Translate

poniedziałek, 16 września 2013

Sicarius i Assassini Tirocinium I



 To już XII rozdział Involutio :) Mniemam, że się Wam podoba, bo statystyki pokazują dużo wejść :) W razie jakichkolwiek pytań piszcie w komentarzach.

   Minął czerwiec, a Piotrek nadal głowił się nad rozwiązaniem swoich problemów z Murdochami. Przez Edwarda bał się wyjść z domu, by na niego nie natrafić. W połowie lipca miał z powrotem jechać do Ornety, by pomóc cioci Klarze w pracach domowych. Wstępnie rozmawiał na ten temat z Jackiem, by nie mógł mu zarzucić, że nie poinformował go o wyjeździe. Był właśnie w połowie pakowania, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Powili wstał i ruszył w ich stronę zastanawiając się kto to może być. Otworzył drzwi i zobaczył Chrisa.


- Chris?! – Krzyknął w szoku. – Co ty tu robisz? Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać?


- No, ładne mi przywitanie – mruknął z wyrzutem blondyn – Spodziewałem się czegoś w stylu: „Hej Chris, jak żyjesz” albo „Dobrze cię widzieć braciszku”. Zamiast tego słyszę „Co ty tu robisz!?”


- Sorry – zawstydził się Piotrek – ale nie spodziewaj się po mnie takich dziwnych powitań. Nie jestem zbyt towarzyski, więc sobie daruj.


- Może wpuścisz mnie do środka? – Zaproponował Chris wskazując mieszkanie. – Czy raczej mam się wynosić, bo należę do znienawidzonego rodu Murdoch?


- Ależ skąd? – Zaprzeczył kasztanowłosy zapraszając brata do środka. – Po prostu mnie zaskoczyłeś.


Zanim Chris wszedł, drzwi z naprzeciwka się otworzyły i wybiegły z nich bliźniaki. Dzieci od razu rzuciły się na Piotrka radośnie przy tym krzycząc na powitanie. Chris w szoku i lekkim rozbawieniu przyglądał się całej sytuacji.


- No widzę, że się tu nie nudzisz – odparł siłą powstrzymując śmiech – No, nie mogę, chyba zrobię sobie zdjęcie, żeby to utrwalić.


- Ani mi się waż – wycedził przez zęby Piotrek – Jacusiu, Agatko możecie mnie puścić?


- Piotr, Piotr! – Wołały dzieci z radości. – Zrób nam deserek. Prosimy!


- Puśćcie Piotra! – Nakazał Kamil wychodząc z domu. – Czemu wyszliście bez pozwolenia z mieszkania!


- Kamil to snob! – Zawołał Jacuś chowając się za Piotrkiem i pokazując bratu język. – Nie chce się z nami bawić!


- Do tego nie umie gotować! – Wtórowała bratu Agatka. – Przypalił mleko!


- Ładnie to tak skarżyć na starszego brata? – Spytał zdenerwowany Kamil. – Ja wam pokażę, mali niewdzięcznicy!


- Dobra, już dobra – wtrącił się Piotrek zmęczony całą tą sytuacją – Wszyscy wchodźcie. Kamil nie zapomnij tylko zamknąć mieszkania.


- Dobrze – wykonał polecenie chłopiec – Zaraz przyjdę.


- Chris, na co czekasz? Wchodź. – Nakazał bratu, który ze zdziwieniem na niego patrzył. – Czekasz na oklaski, czy jak?


- Już, już – zaśmiał się Chris przekraczając próg mieszkania. Bliźniaki już od jakiegoś czasu wariowały w salonie wypełniając pomieszczenie swoimi wrzaskami. – No, nie powiem. Ciekawie się zapowiada ta moja wizyta.


- Nie narzekaj, zaraz się uspokoi – pocieszał go Piotrek klepiąc po ramieniu – Po prostu nie jesteś przyzwyczajony do dzieci. Ja jakoś przywykłem.


Chris usiadł na kanapie, a naprzeciw niego usiadły bliźniaki i wbijały w niego wzrok. Kiedy Piotrek wszedł do kuchni, dzieci raptownie się uspokoiły.


- Czemu jesteście takie ciche? – Spytał niepewnie Chris. – Już się nie bawicie?


- Nie teraz – odpowiedział Jacuś kręcąc się w fotelu – Piotrek robi smakołyki, więc trzeba być cicho.


- Aha – udał zrozumienie blondyn nieco się denerwując w obecności dzieci – A długo mu to zajmie?


- Zależy co robi – rzucił Kamil, który właśnie wszedł do salonu – Z reguły stara się ograniczyć do minimum. Myślę, że kwadrans to max.


- A ty to kto? – Chris zbadał wzrokiem chłopca. – Tak swobodnie się tu poruszasz.


- Jestem Kamil Sulik, starszy brat tych potworków i sąsiad Piotra. – Przedstawił się Kamil. – A pan, to kto?


- Chris Murdoch, starszy brat Piotrka – przywitał się Chris – Przyszedłem w odwiedziny.


- Murdoch?! – Zszokował się Kamil. – Ale nie masz złych zamiarów?


- Do czego zmierzasz? – Chris zdziwił się bojową postawą chłopca. – Wizyta to chyba nie przestępstwo?


- Nie, to nie przestępstwo, ale ci nie ufam – poinformował go Kamil z czujnym spojrzeniem – Piotr jest dla mnie jak brat, więc nie pozwolę go skrzywdzić.


- Hej, nawet mnie nie znasz, a już o coś oskarżasz? – Wyrzucił nadąsany Chris także bojowo się nastawiając. – O co ci chodzi?


- Uspokójcie się – wszedł pomiędzy nich Piotrek – Kamil, Chris nie jest Edwardem, więc mu odpuść. A ty Chris, mógłbyś wyluzować, tracić nerwy przy dzieciach? To chyba ujma dla cech Murdochów?


- Nie pieprz mi tu o cechach tego chrzanionego rodu – obruszył się blondyn – Ty chociaż na chwilę mogłeś się uwolnić spod jego władzy.


- Ten pan użył dwóch brzydkich słów – zarzuciła Agatka Chrisowi wytykając go palcem – Za karę nie powinien dostać deserku!


- Co?! – Mina Chrisa zrzedła z zaskoczenia. – Jakiego deserku? Kara?


- Ten pan nie znał naszej zasady Agatko – poinformował dziewczynkę Piotrek kucając przy niej – Dziś mu podarujemy, dobrze?


- Yhm – zgodziła się mała – A kiedy będzie deserek?


- Po obiadku – westchnął kasztanowłosy podnosząc się na nogi – Bo wątpię, że zjedliście śniadanie, po tym jak ktoś przypalił mleko.


- Hej! – Bronił się Kamil. – To był wypadek!


- Dobra, dobra – zbył go Piotrek – Jak zjecie, to wrócicie do siebie. Po waszej ostatniej wizycie mój współlokator nie mógł się otrząsnąć. Dlatego najlepiej dla was, jak znikniecie przed jego powrotem, ok.?


- Ok. – przytaknęły dzieci – Obiecujemy, że zjemy i pójdziemy.


Kiedy Piotrek nakarmił dzieci i uraczył je obiecanym deserkiem, zrobił jeszcze kolację na wynos, którą dał im przed wyjściem. Dzieci szczęśliwe wróciły do siebie pozostawiając po sobie ciszę i spokój.


- Byłaby z ciebie świetna żona – zaśmiał się Chris dokańczając swój deser – Rewelacyjnie gotujesz, sprzątasz i do tego umiesz zająć się dziećmi. Jedynym problemem jest to, że jesteś facetem.


- Bardzo śmieszne – mruknął Piotrek myjąc naczynia – Lepiej powiedz, co cię tu sprowadza?


- Ach, to. – Zaczął Chris z łyżeczką w ustach. Urwałem się z tamtego domu, pod nieobecność Edwarda. Robert zrobił małe śledztwo na moją prośbę i tak oto jestem. Chciałem zobaczyć jak żyjesz, to tyle.


- Jesteś pewien, że nikt cię nie śledził? – Dopytywał zaniepokojony zielonooki. – Niedawno spotkałem Edwarda i jakoś niespieszno mi do ponownego z nim widzenia. Przez to, boję się wychodzić z domu.


- Wyluzuj Skrzacie – zaśmiał się blondyn – Nikt mnie nie śledził, bo Edward wyjechał do stolicy na dwa tygodnie w interesach. Miałbym tylko taką małą prośbę.


- Jaką? – Spytał Piotrek wbijając wzrok w brata. – Mam nadzieję, że to nic głupiego.


