Translate

czwartek, 25 grudnia 2014

Prezent

Wesołych Świąt ludziska. Jakoś udało mi się wykrzesać malutki prezent dla Was. Życzę miłej lektury i dużo zdrowia (przy takiej pogodzie się przyda) ^^


Rose siedziała przed kominkiem i w skupieniu obserwowała igrające na palenisku płomienie. Długo zastanawiała się nad prezentem świątecznym dla najmłodszego z braci i nie potrafiła nic konkretnego wymyślić.

- Nad czym się tak głowisz? – Poczuła na ramieniu delikatny dotyk dłoni Tobiasza. – Nadal nie wiesz, co dać Dantemu?

- Jak na złość nic mi nie przychodzi do głowy – westchnęła biorąc z ręki mężczyzny kieliszek wina – O ile Ori i Aaron nie są zbyt skomplikowani, o tyle Dante stwarza problem.

- Rozumiem – obdarzył ją ciepłym uśmiechem – Zawsze miałem podobny dylemat z Piotrem. Ten dzieciak nigdy nie narzekał, ale wiedziałem, który z prezentów był nie trafiony. Zdradzała go zawiedzona mina.

- Dan nigdy nie zdradzał swoich prawdziwych emocji – oświadczyła w kpiącym uśmieszku – Dopiero po poznaniu Piotrka stał się bardziej ludzki.

- Myślę, że ten chłopiec okazał się dobrym prezentem od losu – przyznał Tobiasz siadając na kanapie – Obiecał, że jutro mnie odwiedzi.

- To mi podsunęło pewien pomysł – w jej oczach można było dostrzec psotne iskierki – Mam plan.

XXXX

Piotrek z samego rana zawitał w tymczasowym mieszkaniu Tobiasza w Olsztynie. Obiecał go odwiedzić, dlatego to zrobił. Kiedy wszedł do środka, od razu poczuł nieprzyjemny dreszcz. W salonie przyjęła go z otwartymi ramionami Rose, co było dość zaskakujące.

- Piotruś – przywitała go jak dzieciaka – Dobrze cię widzieć.

- Mógłbym wiedzieć, co ty tu robisz? – Spytał nie kryjąc zdziwienia. – Miałem zamiar spędzić wigilię z Tobiaszem, a tu natykam się na wiedźmę.

- Piotr – usłyszał za sobą ostrzeżenie Weissa – Chyba uczyłem cię, jak się zwracać do kobiet.

- Ta jest wyjątkowo wredna – sapnął niezadowolony z powodu potraktowania go jak małego chłopca – Myślałem, że spędzimy ten dzień razem.

- I tak będzie – uspokajał go łagodnym tonem – Rose będzie nam towarzyszyć.

- Teraz rozumiem – doznał olśnienia – Nie mogłeś powiedzieć mi od razu, że ze sobą kręcicie? Wtedy bym wam nie przeszkadzał i nie wpraszał się na trzeciego.

- Wcale tak nie jest – wtrąciła się obejmując chłopaka ramieniem – My się bardzo cieszymy z twojej wizyty.

- Ty coś knujesz – zarzucił jej z podejrzliwym spojrzeniem – Ostatnim razem, gdy widziałem cię z taką miną przebrałaś mnie za dziewczynę, a później ubierałaś mi te przesłodzone dziecięce pidżamki.

- Nic nie poradzę, że taki z ciebie słodki chłopaczek – potarmosiła mu policzki, czym jeszcze bardziej podsyciła w nim złość – Nawet nie wiesz, jak zazdroszczę dla Dana, że pierwszy cię spotkał.

- Bogu dzięki, że to był on – warknął odsuwając się od kobiety – Ty byś mnie zamęczyła sadystko.

- Coś ty mu zrobiła? – Tobiasz zdumiony wsłuchiwał się w wymianę zdań tej dwójki. – Nieźle mu podpadłaś.

- Nie pierwszy i nie ostatni raz – machnęła ręką w śmiechu – Moi bracia zdążyli się do tego przyzwyczaić, więc Piotrek też da radę.

- Ty się jeszcze zastanów Tobiaszu – ostrzegał zielonooki – Ta kobieta nie należy do najmilszych. Pokazuje pazurki w najmniej oczekiwanych momentach.

- Serce nie sługa – zaśmiał się mężczyzna mierzwiąc chłopakowi włosy – sam powinieneś to wiedzieć.

- Ok. – westchnął odpuszczając – Przyznaję, a teraz wybaczcie. Pójdę sobie gdzieś indziej.

- Nie ma mowy – Tobiasz złapał go za ramię. – Widzimy się raz na ruski miesiąc, dlatego zostajesz z nami.

- Niestety układanie życia zajmuje nieco czasu – marudził nadąsany – Łatwo ci mówić, bo masz o wiele prościej.

- Sam sobie komplikowałeś życie, to teraz nie licz na ułatwienia – zganił go ojcowskim tonem – Musisz postawić solidny fundament, by wybudować bezpieczny dom.

- Może się czegoś napijemy? – Zaproponowała obejmując ramionami obu mężczyzn. – Oczywiście nasz chłopiec pije soczek.

- Nie mogłaś sobie oszczędzić – sarknął w wymuszonym uśmiechu – Kiedyś puszczą mi nerwy i cię zabiję. Jak nie ja, to któryś z twoich braci.

- A wiesz, że zdaję sobie z tego sprawę? – Zaświergotała zadowolona. – Życie zabójcy polega na radzeniu sobie z takim ryzykiem.

Ruszyła do kuchni by po chwili wrócić z napojami. Podała Tobiaszowi kieliszek z winem, a Piotrowi szklankę soku pomarańczowego. Była w dobrym humorze, bo jej plan szedł dobrym torem.

XXXX

Dante wrócił z misji dość późno. Kiedy otwierał drzwi mieszkania, stwierdził, że ktoś w nim był. Ostrożnie wszedł do środka i zapalił światło. Pośrodku salonu dostrzegł spore pudło.

- Co u diabła? – Mruknął obchodząc niespodziankę dwukrotnie. – Prezent?!

Dostrzegł bilecik doczepiony do kokardy umieszczonej na wieku. Oderwał go i przeczytał: „Wesołych Świąt Dan. Rose.” Wziął głęboki wdech, po czym ostrożnie uniósł pokrywę pudła. To co zobaczył sprawiło, że przez chwilę nie mógł nic powiedzieć. Wewnątrz prezentu leżał nieprzytomny Piotrek. Ubrany był w czerwone stringi i czapeczkę Mikołaja.

- Postarałaś się siostrzyczko – zaśmiał się pod nosem – Ten prezent przebija te wszystkie niewypały i jednocześnie cię rehabilituje.

Wyjął swój prezent z pudła i zaniósł do sypialni. W środku cieszył się jak dziecko, bo wreszcie dostał coś czego pragnął. Położył chłopaka na łóżku i z podziwem na niego patrzył.

- Tak, to najlepszy prezent – pogłaskał krągłe pośladki chłopaka, które ładnie eksponowały kuse stringi – Tylko szkoda, że jeszcze tak smacznie śpi.

Nagle Piotrek poruszył się niespokojnie i powoli otworzył oczy. Zamrugał zdziwiony widząc twarz Sicariusa.

- Niech zgadnę – szepnął wpatrując się w drapieżne spojrzenie mężczyzny – dostałeś mnie w prezencie od Rose.

- Prawidłowa odpowiedź – pochwalił go delikatnie jeżdżąc palcami po jego torsie – Wyglądasz tak seksownie w tym stroju.

- No nie wiem, czy można to coś nazwać strojem – jęknął widząc skąpe odzienie – Do tego coś mnie uwiera.

- Zaraz cię rozpakuję – orzekł ściągając z chłopaka stringi – Interesujące.

- Chyba zboczone – stęknął widząc cukierkową kokardkę na swoim przyrodzeniu – twoja siostra powinna odwiedzić dobrego psychiatrę.

Chciał ściągnąć różową ozdobę, ale dostał po rękach od Sicariusa.

- Gdzie pchasz te łapki – zganił go ochrypłym głosem – prezent sam nie powinien się rozpakowywać.

- Poważnie?! – Wywrócił oczami zrezygnowany. – Wiesz, różowy to nie mój kolor.

- Możliwe – zaśmiał się składając pocałunki wzdłuż jego kręgosłupa – jednak w tym miejscu idealnie się prezentuje.


- Niech ci będzie – Przytulił się do mężczyzny i złączył ich usta namiętnym pocałunkiem – Wesołych Świąt niecierpliwy Raptorku. 


czwartek, 18 grudnia 2014

Kai, Gerda i Królowa Śniegu

Po dość dłuższej przerwie wstawiam kolejny rozdział. Nie wiem, czy Was zadowoli, ale w tak to sobie wymyśliłam ^^. Miłego czytania.

Od miesiąca gościł w domu Alberta, który prawdę mówiąc rzadko w nim bywał. Siedział na dachu i obserwował zachód słońca, oczekując powrotu Allena z misji. Jednocześnie ponownie rozmyślał, co powinien zrobić. Rany po wizycie u dziadka całkowicie się zagoiły, jednak pozostał psychiczny ślad.

- Znowu bujasz w obłokach na dachu?! – Zawołał z dołu Allen z niepokojem patrząc na brata. – Jeszcze spadniesz i skręcisz sobie kark.

- Aż taką sierotą nie jestem – bąknął pokazując mu język. Pomimo wewnętrznego konfliktu, starał się być pogodny, bynajmniej na zewnątrz. – Po prostu na ciebie czekałem.

Po tych słowach zeskoczył na oddaloną od dachu niecałe pół metra gałąź i sprawnie zszedł po drzewie na ziemię. Allen za każdym razem był w szoku, gdy tak robił.

- Łazisz po drzewach jak jakiś kot – zauważył idąc w stronę drzwi wejściowych – Szybko i bezszelestnie.

- W dzieciństwie często uciekałem przed wujem lub Edwardem – odpowiedział poprawiając zwichrowane, kasztanowe włosy – najlepszym schronieniem były drzewa w lesie.

- Rozumiem – westchnął zmęczony wchodząc do domu – Dziś wraca ojciec, dlatego przygotuj się na rozmowę.

- Ostatnio wracał dość późno i tylko na chwilę – Piotrek z nadzieją patrzył na brązowowłosego myśląc, że będzie tak samo. – Zazwyczaj wtedy spałem i go nie widziałem.

- To, że ty go nie widziałeś nie świadczy o tym, że on ciebie również – poklepał ramię brata w śmiechu – dziś wróci na kolację. Tym razem nie unikniesz jego towarzystwa.

- Czyli koniec z dotychczasowym spokojem – sapnął w lekkim zrezygnowaniu – a miałem nadzieję, że jednak mi się upiecze.

- Wiesz czyją matką jest nadzieja? – Zadał mu retoryczne pytanie. – Ty raczej do głupców nie należysz, choć czasem starasz się kimś takim być. Z reguły ci nie wychodzi, bo nie potrafisz dobrze kłamać pod względem uczuć.

- Jak zwykle nie omieszkałeś mi o tym przypomnieć – rzucił idąc tuż za nim – pod tym względem jesteś wredny.

- Jeśli chcesz być godnym przeciwnikiem dla naszej cioteczki – odwrócił się do niego i pacnął go w czoło – musisz stać się silniejszy psychicznie. Ukrywanie prawdziwych emocji przed wrogiem jest ważne.

- Możliwe – spuścił wzrok czując, że brat przejrzał go na wylot – może i masz rację.

- Nie może, a na pewno – zaśmiał się mierzwiąc kasztanowe włosy brata – nadal tłumisz w sobie emocje po pobycie w Kronosie, a to niedobrze.

- To mój problem – oświadczył z pochmurną miną – sam muszę się z tym zmierzyć.

- Uparciuch – westchnął w zrezygnowaniu – może Sicarius coś wskóra, bo ja nie mogę.

- Dante przyjeżdża? – W zielonych oczach Piotrka pojawiły się iskierki szczęścia. – Kiedy?

- Za tydzień – odparł w rozbawieniu, widząc jego ożywienie – myślę, że decyzja byście się przez ten czas nie kontaktowali ze sobą była słuszna.

- Jak dla kogo – zakpił niezadowolony ze słów Allena – Ciągle muszę siedzieć tu sam. Ty jeździsz do Thanathosa, a później na misje. Ojciec non stop jest poza domem, a ja tkwię tu sam jak jakiś palec. Zabraliście mi komórkę i zabroniliście wychodzić poza teren domu.

- To dla twojego dobra – próbował złagodzić złość zielonookiego – zrozum, że Tal nadal na ciebie czyha. Niestety do końca tego miesiąca musisz wytrzymać w takim układzie. Thanathos ma sporo spraw, a ja jako prawa ręka ojca muszę wykonać większość z nich.

- Ta jasne – mruknął siadając na kanapie – rozumiem.

- Tylko tak mówisz – uśmiechnął się do nadąsanego brata – w środku nie chcesz tego zrozumieć.

- Możliwe – bąknął nadymając policzki – Po prostu nie chcę być już sam. Mam dosyć wpatrywania się w ściany tego domu.

- Nie dramatyzuj pesymistyczny gderku – ponownie roztrzepał mu lekko włosy nadając im niecodzienny układ – Teraz wyglądasz adekwatnie do humorku.

- Przegiąłeś – warknął rzucając się na brata. Chwilę turlali się po podłodze mierząc siłę mięśni. Allen starał się powstrzymać ciosy rozzłoszczonego kasztanowłosego demona, który usilnie chciał trafić w jego twarz. Ich bójkę zakończyło przybycie ojca.

- Koniec tych dziecinnych sporów! – Ryknął jednocześnie zatrzymując bijących się synów – Obaj siadać na kanapie i ładnie mi się przeprosić.

Nie wiadomo czemu, ale obaj grzecznie wykonali polecenie Alberta. Jego srogi i pełny politowania wzrok mówił sam za siebie.

- Niby jesteście już dorośli. – Zakpił podpierając się pod boki. – Pokazaliście mi właśnie niezłą plątaninę niczym mali chłopcy. Po Piotrku się tego spodziewałem, ale ty Al mnie zaskoczyłeś.

- Jak to po mnie się spodziewałeś? – Piotrek nie krył oburzenia. – Czyli masz mnie za niedojrzałego bachora?

- Mam cię za mojego syna – poprawił go łagodnie – Tyle, że ty wdałeś się w matkę.

- Nudzę się tkwiąc tu jak jakiś palec – mruknął w dąsach – To mnie wkurza.

- Rozumiem – Albert posłał młodszemu synowi czujne spojrzenie. – Jutro podeślę ci kogoś do towarzystwa.

- Nie proszę o niańkę – warknął zniecierpliwiony – Umiem o siebie zadbać.

- Słowo się rzekło – uciszył syna srogim tonem – Kaspian chce cię lepiej poznać, więc dam mu taką sposobność.

- Nie było tematu – rzucił, postanawiając z rana zwiedzić okolicę. Pluł sobie w twarz, że nie zrobił tego wcześniej. – Wolę już samotność.

- Podejdź do mnie Piotrze – nakazał mu ojciec tonem nie podlegającym dyskusji. Kiedy chłopak wykonał polecenie, uwięził w dłoniach jego głowę i spojrzał mu głęboko w oczy. – Żeby to było jasne. Wybij sobie z głowy planowany rekonesans okolicy.

- No nie wiem – był w szoku, że tak łatwo go rozszyfrowano – muszę to przemyśleć.

- Jakbym rozmawiał z Blanką – westchnął, po czym zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał. Zajął miejsce w fotelu sadowiąc sobie Piotrka na kolanach. – Zrozum dziecko, że staram się ciebie chronić.

- Nie uważasz, że jestem na to troszeczkę za stary? – Zrobił się cały czerwony na twarzy zażenowany działaniem ojca. – Ta pozycja jest zawstydzająca.

- O to właśnie mu chodzi ciołku – zachichotał Allen – Zachowujesz się jak dziecko, więc cię tak traktuje.

- Że co?! – Chciał zejść, ale poniósł fiasko. – Puszczaj!

- Mamy trochę do nadrobienia – Albert dał mu prztyczka w nos. – Odebrano nam tyle lat.

- Ale to nie znaczy, że masz mnie traktować jak sześciolatka – jęknął masując bolący nos – Dorosłem.

- Słyszałem, że żyjesz z tym Sicariusem – Posłał synowi czujne spojrzenie. – Allen stwierdził, że dobrze się uzupełniacie.

- To – spuścił zawstydzony wzrok – nie pytaj.

- Dobrze – puścił go tym razem dając mu spokój. Wyglądał dosłownie tak samo jak jego matka, gdy miała mówić o swoich uczuciach. To go utwierdziło w przekonaniu, że chłopaka łączy z tamtym mężczyzną wyjątkowa więź. – Może kiedyś zaufasz mi na tyle, by opowiedzieć o swoich uczuciach.

- Nie potępiasz mnie? – Był zaskoczony. Normalnie taki związek wywoływał kontrowersje i był ciężki do zaakceptowania.

- Nie, nie potępiam – odparł spokojnie – Ale to nie znaczy, że nie mam żadnych przeciwwskazań.

- Zdziwiłbym się gdybyś ich nie miał – mruknął pod nosem siadając na kanapie – masz wypaczonego syna. Wilhelm już dawno by się mnie pozbył.

- Nie jestem moim bratem Piotrze – posłał kasztanowłosemu gniewne spojrzenie – Czy ty mnie sprawdzasz?

- Może – rzucił udając beztroskę, choć w rzeczywistości mocno się denerwował. Ojciec wyglądał zupełnie jak wuj, co przywoływało niemiłe wspomnienia.

- Eh – westchnął ciężko, po czym skinieniem dał Allenowi do zrozumienia by zostawił ich samych – Denerwujesz się, a może nawet i boisz.

- Ja nie…  – chciał zaprzeczyć, ale zamilkł widząc minę Alberta. W salonie zostali tylko oni, bo Allen gdzieś wyszedł. Czuł się niepewnie sam na sam z ojcem. – Nie wiesz…

- Podejrzewam – uciszył go wyjmując z kieszeni zużyty nabój – Wiesz co to jest?

- Nabój – odpowiedział niezbyt rozumiejąc po co mu go pokazuje – Zużyty.

- To mój talizman a zarazem przypomnienie – oświadczył spokojnie kucając naprzeciwko syna – Ten nabój pozostawił bliznę na twojej szyi i utkwił w mojej piersi. Przypomina mi ciebie, twoje poświęcenie i odwagę.

- To ten nabój? – Z mieszanymi uczuciami patrzył na kawałek metalu w dłoniach ojca. – Wtedy ja… ale ty mi nie pozwoliłeś.

- I co ja mam z tobą zrobić głuptasie? – Pacnął go w czoło wstając. – Oczywiście, że nie pozwoliłem by Wilhelm cię zabił. Twój impulsywny akt bohaterstwa sprawiłby więcej bólu niż myślisz. Nie chciałem utracić swojego dziecka i to jeszcze w taki sposób.

- Zostawiłeś mnie – wymamrotał cicho w strapieniu – zostawiłeś mnie w tym piekle. Porzuciłeś znikając. Pozwoliłeś myśleć, że jestem nikim.

- Popełniłem błąd – przyznał w poczuciu winy. Zbolała twarz Piotra była jak nóż wrzynający się powoli w jego serce. – Nie powinienem cię tam zostawiać.

- Ale to zrobiłeś – wyrzucił z siebie cały odkładany żal ze łzami złości w oczach – Nie obchodziłem cię. Mogłeś przecież po mnie wrócić! Po prostu nie byłem aż tak ważny? Byłem nikim? Śmieciem…

- Nie! – Zasłużył sobie na te słowa i nawet się ich spodziewał. Nie zdawał sobie jednak sprawy, jak bardzo zabolą, gdy wypowie je właśnie on, jego młodszy syn. – Cholera, to nie tak! Chciałem sprawić by ten świat ci nie zagrażał, byś razem z Blanką i Allenem nie musiał obawiać się czyhających niebezpieczeństw. Wiem, zawaliłem w roli ojca, ale proszę daj mi szansę! Nie jestem idealnym rodzicem i nigdy nim nie będę, ale nie przekreślaj mnie doszczętnie.

- Przecież cię nie skreśliłem – wyszeptał podkulając pod siebie kolana – wyrzuciłem tylko to, co tłumiłem w sobie przez te wszystkie lata. Dałem upust zgromadzonej frustracji, kierując ją do osoby, której zawdzięczam niejako swój los.

- Rozumiem – odczuł lekką ulgę słysząc, że go nie nienawidzi. Blanka jednak nie myliła się co do ich dzieci. Są silne i mają poczucie więzi, którego mu zawsze brakowało. – Dziękuję. Nawet nie wiesz…

- Wiem – westchnął wchodząc mu w zdanie. Bezbłędnie czytał emocje tego zatwardziałego, na pozór wyzbytego emocji człowieka. Czuł jego wątpliwości, wahanie i ból. Przez to uświadomił sobie, że nie łatwo było mu zacząć tę rozmowę. – Długo nad tym wszystkim myślałem i analizowałem każde nasze spotkanie. Non stop próbowałeś mnie chronić i zdradziłeś lwią część swoich uczuć w domu Sicariusów. – Widział niepewność Alberta, dlatego postanowił od razu rozwiać jego wątpliwości strategicznym atakiem. Atakiem, który także dużo go będzie kosztować, ale to kara za zabawę mieczem obosiecznym. – Uszy do góry tato. Poniekąd ci wybaczam.

- Nazwałeś mnie… – Albert w szoku patrzył w zielone oczy syna. Emocje w nim wrzały jak lawa w wulkanie tuż przed erupcją i nie wiedział jak ma się zachować pierwszy raz od śmierci Blanki. Usłyszał słowo, którego tak pragnął by wypowiedział. – Kurwa. Tak się nie robi. Nie własnemu ojcu.

- No wiedziałem, że jesteś zdolny braciszku – do salonu wszedł rozbawiony Allen – Tylko tobie udało się doprowadzić naszego tatulka do łez zaraz po mamie oczywiście.

- Allen – warknął na niego zażenowany Albert – Nie śmiej się ze mnie. Chyba mam jeszcze tu jakiś autorytet?

- No jasne tatusiu – odpowiedział mu Allen w śmiechu – wychowałeś mnie przecież.

- Osz wy małe nicponie – zaśmiał się odreagowując całe napięcie. Odzyskał utraconą przed laty rodzinę i to dzięki brakującemu ogniwu, Piotrowi. – Zdajecie sobie sprawę co ze mną zrobiliście?

- Nasza mała Gerda stopiła lodowy odłamek w twoim sercu – zachichotał Allen wskazując żartobliwie na brata – Kai.

- Zaraz – Piotrek od razu się nadąsał w reakcji na porównanie brązowowłosego. – Kto tu niby jest Gerdą Królowo Śniegu!


- I powiało chłodem – Albert nie wytrzymał i podchodząc do bliźniaków potarmosił im włosy – Koniec kłótni. Myślę, że czas coś zjeść.