Witam nowych czytelników :D Przedstawiam wam kolejny rozdział, mam nadzieję, że się spodoba :). Pozdrawiam.
Piotrek obudził się późnym popołudniem.
Jeszcze zaspanym wzrokiem rozejrzał się po pokoju i ku swojemu zdziwieniu natrafił
na świeży opatrunek na swojej nodze.
-
Byłem pewny, że poszły mi szwy – zastanawiał się cicho patrząc na zranioną
nogę. – Jednak leki od Pawła dają zbyt mocnego kopa, bo nadal czuję ich skutki.
Wstał
i pokuśtykał do łazienki. Kiedy wrócił, zastał siedzącego na łóżku Kamila.
Chłopiec był przybity i lekko zmartwiony. Piotrek podszedł do niego i
odwracając się tyłem do łóżka, rzucił się na nie, udając luzaka. Trochę go to
kosztowało, bo raniona noga eksplodowała silnym bólem.
-
Cholerna noga – jęknął Piotrek wbijając wzrok w sufit. Starał się udawać
wyluzowanego i co chwila zezował na przygnębionego Kamila. – Eh, wróciłem na
stare śmieci.
-
Przepraszam – mruknął winny Kamil – Wygadałem się, kiedy przyparto mnie do
muru.
-
Nie ma za co przepraszać – pocieszał go Piotrek – Wróciłbym tu prędzej czy
później. To było tylko kwestią czasu.
-
Mówiłeś, że chcesz się nami zaopiekować – szepnął Kamil – Gdzie chciałeś nas
zabrać?
-
Hm – zastanawiał się Piotrek – W parę fajnych miejsc. Na przykład do Wenecji,
gdzie poznalibyście moją babcię. Trochę byśmy pokrążyli, w celu zmylenia
naszych prześladowców, aż w końcu osiedlibyśmy gdzieś na stałe. Może wydać ci
się to nierealne, co teraz mówię, ale naprawdę chciałbym by tak było. Ostatnio
coraz częściej marzy mi się święty spokój, jednak to jedyna rzecz poza moim
zasięgiem. No tak, egoistycznie snuję wizję naszej ucieczki, ale nie spytałem
was o zdanie. Może nie chcecie ze mną iść?
-
Chcemy, nawet nie wiesz jak bardzo – rzucił smutny Kamil – Ja po prostu nie
wiem co powinienem zrobić. Zaledwie wczoraj dowiedziałem się o śmierci
rodziców, co jest równoznaczne z tym, że zostaliśmy sami. Nie mam pojęcia jak
powiedzieć o tym bliźniakom. Sam się ledwo trzymam. Co jeśli one się całkowicie
załamią.
-
Z początku pewnie nie zrozumieją – zamyślił się Piotrek wpatrując w sufit –
Znając życie, to ciężko będzie im to wytłumaczyć. Pomogę ci, ale nie dzisiaj.
Jestem jeszcze zbytnio osłabiony.
-
Dzięki – Uśmiechnął się wdzięczny Kamil i nagle zaczął płakać. – Ja
przepraszam, nie powinienem. Nie panuję nad tym.
-
Nie martw się tym – uspokoił go Piotrek – Daj temu upust. Z własnego
doświadczenia wiem, że to pomaga. Przy mnie nie musisz się krępować. Sam dość
często płaczę, choć jestem od ciebie o wiele starszy. Tak między nami, to w
dzieciństwie byłem strasznym beksą i niestety weszło mi to w krew.
-
Nie boli cię noga? – Załkał cicho chłopiec, wskazując zranione udo – Dlaczego
ktoś do ciebie miałby strzelać?
-
Wiesz, w młodości nie pozamykałem kilku spraw – uśmiechnął się nieobecnie
Piotrek – Teraz niestety widać tego konsekwencje. Trochę przekombinowałem i
przegrałem jedną partię szachów z losem. A tak zmieniając temat, to czy jest
mocno zły?
-
Masz na myśli Dantego? – Spytał dla pewności chłopiec – Jeśli o niego chodzi to
tak, jest bardzo zły.
-
To niedobrze – westchnął Piotrek w rezygnacji – Czyli mi nie popuści, zresztą
jak zwykle.
Rozmowę
ich przerwał sygnał nadchodzącej wiadomości na komórce Piotrka. Chłopak
niespiesznie sięgnął po telefon i otworzył plik.
Death, jestem w Polsce.
Odnalazłem twojego przydupasa i niedługo będę z nim u ciebie. Li.
-
Jasna cholera! – Piotrek zerwał się na równe nogi w złości. Zapomniał nawet o
bólu nogi. – Jeszcze jego mi tu brakowało.
-
O co chodzi? – Dopytywał się Kamil nieco wystraszony reakcją chłopaka. – Kto ma
tu przyjść?
-
Nikt ważny – uspokajał się Piotrek, po czym narzucił na siebie dres. – Kamil,
powiedz mi, czy Dante jest w domu?
-
Wyszedł godzinę temu – odpowiedział chłopiec – A czemu pytasz?
-
Mam do ciebie prośbę – rzucił szybko do nastolatka – Kryj mnie. Mam nadzieję,
że wrócę za niecałą godzinę.
Nagle
rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Kamil szybko pobiegł otworzyć. Kiedy to zrobił,
jego oczom ukazał się młody Chińczyk w towarzystwie wystraszonego Pawła.
-
Jest Death? – Spytał Chińczyk po angielsku – Jeśli tak, to niech przyjdzie.
-
Li! – Przywitał się także po angielsku Piotrek szybko schodząc ze schodów. – Co
robisz w tym kraju?
-
Interesy szefie, interesy – zaśmiał się Li-Dok w odpowiedzi – Przy okazji
postanowiłem cię odwiedzić i pogadać.
-
Zgoda – przystał na propozycję Piotrek – Ale nie tutaj, ok.?
-
Czemu nie tu? – Zdziwił się Chińczyk – Wygląda dość spokojnie.
-
Podejrzewam o czym chcesz gadać – mruknął poważny Piotrek – To mieszkanie nie
jest odpowiednim do tego miejscem.
-
Rozumiem – wzdrygnął się Li, czując mroczną stronę kolegi – Zgoda. To gdzie nas
poprowadzisz szefie.
-
Nie nazywaj mnie tak więcej – udał serdeczny uśmiech Piotrek, co przeraziło
odbiorców – Możemy to załatwić na zewnątrz.
-
A może skorzystajcie z mojego mieszkania – zaproponował zmartwiony Kamil wyłapując
pojedyncze słowa z rozmowy – Jest puste i nikt wam nie będzie przeszkadzał. Na
zewnątrz będzie zbyt wielu świadków.
-
Bystry dzieciak, choć powinien pod-szlifować angielski – pochwalił nastolatka Li
– Zawsze potrafiłeś dobierać sobie odpowiednich ludzi.
-
Nikogo nie dobierałem – warknął Piotrek zaciskając zęby – Sami za mną podążali.
Kamil, daj klucz.
-
Może powinienem z tobą iść? – Spytał zmartwiony chłopiec – Ta rozmowa nie
zapowiada się zbyt dobrze.
-
Nie martw się – odparł spokojnie Piotrek – To jedna z tych spraw, które muszę
zamknąć. Dam sobie radę sam. Paweł zostajesz z chłopcem.
-
Ok. – Zgodził się brunet niepewnie siadając pod ścianą. – Poczekam tutaj.
-
Jak chcesz – rzucił Piotrek znikając za drzwiami mieszkania Kamila, które za
sobą zatrzasnął.
Li
spokojnie usiadł na kanapie i omiótł pomieszczenie badawczym wzrokiem. Piotrek
stanął naprzeciw kolegi i czekał, aż ten rozpocznie rozmowę.
-
Sprowadza mnie do ciebie La Muerte – odezwał się wreszcie Li-Dok przerywając
ciszę – Masz się ostatecznie zadeklarować.
-
L-Diablo nastaje? – Stwierdził Piotrek sucho – Zadeklarować za czym?
-
Błędnie odczytał twoją wizytę w siedzibie Red Scorpions i twierdzi, że wróciłeś
do gry – Oznajmił spokojnie Li, jednocześnie bawiąc się nożem – Chce się z tobą
spotkać twarzą w twarz, jako z przywódcą naszej grupy.
-
Powtórz, bo chyba coś źle zrozumiałem – zdziwił się Piotrek siadając na jednym
z krzeseł w pokoju – Wydawało mi się, że powiedziałeś słowo „przywódca”.
-
Nie mylisz się – potwierdził Li lekko rozbawiony – Tak powiedziałem.
-
Nie jestem już przywódcą Red Scorpions, więc nie widzę problemu – westchnął
wreszcie zamyślony Piotrek – Co jeśli odrzucę tę propozycję?
-
Zrówna z ziemią naszą siedzibę i wytnie w pień całą grupę – Poinformował
niewzruszony Li – Decyzja należy do ciebie przywódco RS. Czy wspominałem, że
L-Diablo jest właśnie w tym mieście?
-
Cholera Li, mówiłem byś mnie tak nie nazywał – zganił go Piotrek – I nie, nie
wspominałeś o tym. Skoro jest na miejscu, to złóżmy mu wizytę. Osobiście powiem
mu o mojej rezygnacji z funkcji szefa grupy. Wiesz może gdzie jest w tej chwili?
-
Nie, ale się dowiem – zaśmiał się Li – Wystarczy jeden telefon do mojego
informatora.
-
Czasem myślę, że nic nie umknie twojej uwadze – uśmiechnął się Piotrek, ale po
chwili wyraz jego twarzy przybrał mroczniejszy odcień, emanując morderczym
zamiarem. – No, ale dosyć tych ceregieli i czas zabrać się do rzeczy. Dzwoń i
ruszamy!
-
To Death jakiego pamiętam – wspominał Li-Dok całkowicie wyluzowany – Ten twój
nowy, grzeczny image w ogóle do ciebie nie pasuje.
-
Nie tobie decydować, jak mam się zachowywać – warknął z irytacją w głosie
Piotrek, jednak po chwili raptownie się uspokoił. – Tak naprawdę, to jestem
spokojnym facetem. Okres Red Scorpions należy do młodzieńczego buntu, z którego
starałem się otrząsnąć. Śmierć Derecka dała mi dużo do myślenia.
-
Rozumiem – rzucił poważnym tonem Li – I dlatego uszanuję każdą decyzję jaką
podejmiesz.
-
Też wydoroślałeś przyjacielu – zachichotał Piotrek – Czas jednak wpływa na
ludzi i powoli ich zmienia.
-
Święta racja – przyznał Li dołączając swój chichot do kolegi. Po chwili jednak
dostał wiadomość na telefon, którą przeczytał. – L-Diablo jest na jakimś
uniwersytecie.
-
Na uniwersytecie?! – Zszokował się Piotrek – Nieważne, idziemy.
* * * * *
Droga na uniwersytet minęła dość szybko.
Piotrek nieco odczuwał lekki dyskomfort ze względu na bolącą nogę, ale nie
dawał tego po sobie poznać. Li uważnie mu się przyglądał, jednak nawet jak coś
zauważył nie wypowiedział na ten temat ani jednego słowa. Kiedy zajechali na
miejsce i wysiedli z autobusu, Piotrek z nostalgią wymalowaną na twarzy wpatrywał
się w budynki uczelni.
-
A ty coś się tak rozmarzył? – Spytał zdziwiony Li – Wyglądasz jak mój dziadek
wspominający młodzieńcze dni.
-
No, coś ty? – Zaśmiał się Piotrek w odpowiedzi – Chyba nie wyglądam, aż tak
staro?
-
Po prostu mówię, co widzę – prychnął Chińczyk wyrzucając zużyty bilet do kosza
na śmieci – To tyle.
-
Widzisz… – Zaczął z utęsknieniem Piotrek – Trochę się tu uczyłem i mam
sentyment do tej uczelni.
-
Nie rozśmieszaj mnie Death – Li zmierzył kolegę badawczym spojrzeniem – Ten,
który zarzekał się, że nigdy nie utonie w żadnym systemie, poszedł na studia?
-
Doszedłem do wniosku, że niezależnie jak usilnie będę chciał uciec od systemów,
to i tak w któryś nieświadomie wpadnę – tłumaczył zawstydzony Piotrek – Może
wydać ci się to głupie, ale nie chciałem żeby tak się stało. To dlatego
świadomie podjąłem taką, a nie inną decyzję. No, ale koniec tych wspominek.
Czas spotkać się z liderem La Muerte.
Piotrek
raptownie spoważniał i zarzuciwszy na głowę kaptur bluzy ruszył w kierunku
miejsca, gdzie miał znajdować się L-Diablo. Na jego szczęście lub nieszczęście
mężczyzna wychodził z budynku Centrum Konferencyjnego w obstawie czterech
ochroniarzy. Piotrek zaszedł mu drogę, czym zdziwił całą piątkę.
-
Kopę lat L-Diablo! Masz chwilę? – Spytał uprzejmie Piotrek – Bo ja postanowiłem
ci takową poświęcić.
-
Witaj Death – przywitał się ponuro czarnowłosy mężczyzna, jednocześnie stopując
gestem swoich podwładnych – Jak widzę, też nie jesteś sam.
-
Ktoś musiał przekazać twoją wiadomość – stwierdził wyłaniający się z cienia Li
– Nie sądzisz?
-
Dwóch członków bezczelnego tria – podsumował ich mężczyzna z rezygnacją
wzdychając – To jaka jest twoja decyzja Death?
-
Tak na marginesie, to nie rozumiem twoich intencji co do ultimatum – wyjaśniał
Piotrek z arogancją w głosie – Tak dla jasności, nie jestem już liderem Red
Scorpions, więc nie mieszaj ich do naszych porachunków. Zabiłem Craiga,
ponieważ on zabił Derecka. Z zemsty zatraciłem samego siebie i oddałem się
swojej mrocznej części, czego do dziś żałuję.
-
Wzruszające – wysyczał z pogardą L-Diablo, a jego obstawa powoli zaczęła
otaczać chłopaka – I myślisz, że ta ckliwa gadka wszystko załatwi?
-
Nie, ale nie zaszkodziło spróbować – Zaśmiał się złośliwie Piotrek, jeszcze
bardziej prowokując mężczyznę. – A skoro już jesteśmy przy temacie, czemu mnie
wtedy nie zabiłeś? Miałeś ku temu okazję w szpitalu, nie sądzisz? Teraz też
mógłbyś oddać jeden strzał, więc czemu?
-
Są gorsze rzeczy od śmierci – odparł zimnym głosem mężczyzna – Craig był
palantem i dobrze, że zginął. Jednak ty strasznie mnie intrygujesz. W tak
młodym wieku siałeś strach wśród dzieciaków naszej dzielnicy. Po naszym
pierwszym spotkaniu, postanowiłem złamać twojego ducha i zmyć tę arogancję z
twarzy. Uczynię cię moim szczeniakiem i uwiążę na smyczy.
-
A kto by chciał ci służyć – wyśmiał go Piotrek – Ja mam być niby twoim psem?
Sprawię, że odszczekasz te słowa!
-
I myślisz, że temu podołasz? – Powątpiewał L-Diablo.
-
Jestem tego pewien – Rzucił szorstko Piotrek. – Nie wtrącaj się Li.
-
Ty mały gnoju! – Warknął mężczyzna, posyłając na niego swoich ludzi – Brać go!
Pobić do nieprzytomności!
Czterech
ochroniarzy La Muerte jednocześnie rzuciło się na Piotrka. Chłopak sprawnie
odpierał ich ataki, jednak z każdym ciosem coraz bardziej odczuwał zranioną
nogę, co spowalniało trochę jego ruchy. W końcu powalił swoich przeciwników.
-
Szykuj się L-Diablo – sapnął zbliżając się do czarnowłosego mężczyzny. Walczyli
dość długo, aż w końcu Piotrek został uderzony w ranę na udzie. Zachwiał się i
upadł na kolano. – Cholera!
Dygocząc
z bólu podniósł się na nogi, ze świadomością, że musi szybko skończyć tę walkę.
Ignorując potworny ból skupił się na ostatniej serii ciosów, powalając na
ziemię L-Diablo. Mężczyzna leżał nie mogąc się podnieść, co świadczyło o
zwycięstwie Piotrka.
-
Chciałeś mojej krwi – wydyszał Piotrek, stając nad mężczyzną, po czym skinął na
Li, który rzucił mu swój nóż. Chłopak wbił ostrze w swoją dłoń i ochlapał
L-Diablo swoją krwią – To ją masz. Od teraz jesteśmy kwita.
-
Na twoim miejscu nie byłbym tego taki pewien – zaśmiał się czarnowłosy – To
zwycięstwo nic nie znaczy. La Muerte nie zapomina swoich wrogów.
-
Ale ja wcale nie jestem wrogiem twojej grupy, a bynajmniej nie starałem się nim
być – zaprzeczył Piotrek lekko zdziwiony słowami mężczyzny, po czym przyklęknął
przy nim i wyciągnął ku niemu dłoń. – Może zabrzmi to dziwnie, ale chciałem to
zakończyć. Dziś po raz ostatni widzisz mnie jako Deatha. Li zastąpi moje
miejsce w RS i jestem pewien, że będzie lepszym przywódcą ode mnie. – Nieco
osłabiony usiadł na ziemi – Chcę wreszcie ułożyć swoje życie. Powoli odkrywam
kim tak naprawdę jestem, a uwierz, to nie jest prosta sprawa. Dlatego błagam
cię byś zostawił mnie w spokoju. Pomyśl o mnie jak o nieboszczyku.
-
Ty tak bardzo chcesz uciec od samego siebie – zauważył mężczyzna, chwytając
zakrwawioną dłoń chłopaka. Piotrek skrzywił się z bólu. Mężczyzna siadając
zauważył świeżą plamę krwi na spodniach chłopaka. – Głupcze, w takim stanie
przyszedłeś ze mną walczyć?
-
Bądź co bądź wygrałem – uśmiechnął się słabo Piotrek, próbując się podnieść –
Chyba jednak przesadziłem. Li, pomożesz?
-
Jesteś niemożliwy – zaśmiał się rozbawiony całą sytuacją L-Diablo – Jak zawsze
w gorącej wodzie kąpany. Pewnie nawet nie sprawdziłeś po co tu jestem.
-
No, jakoś tak wyszło – zawstydził się Piotrek, co raz bardziej słaby – Chciałem
tylko z tobą pogadać, więc czemu miałbym się interesować celem twojego
przybycia do Polski?
-
Trafne pytanie – przyznał mężczyzna klepiąc chłopaka po ramieniu – ale na twoim
miejscu bym to sprawdził, Death. Tym bardziej, że w pewnym sensie chodzi tu o
ciebie.
-
Zaraz, zaraz – przerwał mu zdumiony Piotrek – o co ci chodzi? Niby jaki to ma
związek z moją osobą?
L-Diablo
w ogóle nie odpowiedział, tylko w śmiechu odszedł. Li-Dok podszedł do Piotrka i
pomógł mu się dźwignąć na nogi. Oparty o Chińczyka chłopak ledwo co utrzymywał
równowagę. Dopiero teraz dostrzegł niewielki tłum gapiów przed wejściem do
Centrum Konferencyjnego.
-
Cholera jasna! – Mruknął Piotrek napotykając wściekłe spojrzenie pary piwnych
oczu. – Zmywamy się stąd Li. Zabierz mnie na przystanek, póki jestem jeszcze
przytomny.
-
Robi się szefie – zaśmiał się Chińczyk ruszając w stronę przystanku
autobusowego. – Niezła walka, jak na kogoś z raną po postrzale.
-
Dzięki – uśmiechnął się smutno Piotrek – ale wiesz, teraz ty jesteś liderem RS,
a ja nikim.
-
Nie jesteś nikim – prztyknął go w nos Li – Nadal jesteśmy dobrymi kumplami. Nie
zapominaj o tym.
-
Nie zapomnę – odparł spokojnie Piotrek, jednak wyczuwając czyjąś obecność za
plecami dodał – Dla twojego dobra byłoby lepiej trzymać się ode mnie z daleka.
Ściągam tylko same problemy.
-
To nie powód, bym się miał od ciebie odwrócić – wyśmiał go Li – Kiedyś to ja
ciągle zsyłałem kłopoty, którymi obarczano ciebie jako lidera. Craig wtedy
chciał dopaść mnie. Nie Derecka, czy ciebie Death, ale mnie.
-
Wiedzieliśmy o tym – rzucił Piotrek słabym głosem – Dlatego poszliśmy z
Dereckem razem. Mieliśmy świadomość, jak to się może zakończyć, jednak nie
chcieliśmy byś znowu ucierpiał w tej bezsensownej sprzeczce pomiędzy naszymi
grupami. Byłeś wtedy najwrażliwszy z naszej trójki, a to sprawiało, że
widzieliśmy w tobie iskierkę nadziei na lepsze jutro.
-
Wiesz, ckliwe gadki walisz – podsumował go Li – Oszczędź sobie, ok.?
-
Słuchaj kolegi – usłyszeli za sobą męski głos. Piotrek zerknął za siebie i
zobaczył wściekłego Dantego. Mężczyzna podszedł do nich i zręcznym ruchem
przechwycił chłopaka z rąk Chińczyka – Pozwól, że teraz ja się nim zajmę.
-
Death? – Li w szoku wypowiedział imię kolegi – Nie mów, że zadarłeś nawet z
Sicariusami.
-
A to źle? – Zażartował osłabiony Piotrek, jednak niezadowolony Dante zarzucił
go sobie na bark, sprawiając przy tym chłopakowi ból. – Au! Jakbyś nie zauważył,
to jestem ranny.
-
Sam jesteś sobie winny – warknął Dante dociskając bolące miejsce, na co chłopak
zawył z bólu. – Powinieneś grzecznie siedzieć w domu i tam lizać swoje rany.
Pół nocy zakładałem ci szwy i opatrunki, a ty ot tak sobie masz czelność je
zrywać i to jeszcze na moich oczach.
-
Hej, przestań! To naprawdę piekielnie boli – Prawie piszczał z bólu –
Przepraszam, sorry. Wybacz. Dante, proszę przestań.
Piotrek
w końcu stracił przytomność z powodu zbyt wysokiego stopnia bólu. Dante
wpakował go do samochodu, po czym ruszył w stronę Li. Chińczyk nadal zszokowany
wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał jego przyjaciel. Nagle
poczuł tępy ból z tyłu głowy i nieprzytomny runął wprost na ręce Sicariusa,
który podobnie jak Piotrka, wrzucił go do swojego auta.
Li
ocknął się po piętnastu minutach i pocierając bolące miejsce usiadł na tylnym
siedzeniu. W przednim lusterku dostrzegł czujny wzrok ciemnowłosego kierowcy,
który co i rusz zerkał w tył. W pierwszym odruchu, młody Chińczyk chwycił za
rączkę drzwi z chęcią wyskoczenia, ale to nic nie dawało.
-
Nawet nie próbuj – mruknął rozbawiony reakcją chłopaka mężczyzna – To
bezcelowe, bo drzwi są zablokowane.
-
Spodziewałem się tego – rzucił niezadowolony z niepowodzenia Li – ale nie
zaszkodziło spróbować.
-
Skąd wiedziałeś, że należę do Sicariusów? – Spytał Dante nagle zmieniając temat
– Nie przypominam sobie bym cię znał.
-
Prawidłowo – uśmiechnął się chłopak – Mam swoje źródła, a skoro postanowiłem
prowadzić taki, a nie inny tryb życia, to lepiej poznać jego hierarchię.
-
Mądrze – podsumował mężczyzna odwzajemniając uśmiech – Jak dużo wiesz?
-
Tego nie zdradzę – sapnął Li – Tajemnica zawodowa.
-
Rozumiem – odparł w zamyśleniu Dante – Prędzej czy później mi powiesz.
-
Gdzie mnie zabierasz? – Wystraszył się trochę chłopak – Wątpię żebym był ci do
czegoś potrzebny.
-
Jedziemy do szpitala – poinformował mężczyzna w zamyśleniu – Musi go obejrzeć
lekarz.
-
Możliwe – przyznał Li – Death dzisiaj dał z siebie wszystko. Na szczęście,
udało mu się to zakończyć dość spokojnie. Tym razem nie poddał się swojej
mrocznej stronie, ale był temu bliski. Szwy mu poszły dopiero po uderzeniu w
ranę przez L-Diabla, a tak przez wcześniejsze walki udawało mu się utrzymać
dystans do przeciwników. Chronił nogę.
-
Skoro wiedziałeś, że jest ranny, to czemu go nie powstrzymałeś przed walką? –
Zauważył z wyrzutem Dante – Mogłeś bić się zamiast niego.
-
Nie pozwoliłby na to – zaśmiał się Li – Jak coś sobie postanowi, to od razu
zaczyna działać. Poza tym, to były porachunki pomiędzy nim, przywódcą RS a
liderem La Muerte, nie mogłem się wtrącić.
-
Jakie porachunki? – Zdziwił się Dante zatrzymując samochód na szpitalnym
parkingu – Zaczekaj tu z nim, a ja pójdę po lekarza.
-
I myślisz, że ktokolwiek wyjdzie na parking? – Nie dowierzał Chińczyk wbijając
wzrok w budynek szpitala – A co jeśli stąd ucieknę?
-
Powiem tylko, że pożałujesz wtedy swojej decyzji – rzucił mężczyzna wychodząc z
auta – Miej to na uwadze.
Dante
spiesznie ruszył ku głównemu wejściu do szpitala. Li odprowadził go wzrokiem i
na chwilę pogrążył się w myślach. Piotrek w tym czasie odzyskał przytomność i
poprawił się na siedzeniu.
-
Długo spałem? – Spytał nieprzytomnie, ledwo utrzymując pozycję siedzącą – Gdzie
jesteśmy?
-
Na parkingu szpitala – poinformował kolegę Li – Sicarius poszedł po lekarza dla
ciebie.
-
A ty, czemu tu jeszcze jesteś? – Zdziwił się Piotrek, patrząc zaspanym wzrokiem
na Chińczyka – Możesz przecież uciec.
-
Nie wiem, czy to dobry pomysł – zastanawiał się Li – Zagroził, że będzie źle,
jeśli to zrobię.
-
On wszystkim grozi – uśmiechnął się Piotrek kładąc rękę na ramieniu kolegi –
Potraktuj to jak ostatnią radę Deatha i wracaj do swoich obowiązków. Sam mi,
przecież mówiłeś, że wieczorem masz samolot do Stanów. Na twoim miejscu bym się
nie zastanawiał, tylko wiał.
-
A co z Sicariusem? – Martwił się trochę Li konsekwencjami – Co jeśli mnie
dorwie?
-
Będziesz się tym martwił, jak cię dorwie – zaśmiał się cicho Piotrek – Teraz
jest teraz, a na twoim terenie nie będzie mógł ci za wiele zrobić.
-
W takim razie – ucieszył się Li wysiadając z auta – Trzymaj się zdrów Death.
-
Ta – pożegnał go Piotrek – Kiedyś z pewnością cię odwiedzę.
-
Będę czekał – rzucił Li, po czym zatrzasnął drzwi samochodu i biegiem puścił
się w stronę przystanku autobusowego. Piotrek szybko stracił go z oczu. Po
jakiejś chwili wrócił Dante w towarzystwie dość młodego mężczyzny, który od razu
zaczął badać chłopaka. Spojrzał na stan przytomności Piotrka i opatrzył ranę,
uprzednio ją ponownie zszywając.
-
Potrzebuje jednej jednostki krwi – poinformował Dantego lekarz – Jaką ma grupę?
-
Nie wiem – odpowiedział zdenerwowany Sicarius – Nigdy nie wspominał jaką ma
grupę.
-
AB Rh- – Szepnął półprzytomny Piotrek, widząc minę Dantego – Taką mam grupę.
-
To niedobrze – zmartwił się lekarz – To bardzo rzadka grupa i ciężko ją tu
zdobyć, ale chyba da się coś zrobić.
-
Dzięki Marek – odetchnął z ulgą Dante, ściskając dłoń mężczyźnie – Nie pierwszy
raz mi pomagasz.
-
Wiem – mruknął Marek, pisząc coś na karteczce z notesu – Tu masz namiar na
osobę z banku krwi. Powołaj się na mnie, a wyda ci potrzebną jednostkę krwi.
Pospieszyłbym się na twoim miejscu, jeśli chcesz by chłopak przeżył.
Dante
pożegnał się z lekarzem i ruszyli do banku krwi. Tam postąpił wedle instrukcji,
zdobywając potrzebną jednostkę krwi dla rannego Piotrka, po czym wrócili do
domu. Zaniósł nieprzytomnego chłopaka do pokoju i tam podłączył krew, która
powoli zaczęła spływać przez przewód kroplówki. Po upływie godziny woreczek
opustoszał, a Piotrek powoli nabierał kolorów.
Kiedy odzyskał przytomność, miał lekkie mdłości i zawroty głowy, ale o
wiele lepsze samopoczucie niż przed omdleniem z bólu. Przy łóżku czuwał Dante,
który akurat w tym momencie drzemał.
-
Musiał naprawdę być zmęczony –
pomyślał uśmiechając się na widok śpiącego mężczyzny – Ciekawe, jak długo tu siedzi?
Piotrek
powoli wstał z łóżka i chwiejnym krokiem ruszył w stronę łazienki. Miał ochotę
na odświeżający prysznic, ale stan w jakim się znajdował nie rokował pomyślnego
wyniku w podjęciu próby kąpieli. Westchnął przeciągle i z rezygnacją wrócił do
pokoju. Dante już nie spał, a jedynie bez słowa wpatrywał się w chłopaka, który
w pierwszej reakcji lekko się speszył i spuścił wzrok.
-
Nie patrz tak na mnie – szepnął Piotrek siadając na łóżku, jednak nic tym nie
wskórał – O co ci chodzi do cholery!
-
Ty już dobrze wiesz o co – odpowiedział spokojnie mężczyzna, po czym wstał z
krzesła i zbliżył się do chłopaka – Cały pieprzony rok zastanawiałem się cię
szukając co się z tobą dzieje, a ty nawet nie raczyłeś się ze mną skontaktować,
jak z Nicole.
-
Moim celem było odseparowanie się od ciebie – mruknął Piotrek kładąc się na
plecy i wbijając wzrok w sufit – Ten rodzaj ucieczki miał oczyścić ci drogę do
sukcesji w czym według Orestesa jestem przeszkodą. Przeanalizowałem każdą
możliwą opcję przed ucieczką z akademii, ale niezależnie od rodzaju
argumentacji wciąż wychodził jeden i ten sam wynik. Intuicyjnie czułem, że
Orestes chciał dokończyć swoją misję i odesłać mnie Murdochom. Wiesz, że to
najgorsze co mogłoby mnie spotkać.
-
Miałeś jeszcze jedno wyjście. – zauważył Dante z gniewnym spojrzeniem – Mnie.
-
Znasz mnie na tyle, że powinieneś zrozumieć mój tok myślenia w tamtej sytuacji
– westchnął Piotrek – Nie chciałem być przysłowiową kulą u nogi.
-
Rozumiem i to mnie najbardziej wkurza – zdenerwował się Dante – W ogóle nie
wziąłeś mnie pod uwagę.
-
Ależ brałem – usprawiedliwiał się Piotrek słabym głosem – Po prostu
stwierdziłem, że tak będzie lepiej.
-
Lepiej?! – Wrzasnął nie dowierzając temu mężczyzna – I nadal tak twierdzisz?
Sam w to nie wierzysz!
-
Nie unoś się tak – uspokajał go chłopak podnosząc się do siadu, czym tylko
wzmógł złość Dantego – Wiem, że postąpiłem jak zwykły tchórz uciekając, ale
zazwyczaj tak żyłem i nic na to nie poradzę, to taki wyuczony proces
zachowawczy.
-
Że ja się niby niepotrzebnie unoszę? – Powtórzył nieznacznie zmodyfikowaną
wersję wypowiedzi Piotrka – Nie widziałem cię rok! Cały, pieprzony rok, do
cholery! I mam się nie wściekać, kiedy odwalasz takie cyrki po tym jak cię
znalazłem? Mogłeś stracić życie w głupi sposób. Mogłem cię bezpowrotnie
stracić!
-
Kumam i przepraszam – okazał skruchę Piotrek nieco zaniepokojony reakcjami
mężczyzny – Sorry.
-
I tylko tyle masz mi do powiedzenia? – Zirytował się Dante, obrzucając chłopaka
mrocznym spojrzeniem. – Sorry i tyle?
-
A co chciałbyś usłyszeć!? – Wrzasnął Piotrek nie wytrzymując napięcia – Nie mam
obowiązku spowiadać ci się z każdej decyzji jaką podejmę w życiu. Jestem
dorosłym człowiekiem i wiem, że zawsze wiąże to się z różnymi konsekwencjami. Wiesz,
jak się czuje człowiek, kiedy mu się mówi, że jest zawadą? Gówno o mnie wiesz,
a chcesz nadzorować moje życie!
-
I kto tu się niby unosi – odgryzł się wściekły mężczyzna, policzkując chłopaka
– Mam świadomość, że mało wiem o twojej osobie, a wczoraj byłem świadkiem
czegoś co temu poświadczyło. Nigdy nie powiedziałem, że jesteś zawadą i nie mam
zamiaru tego mówić. Nie jestem Orestesem, ani żadnym z Murdochów, więc mnie do
nich nie porównuj!
Piotrek
po tych słowach zaczął się desperacko śmiać.
-
To tylko poświadcza, że nic o sobie nie wiemy – odparł spokojniejszy chłopak –
Czy to znaczy, że nie potrafimy sobie zaufać? Chyba łączy nas więcej niż
myślałem.
-
Co masz na myśli – nie rozumiał wywodu chłopaka Dante – Wyjaśnij.
-
Obaj udajemy twardzieli, choć tak naprawdę jesteśmy wrażliwi – oświadczył
Piotrek nadal się śmiejąc – Ironia losu. Ludzie, którzy bez skrupułów potrafią
zabijać, w rzeczywistości są najbardziej wystawieni na zranienie. To dlatego
nigdy nie chciałem do kogokolwiek zanadto się zbliżać, bo wiązało się to z
prawdopodobieństwem odniesienia wewnętrznych ran. Nie jestem grzecznym
chłopcem. Życie nauczyło mnie, że przetrwanie w tym świecie wymaga nieludzkich
metod. Jestem temu przeciwny, ale niekiedy poddaję się mrokowi czającemu się w
zakamarkach mojej osobowości i doprowadzam do tragedii. Sam czasem się sobie
dziwię, że ktoś taki jak ja może skrzywdzić inne stworzenie. Czy to nie jest
iście zwierzęce?
-
Przestań wygadywać te wszystkie niepotrzebne dyrdymały – zrugał go Dante – Nie
jesteś żadnym zwierzęciem, a jedynie pogubionym chłopcem, który nie potrafi
dostrzec w sobie tkwiącego w nim światła.
-
Światła? – Wyśmiał go chłopak – Moje życie spowija mrok, choć po poznaniu
ciebie zacząłem dostrzegać pewne światło. Jednak szybko zostało zgaszone przez
Orestesa.
-
W moim życiu ty stałeś się latarnią rozświetlającą otaczający mnie mrok –
mruknął zmęczonym głosem Dante – Nim cię poznałem, byłem bezwzględnym zabójcą,
który nie liczył się z nikim. Bez jakiegokolwiek zawahania potrafiłem odebrać
życie kobiecie, starcowi czy dziecku. Zawsze wędrowałem przez życie samotnie
pomimo posiadania licznej rodziny. Otoczyłem wokół siebie barierę, którą tylko
ty potrafiłeś sforsować. Wiesz, jak się czułem, kiedy uciekłeś?
-
Podejrzewam – wyszeptał smutny Piotrek – Ja przez ostatni rok, czułem się jak
kawał gówna. Nie myślałem, że opuszczenie ciebie sprawi mi aż tyle ran.
-
Skoro tak było, to czemu nie wróciłeś? – Spytał zaciekawiony słowami chłopak
mężczyzna, nachylając się nad jego twarzą.
-
Jestem masochistą – uśmiechnął się chłopak z zamkniętymi oczami – Obiecałem
Orestesowi zniknąć z rodziny Sicarius, ale okazało się to cholernie trudne. Zmieniłem
tożsamość, wygląd, ale nie potrafiłem wyprzeć swoich uczuć względem ciebie. Za
bardzo się do ciebie przywiązałem, a każda myśl z tobą związana sprawiała mi
ból w piersi. Ten rok rozłąki uświadomił mi, że nie potrafię bez ciebie żyć.
Bałem się ciebie spotkać, po tak długim czasie, bo nie wiedziałem jak
zareagujesz? Zwątpiłem w ciebie Dante i źle się z tym czuję. Pewnie zawiodłeś
się na mnie. W sumie, to nic nowego, bo non stop ciebie zawodzę.
-
Co ty wygadujesz?! – Zdziwił się mężczyzna nagłym obwinianiem się chłopaka –
Nie zawiodłem się na tobie. Cieszę się, że wreszcie przyznałeś się do swoich
uczuć. Wreszcie przyznałeś, że mnie kochasz.
-
Na serio? – Upewniał się chłopak – I nie jesteś zły?
-
Cieszę się, ale jestem wściekły jak cholera – odpowiedział Dante, kładąc dłoń
na ranie chłopaka. – Jestem tak wściekły, że mam ochotę doprowadzić cię do
płaczu. Chcę żebyś wił się z bólu na moich oczach.
-
Nie, przestań to boli – jęknął z bólu chłopak, starając się zdjąć z rany rękę
Dantego – Proszę cię, nie rób tego. Pohamuj swój gniew i odpuść mi trochę.
Obiecuję, że już cię nie zostawię, więc proszę przestań.
-
Nie – zbył go mężczyzna nadal sprawiając chłopakowi ból. Piotrek wił się na
łóżku bezskutecznie walcząc z silnym uściskiem Dantego, jednak ten nie ustępował.
– A może powinienem sprawić ci inny ból?
-
Nie. Błagam tylko nie to – Piotrek nie wytrzymał i wreszcie pękł. Łzy pociekły
mu po policzkach, ale szybko zakrył twarz poduszką. – Czemu mi to robisz?
Doprowadzasz mnie do takiego stanu.
-
To twoja kara – oznajmił spokojnie Dante wyrywając chłopakowi z rąk poduszkę,
przez co w całej okazałości widział swoje dzieło, czyli zapłakaną twarz Piotrka
– Stęskniłem się za moim osobistym mazgajem. Jesteś uroczy, kiedy tak płaczesz.
-
No, wiesz – odwrócił wzrok nadąsany Piotrek, który nadal nie mógł powstrzymać
płynących z bólu łez – To niesprawiedliwe, bo nie potrafię powstrzymać płaczu
czując zbyt wysoki ból. To uwłaczające dla każdego faceta, a ty ot tak sobie
wymuszasz to na mnie.
-
Tak bardzo brakowało mi twoich dziecięcych dąsów i zapłakanego głosu –
wyszeptał mu do ucha Dante, mocno go przytulając – Stęskniłem się za tobą
całym, dlatego postanowiłem sobie, że kiedy dorwę cię w swoje ręce, to
doprowadzę do ostateczności każdy twój zmysł i emocje.
-
Jesteś szalony – wystraszył się Piotrek czując jak dłoń mężczyzny zmierza ku
jego dolnym partiom ciała – Dante, błagam cię, nie dzisiaj. Nie wytrzymam tego.
-
Wiem – zachichotał mężczyzna – Jednak chcę cię całego obejrzeć, dlatego
weźmiemy razem kąpiel.
-
Jak zwykle zabawiłeś się moim kosztem – załkał Piotrek, odpychając od siebie
Dantego – Kretyn.
-
Mówiłem, że chcę doprowadzić cię do ostateczności – odparł niewzruszony dąsami
chłopaka Dante – Ponieś konsekwencje swojej decyzji po męsku.
-
Grając rolę kobiety? – Prychnął wściekły Piotrek – Dlaczego pozwalam ci robić
ze mną takie rzeczy? Sam już siebie nie potrafię zrozumieć.
-
Powiedziałem, że nic ci dzisiaj nie zrobię – poinformował go mężczyzna
zgarniając z łóżka i niosąc ku łazience – Po prostu weźmiemy wspólnie kąpiel,
jak za starych dobrych dni.
-
Jesteś niemożliwy – westchnął poddając się chłopak – Rób jak chcesz, bo i tak
mnie nie słuchasz.
Piotrek
nie walczył tylko pozwolił robić mężczyźnie ze sobą co chciał. Dante rozebrał
chłopaka i ostrożnie usadowił w wannie wypełnionej ciepłą wodą, po czym do
niego dołączył. Zielonooki z początku siedział po przeciwnej stronie, ale
widząc gest mężczyzny nakazujący mu się zbliżyć, posłusznie wykonał polecenie z
zawstydzoną twarzą. Dante objął go w pasie i pociągnął ku sobie tak, że ten
plecami przywarł do jego torsu.
-
I co? Jednak lubisz dotyk tego kretyna? – Zauważył Dante, czując gęsią skórkę
na ciele chłopaka – Aż cały drżysz.
-
Zamknij się – jęknął zawstydzony Piotrek – To ty nauczyłeś mnie dotyku
mężczyzny, więc się teraz nie dziw, że tak reaguję.
-
Wiesz, ja stwierdziłem jedynie stan rzeczy – szepnął chłopakowi do ucha
rozbawiony Dante – Reagujesz tak, jak chciałem byś reagował, czym sprawiłeś mi
radość. Reakcja twojego ciała mówi mi, że tęskniłeś za naszymi niegrzecznymi
zabawami Piotrusiu.
-
Przestań – stęknął chłopak, gdy mężczyzna dotknął jego członka – Obiecałeś nic
nie robić.
-
Twoja naiwność także jest zdumiewająca – odparł Dante przyciskając do siebie
chłopaka, który chciał się od niego odsunąć. – Troszeczkę się pobawimy, ale na
całość pójdziemy dopiero po tym, jak podleczysz swoje rany, czyli za góra pięć
dni.
-
Tylko pięć dni? – Zdziwił się chłopak na chwilę ogłupiając – Nie za mało?
-
Wystarczająco długo – szepnął mężczyzna bawiąc się sutkami chłopaka – Pamiętaj,
że tym razem nie dam ci od tego uciec. Przez czas rekonwalescencji masz szlaban
na wyjście z tego mieszkania. Jeśli go złamiesz, to od razu cię posiądę i będę
bezwzględny, niezależnie od twoich łez. Zapamiętaj to sobie.
-
To nie fair – sprzeciwił się Piotrek, ale Dante nawet go nie słuchał. Zamiast
tego, brutalnie pocałował chłopaka z premedytacją przegryzając mu dolną wargę.
Piotrek w szybkim odruchu zakrył krwawiące miejsce dłonią i z nie dowierzaniem
spojrzał zapłakanym wzrokiem na partnera. – Przestań.
-
To przedsmak tego co ci grozi, kiedy złamiesz zakaz – poinformował go mężczyzna
z mrocznym spojrzeniem – Lepiej mnie nie prowokować, pamiętaj. A to traktuj
jako przestrogę.
-
Zrozumiałem przesłanie twoich słów tuż po ich usłyszeniu – tłumaczył wystraszony
chłopak – Nie musiałeś posuwać się do takich środków, by mnie przekonać o ich
powadze. Jednak nie mogę przysiąc, że nie złamię tego zakazu. Nie wiemy, co się
może wydarzyć przez najbliższe pięć dni.
-
Nie zaprzątaj sobie tym głowy – polecił mu Dante – Teraz powinieneś zająć się
samym sobą i zadbać o swój stan zdrowia. Ochronę i bezpieczeństwo zostaw mnie i
Rose.
-
Zgoda – mruknął w zastanowieniu chłopak – Ale jak wyczuję, że coś nie będzie
grać, od razu sam wezmę się do roboty.
-
Nie ma takiej potrzeby – uspokoił go mężczyzna głaszcząc po głowie – Wystarczy,
że będziesz grzecznym chłopcem i mnie posłuchasz, inaczej poznasz moją złą
stronę. Wierz mi, nie chcesz tego.
-
Możliwe – zastanowił się chłopak – czyli, że nie zawahasz się mnie ukarać?
-
Zrozum wreszcie, że wszystko co robię nie jest niczym innym jak troską o ciebie
– wyjaśniał spokojnie mężczyzna – To dla twojego dobra.
-
Czasem w to wątpię – mruknął Piotrek spuszczając wzrok – Twoje kary są nieco
dziwne.
-
Ale dzięki nim wpłynąłem na ciebie – zauważył mężczyzna wstając i wychodząc z
wanny. Zarzucił na siebie szlafrok i od razu sięgnął po Piotrka, który sam
starał się wygramolić z wody. – Nie nadwerężaj nogi. Zaniosę cię do łóżka.
-
Sam mogę pójść – bronił się chłopak, ale przegrał z silnym chwytem Dantego –
Albo i nie.
Dante
zaniósł chłopaka do łóżka i delikatnie ułożył na posłaniu. Piotrek westchnął
tylko w zawstydzeniu zakrywając swoje nagie ciało kocem.
-
Nie wstydź się – Dante szybko zerwał koc z chłopaka – Znam przecież każdy
skrawek twojego ciała.
-
To nie powód, że masz je sobie ot tak oglądać – mruknął zażenowany Piotrek –
Nie jestem towarem na wystawie, ani obiektem w muzeum, wiesz?
-
Wiem – zaśmiał się Dante siadając obok chłopaka. Delikatnie przejechał dłonią
wzdłuż jego klatki piersiowej, zatrzymując się na podbrzuszu. Piotrek się w
odpowiedzi na to wzdrygnął, czym spowodował, że na twarzy mężczyzny pojawił się
uśmiech. – Spokojnie, nie pójdziemy na całość. Daj się trochę ululać do snu.
-
Pozwól mi się chociaż ubrać – poprosił nieśmiało Piotrek cały czerwony na
twarzy ze wstydu – ty masz na sobie szlafrok, a ja nie mam nic.
-
Jest proste rozwiązanie – rzucił uśmiechając się Dante – Zawsze mogę zdjąć
szlafrok.
-
Nie musisz – Piotrek w szoku na powrót zakrył się kocem – Jestem zmęczony, dlatego
od razu pójdę spać.
-
Będę czuwał aż zaśniesz – mężczyzna pogłaskał wilgotne włosy Piotrka i ucałował
wierzch jego czoła – Możesz spać spokojnie.
-
Yhm – mruknął Piotrek powoli przysypiając – Branoc.
* * * * *
Edward w zamyśleniu oczekiwał
swojego gościa. Czekał już na niego od ponad godziny. W końcu obwieszczono mu
jego przybycie.
-
Każesz na siebie dość długo czekać wuju – powitał srebrnowłosego mężczyznę w
średnim wieku – To dość nieoczekiwane z twojej strony.
-
Zaiste Edwardzie – zaśmiał się mężczyzna siadając w fotelu – Miałem ku temu
nieoczekiwany powód.
-
Niby jaki? – Zdumiał się Edward nalewając do szklanic whisky i podając jedną
wujowi – Z doświadczenia wiem, że ciężko cię czymkolwiek zainteresować
Zygfrydzie.
-
No, widzisz mój bratanku, a jednak coś mnie zaintrygowało – roześmiał się
mężczyzna upijając łyk alkoholu – Wychodząc z konferencji byłem świadkiem
interesującej sceny. W potocznym języku można by to nazwać bójką.
-
Do czego zmierzasz? – Zaciekawił się Edward – Jak zwykła bójka mogła tak na ciebie
wpłynąć?
-
Też się nad tym zastanawiałem – odparł niewzruszony mężczyzna – Pewien dzieciak
wyzwał do walki lidera La Muerte, wiesz, nie jakiego L-Diablo.
-
Samobójca? – Zdziwił się Edward, dobrze znając złą sławę L-Diabla – Przeżył?
-
O dziwo, ten chłopiec był ranny w jedną nogę, a bez problemu powalił na łopatki
czterech ochroniarzy L-Diabla – wspominał to zajście z błogą miną – Świetne
przedstawienie, żałuj, że je przegapiłeś.
-
Chcesz mi powiedzieć, że jakiś tam dzieciak pokonał najlepszą obstawę La
Muerte? – To trochę naciągane.
-
Możliwe – przyznał Zygfryd – Jednakże prawdziwe. Przez całą walkę chłopiec miał
zaciągnięty na głowę kaptur, więc nie było widać jego twarzy. Dopiero w
końcowej fazie, kiedy został powalony przez L-Diabla zdjął kaptur.
-
I na ile lat wyglądał? – Dociekał wciągnięty historią Edward – bardzo młody?
-
Na pierwszy rzut oka wyglądał jak przeciętny nastolatek, góra siedemnaście lat
– kontynuował Zygfryd – Jednakże jego twarz jest mi zanadto znana. Przefarbował
włosy, zmieniając tym swój wygląd, ale emanował z niego znany mi od jego ojca
mrok. Jestem pewny, że ten Death, jak się określił, tak naprawdę jest nikim
innym, jak naszym Piotrusiem.
-
Powiedziałeś Death? – Zdumiał się Edward – Lider Red Scorpions nosił takie
imię.
-
A no tak, coś o tym wspominał – zgodził się Zygfryd – Chciałem go zabrać, ale
zniknął mi z oczu.
-
Bądź co bądź, nie łatwo go złapać – stwierdził Edward kończąc swój drink –
Dzieci, które miałem porwać też ciężko dorwać, tym bardziej, że ochrania ich
rodzina Sicarius.
-
Czyli to główny problem? – Zastanawiał się Zygfryd na głos – Skoro tak to
wygląda, pozwólmy tym sprawom toczyć się własnym torem. Coś mi mówi, że prędzej
czy później Piotrek sam się z nami skonfrontuje. Po tej walce z La Muerte
jestem tego niemalże pewny.
-
Czyli pozostaje nam cierpliwie czekać – westchnął Edward zgadzając się na
propozycję wuja – Mam nadzieję, że Piotruś zdecyduje się na tę konfrontację
dość szybko, bo nie mogę już doczekać się naszego spotkania.
C.D.N.
Kyaa! Dante! Och Dante... twoja troska o Piotrusia jest... odrobinę pokęcona ^^
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze mi się spodobał (od kiedy pojawia się w nim choć trochę Dantego nie ma mowy by było inaczej!). Normalnie pokochałam go :)
Dziękuje, życzę weny i czekam na więcej!
Piotrek to się teraz doczekał jak w swoje ręce wziął go Dante ale mu się nie dziwię po tak długim czasie go nie widział.Ale ten wreście uzmysłowił sobie uczucia wobec niego i ten jest bardzo zadowolony.Opowiadanie bardzo ciekawe i czekam na dalsze części.Życzę weny.
OdpowiedzUsuńNo Gata,jak zawsze mistrzostwo jeżeli chodzi o losy bohaterów opowiadania, które mi coraz bardziej przypomina książkę. Przepraszam, ale ostatnio trochę mam zawiorowań, dlatego tak regularnie jakbym chciała nie mogę czytać. Czekam na dalsze losy i fragmenty :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Irmina. :*
Hej,
OdpowiedzUsuńwalka wspaniała, Piotrek z ranną nogą ich powalił, podobała mi się ta mroczna strona, Dante i jego troska pokręcona, co miał na muśli Ldiablo? i co to za konferencja, był na niej jeszcze Zygfryd...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, ta walka wspaniała ;) haha Piotrek z ranną nogą ich powalił łatwo, no i bardzo podobała mi się ta mroczna strona Piotrka, Dante to ma bardzo pokręconą tą troske, co tak naprawdę miał na myśli Ldiablo? i co to za konferencja, był na niej jeszcze Zygfryd...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ta walka naprawdę wspaniała ;) Piotrek nawet z ranną nogą ich powalił łatwo, bardzo podobała mi się ta mroczna strona Piotrka, ech Dante to ma bardzo pokręconą tą troskę... co tak naprawdę miał na myśli LDiablo? i co to za konferencja? był na niej jeszcze Zygfryd...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga