – Troszeczkę się pobawimy, ale na całość pójdziemy dopiero po tym, jak podleczysz swoje rany, czyli za góra pięć dni.

- Tylko pięć dni? – Zdziwił się chłopak na chwilę ogłupiając – Nie za mało?

- Wystarczająco długo – szepnął mężczyzna bawiąc się sutkami chłopaka – Pamiętaj, że tym razem nie dam ci od tego uciec. Przez czas rekonwalescencji masz szlaban na wyjście z tego mieszkania. Jeśli go złamiesz, to od razu cię posiądę i będę bezwzględny, niezależnie od twoich łez. Zapamiętaj to sobie.

- To nie fair – sprzeciwił się Piotrek, ale Dante nawet go nie słuchał. Zamiast tego, brutalnie pocałował chłopaka z premedytacją przegryzając mu dolną wargę. Piotrek w szybkim odruchu zakrył krwawiące miejsce dłonią i z nie dowierzaniem spojrzał zapłakanym wzrokiem na partnera. – Przestań.

- To przedsmak tego co ci grozi, kiedy złamiesz zakaz – poinformował go mężczyzna z mrocznym spojrzeniem – Lepiej mnie nie prowokować, pamiętaj. A to traktuj jako przestrogę.

- Zrozumiałem przesłanie twoich słów tuż po ich usłyszeniu – tłumaczył wystraszony chłopak – Nie musiałeś posuwać się do takich środków, by mnie przekonać o ich powadze. Jednak nie mogę przysiąc, że nie złamię tego zakazu. Nie wiemy, co się może wydarzyć przez najbliższe pięć dni.

- Nie zaprzątaj sobie tym głowy – polecił mu Dante – Teraz powinieneś zająć się samym sobą i zadbać o swój stan zdrowia. Ochronę i bezpieczeństwo zostaw mnie i Rose.

- Zgoda – mruknął w zastanowieniu chłopak – Ale jak wyczuję, że coś nie będzie grać, od razu sam wezmę się do roboty.

- Nie ma takiej potrzeby – uspokoił go mężczyzna głaszcząc po głowie – Wystarczy, że będziesz grzecznym chłopcem i mnie posłuchasz, inaczej poznasz moją złą stronę. Wierz mi, nie chcesz tego.

- Możliwe – zastanowił się chłopak – czyli, że nie zawahasz się mnie ukarać?

- Zrozum wreszcie, że wszystko co robię nie jest niczym innym jak troską o ciebie – wyjaśniał spokojnie mężczyzna – To dla twojego dobra.

- Czasem w to wątpię – mruknął Piotrek spuszczając wzrok – Twoje kary są nieco dziwne.

- Ale dzięki nim wpłynąłem na ciebie – zauważył mężczyzna wstając i wychodząc z wanny. Zarzucił na siebie szlafrok i od razu sięgnął po Piotrka, który sam starał się wygramolić z wody. – Nie nadwerężaj nogi. Zaniosę cię do łóżka.

- Sam mogę pójść – bronił się chłopak, ale przegrał z silnym chwytem Dantego – Albo i nie.

Dante zaniósł chłopaka do łóżka i delikatnie ułożył na posłaniu. Piotrek westchnął tylko w zawstydzeniu zakrywając swoje nagie ciało kocem.

- Nie wstydź się – Dante szybko zerwał koc z chłopaka – Znam przecież każdy skrawek twojego ciała.

- To nie powód, że masz je sobie ot tak oglądać – mruknął zażenowany Piotrek – Nie jestem towarem na wystawie, ani obiektem w muzeum, wiesz?

- Wiem – zaśmiał się Dante siadając obok chłopaka. Delikatnie przejechał dłonią wzdłuż jego klatki piersiowej, zatrzymując się na podbrzuszu. Piotrek się w odpowiedzi na to wzdrygnął, czym spowodował, że na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech. – Spokojnie, nie pójdziemy na całość. Daj się trochę ululać do snu.

- Pozwól mi się chociaż ubrać – poprosił nieśmiało Piotrek cały czerwony na twarzy ze wstydu – ty masz na sobie szlafrok, a ja nie mam nic.

- Jest proste rozwiązanie – rzucił uśmiechając się Dante – Zawsze mogę zdjąć szlafrok.

- Nie musisz – Piotrek w szoku na powrót zakrył się kocem – Jestem zmęczony, dlatego od razu pójdę spać.

- Będę czuwał aż zaśniesz – mężczyzna pogłaskał wilgotne włosy Piotrka i ucałował wierzch jego czoła – Możesz spać spokojnie.

- Yhm – mruknął Piotrek powoli przysypiając – Branoc.

* * * * *
          
 Edward w zamyśleniu oczekiwał swojego gościa. Czekał już na niego od ponad godziny. W końcu obwieszczono mu jego przybycie.

- Każesz na siebie dość długo czekać wuju – powitał srebrnowłosego mężczyznę w średnim wieku – To dość nieoczekiwane z twojej strony.

- Zaiste Edwardzie – zaśmiał się mężczyzna siadając w fotelu – Miałem ku temu nieoczekiwany powód.

- Niby jaki? – Zdumiał się Edward nalewając do szklanic whisky i podając jedną wujowi – Z doświadczenia wiem, że ciężko cię czymkolwiek zainteresować Zygfrydzie.

- No, widzisz mój bratanku, a jednak coś mnie zaintrygowało – roześmiał się mężczyzna upijając łyk alkoholu – Wychodząc z konferencji byłem świadkiem interesującej sceny. W potocznym języku można by to nazwać bójką.

- Do czego zmierzasz? – Zaciekawił się Edward – Jak zwykła bójka mogła tak na ciebie wpłynąć?

- Też się nad tym zastanawiałem – odparł niewzruszony mężczyzna – Pewien dzieciak wyzwał do walki lidera La Muerte, wiesz, nie jakiego L-Diablo.

- Samobójca? – Zdziwił się Edward, dobrze znając złą sławę L-Diabla – Przeżył?

- O dziwo, ten chłopiec był ranny w jedną nogę, a bez problemu powalił na łopatki czterech ochroniarzy L-Diabla – wspominał to zajście z błogą miną – Świetne przedstawienie, żałuj, że je przegapiłeś.

- Chcesz mi powiedzieć, że jakiś tam dzieciak pokonał najlepszą obstawę La Muerte? – To trochę naciągane.

- Możliwe – przyznał Zygfryd – Jednakże prawdziwe. Przez całą walkę chłopiec miał zaciągnięty na głowę kaptur, więc nie było widać jego twarzy. Dopiero w końcowej fazie, kiedy został powalony przez L-Diabla zdjął kaptur.

- I na ile lat wyglądał? – Dociekał wciągnięty historią Edward – bardzo młody?

- Na pierwszy rzut oka wyglądał jak przeciętny nastolatek, góra siedemnaście lat – kontynuował Zygfryd – Jednakże jego twarz jest mi zanadto znana. Przefarbował włosy, zmieniając tym swój wygląd, ale emanował z niego znany mi od jego ojca mrok. Jestem pewny, że ten Death, jak się określił, tak naprawdę jest nikim innym, jak naszym Piotrusiem.

- Powiedziałeś Death? – Zdumiał się Edward – Lider Red Scorpions nosił takie imię.

- A no tak, coś o tym wspominał – zgodził się Zygfryd – Chciałem go zabrać, ale zniknął mi z oczu.

- Bądź co bądź, nie łatwo go złapać – stwierdził Edward kończąc swój drink – Dzieci, które miałem porwać też ciężko dorwać, tym bardziej, że ochrania ich rodzina Sicarius.

- Czyli to główny problem? – Zastanawiał się Zygfryd na głos – Skoro tak to wygląda, pozwólmy tym sprawom toczyć się własnym torem. Coś mi mówi, że prędzej czy później Piotrek sam się z nami skonfrontuje. Po tej walce z La Muerte jestem tego niemalże pewny.

- Czyli pozostaje nam cierpliwie czekać – westchnął Edward zgadzając się na propozycję wuja – Mam nadzieję, że Piotruś zdecyduje się na tę konfrontację dość szybko, bo nie mogę już doczekać się naszego spotkania.

C.D.N.

6 komentarzy:

  1. Kyaa! Dante! Och Dante... twoja troska o Piotrusia jest... odrobinę pokęcona ^^
    Rozdział jak zawsze mi się spodobał (od kiedy pojawia się w nim choć trochę Dantego nie ma mowy by było inaczej!). Normalnie pokochałam go :)
    Dziękuje, życzę weny i czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piotrek to się teraz doczekał jak w swoje ręce wziął go Dante ale mu się nie dziwię po tak długim czasie go nie widział.Ale ten wreście uzmysłowił sobie uczucia wobec niego i ten jest bardzo zadowolony.Opowiadanie bardzo ciekawe i czekam na dalsze części.Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. No Gata,jak zawsze mistrzostwo jeżeli chodzi o losy bohaterów opowiadania, które mi coraz bardziej przypomina książkę. Przepraszam, ale ostatnio trochę mam zawiorowań, dlatego tak regularnie jakbym chciała nie mogę czytać. Czekam na dalsze losy i fragmenty :)
    Pozdrawiam, Irmina. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    walka wspaniała, Piotrek z ranną nogą ich powalił, podobała mi się ta mroczna strona, Dante i jego troska pokręcona, co miał na muśli Ldiablo? i co to za konferencja, był na niej jeszcze Zygfryd...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    rozdział wspaniały, ta walka wspaniała ;) haha Piotrek z ranną nogą ich powalił łatwo, no i bardzo podobała mi się ta mroczna strona Piotrka, Dante to ma bardzo pokręconą tą troske, co tak naprawdę miał na myśli Ldiablo? i co to za konferencja, był na niej jeszcze Zygfryd...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, ta walka naprawdę wspaniała ;) Piotrek nawet z ranną nogą ich powalił łatwo, bardzo podobała mi się ta mroczna strona Piotrka, ech Dante to ma bardzo pokręconą tą troskę... co tak naprawdę miał na myśli LDiablo? i co to za konferencja? był na niej jeszcze Zygfryd...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń