Translate

piątek, 30 sierpnia 2013

Pożegnanie





   Miesiąc miną niezauważenie. Stał w tłumie przepychających się ludzi czekając na odbierającą bilet Jolkę. Osobiście wolałby zostać w samochodzie Jacka, ale ten musiał jechać do jakiegoś biura w celu załatwienia pewnej sprawy. Osunął się na ławkę, której akurat nikt nie zajmował i lekko przymknął oczy wyobrażając sobie, że jest gdzieś indziej. Raptem ktoś pociągnął go za włosy. Zerwał się chwytając za bolące miejsce.


- Co jest?! – Krzyknął zdziwiony odwracając się w tył.


- Śpioch! Śpioch! – Zawołał chłopiec mniej więcej siedmioletni pokazując mu język. Zdziwiony Piotrek nie wiedział, jak powinien się zachować, więc w odpowiedzi także pokazał język.


- Nie zaczepiaj ludzi. – Skarciła chłopca pewna starsza kobieta. – I przeproś pana.


- Tak babciu – odpowiedział znudzonym głosem chłopiec, po czym odwracając się do Piotra rzucił zadziornie. – Przepraszam za to, że nazwałem cię śpiochem śpiochu – i pokazując ponownie język czmychnął chowając się za spódnicą swojej babci.


- Matko – westchnął zmęczony czekaniem. W sumie, to chyba wiedział, jak musiał czuć się ten chłopiec. Tkwił w tym tłocznym miejscu z jakąś godzinę i powoli irytował się panującą nudą i gwarem. – Gdybym wiedział, że tak to będzie wyglądać, wziąłbym książkę, czy coś. – Narzekał w myślach, ale przypominając sobie o mp3, wyjął słuchawki z kieszeni kurtki. Miał dziwny gust muzyczny – jak twierdziła zresztą jego grupa z weterynarii – ale każdy słucha tego, czego chce. Na Jolkę czekał jeszcze pół godziny, całe szczęście, muzyka uspokoiła jego nerwy wprowadzając w spokojny nastrój, jednocześnie przenosząc w świat oddalony od tłumu wciąż śpieszących się ludzi.


Jolka zmęczona przyczłapała ledwo powłócząc nogami do ławki, na której czekał Piotrek.


- Proszę dobij mnie – prosiła opadając ciężko obok kolegi – Ta cała odprawa i czekanie na bilet, to jakiś koszmar!


- Nikt nie mówił, że będzie łatwo. – Oświadczył znudzonym głosem chłopak. Ziewnął, po czym wstał i przeciągając się chwilę rzekł – Wiesz, że czekanie na ciebie w tym miejscu nie było szczytem moich marzeń.


- Zdaję sobie z tego sprawę – zaśmiała się zmęczona odprawą – Mam jeszcze sześć godzin do odlotu, więc co robimy?


- Hm. – Zastanawiał się chwilę – Wiesz, jakoś mam ochotę wybyć stąd w jakieś mniej zatłoczone miejsce i chyba wiem gdzie takie jest.


- Serio? To wal. – Odżyła na chwilę podrywając się z ławki.


- Niedaleko stąd jest mała kawiarnia. Myślę, że spacerkiem dojście tam zajmie nam niecały kwadrans – myślał na głos. Mina dziewczyny zmusiła go do wytłumaczenia się ze znajomości okolicy lotniska. – Kiedy jechaliśmy z Wieczorkiem, zauważyłem ją z okna.


- Aha – westchnęła z ulgą.


- Matko, coś ty sobie przed chwilą wyobrażała? – Przestraszył się jej reakcji.


- Nic takiego – zachichotała łapiąc go pod ramię – Prowadź do tej kawiarni.


- Dobra – powiedział kierując się w stronę wyjścia.


* * * * *

           
 Jak podejrzewał, kawiarnia była pusta. Zajęli miejsca w głębi lokalu, na tyle oddalone od wyjścia i lady, na ile tylko to było możliwe. Chcieli móc porozmawiać w spokoju, bez udziału osób trzecich. Zamówili dwie cafe late i po kawałku ciasta. Mieli spory zasób czasu do rozmowy.


- Dość smaczna ta kawa. Nie sądzisz? – Spytała wycierając mleczną piankę z nosa.


- Nom – mruknął upijając w tym czasie łyk napoju – W sumie, moje ciasto też nie jest najgorsze. Nazywało się czekoladowa chwilka? Po nazwie myślałem, że będzie to coś w stylu murzynka, ale to kawałek tortu.


- Tak? Daj spróbować – zabrała kawałek jego ciasta do siebie, po czym wzięła jeden kęs – Mmmm naprawdę pyszne. Moje to zwykła tarta truskawkowa, niby nic specjalnego, ale smakiem przypomina tę maminą.


- Mówisz? – Zdziwił się, po czym nabrał na widelczyk odrobinę jej ciasta. – Poważnie, podobna do tej cioci.


- A nie mówiłam? – Zaśmiała się widząc zdumioną twarz Piotra. – Piotruś mam do ciebie prośbę.


- Jaką? – Spytał pochłaniając ciasto dziewczyny.


- Zróbmy sobie zdjęcie. – Powiedziała wyjmując z torebki aparat. – Wiem, że tego nie lubisz, ale chciałam mieć jakąś pamiątkę, po bliskich mi osobach. Mam zdjęcia wszystkich z rodziny. Pozostałeś tylko ty.


- Dobrze – zgodził się bez wahania – Skoro to dla ciebie, to zgoda.


- Dzięki – ucieszyła się z jego reakcji. Chłopak uśmiechnął się lekko, po czym pomachał jej do obiektywu.


- Wiesz, mam lepszy pomysł – zachichotał po chwili – Zróbmy sobie zdjęcie razem. Tak jak kiedyś.


- Fajny pomysł – zgodziła się szczęśliwa. Od dziecka robili sobie razem zdjęcia co roku, by sprawdzić jak zmieniają się wraz z upływem lat. Nagle posmutniała opuszczając aparat na stół. – To chyba ostatni raz, bo niewiadomo kiedy wrócę.


- Nie musi tak być – uspokajał ją powoli kładąc swoją dłoń na jej, po czym wyszczerzył się w szerokim uśmiechu – Może, jak uzbieram wystarczającą kwotę, to cię odwiedzę.


- Myślisz? – Spytała niepewnie wyciągając swoją dłoń z jego uścisku. Piotrek cofnął rękę i zakrył twarz.


- Wiesz, że jesteś dla mnie kimś ważnym. Po śmierci Sary stałaś się dla mnie czymś w rodzaju jej zastępstwa. Promieniem światła w moim ciemnym życiu. Boję się je utracić, bo nie wiem, jak poradzę sobie bez niego. Naprawdę stałaś się dla mnie moją starszą siostrą. Odkąd pamiętam zawsze się o mnie troszczyłaś. Dbałaś o mnie, jak nikt inny wcześniej. Jesteś moją jedyną rodziną, więc to chyba zrozumiałe, że chcę cię odwiedzić. – Zarumienił się chcąc powiedzieć jeszcze coś. – To trochę zawstydzające mówić coś takiego w miejscu publicznym, ale kocham cię siostrzyczko.


- Piotrek? – Dziewczyna oniemiała słysząc jego słowa, aż łzy pociekły jej po policzkach. – Ja myślałam, że nienawidzisz tego mówić.


- Nie zrozum mnie źle, ale ciężko mi okazywać uczucia. Myślałem, że mnie znasz. – Oburzył się lekko.


- Znam cię i wiem o tym, ale zawsze wykręcałeś się od tego, więc myślałam…  urwała widząc jego zawstydzenie.


- Może. Nie jestem pewien.


- No właśnie – zaśmiała się zakrywając usta nie mogąc przestać – To niepodobne do ciebie być tak otwartym, ale kiedy to czynisz naprawdę robisz zabawny wyraz twarzy.


- Ej! Choć przestań się śmiać mówiąc takie rzeczy – obruszył się.


- Spróbuję – starała się uspokoić biorąc łyk kawy – Ale wiesz?


- Co?


- Będzie mi tego brak – obróciła w dłoniach aparat – Tych corocznych sesji.


- Może przerwiemy tradycję, ale sama pamięć wystarczy – spojrzał na jej smutną minę – Nie jesteśmy już dziećmi. Ważne sprawy pozostaną w naszych wspomnieniach.


- Ale obiecałam ci, że będę cię chronić. Masz prawo być zły. – Powiedziała spuszczając wzrok.


- Niby czemu miałbym być zły. Jestem dorosłym mężczyzną i nie powinienem kryć się za kobietą. Obietnicy dotrzymałaś będąc przy mnie przez te wszystkie lata. – Chwycił jej dłoń, na co zareagowała patrząc na niego. – Jestem ci za to wdzięczny.


- Hm – nie wiedziała co powiedzieć, po prostu milczała bawiąc się aparatem. Piotrek wychylił się w jej stronę i szybkim ruchem pstryknął ją w nos. – Hej!


- No, więc zrobiło się trochę za ckliwie – podrapał się w kark w zakłopotaniu szczerząc w zabawny sposób. – Chciałem w ten sposób rozładować atmosferę.


- Ty nicponiu – zaśmiała się odczuwając ulgę – Kończmy swoje ciasto.


- Yyy no em, jest mały problem. – Zaczął próbując odwrócić jej uwagę w chwili podmiany talerzyków. Niestety próba się nie powiodła, bo dziewczyna zwinnym ruchem chwyciła jego nadgarstek. – Ty żarłoku! Zżarłeś moją tartę, więc ten kawałek drogą zadość uczynku jest mój.


- No, nie bądź taka – prosił z miną zbitego szczeniaczka – Siostrzyczko?


- O, teraz to siostrzyczko – oburzyła się lekko – To uzależnienie od słodyczy kiedyś cię zgubi.


- Jakie tam uzależnienie – zaparł się z miną dziecka chcącego jakąś zabawkę – W każdej chwili mogę przestać.


- Ta, ta, a słonie zaczną latać – rzuciła w śmiechu – Swoją drogą nie wiem gdzie ci się to wszystko mieści.


- Wiesz, jeszcze rosnę – odparł dumnie pokazując na mięśnie ramion – może tego nie widać, ale urosły dwa milimetry.


- No, masz się czym szczycić – machnęła dłonią z udawaną powagą – Jesteś delikatny, więc nie przesadź z ćwiczeniami. Za duża masa mięśniowa nie świadczy o sile. Rozumiesz?


- Wiem o tym, ale chciałem się trochę wzmocnić. Zawsze byłem cherlawy przez co traktowano mnie, jak worek treningowy w szkole. – Powiedział cicho bawiąc się słomką tkwiącą w szklance z kawą. Jolka obdarzyła go ciepłym spojrzeniem.


- Mówię tylko, żebyś uważał na siebie – chwyciła jego przedramię – Wiem, że było ci ciężko z takim wyglądem, ale to nie znaczy, że jesteś gorszy tylko dlatego, bo inni chłopcy szczycili się siłą wyładowując ją na tobie.


- Może skończmy te tematy – wtrącił lekko zgaszony – Ta rozmowa zmierza w złą stronę. Mieliśmy cieszyć się ostatnimi wspólnymi chwilami, a dołujemy się tylko wspominając.


- Chyba masz rację – uśmiechnęła się pogodnie, po czym pokazując aparat spytała – To co? Zrobimy sobie małą sesję zdjęciową na zewnątrz?


- Myślę, że dobrze nam to zrobi – odwzajemnił uśmiech wstając z miejsca – Pójdę zapłacić, a ty się pozbieraj do kupy z bagażami.


- Mam nadzieję, że mi z tym pomożesz – naciskała na przyjaciela wskazując stojącą obok walizkę.


- A muszę? – Spytał udając zmęczenie, jednak po chwili uśmiechnął się rzucając przez ramię – Spoko.


* * * * *

            
Całą drogę powrotną na lotnisko pstrykali sobie różne zdjęcia. Skończyło się na tym, że pamięć aparatu się zapełniła i musieli go schować. Pogoda była piękna i nie chciało im się przez dłuższy czas wchodzić do budynku lotniska. Niestety zbliżała się godzina odlotu Jolki, co zmusiło ich do wejścia.

Zaprowadził dziewczynę do sali odpraw. Kiedy oddała swój bilet kobiecie stojącej u wejścia do rękawa, po małej dyskusji, na chwilę wróciła do Piotra.


- To moment naszego rozstania – oświadczyła powstrzymując się od płaczu – Będę pisać, więc ty też nie zapomnij tego robić.


- Dobrze – Piotrek też ledwo się trzymał usiłując zatrzymać cisnące się do oczu łzy – Nie lubię pożegnań.


- Ja też – zgodziła się już płacząc – Pamiętaj o mnie.


- Głupia. Jakbym mógł zapomnieć – przytulił ją ciepło – Odwiedzę cię. Zobaczysz.


- Będę czekać – powiedziała ocierając łzy, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę wejścia do samolotu. Piotrek tylko patrzył, jak peleryna jej miedzianych włosów znika za drzwiami. Poszedł na taras widokowy, by zobaczyć odlot samolotu. Po dziesięciu minutach maszyna zaczęła kołować na pasie startowym. Kilka chwil później wzbiła się w powietrze i powoli zaczęła znikać za horyzontem. Z pełnym tęsknoty spojrzeniem patrzył w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą było widać samolot.


- Żegnaj światło – powiedział cicho patrząc niewidzącym wzrokiem w dal. Raptownie zgasło światło. Łzy niemiłosiernie płynęły po jego twarzy, ale i tak sam tkwił w ciemnym, oszklonym pomieszczeniu. Powoli odwrócił się i wycierając rękawem oczy ruszył w kierunku wyjścia. Wieczorek miał po niego przyjechać za godzinę. Usiadł na krawężniku i cierpliwie czekał.


Nie chciał mieszkać z Jackiem po tym co mu zrobił, ale obiecał to Jolce. Jak dotąd nie zrobił nic podejrzanego przez ten miesiąc, ale lepiej być ostrożnym. Tym bardziej, że nie ma przy sobie Jolki. Rozmyślanie o wspólnym mieszkaniu z Wieczorkiem tak bardzo go pochłonęło, że nie zauważył jak czas jego oczekiwania minął. Samochód Jacka zatrzymał się tuż przed nim. Piotrek spojrzał w górę, tym samym napotykając wzrok mężczyzny bacznie się mu przyglądającemu.


- Długo jeszcze? – Zapytał zamyślonego chłopaka. – Bo widzisz, nie mamy zbyt wiele czasu, a czeka nas długa droga powrotna.


- A tak. Sorry – powiedział podnosząc się z krawężnika. Bez słowa ruszył do tylnych drzwi.


- Usiądź z przodu, proszę – polecił wskazując na fotel przy nim.


- Ale wolałbym usiąść z tyłu – upierał się przy swoim chłopak, lecz kiedy chwycił za klamkę ta nie ustąpiła. – Co jest?!


- Spróbuj z przodu – uśmiechnął się zadziornie Jacek, tym samym wygrywając starcie z Piotrem, który posłusznie usiadł obok. – Nie martw się, nic ci teraz nie zrobię.


- Czyli masz taki zamiar później? – Wystraszył się chłopak.


- Może – zamyślił się chwilę mężczyzna.


- Może? – Powtórzył niepewnie Piotrek, głośno przełykając ślinę. – Może jednak wrócę pociągiem albo autobusem.


- Po co te nerwy? – Zaśmiał się zatrzaskując zamki drzwi Jacek. – Ciesz się wspólną podróżą i radzę ci zapiąć pasy.


- A, ta – powiedział wykonując to polecenie. Wcisnął się w siedzenie modląc w duch by do niczego nie doszło.


Na szczęście, droga powrotna minęła w spokoju, bez żadnych zagrywek Wieczorka. Kiedy zajechali pod blok, zmęczony wysiadł z pojazdu. Całą podróż pilnował się by nie zasnąć i nie robić rzeczy, którymi mógłby sprowokować kierowcę. Teraz opadał z sił. Ledwo powłócząc nogami wdrapał się na czwarte piętro.


- Może ci pomóc? – Spytał wchodzący za nim mężczyzna. – Wiesz, już nie raz cię tu wnosiłem.


- Nie dzięki, poradzę sobie sam, więc idź proszę przodem – nalegał prawie błagając chłopak. 

Wieczorek zmierzył go wzrokiem, po czym wzruszając ramionami ruszył do przodu. Piotrek powoli, niespiesznie wszedł do mieszkania. Rozejrzał się dokoła szukając obecności współlokatora, by wiedzieć gdzie nie iść. W kuchni paliło się światło.


- Więc kuchnia – westchnął ruszając na górę.


- Może chcesz coś do picia? – Usłyszał głos Jacka.


- Nie, wiesz nie bardzo! – Zawołał w odpowiedzi nadal wdrapując się po schodach. – Wezmę prysznic i pójdę od razu do łóżka, więc dobranoc.


- Dobranoc – odpowiedział z kuchni mężczyzna.


- Co to miało być? Miałeś go nie prowokować. Prysznic? Łóżko? I co jeszcze? – Karcił się w myślach. – Mam nadzieję, że nie odebrał tego w ten sposób. Weź się w garść. Zamknij pokój, a wszystko będzie dobrze. – Powtarzał w duchu idąc do swojego pokoju. Wziął szybki prysznic i sprawdzając jeszcze przed snem drzwi położył się spać.

Opieka



 Mam nadzieję, że ta historia Wam się podoba. Zachęcam także do komentowania :)

 Krzyk Piotra był znakiem, że wstał. Powoli podreptała do kuchni i zaparzyła mu mocnego szatana. Wieczorek z samego rana wybył do pracy, więc została sama z przyjacielem. Nie musiała długo na niego czekać, bo po chwili usłyszała charakterystyczny dźwięk gwałtownie otwieranych drzwi i wiązkę wulgaryzmów.


- Cholera jasna! – Przeklął uderzając się w palec u nogi, po czym chwiejnym krokiem ruszył w kierunku schodów. Jolka wiedziała, że jest na nią wściekły. Miała odprowadzić go do domu, a zamiast tego obudził się w cudzym łóżku i w nieswoim ubraniu. W sumie, każdy by się wkurzył, będąc na jego miejscu.


Kiedy doszedł do kuchni, uderzył go zapach świeżo parzonej kawy. Obrzucił dziewczynę ponurym spojrzeniem, na co wyszczerzyła się w przepraszający uśmiech.


- Nie podlizuj się. – Burknął biorąc od niej kubek z kawą. – To nie wystarczy, by poprawić mi humor.


- Sorry Piotruś – przeprosiła słodkim głosem z niewinną miną.


- Czemu akurat tutaj? – Westchnął upijając łyk gorzkiej kawy.


- No, bo ty już odlatywałeś, a Jacek nas przyłapał przy próbie przejścia przez płot – tłumaczyła gorączkowo rudowłosa – W końcu zaproponował nam nocleg. Nie mogłam odmówić. Wiesz, to mój szef.


- Ta, ta i dlatego zawlokłaś mnie do jego mieszkania? – Marudził krzywiąc się od goryczki kawy – Następnym razem zostaw mnie w cholerę tam gdzie zasnę… Zaraz, a od kiedy mówisz mu po imieniu?


- Oj, nie bądź taki. – próbowała załagodzić sytuację – On nie jest taki zły.


- Nie jest taki zły?! Czy ty się do cholery słyszysz?! – Naciskał mocniej. Zapomniał o kacu, a podniesiony ton głosu spowodował eksplozję bólu w głowie. – Zadałem chyba pytanie?


- Jakoś tak wyszło wczoraj. Ty spałeś, a my rozmawialiśmy pół nocy. – Odpowiedziała powoli, kiedy zobaczyła bolesną minę chłopaka dodała:  Nie unoś się tak, bo sam siebie krzywdzisz.


Zwilżyła ręcznik w zimnej wodzie i zarzuciła Piotrowi na głowę.


- Ostatni raz z tobą piłem – obruszył się osuwając na krześle – Czemu tylko ja tak cierpię?


- Widzisz, ja mam wprawę, ty niestety nie – zauważyła lekko rozbawiona jego dziecinnym zachowaniem – To są skutki picia wódki mój drogi braciszku.


- Skończ z tym. Mówiłem, że…


- Nie zrobię tego. Dla mnie zawsze będziesz młodszym bratem, mimo że nie wiąże nas krew. – Powiedziała, jednocześnie go do siebie przytulając.


- Przestań! No, przestań! – Szamotał się wściekle.


- Przestanę, jeśli wiesz co powiesz – oświadczyła z udawaną powagą w głosie. Chłopak zaczerwienił się na twarzy, a po chwili przestając się wyrywać powiedział zawstydzonym głosem.


- Proszę, puść mnie siostrzyczko. Zadowolona?


- Tak lepiej – uśmiechnęła się szeroko.


- Przy tobie zawsze czuję się jak małe dziecko – wybąkał obrażony.


- Dla mnie nim jesteś – zachichotała w odpowiedzi.


- Jesteś tylko dwa lata starsza – zaprotestował prostując się na krześle.


- Może, ale te dwa lata sprawiają, że mam większe doświadczenie życiowe.


- Ha, ha, ha – rzucił sarkastycznym tonem.


- Takie zachowanie potwierdza moje słowa – potargała mu włosy – Nadal dzieciuch z ciebie. Widać jeszcze mleko pod nosem.


- Ej, to nie fair – złapał jej rękę i uspokajając nie co swój głos zauważył:  Ty się ze mną droczysz, prawda?


- A jak myślisz? – Dała mu prztyczka w czoło.


- Eh – westchnął pocierając bolące czoło, a jednocześnie rzucił wściekłe spojrzenie Jolce, która powstrzymywała się od śmiechu.


- Wiesz co? Gdy tak się złościsz, wyglądasz naprawdę zabawnie – oświadczyła rozbawionym głosem – A teraz idź wziąć prysznic. Zobaczysz, że poczujesz się lepiej.


- Phi – wstał i ruszył w stronę łazienki.


* * * * *

   
 Zbliżał się wieczór i siedział z Jolką w salonie – grali w karty. W pewnym momencie dziewczyna rozłożyła się wygodniej na kanapie z miną godną dobrego pokerzysty.


- Więc bracie, gramy teraz o to, kto robi obiad – z zadowoleniem wyszczerzyła się do przyjaciela puszczając mu przy tym oczko.


- Nie rozpoczyna się zdania od „więc” i nie bądź taka pewna – powiedział wymieniając dwie karty – A tak w ogóle, to czemu nie możemy pójść sobie do domu?


- Już ci to tłumaczyłam, nieprawdaż? – Ziewnęła ukradkiem. – Musimy poczekać na Jacka i mu podziękować za gościnę.


- Coś tam mówiłaś – potwierdził niechętnie – Ale równie dobrze można to zrobić przez telefon.


- I ty się dziwisz, że traktuję cię jak dziecko? Twoje zachowanie jest niedojrzałe. – Pouczyła go przekładając w ręku karty – Dobra. Sprawdzamy.


Dziewczyna odkryła jedną z pięciu trzymanych kart. Piotrek tym sprowokowany poszedł w jej ślady i wyłożył na stół asa pik.


- Lepiej się poddaj – rzucił pewny zwycięstwa z uśmieszkiem cwaniaczka.


- Chyba śnisz – skwitowała krótko, na co chłopak bez wahania odkrył resztę kart.


- Patrz i płacz siostra – uśmiechnął się lekko – Ful!


- Phi – machnęła ręką – To nic.


- Jak to?! – Mina chłopakowi zrzedła. – Blefujesz?


Jolka pewnym ruchem po kolei zaczęła odkrywać: dziesiątkę, waleta, damę, króla i asa w jednym kolorze – kier. Z satysfakcją obserwowała jego emocje malujące się na twarzy po przegranej.


- Poker królewski.


- Ale jak to?! – Zapiszczał zbity z tropu.


- Przegrałeś – zaśmiała się widząc jego śmieszną reakcję – Szkoda, że nie mam aparatu, mogłabym zrobić ci zdjęcie. Ten wyraz na twojej twarzy, jedyny w swoim rodzaju, wręcz bezcenny.


- Ha, ha, ha – mamrotał naburmuszony, po czym wstał i powoli ruszył w stronę kuchni. Nie wierzył, że przegrał z Jolką. Podszedł do lodówki i w momencie gdy ją otwierał do pomieszczenia weszła dziewczyna. Siadła przy stole i podpierając podbródek rękami spytała.


- Co zrobisz?


- Chyba gulasz – powiedział oceniając zawartość lodówki.


- Hm… to fajnie – zamyśliła się na chwilę – A ugotujesz ryż zamiast ziemniaków?


- Spoko – mruknął krojąc mięso w idealną kostkę.


- Wow! Jesteś mistrzem w kuchni – zaczęła chwalić przyjaciela.


- Nie prawda, ciocia robi to lepiej – zawstydził się w reakcji na komplement – po prostu lubię gotować.


- Moja mama gotuje dobrze, ale ty ją przewyższasz. Uczeń przerósł mistrza. – Kontynuowała, ale widząc zakłopotanie Piotrka postanowiła odpuścić. – A zrobisz sałatkę?


- Pewnie, a jaką chcesz? Tylko uprzedzam, że nie ma zbyt wiele warzyw, bo większość pójdzie do gara. – Uśmiechnął się pogodnie szatkując resztkę kapusty.


- Hm… może z pomidorów – zastanawiała się na głos dziewczyna – a może z ogórków?


- To pomidory i mizeria – powtórzył krojąc ekspresowo potrzebne warzywa.


- Dzięki – wyszczerzyła się szeroko – Jesteś kochany.


- Ta, ta – zbył ją dając w ten sposób znak, by skończyć rozmowę. Jolka wstała i posyłając mu buziaka wyszła z kuchni.


Obiad lub raczej obiadokolację przygotował ekspresowo. Gulasz się zagotował i potrzebował z jakąś godzinę na dojście. Miał jeszcze sporo czasu na powrót Wieczorka, więc postanowił zrobić małe co nieco na deser. Znalazł kilka pomarańczy i tabliczkę gorzkiej czekolady, a w lodówce była resztka mleka i lody śmietankowe. Przez chwilę myślał co by z tego zrobić, aż w końcu do głowy wpadła mu jedna satysfakcjonująca go myśl. Od razu wziął się do pracy. Wydrążył pomarańcze, a miąższ wymieszał z lodami (tym samym zmieniając ich smak). Czekoladę rozpuścił z odrobiną mleka i zaprawił szczyptą chili z kropelką rumu. Powstał z tego dość przyzwoity sos. Na koniec, do miseczek ze skórek pomarańczy starannie wyłożył lody i z niemal wprawioną estetyką polał deser czekoladą. Po wszystkim, schował lody do zamrażalki, posprzątał kuchnię i poszedł wziąć odświeżający prysznic. Przez to, że mieszka sam zapomniał już jaką frajdę daje gotowanie dla innych osób, a robienie tego tylko dla siebie – nie ma porównania. Zawsze chciał poznać życie kochającej się rodziny, dlatego tak często przesiadywał w domu Jolki. To właśnie jej mama zaraziła go pasją kulinarną. Zawsze powtarzała, że jednym z ogniw wiążących rodzinę są wspólne posiłki. Pamiętał eksperymenty w kuchni i zabawy w tym domu. Wtedy jego marzeniem było pozostać tam na wieki.

W momencie wyjścia z łazienki rozbrzmiał dźwięk dzwonka jego komórki. Nie zdążył wytrzeć jeszcze włosów, po których spływały kropelki wody. Chwycił ręcznik i zawiesił go sobie na szyi, po czym odebrał telefon.


- Tak?


- Czy dodzwoniłem się może do Piotra Czarneckiego? – Usłyszał zimny, męski głos w słuchawce.


- Przy telefonie – odpowiedział chłopak z lekkim niepokojem.


- Nazywam się Jerzy Miłek i dzwonię, by poinformować o śmierci mojej matki.


- Co?! Babcia nie żyje?! – Zszokował się tą wieścią. Teraz skojarzył nieprzyjemny głos z osobą, której nie cierpiał ze wzajemnością. – Ale jak to? Wiem, że ostatnimi czasy poważnie chorowała i w ogóle, ale mówiła, że to zwykłe przeziębienie, i że wszystko w porządku... – głos całkowicie mu się załamał.


- Tak, tak – zbył go mężczyzna – A teraz słuchaj młody, masz dwa dni na wyniesienie się z kawalerki, którą wynajmujesz i ciesz się, że daję ci aż tyle czasu.


- Co?! Ale według umowy mogę tam zostać do końca roku! – Protestował chłopak.


- Ach, to. Umowa wygasła wraz ze śmiercią mojej matki… – powiedział nieco rozbawionym głosem Miłek – …więc nie podskakuj, bo zmienię zdanie i każę ci się wynieść już dzisiaj.


- Ale to zbyt mało czasu, gdzie ja teraz znajdę mieszkanie? – Próbował negocjować.


- To już twój problem – zaśmiał się mężczyzna z satysfakcją w głosie. Zawsze zarzekał się, że przy pierwszej, lepszej okazji wyrzuci Piotra z mieszkania i właśnie takowa się nadarzyła. – Przyjdę za dwa dni po klucze, więc zostaw je pod wycieraczką.


- Ale…  zaczął, jednak nie dane mu było skończyć, bo Miłek się rozłączył. Chłopakowi opadły ręce, a w szoku upadł na kolana.


- Cholera! – Krzyknął w złości. Nie wiedział co czuje, jak się zachować. Mieszanka uczuć krążyła w nim mącąc mu w głowie. Smutek, rozpacz, gniew, żal i strach.


Do pokoju zajrzała Jolka zwabiona krzykiem przyjaciela. Na jego widok od razu zareagowała. Podbiegła i zmartwiona potrząsając nim lekko spytała:


- Co się stało? – Brak reakcji ze strony Piotra zmusił ją do drastyczniejszych metod. Strzeliła mu z liścia w twarz, na co ten zareagował kierując na nią zagubione spojrzenie.


- Dzwonił Miłek… powiedział, że babunia nie żyje – odparł ledwie słyszalnym głosem.


- Co?! Babcia pocieszna? – Zdziwiła się, po czy ją olśniło. – Czego chciał Miłek? Nie wierzę, że zadzwonił tylko, by ci powiedzieć o śmierci swojej matki.


- Yhm… Wyrzucił mnie z kawalerki – mamrotał cicho – Mam tylko dwa dni.


- Co za kawał chama… jak on mógł – zdenerwowała się puszczając porządną wiązkę wyzwisk pod adresem mężczyzny. Piotrek był załamany, a jeszcze nie powiedziała mu o swoim wyjeździe.


Piotrek wstał i do końca się ubrał. Po chwili zszedł do kuchni i dokończył przygotowywać posiłek. Wieczorek miał lada chwila wrócić do domu. Kiedy zagotował się ryż, wszystko starannie wyłożył do naczyń, po czym posprzątawszy pomieszczenie ruszył do przedsionka i zaczął ubierać buty.


- A ty dokąd? – Spytała zachodząc mu drogę Jolka.


- Jak to dokąd? Do domu, póki go jeszcze mam. – Burknął otwierając drzwi wyjściowe.


- A co z Jackiem? Zapomniałeś o podziękowaniu mu za…  zaczęła, ale nie skończyła widząc jego smutne oczy.


- Myślę, że posiłek w zupełności wystarczy – wycedził wymijając dziewczynę – Przeproś w moim imieniu.


Wybiegł kierując się na swoją ulicę. Szybko dotarł do swojego mieszkania. Wszedł do środka i biorąc miauczącą Rubi na ręce osunął się na podłogę w sypialni. Nie musiał się pakować, bo większość jego rzeczy nadal spoczywała w pudełkach. Jego dorobek życiowy liczył trzy kartony i plecak. Siedział tak i wpatrując się w stojące naprzeciw niego kartony coraz mocniej wtulał twarz w miękkie futro kotki.


- Wyrzucają nas stąd mała – powiedział łamiącym się głosem – Znów nie mamy domu.


* * * * *

            
Dokładnie kwadrans po tym, jak Piotrek wybiegł z mieszkania do domu wrócił Wieczorek. Zdziwił się zastając w środku tylko Jolkę.


- A gdzie Piotrek? – Spytał ostrożnie widząc zdenerwowanie w oczach dziewczyny.


- Wyszedł – powiedziała załamana wtulając się w jedną z poduszek.


- Jak to wyszedł?! – Zdumiał się mężczyzna – Gdzie?


- Poszedł do domu – mruknęła w poduszkę. Po dłuższej wymianie zdań Wieczorek wyciągnął z dziewczyny wszystkie informacje na temat minionego dnia. Na wieść, że Piotrek został bez dachu nad głową mocno się zdenerwował.


- I nic nie zrobiłaś, by go zatrzymać?! – Zdziwił się reakcją dziewczyny.


- Zrozum, on nie chciał mojej pomocy! – Rozpłakała się kryjąc twarz w dłoniach. Wieczorek wstał z kanapy i chwytając rękę dziewczyny pociągnął za sobą.


- Gdzie ty mnie ciągniesz? – Spytała w szoku.


- Jedziemy po Piotra – podniósł w nerwach głos – A co żeś myślała, głupia?



* * * * *

            
Zatrzymali się pod samym blokiem. Jolka od razu spojrzała w okna mieszkania, niestety nigdzie nie paliło się światło.


- Znając go, to siedzi skulony w sypialni – powiedziała do znajdującego się obok mężczyzny, który mierzył ją wzrokiem oceniając jej stan emocjonalny.


- Lepiej zostań w samochodzie – rzucił gasząc silnik.


- Ale… Jacek? – Próbowała się kłócić, jednak ten zbył ją otwierając drzwi. Zanim jeszcze wyszedł odwrócił się do niej i z dość poważną miną zadał pytanie:


- Jak bardzo chcesz by wrócił?


- Co?! – Zdziwiła się – Co masz na myśli?


- Hm. Czy aby go sprowadzić z powrotem, mogę użyć drastyczniejszych metod? – Oświadczył patrząc jej prosto w oczy. Dziewczyna poczuła, jak jej ciało pokrywa się gęsią skórką. W tym momencie Jacek wydawał się być przerażający, a jego świdrujący wzrok potęgował to odczycie.


- Masz moje pozwolenie – zgodziła się cicho. Chciała, by Piotrek wrócił. Stan, w którym się teraz znajdował napawał ją lękiem o jego zdrowie. Już raz był w podobnej sytuacji i nie wytrzymując nadmiaru złych emocji próbował ze sobą skończyć. Nim Wieczorek wyszedł chwyciła tył jego płaszcza. – Proszę nie zrób mu krzywdy.


- Gdzież bym śmiał – uśmiechnął się lekko zatrzaskując drzwi pojazdu.




 * * * * *


Piotrek oparty o ścianę, skulony tkwił w niemal egipskich ciemnościach. Nie palił światła, bo wydało mu się to zbędne. Pogrążył się w myślach, które dotychczas trzymał na dystans, by nie dręczyć się przeszłością. Szczerze bał się jej powrotu. Samotność prześladowała go niszcząc wszystko w zasięgu jego wzroku. Śmiech starszego brata bawiącego się jego życiem wieńczył już i tak duże obawy. Wciąż tylko uciekał oszukując się, że może żyć z daleka od klątwy swojej przeszłości. Ślady na jego nadgarstku, dotąd ukrywane pod zegarkiem i wypalony znak na stopie – piętno pozostawione w spadku. Ciągle w życiu ma pod górkę. Brak pieniędzy, a teraz jeszcze brak domu. Przecież nie może ciągle polegać na dobroci Jolki i jej bliskich – to dlatego uciekł. Nie chciał, by widziała go w tym stanie i tak pokazał się jej w żałosnym momencie…

Z myśli wyrwało go gwałtowne walenie do drzwi.


- Piotrek! Piotrek, otwórz drzwi! – Wołał Wieczorek.


- Nie ma mnie. Przestań przeszkadzać sąsiadom! – Odpowiedział głośno chłopak.


- Radzę ci wyjść dobrowolnie! – Nalegał mężczyzna za drzwiami.


- Idź sobie! Zostaw mnie samego! – Ryknął w złości Piotrek.


Nagle rozległ się głośny huk – to drzwi zostały wyważone potężnym kopnięciem. Po chwili w pokoju, gdzie siedział Piotrek, pokazała się postać mężczyzny w czarnym płaszczu. Z gniewem wyrytym na twarzy szarpnęła chłopakiem unosząc gwałtownie do góry.


- Nie pogrywaj ze mną dzieciaku! – Wycedził przez zęby zarzucając chłopaka na swoje barki. – Chodźmy do mojego mieszkania.


- Łaa, nie mam ci nic do powiedzenia! – Wrzeszczał w panice z domieszką strachu i złości chłopak. – Puść mnie! No puszczaj!


- Ale ja mam. I nie przeciągaj struny. Już i tak zbyt wiele twoich humorów tolerowałem próbując się kontrolować. Ale koniec z tym królewno. – Powiedział trochę spokojniej mężczyzna wychodząc z mieszkania. Nic sobie nie robił z szamotania, wrzasków i uderzeń w plecy, po prostu wyniósł chłopaka, jak gdyby nigdy nic z mieszkania. Zanim jednak przekroczył próg kawalerki, przystanął na moment i nie odwracając się – co było trudne z wyrywającym się balastem na ramionach – zawołał już całkiem spokojnie:  Kici, kici. Chodź koteczku. – Rubi ochoczo pobiegła za nim łasząc się do jego nogi.

       
     Rudowłosa dziewczyna siedząc w samochodzie z nerwów obgryzała paznokcie u kciuków. Minęło z jakieś dziesięć minut odkąd Jacek wyszedł po Piotrka. Niby to mało czasu, ale w tej chwili wydawały się być wiecznością. Martwiła się, bo jak i jeden tak i drugi należeli do grona osób upartych. Dlaczego zgodziła się na drastyczniejsze metody? I co Jacek miał na myśli mówiąc o tym? Miała nadzieję, że nie zrobi nic złego Piotrkowi. Bacznie obserwowała drzwi wejściowe do klatki schodowej bloku przyjaciela. Odczuła nie małą ulgę widząc, jak Wieczorek niesie na barkach szamoczącego się i wrzeszczącego chłopaka. Prawdę mówiąc widok ten mocno ją rozbawił. Mimowolnie się zaśmiała. Po chwili Wieczorek otworzył bagażnik i wrzucił doń Piotra. Nie zważając na protesty zatrzasnął go i ruszył ku przodowi samochodu. Otworzył drzwi od strony kierowcy i usiadł za kierownicą. Raptem na kolana wskoczyła mu Rubi. Pogłaskał ją, po czym oddając ją Jolce zapalił papierosa mocno się zaciągając.


- Nie sądzisz, że trochę przesadziłeś wrzucając go do bagażnika? – Spytała ostrożnie widząc jego poważną minę.


- Nie sądzę – odparł wypuszczając dym papierosowy – Myślę, że dobrze mu to zrobi.


- Ale…  próbowała ciągnąć rozmowę.


- Żadne ale – skwitował ją krótko – Wracamy do domu.


- Tak – odpowiedziała posłusznie nie chcąc denerwować go bardziej. Zapięła pasy, a po chwili ruszyli z powrotem do domu Wieczorka. Przez całą drogę panowała niezręczna cisza, tylko od czasu do czasu słychać było zawodzenia Piotrka. Bojąc się spojrzeć na Jacka głaskała tylko śpiącą na jej kolanach kotkę.


* * * * *

            
Dochodziła dziewiąta wieczór, kiedy zajechali na parking mieszczący się przy bloku Jacka. Mężczyzna niespiesznie otworzył bagażnik, wcześniej wypalając papierosa. Piotrek o dziwo nic nie mówił, tylko piorunował gniewnym spojrzeniem dwójkę stojącą tuż nad nim. Nawet nie ruszył się z miejsca i ani o tym myślał.


- Wyłaź – nakazał Jacek wyrzucając niedopałek papierosa za siebie.


- Jakoś mi tu dobrze – wycedził przez zęby skulony w bagażniku chłopak.


- Piot… – zaczęła Jolka, ale urwała zatrzymana machnięciem ręki Jacka nakazującego w ten sposób jej się zamknąć.


- Idź pierwsza – powiedział nie patrząc jej w oczy – Ja zajmę się problemem.


- Ale… – chciała zaprotestować, lecz nieustępliwa mina mężczyzny mówiła sama za siebie.


- Mogę być trochę brutalny, więc lepiej byś tego nie widziała – oświadczył po chwili wpatrując się dziwnym wzrokiem w bagażnik. Dziewczyna powoli ruszyła w stronę wejścia do klatki schodowej. W tym momencie była przerażona postawą Wieczorka, więc uznała, że najlepszym wyjściem będzie być posłuszną. Prawdę mówiąc czuła się, jak skarcone dziecko, do tego z poczuciem winy – nawiązując do sytuacji Piotrka.

           
 Jacek spokojnie odprowadził wzrokiem znikającą już za drzwiami dziewczynę, po czym ponownie otworzył bagażnik. Zadziorne spojrzenie osoby tkwiącej wewnątrz lekko go irytowało. Musiał odprawić Jolkę, bo w tym momencie nie mógł ręczyć za kontrolowanie swojej złości i delikatne załatwienie sprawy. Piotrek nie ułatwiał mu tego zadania.


- Lepiej wyjdź po dobroci – powiedział z udawanym spokojem. Chłopak tylko spojrzał na niego i uśmiechnął się drwiąco.


- Nie mam takiego zamiaru – pokazał Wieczorkowi środkowy palec.


- Myślałem, że jesteś lepiej wychowany – zapalił kolejnego papierosa, by choć trochę uspokoić nerwy.


- To się myliłeś – chłopak odpysknął lekko poruszając się w bagażniku. Było mu strasznie niewygodnie, ale mimo tego nie chciał działać po myśli Wieczorka.


- Co ci mówiłem o prowokowaniu! – Jacek podniósł głos uderzając pięścią w maskę samochodu. – Próbowałem się powstrzymywać…


- Phi…  Piotrek prychnął nieświadomie naginając strunę.


- Nie igraj z ogniem – wycedził mężczyzna chwytając za koszulkę Piotra tuż przy szyi i gwałtownie przyciągając go w swoją stronę wyszeptał:  Bo się  poparzysz.


Bokiem dłoni ogłuszył wystraszonego chłopaka, który bezwładnie opadł z powrotem do bagażnika. Nieprzytomnego Piotra wyciągnął z pojazdu i niczym książę królewnę zaniósł do swojego mieszkania.

Kiedy weszli na górę, mężczyzna zrzucił bezwładne ciało chłopaka na kanapę, sam zaś osunął się na fotel. Jolka przysiadła przy Piotrze lekko muskając dłonią włosy opadające mu na czoło. Krótka chwila bez Jacka pozwoliła jej się trochę wyluzować.


- Fiu, fiu, ale zamieszanie – oświadczyła cicho.


- Niestety  westchnął mężczyzna masując swe skronie.


- Trzeba będzie zabrać jego rzeczy – powiedziała patrząc na nieprzytomnego przyjaciela. Jacek zmierzył ją czujnym wzrokiem, po czym wstał z fotela. Podszedł do kanapy, wziął bezwładne ciało Piotra na ręce i zabrał na górę. W połowie schodów zatrzymał się i nie odwracając się rzekł:


- Zbieraj się.


- Co?! – Zdziwiła się dziewczyna.


- Za pięć minut wyruszamy po jego rzeczy, tylko zamknę go w pokoju, by nie zwiał.


- Czy to oznacza, że…  zaczęła w oszołomieniu.


- Tak. Pozwolę mu tu zamieszkać, więc będziesz mogła się uspokoić.


- Dzięki – ucieszyła się na te wieści.


- Nie ciesz się za wcześnie – zgasił ją lekko – Nie wiadomo, jak on na to zareaguje.


- Już ja to załatwię – zapewniła mężczyznę uderzając pięścią w dłoń.


* * * * *

            
Śniło mu się, że stoi sam w mroku. Otworzył oczy i nadal otaczała go ciemność. Był środek nocy i leżał samotnie w łóżku, do tego nieswoim.


- Dlaczego tu jestem? – Pytał się w myślach. – A tak. Babunia odeszła, a jej syn wyrzucił mnie z kawalerki. Potem Wieczorek mnie… zabrał i… .


 W strachu i z lekką dezorientacją raptownie się zerwał. Ta gwałtowność była jednak błędem, bo kark eksplodował o dziwo silnym bólem. Ostrożnie zsunął się z posłania i po omacku doczłapał do drzwi, które dostrzegł dzięki przebłyskom światła widocznym w szparach między nimi a framugą. Natrafił na klamkę i mocno nią szarpnął, lecz ta nie ustąpiła. W złości kopnął niczemu winny stolik, stojący tuż obok.


- Wypuść mnie stąd do cholery!– Wrzasnął słysząc dźwięki dobiegające zza drzwi. Po pewnym czasie kliknął zamek i zalała go oślepiająca fala światła, w której dostrzegł postać swojej przyjaciółki. Patrzyła na niego smutnymi oczami.


- Czemu siedzisz po ciemku? – Spytała zapalając jedną z lamp. Ponura mina Piotra odzwierciedlała stopień jego niezadowolenia. Był wściekły i obolały, a ciemność w której tkwił obudziła lęki z przeszłości. Dziewczyna jakby przeczuwając jego stan szybko zareagowała przytulając go mocno.


- Czemu znowu mnie tu ściągnęliście? – Wycedził przez zęby. – Wiedziałaś, że chciałem zostać sam, że… że…


- I co byś niby tym osiągnął? – Spytała nie oczekując odpowiedzi. – Siedziałbyś i się dołował zamiast działać. Zawsze poddajesz się na samym początku.


- Ja…  zaczął zbity z tropu.


- Nawet nie próbuj zaprzeczać! – Uciszyła go w złości, po czym biorąc głęboki oddech oświadczyła. – Od teraz będziesz tu mieszkał.


- Co?! – Oniemiał. – A co z moim zdaniem?


- Dzieci głosu nie mają – zbyła go krótko.


- Wypraszam sobie. Nie jestem do cholery dzieckiem! – Kipiał ze złości. – Czemu ciągle traktujesz mnie jak jakiegoś szczyla? Czego nie zrobię, zawsze sprowadza się do tego samego. Mam dwadzieścia jeden lat, czyli jestem na tyle dorosły, by głosować, pracować i decydować o swoim życiu!


- Piotrek, zluzuj trochę – próbowała go uspokoić widząc, jak powoli zaczyna się rozsypywać.


- Czemu mimo wielu starań wciąż dostaję po dupie od życia? Czemu zawsze muszę trafiać na sytuacje podbramkowe? – Chłopak osunął się powoli  na podłogę zakrywając dłońmi twarz. – Powiedz mi, czemu? Ja nie rozumiem.


- Piotruś nie łam się – ponownie przytuliła przyjaciela w rozsypce. Przypomniało jej to lata dziecięce, kiedy zwykle tak go pocieszała, między innymi po wizycie starszych braci. – Dlatego podjęłam tę trudną decyzję byś tu zamieszkał. Samotność ci nie służy. Jacek jest jaki jest, ale zawsze to ktoś, kto będzie po twojej stronie.


- Ale on jest zboczony i w ogóle trochę się go boję. – Wymamrotał wpatrując się w podłogę. – Nie wiem czy to dobry pomysł. Nie potrafię żyć z innymi ludźmi.


- Przestań widzieć wszystko w czarnych barwach! Otrząśnij się wreszcie. – Potrząsnęła przyjacielem w irytacji. – Jacek cię zaakceptował i pozwolił byś tu zamieszkał. Z doświadczenia wiem, że potrafisz żyć z innymi, więc nie wmawiaj sobie, że nie.


- A dlaczego nie mogę zamieszkać z tobą? Ciągle powtarzasz, że jesteśmy jak rodzeństwo, więc czemu? – Zarzucił jej obrzucając pytającym spojrzeniem. Jej reakcja trochę go zdziwiła. Wzdrygnęła się raptownie zmieniając postawę z bojowej kotki w psa z podkulonym ogonem.


- Bo widzisz…  zbita z tropu zaczęła nerwowo bawić się końcem bluzki – Chciałam ci to powiedzieć już wcześniej, ale jakoś się nie złożyło.


- I? – Naciskał bezlitośnie świdrując ją wzrokiem. Ogarnęło go przeczucie, że to, co zaraz usłyszy nie będzie niczym dobrym. Sama reakcja Jolki mówiła za siebie. Znał ją na tyle długo, by móc wyciągać takie wnioski z jej postawy. Każda sekunda zwlekania z odpowiedzią napawała go większym niepokojem. – No mów wreszcie! – Krzyczał w myślach.


- Za miesiąc wyjeżdżam do pracy w USA.  Wyrzuciła z siebie na jednym wydechu.


- Co?! – Zdumiał się wwiercając wzrok w jej oczy. Przeczucie jednak go nie zawiodło, ale mimo podejrzeń wiadomość ta nieco nim wstrząsnęła. – Kiedy miałaś zamiar mnie o tym poinformować?


- No, wczoraj, ale zadzwonił Miłek i sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej – tłumaczyła się gorączkowo starając się nie patrzeć mu w oczy. I tak miała już wielkie poczucie winy z tego powodu. Od kiedy pamiętała, byli nierozłączni, a ten wyjazd miał rozdzielić ich na dość długi okres. Zawsze obiecała mu, że będzie go chronić przed braćmi i rodziną, z której się wywodził. Miała nadzieję, że nie odczuje tego, jak złamanie słowa. Tak długo zwlekała, bo bała się jego reakcji. – Przepraszam cię za to, ale wiesz, że z reguły ciężko mówić mi na trudne tematy.


- Wiem, ale to cię nie usprawiedliwia – powiedział ponuro, lecz po chwili nieco spokojniej dodał – Ale ja też nie jestem bez winy. Moje zachowanie mogło utrudnić ci sprawę, więc spoko.


- Naprawdę? – Spytała zdziwiona. Nie spodziewała się takiego spokoju. Może za długo o tym myślała i przekombinowała?


- Tak – potwierdził z udawaną olewką. Jolka przytuliła go radośnie. Chłopak widząc jej minę lekko się zirytował. – Nie jestem już dzieckiem, wiesz?


- Więc zostaniesz u Jacka? – Próbowała się upewnić pytając z nadzieją w głosie. – Będę spokojniejsza wiedząc, że nie jesteś sam.


- Spróbuję – westchnął świadomy, że przegrał z jej emocjami idąc tym samym na kompromis. – Ale niczego nie obiecuję.


- Rozumiem, że ciężko ci było zgodzić się na takie wyjście. Dlatego szanuję twoją decyzję. – Oświadczyła spokojnie pomagając mu wstać. Kiedy zrównał się z jej twarzą, dała mu całusa w czoło.


- Boże, jesteś niemożliwa – podrapał się w tył głowy w zakłopotaniu. Zawsze to robiła, by przypieczętować ich postanowienia, tym samym wywołując na jego twarzy mocny rumieniec wstydu. Może nie było z tym problemu w dzieciństwie, ale teraz, kiedy mieli ponad dwadzieścia lat, stawiało go to w dość kłopotliwej sytuacji, bo przez takie jej zachowanie nadal czuł się jak dziecko.


- Wiem o tym, ale za to mnie kochasz. Co nie? – Powiedziała szturchając jego ramię.


- Chciałabyś – zaśmiał się nerwowo wychodząc z pokoju. Dziewczyna ruszyła za nim lekko chichocząc. Odwrócił się, by na nią spojrzeć. Jak zawsze wyrwała go z ciemności. Jedna rozmowa, choć nieprzyjemna, postawiła go na nogi. Bał się czasu jej nieobecności. Tak jakby sen zapowiadał jego przyszłość bez jej wsparcia.