- No, wiesz? Bratu nie ufasz? – Udał zranienie Chris chwytając teatralnie za bluzkę na piersi. – Chciałem tu trochę przekimać. Tylko tyle. To będą góra dwie noce.


- Jeśli o mnie chodzi, to luz, ale nie wiem jak Jacek – zastanawiał się na głos Piotrek – To jego mieszkanie, więc on decyduje, ale wątpię żeby miał coś przeciwko.


- No, to postanowione – ucieszył się blondyn – Śpimy razem, co nie? Tak jak wtedy, kiedy byliśmy dziećmi.


- Ok. – Zgodził się ostrożnie kasztanowłosy zdziwiony ożywieniem brata. – Jak za dawnych lat.


- A kiedy wraca ten twój współlokator? – Dociekał Chris. – Może poznam go bliżej?


- Raczej w to wątpię – odparł Piotrek niszcząc tym podekscytowanie blondyna – Wyjechał na dwa dni i wróci dopiero pojutrze. Skłamałem dzieciom, że wraca dziś, żeby się ich szybciej pozbyć, to tyle.


- Rozumiem – westchnął uspokojony Chris – W sumie, to ci się nie dziwię.


Rozmawiali do późnego wieczoru, aż w końcu położyli się spać. Następny dzień również minął im na wspominkach, przez co Piotrek nie zdążył skończyć wszystkich prac domowych.


Świtało, kiedy Jacek wrócił do domu. W drodze do swojej sypialni zajrzał do pokoju Piotrka. Widok jaki mu się ukazał mocno go zszokował, bo jego współlokator spał w jednym łóżku z innym mężczyzną. Jakby wyczuwając jego obecność Piotrek się obudził. Wstał i zszedł na dół do salonu, gdzie siedział wściekły Jacek.


- Wcześniej wróciłeś – rzucił na powitanie zaspanym głosem zielonooki – Myślałem, że wrócisz jutro.


- No, właśnie widzę, że się mnie nie spodziewałeś – mruknął ze wściekłym spojrzeniem Wieczorek – Kota nie ma myszy harcują.


- O co ci chodzi? – Spytał zbity z tropu chłopak. – Nie kapuję.


- Nie udawaj idioty – wycedził przez zęby Jacek raptownie wstając z fotela – I nie próbuj mi wmówić, że w twoim łóżku nie śpi w tym momencie inny mężczyzna!


- Tak, śpi – zgodził się Piotrek – I co z tego?


- Nie pogrywaj ze mną – rzucił ostrzegawczo mężczyzna – Nie jestem w nastroju do twoich gierek.


- Co ty insynuujesz? – Zdziwił się Piotrek w szoku. – Ty chyba nie myślisz, że ja i on, że my. Oszalałeś?


- To jak mi to przedłożysz? – Nalegał na wyjaśnienia Wieczorek. – No, jak?


- W moim łóżku śpi Chris – zaczął tłumaczyć zielonooki wzdychając z rezygnacją – Chris to mój brat. Poznałeś go, pamiętasz? Uparł się, że chce spać ze mną tak, jak to robiliśmy w dzieciństwie. To tyle, nic więcej. Nie ma powodów do nerwów i urządzania scenek zazdrości.


- Na serio? – Dopytywał z czujnością Jacek. – Nie kłamiesz?


- Człowieku, takie rzeczy robię tylko z tobą – wyjaśniał zawstydzony chłopak – Jesteś jedynym … nie każ mi tego kończyć, bo zaraz zapadnę się pod ziemię.


- Dobra – zgodził się już uspokojony Wieczorek – ale zamiast tego weźmy razem prysznic w mojej łazience, ok.?


- No, nie wiem – starał się wykręcić Piotrek – Nie jesteśmy tu sami.


- Dlatego będziesz musiał powstrzymywać się od krzyków – uśmiechnął się półgębkiem Jacek – Weź to potraktuj w ramach kary, za moje nerwy.


- To nie sprawiedliwe – protestował zielonooki – Czym na to sobie zasłużyłem?


- Sprowadzasz do mojego domu innych ludzi bez mojej wiedzy – oznajmił spokojnie mężczyzna łapiąc za rękę chłopaka i ciągnąc za sobą – Ostatnim razem, jedno z twoich gości wtargnęło do mojego gabinetu i porozrzucało ważne dokumenty.


- Ale to był wypadek! Posprzątałem później i ułożyłem te dokumenty zgodnie z datacją terminów – bronił się Piotrek – A z Chrisem, chciałem cię poinformować, ale nie odbierałeś telefonu. Czemu mi to robisz?


- Bo cię kocham – oświadczył z uśmiechem Jacek – no i mam mały niedosyt Czarneckiego.


- Co? – Piotrek skołowany automatycznie się zaczerwienił. Chwilę mu zajęło by oprzytomnieć, a kiedy to zrobił, w szoku stwierdził, że jest już w łazience Jacka. – Ja nie jestem gotowy. Serio.


Chciał wyjść, ale Jacek zatrzasną za sobą drzwi uniemożliwiając tym samym ucieczkę. Piotrek w osłupieniu wpatrywał się w zamknięte drzwi, a Wieczorek objął go w swoje ramiona wsuwając jedną z rąk pod koszulkę chłopaka. Zielonooki wzdrygnął się, kiedy drugą ręką chwycił go za krocze.


- Widzisz? Już to czujesz. – Szepnął mu do ucha Jacek lekko je przygryzając. – Nie walcz z tym, Piotruś.


- Nie nazywaj mnie ta…  zaczął chłopak, ale nie skończył przez nagły pocałunek współlokatora – Ja…


Piotrek czuł jak temperatura jego ciała wzrasta, a włoski na ciele się elektryzują z podniecenia. Chciał z tym walczyć, ale nie potrafił oprzeć się pokusie rozkoszy. Poddał się temu całkowicie oddając w ręce Wieczorka.


- Dobra. Rób co chcesz – rzucił współlokatorowi na znak poddania – ale nie przesadź.


- Będę delikatny – obiecał mężczyzna rozpinając spodnie chłopaka – wystarczy, że będziesz współpracował.


Jacek wziął żel pod prysznic i zaczął mydlić nim ciało Piotrka skupiając się głównie na jego dolnych partiach. Kiedy chłopak był gotowy, wszedł w niego delikatnie się poruszając. Żeby zagłuszyć jego jęknięcia, prawie cały czas się całowali. Po wszystkim, Piotrek z ledwością trzymał się na nogach, więc pomógł mu się wyczyścić i ubrać. Zeszli razem do salonu, by napić się herbaty. Usadowił współlokatora na kanapie, a sam poszedł zaparzyć napar. Po niecałych pięciu minutach wyszedł z kuchni z dwoma kubkami.


- Twoja herbata – podał jeden z kubków chłopakowi i usiadł w fotelu naprzeciwko – Jak się czujesz?


- Bywało lepiej, ale przeżyję – skrzywił się Piotrek z bólu – Za każdym razem już mniej boli, więc spoko.


Piotrek sącząc gorący napój usadowił się wygodnie między poduszkami na kanapie, w pozycji półleżącej. Co jakiś czas zerkał na współlokatora pogrążony w myślach. Za to Jacek w ogóle nie odwracał od niego wzroku.


- Już od pewnego czasu chciałem cię o coś spytać – zaczął Wieczorek spokojnym tonem głosu – Skąd blizna na twoim brzuchu? Wygląda jakbyś został dźgnięty nożem, a to dziwne przy twoim spokojnym trybie życia.


- Spokojny to jestem teraz – westchnął wspominają Piotrek – Kiedyś byłem zupełnie inną osobą.


- Opowiesz? – Ciągnął go za język Jacek. – Ciekawi mnie twoja przeszłość.


- W sumie, nie robi mi to różnicy, ale nie lubię wracać do tamtych czasów. Za dużo złych wspomnień. – Odparł chłopak upijając łyk herbaty. – W wieku trzynastu lat zostałem zabrany do poprawczaka. Tam był taki jeden chłopak, któremu przyjemność sprawiało znęcanie się nade mną. Jako młodzik byłem przewrażliwiony na punkcie swojego wyglądu, nie lubiłem go, a on to zauważył. Dokuczał mi, czym doprowadzał do bójki. Wtedy dobrze się biłem, pomimo swojej wątłej postury. Raz, dość mocno go stłukłem, za co oberwałem w odwecie nożem. Stąd ta blizna.


- Skoro potrafisz się bronić, to czemu z tego nie korzystasz? – Zdziwił się Jacek. – Miałbyś mniej problemów.


- Po wyjściu z poprawczaka Tobiasz na pół roku zabrał mnie do Austrii, a stamtąd na dwa lata do Stanów. Uczęszczałem tam do publicznej szkoły. Zaciągnąłem się nawet do grasującego tam gangu – Czerwone skorpiony. Moim zadaniem było pilnować nienaruszalności terytorium i dobrze mi to wychodziło, do czasu wojny z innym gangiem. Wówczas to trwały nieustające walki na naszej dzielnicy. Raz oni pobili nas, raz my ich i tak w kółko. Wtedy non stop byłem posiniaczony. Jednak jednej nocy wszystko się zmieniło. Do walki stanął trzeci gang. – Na chwilę przerwał wpatrując się w przestrzeń oczami pełnymi bólu. – Patrolowałem z jednym kumplem nasz rewir, kiedy napadła nas grupka składająca się z pięciu chłopaków. Doszło do bitki i jeden z nich zakatował mojego kolegę kijem do baseballu. Wpadłem w furię i zacząłem tłuc winowajcę z całych sił. W konsekwencji oberwałem w głowę kijem. Ocknąłem się w szpitalu, gdzie Tobiasz mi doniósł, że mój kolega nie żyje, a ten jego kat, leży w stanie krytycznym z małymi szansami na przeżycie. Po tygodniu umarł. Miałem jego krew na rękach. – Piotrkowi załamał się głos. – Zabiłem drugiego człowieka i głowę dam, że obaj by przeżyli gdybym nie zatracił się w furii zemsty i zaczął trzeźwo myśleć. Jak widzisz, nie jestem świętym. Od tamtego czasu obiecałem sobie, że już nigdy nie zatracę się w walce. Porzuciłem przemoc, a w ramach pokuty po przyjętym ciosie, nie oddaję.


- Dziwny jesteś – podsumował Jacek jego wypowiedź – Naprawdę dobry z ciebie gość. Każdemu mogło się to zdarzyć, tamten chłopak też nie był bez winy. Wstępując do gangu trzeba liczyć się z ewentualną śmiercią.


- Nie musisz mnie pocieszać – sapnął Piotrek stwierdzając, że skończyła mu się herbata. Odstawił kubek na podłogę. – Teraz wiesz już o mnie praktycznie wszystko. Mam chyba prawo dowiedzieć się czegoś o tobie? Kiedy porządkowałem twoje dokumenty, dostrzegłem dziwne zlecenia. To przez to nie pozwalasz mi wchodzić do gabinetu? Te zlecenia wyglądały jakbyś miał kogoś się pozbyć. Jakbyś był zabójcą na zlecenie. Wiem, że tacy istnieją, bo jeden z nich zabił Sarę i rodziców.


- A co byś zrobił gdybym nim był? – Spytał Jacek wstając z fotela. – Jak byś mnie postrzegał?


Mężczyzna usiadł na kanapie tak, by dobrze widzieć twarz chłopaka, który lekko się zdumiał.


- Nie wiem – odparł w zamyśleniu Piotrek sennym głosem – Ale nie mam prawa cię oceniać. Każdy ma jakieś powody, po prostu musiałbym się z tym jakoś pogodzić.


Powoli jego zielone oczy się zamykały, a po chwili zasnął. Jacek w skupieniu przyglądał się twarzy Piotrka z ciepłym uśmiechem.


- Biorę cię za słowo – wyszeptał, po czym pocałował chłopaka w czoło – Mam nadzieję, że nie zmienisz zdania.


Przykrył chłopaka kocem i poszedł do swojej sypialni.

Chris wstał po godzinie dziesiątej. Zaspany zszedł do salonu, gdzie zastał na kanapie śpiącego brata. Na oparciu leżał zwinięty w kłębek kot, który usłyszawszy go podniósł łepek i czujnie się w niego wpatrywał, jednocześnie ostrzegawczo machając ogonem.


- Co tam koteczku? – Rzucił przymilając się blondyn, ale nie ryzykując podrapaniem usiadł na fotelu obok. – Widzę, że pilnujesz swojego pana.


Rubi nieufnie spojrzała na Chrisa, po czym zeskoczyła na miejsce obok głowy Piotrka i zaczęła pacać łapką jego twarz. Kasztanowłosy leniwie otworzył oczy jednocześnie się przeciągając.


- Co jest Rubi? – Spytał kota drapiąc go za uchem. Po chwili podniósł się do siadu i dopiero teraz dostrzegł blondyna. – Chris, już wstałeś? Która godzina?


- Po dziesiątej – poinformował brata Chris z lekkim uśmiechem – Czemu tu spałeś?


- Nad ranem wrócił Jacek, a że się obudziłem to go przywitałem – wyjaśnił nieco skrępowany Piotrek nie przestając głaskać kota – Zaraz zrobię coś na śniadanie, długo czekasz?


- Nie, dopiero co wstałem – rzucił Chris w lekkim uśmiechu – Twój kot nie odstępuje cię na krok.


- Ponieważ jest głodna – westchnął Piotrek powoli wstając z kanapy – Co chcesz zjeść?


- Cokolwiek – zaśmiał się blondyn – byleby nie było to mleko.


- Pamiętam, nie cierpisz mleka – przypomniał sobie zielonooki – więc zrobię ci omlet, ok.?


- Ok. – Zgodził się Chris. – Może mógłbym w czymś pomóc?


- Nie trzeba – odmówił Piotrek w duchu przeklinając współlokatora za ból w biodrach. Na siłę starał się wyglądać normalnie przed bratem, ale z chwilą zamknięcia się drzwi kuchni skrzywił się z bólu. – Cholera.


W momencie kiedy Piotrek zniknął w kuchni, do salonu zszedł Jacek. Czujnie zmierzył wzrokiem siedzącego w fotelu pogrążonego w myślach blondyna, po czym wziął na ręce ocierającą się o jego nogi Rubi i usiadł na kanapie. Chris dopiero teraz go zauważył.


- Oh, dzień dobry – przywitał się z przyklejonym sztucznym uśmiechem blondyn – Sorry, za zwalenie się wam na głowy. Już dzisiaj się wynoszę.


- Co tak od razu? – Spytał zbity z tropu Jacek. – Nic ci jeszcze nie powiedziałem.


- Możliwe, ale czuję, że nie jestem tu mile widziany – sapnął Chris patrząc na mężczyznę – Nie mówię tu o Skrzacie, bo wiem, że tęsknił i się martwił.


- Nie interpretuj mojego zachowania, skoro nie wiesz jak jest – rzucił spokojnie Jacek puszczając Rubi – Po prostu cię nie znam, dlatego jestem ostrożny. Dopiero dziś rano dowiedziałem się, że tu jesteś.


- Aha – westchnął porozumiewawczo Chris z zamyślonym wzrokiem – Przepraszam.


- Nie musisz przepraszać – oznajmił Wieczorek – Lepiej powiedz, jaki jest twój prawdziwy cel. Ewidentnie widzę, że coś nie daje ci spokoju.


- Chciałem z nim trochę pobyć – Chris odwrócił wzrok – to tyle.


- Ty naprawdę jesteś z nim spokrewniony – stwierdził spokojnie Jacek – Macie podobne reakcje, gdy chcecie coś ukryć. Tyle, że on jest w tym kiepski. To jak?


- Chciałem sprawdzić, czy nie dzieje mu się tu krzywda – zaczął mówić skrępowany Chris – Sporo wycierpiał z ręki Murdochów, a ja go zostawiłem w tym domu samego. Mógłbym się tłumaczyć, że byłem wtedy dzieckiem, ale z pewnością był sposób, by go jakoś ze sobą zabrać.


- Ile jesteś starszy od Piotrka? – Wtrącił się Jacek z pytaniem. – I ile lat wtedy miałeś?


- Jestem starszy półtora roku – odpowiedział Chris – A wtedy miałem dziewięć lat.


- I czym ty się martwisz? – Uspokajał go mężczyzna. – Byłeś za młody, by coś wskórać. A znając Piotrka to nie ma o to żalu do ciebie. Ostatnio mocno przeżywał wasze rozstanie. Wtedy to on się czuł winny, że cię zostawił. Naprawdę jesteście podobni. Może nie z wyglądu, ale charaktery macie zbliżone.


- Edward szykuje na niego pułapkę, więc proszę miej na niego oko. – Poprosił Jacka blondyn zmieniając temat rozmowy. – Ja nie jestem w stanie go chronić. Najlepiej by było, gdyby na jakiś czas zniknął z tego kraju.   


- Widzę, że masz tendencję do szybkiego działania – zaśmiał się Wieczorek z początku zaskoczony reakcją chłopaka – Mówisz to, co postanowisz w danej chwili. Ciekawy z ciebie gość.


- To czasem jest kłopotliwy nawyk – wybąkał Chris nieco zmieszany – Za coś takiego w naszej rodzinie, można nieźle oberwać. Jeśli nie umiesz kłamać, to już po tobie. Potrafię to robić lepiej od Piotrka, ale nie zawsze mi się to udaje.


- Nie martw się – uspokajał go Jacek – Już podjąłem pewne kroki, by go stąd zabrać. Edward go tak łatwo nie dostanie.


- O czym tak plotkujecie z rana – rzucił Piotrek wychodząc z kuchni – Śniadanie gotowe, więc chodźcie jeść póki ciepłe.


- Skąd wiedziałeś, że wstałem? – Spytał Wieczorek zaskoczony wiedzą współlokatora. – Myślałem, że nie wiesz.


- Usłyszałem twój głos, więc nie udawaj zaskoczonego. – Mruknął zirytowany zielonooki wracając do kuchni. – Idziecie?


Jacek z Chrisem ruszyli do kuchni, zmotywowani popędzaniem Piotrka. Po zapewnieniu Wieczorka blondyn czuł się  o wiele lepiej.



* * * * *

  
Piotrek obudził się z potwornym bólem głowy. Wzrok miał jeszcze zamglony, przez co nie wiedział co się wokół niego dzieje. Przymknął oczy w nadziei, że mu to pomoże, ale mocno się przeliczył. Ostatnie co pamiętał, to pytanie Jacka, „czy chce go lepiej poznać?” Odpowiedział, że „tak” i dalej urywał mu się film. Z wolna podniósł się do siadu, a ktoś z powrotem powalił go na to samo miejsce.


- Nie wstawaj – nakazał mu damski głos – Dam ci coś na polepszenie, więc leż spokojnie.


Chciał zobaczyć jej twarz, ale nie miał siły podnieść swoich powiek. Po chwili poczuł ukłucie w bok szyi. Ból pomału zanikał, a wzrok stawał się wyraźniejszy. Ujrzał czarnowłosą dziewczynę o oczach identycznych jak u Wieczorka. Uśmiechnęła się pogodnie, widząc że mu lepiej.


- Jestem Rose – przedstawiła się pomagając mu wstać – Już ci lepiej?


- Jakoś – zająknął się zaskoczony jej obecnością, a w szczególności, miejscem gdzie się znajdowali – Co to za miejsce?


- To dom rodu Sicarius – poinformowała go dziewczyna w lekkim rozbawieniu – A znajdujesz się w pokoju mojego brata Dantego. Prosił mnie bym się tobą zajęła do jego powrotu. Musiał coś załatwić w firmie.


- Ten pokój wygląda jak jedna, wielka biblioteka – stwierdził Piotrek rozglądając się powoli – Nie ma tu nawet okien.


- Ach, nie martw się tym – zaśmiała się Rose – Ten pokój oddaje całą naturę Dantego. Zawsze cenił sobie ciszę, spokój i zaciemnienie. Jest typem samotnika, dlatego wszystkich zaskoczył przywożąc ze sobą gościa. Cała rodzina zainteresowała się twoją osobą, jednak Dante zabronił im się do ciebie zbliżać.


- Jak to? – Zdziwił się Piotrek słowami dziewczyny. – Przepraszam, ale ciężko mi to zrozumieć.


- Dante po powrocie wszystko ci wyjaśni – zapewniła go Rose – Teraz muszę cię zostawić, ale nie bój się, jesteś bezpieczny. Pod warunkiem, że nie opuścisz tego pokoju, zrozumiano?


- Mniej więcej – wymamrotał skołowany chłopak – Czy mógłbym skorzystać z łazienki?


- Dobrze – uśmiechnęła się czarnowłosa rozbawiona skrępowaniem chłopaka – Zaprowadzę cię tam.


Wyszli z pokoju i ruszyli ciemnym korytarzem pozbawionym okien. Piotrek lekko zaniepokojony starał się nie tracić z oczu dziewczyny. Po pięciu minutach dotarli na miejsce. – To tutaj – wskazała drzwi na lewo od nich – Poczekam na ciebie, więc proszę nie siedź tam zbyt długo.


- Dobrze – mruknął Piotrek wchodząc do łazienki. Było to spore pomieszczenie z dużym prysznicem i oddzielną kabiną z toaletą. Zielonooki najpierw załatwił pilniejszą sprawę, po czym podszedł do umywalki i napuszczając do niej wody lekko się odświeżył. Ni w ząb nie rozumiał co się dzieje, ale postanowił zaczekać na wyjaśnienia brata dziewczyny. Po krótkiej chwili, wyszedł z łazienki w nieco lepszym nastroju. – Dzięki, że na mnie zaczekałaś.


- Nie ma sprawy Piotrze – zaśmiała się widząc zdziwienie na jego twarzy – Czemu jesteś zdziwiony?


- Nie przypominam sobie, bym wyjawiał ci swoje imię – odpowiedział spuszczając wzrok na podłogę – Więc skąd je znasz?


- Oczywiście od Dantego – wyjaśniła dziewczyna – Powiedział mi jedynie twoje imię, nic więcej. Nie masz powodu do obaw, więc wyluzuj.


- Ok. – Zdołał wydusić tylko to jedno słówko, po czym wrócił podążając za dziewczyną do pokoju. Tam został sam bijąc się z własnymi myślami i domysłami, dociekając o co może tu chodzić, jednak nie potrafił znaleźć zadowalającego go rozwiązania. Sfrustrowany opadł na poduszki, a po godzinie zasnął. Nie spał jednak zbyt długo, bo nowe miejsca sprawiały, że przestawiał się na tryb czuwania. Wstał i usiadł na podłodze opierając się o łóżko. Podkulił kolana pod klatkę piersiową i na nowo zaczął pogrążać się w niedorzecznych czasem myślach. Po pewnym czasie drzwi się otworzyły i zamknęły, ale nie miał odwagi spojrzeć kto wchodzi. Usłyszał skrzypnięcie łóżka na znak, że ktoś na nie wszedł.


- Co ty wyprawiasz? – Spytał znajomy męski głos. Piotrek z mieszanymi uczuciami, z przewagą strachu, spojrzał na mężczyznę. – Piotrek? Co z tobą?


- Nic – wyjąkał chłopak usilnie starając się nie złamać, jednocześnie w duchu się uspokajając – Nic takiego.


- No, właśnie widzę – westchnął Jacek przyciągając chłopaka do siebie – Jak się czujesz? Nikt cię nie niepokoił?


- Nie – odparł Piotrek nie patrząc w oczy Wieczorka – Rose zostawiła mnie tu samego.


Jacek się podniósł i chwytając zielonookiego położył go na łóżku, a sam siadł obok usidlając go pomiędzy swoimi rękami. Chłopak nadal nie chciał na niego spojrzeć.


- Jesteś na mnie zły? – Spytał mężczyzna szepcząc mu do ucha. – Jeśli tak, to spójrz na mnie i powiedz za co.


- Nie jestem zły – odpowiedział Piotrek spokojnym głosem lekko zezując na rozmówcę – Powiedzmy, że trochę się boję?


- Czego? – Zdziwił się Jacek i szybkim ruchem przekręcił twarz chłopaka tak, by ich oczy się spotkały. – Nie unikaj mojego wzroku, gdy ze mną rozmawiasz.


- Budzę się sam, w obcym domu, w obecności jakiejś nieznanej mi dziewczyny – wyrzucił z siebie Piotrek – Nic nie wiem, jestem zdezorientowany w pustym, ciemnym pokoju jakiegoś Dantego! Postaw się na moim miejscu.


- Pfff – Roześmiał się Jacek rozbawiony miną chłopaka. – Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać.


- Co cię tak rozbawiło? – Spytał zdenerwowany Piotrek. – To nie ładnie śmiać się z innych ludzi.


- Wiem, ale twoja mina była dość zabawna – tłumaczył się Wieczorek – A to jest mój pokój.


- Zaraz, zaraz – wstrzymał go zielonooki – czyli ten Dante, to ty?


- We własnej osobie – potwierdził Jacek lekko się skłaniając – Dante Sicarius.


- Czyli, że dotąd nie znałem nawet twojego prawdziwego imienia? – Naburmuszył się Piotrek. – Świetnie.


- Hej, nie złość się – poprosił Wieczorek – Nie powiedziałem ci, bo nie mogę publicznie ujawniać nazwy mojego rodu. Jacek Wieczorek to tożsamość, którą sam sobie nadałem. Moja rodzina działa w ukryciu i tylko nieliczni znają jej prawdziwy sens. No, przestań się gniewać.


- Ok. Rozumiem. Ale wytłumacz mi jedną rzecz. – Piotrek pytająco spojrzał na mężczyznę. – Czemu mnie tu sprowadziłeś? Nie mogłeś opowiedzieć o sobie w domu?


- Chciałeś poznać mnie bliżej – zaczął wyjaśniać Jacek lekko poważniejąc – Jestem dość skomplikowaną osobą. Ciężko mnie rozgryźć.


- Do czego zmierzasz? – Spytał ostrożnie zielonooki. – Zaczynasz mnie trochę przerażać.


- Długo myślałem, jak sprawić byś mnie poznał – kontynuował mężczyzna – Do głowy wpadł mi jeden pomysł. Pokażę ci kim tak naprawdę jestem po przez szkołę, do której uczęszczałem.


- Nie, no zaraz – wtrącił się Piotrek w szoku siadając – Chcesz mnie wysłać do szkoły? Nie myślisz, że jestem na to za stary?


- To nie jest zwyczajna szkoła – tłumaczył Jacek – Ta szkoła to Assassini Tirocinium.


- Szkoła zabójców? – Piotrek zbladł z przerażenia. – Powiedz, że żartujesz. Ty żartujesz, prawda?


- Mógłbym skłamać, ale co by to dało? – Westchnął Wieczorek mierzwiąc mu włosy. – Dasz radę. Wystarczy, że przetrwasz.


- Pogięło cię? – Wrzasnął w szoku chłopak. – Na bank nie dam sobie tam rady. Nie potrafię zabijać, a co najważniejsze, nie umiem posługiwać się bronią.


- Wierzę w ciebie – uspokajał go mężczyzna – Jesteś zdolny, a co najważniejsze, szybko się uczysz. Sam mówiłeś, że umiesz się bić. I z doświadczenia wiem, że nieźle posługujesz się nożem. Nie raz widziałem cię w kuchni, dlatego wiem, że sobie poradzisz. To tylko pół roku.


- Pół roku?! – Zdębiał na chwilę kasztanowłosy. – Ty chyba chcesz mnie zabić.


- Zobaczysz, nie będzie tak źle – pocieszał go Jacek – Będę opiekunem twojej klasy, więc się nie bój. Osobiście zadbam o twoją edukację.


- Jakoś nie poprawiasz mi tym humoru – mruknął Piotrek opadając na poduszki – Pewnie będę tam najstarszy i najbardziej niedoświadczony.


- Oj, zdziwisz się – zachichotał Wieczorek w odpowiedzi – Niedługo się wszystkiego dowiesz.


- Jacek? – Wypowiedział jego imię w zamyśleniu. – Jak rekrutujecie kandydatów do tej waszej szkoły, skoro trzymacie jej istnienie w tajemnicy?


- Nasza rodzina jest dość liczna i zasila wiele ważnych punktów w różnych krajach – odparł mężczyzna w skupieniu przyglądając się partnerowi – Z reguły klasy składają się z przedstawicieli różnych gałęzi naszego rodu. Jeśli któremuś z nas zacznie zależeć na kimś spoza szeregów familii, wówczas przymusowo sprowadza się taką osobę do szkoły, by poduczyć ją w celu samoobrony.


- Jeśli dobrze rozumiem, to należę właśnie do grona takich osób – główkował Piotrek – Idąc tym tropem, chcesz mnie chronić ucząc samoobrony, bo ci na mnie zależy?


- Właśnie – uśmiechnął się Jacek zadowolony z faktu, że Piotrek zrozumiał jego intencje – Mądry z ciebie chłopak.


- A co to ma wspólnego z tym, że mam cię bliżej poznać? – Dociekał zielonooki. – Przecież to są dwie różne sprawy.


- Na pierwszy rzut oka – zgodził się mężczyzna – ale po głębszym spojrzeniu można dostrzec powiązania.


- Czyli? – Ciągnął go za język Piotrek.


- Jestem absolwentem tej szkoły – oznajmił Jacek – Od najmłodszych lat byłem szkolony na skrytobójcę. Przez pół roku będziesz żył tak, jak ja przez większość moich lat.  Mniemam, że tyle czasu wystarczy byś mógł poznać moją prawdziwą tożsamość.


- Przecież już cię znam – orzekł chłopak – Na tyle długo mieszkamy ze sobą, że zdążyłem cię poznać.


- Poznałeś Jacka Wieczorka – zgodził się mężczyzna – Teraz nadszedł czas byś poznał skrytobójcę Dantego Sicariusa. Wiesz, że nie ma już odwrotu?


- Mam tę świadomość – potwierdził Piotrek powstrzymując drżenie strachu – Po prostu muszę przetrwać, tak?


- Tak – zgodził się Jacek – W szkole nie będę mógł ci pomóc, ale nie dam zrobić ci krzywdy. Musisz nauczyć się być silnym i nie okazywać słabości. Nikt ci tam nie pomoże, bo by przetrwać, musisz polegać jedynie na własnych zmysłach, rozumiesz? Nawet kiedy będziesz błagał o pomoc, nie uzyskasz jej od nikogo, nawet ode mnie.


- Rozumiem – odrzekł chłopak – czyli teraz nasze relacje będą opierać się o więzi uczeń-nauczyciel. Nic więcej.


- Nie do końca – odparł uśmiechając się Jacek – Możesz spodziewać się małych porwań w trakcie szkolenia. Im będziesz mniej czujny, tym częściej będę cię porywał. Wierz mi, jestem naprawdę dobry w skradaniu się do ofiary.


- Hej, to nie fair – zarzucił mu Piotrek – Jestem zielony w sprawach skradania się i czujności. Nie mam z tobą szans.


- Dlatego musisz szybko się uczyć – zachęcił go Jacek – Twój tyłeczek też potrzebuje regularnego treningu.


- Bez takich mi tu – zastopował go zielonooki – Już ja się postaram, żeby tych treningów było jak najmniej.


- Rzucasz mi wyzwanie? – Ożywił się Wieczorek. – Dzięki temu będę zmotywowany, by cię dopaść w najmniej oczekiwanym momencie.


- Tylko spróbuj – podniósł rękawicę Piotrek – Będę gotów.


- Dobrze – ucieszył się mężczyzna – Skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, to czas na egzaminy wstępne.


- Co masz na myśli? – Spytał zaskoczony chłopak, ale długo nie musiał czekać na odpowiedź, bo Jacek zaczął się do niego dobierać. – Hej, co ty wyrabiasz? Ktoś może nas usłyszeć, a poza tym, nie mam na to ochoty.


- Ty nigdy nie masz na to ochoty – westchnął Jacek nie przerywając rozbierania chłopaka – I nikt tu nie wejdzie, ani nikt nas nie usłyszy. Ten pokój jest dźwiękoszczelny.


Piotrek zdębiał słysząc te słowa, co ułatwiło tylko robotę Wieczorkowi. Nim się chłopak zorientował był już jedynie w bokserkach.


- Czemu mi nie odpuścisz, choć raz? – Narzekał Piotrek cały czerwony na twarzy z zawstydzenia. – I czemu za każdym razem tak się we mnie wpatrujesz?


- Jesteś piękny i trudno się oprzeć twojemu urokowi – poinformował go Jacek zdejmując z niego ostatnią część garderoby. Piotrek szybko skrzyżował nogi w zakłopotaniu. – Wiesz, do tej pory nikt nie potrafił mnie zaspokoić. Tylko ty sprawiasz, że jestem usatysfakcjonowany.


- No, co ty? – Wzdrygnął się kasztanowłosy, kiedy ten przejechał palcami po jego podbrzuszu. – Proszę, przestań się na mnie tak gapić. To takie żenujące.


- Wiesz, że tego nie unikniesz – ciągnął dalej Jacek nie spuszczając z niego wzroku – Pokaż mi całego siebie. Rozszerz nogi. Chcę ujrzeć cię w całej okazałości.


Piotrek chwilę myślał, aż wreszcie pomału rozsunął nogi. Jacek nie tracąc czasu od razu wykorzystał okazję i w niego wszedł. Chłopak w szoku i z nieprzyjemnego bólu głośno jęknął odchylając się do tyłu. W pierwszej reakcji chciał się odsunąć, ale Wieczorek mu nie pozwolił mocniej przyciskając do siebie. Zelżył uścisk, kiedy chłopak całkowicie się poddał. Piotrek szybko się zmęczył, ponieważ był jeszcze pod działaniem medykamentów, dzięki którym sprowadzono go do domu rodu Sicarius. Starał się jednak jak najdłużej utrzymać przytomność.


- Chyba nie wytrzymam – szepnął w końcu nieprzytomnym głosem – Ale możesz kontynuować.


Po tych słowach stracił przytomność, a Jacek zdziwiony jego postawą na krótko przestał się poruszać. Po chwili jednak ponowił działanie, do momentu całkowitego zaspokojenia. Kiedy skończył, runął na łóżko obok śpiącego już partnera. W milczeniu przyglądał się jego spokojnej twarzy, odgarniając zbłąkane kosmyki kasztanowych włosów z jego spoconego czoła. Musnął ustami lekko jego policzek w podziękowaniu za wspaniałą noc.


- Miłych snów – szepnął przykrywając kocem nagie ciało Piotrka – Jesteś najlepszym co mnie spotkało, więc śpij spokojnie.


* * * * *

Biegł długim, ciemnym korytarzem. Ktoś non stop deptał mu po piętach. Na plecach czuł jego wzrok. – Nigdy nie uciekniesz.


Piotrek raptownie zerwał się ze snu. Serce waliło mu jak młotem. Przetarł oczy i ku swojemu zaskoczeniu stwierdził, że leży w jakimś małym pokoiku z dwoma łóżkami. Jedno zajmował właśnie on, ale nie miał zielonego pojęcia do kogo należy to drugie, a co najważniejsze, gdzie jest i jak się tu znalazł. Ubrany był w oliwkową koszulkę i spodnie taktyczne moro. Miał lekki zawrót głowy po nagłym wstaniu z pozycji leżącej.


- Znowu nafaszerował mnie jakimiś prochami – szepnął sam do siebie chwytając się za głowę – Do tego ubrał mnie jak żołnierza.


- To regulaminowy strój tej szkoły – poinformowała go dziewczyna, która właśnie weszła do pokoju – Widzę, że się już obudziłeś. Musieli trochę przedawkować, bo spałeś półtora dnia.


- Aż tyle? – Zszokował się Piotrek wściekły za swoją słabą głowę. – A kim ty tak w ogóle jesteś, jeśli można wiedzieć?


- Mój błąd, nie przedstawiłam się jeszcze – zaśmiała się zmieszana dziewczyna. Miała długie, brązowe włosy i zielone, czujne oczy – Jestem Nicole, a ty?


- Nazywam się Piotrek – odpowiedział chłopak w zadumie – To ma być jakiś żart, że umieścili nas razem w pokoju?


- Nie wiem – zachichotała szatynka widząc jego minę – Twój wyraz twarzy jest bezbłędny.


- Ile masz lat? – Spytał nagle mierząc dziewczynę wzrokiem. – Bo raczej nie wyglądasz na kogoś pełnoletniego.


- Co tak nagle? – Zdziwiła się Nicole pytaniem Piotrka. – Niech ci będzie, mam czternaście lat i jestem tu trzecią z najmłodszych, a ty?


- Mam dwadzieścia dwa lata – rzucił chłopak analizując jej odpowiedź – Nie sądzisz, że jestem trochę za stary na tę szkołę?


- O czym ty gadasz? – Wyśmiała go dziewczyna – Jesteś tuż za mną w skali wiekowej. Najstarszy kandydat ma czterdzieści pięć lat.


- No, co ty? – Piotrek był w szoku. – A ja myślałem, że to ja tu będę najstarszy.


- To się grubo pomyliłeś – rzuciła Nicole – Za godzinę zaczyna się spotkanie organizacyjne, więc mamy trochę czasu, bym mogła cię oprowadzić.


- Aha – westchnął Piotrek próbując poukładać sobie nowe informacje – To spoko.


Nicole chwyciła go za rękę i wyprowadziła z pokoju. Cały czas starał się nie tracić jej z oczu.


- Wiesz, ten rok jest wyjątkowy – oznajmiła w uśmiechu zatrzymując się przy jednym z okien – Tak bardzo się cieszę, że postanowiłam wybrać się tu teraz, a nie później.


- Wyjątkowy? – Zdziwił się chłopak wyrwany z myśli. – Dlaczego?


- W tym roku jednym z nauczycieli będzie najlepszy z najlepszych absolwentów Assassini Tirocinium. – Zaczęła opowiadać szatynka. – Ponoć miał najwyższe wyniki we wszystkich próbach. Krąży też wiele legend na jego temat.


- To musi być naprawdę niezły gość – przyznał z grzeczności Piotrek – skoro z lubością tak o nim opowiadasz. Ciekawe jak się nazywa.


- To ty nic nie wiesz? – Zrugała go dziewczyna. – No, co ty?


- No, jakoś się tak złożyło, że nic nie wiem na temat tej szkoły – zawstydził się chłopak drapiąc lekko w tył głowy – Można powiedzieć, że nie miałem wyjścia i musiałem tu wylądować.


- Luzik, od czego masz mnie – poklepała go po piersi pocieszając – Legenda, o której ci mówię to Dante Sicarius, najmłodszy syn tego rodu. To naprawdę cud, że będzie tu w roli nauczyciela. Jak dotąd to przyjeżdżał tu jedynie na inspekcje. Ciekawe co skłoniło go do takiej zmiany.


- Nie mam pojęcia – mruknął Piotrek wbijając wzrok w widok z okna. W myślach starał się zagłuszyć szok po usłyszanych faktach. W tym czasie Nicole pociągnęła go za sobą prowadząc w stronę auli, gdzie miało rozpocząć się spotkanie. – To jest, aż tak bardzo ważny?


- Jest niewiarygodny – tłumaczyła dziewczyna – Ponoć raz rozgromił w pojedynkę całą grupę uzbrojonych po zęby gangsterów. Mówię ci, Dante Sicarius wymiata.


W momencie wypowiadania tych słów dziewczyna wpadła na kogoś w konsekwencji się przewracając.  Kiedy podniosła wzrok, zobaczyła czarnowłosą kobietę z miłym wyrazem twarzy. Piotrek ze zdziwieniem stwierdził, że ją zna.


- Jak tam Piotrze? – Spytała Rose ignorując Nicole. – Słyszałam, że dość długo spałeś po spotkaniu z moim bratem. Dobrze się czujesz?


- To nic – tłumaczył się zakłopotany chłopak – Po prostu mam słabą głowę do wszelkiego rodzaju używek, o lekach nie wspominając.


- Aha – zaśmiała się czarnowłosa odchodząc – Powodzenia w szkole.


Piotrek w milczeniu odprowadził ją wzrokiem, po czym klepnął w ramię rozmarzoną Nicole.


- Co z tobą? – Zadał jej pytanie w zdziwieniu. – Jakoś dziwnie wyglądasz.


- Wpadłam na Rose Sicarius – zaczęła mamrotać pod nosem dziewczyna kucając pod ścianą – Ona mnie olała. Jestem dla niej nikim.


- Nie łam się tym – pocieszał ją Piotrek kucając naprzeciw niej – Po prostu cię nie zna i nie wie co traci, bo jesteś bardzo fajną osobą.


- Naprawdę tak sądzisz? – Spytała z nadzieją w oczach szatynka. – Bo ja na ogół nie mam zbyt wielu znajomych.


- Naprawdę – uśmiechnął się potakując chłopak – Możesz mi zaufać w tych sprawach.


- Słuchaj go – usłyszeli za sobą męski głos, nazbyt znajomy chłopakowi – wie co mówi.


Oboje stanęli jak wryci naprzeciw mężczyzny, który czujnie się im przyglądał. Piotrek nie miał odwagi spojrzeć na niego patrząc na podłogę. Nicole zaś z lubością wpatrywała się w swojego idola.


- Dobrze się czujesz? – Jacek nie spuszczał z chłopaka zatroskanego wzroku, czym bardziej go peszył. – Nic cię nie boli?


- Jest dobrze – wymamrotał zielonooki błagając w myślach, żeby ta rozmowa jak najszybciej się skończyła – Naprawdę, wszystko gra.


- Dobrze mi to słyszeć – uśmiechnął się Jacek klepiąc go w ramię. – Widzę też, że masz już koleżankę.


- To Nicole – przedstawił dziewczynę Piotrek przypominając sobie o jej obecności – Jest moją współlokatorką.


- Dobrze się nim zaopiekuj, panienko – zalecił Jacek w uśmiechu – Jest dość delikatny.


- Hej – wycedził przez zęby Piotrek – To nie do końca prawda.


- Ta, ta – zaśmiał się mężczyzna – Z niecierpliwością czekam na nasze pierwsze starcie.


Po tych słowach wszedł do auli. Piotrek w złości zacisnął pięści i zęby, jednak obecność Nicole sprawiła upływ emocji. Wziął głęboki wdech i razem wkroczyli do sali. Kiedy przekroczyli próg pomieszczenia do ich uszu dochodziły ciche szmery rozmów zgromadzonych. Zajęli dwa ostatnie miejsca pod ścianą na tyłach oczekując rozpoczęcia.


- Proszę by zebrani się uciszyli – nakazał mężczyzna w średnim wieku z blizną na lewym policzku – W tym roku widzę, że zgromadziło się tu sporo świeżego mięsa. Na wstępie zaznaczam, że ta szkoła nie należy do najłatwiejszych. Nie będziecie się tu uczyć nudnych przedmiotów ścisłych, czy humanistycznych. To pole walki, gdzie liczy się siła, spryt i zdolność trafnej analizy faktów. Przez pół roku czeka was kawał ciężkiej harówki, więc radzę się wam na to przygotować. A teraz czas na przydzielenie klasom ich opiekunów. W tym roku utworzono cztery grupy po pięć osób. I tak, grupa A należy do Rose Sicarius, grupa B do Wiktora Moon’a, grupa C do Dantego Sicariusa, a ostatnia grupa D wchodzi pod moje skrzydła Teodora Holmesa. W razie pytań, zgłaszać się do swoich opiekunów.


Mężczyzna zaczął wyczytywać nazwiska osób, po czym przydzielał je do ustalonej grupy.


- Ale mamy fart – wyszeptała zadowolona Nicole – Nasza grupa to C, czyli Dante jest naszym opiekunem.


- No, nie wiem, czy tak świetnie – westchnął szeptem Piotrek w ogóle nie zaskoczony tym faktem. Z nerwów zagryzł swój kciuk. – Na bank nie mam szans z nim wygrać w tej sytuacji.


- Wyluzuj  dźgnęła go łokciem w bok dziewczyna – z Dante u boku nie przegramy tak łatwo.


- Tak? – Zaskoczył się swoim spokojnym głosem. – Możliwe.


- Najwyższy czas by każdy opiekun zabrał swoją grupę do wyznaczonych miejsc. – Ogłosił Holmes uciszając towarzystwo. Wszyscy w auli wstali i każda z wymienionych grup po kolei opuszczała salę podążając za swoim opiekunem. Kiedy Dante Sicarius wstał i wyszedł, grupa C ruszyła za nim w milczeniu. Piotrek ukradkiem przyglądał się swoim kompanom, ale w większej mierze wbijał swój wzrok w plecy mężczyzny na przedzie.


- Jak pokonać wykwalifikowanego zabójcę, a co najmniej, jak go przechytrzyć? – Zastanawiał się w myślach chłopak. – Jeśli nie wymyślę niczego dobrego, to na bank przegram. Muszę chociaż spróbować. Wtedy może to będzie mniej poniżające, niżbym od razu miał się poddać.


Rozmyślanie przerwał mu nagły postój. Lekko zdezorientowany obejrzał się wokoło, jednak na szczęście, Nicole była pod ręką, co go uspokoiło. Dante stanął twarzą do swojej grupy, po czym lekko się uśmiechnął.


- Za mną znajdują się drzwi do naszej bazy – poinformował zebranych – To jest wasz pierwszy test. Kto rozwiąże zagadkę i otworzy nam drzwi?


Wszyscy, oprócz Piotrka, podeszli do ściany z płaskorzeźbami, która znajdowała się za mężczyzną i zaczęli ją obmacywać i szukać wejścia. Nikt jednak nie robił w tym kierunku postępu. Piotrek z dystansu uważnie przyglądał się płaskorzeźbom, a w szczególności wyrytemu pośrodku napisowi: „Ab homine homini cotidianum periculum”.[1] Dante wbił w chłopaka wzrok i nieco się uśmiechnął pod nosem widząc skupienie w jego zielonych oczach.


- Co ty tak tu stoisz i nie pomagasz szukać wejścia? – Skarciła Piotrka Nicole ciągnąc go za ucho. – Nie obijaj się, tylko pomóż.


- Au, aua – jęknął cicho wyrwany z rozmyślań – Zostaw, to boli.


- To kara za brak czynnego udziału – pouczyła go dziewczyna – Jeśli nie pomożesz, to dopiero poczujesz co to ból.


- A co by to dało, gdybym obmacywał bezmyślnie z wami tę ścianę? – Zadał jej pytanie prawie szeptem, bo nie chciał by ktoś ich usłyszał. – Wiem jak otworzyć te drzwi, ale musisz być cicho i mi pomóc, ok.?


- Dobra – zgodziła się podekscytowana Nicole – To, co mam zrobić?


- Musisz podejść do podobizny tego pierwszego wilka i nacisnąć jego oczy – poinstruował ją chłopak – Tak uruchomisz mechanizm otwierający drzwi. Ach, i drzwi są po boku, a nie na wprost.


- Skąd to wiesz? – Zdziwiła się szatynka. – Nawet nie szukałeś.


- Czasem wystarczy pomyśleć – westchnął Piotrek mierzwiąc jej włosy – Widzisz ten napis?


- Tak – potwierdziła dziewczyna – i co w związku z tym?


- To łaciński odpowiednik powiedzenia „człowiek człowiekowi wilkiem”, choć w nie dosłownym znaczeniu, bo gdyby wyryto tam napis „homo homini lapus est” byłoby to zbyt łatwe, nie sądzisz? Zastąpiono tu Pluat’a Seneką. – Tłumaczył dziewczynie. – Rzeźba przedstawia polującą watahę wilków i uciekającą przed nimi ofiarę.


- Aha – uśmiechnęła się rozumiejąc jego wyjaśnienia – A skąd wiesz, że trzeba nacisnąć oczy tego pierwszego z nich?


- Bo to jest samiec alfa – mruknął w odpowiedzi – to on przewodzi stadu, ponieważ jest najsilniejszy. Jego wzrok skierowany jest na boczną ścianę. Nie zauważyłaś, że jako jedyny ma odznaczające się oczy?


- Ja tam nie widzę różnicy – stwierdziła przechylając głowę w bok – Wszystkie wilki mają białe oczy, tak jak i reszta ich ciał.


- Dobra – poddał się Piotrek – nie potrafię ci tego wytłumaczyć, więc idź i otwórz drzwi.


- Ok. – Ucieszyła się szatynka w podskokach podbiegając do pierwszego wilka. Nacisnęła jego oczy, a po chwili drzwi po wewnętrznej stronie korytarza się otworzyły. – Udało się!

    
 Nicole machała w zadowoleniu do Piotrka, który na chwilę wbił wzrok w okno. Na zewnątrz padał deszcz, a grube krople wody uderzały o szybę, przykuwając tym uwagę chłopaka. Zbliżała się burza, bo widać to było po granatowych chmurach.


- Ciekawe co z Rubi? – Spytał sam siebie szeptem – Mam nadzieję, że wszystko u niej w porządku.


- Nie musisz się o nią martwić – szepnął mu do ucha Dante – W pokoju czeka na ciebie mała niespodzianka i myślę, że ci się spodoba.


- Co to? – Dociekał chłopak. – Powiedz.


- Przekonasz się, jak wrócisz do swojego pokoju – zaśmiał się mężczyzna – Ale zanim to nastąpi musisz zwiedzić bazę swojej grupy. A tak z ciekawości zapytam, dlaczego sam nie otworzyłeś tych drzwi, skoro rozgryzłeś ich mechanizm niemalże od razu?


- Za duży z tym kłopot – westchnął Piotrek machając na to ręką – A poza tym, nie lubię się afiszować przed innymi ludźmi.


- Cały ty – podsumował go mężczyzna lekko popychając do otwartych drzwi – Wchodź i się rozgość.


Kiedy przeszedł przez otwór w ścianie, jego oczom ukazał się wielki pokój umeblowany jak jakaś sala zabaw. W środku znajdowały się wszelkiego rodzaju gry logiczne, broń, mała biblioteczka, a nawet kuchnia.


- Wow – Szepnął zdębiały tym widokiem. W milczeniu usiadł w jednym z najbliższych foteli. – Niesamowite.


- Widzę, że wszyscy już się rozgościli – uśmiechnął się Dante siadając w fotelu naprzeciw Piotrka – Na początek, niech każdy powie swoje imię, nazwisko i wiek. Od tej pory tworzymy rodzinę, więc nie radzę kłamać, zrozumiano?


- Tak jest – odpowiedzieli chórem zebrani w sali.


- Ja rozpocznę – kontynuował mężczyzna poważnym tonem – i pójdziemy zgodnie z ruchem wskazówek zegara.


- Tak jest – potwierdzili, że zrozumieli kandydaci grupy C.


- Nazywam się Dante Sicarius – zaczął Jacek – Mam dwadzieścia osiem lat.


- Jestem Kacper Murdoch – przedstawił się blondyn siedzący obok Dantego – Mam dwadzieścia cztery lata.


- Elizabeth Wolf – podniosła się z miejsca rudowłosa dziewczyna o piegowatej twarzy – dwadzieścia sześć lat.


- Piotr Czarnecki – odparł zielonooki siląc się na spokojny głos – dwadzieścia dwa lata.


- Nicole Veneni – odparła szatynka w uśmiechu – czternaście lat.


- Iwan Dymitr – skłonił się mężczyzna o popielatych włosach i groźnym spojrzeniem – dwadzieścia osiem lat.


- Wygląda na to, że ja zamykam obieg wiekowy – zażartował Jacek wstając z fotela i ruszył do Nicole – A ta panna go otwiera. Jak już pewnie zauważyliście, pokoje dzielimy parami. Czy ktoś coś jeszcze zauważył? Może Piotrek?


- Co? – Zdziwił się zaskoczony pytaniem, ale po chwili dedukcji podjął wyzwanie. – Pary w pokojach składają się z osób dobranych na podstawie wieku, od najmniejszego do największego. Skoro Nicole jest pierwsza, jej partnerem zostaje następna osoba w ogniwie, czyli ja. Dalej idąc tym tropem następne pary to: Kacper z Elizabeth i Iwan z Dante.


- Prawidłowe rozumowanie – pochwalił go Dante – Wiem, że niezbyt podoba wam się ten podział, ale musicie do tego przywyknąć. Sam osobiście wolałbym inny rozkład, dlatego wiem co czujecie. – Zmierzył całe towarzystwo czujnym wzrokiem. – Pobudka o piątej i zbieramy się na głównym holu szkoły kwadrans po tej godzinie. A teraz możecie się rozejść. Na stole leżą wasze nieśmiertelniki, więc niech każdy swój zabierze przed wyjściem.


- Tak jest – potwierdzili wszyscy wstając z miejsc.


Piotrek pogrążony w myślach wstał jako ostatni i nieśpiesznie ruszył po swój nieśmiertelnik. Miał już go wziąć, kiedy ktoś go wyprzedził. Zdziwiony spojrzał przed siebie i ujrzał blondyna zadziornie się uśmiechającego.


- Kacper, tak? – Spytał lekko rozkojarzony zielonooki. – Mógłbyś oddać mi mój nieśmiertelnik?


- Mógłbym, ale nie za darmo – oświadczył blondyn świdrując go zimnymi błękitnymi oczami – To jak?


- Nie mam przy sobie kasy – westchnął zrezygnowany Piotrek – więc nie mam ci jak zapłacić.


- Nie chodzi mi o pieniądze – machnął ręką jasnowłosy chłopak – Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie, ok.?


- Postaram się – odparł zmęczony kasztanowłosy – W miarę swoich możliwości.


- Ok. – zgodził się Kacper – Nie spotkaliśmy się gdzieś wcześniej?


- Raczej w to wątpię – sapnął Piotrek patrząc na chłopaka – Nie przypominam sobie, bym znał kogoś o tym imieniu. Przykro mi.


- Nie szkodzi – uśmiechnął się Kacper już przyjaźnie – Chciałem się tylko upewnić, bo wydałeś mi się znajomy. Sorry za to.


- Spoko – odwzajemnił uśmiech Piotrek odbierając swój nieśmiertelnik – Błądzić to rzecz ludzka, co nie?


- Tak – zgodził się blondyn, po czym zniknął za drzwiami pozostawiając zielonookiego samego z opiekunem.


- To ja może już pójdę – zaproponował zmieszany Piotrek ruszając w stronę wyjścia – Nie zbyt pamiętam drogę do mojego pokoju, więc lepiej jak dogonię Nicole.


- Po co ten pośpiech? – Zatrzymał go Dante chwytając za ramię, na co ten się wzdrygnął. – Mamy pokoje w tym samym skrzydle, więc możemy pójść tam razem.


- Ok. – Przystał na propozycję chłopak. – Tym razem możemy pójść razem.


- Nie denerwuj się tak – uspokajał go mężczyzna – Lepiej powiedz, jak tam twoje samopoczucie po pierwszym dniu w szkole.


- Nie jest na razie tak źle – oznajmił Piotrek idąc obok Dantego – Bardziej obawiam się reszty czasu, który mam tu spędzić. Ucieczka raczej nie wchodzi w rachubę, co nie?


- Zgadza się – potwierdził mężczyzna – Ale gdybyś spróbował, to wyznaczyłbym ci odpowiednią karę. Przede mną nie da się tak łatwo uciec.


- Mam tę świadomość – westchnął zrezygnowany chłopak – Ale spytać nigdy nie szkodzi.


- Co racja to racja – zaśmiał się Dante – Przez pierwszy tydzień dam ci spokój z zabawą w kotka i myszkę, ale po upływie tego czasu radzę ci się przygotować na intensywne treningi. – Klepnął chłopaka w tyłek. – Nie mogę się doczekać naszej pierwszej sesji.


- Ja ci tego nie ułatwię – zarzekał się Piotrek – Nawet na to nie licz.


- I tego nie robię – uśmiechnął się mężczyzna – zaostrzysz mi tylko apetyt na ciebie. Mam kilka nowych rzeczy do wypróbowania, w zależności od twojego oporu.


- Nie strasz mnie bardziej niż jest to potrzebne. – Poprosił Piotrek spuszczając swój wzrok. – I tak jestem na przegranej linii, bo wyzwałem cię nie mając pojęcia, jak dobry jesteś. Od Nicole wiem, że jesteś asem wśród absolwentów tej szkoły, chyba gorzej wpakować się nie mogłem.


- Przynajmniej jesteś ze mną szczery – rzucił Jacek w zadowoleniu tarmosząc mu włosy – Gdyby było łatwo, co to by było za wyzwanie?


- Nie jestem dzieckiem, więc mnie tak nie traktuj – mruknął Piotrek poprawiając zniszczoną fryzurę – Dam z siebie wszystko. Masz moje słowo.


- Zuch chłopiec – pochwalił go Dante – Jesteśmy na miejscu. O i ktoś postanowił cię powitać.


- Rubi! – Zawołał kotkę Piotrek, szczęśliwy że ją widzi – Jak sobie radziłaś beze mnie?


- Zostawiam was samych – pożegnał się mężczyzna znikając za jednymi z drzwi – Baw się dobrze.


[1] Ab homine homini cotidianum periculum - Od człowieka człowiekowi grozi codzienne niebezpieczeństwo - Seneka

6 komentarzy:

  1. Mówiłaś, że ten rozdział może zaskoczyć albo nie w zależności od tego, czego się oczekuje. Lekko mnie zaskoczył, przyjemnie sie czytało, ale znowu mam niedosyt :)
    Isia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale fajnie! Ja chce Dantego, Jacka, opiekuna grupy C i kim on tam jeszcze jest! Coraz bardziej lubię tego ludzia :).
    Trochę zdziwił mnie Piotrek i jego spokojna postawa na wieść że Jacek Wieczorek nazywa się naprawdę inaczej i że jest nikim innym jak płatnym zabójcą.
    Teraz mam kolejną teorię!
    Wydaje mi się, że Edward i Dante (Jacek <3) znają się z tej właśnie szkoły! (ale stówy nie dam).
    Pozdrawiam i gimme more!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    ech, jak Robert znalazł Piotrka, to i Edwart może, szkoła zabójców i w jego grupie jest Murdoch, specjalnie czy przypadkiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniały rozdział, jak Robertowi udało się znaleźć Piotrka? to i jednak i Edwart może... ech szkoła zabójców i w jego grupie jest Murdoch, specjalnie czy całkiem przypadkiem?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspaniały rozdział, jak Robertowi udało się znaleźć Piotrka? to i jednak i Edwart może... ech szkoła zabójców i w jego grupie jest Murdoch, specjalnie czy całkiem przypadkiem?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    potrzebowałam powrócić do tego rozdziału i spostrzegłam, że mój komentarz się nie opublikował, więc teraz to nadrabiam...
    zacznę tak... wspaniały rozdział, zastanawiam się jak Robertowi udało się odnaleźć Piotrka? to jednak i Edward może to zrobić... szkoła zabójców i musiał w jego grupie być Murdoch? specjalnie czy całkiem przypadkiem?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń