Hej, kolejny rozdział oddaję w Wasze ręce. Piszcie, czy się podoba ;) Miałabym prośbę, taką maleńką. Staram się samodzielnie wyłapywać własne błędy, ale gdybyście jakiś znaleźli, byłabym wdzięczna za info o nim. To tyle. Liczę na Wasze wsparcie i oczywiście czekam na komentarze. Pozdrawiam :)
Piotrek obudził się w porze kolacji.
Chwilę jeszcze leżał, aż jego żołądek przypomniał mu, że nie jadł obiadu.
Niespiesznie wstał, a następnie założył na siebie czystą, szarą bluzę z
kapturem. Kiedy wyszedł z pokoju, ostrożnie ruszył w kierunku małej jadalni.
Wraz ze zbliżaniem się do tego miejsca słychać było głośne śmiechy dzieci.
Jakoś nie miał ochoty wchodzić w centrum panującego tam harmidru, dlatego
wkradł się do kuchni i zwinął stamtąd dwa jabłka. Umykając przed wściekłym
Pablem skręcił w kierunku biblioteki. Jak podejrzewał, było to najcichsze
pomieszczenie w danej chwili. Wszedł do środka, po czym chwytając z regału
pierwszą, lepszą książkę wygodnie usadowił się w jednym z foteli. Z
zaciekawieniem wpatrywał się w okładkę woluminu, na której widniał symbol
walczących ze sobą trzech zwierząt.
- Wilk, lis i sowa – wyszeptał do siebie
przejeżdżając palcami po wypalonych znakach – Ciekawe.
Otworzył książkę w poszukiwaniu tytułu,
który znalazł wypisany czerwonym atramentem gotykiem kolczastym na drugiej
stronie. Brzmiał on następująco: „Saga trzech rodów założycielskich”. Pełen
uwagi przeglądał stronice starając się dokładnie odczytywać każdą literę. Szło
mu dość wolno, bo cała książka napisana była neogotycką czcionką. Tom podzielono
na trzy kolorowe rozdziały poświęcone każdemu z rodów. Pierwszy brunatny,
opowiadał historię rodu spod znaku wilka i pisany był brązowym atramentem.
Drugi błękitny, dotyczył klanu lisa, a trzeci zielony, klanu sowy. Piotrek z
coraz większym zainteresowaniem wgłębiał się w lekturę książki. Dowiedział się,
jak trzy wojujące ze sobą od wieków plemienia skrytobójców zawarły trwające do
dziś przymierze. Klan wilka, odpowiadał za polowania, lisa za szpiegowanie i
knucie, a sowy za wymyślanie strategii i gromadzenie informacji. Każdy z rodów
posiadał wyróżniające ich członków cechy zewnętrzne. Wilki miały brązowe oczy i
czarne włosy. Lisy były blondynami o oczach barwy nieba, zaś sowy odznaczały
się bystrym zielonym spojrzeniem i włosami o różnym odcieniu brązu. Chłopak
prawie się zadławił, kiedy pod koniec wyjaśniono, jak nazwy klanów z czasem
zaczęły nabierać na sile. „Ród Wilka, to
dzisiejszy Ród Sicarius. Ród Lisa, to dzisiejszy Ród Murdoch. Ród Sowy, to
dzisiejszy Ród Conscientia.”
- Historia napisana rzeką krwi
niewinnych ofiar – podsumował kasztanowłosy odkładając przeczytaną książkę na
stojący obok stolik – Teraz chociaż rozumiem, czemu wuj Wilhelm nie chciał
zaakceptować koloru moich oczu i włosów. W ogóle nie przypominam z wyglądu
rasowego Murdocha.
Piotrek w zamyśleniu chwycił kosmyk
przydługich już włosów i wbił w niego skupione spojrzenie.
- Chyba powinienem trochę skrócić włosy
– mruknął pod nosem widząc, że włosy sięgają już prawie jego ramion – Grzywka
wpada mi do oczu, co świadczy o tym, że zarosłem. A z długimi włosami wyglądam,
jak dziewczyna.
Zdecydowany wyjął z kieszeni drugie
jabłko i zaczął je jeść. Nagle wpadła mu do głowy pewna myśl. Skoro znalazł
historię rodów założycielskich, to może gdzieś w tej bibliotece znajduje się
książka opisująca prawa postępowania z ich członkami.
- Hm,
gdybym miał dostęp do praw przymierza trzech założycielskich rodów, mógłbym
znaleźć jakiś precedens, który umożliwiłby mi wykręcenie się od reguły
przynależności. – Myślał gorączkowo chłopak. – Wówczas oszczędziłoby mi to problemów. Gdybym miał teraz zastosować się
do zasad panujących w świecie zabójców, pozostałoby mi niewiele opcji działań.
Po pierwsze, śmierć moja lub przeciwnika. Po drugie, działanie na zwłokę i
długotrwałe wyniszczanie wroga. Po trzecie, obustronne porozumienie, czyli
kompromis. W każdym przypadku jestem na przegranej pozycji, bo przeciwnik ma
przewagę liczebną i ważnych dla mnie jeńców. W sumie, to sam nim jestem.
Spojrzał na zegarek i ze zdziwieniem
stwierdził, że najwyższy czas wracać do sypialni. Było już po północy i światła
paliły się jedynie w części, gdzie obradowało Zgromadzenie. Przez ten jeden
szczegół zmuszony był iść oświetloną drogą, czyli prawie że naokoło. Pech
chciał, że w chwili, kiedy przechodził przez najniebezpieczniejszy dla niego
odcinek korytarza, gdzie narażony był na spotkanie kogoś z przedstawicieli
obradujących rodów, zakończono zebranie. Udało mu się minąć drzwi auli
konferencyjnej i odejść kilka metrów dalej, gdy te zaczęły się otwierać. Nie
czekając na oklaski, od razu zarzucił sobie kaptur na głowę i przyspieszył
kroku. Niestety w momencie, kiedy znikał za zakrętem, dostrzegła go Nicole
puszczając się biegiem za nim. To nie umknęło uwadze Alberta, który
zaciekawiony ruszył za dziewczyną.
- Poczekaj – szepnęła za bratem migiem
go doganiając i łapiąc w pasie przylgnęła do niego – Cieszę się, że cię widzę
po tym nudnym zebraniu. Jak się czujesz?
- Znośnie – uśmiechnął się do siostry –
Miałem nadzieję, że to zebranie potrwa nieco dłużej. Trochę zasiedziałem się w
bibliotece i zmuszony byłem wracać tędy. Oby nikt poza tobą mnie nie zauważył,
bo nie mam sił na rodzinne spotkania.
- Nie martw się – uspokajała go Nicole –
Ani Zygfryd, ani Edward, czy twoja babcia nie mogli cię zobaczyć, bo wyszłam
jako pierwsza.
- Rozumiem – odetchnął z ulgą chłopak –
Kiedy następne zebranie?
- Jutro po obiedzie – odpowiedziała
znudzona dziewczyna – Prawdopodobnie wtedy dojedzie ostatni ród i będziemy
mogli zacząć obgadywać datę sukcesji Dantego.
- Aha – mruknął Piotrek zezując na
zmęczoną siostrę – A co powiesz na mały spacer przed obiadem? Myślę, że
dzieciaki na ten czas odsprzedam Kamilowi. Z tego co widziałem, to nieźle sobie
dziś radził w roli opiekuna.
- Powiem, że to fantastyczny pomysł –
twarz Nicole rozjaśnił promienny uśmiech – Wydajesz się jakiś nieobecny.
- Przetwarzam jeszcze informacje z
przeczytanej książki – zakomunikował zaczynając się cicho śmiać – Wiesz,
dowiedziałem się wreszcie czemu Wilhelm rugał mnie za mój naturalny wygląd.
- Czemu? – Spytała zaciekawiona Nicole. –
Powiesz?
- To taki banał, że aż śmieszy –
tłumaczył nie przestając się śmiać chłopak – Rasowy Murdoch powinien być
blondynem o lazurowych oczach.
- No tak – zachichotała dziewczyna –
rzeczywiście zabawny szczególik.
- Co nie? – Piotrek przystanął i wyjrzał
za okno. – W ogóle nie przypominam swoich rodziców.
- No coś ty – klepnęła plecy brata w
żartobliwy sposób – Mój tata już ci to mówił, nie wyprzesz się naszej mamy, bo
przypominasz ją pod względem zachowania, gestykulacji i odruchów.
- Ta, coś tam wspominał – przyznał
zielonooki zrzucając z głowy kaptur i z utęsknionym spojrzeniem wpatrywał się w
księżyc za oknem – Czas wracać. Jesteś zmęczona i powinnaś wypocząć przed
jutrzejszym zebraniem.
- Z niecierpliwością będę wyczekiwać
naszego spaceru – pożegnała go całując w policzek – Przyjdę po ciebie rano.
- Lepiej spotkajmy się w bibliotece po
śniadaniu – zaproponował wyrwany z myśli chłopak – Nie chcę budzić Dantego.
Wystarczy, że dziś to zrobiłem, niepotrzebnie pogłębiając jego zmęczenie.
- Ok. – Zgodziła się Nicole skręcając w
następny korytarz. – Dobranoc.
Piotrek poczekał, aż Nicole zniknie z
jego pola widzenia, po czym ruszył w stronę pokoju Dantego. Trochę niepewnie
się czuł w tej części domu, ponieważ był tu po raz pierwszy. W myślach starał
się odtworzyć wyjaśnienia Sicariusa, dotyczące drogi do jego sypialni.
- Jak to było – zastanawiał się cicho
przypominając potrzebne informacje – drugi czy trzeci korytarz od biblioteki?
Cholera, mogłem lepiej go wtedy słuchać.
Nagle zaczął dzwonić mu telefon. W pośpiechu
przy odbieraniu połączenia prawie wypuścił go z rąk.
- Tak? – Spytał prawie szeptem chłopak.
- Mógłbym wiedzieć, gdzie jesteś? –
Usłyszał głos Dantego. – Wracam do pokoju święcie przekonany, że tam jesteś i
oczywiście ciebie tam nie ma.
- Trochę się zaczytałem w bibliotece, a
kiedy z niej wyszedłem, światła w prawym skrzydle były pogaszone co zmusiło
mnie do pójścia dłuższą drogą – wyjaśniał zmęczonym głosem Piotrek – A tak dla
pewności, to w który korytarz mam skręcić by wrócić?
- Zgubiłeś się? – Dante nie wierzył. –
Ty?!
- Nie śmiej się ze mnie, tylko pomóż –
skarżył się kasztanowłosy – Pierwszy raz jestem w lewym skrzydle, a poza tym
nie moja wina, że dom twojej rodziny przypomina labirynt pokręconych korytarzy.
- Dobra, nie unoś się – zaśmiał się Dante
– Zostań tam gdzie jesteś, zaraz tam będę.
Piotrek schował do kieszeni komórkę, a
następnie usiadł bokiem na parapecie jednego z okien. Oparł się o ścianę i
wpatrywał w księżyc pod nosem nucąc jakąś melodię. Nie wiedział, że przez cały
czas ktoś go obserwował. Albert zaszył się w ciemnym kącie z zaciekawieniem
przypatrując się chłopakowi.
Dante bezszelestnie pokonał dystans
dzielący go do partnera. Kiedy mógł go już zobaczyć, zatrzymał się na chwilę
zauroczony widokiem. Piotrek siedział na parapecie oświetlony jedynie światłem
księżyca, nucąc coś pod nosem. Mężczyzna uśmiechnął się tylko, po czym do niego
podszedł.
- Widzę, że zrzuciłeś kaptur – szepnął
chwytając chłopaka za ramię.
- Nareszcie – ucieszył się Piotrek
zeskakując z parapetu – Kaptur zdjąłem, bo gadałem z Nicole. Wiesz, że kolor
moich włosów rzuca się w oczy.
- Boisz się Murdochów? – Westchnął
Dante, kiedy wchodzili już w nieoświetloną część domu. – Czy ojca?
- W tej chwili to obawiam się ciemności
– mruknął cicho Piotrek – Zygfryd nieco mnie przeraża z tym swoim przesłodzonym
uśmieszkiem. Ewidentnie ukrywa swoje prawdziwe intencje. Ojca nie znam, więc
nie wiem czy mam się go bać.
- Ciekawe – Dante chwycił chłopaka za
rękę i pociągnął za sobą. Po chwili byli na miejscu. – Z tego co mówisz, wynika,
że boisz się czegoś niejasnego. To normalne u ludzi, że obawiają się niewiedzy.
Też tak mam.
- Kiedy nie wiem na czym stoję, czuję
jak wali mi się grunt pod nogami. – Piotrek rzucił się z rezygnacją na łóżko. –
Ciężko się żyje nie znając o sobie prawdy, tym bardziej, gdy wylądujesz między
ludźmi tę wiedzę posiadającymi. Nawet nie wiesz, jak wielki zamęt szerzy się w
mojej głowie. Chciałbym zasnąć i obudzić się z uporządkowanymi myślami.
- Podejrzewam, jak musisz się czuć. –
Dante usiadł obok leżącego chłopaka i pogłaskał go po włosach. – Chciałbym ci
pomóc w tej kwestii, ale nie potrafię. Nie wejdę ci przecież do głowy i nie
poukładam myśli, jak książki na półce.
- Wiem – uśmiechnął się Piotrek, a
następnie wstał i skierował się do łazienki. Ściągnął z siebie bluzę i jeansy
zastępując je koszulką i szortami, po czym umył zęby i wrócił do łóżka. Dante
już prawie przysypiał, dlatego schylił się nad nim i naśladując Nicole,
pocałował go w policzek. Po tym szybko zawinął się w koc i skulił szykując do
snu. – Dobranoc.
- Chodź tu – Dante przyciągnął chłopaka
do siebie i przytulił. Dobrze wiedział, że ten boi się ciemności. – Teraz
możemy iść spać.
Dochodziła ósma, kiedy Piotrek otworzył
oczy. Powoli wstał i jak najciszej zarzucił na siebie czyste ubranie. Nie
chciał obudzić Dantego. Wyszedł z pokoju i zaczął swój obchód po sypialniach
dzieci. Maluchy już nie spały i były w trakcie porannej toalety lub ubierania.
Pomógł tym najmłodszym, po czym wspólnie zeszli do jadalni, gdzie siedziały już
Suliki z Rose. Pod koniec wparowała tam Nicole i bez ostrzeżeń wtuliła się w
plecy brata.
- Porywam na jakiś czas Piotrusia –
oznajmiła nie kryjąc szczęścia – W tym czasie zajmie się wami Kamil.
- Że co proszę! – Kamil aż zerwał się z
krzesła. – Niby czemu znowu ja?
- Bo poszło ci nieźle ostatnim razem –
oświadczył spokojnie Piotrek, po czym dopił swój sok i wstał z miejsca – Życzę
wam miłej zabawy z Kamilem.
- To nie fair – żalił się Kamil – Jesteś
mi dłużny.
- Pojutrze wracają ich rodzice, więc nie
narzekaj – rzuciła zirytowana postawą chłopaka Rose – Piotrek jakoś zawsze
wykonuje swoje obowiązki bez gadania. Poczuj choć trochę brzemię jego pracy
przy was.
Tu kobieta trafiła w słaby punkt Kamila.
Dobrze wiedziała, że ma poczucie winy w związku z tym, iż Piotrek zajmuje się nim
i jego rodzeństwem.
- Rose! – Piotrek podniósł głos na
kobietę. – Przestań!
- Ok. – Mruknął nieco pokorniejszy Kamil.
– Niech wam będzie.
- Góra za godzinę wrócę. – Usprawiedliwiał
się kasztanowłosy przybitym głosem. Gryzło go sumienie za słowa Rose. – Wtedy
przejmę swoje obowiązki i cię zwolnię.
- Nie przejmuj się – westchnął Kamil z
trochę lepszym nastrojem – Pobądź trochę ze swoją siostrą. Idź już.
Piotrek chwilę patrzył na Kamila, ale w
pewnym momencie odwrócił się i wyszedł z jadalni. Ubrał kurtkę i szczelnie
zawinął się szalikiem, po czym ruszył z Nicole na umówiony spacer. Poszli w
stronę lasu, by nie rzucać się w oczy wyglądającym z okien gościom.
- Nie przejmuj się – pocieszała go
Nicole widząc, że nadal obwinia się za zajście w jadalni – Wszystko będzie
dobrze.
- Wiem, ale nie chciałem by tak wyszło –
żachnął się przygnębiony Piotrek – Zajmuję się nimi, bo Murdochowie zabili ich
rodziców. To wszystko z mojej winy, a Rose rozdrapuje te rany.
- Taka jest już Rose – westchnęła
dziewczyna – Nie pozwala im zapomnieć, tak samo i tobie. A teraz zmieńmy temat,
bo ten psuje ci humor.
- A o czym chcesz rozmawiać? – Spytał
siostry. – No?
- Na przykład o nas – zaproponowała
Nicole z uśmiechem na twarzy – Chciałabym nadrobić stracony czas i stworzyć
więcej wspomnień między nami.
- No wiesz – zaczął lekko zaskoczony
chłopak – czasu nie da się cofnąć i ciężko będzie odtworzyć te stracone lata.
- Wiem głuptasie – zaśmiała się
dziewczyna – Chciałabym pogłębić naszą więź jako rodzeństwa. No i jest jeszcze
Allen, o którym nic nie wiemy poza tym, co sam nam pozwolił odkryć w szkole.
- No właśnie – zasępił się Piotrek –
Coraz bardziej zaczynam się gubić w tym wszystkim. Jeszcze przed dwoma laty
myślałem, że jestem bękartem zrodzonym z romansu Wilhelma z jakąś służką.
Później dowiaduję się, że moim ojcem tak naprawdę jest Albert, a matką Blanka,
którzy nie żyją. Do tego spotykam kobietę, która każe nazywać siebie babcią
twierdząc, że jestem jej zaginionym wnukiem. Mija trochę czasu i babcia wyznaje
mi, że Albert jednak żyje i mnie szuka. – Urwał na chwilę nabierając w dłonie
śnieg i formując z niego kulkę cisnął nią w pobliskie drzewo. – Spotykam ciebie
w akademii i czuję między nami pewną więź. Następnie okazuje się, że jesteśmy
rodzeństwem. Twój ojciec dodaje do tego, że mam jeszcze bliźniaczego brata
Allena, który nieoczekiwanie pojawia się w AT.
Dorzućmy do tego jeszcze czyhających na mnie Edwarda z Zygfrydem i dziwne plany
Alberta dotyczące mojej przyszłości. Nikt w ogóle nie pyta mnie o zdanie! Knują
za moimi plecami i decydują o mnie, jakbym był jakimś przedmiotem.
- Nie dziwię ci się, że gubisz się w tym
wszystkim braciszku – zamyśliła się Nicole – Myślę, że nikt nie chciałby być na
twoim miejscu w tej chwili.
- Myślisz? – Wyśmiał ją chłopak rzucając
następną śnieżką w dal. – Nawet nie wiesz, jak chciałbym zniknąć, ulotnić się i
nie mieć z tym nic wspólnego. Czemu nie pozwolą mi być wolnym człowiekiem?
Czemu nie mogę decydować sam o swoim życiu?
Powierzyłem swoje życie Dantemu zezwalając mu mnie zabić. Czasem tego
żałuję, ale to był jedyny sposób na to, by powstrzymać mnie od następnego
głupstwa.
- Rozumiem – westchnęła smutnie
dziewczyna – Jolka opowiadała mi o tym, jak chciałeś się zabić będąc w moim
wieku. Pomimo tego, że pozwoliłeś Dantemu decydować o długości twojego życia,
ty nadal pragniesz śmierci. To mnie martwi. Nie uchylasz się przed ciosami
wystawiając swoje zdrowie na szwank. Nieraz byłeś jedną nogą po tamtej
stronie.
- Nie martw się tym – starał się ją
pocieszyć – Ponoć złego diabli nie biorą.
- Tylko, że ty nie jesteś złą osobą –
zarzuciła mu siostra zaczynając płakać – Jesteś miłym gościem, którego nie chcę
stracić.
- Obiecuję zacząć o siebie dbać.
Przynajmniej spróbuję. – Przyrzekł chłopak przytulając dziewczynę. – Dlatego
przestań już płakać, ok?
- Ok. – Zgodziła się Nicole wycierając
łzy z oczu. – Postaram się.
Przez cały ten czas dwójka spacerowiczów
była non stop obserwowana. Albert śledził każdy ich krok i z zaciekawieniem
wsłuchiwał w prowadzoną między nimi rozmowę. W pewnym momencie Piotrek wyczuł
jego obecność, mimo wszystko nie dawał tego po sobie poznać. Po prostu lepił
śnieżki i rzucał nimi w dal. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że ciskał
nimi na oślep, jednak każdy z nich miał przeznaczony cel. Chłopak upewniał się
w ten sposób, gdzie znajduje się ich szpieg.
- Tu cię mam – syknął pod nosem
trafiając Alberta, następnie chwycił za ramię Nicole i pociągnął za sobą w
przeciwną stronę – Chodź, pokażę ci, gdzie z Kamilem urządziliśmy sobie bunkier
podczas gry w paintball.
Ciągnął za sobą siostrę, a jednocześnie
kątem oka śledził poczynania szpiega. Po pewnym czasie mógł już przewidzieć
jego kolejny ruch i nieco zwolnił kroku.
- Piotrek! – Krzyknęła Nicole wymuszając
na chłopaku postój. – Co w ciebie wstąpiło? To miał być spacer, a nie biegi
przełajowe w lesie!
- Trochę mnie poniosło – rzucił lekko
zakłopotany Piotrek – Chciałem pokazać ci pewne miejsce, ale jest ono kawałek
stąd. Nieważne.
- Wariat z ciebie, wiesz? – Zaśmiała się
dziewczyna. – Czasem jesteś nieprzewidywalny, jak małe dziecko. To zaskakuje,
ale w miły sposób.
- Aha – Piotrek zadarł głowę do góry i
wpatrywał się w niebo, z którego zaczęły sypać płatki śniegu. – Wiesz, kiedy
byłem mały Murdochowie trzymali mnie pod kluczem w piwnicy. Wtedy odwiedzała
mnie Jolka, wkradała się do mnie lufcikiem od strony ogrodu. Opowiadała mi o
różnych zabawach w śniegu, między innymi o robieniu aniołków. Wyobrażałem
sobie, że kiedy się takiego stworzy, ten powstanie i odleci do nieba. Liczyłem,
że któryś z nich okaże się moim stróżem i zabierze mnie z piekła, w którym
musiałem żyć. Byłem głupim dzieckiem, a najśmieszniejsze w tym wszystkim jest
to, że nadal wierzę w te mrzonki. Zrobimy aniołki w śniegu?
- Pewnie – uśmiechnęła się Nicole, po
czym oboje runęli na śnieg – Mama uwielbiała robić aniołki w śniegu, dlatego
zawsze wyciągała mnie zimą do ogrodu i razem je robiłyśmy. To świetna zabawa.
- Najlepsze w tym wszystkim jest to, że
kiedy je robisz, możesz jednocześnie patrzeć w niebo. – Tłumaczył Piotrek
powoli wstając. Nachylił się nad dziewczyną i wyciągnął do niej rękę. –
Niestety nie można zbyt długo leżeć na śniegu, bo grozi to przemarznięciem.
- Niesamowite – szepnęła Nicole
obdarzając brata ciepłym uśmiechem – Tata miał rację. Ty naprawdę powielasz
gesty mamy. Patrzysz jak ona, uśmiechasz się w ten sam sposób, to tak
nostalgiczne dla mnie. Nie opuścisz mnie jak ona, prawda?
- Nie mam takiego zamiaru – odparł
Piotrek pomagając jej wstać z ziemi – nie wiadomo jednak co przyniesie los.
- Zdecydowałeś już może, gdzie chciałbyś
zamieszkać? – Spytała go dziewczyna otrzepując z płaszcza śnieg. – Z kim?
- Osobiście wolałbym zostać z Dante, bo
pasuje mi taki układ. – Uzasadniał wzdychając chłopak. – Jednak Zgromadzenie
nie zezwoli bym pozostał u Sicariusów. Nie chcę wracać do Murdochów, ani
mieszkać z ojcem. Najlepszym wyjściem byłoby wybrać ciebie lub babcię, jednak
nie chcę sprawiać wam problemów. Próbuję znaleźć jakieś inne wyjście.
- A co jeśli go nie znajdziesz? –
Dociekała zaintrygowana Nicole. – Co wówczas zrobisz?
- Nie wiem. – Wzruszył ramionami udając
beztroskę, jednak Nicole dobrze wiedziała, że dręczą go myśli. – Myślę, że w
ostateczności wybiorę ród Veneni bądź Laverno. Choć jest jeszcze jedna
alternatywa – zaśmiał się rzucając na powrót w śnieg – La Muerte.
- La Muerte?! – Zdziwiła się dziewczyna. – Czemu akurat oni?
- L-Diablo zaproponował mi, że mnie
zaadoptuje – oświadczył w śmiechu Piotrek – Zabawne, że grupa, od której
uciekałem kilka lat, chce stworzyć dla mnie azyl.
- Uciekałeś? – Nicole niezbyt rozumiała
słowa brata. – Jak to?
- Kiedyś ci o tym opowiem – uspokajał
siostrę siadając na śniegu – To trochę długi rozdział z cyklu: „Zagmatwane
historie Skrzata” pod tytułem: „Dziecko smakujące wolności”.
- Doprawdy ciekawe – zachichotała
dziewczyna pomagając bratu wstać – Z niecierpliwością będę czekać na ten
moment. Tylko wiesz, że to z La Muerte może nie wypalić, ponieważ masz ojca.
- Że niby Alberta? – Piotrek machnął
ręką w odpowiedzi. – Przez tyle lat wolał udawać trupa, więc niech nim
zostanie. Nie muszę go poznawać, bo dla mnie nie żyje.
- To trochę okrutne – zauważyła Nicole –
Nie uważasz?
- Okrutne? – Zastanowił się chwilę nad
odpowiedzią. – Możliwe, ale to nie tak, że się go wyrzekłem. Jedyną osobą,
którą jestem w stanie zaakceptować jako ojca jest Tobiasz Weiss, nikt poza nim.
Albert jedynie mnie spłodził i na tym skończyła się jego rola ojca. Wybrał
Allena, nie mnie. To dlatego śmiem twierdzić, że nie ma do mnie żadnych praw.
- A co jeśli powoła się na więzy krwi? –
Rzuciła pytanie Nicole. – Co wtedy?
- Krew – sapnął lekko załamany chłopak –
To jest problem, jednak na to samo mogą powołać się Murdochowie, babcia, ty i Bóg
wie, kto jeszcze. Z wyglądu nie utożsamiam się z żadnym rodem, choć jest taki
jeden, do którego bym pasował. Musiałbym tylko porozmawiać z dziadkiem
Sicariusem i babcią Sofii.
- Rozumiem – Dziewczyna posłała mu
ciepłe spojrzenie pełne zrozumienia, po czym go przytuliła – Chcę jedynie
twojego szczęścia. Dobrze wiem, jak wycierpiałeś się przez te wszystkie lata.
Będę trzymać kciuki, by twój plan wypalił.
- Myślę, że powinniśmy już wracać –
westchnął zamyślony Piotrek – Niedługo pora obiadu, a poza tym, śledzi nas jakiś
nietoperz.
- Nietoperz? – Zdziwiła się Nicole. – Jak
to?
- Ktoś nas podsłuchuje od jakiegoś czasu
– wyjaśnił chłopak spokojnym tonem głosu – Stara się wyłapać każde
wypowiedziane przez nas słowo, jak nietoperze fale dźwiękowe. Sądziłem, że
spacer to dobry pomysł na uniknięcie takiej sytuacji, ale jednak się myliłem.
Chyba jednak pokój Dantego jest najbezpieczniejszy i najmniej narażony na
podsłuchy.
- Aha – zasępiła się dziewczyna – Co
teraz masz zamiar robić?
- Zjem obiad z dzieciakami i może
poczytam im później coś w bibliotece – oświadczył w śmiechu chłopak –
Zauważyłem, że lubią kiedy im czytam.
- Jutro ma wrócić Orestes – wtrąciła
Nicole zmartwionym głosem – Wraca wcześniej niż reszta.
- I co w związku z tym? – Nie rozumiał
zmartwienia siostry. – Nie ma powodu do zmartwień. Nasze stosunki znacznie się
poprawiły od wigilii.
Raptem zerwał się silny wiatr i zwiał z
głowy dziewczyny jej nakrycie. Czapka zawirowała w powietrzu, aż zawisła na
pobliskim drzewie. Piotrek roześmiał się na ten widok, po czym wziął rozbieg i
mocno się odbijając od ziemi chwycił pobliską poziomą gałąź wisząc na niej, jak
na trapezie. Poczuł lekki ból w boku, ale nie zaprzestał swojej wspinaczki.
Dotarł do czapki i łapiąc ją w skoku, wylądował na ziemi wywracając się w zaspę
śniegu.
- Ty wariacie! – Zbeształa go siostra
mocno zaniepokojona. – Mogłeś zrobić sobie krzywdę! Zerwałeś szwy, prawda?
- Chyba z jeden lub dwa – szacował
chłopak oddając jej czapkę – Pilnuj żeby znów jej nie zwiało, ok.?
- To nie jest takie ważne! – Krzyczała
na brata dziewczyna. – Natychmiast wracamy do domu. Musimy sprawdzić jak bardzo
naruszyłeś swoje rany.
Nicole chwyciła brata za rękę i
pociągnęła za sobą idąc szybkim marszem w stronę domu Sicariusów. Przez całą
drogę prawiła mu kazanie, jak głupio się zachował i że w ogóle o siebie nie
dba, choć jej to obiecał. Całkowicie zmyła mu głowę nim dotarli na miejsce.
Kiedy weszli do domu, wepchnęła go do pobliskiego saloniku i poprosiła kogoś ze
służby, by przynieśli potrzebne opatrunki.
- Chyba nie masz zamiaru tego tutaj
zrobić? – Zdziwił się chłopak, kiedy zobaczył jak pokojówka wnosi apteczkę. –
Ktoś tu może wejść.
- Nikt tutaj nie wejdzie, więc się
rozbieraj i pokaż jakie spustoszenie zrobił twój spontaniczny czyn. – Ponaglała
brata czując presję czasu, jaki został jej do obiadu. – Doprawdy, wspinać się
na drzewo z tak trywialnego powodu.
- Ok, rozumiem – starał się ugłaskać
siostrę kończąc odwijać zakrwawione bandaże z rany na boku. Kiedy skończył,
usiadł okrakiem na krześle opierając brodę o jego oparcie. – Nie musisz już o
tym mówić. Prawiłaś mi kazanie całą drogę powrotną. Aua!
- Nie jęcz jak dziewczyna – zadrwiła z brata
– Zaoszczędzimy nieco czasu, jeśli zszyję cię bez znieczulenia.
- Mogłaś uprzedzić, to bym się jakoś
przygotował psychicznie – narzekał jak nadąsane dziecko – Nie lubię igieł, a ty
bez żadnego ostrzeżenia wbijasz jedną w moje ciało.
- Sorry – Nicole przewróciła z nerwów
oczami kończąc szycie. – Masz szczęście, że to tylko dwa szwy. Kiedy dasz tym
ranom porządnie się zagoić?
- W swoim czasie? – Mruknął zmęczony
chłopak powoli przysypiając na siedząco. Dziewczyna widząc to nieco się
zirytowała lekkomyślnością brata i specjalnie uszczypnęła go w bolące miejsce
na boku. – Aaauuuaaa!
Kasztanowłosy z krzykiem wyprostował się
w siadzie i prawie zleciał z krzesła. To rozśmieszyło Nicole, która starała się
być poważną.
- Czemu to zrobiłaś? – Spytał wycierając
z oczu łzy bólu. – To naprawdę bolało.
- Nie powinieneś spać w takim miejscu –
usprawiedliwiała swój czyn dziewczyna – Do tego zasypiasz w moim towarzystwie,
jeszcze kiedy cię opatruję. Niewybaczalne!
- Sorry – zakłopotał się Piotrek –
Trochę mnie znużyło. Ostatnio coś kiepsko sypiam. Choć z drugiej strony to nie
powód, żeby mnie od razu szczypać!
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? –
Zdenerwowała się na brata.
- Ni coś – bąknął chłopak patrząc jej w
oczy. Kiedy zobaczył w nich jej gniew, odwrócił głowę w druga stronę. – Nieważne.
Myślę, że powinnaś już iść. Sam sobie poradzę z resztą.
- Zaczęłam, to skończę – upierała się
przy swoim czarnowłosa zawijając bandaż wokół opatrunku na boku. – Nie unoś się
już, ok?
- To raczej ty się unosisz – sapnął
smutnie chłopak – Zresztą skończmy już ten temat.
- Dobra – uśmiechnęła się na zgodę
dziewczyna kończąc opatrywanie brata.
- Co to za krzyki? – Usłyszeli nagle
czyjś głos zza swoich pleców. Do pokoju wszedł Zygfryd w asyście Alberta.
Srogim wzrokiem spojrzał na rannego Piotrka. Obszedł go i zatrzymując przodem
do niego przykucnął tak, by mieć twarz na równi z bratankiem. – No, chłopcze
widzę, że ktoś nie trzymał się zasad.
- Matko, wielkie halo – prychnął drwiąc
Piotrek – Jestem ranny i co z tego? Wszyscy mi trujecie, jakby to miało
jakiekolwiek znaczenie. To nie was boli, tylko mnie, więc o co wam chodzi?
- Kto cię tak załatwił? – Spytał Zygfryd
ignorując słowa chłopaka. – Mów, ale grzeczniejszym tonem.
- Nie twoja sprawa wuju. – Piotrek
obrzucił Murdocha pogardliwym spojrzeniem. – Nie mam zamiaru się przed nikim
więcej tłumaczyć, a bynajmniej nie przed tobą.
- Czyżby? – Usta Zygfryda wykrzywiły się
w szyderczy uśmieszek. – Edward miał rację, że brak ci ogłady. Wszystko się
zmieni, kiedy trafisz pod mój dach. Należycie zadbam o twoje wychowanie.
- Niedoczekanie twoje – wycedził przez
zęby zirytowany chłopak wstając z krzesła – Nie mam zamiaru być twoim pionkiem.
Swoje manipulacje zachowaj dla podatnych na nie.
- Ależ chłopcze, chcesz czy nie, trafisz
w moje ręce – uśmiechnął się ucieszony Zygfryd – A teraz może chciałbyś
porozmawiać ze swoim ojcem, który stoi tuż za tobą?
Piotrek zdziwiony zerknął w tył. Wziął
głęboki oddech, by uspokoić nerwy. Nicole lekko się zaniepokoiła stanem brata, jednocześnie
była wściekła na Murdocha za jego brudne gierki. Kasztanowłosy niespiesznie
zarzucił na siebie zakrwawioną koszulkę, po czym odwrócił się przodem do
Alberta. Zmierzył mężczyznę gniewnym spojrzeniem i uśmiechnął się złośliwie.
- Z trupami się nie gada. – Minął ojca
ruszając w stronę wyjścia z saloniku. – Idziesz Nicole, czy zostajesz w tym
niemiłym towarzystwie?
- Idę – Nicole budząc się z zastoju
szybko zebrała swoje rzeczy i apteczkę, po czym popędziła za bratem. Kątem oka
widziała jedynie mordercze spojrzenie Alberta. – Nie potraktowałeś go zbyt
ostro? W końcu to twój ojciec.
- Mam gdzieś jego odczucia – westchnął
rozzłoszczony chłopak. Drżał na całym ciele ze wściekłości i strachu po części.
– Nagrabiłem sobie, teraz Zygfryd ma większą motywację.
- Albert miał mord w oczach, kiedy
opuszczaliśmy pokój – wspomniała cicho dziewczyna – Myślę, że będzie chciał się
na tobie odegrać.
- Możliwe – zasępił się zielonooki – Za
godzinę obiad i chyba powinienem się chwilę przespać. Powiesz Kamilowi bądź
Rose, by mnie obudzili tuż przed nim?
- Podejdź do mnie na chwilę – poprosiła
Nicole. Kiedy wykonał jej prośbę, dotknęła dłonią jego czoła. – Wiedziałam,
masz gorączkę! Powinieneś leżeć w łóżku i odpoczywać, a nie nadwerężać organizm
już i tak osłabiony odniesionymi ranami.
- Co jest? – Wtrąciła się przechodząca
akurat obok Rose. – Co to za kłótnie między rodzeństwem?
- Może ty przemówisz mojemu, upartemu
bratu do rozsądku – zaczęła Nicole zwracając się do kobiety – Ma gorączkę i
dopiero co ponownie założyłam mu dwa zerwane szwy. Pomimo tego stanu, on upiera
się przy tym, by iść zajmować się dzieciakami.
- Słuchaj siostry i idź do łóżka
odpocząć – odparła stanowczo Rose – Jeszcze pozarażasz dzieciaki. Zaraz powiem
Dantemu, by dał ci coś na uspokojenie i przeciwgorączkowego.
- Sam mogę o siebie zadbać – obruszył
się Piotrek – Dante nie musi o niczym wiedzieć.
- Aha, już to widzę – wyśmiała go Rose –
Nicole, dopilnuj by znalazł się w łóżku.
- Ma się rozumieć – uśmiechnęła się
dziewczyna usatysfakcjonowana takim obrotem spraw – W razie potrzeby, przykuję
go do łóżka.
- Nie przesadzacie? – Kasztanowłosy nie
krył złości. – Dam sobie świetnie radę sam, więc wyluzujcie!
Jego gadanie nic nie wskórało i w
ostateczności wylądował w łóżku. Dante wstrzyknął mu coś na sen, po tym jak chłopak
łyknął podane leki. Poczekał aż ten zasnął, po czym opuścił pokój. Co jakiś
czas Rose sprawdzała jego stan zaglądając do sypialni brata. Gorączka nie
spadała, co nieco ją zmartwiło. Późną nocą, kiedy Dante wrócił z zebrania u
chłopaka nadal utrzymywała się wysoka temperatura. Mężczyzna wziął go ostrożnie
na ręce i zaniósł do łazienki. Tam go rozebrał, zabezpieczył opatrunki i
wsadził do wanny wypełnionej lodowatą wodą. Zbudzony Piotrek w szoku chciał
uciec, jednak Sicarius mu na to nie pozwolił. Po kilku minutach wyciągnął
chłopaka z wanny i zawijając w ręcznik wrócił z nim do sypialni. Ubrał go w
pidżamę i wstrzyknął kolejną dawkę środka przeciwgorączkowego. Kasztanowłosy
zasnął, a Dante po chwili poszedł w jego ślady.
Późnym rankiem ciemnowłosy zmuszony był
opuścić śpiącego jeszcze Piotrka. Gorączka nieco się obniżyła, jednak nadal
była zbyt wysoka. Podał chłopakowi leki i wyszedł załatwić potrzebne sprawy
związane ze Zgromadzeniem. Gdzieś po godzinie, do sypialni Dantego wemknął się
Albert. Po cichu podszedł do łóżka, na którym spał jego syn i z zaciekawieniem
wpatrywał się w twarz nieprzytomnego chłopaka. Piotrek niespokojnie się poruszył, a po chwili
zerwał się z krzykiem siadając na łóżku. Nie zauważając nieproszonego gościa
zakrył oczy jedną z dłoni starając się uspokoić po swoim koszmarze. Ciężko było
mu się skupić z powodu wysokiej temperatury.
- Cholera – sapnął cicho lekko się
uśmiechając – Chyba jednak przesadziłem tym razem.
Albert w tym czasie skrył się w jednym, ciemnym kącie za regałem, skąd w ogóle nie było go widać. Mężczyzna chciał już
się ujawnić, kiedy do sypialni wparowały bliźniaki z Kamilem. Dzieci od razu
władowały się chłopakowi na łóżko ciesząc się, że ten nie śpi, za to ich
starszy brat wściekle łypał na nie dając do zrozumienia, by skończyły swoje
wygłupy.
- Rose przysłała mnie, żebym sprawdził
twój stan – rzucił nadąsany nastolatek chcąc tym samym ukryć swoje
zaniepokojenie – Mam zmierzyć ci gorączkę.
- Rozumiem – mruknął nieco przybity
zielonooki, który nie do końca otrząsnął się ze złego snu – Przepraszam za
wczoraj. Miałem cię zmienić i zająć się maluchami, ale Nicole z Rose nie
chciały o tym słyszeć.
- Nicole wszystko mi powiedziała – Kamil
podniósł ton głosu z irytacji – Coś ty sobie do cholery myślał? Chciałeś udawać
Tarzana, dlatego skakałeś po drzewach za czapką? Znowu zachowywałeś się jak
dzieciak?
- Hej, to nie fair drzeć się na mnie, kiedy nie jestem w stanie wymyślić mowy obronnej – zarzucił nastolatkowi zielonooki – Myślałem, że tak postąpiłby starszy brat. Teraz jak o tym pomyślę, to wydaje się być, przyznaję, głupie.
- Szkoda, że nie pomyślałeś o tym
wczoraj – zadrwił Kamil – Wiesz, ile nerwów nam zjadłeś?
- Podejrzewam – zasępi się Piotrek – Jak
zwykle sprawiam same problemy. Dante pewnie jest wściekły.
- Nie – wtrąciła się Agatka przytulając
chłopaka – Pani Rose i pan Dante martwią się o ciebie.
- Słyszałem, że spotkałeś swojego ojca –
rzucił od niechcenia Kamil – Zamieniłeś z nim chociaż kilka słów?
- Powiedzmy – sapnął Piotrek
pochmurniejąc na twarzy – O czym miałbym gadać z gościem, którego w ogóle nie
znam? W sumie, jest dla mnie obcym człowiekiem, a chce decydować o moim życiu. To mnie wkurza.
- Kumam – westchnął Kamil podchodząc do
kasztanowłosego z termometrem, po czym bez uprzedzeń wepchnął mu go do ust. –
Teraz siedź cicho i daj mi zmierzyć temperaturę. Nie wyglądasz najlepiej i
zaczynasz bredzić. Na twoim miejscu spróbowałbym poznać tego gościa, bynajmniej
trochę. Bądź co bądź jest twoim ojcem.
Kamil sprawdził odczyt na skali
termometru i westchnął zmartwiony. Następnie zawołał bliźniaki do siebie i
cicho kazał im po kogoś pójść. Piotrek nie dosłyszał imienia pomimo
nadstawiania uszu, a wstyd było mu się przyznać do podsłuchiwania. Dzieci
szybko wybiegły z pokoju pozostawiając po sobie ciszę. Kamil podszedł do niego
i powalił go na poduszki.
- Masz leżeć, jasne? – Nakazał surowo. –
Ta gorączka jest efektem tego, że non stop zrywałeś te cholerne szwy. Zacznij o
siebie dbać!
- Staram się! – Bronił się Piotrek
słabym głosem. – Co ja poradzę, że mi to nie wychodzi.
- Wiem, że się starasz – uśmiechnął się
Kamil chcąc pocieszyć Piotrka – Może za bardzo starasz się nas nie martwić
sobą? Jestem niczym twoje odbicie w lustrze osobowości w tej kwestii, bo w
odróżnieniu od ciebie, ja zrzucam swoje problemy na innych. Może to dlatego, że
przez większość życia nie miałeś na kim polegać i uczyłeś się unikać innych
ludzi.
- Podejrzewam do czego zmierzasz –
przerwał mu kasztanowłosy w lekkim przybiciu – Wiem, że teraz mam Dantego,
Jolkę i was.
- A Nicole? – Dodał do wyliczanki Kamil.
- Ją też, Allena i babcię – sapnął
smutnie w zastanowieniu Piotrek – No i Tobiasza.
- Mówisz o tym gościu, którego uważasz
za swojego ojca? – Zdziwił się Kamil. – To do niego chciałeś nas zabrać w razie
kłopotów, co nie?
- Tak – uśmiechnął się ironicznie
Piotrek w odpowiedzi – Wychował mnie i dbał o mnie, kiedy tego potrzebowałem, a
ja od niego uciekłem. Kretyn ze mnie.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę –
zaśmiał się Kamil – ale cieszę się, że poznałem takiego kretyna. Dzięki tobie
nie zostałem rozdzielony z bliźniakami i mam dach nad głową.
- Dodaj tylko, że przeze mnie zginęli
twoi rodzice – Piotrek przymknął zmęczone oczy – Gdyby nie ja, nadal
mielibyście to, co straciliście.
- Może – mruknął nastolatek – Tyle, że
oni nie zginęli przez ciebie, a z polecenia twojej rodziny. Nie zadręczaj się
czymś, do czego nie przyłożyłeś palca.
- To twój punkt widzenia – sapnął
Piotrek nieco zrezygnowany – Ja to widzę zupełnie inaczej.
- Czyli jak? – Kamil był zaciekawiony,
ale i po części zirytowany udręczaniem się kolegi. – Wytłumacz swój punkt
widzenia.
- Walcząc o wolność nie zważałem na
ofiary – wyjaśniał przygnębiony Piotrek – Zbyt późno zdałem sobie z tego
sprawę. Nie rozumiem, czego ci wszyscy ludzie ode mnie chcą. Murdochowie,
ojciec, babcia, a nawet Dante, Jolka i Nicole. Każdy czegoś oczekuje z mojej
strony, a ja sam nie mam pojęcia czego chcę od życia. Czemu nie pozwalają mi
samemu decydować i błądzić, ucząc się własnej drogi. Czemu nie mogę pozostać
Piotrem Czarneckim? Tyle pytań i wątpliwości, a zero odpowiedzi.
- Ponoć na każde pytanie istnieje
odpowiedź – zamyślił się Kamil – Jesteś tym, kim jesteś, czyli sobą. Żyj po
swojemu, a innych miej w głębokim poszanowaniu. „Boisz się, że nie sprostasz
oczekiwaniom innych, ale to dobry strach.” To słowa mojej mamy. Zawsze je
powtarzała, kiedy nie wychodziło mi coś w szkole, trochę mi tego brakuje.
- Dziękuję – rzucił lekko podtrzymany na
duchu Piotrek – Znowu zrzuciłem na ciebie swój ciężar. Przepraszam za to.
- Nie musisz – wyśmiał go Kamil – Od
tego jest rodzina. Wspieramy się w trudnych chwilach.
- Rodzina to dla mnie abstrakcyjne
pojęcie – zaśmiał się zielonooki – Ale od czasu, kiedy zamieszkałem z Dante i
wami, zacząłem niejako łapać jego sens.
- Dobrze to słyszeć – uśmiechnął się z
ulgą nastolatek – Bliźniaki już nie wyobrażają sobie życia bez ciebie i ja
również. Twoja kuchnia uzależnia, wiesz?
- Dante też coś o tym wspominał, kiedy
musiał przejść na wikt szkolny – zachichotał kasztanowłosy w lepszym nastroju –
Kuchnia Leo dawała mu nieźle w kość.
- Ja mu się nie dziwię – wtrącił dość
poważny Kamil – Kiedy pierwszy raz dostałem na śniadanie tę do niczego nie
podobną białą breję, zatęskniłem za zapiekanką ojca, która była wręcz
niejadalna.
- Ciesz się, że Leo nie nałożył ci
podwójnej porcji – uspokajał nastolatka Piotrek – Moje pierwsze śniadanie w
akademii było koszmarne. Dostałem podwójną porcję za wątły wygląd, a na dodatek
Nicole wmusiła we mnie jeszcze swoją porcję. W sumie trzy porcje, a na deser
ból żołądka i niestrawność.
- To nieciekawie – przyznał mu Kamil –
Ja na twoim miejscu pewnie bym umarł.
- Nie wygaduj bzdur – westchnął Piotrek,
gorączka coraz bardziej utrudniała mu poprawne mówienie – Muszę się chyba
zdrzemnąć.
- Jak się czujesz? – Spytał
zaniepokojony Kamil wyjmując z kieszeni termometr. – Jesteś strasznie blady.
- Czuję jakby ktoś wsadził moje ciało
do mikrofalówki – sapnął słabym głosem Piotrek – Ciało od środka pali, a z
zewnątrz czuję chłód.
- Cholera! – Krzyknął wystraszony Kamil,
kiedy sprawdzał temperaturę kasztanowłosego. – Nic dziwnego, że tak się czujesz,
masz prawie 41 stopni.
Jakby na zawołanie do pokoju weszła Rose
w towarzystwie Fabrizia. Wystarczył tylko jeden rzut oka mężczyzny na chłopaka,
by wiedział jak poważny jest jego stan. Piotrek już prawie nie kontaktował, co
było na rękę popielatowłosemu, który wyjął z niesionego przez Rose plecaka
kroplówkę z antybiotykami i ją podłączył. Następnie wstrzyknął mu coś jeszcze
przeciwgorączkowego, po czym wyszedł z Kamilem i czarnowłosą z sypialni. Po
około godzinie, Piotrek zaczął się wybudzać. Był trochę otumaniony silnymi
dawkami leków, ale dzięki nim temperatura znacznie się obniżyła. Nagle poczuł
na czole chłodną dłoń, co go uspokoiło i wprowadziło w nostalgię. Zwrócił wzrok
w kierunku właściciela ręki, jednak miał jeszcze osłabiony zmysł wzroku i niewyraźnie
widział osobę siedzącą przy nim.
- Kim jesteś? – Spytał cicho słabym
głosem. – Co tu robisz?
- Doglądam cię – usłyszał w odpowiedzi
szept – Jak się czujesz?
- Jakby mnie coś przejechało – sapnął
Piotrek – Kim jesteś?
- Trupem, z którym się według kogoś nie
gada – mężczyzna rzucił dość chłodno – Teraz wiesz kim jestem?
- Po co tu przyszedłeś? – Piotrek nie
miał siły na rozmowę i musiał się trochę wysilać przy konstrukcji zdań. –
Dlaczego?
- Chciałem poznać mojego syna –
oświadczył dosadnie Albert zbliżając się bardziej do chłopaka – Z krótkiej
obserwacji wnioskuję, że przydałoby ci się odrobinę dyscypliny. Nie masz teraz
siły mówić, co jest dla mnie na rękę. Wedle pryncypia, Zgromadzenie wyznaczy
tobie okresy pobytu w domu osób roszczących do ciebie prawa. Jako twój ojciec
postaram się zatrzymać ciebie u siebie jak najdłużej. W tym względzie nie
będzie taryfy ulgowej. Nie będę łamał zasad, jednak tobie też na to nie
pozwolę. Nie mam skrupułów w egzekwowaniu praw świata przestępczego i wierz mi,
śmierć to najłagodniejszy wymiar kary.
- O co ci chodzi? – Piotrek nie rozumiał
zamiarów mężczyzny. – Czego ty chcesz?
- Niezależnie co teraz powiem, ty nie zrozumiesz moich intencji – zauważył Albert pacając syna w czoło – Jeszcze długa droga przed tobą dzieciaku
Piotrka zamurowało, a mężczyzna w tym
czasie opuścił pokój pozostawiając same niejasności. Chłopak starał się
przeanalizować ich rozmowę, jednak otępienie umysłu działaniem leków na to nie
pozwalało. Po chwili zmęczenie organizmu zwalczaniem gorączki wzięło nad nim
górę, zasnął.
Obudził się wczesnym rankiem. Chwilę
leżał w bezruchu wpatrując się w sufit, aż w końcu postanowił wstać. Powoli
usiadł i miał już zejść z łóżka, gdy na powrót został do niego wciągnięty.
- Gdzie to się wybierasz o tak wczesnej
porze? – Spytał go Dante sennym jeszcze głosem. – Powinieneś potulnie leżeć w
łóżku i doprowadzić swoje zdrowie do porządku.
- Wiem, że nie powinienem jeszcze
wstawać – jęknął Piotrek w usprawiedliwieniu – Jednak na chwilę muszę opuścić
łóżko. Chciałbym skorzystać z toalety i nieco się odświeżyć.
- W takim razie wykąpmy się razem –
zasugerował ciemnowłosy podnosząc się do siadu – Przy okazji obejrzę twoje rany
i upewnię się, że gorączka spadła do minimum.
- Nie musisz się mną przejmować – rzucił
Piotrek ziewając – Już i tak masz sporo rzeczy na głowie.
- W odróżnieniu od nich, ty jesteś dla
mnie ważniejszy – Dante uderzył Piotrka czoła swoim w lekkim uśmiechu – Coś cię
martwi, bo widzę napięcie w twoich oczach.
- Czytasz ze mnie, jak z otwartej
książki – jęknął ponuro Piotrek – Wczoraj rozmawiałem z ojcem, a dla precyzji,
on gadał, ja słuchałem.
- Czego chciał? – Sicarius nieco się
zaniepokoił. – Musiał się tu wkraść, kiedy mnie nie było.
- W większości niezbyt zrozumiałem jego
słowa – zamyślił się chłopak – ale wszystko zawierało się w jednym kontekście.
Nie odpuści. Chyba chce mnie reedukować, bo zaobserwował mój brak ogłady.
- Niech lepiej sam siebie reedukuje –
zirytował się Dante wstając z łóżka – Jego strata, że nie zauważa twoich
dobrych stron. Nie wszyscy muszą tańczyć tak, ja on im zagra, to samo tyczy się
Zygfryda i reszty. Ani waż mi się zmieniać.
- Nie zamierzam – zaśmiał się
podniesiony na duchu Piotrek – Dzięki za wsparcie. Nie wiem, jak dam sobie radę
bez ciebie u boku w domu Murdochów, czy ojca. Coś mi mówi, że czeka mnie
koszmarna próba od losu.
- Jesteś silny, więc to przetrwasz –
pocieszał go ciemnowłosy – Wierzę w ciebie. A teraz chodź wziąć kąpiel.
- Ok. – Zielonooki wstał z łóżka i
ruszył za partnerem. Wzięli wspólną kąpiel, podczas której Dante żalił się, jak
nudne są posiedzenia Zgromadzenia i ile papierkowej roboty czeka go po objęciu
swojej sukcesji. Piotrek w milczeniu, cierpliwie słuchał ciemnowłosego coraz
bardziej mu współczując.
- Przynieść ci jakąś książkę? – Zapytał
Dante bandażując rany chłopaka. – Masz leżeć i wypoczywać.
- Wiem – przyznał mu rację kasztanowłosy
– Ale pozwól mi pójść do biblioteczki samodzielnie. Chciałbym się trochę
przejść, po dwóch dniach ciągłego leżenia. Obiecuję, że zaraz po tym, jak
wybiorę książkę, wrócę do łóżka.
- Zgoda – Sicarius ustąpił – Podeślę ci
Kamila. Lepiej żebyś miał jakąś obstawę w razie nieoczekiwanych spotkań
rodzinnych. Poszedłbym z tobą, ale nie mogę.
- Kumam – Piotrek w ogóle nie miał
pretensji do partnera. Dobrze wiedział, jak ciężko mu było przez to Zgromadzenie
i sprawę sukcesji tytułu głowy rodu Sicarius. – Nie dręcz się tym. Odbijemy
sobie ten stracony czas kiedy indziej.
- Powiedz, jak miałbym cię nie kochać –
Dante zrezygnowany oparł czoło o ramię chłopaka – Jesteś dla mnie wyrozumiały,
gotujesz, sprzątasz i pozwalasz mi niemal na wszystko. Nie znienawidziłeś mnie
nawet po tym, jak cię zgwałciłem i krzywdziłem.
- Masochista ze mnie, co nie? – Zaśmiał
się Piotrek odwracając się i przytulając partnera. – Tylko wiedz, że pozwalam
na to jedynie tobie. Nazywają to chyba siłą miłości. Nie jestem wylewny w
okazywaniu uczuć, ale w twoim przypadku nie potrafię się powstrzymać.
- Oplotła nas czerwona nić przeznaczenia
– zachichotał Dante – Moja babcia powtarzała mi historię o przeznaczonych sobie
ludziach, których łączy właśnie taka nić.
- Nas związała stróżka krwi sączącej się
z twojej rany tamtej nocy, gdy cię znalazłem w zaułku wracając z pracy. –
Wspominał Piotrek. – Wiesz, kiedy wyciągałem nóż z twojej rany, skaleczyło mnie
jego ostrze. Można powiedzieć, że wtedy złączyliśmy się za pośrednictwem naszej
krwi.
- A krew jest czerwona. – Oświadczył
Dante udając błyskotliwego ważniaka z pewnej kreskówki. – Ironia losu.
- Pff – Piotrek nie wytrzymał i wybuchł gromkim śmiechem. To zdziwiło ciemnowłosego, bo chłopak naprawdę szczerze się śmiał. Wkrótce jednak dołączył do niego i wspólnie wypełnili pokój swoim śmiechem.
* * * * *
Nikłe światło lampy omiatało grzbiety
książek na poszczególnych półkach zakurzonych regałów. Piotrek delikatnie
przejeżdżał koniuszkami palców po każdym z nich, aż natrafił na poszukiwany
tom.
- Saga trzech rodów założycielskich –
przeczytał tytuł książki zadowolonym głosem – Wreszcie cię znalazłem.
Chwilę wpatrywał się w tkwiący na
okładce symbol, po czym z wolna ruszył w stronę wyjścia. Na szczęście, było
jeszcze wcześnie, dlatego część domu, w której mieścił się pokój Dantego była
oświetlona. Z niepokojem spojrzał w kierunku, gdzie odbywały się obrady
Zgromadzenia przypominając sobie, że dziś miał dołączyć ostatni przedstawiciel.
- Ciekawe z czyjego rodu lub grupy są ci
delegaci – zastanawiał się cicho idąc po schodach. Kiedy był już na ich
szczycie, ktoś złapał jego przedramię i pociągnął w bok. – Co jest?
- Kopę lat Death – zobaczył
wyszczerzonego Chińczyka z nazbyt znajomą mu twarzą – Właśnie cię szukałem.
- Li?! – Piotrek w zdziwieniu
wytrzeszczył oczy. – Skąd się wziąłeś w domu Sicariusów?
- Długo by gadać, ale przedstawię ci
skróconą wersję – oświadczył Chińczyk nie kryjąc zadowolenia ze spotkania –
L-Diablo dostał zaproszenie na Zgromadzenie, a że RS od niedawna są pod jego
protekcją, zabrał mnie ze sobą. Miałem nie opuszczać pokoju, ale pomimo zakazu
postanowiłem nieco poszperać. Takim oto sposobem dowiedziałem się o twojej
obecności w tym domu, a że byłem ciekaw, jak się miewasz, dlatego wymknąłem się
by cię znaleźć.
- W sumie, to cieszę się, że cię widzę
stary – uśmiechnął się Piotrek witając z kolegą – Nasze ostatnie spotkanie nie należało
do najlepszych.
- Mao żałuje – rzucił Li spuszczając
wzrok – powiedziałem jej prawdę.
- Rozumiem – westchnął zielonooki z ulgą
– czyli, że mnie nie nienawidzi w tak wielkim stopniu, jak twierdziła.
- Myślę, że cały czas żywiła ku tobie
uczucia sprzeczne z tymi, o których mówiła – stwierdził Chińczyk z rozbawieniem
w głosie – Jest jeszcze dzieciakiem.
- Tak szczerze – zaczął Piotrek patrząc
na przyjaciela z igrającym uśmieszkiem na twarzy – też w jakimś stopniu
pozostajemy tymi smarkaczami sprzed kilku lat.
- I tak, i nie – przyznał Li wzruszając
ramionami – Trudno stwierdzić bez głębszej analizy.
- Może masz rację? – Zastanawiał się na
głos kasztanowłosy. – Przez ostatnie kilka lat zanadto wcieliłem się w rolę,
którą miałem odgrywać tymczasowo. Stałem się zniewieściałym dupkiem z zerową
perspektywą dalszego życia. Prawdziwym sobą byłem jedynie przy tobie i Dereku.
- A co ci broni ponownie stać się sobą?
– Zapytał Li świdrując kolegę przenikliwym spojrzeniem. – Zacznij wszystko od
nowa.
- Chciałbym tak zacząć – zaśmiał się
gorzko Piotrek – niestety moje życie jest jednym, wielkim supłem, który długo
będę rozwiązywał. Niejako masz sporo racji twierdząc, że nic mi nie szkodzi
ponownie stać się prawdziwym sobą.
- Z czasem wszystko samo się rozwiąże –
pocieszał kolegę Li – pod warunkiem, że sam przestaniesz komplikować sporne
kwestie.
- Też racja – zgodził się z Chińczykiem
– dotychczas jedynie dolewałem oliwy do ognia swoim działaniem. Może powinienem
spróbować bierności?
- No, teraz mówisz, jak dawny Death – klepnął Piotrka w plecy – Zawsze preferowałeś
przeczekanie problemu niż gwałtowne działanie.
- Zobacz jaki byłem mądry, a zarazem i
głupi – Roześmiał się zielonooki siadając na łóżku w sypialni Dantego. – Dobrze
jest czasem tak powspominać.
- Co nie? – Li także nie powstrzymywał
śmiechu. – Ale dzięki tej zwichrowanej osobowości rozwiązałeś wiele ciężkich
zatargów. Na przykład ten z La-Muerte i L-Diablo.
- Ta, mogłem nieco bardziej to
przemyśleć – zawstydził się Piotrek – Moja głupota czasami poraża. Boleśnie
odczułem konsekwencje tamtego czynu i nie chciałbym powtórki z tej rozrywki.
- Cieszę się, że mogłem poznać takiego
wariata – zasalutował w żartach Li – a zarazem najlepszego kompana i
przyjaciela.
- I vice verso – odsalutował mu
zielonooki – razem z Derekiem tworzyliśmy idealną całość. Piekielne trio RS,
które nie miało sobie równych.
- Plus ogon w postaci Mao – dodał Chińczyk
wspominając z kolegą dawne czasy – a pamiętasz Lidię?
- Nie wspominaj mi o niej – sapnął
Piotrek lekko się krzywiąc – Ta jędza złamała mi serce.
- Twoja pierwsza miłość – zachichotał Li
– w sumie nie wiem, co w niej takiego było, że połowa szkoły się za nią
uganiała.
- Wiesz, też się sobie dziwię, że
uległem jej pustemu urokowi – parsknął Piotrek – Widać jaki był ze mnie wtedy
dzieciak.
- Błąd – zarzucił mu Li – to ona
uganiała się za tobą. Nim się zorientowałeś, już dawno tkwiłeś w jej sieci.
Wredna pajęczyca dybiąca na sławę.
- Swego czasu nasze trio robiło furorę w
szkole. – Zauważył kasztanowłosy w lekkim rozmarzeniu. – Nic dziwnego, że takie
piranie czyhały na nasze potknięcie.
- Zdradziła cię z gościem z Ósemek –
rzucił z obrzydzeniem Li – Tylko dlatego, że jeździł jakimś rzęchem i należał
do gangu o większej sławie.
- Zapomnij – Piotrek machnął ręką
odganiając niemiłe wspomnienie. – Nie ma sensu gadać o nieważnych rzeczach.
- Też prawda – zgodził się z nim Chińczyk
– W tamtych czasach głupoty i błahostki wydawały się być wielkimi problemami.
- No cóż, nie mieliśmy na głowie
poważnych spraw, bo byliśmy jeszcze dziećmi – oznajmił Piotrek – Dopiero z
perspektywy czasu widać, jak bardzo nimi byliśmy. Nie żałuję jednak założenia
RS pomimo kłopotów z jakimi musiałem się przez to zmierzyć.
- Żyliśmy pełną parą i robiliśmy to, na co
mieliśmy ochotę – wspominał Li – Czerpaliśmy z życia tyle, ile się dało.
- Zasada carpe diem towarzyszyła nam wówczas każdego dnia – uśmiechnął się
Piotrek – Brakuje mi tych beztroskich chwil.
- Mnie też – przyznał mu Li – Niestety,
wszystko co dobre szybko się kończy.
- Ta brutalna rzeczywistość – zasępił
się na chwilę zielonooki – Gwałtowne przebudzenie w środku jakiegoś horroru.
- Taki już los buntowników – zaśmiał się
Li – niezależnie co by nie było, zawsze będziemy trzymać sztamę.
- No jasne – Piotrek przybił z Chińczykiem
piątkę na znak potwierdzenia wypowiedzianych słów – Bracia aż po grób?
- Bracia aż po grób – powtórzył
uśmiechnięty Li – chętnie bym się czegoś napił.
- Szczerze mówiąc, też mam na coś ochotę
– przyznał kasztanowłosy wstając z łóżka i ruszając w stronę wyjścia – Zejdźmy do kuchni i wykradnijmy po puszcze jakiegoś
napoju.
- Myślę, że niedługo ci ze Zgromadzenia
zrobią przerwę na kolację – zauważył Li zerkając na zegarek idąc w ślady kolegi – Jeśli L-Diablo
zobaczy mnie poza pokojem, zarobię niezłe kłopoty.
- Mam podobnie – zaśmiał się Piotrek kierując do schodów –
Dante pozwolił mi tylko iść po książkę i szybko wracać. Wolę nie myśleć, co mi
zrobi, jak mnie złapie.
- Nic się nie zmieniło – roześmiał się Chińczyk
– Kłopoty, to nasza działka.
- Ta, ciągle się w nie pakuję –
westchnął zielonooki krzywiąc z bólu w boku – Chyba leki przeciwbólowe
przestają działać.
- Może jednak wracajmy do pokoju –
zaproponował Li lekko zaniepokojony stanem kolegi, od którego czuć było ciepło
– Masz gorączkę i grzejesz, jak piecyk gazowy mojego dziadka.
- Żeś znalazł porównanie – sapnął
kasztanowłosy w ostatniej chwili łapiąc za przedramię kolegi by uniknąć upadku
spowodowanego silnym zawrotem głowy – Jednak może wróćmy do tego pokoju.
Li powoli zaprowadził Piotrka do
sypialni i pomógł mu położyć się do łóżka.
- Posiedzę przy tobie dopóki nie
zaśniesz – zaoferował się Chińczyk widząc słaby wzrok przyjaciela – Ostatnio
zostawiłem cię w ramionach kostuchy ratując swój zadek.
- Nie mam ci tego za złe – mruknął
Piotrek w lekkim uśmiechu – sam kazałem ci wiać. Dante jest bezwzględny w wyciąganiu
informacji, a to dość kłopotliwe. Wiem, że nie lubisz być przesłuchiwany.
- Dobry z ciebie przyjaciel – Li
obdarzył kasztanowłosego ciepłym spojrzeniem – a raczej brat.
- Wiesz, mam siostrę – poinformował
kolegę Piotrek – Koniecznie musicie się poznać. Nazywa się Nicole.
- O mnie mowa? – Usłyszeli ze strony
drzwi wejściowych do pokoju, gdzie stała zielonooka dziewczyna. – Kim jesteś i
co robisz z moim bratem?
- To mój przyjaciel – wtrącił się
Piotrek sennym głosem – Nazywa się Li-Dok.
- Twój przyjaciel?! – Zdziwiła się
ciemnowłosa. – Nie wiedziałam.
- Li, to właśnie jest Nicole –
przedstawił ją koledze – moja młodsza siostra. Ma charakterek podobny do Mao.
- Miło poznać – Li ukłonił się na
przywitanie, a po chwili zamarł, bo do pokoju wszedł Dante. – Chyba powinienem
już zmykać przyjacielu.
- Rozumiem – odparł Piotrek widząc
sytuację – myślę, że L-Diablo raczej nie zdążył jeszcze wrócić do waszego
pokoju.
- Nie ryzykowałbym – jęknął Li powoli
się wycofując – Dopiero co RS weszło pod jego protekcję, a to jedynie dzięki
twojemu poświęceniu. Wolę nie nadwerężać granicy tego porozumienia.
- Odwiedzisz mnie jeszcze, prawda? –
Upewniał się Piotrek podnosząc do siadu. – Powiedz L-Diablo, że tu jestem, to
pozwoli ci na to.
- Skąd ta pewność? – Sprawdzał go Li. – W
ogóle nie znasz jego zachowań.
- Ostatnio nieco go poznałem – zaśmiał
się kasztanowłosy z dawnym błyskiem pewności w oczach.
- Biorę cię za słowo Death – pożegnał
się Chińczyk szerokim łukiem omijając Dantego – Do jutra.
Li sprawnie umknął Dantemu zatrzaskując
za sobą drzwi. Nicole z rozbawieniem przypatrywała się temu zdarzeniu, a
Piotrek z ledwością powstrzymywał się od śmiechu na widok miny mężczyzny.
- Mogę zapytać, co was tak bawi? – Dante
omiótł oboje srogim spojrzeniem, na dłużej zatrzymując je na Piotrku. – Znowu
masz gorączkę, co oznacza, że znowu złamałeś zasady.
- Mylisz się! – Piotrek starał się
bronić, jednak mina Sicariusa zniżyła go do poziomu zero. – Może trochę je
naruszyłem, ale po powrocie z biblioteczki od razu wróciłem do pokoju i w nim
siedziałem. Po drodze spotkałem Li-Doka i trochę wspominaliśmy przez cały czas
siedząc tutaj.
- Rozumiem – westchnął zrezygnowany
Dante – Tłumaczą się winni, wiesz?
- Kiedy patrzycie na mnie z tą
podejrzliwością, to tak się czuję – mruknął Piotrek w odpowiedzi.
- Kim jest Mao? – Wtrąciła Nicole
siadając na brzegu łóżka. – Porównałeś mnie do jakiejś Mao.
- To młodsza siostra mojego, nieżyjącego
już przyjaciela – wyjaśnił siostrze – Jest uparta i zdecydowanie dąży do
obranego celu. Ostatnio obrzuciła mnie mnóstwem zgorzkniałych słów.
- Teraz już wiem, kto cię postrzelił –
zauważył Dante podchodząc ze strzykawką w ręku – To środek przeciwgorączkowy,
po którym zaśniesz. Dzięki temu będę miał pewność, że do rana nie opuścisz tego
łóżka.
- Trochę zaufania – jęknął Piotrek w
chwili wbijania igły.
- Ufam ci – westchnął zmęczony Dante –
jednak wolę się zabezpieczyć.
- A jednak – Chłopak uniósł do góry
palec wskazujący na znak akcentu – w sumie, to się tobie nie dziwię. Nie wiem,
czy sam bym sobie zaufał.
- Głupoty wygadujesz – Sicarius dotknął
dłonią czoła zielonookiego – gorączka już całkiem pomieszała ci rozum.
- Wiecie, za długo przywdziewałem różne
maski osobowościowe – Piotrek powoli zaczynał przysypiać, a ton jego głosu
stawał się coraz słabszy – to wytworzyło niejako obawę, że nikt nie polubi
prawdziwego mnie.
Po tych słowach, Piotrek pogrążył się we
śnie pogodniejąc na twarzy. Dante poczuł na sobie spojrzenie Nicole
podejrzewając jej intencje.
- Boi się decyzji Zgromadzenia –
oświadczyła spokojnie dziewczyna – Strach ten wywołał wiele wątpliwości.
- On ciągle posiada sporo wątpliwości –
prychnął Dante przykrywając chłopaka kocem – Przypomina mi czasem wahadło w
zegarze z kukułką, bo ciągle huśta się z myślami różnej maści.
- Ciekawe porównanie – zachichotała
Nicole – Jednak dodam, że w odróżnieniu od tego zegara, on jest nazbyt cichy.
- No, tak – zaśmiał się Dante – Zegar z
działającym wahadłem, a z zepsutą kukułką idealnie do niego pasuje.
- Ciekawe czy kiedykolwiek zdołamy
naprawić ten zegar – zastanawiała się na głos dziewczyna.
- Z pewnością – odparł mężczyzna z
przeświadczenia – w swoim czasie, zreperujemy ten zegar.
Oboje skierowali się do wyjścia
pozostawiając śpiącego Piotrka samego w pokoju.
* * * * *
Li-Dok w zamyśleniu wracał korytarzem do
pokoju, który dzielił z L-Diablo. Po drodze wstąpił jeszcze do kuchni
wykradając z niej jakiś napój. Rozmowa z przyjacielem pokazała mu, jak bardzo
za nim tęskni. Nigdy tego nie okazywał kryjąc wszystkie emocje i uczucia pod
maską zimnego archiwisty, jednak czara powoli zaczynała się przelewać. Stan
Piotrka sprawił, że zakiełkował w nim strach.
- Straciłem dziadka i Dereka – westchnął
opierając się o ścianę korytarza nieprzytomnie patrząc w trzymaną puszkę napoju
– Nie chcę stracić i ciebie Death.
- Jesteś Li? – Usłyszał zapytanie
stojącego po jego prawej stronie Kamila. – Pamiętam cię z Polski.
- Ty jesteś tym dzieciakiem, którym
zajmuje się Death – przypomniał sobie Chińczyk kryjąc zmartwienia pod kurtyną
fałszywego uśmiechu – Sulik?
- Kamil – poprawił go nastolatek czujnie
wpatrując się w jego oczy – Kim jest Death?
- A no tak – Li wymierzył sobie
mentalnego policzka – Chodziło mi o Piotrka.
- Aha – zaśmiał się Kamil w odpowiedzi –
Śmiejesz się, ale twoje oczy mają podobny wyraz, jak u Piotrka. Czysta melancholia.
- Melancholia – westchnął Chińczyk
gorzko się śmiejąc – Deatch naprawdę potrafi gromadzić wokół siebie ciekawe
osobistości. Jestem jedną z nich, ty również.
- Drogi liderze RS – Z końca korytarza
rozległ się ryk L-Diabla – Wedle umowy miałeś nie opuszczać pokoju.
- Cholera – jęknął zrezygnowany Li
widząc wściekłość wymalowaną na twarzy mężczyzny – Wyszedłem po coś do picia,
to chyba nie zbrodnia.
- Ty i Death jednakowo się tłumaczycie –
zauważył surowo lider La Muerte z zaciekawieniem przyglądając się Kamilowi –
Wspólne wychowanie swoje robi.
- Death to Piotrek, więc jesteś jego
przyjacielem z dzieciństwa – stwierdził w zastanowieniu nastolatek ignorując
mężczyznę – Ej Li, opowiesz mi trochę o nim? Może jakieś ciekawe anegdotki,
którymi będę mógł złagodzić dawane przez niego kary?
- Piotrek cię nie karze – Zaśmiał się Li
bezbłędnie trafiając w sedno – Nie traktuj go jako katalizator na Sicariusa.
- Ok. – Kamil nieco się wycofał czując
gniew Chińczyka. – Nie było tematu.
- Ty! – Wrzasnęła Nicole wskazując na
Sulika. – Miałeś pilnować mojego braciszka, a tym czasem nawiedzają go wszyscy
zgromadzeni w tym domu! Jak cię dorwę, to zadrapię na śmierć, a Dante doprawi
mojego dzieła!
- Hej, spokojnie Nicki – Kamil powoli
zaczął się wycofywać – Piotrek jest dorosły i umie o siebie zadbać, a ja mam na
głowie dzieciaki.
- A ty! – Dziewczyna podeszła do Li i
wbiła w jego pierś palec wskazujący w geście oskarżenia – Nie męcz Piotrusia
niezapowiedzianymi wizytami. Sam widziałeś w jak kiepskim jest stanie.
- My tylko rozmawialiśmy –
usprawiedliwiał się Chińczyk z winą wymalowaną na twarzy – Death był
zadowolony.
- Przestań tak nazywać mojego braciszka
– warknęła zielonooka w złości – Inaczej naślę na ciebie Allena.
- Nicki, nie przesadzasz? – Kamil chciał
wstawić się za Li. – To przyjaciel Piotrka, a ty szczujesz go waszym starszym
bratem?
- Ok. – Dziewczyna odetchnęła głęboko
chcąc się w ten sposób uspokoić. Na chwilę skrzyżowała swoje ze spojrzeniem
Chińczyka dostrzegając w nim smutek. – Trochę mnie poniosło po tym, jak
dowiedziałam się, że byłeś przy tym, jak ta Mao postrzeliła Piotrka i
zostawiłeś go w takim stanie.
- Nie szkodzi – szepnął przygnębiony Li,
bo dziewczyna trafnie uderzyła w jego wyrzuty sumienia – To zrozumiałe, że jego
młodsza siostra stanie za nim murem.
- No proszę – zaśmiał się L-Diablo
dotychczas w milczeniu obserwując całe zamieszanie – czego ja się tu dowiaduję
Li. Rany, które opatrzyłem Deathowi zadała mała Mao Murdoch.
- Pan pewnie jest ten L-Diablo, o którym
wspominał Piotruś – Nicki zwróciła się uprzejmie w stronę mężczyzny – Dziękuję,
że zajął się pan jego ranami.
- Nie ma za co – Lider La Muerte posłał
dziewczynie uśmiech – Jest problematycznym dzieciakiem, ale nie da się go nie
lubić.
- Em – Wtrącił się Kamil nagle coś sobie
uzmysławiając – Nicki, czy Dante wie o mojej wpadce?
- Powiedział, że ci nogi z dupy powyrywa
– nastolatka pokazała koledze język w złości – Piotrek znowu stracił
przytomność z temperatury.
- Nie będę wytykał palcami z kim był na
spacerze, kiedy się doprawił – zarzucił jej Sulik – Najlepiej teraz oskarżać
mnie, a ja tylko zapomniałem do niego zajrzeć.
- Dobrze mi to słyszeć, że się
przyznałeś – Kamil poczuł silny ścisk na ramionach. Kiedy zerknął w tył,
napotkał wściekłe spojrzenie Dantego. – Lanie masz już gwarantowane, bo czuję
od ciebie alkohol.
- Cholera! – Stęknął obrażony
nastolatek. – Znalazłeś sobie chłopca do bicia, a ja tylko wypiłem jedno piwo z
Pierrem.
- Ja chyba powybijam te dzieciaki zanim
Piotrek dojdzie do siebie – sapnął zmęczony Sicarius, po czym spojrzał na
Li-Doka – A z tobą mam nie pozamykane sprawy.
- Tym osobnikiem zajmę się osobiście –
L- Diablo złapał rękę Chińczyka i pociągnął go za sobą odchodząc – Żegnamy.
- Ja też znikam – rzucił Kamil wyrywając
się z uścisku Sicariusa i uciekając – Pa!
- A to gówniarz – warknął ciemnowłosy w
złości.
- Odpuść sobie już dziś – Nicole
westchnęła z politowaniem widząc zmęczenie mężczyzny. Sama była już wykończona
po kilkudniowych obradach Zgromadzenia i dobrze wiedziała, jak czuje się
partner jej brata. – Idź do Piotrka i odpocznij. Orestes dorwie tego
niedojrzałego idiotę i odpowiednio ukarze, podobnie jak Pierra.
Po tych słowach oboje rozeszli się w
swoją stronę.
* * * * *
Wczesnym rankiem
Piotrek leniwie przeciągnął się na łóżku z jeszcze zamkniętymi oczami.
Niechcący obudził Dantego, którego uderzył z łokcia w bok.
- Sorry – ziewnął lekko
wystraszony słysząc jęk partnera. Gwałtownie otworzył oczy napotykając tym
samym zaspane spojrzenie ciemnowłosego. – Nie chciałem cię tak budzić.
- A miałeś zamiar
zrobić to inaczej? – Dociekał mężczyzna z nutką ironii w głosie. – Matko, nie
dość, że muszę wysłuchiwać nudnych raportów na Zgromadzeniu i znosić
szczeniackie zachowanie Kamila, to jeszcze w nagrodę zostaję brutalnie budzony
przez lekkomyślnego chochlika, z którym dzielę łóżko.
- No nareszcie –
zaśmiał się Piotrek widząc pochmurny wzrok partnera – Wrócił mój kochany
zrzęda.
- Że co proszę?! –
Ciemnowłosy zdziwił się reakcją chłopaka, który patrzył na niego maślanymi
oczami. – Odbiło ci do reszty, że tak dziwnie patrzysz?
- Nie, po prostu cieszę
się, że wróciłeś do siebie – odetchnął z ulgą zielonooki – Nie obraź się, ale
milusiński miś to nie twój styl. Zakochałem się w bezwzględnym brutalu, który
twardo stąpa po ziemi. Twoja przemiana zaczęła mnie powoli męczyć i przerażać.
Ok, z początku było nawet fajnie, ale tak na dłuższą metę to już nie.
- Czyżby? – Dante z
zaciekawieniem słuchał wywodu partnera.
- Na szczęście, sam
zacząłeś się z tym męczyć i czasami wracałeś do siebie – sapnął chłopak
przeczesując kasztanową czuprynę na głowie – Nie to, że jestem masochistą, ale
wolę starego, zaborczego Dantego. Jesteś wilkiem, więc nie przebieraj się w
owczą skórę, bo to do ciebie w ogóle nie pasuje.
- Eh, wreszcie to
przyznałeś – westchnął Sicarius z ironicznym uśmieszkiem na ustach – Wszyscy
truli mi, że jestem aspołecznym dupkiem i sadystą, więc chciałem pokazać, że
image potulnego chłopca do mnie nie pasuje. Najbardziej byłem ciekaw twojego
zdania i nie zawiodłem się na nim.
- Ja cię dupkiem nie
nazwałem – zarzekał się Piotrek, jednocześnie w pamięci szukając czy aby na
pewno tego nie zrobił – Sadystą owszem.
- Wiem – mruknął
mężczyzna wbijając wzrok w chłopaka.
- Dante? – Zielonooki
dostrzegł w oczach partnera zalążek złości, co nie wróżyło nic dobrego. – Em,
jesteś na mnie zły?
- A mam powód? – Dante
na razie jedynie przyglądał się kasztanowłosemu, który nieco struchlał czując
siłę złości w nim drzemiącą. – Hę?
- Niejako – zaczął
nieśmiało Piotrek lekko odsuwając się od mężczyzny – Nie posłuchałem cię i
zamiast grzecznie leżeć w łóżku nadwerężałem swoje zdrowie. Doprowadziłem
siebie do kiepskiego stanu przekraczając granicę naszej umowy.
- Właśnie – Dante
raptownie złapał rękę chłopaka i go do siebie przyciągnął. – Jesteś istnym
idiotą i kretynem. Wkurzyłeś mnie swoją lekkomyślnością i głupotą.
- Ale chyba nie
będziesz zbyt surowy? – Para zielonych oczu patrzyła w partnera z nadzieją i
ufnością. – Prawda?
- Jestem tak wściekły,
że mam ochotę sprawić by każdy w tym domu usłyszał twoje piski i wrzaski –
oświadczył spokojnie mężczyzna lekko naciskając ranę na ramieniu chłopaka,
który stęknął z bólu – Doprowadzić cię do panicznego strachu i płaczu.
- Twój pokój jest
dźwiękoszczelny – jęknął drżąc zlękniony zielonooki. Zaczął żałować swojej
głupoty. Rzucił się na szyję partnera i mocno w niego wtulił. – Przepraszam.
Naprawdę jestem idiotą i lekkomyślnym kretynem. Wybacz mi i już się nie
gniewaj. Będę już grzeczny i nie opuszczę tego pokoju bez twojego pozwolenia.
- Dobrze – Sicarius
posłał chłopakowi złośliwy uśmieszek – W takim razie ściągnij spodnie i ładnie
wypnij tyłeczek.
- Po co? – Piotrek
zdziwiony spojrzał na ciemnowłosego. – Chcesz mnie zlać, tak?
- Z chęcią, ale nie tym
razem. Muszę podać ci lekarstwo. – Odparł spokojnie mężczyzna z figlarnymi
iskierkami w oczach. – Obiecałeś być grzecznym pacjentem, więc teraz zastosuj
się do tego.
Piotrek chwilę
przypatrywał się partnerowi, po czym posłusznie wykonał polecenie.
- Ale to chyba nie
zastrzyk? – Szepnął w strachu wspominając ból, jaki sprawiają zastrzyki
domięśniowe. – Nie będziesz mnie kuł, prawda?
- Nie, nie będę –
poinformował go Sicarius rozbawiony jego strachem – Mam tu coś o wiele
lepszego.
- Co? – Spytał cicho
chłopak zezując w jego stronę.
- Carmen dała mi to
twierdząc, że szybko postawi cię na nogi – zakomunikował ciemnowłosy pokazując
mu paczkę czopków z paracetamolem dla dzieci – Z instrukcji wynika, że
powinienem wepchnąć ci trzy naraz.
- To jakiś żart? –
Piotrek raptownie się wyprostował w szoku. – Chcesz mi to podać? Jest przecież
paracetamol w tabletkach.
- Jest – zgodził się z
nim Dante – Jednak aplikacja tego jest o wiele zabawniejsza.
- Ty chcesz się nade
mną poznęcać – odgadł zamiary mężczyzny bezbłędnie – Owszem, sam jestem sobie
winien, ale to nieco uwłacza mojej dumie.
- Zrobiłeś się bardziej
czerwony – zauważył rozbawiony Sicarius teatralnie dotykając czoła chłopaka –
Chyba będę musiał zwiększyć dawkę leku.
- To nie z gorączki –
pisnął wściekły zielonooki – Jestem dorosły, a ty chcesz mi podawać coś
przeznaczonego dla dzieci!
- Uznaj to za swoją
karę – ogłosił Dante z powrotem powalając go na posłanie – Przyjmij ją w
należyty sposób.
Piotrek zakrył twarz
dłońmi ponownie się wypinając. Po chwili poczuł, jak palec partnera powoli
wchodzi w jego dziurkę i tam pozostaje delikatnie masując go od środka.
- Dante? – Stęknął
zmieszany kasztanowłosy czując przyjemne ciepło w dolnych partiach ciała. –
Kiedy skończysz?
- Hm – mruknął w
odpowiedzi mężczyzna udając powagę, jednak w duchu śmiał się jak dziecko widząc
zażenowanie partnera – Myślę, że trzeba będzie wepchnąć te czopki nieco
głębiej.
- Co zamierzasz? –
Piotrek zadrżał czując, jak coś większego wwierca się w jego wnętrze. – To
będzie za daleko! – Stęknął, gdy partner całkowicie w niego wszedł i zaczął się
w nim poruszać. – Od początku planowałeś to zrobić.
- Nie zaprzeczę –
zaśmiał się Dante łapiąc za pobudzoną już męskość chłopaka – Trzeba łączyć
przyjemne z pożytecznym kochanie, bo inaczej byłoby nam strasznie nudno.
- Chyba muszę wziąć się
w garść i przestać przy tobie chorować – jęknął kasztanowłosy posapując – Bóg
jeden wie, co ty jeszcze wykombinujesz tworząc takie fuzje.
- Mam w zanadrzu kilka
pomysłów – zadeklarował ciemnowłosy agresywniej poruszając się w chłopaku, na
co ten zaczął skomleć i wić się pod nim na prześcieradle – Zapłaczesz dla mnie
skarbie?
- Znęcasz się nade mną
w tej chwili – załkał Piotrek czując ból w boku po tym, jak Dante nacisnął ranę
po postrzale – Zadowolony? Płaczę.
- I to bardzo – odparł
szorstko mężczyzna przewracając chłopaka przodem do siebie, przez co dokładnie
mógł zobaczyć jego zapłakaną twarz – Idealny widok.
- No wiesz? –
Zaszlochał kasztanowłosy desperacko chwytając wolną rękę partnera. –
Doprowadzać mnie do takiego stanu, ale zasłużyłem sobie.
- Racja, zasłużyłeś
sobie – potwierdził Dante ochrypłym głosem – Masz na coś ochotę?
- Przytul mnie proszę –
załkał chłopak z desperacją w oczach – i pocałuj.
- Mój chochlik jest
dziś taki uległy i grzeczny – zachichotał Sicarius biorąc w ramiona drżącego z
podniecenia zielonookiego, który niemal od razu wbił się w jego usta łapczywie
je smakując. – No proszę.
- Dante! – Krzyknął
Piotrek w chwili spełnienia mocniej przylegając do torsu partnera. – Kocham
cię.
Po chwili Dante również
doszedł opadając z chłopakiem na posłanie ciężko dysząc. Tak bardzo mu
brakowało wspólnych chwil z Piotrkiem. Te kilka dni wstrzemięźliwości
doprowadzało go do szału, ale teraz całkowicie wyładował nagromadzoną
frustrację na winowajcy. Dziś był dzień przerwy w Zgromadzeniu i mógł sobie
nieco odpocząć od nudnych raportów i dyskusji przedstawicieli światka, w którym
żył. Przygarnął do siebie przysypiającego chłopaka, który ufnie wtulił się w
jego tors cicho posapując.
- Też cię kocham –
wyszeptał do ucha kasztanowłosego delikatnie głaszcząc dół jego pleców – Śpij
dobrze.
- Ty również –
wymamrotał sennie zielonooki podnosząc się nieprzytomnie i lekko muskając jego
usta – Odpocznij.
- Tak zrobię – mruknął
Sicarius nakrywając siebie i jego kołdrą – Cały ten dzień spędzimy razem ze
sobą i nikt nam w tym nie przeszkodzi.
Dante w zadowoleniu
zamknął oczy i zasnął spokojny o swoje zapewnienie. W nocy zamknął drzwi do
pokoju na wszelkie możliwe zamki, które były w nich zamontowane. Nikt od
zewnątrz nie mógł się dostać do środka, nawet doświadczony włamywacz, co
dodatkowo koiło nerwy mężczyzny.
* * * * *
Miał
siedem lat i siedział na huśtawce zawieszonej na drzewie, którą zrobili mu
Robert z Edwardem. W oddali szalał Chris ganiając kijem kota matki. Słońce
rozświetlało ogród i altanę, w której znajdowała się Sara skrupulatnie coś
notując w grubym zeszycie.
-
Co robisz siostrzyczko? – Zapytał z zaciekawieniem lekko się huśtając. – Wow,
jak ładnie.
-
Piszę pamiętnik Skrzacie – Obdarzyła go promiennym uśmiechem, jak zwykła. –
Opisuję w nim swoje najlepsze wspomnienia, jak i te najgorsze. Jest moim
powiernikiem i wiernie strzeże tajemnic.
-
Tak?! – Wytrzeszczył zielone oczka na dziewczynę. – A o mnie też mu pisałaś?
-
Oczywiście – zaśmiała się widząc jego niemądrą minę – Z tobą wiążą się moje
najlepsze wspomnienia.
-
A o Tobiaszu też pisałaś? – Dociekał nadal wesołym głosikiem. – A o Edzie,
Robciu i Chrisie?
-
O wszystkich już pisałam ciekawski Skrzacie – Odpowiedziała rozbawiona już na
całego. – Wspominam tu o wszystkich ludziach, których spotykam. O twojej
koleżance Joli też.
-
Naprawdę?! – Zdziwił się zadowolony i buzię rozjaśnił mu szczery uśmiech. –
Muszę jej powiedzieć! Jola bardzo cię lubi, ale myśli że ty jej nie. Jak powiem
jej, że napisałaś o niej w swoim pamiętniku, to z pewnością się ucieszy.
-
Och, naprawdę tak myśli? – Zmartwiła się blondynka. – Trzeba to zmienić. Co powiesz
by zaprosić ją na popołudniową herbatkę w niedzielę?
-
Świetny pomysł! – Ucieszył się i zeskakując z huśtawki podbiegł do siostry i
mocno ją przytulił. – Jesteś kochana, siostrzyczko.
Kątem
oka zerknął na jedną z kart pamiętnika Sary. Miała naprawdę ładny styl pisma.
Tekst otaczał rysunek kruka i wyraz, który odznaczał się podkreśleniem.
-
T-a-l-i-s-h-a – wydukał literując ów wyraz – co to?
-
Wiesz, nie ładnie tak czytać cudzy pamiętnik – skarciła go szybko zamykając
zeszyt i dając mu prztyczka w nos – Tym razem ci wybaczę, bo nie wiedziałeś.
-
Przepraszam – posmutniał i spuścił głowę – Ale powiesz mi co to Talisha?
-
Jeśli kiedyś usłyszysz to imię, po prostu uciekaj – wyjaśniła poważna Sara – To
imię kobiety o skamieniałym sercu. Ona zabiera życie Skrzacie, dlatego
zapamiętaj jej imię i unikaj jak ognia. Kiedyś z pewnością ją spotkasz.
-
Ale ty nie dasz mnie skrzywdzić, prawda? – Zadrżał ze strachu wtulając się w
dziewczynę. – Ochronisz mnie?
-
Ochronię – pocałowała go w czubek głowy – Kruk też to zrobi.
-
Kruk? – Spojrzał zaskoczony na blondynkę. – Ten czarny ptak?
-
Tak Skrzacie – zmierzwiła mu pieszczotliwie włosy – W odpowiednim momencie kruk
cię ostrzeże przed niebezpieczeństwem.
- Kruk! – Piotrek
zerwał się krzycząc to słowo. Bolała go głowa, dlatego potarł skronie powoli
uspokajając myśli. – Dlaczego to mi się przyśniło?
- Miałeś zły sen? –
Spytał go Dante z niepokojem przyglądając się jego bladej twarzy. – Nie
wyglądasz najlepiej.
- Sen miałem, ale nie
należał do tych złych – odpowiedział chłopak opadając na poduszki – To jakieś
pokręcone.
- Opowiesz mi go? –
Ciemnowłosy delikatnie pocałował usta zamyślonego partnera. – Może nieco ci się
rozjaśni w głowie podczas mówienia.
- Ok, spróbuję. –
Zgodził się Piotrek przymykając oczy i przypominając sobie sen. – Śniła mi się
scena z przeszłości. Miałem wtedy siedem lat i bawiłem się w ogrodzie. Sara
pisała swój pamiętnik. Byłem ciekawy o czym tam pisze, więc ją o to zapytałem.
Wyjaśniała mi do czego służy pamiętnik i co w nim notuje. – Westchnął na samo wspomnienie
kuzynki. – Wtedy dopiero zaczynałem stawiać pierwsze kroki w czytaniu, ale
udało mi się przeliterować jedno słowo, które wyróżniła na jednej z kartek
pamiętnika. Powiedziała, że mam się strzec właścicielki tego imienia, bo kiedyś
z pewnością ją spotkam. Przed tym jednak zostanę ostrzeżony przez kruka. To
wszystko. – Zaśmiał się gorzko. – Porypany sen.
- A jak brzmi słowo,
które przeczytałeś? – Dante z ciekawością patrzył na zmartwionego chłopaka. –
Co cię martwi?
- Myślę, że już
zostałem ostrzeżony – sapnął w zamyśleniu kasztanowłosy – Zginę marnie z rąk
Talishy.
- Co?! – Sicarius w
szoku zerwał się do siadu. Zaczęła w nim wzbierać wściekłość, a zarazem strach.
Odwrócił się twarzą do Piotrka i mocno go przytulił. – Nie pozwolę! Nim do tego
dojdzie, zabiję ją pierwszy!
- Dante? – Zielonooki
odwzajemnił uścisk partnera czując, jak ten drży. – Potrafię się bronić, więc
nie przejmuj się moim głupim snem. Będę musiał się skontaktować z Tobiaszem.
Pisał mi ostatnio, że dostał inny pamiętnik Sary. Ktoś mu go przysłał w
kopercie z krukiem, takiej samej, jak ta, w której dostałem list z
ostrzeżeniem.
- Piotrek, ty nic nie
rozumiesz – mruknął już uspokojony ciemnowłosy – Talisha nigdy nie rezygnuje z
obranego celu. Najpierw się nim bawi torturując. Z uciechą przygląda się, jak
ten w cierpieniu umiera. Ta kobieta nie ma skrupułów i emocji. Bawi się ludźmi
wysysając z nich życie.
- Mówisz podobnie, jak
Sara – zauważył kasztanowłosy – Ty znasz tę kobietę, prawda?
- Miałem to
nieszczęście ją poznać i stać się jej zabaweczką – wycedził złowrogo mężczyzna.
Piotrek dostrzegł ogrom nienawiści w jego oczach, jak i bólu. – Odebrała mi
wszystko w co wierzyłem pogrążając w mroku. Tylko dzięki tobie ponownie mogłem
powstać, dlatego nie pozwolę by mi ciebie odebrała.
- Hm, teraz chociaż
wiem, kto doprowadził cię do tak opłakanego stanu. – Piotrek pocałował
rozeźlonego ciemnowłosego namiętnie i czule. – Przy naszym pierwszym spotkaniu
byłeś wrakiem człowieka. Nieufny, zamknięty w sobie i bez chęci do życia. Nie
patrz na tę kobietę jedynie w negatywach, bo tylko dzięki niej mogliśmy się
spotkać. To chyba pozytyw?
- Eh – Roześmiał się
Sicarius. Chłopak całkowicie ukoił jego nerwy. – To wielki pozytyw.
* * * * *
W niewielkim gabinecie domu rodu Sicarius siedziała para
staruszków popijając przy biurku herbatę. W pewnym momencie mężczyzna spojrzał
na znajdującą się naprzeciwko kobietę pełnym powagi wzrokiem.
- Za trzy dni przed
oblicze Zgromadzenia zostanie wezwany twój wnuk – oznajmił spokojnie biorąc łyk
herbaty – Mam świadomość, że brutalnie wepchnę go w bagno, od którego tak
usilnie starał się trzymać na dystans, jednak ktoś musi to zrobić.
- I to zawsze musisz
być ty bracie – westchnęła kobieta patrząc w dal – Wierzę, że sobie poradzi.
Najwyższa pora, by stawił czoła demonom przeszłości, od których ucieka przez
większość swojego życia.
- Sam zadecyduje o
swoim losie – oświadczył mężczyzna w lekkim uśmiechu – o ile obierze dobry
kierunek drogi.
- Chcesz wskrzesić
wymarły już ród wykorzystując do tego mojego wnuka – zarzuciła bratu kobieta –
Normalnie bym się wściekła, jednak wiem, że to jedyna droga ucieczki dla niego.
Krew Blanki i moja jest jego szansą.
- Mam nadzieję, że sam
wpadnie na ten trop – zastanawiał się na głos starzec – Choć po rozmowie z nim
śmiem twierdzić, że raczej temu podoła.
- Z pewnością –
zaśmiała się kobieta odstawiając na blat biurka pustą filiżankę po herbacie – W
końcu to mój wnuk i syn Blanki.
Długo czekałam i w końcu się doczekałam, myślałam że w tym rozdziale wyjaśni się trochę więcej, ale najwyraźniej muszę jeszcze trochę poczekać. Dlatego też czekam z niecierpliwością na następny, pomimo tego bardzo podobał mi się ten rozdział ze względu na rozmowę Piotraka za swym ojcem. Liczę na szybkie pojawienie się następnego ;**
OdpowiedzUsuńJeny dziewczyno! To było genialne^^
OdpowiedzUsuńW końcu Dante powrócił. Będę dziś świętować. Rozdział długo przeze mnie wyczekiwany okazał się o wiele lepszy i ciekawszy niż myślałam;)
Ten sen... Mam gdzieś w głowie taki rozdział gdzie było że Piotruś dostał zwitek kartki na którym było napisane; "Zginiesz marnie Skrzacie."-czy coś w tym stylu.
Cóż właśnie dzięki temu wątku o śnie, to że Dante wrócił i za całą tą "aferą" z Albertem, rozdział baaardzo mi się podoba. Naprawde wielki plus.
Jeśli chodzi o błędy to się tak bardzo nie przejmuj. Samo to że się starasz żeby ich nie było, jest dobre. W sumie nie było ich tak dużo. Napisała bym Ci je, ale teraz po prostu nie mogę ich znaleźć, bo czytałam ten rozdział wczoraj (późno) i nie miałam siły, przepraszam, że zawodze;(
Pozdrawiam i życzę weny
Mira
Masz błąd rzeczowy. W rozmowie z Li jest wplątane to, że Piotrek zaśmiał się siadając na łóżku w sypialni Dantego, a potem się okazuje, że po zawrotach głowy Piotrka Li prowadzi go do pokoju. Zaraz po tym Piotrek mówi, że cały czas byli w pokoju, więc o co kaman?
OdpowiedzUsuńSłowo "niedoczekanie" piszę się łącznie i nie wiem czemu u ciebie występują takie dziwne zakończenia zdań: ".?" te błędy zauważyłam już wcześniej, ale myślałam że to w sensie niedopatrzenia czy czegoś, ale nie, te błędy występują regularnie. Jak jest już kropka to nie znak zapytania, inaczej jest z wielokropkiem po którym może wystąpić inny znak.
A co do rozdziału to zbyt wiele się nie dowiedziałam poza tym, że Piotrek może odrodzić jakiś ród i to, że wydanie wrednego Dantego lubię bardziej. Ale ten fragment że lubi zapłakaną twarz Piotrka to trochę niebardzo mi leżał. Dante - sadysta? Niekoniecznie. Wrednego, zaborczego, nadopiekuńczego i kilka innych określeń to owszem, ale nie sadystycznego. To oznacza że czerpie przyjemność z zadawania bólu. Może przeczytałam za wiele słodziaśnych opowiadań (łącznie z moim) ale to takie dziwne. Jak można łączyć miłość z lubością zadawania bólu partnerowi? Cóż whatever, to tylko moje bardzo subiektywne odczucie.
Nic tylko czekać na więcej!
Życzę weny-giganta!
Dzięki za info :) Piszę w Wordzie i czasem nie potrafimy się dogadać co do automatycznego poprawiania :P Tak właśnie powstają błędy w stylu ".?" Twoje uwagi bardzo mi pomogły. Jeszcze raz wielkie dzięki :)
UsuńRozdział bardzo dobry, mimo że trochę za mało się wyjaśnia... ;) Ale ogólnie mi się podoba. Jak mogę zasugerować coś jako studentka filologii polskiej, spróbuj bardziej panować nad zdaniami, bo wychwytuję szyk przestawny lub składnia zdań jest niepoprawna, co chwilami powoduje, że nie rozumiem o co chodzi albo nie rozumiem sensu. Krytyka konstruktywna ;) Pozdrawiam i oczywiście z niecierpliwością czekam na dalsze losy bohaterów :). Irmina
OdpowiedzUsuńTa, mam problemy z zawikłanymi zdaniami. Tak już bywa, gdy pisze się po nocy z nosem na klawiaturze he he :) Dzięki za twoje uwagi :)
UsuńNie mogłam się już doczekać nowego rozdziału. Sprawdzałam po kilka razy dziennie czy może coś jest i doszłam do wniosku, że naprawdę się uzależniłam od tej historii, ale leczyć się z tego nie mam zamiaru. Co do rozdziału, to też myślałam, że wyjaśni się trochę więcej, że dojdzie już do spotkania Piotrka z całym zgromadzeniem ale nie :( Nie wiem czemu ale denerwuje mnie Nicol i te rozmowy Piotra z nią też, no i z lekka wynudziła mnie rozmowa Piotrka z Li.
OdpowiedzUsuńTeraz plusy: " Z trupami się nie gada"- rozbawił mnie ten tekst i to jak pięknie go olał :D :D :D Podoba mi się też, że Piotrek trochę się tu zmienił, że chce walczyć o swoje, no i oczywiście największy plus: "WRÓCIŁ MÓJ KOCHANY ZRZĘDA" :):):):) Dziękuję za to :):):):) Błędy?Jakie błędy? Może jakieś są ale przy takiej historii nie zwracam na to uwagi :):):):) Pozdrawiam i mam cichą nadzieję, że nie karzesz czekać tym razem tak długo na kolejny rozdział.... :):):):)
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, niepotrzebne Nicole wtedy goniła Piotrka, przez to Albert się zainteresował, bardzo wkurzające jest to, że wszyscy za niego decydują, powinien porozmawiać o tym rodzie z dziadkiem Sicarius...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och całkiem niepotrzebne Nicole wtedy goniła Piotrka, przez to Albert się zainteresował, ale bardzo wkurzające jest to, że wszyscy decydują za niego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, niepotrzebnie była ta gonitwa Nicole za Piotrkiem, przez to Albert się nim zainteresował, bardzo wkurzające jest to, że wszyscy decydują za niego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza