Kolejny rozdział oddaję w wasze ręce. Piszcie, czy się podoba :)
Pogoda za oknem była ponura, kiedy
wychodził z mieszkania. To był piąty dzień szlabanu i miał świadomość tego co
go czeka jeśli Dante dowiedziałby się o jego złamaniu. Mężczyzny nie było w
mieście, dlatego postanowił zaryzykować, tym bardziej, że Rose zadzwoniła by
odebrał maluchy ze szkoły, bo utknęła na dywaniku u dyrektora w gimnazjum
Kamila. Był już prawie na miejscu, gdy zaczął padać niewielki deszcz. Przeklął
pod nosem i zarzucił na głowę kaptur od bluzy, a jakby tego było za mało to
jednocześnie zadzwonił Paweł z wyrzutem, że powinien chociaż dzisiaj zagrać z
kapelą, z którą złączył się krótkotrwałym kontraktem.
-
Podpisałeś papier, więc masz być – Nakazał Paweł wściekle przez telefon – Jeśli
się nie zjawisz, to dużo wybulisz w ramach nie dotrzymania kontraktu.
-
Ale on obowiązuje do jutra – marudził Piotrek próbując się wykręcić – Nie
możemy tego zrobić jutro?
-
Nie – nie ustępował Paweł – O trzeciej masz stawić się w studio nagrań,
zrozumiano?
-
Zrozumiałem – westchnął Piotrek szybko rozłączając połączenie. – Zawracanie gitary.
Zamyślony
postawił jeszcze parę kroków, gdy zobaczył, jak dwóch podejrzanych panów
ciągnie w stronę ciemnego sedana wystraszone bliźniaki. Podbiegł do nich i
złapał za ramię jednego z mężczyzn.
-
Jakby mógł mnie pan oświecić i powiedzieć co właśnie robi? – Zaczął z udawaną
serdecznością i fałszywym uśmiechem – Gdzie zamierzacie zabrać te dzieci?
-
Nie twój interes – warknął drugi z jegomości, odpychając od kolegi Piotra – Nie
wtrącaj się i spadaj.
-
Hm, nie wiem jakby to panom przekazać w prosty sposób – zastanawiał się na głos
chłopak z arogancją w głosie – ale to jednak moja sprawa, bo te dzieci są moim
rodzeństwem.
-
W takim razie także z nami pójdziesz – oświadczył jeden z mężczyzn – Bądź
grzeczny i nie sprawiaj nam problemów. Wejdź do tego samochodu.
-
A w życiu – wyśmiał ich chłopak – Nie jestem idiotą, a poza tym mam inne plany
na dzisiaj. Przyszedłem tylko odebrać bliźniaki i nadal mam zamiar to zrobić.
-
Ty szczeniaku jeden! – Wrzasnął jeden z mężczyzn rzucając się na Piotrka –
Zaraz zmyję ci z twarzy ten uśmieszek.
-
Tylko spróbuj – prowokował go nadal chłopak – Ale z tak słabą kondycją wątpię,
że ci się to uda.
Piotrek
osiągnął zamierzony cel i jegomość złapał przynętę. Z impetem rzucił się na
chłopaka, który płynnym ruchem uniknął ciosu i jednocześnie powalił mocnym
kopnięciem mężczyznę na ziemię. Drugi z porywaczy od razu popędził koledze z
pomocą, ale skończył podobnie. Piotrek nie czekając na otrząśnięcie się
przeciwników, złapał bliźniaki za ręce i pociągnął za sobą. W ostatniej chwili
wskoczyli do autobusu i z ulgą opadli na siedzenia. Dzieci kurczowo przytulały
się do Piotrka drżąc na całym ciele. Chłopak chciał zawieźć je wprost do domu,
ale kolejny telefon od Pawła zmusił go do zmiany planów i zabrał maluchy ze
sobą na nagranie.
-
Uspokójcie się trochę i proszę was byście były cichutko, ok.? – Poinstruował
dzieci, kiedy wchodzili do studia nagrań. – Jacuś, Agatka, zrozumiano?
-
Tak – odpowiedziały dzieci szeptem – Tak.
Piotrek
wszedł z maluchami do środka, gdzie czekała na niego kapela i wściekły Paweł.
Zielonooki posadził bliźniaki na krzesłach i chwytając za gitarę ruszył do
pokoju akustycznego. Przez godzinę wałkowali jeden kawałek, aż w końcu uzyskali
zadowalający efekt. Po wszystkim Piotrek chciał się ulotnić, jednak nie było mu
to dane, bo członkowie kapeli złapali go w drzwiach.
-
A ty dokąd? – Spytał wokalista z gniewnym spojrzeniem – Mamy jeszcze godzinne
wystąpienie w pobliskim klubie.
-
Jako gitarzysta nie możesz nas opuścić przed koncertem – oświadczył perkusista
– Jedziesz z nami, a twoi mali fani też mogą się z nami zabrać.
Piotrek
nie mając wyboru, zgodził się na tę propozycję. W kościach już przeczuwał, że
źle się to dla niego skończy. Kiedy wychodzili, bliźniaki od razu do niego
przywarły, kurczowo wczepiając w materiał bluzy. Dopiero parę dni temu
dowiedziały się o śmierci ich rodziców i do końca jeszcze to do nich nie
dotarło, a teraz jeszcze próba porwania. Piotrek podejrzewał co może dziać się
teraz w ich małych głowach i nie chciał zostawić ich samych.
-
Ty nas nie zostawisz – powiedział cicho Jacuś szarpiąc skrawek bluzy Piotra ku
sobie – prawda Piotr?
-
Nie zostawię waszej trójki – przykucnął i przytulił do siebie maluchy –
Przecież jesteśmy rodziną. Zrobię wszystko byście byli bezpieczni.
Po
tych słowach weszli do samochodu wynajętego przez Pawła dla potrzeb kapeli. Do
klubu dojechali po kwadransie i tyle samo zajęło im rozłożenie sprzętu na
scenie. Zaczęli grać dość mocno i po pewnym czasie do klubu schodziło się coraz
więcej ludzi. Przy ostatniej piosence Piotrek kątem oka dostrzegł wbite w
siebie wściekłe spojrzenie Dantego, aż ciarki przebiegły mu po plecach. Kiedy
skończyli cały repertuar, w pośpiechu pożegnał resztę kapeli i ruszył za kulisy
po bliźniaki. Wiedząc co go czeka, wolał nacieszyć się wolnością, wracając
autobusem. Chwycił dłonie dzieci i skierował się ku wyjściu na zapleczu klubu.
Kiedy myślał, że już mu się udało uciec, zza rogu wyszedł Dante, klaszcząc w
dłonie.
-
Brawo! – Krzyknął mężczyzna kipiąc ze wściekłości – Niezła próba, ale co chciałeś
tym osiągnąć?
-
Chciałem zyskać trochę czasu przed nieuniknioną konsekwencją – odparł spokojnie
Piotrek pogodzony z porażką – Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?
-
Mam swoje sposoby – oznajmił Dante powoli podchodząc do chłopaka – Wytłumacz
mi, co robią z tobą bliźniaki?
-
Wyszedłem je odebrać, bo Rose nie mogła – wzruszył ramionami Piotrek – Po
drodze zadzwonił Paweł z wyrzutem, że muszę dotrzymać warunków kontraktu z
kapelą, więc wziąłem je ze sobą.
-
Czy to wszystko? – Spytał mężczyzna czujnie mierząc wzrokiem Piotrka i dzieci.
-
Piotr nas uratował – pisnęła zza pleców chłopaka Agatka nieśmiałym głosem –
Pobił panów, którzy chcieli nas zabrać.
-
Znowu się biłeś? – Zarzucił chłopakowi wyraźnie wściekły Dante – Dałem ci pięć
dni na rekonwalescencję, a ty znowu naraziłeś się na ponowne otwarcie ran. Czy
ty w ogóle myślisz?
-
A co niby miałem zrobić! – Zirytował się Piotrek – Miałem stać i patrzeć jak
ładują maluchy do samochodu? Wiesz, że nie zrobiłbym tego, mając świadomość kto
nasłał tych gości!
Agatka
zaczęła płakać, więc Piotrek odwrócił się plecami do Dantego i przytulił do
siebie dziewczynkę. Gdy ta przestała płakać, Sicarius zabrał ich do swojego
samochodu. Drogę do domu pokonali w milczeniu i w ponurej atmosferze, nawet nie
włączyli radia, by zapełnić ciszę. W momencie dotarcia na miejsce, Piotrek
poczuł się jak jakiś skazaniec idący na szafot. Cały czas czuł na sobie
wściekłe spojrzenie Dantego, co nie poprawiało mu nastroju. Niespiesznie
wspinał się schodami z uczepionymi do siebie dziećmi, a tuż za nimi kroczył
mężczyzna.
-
Dałbyś już z tym spokój – nie wytrzymał napięcia chłopak – Przecież nie zwieję.
-
Nie byłbym tego taki pewien – odparł Dante świdrując chłopaka żądnym mordu
wzrokiem – Już raz próbowałeś uciec. Radzę ci nie dolewać oliwy do ognia, bo
wiesz czym to się kończy.
Piotrek
nieco się wystraszył i w głębi duszy nabierał coraz większej ochoty by uciec,
jednak nie miał jak tego zrobić z doczepionymi dziećmi i mężczyzną za sobą.
Westchnął przeciągle w celu uspokojenia, co niestety nie podziałało i w
milczeniu kontynuował wspinaczkę po schodach. Kiedy weszli do mieszkania,
zastali kłócących się Rose z Kamilem. Chłopiec miał podbite oko i rozciętą
górną wargę. Z wyłapanych słów wynikało, że pobił się w szkole z kilkoma
chłopakami, przez co Rose zmuszona była świecić za niego oczami przed dyrekcją.
Dante słysząc to jeszcze bardziej się wściekł, co przeraziło Piotrka.
-
Rose i Kamil zostają w salonie! – Wrzasnął Dante władczym głosem – A reszta
jazda do swoich pokoi!
Kamil próbował olać mężczyznę, czym
sprawił, że wskaźnik gniewu Dantego zbliżał się do niebezpiecznego stopnia.
Piotrek szybko uciekł do swojego pokoju roztrzęsiony po spotkaniu z narastającą
chęcią mordu mężczyzny. Dobrze wiedział, że to wszystko odbije się na nim, co
napawało go obawą. Jeszcze przez jakiś czas słychać było stłumione głosy
uczestników kłótni, ale Piotrek zmęczony całym dniem i ciągłym rozmyślaniem nad
czekającą go karą usnął oparty brodą o blat biurka.
Dante
wszedł do pokoju Piotrka kipiąc ze złości. Kiedy zastał go śpiącego i to
jeszcze nie w łóżku, wściekł się bardziej. Podszedł do chłopaka i ostrożnie
wziął na ręce, po czym po cichu wyniósł z pokoju. Zaniósł go do swojego
gabinetu, a stamtąd przez ukryte drzwi do dźwiękoszczelnego pomieszczenia. Tam
rzucił chłopaka na twardy materac. Piotrek wystraszony zerwał się ze snu i
nerwowo zaczął się rozglądać. Napotykając pełne furii spojrzenie Dantego w
pierwszym odruchu zaczął się cofać, aż natrafił na ścianę.
-
Daruj – wyszeptał, widząc brak opcji ucieczki, jednocześnie przerażony postawą
mężczyzny. – Wybacz.
-
Mówiłem, że to nie zadziała – rzucił niewzruszony Dante łapiąc kostkę chłopaka
i z całej siły przyciągając go do siebie tak, że ten stracił równowagę. –
Płacz, błagaj, przepraszaj. Nic mnie nie powstrzyma.
-
Skoro to nie podziała – westchnął Piotrek, ujawniając swoją ciemną stronę – w
takim razie będę z tobą walczył.
Mówiąc
to chłopak od razu wziął się do rzeczy i wymierzył w kierunku Dantego silne
kopnięcie wolną nogą. Ten jednak bez problemu uniknął tego jednocześnie
kontratakując. W konsekwencji Piotrek przegrał, w momencie gdy mężczyzna
nacisnął z całej siły zranione miejsce. Chłopak zawył z bólu, który na chwilę
go oszołomił. Dante szybko ściągnął mu koszulkę i związał nią wykręcone do tyłu
ręce. Piotrek szarpał się, wijąc na materacu, ale więzy były precyzyjnie
umiejscowione, by je zerwać. Mężczyzna z małymi problemami do końca rozebrał
chłopaka, który nadal usiłował z nim walczyć. W końcu złapał go w pasie i
przyciągnął do siebie.
-
Ten twój upór jeszcze bardziej mnie nakręca, wiesz? – Szepnął mu do ucha Dante,
czym wprawił go w osłupienie. – Mam cię.
Chwila
nieuwagi wystarczyła mężczyźnie by odpowiednio zadziałać. Bez żadnych ostrzeżeń
wszedł w chłopaka sprawiając mu niesamowity ból. Piotrek pisnął, dając mu to do
zrozumienia. Łzy pociekły po policzkach z zielonych oczu, a ciche pochlipywanie
tłumił materac.
-
Proszę, przestań. Ja już nie wytrzymam. – Błagał łkając Piotrek – To tak
strasznie boli.
Dante
kontynuował pomimo błagań. Po kilku minutach chłopak stracił kontakt z
rzeczywistością, a następnie opadł nieprzytomny na posłanie. Mężczyzna skończył
to co zaczął, po czym nakrywając śpiącego Piotrka opuścił pomieszczenie. Zszedł
do salonu i w milczeniu usiadł w jednym z foteli. Schodząca na dół Rose od razu
wyczuła zły nastrój brata i ruszyła w jego stronę.
-
Piotrka nie ma w pokoju – zaczęła spokojnie siadając na kanapie – Wiesz coś
może na ten temat?
-
A nawet gdyby, to co? – Odpowiedział słabym głosem – Nieważne.
-
Co mu zrobiłeś? – Nie przestawała drążyć tematu Rose, wiedząc że tylko w ten
sposób coś z niego wyciągnie – Twój nastrój mówi mi, że coś naprawdę złego, coś
czego właśnie żałujesz.
-
Jak to możliwe, że potrafisz czytać ze mnie jak z otwartej księgi? – Spytał
łamiącym się głosem Dante – Ostrzegłem go, że jeśli złamie zakaz, to może do
tego dojść i mimo tego zrobił to.
-
O czym ty mówisz braciszku? – Zdziwiła się Rose na słowa brata – Jaki zakaz?
-
Miał szlaban na wyjście z domu – rzucił cicho Dante – Jasno pokazałem mu, że
nie żartuję i konsekwentnie wykonam karę.
-
Cholera, Dante! – Wkurzyła się Rose – Wysłuchałeś go chociaż przed ukaraniem?
-
Starał się coś wyjaśnić, ale mój gniew zagłuszył jego słowa – tłumaczył się
winny mężczyzna – Ta wściekłość wrzała we mnie od roku. W końcu dałem temu
upust i się stało.
-
Wiedziałam – sapnęła Rose wstając z kanapy – gdzie on jest?
-
Po co ci to wiedzieć? – Zdziwił się reakcją siostry – Sam powinienem ponieść
konsekwencje swojego czynu.
-
Nie pieprz mi tu, tylko mów, gdzie go trzymasz! – Zrugała brata mierząc wściekłym
spojrzeniem – Po części przyczyniłam się to tego zajścia, więc powinnam
przynajmniej się nim zająć.
-
Co masz na myśli? – Spytał zdziwiony – Jak się niby do tego przyczyniłaś?
-
Zadzwoniłam do niego z prośbą by odebrał bliźniaki – poinformowała go Rose –
Gdybym wiedziała o waszej umowie, wymyśliłabym coś innego. Niestety jest już za
późno na gdybanie o rzeczach przeszłych. To powiesz w końcu jego lokalizację.
-
Pomieszczenie za gabinetem – rzucił ponuro Dante, spuszczając swój wzrok –
Przeproś go w moim imieniu.
-
O nie – westchnęła zrezygnowana Rose – Akurat tę jedną rzecz powinieneś zrobić
osobiście. Czas abyś wreszcie poczuł skutki swoich działań. To znaczy być
dorosłym.
Po
tych słowach Rose szybkim krokiem pognała na górę, kierując się w stronę gabinetu
Dantego. Kiedy otworzyła ukryte drzwi, zastany widok trochę ją zmroził. Na
materacu leżał zwinięty w kłębek, nagi Piotrek. Chłopak miał wykręcone do tyłu
ręce, związane własną koszulką i cicho łkał, drżąc na całym posiniaczonym
ciele. Podeszła do niego i przykucnęła obok. Uniosła dłoń i delikatnie położyła
ją na ramieniu chłopaka, który się wzdrygnął.
-
Spokojnie – uspokajała go kojącym głosem – Nic już ci nie grozi.
Piotrek
nie odpowiedział, a jedynie spojrzał na kobietę przerażonym wzrokiem. Łzy nadal
ciekły mu z oczy, co mówiło Rose, że doznał dość poważnego szoku. W tej chwili
wyglądał jak małe bezbronne dziecko pierwszy raz poważnie ukarane.
-
No już, uspokój się – poleciła mu rozwiązując koszulkę z wykręconych rąk.
Chłopak z wdzięcznością spojrzał na nią, po czym powoli rozcierał zdrętwiałe
ręce. – Widzisz, już po wszystkim, a teraz przestań płakać. Nie jesteś już
dzieckiem, a mężczyzną.
Piotrek
odsunął się, kiedy chciała obejrzeć powstałe obrażenia.
-
Nie wstydź się – zaśmiała się widząc jego zawstydzoną minę – Od początku
wiedziałam w jakich jesteście relacjach.
-
Wiedziałaś? – Zdziwił się Piotrek jeszcze bardziej czerwony na twarzy – Skąd?
-
Znam mojego brata od trzydziestu lat i wierz mi, nic nie umknie mojej uwadze –
wyjaśniła kobieta – A ran się nie wstydź, bo gorsze rzeczy widziałam w swoim
fachu i nic mnie już nie zdziwi.
-
W twoim fachu? – Nie rozumiał jej ni w ząb – Czy ty przypadkiem nie jesteś
zabójcą, jak Dante?
-
To swoją drogą, ale nasze życie nie skupia się wyłącznie na mordowaniu ludzi –
tłumaczyła Rose – Każde z nas ma swoje prywatne życie, a ja na przykład jestem
ginekologiem i farmaceutką. Koniec wyjaśnień, a teraz połóż się grzecznie na
brzuchu i pokaż co mój mały, zawzięty brat ci zrobił.
-
Może jednak sam się tym zajmę – wykręcał się zmieszany chłopak – To dość
żenujące, by kobieta zaglądała w takie miejsca.
-
Przestań zachowywać się jak małe dziecko, tylko daj się opatrzyć – zrugała go
kobieta przewracając na brzuch. Piotrek zakrył dłońmi twarz, próbując w ten
sposób zakryć swoje zawstydzenie. – Swoją drogą, to jak na faceta, masz dość
delikatne ciało.
-
Ej, Rose? – Mruknął cicho Piotrek nadal chowając twarz w rękach.
-
Co tam? – Spytała skupiona na opatrywaniu chłopaka kobieta.
-
Czy on mnie znienawidził za to, że go opuściłem? – Piotrek prawie szeptem
wypowiedział pytanie – Czy aż tak bardzo go zraniłem? Bo wiesz, on był ostatnią
osobą, którą chciałem zranić. Wtedy naprawdę nie wiedziałem co powinienem zrobić,
po części byłem zły, za to, że wiedział o misji Orestesa i nic mi nie
powiedział, ale wyszedłem z założenia, że nie płacze się nad rozlanym mlekiem.
Ja się po prostu pogubiłem i wyszło jak wyszło.
-
To nie tak, że go zraniłeś – tłumaczyła Rose, kątem oka dostrzegając Dantego –
Jeśli miałabym opisać jego stan po twojej ucieczce, to byłoby to raczej
niemożliwe. To, co czuje teraz nie można nazwać nienawiścią, a jedynie
frustracją. W sumie to obaj jesteście siebie warci, a teraz się nie maż i znieś
to po męsku. A swoją drogą, to co cię bardziej boli, zraniona duma, czy
fizyczny ból?
-
Szczerze, to wszystko po części – odpowiedział cicho chłopak – Dzisiaj
przeraził mnie swoją postawą. Pierwszy raz był taki względem mnie i nie nażarty
mocno mnie wystraszył.
-
Gotowe – oświadczyła kobieta, kończąc opatrywanie chłopaka – Ale szczerze, z
takimi ranami nie powinieneś chodzić przez kilka następnych dni. Poleż tu
sobie, a ja skombinuję ci jakiś ciuch.
-
A mogłabyś przy okazji przynieść dodatkowo jakieś jabłko, czy coś? – Poprosił
nieśmiałym głosem – Kiedy zadzwoniłaś, dopiero wstałem i nie zdążyłem nic
zjeść, a później wiesz jak było. Chyba, że nie, to sam dam sobie radę.
-
Głupiś!? Teraz masz leżeć! – Zganiła go Rose wychodząc z pomieszczenia – W twoim
stanie nawet siusianie będzie nie lada wyczynem.
-
Co?! – Piotrek zrobił się cały czerwony i zakrył się kocem na znak kapitulacji.
Rose z uśmiechem opuściła gabinet, spotykając stojącego na korytarzu brata.
-
Wiesz, podziwiam go – zaczęła poważnym tonem – Na jego miejscu od razu bym cię
znienawidziła. On jednak się obwinia i martwi nie o siebie, a o ciebie bracie.
Ten chłopak jeszcze bardziej zyskał w moich oczach. Jeśli się nim kiedyś
znudzisz, z miłą chęcią go przygarnę.
-
Nie licz na to siostro – mruknął Dante lekko zaniepokojony postawą siostry – On
należy tylko do mnie.
-
Skoro tak, to zacznij go traktować w sposób, w jaki ty byś chciał być
traktowany Dante – odparła surowym tonem Rose – Z początku byłam zaniepokojona
faktem, że zadajesz się z innym mężczyzną, ale ten związek zmienił cię na
lepsze. Dotychczas zachowywałeś się biernie w stosunkach międzyludzkich i żyłeś
jak maszyna do zabijania. Fakt, że wreszcie znalazłeś kogoś na kim ci zależy
bardzo mnie cieszy.
-
Tak sądzisz? – Zdumiał się Dante – Myślisz, że to zaakceptują inni z rodziny?
-
Jestem tego niemalże pewna – zaśmiała się Rose – Skoro dotychczasowa głowa rodu
nie ma nic przeciwko temu.
-
Dziadek już wie!? – Dante nie wierzył – Skąd? Ty mu powiedziałaś!
-
A myślisz, że kto zmobilizował cały ród do szukania Piotrka? – Zachichotała
widząc minę brata – Chłopak jest naprawdę dobry w ucieczce, że udawało mu się
wodzić za nos cały ród Sicarius.
-
To dlatego mówił, że ciężko było mu umknąć przed Sicariusami – zaśmiał się do
siebie Dante – Jak zwykle przebiłaś mnie przebiegłością.
-
Ja myślę – westchnęła Rose kierując się ku schodom – a teraz byłbyś tak miły i
zaniósł chłopaka do jego pokoju. Przydałoby się też go wykąpać przed nałożeniem
nowych opatrunków. Wypij piwa, któregoś naważył.
Dante
z wolna ruszył do pomieszczenia, w którym leżał Piotrek i szczerze obawiał się
tego spotkania. Podszedł do materaca i przykucnął nad skulonym w kłębek
chłopakiem. Para zielonych oczu skierowała się na mężczyznę, lecz zaraz po tym
szybko zniknęła pod kocem.
-
Hej – przywitał się szeptem Dante głaszcząc wystającą spod koca głowę – Jak się
czujesz?
-
To trochę nie trafione pytanie – załkał chłopak drżącym głosem – Zrobiłeś mi
jesień średniowiecza z tyłka, a do tego Rose mnie opatrywała. Gorzej być nie
może.
-
Uwierz mi, że może – próbował pocieszyć go mężczyzna – Dałem ponieść się złości
i nic mnie nie tłumaczy.
-
Miałeś rację – wyszeptał Piotrek nadal chowając się pod kocem.
-
W której kwestii? – Spytał zdziwiony Dante.
-
Mówiłeś, że nie chcę poznać cię od tej złej strony i miałeś rację – tłumaczył
cicho Piotrek – Naprawdę tego nie chciałem. Kiedy jesteś zły, stajesz się
przerażający. Przepraszam, że cię zraniłem uciekając. Wybaczysz mi to kiedyś?
-
Przestań brać winę jedynie na siebie – Dante przytulił chłopaka do siebie
- Mogłem zapobiec temu odpowiednio
konfrontując się z Orestesem, jednak zawiodłem godząc się wyjechać na misję i
pozostawić ciebie na jego łasce. Zawiodłem cię i opuściłem w chwili, w której
najbardziej mnie potrzebowałeś.
-
Nie stawiajmy tego w tak kolosalny sposób – mruknął Piotrek wychodząc spod koca
– Czemu nigdy mi nie odpuszczasz?
-
Bo cię kocham – uśmiechnął się Dante – Gdybym ci odpuścił, to równałoby się z
okazaniem słabości moich uczuć względem ciebie.
-
To trochę chore, nie uważasz? – Zauważył Piotrek słabym głosem – Z tego co
mówisz wychodzi, że im mocniej mnie karzesz tym silniejsze jest uczucie? Wiesz,
dla dobra mojego zdrowia lepiej się odkochaj, ok.?
-
Nie zrobię tego – wyśmiał go Dante, biorąc na ręce – Przekroczyliśmy już tę
granicę, czego nie da się cofnąć.
-
Gdzie ty mnie zabierasz? – Starał się wyrwać z objęć Dantego – Puść mnie.
-
Rose kazała bym cię wykąpał – oświadczył spokojnie Dante nie wzruszony
szarpaniną chłopaka – Później nałożymy ci świeży opatrunek, ubierzemy,
nakarmimy i położymy spać.
-
Wiesz, trochę brzmi to jak plan działania z chorym dzieckiem – zauważył Piotrek
czujnie przyglądając się mężczyźnie – Mam dwadzieścia trzy lata i wedle prawa
jestem dorosłym człowiekiem. Miej to na uwadze, ok.?
-
Ok. – Uśmiechnął się Dante w odpowiedzi – Będę miał to na uwadze.
Po
tej krótkiej rozmowie Dante wykąpał Piotrka, a Rose nałożyła mu świeże
opatrunki i nakarmiła. Następnie dali chłopakowi coś na sen i wyszli z pokoju.
Było późne popołudnie, kiedy Piotrek
otworzył oczy. Minęła chwila by zdecydował się wstać. Powoli usiadł na łóżku,
co okazało się błędem, bo od razu tył eksplodował potwornym bólem. Jęknął dość
głośno, ale się nie poddawał. Zsunął się ostrożnie z posłania i stanął na
jednej nodze. Na razie było nieźle, ale gdy dołączył do tego drugą z nóg, jak
długi runął na podłogę z doznanego bólu.
-
Co jest do cholery! – Wrzasnął w frustracji – Tak nie może być!
W
tym samym czasie Rose pomagała odrabiać lekcje bliźniakom w salonie.
Uśmiechnęła się tylko słysząc odgłos upadku i serię stłumionych przekleństw.
-
Oho, ktoś się obudził – oznajmiła na głos, dając tym znać swojemu bratu – Chyba
wstał nie tą nogą, bo jest nie w humorze.
-
Zajmę się tym – odparł Dante wchodząc na górę – To przeze mnie tak skończył,
więc moja w tym głowa, by go udobruchać.
-
Powodzenia – pożyczyła bratu kobieta wracając do swoich zajęć – A swoją drogą,
mógłbyś zerknąć na opatrunki?
Dante
powoli wszedł do pokoju Piotrka, gdzie na podłodze zastał leżącego chłopaka.
Podniósł go ostrożnie i zaniósł do łazienki, podejrzewając, że tam się
wybierał.
-
Po co te nerwy – starał się udobruchać chłopaka – Wszystko będzie dobrze.
-
Jak ma być dobrze, kiedy nie potrafię normalnie funkcjonować? – Rozpłakał się z
frustracji Piotrek – Nie potrafię nawet stać, czy siedzieć, a o innych rzeczach
nie wspomnę.
-
No już, wypłacz się – polecił mężczyzna przytulając do siebie poszkodowanego –
We wszystkim ci pomogę, więc się nie bój.
-
Wcale mnie tym nie pocieszyłeś – mruknął Piotrek z ponurą miną – Są rzeczy,
których nie powinienem przy tobie robić.
-
Nie wstydź się – zaśmiał się Dante na słowa chłopaka – Sprawy fizjologiczne w
ogóle mnie nie brzydzą, no i dobrze znam anatomię twojego ciała. Nie widzę
problemu.
-
Dobra, skończmy ten temat – zawstydził się Piotrek – w ogóle żałuję, że go
poruszyłem.
Kiedy
skończył, Dante zaniósł Piotrka do łóżka i delikatnie położył go na brzuchu.
Chłopak skrzywił się z bólu w momencie zetknięcia z posłaniem, ale starał się
tego po sobie nie okazywać. Mężczyzna zmienił mu opatrunek, po czym zostawił
samego w pokoju.
* * * * *
Zaczęły się szkolne wakacje i w domu
Dantego zrobiło się dość głośno. Piotrek wypoczął przez ostatnie dwa miesiące i
był już na chodzie. Szykował właśnie obiad, kiedy zadzwonił telefon.
-
Tak? – Odebrał w pośpiechu – Kto mówi?
-
Tu twoja babcia – usłyszał znajomy, kobiecy głos – Piotrze, dzwonię aby ci
obwieścić, że jestem przejazdem w Polsce i mam zamiar się z tobą widzieć.
-
Co?! – Osłupiał na jej słowa – Ale, że dzisiaj?
-
Tak, dzisiaj, a precyzując będę u ciebie i Dantego za niecały kwadrans – obwieściła
kobieta poważnym tonem – Mam nadzieję, że dobrze mnie przyjmiesz, wnusiu.
-
Babciu? – Zaczął niepewnym głosem – Skąd znasz nasz adres? Nie przypominam
sobie bym ci go podawał.
-
I tak było głuptasie – zaśmiała się do słuchawki – Twoja babcia umie wynajdować
ciekawe informacje od osób postronnych.
-
Nie pytam o szczegóły – Piotrek zamarł chcąc się ulotnić – Jakoś nie chcę o tym
wiedzieć.
-
Nawet nie myśl o ucieczce! – Podniosła swój głos – Dobrze wiem, że właśnie o
tym myślałeś.
-
No, co ty babciu, nawet przez myśl mi to nie przeszło – ratował się kłamstwem –
Jakbym mógł uciec?
-
Już ja swoje wiem – rzuciła kobieta – Spodziewaj się mnie za dziesięć minut.
Kobieta
odłożyła słuchawkę, a Piotrek w osłupieniu wpatrywał się w telefon. Do kuchni
wszedł Dante i z ciekawością przyglądał się chłopakowi.
-
Co jest? – Spytał w końcu chłopaka – Coś niewyraźnie wyglądasz.
-
Mo.. moja.. ba… babcia zaraz tu będzie – jąkał się oszołomiony chłopak – Skąd
wzięła ten adres, nie wiem. Będzie tu za dziesięć minut.
-
Uspokój się – pocieszał go Dante – Nie panikuj. Spodziewałem się, że prędzej,
czy później Laverno odkryje to miejsce. Po prostu stawmy jej czoła. Znając tę
kobietę wiem, że nie nalega na spotkanie bez powodu.
-
To twoja babcia – zauważyła Rose wchodząc do kuchni – Powinieneś się cieszyć z
jej wizyty, a nie bać.
-
Łatwo wam mówić – mruknął wzdychając Piotrek – Ja po prostu dziwnie się czuję w
jej obecności.
-
Ty naprawdę jesteś zielony w te klocki – stwierdziła Rose dając chłopakowi
prztyczka w nos – Musimy zabrać go do naszego rodzinnego domu, Dante. Tam z
pewnością szybko nauczy się życia w rodzinie.
-
Z jednej strony, kusząca propozycja – wykręcał się Dante – Ale z drugiej, nie
należy od razu rzucać go na głęboką wodę.
-
Mówisz tak, bo sam boisz się konfrontacji z matką i ojcem – zarzuciła bratu
Rose – Już ja dopilnuję, że obaj pojedziecie do domu Sicariusów. Nie wykpicie
się!
W
momencie wypowiadania tych słów przez Rose, zabrzmiał dzwonek do drzwi, które
pobiegły otworzyć bliźniaki. Dzieci wesoło przywitały gości, po czym pobiegły
po Piotra i ciągnąc go za obie ręce wyciągnęły siłą z kuchni.
-
Piotr, babcia cię odwiedziła! – Wołały radośnie dzieci do chłopaka – Przywitaj
się z babcią!
-
Jacuś, Agatka – starał się uspokoić maluchy – Możecie mnie już puścić. Jeśli
mnie nie puścicie, to nici z deserku.
Dzieci
automatycznie puściły ręce Piotra, po czym odwróciły się do niego twarzami z
pytającymi minkami. Uśmiechnął się w odpowiedzi i gestem nakazał zmykać, następnie
zwrócił się w stronę gości.
-
Dobrze wyglądasz babciu – przywitał się słabym głosem – Jak ci minęła podróż?
-
Przestań ciągle gadać i wreszcie przytul swoją babcię – nakazała kobieta
poważnym tonem – Jako mój wnuk, tak powinieneś mnie przywitać.
-
A muszę? – Upewniał się nieśmiałym głosem – Nie wystarczy uścisk dłoni?
-
Tak to witaj się z kolegami, a nie z babcią – Zrugała go na miejscu – Chodź tu
do mnie ancymonie jeden, bo jeśli nie ty, to ja przyjdę do ciebie.
Piotrek
jak rażony piorunem podszedł do kobiety i nieśmiało się do niej przytulił. Z
kuchni całe to przywitanie obserwowało rodzeństwo Sicarius. Rose ledwo
powstrzymywała śmiech, Dantemu też się udzielał jej humor.
-
Ty widziałeś jego minę? – Dopytywała siadając na krześle – Przytulił ją dopiero
po tym, jak zagroziła, że sama to zrobi. Naprawdę jest zielony w tych sprawach.
-
Przestań się z niego śmiać – zganił siostrę Dante – Jak dotąd, nie miał babci i
nie wie jak powinien się zachować.
-
Mówisz mi, żebym się nie śmiała, a sam to robisz – zarzuciła bratu Rose.
-
Śmieję się, bo udziela mi się twój humor siostro – usprawiedliwiał się
mężczyzna, starając się jednocześnie uspokoić.
W
tym samym czasie Piotrek próbował przyjąć odpowiednio swoich gości.
-
Może się czegoś napijesz babciu? – Zaproponował grzecznym tonem – Kawy,
herbaty, czy może czegoś chłodnego?
-
Z miłą chęcią napiłabym się dobrej herbaty – odpowiedziała uśmiechając się
kobieta – A ty Emilio?
-
Może kawy – odparł cicho ochroniarz – z mlekiem.
-
W takim razie za chwilę wracam – oznajmił Piotrek wychodząc do kuchni. Kiedy
drzwi się zamknęły, z mordem w oczach spojrzał na rodzeństwo Sicarius. – Czy
macie może świadomość tego, że to, co dzieje się w tym pomieszczeniu dobrze
słychać w salonie?
Wyminął
ich w milczeniu i zaczął parzyć herbatę i kawę. Wyjął talerzyki do ciasta i
ozdobne filiżanki. Następnie wyłożył na jeden z większych talerzy ciasto i
wszystko ładnie ułożył na tacy. Kiedy chciał już wychodzić, tacę przechwycił
Dante z lekkim uśmiechem.
-
Jestem tu gospodarzem, więc powinienem zrobić choć tyle – oświadczył otwierając
drzwi i go wypuszczając – Idź pierwszy.
Piotrek
powoli usiadł na kanapie, a Dante jakby nigdy nic rozlał do filiżanek
preferowane przez gości napoje. Sobie i zielonookiemu nalał herbaty.
-
Smaczny wypiek – przerwał ciszę Emilio kosztując ciasta – czyjego autorstwa?
-
Piotrka – rzucił w odpowiedzi Dante spokojnym głosem – Świetny z niego kucharz
i pomoc domowa.
-
Nie przesadzasz z tym trochę, Dante? – Starał się uciszyć mężczyznę udawanym
uśmiechem chłopak – To nic wielkiego.
-
Spróbujmy – odparła kobieta nakładając sobie na talerz kawałek ciasta, a
następnie kosztując wypieku – Jest naprawdę wyborne Piotrze. Masz do tego dryg
po swojej matce. A wracając do sprawy w jakiej tu przyszłam. Dobrze, że do nas
dołączyłeś Dante, bo z tobą też chciałam porozmawiać.
-
Ze mną?! – Zdziwił się mężczyzna krztusząc herbatą – Niby o czym?
-
Znasz może tajną organizację THANATHOS? – Spytała staruszka poważnym tonem – Bo
jeśli tak, to powinieneś znać powagę tej nazwy.
-
Znam – przyznał również poważniejąc Dante – Co w kwestii tego?
-
Może zacznę od początku – westchnęła kobieta biorąc głęboki wdech – Piotrze,
pamiętasz jak opowiadałam ci o twoim ojcu?
-
Tak – odpowiedział zgadzając się Piotrek – Mówiłaś, że został zabity przez
Wilhelma.
-
Wtedy skłamałam – oznajmiła smutnym tonem kobieta – Prawdą jest, że Wilhelm
postrzelił Alberta, ale fakt, że ten zginął, jest naciągany. Albert
przedstawiany był przez wszystkich jako ten dobry z pary mrocznych bliźniaków,
ale w rzeczywistości niczym nie różnił się od swojego brata. Obaj byli skażeni
złem. Wilhelm się z tym nie krył, za to Albert już tak. Był lowelasem i uwodził
wiele niewinnych kobiet, tak też było z twoją matką. O dziwo na tak wiele
romansów, tylko ten skończył się ciążą. Albert był szczęśliwy z faktu, że
dochował się potomka, za to Bianka już nie. Nie zrozum mnie źle Piotrze, to nie
tak, że matka cię nie kochała, ona oddałaby za ciebie życie. Po prostu bała się
o twoją przyszłość. Albert wiązał z tobą pewne plany, które nie podobały się
twojej matce. – Staruszka zatrzymała się tu na łyk herbaty – Albert
zadecydował, że kiedy nadejdzie odpowiedni czas, zajmiesz jego miejsce jako
sukcesor tytułu lidera Thanathosa. Myślałam, że o tym zapomniał, ale zjawił się
kilka tygodni temu w moim domu i zaciekle wypytywał o ciebie chłopcze. Za wiele
mu nie powiedziałam, ale nie musiałam nic mówić. Powiedział, że sam cię
odnajdzie i pozna. Kiedy spytałam co zrobi jak mu odmówisz oznajmił, że nie da
ci na to szans.
-
No, świetnie – zirytował się Piotrek – Ojciec, którego nie znam, a do dziś
myślałem, że nie żyje, przesądził już o moim losie. Czy wszyscy uważają, że nie
potrafię sam o sobie decydować?
-
Uspokój się, bo nikt tak nie twierdzi – stopował chłopaka Dante – Ale sprawa
twojego ojca nieco komplikuje.
-
Co masz na myśli – Spytał w szoku Piotrek – Jak komplikuje?
-
Grupa Thanathos odpowiada za prawo w świecie przestępczym – zaczął wyjaśnienia
Dante – Nikt spośród ciemnej strony z nimi nie walczył. To dość potężna
organizacja, siejąca postrach nawet wśród Sicariusów. Twój ojciec musiał być
bardzo silny i wpływowy, by objąć stanowisko ich lidera.
-
Teraz już wiadomo po kim ma potencjał na zabójcę pierwszej klasy – wtrąciła
Rose wychodząc z kuchni – To wszystko wyjaśnia.
-
A co jeśli by Wilhelm mnie zakatował, gdy miałem sześć lat? – Wyrzucił z siebie
wściekły Piotrek – Ojciec porzucił mnie, a teraz ma czelność się o mnie
upominać? Łaski bez! Nie jestem książką w bibliotece, którą można ponownie
wypożyczyć.
W
tym momencie do domu wszedł Kamil, omiótł ponurym spojrzeniem wszystkich w
salonie i zawiesił go na zirytowanym Piotrze.
-
Coś mnie ominęło? – Zadał pytanie spokojnym tonem, po czym podszedł do Piotra i
wręczył mu czarną kopertę z nadrukowanym na niej czerwonym krukiem – Jakaś
świruska kazała bym ci to przekazał, a skoro nie jestem tu mile widziany, to
idę do swojego pokoju.
-
Czekaj! – Zatrzymał go Piotrek – Jaka świruska?
-
Nie wiem. Blondynka – Kamil wzruszył ramionami – Ubrana jak na pogrzeb. No,
świruska.
-
Aha – westchnął Piotrek, po czym otworzył kopertę i aż zdębiał zaskoczony
treścią listu.
„Zginiesz
marnie Skrzacie”
-
Co tam jest napisane? – Spytała staruszka widząc postawę wnuka – Piotr!
-
To ja lepiej sobie pójdę – mruknął Kamil, który kątem oka dostrzegł treść listu
i szybko się zmył.
-
Co?! – Piotrek wyrwał się z osłupienia i od razu zgniótł list w kulkę papieru –
To nic istotnego.
W
roztargnieniu wsadził list i kopertę do kieszeni.
-
Na pewno? – Dociekała nie wierząc wnukowi kobieta. Dobrze widziała szok w jego
oczach, po tym jak przeczytał list, a późniejsza reakcja nic dobrego nie
wróżyła. – Mógłbyś przynieść mi jeszcze trochę tej pysznej herbaty?
-
Ach, dobrze – zgodził się chłopak w zamyśleniu – Zaraz zaparzę świeżej.
Kiedy
schylał się po imbryk, kulka papieru wyleciała z jego kieszeni na podłogę,
czego nie zauważył. W momencie jego zniknięcia za drzwiami kuchni, Emilio
schylił się po zmięty list i podał go Sofii Laverno, która od razu go rozwinęła
i przeczytała. Zaniepokoiła się treścią i przekazała kartkę Dantemu.
-
Czy po przeczytaniu tego listu także twierdzisz, że to nic ważnego? – Spytała
Dantego poważnym tonem – To nie lada pogróżki od jakiejś tam, jak ujął to
tamten młodzieniec, świruski. „Skrzat” to przezwisko Piotra, który nadały mu
dzieci Wilhelma, kiedy był jeszcze dzieckiem. Nadawca tego listu musiał mieć
styczność z przeszłością mojego wnuka.
-
Już zanim przeczytał ten list wiedziałem, że to coś poważnego – oznajmił
spokojnie Dante – Sama koperta na to wskazywała.
-
To Piekielne Kruki – westchnęła Rose od niechcenia – Swego czasu miałam z nimi
do czynienia. Organizacja opozycyjnie nastawiona do Thanathosa i funkcjonująca
od prawie dwudziestu lat. Co ważniejsze, nikt nie wie, kto im przewodzi.
Sprawni i skuteczni, jak na tak młodą grupę.
-
Nie znając treści listu można by zakładać, że skoro Piekielne Kruki są opozycją
do Thanathosa, to musieli jakoś dowiedzieć się o powiązaniach Piotrka z
Albertem – dedukował Dante – Jednakże biorąc pod uwagę informację zawartą w
liście, ten trop jest zbyt płytki.
-
Idziesz w dobrym kierunku młody Sicariusie – pochwaliła mężczyznę staruszka –
Nadawca listu użył określenia „Skrzat”, co pogłębia skalę poszukiwań, ale
jednocześnie zawęża granice podejrzanych. Tylko nieliczni tak nazywają Piotrka,
w tym członkowie rodu Murdoch.
-
Tak, Chris się do niego tak zwracał – przypomniał sobie Dante – I Jolka również
tak go nazywała.
Przerwali burzę mózgów w momencie, gdy
Piotrek wyszedł z kuchni. Chłopak usiadł na kanapie i czujnie omiótł
spojrzeniem wszystkich zgromadzonych.
-
O czym tak debatowaliście, kiedy mnie tu nie było? – Spytał z udawanym spokojem
– Nagle tak ucichliście. Mógłbym pomyśleć przez to, że rozmawialiście o mnie.
-
No, a o kim moglibyśmy rozmawiać – ratowała sytuację Rose – Próbowałam
wyciągnąć z twojej babci ciekawe anegdotki o tobie, ale niestety z tym kazała
kierować się do niejakiej Jolki.
-
Czy to prawda, babciu? – Dopytywał nie dowierzając chłopak – O tym
rozmawialiście, czy o czymś, o czym mam nie wiedzieć? Znowu.
-
Tak wnusiu, rozmawialiśmy o tych anegdotkach – potwierdziła spokojnie Sofii
Laverno, popijając herbatę – Po co ta podejrzliwość w stosunku do nas? Uspokój
się i napij herbatki.
-
Zgoda – mruknął Piotrek, sięgając po swoją filiżankę, jednocześnie zmierzył z
osobna wszystkich zgromadzonych w salonie – Niech wam będzie, tym razem
odpuszczę.
Rozmawiali
jeszcze około godziny, a kiedy pożegnali gości, Piotrek podał obiad domownikom,
jednak sam wymigując się brakiem apetytu wymknął się do pokoju. Przeskoczył
łóżko i usiadł na podłodze za nim. Wyjął z kieszeni kopertę w zamyśleniu się
jej przyglądając, po czym przytknął ją sobie do nosa i powąchał.
-
Ten zapach – wyszeptał zmrożony – Niemożliwe.
No nieźle się dzieje. Dantego to mam ochotę walnąć tak by zrozumiał, że jest nieraz popapranym idiotą!
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie ta koperta i ta grupa, którą przewodzi, nie-do-końca-martwy ojciec Piotra.
Za mało jak dla mnie!
Czekam na więcej i weny!
Hej,
OdpowiedzUsuńzmnów go zgwałcił, Roseimjej uznanie dla Piotka w sprawie ucieczki, że wodził za nos cały rod, jak się okazuje Albert żyje, jestem zaskoczona, jak się okazuje zmienił nazwisko aby odciąć się, a jednak jest taki sam jak Wilhelm, babcia się zjawiła, i tak myślał o ucieczce, co to za zapach, i nie zorientował się, że nie ma listu?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńocho Rose i jej uznanie dla Piotka w sprawie ucieczki, że wodził za nos cały ród tak długo, okazuje się, że Albert żyje, zmienił nazwisko aby odciąć się, a jednak jest taki sam jak Wilhelm, babcia się zjawiła, i tak myślał o ucieczce, co to za zapach, i nie zorientował się, że nie ma listu?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, Rose i to jej uznanie dla Piotka w sprawie ucieczki... o tak wodził za nos cały ród tak długo... Albert żyje (cieszę się), zmienił nazwisko aby odciąć się od tej złej strony rodziny, chociaż i tak jest taki sam jak Wilhelm, no i babcia się zjawiła... nie zorientował się, że nie ma listu?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza