Translate

wtorek, 21 stycznia 2014

Wilk w owczej skórze

Hej, kolejny rozdział oddaję w Wasze ręce. Piszcie, czy się podoba ;) Miałabym prośbę, taką maleńką. Staram się samodzielnie wyłapywać własne błędy, ale gdybyście jakiś znaleźli, byłabym wdzięczna za info o nim. To tyle. Liczę na Wasze wsparcie i oczywiście czekam na komentarze. Pozdrawiam :)

Piotrek obudził się w porze kolacji. Chwilę jeszcze leżał, aż jego żołądek przypomniał mu, że nie jadł obiadu. Niespiesznie wstał, a następnie założył na siebie czystą, szarą bluzę z kapturem. Kiedy wyszedł z pokoju, ostrożnie ruszył w kierunku małej jadalni. Wraz ze zbliżaniem się do tego miejsca słychać było głośne śmiechy dzieci. Jakoś nie miał ochoty wchodzić w centrum panującego tam harmidru, dlatego wkradł się do kuchni i zwinął stamtąd dwa jabłka. Umykając przed wściekłym Pablem skręcił w kierunku biblioteki. Jak podejrzewał, było to najcichsze pomieszczenie w danej chwili. Wszedł do środka, po czym chwytając z regału pierwszą, lepszą książkę wygodnie usadowił się w jednym z foteli. Z zaciekawieniem wpatrywał się w okładkę woluminu, na której widniał symbol walczących ze sobą trzech zwierząt.

- Wilk, lis i sowa – wyszeptał do siebie przejeżdżając palcami po wypalonych znakach – Ciekawe.

Otworzył książkę w poszukiwaniu tytułu, który znalazł wypisany czerwonym atramentem gotykiem kolczastym na drugiej stronie. Brzmiał on następująco: „Saga trzech rodów założycielskich”. Pełen uwagi przeglądał stronice starając się dokładnie odczytywać każdą literę. Szło mu dość wolno, bo cała książka napisana była neogotycką czcionką. Tom podzielono na trzy kolorowe rozdziały poświęcone każdemu z rodów. Pierwszy brunatny, opowiadał historię rodu spod znaku wilka i pisany był brązowym atramentem. Drugi błękitny, dotyczył klanu lisa, a trzeci zielony, klanu sowy. Piotrek z coraz większym zainteresowaniem wgłębiał się w lekturę książki. Dowiedział się, jak trzy wojujące ze sobą od wieków plemienia skrytobójców zawarły trwające do dziś przymierze. Klan wilka, odpowiadał za polowania, lisa za szpiegowanie i knucie, a sowy za wymyślanie strategii i gromadzenie informacji. Każdy z rodów posiadał wyróżniające ich członków cechy zewnętrzne. Wilki miały brązowe oczy i czarne włosy. Lisy były blondynami o oczach barwy nieba, zaś sowy odznaczały się bystrym zielonym spojrzeniem i włosami o różnym odcieniu brązu. Chłopak prawie się zadławił, kiedy pod koniec wyjaśniono, jak nazwy klanów z czasem zaczęły nabierać na sile. „Ród Wilka, to dzisiejszy Ród Sicarius. Ród Lisa, to dzisiejszy Ród Murdoch. Ród Sowy, to dzisiejszy Ród Conscientia.

- Historia napisana rzeką krwi niewinnych ofiar – podsumował kasztanowłosy odkładając przeczytaną książkę na stojący obok stolik – Teraz chociaż rozumiem, czemu wuj Wilhelm nie chciał zaakceptować koloru moich oczu i włosów. W ogóle nie przypominam z wyglądu rasowego Murdocha.

Piotrek w zamyśleniu chwycił kosmyk przydługich już włosów i wbił w niego skupione spojrzenie.

- Chyba powinienem trochę skrócić włosy – mruknął pod nosem widząc, że włosy sięgają już prawie jego ramion – Grzywka wpada mi do oczu, co świadczy o tym, że zarosłem. A z długimi włosami wyglądam, jak dziewczyna.

Zdecydowany wyjął z kieszeni drugie jabłko i zaczął je jeść. Nagle wpadła mu do głowy pewna myśl. Skoro znalazł historię rodów założycielskich, to może gdzieś w tej bibliotece znajduje się książka opisująca prawa postępowania z ich członkami.

- Hm, gdybym miał dostęp do praw przymierza trzech założycielskich rodów, mógłbym znaleźć jakiś precedens, który umożliwiłby mi wykręcenie się od reguły przynależności. – Myślał gorączkowo chłopak. – Wówczas oszczędziłoby mi to problemów. Gdybym miał teraz zastosować się do zasad panujących w świecie zabójców, pozostałoby mi niewiele opcji działań. Po pierwsze, śmierć moja lub przeciwnika. Po drugie, działanie na zwłokę i długotrwałe wyniszczanie wroga. Po trzecie, obustronne porozumienie, czyli kompromis. W każdym przypadku jestem na przegranej pozycji, bo przeciwnik ma przewagę liczebną i ważnych dla mnie jeńców. W sumie, to sam nim jestem.

Spojrzał na zegarek i ze zdziwieniem stwierdził, że najwyższy czas wracać do sypialni. Było już po północy i światła paliły się jedynie w części, gdzie obradowało Zgromadzenie. Przez ten jeden szczegół zmuszony był iść oświetloną drogą, czyli prawie że naokoło. Pech chciał, że w chwili, kiedy przechodził przez najniebezpieczniejszy dla niego odcinek korytarza, gdzie narażony był na spotkanie kogoś z przedstawicieli obradujących rodów, zakończono zebranie. Udało mu się minąć drzwi auli konferencyjnej i odejść kilka metrów dalej, gdy te zaczęły się otwierać. Nie czekając na oklaski, od razu zarzucił sobie kaptur na głowę i przyspieszył kroku. Niestety w momencie, kiedy znikał za zakrętem, dostrzegła go Nicole puszczając się biegiem za nim. To nie umknęło uwadze Alberta, który zaciekawiony ruszył za dziewczyną.

- Poczekaj – szepnęła za bratem migiem go doganiając i łapiąc w pasie przylgnęła do niego – Cieszę się, że cię widzę po tym nudnym zebraniu. Jak się czujesz?

- Znośnie – uśmiechnął się do siostry – Miałem nadzieję, że to zebranie potrwa nieco dłużej. Trochę zasiedziałem się w bibliotece i zmuszony byłem wracać tędy. Oby nikt poza tobą mnie nie zauważył, bo nie mam sił na rodzinne spotkania.

- Nie martw się – uspokajała go Nicole – Ani Zygfryd, ani Edward, czy twoja babcia nie mogli cię zobaczyć, bo wyszłam jako pierwsza.

- Rozumiem – odetchnął z ulgą chłopak – Kiedy następne zebranie?

- Jutro po obiedzie – odpowiedziała znudzona dziewczyna – Prawdopodobnie wtedy dojedzie ostatni ród i będziemy mogli zacząć obgadywać datę sukcesji Dantego.

- Aha – mruknął Piotrek zezując na zmęczoną siostrę – A co powiesz na mały spacer przed obiadem? Myślę, że dzieciaki na ten czas odsprzedam Kamilowi. Z tego co widziałem, to nieźle sobie dziś radził w roli opiekuna.

- Powiem, że to fantastyczny pomysł – twarz Nicole rozjaśnił promienny uśmiech – Wydajesz się jakiś nieobecny.

- Przetwarzam jeszcze informacje z przeczytanej książki – zakomunikował zaczynając się cicho śmiać – Wiesz, dowiedziałem się wreszcie czemu Wilhelm rugał mnie za mój naturalny wygląd.

- Czemu? – Spytała zaciekawiona Nicole. – Powiesz?

- To taki banał, że aż śmieszy – tłumaczył nie przestając się śmiać chłopak – Rasowy Murdoch powinien być blondynem o lazurowych oczach.

- No tak – zachichotała dziewczyna – rzeczywiście zabawny szczególik.

- Co nie? – Piotrek przystanął i wyjrzał za okno. – W ogóle nie przypominam swoich rodziców.

- No coś ty – klepnęła plecy brata w żartobliwy sposób – Mój tata już ci to mówił, nie wyprzesz się naszej mamy, bo przypominasz ją pod względem zachowania, gestykulacji i odruchów.

- Ta, coś tam wspominał – przyznał zielonooki zrzucając z głowy kaptur i z utęsknionym spojrzeniem wpatrywał się w księżyc za oknem – Czas wracać. Jesteś zmęczona i powinnaś wypocząć przed jutrzejszym zebraniem.

- Z niecierpliwością będę wyczekiwać naszego spaceru – pożegnała go całując w policzek – Przyjdę po ciebie rano.

- Lepiej spotkajmy się w bibliotece po śniadaniu – zaproponował wyrwany z myśli chłopak – Nie chcę budzić Dantego. Wystarczy, że dziś to zrobiłem, niepotrzebnie pogłębiając jego zmęczenie.

- Ok. – Zgodziła się Nicole skręcając w następny korytarz. – Dobranoc.

Piotrek poczekał, aż Nicole zniknie z jego pola widzenia, po czym ruszył w stronę pokoju Dantego. Trochę niepewnie się czuł w tej części domu, ponieważ był tu po raz pierwszy. W myślach starał się odtworzyć wyjaśnienia Sicariusa, dotyczące drogi do jego sypialni.

- Jak to było – zastanawiał się cicho przypominając potrzebne informacje – drugi czy trzeci korytarz od biblioteki? Cholera, mogłem lepiej go wtedy słuchać.

Nagle zaczął dzwonić mu telefon. W pośpiechu przy odbieraniu połączenia prawie wypuścił go z rąk.

- Tak? – Spytał prawie szeptem chłopak.

- Mógłbym wiedzieć, gdzie jesteś? – Usłyszał głos Dantego. – Wracam do pokoju święcie przekonany, że tam jesteś i oczywiście ciebie tam nie ma.

- Trochę się zaczytałem w bibliotece, a kiedy z niej wyszedłem, światła w prawym skrzydle były pogaszone co zmusiło mnie do pójścia dłuższą drogą – wyjaśniał zmęczonym głosem Piotrek – A tak dla pewności, to w który korytarz mam skręcić by wrócić?

- Zgubiłeś się? – Dante nie wierzył. – Ty?!

- Nie śmiej się ze mnie, tylko pomóż – skarżył się kasztanowłosy – Pierwszy raz jestem w lewym skrzydle, a poza tym nie moja wina, że dom twojej rodziny przypomina labirynt pokręconych korytarzy.

- Dobra, nie unoś się – zaśmiał się Dante – Zostań tam gdzie jesteś, zaraz tam będę.

Piotrek schował do kieszeni komórkę, a następnie usiadł bokiem na parapecie jednego z okien. Oparł się o ścianę i wpatrywał w księżyc pod nosem nucąc jakąś melodię. Nie wiedział, że przez cały czas ktoś go obserwował. Albert zaszył się w ciemnym kącie z zaciekawieniem przypatrując się chłopakowi.

Dante bezszelestnie pokonał dystans dzielący go do partnera. Kiedy mógł go już zobaczyć, zatrzymał się na chwilę zauroczony widokiem. Piotrek siedział na parapecie oświetlony jedynie światłem księżyca, nucąc coś pod nosem. Mężczyzna uśmiechnął się tylko, po czym do niego podszedł.

- Widzę, że zrzuciłeś kaptur – szepnął chwytając chłopaka za ramię.

- Nareszcie – ucieszył się Piotrek zeskakując z parapetu – Kaptur zdjąłem, bo gadałem z Nicole. Wiesz, że kolor moich włosów rzuca się w oczy.

- Boisz się Murdochów? – Westchnął Dante, kiedy wchodzili już w nieoświetloną część domu. – Czy ojca?

- W tej chwili to obawiam się ciemności – mruknął cicho Piotrek – Zygfryd nieco mnie przeraża z tym swoim przesłodzonym uśmieszkiem. Ewidentnie ukrywa swoje prawdziwe intencje. Ojca nie znam, więc nie wiem czy mam się go bać.

- Ciekawe – Dante chwycił chłopaka za rękę i pociągnął za sobą. Po chwili byli na miejscu. – Z tego co mówisz, wynika, że boisz się czegoś niejasnego. To normalne u ludzi, że obawiają się niewiedzy. Też tak mam.

- Kiedy nie wiem na czym stoję, czuję jak wali mi się grunt pod nogami. – Piotrek rzucił się z rezygnacją na łóżko. – Ciężko się żyje nie znając o sobie prawdy, tym bardziej, gdy wylądujesz między ludźmi tę wiedzę posiadającymi. Nawet nie wiesz, jak wielki zamęt szerzy się w mojej głowie. Chciałbym zasnąć i obudzić się z uporządkowanymi myślami.

- Podejrzewam, jak musisz się czuć. – Dante usiadł obok leżącego chłopaka i pogłaskał go po włosach. – Chciałbym ci pomóc w tej kwestii, ale nie potrafię. Nie wejdę ci przecież do głowy i nie poukładam myśli, jak książki na półce.

- Wiem – uśmiechnął się Piotrek, a następnie wstał i skierował się do łazienki. Ściągnął z siebie bluzę i jeansy zastępując je koszulką i szortami, po czym umył zęby i wrócił do łóżka. Dante już prawie przysypiał, dlatego schylił się nad nim i naśladując Nicole, pocałował go w policzek. Po tym szybko zawinął się w koc i skulił szykując do snu. – Dobranoc.

- Chodź tu – Dante przyciągnął chłopaka do siebie i przytulił. Dobrze wiedział, że ten boi się ciemności. – Teraz możemy iść spać.

Dochodziła ósma, kiedy Piotrek otworzył oczy. Powoli wstał i jak najciszej zarzucił na siebie czyste ubranie. Nie chciał obudzić Dantego. Wyszedł z pokoju i zaczął swój obchód po sypialniach dzieci. Maluchy już nie spały i były w trakcie porannej toalety lub ubierania. Pomógł tym najmłodszym, po czym wspólnie zeszli do jadalni, gdzie siedziały już Suliki z Rose. Pod koniec wparowała tam Nicole i bez ostrzeżeń wtuliła się w plecy brata.

- Porywam na jakiś czas Piotrusia – oznajmiła nie kryjąc szczęścia – W tym czasie zajmie się wami Kamil.

- Że co proszę! – Kamil aż zerwał się z krzesła. – Niby czemu znowu ja?

- Bo poszło ci nieźle ostatnim razem – oświadczył spokojnie Piotrek, po czym dopił swój sok i wstał z miejsca – Życzę wam miłej zabawy z Kamilem.

- To nie fair – żalił się Kamil – Jesteś mi dłużny.

- Pojutrze wracają ich rodzice, więc nie narzekaj – rzuciła zirytowana postawą chłopaka Rose – Piotrek jakoś zawsze wykonuje swoje obowiązki bez gadania. Poczuj choć trochę brzemię jego pracy przy was.

Tu kobieta trafiła w słaby punkt Kamila. Dobrze wiedziała, że ma poczucie winy w związku z tym, iż Piotrek zajmuje się nim i jego rodzeństwem.

- Rose! – Piotrek podniósł głos na kobietę. – Przestań!

- Ok. – Mruknął nieco pokorniejszy Kamil. – Niech wam będzie.

- Góra za godzinę wrócę. – Usprawiedliwiał się kasztanowłosy przybitym głosem. Gryzło go sumienie za słowa Rose. – Wtedy przejmę swoje obowiązki i cię zwolnię.

- Nie przejmuj się – westchnął Kamil z trochę lepszym nastrojem – Pobądź trochę ze swoją siostrą. Idź już.

Piotrek chwilę patrzył na Kamila, ale w pewnym momencie odwrócił się i wyszedł z jadalni. Ubrał kurtkę i szczelnie zawinął się szalikiem, po czym ruszył z Nicole na umówiony spacer. Poszli w stronę lasu, by nie rzucać się w oczy wyglądającym z okien gościom.

- Nie przejmuj się – pocieszała go Nicole widząc, że nadal obwinia się za zajście w jadalni – Wszystko będzie dobrze.

- Wiem, ale nie chciałem by tak wyszło – żachnął się przygnębiony Piotrek – Zajmuję się nimi, bo Murdochowie zabili ich rodziców. To wszystko z mojej winy, a Rose rozdrapuje te rany.

- Taka jest już Rose – westchnęła dziewczyna – Nie pozwala im zapomnieć, tak samo i tobie. A teraz zmieńmy temat, bo ten psuje ci humor.

- A o czym chcesz rozmawiać? – Spytał siostry. – No?

- Na przykład o nas – zaproponowała Nicole z uśmiechem na twarzy – Chciałabym nadrobić stracony czas i stworzyć więcej wspomnień między nami.

- No wiesz – zaczął lekko zaskoczony chłopak – czasu nie da się cofnąć i ciężko będzie odtworzyć te stracone lata.

- Wiem głuptasie – zaśmiała się dziewczyna – Chciałabym pogłębić naszą więź jako rodzeństwa. No i jest jeszcze Allen, o którym nic nie wiemy poza tym, co sam nam pozwolił odkryć w szkole.

- No właśnie – zasępił się Piotrek – Coraz bardziej zaczynam się gubić w tym wszystkim. Jeszcze przed dwoma laty myślałem, że jestem bękartem zrodzonym z romansu Wilhelma z jakąś służką. Później dowiaduję się, że moim ojcem tak naprawdę jest Albert, a matką Blanka, którzy nie żyją. Do tego spotykam kobietę, która każe nazywać siebie babcią twierdząc, że jestem jej zaginionym wnukiem. Mija trochę czasu i babcia wyznaje mi, że Albert jednak żyje i mnie szuka. – Urwał na chwilę nabierając w dłonie śnieg i formując z niego kulkę cisnął nią w pobliskie drzewo. – Spotykam ciebie w akademii i czuję między nami pewną więź. Następnie okazuje się, że jesteśmy rodzeństwem. Twój ojciec dodaje do tego, że mam jeszcze bliźniaczego brata Allena, który nieoczekiwanie pojawia się w AT. Dorzućmy do tego jeszcze czyhających na mnie Edwarda z Zygfrydem i dziwne plany Alberta dotyczące mojej przyszłości. Nikt w ogóle nie pyta mnie o zdanie! Knują za moimi plecami i decydują o mnie, jakbym był jakimś przedmiotem.

- Nie dziwię ci się, że gubisz się w tym wszystkim braciszku – zamyśliła się Nicole – Myślę, że nikt nie chciałby być na twoim miejscu w tej chwili.

- Myślisz? – Wyśmiał ją chłopak rzucając następną śnieżką w dal. – Nawet nie wiesz, jak chciałbym zniknąć, ulotnić się i nie mieć z tym nic wspólnego. Czemu nie pozwolą mi być wolnym człowiekiem? Czemu nie mogę decydować sam o swoim życiu?  Powierzyłem swoje życie Dantemu zezwalając mu mnie zabić. Czasem tego żałuję, ale to był jedyny sposób na to, by powstrzymać mnie od następnego głupstwa.

- Rozumiem – westchnęła smutnie dziewczyna – Jolka opowiadała mi o tym, jak chciałeś się zabić będąc w moim wieku. Pomimo tego, że pozwoliłeś Dantemu decydować o długości twojego życia, ty nadal pragniesz śmierci. To mnie martwi. Nie uchylasz się przed ciosami wystawiając swoje zdrowie na szwank. Nieraz byłeś jedną nogą po tamtej stronie.

- Nie martw się tym – starał się ją pocieszyć – Ponoć złego diabli nie biorą.

- Tylko, że ty nie jesteś złą osobą – zarzuciła mu siostra zaczynając płakać – Jesteś miłym gościem, którego nie chcę stracić.

- Obiecuję zacząć o siebie dbać. Przynajmniej spróbuję. – Przyrzekł chłopak przytulając dziewczynę. – Dlatego przestań już płakać, ok?

- Ok. – Zgodziła się Nicole wycierając łzy z oczu. – Postaram się.

Przez cały ten czas dwójka spacerowiczów była non stop obserwowana. Albert śledził każdy ich krok i z zaciekawieniem wsłuchiwał w prowadzoną między nimi rozmowę. W pewnym momencie Piotrek wyczuł jego obecność, mimo wszystko nie dawał tego po sobie poznać. Po prostu lepił śnieżki i rzucał nimi w dal. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że ciskał nimi na oślep, jednak każdy z nich miał przeznaczony cel. Chłopak upewniał się w ten sposób, gdzie znajduje się ich szpieg.

- Tu cię mam – syknął pod nosem trafiając Alberta, następnie chwycił za ramię Nicole i pociągnął za sobą w przeciwną stronę – Chodź, pokażę ci, gdzie z Kamilem urządziliśmy sobie bunkier podczas gry w paintball.

Ciągnął za sobą siostrę, a jednocześnie kątem oka śledził poczynania szpiega. Po pewnym czasie mógł już przewidzieć jego kolejny ruch i nieco zwolnił kroku.

- Piotrek! – Krzyknęła Nicole wymuszając na chłopaku postój. – Co w ciebie wstąpiło? To miał być spacer, a nie biegi przełajowe w lesie!

- Trochę mnie poniosło – rzucił lekko zakłopotany Piotrek – Chciałem pokazać ci pewne miejsce, ale jest ono kawałek stąd. Nieważne.

- Wariat z ciebie, wiesz? – Zaśmiała się dziewczyna. – Czasem jesteś nieprzewidywalny, jak małe dziecko. To zaskakuje, ale w miły sposób.

- Aha – Piotrek zadarł głowę do góry i wpatrywał się w niebo, z którego zaczęły sypać płatki śniegu. – Wiesz, kiedy byłem mały Murdochowie trzymali mnie pod kluczem w piwnicy. Wtedy odwiedzała mnie Jolka, wkradała się do mnie lufcikiem od strony ogrodu. Opowiadała mi o różnych zabawach w śniegu, między innymi o robieniu aniołków. Wyobrażałem sobie, że kiedy się takiego stworzy, ten powstanie i odleci do nieba. Liczyłem, że któryś z nich okaże się moim stróżem i zabierze mnie z piekła, w którym musiałem żyć. Byłem głupim dzieckiem, a najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że nadal wierzę w te mrzonki. Zrobimy aniołki w śniegu?

- Pewnie – uśmiechnęła się Nicole, po czym oboje runęli na śnieg – Mama uwielbiała robić aniołki w śniegu, dlatego zawsze wyciągała mnie zimą do ogrodu i razem je robiłyśmy. To świetna zabawa.

- Najlepsze w tym wszystkim jest to, że kiedy je robisz, możesz jednocześnie patrzeć w niebo. – Tłumaczył Piotrek powoli wstając. Nachylił się nad dziewczyną i wyciągnął do niej rękę. – Niestety nie można zbyt długo leżeć na śniegu, bo grozi to przemarznięciem.

- Niesamowite – szepnęła Nicole obdarzając brata ciepłym uśmiechem – Tata miał rację. Ty naprawdę powielasz gesty mamy. Patrzysz jak ona, uśmiechasz się w ten sam sposób, to tak nostalgiczne dla mnie. Nie opuścisz mnie jak ona, prawda?

- Nie mam takiego zamiaru – odparł Piotrek pomagając jej wstać z ziemi – nie wiadomo jednak co przyniesie los.

- Zdecydowałeś już może, gdzie chciałbyś zamieszkać? – Spytała go dziewczyna otrzepując z płaszcza śnieg. – Z kim?

- Osobiście wolałbym zostać z Dante, bo pasuje mi taki układ. – Uzasadniał wzdychając chłopak. – Jednak Zgromadzenie nie zezwoli bym pozostał u Sicariusów. Nie chcę wracać do Murdochów, ani mieszkać z ojcem. Najlepszym wyjściem byłoby wybrać ciebie lub babcię, jednak nie chcę sprawiać wam problemów. Próbuję znaleźć jakieś inne wyjście.

- A co jeśli go nie znajdziesz? – Dociekała zaintrygowana Nicole. – Co wówczas zrobisz?

- Nie wiem. – Wzruszył ramionami udając beztroskę, jednak Nicole dobrze wiedziała, że dręczą go myśli. – Myślę, że w ostateczności wybiorę ród Veneni bądź Laverno. Choć jest jeszcze jedna alternatywa – zaśmiał się rzucając na powrót w śnieg – La Muerte.

- La Muerte?! – Zdziwiła się dziewczyna. – Czemu akurat oni?

- L-Diablo zaproponował mi, że mnie zaadoptuje – oświadczył w śmiechu Piotrek – Zabawne, że grupa, od której uciekałem kilka lat, chce stworzyć dla mnie azyl.

- Uciekałeś? – Nicole niezbyt rozumiała słowa brata. – Jak to?

- Kiedyś ci o tym opowiem – uspokajał siostrę siadając na śniegu – To trochę długi rozdział z cyklu: „Zagmatwane historie Skrzata” pod tytułem: „Dziecko smakujące wolności”.

- Doprawdy ciekawe – zachichotała dziewczyna pomagając bratu wstać – Z niecierpliwością będę czekać na ten moment. Tylko wiesz, że to z La Muerte może nie wypalić, ponieważ masz ojca.

- Że niby Alberta? – Piotrek machnął ręką w odpowiedzi. – Przez tyle lat wolał udawać trupa, więc niech nim zostanie. Nie muszę go poznawać, bo dla mnie nie żyje.

- To trochę okrutne – zauważyła Nicole – Nie uważasz?

- Okrutne? – Zastanowił się chwilę nad odpowiedzią. – Możliwe, ale to nie tak, że się go wyrzekłem. Jedyną osobą, którą jestem w stanie zaakceptować jako ojca jest Tobiasz Weiss, nikt poza nim. Albert jedynie mnie spłodził i na tym skończyła się jego rola ojca. Wybrał Allena, nie mnie. To dlatego śmiem twierdzić, że nie ma do mnie żadnych praw.

- A co jeśli powoła się na więzy krwi? – Rzuciła pytanie Nicole. – Co wtedy?

- Krew – sapnął lekko załamany chłopak – To jest problem, jednak na to samo mogą powołać się Murdochowie, babcia, ty i Bóg wie, kto jeszcze. Z wyglądu nie utożsamiam się z żadnym rodem, choć jest taki jeden, do którego bym pasował. Musiałbym tylko porozmawiać z dziadkiem Sicariusem i babcią Sofii.

- Rozumiem – Dziewczyna posłała mu ciepłe spojrzenie pełne zrozumienia, po czym go przytuliła – Chcę jedynie twojego szczęścia. Dobrze wiem, jak wycierpiałeś się przez te wszystkie lata. Będę trzymać kciuki, by twój plan wypalił.

- Myślę, że powinniśmy już wracać – westchnął zamyślony Piotrek – Niedługo pora obiadu, a poza tym, śledzi nas jakiś nietoperz.

- Nietoperz? – Zdziwiła się Nicole. – Jak to?

- Ktoś nas podsłuchuje od jakiegoś czasu – wyjaśnił chłopak spokojnym tonem głosu – Stara się wyłapać każde wypowiedziane przez nas słowo, jak nietoperze fale dźwiękowe. Sądziłem, że spacer to dobry pomysł na uniknięcie takiej sytuacji, ale jednak się myliłem. Chyba jednak pokój Dantego jest najbezpieczniejszy i najmniej narażony na podsłuchy.

- Aha – zasępiła się dziewczyna – Co teraz masz zamiar robić?

- Zjem obiad z dzieciakami i może poczytam im później coś w bibliotece – oświadczył w śmiechu chłopak – Zauważyłem, że lubią kiedy im czytam.

- Jutro ma wrócić Orestes – wtrąciła Nicole zmartwionym głosem – Wraca wcześniej niż reszta.

- I co w związku z tym? – Nie rozumiał zmartwienia siostry. – Nie ma powodu do zmartwień. Nasze stosunki znacznie się poprawiły od wigilii.

Raptem zerwał się silny wiatr i zwiał z głowy dziewczyny jej nakrycie. Czapka zawirowała w powietrzu, aż zawisła na pobliskim drzewie. Piotrek roześmiał się na ten widok, po czym wziął rozbieg i mocno się odbijając od ziemi chwycił pobliską poziomą gałąź wisząc na niej, jak na trapezie. Poczuł lekki ból w boku, ale nie zaprzestał swojej wspinaczki. Dotarł do czapki i łapiąc ją w skoku, wylądował na ziemi wywracając się w zaspę śniegu.

- Ty wariacie! – Zbeształa go siostra mocno zaniepokojona. – Mogłeś zrobić sobie krzywdę! Zerwałeś szwy, prawda?

- Chyba z jeden lub dwa – szacował chłopak oddając jej czapkę – Pilnuj żeby znów jej nie zwiało, ok.?

- To nie jest takie ważne! – Krzyczała na brata dziewczyna. – Natychmiast wracamy do domu. Musimy sprawdzić jak bardzo naruszyłeś swoje rany.

Nicole chwyciła brata za rękę i pociągnęła za sobą idąc szybkim marszem w stronę domu Sicariusów. Przez całą drogę prawiła mu kazanie, jak głupio się zachował i że w ogóle o siebie nie dba, choć jej to obiecał. Całkowicie zmyła mu głowę nim dotarli na miejsce. Kiedy weszli do domu, wepchnęła go do pobliskiego saloniku i poprosiła kogoś ze służby, by przynieśli potrzebne opatrunki.

- Chyba nie masz zamiaru tego tutaj zrobić? – Zdziwił się chłopak, kiedy zobaczył jak pokojówka wnosi apteczkę. – Ktoś tu może wejść.

- Nikt tutaj nie wejdzie, więc się rozbieraj i pokaż jakie spustoszenie zrobił twój spontaniczny czyn. – Ponaglała brata czując presję czasu, jaki został jej do obiadu. – Doprawdy, wspinać się na drzewo z tak trywialnego powodu.

- Ok, rozumiem – starał się ugłaskać siostrę kończąc odwijać zakrwawione bandaże z rany na boku. Kiedy skończył, usiadł okrakiem na krześle opierając brodę o jego oparcie. – Nie musisz już o tym mówić. Prawiłaś mi kazanie całą drogę powrotną. Aua!

- Nie jęcz jak dziewczyna – zadrwiła z brata – Zaoszczędzimy nieco czasu, jeśli zszyję cię bez znieczulenia.

- Mogłaś uprzedzić, to bym się jakoś przygotował psychicznie – narzekał jak nadąsane dziecko – Nie lubię igieł, a ty bez żadnego ostrzeżenia wbijasz jedną w moje ciało.

- Sorry – Nicole przewróciła z nerwów oczami kończąc szycie. – Masz szczęście, że to tylko dwa szwy. Kiedy dasz tym ranom porządnie się zagoić?

- W swoim czasie? – Mruknął zmęczony chłopak powoli przysypiając na siedząco. Dziewczyna widząc to nieco się zirytowała lekkomyślnością brata i specjalnie uszczypnęła go w bolące miejsce na boku. – Aaauuuaaa!

Kasztanowłosy z krzykiem wyprostował się w siadzie i prawie zleciał z krzesła. To rozśmieszyło Nicole, która starała się być poważną.

- Czemu to zrobiłaś? – Spytał wycierając z oczu łzy bólu. – To naprawdę bolało.

- Nie powinieneś spać w takim miejscu – usprawiedliwiała swój czyn dziewczyna – Do tego zasypiasz w moim towarzystwie, jeszcze kiedy cię opatruję. Niewybaczalne!

- Sorry – zakłopotał się Piotrek – Trochę mnie znużyło. Ostatnio coś kiepsko sypiam. Choć z drugiej strony to nie powód, żeby mnie od razu szczypać!

- Masz coś jeszcze do powiedzenia? – Zdenerwowała się na brata.

- Ni coś – bąknął chłopak patrząc jej w oczy. Kiedy zobaczył w nich jej gniew, odwrócił głowę w druga stronę. – Nieważne. Myślę, że powinnaś już iść. Sam sobie poradzę z resztą.

- Zaczęłam, to skończę – upierała się przy swoim czarnowłosa zawijając bandaż wokół opatrunku na boku. – Nie unoś się już, ok?

- To raczej ty się unosisz – sapnął smutnie chłopak – Zresztą skończmy już ten temat.

- Dobra – uśmiechnęła się na zgodę dziewczyna kończąc opatrywanie brata.

- Co to za krzyki? – Usłyszeli nagle czyjś głos zza swoich pleców. Do pokoju wszedł Zygfryd w asyście Alberta. Srogim wzrokiem spojrzał na rannego Piotrka. Obszedł go i zatrzymując przodem do niego przykucnął tak, by mieć twarz na równi z bratankiem. – No, chłopcze widzę, że ktoś nie trzymał się zasad.

- Matko, wielkie halo – prychnął drwiąc Piotrek – Jestem ranny i co z tego? Wszyscy mi trujecie, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. To nie was boli, tylko mnie, więc o co wam chodzi?

- Kto cię tak załatwił? – Spytał Zygfryd ignorując słowa chłopaka. – Mów, ale grzeczniejszym tonem.

- Nie twoja sprawa wuju. – Piotrek obrzucił Murdocha pogardliwym spojrzeniem. – Nie mam zamiaru się przed nikim więcej tłumaczyć, a bynajmniej nie przed tobą.

- Czyżby? – Usta Zygfryda wykrzywiły się w szyderczy uśmieszek. – Edward miał rację, że brak ci ogłady. Wszystko się zmieni, kiedy trafisz pod mój dach. Należycie zadbam o twoje wychowanie.

- Niedoczekanie twoje – wycedził przez zęby zirytowany chłopak wstając z krzesła – Nie mam zamiaru być twoim pionkiem. Swoje manipulacje zachowaj dla podatnych na nie.

- Ależ chłopcze, chcesz czy nie, trafisz w moje ręce – uśmiechnął się ucieszony Zygfryd – A teraz może chciałbyś porozmawiać ze swoim ojcem, który stoi tuż za tobą?

Piotrek zdziwiony zerknął w tył. Wziął głęboki oddech, by uspokoić nerwy. Nicole lekko się zaniepokoiła stanem brata, jednocześnie była wściekła na Murdocha za jego brudne gierki. Kasztanowłosy niespiesznie zarzucił na siebie zakrwawioną koszulkę, po czym odwrócił się przodem do Alberta. Zmierzył mężczyznę gniewnym spojrzeniem i uśmiechnął się złośliwie.

- Z trupami się nie gada. – Minął ojca ruszając w stronę wyjścia z saloniku. – Idziesz Nicole, czy zostajesz w tym niemiłym towarzystwie?

- Idę – Nicole budząc się z zastoju szybko zebrała swoje rzeczy i apteczkę, po czym popędziła za bratem. Kątem oka widziała jedynie mordercze spojrzenie Alberta. – Nie potraktowałeś go zbyt ostro? W końcu to twój ojciec.

- Mam gdzieś jego odczucia – westchnął rozzłoszczony chłopak. Drżał na całym ciele ze wściekłości i strachu po części. – Nagrabiłem sobie, teraz Zygfryd ma większą motywację.

- Albert miał mord w oczach, kiedy opuszczaliśmy pokój – wspomniała cicho dziewczyna – Myślę, że będzie chciał się na tobie odegrać.

- Możliwe – zasępił się zielonooki – Za godzinę obiad i chyba powinienem się chwilę przespać. Powiesz Kamilowi bądź Rose, by mnie obudzili tuż przed nim?

- Podejdź do mnie na chwilę – poprosiła Nicole. Kiedy wykonał jej prośbę, dotknęła dłonią jego czoła. – Wiedziałam, masz gorączkę! Powinieneś leżeć w łóżku i odpoczywać, a nie nadwerężać organizm już i tak osłabiony odniesionymi ranami.

- Co jest? – Wtrąciła się przechodząca akurat obok Rose. – Co to za kłótnie między rodzeństwem?

- Może ty przemówisz mojemu, upartemu bratu do rozsądku – zaczęła Nicole zwracając się do kobiety – Ma gorączkę i dopiero co ponownie założyłam mu dwa zerwane szwy. Pomimo tego stanu, on upiera się przy tym, by iść zajmować się dzieciakami.

- Słuchaj siostry i idź do łóżka odpocząć – odparła stanowczo Rose – Jeszcze pozarażasz dzieciaki. Zaraz powiem Dantemu, by dał ci coś na uspokojenie i przeciwgorączkowego.

- Sam mogę o siebie zadbać – obruszył się Piotrek – Dante nie musi o niczym wiedzieć.

- Aha, już to widzę – wyśmiała go Rose – Nicole, dopilnuj by znalazł się w łóżku.

- Ma się rozumieć – uśmiechnęła się dziewczyna usatysfakcjonowana takim obrotem spraw – W razie potrzeby, przykuję go do łóżka.

- Nie przesadzacie? – Kasztanowłosy nie krył złości. – Dam sobie świetnie radę sam, więc wyluzujcie!

Jego gadanie nic nie wskórało i w ostateczności wylądował w łóżku. Dante wstrzyknął mu coś na sen, po tym jak chłopak łyknął podane leki. Poczekał aż ten zasnął, po czym opuścił pokój. Co jakiś czas Rose sprawdzała jego stan zaglądając do sypialni brata. Gorączka nie spadała, co nieco ją zmartwiło. Późną nocą, kiedy Dante wrócił z zebrania u chłopaka nadal utrzymywała się wysoka temperatura. Mężczyzna wziął go ostrożnie na ręce i zaniósł do łazienki. Tam go rozebrał, zabezpieczył opatrunki i wsadził do wanny wypełnionej lodowatą wodą. Zbudzony Piotrek w szoku chciał uciec, jednak Sicarius mu na to nie pozwolił. Po kilku minutach wyciągnął chłopaka z wanny i zawijając w ręcznik wrócił z nim do sypialni. Ubrał go w pidżamę i wstrzyknął kolejną dawkę środka przeciwgorączkowego. Kasztanowłosy zasnął, a Dante po chwili poszedł w jego ślady.

Późnym rankiem ciemnowłosy zmuszony był opuścić śpiącego jeszcze Piotrka. Gorączka nieco się obniżyła, jednak nadal była zbyt wysoka. Podał chłopakowi leki i wyszedł załatwić potrzebne sprawy związane ze Zgromadzeniem. Gdzieś po godzinie, do sypialni Dantego wemknął się Albert. Po cichu podszedł do łóżka, na którym spał jego syn i z zaciekawieniem wpatrywał się w twarz nieprzytomnego chłopaka. Piotrek niespokojnie się poruszył, a po chwili zerwał się z krzykiem siadając na łóżku. Nie zauważając nieproszonego gościa zakrył oczy jedną z dłoni starając się uspokoić po swoim koszmarze. Ciężko było mu się skupić z powodu wysokiej temperatury.

- Cholera – sapnął cicho lekko się uśmiechając – Chyba jednak przesadziłem tym razem.

Albert w tym czasie skrył się w jednym, ciemnym kącie za regałem, skąd w ogóle nie było go widać. Mężczyzna chciał już się ujawnić, kiedy do sypialni wparowały bliźniaki z Kamilem. Dzieci od razu władowały się chłopakowi na łóżko ciesząc się, że ten nie śpi, za to ich starszy brat wściekle łypał na nie dając do zrozumienia, by skończyły swoje wygłupy.

- Rose przysłała mnie, żebym sprawdził twój stan – rzucił nadąsany nastolatek chcąc tym samym ukryć swoje zaniepokojenie – Mam zmierzyć ci gorączkę.

- Rozumiem – mruknął nieco przybity zielonooki, który nie do końca otrząsnął się ze złego snu – Przepraszam za wczoraj. Miałem cię zmienić i zająć się maluchami, ale Nicole z Rose nie chciały o tym słyszeć.

- Nicole wszystko mi powiedziała – Kamil podniósł ton głosu z irytacji – Coś ty sobie do cholery myślał? Chciałeś udawać Tarzana, dlatego skakałeś po drzewach za czapką? Znowu zachowywałeś się jak dzieciak?

Hej, to nie fair drzeć się na mnie, kiedy nie jestem w stanie wymyślić mowy obronnej – zarzucił nastolatkowi zielonooki – Myślałem, że tak postąpiłby starszy brat. Teraz jak o tym pomyślę, to wydaje się być, przyznaję, głupie.

- Szkoda, że nie pomyślałeś o tym wczoraj – zadrwił Kamil – Wiesz, ile nerwów nam zjadłeś?

- Podejrzewam – zasępi się Piotrek – Jak zwykle sprawiam same problemy. Dante pewnie jest wściekły.

- Nie – wtrąciła się Agatka przytulając chłopaka – Pani Rose i pan Dante martwią się o ciebie.

- Słyszałem, że spotkałeś swojego ojca – rzucił od niechcenia Kamil – Zamieniłeś z nim chociaż kilka słów?

- Powiedzmy – sapnął Piotrek pochmurniejąc na twarzy – O czym miałbym gadać z gościem, którego w ogóle nie znam? W sumie, jest dla mnie obcym człowiekiem, a chce decydować o moim życiu. To mnie wkurza.

- Kumam – westchnął Kamil podchodząc do kasztanowłosego z termometrem, po czym bez uprzedzeń wepchnął mu go do ust. – Teraz siedź cicho i daj mi zmierzyć temperaturę. Nie wyglądasz najlepiej i zaczynasz bredzić. Na twoim miejscu spróbowałbym poznać tego gościa, bynajmniej trochę. Bądź co bądź jest twoim ojcem.

Kamil sprawdził odczyt na skali termometru i westchnął zmartwiony. Następnie zawołał bliźniaki do siebie i cicho kazał im po kogoś pójść. Piotrek nie dosłyszał imienia pomimo nadstawiania uszu, a wstyd było mu się przyznać do podsłuchiwania. Dzieci szybko wybiegły z pokoju pozostawiając po sobie ciszę. Kamil podszedł do niego i powalił go na poduszki.

- Masz leżeć, jasne? – Nakazał surowo. – Ta gorączka jest efektem tego, że non stop zrywałeś te cholerne szwy. Zacznij o siebie dbać!

- Staram się! – Bronił się Piotrek słabym głosem. – Co ja poradzę, że mi to nie wychodzi.

- Wiem, że się starasz – uśmiechnął się Kamil chcąc pocieszyć Piotrka – Może za bardzo starasz się nas nie martwić sobą? Jestem niczym twoje odbicie w lustrze osobowości w tej kwestii, bo w odróżnieniu od ciebie, ja zrzucam swoje problemy na innych. Może to dlatego, że przez większość życia nie miałeś na kim polegać i uczyłeś się unikać innych ludzi.

- Podejrzewam do czego zmierzasz – przerwał mu kasztanowłosy w lekkim przybiciu – Wiem, że teraz mam Dantego, Jolkę i was.

- A Nicole? – Dodał do wyliczanki Kamil.

- Ją też, Allena i babcię – sapnął smutnie w zastanowieniu Piotrek – No i Tobiasza.

- Mówisz o tym gościu, którego uważasz za swojego ojca? – Zdziwił się Kamil. – To do niego chciałeś nas zabrać w razie kłopotów, co nie?

- Tak – uśmiechnął się ironicznie Piotrek w odpowiedzi – Wychował mnie i dbał o mnie, kiedy tego potrzebowałem, a ja od niego uciekłem. Kretyn ze mnie.

- Przez grzeczność nie zaprzeczę – zaśmiał się Kamil – ale cieszę się, że poznałem takiego kretyna. Dzięki tobie nie zostałem rozdzielony z bliźniakami i mam dach nad głową.

- Dodaj tylko, że przeze mnie zginęli twoi rodzice – Piotrek przymknął zmęczone oczy – Gdyby nie ja, nadal mielibyście to, co straciliście.

- Może – mruknął nastolatek – Tyle, że oni nie zginęli przez ciebie, a z polecenia twojej rodziny. Nie zadręczaj się czymś, do czego nie przyłożyłeś palca.

- To twój punkt widzenia – sapnął Piotrek nieco zrezygnowany – Ja to widzę zupełnie inaczej.

- Czyli jak? – Kamil był zaciekawiony, ale i po części zirytowany udręczaniem się kolegi. – Wytłumacz swój punkt widzenia.

- Walcząc o wolność nie zważałem na ofiary – wyjaśniał przygnębiony Piotrek – Zbyt późno zdałem sobie z tego sprawę. Nie rozumiem, czego ci wszyscy ludzie ode mnie chcą. Murdochowie, ojciec, babcia, a nawet Dante, Jolka i Nicole. Każdy czegoś oczekuje z mojej strony, a ja sam nie mam pojęcia czego chcę od życia. Czemu nie pozwalają mi samemu decydować i błądzić, ucząc się własnej drogi. Czemu nie mogę pozostać Piotrem Czarneckim? Tyle pytań i wątpliwości, a zero odpowiedzi.

- Ponoć na każde pytanie istnieje odpowiedź – zamyślił się Kamil – Jesteś tym, kim jesteś, czyli sobą. Żyj po swojemu, a innych miej w głębokim poszanowaniu. „Boisz się, że nie sprostasz oczekiwaniom innych, ale to dobry strach.” To słowa mojej mamy. Zawsze je powtarzała, kiedy nie wychodziło mi coś w szkole, trochę mi tego brakuje.

- Dziękuję – rzucił lekko podtrzymany na duchu Piotrek – Znowu zrzuciłem na ciebie swój ciężar. Przepraszam za to.

- Nie musisz – wyśmiał go Kamil – Od tego jest rodzina. Wspieramy się w trudnych chwilach.

- Rodzina to dla mnie abstrakcyjne pojęcie – zaśmiał się zielonooki – Ale od czasu, kiedy zamieszkałem z Dante i wami, zacząłem niejako łapać jego sens.

- Dobrze to słyszeć – uśmiechnął się z ulgą nastolatek – Bliźniaki już nie wyobrażają sobie życia bez ciebie i ja również. Twoja kuchnia uzależnia, wiesz?

- Dante też coś o tym wspominał, kiedy musiał przejść na wikt szkolny – zachichotał kasztanowłosy w lepszym nastroju – Kuchnia Leo dawała mu nieźle w kość.

- Ja mu się nie dziwię – wtrącił dość poważny Kamil – Kiedy pierwszy raz dostałem na śniadanie tę do niczego nie podobną białą breję, zatęskniłem za zapiekanką ojca, która była wręcz niejadalna.

- Ciesz się, że Leo nie nałożył ci podwójnej porcji – uspokajał nastolatka Piotrek – Moje pierwsze śniadanie w akademii było koszmarne. Dostałem podwójną porcję za wątły wygląd, a na dodatek Nicole wmusiła we mnie jeszcze swoją porcję. W sumie trzy porcje, a na deser ból żołądka i niestrawność.

- To nieciekawie – przyznał mu Kamil – Ja na twoim miejscu pewnie bym umarł.

- Nie wygaduj bzdur – westchnął Piotrek, gorączka coraz bardziej utrudniała mu poprawne mówienie – Muszę się chyba zdrzemnąć.

- Jak się czujesz? – Spytał zaniepokojony Kamil wyjmując z kieszeni termometr. – Jesteś strasznie blady.

- Czuję jakby ktoś wsadził moje ciało do mikrofalówki – sapnął słabym głosem Piotrek – Ciało od środka pali, a z zewnątrz czuję chłód.

- Cholera! – Krzyknął wystraszony Kamil, kiedy sprawdzał temperaturę kasztanowłosego. – Nic dziwnego, że tak się czujesz, masz prawie 41 stopni.

Jakby na zawołanie do pokoju weszła Rose w towarzystwie Fabrizia. Wystarczył tylko jeden rzut oka mężczyzny na chłopaka, by wiedział jak poważny jest jego stan. Piotrek już prawie nie kontaktował, co było na rękę popielatowłosemu, który wyjął z niesionego przez Rose plecaka kroplówkę z antybiotykami i ją podłączył. Następnie wstrzyknął mu coś jeszcze przeciwgorączkowego, po czym wyszedł z Kamilem i czarnowłosą z sypialni. Po około godzinie, Piotrek zaczął się wybudzać. Był trochę otumaniony silnymi dawkami leków, ale dzięki nim temperatura znacznie się obniżyła. Nagle poczuł na czole chłodną dłoń, co go uspokoiło i wprowadziło w nostalgię. Zwrócił wzrok w kierunku właściciela ręki, jednak miał jeszcze osłabiony zmysł wzroku i niewyraźnie widział osobę siedzącą przy nim.

- Kim jesteś? – Spytał cicho słabym głosem. – Co tu robisz?

- Doglądam cię – usłyszał w odpowiedzi szept – Jak się czujesz?

- Jakby mnie coś przejechało – sapnął Piotrek – Kim jesteś?

- Trupem, z którym się według kogoś nie gada – mężczyzna rzucił dość chłodno – Teraz wiesz kim jestem?

- Po co tu przyszedłeś? – Piotrek nie miał siły na rozmowę i musiał się trochę wysilać przy konstrukcji zdań. – Dlaczego?

- Chciałem poznać mojego syna – oświadczył dosadnie Albert zbliżając się bardziej do chłopaka – Z krótkiej obserwacji wnioskuję, że przydałoby ci się odrobinę dyscypliny. Nie masz teraz siły mówić, co jest dla mnie na rękę. Wedle pryncypia, Zgromadzenie wyznaczy tobie okresy pobytu w domu osób roszczących do ciebie prawa. Jako twój ojciec postaram się zatrzymać ciebie u siebie jak najdłużej. W tym względzie nie będzie taryfy ulgowej. Nie będę łamał zasad, jednak tobie też na to nie pozwolę. Nie mam skrupułów w egzekwowaniu praw świata przestępczego i wierz mi, śmierć to najłagodniejszy wymiar kary.

- O co ci chodzi? – Piotrek nie rozumiał zamiarów mężczyzny. – Czego ty chcesz?

Niezależnie co teraz powiem, ty nie zrozumiesz moich intencji – zauważył Albert pacając syna w czoło – Jeszcze długa droga przed tobą dzieciaku

Piotrka zamurowało, a mężczyzna w tym czasie opuścił pokój pozostawiając same niejasności. Chłopak starał się przeanalizować ich rozmowę, jednak otępienie umysłu działaniem leków na to nie pozwalało. Po chwili zmęczenie organizmu zwalczaniem gorączki wzięło nad nim górę, zasnął.

Obudził się wczesnym rankiem. Chwilę leżał w bezruchu wpatrując się w sufit, aż w końcu postanowił wstać. Powoli usiadł i miał już zejść z łóżka, gdy na powrót został do niego wciągnięty.

- Gdzie to się wybierasz o tak wczesnej porze? – Spytał go Dante sennym jeszcze głosem. – Powinieneś potulnie leżeć w łóżku i doprowadzić swoje zdrowie do porządku.

- Wiem, że nie powinienem jeszcze wstawać – jęknął Piotrek w usprawiedliwieniu – Jednak na chwilę muszę opuścić łóżko. Chciałbym skorzystać z toalety i nieco się odświeżyć.

- W takim razie wykąpmy się razem – zasugerował ciemnowłosy podnosząc się do siadu – Przy okazji obejrzę twoje rany i upewnię się, że gorączka spadła do minimum.

- Nie musisz się mną przejmować – rzucił Piotrek ziewając – Już i tak masz sporo rzeczy na głowie.

- W odróżnieniu od nich, ty jesteś dla mnie ważniejszy – Dante uderzył Piotrka czoła swoim w lekkim uśmiechu – Coś cię martwi, bo widzę napięcie w twoich oczach.

- Czytasz ze mnie, jak z otwartej książki – jęknął ponuro Piotrek – Wczoraj rozmawiałem z ojcem, a dla precyzji, on gadał, ja słuchałem.

- Czego chciał? – Sicarius nieco się zaniepokoił. – Musiał się tu wkraść, kiedy mnie nie było.

- W większości niezbyt zrozumiałem jego słowa – zamyślił się chłopak – ale wszystko zawierało się w jednym kontekście. Nie odpuści. Chyba chce mnie reedukować, bo zaobserwował mój brak ogłady.

- Niech lepiej sam siebie reedukuje – zirytował się Dante wstając z łóżka – Jego strata, że nie zauważa twoich dobrych stron. Nie wszyscy muszą tańczyć tak, ja on im zagra, to samo tyczy się Zygfryda i reszty. Ani waż mi się zmieniać.

- Nie zamierzam – zaśmiał się podniesiony na duchu Piotrek – Dzięki za wsparcie. Nie wiem, jak dam sobie radę bez ciebie u boku w domu Murdochów, czy ojca. Coś mi mówi, że czeka mnie koszmarna próba od losu.

- Jesteś silny, więc to przetrwasz – pocieszał go ciemnowłosy – Wierzę w ciebie. A teraz chodź wziąć kąpiel.

- Ok. – Zielonooki wstał z łóżka i ruszył za partnerem. Wzięli wspólną kąpiel, podczas której Dante żalił się, jak nudne są posiedzenia Zgromadzenia i ile papierkowej roboty czeka go po objęciu swojej sukcesji. Piotrek w milczeniu, cierpliwie słuchał ciemnowłosego coraz bardziej mu współczując.

- Przynieść ci jakąś książkę? – Zapytał Dante bandażując rany chłopaka. – Masz leżeć i wypoczywać.

- Wiem – przyznał mu rację kasztanowłosy – Ale pozwól mi pójść do biblioteczki samodzielnie. Chciałbym się trochę przejść, po dwóch dniach ciągłego leżenia. Obiecuję, że zaraz po tym, jak wybiorę książkę, wrócę do łóżka.

- Zgoda – Sicarius ustąpił – Podeślę ci Kamila. Lepiej żebyś miał jakąś obstawę w razie nieoczekiwanych spotkań rodzinnych. Poszedłbym z tobą, ale nie mogę.

- Kumam – Piotrek w ogóle nie miał pretensji do partnera. Dobrze wiedział, jak ciężko mu było przez to Zgromadzenie i sprawę sukcesji tytułu głowy rodu Sicarius. – Nie dręcz się tym. Odbijemy sobie ten stracony czas kiedy indziej.

- Powiedz, jak miałbym cię nie kochać – Dante zrezygnowany oparł czoło o ramię chłopaka – Jesteś dla mnie wyrozumiały, gotujesz, sprzątasz i pozwalasz mi niemal na wszystko. Nie znienawidziłeś mnie nawet po tym, jak cię zgwałciłem i krzywdziłem.

- Masochista ze mnie, co nie? – Zaśmiał się Piotrek odwracając się i przytulając partnera. – Tylko wiedz, że pozwalam na to jedynie tobie. Nazywają to chyba siłą miłości. Nie jestem wylewny w okazywaniu uczuć, ale w twoim przypadku nie potrafię się powstrzymać.

- Oplotła nas czerwona nić przeznaczenia – zachichotał Dante – Moja babcia powtarzała mi historię o przeznaczonych sobie ludziach, których łączy właśnie taka nić.

- Nas związała stróżka krwi sączącej się z twojej rany tamtej nocy, gdy cię znalazłem w zaułku wracając z pracy. – Wspominał Piotrek. – Wiesz, kiedy wyciągałem nóż z twojej rany, skaleczyło mnie jego ostrze. Można powiedzieć, że wtedy złączyliśmy się za pośrednictwem naszej krwi.

- A krew jest czerwona. – Oświadczył Dante udając błyskotliwego ważniaka z pewnej kreskówki. – Ironia losu.

Pff – Piotrek nie wytrzymał i wybuchł gromkim śmiechem. To zdziwiło ciemnowłosego, bo chłopak naprawdę szczerze się śmiał. Wkrótce jednak dołączył do niego i wspólnie wypełnili pokój swoim śmiechem.

* * * * *

Nikłe światło lampy omiatało grzbiety książek na poszczególnych półkach zakurzonych regałów. Piotrek delikatnie przejeżdżał koniuszkami palców po każdym z nich, aż natrafił na poszukiwany tom.

- Saga trzech rodów założycielskich – przeczytał tytuł książki zadowolonym głosem – Wreszcie cię znalazłem.

Chwilę wpatrywał się w tkwiący na okładce symbol, po czym z wolna ruszył w stronę wyjścia. Na szczęście, było jeszcze wcześnie, dlatego część domu, w której mieścił się pokój Dantego była oświetlona. Z niepokojem spojrzał w kierunku, gdzie odbywały się obrady Zgromadzenia przypominając sobie, że dziś miał dołączyć ostatni przedstawiciel.

- Ciekawe z czyjego rodu lub grupy są ci delegaci – zastanawiał się cicho idąc po schodach. Kiedy był już na ich szczycie, ktoś złapał jego przedramię i pociągnął w bok. – Co jest?

- Kopę lat Death – zobaczył wyszczerzonego Chińczyka z nazbyt znajomą mu twarzą – Właśnie cię szukałem.

- Li?! – Piotrek w zdziwieniu wytrzeszczył oczy. – Skąd się wziąłeś w domu Sicariusów?

- Długo by gadać, ale przedstawię ci skróconą wersję – oświadczył Chińczyk nie kryjąc zadowolenia ze spotkania – L-Diablo dostał zaproszenie na Zgromadzenie, a że RS od niedawna są pod jego protekcją, zabrał mnie ze sobą. Miałem nie opuszczać pokoju, ale pomimo zakazu postanowiłem nieco poszperać. Takim oto sposobem dowiedziałem się o twojej obecności w tym domu, a że byłem ciekaw, jak się miewasz, dlatego wymknąłem się by cię znaleźć.

- W sumie, to cieszę się, że cię widzę stary – uśmiechnął się Piotrek witając z kolegą – Nasze ostatnie spotkanie nie należało do najlepszych.

- Mao żałuje – rzucił Li spuszczając wzrok – powiedziałem jej prawdę.

- Rozumiem – westchnął zielonooki z ulgą – czyli, że mnie nie nienawidzi w tak wielkim stopniu, jak twierdziła.

- Myślę, że cały czas żywiła ku tobie uczucia sprzeczne z tymi, o których mówiła – stwierdził Chińczyk z rozbawieniem w głosie – Jest jeszcze dzieciakiem.

- Tak szczerze – zaczął Piotrek patrząc na przyjaciela z igrającym uśmieszkiem na twarzy – też w jakimś stopniu pozostajemy tymi smarkaczami sprzed kilku lat.

- I tak, i nie – przyznał Li wzruszając ramionami – Trudno stwierdzić bez głębszej analizy.

- Może masz rację? – Zastanawiał się na głos kasztanowłosy. – Przez ostatnie kilka lat zanadto wcieliłem się w rolę, którą miałem odgrywać tymczasowo. Stałem się zniewieściałym dupkiem z zerową perspektywą dalszego życia. Prawdziwym sobą byłem jedynie przy tobie i Dereku.

- A co ci broni ponownie stać się sobą? – Zapytał Li świdrując kolegę przenikliwym spojrzeniem. – Zacznij wszystko od nowa.

- Chciałbym tak zacząć – zaśmiał się gorzko Piotrek – niestety moje życie jest jednym, wielkim supłem, który długo będę rozwiązywał. Niejako masz sporo racji twierdząc, że nic mi nie szkodzi ponownie stać się prawdziwym sobą.

- Z czasem wszystko samo się rozwiąże – pocieszał kolegę Li – pod warunkiem, że sam przestaniesz komplikować sporne kwestie.

- Też racja – zgodził się z Chińczykiem – dotychczas jedynie dolewałem oliwy do ognia swoim działaniem. Może powinienem spróbować bierności?

- No, teraz mówisz, jak dawny Death –  klepnął Piotrka w plecy – Zawsze preferowałeś przeczekanie problemu niż gwałtowne działanie.

- Zobacz jaki byłem mądry, a zarazem i głupi – Roześmiał się zielonooki siadając na łóżku w sypialni Dantego. – Dobrze jest czasem tak powspominać.

- Co nie? – Li także nie powstrzymywał śmiechu. – Ale dzięki tej zwichrowanej osobowości rozwiązałeś wiele ciężkich zatargów. Na przykład ten z La-Muerte i L-Diablo.

- Ta, mogłem nieco bardziej to przemyśleć – zawstydził się Piotrek – Moja głupota czasami poraża. Boleśnie odczułem konsekwencje tamtego czynu i nie chciałbym powtórki z tej rozrywki.

- Cieszę się, że mogłem poznać takiego wariata – zasalutował w żartach Li – a zarazem najlepszego kompana i przyjaciela.

- I vice verso – odsalutował mu zielonooki – razem z Derekiem tworzyliśmy idealną całość. Piekielne trio RS, które nie miało sobie równych.

- Plus ogon w postaci Mao – dodał Chińczyk wspominając z kolegą dawne czasy – a pamiętasz Lidię?

- Nie wspominaj mi o niej – sapnął Piotrek lekko się krzywiąc – Ta jędza złamała mi serce.

- Twoja pierwsza miłość – zachichotał Li – w sumie nie wiem, co w niej takiego było, że połowa szkoły się za nią uganiała.

- Wiesz, też się sobie dziwię, że uległem jej pustemu urokowi – parsknął Piotrek – Widać jaki był ze mnie wtedy dzieciak.

- Błąd – zarzucił mu Li – to ona uganiała się za tobą. Nim się zorientowałeś, już dawno tkwiłeś w jej sieci. Wredna pajęczyca dybiąca na sławę.

- Swego czasu nasze trio robiło furorę w szkole. – Zauważył kasztanowłosy w lekkim rozmarzeniu. – Nic dziwnego, że takie piranie czyhały na nasze potknięcie.

- Zdradziła cię z gościem z Ósemek – rzucił z obrzydzeniem Li – Tylko dlatego, że jeździł jakimś rzęchem i należał do gangu o większej sławie.

- Zapomnij – Piotrek machnął ręką odganiając niemiłe wspomnienie. – Nie ma sensu gadać o nieważnych rzeczach.

- Też prawda – zgodził się z nim Chińczyk – W tamtych czasach głupoty i błahostki wydawały się być wielkimi problemami.

- No cóż, nie mieliśmy na głowie poważnych spraw, bo byliśmy jeszcze dziećmi – oznajmił Piotrek – Dopiero z perspektywy czasu widać, jak bardzo nimi byliśmy. Nie żałuję jednak założenia RS pomimo kłopotów z jakimi musiałem się przez to zmierzyć.

- Żyliśmy pełną parą i robiliśmy to, na co mieliśmy ochotę – wspominał Li – Czerpaliśmy z życia tyle, ile się dało.

- Zasada carpe diem towarzyszyła nam wówczas każdego dnia – uśmiechnął się Piotrek – Brakuje mi tych beztroskich chwil.

- Mnie też – przyznał mu Li – Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy.

- Ta brutalna rzeczywistość – zasępił się na chwilę zielonooki – Gwałtowne przebudzenie w środku jakiegoś horroru.

- Taki już los buntowników – zaśmiał się Li – niezależnie co by nie było, zawsze będziemy trzymać sztamę.

- No jasne – Piotrek przybił z Chińczykiem piątkę na znak potwierdzenia wypowiedzianych słów – Bracia aż po grób?

- Bracia aż po grób – powtórzył uśmiechnięty Li – chętnie bym się czegoś napił.

- Szczerze mówiąc, też mam na coś ochotę – przyznał kasztanowłosy wstając z łóżka i ruszając w stronę wyjścia – Zejdźmy do kuchni i wykradnijmy po puszcze jakiegoś napoju.

- Myślę, że niedługo ci ze Zgromadzenia zrobią przerwę na kolację – zauważył Li zerkając na zegarek idąc w ślady kolegi – Jeśli L-Diablo zobaczy mnie poza pokojem, zarobię niezłe kłopoty.

- Mam podobnie – zaśmiał się Piotrek kierując do schodów – Dante pozwolił mi tylko iść po książkę i szybko wracać. Wolę nie myśleć, co mi zrobi, jak mnie złapie.

- Nic się nie zmieniło – roześmiał się Chińczyk – Kłopoty, to nasza działka.

- Ta, ciągle się w nie pakuję – westchnął zielonooki krzywiąc z bólu w boku – Chyba leki przeciwbólowe przestają działać.

- Może jednak wracajmy do pokoju – zaproponował Li lekko zaniepokojony stanem kolegi, od którego czuć było ciepło – Masz gorączkę i grzejesz, jak piecyk gazowy mojego dziadka.

- Żeś znalazł porównanie – sapnął kasztanowłosy w ostatniej chwili łapiąc za przedramię kolegi by uniknąć upadku spowodowanego silnym zawrotem głowy – Jednak może wróćmy do tego pokoju.

Li powoli zaprowadził Piotrka do sypialni i pomógł mu położyć się do łóżka.

- Posiedzę przy tobie dopóki nie zaśniesz – zaoferował się Chińczyk widząc słaby wzrok przyjaciela – Ostatnio zostawiłem cię w ramionach kostuchy ratując swój zadek.

- Nie mam ci tego za złe – mruknął Piotrek w lekkim uśmiechu – sam kazałem ci wiać. Dante jest bezwzględny w wyciąganiu informacji, a to dość kłopotliwe. Wiem, że nie lubisz być przesłuchiwany.

- Dobry z ciebie przyjaciel – Li obdarzył kasztanowłosego ciepłym spojrzeniem – a raczej brat.

- Wiesz, mam siostrę – poinformował kolegę Piotrek – Koniecznie musicie się poznać. Nazywa się Nicole.

- O mnie mowa? – Usłyszeli ze strony drzwi wejściowych do pokoju, gdzie stała zielonooka dziewczyna. – Kim jesteś i co robisz z moim bratem?

- To mój przyjaciel – wtrącił się Piotrek sennym głosem – Nazywa się Li-Dok.

- Twój przyjaciel?! – Zdziwiła się ciemnowłosa. – Nie wiedziałam.

- Li, to właśnie jest Nicole – przedstawił ją koledze – moja młodsza siostra. Ma charakterek podobny do Mao.

- Miło poznać – Li ukłonił się na przywitanie, a po chwili zamarł, bo do pokoju wszedł Dante. – Chyba powinienem już zmykać przyjacielu.

- Rozumiem – odparł Piotrek widząc sytuację – myślę, że L-Diablo raczej nie zdążył jeszcze wrócić do waszego pokoju.

- Nie ryzykowałbym – jęknął Li powoli się wycofując – Dopiero co RS weszło pod jego protekcję, a to jedynie dzięki twojemu poświęceniu. Wolę nie nadwerężać granicy tego porozumienia.

- Odwiedzisz mnie jeszcze, prawda? – Upewniał się Piotrek podnosząc do siadu. – Powiedz L-Diablo, że tu jestem, to pozwoli ci na to.

- Skąd ta pewność? – Sprawdzał go Li. – W ogóle nie znasz jego zachowań.

- Ostatnio nieco go poznałem – zaśmiał się kasztanowłosy z dawnym błyskiem pewności w oczach.

- Biorę cię za słowo Death – pożegnał się Chińczyk szerokim łukiem omijając Dantego – Do jutra.

Li sprawnie umknął Dantemu zatrzaskując za sobą drzwi. Nicole z rozbawieniem przypatrywała się temu zdarzeniu, a Piotrek z ledwością powstrzymywał się od śmiechu na widok miny mężczyzny.

- Mogę zapytać, co was tak bawi? – Dante omiótł oboje srogim spojrzeniem, na dłużej zatrzymując je na Piotrku. – Znowu masz gorączkę, co oznacza, że znowu złamałeś zasady.

- Mylisz się! – Piotrek starał się bronić, jednak mina Sicariusa zniżyła go do poziomu zero. – Może trochę je naruszyłem, ale po powrocie z biblioteczki od razu wróciłem do pokoju i w nim siedziałem. Po drodze spotkałem Li-Doka i trochę wspominaliśmy przez cały czas siedząc tutaj.

- Rozumiem – westchnął zrezygnowany Dante – Tłumaczą się winni, wiesz?

- Kiedy patrzycie na mnie z tą podejrzliwością, to tak się czuję – mruknął Piotrek w odpowiedzi.

- Kim jest Mao? – Wtrąciła Nicole siadając na brzegu łóżka. – Porównałeś mnie do jakiejś Mao.

- To młodsza siostra mojego, nieżyjącego już przyjaciela – wyjaśnił siostrze – Jest uparta i zdecydowanie dąży do obranego celu. Ostatnio obrzuciła mnie mnóstwem zgorzkniałych słów.

- Teraz już wiem, kto cię postrzelił – zauważył Dante podchodząc ze strzykawką w ręku – To środek przeciwgorączkowy, po którym zaśniesz. Dzięki temu będę miał pewność, że do rana nie opuścisz tego łóżka.

- Trochę zaufania – jęknął Piotrek w chwili wbijania igły.

- Ufam ci – westchnął zmęczony Dante – jednak wolę się zabezpieczyć.

- A jednak – Chłopak uniósł do góry palec wskazujący na znak akcentu – w sumie, to się tobie nie dziwię. Nie wiem, czy sam bym sobie zaufał.

- Głupoty wygadujesz – Sicarius dotknął dłonią czoła zielonookiego – gorączka już całkiem pomieszała ci rozum.

- Wiecie, za długo przywdziewałem różne maski osobowościowe – Piotrek powoli zaczynał przysypiać, a ton jego głosu stawał się coraz słabszy – to wytworzyło niejako obawę, że nikt nie polubi prawdziwego mnie.

Po tych słowach, Piotrek pogrążył się we śnie pogodniejąc na twarzy. Dante poczuł na sobie spojrzenie Nicole podejrzewając jej intencje.

- Boi się decyzji Zgromadzenia – oświadczyła spokojnie dziewczyna – Strach ten wywołał wiele wątpliwości.

- On ciągle posiada sporo wątpliwości – prychnął Dante przykrywając chłopaka kocem – Przypomina mi czasem wahadło w zegarze z kukułką, bo ciągle huśta się z myślami różnej maści.

- Ciekawe porównanie – zachichotała Nicole – Jednak dodam, że w odróżnieniu od tego zegara, on jest nazbyt cichy.

- No, tak – zaśmiał się Dante – Zegar z działającym wahadłem, a z zepsutą kukułką idealnie do niego pasuje.

- Ciekawe czy kiedykolwiek zdołamy naprawić ten zegar – zastanawiała się na głos dziewczyna.

- Z pewnością – odparł mężczyzna z przeświadczenia – w swoim czasie, zreperujemy ten zegar.

Oboje skierowali się do wyjścia pozostawiając śpiącego Piotrka samego w pokoju.

* * * * *

Li-Dok w zamyśleniu wracał korytarzem do pokoju, który dzielił z L-Diablo. Po drodze wstąpił jeszcze do kuchni wykradając z niej jakiś napój. Rozmowa z przyjacielem pokazała mu, jak bardzo za nim tęskni. Nigdy tego nie okazywał kryjąc wszystkie emocje i uczucia pod maską zimnego archiwisty, jednak czara powoli zaczynała się przelewać. Stan Piotrka sprawił, że zakiełkował w nim strach.

- Straciłem dziadka i Dereka – westchnął opierając się o ścianę korytarza nieprzytomnie patrząc w trzymaną puszkę napoju – Nie chcę stracić i ciebie Death.

- Jesteś Li? – Usłyszał zapytanie stojącego po jego prawej stronie Kamila. – Pamiętam cię z Polski.

- Ty jesteś tym dzieciakiem, którym zajmuje się Death – przypomniał sobie Chińczyk kryjąc zmartwienia pod kurtyną fałszywego uśmiechu – Sulik?

- Kamil – poprawił go nastolatek czujnie wpatrując się w jego oczy – Kim jest Death?

- A no tak – Li wymierzył sobie mentalnego policzka – Chodziło mi o Piotrka.

- Aha – zaśmiał się Kamil w odpowiedzi – Śmiejesz się, ale twoje oczy mają podobny wyraz, jak u Piotrka. Czysta melancholia.

- Melancholia – westchnął Chińczyk gorzko się śmiejąc – Deatch naprawdę potrafi gromadzić wokół siebie ciekawe osobistości. Jestem jedną z nich, ty również.

- Drogi liderze RS – Z końca korytarza rozległ się ryk L-Diabla – Wedle umowy miałeś nie opuszczać pokoju.

- Cholera – jęknął zrezygnowany Li widząc wściekłość wymalowaną na twarzy mężczyzny – Wyszedłem po coś do picia, to chyba nie zbrodnia.

- Ty i Death jednakowo się tłumaczycie – zauważył surowo lider La Muerte z zaciekawieniem przyglądając się Kamilowi – Wspólne wychowanie swoje robi.

- Death to Piotrek, więc jesteś jego przyjacielem z dzieciństwa – stwierdził w zastanowieniu nastolatek ignorując mężczyznę – Ej Li, opowiesz mi trochę o nim? Może jakieś ciekawe anegdotki, którymi będę mógł złagodzić dawane przez niego kary?

- Piotrek cię nie karze – Zaśmiał się Li bezbłędnie trafiając w sedno – Nie traktuj go jako katalizator na Sicariusa.

- Ok. – Kamil nieco się wycofał czując gniew Chińczyka. – Nie było tematu.

- Ty! – Wrzasnęła Nicole wskazując na Sulika. – Miałeś pilnować mojego braciszka, a tym czasem nawiedzają go wszyscy zgromadzeni w tym domu! Jak cię dorwę, to zadrapię na śmierć, a Dante doprawi mojego dzieła!

- Hej, spokojnie Nicki – Kamil powoli zaczął się wycofywać – Piotrek jest dorosły i umie o siebie zadbać, a ja mam na głowie dzieciaki.

- A ty! – Dziewczyna podeszła do Li i wbiła w jego pierś palec wskazujący w geście oskarżenia – Nie męcz Piotrusia niezapowiedzianymi wizytami. Sam widziałeś w jak kiepskim jest stanie.

- My tylko rozmawialiśmy – usprawiedliwiał się Chińczyk z winą wymalowaną na twarzy – Death był zadowolony.

- Przestań tak nazywać mojego braciszka – warknęła zielonooka w złości – Inaczej naślę na ciebie Allena.

- Nicki, nie przesadzasz? – Kamil chciał wstawić się za Li. – To przyjaciel Piotrka, a ty szczujesz go waszym starszym bratem?

- Ok. – Dziewczyna odetchnęła głęboko chcąc się w ten sposób uspokoić. Na chwilę skrzyżowała swoje ze spojrzeniem Chińczyka dostrzegając w nim smutek. – Trochę mnie poniosło po tym, jak dowiedziałam się, że byłeś przy tym, jak ta Mao postrzeliła Piotrka i zostawiłeś go w takim stanie.

- Nie szkodzi – szepnął przygnębiony Li, bo dziewczyna trafnie uderzyła w jego wyrzuty sumienia – To zrozumiałe, że jego młodsza siostra stanie za nim murem.

- No proszę – zaśmiał się L-Diablo dotychczas w milczeniu obserwując całe zamieszanie – czego ja się tu dowiaduję Li. Rany, które opatrzyłem Deathowi zadała mała Mao Murdoch.

- Pan pewnie jest ten L-Diablo, o którym wspominał Piotruś – Nicki zwróciła się uprzejmie w stronę mężczyzny – Dziękuję, że zajął się pan jego ranami.

- Nie ma za co – Lider La Muerte posłał dziewczynie uśmiech – Jest problematycznym dzieciakiem, ale nie da się go nie lubić.

- Em – Wtrącił się Kamil nagle coś sobie uzmysławiając – Nicki, czy Dante wie o mojej wpadce?

- Powiedział, że ci nogi z dupy powyrywa – nastolatka pokazała koledze język w złości – Piotrek znowu stracił przytomność z temperatury.

- Nie będę wytykał palcami z kim był na spacerze, kiedy się doprawił – zarzucił jej Sulik – Najlepiej teraz oskarżać mnie, a ja tylko zapomniałem do niego zajrzeć.

- Dobrze mi to słyszeć, że się przyznałeś – Kamil poczuł silny ścisk na ramionach. Kiedy zerknął w tył, napotkał wściekłe spojrzenie Dantego. – Lanie masz już gwarantowane, bo czuję od ciebie alkohol.

- Cholera! – Stęknął obrażony nastolatek. – Znalazłeś sobie chłopca do bicia, a ja tylko wypiłem jedno piwo z Pierrem.

- Ja chyba powybijam te dzieciaki zanim Piotrek dojdzie do siebie – sapnął zmęczony Sicarius, po czym spojrzał na Li-Doka – A z tobą mam nie pozamykane sprawy.

- Tym osobnikiem zajmę się osobiście – L- Diablo złapał rękę Chińczyka i pociągnął go za sobą odchodząc – Żegnamy.

- Ja też znikam – rzucił Kamil wyrywając się z uścisku Sicariusa i uciekając – Pa!

- A to gówniarz – warknął ciemnowłosy w złości.

- Odpuść sobie już dziś – Nicole westchnęła z politowaniem widząc zmęczenie mężczyzny. Sama była już wykończona po kilkudniowych obradach Zgromadzenia i dobrze wiedziała, jak czuje się partner jej brata. – Idź do Piotrka i odpocznij. Orestes dorwie tego niedojrzałego idiotę i odpowiednio ukarze, podobnie jak Pierra.

Po tych słowach oboje rozeszli się w swoją stronę.

* * * * *

Wczesnym rankiem Piotrek leniwie przeciągnął się na łóżku z jeszcze zamkniętymi oczami. Niechcący obudził Dantego, którego uderzył z łokcia w bok.

- Sorry – ziewnął lekko wystraszony słysząc jęk partnera. Gwałtownie otworzył oczy napotykając tym samym zaspane spojrzenie ciemnowłosego. – Nie chciałem cię tak budzić.

- A miałeś zamiar zrobić to inaczej? – Dociekał mężczyzna z nutką ironii w głosie. – Matko, nie dość, że muszę wysłuchiwać nudnych raportów na Zgromadzeniu i znosić szczeniackie zachowanie Kamila, to jeszcze w nagrodę zostaję brutalnie budzony przez lekkomyślnego chochlika, z którym dzielę łóżko.

- No nareszcie – zaśmiał się Piotrek widząc pochmurny wzrok partnera – Wrócił mój kochany zrzęda.

- Że co proszę?! – Ciemnowłosy zdziwił się reakcją chłopaka, który patrzył na niego maślanymi oczami. – Odbiło ci do reszty, że tak dziwnie patrzysz?

- Nie, po prostu cieszę się, że wróciłeś do siebie – odetchnął z ulgą zielonooki – Nie obraź się, ale milusiński miś to nie twój styl. Zakochałem się w bezwzględnym brutalu, który twardo stąpa po ziemi. Twoja przemiana zaczęła mnie powoli męczyć i przerażać. Ok, z początku było nawet fajnie, ale tak na dłuższą metę to już nie.

- Czyżby? – Dante z zaciekawieniem słuchał wywodu partnera.

- Na szczęście, sam zacząłeś się z tym męczyć i czasami wracałeś do siebie – sapnął chłopak przeczesując kasztanową czuprynę na głowie – Nie to, że jestem masochistą, ale wolę starego, zaborczego Dantego. Jesteś wilkiem, więc nie przebieraj się w owczą skórę, bo to do ciebie w ogóle nie pasuje.

- Eh, wreszcie to przyznałeś – westchnął Sicarius z ironicznym uśmieszkiem na ustach – Wszyscy truli mi, że jestem aspołecznym dupkiem i sadystą, więc chciałem pokazać, że image potulnego chłopca do mnie nie pasuje. Najbardziej byłem ciekaw twojego zdania i nie zawiodłem się na nim.

- Ja cię dupkiem nie nazwałem – zarzekał się Piotrek, jednocześnie w pamięci szukając czy aby na pewno tego nie zrobił – Sadystą owszem.

- Wiem – mruknął mężczyzna wbijając wzrok w chłopaka.

- Dante? – Zielonooki dostrzegł w oczach partnera zalążek złości, co nie wróżyło nic dobrego. – Em, jesteś na mnie zły?

- A mam powód? – Dante na razie jedynie przyglądał się kasztanowłosemu, który nieco struchlał czując siłę złości w nim drzemiącą. – Hę?

- Niejako – zaczął nieśmiało Piotrek lekko odsuwając się od mężczyzny – Nie posłuchałem cię i zamiast grzecznie leżeć w łóżku nadwerężałem swoje zdrowie. Doprowadziłem siebie do kiepskiego stanu przekraczając granicę naszej umowy.

- Właśnie – Dante raptownie złapał rękę chłopaka i go do siebie przyciągnął. – Jesteś istnym idiotą i kretynem. Wkurzyłeś mnie swoją lekkomyślnością i głupotą.

- Ale chyba nie będziesz zbyt surowy? – Para zielonych oczu patrzyła w partnera z nadzieją i ufnością. – Prawda?

- Jestem tak wściekły, że mam ochotę sprawić by każdy w tym domu usłyszał twoje piski i wrzaski – oświadczył spokojnie mężczyzna lekko naciskając ranę na ramieniu chłopaka, który stęknął z bólu – Doprowadzić cię do panicznego strachu i płaczu.

- Twój pokój jest dźwiękoszczelny – jęknął drżąc zlękniony zielonooki. Zaczął żałować swojej głupoty. Rzucił się na szyję partnera i mocno w niego wtulił. – Przepraszam. Naprawdę jestem idiotą i lekkomyślnym kretynem. Wybacz mi i już się nie gniewaj. Będę już grzeczny i nie opuszczę tego pokoju bez twojego pozwolenia.

- Dobrze – Sicarius posłał chłopakowi złośliwy uśmieszek – W takim razie ściągnij spodnie i ładnie wypnij tyłeczek.

- Po co? – Piotrek zdziwiony spojrzał na ciemnowłosego. – Chcesz mnie zlać, tak?

- Z chęcią, ale nie tym razem. Muszę podać ci lekarstwo. – Odparł spokojnie mężczyzna z figlarnymi iskierkami w oczach. – Obiecałeś być grzecznym pacjentem, więc teraz zastosuj się do tego.

Piotrek chwilę przypatrywał się partnerowi, po czym posłusznie wykonał polecenie.

- Ale to chyba nie zastrzyk? – Szepnął w strachu wspominając ból, jaki sprawiają zastrzyki domięśniowe. – Nie będziesz mnie kuł, prawda?

- Nie, nie będę – poinformował go Sicarius rozbawiony jego strachem – Mam tu coś o wiele lepszego.

- Co? – Spytał cicho chłopak zezując w jego stronę.

- Carmen dała mi to twierdząc, że szybko postawi cię na nogi – zakomunikował ciemnowłosy pokazując mu paczkę czopków z paracetamolem dla dzieci – Z instrukcji wynika, że powinienem wepchnąć ci trzy naraz.

- To jakiś żart? – Piotrek raptownie się wyprostował w szoku. – Chcesz mi to podać? Jest przecież paracetamol w tabletkach.

- Jest – zgodził się z nim Dante – Jednak aplikacja tego jest o wiele zabawniejsza.

- Ty chcesz się nade mną poznęcać – odgadł zamiary mężczyzny bezbłędnie – Owszem, sam jestem sobie winien, ale to nieco uwłacza mojej dumie.

- Zrobiłeś się bardziej czerwony – zauważył rozbawiony Sicarius teatralnie dotykając czoła chłopaka – Chyba będę musiał zwiększyć dawkę leku.

- To nie z gorączki – pisnął wściekły zielonooki – Jestem dorosły, a ty chcesz mi podawać coś przeznaczonego dla dzieci!

- Uznaj to za swoją karę – ogłosił Dante z powrotem powalając go na posłanie – Przyjmij ją w należyty sposób.

Piotrek zakrył twarz dłońmi ponownie się wypinając. Po chwili poczuł, jak palec partnera powoli wchodzi w jego dziurkę i tam pozostaje delikatnie masując go od środka.

- Dante? – Stęknął zmieszany kasztanowłosy czując przyjemne ciepło w dolnych partiach ciała. – Kiedy skończysz?

- Hm – mruknął w odpowiedzi mężczyzna udając powagę, jednak w duchu śmiał się jak dziecko widząc zażenowanie partnera – Myślę, że trzeba będzie wepchnąć te czopki nieco głębiej.

- Co zamierzasz? – Piotrek zadrżał czując, jak coś większego wwierca się w jego wnętrze. – To będzie za daleko! – Stęknął, gdy partner całkowicie w niego wszedł i zaczął się w nim poruszać. – Od początku planowałeś to zrobić.

- Nie zaprzeczę – zaśmiał się Dante łapiąc za pobudzoną już męskość chłopaka – Trzeba łączyć przyjemne z pożytecznym kochanie, bo inaczej byłoby nam strasznie nudno.

- Chyba muszę wziąć się w garść i przestać przy tobie chorować – jęknął kasztanowłosy posapując – Bóg jeden wie, co ty jeszcze wykombinujesz tworząc takie fuzje.

- Mam w zanadrzu kilka pomysłów – zadeklarował ciemnowłosy agresywniej poruszając się w chłopaku, na co ten zaczął skomleć i wić się pod nim na prześcieradle – Zapłaczesz dla mnie skarbie?

- Znęcasz się nade mną w tej chwili – załkał Piotrek czując ból w boku po tym, jak Dante nacisnął ranę po postrzale – Zadowolony? Płaczę.

- I to bardzo – odparł szorstko mężczyzna przewracając chłopaka przodem do siebie, przez co dokładnie mógł zobaczyć jego zapłakaną twarz – Idealny widok.

- No wiesz? – Zaszlochał kasztanowłosy desperacko chwytając wolną rękę partnera. – Doprowadzać mnie do takiego stanu, ale zasłużyłem sobie.

- Racja, zasłużyłeś sobie – potwierdził Dante ochrypłym głosem – Masz na coś ochotę?

- Przytul mnie proszę – załkał chłopak z desperacją w oczach – i pocałuj.

- Mój chochlik jest dziś taki uległy i grzeczny – zachichotał Sicarius biorąc w ramiona drżącego z podniecenia zielonookiego, który niemal od razu wbił się w jego usta łapczywie je smakując. – No proszę.

- Dante! – Krzyknął Piotrek w chwili spełnienia mocniej przylegając do torsu partnera. – Kocham cię.

Po chwili Dante również doszedł opadając z chłopakiem na posłanie ciężko dysząc. Tak bardzo mu brakowało wspólnych chwil z Piotrkiem. Te kilka dni wstrzemięźliwości doprowadzało go do szału, ale teraz całkowicie wyładował nagromadzoną frustrację na winowajcy. Dziś był dzień przerwy w Zgromadzeniu i mógł sobie nieco odpocząć od nudnych raportów i dyskusji przedstawicieli światka, w którym żył. Przygarnął do siebie przysypiającego chłopaka, który ufnie wtulił się w jego tors cicho posapując.

- Też cię kocham – wyszeptał do ucha kasztanowłosego delikatnie głaszcząc dół jego pleców – Śpij dobrze.

- Ty również – wymamrotał sennie zielonooki podnosząc się nieprzytomnie i lekko muskając jego usta – Odpocznij.

- Tak zrobię – mruknął Sicarius nakrywając siebie i jego kołdrą – Cały ten dzień spędzimy razem ze sobą i nikt nam w tym nie przeszkodzi.

Dante w zadowoleniu zamknął oczy i zasnął spokojny o swoje zapewnienie. W nocy zamknął drzwi do pokoju na wszelkie możliwe zamki, które były w nich zamontowane. Nikt od zewnątrz nie mógł się dostać do środka, nawet doświadczony włamywacz, co dodatkowo koiło nerwy mężczyzny.

* * * * *

Miał siedem lat i siedział na huśtawce zawieszonej na drzewie, którą zrobili mu Robert z Edwardem. W oddali szalał Chris ganiając kijem kota matki. Słońce rozświetlało ogród i altanę, w której znajdowała się Sara skrupulatnie coś notując w grubym zeszycie.

- Co robisz siostrzyczko? – Zapytał z zaciekawieniem lekko się huśtając. – Wow, jak ładnie.

- Piszę pamiętnik Skrzacie – Obdarzyła go promiennym uśmiechem, jak zwykła. – Opisuję w nim swoje najlepsze wspomnienia, jak i te najgorsze. Jest moim powiernikiem i wiernie strzeże tajemnic.

- Tak?! – Wytrzeszczył zielone oczka na dziewczynę. – A o mnie też mu pisałaś?

- Oczywiście – zaśmiała się widząc jego niemądrą minę – Z tobą wiążą się moje najlepsze wspomnienia.

- A o Tobiaszu też pisałaś? – Dociekał nadal wesołym głosikiem. – A o Edzie, Robciu i Chrisie?

- O wszystkich już pisałam ciekawski Skrzacie – Odpowiedziała rozbawiona już na całego. – Wspominam tu o wszystkich ludziach, których spotykam. O twojej koleżance Joli też.

- Naprawdę?! – Zdziwił się zadowolony i buzię rozjaśnił mu szczery uśmiech. – Muszę jej powiedzieć! Jola bardzo cię lubi, ale myśli że ty jej nie. Jak powiem jej, że napisałaś o niej w swoim pamiętniku, to z pewnością się ucieszy.

- Och, naprawdę tak myśli? – Zmartwiła się blondynka. – Trzeba to zmienić. Co powiesz by zaprosić ją na popołudniową herbatkę w niedzielę?

- Świetny pomysł! – Ucieszył się i zeskakując z huśtawki podbiegł do siostry i mocno ją przytulił. – Jesteś kochana, siostrzyczko.

Kątem oka zerknął na jedną z kart pamiętnika Sary. Miała naprawdę ładny styl pisma. Tekst otaczał rysunek kruka i wyraz, który odznaczał się podkreśleniem.

- T-a-l-i-s-h-a – wydukał literując ów wyraz – co to?

- Wiesz, nie ładnie tak czytać cudzy pamiętnik – skarciła go szybko zamykając zeszyt i dając mu prztyczka w nos – Tym razem ci wybaczę, bo nie wiedziałeś.

- Przepraszam – posmutniał i spuścił głowę – Ale powiesz mi co to Talisha?

- Jeśli kiedyś usłyszysz to imię, po prostu uciekaj – wyjaśniła poważna Sara – To imię kobiety o skamieniałym sercu. Ona zabiera życie Skrzacie, dlatego zapamiętaj jej imię i unikaj jak ognia. Kiedyś z pewnością ją spotkasz.

- Ale ty nie dasz mnie skrzywdzić, prawda? – Zadrżał ze strachu wtulając się w dziewczynę. – Ochronisz mnie?

- Ochronię – pocałowała go w czubek głowy – Kruk też to zrobi.

- Kruk? – Spojrzał zaskoczony na blondynkę. – Ten czarny ptak?

- Tak Skrzacie – zmierzwiła mu pieszczotliwie włosy – W odpowiednim momencie kruk cię ostrzeże przed niebezpieczeństwem.

- Kruk! – Piotrek zerwał się krzycząc to słowo. Bolała go głowa, dlatego potarł skronie powoli uspokajając myśli. – Dlaczego to mi się przyśniło?

- Miałeś zły sen? – Spytał go Dante z niepokojem przyglądając się jego bladej twarzy. – Nie wyglądasz najlepiej.

- Sen miałem, ale nie należał do tych złych – odpowiedział chłopak opadając na poduszki – To jakieś pokręcone.

- Opowiesz mi go? – Ciemnowłosy delikatnie pocałował usta zamyślonego partnera. – Może nieco ci się rozjaśni w głowie podczas mówienia.

- Ok, spróbuję. – Zgodził się Piotrek przymykając oczy i przypominając sobie sen. – Śniła mi się scena z przeszłości. Miałem wtedy siedem lat i bawiłem się w ogrodzie. Sara pisała swój pamiętnik. Byłem ciekawy o czym tam pisze, więc ją o to zapytałem. Wyjaśniała mi do czego służy pamiętnik i co w nim notuje. – Westchnął na samo wspomnienie kuzynki. – Wtedy dopiero zaczynałem stawiać pierwsze kroki w czytaniu, ale udało mi się przeliterować jedno słowo, które wyróżniła na jednej z kartek pamiętnika. Powiedziała, że mam się strzec właścicielki tego imienia, bo kiedyś z pewnością ją spotkam. Przed tym jednak zostanę ostrzeżony przez kruka. To wszystko. – Zaśmiał się gorzko. – Porypany sen.

- A jak brzmi słowo, które przeczytałeś? – Dante z ciekawością patrzył na zmartwionego chłopaka. – Co cię martwi?

- Myślę, że już zostałem ostrzeżony – sapnął w zamyśleniu kasztanowłosy – Zginę marnie z rąk Talishy.

- Co?! – Sicarius w szoku zerwał się do siadu. Zaczęła w nim wzbierać wściekłość, a zarazem strach. Odwrócił się twarzą do Piotrka i mocno go przytulił. – Nie pozwolę! Nim do tego dojdzie, zabiję ją pierwszy!

- Dante? – Zielonooki odwzajemnił uścisk partnera czując, jak ten drży. – Potrafię się bronić, więc nie przejmuj się moim głupim snem. Będę musiał się skontaktować z Tobiaszem. Pisał mi ostatnio, że dostał inny pamiętnik Sary. Ktoś mu go przysłał w kopercie z krukiem, takiej samej, jak ta, w której dostałem list z ostrzeżeniem.

- Piotrek, ty nic nie rozumiesz – mruknął już uspokojony ciemnowłosy – Talisha nigdy nie rezygnuje z obranego celu. Najpierw się nim bawi torturując. Z uciechą przygląda się, jak ten w cierpieniu umiera. Ta kobieta nie ma skrupułów i emocji. Bawi się ludźmi wysysając z nich życie.

- Mówisz podobnie, jak Sara – zauważył kasztanowłosy – Ty znasz tę kobietę, prawda?

- Miałem to nieszczęście ją poznać i stać się jej zabaweczką – wycedził złowrogo mężczyzna. Piotrek dostrzegł ogrom nienawiści w jego oczach, jak i bólu. – Odebrała mi wszystko w co wierzyłem pogrążając w mroku. Tylko dzięki tobie ponownie mogłem powstać, dlatego nie pozwolę by mi ciebie odebrała.

- Hm, teraz chociaż wiem, kto doprowadził cię do tak opłakanego stanu. – Piotrek pocałował rozeźlonego ciemnowłosego namiętnie i czule. – Przy naszym pierwszym spotkaniu byłeś wrakiem człowieka. Nieufny, zamknięty w sobie i bez chęci do życia. Nie patrz na tę kobietę jedynie w negatywach, bo tylko dzięki niej mogliśmy się spotkać. To chyba pozytyw?

- Eh – Roześmiał się Sicarius. Chłopak całkowicie ukoił jego nerwy. – To wielki pozytyw.

* * * * *
           
W niewielkim gabinecie domu rodu Sicarius siedziała para staruszków popijając przy biurku herbatę. W pewnym momencie mężczyzna spojrzał na znajdującą się naprzeciwko kobietę pełnym powagi wzrokiem.

- Za trzy dni przed oblicze Zgromadzenia zostanie wezwany twój wnuk – oznajmił spokojnie biorąc łyk herbaty – Mam świadomość, że brutalnie wepchnę go w bagno, od którego tak usilnie starał się trzymać na dystans, jednak ktoś musi to zrobić.

- I to zawsze musisz być ty bracie – westchnęła kobieta patrząc w dal – Wierzę, że sobie poradzi. Najwyższa pora, by stawił czoła demonom przeszłości, od których ucieka przez większość swojego życia.

- Sam zadecyduje o swoim losie – oświadczył mężczyzna w lekkim uśmiechu – o ile obierze dobry kierunek drogi.

- Chcesz wskrzesić wymarły już ród wykorzystując do tego mojego wnuka – zarzuciła bratu kobieta – Normalnie bym się wściekła, jednak wiem, że to jedyna droga ucieczki dla niego. Krew Blanki i moja jest jego szansą.

- Mam nadzieję, że sam wpadnie na ten trop – zastanawiał się na głos starzec – Choć po rozmowie z nim śmiem twierdzić, że raczej temu podoła.

- Z pewnością – zaśmiała się kobieta odstawiając na blat biurka pustą filiżankę po herbacie – W końcu to mój wnuk i syn Blanki.


10 komentarzy:

  1. Długo czekałam i w końcu się doczekałam, myślałam że w tym rozdziale wyjaśni się trochę więcej, ale najwyraźniej muszę jeszcze trochę poczekać. Dlatego też czekam z niecierpliwością na następny, pomimo tego bardzo podobał mi się ten rozdział ze względu na rozmowę Piotraka za swym ojcem. Liczę na szybkie pojawienie się następnego ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeny dziewczyno! To było genialne^^
    W końcu Dante powrócił. Będę dziś świętować. Rozdział długo przeze mnie wyczekiwany okazał się o wiele lepszy i ciekawszy niż myślałam;)
    Ten sen... Mam gdzieś w głowie taki rozdział gdzie było że Piotruś dostał zwitek kartki na którym było napisane; "Zginiesz marnie Skrzacie."-czy coś w tym stylu.
    Cóż właśnie dzięki temu wątku o śnie, to że Dante wrócił i za całą tą "aferą" z Albertem, rozdział baaardzo mi się podoba. Naprawde wielki plus.
    Jeśli chodzi o błędy to się tak bardzo nie przejmuj. Samo to że się starasz żeby ich nie było, jest dobre. W sumie nie było ich tak dużo. Napisała bym Ci je, ale teraz po prostu nie mogę ich znaleźć, bo czytałam ten rozdział wczoraj (późno) i nie miałam siły, przepraszam, że zawodze;(
    Pozdrawiam i życzę weny
    Mira

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz błąd rzeczowy. W rozmowie z Li jest wplątane to, że Piotrek zaśmiał się siadając na łóżku w sypialni Dantego, a potem się okazuje, że po zawrotach głowy Piotrka Li prowadzi go do pokoju. Zaraz po tym Piotrek mówi, że cały czas byli w pokoju, więc o co kaman?
    Słowo "niedoczekanie" piszę się łącznie i nie wiem czemu u ciebie występują takie dziwne zakończenia zdań: ".?" te błędy zauważyłam już wcześniej, ale myślałam że to w sensie niedopatrzenia czy czegoś, ale nie, te błędy występują regularnie. Jak jest już kropka to nie znak zapytania, inaczej jest z wielokropkiem po którym może wystąpić inny znak.
    A co do rozdziału to zbyt wiele się nie dowiedziałam poza tym, że Piotrek może odrodzić jakiś ród i to, że wydanie wrednego Dantego lubię bardziej. Ale ten fragment że lubi zapłakaną twarz Piotrka to trochę niebardzo mi leżał. Dante - sadysta? Niekoniecznie. Wrednego, zaborczego, nadopiekuńczego i kilka innych określeń to owszem, ale nie sadystycznego. To oznacza że czerpie przyjemność z zadawania bólu. Może przeczytałam za wiele słodziaśnych opowiadań (łącznie z moim) ale to takie dziwne. Jak można łączyć miłość z lubością zadawania bólu partnerowi? Cóż whatever, to tylko moje bardzo subiektywne odczucie.
    Nic tylko czekać na więcej!
    Życzę weny-giganta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za info :) Piszę w Wordzie i czasem nie potrafimy się dogadać co do automatycznego poprawiania :P Tak właśnie powstają błędy w stylu ".?" Twoje uwagi bardzo mi pomogły. Jeszcze raz wielkie dzięki :)

      Usuń
  4. Rozdział bardzo dobry, mimo że trochę za mało się wyjaśnia... ;) Ale ogólnie mi się podoba. Jak mogę zasugerować coś jako studentka filologii polskiej, spróbuj bardziej panować nad zdaniami, bo wychwytuję szyk przestawny lub składnia zdań jest niepoprawna, co chwilami powoduje, że nie rozumiem o co chodzi albo nie rozumiem sensu. Krytyka konstruktywna ;) Pozdrawiam i oczywiście z niecierpliwością czekam na dalsze losy bohaterów :). Irmina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta, mam problemy z zawikłanymi zdaniami. Tak już bywa, gdy pisze się po nocy z nosem na klawiaturze he he :) Dzięki za twoje uwagi :)

      Usuń
  5. Nie mogłam się już doczekać nowego rozdziału. Sprawdzałam po kilka razy dziennie czy może coś jest i doszłam do wniosku, że naprawdę się uzależniłam od tej historii, ale leczyć się z tego nie mam zamiaru. Co do rozdziału, to też myślałam, że wyjaśni się trochę więcej, że dojdzie już do spotkania Piotrka z całym zgromadzeniem ale nie :( Nie wiem czemu ale denerwuje mnie Nicol i te rozmowy Piotra z nią też, no i z lekka wynudziła mnie rozmowa Piotrka z Li.
    Teraz plusy: " Z trupami się nie gada"- rozbawił mnie ten tekst i to jak pięknie go olał :D :D :D Podoba mi się też, że Piotrek trochę się tu zmienił, że chce walczyć o swoje, no i oczywiście największy plus: "WRÓCIŁ MÓJ KOCHANY ZRZĘDA" :):):):) Dziękuję za to :):):):) Błędy?Jakie błędy? Może jakieś są ale przy takiej historii nie zwracam na to uwagi :):):):) Pozdrawiam i mam cichą nadzieję, że nie karzesz czekać tym razem tak długo na kolejny rozdział.... :):):):)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, niepotrzebne Nicole wtedy goniła Piotrka, przez to Albert się zainteresował, bardzo wkurzające jest to, że wszyscy za niego decydują, powinien porozmawiać o tym rodzie z dziadkiem Sicarius...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, och całkiem niepotrzebne Nicole wtedy goniła Piotrka, przez to Albert się zainteresował, ale bardzo wkurzające jest to, że wszyscy decydują za niego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniale, niepotrzebnie była ta gonitwa Nicole za Piotrkiem, przez to Albert się nim zainteresował, bardzo wkurzające jest to, że wszyscy decydują za niego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń