To już XII rozdział Involutio :) Mniemam, że się Wam podoba, bo statystyki pokazują dużo wejść :) W razie jakichkolwiek pytań piszcie w komentarzach.
Minął czerwiec, a
Piotrek nadal głowił się nad rozwiązaniem swoich problemów z Murdochami.
Przez Edwarda bał się wyjść z domu, by na niego nie natrafić. W połowie lipca
miał z powrotem jechać do Ornety, by pomóc cioci Klarze w pracach domowych.
Wstępnie rozmawiał na ten temat z Jackiem, by nie mógł mu zarzucić, że nie
poinformował go o wyjeździe. Był właśnie w połowie pakowania, kiedy
rozległ się dzwonek do drzwi. Powili wstał i ruszył w ich stronę zastanawiając
się kto to może być. Otworzył drzwi i zobaczył Chrisa.
- Chris?! –
Krzyknął w szoku. – Co ty tu robisz? Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać?
- No, ładne mi
przywitanie – mruknął z wyrzutem blondyn – Spodziewałem się czegoś w stylu: „Hej
Chris, jak żyjesz” albo „Dobrze cię widzieć braciszku”. Zamiast tego słyszę „Co
ty tu robisz!?”
- Sorry –
zawstydził się Piotrek – ale nie spodziewaj się po mnie takich dziwnych
powitań. Nie jestem zbyt towarzyski, więc sobie daruj.
- Może wpuścisz
mnie do środka? – Zaproponował Chris wskazując mieszkanie. – Czy raczej mam się
wynosić, bo należę do znienawidzonego rodu Murdoch?
- Ależ skąd? –
Zaprzeczył kasztanowłosy zapraszając brata do środka. – Po prostu mnie
zaskoczyłeś.
Zanim Chris
wszedł, drzwi z naprzeciwka się otworzyły i wybiegły z nich bliźniaki. Dzieci
od razu rzuciły się na Piotrka radośnie przy tym krzycząc na powitanie. Chris w
szoku i lekkim rozbawieniu przyglądał się całej sytuacji.
- No widzę, że się
tu nie nudzisz – odparł siłą powstrzymując śmiech – No, nie mogę, chyba zrobię
sobie zdjęcie, żeby to utrwalić.
- Ani mi się waż –
wycedził przez zęby Piotrek – Jacusiu, Agatko możecie mnie puścić?
- Piotr, Piotr! –
Wołały dzieci z radości. – Zrób nam deserek. Prosimy!
- Puśćcie Piotra!
– Nakazał Kamil wychodząc z domu. – Czemu wyszliście bez pozwolenia z mieszkania!
- Kamil to snob! –
Zawołał Jacuś chowając się za Piotrkiem i pokazując bratu język. – Nie chce się
z nami bawić!
- Do tego nie umie
gotować! – Wtórowała bratu Agatka. – Przypalił mleko!
- Ładnie to tak
skarżyć na starszego brata? – Spytał zdenerwowany Kamil. – Ja wam pokażę, mali
niewdzięcznicy!
- Dobra, już dobra
– wtrącił się Piotrek zmęczony całą tą sytuacją – Wszyscy wchodźcie. Kamil nie
zapomnij tylko zamknąć mieszkania.
- Dobrze – wykonał
polecenie chłopiec – Zaraz przyjdę.
- Chris, na co
czekasz? Wchodź. – Nakazał bratu, który ze zdziwieniem na niego patrzył. –
Czekasz na oklaski, czy jak?
- Już, już –
zaśmiał się Chris przekraczając próg mieszkania. Bliźniaki już od jakiegoś
czasu wariowały w salonie wypełniając pomieszczenie swoimi wrzaskami. – No,
nie powiem. Ciekawie się zapowiada ta moja wizyta.
- Nie narzekaj,
zaraz się uspokoi – pocieszał go Piotrek klepiąc po ramieniu – Po prostu nie
jesteś przyzwyczajony do dzieci. Ja jakoś przywykłem.
Chris usiadł na
kanapie, a naprzeciw niego usiadły bliźniaki i wbijały w niego wzrok. Kiedy
Piotrek wszedł do kuchni, dzieci raptownie się uspokoiły.
- Czemu jesteście
takie ciche? – Spytał niepewnie Chris. – Już się nie bawicie?
- Nie teraz –
odpowiedział Jacuś kręcąc się w fotelu – Piotrek robi smakołyki, więc trzeba
być cicho.
- Aha – udał
zrozumienie blondyn nieco się denerwując w obecności dzieci – A długo mu to
zajmie?
- Zależy co robi –
rzucił Kamil, który właśnie wszedł do salonu – Z reguły stara się ograniczyć do
minimum. Myślę, że kwadrans to max.
- A ty to kto? –
Chris zbadał wzrokiem chłopca. – Tak swobodnie się tu poruszasz.
- Jestem Kamil
Sulik, starszy brat tych potworków i sąsiad Piotra. – Przedstawił się Kamil. – A
pan, to kto?
- Chris Murdoch,
starszy brat Piotrka – przywitał się Chris – Przyszedłem w odwiedziny.
- Murdoch?! –
Zszokował się Kamil. – Ale nie masz złych zamiarów?
- Do czego
zmierzasz? – Chris zdziwił się bojową postawą chłopca. – Wizyta to chyba nie
przestępstwo?
- Nie, to nie
przestępstwo, ale ci nie ufam – poinformował go Kamil z czujnym spojrzeniem –
Piotr jest dla mnie jak brat, więc nie pozwolę go skrzywdzić.
- Hej, nawet mnie
nie znasz, a już o coś oskarżasz? – Wyrzucił nadąsany Chris także bojowo się
nastawiając. – O co ci chodzi?
- Uspokójcie się –
wszedł pomiędzy nich Piotrek – Kamil, Chris nie jest Edwardem, więc mu odpuść. A
ty Chris, mógłbyś wyluzować, tracić nerwy przy dzieciach? To chyba ujma dla
cech Murdochów?
- Nie pieprz mi tu
o cechach tego chrzanionego rodu – obruszył się blondyn – Ty chociaż na chwilę
mogłeś się uwolnić spod jego władzy.
- Ten pan użył
dwóch brzydkich słów – zarzuciła Agatka Chrisowi wytykając go palcem – Za karę
nie powinien dostać deserku!
- Co?! – Mina
Chrisa zrzedła z zaskoczenia. – Jakiego deserku? Kara?
- Ten pan nie znał
naszej zasady Agatko – poinformował dziewczynkę Piotrek kucając przy niej –
Dziś mu podarujemy, dobrze?
- Yhm – zgodziła
się mała – A kiedy będzie deserek?
- Po obiadku –
westchnął kasztanowłosy podnosząc się na nogi – Bo wątpię, że zjedliście
śniadanie, po tym jak ktoś przypalił mleko.
- Hej! – Bronił
się Kamil. – To był wypadek!
- Dobra, dobra –
zbył go Piotrek – Jak zjecie, to wrócicie do siebie. Po waszej ostatniej
wizycie mój współlokator nie mógł się otrząsnąć. Dlatego najlepiej dla was, jak
znikniecie przed jego powrotem, ok.?
- Ok. –
przytaknęły dzieci – Obiecujemy, że zjemy i pójdziemy.
Kiedy Piotrek
nakarmił dzieci i uraczył je obiecanym deserkiem, zrobił jeszcze kolację na
wynos, którą dał im przed wyjściem. Dzieci szczęśliwe wróciły do siebie pozostawiając po sobie ciszę i spokój.
- Byłaby z ciebie
świetna żona – zaśmiał się Chris dokańczając swój deser – Rewelacyjnie
gotujesz, sprzątasz i do tego umiesz zająć się dziećmi. Jedynym problemem jest
to, że jesteś facetem.
- Bardzo śmieszne
– mruknął Piotrek myjąc naczynia – Lepiej powiedz, co cię tu sprowadza?
- Ach, to. – Zaczął
Chris z łyżeczką w ustach. –Urwałem się z tamtego domu, pod
nieobecność Edwarda. Robert zrobił małe śledztwo na moją prośbę i tak oto
jestem. Chciałem zobaczyć jak żyjesz, to tyle.
- Jesteś pewien,
że nikt cię nie śledził? – Dopytywał zaniepokojony zielonooki. – Niedawno
spotkałem Edwarda i jakoś niespieszno mi do ponownego z nim widzenia. Przez to, boję się wychodzić z domu.
- Wyluzuj Skrzacie
– zaśmiał się blondyn – Nikt mnie nie śledził, bo Edward wyjechał do stolicy na
dwa tygodnie w interesach. Miałbym tylko taką małą prośbę.
- Jaką? – Spytał
Piotrek wbijając wzrok w brata. – Mam nadzieję, że to nic głupiego.
- No, wiesz? Bratu
nie ufasz? – Udał zranienie Chris chwytając teatralnie za bluzkę na piersi. – Chciałem tu trochę przekimać. Tylko tyle. To
będą góra dwie noce.
- Jeśli o mnie
chodzi, to luz, ale nie wiem jak Jacek – zastanawiał się na głos Piotrek – To
jego mieszkanie, więc on decyduje, ale wątpię żeby miał coś przeciwko.
- No, to
postanowione – ucieszył się blondyn – Śpimy razem, co nie? Tak jak wtedy, kiedy
byliśmy dziećmi.
- Ok. – Zgodził
się ostrożnie kasztanowłosy zdziwiony ożywieniem brata. – Jak za dawnych lat.
- A kiedy wraca
ten twój współlokator? – Dociekał Chris. – Może poznam go bliżej?
- Raczej w to
wątpię – odparł Piotrek niszcząc tym podekscytowanie blondyna – Wyjechał na dwa
dni i wróci dopiero pojutrze. Skłamałem dzieciom, że wraca dziś, żeby się ich
szybciej pozbyć, to tyle.
- Rozumiem –
westchnął uspokojony Chris – W sumie, to ci się nie dziwię.
Rozmawiali do
późnego wieczoru, aż w końcu położyli się spać. Następny dzień również minął im
na wspominkach, przez co Piotrek nie zdążył skończyć wszystkich prac domowych.
Świtało, kiedy Jacek wrócił do domu. W drodze do swojej sypialni zajrzał do pokoju Piotrka. Widok jaki mu się ukazał mocno go zszokował, bo jego współlokator spał w jednym łóżku z innym mężczyzną. Jakby wyczuwając jego obecność Piotrek się obudził. Wstał i zszedł na dół do salonu, gdzie siedział wściekły Jacek.
- Wcześniej
wróciłeś – rzucił na powitanie zaspanym głosem zielonooki – Myślałem, że
wrócisz jutro.
- No, właśnie
widzę, że się mnie nie spodziewałeś – mruknął ze wściekłym spojrzeniem
Wieczorek – Kota nie ma myszy harcują.
- O co ci chodzi?
– Spytał zbity z tropu chłopak. – Nie kapuję.
- Nie udawaj
idioty – wycedził przez zęby Jacek raptownie wstając z fotela – I nie próbuj mi
wmówić, że w twoim łóżku nie śpi w tym momencie inny mężczyzna!
- Tak, śpi –
zgodził się Piotrek – I co z tego?
- Nie pogrywaj ze
mną – rzucił ostrzegawczo mężczyzna – Nie jestem w nastroju do twoich gierek.
- Co ty
insynuujesz? – Zdziwił się Piotrek w szoku. – Ty chyba nie myślisz, że ja i on,
że my. Oszalałeś?
- To jak mi to przedłożysz? – Nalegał na wyjaśnienia Wieczorek. – No, jak?
- W moim łóżku śpi
Chris – zaczął tłumaczyć zielonooki wzdychając z rezygnacją – Chris to mój brat.
Poznałeś go, pamiętasz? Uparł się, że chce spać ze mną tak, jak to robiliśmy w
dzieciństwie. To tyle, nic więcej. Nie ma powodów do nerwów i urządzania scenek
zazdrości.
- Na serio? –
Dopytywał z czujnością Jacek. – Nie kłamiesz?
- Człowieku, takie
rzeczy robię tylko z tobą – wyjaśniał zawstydzony chłopak – Jesteś jedynym …
nie każ mi tego kończyć, bo zaraz zapadnę się pod ziemię.
- Dobra – zgodził
się już uspokojony Wieczorek – ale zamiast tego weźmy razem prysznic w mojej
łazience, ok.?
- No, nie wiem –
starał się wykręcić Piotrek – Nie jesteśmy tu sami.
- Dlatego będziesz
musiał powstrzymywać się od krzyków – uśmiechnął się półgębkiem Jacek – Weź to
potraktuj w ramach kary, za moje nerwy.
- To nie
sprawiedliwe – protestował zielonooki – Czym na to sobie zasłużyłem?
- Sprowadzasz do
mojego domu innych ludzi bez mojej wiedzy – oznajmił spokojnie mężczyzna łapiąc za rękę chłopaka i ciągnąc za sobą – Ostatnim razem, jedno z twoich gości
wtargnęło do mojego gabinetu i porozrzucało ważne dokumenty.
- Ale to był
wypadek! Posprzątałem później i ułożyłem te dokumenty zgodnie z datacją terminów – bronił się Piotrek –
A z Chrisem, chciałem cię poinformować, ale nie odbierałeś telefonu.
Czemu mi to robisz?
- Bo cię kocham –
oświadczył z uśmiechem Jacek – no i mam mały niedosyt Czarneckiego.
- Co? – Piotrek
skołowany automatycznie się zaczerwienił. Chwilę mu zajęło by oprzytomnieć,
a kiedy to zrobił, w szoku stwierdził, że jest już w łazience Jacka. – Ja
nie jestem gotowy. Serio.
Chciał wyjść, ale
Jacek zatrzasną za sobą drzwi uniemożliwiając tym samym ucieczkę. Piotrek
w osłupieniu wpatrywał się w zamknięte drzwi, a Wieczorek objął go w swoje
ramiona wsuwając jedną z rąk pod koszulkę chłopaka. Zielonooki wzdrygnął się,
kiedy drugą ręką chwycił go za krocze.
- Widzisz? Już to
czujesz. – Szepnął mu do ucha Jacek lekko je przygryzając. – Nie walcz z tym,
Piotruś.
- Nie nazywaj mnie
ta… – zaczął chłopak, ale nie skończył przez nagły
pocałunek współlokatora – Ja…
Piotrek czuł jak temperatura jego ciała wzrasta, a włoski na ciele się elektryzują z podniecenia. Chciał z tym walczyć, ale nie potrafił oprzeć się pokusie rozkoszy. Poddał się temu całkowicie oddając w ręce Wieczorka.
- Dobra. Rób co
chcesz – rzucił współlokatorowi na znak poddania – ale nie przesadź.
- Będę delikatny –
obiecał mężczyzna rozpinając spodnie chłopaka – wystarczy, że będziesz
współpracował.
Jacek wziął żel
pod prysznic i zaczął mydlić nim ciało Piotrka skupiając się głównie na jego
dolnych partiach. Kiedy chłopak był gotowy, wszedł w niego delikatnie się
poruszając. Żeby zagłuszyć jego jęknięcia, prawie cały czas się całowali. Po
wszystkim, Piotrek z ledwością trzymał się na nogach, więc pomógł mu się
wyczyścić i ubrać. Zeszli razem do salonu, by napić się herbaty. Usadowił
współlokatora na kanapie, a sam poszedł zaparzyć napar. Po niecałych pięciu
minutach wyszedł z kuchni z dwoma kubkami.
- Twoja herbata –
podał jeden z kubków chłopakowi i usiadł w fotelu naprzeciwko – Jak się
czujesz?
- Bywało lepiej,
ale przeżyję – skrzywił się Piotrek z bólu – Za każdym razem już mniej boli,
więc spoko.
Piotrek sącząc
gorący napój usadowił się wygodnie między poduszkami na kanapie, w pozycji
półleżącej. Co jakiś czas zerkał na współlokatora pogrążony w myślach. Za to
Jacek w ogóle nie odwracał od niego wzroku.
- Już od pewnego
czasu chciałem cię o coś spytać – zaczął Wieczorek spokojnym tonem głosu – Skąd
blizna na twoim brzuchu? Wygląda jakbyś został dźgnięty nożem, a to dziwne przy
twoim spokojnym trybie życia.
- Spokojny to
jestem teraz – westchnął wspominają Piotrek – Kiedyś byłem zupełnie inną osobą.
- Opowiesz? –
Ciągnął go za język Jacek. – Ciekawi mnie twoja przeszłość.
- W sumie, nie robi
mi to różnicy, ale nie lubię wracać do tamtych czasów. Za dużo złych wspomnień.
– Odparł chłopak upijając łyk herbaty. – W wieku trzynastu lat zostałem zabrany
do poprawczaka. Tam był taki jeden chłopak, któremu przyjemność sprawiało
znęcanie się nade mną. Jako młodzik byłem przewrażliwiony na punkcie swojego
wyglądu, nie lubiłem go, a on to zauważył. Dokuczał mi, czym doprowadzał do
bójki. Wtedy dobrze się biłem, pomimo swojej wątłej postury. Raz, dość mocno go
stłukłem, za co oberwałem w odwecie nożem. Stąd ta blizna.
- Skoro potrafisz
się bronić, to czemu z tego nie korzystasz? – Zdziwił się Jacek. – Miałbyś mniej
problemów.
- Po wyjściu z
poprawczaka Tobiasz na pół roku zabrał mnie do Austrii, a stamtąd na dwa lata
do Stanów. Uczęszczałem tam do publicznej szkoły. Zaciągnąłem się nawet do
grasującego tam gangu – Czerwone skorpiony. Moim zadaniem było pilnować
nienaruszalności terytorium i dobrze mi to wychodziło, do czasu wojny z innym
gangiem. Wówczas to trwały nieustające walki na naszej dzielnicy. Raz oni
pobili nas, raz my ich i tak w kółko. Wtedy non stop byłem posiniaczony. Jednak
jednej nocy wszystko się zmieniło. Do walki stanął trzeci gang. – Na chwilę
przerwał wpatrując się w przestrzeń oczami pełnymi bólu. – Patrolowałem z
jednym kumplem nasz rewir, kiedy napadła nas grupka składająca się z pięciu
chłopaków. Doszło do bitki i jeden z nich zakatował mojego kolegę kijem do
baseballu. Wpadłem w furię i zacząłem tłuc winowajcę z całych sił. W
konsekwencji oberwałem w głowę kijem. Ocknąłem się w szpitalu, gdzie Tobiasz mi
doniósł, że mój kolega nie żyje, a ten jego kat, leży w stanie krytycznym z
małymi szansami na przeżycie. Po tygodniu umarł. Miałem jego krew na rękach. –
Piotrkowi załamał się głos. – Zabiłem drugiego człowieka i głowę dam, że obaj by
przeżyli gdybym nie zatracił się w furii zemsty i zaczął trzeźwo myśleć. Jak
widzisz, nie jestem świętym. Od tamtego czasu obiecałem sobie, że już nigdy nie
zatracę się w walce. Porzuciłem przemoc, a w ramach pokuty po przyjętym ciosie,
nie oddaję.
- Dziwny jesteś –
podsumował Jacek jego wypowiedź – Naprawdę dobry z ciebie gość. Każdemu mogło
się to zdarzyć, tamten chłopak też nie był bez winy. Wstępując do gangu trzeba
liczyć się z ewentualną śmiercią.
- Nie musisz mnie
pocieszać – sapnął Piotrek stwierdzając, że skończyła mu się herbata. Odstawił
kubek na podłogę. – Teraz wiesz już o mnie praktycznie wszystko. Mam chyba
prawo dowiedzieć się czegoś o tobie? Kiedy porządkowałem twoje dokumenty,
dostrzegłem dziwne zlecenia. To przez to nie pozwalasz mi wchodzić do gabinetu?
Te zlecenia wyglądały jakbyś miał kogoś się pozbyć. Jakbyś był zabójcą na
zlecenie. Wiem, że tacy istnieją, bo jeden z nich zabił Sarę i rodziców.
- A co byś zrobił
gdybym nim był? – Spytał Jacek wstając z fotela. – Jak byś mnie postrzegał?
Mężczyzna usiadł na
kanapie tak, by dobrze widzieć twarz chłopaka, który lekko się zdumiał.
- Nie wiem –
odparł w zamyśleniu Piotrek sennym głosem – Ale nie mam prawa cię oceniać.
Każdy ma jakieś powody, po prostu musiałbym się z tym jakoś pogodzić.
Powoli jego
zielone oczy się zamykały, a po chwili zasnął. Jacek w skupieniu przyglądał się
twarzy Piotrka z ciepłym uśmiechem.
- Biorę cię za
słowo – wyszeptał, po czym pocałował chłopaka w czoło – Mam nadzieję, że nie
zmienisz zdania.
Przykrył chłopaka
kocem i poszedł do swojej sypialni.
Chris wstał po
godzinie dziesiątej. Zaspany zszedł do salonu, gdzie zastał na kanapie śpiącego
brata. Na oparciu leżał zwinięty w kłębek kot, który usłyszawszy go podniósł
łepek i czujnie się w niego wpatrywał, jednocześnie ostrzegawczo machając
ogonem.
- Co tam koteczku?
– Rzucił przymilając się blondyn, ale nie ryzykując podrapaniem usiadł na
fotelu obok. – Widzę, że pilnujesz swojego pana.
Rubi nieufnie
spojrzała na Chrisa, po czym zeskoczyła na miejsce obok głowy Piotrka i zaczęła pacać łapką jego twarz. Kasztanowłosy leniwie otworzył oczy jednocześnie się
przeciągając.
- Co jest Rubi? –
Spytał kota drapiąc go za uchem. Po chwili podniósł się do siadu i dopiero
teraz dostrzegł blondyna. – Chris, już wstałeś? Która godzina?
- Po dziesiątej –
poinformował brata Chris z lekkim uśmiechem – Czemu tu spałeś?
- Nad ranem wrócił
Jacek, a że się obudziłem to go przywitałem – wyjaśnił nieco skrępowany
Piotrek nie przestając głaskać kota – Zaraz zrobię coś na śniadanie, długo
czekasz?
- Nie, dopiero co
wstałem – rzucił Chris w lekkim uśmiechu – Twój kot nie odstępuje cię na krok.
- Ponieważ jest
głodna – westchnął Piotrek powoli wstając z kanapy – Co chcesz zjeść?
- Cokolwiek –
zaśmiał się blondyn – byleby nie było to mleko.
- Pamiętam, nie
cierpisz mleka – przypomniał sobie zielonooki – więc zrobię ci omlet, ok.?
- Ok. – Zgodził
się Chris. – Może mógłbym w czymś pomóc?
- Nie trzeba –
odmówił Piotrek w duchu przeklinając współlokatora za ból w biodrach. Na siłę
starał się wyglądać normalnie przed bratem, ale z chwilą zamknięcia się drzwi
kuchni skrzywił się z bólu. – Cholera.
W momencie kiedy
Piotrek zniknął w kuchni, do salonu zszedł Jacek. Czujnie zmierzył wzrokiem
siedzącego w fotelu pogrążonego w myślach blondyna, po czym wziął na ręce
ocierającą się o jego nogi Rubi i usiadł na kanapie. Chris dopiero teraz go
zauważył.
- Oh, dzień dobry
– przywitał się z przyklejonym sztucznym uśmiechem blondyn – Sorry, za zwalenie
się wam na głowy. Już dzisiaj się wynoszę.
- Co tak od razu?
– Spytał zbity z tropu Jacek. – Nic ci jeszcze nie powiedziałem.
- Możliwe, ale
czuję, że nie jestem tu mile widziany – sapnął Chris patrząc na mężczyznę – Nie
mówię tu o Skrzacie, bo wiem, że tęsknił i się martwił.
- Nie interpretuj
mojego zachowania, skoro nie wiesz jak jest – rzucił spokojnie Jacek puszczając
Rubi – Po prostu cię nie znam, dlatego jestem ostrożny. Dopiero dziś rano
dowiedziałem się, że tu jesteś.
- Aha – westchnął
porozumiewawczo Chris z zamyślonym wzrokiem – Przepraszam.
- Nie musisz
przepraszać – oznajmił Wieczorek – Lepiej powiedz, jaki jest twój prawdziwy
cel. Ewidentnie widzę, że coś nie daje ci spokoju.
- Chciałem z nim
trochę pobyć – Chris odwrócił wzrok – to tyle.
- Ty naprawdę
jesteś z nim spokrewniony – stwierdził spokojnie Jacek – Macie podobne reakcje,
gdy chcecie coś ukryć. Tyle, że on jest w tym kiepski. To jak?
- Chciałem
sprawdzić, czy nie dzieje mu się tu krzywda – zaczął mówić skrępowany Chris –
Sporo wycierpiał z ręki Murdochów, a ja go zostawiłem w tym domu samego.
Mógłbym się tłumaczyć, że byłem wtedy dzieckiem, ale z pewnością był sposób, by
go jakoś ze sobą zabrać.
- Ile jesteś
starszy od Piotrka? – Wtrącił się Jacek z pytaniem. – I ile lat wtedy miałeś?
- Jestem starszy
półtora roku – odpowiedział Chris – A wtedy miałem dziewięć lat.
- I czym ty się
martwisz? – Uspokajał go mężczyzna. – Byłeś za młody, by coś wskórać. A znając
Piotrka to nie ma o to żalu do ciebie. Ostatnio mocno przeżywał wasze
rozstanie. Wtedy to on się czuł winny, że cię zostawił. Naprawdę jesteście
podobni. Może nie z wyglądu, ale charaktery macie zbliżone.
- Edward szykuje
na niego pułapkę, więc proszę miej na niego oko. – Poprosił Jacka blondyn zmieniając temat rozmowy. – Ja nie jestem w stanie go chronić. Najlepiej by
było, gdyby na jakiś czas zniknął z tego kraju.
- Widzę, że masz tendencję
do szybkiego działania – zaśmiał się Wieczorek z początku zaskoczony reakcją
chłopaka – Mówisz to, co postanowisz w danej chwili. Ciekawy z ciebie gość.
- To czasem jest
kłopotliwy nawyk – wybąkał Chris nieco zmieszany – Za coś takiego w naszej
rodzinie, można nieźle oberwać. Jeśli nie umiesz kłamać, to już po tobie.
Potrafię to robić lepiej od Piotrka, ale nie zawsze mi się to udaje.
- Nie martw się –
uspokajał go Jacek – Już podjąłem pewne kroki, by go stąd zabrać. Edward go tak
łatwo nie dostanie.
- O czym tak
plotkujecie z rana – rzucił Piotrek wychodząc z kuchni – Śniadanie gotowe, więc
chodźcie jeść póki ciepłe.
- Skąd wiedziałeś,
że wstałem? – Spytał Wieczorek zaskoczony wiedzą współlokatora. – Myślałem, że
nie wiesz.
- Usłyszałem twój
głos, więc nie udawaj zaskoczonego. – Mruknął zirytowany zielonooki wracając do
kuchni. – Idziecie?
Jacek z Chrisem
ruszyli do kuchni, zmotywowani popędzaniem Piotrka. Po zapewnieniu Wieczorka
blondyn czuł się o wiele lepiej.
* * *
*
*
Piotrek obudził się z potwornym bólem głowy. Wzrok miał jeszcze zamglony, przez co nie wiedział co się wokół niego dzieje. Przymknął oczy w nadziei, że mu to pomoże, ale mocno się przeliczył. Ostatnie co pamiętał, to pytanie Jacka, „czy chce go lepiej poznać?” Odpowiedział, że „tak” i dalej urywał mu się film. Z wolna podniósł się do siadu, a ktoś z powrotem powalił go na to samo miejsce.
- Nie wstawaj –
nakazał mu damski głos – Dam ci coś na polepszenie, więc leż spokojnie.
Chciał zobaczyć
jej twarz, ale nie miał siły podnieść swoich powiek. Po chwili poczuł ukłucie w
bok szyi. Ból pomału zanikał, a wzrok stawał się wyraźniejszy. Ujrzał
czarnowłosą dziewczynę o oczach identycznych jak u Wieczorka. Uśmiechnęła się
pogodnie, widząc że mu lepiej.
- Jestem Rose –
przedstawiła się pomagając mu wstać – Już ci lepiej?
- Jakoś – zająknął
się zaskoczony jej obecnością, a w szczególności, miejscem gdzie się znajdowali
– Co to za miejsce?
- To dom rodu
Sicarius – poinformowała go dziewczyna w lekkim rozbawieniu – A znajdujesz się w pokoju mojego brata
Dantego. Prosił mnie bym się tobą zajęła do jego powrotu. Musiał coś załatwić w
firmie.
- Ten pokój
wygląda jak jedna, wielka biblioteka – stwierdził Piotrek rozglądając się powoli
– Nie ma tu nawet okien.
- Ach, nie martw
się tym – zaśmiała się Rose – Ten pokój oddaje całą naturę Dantego. Zawsze
cenił sobie ciszę, spokój i zaciemnienie. Jest typem samotnika, dlatego
wszystkich zaskoczył przywożąc ze sobą gościa. Cała rodzina zainteresowała się
twoją osobą, jednak Dante zabronił im się do ciebie zbliżać.
- Jak to? –
Zdziwił się Piotrek słowami dziewczyny. – Przepraszam, ale ciężko mi to
zrozumieć.
- Dante po
powrocie wszystko ci wyjaśni – zapewniła go Rose – Teraz muszę cię zostawić,
ale nie bój się, jesteś bezpieczny. Pod warunkiem, że nie opuścisz tego pokoju,
zrozumiano?
- Mniej więcej –
wymamrotał skołowany chłopak – Czy mógłbym skorzystać z łazienki?
- Dobrze –
uśmiechnęła się czarnowłosa rozbawiona skrępowaniem chłopaka – Zaprowadzę cię
tam.
Wyszli z pokoju i
ruszyli ciemnym korytarzem pozbawionym okien. Piotrek lekko zaniepokojony
starał się nie tracić z oczu dziewczyny. Po pięciu minutach dotarli na miejsce.
– To tutaj – wskazała drzwi na lewo od nich – Poczekam na ciebie, więc proszę
nie siedź tam zbyt długo.
- Dobrze – mruknął
Piotrek wchodząc do łazienki. Było to spore pomieszczenie z dużym prysznicem
i oddzielną kabiną z toaletą. Zielonooki najpierw załatwił pilniejszą
sprawę, po czym podszedł do umywalki i napuszczając do niej wody lekko się
odświeżył. Ni w ząb nie rozumiał co się dzieje, ale postanowił zaczekać na
wyjaśnienia brata dziewczyny. Po krótkiej chwili, wyszedł z łazienki w nieco
lepszym nastroju. – Dzięki, że na mnie zaczekałaś.
- Nie ma sprawy
Piotrze – zaśmiała się widząc zdziwienie na jego twarzy – Czemu jesteś
zdziwiony?
- Nie przypominam
sobie, bym wyjawiał ci swoje imię – odpowiedział spuszczając wzrok na podłogę –
Więc skąd je znasz?
- Oczywiście od
Dantego – wyjaśniła dziewczyna – Powiedział mi jedynie twoje imię, nic więcej.
Nie masz powodu do obaw, więc wyluzuj.
- Ok. – Zdołał
wydusić tylko to jedno słówko, po czym wrócił podążając za dziewczyną do
pokoju. Tam został sam bijąc się z własnymi myślami i domysłami, dociekając o
co może tu chodzić, jednak nie potrafił znaleźć zadowalającego go rozwiązania.
Sfrustrowany opadł na poduszki, a po godzinie zasnął. Nie spał jednak zbyt
długo, bo nowe miejsca sprawiały, że przestawiał się na tryb czuwania. Wstał i
usiadł na podłodze opierając się o łóżko. Podkulił kolana pod klatkę piersiową
i na nowo zaczął pogrążać się w niedorzecznych czasem myślach. Po pewnym czasie
drzwi się otworzyły i zamknęły, ale nie miał odwagi spojrzeć kto wchodzi.
Usłyszał skrzypnięcie łóżka na znak, że ktoś na nie wszedł.
- Co ty
wyprawiasz? – Spytał znajomy męski głos. Piotrek z mieszanymi uczuciami, z
przewagą strachu, spojrzał na mężczyznę. – Piotrek? Co z tobą?
- Nic – wyjąkał
chłopak usilnie starając się nie złamać, jednocześnie w duchu się uspokajając –
Nic takiego.
- No, właśnie
widzę – westchnął Jacek przyciągając chłopaka do siebie – Jak się czujesz? Nikt
cię nie niepokoił?
- Nie – odparł
Piotrek nie patrząc w oczy Wieczorka – Rose zostawiła mnie tu samego.
Jacek się podniósł
i chwytając zielonookiego położył go na łóżku, a sam siadł obok usidlając go
pomiędzy swoimi rękami. Chłopak nadal nie chciał na niego spojrzeć.
- Jesteś na mnie
zły? – Spytał mężczyzna szepcząc mu do ucha. – Jeśli tak, to spójrz na mnie i
powiedz za co.
- Nie jestem zły –
odpowiedział Piotrek spokojnym głosem lekko zezując na rozmówcę – Powiedzmy, że
trochę się boję?
- Czego? – Zdziwił
się Jacek i szybkim ruchem przekręcił twarz chłopaka tak, by ich oczy się
spotkały. – Nie unikaj mojego wzroku, gdy ze mną rozmawiasz.
- Budzę się sam, w
obcym domu, w obecności jakiejś nieznanej mi dziewczyny – wyrzucił z siebie
Piotrek – Nic nie wiem, jestem zdezorientowany w pustym, ciemnym pokoju jakiegoś
Dantego! Postaw się na moim miejscu.
- Pfff – Roześmiał
się Jacek rozbawiony miną chłopaka. – Przepraszam, ale nie mogłem się
powstrzymać.
- Co cię tak
rozbawiło? – Spytał zdenerwowany Piotrek. – To nie ładnie śmiać się z innych
ludzi.
- Wiem, ale twoja
mina była dość zabawna – tłumaczył się Wieczorek – A to jest mój pokój.
- Zaraz, zaraz –
wstrzymał go zielonooki – czyli ten Dante, to ty?
- We własnej
osobie – potwierdził Jacek lekko się skłaniając – Dante Sicarius.
- Czyli, że dotąd
nie znałem nawet twojego prawdziwego imienia? – Naburmuszył się Piotrek. –
Świetnie.
- Hej, nie złość
się – poprosił Wieczorek – Nie powiedziałem ci, bo nie mogę publicznie ujawniać
nazwy mojego rodu. Jacek Wieczorek to tożsamość, którą sam sobie nadałem. Moja
rodzina działa w ukryciu i tylko nieliczni znają jej prawdziwy sens. No,
przestań się gniewać.
- Ok. Rozumiem.
Ale wytłumacz mi jedną rzecz. – Piotrek pytająco spojrzał na mężczyznę. – Czemu
mnie tu sprowadziłeś? Nie mogłeś opowiedzieć o sobie w domu?
- Chciałeś poznać
mnie bliżej – zaczął wyjaśniać Jacek lekko poważniejąc – Jestem dość
skomplikowaną osobą. Ciężko mnie rozgryźć.
- Do czego
zmierzasz? – Spytał ostrożnie zielonooki. – Zaczynasz mnie trochę przerażać.
- Długo myślałem,
jak sprawić byś mnie poznał – kontynuował mężczyzna – Do głowy wpadł mi jeden
pomysł. Pokażę ci kim tak naprawdę jestem po przez szkołę, do której
uczęszczałem.
- Nie, no zaraz –
wtrącił się Piotrek w szoku siadając – Chcesz mnie wysłać do szkoły? Nie
myślisz, że jestem na to za stary?
- To nie jest
zwyczajna szkoła – tłumaczył Jacek – Ta szkoła to Assassini Tirocinium.
- Szkoła zabójców?
– Piotrek zbladł z przerażenia. – Powiedz, że żartujesz. Ty żartujesz, prawda?
- Mógłbym skłamać,
ale co by to dało? – Westchnął Wieczorek mierzwiąc mu włosy. – Dasz radę.
Wystarczy, że przetrwasz.
- Pogięło cię? –
Wrzasnął w szoku chłopak. – Na bank nie dam sobie tam rady. Nie potrafię zabijać,
a co najważniejsze, nie umiem posługiwać się bronią.
- Wierzę w ciebie
– uspokajał go mężczyzna – Jesteś zdolny, a co najważniejsze, szybko się uczysz.
Sam mówiłeś, że umiesz się bić. I z doświadczenia wiem, że nieźle posługujesz
się nożem. Nie raz widziałem cię w kuchni, dlatego wiem, że sobie poradzisz. To
tylko pół roku.
- Pół roku?! – Zdębiał
na chwilę kasztanowłosy. – Ty chyba chcesz mnie zabić.
- Zobaczysz, nie
będzie tak źle – pocieszał go Jacek – Będę opiekunem twojej klasy, więc się nie
bój. Osobiście zadbam o twoją edukację.
- Jakoś nie
poprawiasz mi tym humoru – mruknął Piotrek opadając na poduszki – Pewnie będę
tam najstarszy i najbardziej niedoświadczony.
- Oj, zdziwisz się
– zachichotał Wieczorek w odpowiedzi – Niedługo się wszystkiego dowiesz.
- Jacek? –
Wypowiedział jego imię w zamyśleniu. – Jak rekrutujecie kandydatów do tej waszej
szkoły, skoro trzymacie jej istnienie w tajemnicy?
- Nasza rodzina
jest dość liczna i zasila wiele ważnych punktów w różnych krajach – odparł
mężczyzna w skupieniu przyglądając się partnerowi – Z reguły klasy składają się z przedstawicieli różnych gałęzi
naszego rodu. Jeśli któremuś z nas zacznie zależeć na kimś spoza szeregów
familii, wówczas przymusowo sprowadza się taką osobę do szkoły, by poduczyć ją
w celu samoobrony.
- Jeśli dobrze
rozumiem, to należę właśnie do grona takich osób – główkował Piotrek – Idąc tym
tropem, chcesz mnie chronić ucząc samoobrony, bo ci na mnie zależy?
- Właśnie –
uśmiechnął się Jacek zadowolony z faktu, że Piotrek zrozumiał jego intencje –
Mądry z ciebie chłopak.
- A co to ma
wspólnego z tym, że mam cię bliżej poznać? – Dociekał zielonooki. – Przecież to
są dwie różne sprawy.
- Na pierwszy rzut
oka – zgodził się mężczyzna – ale po głębszym spojrzeniu można dostrzec
powiązania.
- Czyli? – Ciągnął
go za język Piotrek.
- Jestem
absolwentem tej szkoły – oznajmił Jacek – Od najmłodszych lat byłem szkolony na
skrytobójcę. Przez pół roku będziesz żył tak, jak ja przez większość moich
lat. Mniemam, że tyle czasu wystarczy
byś mógł poznać moją prawdziwą tożsamość.
- Przecież już cię
znam – orzekł chłopak – Na tyle długo mieszkamy ze sobą, że zdążyłem cię
poznać.
- Poznałeś Jacka
Wieczorka – zgodził się mężczyzna – Teraz nadszedł czas byś poznał skrytobójcę Dantego
Sicariusa. Wiesz, że nie ma już odwrotu?
- Mam tę
świadomość – potwierdził Piotrek powstrzymując drżenie strachu – Po prostu
muszę przetrwać, tak?
- Tak – zgodził
się Jacek – W szkole nie będę mógł ci pomóc, ale nie dam zrobić ci krzywdy.
Musisz nauczyć się być silnym i nie okazywać słabości. Nikt ci tam nie pomoże,
bo by przetrwać, musisz polegać jedynie na własnych zmysłach, rozumiesz? Nawet
kiedy będziesz błagał o pomoc, nie uzyskasz jej od nikogo, nawet ode mnie.
- Rozumiem –
odrzekł chłopak – czyli teraz nasze relacje będą opierać się o więzi
uczeń-nauczyciel. Nic więcej.
- Nie do końca –
odparł uśmiechając się Jacek – Możesz spodziewać się małych porwań w trakcie
szkolenia. Im będziesz mniej czujny, tym częściej będę cię porywał. Wierz mi,
jestem naprawdę dobry w skradaniu się do ofiary.
- Hej, to nie fair
– zarzucił mu Piotrek – Jestem zielony w sprawach skradania się i czujności.
Nie mam z tobą szans.
- Dlatego musisz
szybko się uczyć – zachęcił go Jacek – Twój tyłeczek też potrzebuje regularnego
treningu.
- Bez takich mi tu
– zastopował go zielonooki – Już ja się postaram, żeby tych treningów było jak
najmniej.
- Rzucasz mi
wyzwanie? – Ożywił się Wieczorek. – Dzięki temu będę zmotywowany, by cię dopaść
w najmniej oczekiwanym momencie.
- Tylko spróbuj –
podniósł rękawicę Piotrek – Będę gotów.
- Dobrze –
ucieszył się mężczyzna – Skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, to czas na
egzaminy wstępne.
- Co masz na
myśli? – Spytał zaskoczony chłopak, ale długo nie musiał czekać na odpowiedź,
bo Jacek zaczął się do niego dobierać. – Hej, co ty wyrabiasz? Ktoś może nas
usłyszeć, a poza tym, nie mam na to ochoty.
- Ty nigdy nie
masz na to ochoty – westchnął Jacek nie przerywając rozbierania chłopaka – I
nikt tu nie wejdzie, ani nikt nas nie usłyszy. Ten pokój jest dźwiękoszczelny.
Piotrek zdębiał
słysząc te słowa, co ułatwiło tylko robotę Wieczorkowi. Nim się chłopak
zorientował był już jedynie w bokserkach.
- Czemu mi nie
odpuścisz, choć raz? – Narzekał Piotrek cały czerwony na twarzy z zawstydzenia. – I czemu za każdym razem tak się we mnie wpatrujesz?
- Jesteś piękny i
trudno się oprzeć twojemu urokowi – poinformował go Jacek zdejmując z niego
ostatnią część garderoby. Piotrek szybko skrzyżował nogi w zakłopotaniu. –
Wiesz, do tej pory nikt nie potrafił mnie zaspokoić. Tylko ty sprawiasz, że
jestem usatysfakcjonowany.
- No, co ty? –
Wzdrygnął się kasztanowłosy, kiedy ten przejechał palcami po jego podbrzuszu. –
Proszę, przestań się na mnie tak gapić. To takie żenujące.
- Wiesz, że tego
nie unikniesz – ciągnął dalej Jacek nie spuszczając z niego wzroku – Pokaż mi
całego siebie. Rozszerz nogi. Chcę ujrzeć cię w całej okazałości.
Piotrek chwilę
myślał, aż wreszcie pomału rozsunął nogi. Jacek nie tracąc czasu od razu
wykorzystał okazję i w niego wszedł. Chłopak w szoku i z nieprzyjemnego bólu głośno
jęknął odchylając się do tyłu. W pierwszej reakcji chciał się odsunąć, ale
Wieczorek mu nie pozwolił mocniej przyciskając do siebie. Zelżył uścisk, kiedy
chłopak całkowicie się poddał. Piotrek szybko się zmęczył, ponieważ był jeszcze
pod działaniem medykamentów, dzięki którym sprowadzono go do domu rodu Sicarius.
Starał się jednak jak najdłużej utrzymać przytomność.
- Chyba nie
wytrzymam – szepnął w końcu nieprzytomnym głosem – Ale możesz kontynuować.
Po tych słowach stracił
przytomność, a Jacek zdziwiony jego postawą na krótko przestał się poruszać. Po
chwili jednak ponowił działanie, do momentu całkowitego zaspokojenia. Kiedy
skończył, runął na łóżko obok śpiącego już partnera. W milczeniu przyglądał się
jego spokojnej twarzy, odgarniając zbłąkane kosmyki kasztanowych włosów z jego
spoconego czoła. Musnął ustami lekko jego policzek w podziękowaniu za wspaniałą
noc.
- Miłych snów –
szepnął przykrywając kocem nagie ciało Piotrka – Jesteś najlepszym co mnie
spotkało, więc śpij spokojnie.
* * *
*
*
Biegł długim, ciemnym korytarzem.
Ktoś non stop deptał mu po piętach. Na plecach czuł jego wzrok. – Nigdy nie
uciekniesz.
Piotrek raptownie
zerwał się ze snu. Serce waliło mu jak młotem. Przetarł oczy i ku swojemu
zaskoczeniu stwierdził, że leży w jakimś małym pokoiku z dwoma łóżkami. Jedno
zajmował właśnie on, ale nie miał zielonego pojęcia do kogo należy to drugie, a
co najważniejsze, gdzie jest i jak się tu znalazł. Ubrany był w oliwkową
koszulkę i spodnie taktyczne moro. Miał lekki zawrót głowy po nagłym wstaniu z
pozycji leżącej.
- Znowu
nafaszerował mnie jakimiś prochami – szepnął sam do siebie chwytając się za
głowę – Do tego ubrał mnie jak żołnierza.
- To regulaminowy
strój tej szkoły – poinformowała go dziewczyna, która właśnie weszła do pokoju
– Widzę, że się już obudziłeś. Musieli trochę przedawkować, bo spałeś półtora
dnia.
- Aż tyle? –
Zszokował się Piotrek wściekły za swoją słabą głowę. – A kim ty tak w ogóle
jesteś, jeśli można wiedzieć?
- Mój błąd, nie
przedstawiłam się jeszcze – zaśmiała się zmieszana dziewczyna. Miała długie,
brązowe włosy i zielone, czujne oczy – Jestem Nicole, a ty?
- Nazywam się
Piotrek – odpowiedział chłopak w zadumie – To ma być jakiś żart, że umieścili
nas razem w pokoju?
- Nie wiem –
zachichotała szatynka widząc jego minę – Twój wyraz twarzy jest bezbłędny.
- Ile masz lat? –
Spytał nagle mierząc dziewczynę wzrokiem. – Bo raczej nie wyglądasz na kogoś
pełnoletniego.
- Co tak nagle? –
Zdziwiła się Nicole pytaniem Piotrka. – Niech ci będzie, mam czternaście lat i
jestem tu trzecią z najmłodszych, a ty?
- Mam dwadzieścia
dwa lata – rzucił chłopak analizując jej odpowiedź – Nie sądzisz, że jestem
trochę za stary na tę szkołę?
- O czym ty
gadasz? – Wyśmiała go dziewczyna – Jesteś tuż za mną w skali wiekowej. Najstarszy
kandydat ma czterdzieści pięć lat.
- No, co ty? –
Piotrek był w szoku. – A ja myślałem, że to ja tu będę najstarszy.
- To się grubo
pomyliłeś – rzuciła Nicole – Za godzinę zaczyna się spotkanie organizacyjne,
więc mamy trochę czasu, bym mogła cię oprowadzić.
- Aha – westchnął
Piotrek próbując poukładać sobie nowe informacje – To spoko.
Nicole chwyciła go
za rękę i wyprowadziła z pokoju. Cały czas starał się nie tracić jej z oczu.
- Wiesz, ten rok
jest wyjątkowy – oznajmiła w uśmiechu zatrzymując się przy jednym z okien – Tak
bardzo się cieszę, że postanowiłam wybrać się tu teraz, a nie później.
- Wyjątkowy? –
Zdziwił się chłopak wyrwany z myśli. – Dlaczego?
- W tym roku
jednym z nauczycieli będzie najlepszy z najlepszych absolwentów Assassini Tirocinium. – Zaczęła
opowiadać szatynka. – Ponoć miał najwyższe wyniki we wszystkich próbach. Krąży
też wiele legend na jego temat.
- To musi być
naprawdę niezły gość – przyznał z grzeczności Piotrek – skoro z lubością tak o
nim opowiadasz. Ciekawe jak się nazywa.
- To ty nic nie
wiesz? – Zrugała go dziewczyna. – No, co ty?
- No, jakoś się
tak złożyło, że nic nie wiem na temat tej szkoły – zawstydził się chłopak
drapiąc lekko w tył głowy – Można powiedzieć, że nie miałem wyjścia i musiałem
tu wylądować.
- Luzik, od czego
masz mnie – poklepała go po piersi pocieszając – Legenda, o której ci mówię to
Dante Sicarius, najmłodszy syn tego rodu. To naprawdę cud, że będzie tu w roli
nauczyciela. Jak dotąd to przyjeżdżał tu jedynie na inspekcje. Ciekawe co
skłoniło go do takiej zmiany.
- Nie mam pojęcia
– mruknął Piotrek wbijając wzrok w widok z okna. W myślach starał się zagłuszyć
szok po usłyszanych faktach. W tym czasie Nicole pociągnęła go za sobą prowadząc w stronę auli, gdzie miało rozpocząć się spotkanie. – To jest, aż tak
bardzo ważny?
- Jest
niewiarygodny – tłumaczyła dziewczyna – Ponoć raz rozgromił w pojedynkę całą
grupę uzbrojonych po zęby gangsterów. Mówię ci, Dante Sicarius wymiata.
W momencie
wypowiadania tych słów dziewczyna wpadła na kogoś w konsekwencji się
przewracając. Kiedy podniosła wzrok,
zobaczyła czarnowłosą kobietę z miłym wyrazem twarzy. Piotrek ze zdziwieniem
stwierdził, że ją zna.
- Jak tam Piotrze?
– Spytała Rose ignorując Nicole. – Słyszałam, że dość długo spałeś po spotkaniu
z moim bratem. Dobrze się czujesz?
- To nic –
tłumaczył się zakłopotany chłopak – Po prostu mam słabą głowę do wszelkiego
rodzaju używek, o lekach nie wspominając.
- Aha – zaśmiała
się czarnowłosa odchodząc – Powodzenia w szkole.
Piotrek w
milczeniu odprowadził ją wzrokiem, po czym klepnął w ramię rozmarzoną Nicole.
- Co z tobą? –
Zadał jej pytanie w zdziwieniu. – Jakoś dziwnie wyglądasz.
- Wpadłam na Rose
Sicarius – zaczęła mamrotać pod nosem dziewczyna kucając pod ścianą – Ona mnie
olała. Jestem dla niej nikim.
- Nie łam się tym
– pocieszał ją Piotrek kucając naprzeciw niej – Po prostu cię nie zna i nie wie
co traci, bo jesteś bardzo fajną osobą.
- Naprawdę tak
sądzisz? – Spytała z nadzieją w oczach szatynka. – Bo ja na ogół nie mam zbyt
wielu znajomych.
- Naprawdę –
uśmiechnął się potakując chłopak – Możesz mi zaufać w tych sprawach.
- Słuchaj go –
usłyszeli za sobą męski głos, nazbyt znajomy chłopakowi – wie co mówi.
Oboje stanęli jak
wryci naprzeciw mężczyzny, który czujnie się im przyglądał. Piotrek nie miał
odwagi spojrzeć na niego patrząc na podłogę. Nicole zaś z lubością wpatrywała
się w swojego idola.
- Dobrze się
czujesz? – Jacek nie spuszczał z chłopaka zatroskanego wzroku, czym bardziej go
peszył. – Nic cię nie boli?
- Jest dobrze –
wymamrotał zielonooki błagając w myślach, żeby ta rozmowa jak najszybciej się
skończyła – Naprawdę, wszystko gra.
- Dobrze mi to
słyszeć – uśmiechnął się Jacek klepiąc go w ramię. – Widzę też, że masz już
koleżankę.
- To Nicole –
przedstawił dziewczynę Piotrek przypominając sobie o jej obecności – Jest moją
współlokatorką.
- Dobrze się nim
zaopiekuj, panienko – zalecił Jacek w uśmiechu – Jest dość delikatny.
- Hej – wycedził
przez zęby Piotrek – To nie do końca prawda.
- Ta, ta – zaśmiał
się mężczyzna – Z niecierpliwością czekam na nasze pierwsze starcie.
Po tych słowach
wszedł do auli. Piotrek w złości zacisnął pięści i zęby, jednak obecność Nicole
sprawiła upływ emocji. Wziął głęboki wdech i razem wkroczyli do sali. Kiedy przekroczyli
próg pomieszczenia do ich uszu dochodziły ciche szmery rozmów zgromadzonych.
Zajęli dwa ostatnie miejsca pod ścianą na tyłach oczekując rozpoczęcia.
- Proszę by
zebrani się uciszyli – nakazał mężczyzna w średnim wieku z blizną na lewym
policzku – W tym roku widzę, że zgromadziło się tu sporo świeżego mięsa. Na
wstępie zaznaczam, że ta szkoła nie należy do najłatwiejszych. Nie będziecie
się tu uczyć nudnych przedmiotów ścisłych, czy humanistycznych. To pole walki,
gdzie liczy się siła, spryt i zdolność trafnej analizy faktów. Przez pół roku
czeka was kawał ciężkiej harówki, więc radzę się wam na to przygotować. A teraz
czas na przydzielenie klasom ich opiekunów. W tym roku utworzono cztery grupy
po pięć osób. I tak, grupa A należy do Rose Sicarius, grupa B do Wiktora Moon’a,
grupa C do Dantego Sicariusa, a ostatnia grupa D wchodzi pod moje skrzydła
Teodora Holmesa. W razie pytań, zgłaszać się do swoich opiekunów.
Mężczyzna zaczął
wyczytywać nazwiska osób, po czym przydzielał je do ustalonej grupy.
- Ale mamy fart –
wyszeptała zadowolona Nicole – Nasza grupa to C, czyli Dante jest naszym
opiekunem.
- No, nie wiem,
czy tak świetnie – westchnął szeptem Piotrek w ogóle nie zaskoczony tym faktem.
Z nerwów zagryzł swój kciuk. – Na bank nie mam szans z nim wygrać w tej
sytuacji.
- Wyluzuj – dźgnęła go łokciem w bok dziewczyna – z Dante u boku nie przegramy tak łatwo.
- Tak? – Zaskoczył
się swoim spokojnym głosem. – Możliwe.
- Najwyższy czas
by każdy opiekun zabrał swoją grupę do wyznaczonych miejsc. – Ogłosił Holmes
uciszając towarzystwo. Wszyscy w auli wstali i każda z wymienionych grup po
kolei opuszczała salę podążając za swoim opiekunem. Kiedy Dante Sicarius wstał
i wyszedł, grupa C ruszyła za nim w milczeniu. Piotrek ukradkiem
przyglądał się swoim kompanom, ale w większej mierze wbijał swój wzrok w plecy
mężczyzny na przedzie.
- Jak pokonać wykwalifikowanego zabójcę, a co
najmniej, jak go przechytrzyć? – Zastanawiał się w myślach chłopak. – Jeśli nie wymyślę niczego dobrego, to na
bank przegram. Muszę chociaż spróbować. Wtedy może to będzie mniej poniżające,
niżbym od razu miał się poddać.
Rozmyślanie
przerwał mu nagły postój. Lekko zdezorientowany obejrzał się wokoło, jednak na
szczęście, Nicole była pod ręką, co go uspokoiło. Dante stanął twarzą do swojej
grupy, po czym lekko się uśmiechnął.
- Za mną znajdują
się drzwi do naszej bazy – poinformował zebranych – To jest wasz pierwszy test.
Kto rozwiąże zagadkę i otworzy nam drzwi?
Wszyscy, oprócz
Piotrka, podeszli do ściany z płaskorzeźbami, która znajdowała się za mężczyzną
i zaczęli ją obmacywać i szukać wejścia. Nikt jednak nie robił w tym
kierunku postępu. Piotrek z dystansu uważnie przyglądał się płaskorzeźbom,
a w szczególności wyrytemu pośrodku napisowi: „Ab homine homini
cotidianum periculum”.[1] Dante wbił w chłopaka
wzrok i nieco się uśmiechnął pod nosem widząc skupienie w jego zielonych
oczach.
-
Co ty tak tu stoisz i nie pomagasz szukać wejścia? – Skarciła Piotrka Nicole
ciągnąc go za ucho. – Nie obijaj się, tylko pomóż.
-
Au, aua – jęknął cicho wyrwany z rozmyślań – Zostaw, to boli.
-
To kara za brak czynnego udziału – pouczyła go dziewczyna – Jeśli nie pomożesz,
to dopiero poczujesz co to ból.
- A
co by to dało, gdybym obmacywał bezmyślnie z wami tę ścianę? – Zadał jej
pytanie prawie szeptem, bo nie chciał by ktoś ich usłyszał. – Wiem jak otworzyć
te drzwi, ale musisz być cicho i mi pomóc, ok.?
-
Dobra – zgodziła się podekscytowana Nicole – To, co mam zrobić?
-
Musisz podejść do podobizny tego pierwszego wilka i nacisnąć jego oczy –
poinstruował ją chłopak – Tak uruchomisz mechanizm otwierający drzwi. Ach, i
drzwi są po boku, a nie na wprost.
-
Skąd to wiesz? – Zdziwiła się szatynka. – Nawet nie szukałeś.
-
Czasem wystarczy pomyśleć – westchnął Piotrek mierzwiąc jej włosy – Widzisz ten
napis?
-
Tak – potwierdziła dziewczyna – i co w związku z tym?
-
To łaciński odpowiednik powiedzenia „człowiek człowiekowi wilkiem”, choć w nie
dosłownym znaczeniu, bo gdyby wyryto tam napis „homo homini lapus est” byłoby to zbyt łatwe, nie sądzisz?
Zastąpiono tu Pluat’a Seneką. – Tłumaczył dziewczynie. – Rzeźba przedstawia
polującą watahę wilków i uciekającą przed nimi ofiarę.
- Aha
– uśmiechnęła się rozumiejąc jego wyjaśnienia – A skąd wiesz, że trzeba
nacisnąć oczy tego pierwszego z nich?
-
Bo to jest samiec alfa – mruknął w odpowiedzi – to on przewodzi stadu, ponieważ
jest najsilniejszy. Jego wzrok skierowany jest na boczną ścianę. Nie
zauważyłaś, że jako jedyny ma odznaczające się oczy?
-
Ja tam nie widzę różnicy – stwierdziła przechylając głowę w bok – Wszystkie
wilki mają białe oczy, tak jak i reszta ich ciał.
-
Dobra – poddał się Piotrek – nie potrafię ci tego wytłumaczyć, więc idź i
otwórz drzwi.
-
Ok. – Ucieszyła się szatynka w podskokach podbiegając do pierwszego wilka.
Nacisnęła jego oczy, a po chwili drzwi po wewnętrznej stronie korytarza
się otworzyły. – Udało się!
Nicole machała w zadowoleniu do Piotrka, który na chwilę wbił
wzrok w okno. Na zewnątrz padał deszcz, a grube krople wody uderzały o szybę,
przykuwając tym uwagę chłopaka. Zbliżała się burza, bo widać to było po
granatowych chmurach.
-
Ciekawe co z Rubi? – Spytał sam siebie szeptem – Mam nadzieję, że wszystko u
niej w porządku.
-
Nie musisz się o nią martwić – szepnął mu do ucha Dante – W pokoju czeka na
ciebie mała niespodzianka i myślę, że ci się spodoba.
-
Co to? – Dociekał chłopak. – Powiedz.
-
Przekonasz się, jak wrócisz do swojego pokoju – zaśmiał się mężczyzna – Ale
zanim to nastąpi musisz zwiedzić bazę swojej grupy. A tak z ciekawości zapytam,
dlaczego sam nie otworzyłeś tych drzwi, skoro rozgryzłeś ich mechanizm niemalże
od razu?
-
Za duży z tym kłopot – westchnął Piotrek machając na to ręką – A poza tym, nie
lubię się afiszować przed innymi ludźmi.
-
Cały ty – podsumował go mężczyzna lekko popychając do otwartych drzwi – Wchodź
i się rozgość.
Kiedy
przeszedł przez otwór w ścianie, jego oczom ukazał się wielki pokój umeblowany
jak jakaś sala zabaw. W środku znajdowały się wszelkiego rodzaju gry logiczne,
broń, mała biblioteczka, a nawet kuchnia.
-
Wow – Szepnął zdębiały tym widokiem. W milczeniu usiadł w jednym z najbliższych
foteli. – Niesamowite.
-
Widzę, że wszyscy już się rozgościli – uśmiechnął się Dante siadając w fotelu
naprzeciw Piotrka – Na początek, niech każdy powie swoje imię, nazwisko i wiek.
Od tej pory tworzymy rodzinę, więc nie radzę kłamać, zrozumiano?
-
Tak jest – odpowiedzieli chórem zebrani w sali.
-
Ja rozpocznę – kontynuował mężczyzna poważnym tonem – i pójdziemy zgodnie z
ruchem wskazówek zegara.
-
Tak jest – potwierdzili, że zrozumieli kandydaci grupy C.
-
Nazywam się Dante Sicarius – zaczął Jacek – Mam dwadzieścia osiem lat.
- Jestem
Kacper Murdoch – przedstawił się blondyn siedzący obok Dantego – Mam
dwadzieścia cztery lata.
-
Elizabeth Wolf – podniosła się z miejsca rudowłosa dziewczyna o piegowatej
twarzy – dwadzieścia sześć lat.
-
Piotr Czarnecki – odparł zielonooki siląc się na spokojny głos – dwadzieścia
dwa lata.
-
Nicole Veneni – odparła szatynka w uśmiechu – czternaście lat.
-
Iwan Dymitr – skłonił się mężczyzna o popielatych włosach i groźnym spojrzeniem
– dwadzieścia osiem lat.
-
Wygląda na to, że ja zamykam obieg wiekowy – zażartował Jacek wstając z fotela
i ruszył do Nicole – A ta panna go otwiera. Jak już pewnie zauważyliście,
pokoje dzielimy parami. Czy ktoś coś jeszcze zauważył? Może Piotrek?
-
Co? – Zdziwił się zaskoczony pytaniem, ale po chwili dedukcji podjął wyzwanie. –
Pary w pokojach składają się z osób dobranych na podstawie wieku, od
najmniejszego do największego. Skoro Nicole jest pierwsza, jej partnerem
zostaje następna osoba w ogniwie, czyli ja. Dalej idąc tym tropem następne pary
to: Kacper z Elizabeth i Iwan z Dante.
-
Prawidłowe rozumowanie – pochwalił go Dante – Wiem, że niezbyt podoba wam się
ten podział, ale musicie do tego przywyknąć. Sam osobiście wolałbym inny
rozkład, dlatego wiem co czujecie. – Zmierzył całe towarzystwo czujnym wzrokiem.
– Pobudka o piątej i zbieramy się na głównym holu szkoły kwadrans po tej
godzinie. A teraz możecie się rozejść. Na stole leżą wasze nieśmiertelniki,
więc niech każdy swój zabierze przed wyjściem.
-
Tak jest – potwierdzili wszyscy wstając z miejsc.
Piotrek
pogrążony w myślach wstał jako ostatni i nieśpiesznie ruszył po swój
nieśmiertelnik. Miał już go wziąć, kiedy ktoś go wyprzedził. Zdziwiony spojrzał
przed siebie i ujrzał blondyna zadziornie się uśmiechającego.
-
Kacper, tak? – Spytał lekko rozkojarzony zielonooki. – Mógłbyś oddać mi mój
nieśmiertelnik?
-
Mógłbym, ale nie za darmo – oświadczył blondyn świdrując go zimnymi błękitnymi
oczami – To jak?
-
Nie mam przy sobie kasy – westchnął zrezygnowany Piotrek – więc nie mam ci jak
zapłacić.
-
Nie chodzi mi o pieniądze – machnął ręką jasnowłosy chłopak – Odpowiedz mi
tylko na jedno pytanie, ok.?
-
Postaram się – odparł zmęczony kasztanowłosy – W miarę swoich możliwości.
-
Ok. – zgodził się Kacper – Nie spotkaliśmy się gdzieś wcześniej?
-
Raczej w to wątpię – sapnął Piotrek patrząc na chłopaka – Nie przypominam
sobie, bym znał kogoś o tym imieniu. Przykro mi.
-
Nie szkodzi – uśmiechnął się Kacper już przyjaźnie – Chciałem się tylko
upewnić, bo wydałeś mi się znajomy. Sorry za to.
-
Spoko – odwzajemnił uśmiech Piotrek odbierając swój nieśmiertelnik – Błądzić to
rzecz ludzka, co nie?
-
Tak – zgodził się blondyn, po czym zniknął za drzwiami pozostawiając
zielonookiego samego z opiekunem.
-
To ja może już pójdę – zaproponował zmieszany Piotrek ruszając w stronę wyjścia
– Nie zbyt pamiętam drogę do mojego pokoju, więc lepiej jak dogonię Nicole.
-
Po co ten pośpiech? – Zatrzymał go Dante chwytając za ramię, na co ten się
wzdrygnął. – Mamy pokoje w tym samym skrzydle, więc możemy pójść tam razem.
-
Ok. – Przystał na propozycję chłopak. – Tym razem możemy pójść razem.
-
Nie denerwuj się tak – uspokajał go mężczyzna – Lepiej powiedz, jak tam twoje
samopoczucie po pierwszym dniu w szkole.
-
Nie jest na razie tak źle – oznajmił Piotrek idąc obok Dantego – Bardziej
obawiam się reszty czasu, który mam tu spędzić. Ucieczka raczej nie wchodzi w
rachubę, co nie?
-
Zgadza się – potwierdził mężczyzna – Ale gdybyś spróbował, to wyznaczyłbym ci
odpowiednią karę. Przede mną nie da się tak łatwo uciec.
- Mam
tę świadomość – westchnął zrezygnowany chłopak – Ale spytać nigdy nie szkodzi.
-
Co racja to racja – zaśmiał się Dante – Przez pierwszy tydzień dam ci spokój z
zabawą w kotka i myszkę, ale po upływie tego czasu radzę ci się przygotować
na intensywne treningi. – Klepnął chłopaka w tyłek. – Nie mogę się doczekać
naszej pierwszej sesji.
-
Ja ci tego nie ułatwię – zarzekał się Piotrek – Nawet na to nie licz.
- I
tego nie robię – uśmiechnął się mężczyzna – zaostrzysz mi tylko apetyt na
ciebie. Mam kilka nowych rzeczy do wypróbowania, w zależności od twojego oporu.
-
Nie strasz mnie bardziej niż jest to potrzebne. – Poprosił Piotrek spuszczając
swój wzrok. – I tak jestem na przegranej linii, bo wyzwałem cię nie mając
pojęcia, jak dobry jesteś. Od Nicole wiem, że jesteś asem wśród absolwentów tej
szkoły, chyba gorzej wpakować się nie mogłem.
- Przynajmniej
jesteś ze mną szczery – rzucił Jacek w zadowoleniu tarmosząc mu włosy – Gdyby
było łatwo, co to by było za wyzwanie?
-
Nie jestem dzieckiem, więc mnie tak nie traktuj – mruknął Piotrek poprawiając
zniszczoną fryzurę – Dam z siebie wszystko. Masz moje słowo.
-
Zuch chłopiec – pochwalił go Dante – Jesteśmy na miejscu. O i ktoś postanowił
cię powitać.
-
Rubi! – Zawołał kotkę Piotrek, szczęśliwy że ją widzi – Jak sobie radziłaś beze
mnie?
-
Zostawiam was samych – pożegnał się mężczyzna znikając za jednymi z drzwi –
Baw się dobrze.
[1] Ab
homine homini cotidianum periculum - Od człowieka człowiekowi grozi
codzienne niebezpieczeństwo - Seneka
Mówiłaś, że ten rozdział może zaskoczyć albo nie w zależności od tego, czego się oczekuje. Lekko mnie zaskoczył, przyjemnie sie czytało, ale znowu mam niedosyt :)
OdpowiedzUsuńIsia.
Ale fajnie! Ja chce Dantego, Jacka, opiekuna grupy C i kim on tam jeszcze jest! Coraz bardziej lubię tego ludzia :).
OdpowiedzUsuńTrochę zdziwił mnie Piotrek i jego spokojna postawa na wieść że Jacek Wieczorek nazywa się naprawdę inaczej i że jest nikim innym jak płatnym zabójcą.
Teraz mam kolejną teorię!
Wydaje mi się, że Edward i Dante (Jacek <3) znają się z tej właśnie szkoły! (ale stówy nie dam).
Pozdrawiam i gimme more!
Hej,
OdpowiedzUsuńech, jak Robert znalazł Piotrka, to i Edwart może, szkoła zabójców i w jego grupie jest Murdoch, specjalnie czy przypadkiem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, jak Robertowi udało się znaleźć Piotrka? to i jednak i Edwart może... ech szkoła zabójców i w jego grupie jest Murdoch, specjalnie czy całkiem przypadkiem?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, jak Robertowi udało się znaleźć Piotrka? to i jednak i Edwart może... ech szkoła zabójców i w jego grupie jest Murdoch, specjalnie czy całkiem przypadkiem?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńpotrzebowałam powrócić do tego rozdziału i spostrzegłam, że mój komentarz się nie opublikował, więc teraz to nadrabiam...
zacznę tak... wspaniały rozdział, zastanawiam się jak Robertowi udało się odnaleźć Piotrka? to jednak i Edward może to zrobić... szkoła zabójców i musiał w jego grupie być Murdoch? specjalnie czy całkiem przypadkiem?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza